▲▼
TEREN
FOXES
FOXES
Centrum Handlowe
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni chodzeniem po sklepach ludzie mogą udać się na film do znanego kina. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami, grami, zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można te z bardziej markowymi rzeczami — jak i nieco mniej, dla tych których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, jednak największy ruch przypada oczywiście na weekendy. Każdego wejścia do centrum pilnuje dwóch ochroniarzy, a bramki alarmują przy każdej próbie wniesienia czegoś metalowego. Sklepy wyposażono w szyby kuloodporne, ale to wcale nie powstrzymuje zbuntowanych nastolatków od próby zdemolowania lokali przy pomocy kija baseballowego.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Kilku zamaskowanych członków gangu Voyagers, nie mają broni palnej (mogą mieć noże i kastety); Jeremy Rogers (kierowca auta).
Voyagers oddalali się coraz szybciej. Ta grupa, w przeciwieństwie do drugiej, nie miała problemu z porzucaniem swoich kolegów, co aż nazbyt ładnie udowodnili jeszcze dziesięć minut wcześniej, porzucając dźgniętą trójkę na pastwę losu. Patrząc na ich chaotyczny bieg przez parking, chyba nie mieli większego planu. Większość ludzi wpatrywała się w nich dziwnie, kompletnie nie będąc w stanie powiązać ich z wydarzeniami spod biblioteki. Nic dziwnego, w końcu wieści na pewno jeszcze do nich nie dotarły.
Mieli zatem zwyczajnego pecha.
Głośny pisk opon dobiegł chyba do uszu wszystkich zebranych wokół ludzi, gdy jedno z aut uderzyło z głośnym hukiem w uciekającą zamaskowaną grupę. Uderzenie nie było na tyle mocne, by zrobić im faktyczną krzywdę - w końcu kierowca przestrzegał choć podstawowych zasad ruchu po parkingu - ale i tak posłał ich na ziemię jak szmaciane lalki. Jak widać białe, uśmiechnięte ustrojstwo na ich twarzach bardzo mocno ograniczało wizję.
Donośne jęki szybko zgrały się z wypadającym z wozu mężczyzną.
— POKURWIŁO WAS DO RESZTY? CHOLERNE DZIECIAKI, MOGŁEM WAS ZABIĆ — najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeśli ktoś mógł tu umrzeć w przeciągu kilku następnych minut to właśnie on.
Opatrunek zrobiony Słowikowi przez Lark na dłuższą metę nie zdał swojego egzminu. Choć zdawała się go mocno zacisnąć, już po pierwszych kilku minutach biegu zsunął się w dół, odsłaniając na nowo ranę na jego barku. Nic dziwnego, że musieli przystanąć w trakcie drogi, by raz jeszcze go poprawić. Całe szczęście, mimo że rana wyglądała początkowo dość groźnie, krwawienie ustało całkiem szybko.
Niestety wyglądało na to, że wszystkie Lisy były dziś zbyt wolne. Ani oni, ani nawet Leam nie dotarli na miejsce na czas, by zobaczyć uderzające w Voyagers auto. Gdy znaleźli się na drugim końcu parkingu mogli jedynie obserwować rozłożonych na ziemi, zamaskowanych członków gangu, jęczących jeden przez drugiego. I nadal krzyczącego na nich nieświadomego mężczyznę. Mogli rzecz jasna spróbować go ostrzec i uratować (tylko czy mieli w tym interes), rzucić się po prostu na Voyagers dopóki leżeli poprzewracani, albo... pójść w cholerę i uznać sprawę za zakończoną. Decyzja należała tylko i wyłącznie do Lisów.
Obrażenia na ten moment:
Słowik: rana kłuta lewego barku. Nie jesteś w stanie używać tej ręki do walki (jakiekolwiek próby będą skutkować natychmiastową porażką, niezależnie od wyniku). Rana została opatrzona, krwawienie ustało, a zakres sukcesu przywrócony do normalnych wartości.
Żadne z was tego nie widziało, byliście zbyt wolni.
Wpadacie na parking, gdy jest już po wszystkim. Kierowca drze się na Voyagers nie wiedząc kim są, jeśli nic nie zrobicie, pewnie zostanie zraniony, bądź zginie w następnym poście.
Rana Słowika została opatrzona.
Mieli zatem zwyczajnego pecha.
Głośny pisk opon dobiegł chyba do uszu wszystkich zebranych wokół ludzi, gdy jedno z aut uderzyło z głośnym hukiem w uciekającą zamaskowaną grupę. Uderzenie nie było na tyle mocne, by zrobić im faktyczną krzywdę - w końcu kierowca przestrzegał choć podstawowych zasad ruchu po parkingu - ale i tak posłał ich na ziemię jak szmaciane lalki. Jak widać białe, uśmiechnięte ustrojstwo na ich twarzach bardzo mocno ograniczało wizję.
Donośne jęki szybko zgrały się z wypadającym z wozu mężczyzną.
— POKURWIŁO WAS DO RESZTY? CHOLERNE DZIECIAKI, MOGŁEM WAS ZABIĆ — najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeśli ktoś mógł tu umrzeć w przeciągu kilku następnych minut to właśnie on.
Opatrunek zrobiony Słowikowi przez Lark na dłuższą metę nie zdał swojego egzminu. Choć zdawała się go mocno zacisnąć, już po pierwszych kilku minutach biegu zsunął się w dół, odsłaniając na nowo ranę na jego barku. Nic dziwnego, że musieli przystanąć w trakcie drogi, by raz jeszcze go poprawić. Całe szczęście, mimo że rana wyglądała początkowo dość groźnie, krwawienie ustało całkiem szybko.
Niestety wyglądało na to, że wszystkie Lisy były dziś zbyt wolne. Ani oni, ani nawet Leam nie dotarli na miejsce na czas, by zobaczyć uderzające w Voyagers auto. Gdy znaleźli się na drugim końcu parkingu mogli jedynie obserwować rozłożonych na ziemi, zamaskowanych członków gangu, jęczących jeden przez drugiego. I nadal krzyczącego na nich nieświadomego mężczyznę. Mogli rzecz jasna spróbować go ostrzec i uratować (tylko czy mieli w tym interes), rzucić się po prostu na Voyagers dopóki leżeli poprzewracani, albo... pójść w cholerę i uznać sprawę za zakończoną. Decyzja należała tylko i wyłącznie do Lisów.
____________________________________
Obrażenia na ten moment:
Słowik: rana kłuta lewego barku. Nie jesteś w stanie używać tej ręki do walki (jakiekolwiek próby będą skutkować natychmiastową porażką, niezależnie od wyniku). Rana została opatrzona, krwawienie ustało, a zakres sukcesu przywrócony do normalnych wartości.
Wersja tl/dr, by ułatwić wam późniejsze pisanie postów:
Voyagers wpadli pod samochód.Żadne z was tego nie widziało, byliście zbyt wolni.
Wpadacie na parking, gdy jest już po wszystkim. Kierowca drze się na Voyagers nie wiedząc kim są, jeśli nic nie zrobicie, pewnie zostanie zraniony, bądź zginie w następnym poście.
Rana Słowika została opatrzona.
Lark było zrozpaczona, w środeczku. Naprawdę. Niby udało jej się opatrzyć ramię Słowika, ale zanim dobrze się rozpędzili by mogli dogonić meksykańskich uciekinierów, opatrunek zsunął się z ręki chłopaka i musiała go poprawiać. Gorzej być nie było. Dobrze, że maska w większości zasłaniała jej twarz, bo inaczej mogłaby po prostu położyć się i umrzeć. Jej dzisiejsze dokonania były... zerowe. Jedynie co to nie dała się obić. Gdyby nie Słowik, zapewne jej przygoda skończyłaby się przed biblioteką z takim wyskokiem. Jednak nie mogła dać tego po sobie poznać... częściowo, bo w końcu za długo już się znali z Lisem. No cóż.
W końcu udało im się dobiec przed galerię handlową by poobserwować jak białe maski leżą na asfalcie przed jakimś samochodem. Jak tępym trzeba być by wbiec grupą pod samochód? Jeszcze rozumiałaby gdyby, któryś byłby "amerykańskich" rozmiarów, z taką masą trzeba było się liczyć, no ale meksykańskim szczypiorom było do tego daleko. Nawet jeśli złączyć ich wszystkich razem.
Dziewczyna mogłaby się tym widokiem napawać, ale był jeden problem. Niczego nieświadomy kierowca, który zaczął wrzeszczeć na grupę. Nie żeby Lark miała w tym jakiś interes, ale nie chciała by Voyagers znów złapali wiatr w żagle i unosili się wyższością. Ruszyła sprintem w ich kierunku, modląc się cicho w duchu by chociaż to jej się udało. Kastet znów zdobił jej palce, tym razem nie wyciągała noża, potrzebowała wolnej ręki by w razie czego chwycić jakiegoś z przeciwników. To może zaboleć, ale cóż...
- Wracaj do wozu! - Wrzasnęła na kierowcę spod maski wilka, jak była już wystarczająco blisko... no chyba, że chłopcy zaczęli już się do niego dobierać, wtedy może zmienić nieco polecenie, ale sens zostanie ten sam!
Lark zamierzała wpaść w tą całą piątkę i w podobnym stylu tłuc ich kastetem i odskakiwać dalej. Wolną ręką próbowała zerwać im maski z twarzy, jakoś odnosiła wrażenie po zachowaniu meksykanów, że kiedy przestaną być "anonimowi" stracą też trochę woli do walki.
----
w skrócie:
- sprint do Voyagersów
- ostrzeżenie kierowcy
- powtórka spod biblioteki. tłuczenie kastetem! (plus jak będzie okazja to może zerwanie jakiejś maski z twarzy przeciwnika wolną ręką)
W końcu udało im się dobiec przed galerię handlową by poobserwować jak białe maski leżą na asfalcie przed jakimś samochodem. Jak tępym trzeba być by wbiec grupą pod samochód? Jeszcze rozumiałaby gdyby, któryś byłby "amerykańskich" rozmiarów, z taką masą trzeba było się liczyć, no ale meksykańskim szczypiorom było do tego daleko. Nawet jeśli złączyć ich wszystkich razem.
Dziewczyna mogłaby się tym widokiem napawać, ale był jeden problem. Niczego nieświadomy kierowca, który zaczął wrzeszczeć na grupę. Nie żeby Lark miała w tym jakiś interes, ale nie chciała by Voyagers znów złapali wiatr w żagle i unosili się wyższością. Ruszyła sprintem w ich kierunku, modląc się cicho w duchu by chociaż to jej się udało. Kastet znów zdobił jej palce, tym razem nie wyciągała noża, potrzebowała wolnej ręki by w razie czego chwycić jakiegoś z przeciwników. To może zaboleć, ale cóż...
- Wracaj do wozu! - Wrzasnęła na kierowcę spod maski wilka, jak była już wystarczająco blisko... no chyba, że chłopcy zaczęli już się do niego dobierać, wtedy może zmienić nieco polecenie, ale sens zostanie ten sam!
Lark zamierzała wpaść w tą całą piątkę i w podobnym stylu tłuc ich kastetem i odskakiwać dalej. Wolną ręką próbowała zerwać im maski z twarzy, jakoś odnosiła wrażenie po zachowaniu meksykanów, że kiedy przestaną być "anonimowi" stracą też trochę woli do walki.
----
w skrócie:
- sprint do Voyagersów
- ostrzeżenie kierowcy
- powtórka spod biblioteki. tłuczenie kastetem! (plus jak będzie okazja to może zerwanie jakiejś maski z twarzy przeciwnika wolną ręką)
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Centrum Handlowe
Czw Lis 19, 2020 11:38 pm
Czw Lis 19, 2020 11:38 pm
Co prawda udał się w bieg za zbiegłymi, ale widocznie zbyt wolno dotarł na miejsce, bo ominęła go akcja życia. Taki kabarecik mały - Voyagers wpadło pod auto. Hihih. A to ci dopiero niespodzianka. Ciekawe, czy była tam kałuża krwi, albo otwarte rany, albo może mózg wypływający na asfalt?! To by dopiero było! Cudowny widok. Aż mu prawie ślinka pociekła. Musiał się jednak otrząsnąć, bo kierowca samochodu zaczął wydzierać się na Voyagers i raczej nie skończy się to zbyt dobrze. Z drugiej strony byłby świadkiem mordu na żywo. Jeden z lisów ruszył w pomoc kierowcy, ale Leam miał co do tego bardzo mieszane uczucia, wszak był informatorem i mało, kiedy udzielał się w ten sposób, a zwłaszcza jeśli miał komuś pomóc. Pomijając to, on nadal był lisem i może wypadałoby chociaż trochę się w to zaangażować? Ku jego oczom jednak pokazał się jeżyk przechodzący tuż obok jego nóg, aż kucnął do niego! Był taki uroczy i tak szybko tuptał, że zapomniał na chwilę, po co tu przylazł. Chciał go nawet dotknąć, tyknąć, cokolwiek, ale spierniczał tak szybko, jak się tu pojawił. Gdy jeżyk zniknął z pola widzenia, Leam wstał i ruszył do przodu, ale nie podchodził zbyt blisko. Wolał się trzymać troszkę z daleka. Gdy jeden z lisów ostrzegł kierowcę, Leam bacznie przyglądał się akcji, w razie czego miał przygotowane trzy noże między palcami, które niedawno wyciągnął spod swoich ciuchów. Zapewne wtrąci się wkrótce.
Wersja tl/dr
Leam zobaczył ślicznego jeżyka, a następnie ukrył się niedaleko, tak by nikt go nie zobaczył, przy czym w pogotowiu trzyma trzy noże między palcami.
Wersja tl/dr
Leam zobaczył ślicznego jeżyka, a następnie ukrył się niedaleko, tak by nikt go nie zobaczył, przy czym w pogotowiu trzyma trzy noże między palcami.
Ubiór: Czarny skórzany płaszcz, czarna bluza z kapturem z grafiką czaszki, czarne dżinsowe proste spodnie, maska, czarne glany dziesiątki z klamrami. W ekwipunku pamiątkowy scyzoryk.
Men nie wiedział o wydarzeniach spod biblioteki. Ba, był nieświadomy, że idąc do „partnerki” będzie miał okazję do znacznie przyjemniejszych doznań.
Bum. Coś trzasnęło, coś gruchnęło.
Bum. Rzucił się w stronę samochodu, zepchnął kierowcę, nie bacząc na to czy właśnie nie roztrzaska mu głowy, gdy ten się qywróci. Oby nie. Niewiele myśląc rzucił się na jednego z Voyagers. Nie chciał bawić się w wyciąganie scyzoryka, uznał, że pięści i glany muszą mu w tym przypadku wystarczyć. I tak też działałał. Pięści i nogi ruszyły do akcji.
Men nie wiedział o wydarzeniach spod biblioteki. Ba, był nieświadomy, że idąc do „partnerki” będzie miał okazję do znacznie przyjemniejszych doznań.
Bum. Coś trzasnęło, coś gruchnęło.
Bum. Rzucił się w stronę samochodu, zepchnął kierowcę, nie bacząc na to czy właśnie nie roztrzaska mu głowy, gdy ten się qywróci. Oby nie. Niewiele myśląc rzucił się na jednego z Voyagers. Nie chciał bawić się w wyciąganie scyzoryka, uznał, że pięści i glany muszą mu w tym przypadku wystarczyć. I tak też działałał. Pięści i nogi ruszyły do akcji.
Wiedział, że Lark była jedną z najbardziej samowystarczalnych osób jakie znał, ale też taką z którą zdecydowanie nie chciałby mieć na pieńku. Nie znaczyło to jednak, że zawsze wszystko wychodziło jej perfekcyjnie. Czy była w końcu na tym świecie osoba, która nigdy niczego nie spieprzyła? Położył więc na chwilę rękę na jej ramieniu, przekazując tym samym niemy komunikat, którego chyba nie trzeba było tłumaczyć.
Gdy rzuciła się biegiem w stronę Voyagers, momentalnie podążył jej śladem, starając się oszczędzać zranioną rękę. Nie chciał skończyć z jeszcze większymi obrażeniami, ale nie mógł przecież zostawić Lark samej sobie. W przeciwieństwie do niej nie interesowały go jednak maski. Korzystając z tego, że spora część gangu leżała jeszcze na ziemi, kopał celując w ich głowy. Nie spodziewał się jednak, że nagle znikąd dołączy się do nich aż nazbyt dobrze znana mu sylwetka. Wycofał się z cichym sykiem, obracając kilka razy nóż w dłoni. Zamiast bezpośredniego starcia została mu kontrola czy któryś z nich nie postanowi spierdolić.
Gdy rzuciła się biegiem w stronę Voyagers, momentalnie podążył jej śladem, starając się oszczędzać zranioną rękę. Nie chciał skończyć z jeszcze większymi obrażeniami, ale nie mógł przecież zostawić Lark samej sobie. W przeciwieństwie do niej nie interesowały go jednak maski. Korzystając z tego, że spora część gangu leżała jeszcze na ziemi, kopał celując w ich głowy. Nie spodziewał się jednak, że nagle znikąd dołączy się do nich aż nazbyt dobrze znana mu sylwetka. Wycofał się z cichym sykiem, obracając kilka razy nóż w dłoni. Zamiast bezpośredniego starcia została mu kontrola czy któryś z nich nie postanowi spierdolić.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Nastoletni szlochający Voyager; Jeremy Rogers (kierowca auta).
Krzyk Lark w stronę kierowcy został całkowicie zignorowany. Być może mężczyzna uznał ją za kolejną gówniarę, a może zwyczajnie nie zamierzał spełniać prośby obcej osoby. Plus był jednak taki, że może i nie wsiadł do wozu, ale faktycznie cofnął się o krok, mrużąc nieufnie powieki. Tylko czy to znaczyło, że spodziewał się rozlewu krwi? Zdecydowanie nie. Gdy Lark wyskoczyła do przodu wraz ze Słowikiem, z miejsca powalając dwóch leżących prostym ciosem kastetu w twarz, chyba zaczał się zastanawiać czy aby na pewno chce zostać na miejscu. Już miał się wycofać, gdy rozpędzony Menschenfresser wpadł na miejsce jak czołg rzucając się na wszystkich na oślep. Kierowcy zdecydowanie nie podobało się to jak został potraktowany z bara.
— Wy wszyscy jesteście jacyś pokurwieni, co jest nie tak z miastem!? — wydarł się, zaraz łapiąc Kruka, nim grzmotnął nim o maskę i odrzucił w bok. Uderzenie było na tyle mocne, by barman mógł poczuć mocne zawroty głowy i wzbierające w nim mdłości, które skutecznie uniemożliwiły mu w danym momencie walkę z Voyagers. Ci z kolei po tym jak Lark ujawniła ich tożsamość, wyraźnie spanikowali. W końcu podczas całej tej akcji mieli pozostać anonimowi. Próbowali się bronić, machając na oślep nożami. Jeden z nich postanowił nawet rzucić ostrzem w kierunku barmana, trafiając go w brzuch. Drugi, któremu Słowik własnie rozpłatał brzuch, widząc jego zranione ramię wpił palce w ranę, na nowo ją otwierając.
Zajęty jeżem Leam mógł zaobserwować jak zwierzątko tupta wprost na jezdnię, gdzie chwilę później jeden z przejeżdżających samochodów przerobił go na wyjątkowo płaski placek. Biedny jeż. A trzeba było zostać w lesie. Udało mu się jednak sprawnie ukryć przed innymi tylko... czy było jeszcze po co się chować? Trójka Voyagers leżała na ziemi jęcząc jeden przez drugiego, nim Słowik nie uciszył dwóch z nich kopnięciem w głowę. Ostatni - i jedyny przytomny - zaczął nawet płakać, mamrocząc coś pod nosem po hiszpańsku. Wyraźnie był z nich wszystkich najmłodszy, nie wyglądał nawet na szesnastolatka. Chyba nie do końca na to się pisał.
Obrażenia na ten moment:
Słowik: rana kłuta lewego barku ponownie się otworzyła, w dodatku Voyager znacznie ją pogłębił swoimi palcami. Nie jesteś w stanie używać tej ręki do walki (jakiekolwiek próby będą skutkować natychmiastową porażką, niezależnie od wyniku). Nie jesteś już w stanie dalej walczyć, a ból jest paraliżujący. Twoje leczenie wydłuża się z 2 następnych wątków do 3.
Lark: kilka płytkich nacięć, siniaki na dłoniach, krwawiące opuszki palców i paznokcie na skutek zrywania masek z twarzy Voyagers.
Menschenfresser: rozbita głowa, zdezorientowanie, rana kłuta z lewej strony brzucha. Masz problemy z poruszaniem się, a rana krwawi przy każdym kroku. Wymagane opatrzenie w przeciągu najbliższych 2 postów. Leczenie potrwa 2 następne wątki.
— Wy wszyscy jesteście jacyś pokurwieni, co jest nie tak z miastem!? — wydarł się, zaraz łapiąc Kruka, nim grzmotnął nim o maskę i odrzucił w bok. Uderzenie było na tyle mocne, by barman mógł poczuć mocne zawroty głowy i wzbierające w nim mdłości, które skutecznie uniemożliwiły mu w danym momencie walkę z Voyagers. Ci z kolei po tym jak Lark ujawniła ich tożsamość, wyraźnie spanikowali. W końcu podczas całej tej akcji mieli pozostać anonimowi. Próbowali się bronić, machając na oślep nożami. Jeden z nich postanowił nawet rzucić ostrzem w kierunku barmana, trafiając go w brzuch. Drugi, któremu Słowik własnie rozpłatał brzuch, widząc jego zranione ramię wpił palce w ranę, na nowo ją otwierając.
Zajęty jeżem Leam mógł zaobserwować jak zwierzątko tupta wprost na jezdnię, gdzie chwilę później jeden z przejeżdżających samochodów przerobił go na wyjątkowo płaski placek. Biedny jeż. A trzeba było zostać w lesie. Udało mu się jednak sprawnie ukryć przed innymi tylko... czy było jeszcze po co się chować? Trójka Voyagers leżała na ziemi jęcząc jeden przez drugiego, nim Słowik nie uciszył dwóch z nich kopnięciem w głowę. Ostatni - i jedyny przytomny - zaczął nawet płakać, mamrocząc coś pod nosem po hiszpańsku. Wyraźnie był z nich wszystkich najmłodszy, nie wyglądał nawet na szesnastolatka. Chyba nie do końca na to się pisał.
____________________________________
Obrażenia na ten moment:
Słowik: rana kłuta lewego barku ponownie się otworzyła, w dodatku Voyager znacznie ją pogłębił swoimi palcami. Nie jesteś w stanie używać tej ręki do walki (jakiekolwiek próby będą skutkować natychmiastową porażką, niezależnie od wyniku). Nie jesteś już w stanie dalej walczyć, a ból jest paraliżujący. Twoje leczenie wydłuża się z 2 następnych wątków do 3.
Lark: kilka płytkich nacięć, siniaki na dłoniach, krwawiące opuszki palców i paznokcie na skutek zrywania masek z twarzy Voyagers.
Menschenfresser: rozbita głowa, zdezorientowanie, rana kłuta z lewej strony brzucha. Masz problemy z poruszaniem się, a rana krwawi przy każdym kroku. Wymagane opatrzenie w przeciągu najbliższych 2 postów. Leczenie potrwa 2 następne wątki.
O nie, biedny jeżyk. Dobrze, że nie widział, jak skończył pod kołami samochodu, bo inaczej urządziłby mu pogrzeb we własnym bucie i zakopał. Chociaż może wcześniej okryłby go jeszcze swoją skarpetką. Kto wie. Nie zapowiadała się wojna, lisom dobrze szło, nawet jeśli byli narwani. Trudno. Agresja może i nie była dobrym rozwiązaniem wszystkiego, ale bywała całkiem pomocna, ale Leam wolał bardziej drastyczne rzeczy. Wolałaby kogoś potorturować, wyrwać parę paznokci lub powbijać igły w różne części ciała, a jedynie co dostał to widok rozjechanych durni. No prawie rozjechanych. Kierowca nawet zaczął się rzucać, ale to i tak nie było to. Z tej odległości słyszał, jakieś szlochy po hiszpańsku, więc dlatego podszedł bliżej i kucnął nad nim. Jego wzrok był pusty, a fioletowe oczy gapiły się na szlochającego gówniarza, który chyba był nawet młodszy od niego. - Powtórz. - powiedział do niego po hiszpańsku.
Wersja tl/dr
Ubolewał nad brakiem tortur, ale słysząc hiszpańskie pojedyncze słowa, podszedł do chłopaka, który je wypowiadał i kucnął nad nim, zadając przy tym pytanie w jego języku.
Wersja tl/dr
Ubolewał nad brakiem tortur, ale słysząc hiszpańskie pojedyncze słowa, podszedł do chłopaka, który je wypowiadał i kucnął nad nim, zadając przy tym pytanie w jego języku.
Słowik, chłopak, którego już jakiś kawał czasu temu nieco przeszlifowała i niemalże przygotowała do dzisiejszych warunków, kto by przypuszczał, że aż tak rozwinie skrzydła ( i te umiejętności mu się na cokolwiek przydadzą...). Na jego gest uśmiechnęła się lekko i skinęła głową wracając do akcji i nie przejmując się wcześniejszymi niepowodzeniami. Trzeba było zachować twarz!
Facet ją zignorował, znaczy zignorował jej polecenie i być może zrobił się trochę bardziej uważny. To dobrze. Chodziło głównie o to, by nie rzucili się na niego od tak, gdy był nieprzygotowany, bo wtedy mogłoby to się skończyć źle. Widząc jednak jak obcy potraktował jakiegoś rozpędzonego chłopaka... cóż, wyglądało na to, że niepotrzebnie się martwiła. Oczywiście nie zamierzała też odpowiedzieć facetowi, bo cóż... coś się spierdoliło w tym mieście. Już dawno temu.
Trochę za bardzo przesadziła z tym zrywaniem masek, efekt był dobry i o taki jej chodziło, ale patrząc po jej dłoniach to tak trochę niekoniecznie. Ważniejsze jednak był teraz Słowik i jego rana. Może Voyagers byli głupi, ale jakimś dziwnym trafem potrafili robić krzywdę innym, a palce w ranie to nic przyjemnego, na sam widok przeszedł jej dreszcz wzdłuż pleców.
Zatrzymała się na chwilę widząc chłopaka, który się rozpłakał. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Współczucie? Gniew? Przypominał jej kogoś. Drgnęła lekko w momencie gdy Panda przykucnął nad nim. Nieważne. Ten już nie był zagrożeniem. Przez chwilę Lark zastanawiała się czy nie rzucić informacji niebieskim chłopcom, ale cóż. Ci tutaj nawet jak wstaną, to raczej nie będą chcieli się dalej rzucać. Miała tylko nadzieje, że coś wyciągną z tej "lekcji".
Szybko doskoczyła do Słowika by zerknąć na jego ramię. Już wcześniej sprawa wyglądała słabo, a teraz... no po cichu miała nadzieje, że rana nie została zbyt rozszarpana. Trzeba będzie się tym jak najszybciej zająć. Zresztą sam chłopak nie wyglądał najlepiej, dlatego też w razie potrzeby pomoże mu iść i utrzymać się na nogach.
Obcy "taran" zostawia samego sobie, wystarczy już ryzykowania dla innych, mogła tylko liczyć, że kierowca jednak obudzi w sobie resztki człowieczeństwa i zadzwoni po pomoc, zresztą takie zamieszanie zawsze przyciąga uwagę. Szczególnie w tym mieście.
Teraz najważniejszy był Słowik, musiała się z nim stąd ulotnić, więc bez żadnego słowa ruszyła byle jak najdalej stąd i policji. Pomagając chłopakowi jak tylko mogła.
Facet ją zignorował, znaczy zignorował jej polecenie i być może zrobił się trochę bardziej uważny. To dobrze. Chodziło głównie o to, by nie rzucili się na niego od tak, gdy był nieprzygotowany, bo wtedy mogłoby to się skończyć źle. Widząc jednak jak obcy potraktował jakiegoś rozpędzonego chłopaka... cóż, wyglądało na to, że niepotrzebnie się martwiła. Oczywiście nie zamierzała też odpowiedzieć facetowi, bo cóż... coś się spierdoliło w tym mieście. Już dawno temu.
Trochę za bardzo przesadziła z tym zrywaniem masek, efekt był dobry i o taki jej chodziło, ale patrząc po jej dłoniach to tak trochę niekoniecznie. Ważniejsze jednak był teraz Słowik i jego rana. Może Voyagers byli głupi, ale jakimś dziwnym trafem potrafili robić krzywdę innym, a palce w ranie to nic przyjemnego, na sam widok przeszedł jej dreszcz wzdłuż pleców.
Zatrzymała się na chwilę widząc chłopaka, który się rozpłakał. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Współczucie? Gniew? Przypominał jej kogoś. Drgnęła lekko w momencie gdy Panda przykucnął nad nim. Nieważne. Ten już nie był zagrożeniem. Przez chwilę Lark zastanawiała się czy nie rzucić informacji niebieskim chłopcom, ale cóż. Ci tutaj nawet jak wstaną, to raczej nie będą chcieli się dalej rzucać. Miała tylko nadzieje, że coś wyciągną z tej "lekcji".
Szybko doskoczyła do Słowika by zerknąć na jego ramię. Już wcześniej sprawa wyglądała słabo, a teraz... no po cichu miała nadzieje, że rana nie została zbyt rozszarpana. Trzeba będzie się tym jak najszybciej zająć. Zresztą sam chłopak nie wyglądał najlepiej, dlatego też w razie potrzeby pomoże mu iść i utrzymać się na nogach.
Obcy "taran" zostawia samego sobie, wystarczy już ryzykowania dla innych, mogła tylko liczyć, że kierowca jednak obudzi w sobie resztki człowieczeństwa i zadzwoni po pomoc, zresztą takie zamieszanie zawsze przyciąga uwagę. Szczególnie w tym mieście.
Teraz najważniejszy był Słowik, musiała się z nim stąd ulotnić, więc bez żadnego słowa ruszyła byle jak najdalej stąd i policji. Pomagając chłopakowi jak tylko mogła.
Blitzkrieg się nie udał. Ta ludzka spierdolina go zaatakowała, a chciał kolesiowi tylko pomóc. Zawroty głowy nie był najprzyjemniejszą rzeczą na świecie, jednakże było coś gorszego. Mdłości, gdy było się w maseczce. Wiedział, że jeśli zwymiotuje to będzie w tej chwili tego mocno żałował. Gdy chociaż część jego świadomości do niego wróciła, warknął w stronę kierowcy parę bluźnierstw. Niestety, zaraz jego agresja się zakończyła. Spojrzał tylko na nóż i syknął. Wycofał się, wydając z siebie przy każdym ruchu syk. Usiadł w bezpieczniejszym miejscu i zaczął się zastanawiać jak to cholerstwo opatrzyć, nim będzie miał warunki do pozbycia się ciała obcego. Rzeczy poza płaszczem nie zdejmie. I to chyba była myśl.
Wyciągnął swój pamiątkowy scyzoryk i wpierw wypruł podszewkę z płaszcza.
Nóż musiał czymś stabilizować, więc zaczął się rozglądać. Grubsza gałąź, cokolwiek. Uznał, że wpierw potnie podszewkę, a następnie złoży scyzoryk. Po wszystkim westchnął i przesunął się tak, aby się wychylić. Obserwował sytuację.
tl/dr
Maska częściowo pęknięta.
Ledwie powstrzymał mdłości
Opatrunek stabilizujący z poszewki z płaszcza i złożonego scyzoryka.
Obserwuje sytuację.
Wyciągnął swój pamiątkowy scyzoryk i wpierw wypruł podszewkę z płaszcza.
Nóż musiał czymś stabilizować, więc zaczął się rozglądać. Grubsza gałąź, cokolwiek. Uznał, że wpierw potnie podszewkę, a następnie złoży scyzoryk. Po wszystkim westchnął i przesunął się tak, aby się wychylić. Obserwował sytuację.
tl/dr
Maska częściowo pęknięta.
Ledwie powstrzymał mdłości
Opatrunek stabilizujący z poszewki z płaszcza i złożonego scyzoryka.
Obserwuje sytuację.
Ciężko być z siebie jakkolwiek zadowolonym, gdy próbuje się nie zwijać z bólu. Efekty jego ataku były dobre, ale gdy tylko jeden z Voyagersów zatopił palce w jego ranie, wizja Słowika zrobiła się biała jak śnieg. Nawet zaciskanie zębów nie było tym razem w stanie uciszyć jego jęków bólu. Chyba tylko fakt, że przykopał kolesiowi w łeb pozbawiając go przytomności, był w stanie jakkolwiek w tym momencie mu to wynagrodzić. Wycofał się chwiejnie, byle z dala od grupy i ostrożnie zbliżył palce zdrowej dłoni do otwartej na nowo rany. Bandaż przesiąkł błyskawicznie, plamiąc się świeżą krwią. Mógł mieć jedynie nadzieję, że przez dodatkowy materiał nie wda mu się żadne zakażenie, ale wiedział że w praktyce i tak czeka go dodatkowa dezynfekcja.
Nogi trzęsły mu się w tym momencie do tego stopnia, by kucnął na ziemi i przymknął powieki, zaraz odsłaniając swój bark Lark.
— Chodźmy stąd. Proszę.
Nie miał siły migać. Zachrypnięty głos używany wyłącznie w ostateczności, wydobył się w swojej przyciszonej formie z jego gardła. Nie mieli tu w końcu już nic więcej do roboty. Voyagers byli w rozsypce, a jemu nieszczególnie zależało na tym, by trafili w rece policji. Bo niby co z nimi zrobią? Wpakują ich do aresztu na kilka dni? Poczekają aż ktoś wpłaci za nich kaucję, ewentualnie trzymają ich za kratkami i karmiąc za darmo? Głupota.
Dźwignął się powoli do góry z płytkim wdechem, przeskakując spojrzeniem na Leama.
— Panda. Dasz sobie radę? — zapytał go ostrożnie, mimo że sam nie był do końca pewien co tak właściwie miał na myśli. Chłopak był w końcu na tyle nieobliczalny, by ciężko było mu stwierdzić co planował. Zawsze zachowywał się jak dziwak, a Słowikowi jakoś nie spieszyło się do zgłębiania ich relacji. Teraz chciał się po prostu stąd zabrać.
Nogi trzęsły mu się w tym momencie do tego stopnia, by kucnął na ziemi i przymknął powieki, zaraz odsłaniając swój bark Lark.
— Chodźmy stąd. Proszę.
Nie miał siły migać. Zachrypnięty głos używany wyłącznie w ostateczności, wydobył się w swojej przyciszonej formie z jego gardła. Nie mieli tu w końcu już nic więcej do roboty. Voyagers byli w rozsypce, a jemu nieszczególnie zależało na tym, by trafili w rece policji. Bo niby co z nimi zrobią? Wpakują ich do aresztu na kilka dni? Poczekają aż ktoś wpłaci za nich kaucję, ewentualnie trzymają ich za kratkami i karmiąc za darmo? Głupota.
Dźwignął się powoli do góry z płytkim wdechem, przeskakując spojrzeniem na Leama.
— Panda. Dasz sobie radę? — zapytał go ostrożnie, mimo że sam nie był do końca pewien co tak właściwie miał na myśli. Chłopak był w końcu na tyle nieobliczalny, by ciężko było mu stwierdzić co planował. Zawsze zachowywał się jak dziwak, a Słowikowi jakoś nie spieszyło się do zgłębiania ich relacji. Teraz chciał się po prostu stąd zabrać.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Nastoletni szlochający Voyager; Jeremy Rogers (kierowca auta).
Chłopak kompletnie zignorował Pandę, ale w gruncie rzeczy wcale nie musiał się jakoś szczególnie wysilać. Nawet jeśli nie był w stanie rozróżnić całych zdań, wystarczyło wyłapanie kilku słów. Młody Voyager najzwyczajniej w świecie się modlił.
Kierowca po zobaczeniu, że sytuacja jako tako dobiega końca, chyba postanowił nie narażać dłużej własnego życia. Splunął jedynie w bok, wsiadł do auta i wycofał z głośnym piskiem, szybko znikając z terenu centrum handlowego. Kilkanaście gapiów przystawało zerkając na uczestników wydarzenia. Szeptali coś pomiędzy sobą unosząc telefony i robiąc zdjęcia.
Mimo upływu krwi i niewyobrażalnego bólu, Słowikowi udało się zachować przytomność. Prawdopodobnie tylko dzięki temu był w stanie odejść z miejsca przy wsparciu Lark. Inaczej dziewczyna byłaby najzwyczajniej w świecie skazana na targanie go na plecach. Oba Lisy mogły szybko ewakuować się z parkingu.
Menschenfresser sprawnie dokonał opatrzenia, choć bez wątpienia i tak będzie musiał szybko zgłosić się do najbliższego szpitala, jeśli chciał uniknąć wdania się zakażenia. Przydałoby się też zresztą sprawdzić czy nóż aby na pewno nie zdążył solidniej uszkodzić organów. Krwotok wewnętrzny nie był niczym przyjemnym.
Obrażenia na ten moment:
Słowik: rana kłuta lewego barku ponownie się otworzyła, w dodatku Voyager znacznie ją pogłębił swoimi palcami. Nie jesteś w stanie używać tej ręki do walki (jakiekolwiek próby będą skutkować natychmiastową porażką, niezależnie od wyniku). Nie jesteś już w stanie dalej walczyć, a ból jest paraliżujący. Twoje leczenie wydłuża się z 2 następnych wątków do 3.
Lark: kilka płytkich nacięć, siniaki na dłoniach, krwawiące opuszki palców i paznokcie na skutek zrywania masek z twarzy Voyagers.
Menschenfresser: rozbita głowa, zdezorientowanie, wstępnie opatrzona rana kłuta z lewej strony brzucha. Masz problemy z poruszaniem się, a rana krwawi przy każdym kroku. Konieczna wizyta w szpitalu. Leczenie potrwa 2 następne wątki.
Słowik i Lark opuszczają temat.
Men i Panda - decyzja co robicie dalej należy do was. Możecie opuścić temat, bądź próbować pociągnąć akcję.
Kierowca po zobaczeniu, że sytuacja jako tako dobiega końca, chyba postanowił nie narażać dłużej własnego życia. Splunął jedynie w bok, wsiadł do auta i wycofał z głośnym piskiem, szybko znikając z terenu centrum handlowego. Kilkanaście gapiów przystawało zerkając na uczestników wydarzenia. Szeptali coś pomiędzy sobą unosząc telefony i robiąc zdjęcia.
Mimo upływu krwi i niewyobrażalnego bólu, Słowikowi udało się zachować przytomność. Prawdopodobnie tylko dzięki temu był w stanie odejść z miejsca przy wsparciu Lark. Inaczej dziewczyna byłaby najzwyczajniej w świecie skazana na targanie go na plecach. Oba Lisy mogły szybko ewakuować się z parkingu.
Menschenfresser sprawnie dokonał opatrzenia, choć bez wątpienia i tak będzie musiał szybko zgłosić się do najbliższego szpitala, jeśli chciał uniknąć wdania się zakażenia. Przydałoby się też zresztą sprawdzić czy nóż aby na pewno nie zdążył solidniej uszkodzić organów. Krwotok wewnętrzny nie był niczym przyjemnym.
____________________________________
Obrażenia na ten moment:
Słowik: rana kłuta lewego barku ponownie się otworzyła, w dodatku Voyager znacznie ją pogłębił swoimi palcami. Nie jesteś w stanie używać tej ręki do walki (jakiekolwiek próby będą skutkować natychmiastową porażką, niezależnie od wyniku). Nie jesteś już w stanie dalej walczyć, a ból jest paraliżujący. Twoje leczenie wydłuża się z 2 następnych wątków do 3.
Lark: kilka płytkich nacięć, siniaki na dłoniach, krwawiące opuszki palców i paznokcie na skutek zrywania masek z twarzy Voyagers.
Menschenfresser: rozbita głowa, zdezorientowanie, wstępnie opatrzona rana kłuta z lewej strony brzucha. Masz problemy z poruszaniem się, a rana krwawi przy każdym kroku. Konieczna wizyta w szpitalu. Leczenie potrwa 2 następne wątki.
Słowik i Lark opuszczają temat.
Men i Panda - decyzja co robicie dalej należy do was. Możecie opuścić temat, bądź próbować pociągnąć akcję.
Menschenfresser spojrzał na opatrunek. Dobra, na początek mogło starczyć, jednakże wiedział, że niedługo wszystko pierdyknie. Obserwacje go nie zadowoliły. Słowik poszedł, a ta dziwna panda pochylała się nad członkiem gangu. On nie miał zamiaru się narażać. Preferował klasyczny odwrót. I tak też uczynił. Postanowił wyruszyć do szpitala.
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Centrum Handlowe
Pon Gru 07, 2020 10:07 am
Pon Gru 07, 2020 10:07 am
Nic niewarty człowiek. Jego słówka to zwykła modlitwa. Nic nie warta modlitwa, a szkoda, bo myślał i miał skromną nadzieję, że zakończy się to krwawym sądem. No nic. Wstał, westchnął o rzucił mu zrezygnowane spojrzenie. Przynudzał tak klęcząc. Jego gang dawno się zmył. Do Słowika tylko wcześniej kiwnął głową, ale nie było w czym tu dawać rady. Zniknął również z tego miejsca.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Nastoletni szlochający Voyager; Jeremy Rogers (kierowca auta).
Wszyscy opuścili miejsce zdarzenia kompletnie nie przejmując się leżącymi na ziemi członkami gangu. Tylko jeden chłopak pozostawał przytomny, cały czas modląc się na ziemi. Dopiero, gdy zagrożenie minęło, nachylił się nad kolegami i zaczął ich poklepywać po twarzy starając się wybudzić ze sprzedanego im przez Lisy nokautu. Nie wyglądało to jednak za dobrze.
Prawda była jednak taka, że nikt nie został na miejscu, by sprawdzić jak sobie radzi, a losy Voyagers miały na zawsze pozostać już dla nich nieznane. Tak długo, jak inny świadek nie postanowi podkablować ich dziennikarzom, rzecz jasna.
Wynagrodzenie za udział w mini-evencie:
Słowik: 10 Punktów Umiejętności za udział w mini-evencie. Dodatkowe 2 Punkty Umiejętności za niepominięcie żadnej kolejki i skuteczną akcje przeciwko Voyagers.
Lark: 10 Punktów Umiejętności za udział w mini-evencie. Dodatkowe 2 Punkty Umiejętności za niepominięcie żadnej kolejki i skuteczną akcje przeciwko Voyagers.
Menschenfresser: 4 Punkty Umiejętności za udział w mini-evencie.
Leam 'Panda' White: 10 Punktów Umiejętności za udział w mini-evencie. Dodatkowe 2 Punkty Umiejętności za niepominięcie żadnej kolejki.
Wszystko zostało dopisane do waszych profili.
Prawda była jednak taka, że nikt nie został na miejscu, by sprawdzić jak sobie radzi, a losy Voyagers miały na zawsze pozostać już dla nich nieznane. Tak długo, jak inny świadek nie postanowi podkablować ich dziennikarzom, rzecz jasna.
____________________________________
Wynagrodzenie za udział w mini-evencie:
Słowik: 10 Punktów Umiejętności za udział w mini-evencie. Dodatkowe 2 Punkty Umiejętności za niepominięcie żadnej kolejki i skuteczną akcje przeciwko Voyagers.
Lark: 10 Punktów Umiejętności za udział w mini-evencie. Dodatkowe 2 Punkty Umiejętności za niepominięcie żadnej kolejki i skuteczną akcje przeciwko Voyagers.
Menschenfresser: 4 Punkty Umiejętności za udział w mini-evencie.
Leam 'Panda' White: 10 Punktów Umiejętności za udział w mini-evencie. Dodatkowe 2 Punkty Umiejętności za niepominięcie żadnej kolejki.
Wszystko zostało dopisane do waszych profili.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach