▲▼
Pojawianie się wiadomości innych osób bez wątpienia nie wzbudzało w nim takich emocji jak ta ze strony Lark. Momentalnie zacisnął mocniej palce na telefonie, uśmiechając się nieznacznie pod maseczką. Od początku wiedział, że nie zostawiłaby ich ot tak, ale mimo wszystko faktyczne pojawienie się kobiety sprawiło, że tylko utwierdził się dodatkowo w tym przekonaniu.
— W Whole Foods — nagrał wiadomość głosową na czacie, w momencie gdy przekroczyli próg sklepu. Machnął nieznacznie głową na Bazyliszka, by upewnić się, że nie zgubi go po drodze i przeciągnął krótko z westchnięciem. Mandarynkowe energetyki, mandarynkowe energetyki...
— Masz dziś szczęście, Nebit — kolejna wiadomość głosowa poprzedziła moment, w którym Słowik od razu zaczął pakować do koszyka nie jedną, ale dziesięć puszek. Skoro mieli takie szczęście to wszystkie dzisiejsze Lisy dostaną drobny gratis. Dziewczyna weźmie z pozostałości tyle ile chce, a w razie czego sam wypije resztę.
— Chcesz coś jeszcze? — zapytał obracając się w stronę Bazyliszka. Skoro i tak byli już na miejscu to mogli kupić coś więcej. I urządzić sobie mini imprezę w centrum handlowym, bo kto im zabroni.
"Puść wodze fantazji(...)"
"Masz dziś szczęście, Nebit."
O tak. O tak. OOOOO TAK. Gdyby mogli siedzieć z nią w jej hobgobliniej piwnicy, byliby w stranie usłyszeć jej dziki chichot małego złoczyńcy. Oj, zaraz mieli tego pożałować. Poczekała jakąś minutę, żeby się najzwyczajniej w świecie uspokoić, nim napisała jeszcze jedną, ostatnią wiadomość:
A później głośniki zapiszczały jak na spięcie mikrofonu.
- Eeee, czy to działa - zniekształcony głos dochodził do każdych uszu w galerii, nawet obecnych gości ustępu. - O. Dobra. Ahem. LUDU-... SZANOWNA KLIENTELO. Pragnę z radością przekazać państwu dobrą i pogodną nowinę - Lisy zainteresowały się waszym żałosnym... - urwała na chwilę. Nie przygotowała sobie mowy, a improwizacja nie była jednak u niej najmocniejsza, kiedy musiała mówić. - ...ale posiadającym mandarynkowe monsterki centrum! Chciałabym zaprosić do zachowania spokoju, chyba że chcecie wiwatować. Ja bym wiwatowała. Jesteśmy fajni, rudzi, i nie rozwalamy witryn. A pana wicedyrektora prosiłabym o zostanie w gabinecie - ktoś zaraz przyjdzie z panem porozmawiać, skoro nie ma pana przełożonego.
Mikrofon chrupnął jeszcze kilka razy, zwiastując zamilknięcie Nebit, która w międzyczasie zdążyła wysłać reszcie Rudzielców mapkę parteru galerii, z zaznaczonym na czerwono wejściem do korytarza pełnego gabinetów, w tym wspomnianego wcześniej skonfundowanego prawie-szefa tego przybytku.
Białe światła wróciły, aczkolwiek zaczęły idiotycznie mrugać do muzyki, której dobór był, jak zwykle, dość wątpliwy.
- A, e, i jak nie oddacie nam terenu to puszczę wam też muzykę z Diabolik Lovers i K-On!, nara.
Ponowne chrupnięcie mikrofonu.
Postukiwał palcami w ekran telefonu, próbując wypatrzeć znajome sylwetki pośród ludzi przechadzających się po centrum. A może wcześniej zdąży ich usłyszeć? W końcu znalazło się w gangu kilka naprawdę hałaśliwych jednostek.
Nim światła zaczęły gasnąć, udało mu się dostrzec tą jedną osobę stojącą przed sklepem. Jaskrawa, pomarańczowa opaska na szczęście była dosyć charakterystycznym punktem, którego Lézard nie mógłby tak łatwo przeoczyć, nawet jeśli byłby prawie ślepy, zasłaniał jedno oko, a drugim patrzył w inną stronę.
— Kto wymyślił tak brutalną taktykę na przejęcie centrum? — zapytał, stając obok Lark. — Nebit będzie torturowała piosenkami gości i wicedyrektora aż ten zgodzi się nasze warunku? Sprytne.
Lisy miały swój charakterystyczny vibe, który towarzyszył im w każdym miejscu, w którym się pojawiały. Czasem nie był do końca pewien czy zgadzał się on z jego własnym podejściem, lecz jednocześnie nie był na tyle przeszkadzający, by odczuwał wewnętrzny niesmak na sam fakt zadawania się z nimi.
Ciężko stwierdzić czy te dziwne rytmy trafiały w jego gusta, czy też nie. Być może dlatego, że najzwyczajniej w świecie ich nie kojarzył. Nigdy nie miał okazji wejść mocniej w cały ten japoński świat. Kasyna pochłonęły go całkowicie.
Za to on sam bez wątpienia wyglądał teraz jak rasowy dziwoląg. Mimo wyższych temperatur, Aziel był ubrany od stóp do głów. Cienkie czarne rękawiczki, czarne spodnie, czarne buty, czarna bluza z głębokim kapturem przysłaniającym nie tylko włosy, ale i twarz. Maska zasłaniająca połowę twarzy i czarne okulary przeciwsłoneczne, których nie ściągnął nawet w budynku. Czerń zdawała się otulać go całego niczym druga skóra. Dołączył do reszty Lézarda i Lark, rozglądając się wokół.
— Jeśli nie skapitulują w pięć minut to się mocno zdziwię. Potrzebujecie obstawy? — jakby nie patrzeć wyglądał teraz jak jakiś tajny agent.
Czy był jedyną osobą na miejscu, która doceniała doskonałe poczucie humoru Nebit? Wszystko na to wskazywało. Przekręcił jedynie oczami na kilka komentarzy bliżej nieokreślonych przechodniów, którzy najwidoczniej byli zbyt słabo wyedukowani, by rozpoznać prawdziwe dzieło sztuki.
Zapłacił za co miał zapłacić i od razu rozdał monsterki wszystkim towarzyszącym mu Lisom. Przy czym w przypadku Bazyliszka wyraźnie się zawahał, zupełnie jakby nie był do końca pewien czy przekroczył już wiek do picia energetyków.
— Skończyłeś trzynaście lat, nie? — upewnił się nim podał mu napój, zaraz kierując się w kierunku Lark i reszty. Na widok kobiety jego oczy wyraźnie rozbłysły. Porozdawał energetyki i im, ostatnie sztuki zostawiając sobie i Nebit.
— Podrzucić ci je w jakieś konkretne miejsce? — wiadomość głosowa wysłana do drugiej ulubionej lisicy poprzedziła jego zwrócenie się w stronę herszta gangu.
— Chcesz już iść do zarządcy czy pokatujemy ich jeszcze przez kilka minut?
Ależ była teraz zadowolona z siebie. Czekała tylko na pochwały od wszystkich, absolutnie zasłużone. Nawet jeśli po czasie wpadły jej do głowy jeszcze lepsze pomysły na otwarcie tego absolutnego gównopokazu.
Postanowiła odpowiedzieć Słowikowi tą samą metodą, której użył sam chłopak. Już po kilku sekundach można było dostrzec załącznik z wiadomością głosową od piwnicznej Lisicy:
- Wiesz cooo, może zgadamy się na jakiś monsterkowy wypad na tamtą strzelnicę, co zamiataliśmy? Ostatnio kupiłam nam taśmy ledowe żeby to były... wiecie, prawdziwe gamerskie Tilted Towers - parsknęła na swój własny Fortnite żart. Tak jakby kiedykolwiek w niego grała. Zaraz za tym poszła jednak druga wiadomośc, już nieco mniej entuzjastyczna. - Tylko... e... nie sprowadzajcie za dużo Lisów, po klubie nadal mam mało socjalny nastrój.
I może i słyszała absolutnie wszystko, od katowania, przez jej gust aż po wątpliwe zatroskanie jej potencjalnym stanem po napojach kofeinowych, ale jakoś absolutnie nie chciała na to odpisywać czy odpowiadać głosowo. Nawet, jeśli pewnie wiedzieli, że ich mała cholera inwigiluje, to jednak, no, miała lepsze rzeczy do roboty. Jak na przykład szukanie kolejnych hitów na plejlistę przebojów.
Trochę żałowała, że nie widziała ich min.
Uwielbiała zakupy. I choć beż wątpienia niejedna osoba wpisałaby ją w stereotyp klasycznej panienki, nigdy jakoś szczególnie się tym nie przejmowała. Jakby nie patrzeć jej mottem życiowym było "ślij wszystkim dobrą energię i nie daj się wkręcić w krąg negatywności". Trzymała się go na każdym kroku, zbyt zadowolona z życia by słuchać cudzych prób podkopania jej pewności siebie.
Zatrzymała się na chwilę przy witrynie sklepowej przyglądając z zadowoleniem swojemu dzisiejszemu strojowi. Morelowe trampk, luźne jasnoniebieskie spodnie o szerokich nogawkach, biała koszulka z różowym napisem "Chilled out" i bladoróżowa koszula zawiązana w pasie. Zakręciła nawet nieznacznie włosy, by stworzyły coś na wzór uroczych, delikatnych loków, a kąciki oczu podkreśliła łagodnym różem. Wyrażanie siebie w tak prostych czynnościach było dla nich wszystkich podstawą. I choć początkowo Olivier uwielbiał robić sobie z nich żarty, nawet on odpuścił rozumiejąc potrzebę indywidualności.
Podskoczyła w miejscu słysząc nagły trzask obok siebie. Kilka rzeczy poturlało jej się pod stopy, zatrzymując tuż obok podeszwy. Pozbierała co mogła i podeszła czym prędzej do chłopaka kucając obok niego.
— Ojej, wszystko w porządku skarbie? Nic ci się nie stało? — zapytała troskliwie, podając mu tyle przedmiotów ile dała radę zgarnąć. Mimo to wątpiła, by przy zepsutym plecaku miało się to sprawdzić na dłuższą metę. Zwiesiła się na chwilę patrząc uważnie na materiał i postukując palcem wskazującym w wargę, wyraźnie o czymś myśląc.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Centrum Handlowe
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni chodzeniem po sklepach ludzie mogą udać się na film do znanego kina. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami, grami, zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można te z bardziej markowymi rzeczami — jak i nieco mniej, dla tych których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, jednak największy ruch przypada oczywiście na weekendy. Każdego wejścia do centrum pilnuje dwóch ochroniarzy, a bramki alarmują przy każdej próbie wniesienia czegoś metalowego. Sklepy wyposażono w szyby kuloodporne, ale to wcale nie powstrzymuje zbuntowanych nastolatków od próby zdemolowania lokali przy pomocy kija baseballowego.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
[ Przejmowanie terenu 7/15 ]
Pojawianie się wiadomości innych osób bez wątpienia nie wzbudzało w nim takich emocji jak ta ze strony Lark. Momentalnie zacisnął mocniej palce na telefonie, uśmiechając się nieznacznie pod maseczką. Od początku wiedział, że nie zostawiłaby ich ot tak, ale mimo wszystko faktyczne pojawienie się kobiety sprawiło, że tylko utwierdził się dodatkowo w tym przekonaniu.
— W Whole Foods — nagrał wiadomość głosową na czacie, w momencie gdy przekroczyli próg sklepu. Machnął nieznacznie głową na Bazyliszka, by upewnić się, że nie zgubi go po drodze i przeciągnął krótko z westchnięciem. Mandarynkowe energetyki, mandarynkowe energetyki...
— Masz dziś szczęście, Nebit — kolejna wiadomość głosowa poprzedziła moment, w którym Słowik od razu zaczął pakować do koszyka nie jedną, ale dziesięć puszek. Skoro mieli takie szczęście to wszystkie dzisiejsze Lisy dostaną drobny gratis. Dziewczyna weźmie z pozostałości tyle ile chce, a w razie czego sam wypije resztę.
— Chcesz coś jeszcze? — zapytał obracając się w stronę Bazyliszka. Skoro i tak byli już na miejscu to mogli kupić coś więcej. I urządzić sobie mini imprezę w centrum handlowym, bo kto im zabroni.
[ przejęcie tematu 8/15 ]
"Puść wodze fantazji(...)"
"Masz dziś szczęście, Nebit."
O tak. O tak. OOOOO TAK. Gdyby mogli siedzieć z nią w jej hobgobliniej piwnicy, byliby w stranie usłyszeć jej dziki chichot małego złoczyńcy. Oj, zaraz mieli tego pożałować. Poczekała jakąś minutę, żeby się najzwyczajniej w świecie uspokoić, nim napisała jeszcze jedną, ostatnią wiadomość:
Muzyczka niczym z windy, lecąca sobie beztrosko w centrum handlowym, ucięła się nagle, razem z gasnącymi światłami. Awaria prądu? Nie, przecież lodówki w Whole Foodsie nadal działały, kasy i terminale zdawały się odpowiadać, biorąc pod uwagę charakterystyczne piknięcie skanera, które rozległo się tuż po tym gdy biedna zaskoczona kasjerka wypuściła z rąk puszkę grzybowej Campbellsa.Zapnijcie pasy >
A później głośniki zapiszczały jak na spięcie mikrofonu.
- Eeee, czy to działa - zniekształcony głos dochodził do każdych uszu w galerii, nawet obecnych gości ustępu. - O. Dobra. Ahem. LUDU-... SZANOWNA KLIENTELO. Pragnę z radością przekazać państwu dobrą i pogodną nowinę - Lisy zainteresowały się waszym żałosnym... - urwała na chwilę. Nie przygotowała sobie mowy, a improwizacja nie była jednak u niej najmocniejsza, kiedy musiała mówić. - ...ale posiadającym mandarynkowe monsterki centrum! Chciałabym zaprosić do zachowania spokoju, chyba że chcecie wiwatować. Ja bym wiwatowała. Jesteśmy fajni, rudzi, i nie rozwalamy witryn. A pana wicedyrektora prosiłabym o zostanie w gabinecie - ktoś zaraz przyjdzie z panem porozmawiać, skoro nie ma pana przełożonego.
Mikrofon chrupnął jeszcze kilka razy, zwiastując zamilknięcie Nebit, która w międzyczasie zdążyła wysłać reszcie Rudzielców mapkę parteru galerii, z zaznaczonym na czerwono wejściem do korytarza pełnego gabinetów, w tym wspomnianego wcześniej skonfundowanego prawie-szefa tego przybytku.
Białe światła wróciły, aczkolwiek zaczęły idiotycznie mrugać do muzyki, której dobór był, jak zwykle, dość wątpliwy.
- A, e, i jak nie oddacie nam terenu to puszczę wam też muzykę z Diabolik Lovers i K-On!, nara.
Ponowne chrupnięcie mikrofonu.
Przejęcie tematu 9/15
Dostała konkretną informację gdzie znajdowały się jej liski. Bardzo dobrze, teraz mogła spokojnym krokiem udać się w stronę wspomnianego sklepu. Znaczy taki miała plan przeczesując zakamarki pamięci, ostatecznie nie lądowała tutaj zbyt często. Po kilku krokach zlokalizowała panel informacyjny i wystukała interesują ją lokalizację. Teraz mogła już pewnie ruszyć przed siebie. Czując na plecach dziwny dreszcz, widząc odpowiedź od Nebit, dała jej wolną rękę, ale dziewczyna była swoistym elementem chaosu. Możesz ją próbować kontrolować, ale gdy spuszcza się ją „ze smyczy”, może wydarzyć się wszystko – dosłownie. Chwilę później światła w galerii zgasły, sygnalizując rozpoczęcie akcji przez ich hakera. Lark uniosła lekko brwi słysząc głos „zdalnego lisa”, nawet jeśli Nebitkowy głos był teraz zniekształcony, to i tak wybranie opcji przemówienia był dość odważny. Całe szczęście, że sama nie musisała podsyłać swojej próbki głosu czy coś w tym stylu. Nie była zbyt… medialną osobą. No i ostatecznie nikt od niej tego nie wymagał, dlatego też nie mogła za mocno narzekać.
Zatrzymała się przed Whole Foods czekając aż Słowik zresztą lisów wyjdzie ze sklepu. Wyglądało na to, że została jej umówiona wizyta z kierownictwem sklepu. Całkiem ciekawie. Powinno być trochę lżej niż w reszcie lokacji. Miejsce było odwiedzane przez sporo osób, zagrożenie zniszczeń było po prostu zbyt duże i zbyt kosztowne by nie przyjąć wspaniałomyślnej oferty od nich. Stojąc przed sklepem wystukała wiadomość do Słowika.
„Czekam przed sklepem, odwiedzisz ze mną biura?” – ot krótka wiadomość, jakoś nigdy nie lubiła się zbędnie rozpisywać w konkretnych sprawach. Schowała telefon do kieszeni, dalej trzymając na nim dłoń w razie gdyby wibracja oznajmiła nową wiadomość. Jakoś nie lubiła tych wszystkich obszarów biurowych, wyglądały jak klatki. A może to był problem nazewnictwa? Do gabinetów nie miała nic, a nie różniły się dużo.
Zatrzymała się przed Whole Foods czekając aż Słowik zresztą lisów wyjdzie ze sklepu. Wyglądało na to, że została jej umówiona wizyta z kierownictwem sklepu. Całkiem ciekawie. Powinno być trochę lżej niż w reszcie lokacji. Miejsce było odwiedzane przez sporo osób, zagrożenie zniszczeń było po prostu zbyt duże i zbyt kosztowne by nie przyjąć wspaniałomyślnej oferty od nich. Stojąc przed sklepem wystukała wiadomość do Słowika.
„Czekam przed sklepem, odwiedzisz ze mną biura?” – ot krótka wiadomość, jakoś nigdy nie lubiła się zbędnie rozpisywać w konkretnych sprawach. Schowała telefon do kieszeni, dalej trzymając na nim dłoń w razie gdyby wibracja oznajmiła nową wiadomość. Jakoś nie lubiła tych wszystkich obszarów biurowych, wyglądały jak klatki. A może to był problem nazewnictwa? Do gabinetów nie miała nic, a nie różniły się dużo.
| Przejęcie terenu 10/15 |
| ubiór i maska
Był w połowie drogi do domu, gdy odsłuchiwał wiadomość Słowika, jednak nie mógł od razu zawrócić i udać się do centrum handlowego. Musiał załatwić wcześniej inną sprawę, którą miał już zaplanowaną od zeszłego tygodnia. Na szczęście nie było to tak daleko od miejsca spotkania z Lisami.| ubiór i maska
Postukiwał palcami w ekran telefonu, próbując wypatrzeć znajome sylwetki pośród ludzi przechadzających się po centrum. A może wcześniej zdąży ich usłyszeć? W końcu znalazło się w gangu kilka naprawdę hałaśliwych jednostek.
Nim światła zaczęły gasnąć, udało mu się dostrzec tą jedną osobę stojącą przed sklepem. Jaskrawa, pomarańczowa opaska na szczęście była dosyć charakterystycznym punktem, którego Lézard nie mógłby tak łatwo przeoczyć, nawet jeśli byłby prawie ślepy, zasłaniał jedno oko, a drugim patrzył w inną stronę.
— Kto wymyślił tak brutalną taktykę na przejęcie centrum? — zapytał, stając obok Lark. — Nebit będzie torturowała piosenkami gości i wicedyrektora aż ten zgodzi się nasze warunku? Sprytne.
[ Przejmowanie terenu 11/15 ]
Lisy miały swój charakterystyczny vibe, który towarzyszył im w każdym miejscu, w którym się pojawiały. Czasem nie był do końca pewien czy zgadzał się on z jego własnym podejściem, lecz jednocześnie nie był na tyle przeszkadzający, by odczuwał wewnętrzny niesmak na sam fakt zadawania się z nimi.
Ciężko stwierdzić czy te dziwne rytmy trafiały w jego gusta, czy też nie. Być może dlatego, że najzwyczajniej w świecie ich nie kojarzył. Nigdy nie miał okazji wejść mocniej w cały ten japoński świat. Kasyna pochłonęły go całkowicie.
Za to on sam bez wątpienia wyglądał teraz jak rasowy dziwoląg. Mimo wyższych temperatur, Aziel był ubrany od stóp do głów. Cienkie czarne rękawiczki, czarne spodnie, czarne buty, czarna bluza z głębokim kapturem przysłaniającym nie tylko włosy, ale i twarz. Maska zasłaniająca połowę twarzy i czarne okulary przeciwsłoneczne, których nie ściągnął nawet w budynku. Czerń zdawała się otulać go całego niczym druga skóra. Dołączył do reszty Lézarda i Lark, rozglądając się wokół.
— Jeśli nie skapitulują w pięć minut to się mocno zdziwię. Potrzebujecie obstawy? — jakby nie patrzeć wyglądał teraz jak jakiś tajny agent.
[ Przejmowanie terenu 12/15 ]
Czy był jedyną osobą na miejscu, która doceniała doskonałe poczucie humoru Nebit? Wszystko na to wskazywało. Przekręcił jedynie oczami na kilka komentarzy bliżej nieokreślonych przechodniów, którzy najwidoczniej byli zbyt słabo wyedukowani, by rozpoznać prawdziwe dzieło sztuki.
Zapłacił za co miał zapłacić i od razu rozdał monsterki wszystkim towarzyszącym mu Lisom. Przy czym w przypadku Bazyliszka wyraźnie się zawahał, zupełnie jakby nie był do końca pewien czy przekroczył już wiek do picia energetyków.
— Skończyłeś trzynaście lat, nie? — upewnił się nim podał mu napój, zaraz kierując się w kierunku Lark i reszty. Na widok kobiety jego oczy wyraźnie rozbłysły. Porozdawał energetyki i im, ostatnie sztuki zostawiając sobie i Nebit.
— Podrzucić ci je w jakieś konkretne miejsce? — wiadomość głosowa wysłana do drugiej ulubionej lisicy poprzedziła jego zwrócenie się w stronę herszta gangu.
— Chcesz już iść do zarządcy czy pokatujemy ich jeszcze przez kilka minut?
[Przejęcie temat 13/15]
Zaczęła sobie nucić - znaczy, tak w środeczku, nie na głos. Trzeba było zachowywać pozory no i Lark była bardzo wdzięczna za fakt posiadania maski na całą twarz - nie było problemu z ukrywaniem rozbawionego uśmiechu. Chociaż trzeba przyznać, że obecny repertuar i tak był MIŁOSIERNY, patrząc na cały arsenał jaki znajdował się w rękach Nebitki. Skinęła głową Lézardowi i parsknęła cicho, rozkładając ramiona. - Jestem winna tylko dlatego, że tego nie powstrzymałam. - Schowała zaraz rączki z powrotem do kieszeni. - Oj nie nie, będzie to robiła do czasu aż nie poprosi nas byśmy przestali. Myślę, że warunki zaakceptuje za pięć minut, nawet jeśli ich jeszcze nie zna..
Może tego nie pokazywała aż tak na zewnątrz, ale tym razem bawiła się tą sytuacją, co było zaskakujące nawet dla niej samej. Może to znak, żeby dawać Nebitce wolną rękę dużo częściej? Szybko pokręciła głową jakby to miało pomóc wyrzucenia takich myśli z głowy. Nie, nie. Nie przesadzajmy. - Zastanowię się tylko czy przyjąć ich kapitulację tak od razu, a skoro się poddają to obstawa raczej nie będzie potrzebna. Za to możesz zająć miejsce w pierwszym rzędzie by napawać się tym przedstawieniem. Chociaż może nie doceniamy przeciwnika? Może 5 minut to nie jest wystarczający czas... poczekamy jeszcze trochę. - Rzuciła do Serpenta, w sumie ciężko było go rozgryźć z tym całym wyglądem, znaczy ubiorem. Znaczy Lisy miały dowolność i same w sobie były specyficzne, ale takie odstawienie się od stóp do głowy, wychodziło nawet poza ich "normy". O ile takie istniały.
Chwile później pojawił się Słowik z energetykami. Lark ściągnęła lekko brwi w zamyśleniu przyglądając się jak Słowik dzieli się z Bazyliszkiem. Raczej nie chodziło jej o jego wiek, a raczej samą osobowość. To takie.. dorzucanie do ogniska kolejnych pieńków, oblanych benzyną. HM. Najwyżej przyciśnie się GADA (<3) do ziemi i poczeka aż energetyk z niego zejdzie. Odebrała swoją puszkę, skinając Słowikowi głową. Miły gest. Po chwilowym namyśle otworzyła ją. Trochę żałowała, że nie spakowała sobie jakiś słomek czy coś. - Nie ma co się śpieszyć. Wypijemy, damy im przemyśleć kilka rzeczy i dopiero do nich zawitamy! Jak kochają to poczekają. - Rzuciła rozbawiona, odwróciła się trochę od Lisków unosząc maskę by odsłonić tylko usta i upiła trochę zawartości puszki. Nie była może największą fanką energetyków, ale to było w sumie dobre. Poprawiła maskę, póki było sporo napoju w puszcze nie musiała się martwić o jakieś dzikie wygibasy z energetykiem i maską. - Gust Nebitki odnośnie napojów jest lepszy niż bym się spodziewała. No proszę. W ogóle czy ona powinna pić energetyki? - Zerknęła na Słowika.
Może tego nie pokazywała aż tak na zewnątrz, ale tym razem bawiła się tą sytuacją, co było zaskakujące nawet dla niej samej. Może to znak, żeby dawać Nebitce wolną rękę dużo częściej? Szybko pokręciła głową jakby to miało pomóc wyrzucenia takich myśli z głowy. Nie, nie. Nie przesadzajmy. - Zastanowię się tylko czy przyjąć ich kapitulację tak od razu, a skoro się poddają to obstawa raczej nie będzie potrzebna. Za to możesz zająć miejsce w pierwszym rzędzie by napawać się tym przedstawieniem. Chociaż może nie doceniamy przeciwnika? Może 5 minut to nie jest wystarczający czas... poczekamy jeszcze trochę. - Rzuciła do Serpenta, w sumie ciężko było go rozgryźć z tym całym wyglądem, znaczy ubiorem. Znaczy Lisy miały dowolność i same w sobie były specyficzne, ale takie odstawienie się od stóp do głowy, wychodziło nawet poza ich "normy". O ile takie istniały.
Chwile później pojawił się Słowik z energetykami. Lark ściągnęła lekko brwi w zamyśleniu przyglądając się jak Słowik dzieli się z Bazyliszkiem. Raczej nie chodziło jej o jego wiek, a raczej samą osobowość. To takie.. dorzucanie do ogniska kolejnych pieńków, oblanych benzyną. HM. Najwyżej przyciśnie się GADA (<3) do ziemi i poczeka aż energetyk z niego zejdzie. Odebrała swoją puszkę, skinając Słowikowi głową. Miły gest. Po chwilowym namyśle otworzyła ją. Trochę żałowała, że nie spakowała sobie jakiś słomek czy coś. - Nie ma co się śpieszyć. Wypijemy, damy im przemyśleć kilka rzeczy i dopiero do nich zawitamy! Jak kochają to poczekają. - Rzuciła rozbawiona, odwróciła się trochę od Lisków unosząc maskę by odsłonić tylko usta i upiła trochę zawartości puszki. Nie była może największą fanką energetyków, ale to było w sumie dobre. Poprawiła maskę, póki było sporo napoju w puszcze nie musiała się martwić o jakieś dzikie wygibasy z energetykiem i maską. - Gust Nebitki odnośnie napojów jest lepszy niż bym się spodziewała. No proszę. W ogóle czy ona powinna pić energetyki? - Zerknęła na Słowika.
[ przejęcie terenu 14/15 ]
Ależ była teraz zadowolona z siebie. Czekała tylko na pochwały od wszystkich, absolutnie zasłużone. Nawet jeśli po czasie wpadły jej do głowy jeszcze lepsze pomysły na otwarcie tego absolutnego gównopokazu.
Postanowiła odpowiedzieć Słowikowi tą samą metodą, której użył sam chłopak. Już po kilku sekundach można było dostrzec załącznik z wiadomością głosową od piwnicznej Lisicy:
- Wiesz cooo, może zgadamy się na jakiś monsterkowy wypad na tamtą strzelnicę, co zamiataliśmy? Ostatnio kupiłam nam taśmy ledowe żeby to były... wiecie, prawdziwe gamerskie Tilted Towers - parsknęła na swój własny Fortnite żart. Tak jakby kiedykolwiek w niego grała. Zaraz za tym poszła jednak druga wiadomośc, już nieco mniej entuzjastyczna. - Tylko... e... nie sprowadzajcie za dużo Lisów, po klubie nadal mam mało socjalny nastrój.
I może i słyszała absolutnie wszystko, od katowania, przez jej gust aż po wątpliwe zatroskanie jej potencjalnym stanem po napojach kofeinowych, ale jakoś absolutnie nie chciała na to odpisywać czy odpowiadać głosowo. Nawet, jeśli pewnie wiedzieli, że ich mała cholera inwigiluje, to jednak, no, miała lepsze rzeczy do roboty. Jak na przykład szukanie kolejnych hitów na plejlistę przebojów.
O nie.atmosfera zaraz zrobi się OKRUTNA, hopaky XDXDXD
Trochę żałowała, że nie widziała ich min.
[Przejęcie terenu 15/15]
Uśmiechneła się lekko pod nosem, słysząc odpowiedź o małym wypadzie na ich strzelnice. To nie był taki głupi pomysł. Mogli przy okazji trochę ogarnąć tamto miejsce, bo znając życie nie skończą z taką robotą co najmniej do następnego miesiąca.
Mała cholera na pewno ich podsłuchiwała to był niepodważalny fakt. Czy Lark siętym przejmowała? Nie bardzo. Znała umiejętności ich małego piwniczaka, nie warto było sobie robić z Nebitki wroga. Tak jak wcześniej Lark podejrzewała, że Nebit nie pokazała jeszcze swojego pazura, wnioskując po muzyce jaką puszczała. To teraz jakby się "doprosiła", lekko zacisnęła palce na puszce, bo raczej nie spodziewałą się zmiany repertuaru tak szybko. No cóż, tego właśnie chciała prawda?
- Zmiana planów, idziemy już teraz, bo nie wiem czy sama przez przypadek nie przegryzę komuś aorty. - Rzuciła do Lisów i ruszyła sprawdzając jeszcze mapkę podesłaną wcześniej przez ich hakera. Był ich mały tłum, jednak w takim rozległym miejscu nie zamierzałą rozpraszać ich "sił" i wszyscy pojawią się w przestrzeni biurowej. Jednak tylko ze Słowikiem uda się na spotkanie z zastępcą właściciela tego centrum handlowego. Tradycyjna umowa - nie wchodzimy sobie w drogę.
Po późniejszych negocjacjach Lark opuściła biuro i w sumie dała sygnał Liskom do rozejścia się, no chyba, że któryś planował się jeszcze pokręcić po centrum - tylko bez żadnych awantur. Wyciągnęła jeszcze tylko telefon by wystukać wiadomość i zgarnęła się z Centrum wraz z Słowikiem i resztą, którzy jednak mieli dość zakupów na dziś.
zt
Mała cholera na pewno ich podsłuchiwała to był niepodważalny fakt. Czy Lark siętym przejmowała? Nie bardzo. Znała umiejętności ich małego piwniczaka, nie warto było sobie robić z Nebitki wroga. Tak jak wcześniej Lark podejrzewała, że Nebit nie pokazała jeszcze swojego pazura, wnioskując po muzyce jaką puszczała. To teraz jakby się "doprosiła", lekko zacisnęła palce na puszce, bo raczej nie spodziewałą się zmiany repertuaru tak szybko. No cóż, tego właśnie chciała prawda?
- Zmiana planów, idziemy już teraz, bo nie wiem czy sama przez przypadek nie przegryzę komuś aorty. - Rzuciła do Lisów i ruszyła sprawdzając jeszcze mapkę podesłaną wcześniej przez ich hakera. Był ich mały tłum, jednak w takim rozległym miejscu nie zamierzałą rozpraszać ich "sił" i wszyscy pojawią się w przestrzeni biurowej. Jednak tylko ze Słowikiem uda się na spotkanie z zastępcą właściciela tego centrum handlowego. Tradycyjna umowa - nie wchodzimy sobie w drogę.
Po późniejszych negocjacjach Lark opuściła biuro i w sumie dała sygnał Liskom do rozejścia się, no chyba, że któryś planował się jeszcze pokręcić po centrum - tylko bez żadnych awantur. Wyciągnęła jeszcze tylko telefon by wystukać wiadomość i zgarnęła się z Centrum wraz z Słowikiem i resztą, którzy jednak mieli dość zakupów na dziś.
"Nebit, możesz puścić coś spokojniejszego, jesteśmy w domu."
zt
TEREN PRZEJĘTY PRZEZ LISY
Okres nietykalności: do 16.07.2021 (włącznie)
Okres nietykalności: do 16.07.2021 (włącznie)
Autobus zatrzymał się na przystanku pod galerią handlową, a wpatrzony w ekran swojego telefonu Whitelaw podniósł się z miejsca, jakby instynktownie wyczuł moment wysiadki. Jego częste wypady do dystryktu B sprawiły, że wyrobił w sobie tego rodzaju odruch. Wystukując ostatnią część wiadomości na telefonie, przerzucił luźno plecak przez ramię, a kiedy stanął na chodniku, wreszcie schował urządzenie do kieszeni i zdjął słuchawki z uszu. Podczas jazdy wolał odciąć się od świata i udawać, że nie widzi wrogich spojrzeń staruszek, którym wydawało się, że zajmowane przez niego miejsce należało do nich. Co prawda z jedną z nich odbył wzrokowy pojedynek, ale dość szybko mu się to znudziło, a starsza kobieta zajęła miejsce, które ustąpił jej ktoś inny.
Jakiś frajer, który nie potrafił walczyć o swoje.
Brunet zrobił trzy kroki naprzód i obejrzał się za siebie, kierując wzrok na wysiadającego z autobusu blondyna. Przynajmniej tyle, że nie zapatrzył się w okno niczym jebany aktor z teledysku i nie przegapił ich punktu docelowego. Czarnowłosy nie czekałby na niego, gdyby okazało się, że blondyn musi zapierdalać na miejsce z przystanku dalej.
— Prowadź. Mam nadzieję, że nie zamierzasz zabrać mnie do jakiegoś pedalskiego sklepu, Moore — uprzedził. Był przygotowany na ewentualne zerwanie ich niepisanego kontraktu, gdyby sprawy posunęły się za daleko, pomimo że Theo odbębnił swoją część. Godność ponad wszystko. — Postawisz mi obiecaną kawę, gdy będziemy wychodzić. Mają tutaj zajebistą kawiarnię — rzucił, czekając aż jego współlokator ruszy przodem. Sam zamierzał trzymać się jakieś dwa kroki za nim. Nie do końca pochwalał tę całą ideę ich wspólnych zakupów, więc przynajmniej wolał stwarzać pozory kogoś, kto przyszedł tu sam, mimo że przez najbliższą godzinę – dwie? – musiał dotrzymywać towarzystwa temu irytującemu karłowi.
Lepiej, żeby ten niczego nie odjebał. Z jakiegoś powodu czarnowłosy miał złe przeczucia – nadal też nie uświadomiono go, dlaczego w ogóle musiał tu przyjść. To, że Moore zaprosił go, bo wyglądał groźnie i potrafił się bić, było dość okrojoną informacją. Poza tym chyba nie sądził, że Chase czuł się zobowiązany do stawania w jego obronie?
Mimowolnie przesunął wzrokiem po sylwetce chłopaka. Nie było w tym nic perwersyjnego – po prostu starał się ocenić jego możliwości w starciu z kimkolwiek i doszedł do wniosku, że gdyby przyszło co do czego, Theo szybko przekonałby się, że zęby wypadały nie tylko od czekolady.
A co z pozorami, które mylą?
Cóż, nie brał ich pod uwagę.
Jakiś frajer, który nie potrafił walczyć o swoje.
Brunet zrobił trzy kroki naprzód i obejrzał się za siebie, kierując wzrok na wysiadającego z autobusu blondyna. Przynajmniej tyle, że nie zapatrzył się w okno niczym jebany aktor z teledysku i nie przegapił ich punktu docelowego. Czarnowłosy nie czekałby na niego, gdyby okazało się, że blondyn musi zapierdalać na miejsce z przystanku dalej.
— Prowadź. Mam nadzieję, że nie zamierzasz zabrać mnie do jakiegoś pedalskiego sklepu, Moore — uprzedził. Był przygotowany na ewentualne zerwanie ich niepisanego kontraktu, gdyby sprawy posunęły się za daleko, pomimo że Theo odbębnił swoją część. Godność ponad wszystko. — Postawisz mi obiecaną kawę, gdy będziemy wychodzić. Mają tutaj zajebistą kawiarnię — rzucił, czekając aż jego współlokator ruszy przodem. Sam zamierzał trzymać się jakieś dwa kroki za nim. Nie do końca pochwalał tę całą ideę ich wspólnych zakupów, więc przynajmniej wolał stwarzać pozory kogoś, kto przyszedł tu sam, mimo że przez najbliższą godzinę – dwie? – musiał dotrzymywać towarzystwa temu irytującemu karłowi.
Lepiej, żeby ten niczego nie odjebał. Z jakiegoś powodu czarnowłosy miał złe przeczucia – nadal też nie uświadomiono go, dlaczego w ogóle musiał tu przyjść. To, że Moore zaprosił go, bo wyglądał groźnie i potrafił się bić, było dość okrojoną informacją. Poza tym chyba nie sądził, że Chase czuł się zobowiązany do stawania w jego obronie?
Mimowolnie przesunął wzrokiem po sylwetce chłopaka. Nie było w tym nic perwersyjnego – po prostu starał się ocenić jego możliwości w starciu z kimkolwiek i doszedł do wniosku, że gdyby przyszło co do czego, Theo szybko przekonałby się, że zęby wypadały nie tylko od czekolady.
A co z pozorami, które mylą?
Cóż, nie brał ich pod uwagę.
Zakupy, zakupy, zakupy... - nucił sobie w myślach Shiro, spoglądając na witrynę sklepu, w którym dosłownie przed chwilą. Rudowłosy był obecnie w dobrym nastroju, przez to, że dosłownie chwilę temu dorwał jedną z książek, które interesowały go w ostatnim czasie. Teraz owe dzieło spoczywało bezpiecznie na dnie plecaka, który był przewieszony przez jego ramię. A teraz...
... teraz to nadal wpatrywał się w obraz za szybą. Zastanawiając się zarazem czy nie przesadzi, jeśli zaraz tam wróci.
- Mógłbym sam siebie nie demotywować się na dzień dobry - wymamrotał sam do siebie, nie ukrywając zniechęcenia w głosie. - No i z tego wszystkiego gadam do siebie. Oby nikt nie zauważył - podrapał się po rudej głowie, zerkając na lewą i prawą stronę od siebie. Nie zauważył nikogo, kto nagle zacząłby wytykać go palcem, przez co wzruszył nieco ramionami. Nie wyglądało mu na to, więc szybko potem wywalił z głowy myśli o tym, że skupiłby czyjąś uwagę i sięgnął po telefon. Zamierzał sprawdzić swój stan konta, by chociaż na moment udać dorosłego i odpowiedzialnego człowieka, zastanawiającego się nad przyszłością...
- A może kupię nową zabawkę dla futrzaków?
... albo i nie.
Gwałtownie obrócił się na pięcie z zamiarem spełnienia swojej chwilowej zachcianki, gdy do jego uszów dobiegł dźwięk rozdzieranego materiału, a potem głuchy upadek, aż potem odczuł lekkość na plecach. Z lekką zgrozą odwrócił się, by zobaczyć, że jego plecak leżał na podłodze z częściowo rozsypaną zawartością swoja.
- No nie - jęknął. Odwrócił się całkowicie, po czym przykucnął, próbując na szybko zgarnąć swoje przedmioty. - Serio, teraz? Musiał się ten pasek urwać... - mamrotał pod nosem, narzekając na swój obecny los.
... teraz to nadal wpatrywał się w obraz za szybą. Zastanawiając się zarazem czy nie przesadzi, jeśli zaraz tam wróci.
- Mógłbym sam siebie nie demotywować się na dzień dobry - wymamrotał sam do siebie, nie ukrywając zniechęcenia w głosie. - No i z tego wszystkiego gadam do siebie. Oby nikt nie zauważył - podrapał się po rudej głowie, zerkając na lewą i prawą stronę od siebie. Nie zauważył nikogo, kto nagle zacząłby wytykać go palcem, przez co wzruszył nieco ramionami. Nie wyglądało mu na to, więc szybko potem wywalił z głowy myśli o tym, że skupiłby czyjąś uwagę i sięgnął po telefon. Zamierzał sprawdzić swój stan konta, by chociaż na moment udać dorosłego i odpowiedzialnego człowieka, zastanawiającego się nad przyszłością...
- A może kupię nową zabawkę dla futrzaków?
... albo i nie.
Gwałtownie obrócił się na pięcie z zamiarem spełnienia swojej chwilowej zachcianki, gdy do jego uszów dobiegł dźwięk rozdzieranego materiału, a potem głuchy upadek, aż potem odczuł lekkość na plecach. Z lekką zgrozą odwrócił się, by zobaczyć, że jego plecak leżał na podłodze z częściowo rozsypaną zawartością swoja.
- No nie - jęknął. Odwrócił się całkowicie, po czym przykucnął, próbując na szybko zgarnąć swoje przedmioty. - Serio, teraz? Musiał się ten pasek urwać... - mamrotał pod nosem, narzekając na swój obecny los.
L u c y
____________
Uwielbiała zakupy. I choć beż wątpienia niejedna osoba wpisałaby ją w stereotyp klasycznej panienki, nigdy jakoś szczególnie się tym nie przejmowała. Jakby nie patrzeć jej mottem życiowym było "ślij wszystkim dobrą energię i nie daj się wkręcić w krąg negatywności". Trzymała się go na każdym kroku, zbyt zadowolona z życia by słuchać cudzych prób podkopania jej pewności siebie.
Zatrzymała się na chwilę przy witrynie sklepowej przyglądając z zadowoleniem swojemu dzisiejszemu strojowi. Morelowe trampk, luźne jasnoniebieskie spodnie o szerokich nogawkach, biała koszulka z różowym napisem "Chilled out" i bladoróżowa koszula zawiązana w pasie. Zakręciła nawet nieznacznie włosy, by stworzyły coś na wzór uroczych, delikatnych loków, a kąciki oczu podkreśliła łagodnym różem. Wyrażanie siebie w tak prostych czynnościach było dla nich wszystkich podstawą. I choć początkowo Olivier uwielbiał robić sobie z nich żarty, nawet on odpuścił rozumiejąc potrzebę indywidualności.
Podskoczyła w miejscu słysząc nagły trzask obok siebie. Kilka rzeczy poturlało jej się pod stopy, zatrzymując tuż obok podeszwy. Pozbierała co mogła i podeszła czym prędzej do chłopaka kucając obok niego.
— Ojej, wszystko w porządku skarbie? Nic ci się nie stało? — zapytała troskliwie, podając mu tyle przedmiotów ile dała radę zgarnąć. Mimo to wątpiła, by przy zepsutym plecaku miało się to sprawdzić na dłuższą metę. Zwiesiła się na chwilę patrząc uważnie na materiał i postukując palcem wskazującym w wargę, wyraźnie o czymś myśląc.
Mamrocząc pod nosem mniej zrozumiałe słowa, starał się jak najszybciej zebrać swoje rzeczy do zniszczonego plecacka. Miał przeczucie, że takie potraktowanie przedmiotów odbije się na nim później, ale pośpiech i sytuacja nie pozwalały mu na dłuższe zastanawianie się nad ową sytuacją. Zebrać przedmioty i zmyć się z oczu ludzi, nim do jego uszu dobiegnie rzędzenie na temat przeszkadzania w dniu codziennym.
Albo pojawi się niespodziewana okoliczność jak na co dzień w tym mieście.
S-skarbie?
Prawie wypuścił z dłoni trzymany długopis. Jego wzrok przekierował się na nieznajomą osobę, która właśnie go zaczepiła. Przełknął ślinę, czując, że na moment pogubił swoje myśli, nim lekko przechylił głowę na bok i uśmiechnął się. Musiał przyznać sam sobie, że dał się zaskoczyć w tym momencie.
- Dzięki - wziął przedmioty, które zostały potraktowane w ten sam sposób co poprzednie. Shiro nie było było w głowie zastanawiać się nad ułożeniem tego w bardziej sensowny sposób.
Chłopak? Dziewczyna? - dyskretnie spoglądnął na tymczasowego pomocnika. - Nie, nie. Na pewno dziewczyna. Dość młoda w dodatku. A może... - trochę zwątpił w swoje umiejętności rozpoznawcze. - Dość kolorowe ubranie i ten akcent w głosie... - przeklął na siebie zaraz potem w myślach. - Zobaczy się potem. Lub nie. Ale... to całkiem uroczy strój...
- Nie, nie, wszystko okay - powiedział rudowłosy, ściągając swoje myśli gwałtownie na ziemię. - Nic mi się nie stało... W odróżnieniu do tego - plecak nie naprawił się samodzielnie, przez co ciągle pozostał z tą niedogodnością. Upewniwszy się, że udało się zebrać wszystkie przedmioty, zamknął go.
- Jeszcze raz dzięki - powtórzył, wstając już na nogi. Podniósł i objął plecak jedną ręką, przyciskając go do klatki piersiowej. - Czy coś się stało? - podrapał palcem policzek, patrząc z dozą niepewności i rozbawienia. - Dość intensywnie patrzysz w ten plecak.
Niekomfortowo mu się trzymało go w ten sposób, co zrozumiał już po kilku sekundach. Chciał to jednak wytrzymać na tyle długo, by odnaleźć miejsce spoczynku i tam ocenić lepiej szkody.
Albo pojawi się niespodziewana okoliczność jak na co dzień w tym mieście.
S-skarbie?
Prawie wypuścił z dłoni trzymany długopis. Jego wzrok przekierował się na nieznajomą osobę, która właśnie go zaczepiła. Przełknął ślinę, czując, że na moment pogubił swoje myśli, nim lekko przechylił głowę na bok i uśmiechnął się. Musiał przyznać sam sobie, że dał się zaskoczyć w tym momencie.
- Dzięki - wziął przedmioty, które zostały potraktowane w ten sam sposób co poprzednie. Shiro nie było było w głowie zastanawiać się nad ułożeniem tego w bardziej sensowny sposób.
Chłopak? Dziewczyna? - dyskretnie spoglądnął na tymczasowego pomocnika. - Nie, nie. Na pewno dziewczyna. Dość młoda w dodatku. A może... - trochę zwątpił w swoje umiejętności rozpoznawcze. - Dość kolorowe ubranie i ten akcent w głosie... - przeklął na siebie zaraz potem w myślach. - Zobaczy się potem. Lub nie. Ale... to całkiem uroczy strój...
- Nie, nie, wszystko okay - powiedział rudowłosy, ściągając swoje myśli gwałtownie na ziemię. - Nic mi się nie stało... W odróżnieniu do tego - plecak nie naprawił się samodzielnie, przez co ciągle pozostał z tą niedogodnością. Upewniwszy się, że udało się zebrać wszystkie przedmioty, zamknął go.
- Jeszcze raz dzięki - powtórzył, wstając już na nogi. Podniósł i objął plecak jedną ręką, przyciskając go do klatki piersiowej. - Czy coś się stało? - podrapał palcem policzek, patrząc z dozą niepewności i rozbawienia. - Dość intensywnie patrzysz w ten plecak.
Niekomfortowo mu się trzymało go w ten sposób, co zrozumiał już po kilku sekundach. Chciał to jednak wytrzymać na tyle długo, by odnaleźć miejsce spoczynku i tam ocenić lepiej szkody.
L u c y
____________
Uśmiechnęła się łagodnie w odpowiedzi na jego podziękowania, póki co nie dodając nic więcej. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zarówno w tym mieście, jak i generalnie ludzie rzadko kiedy mieli do czynienia z bezinteresowną ludzką dobrocią. Takie rzeczy jak podniesienie czyichś przedmiotów po upadku, przytrzymanie drzwi czy powiedzenie dobrego słowa powinny być dla wszystkich naturalne. A jednak każdy zamykał się w swoim otoczeniu i udawał, że sprawy zewnętrznego świata nijak go nie dotyczą.
Dlatego właśnie Lucy zawsze była niezwykle uważna. Mogła wydawać się pogrążona we własnym świecie, oderwana od rzeczywistości i patrząca wokół nieco rozmarzonym wzrokiem, ale tak naprawdę była dużo bardziej spostrzegawcza niż przeciętny człowiek. Odgarnęła delikatnie włosy za ucho nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać. Dopiero, gdy zawiesiła znowu wzrok na plecaku jej mina stała się wyraźnie zamyślona.
— Ciężko będzie go nieść w taki sposób... — powiedziała podchodząc bliżej, by przyjrzeć mu się jeszcze dokładniej.
— Jeśli się nie spieszysz, jestem pewna że udałoby mi się go zszyć. Musielibyśmy tylko zajść do pobliskiego Tigera czy czegoś w tym stylu, nie noszę przy sobie nici. Za to igły już tak. I tak nie mam nic do zrobienia, przyszłam tu by poczekać co ześle na mnie los. I oto jesteś — zażartowała łącząc dłonie z przodu, bujając się jednocześnie lekko na boki. Nie mogła rzecz jasna niczego na nim wymusić, ale miała nadzieję że chłopak przyjmie jej propozycję. Jak nie za pierwszym to za drugim razem. Powyżej trzech nigdy nie docierała, wiedząc że ludzie zaczynali się wtedy irytować.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach