▲▼
TEREN WOLVES
Starbucks
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Niegdyś w tym miejscu mieściła się odwiedzana tłumnie przez nastolatków kawiarnia artystyczna. Gdy jednak sprawy przybrały taki, a nie inny obrót, właściciele szybko porzucili zarówno rodzinne miasto, jak i interes. Miejsce przejęła jedna z największych korporacji, która do tej pory cieszy się niesamowitą popularnością. Przychodzący tu ludzie szukają spokoju i jakiejkolwiek namiastki normalności. Właściciele miejsca wiedzeni doświadczeniem, wyposażyli okna w szyby kuloodporne, by zapobiec wszelkim strzelaninom. W razie niebezpieczeństwa można uciec jednym z trzech wyjść ewakuacyjnych, które zostały rozrysowane na kolorowym menu. Mimo mocnego odcięcia miasta od reszty świata Starbucks dba o to, by wybór kaw, gorących czekolad oraz innych napojów zmieniał się równie często co w innych siedzibach. Choć w ten sposób mogą zapewnić klientom różnorodność i dostarczyć nowych propozycji smakowych, w tych ponurych czasach.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Wolves, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Wolves, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Potrzebował wyrwać się z dusznego mieszkania. Na mieście nie było wielu miejsc do których Rene chciało się jeszcze zaglądać, ale akurat kawę zaczął pić i ta w Starbucksie nawet mu pasowała, więc zajął malutki stolik w kącie, wziął swoje zamówienie, którym było jakieś mrożone latte czy inne słodkie gówno, i zajął się czytaniem podręcznika. Miał jeszcze trochę czasu przed kolejnymi korkami i to akurat w tej okolicy - stąd pomysł by wyjść wcześniej i pooddychać "świeżym" powietrzem. Pamiętał dokładnie z czym każdy z jego uczniów miał problem i ten z którym miał się niedługo zobaczyć narzekał mu na dosyć trudny temat, więc Dubois postanowił sobie go odświeżyć. Pewnie i bez tego świetnie dałby sobie radę z wyjaśnianiem i odpowiadaniem na pytania, ale dodatkowe przygotowania nigdy nikomu nie zaszkodziły. Plus akurat rudzielec był na tyle dziwaczną osobą, że lubił się uczyć, nawet jeśli było w kółko powtarzanie znanych już rzeczy.
Obiecał sobie, że spędzi dzień wolny w mieszkaniu, trzymając się z dala od zatłoczonych miejsc, by nie kusić losu wplątaniem się w jakieś rozróby albo bójki. Jednak cały plan spalił na manowce, kiedy już z samego rana został postawiony na nogi przez kumpla w potrzebie i choć przez kilka dobrych minut zastanawiał się nad spławieniem go, to ostatecznie zrezygnował z snu. Nie obyło się przy tym bez wyklinania znajomego i marudzenia na jego cholerny brak wyczucia czasu. Odsypianie po długiej nocy w pracy będzie musiał przełożyć na później i zadbać o wyłączenie telefonu, żeby kolejny raz nie zostać brutalnie ściągniętym do rzeczywistości.
Zrzucił kaptur kurtki z głowy, wchodząc do lokalu. Koniecznie potrzebował czegoś, co nie pozwoli mu zamknąć oczu na dłużej niż mrugnięcie. Za dobrze wiedział, że zaśnięcie w autobusie mogłoby go kosztować utratę paru rzeczy, a to i tak był ten z tych bardziej optymistycznych scenariuszy. Zakupił kawę z odrobiną mleka, zanim zaczął się rozglądać za wolnym stolikiem.
Usta chłopaka rozciągnęły się w uśmiechu, nie było to jednak oznaką radości, bardziej przywodziło grymas zwierzęcia, któremu udało się dojrzeć idealną ofiarę mogącą robić za główne danie.
Dawno się nie widzieliśmy, Rene.
Ile to minęło odkąd brat przestał cokolwiek opowiadać o swojej szkolnej miłości? Pamiętał, że bliźniak nie był najbardziej radosnym człowiekiem na Ziemi, kiedy relacja z rudzielcem okazał się jedną wielką klapą. Kto by przypuszczał, że po dwóch latach spotka go jeszcze w tym mieście. Aż dziwne, że Dubois nie zawinął się Riverdale, kiedy zaczęło się robić mało przyjemnie, w końcu Rene był mistrzem uciekania, kiedy grunt pod nogami robił się zbyt grząski, by mógł stabilnie na nim ustać.
— Zajęte? — zapytał i nie czekając na odpowiedź przysunął sobie krzesło, żeby na nim usiąść, tym samym blokując jedyną drogę ucieczki znajomemu ze szkoły. Spojrzenie niebieskich oczu przesunęło się po podręczniku. Postawił kubek z napojem na stole.
— No opowiadaj co tam u ciebie. Studiujesz? Pracujesz? Masz dziewczynę? Może chłopaka? Dziecko? Zaadoptowałeś zwierzaka?
W szkole średniej rudzielec unikał bezpośredniej konfrontacji, czy teraz było tak samo? Bawił się doskonale zasypując Rene pytaniami, choć jego twarz została pozbawiona wszelkiego wyrazu, wyglądała teraz całkowicie neutralnie, bez żadnej odbijającej się na niej emocji.
Zrzucił kaptur kurtki z głowy, wchodząc do lokalu. Koniecznie potrzebował czegoś, co nie pozwoli mu zamknąć oczu na dłużej niż mrugnięcie. Za dobrze wiedział, że zaśnięcie w autobusie mogłoby go kosztować utratę paru rzeczy, a to i tak był ten z tych bardziej optymistycznych scenariuszy. Zakupił kawę z odrobiną mleka, zanim zaczął się rozglądać za wolnym stolikiem.
Usta chłopaka rozciągnęły się w uśmiechu, nie było to jednak oznaką radości, bardziej przywodziło grymas zwierzęcia, któremu udało się dojrzeć idealną ofiarę mogącą robić za główne danie.
Dawno się nie widzieliśmy, Rene.
Ile to minęło odkąd brat przestał cokolwiek opowiadać o swojej szkolnej miłości? Pamiętał, że bliźniak nie był najbardziej radosnym człowiekiem na Ziemi, kiedy relacja z rudzielcem okazał się jedną wielką klapą. Kto by przypuszczał, że po dwóch latach spotka go jeszcze w tym mieście. Aż dziwne, że Dubois nie zawinął się Riverdale, kiedy zaczęło się robić mało przyjemnie, w końcu Rene był mistrzem uciekania, kiedy grunt pod nogami robił się zbyt grząski, by mógł stabilnie na nim ustać.
— Zajęte? — zapytał i nie czekając na odpowiedź przysunął sobie krzesło, żeby na nim usiąść, tym samym blokując jedyną drogę ucieczki znajomemu ze szkoły. Spojrzenie niebieskich oczu przesunęło się po podręczniku. Postawił kubek z napojem na stole.
— No opowiadaj co tam u ciebie. Studiujesz? Pracujesz? Masz dziewczynę? Może chłopaka? Dziecko? Zaadoptowałeś zwierzaka?
W szkole średniej rudzielec unikał bezpośredniej konfrontacji, czy teraz było tak samo? Bawił się doskonale zasypując Rene pytaniami, choć jego twarz została pozbawiona wszelkiego wyrazu, wyglądała teraz całkowicie neutralnie, bez żadnej odbijającej się na niej emocji.
To miał być dla niego odpoczynek przed pracą. Chwila wytchnienia w miejscu może mniej swojskim i bezpiecznym, ale za to odświeżającym dla zmysłów. Zapach kawy, ciekawa lektura, samotny kąt z dala od tłumów - to wszystko czego potrzebował rudzielec. Specjalnie zajął stolik z jednym tylko, ulokowanym pod ścianą krzesłem bez miejsca choćby na drugą filiżankę kawy by nikt nawet nie myślał by się do niego dosiadać. A i tak ktoś wpadł na ten "genialny" pomysł. I tym kimś był...
"Ian..?"
Serce chłopaka zabiło mocniej. A potem zamarło w miejscu, przerażone, gdy znajomy okazał się nie być tym za kogo go początkowo wziął Rene. Twarz ta sama, ta której nigdy by nie zapomniał, ale wnętrze zupełnie inne. I, przede wszystkim, ten wkurwiający głos. I pytania. Jezu, za co?
Chciał wstać i wyjść, ale było tu tak mało miejsca, że ledwo by się podniósł, a i tak nie miałby jak wyminąć kolegi bez wpadania na niego. Nie zamierzał próbować się z nim tu przepychać. W ogóle nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Ani za czasów szkoły, ani tym bardziej po tych paru latach. Postawił, więc na swoją ulubioną taktykę - ignorowanie natręta. Kiedyś się znudzi. Wszyscy kiedyś się wreszcie nudzili. Ludzie z natury nie lubią być olewani. Najpierw ich to prowokuje, ale po czasie dają sobie spokój. Nikogo nie bawi maltretowanie pustej lalki bez emocji, która nie zabawi żadną reakcją. To coś co działa zawsze i na każdego. Dlatego Dubois nigdy nie widział sensu by cokolwiek pod tym względem zmieniać.
"Ian..?"
Serce chłopaka zabiło mocniej. A potem zamarło w miejscu, przerażone, gdy znajomy okazał się nie być tym za kogo go początkowo wziął Rene. Twarz ta sama, ta której nigdy by nie zapomniał, ale wnętrze zupełnie inne. I, przede wszystkim, ten wkurwiający głos. I pytania. Jezu, za co?
Chciał wstać i wyjść, ale było tu tak mało miejsca, że ledwo by się podniósł, a i tak nie miałby jak wyminąć kolegi bez wpadania na niego. Nie zamierzał próbować się z nim tu przepychać. W ogóle nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Ani za czasów szkoły, ani tym bardziej po tych paru latach. Postawił, więc na swoją ulubioną taktykę - ignorowanie natręta. Kiedyś się znudzi. Wszyscy kiedyś się wreszcie nudzili. Ludzie z natury nie lubią być olewani. Najpierw ich to prowokuje, ale po czasie dają sobie spokój. Nikogo nie bawi maltretowanie pustej lalki bez emocji, która nie zabawi żadną reakcją. To coś co działa zawsze i na każdego. Dlatego Dubois nigdy nie widział sensu by cokolwiek pod tym względem zmieniać.
Nie był szczególnie zaskoczony, ani nawet zawiedziony brakiem reakcji Rene. Najwyraźniej pewne rzeczy musiały zostać niezmienne, kiedy wszystko wokół stawało na głowie. Westchnął cicho, przewracając oczami. Cóż, chyba się nie dowie, czy rudzielec zmajstrował komuś dzieciaka albo czy jego edukacja dobiegła końca. Nie żeby to wszystko jakoś specjalnie interesowało blondyna. Chciał jedynie przekonać się, czy będzie w stanie nakłonić chłopaka do jakiejś rozmowy. Mało kiedy stawiał przed sobą aż tak trudne zadania, ale na widok Rene nie mógł się powstrzymać przed pokusą dołączenia do niego.
— Zaniemówiłeś? A może wolisz posłużyć się językiem migowym? Pamiętasz jeszcze jak migać? Czy zapomniałeś, jak to robić, tak samo jak języka w gębie, co?
Oderwał plecy od oparcia, pochylając się nieco nad stolikiem. Oparł łokieć o blat, wspierając policzek o zaciśniętą dłoń. Nie przejmował się tym, że Rene mógłby poczuć się źle przez zmniejszenie odległości. Niebieskie oczy wnikliwie przyglądały się znajomemu, doszukując się w nim jakiejś większej zmiany. Jakim cudem ktokolwiek mógł pozostać starą wersją siebie, kiedy sytuacja w mieście wręcz wymuszała na mieszkańcach podporządkowanie się do nowych realiów.
Niespodziewanie wyciągnął drugą rękę w kierunku Francuza; palce zacisnęły się na sweterku chłopaka. Mocnym ruchem przyciągnął go do siebie. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
— To jak będzie z tymi odpowiedziami na pytania?
— Zaniemówiłeś? A może wolisz posłużyć się językiem migowym? Pamiętasz jeszcze jak migać? Czy zapomniałeś, jak to robić, tak samo jak języka w gębie, co?
Oderwał plecy od oparcia, pochylając się nieco nad stolikiem. Oparł łokieć o blat, wspierając policzek o zaciśniętą dłoń. Nie przejmował się tym, że Rene mógłby poczuć się źle przez zmniejszenie odległości. Niebieskie oczy wnikliwie przyglądały się znajomemu, doszukując się w nim jakiejś większej zmiany. Jakim cudem ktokolwiek mógł pozostać starą wersją siebie, kiedy sytuacja w mieście wręcz wymuszała na mieszkańcach podporządkowanie się do nowych realiów.
Niespodziewanie wyciągnął drugą rękę w kierunku Francuza; palce zacisnęły się na sweterku chłopaka. Mocnym ruchem przyciągnął go do siebie. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
— To jak będzie z tymi odpowiedziami na pytania?
Niektórym łatwiej było opierać się wszelkim zmianom i stać w miejscu niż zdobyć się na krok w jakimkolwiek kierunku. Nawet jeśli świat wokół ewoluował i ciężko było pozostać na to obojętnym, nie wszyscy uginali się pod jego presją. Rene w istocie nie był już tym samym nieśmiałym, zagubionym kujonem skoncentrowanym tylko na ocenach i przetrwaniu szkoły. Teraz był nieśmiałym, zagubionym kujonem skoncentrowanym na modleniu się za dusze grzeszników zamieszkujących to miasto. Niewielka pociecha, ale jednak jakaś! I nie zamierzał reagować na dosiadkę dawnego kolegi. Bez trudu go ignorował, tak długo jak ten nie naruszał jego przestrzeni osobistej. Ale kiedy wyciągnął do niego łapy...
- E-Ej..! - jęknął cicho, rozglądając się po ludziach w kawiarni. Nikt na razie nie zauważył co się dzieje, bo obaj panowie siedzieli w kącie z dala od tłumu.
- Czego ode mnie chcesz...? - zapytał czując jak do jego żył napływa adrenalina. Jednego się nauczył przez ostatnie lata - samoobrony. Nie miał w planach robić rozróby w miejscu publicznym, ale jeśli blondyn nie da mu spokoju to był gotów się mu postawić. Najwyżej w niedzielę się z tego wyspowiada i będzie z głowy.
- E-Ej..! - jęknął cicho, rozglądając się po ludziach w kawiarni. Nikt na razie nie zauważył co się dzieje, bo obaj panowie siedzieli w kącie z dala od tłumu.
- Czego ode mnie chcesz...? - zapytał czując jak do jego żył napływa adrenalina. Jednego się nauczył przez ostatnie lata - samoobrony. Nie miał w planach robić rozróby w miejscu publicznym, ale jeśli blondyn nie da mu spokoju to był gotów się mu postawić. Najwyżej w niedzielę się z tego wyspowiada i będzie z głowy.
— Czego ode mnie chcesz...?
Czy to nie było oczywiste od samego początku? Przecież nie przysiadał się do Rene tylko po to, żeby chłopak go ignorował. Mała pogadanka ze starym znajomym była idealną rozrywką, szkoda tylko, że Dubois miał całkowicie odmienne zdanie. Nawet po tylu latach zachowywał się, jakby rozmowa z kimś nadwyrężała jego funkcje myślowe.
— Nie zorientowałeś się po tych pytaniach? — Ściągnął brwi, wpatrując się w twarz rudowłosego. — Chcę porozmawiać. Na pewno wiele się u ciebie zmieniło i masz o czym opowiadać. Krótka rozmowa, a potem dam ci spokój, co ty na to? — powiedział, odpychając go lekko od siebie i puszczając jego sweter.
Skrzyżował ręce opierając je na stoliku, przez co ciągle był dosyć blisko Rene, który na tak na dobrą sprawę nie miał zbyt wielkiego pola manewru do oddalenia się, o ile oczywiście nie posiadł jakiejś tajemnej sztuki wtapiania się w ścianę albo przenikania przez nią.
— Jeśli ty też chcesz się czegoś dowiedzieć, możesz nawet pytać o Iana. Pamiętasz go jeszcze?
Niektórzy traktowali szkolne miłostki jako coś mało znaczącego i nie wartego zapisania we wspomnieniach. Inni podchodzili do takich spraw z sentymentem albo nawet żałowali, że wtedy im nie wyszło. Do której grupy zaliczał się Rene?
Czy to nie było oczywiste od samego początku? Przecież nie przysiadał się do Rene tylko po to, żeby chłopak go ignorował. Mała pogadanka ze starym znajomym była idealną rozrywką, szkoda tylko, że Dubois miał całkowicie odmienne zdanie. Nawet po tylu latach zachowywał się, jakby rozmowa z kimś nadwyrężała jego funkcje myślowe.
— Nie zorientowałeś się po tych pytaniach? — Ściągnął brwi, wpatrując się w twarz rudowłosego. — Chcę porozmawiać. Na pewno wiele się u ciebie zmieniło i masz o czym opowiadać. Krótka rozmowa, a potem dam ci spokój, co ty na to? — powiedział, odpychając go lekko od siebie i puszczając jego sweter.
Skrzyżował ręce opierając je na stoliku, przez co ciągle był dosyć blisko Rene, który na tak na dobrą sprawę nie miał zbyt wielkiego pola manewru do oddalenia się, o ile oczywiście nie posiadł jakiejś tajemnej sztuki wtapiania się w ścianę albo przenikania przez nią.
— Jeśli ty też chcesz się czegoś dowiedzieć, możesz nawet pytać o Iana. Pamiętasz go jeszcze?
Niektórzy traktowali szkolne miłostki jako coś mało znaczącego i nie wartego zapisania we wspomnieniach. Inni podchodzili do takich spraw z sentymentem albo nawet żałowali, że wtedy im nie wyszło. Do której grupy zaliczał się Rene?
Zazwyczaj kiedy zaczepia cię ktoś za kim nigdy nie przepadałeś, to nawet jeśli postara się zacząć z dobrej strony, nie jesteś chętny dawać mu jakiejkolwiek szansy. Tak się niestety złożyło, że Ivo i Rene nigdy przyjaciółmi nie byli i pewnie nie zostaną. Łączyły ich tylko szkoła i osoba Iana. Na samo wspomnienie tego drugiego Francuzowi wnętrzności wywracały się do góry nogami. Rozpamiętywał czas z nim spędzony słodko-gorzko. Za wiele żałował z tamtych chwil by mieć siły czy nawet chęci wracać do nich myślami i próbować się nad nimi zastanawiać. A co dopiero wspominać je z kimś takim jak siedzący naprzeciwko niego blondyn. Puszczony, Dubois oparł się o kanapę i odwrócił wzrok - typowe zagranie w jego repertuarze. Zawsze jak nie miał ochoty się odzywać to zarazem zwiewał spojrzeniem i zwiększał dystans. Niektóre rzeczy pozostawały niezmienne. I pewnie trwałby tak w cichym buncie, gdyby jedna sprawa nie zaczynała go porządnie gryźć po kostkach...
- Czy ciebie serio obchodzą te wszystkie rzeczy czy znowu się tylko nudzisz, a ja miałem pecha na ciebie wpaść? - mówił spokojnie, ale płynnie i zupełnie obojętnym, pozbawionym emocji głosem. Najwyraźniej po latach nauczył się zabierać głos jak normalny człowiek, nawet jeśli pozostała mu niechęć do rozmów ogółem.
- Czy ciebie serio obchodzą te wszystkie rzeczy czy znowu się tylko nudzisz, a ja miałem pecha na ciebie wpaść? - mówił spokojnie, ale płynnie i zupełnie obojętnym, pozbawionym emocji głosem. Najwyraźniej po latach nauczył się zabierać głos jak normalny człowiek, nawet jeśli pozostała mu niechęć do rozmów ogółem.
Westchnął cicho, gdy Rene oparł się o kanapę i odwrócił wzrok. Rudzielec kojarzył się z dzieckiem, które myślało, że gdy nie patrzy na kogoś, to nikt go nie widzi. Tyle że Dubois żył na świecie wystarczająco długo, aby mógł pojąć, że ta taktyka wcale nie sprawdzała się zbyt dobrze.
— Może nudzę się na tyle, że serio mnie te wszystkie rzeczy obchodzą? No weź nie bądź taki, tylko porozmawiaj ze starym kumplem. Co ja mam opowiedzieć Ianowi po czymś takim? Że dalej jesteś taką samą ofiarą losu jak w liceum? — powiedział, za późno zdając sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie powinien ugryźć się w język. — Wykrześ z siebie chociaż odrobinę dobrej woli, to nie będziesz musiał potem ze mną rozmawiać.
Nie wiedział, czy w przyszłości ponownie przypadkiem natknie się na Rene, a na pewno nie miał zamiaru za nim chodzić. Chłopak był dla niego równie wartościowy co przypadkowi przechodzenie, których mijał na chodniku.
Sięgnął po kawę, unosząc ją do ust. Przełknął kilka łyków, cały czas nie spuszczając wzroku z Rene. Kubek cicho stuknął o blat stołu, gdy Noel opuścił rękę.
— No więc?
— Może nudzę się na tyle, że serio mnie te wszystkie rzeczy obchodzą? No weź nie bądź taki, tylko porozmawiaj ze starym kumplem. Co ja mam opowiedzieć Ianowi po czymś takim? Że dalej jesteś taką samą ofiarą losu jak w liceum? — powiedział, za późno zdając sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie powinien ugryźć się w język. — Wykrześ z siebie chociaż odrobinę dobrej woli, to nie będziesz musiał potem ze mną rozmawiać.
Nie wiedział, czy w przyszłości ponownie przypadkiem natknie się na Rene, a na pewno nie miał zamiaru za nim chodzić. Chłopak był dla niego równie wartościowy co przypadkowi przechodzenie, których mijał na chodniku.
Sięgnął po kawę, unosząc ją do ust. Przełknął kilka łyków, cały czas nie spuszczając wzroku z Rene. Kubek cicho stuknął o blat stołu, gdy Noel opuścił rękę.
— No więc?
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Pracownicy Starbucksa.
Głośny strzał za oknem momentalnie poderwał do góry głowy wszystkich klientów Starbucksa. Kilka sekund ciszy zostało przerwanych przez głośny wrzask, któremu zaraz zawtórowały inne krzyki, gdy twarz przechodzącego ulicą mężczyzny uderzyła z hukiem w szybę, powoli zjeżdżając w dół. Krwawa smuga, którą po sobie zostawił nie była nie wiadomo jak intensywna, nie dało się jej jednak pomylić z niczym innym.
Reakcja pracowników była natychmiastowa. Ciężko się dziwić, gdy podobne sytuacje zdarzały się w mieście wcale nie tak rzadko.
— Proszę wszystkich klientów o natychmiastowe opuszczenie lokalu korzystając z wyjść ewakuacyjnych! Nie korzystajcie z drzwi głównych! — głośny krzyk zapętlił się niczym upiorna kaseta. Całe szczęście nie wyglądało na to, by sprawca zamierzał wpaść do środka sprawdzając jak wielu ludzi uda mu się zabrać ze sobą, nim ktoś go powstrzyma. Co samo nasuwało jeden sensowny wniosek.
Kolejne porachunki i kara wymierzona w biały dzień.
Wymuszona akcja
● Natychmiastowe opuszczenie tematu. Możecie odpisać na post Mistrza Gry. W przypadku braku odpisu, w ciągu następnych 24h, wasze postacie automatycznie uciekną wyjściem ewakuacyjnym.
Reakcja pracowników była natychmiastowa. Ciężko się dziwić, gdy podobne sytuacje zdarzały się w mieście wcale nie tak rzadko.
— Proszę wszystkich klientów o natychmiastowe opuszczenie lokalu korzystając z wyjść ewakuacyjnych! Nie korzystajcie z drzwi głównych! — głośny krzyk zapętlił się niczym upiorna kaseta. Całe szczęście nie wyglądało na to, by sprawca zamierzał wpaść do środka sprawdzając jak wielu ludzi uda mu się zabrać ze sobą, nim ktoś go powstrzyma. Co samo nasuwało jeden sensowny wniosek.
Kolejne porachunki i kara wymierzona w biały dzień.
________________________________
Wymuszona akcja
● Natychmiastowe opuszczenie tematu. Możecie odpisać na post Mistrza Gry. W przypadku braku odpisu, w ciągu następnych 24h, wasze postacie automatycznie uciekną wyjściem ewakuacyjnym.
Miła pogawędka musiała poczekać. Strzał za oknem sprawił, że blondyn mimowolnie gwałtownie odchylił się na krześle, aby spojrzeć tam, gdzie kierował się teraz wzrok prawie każdej osoby znajdującej się w kawiarni. Zacisnął mocniej palce na kubku z kawą, przełykając ślinę, gdy głowa jakiegoś mężczyzny zjechała po szybie. Cóż, zdecydowanie nie miał zamiaru skończyć tak jak tamten człowiek, dlatego poderwał się na nogi, obrzucając Rene chwilowym spojrzeniem.
— Dobra, miło było, ale na mnie czas. Tobie też radzę się zbierać, cholera wie, co się zaraz może stać — powiedział, odsuwając krzesło, na którym siedział.
Nie obchodziło go, czy znajomy zechce zostać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Był na tyle dorosły, żeby bez problemu decydował za samego siebie, dlatego Neil bez zbędnego zwlekania skierował się do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. Po drodze wywalił pusty kubek do kosza na śmieci. Skoro i tak nie pokonałby nim nikogo, to przecież nie był mu zbytnio potrzebny. Niby mógł go zostawić Rene na pamiątkę, ale szczerze wątpił, aby chłopak docenił taki szczodry gest, skoro przez całą rozmowę wypowiedział ledwo kilka słów, wyglądając przy tym, jakby ten wysiłek prawie kosztował go zejście z tego świata.
— Dobra, miło było, ale na mnie czas. Tobie też radzę się zbierać, cholera wie, co się zaraz może stać — powiedział, odsuwając krzesło, na którym siedział.
Nie obchodziło go, czy znajomy zechce zostać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Był na tyle dorosły, żeby bez problemu decydował za samego siebie, dlatego Neil bez zbędnego zwlekania skierował się do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. Po drodze wywalił pusty kubek do kosza na śmieci. Skoro i tak nie pokonałby nim nikogo, to przecież nie był mu zbytnio potrzebny. Niby mógł go zostawić Rene na pamiątkę, ale szczerze wątpił, aby chłopak docenił taki szczodry gest, skoro przez całą rozmowę wypowiedział ledwo kilka słów, wyglądając przy tym, jakby ten wysiłek prawie kosztował go zejście z tego świata.
Zaprosił cię do domu.
Jedno zdanie odbijało się w jego głowie echem, gdy szedł przed siebie starając się przy tym zachowywać jak najbardziej neutralnie. Nie było rzecz jasna szans, by w ogóle przystał na podobną propozycję. Z wielu przeróżnych powodów, przy czym do wielu z nich nie przyznałby się nawet przed samym sobą, uparcie udając że ma w głowie jakąś drugą osobę. Wyjątkowo głupią, którą trzeba było co jakiś czas przywracać do porządku. Mimo to sama oferta sprawiała, że na usta cisnął mu się ten sam głupi uśmiech, którego nie tylko absolutnie nienawidził, ale wręcz już zapomniał o jego istnieniu. Całe szczęście nie tylko on. Mięśnie jego twarzy też całkiem skutecznie zaprotestowały przeciwko tak oczywistemu i szczeremu okazywaniu radości, pozostawiając go z względnie domyślną miną. Jakby nie patrzeć, zaczerwienione policzki i tak z pewnością były dziełem zimna (i lepiej żeby nikt w to nie wątpił). Jedynie jego wzrok wydawał się nieco bardziej ożywiony niż zazwyczaj. Pewnie dlatego przez większość czasu wlepiał go w ziemię, kopiąc lekko przed siebie bardziej zbity kawałek śniegu czy lodu, śledząc jego trasę ze sztucznym zainteresowaniem. Od czasu do czasu zerkał na Albrechta, zupełnie jakby chciał się upewnić, że chłopak nadal idzie obok niego i nie stwierdzi w połowie trasy, że w sumie to odechciało mu się kawy, więc zawinie się do domu.
Stety niestety dom momentalnie przywoływał kolejne skojarzenie z kubkiem herbaty i ciepłym kocem, które zaczynały całą trasę mieszania mu w głowie zupełnie od nowa.
Profesjonalizm, Słowik. Cholerny profesjonalizm.
Skoro już szli razem, mógł przynajmniej spróbować dowiedzieć się czegoś więcej, żeby wmawiać sobie, że faktycznie próbuje. Wieczne tendencje do myślenia o wszystkim zbyt mocno i zbyt często były jednak na tyle upierdliwe, by odrzucał temat po temacie nie uznając ich za odpowiednie. Palce skrytych w kieszeni kurtki rąk poruszyły się kilkakrotnie, zadrapując od środka śliski materiał, gdy nadal intensywnie myślał, wyraźnie nie zamierzając się poddać.
— Czym tak właściwie zajmujesz się na co dzień? Jeśli to nie tajemnica. Mówiłeś coś o studiach, więc... — urwał zdanie w połowie, przez chwilę wyraźnie się zastanawiając czy aby na pewno powinien w ogóle zaczynać podobnymi słowami. Jak widać jego płynność w rozmowie miała jakieś absurdalne ograniczenia, które wręcz uwielbiały się załączać w towarzystwie Albrechta.
Kwestia przyzwyczajenia. Na pewno.
— Obecnie uniwersytety pewnie nie mają zbyt wiele do zaoferowania — dodał neutralnie, przez chwilę faktycznie się nad tym zastanawiając. Ciężko było mu sobie wyobrazić, by ktoś codziennie budził się rano przejmując tym czy zdąży akurat na zajęcia czy nadchodzącym kolokwium. Z drugiej strony może właśnie taka norma była czymś, co mogłoby się ludziom całkiem mocno przydać, by choć odrobinę oderwać się od tej ciągłej parady nieszczęść.
Uniósł głowę rozpoznając znajomy budynek i otworzył drzwi do Starbucksa, przytrzymując je przez chwilę dla Albrechta. Zaraz potem sam wszedł do środka momentalnie doceniając tak mocno kontrastujące z temperaturą na zewnątrz uderzenie ciepła, które aż zaszczypało go w twarz.
Jedno zdanie odbijało się w jego głowie echem, gdy szedł przed siebie starając się przy tym zachowywać jak najbardziej neutralnie. Nie było rzecz jasna szans, by w ogóle przystał na podobną propozycję. Z wielu przeróżnych powodów, przy czym do wielu z nich nie przyznałby się nawet przed samym sobą, uparcie udając że ma w głowie jakąś drugą osobę. Wyjątkowo głupią, którą trzeba było co jakiś czas przywracać do porządku. Mimo to sama oferta sprawiała, że na usta cisnął mu się ten sam głupi uśmiech, którego nie tylko absolutnie nienawidził, ale wręcz już zapomniał o jego istnieniu. Całe szczęście nie tylko on. Mięśnie jego twarzy też całkiem skutecznie zaprotestowały przeciwko tak oczywistemu i szczeremu okazywaniu radości, pozostawiając go z względnie domyślną miną. Jakby nie patrzeć, zaczerwienione policzki i tak z pewnością były dziełem zimna (i lepiej żeby nikt w to nie wątpił). Jedynie jego wzrok wydawał się nieco bardziej ożywiony niż zazwyczaj. Pewnie dlatego przez większość czasu wlepiał go w ziemię, kopiąc lekko przed siebie bardziej zbity kawałek śniegu czy lodu, śledząc jego trasę ze sztucznym zainteresowaniem. Od czasu do czasu zerkał na Albrechta, zupełnie jakby chciał się upewnić, że chłopak nadal idzie obok niego i nie stwierdzi w połowie trasy, że w sumie to odechciało mu się kawy, więc zawinie się do domu.
Stety niestety dom momentalnie przywoływał kolejne skojarzenie z kubkiem herbaty i ciepłym kocem, które zaczynały całą trasę mieszania mu w głowie zupełnie od nowa.
Profesjonalizm, Słowik. Cholerny profesjonalizm.
Skoro już szli razem, mógł przynajmniej spróbować dowiedzieć się czegoś więcej, żeby wmawiać sobie, że faktycznie próbuje. Wieczne tendencje do myślenia o wszystkim zbyt mocno i zbyt często były jednak na tyle upierdliwe, by odrzucał temat po temacie nie uznając ich za odpowiednie. Palce skrytych w kieszeni kurtki rąk poruszyły się kilkakrotnie, zadrapując od środka śliski materiał, gdy nadal intensywnie myślał, wyraźnie nie zamierzając się poddać.
— Czym tak właściwie zajmujesz się na co dzień? Jeśli to nie tajemnica. Mówiłeś coś o studiach, więc... — urwał zdanie w połowie, przez chwilę wyraźnie się zastanawiając czy aby na pewno powinien w ogóle zaczynać podobnymi słowami. Jak widać jego płynność w rozmowie miała jakieś absurdalne ograniczenia, które wręcz uwielbiały się załączać w towarzystwie Albrechta.
Kwestia przyzwyczajenia. Na pewno.
— Obecnie uniwersytety pewnie nie mają zbyt wiele do zaoferowania — dodał neutralnie, przez chwilę faktycznie się nad tym zastanawiając. Ciężko było mu sobie wyobrazić, by ktoś codziennie budził się rano przejmując tym czy zdąży akurat na zajęcia czy nadchodzącym kolokwium. Z drugiej strony może właśnie taka norma była czymś, co mogłoby się ludziom całkiem mocno przydać, by choć odrobinę oderwać się od tej ciągłej parady nieszczęść.
Uniósł głowę rozpoznając znajomy budynek i otworzył drzwi do Starbucksa, przytrzymując je przez chwilę dla Albrechta. Zaraz potem sam wszedł do środka momentalnie doceniając tak mocno kontrastujące z temperaturą na zewnątrz uderzenie ciepła, które aż zaszczypało go w twarz.
Nie widział nic niestosownego w swojej propozycji, choć domyślał się, że chłopak nie okaże nią większego zainteresowania, a przynajmniej nie teraz. Nadal łączyły ich stricte formalne relacje, kawa oczywiście też była tylko spotkaniem biznesowym, może taką drugą bazą w ich znajomości. Zaproszenie współpracownika na kolację do domu znajdowało się jeszcze poza zasięgiem Albrechta, ale miał cichą nadzieję, że prędzej czy później dojdzie i do tego. Nie miał w prawdzie żadnych niecnych zamiarów w stosunku do swojego towarzysza, po prostu preferował spędzanie czasu ze znajomymi w zaciszu własnego domu. Najlepiej własnego pokoju, za zamkniętymi drzwiami, z jakąś przyjemną muzyczką w tle i bez obaw, że ktoś niepożądanych zakłóci im spokój.
— Oj, to... delikatny temat, tak jakby — spłoszył się trochę i podświadomie przyspieszył kroku, ale gdy tylko zauważył, że trochę Słowika wyprzedził, momentalnie przystanął i poczekał, aż zrównają krok.
No, niby nie miał nic do ukrycia, a przynajmniej nie przed nim. Robił lewe interesy – o tym wiedział każdy, kto miał z Albrechtem do czynienia więcej niż raz. Był to o tyle śliski temat, że wprawdzie on sam prawa nie łamał, ale utrzymywał ścisłe kontakty z półświatkiem i to na interesach z nimi zarabiał najwięcej pieniędzy. Nieszkodliwym cywilom mógł wmawiać, że utrzymuje się z rysowania furson i farmienia itemków w WoWie, ale Słowik tej wersji przecież by nie kupił.
— Plotkuję sobie czasem z tobą i twoimi znajomymi, daję korki z przedmiotów ścisłych, tłumaczę teksty, takie tam. Nic zbytnio interesującego, nie bardzo mam się czym pochwalić. — Podrapał się nerwowo po nosie, wyjątkowo nieudolnie próbując ukryć zakłopotanie. — Poza tym pilnuję interesów Oleandra i głównie tym zarabiam na utrzymanie, a jeśli jeszcze nie wiesz czym on się zajmuje, to wolałbym nie wchodzić teraz w szczegóły — dodał i uśmiechnął się do niego przepraszająco.
Nie każdy musiał przecież wiedzieć, że Olek prowadzi ██████ dla ████████, prawda? To mogłoby nadszarpnąć jego i tak już wątpliwą reputację. Reputację Ala w sumie też, w końcu praca w takiej „firmie” nie jest czymś, czym warto się chwalić, chyba że potencjalnym klientom. Mógł tylko mieć nadzieję, że Słowik do nich nie należał. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto gustuje w małolatach, ale przecież nigdy nic nie wiadomo.
Prychnął cicho na wspomnienie o uniwersytetach. Cała ta sytuacja z uczelnią, która zmobilizowała go do przeprowadzki na drugi koniec świata tylko po to, żeby po trzech miesiącach się na niego wypiąć, pozostawiła u niego niechęć do pracy na etacie chyba do końca życia. Gdyby nie ta oferta, teraz pewnie nadal siedziałby w Niemczech, może za biurkiem w szkolnej sali, obserwując gówniarzy piszących sprawdzian z elektrostatyki. Mógłby być w sumie gdziekolwiek, a nie akurat w jedynym mieście na Ziemi, które zostało odcięte od reszty świata, o.
— Obawiam się, że nigdy nie miały — mruknął z nieukrywanym rozżaleniem. — Studia to straszne nudy, nie polecam nikomu. Znaczy, fajnie jest iść na jakiś wykład z astronomii czy fizyki jądrowej, dowiedzieć się jak działa Słońce albo jak gwiazdy ewoluują, ale to może jakieś pięć procent treści na zajęciach. Pozostałe dziewięćdziesiąt pięć to rozrywka w postaci stosowania równań, grzebania w programach komputerowych, rozwiązywania zadań, wyznaczania zależności... Poszedłem na studia w nadziei, że będę badać kosmos, a skończyłbym pewnie robiąc symulacje na kompie i pisząc eseje dlaczego uważam, że mój model układu planetarnego ma jakikolwiek sens.
Dał mu się poprowadzić prosto do kawiarni, w odpowiedzi na przytrzymanie drzwi tylko skinął mu głową w podziękowaniu i jako pierwszy wszedł do środka. Od progu zaczął szukać wzrokiem wolnego stolika, bo choć lokal nie był jakoś szczególnie zatłoczony, większość miejsc na środku sali była już przez kogoś zajęta. Dostrzegł jednak dwa wolne krzesła na prawo od kasy, nieopodal jednego z wyjść ewakuacyjnych. Ruszył więc w tamtą stronę, po drodze zdejmując z siebie grubą zimową kurtkę, którą chwilę późnej zawiesił na oparciu wysokiego stołka.
— Tu chyba będzie okej. Jak myślisz? — spytał dla pewności, nim na dobre się rozsiadł, choć chyba obaj byli świadomi, że nie bardzo mieli w czym wybierać.
— Oj, to... delikatny temat, tak jakby — spłoszył się trochę i podświadomie przyspieszył kroku, ale gdy tylko zauważył, że trochę Słowika wyprzedził, momentalnie przystanął i poczekał, aż zrównają krok.
No, niby nie miał nic do ukrycia, a przynajmniej nie przed nim. Robił lewe interesy – o tym wiedział każdy, kto miał z Albrechtem do czynienia więcej niż raz. Był to o tyle śliski temat, że wprawdzie on sam prawa nie łamał, ale utrzymywał ścisłe kontakty z półświatkiem i to na interesach z nimi zarabiał najwięcej pieniędzy. Nieszkodliwym cywilom mógł wmawiać, że utrzymuje się z rysowania furson i farmienia itemków w WoWie, ale Słowik tej wersji przecież by nie kupił.
— Plotkuję sobie czasem z tobą i twoimi znajomymi, daję korki z przedmiotów ścisłych, tłumaczę teksty, takie tam. Nic zbytnio interesującego, nie bardzo mam się czym pochwalić. — Podrapał się nerwowo po nosie, wyjątkowo nieudolnie próbując ukryć zakłopotanie. — Poza tym pilnuję interesów Oleandra i głównie tym zarabiam na utrzymanie, a jeśli jeszcze nie wiesz czym on się zajmuje, to wolałbym nie wchodzić teraz w szczegóły — dodał i uśmiechnął się do niego przepraszająco.
Nie każdy musiał przecież wiedzieć, że Olek prowadzi ██████ dla ████████, prawda? To mogłoby nadszarpnąć jego i tak już wątpliwą reputację. Reputację Ala w sumie też, w końcu praca w takiej „firmie” nie jest czymś, czym warto się chwalić, chyba że potencjalnym klientom. Mógł tylko mieć nadzieję, że Słowik do nich nie należał. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto gustuje w małolatach, ale przecież nigdy nic nie wiadomo.
Prychnął cicho na wspomnienie o uniwersytetach. Cała ta sytuacja z uczelnią, która zmobilizowała go do przeprowadzki na drugi koniec świata tylko po to, żeby po trzech miesiącach się na niego wypiąć, pozostawiła u niego niechęć do pracy na etacie chyba do końca życia. Gdyby nie ta oferta, teraz pewnie nadal siedziałby w Niemczech, może za biurkiem w szkolnej sali, obserwując gówniarzy piszących sprawdzian z elektrostatyki. Mógłby być w sumie gdziekolwiek, a nie akurat w jedynym mieście na Ziemi, które zostało odcięte od reszty świata, o.
— Obawiam się, że nigdy nie miały — mruknął z nieukrywanym rozżaleniem. — Studia to straszne nudy, nie polecam nikomu. Znaczy, fajnie jest iść na jakiś wykład z astronomii czy fizyki jądrowej, dowiedzieć się jak działa Słońce albo jak gwiazdy ewoluują, ale to może jakieś pięć procent treści na zajęciach. Pozostałe dziewięćdziesiąt pięć to rozrywka w postaci stosowania równań, grzebania w programach komputerowych, rozwiązywania zadań, wyznaczania zależności... Poszedłem na studia w nadziei, że będę badać kosmos, a skończyłbym pewnie robiąc symulacje na kompie i pisząc eseje dlaczego uważam, że mój model układu planetarnego ma jakikolwiek sens.
Dał mu się poprowadzić prosto do kawiarni, w odpowiedzi na przytrzymanie drzwi tylko skinął mu głową w podziękowaniu i jako pierwszy wszedł do środka. Od progu zaczął szukać wzrokiem wolnego stolika, bo choć lokal nie był jakoś szczególnie zatłoczony, większość miejsc na środku sali była już przez kogoś zajęta. Dostrzegł jednak dwa wolne krzesła na prawo od kasy, nieopodal jednego z wyjść ewakuacyjnych. Ruszył więc w tamtą stronę, po drodze zdejmując z siebie grubą zimową kurtkę, którą chwilę późnej zawiesił na oparciu wysokiego stołka.
— Tu chyba będzie okej. Jak myślisz? — spytał dla pewności, nim na dobre się rozsiadł, choć chyba obaj byli świadomi, że nie bardzo mieli w czym wybierać.
Słowik działał według wielu zasad, które dla innych ludzi wydawały się kompletnie bezsensowne. I być może mieli rację. A może po prostu dostosował je pod samego siebie, wiedząc że jest dużo słabszy niż mógłby tego chcieć. Zwłaszcza gdy chodziło o jego samokontrolę, która ostatnimi czasy zdawała się wręcz czołgać po ziemi. Miał wrażenie, że każdy najmniejszy gest był w stanie wytrącić go z równowagi i wepchnąć w dziwny stan rozbudzenia, podczas którego odbierał wszystko dwa razy intensywniej. Mogło mu się wydawać, że świetnie się kontroluje, ale tak głupie rzeczy jak pójście do czyjegoś domu momentalnie wchodziły z buta do jego umysłu. Ta dziwna świadomość każdego ruchu, niepewność gdzie właściwie podziać wzrok, myślenie o czymś zdecydowanie za dużo, doszukiwanie się ukrytych wiadomości we wszystkim. Nie, zdecydowanie się do tego w tym momencie nie nadawał.
"Oj, to... delikatny temat, tak jakby."
Też trafiłeś, Słowik.
Musnął palcem czubek swojego nosa, wyraźnie dając Albrechtowi chwilę na... własne towarzystwo? Jeśli można to było tak nazwać. Nie gonił za nim, szedł spokojnie z tyłu patrząc jedynie ostrożnie na jego plecy, zupełnie jakby szykował się do odwrócenia głowy, gdy tylko ten postanowi obrócić się w jego kierunku. I tak właśnie zrobił. Gdy tylko chłopak przystanął, Słowik momentalnie zadarł głowę do góry, udając że właśnie skupia się na jakimś konkretnym kształcie na niebie. Nie naciskał na zaczęty przez siebie temat, dlatego na swój sposób zaskoczyło go, że mimo wszystko otrzymał odpowiedź.
— Nie przejmuj się. Myślę, że większość z nas robi obecnie coś, do czego w życiu nie przyznałaby się na rodzinnym obiedzie — powiedział, zupełnie nieświadomie ściszając nieznacznie głos przy końcówce zdania. Rodzinny obiad nie był rzecz jasna jedynym miejscem. Słowik z reguły nie krył się jakoś szczególnie z tym co robi. Z reguły. Wiadomo w końcu, że zawsze pojawiają się jakieś wyjątki. Nawet jeśli przy swoim zasięgu kontaktów, Albrecht bez problemu mógłby zdobyć informacje o oficjalnym i nieoficjalnym zawodzie Słowika, jakoś niezbyt chciał się tym z nim dzielić osobiście. Tak samo jak nie wciągał w to wszystko Ivo. Biznes Oleandra nic mu nie mówił, domyślał się więc, że nie zahaczał on zbyt mocno o jego własną strefę. A przynajmniej na razie.
Słysząc jego opis studiów mimowolnie pokręcił głową na boki. Bynajmniej nie dlatego, że się z nim nie zgadzał, co z kontrastu pomiędzy słowami Albrechta, a kogoś zupełnie innego.
— Mój były chłopak żył nauką. Dosłownie — w jego głosie pojawiła się nuta znużenia, która mimo wszystko nie zmusiła go do powstrzymania się przed dalszym mówieniem.
— Wyciągnięcie go na miasto było wyzwaniem życia, ogarniał nie tylko bieżący materiał, ale i ten z następnych lat. Dawał nawet korki innym, mimo że byli jego rówieśnikami. Pewnie przy takich esejach bawiłby się przednio. Tymczasem ja przesypiałem większość dnia na zajęciach i zwiewałem ze szkoły kiedy tylko pojawiała się jakaś okazja, bo nawet spanie na dachu wydawało mi się ciekawsze niż słuchanie tego samego co sam mogłem sobie przeczytać w książce. Niezbyt dobrana z nas była para, chociaż degenerowanie go było całkiem śmieszne — uniósł nieznacznie kącik ust ku górze na samo wspomnienie. Zabawne, że sytuacje które opisywał miały miejsce nieco ponad dwa lata temu. Wydawałoby się, że minęło co najmniej z dziesięć. No, może za wyjątkiem rozczarowania i rozżalenia, które nadal odczuwał równie wyraźne co wtedy, gdy się od niego odciął. Tak czy inaczej studia nigdy nie były jakimś jego wielkim planem. Choć praca w klubie zdecydowanie też nie znajdowała się w jego zainteresowaniach.
"Tu chyba będzie okej. Jak myślisz?"
— Jasne. Blisko wyjścia ewakuacyjnego, na wypadek gdybym cię wybitnie zanudzał — zażartował nie patrząc w jego stronę i ściągnął kurtkę, idąc w jego ślady i odwieszając ją na oparcie krzesła. W lokalu było ciepło, choć odrobinę żałował, że nie posiedział w niej chwilę dłużej by jeszcze mocniej się zagrzać. Przesunął menu w jego stronę, skupiając tymczasowo wzrok na jego twarzy. Sam i tak znał każdą pozycję na pamięć. Uzależnienie od Starbucksa mógłby sobie wytatuować na policzku.
"Oj, to... delikatny temat, tak jakby."
Też trafiłeś, Słowik.
Musnął palcem czubek swojego nosa, wyraźnie dając Albrechtowi chwilę na... własne towarzystwo? Jeśli można to było tak nazwać. Nie gonił za nim, szedł spokojnie z tyłu patrząc jedynie ostrożnie na jego plecy, zupełnie jakby szykował się do odwrócenia głowy, gdy tylko ten postanowi obrócić się w jego kierunku. I tak właśnie zrobił. Gdy tylko chłopak przystanął, Słowik momentalnie zadarł głowę do góry, udając że właśnie skupia się na jakimś konkretnym kształcie na niebie. Nie naciskał na zaczęty przez siebie temat, dlatego na swój sposób zaskoczyło go, że mimo wszystko otrzymał odpowiedź.
— Nie przejmuj się. Myślę, że większość z nas robi obecnie coś, do czego w życiu nie przyznałaby się na rodzinnym obiedzie — powiedział, zupełnie nieświadomie ściszając nieznacznie głos przy końcówce zdania. Rodzinny obiad nie był rzecz jasna jedynym miejscem. Słowik z reguły nie krył się jakoś szczególnie z tym co robi. Z reguły. Wiadomo w końcu, że zawsze pojawiają się jakieś wyjątki. Nawet jeśli przy swoim zasięgu kontaktów, Albrecht bez problemu mógłby zdobyć informacje o oficjalnym i nieoficjalnym zawodzie Słowika, jakoś niezbyt chciał się tym z nim dzielić osobiście. Tak samo jak nie wciągał w to wszystko Ivo. Biznes Oleandra nic mu nie mówił, domyślał się więc, że nie zahaczał on zbyt mocno o jego własną strefę. A przynajmniej na razie.
Słysząc jego opis studiów mimowolnie pokręcił głową na boki. Bynajmniej nie dlatego, że się z nim nie zgadzał, co z kontrastu pomiędzy słowami Albrechta, a kogoś zupełnie innego.
— Mój były chłopak żył nauką. Dosłownie — w jego głosie pojawiła się nuta znużenia, która mimo wszystko nie zmusiła go do powstrzymania się przed dalszym mówieniem.
— Wyciągnięcie go na miasto było wyzwaniem życia, ogarniał nie tylko bieżący materiał, ale i ten z następnych lat. Dawał nawet korki innym, mimo że byli jego rówieśnikami. Pewnie przy takich esejach bawiłby się przednio. Tymczasem ja przesypiałem większość dnia na zajęciach i zwiewałem ze szkoły kiedy tylko pojawiała się jakaś okazja, bo nawet spanie na dachu wydawało mi się ciekawsze niż słuchanie tego samego co sam mogłem sobie przeczytać w książce. Niezbyt dobrana z nas była para, chociaż degenerowanie go było całkiem śmieszne — uniósł nieznacznie kącik ust ku górze na samo wspomnienie. Zabawne, że sytuacje które opisywał miały miejsce nieco ponad dwa lata temu. Wydawałoby się, że minęło co najmniej z dziesięć. No, może za wyjątkiem rozczarowania i rozżalenia, które nadal odczuwał równie wyraźne co wtedy, gdy się od niego odciął. Tak czy inaczej studia nigdy nie były jakimś jego wielkim planem. Choć praca w klubie zdecydowanie też nie znajdowała się w jego zainteresowaniach.
"Tu chyba będzie okej. Jak myślisz?"
— Jasne. Blisko wyjścia ewakuacyjnego, na wypadek gdybym cię wybitnie zanudzał — zażartował nie patrząc w jego stronę i ściągnął kurtkę, idąc w jego ślady i odwieszając ją na oparcie krzesła. W lokalu było ciepło, choć odrobinę żałował, że nie posiedział w niej chwilę dłużej by jeszcze mocniej się zagrzać. Przesunął menu w jego stronę, skupiając tymczasowo wzrok na jego twarzy. Sam i tak znał każdą pozycję na pamięć. Uzależnienie od Starbucksa mógłby sobie wytatuować na policzku.
— Twój były brzmi na nudziarza — rzucił automatycznie, bez zbędnych przemyśleń. — Bez urazy.
To pierwsze zdanie było tak kompletnie bezrefleksyjne, że aż sam siebie zaskoczył. Oczywiście wciąż uważał typa za nudnego, a to całkiem spora zniewaga gdy pada z ust kogoś, kto (za czasów szkolnych, rzecz jasna) nieironicznie rozwiązywał całki dla zabicia czasu. Al dopiero po chwili zorientował się, że mógł tym też urazić samego Słowika, bo wybranie sobie kogoś takiego na partnera poniekąd świadczyło o jego guście. Pewnie zostali parą jeszcze zanim okazało się, że koleś jest kompletnie nie do życia, albo to studia wsadziły mu kij do dupy nieco zbyt głęboko.
— Wiesz, ja też jakoś szczególnie ciekawy nie jestem — zaczął ostrożnie, nie chcąc wyjść przy tym na kogoś nieudolnie żebrzącego o komplementy. — Co pewnie zdążyłeś już zauważyć, bo znamy się ile, pół roku? A spotkaliśmy do tej pory może ze cztery razy pomimo tego, że wymieniamy wiadomości praktycznie codziennie. Ale hej, ja to chociaż z tobą pogadam o czymś innym niż moje zadania z algebry — dodał już nieco weselej, opierając się nonszalancko o oparcie stołka.
Nie chciał wchodzić w szczegóły i wymieniać rzeczy, które robiłby ze S... swoim chłopakiem, oczywiście. Nie byłoby to, rzecz jasna, nic niestosownego. Ot, pooglądaliby jakieś seriale, pograli w planszówki albo gry komputerowe, a może nawet i wyskoczyli na miasto, gdyby akurat sytuacja w Riverdale na to pozwalała. W Riverdale, albo jakimkolwiek innym mieście, niekoniecznie w Kanadzie. No, ale to póki co pozostawało w sferze marzeń, tych zepchniętych w najciemniejsze zakamarki umysłu. Nie miał jeszcze przyjemności być w jakimś ogarniętym związku, z ogarniętą osobą, która nie robiłaby mu awantur o pierdoły albo nie próbowała od razu zaciągnąć go do łóżka. Do tej pory miał może ze dwie dziewczyny i jednego faceta, z żadną z tych osób nie wytrzymał dłużej niż dwa miesiące i był przy tym święcie przekonany, że to on był stroną pokrzywdzoną. To było ładnych parę lat temu i trochę zdążył się od tego czasu zmienić, ale nadal materiał na chłopaka stanowił raczej marny.
Uwagę o wyjściu ewakuacyjnym skwitował cichym śmiechem.
— Daj spokój, jakbym uważał cię za nudnego, to w ogóle byśmy tu nie siedzieli.
Skinieniem głowy podziękował za podane mu menu i przejrzał je pobieżnie, najdłużej zatrzymując się na sekcji z gorącymi czekoladami. Spytał Słowika, na co ten miał ochotę, a potem przeprosił go na chwilę i udał się do baristy, żeby złożyć zamówienie. Nie kombinował, wybrał klasyczną mleczną z podwójną bitą śmietaną i kawałek sernika. Jak szaleć, to szaleć, więcej słodyczy i tak pewnie nie tknie przez kilka kolejnych dni.
— Za parę minut będzie gotowe — poinformował zaraz po powrocie do stolika i usiadł naprzeciwko Kanadyjczyka.
Rozejrzał się jeszcze dyskretnie po pomieszczeniu aby sprawdzić, czy aby na pewno po kawiarni nie kręci się nikt podejrzany, na kogo warto byłoby mieć oko. Był wprawdzie środek dnia, w lokalu było sporo ludzi, a w tej części miasta czasem jeszcze kręcił się jakiś patrol policji, ale w obecnych czasach, w tym konkretnym miejscu, zasada ograniczonego zaufania w stosunku do absolutnie każdej osoby była jak najbardziej wskazana. Ludzie wydawali się jednak spokojni, nikt nie zachowywał się w niepokojący sposób, więc Albrecht odetchnął w środeczku z ulgą i nieco bardziej się zrelaksował, skupiając całą uwagę na towarzyszącym mu chłopaku.
— Szczerze przyznam, że nie umiem w takie spotkania, nie miałem okazji na nich być przez ostatnich kilka miesięcy — przyznał z lekkim rozbawieniem, choć w rzeczywistości był tym faktem raczej... zażenowany? Tak, to chyba dobre słowo. — Czym chciałbyś się zajmować, gdybyś nie miał aż tak ograniczonego wyboru jak tutaj? Jeśli to nie tajemnica. — Puścił brunetowi oczko, powtarzając wypowiedziane przez niego wcześniej słowa. — Domyślam się, że studia raczej nie wchodzą w grę, ale jest jakiś zawód, który tak naprawdę chciałbyś wykonywać?
To pierwsze zdanie było tak kompletnie bezrefleksyjne, że aż sam siebie zaskoczył. Oczywiście wciąż uważał typa za nudnego, a to całkiem spora zniewaga gdy pada z ust kogoś, kto (za czasów szkolnych, rzecz jasna) nieironicznie rozwiązywał całki dla zabicia czasu. Al dopiero po chwili zorientował się, że mógł tym też urazić samego Słowika, bo wybranie sobie kogoś takiego na partnera poniekąd świadczyło o jego guście. Pewnie zostali parą jeszcze zanim okazało się, że koleś jest kompletnie nie do życia, albo to studia wsadziły mu kij do dupy nieco zbyt głęboko.
— Wiesz, ja też jakoś szczególnie ciekawy nie jestem — zaczął ostrożnie, nie chcąc wyjść przy tym na kogoś nieudolnie żebrzącego o komplementy. — Co pewnie zdążyłeś już zauważyć, bo znamy się ile, pół roku? A spotkaliśmy do tej pory może ze cztery razy pomimo tego, że wymieniamy wiadomości praktycznie codziennie. Ale hej, ja to chociaż z tobą pogadam o czymś innym niż moje zadania z algebry — dodał już nieco weselej, opierając się nonszalancko o oparcie stołka.
Nie chciał wchodzić w szczegóły i wymieniać rzeczy, które robiłby ze S... swoim chłopakiem, oczywiście. Nie byłoby to, rzecz jasna, nic niestosownego. Ot, pooglądaliby jakieś seriale, pograli w planszówki albo gry komputerowe, a może nawet i wyskoczyli na miasto, gdyby akurat sytuacja w Riverdale na to pozwalała. W Riverdale, albo jakimkolwiek innym mieście, niekoniecznie w Kanadzie. No, ale to póki co pozostawało w sferze marzeń, tych zepchniętych w najciemniejsze zakamarki umysłu. Nie miał jeszcze przyjemności być w jakimś ogarniętym związku, z ogarniętą osobą, która nie robiłaby mu awantur o pierdoły albo nie próbowała od razu zaciągnąć go do łóżka. Do tej pory miał może ze dwie dziewczyny i jednego faceta, z żadną z tych osób nie wytrzymał dłużej niż dwa miesiące i był przy tym święcie przekonany, że to on był stroną pokrzywdzoną. To było ładnych parę lat temu i trochę zdążył się od tego czasu zmienić, ale nadal materiał na chłopaka stanowił raczej marny.
Uwagę o wyjściu ewakuacyjnym skwitował cichym śmiechem.
— Daj spokój, jakbym uważał cię za nudnego, to w ogóle byśmy tu nie siedzieli.
Skinieniem głowy podziękował za podane mu menu i przejrzał je pobieżnie, najdłużej zatrzymując się na sekcji z gorącymi czekoladami. Spytał Słowika, na co ten miał ochotę, a potem przeprosił go na chwilę i udał się do baristy, żeby złożyć zamówienie. Nie kombinował, wybrał klasyczną mleczną z podwójną bitą śmietaną i kawałek sernika. Jak szaleć, to szaleć, więcej słodyczy i tak pewnie nie tknie przez kilka kolejnych dni.
— Za parę minut będzie gotowe — poinformował zaraz po powrocie do stolika i usiadł naprzeciwko Kanadyjczyka.
Rozejrzał się jeszcze dyskretnie po pomieszczeniu aby sprawdzić, czy aby na pewno po kawiarni nie kręci się nikt podejrzany, na kogo warto byłoby mieć oko. Był wprawdzie środek dnia, w lokalu było sporo ludzi, a w tej części miasta czasem jeszcze kręcił się jakiś patrol policji, ale w obecnych czasach, w tym konkretnym miejscu, zasada ograniczonego zaufania w stosunku do absolutnie każdej osoby była jak najbardziej wskazana. Ludzie wydawali się jednak spokojni, nikt nie zachowywał się w niepokojący sposób, więc Albrecht odetchnął w środeczku z ulgą i nieco bardziej się zrelaksował, skupiając całą uwagę na towarzyszącym mu chłopaku.
— Szczerze przyznam, że nie umiem w takie spotkania, nie miałem okazji na nich być przez ostatnich kilka miesięcy — przyznał z lekkim rozbawieniem, choć w rzeczywistości był tym faktem raczej... zażenowany? Tak, to chyba dobre słowo. — Czym chciałbyś się zajmować, gdybyś nie miał aż tak ograniczonego wyboru jak tutaj? Jeśli to nie tajemnica. — Puścił brunetowi oczko, powtarzając wypowiedziane przez niego wcześniej słowa. — Domyślam się, że studia raczej nie wchodzą w grę, ale jest jakiś zawód, który tak naprawdę chciałbyś wykonywać?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach