▲▼
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Starbucks
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Niegdyś w tym miejscu mieściła się odwiedzana tłumnie przez nastolatków kawiarnia artystyczna. Gdy jednak sprawy przybrały taki, a nie inny obrót, właściciele szybko porzucili zarówno rodzinne miasto, jak i interes. Miejsce przejęła jedna z największych korporacji, która do tej pory cieszy się niesamowitą popularnością. Przychodzący tu ludzie szukają spokoju i jakiejkolwiek namiastki normalności. Właściciele miejsca wiedzeni doświadczeniem, wyposażyli okna w szyby kuloodporne, by zapobiec wszelkim strzelaninom. W razie niebezpieczeństwa można uciec jednym z trzech wyjść ewakuacyjnych, które zostały rozrysowane na kolorowym menu. Mimo mocnego odcięcia miasta od reszty świata Starbucks dba o to, by wybór kaw, gorących czekolad oraz innych napojów zmieniał się równie często co w innych siedzibach. Choć w ten sposób mogą zapewnić klientom różnorodność i dostarczyć nowych propozycji smakowych, w tych ponurych czasach.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Wolves, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Wolves, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Dziewczyna odpowiedzialna za ściągnięcie menadżerki wyhyliła się tylko przez drzwi na zaplecze i rzuciła coś niezrozumiałego. Tylko bariści, nawet bez usłyszenia tego słowa, wiedzieli, że skoro wołała akurat ich przełożoną, to z ust mogło wypaść jej tylko EJ DADI.
Jakby to powiedzieć, w tym miejscu wszyscy byli ekscentryczni. Szczególnie wysoka szatynka, która z daleka wyglądała w sumie całkiem normalnie i niepozornie ze swoimi neonowo zielonymi włosami pod warstwą tych naturalnych, wszystkimi upiętymi w bezpieczny dla pracy w gastronomii (a przynajmniej w takiej kawiarni) ciasny kucyk. Nawet jej rękaw tatuaży nie był jakoś zaskakujący. Dopiero kiedy podeszła bliżej, okazało się, że mogłaby niejednego zmiażdżyć wszystkimi kończynami pomimo bycia daleką rozmiarów szafy dwudrzwiowej.
Dlatego właśnie była dadim.
- Pan Everett? - uśmiechnęła się, stając ponad stolikiem, który wskazała jej Mitzie. Wyciągnęła do chłopaka dłoń na powitanie, w drugiej trzymając twardo oprawiony kalendarzyk. Jej ramiona nieco nie pasowały do uroczego grymasu na jej najbardziej standardowej białej kanadyjskiej twarzy - miały silnie zarysowane mięśnie, zupełnie jakby prała na tarce nad rzeką każdego, kto śmiał nawinąć się jej lub jej podwładnym. - Sheila Dawson, ale może być po prostu Sheila. Będzie problem jeśli też zacznę ci mówić po imieniu? - po tych słowach usiadła już na miejscu naprzeciwko Jonathana i przyjrzała się nieco dokładniej jego twarzy.
- Wyglądasz bardzo sympatycznie. Przejrzałam sobie też twoje CV, więc pora przejść do typowych nudnych pytań - westchnęła ciężko. - Wiem, że to tylko Starbucks i głównie dostajemy tu studentów szukających czegokolwiek, ale może miałeś jakiś powód, żeby wybrać akurat pracę w kawiarni? - wydawała się zapisywać każde słowo, które wypowiedział kandydat, choć tak naprawdę dłubała na kartkach jedynie podpunkty, bazgroląc coś obok. - Może masz jakiś ulubiony napój czy deser? Niekoniecznie z naszego menu.
Może i wydawała się skupiać tylko na papierze, ale cały czas wracała do dzieciaka wzrokiem i kiwała głową, faktycznie bacznie go słuchając i obserwując.
Jakby to powiedzieć, w tym miejscu wszyscy byli ekscentryczni. Szczególnie wysoka szatynka, która z daleka wyglądała w sumie całkiem normalnie i niepozornie ze swoimi neonowo zielonymi włosami pod warstwą tych naturalnych, wszystkimi upiętymi w bezpieczny dla pracy w gastronomii (a przynajmniej w takiej kawiarni) ciasny kucyk. Nawet jej rękaw tatuaży nie był jakoś zaskakujący. Dopiero kiedy podeszła bliżej, okazało się, że mogłaby niejednego zmiażdżyć wszystkimi kończynami pomimo bycia daleką rozmiarów szafy dwudrzwiowej.
Dlatego właśnie była dadim.
- Pan Everett? - uśmiechnęła się, stając ponad stolikiem, który wskazała jej Mitzie. Wyciągnęła do chłopaka dłoń na powitanie, w drugiej trzymając twardo oprawiony kalendarzyk. Jej ramiona nieco nie pasowały do uroczego grymasu na jej najbardziej standardowej białej kanadyjskiej twarzy - miały silnie zarysowane mięśnie, zupełnie jakby prała na tarce nad rzeką każdego, kto śmiał nawinąć się jej lub jej podwładnym. - Sheila Dawson, ale może być po prostu Sheila. Będzie problem jeśli też zacznę ci mówić po imieniu? - po tych słowach usiadła już na miejscu naprzeciwko Jonathana i przyjrzała się nieco dokładniej jego twarzy.
- Wyglądasz bardzo sympatycznie. Przejrzałam sobie też twoje CV, więc pora przejść do typowych nudnych pytań - westchnęła ciężko. - Wiem, że to tylko Starbucks i głównie dostajemy tu studentów szukających czegokolwiek, ale może miałeś jakiś powód, żeby wybrać akurat pracę w kawiarni? - wydawała się zapisywać każde słowo, które wypowiedział kandydat, choć tak naprawdę dłubała na kartkach jedynie podpunkty, bazgroląc coś obok. - Może masz jakiś ulubiony napój czy deser? Niekoniecznie z naszego menu.
Może i wydawała się skupiać tylko na papierze, ale cały czas wracała do dzieciaka wzrokiem i kiwała głową, faktycznie bacznie go słuchając i obserwując.
Czego spodziewał się Everett? Absolutnie niczego.
Co otrzymał?
— Woaaaah, ale kosmos! Przesuper Pani wygląda! — aż otworzył usta, przyglądając jej się uważnie, kompletnie zapominając o odpowiedniej etykiecie — Ile to musi być pracy, wytrwałości i poświęcenia. I tatuaże! Uwielbiam tatuaże, mogę zobaczyć? Nie, chwila to rozmowa o pracę przepraszam. Mogę zobaczyć potem?
No i masz ci babo placek. Jego ekscytacji po prostu nie dało się czasem powstrzymać. Dał z siebie wszystko by spróbować się uspokoić, choć cały czas wpatrywał się w Sheilę jak w obrazek.
— Jonathan Everett, zarówno Jonathan jak i Jace są w porządku!
Uśmiechnął się jak pochwalony szczeniak, gdy wspomniała o jego sympatycznym wyglądzie. Nawet wydał z siebie krótkie, uradowane "hehe". Brakowało mu tylko ogona, którym zaraz zacząłby machać ze szczęścia na wszystkie strony.
— W sumie to kilka! Na ten moment pracuję dorywczo w bibliotece i to bardzo fajna praca, ale też bardzo cicha. Nie ma tam za wielu osób, a nawet jeśli są, to trzeba zachować ciszę. Dlatego pomyślałem, że fajnie by było robić coś jeszcze dla równowagi! No i uwielbiam rozmawiać z ludźmi, a tutaj zawsze jest bardzo dużo ludzi. Za każdym razem jak przychodziłem to wszyscy byli dla mnie super mili — pokiwał głową z pełnym przekonaniem — w ogóle mam za dużo energii, a tu przewija się mnóstwo osób, więc nawet moje rodzeństwo śmieje się, że może w końcu byłbym w stanie ją mocniej spożytkować przy bieganiu pomiędzy ekspresami. Poza tym strasznie lubię gotowanie i wszystko z tej tematyki, wiem, że tutaj nie będę robił jakichś wielkich obiadów, ale napoje to też sztuka sama w sobie. No i jestem pewien, że moja siostra piszczałaby ze szczęścia, jakbym zrobił jej na gorącej czekoladzie z pianką jakiegoś kwiatka. Albo łabędzia! Byłoby super.
Na pytanie o ulubiony napój czy deser zamyślił się przez chwilę.
— Z napoi to gorąca czekolada z syropem malinowym, Pink Coconut i refresha limonkowa — oczywiście, że podał ulubione napoje Rosaline, Zacka i Cody'ego. W dokładnie tej samej kolejności.
— Z deserów chyba najprostszy croissant z czekoladą i sernik na ciepło z lodami bananowymi. Wiem, że normalnie niby dają waniliowe, ale śmietankowe, ale bananowe są świetne, poważnie!
Jego rodzeństwo to wszystko uwielbiało. Znowu.
Co otrzymał?
— Woaaaah, ale kosmos! Przesuper Pani wygląda! — aż otworzył usta, przyglądając jej się uważnie, kompletnie zapominając o odpowiedniej etykiecie — Ile to musi być pracy, wytrwałości i poświęcenia. I tatuaże! Uwielbiam tatuaże, mogę zobaczyć? Nie, chwila to rozmowa o pracę przepraszam. Mogę zobaczyć potem?
No i masz ci babo placek. Jego ekscytacji po prostu nie dało się czasem powstrzymać. Dał z siebie wszystko by spróbować się uspokoić, choć cały czas wpatrywał się w Sheilę jak w obrazek.
— Jonathan Everett, zarówno Jonathan jak i Jace są w porządku!
Uśmiechnął się jak pochwalony szczeniak, gdy wspomniała o jego sympatycznym wyglądzie. Nawet wydał z siebie krótkie, uradowane "hehe". Brakowało mu tylko ogona, którym zaraz zacząłby machać ze szczęścia na wszystkie strony.
— W sumie to kilka! Na ten moment pracuję dorywczo w bibliotece i to bardzo fajna praca, ale też bardzo cicha. Nie ma tam za wielu osób, a nawet jeśli są, to trzeba zachować ciszę. Dlatego pomyślałem, że fajnie by było robić coś jeszcze dla równowagi! No i uwielbiam rozmawiać z ludźmi, a tutaj zawsze jest bardzo dużo ludzi. Za każdym razem jak przychodziłem to wszyscy byli dla mnie super mili — pokiwał głową z pełnym przekonaniem — w ogóle mam za dużo energii, a tu przewija się mnóstwo osób, więc nawet moje rodzeństwo śmieje się, że może w końcu byłbym w stanie ją mocniej spożytkować przy bieganiu pomiędzy ekspresami. Poza tym strasznie lubię gotowanie i wszystko z tej tematyki, wiem, że tutaj nie będę robił jakichś wielkich obiadów, ale napoje to też sztuka sama w sobie. No i jestem pewien, że moja siostra piszczałaby ze szczęścia, jakbym zrobił jej na gorącej czekoladzie z pianką jakiegoś kwiatka. Albo łabędzia! Byłoby super.
Na pytanie o ulubiony napój czy deser zamyślił się przez chwilę.
— Z napoi to gorąca czekolada z syropem malinowym, Pink Coconut i refresha limonkowa — oczywiście, że podał ulubione napoje Rosaline, Zacka i Cody'ego. W dokładnie tej samej kolejności.
— Z deserów chyba najprostszy croissant z czekoladą i sernik na ciepło z lodami bananowymi. Wiem, że normalnie niby dają waniliowe, ale śmietankowe, ale bananowe są świetne, poważnie!
Jego rodzeństwo to wszystko uwielbiało. Znowu.
Sheila parsknęła tylko rozbawiona, dumnie napinając otatuowane bicki i wydając z siebie donośne: HU, HA. Dosłownie jak Johnny Bravo. Trafił swój na swego - golden retriever chłopiec i masc baba z syndromem himbosa.
- Mogę nawet podrzucić ci linki do profili wszystkich artystów, zero problemu - uniosła kciuk z szerokim wyszczerzem.
Ludzie. Doskonale, za dużo było ostatnio osób, które sądziły, że dostaną tę pracę, będąc w stanie ledwo cokolwiek wydukać do klienta. I jasne, każdy zasługiwał na jakąś robotę, ale... nie tutaj. Powinni pracować właśnie w bibliotece, tam gdzie Jace najwyraźniej chyba nie pasował.
Kiwała cały czas głową z uwagą, czasami nawet wydając "ochy" i "hooo" w reakcji na opowieści historię o nim, jego rodzinie. Brzmiało bardziej niż uroczo. Nawet chętnie by poznała tę młodą - może sama zostanie kiedyś małą baristką i będzie dłubać w latte arcie.
- Ciekawe wybory, ciekawe - próbowała udawać profesjonalistę i zastanowienie nad losem młodego, ale przecież doskonale wiedziała, co mu zaraz powie. - I kreatywne. Podoba mi się to. Do tego jesteś wygadany. Tylko nie zagaduj klientów przez milion lat, bo jednak czasem miewamy te nieszczęsne godziny szczytu.
I znowu ten radosny wyszczerz kul baby.
- To kiedy możesz zaczynać? - czy to znaczy że był przyjęty?
- Mogę nawet podrzucić ci linki do profili wszystkich artystów, zero problemu - uniosła kciuk z szerokim wyszczerzem.
Ludzie. Doskonale, za dużo było ostatnio osób, które sądziły, że dostaną tę pracę, będąc w stanie ledwo cokolwiek wydukać do klienta. I jasne, każdy zasługiwał na jakąś robotę, ale... nie tutaj. Powinni pracować właśnie w bibliotece, tam gdzie Jace najwyraźniej chyba nie pasował.
Kiwała cały czas głową z uwagą, czasami nawet wydając "ochy" i "hooo" w reakcji na opowieści historię o nim, jego rodzinie. Brzmiało bardziej niż uroczo. Nawet chętnie by poznała tę młodą - może sama zostanie kiedyś małą baristką i będzie dłubać w latte arcie.
- Ciekawe wybory, ciekawe - próbowała udawać profesjonalistę i zastanowienie nad losem młodego, ale przecież doskonale wiedziała, co mu zaraz powie. - I kreatywne. Podoba mi się to. Do tego jesteś wygadany. Tylko nie zagaduj klientów przez milion lat, bo jednak czasem miewamy te nieszczęsne godziny szczytu.
I znowu ten radosny wyszczerz kul baby.
- To kiedy możesz zaczynać? - czy to znaczy że był przyjęty?
— Woah, poważnie? Ale super! Sam się powoli zbieram, chociaż nie do końca wiem, co by mi pasowało, więc wolę na razie się za nic nie brać — jakby nie patrzeć, tatuaże miało się na całe życie, a jeszcze zrobiłby sobie coś, co znudziłoby mu się za miesiąc. Zwłaszcza przy jego zdolnościach.
"Ciekawe wybory, ciekawe."
— Haha, domyślam się. Ale wydaje mi się, że potrafię ocenić sytuację. Ewentualnie mam nadzieję, że mogę liczyć na to, że ktoś subtelnie kopnie mnie w kostkę? Przysięgam, że nie zgłoszę tego do HRów jako mobbing — zażartował, odpowiadając wyszczerzem podobnym do siedzącej przed nim kobiety.
— Praktycznie od zaraz — powiedział bez większego zawahania się. Co prawda byłoby dla niego wygodniej, gdyby dostał, chociaż z dwa tygodnie na ustalenie szczegółów z Helen, ale nie chciał w razie czego robić zbędnych problemów.
— Mam tylko jedną sprawę. Nie, żebym oczywiście decydował już w pełni za was o swoim losie — zaśmiał się, drapiąc po policzku z niejakim zakłopotaniem — ale mam orzeczenie o niepełnosprawności. Nie wiem, czy to przypadkiem nie zmienia chyba co nieco w papierach... ale z tego co wiem to na korzyść? Więc w końcu na coś się przyda?
Postukał palcem w policzek pod swoim prawym okiem, uśmiechając się przy tym wesoło.
— Żyję z nim od dziecka, więc nie przeszkadza mi nijak w codziennym funkcjonowaniu. Nauczyłem się zawsze sprawdzać wcześniej prawą stronę z nieco większym obrotem — a to żartowniś. Chociaż w sumie rzeczywiście tak robił.
"Ciekawe wybory, ciekawe."
— Haha, domyślam się. Ale wydaje mi się, że potrafię ocenić sytuację. Ewentualnie mam nadzieję, że mogę liczyć na to, że ktoś subtelnie kopnie mnie w kostkę? Przysięgam, że nie zgłoszę tego do HRów jako mobbing — zażartował, odpowiadając wyszczerzem podobnym do siedzącej przed nim kobiety.
— Praktycznie od zaraz — powiedział bez większego zawahania się. Co prawda byłoby dla niego wygodniej, gdyby dostał, chociaż z dwa tygodnie na ustalenie szczegółów z Helen, ale nie chciał w razie czego robić zbędnych problemów.
— Mam tylko jedną sprawę. Nie, żebym oczywiście decydował już w pełni za was o swoim losie — zaśmiał się, drapiąc po policzku z niejakim zakłopotaniem — ale mam orzeczenie o niepełnosprawności. Nie wiem, czy to przypadkiem nie zmienia chyba co nieco w papierach... ale z tego co wiem to na korzyść? Więc w końcu na coś się przyda?
Postukał palcem w policzek pod swoim prawym okiem, uśmiechając się przy tym wesoło.
— Żyję z nim od dziecka, więc nie przeszkadza mi nijak w codziennym funkcjonowaniu. Nauczyłem się zawsze sprawdzać wcześniej prawą stronę z nieco większym obrotem — a to żartowniś. Chociaż w sumie rzeczywiście tak robił.
- Pomyśl na spokojnie, bo jak już zaczniesz z jednym, to ciężko będzie ci przestać - zacisnęła wargi i pokiwała głową na znak słuszności swoich słów. Była doskonałym przykładem tego zjawiska - chciała mieć tylko jeden prosty kwiat śliwy jako bliźniaczy tatuaż robiony wraz z jej przyjaciółką (co było jedyną tak dziewczęcą i delikatną dziarą, na jaką się zdecydowała), a wyszło jak wyszło.
Zarechotała w głos na jego wspomnienie o mobbingu. Gdyby nie siedziała na przeciwko niego, zdecydowanie klepnęłaby go teraz przez plecy. Na szczęście stanęło na jej udzie.
Na wzmiankę o oku Jonathana skinęła tylko głową z poważniejszą już miną.
- Jeśli w niczym ci to nie przeszkadza, to mi tym bardziej nie będzie - wzruszyła barkami, posyłając mu ten sam uśmiech, co w odpowiedzi na większość jego wypowiedzi. - Okej, w takim razie zapraszam jutro naaa... dziesiątą? Wejdziesz sobie może po otwarciu, potem któreś z miśków pokaże ci jak wszystko odbezpieczamy, chociaż to całkiem prosta procedura. Poszkolą cię, ogarną z tobą maszyny, poklikasz sobie na spokojnie po ekspresach pomocniczo. Takie tam pierdoły. Umowę też wydrukuję ci już jutro. Nienawidzę jak ktoś się z tym spóźnia - żachnęła się, zupełnie jakby sama przeżyła dokładnie takie doświadczenie. W mgnieniu oka wróciła jednak do swojego radosnego grymasu, nim dodała: - Ale zanim wszystko podpiszesz, to masz tu glejt upoważniający do wejścia na zaplecze. Jutro powinna pracować Mitzie i Emily, będą wiedzieć o co chodzi.
Wyrwała z notesu kartkę, w której dłubała tak długo, kiedy go słuchała, ostatecznie podając ją samemu Jace'owi. "Glejtem" okazał się być krzywy, acz nadal całkiem uroczy rysunek golden retrievera w ubraniu przypominającym mniej więcej to, co chłopak miał obecnie na sobie. Nawet był podpisany jako: "totalnie Jonathan Everett".
- A, zapomniałabym - uderzyła się lekko otwartą dłonią w czoło, nim wyciągnęła do niego obiecane ramię do obmacania.
Zarechotała w głos na jego wspomnienie o mobbingu. Gdyby nie siedziała na przeciwko niego, zdecydowanie klepnęłaby go teraz przez plecy. Na szczęście stanęło na jej udzie.
Na wzmiankę o oku Jonathana skinęła tylko głową z poważniejszą już miną.
- Jeśli w niczym ci to nie przeszkadza, to mi tym bardziej nie będzie - wzruszyła barkami, posyłając mu ten sam uśmiech, co w odpowiedzi na większość jego wypowiedzi. - Okej, w takim razie zapraszam jutro naaa... dziesiątą? Wejdziesz sobie może po otwarciu, potem któreś z miśków pokaże ci jak wszystko odbezpieczamy, chociaż to całkiem prosta procedura. Poszkolą cię, ogarną z tobą maszyny, poklikasz sobie na spokojnie po ekspresach pomocniczo. Takie tam pierdoły. Umowę też wydrukuję ci już jutro. Nienawidzę jak ktoś się z tym spóźnia - żachnęła się, zupełnie jakby sama przeżyła dokładnie takie doświadczenie. W mgnieniu oka wróciła jednak do swojego radosnego grymasu, nim dodała: - Ale zanim wszystko podpiszesz, to masz tu glejt upoważniający do wejścia na zaplecze. Jutro powinna pracować Mitzie i Emily, będą wiedzieć o co chodzi.
Wyrwała z notesu kartkę, w której dłubała tak długo, kiedy go słuchała, ostatecznie podając ją samemu Jace'owi. "Glejtem" okazał się być krzywy, acz nadal całkiem uroczy rysunek golden retrievera w ubraniu przypominającym mniej więcej to, co chłopak miał obecnie na sobie. Nawet był podpisany jako: "totalnie Jonathan Everett".
- A, zapomniałabym - uderzyła się lekko otwartą dłonią w czoło, nim wyciągnęła do niego obiecane ramię do obmacania.
Pokiwał głową z poważną miną.
— No właśnie tego się obawiam. Zamiast pójść na studia przepuszczę całe pieniądze na tatuaże — zażartował, mimo wszystko doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie było to możliwe. Jakby nie patrzeć, Jace miał w sobie zbyt wiele rozsądku, by przestawiać priorytety w tak nieodpowiedzialny sposób. Nawet jeśli bez wątpienia był teraz ociupinkę zazdrosny.
— Fantastycznie — odetchnął mimo wszystko z ulgą, uśmiechając się wesoło w jej stronę. Nawet jeśli rozmowy nieszczególnie go stresowały, zawsze informacja o przyjęciu ściągała niejako ten niewyczuwalny ciężar z barków.
— Glejt? — spuścił wzrok na podsuniętą kartkę z notesu, zawieszając na niej wzrok. Początkowe zdezorientowanie z każdą sekundą zmieniało się w coraz większy uśmiech, aż w końcu szczerzył się do papieru jak głupi, podnosząc go nieco do góry.
— RAAANY. To ja? Ale super! Mogę go sobie potem powiesić nad łóżkiem? Nie muszę oddawać? Nawet ma takie ubrania jak ja! — położył go z zachwytem, z powrotem na stole, nim jego oczy ponownie rozbłysły na widok podsuniętego ramienia.
— S z t u k a — skomentował i mimo wiecznego podekscytowania, ujął jej ramię w niezwykle ostrożny sposób. Obracał nieco głowę na boki, by przyjrzeć się absolutnie wszystkiemu. W jak najkrótszym czasie, nie chciał jej w końcu trzymać trzydzieści minut na krześle.
— Dzięki. Za rozmowę, retrievera i demonstrację. Już się nie mogę doczekać tej dziesiątej — powiedział, wstając z miejsca. Pożegnał się jeszcze, zabezpieczył odpowiednio swojego glejta przed schowaniem go do torby i wyleciał na zewnątrz, zerkając na zegarek. Miał godzinę na ogarnięcie swoich spraw. Cudownie.
— No właśnie tego się obawiam. Zamiast pójść na studia przepuszczę całe pieniądze na tatuaże — zażartował, mimo wszystko doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie było to możliwe. Jakby nie patrzeć, Jace miał w sobie zbyt wiele rozsądku, by przestawiać priorytety w tak nieodpowiedzialny sposób. Nawet jeśli bez wątpienia był teraz ociupinkę zazdrosny.
— Fantastycznie — odetchnął mimo wszystko z ulgą, uśmiechając się wesoło w jej stronę. Nawet jeśli rozmowy nieszczególnie go stresowały, zawsze informacja o przyjęciu ściągała niejako ten niewyczuwalny ciężar z barków.
— Glejt? — spuścił wzrok na podsuniętą kartkę z notesu, zawieszając na niej wzrok. Początkowe zdezorientowanie z każdą sekundą zmieniało się w coraz większy uśmiech, aż w końcu szczerzył się do papieru jak głupi, podnosząc go nieco do góry.
— RAAANY. To ja? Ale super! Mogę go sobie potem powiesić nad łóżkiem? Nie muszę oddawać? Nawet ma takie ubrania jak ja! — położył go z zachwytem, z powrotem na stole, nim jego oczy ponownie rozbłysły na widok podsuniętego ramienia.
— S z t u k a — skomentował i mimo wiecznego podekscytowania, ujął jej ramię w niezwykle ostrożny sposób. Obracał nieco głowę na boki, by przyjrzeć się absolutnie wszystkiemu. W jak najkrótszym czasie, nie chciał jej w końcu trzymać trzydzieści minut na krześle.
— Dzięki. Za rozmowę, retrievera i demonstrację. Już się nie mogę doczekać tej dziesiątej — powiedział, wstając z miejsca. Pożegnał się jeszcze, zabezpieczył odpowiednio swojego glejta przed schowaniem go do torby i wyleciał na zewnątrz, zerkając na zegarek. Miał godzinę na ogarnięcie swoich spraw. Cudownie.
zt. x2
Wyjaśnienia wysłuchiwał w ciszy, popijając jedynie kawę raz za razem. Próbował jakoś zrozumieć swoim sposobem ten cały wywód, ale uznał w pewnym momencie, że powinien mieć kilka takich wykładów by mniej więcej coś do niego dotarło. Póki co, nie zapowiadało się na to. Wydawało mu się, że przyczyną tego stanu może być tak, że nigdy nie miał z tym wcześniej do czynienia. I nie zahaczało to o jego zainteresowania.
- Odwołując się do twojej analizy, gdybyś nie znała mojej daty urodzin, zdołałabyś przypisać do mnie odpowiednie znaki zodiaków? - poruszony temat jednak wystarczająco go zaintrygował, że postanowił trochę podpytać. - Twoja wiedza brzmi na tyle wystarczająco, że mogłabyś zastosować odwrotne podejście.
Tyle, że na serio się nie znał na tym, więc był przygotowany od razu na całkowitą odmowę w tym temacie.
Za to zmrużył oczy przyglądając się nowym łupom w postaci przywieszek.
- Możesz - powiedział. - Ostatnio co patrzyłem, to sklepy proponowały swoje towary w najwyżej średniej jakości - żachnął z lekkim rozczarowaniem, przypominając sobie przeglądane strony. - Nawet na zdjęciach było widać, że coś z ich tworami było nie tak - był nieco rozczarowany tym, co widywał, ale zrzucił winę na obecny sezon.
Byleby w kolejnym było lepiej.
- Chociaż nie wiem, czy mogę pozwolić sobie na to w tym miesiącu - dodał zaraz potem, przypominając sobie swój stan konta. - Kusiło mnie dorwać jakieś przedmioty z Ayaką. Ale zarazem Signora ma mieć niedługo swój powrót... Ciężki wybór - coś wymagało poświęcenia. Tylko nie wiedział co. - Ale może za miesiąc?
Przynajmniej miał taką nadzieję, że zyskałby wtedy taką możliwość.
- Tylko nie mów, że proponujesz mi to, bo dorwałaś dobre źródło - zrobił się nieco bardziej podejrzliwy. Ale mimo tego, nadal lekko uśmiechał się. - Nie napotykasz na problemy z dostawami?
- Odwołując się do twojej analizy, gdybyś nie znała mojej daty urodzin, zdołałabyś przypisać do mnie odpowiednie znaki zodiaków? - poruszony temat jednak wystarczająco go zaintrygował, że postanowił trochę podpytać. - Twoja wiedza brzmi na tyle wystarczająco, że mogłabyś zastosować odwrotne podejście.
Tyle, że na serio się nie znał na tym, więc był przygotowany od razu na całkowitą odmowę w tym temacie.
Za to zmrużył oczy przyglądając się nowym łupom w postaci przywieszek.
- Możesz - powiedział. - Ostatnio co patrzyłem, to sklepy proponowały swoje towary w najwyżej średniej jakości - żachnął z lekkim rozczarowaniem, przypominając sobie przeglądane strony. - Nawet na zdjęciach było widać, że coś z ich tworami było nie tak - był nieco rozczarowany tym, co widywał, ale zrzucił winę na obecny sezon.
Byleby w kolejnym było lepiej.
- Chociaż nie wiem, czy mogę pozwolić sobie na to w tym miesiącu - dodał zaraz potem, przypominając sobie swój stan konta. - Kusiło mnie dorwać jakieś przedmioty z Ayaką. Ale zarazem Signora ma mieć niedługo swój powrót... Ciężki wybór - coś wymagało poświęcenia. Tylko nie wiedział co. - Ale może za miesiąc?
Przynajmniej miał taką nadzieję, że zyskałby wtedy taką możliwość.
- Tylko nie mów, że proponujesz mi to, bo dorwałaś dobre źródło - zrobił się nieco bardziej podejrzliwy. Ale mimo tego, nadal lekko uśmiechał się. - Nie napotykasz na problemy z dostawami?
Ależ jej w tym momencie schlebiał. Może i jej nauka całego tego witchcraftu była spowodowana jedynie przeglądaniem głupich memów, które przerodziły minimalne zainteresowanie w tygodniową hiperfiksację, ale cieszyła się, że coś jej jednak w głowie zostało.
- Hmmm, zwykle jak próbuję, to coś mi się udaje, ale szczerze mówiąc, nigdy nie mam racji w stu procentach - urwała na chwilę w zastanowieniu, upijając przy tym jeden z ostatnich łyków kawy. - Mimo wszystko, część cech różnych znaków w różnych planetach się ze sobą zazębia, więc pomyłki są nieuniknione. Ale myślę, że większość bym rozgryzła! - i znowu ten diabelski uśmieszek małego demona.
Słaba jakość? Kim była bardziej niż przygotowana na taką ewentualność.
- Wrócę do domu i podeślę ci linki do sklepów, którym ufam, okej? Teraz musiałabym przekopywać trochę historię, bo nie pamiętam wszystkich nazw...
"Kusiło mnie dorwać jakieś przedmioty z Ayaką."
- Dorzucę ci do prezentu na święta. Chooociaż już teraz masz coś powiązanego - coś powiązanego, szkoda tylko, że w stylu tak okropnym, że wolałby tego nie dostać. Oj wolałby. - Wiesz co, odkąd wiem, jak urobić celników, to wszystko w miarę mi przechodzi. Dopóki to nie są konsole do gier, ech. Moje PS6 nadal czeka gdzieś lata świetlne stąd...
Westchnęła ciężko za swoją jedyną słuszną i prawdziwą miłością. Wróciła na ziemię, kiedy jej telefon zawibrował, oznajmiając o nowo przybytej wiadomości. Zerknęła tylko na ekran i wykrzywiła swoją twarz w wyrazie, który niemalze westchnął na głos sam z siebie. Chwyciła za dłonie swoją drugą jedyną słuszną i prawdziwą miłość, choć tę bardziej platoniczną. Kassir został obłapiony MAŁYMI RĄCZKAMI Koreanki, gdy wpadła na zajebisty pomysł.
- Ej, słuchaj, bo ja zaraz będę musiała wiać, ale! - ale! - Wpadniesz do mnie może po świętach? Dam ci prezent, posiedzimy razem, poplotku-... znaczy, może wtedy w końcu będzie jakiś materiał do poplotkowania.
No i na mieście, pomimo swojego niemalże braku hamulców, nie była w stanie mówić tak po prostu o wszystkim. Podejrzewała, że z Shanem mogło być podobnie. No i może musiała się wygadać? Poprosić o radę? Hm? HMMM?
Wcale nie musiała. Ale no naprawdę musiała iść, a nienawidziła tak nagle zwiewać, więc chciała mu to wynagrodzić bardziej komfortowym spotkaniem w przyszłości. A jakież było lepsze od tego w zaciszu jej domu, już po pracy i wszystkich obowiązkach?
- Hmmm, zwykle jak próbuję, to coś mi się udaje, ale szczerze mówiąc, nigdy nie mam racji w stu procentach - urwała na chwilę w zastanowieniu, upijając przy tym jeden z ostatnich łyków kawy. - Mimo wszystko, część cech różnych znaków w różnych planetach się ze sobą zazębia, więc pomyłki są nieuniknione. Ale myślę, że większość bym rozgryzła! - i znowu ten diabelski uśmieszek małego demona.
Słaba jakość? Kim była bardziej niż przygotowana na taką ewentualność.
- Wrócę do domu i podeślę ci linki do sklepów, którym ufam, okej? Teraz musiałabym przekopywać trochę historię, bo nie pamiętam wszystkich nazw...
"Kusiło mnie dorwać jakieś przedmioty z Ayaką."
- Dorzucę ci do prezentu na święta. Chooociaż już teraz masz coś powiązanego - coś powiązanego, szkoda tylko, że w stylu tak okropnym, że wolałby tego nie dostać. Oj wolałby. - Wiesz co, odkąd wiem, jak urobić celników, to wszystko w miarę mi przechodzi. Dopóki to nie są konsole do gier, ech. Moje PS6 nadal czeka gdzieś lata świetlne stąd...
Westchnęła ciężko za swoją jedyną słuszną i prawdziwą miłością. Wróciła na ziemię, kiedy jej telefon zawibrował, oznajmiając o nowo przybytej wiadomości. Zerknęła tylko na ekran i wykrzywiła swoją twarz w wyrazie, który niemalze westchnął na głos sam z siebie. Chwyciła za dłonie swoją drugą jedyną słuszną i prawdziwą miłość, choć tę bardziej platoniczną. Kassir został obłapiony MAŁYMI RĄCZKAMI Koreanki, gdy wpadła na zajebisty pomysł.
- Ej, słuchaj, bo ja zaraz będę musiała wiać, ale! - ale! - Wpadniesz do mnie może po świętach? Dam ci prezent, posiedzimy razem, poplotku-... znaczy, może wtedy w końcu będzie jakiś materiał do poplotkowania.
No i na mieście, pomimo swojego niemalże braku hamulców, nie była w stanie mówić tak po prostu o wszystkim. Podejrzewała, że z Shanem mogło być podobnie. No i może musiała się wygadać? Poprosić o radę? Hm? HMMM?
Wcale nie musiała. Ale no naprawdę musiała iść, a nienawidziła tak nagle zwiewać, więc chciała mu to wynagrodzić bardziej komfortowym spotkaniem w przyszłości. A jakież było lepsze od tego w zaciszu jej domu, już po pracy i wszystkich obowiązkach?
Nadal odnosił wrażenie, że kwestie odnoszące się do poruszanej przez nią tematyki, było coś zbyt dużym dla niego. Nie zahaczało to kompletnie o jego zainteresowania, ale uznał zarazem, że może posłuchać historii na ów temat. Tak jak teraz.
- Jasne, przyda się - powiedział na temat stron. Zdecydowanie łatwiej będzie mu zweryfikować treść, mając źródło warte zaufania niż samemu próbować znaleźć coś z tego. No i jeszcze kwestia, by przeszło to przez granicę miasta... Odniósł wrażenie, że za wiele zaczęło polegać na szczęściu.
- Aż mnie zastanawia, co tam wymyśliłaś. Ale nie będę drążyć - powiedział za to na temat prezentu. - Cokolwiek to będzie, będzie dobrze. W końcu to prezent od ciebie.
Jednakże w duchu miał nadzieję, że nie wpadła na nic bardzo nietypowego. Nie czuł się najlepszą osobą do podejrzewania, ale nigdy nie było wiadomo. Ale cokolwiek by to nie było, zamierzał i tak zaakceptować.
Popatrzył na nią pytająco, gdy zdecydowała się na zbliżenie się do niego. Złapanie go za dłonie wystarczyło, by poświęcił jej sporą część swojej uwagi. Tylko, że nie odezwał się od razu, czekając na jej kontynuację tej sprawy.
- Oh. Okay - wieść o nagłym zakończeniu spotkania zaskoczyła go. - Dogadamy się po prostu na inny termin - uśmiechnął się. - I wtedy może wyjdzie więcej tematów.
Machnął jej jeszcze na pożegnanie, nim samotnie dokończył napój i samemu poszedł z tego miejsca.
z/t
- Jasne, przyda się - powiedział na temat stron. Zdecydowanie łatwiej będzie mu zweryfikować treść, mając źródło warte zaufania niż samemu próbować znaleźć coś z tego. No i jeszcze kwestia, by przeszło to przez granicę miasta... Odniósł wrażenie, że za wiele zaczęło polegać na szczęściu.
- Aż mnie zastanawia, co tam wymyśliłaś. Ale nie będę drążyć - powiedział za to na temat prezentu. - Cokolwiek to będzie, będzie dobrze. W końcu to prezent od ciebie.
Jednakże w duchu miał nadzieję, że nie wpadła na nic bardzo nietypowego. Nie czuł się najlepszą osobą do podejrzewania, ale nigdy nie było wiadomo. Ale cokolwiek by to nie było, zamierzał i tak zaakceptować.
Popatrzył na nią pytająco, gdy zdecydowała się na zbliżenie się do niego. Złapanie go za dłonie wystarczyło, by poświęcił jej sporą część swojej uwagi. Tylko, że nie odezwał się od razu, czekając na jej kontynuację tej sprawy.
- Oh. Okay - wieść o nagłym zakończeniu spotkania zaskoczyła go. - Dogadamy się po prostu na inny termin - uśmiechnął się. - I wtedy może wyjdzie więcej tematów.
Machnął jej jeszcze na pożegnanie, nim samotnie dokończył napój i samemu poszedł z tego miejsca.
z/t
Ciężarówka zbliżała się coraz szybciej, a Nathaniel nie mógł ruszyć nawet palcem. Podświadomość nie pozwalała mu dopuścić do tego, że mimo iż stał bardzo blisko przejścia dla pieszych, to ciężki pojazd nie jechał wprost na niego.
Jedzie.
Nie mógł oddychać. Nie wiedział, jak się to robi. Klatka piersiowa nie chciała unosić się, by przyjąć cenny tlen, doprowadzając powoli jego organizm do powolnego osłabienia. Nogi wrosły w ziemię, ignorując rozkazy z mózgu. Jak i samą logikę, jaką próbował podsunąć.
Jedzie na mnie.
Wielki potwór zbliżał się coraz bardziej. Strach zabierał mu zdolność mowy, zmuszając jedynie, by szare oczy bezradnie patrzyły na to, jak zbliżał się koszmar. Czas dla niego zatrzymał się. Gdy inni swobodnie przechodzili dalej, on nadal tkwił, uwięziony przez lęk i wieloletni koszmar.
Pomocy.
Gdyby nie to, że niewidzialna ręka ściskała jego gardło, momentalnie zacząłby ronić łzy. Jednakże będąc sparaliżowany, nie mógł pozwolić sobie na taki luksus. Musiał tylko czekać. Aż to przekleństwo przejedzie obok. Albo... uderzy w niego, patrząc na to, jak niebezpiecznie blisko drogi stał.
Jedzie.
Nie mógł oddychać. Nie wiedział, jak się to robi. Klatka piersiowa nie chciała unosić się, by przyjąć cenny tlen, doprowadzając powoli jego organizm do powolnego osłabienia. Nogi wrosły w ziemię, ignorując rozkazy z mózgu. Jak i samą logikę, jaką próbował podsunąć.
Jedzie na mnie.
Wielki potwór zbliżał się coraz bardziej. Strach zabierał mu zdolność mowy, zmuszając jedynie, by szare oczy bezradnie patrzyły na to, jak zbliżał się koszmar. Czas dla niego zatrzymał się. Gdy inni swobodnie przechodzili dalej, on nadal tkwił, uwięziony przez lęk i wieloletni koszmar.
Pomocy.
Gdyby nie to, że niewidzialna ręka ściskała jego gardło, momentalnie zacząłby ronić łzy. Jednakże będąc sparaliżowany, nie mógł pozwolić sobie na taki luksus. Musiał tylko czekać. Aż to przekleństwo przejedzie obok. Albo... uderzy w niego, patrząc na to, jak niebezpiecznie blisko drogi stał.
To miał być dzień jak codzień. Spędzony w zatęchłym budynku komendy, w zagraconym pokoju z biedną paprotką (albo inną rośliną doniczkową) której lata świetności dawno temu minęły. A może to był sukulent? Dziewczyna sama nie wiedziała, albo raczej mało ją to obchodziło. Chwast to chwast. Zwiędły chwast na dodatek.
Tak czy inaczej. To miał być klasyczny dzień spędzony nad wypełnianiem zaległych raportów, wlewaniem w siebie litrów kawy by jakimś cudem nie zasnąć oraz jakby tego było mało po południu miała jechać na patrol ze swoim pogodnym i rozkosznym podwładnym. Więc w którym momencie wszystko strzelił szlak i zamiast uczyć Lesliego jak poprawnie prowadzić przesłuchanie, to goniła po ulicach dystryktu A, za podejrzanym typem, który parę minut wcześniej kogoś okradł? Nie wiedziała. Nie miała też pojęcia jak długo jeszcze będą bawili się w berka.
Nie narzekała na swoją kondycję. Ale uciekający przed nią chłopak był chyba na jakiś sterydach. Wypadła za nim z wąskiej uliczki wprost na jedną z głównych ulic i oczywiście z jej szczęściem światło na przejściu dla pieszych właśnie zaczynało się zmieniać na czerwone. Kątem oka widziała zbliżającą się znacznie za szybko ciężarówkę, ale nie zamierzała zwolnić. Nie wypuści gnojka, by Leslie mógł mieć kolejny powód do prawienia jej kazań. Tak więc pognała za uciekającym przed nią chłopakiem i nie bacząc na klaksony i przekleństwa rzucane pod jej adresem wbiegła na ulice.
“Zatrzymaj się w końcu do jasnej cholery!” Krzyknęła za oddalającą się sylwetką.
”Goń się!” Chłopak rzucił przez ramię i pokazał jej środkowy palec, znikając za rogiem.
Kiedy była tuż przed krawężnikiem, zgromadzony tam mały tłum ludzi rozstąpił się przed nią niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. No prawie. Jej oczy rozszerzyły się zarówno ze zdziwienia jak i przerażenia. Biegła zbyt szybko by móc wyhamować, a tym bardziej całkowicie się zatrzymać. Przecież jak na niego wpadnie to biedaka stratuje. Po za tym przez ten ułamek sekundy wydawało jej się, że już go kiedyś widziała. Dlaczego stał jak słup soli? Kiana przeklnęła siarczyście pod nosem i chcąc go uchronić przed niewątpliwym spotkaniem z gruntem skręciła gwałtownie, ale i tak zahaczyła o niego barkiem co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. W efekcie zaplątała się we własne kończyny i runęła na chodnik w bardzo widowiskowy sposób.
Nie ma to jak codzienność w Riverdale.
I ciężarówka uderzyła w niego, kończąc tym samym jego żywot.
... to znaczy, tak wydawało mu się najpierw.
Gdy przeszedł pierwszy szok, dotarło do niego, że znajdował się na chodniku. Zaraz potem dobiegł do niego ból, aż w końcu wzrastająca niepewność i brak zrozumienia, co właściwie się tutaj wydarzyło. Kompletnie nie widział w tym wszystkim, że kilkanaście sekund wcześniej wpadła na niego dorosła kobieta, która próbując...
... w sumie nie wiedział nawet co. Naprawdę nie zauważał ani jej istnienia, ani nikogo innego w momencie ujrzenia widoku pojazdu ciężarowego. Jednakże powracająca rzeczywistość musiała mu ukazywać prawdziwe swoje oblicze.
To było zdecydowanie okropne. Najpierw przeklęty pojazd, teraz dorosła kobieta o tak jasnych włosach, że swoim wyglądem momentalnie triggerowała negatywne wspomnienia.
- Wa...! - z jego ust wyrwał się okrzyk zaskoczenia, a umysł nie wiedział, jak zareagować teraz na to. Normalnie agresywne zachowanie przeplatane z chęcią całkowitego unikania płci przeciwnej miałoby miejsce, ale będąc jeszcze pod wrażeniem wcześniejszego zdarzenia, wpatrywał się w nią z wielkimi, szarymi oczami, nie umiejąc znaleźć żadnego rozwiązania z tej sprawy.
Pomocy.
- Chyba nie uderzyła - to było pierwsze, co zdołał wykrztusić z siebie. - Czemu próbujesz wpaść pod ciężarówkę? - pytanie jakie zadał, brzmiało nawet dla niego głupio, ale z jego punktu widzenia, ona pojawiła się dosłownie znikąd.
Chcę stąd odejść, zanim wezwie policję.
Krótkie pragnienie ogarnęło jego myśli, gdy cofnął się o pół kroku.
... to znaczy, tak wydawało mu się najpierw.
Gdy przeszedł pierwszy szok, dotarło do niego, że znajdował się na chodniku. Zaraz potem dobiegł do niego ból, aż w końcu wzrastająca niepewność i brak zrozumienia, co właściwie się tutaj wydarzyło. Kompletnie nie widział w tym wszystkim, że kilkanaście sekund wcześniej wpadła na niego dorosła kobieta, która próbując...
... w sumie nie wiedział nawet co. Naprawdę nie zauważał ani jej istnienia, ani nikogo innego w momencie ujrzenia widoku pojazdu ciężarowego. Jednakże powracająca rzeczywistość musiała mu ukazywać prawdziwe swoje oblicze.
To było zdecydowanie okropne. Najpierw przeklęty pojazd, teraz dorosła kobieta o tak jasnych włosach, że swoim wyglądem momentalnie triggerowała negatywne wspomnienia.
- Wa...! - z jego ust wyrwał się okrzyk zaskoczenia, a umysł nie wiedział, jak zareagować teraz na to. Normalnie agresywne zachowanie przeplatane z chęcią całkowitego unikania płci przeciwnej miałoby miejsce, ale będąc jeszcze pod wrażeniem wcześniejszego zdarzenia, wpatrywał się w nią z wielkimi, szarymi oczami, nie umiejąc znaleźć żadnego rozwiązania z tej sprawy.
Pomocy.
- Chyba nie uderzyła - to było pierwsze, co zdołał wykrztusić z siebie. - Czemu próbujesz wpaść pod ciężarówkę? - pytanie jakie zadał, brzmiało nawet dla niego głupio, ale z jego punktu widzenia, ona pojawiła się dosłownie znikąd.
Chcę stąd odejść, zanim wezwie policję.
Krótkie pragnienie ogarnęło jego myśli, gdy cofnął się o pół kroku.
Leżała pół na boku, pół na brzuchu i przez pierwsze parę sekund po prostu próbowała zapanować nad oddechem i zorientować się w sytuacji. A raczej wgapiała się w chodnik i zastanawiała kiedy ostatni raz tak mocno się upokorzyła. Chyba... chyba w podstawówce? Biegła korytarzem dopóki się nie poślizgnęła i runęła prosto pod nogi dyrektorki. Tak, to również było uwłaczające. Ale wtedy mogła się wymigać od odpowiedzialności zrzucając wszystko na swoje lustrzane odbicie. I tak mało kto je odróżniał. Prawie dwadzieścia lat później znowu zaliczyła glebę, równie widowiskową. Lecz tym razem nie miała już jak uciec od wstydu.
Wsparła się na dłoniach i powoli usiadła, słysząc nad sobą i dookoła mruczenie przechodniów i czyżby parę migawek od aparatów? Jeśli znajdzie gdziekolwiek w internecie nagranie z tej chwili to udusi gołymi rękami. Tak. Zero litości. Rzuciła okiem na siebie, ale na szczęście ani jej odznaka ani broń nie zniknęły ze swoich miejsc, a także z ulgą stwierdziła, że oprócz kolejnych siniaków i paru zadrapań nic się większego nie stało.
Położyła dłoń na głowie, rozmasowując jedno bolące miejsce i jednocześnie podniosła wzrok na zebrany dookoła tłumek. Jej spojrzenie powinno wystarczyć by każdy o choćby minimalnym instynkcie samozachowawczym sobie poszedł, ale najwyraźniej Ci ludzie byli albo bardzo głupi, albo.... nie, nie ma albo. Byli idiotami.
"No i czego się gapicie?" syknęła w ich stronę, jednocześnie podnosząc się na nogi. W pewnym momencie lekko się zachwiała i najwyraźniej stojący najbliżej niej mężczyzna stwierdził, że genialnym pomysłem będzie chwycenie jej za ramię. Otóż nie. Kiana widząc kątem oka co zamierza zrobić rzuciła mu wściekłe spojrzenie, a przez zaciśnięte zęby wycedziła, jedno krótkie zdanie.
"Nie dotykaj mnie." Mężczyzna od razu się wycofał z uniesionymi rękami, którymi machnął wyraźnie niezadowolony. Ach ta urażona męska duma.
Wyprostowała się i dopiero wtedy przypomniało jej się z jakiego powodu wylądowała na ziemi. Odnalazła wzrokiem chłopaka akurat w momencie, kiedy on zaczął coś do niej mówić. Uniosła brew nie mając pojęcia o co mu chodziło.
Ciężarówkę? Jaką kurwa ciężarówkę?
Zrobiła krok w jego stronę, otrzepując ze spodni piach, kurz i cokolwiek jeszcze leżało na ulicy. Wzdrygnęła się, gdy jej palce musnęły mokrą plamę i błagała w myślach by to nie było nic obrzydliwego. Następnie zmierzyła chłopaka od stóp po czubek głowy w obawie, że jednak coś mu przez przypadek zrobiła. Po chwili jednak inna myśl pojawiła się w jej głowie.
Skąd ja go znam?
"Hej, czy my się już nie spotkaliśmy?" zapytała w miarę neutralnym głosem, mimo, że jeszcze parę sekund temu ociekał jadem. Musiała przyznać przed samą sobą, że z jej pamięcią bywało ostatnio bardzo różnie. Czyżby miała na to wpływ tequila? A może ilość wypalanych przez nią fajek? A może... a może to już po prostu starość?
Niedobrze mi. Dotknęła mnie ona. Była za blisko. Chcę do domu. Nie patrzcie na mnie. Nic jej nie zrobiłem. Nie mógł znieść tych wszystkich ludzi, co nawet jego twarz wyrażała sama z siebie. Zbladł całkowicie. Miał wrażenie, że ich wzrok był skupiony tylko na nim, a każdy szept był jednocześnie oskarżeniem kierowanym w jego stronę. Przestańcie. Nic nie zrobiłem. Jestem niewinny.
Z trudem temu też skupił wzrok na niej, gdy zadała mu pytanie.
- Nie wiem. Wszystkie wyglądacie tak samo - odpowiedział ciemnowłosy, cofając się wyraźnie o krok, gdy Kiana zdecydowała się zmniejszyć dzielącą ich odległość. - W dodatku to beznadziejny tekst do kogoś, na kogo się właśnie wpadło. Brzmi jak mierne podrywanie - dodał jeszcze, przełykając wyraźnie ślinę. Każde wypowiedziane słowo przychodziło mu z wielkim trudem. Nie chciał tutaj być. Rozmawianie z nią stanowiło wyzwanie.
A fakt, że miał wrażenie, że zaczynał zagłębiać się w przeszłości, w niczym mu nie pomagał.
- I... masz białe coś... na sobie. To chyba gołębie... - urwał zaraz potem, kręcąc głową, czując, jak wyraźnie blednie. - Ja... nie chcę. Odsuń się ode mnie - jego wzrok pociemniał. Przestali istnieć dla niego inni gapie, jakby tylko oni sami znajdowali się na ten samej scenie. Jego umysł krzyczał, że powinien uciekać. Tylko, że drżące nogi nie chciały się go słuchać w żaden sposób.
Z trudem temu też skupił wzrok na niej, gdy zadała mu pytanie.
- Nie wiem. Wszystkie wyglądacie tak samo - odpowiedział ciemnowłosy, cofając się wyraźnie o krok, gdy Kiana zdecydowała się zmniejszyć dzielącą ich odległość. - W dodatku to beznadziejny tekst do kogoś, na kogo się właśnie wpadło. Brzmi jak mierne podrywanie - dodał jeszcze, przełykając wyraźnie ślinę. Każde wypowiedziane słowo przychodziło mu z wielkim trudem. Nie chciał tutaj być. Rozmawianie z nią stanowiło wyzwanie.
A fakt, że miał wrażenie, że zaczynał zagłębiać się w przeszłości, w niczym mu nie pomagał.
- I... masz białe coś... na sobie. To chyba gołębie... - urwał zaraz potem, kręcąc głową, czując, jak wyraźnie blednie. - Ja... nie chcę. Odsuń się ode mnie - jego wzrok pociemniał. Przestali istnieć dla niego inni gapie, jakby tylko oni sami znajdowali się na ten samej scenie. Jego umysł krzyczał, że powinien uciekać. Tylko, że drżące nogi nie chciały się go słuchać w żaden sposób.
Wiele mogła o sobie powiedzieć. Że była uparta, impulsywna. Jeśli miała ku temu jakikolwiek powód choćby się waliło i paliło ona parła do przodu by udowodnić swoją rację. Może i faktycznie czasami zachowywała się irracjonalnie i popełniała błędy. Ale ostatnie co mogłoby przyjść jej do głowy to myślenie o sobie jak o kimś, kto w łatwy sposób wtapia się w tłum. A jednak. Wyglądało na to, że mogła dodać to do listy swoich cech. Jedno zdanie, a wywróciło jej świat do góry nogami. Na dodatek nie bardzo wiedziała jak zareagować.
"To chyba nie widziałeś za dużo," mruknęła pod nosem, przymykając na chwilę powieki. Usilnie próbowała sobie przypomnieć skąd go kojarzyła. Bo na bank już gdzieś się widzieli. I była przekonana, że miało to miejsce po jej przyjeździe tutaj. Chłopak jednak na tym jednym, małym komentarzu nie poprzestał i kiedy usłyszała dalszy ciąg wypowiedzi cicho parsknęła.
"Okej dobra, po pierwsze to nie widziałam Cię, a po drugie to...," pokręciła lekko głową rozglądając się dyskretnie na boki. Już i tak zdążyła przyciągnąć niezły tłum. A jeszcze tego brakowało by wdała się w publiczną dyskusję z dzieciakiem na temat tego, jak bardzo nietaktowne były jego słowa. "Nie ważne. Słuchaj nic Ci nie jest?" zapytała, ponownie przesuwając wzrokiem po jego ciele. Urazów jako takich nie znalazła, ale nie uszło jej uwadze, że chłopak zachowywał się dziwnie. Jakby całe to zajście było dla niego niezwykle stresujące. A może każdy, normalny człowiek tak właśnie reagował?
"Huh?" spojrzała na siebie, szukając tego białego czegoś o czym wspomniał. "Och no kuźwa," skrzywiła się, kiedy jej wzrok padł na biało-szarą plamę na jednym z rękawów. Przeklęła jeszcze parokrotnie, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu chusteczek, których oczywiście nie posiadała.
"No jasne, jak zwykle," westchnęła i rozejrzała się dookoła. Uniosła brwi w lekkim zdziwieniu. Nawet nie wiedziała, że dobiegła aż tutaj. I zaraz...Kiana klepnęła dłonią w czoło klnąc po raz kolejny. Dlaczego ona musiała mieć takiego pecha? A co ważniejsze, jak mogła zapomnieć o gówniarzu który jej spierdolił.
Podniosła wzrok na chłopaka, kiedy chyba nieświadomie po raz kolejny zrobiła krok w jego stronę.
"Hej spokojnie. Przecież nie zrobię Ci krzywdy," uniosła obie dłonie i po chwili przyglądania się, przechyliła lekko głowę i ze wszystkich sił starała się przybrać jak najbardziej przyjacielski wyraz twarzy.
"Słuchaj, co powiesz ma herbatę albo.. hmm... czekoladę? W ramach przeprosin?" może jak wyjaśni innym, że zgubiła uciekiniera ponieważ musiała się zająć chłopakiem, na którego bezceremonialnie wpadła jakoś jej się upiecze? Albo chociaż nie będzie musiała po raz kolejny wysłuchiwać jak to się nie nadaje na swoje stanowisko...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach