▲▼
____ Ej, bez szkalowanka, co? Może Hayden miał już trochę na wskaźniku zużycia, ale nie oznaczało to, że od razu do grobu i po chłopie! Przecież on jest w kwiecie wieku! Właśnie skończył studia, ma spoko pracę, z czego dodatkowo zarabia wciąż na drobnych zleceniach na freelancerze - no żyć nie umierać!
____ ─ Bardzo dobrze. Wiesz, że nie lubię, jak tak chowasz tęczówki pod powiekami. To jest dopiero ‘Łe, Gayden”. ─ wziął od Chestera chusteczkę i wydmuchał nos, a potem schował zużyty świstek do kieszeni, później po drodze wyrzuci do kosza, teraz miał niemały balast na kolanach. ─ W dużym, w dużym. Na chuj im taka mała książeczka. Poza tym, w większym będziesz się mógł wyżyć artystycznie, a wszyscy wiemy, że tego pragniesz najbardziej.
____ Redems znów złapał za łyżeczkę i poczęstował się własnym ciastem. Geez, no te truskawki robiły tu robotę. Nie były za słodkie, a wprowadzały przyjemną, kwaskowatą nutkę. Oj tak, za takie ciasta nic nie robił.____ Niemały balast na kolanach właśnie pożywiał się ciastem, jakby jutra miało nie być. To tak, jakby mieć na ciele siedemdziesięcio kilogramowego pasożyta, zwłaszcza, gdyby zliczyć czas, w którym Chester siedział, leżał, trzymał się albo był niesiony przez Redemsa. Jeżeli według reklam telezakupów Mango w ciągu roku marnujemy dziesięć dni na obieranie ziemniaków, to blondyn na spokojnie przez pół roku miał przyspawanego do ramienia Heachthinghearna. Na tym etapie można było stwierdzić, że się scalili i w ten sposób powstał ZubatLEL.
____ ─ Oczywiście, że tak. ─ powiedział niewyraźnie z wypełnionymi biszkoptem ustami. Wiadomo, że jak rysować kutasy, to co najmniej na formacie A3. ─ A wiesz w ogóle, że tu jest wróżka podobno?
____ Nie, żeby Chester chciał napastować tę biedną kobietę, ale trochę chciał. Był taki grzeczny od wyjścia z Riverdale High, że głowa mała, a komu zaszkodziłoby pomaltretowanie psychiczne jakiejś starowinki z kulą zgadulą?
____ Przykre, bo ZubatLEL z Haydena w takim razie ma tylko skilla, bo wyglądem o wiele bardziej przypomina Chestera, nie ma przecież nic z misiaka. Redems powinien się w takim razie czuć trochę obrabowany. No i oznaczało to też tyle, że skala pedałowatości Heachthighearna pokonała skalę zajebistej męskości Haydena. A przypominamy, ten człowiek ma barierę z własnych włosów. Nie wierzycie?
____ ─ O nie, błagam, Chester. Nie maltretuj jakiejś biednej kobiety, która jest tak stara, że nie ma co innego w życiu robić i rozkłada karty z nudów i żeby zarobić. Niech wciska ludziom te swoje pierdoły ─ pokręcił głową, pojąc się kawą. Może częściej powinien pić kawę z czekoladą? Była naprawdę dobra, a poza tym - dupsko mu nie urośnie, bo jest od dłuższego czasu stałym bywalcem siłowni, zresztą było to po nim widać. Na jedną łapę Chester, na drugą Admirał i lecimy po buły do biedry, panie Superman.
____ ─ Chester, nie. Widzę Twoją minę. A jak tam się jednak wybierzesz, to mnie w to nie mieszaj, nie znamy się. Czujesz? ─ zmarszczył brwi, wiedząc już w duszy, że nie obejdzie się bez przypału.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
First topic message reminder :
Rzecz jasna nazwana po tytule singla organizatorki imprezy, który swoją drogą można tu zakupić. Nastrojowe przygaszone światła, białe ażurowe krzesła, przeszklone stoły, bogate menu i wprawieni bariści, którzy wyczarują wszystko, a nawet zapiszą na twoim rachunku specjalny komplement! Ceny wahają się od 2 do nawet 6 dolarów za napój w zależności od rozmiaru, rodzaju et cetera, a w wypadku zamówienia na wynos - za własny kubek oferujemy 10% zniżki, choć mimo wszystko wolelibyśmy, gdybyś u nas trochę zabawił i odsapnął z lub i bez swojej drugiej połówki. Oferujemy także ciasta, gofry na słodko i wytrawne oraz kanapki.
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Nawet nie miał czasu zareagować, kiedy jakaś dziewczyna wcisnęła mu karteczkę w dłoń, uśmiechając się przy tym niczym anioł. Jednak napis na kartce jasno uświadomił Ivo, że bliżej było jej do piekła niż do nieba. No bo hej, kto rozdaje takie absurdalne zadania, myśląc, że zabawa w "skompromituj się na oczach całej kawiarni" będzie doskonałym pomysłem.
Ale skoro jest coś do wygrania...
Schował karteczkę do kieszeni, na razie odsuwając na bok myślenie o niej. Teraz miał o wiele ważniejszą misję do wykonania - musiał zakupić ciasteczka dla matki i najlepiej nie zjeść ich po drodze, mimo że ta myśl coraz bardziej go kusiła. Przynajmniej tak mógłby się odegrać za wysłanie go do tego miejsca wywołujące cukrzycę i mdłości.
— Hmm, mi chyba też wystarczy, jak nie umrę tutaj.
Taka śmierć byłaby zdecydowanie mało ciekawa i na dodatek dosyć żałosna. Lepiej już zostać potrąconym przez rower albo przygniecionym przez zawalający się budynek. Niestety ten lokal nie wyglądał, jakby lada chwila miał się zatrząść w posadach i pogrzebać gości. Prawie szkoda. Wtedy Ivo miałby spokój od tych wszystkich ludzi i ich wybitnych zdolności do nieświadomego irytowania go nadmiernym okazywaniem uczuć.
— Oj, czyli nie masz dzisiaj żadnej randki? — Uniósł brew, bacznie przyglądając się przyjacielowi. Nie mógł sobie darować drobnej zaczepki, żeby urozmaicić sobie stanie w kolejce. — Nic tak nie pomaga się oswoić się z nowym miejscem, jak znalezienie sobie kogoś. Podoba ci się ktoś stąd? Mogę ci pomóc zagadać.
To nie tak, że chciał doprowadzić Ilyę do stanu przedzawałowego, ale przyjaciel aktualnie był jedyną osobą, której blondyn mógł podokuczać.
Odwrócił się od Russella słysząc słowa sprzedawcy skierowane tym razem do niego. Na tyle mechanicznie przesuwał się do przodu wraz z innymi, że nawet nie spostrzegł, kiedy ostatnia para przed nim odebrała swoje zamówienie i odeszła. Zamienił kilka słów z mężczyzną, wreszcie kupując dla matki łakocie, na które tak bardzo się uparła. Odszedł kilka kroków od lady, robiąc miejsce jakiejś rozchichotanej dziewczynie i znudzonemu chłopakowi wyglądającemu, jakby odbywał karę za cudze winy.
— Zastanawiam się... — Nie dokończył, czując, jak ktoś wpada na niego. Odruchowo wyciągnął wolną rękę przed siebie, chcąc złapać ofiarę losu, by nie zaliczyła bliskiego spotkania z ziemią. Jednak jego interwencja okazała się zbędna - nieznajoma twardo trzymała się na nogach i... Wpatrywała się w niego.
— Wszystko w porządku? — zapytał, wycofując rękę; palce delikatnie musnęły przedramię dziewczyny, czego Ivo zdawał się w ogóle nie zauważać.
Jaka ona wysoka...
Ale skoro jest coś do wygrania...
Schował karteczkę do kieszeni, na razie odsuwając na bok myślenie o niej. Teraz miał o wiele ważniejszą misję do wykonania - musiał zakupić ciasteczka dla matki i najlepiej nie zjeść ich po drodze, mimo że ta myśl coraz bardziej go kusiła. Przynajmniej tak mógłby się odegrać za wysłanie go do tego miejsca wywołujące cukrzycę i mdłości.
— Hmm, mi chyba też wystarczy, jak nie umrę tutaj.
Taka śmierć byłaby zdecydowanie mało ciekawa i na dodatek dosyć żałosna. Lepiej już zostać potrąconym przez rower albo przygniecionym przez zawalający się budynek. Niestety ten lokal nie wyglądał, jakby lada chwila miał się zatrząść w posadach i pogrzebać gości. Prawie szkoda. Wtedy Ivo miałby spokój od tych wszystkich ludzi i ich wybitnych zdolności do nieświadomego irytowania go nadmiernym okazywaniem uczuć.
— Oj, czyli nie masz dzisiaj żadnej randki? — Uniósł brew, bacznie przyglądając się przyjacielowi. Nie mógł sobie darować drobnej zaczepki, żeby urozmaicić sobie stanie w kolejce. — Nic tak nie pomaga się oswoić się z nowym miejscem, jak znalezienie sobie kogoś. Podoba ci się ktoś stąd? Mogę ci pomóc zagadać.
To nie tak, że chciał doprowadzić Ilyę do stanu przedzawałowego, ale przyjaciel aktualnie był jedyną osobą, której blondyn mógł podokuczać.
Odwrócił się od Russella słysząc słowa sprzedawcy skierowane tym razem do niego. Na tyle mechanicznie przesuwał się do przodu wraz z innymi, że nawet nie spostrzegł, kiedy ostatnia para przed nim odebrała swoje zamówienie i odeszła. Zamienił kilka słów z mężczyzną, wreszcie kupując dla matki łakocie, na które tak bardzo się uparła. Odszedł kilka kroków od lady, robiąc miejsce jakiejś rozchichotanej dziewczynie i znudzonemu chłopakowi wyglądającemu, jakby odbywał karę za cudze winy.
— Zastanawiam się... — Nie dokończył, czując, jak ktoś wpada na niego. Odruchowo wyciągnął wolną rękę przed siebie, chcąc złapać ofiarę losu, by nie zaliczyła bliskiego spotkania z ziemią. Jednak jego interwencja okazała się zbędna - nieznajoma twardo trzymała się na nogach i... Wpatrywała się w niego.
— Wszystko w porządku? — zapytał, wycofując rękę; palce delikatnie musnęły przedramię dziewczyny, czego Ivo zdawał się w ogóle nie zauważać.
Jaka ona wysoka...
Francuzi to jednak naprawdę byli wybredni. Na mieście nie jadał, kawy nie pijał. Dogodzenie im wydawało się jakimś życiowym wyzwaniem i bez wątpienia byłoby dużo bardziej wymagające niż całe to udawanie hosta. Tyle dobrego, że rudowłosy potrafił chociaż sam sobie gotować. Niemniej nadal ograniczało to Ianowi pole manewru pod praktycznie każdym względem. W końcu jedzenie było najlepszą częścią każdego wypadu. Szlajanie się po mieście, testowanie przedziwnych dań. Czasem wychodzenie z restauracji praktycznie się turlając z przejedzenia, a czasem w absolutnej ciszy, nim patrzyli na siebie z Ivo, migając koniec końców coś o największym rozczarowaniu w ostatnich dniach. Nie mógł nikogo zmuszać do jedzenia i jasne, liczyło się samo towarzystwo, ale wieczne branie czegoś samemu nie było w żadnym stopniu ani przyjemne, ani komfortowe.
Dlatego ludzi na diecie nie zaprasza się na barbeque ze znajomymi.
W przeciwieństwie do Rene, Ian nawet przez chwilę nie rozglądał się na boki. Rzadko kiedy skupiał się na twarzach innych osób, nie uznając ich za szczególnie istotny element własnego życia. I właśnie w tym momencie popełniał niemały błąd, w końcu byłby zachwycony widząc Ivo z Ilyą w tym samym lokalu. Do tego z jakąś dziewczyną. Tyle przegrać.
Pożalił się rudowłosemu z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy. Właśnie dlatego Ian był bezapelacyjnym fanem Halloween, a nie jakichś tam Walentynek. Przebieranie się za wampiry, demony, szkielety i tak dalej. To było to!
Dlatego ludzi na diecie nie zaprasza się na barbeque ze znajomymi.
W przeciwieństwie do Rene, Ian nawet przez chwilę nie rozglądał się na boki. Rzadko kiedy skupiał się na twarzach innych osób, nie uznając ich za szczególnie istotny element własnego życia. I właśnie w tym momencie popełniał niemały błąd, w końcu byłby zachwycony widząc Ivo z Ilyą w tym samym lokalu. Do tego z jakąś dziewczyną. Tyle przegrać.
Fuj, wszystko jest takie... różowe i przesłodzone.
Pożalił się rudowłosemu z wyraźnym zdegustowaniem na twarzy. Właśnie dlatego Ian był bezapelacyjnym fanem Halloween, a nie jakichś tam Walentynek. Przebieranie się za wampiry, demony, szkielety i tak dalej. To było to!
Jaime Alcides Chavarría
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Czw Lut 20, 2020 1:03 pm
Czw Lut 20, 2020 1:03 pm
Niezależnie od tego ile razy Sheridan by go nie pytała, odpowiedź i tak nie zmieniłaby się w żaden sposób. Jaime nie był osobą, którą można było drążyć, by uzyskać interesujące cię odpowiedzi. Nie był też kimś przy kim działała zasada kropla drąży skałę, sugerująca że przy odpowiednich pokładach cierpliwości, w końcu ulegał i w tym wypadku otwierał się na drugą osobę. Meksykanin zawsze sam wybierał swoich odbiorców. Niejednokrotnie zdarzało mu się otwierać przy osobach, które znał kilka dni, podczas gdy przy wieloletnich przyjaźniach nadal dusił wszystko w sobie.
Kuzynka? Mierda.
Położył dłoń na ramieniu Sheridan, kręcąc kilkakrotnie głową.
— Moje kondolencje. Naprawdę bardzo mi przykro — poklepał ją kilkakrotnie okazując swoje współczucie. Ciężko było jednak stwierdzić czy sobie żartował, czy też był całkowicie poważny.
Wróżka, co?
Jaime nigdy nie wierzył w magię i pochodne. Był standardowym przykładem człowieka, który twierdził że jeśli nauka jeszcze czegoś nie wyjaśniła to tylko i wyłącznie dlatego, że jesteśmy na to za głupi. Nie znaczyło to jednak, że krzywił się na podobne rozrywki.
— Spoko, można iść. Czemu nie. W końcu to tylko głupia zabawa.
Wzruszył ramionami. Wróżki, konkursy, strzelanie do balonów, jak dla niego jeden pies. Wszystko miało na celu zajęcie myśli czymś innym.
Nagle jego mina zmieniła się w czyste naburmuszenie.
— Por el amor de Dios, żadne Dżejmi — burknął wyraźnie niezadowolony, nim zaczął stopniowo przechodzić w kierunku kolejki po napój. W końcu dostał darmowe picie, nie?
— Posiedzę jeszcze z trzydzieści minut do godziny i zawijam.
Kuzynka? Mierda.
Położył dłoń na ramieniu Sheridan, kręcąc kilkakrotnie głową.
— Moje kondolencje. Naprawdę bardzo mi przykro — poklepał ją kilkakrotnie okazując swoje współczucie. Ciężko było jednak stwierdzić czy sobie żartował, czy też był całkowicie poważny.
Wróżka, co?
Jaime nigdy nie wierzył w magię i pochodne. Był standardowym przykładem człowieka, który twierdził że jeśli nauka jeszcze czegoś nie wyjaśniła to tylko i wyłącznie dlatego, że jesteśmy na to za głupi. Nie znaczyło to jednak, że krzywił się na podobne rozrywki.
— Spoko, można iść. Czemu nie. W końcu to tylko głupia zabawa.
Wzruszył ramionami. Wróżki, konkursy, strzelanie do balonów, jak dla niego jeden pies. Wszystko miało na celu zajęcie myśli czymś innym.
Nagle jego mina zmieniła się w czyste naburmuszenie.
— Por el amor de Dios, żadne Dżejmi — burknął wyraźnie niezadowolony, nim zaczął stopniowo przechodzić w kierunku kolejki po napój. W końcu dostał darmowe picie, nie?
— Posiedzę jeszcze z trzydzieści minut do godziny i zawijam.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Czw Lut 20, 2020 1:38 pm
Czw Lut 20, 2020 1:38 pm
Faktycznie Rene nie ułatwiał Ianowi wyciągania go z akademika, ale rudzielec nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Miał inne rzeczy na głowie. Jak na przykład nadzieję, że Ivo do nich nie podejdzie. Albo fakt, że wszędzie kręcili się ludzie ze szkoły, podczas, gdy on był właśnie na "chyba-randce". Co zresztą wiele dla niego znaczyło, bo nigdy dotąd nie był na niczym co za randkę mogłoby uchodzić. Chyba, że liczyć tamto kino, też z Nixonem. W sumie wciąż nie był pewien czy było to tylko towarzyskie spotkanie czy coś więcej. Tak samo teraz. Tyle, że dziś mieli jeszcze Walentynki, dlatego tym bardziej pasowało to na "chyba-randkę". Z naciskiem na "chyba". Ech, wszystko to było bardzo skomplikowane i wielce go zajmowało. Na tyle, że trochę nieprzytomnie ogarnął komentarz kolegi i przytaknął by przyznać mu rację. Wtedy też coś mu wpadło do głowy. Szybko wyciągnął telefon.
"A ty lubisz kawę?"
W sumie Ian pytał go często o wiele rzeczy, a on nie zadawał sobie trudu by się odwzajemnić. A powinien, bo jak inaczej miałby go poznać? Z jednej strony chciał wiedzieć o nim więcej, a z drugiej jakoś nie miał w zwyczaju wypytywania drugiej osoby o rzeczy niezwiązane ze szkołą. Czas to jednak zmienić.
"Nie lubisz Walentynek?"
Drugie pytanie zadał już pod wpływem komentarza kolegi odnośnie różu. Skoro Ian nie przepadał za przesłodzonymi klimatami to czemu chciał umówić się akurat dzisiaj? Czy to możliwe, że ta data, tak jak początkowo Rene, nic mu nie mówiła i nadział się na święto zupełnie przez przypadek?
"A ty lubisz kawę?"
W sumie Ian pytał go często o wiele rzeczy, a on nie zadawał sobie trudu by się odwzajemnić. A powinien, bo jak inaczej miałby go poznać? Z jednej strony chciał wiedzieć o nim więcej, a z drugiej jakoś nie miał w zwyczaju wypytywania drugiej osoby o rzeczy niezwiązane ze szkołą. Czas to jednak zmienić.
"Nie lubisz Walentynek?"
Drugie pytanie zadał już pod wpływem komentarza kolegi odnośnie różu. Skoro Ian nie przepadał za przesłodzonymi klimatami to czemu chciał umówić się akurat dzisiaj? Czy to możliwe, że ta data, tak jak początkowo Rene, nic mu nie mówiła i nadział się na święto zupełnie przez przypadek?
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Czw Lut 20, 2020 1:48 pm
Czw Lut 20, 2020 1:48 pm
Musiała powstrzymywać śmiech na tekst chłopaka odnośnie kuzynki Sher. Mimo wszystko nie było to miłe, a przecież ona próbowała BYĆ miła. Ale i tak zachichotała, ostatecznie nie mogąc wytrzymać, zasłaniając usta dłonią.
"Spoko, można iść."
- Tak razem? No co ty, jeszcze powie coś zawstydzającego na twój temat i będę cię do końca życia tym męczyć - pokręciła głową, marszcząc nos, oczywiście mówiąc wszystko półżartem. Nie zamierzała się rzucać jak delfin tylko dlatego, że była to dla niego "zabawa" - spotkała się już z takimi reakcjami, a i nie jej sprawa, w co kto wierzył. - Ale jak chcesz się powygłupiać i spytać o coś nieszkodliwego, to w sumie czemu nie.
Bo przecież Paige nie miała zamiaru narażać Meksykanina na usłyszenie jej depresyjnych rozterek i pytań o jakieś babskie głupoty jak porządny chłop czy inne takie. Na jego złotą reakcję na "Dżejmiego" roześmiała się tylko ponownie, by zaraz przetrzepać te jego niesforne kudły, kierując się za nim. Kiedy jesteś na własnej imprezie, a i tak nie masz do kogo się przyczepić, więc męczysz biednego Jaime.
- A, właśnie. Sądziłam, że nie przyjdziesz, więc w sumie to pomyślałam, że zapakuję ci płytę i parę dupsików ze sklepiku. Więc nic nie kupuj bo kaktus w dupsko. SZCZEGÓLNIE pluszowego Trevora - dlaczego pomimo tak słodkiego uśmiechu na ustach brzmiała jakby wcale nie żartowała i była zdolna wcisnąć mu kolczaste zielsko w opalone cztery litery? - Wiesz, co jest dobre? Latte na herbatach z David's Tea, specjalnie załatwiałam z nimi współpracę - oznajmiła nagle, wskazując paluchem na wyróżniającą się spośród pozostałych tablic kawiarnianego menu morskobłękitną planszę. W ogóle jaka duma w głosie, że DAVID'S TEA zgadzało się na partnerstwo biznesowe.
Wcale sobie tego właśnie teraz nie wymyśliłam, sądząc, że to dobry pomysł.
"Spoko, można iść."
- Tak razem? No co ty, jeszcze powie coś zawstydzającego na twój temat i będę cię do końca życia tym męczyć - pokręciła głową, marszcząc nos, oczywiście mówiąc wszystko półżartem. Nie zamierzała się rzucać jak delfin tylko dlatego, że była to dla niego "zabawa" - spotkała się już z takimi reakcjami, a i nie jej sprawa, w co kto wierzył. - Ale jak chcesz się powygłupiać i spytać o coś nieszkodliwego, to w sumie czemu nie.
Bo przecież Paige nie miała zamiaru narażać Meksykanina na usłyszenie jej depresyjnych rozterek i pytań o jakieś babskie głupoty jak porządny chłop czy inne takie. Na jego złotą reakcję na "Dżejmiego" roześmiała się tylko ponownie, by zaraz przetrzepać te jego niesforne kudły, kierując się za nim. Kiedy jesteś na własnej imprezie, a i tak nie masz do kogo się przyczepić, więc męczysz biednego Jaime.
- A, właśnie. Sądziłam, że nie przyjdziesz, więc w sumie to pomyślałam, że zapakuję ci płytę i parę dupsików ze sklepiku. Więc nic nie kupuj bo kaktus w dupsko. SZCZEGÓLNIE pluszowego Trevora - dlaczego pomimo tak słodkiego uśmiechu na ustach brzmiała jakby wcale nie żartowała i była zdolna wcisnąć mu kolczaste zielsko w opalone cztery litery? - Wiesz, co jest dobre? Latte na herbatach z David's Tea, specjalnie załatwiałam z nimi współpracę - oznajmiła nagle, wskazując paluchem na wyróżniającą się spośród pozostałych tablic kawiarnianego menu morskobłękitną planszę. W ogóle jaka duma w głosie, że DAVID'S TEA zgadzało się na partnerstwo biznesowe.
Wcale sobie tego właśnie teraz nie wymyśliłam, sądząc, że to dobry pomysł.
Ilya Russell
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Czw Lut 20, 2020 7:56 pm
Czw Lut 20, 2020 7:56 pm
Nieważne jaką by oferowali nagrodę, upokorzenie przed tymi wszystkimi osobami na pewno nie było tego warte! Na sto procent, z drugiej strony nikt go tutaj w sumie nie znał. Pokazanie się z tej strony na pewno nie wpłynie pozytywnie na przyszłe relacje, ale kto by zwracał na niego uwagę? Chłopak musiał się poważnie zastanowić nad wykonaniem tego zadania.
-Zrób coś dla mnie i postaraj się jak coś to umrzeć za kawiarnią, naprawdę ciężko byłoby wyciągnąć twoje truchło przez ten tłum. Wysyłek mógłby okazać się niewart zachodu - mruknął w odpowiedzi, chowając konsolę i sięgając po telefon. Nie żeby jakoś mu się śpieszyło, ale dla zabicia czasu zaczął wyszukiwać pewną osobę.
-Zrób coś dla mnie i postaraj się jak coś to umrzeć za kawiarnią, naprawdę ciężko byłoby wyciągnąć twoje truchło przez ten tłum. Wysyłek mógłby okazać się niewart zachodu - mruknął w odpowiedzi, chowając konsolę i sięgając po telefon. Nie żeby jakoś mu się śpieszyło, ale dla zabicia czasu zaczął wyszukiwać pewną osobę.
Oj, czyli nie masz dzisiaj żadnej randki?
Jego palce zatrzymały się bez ruchu nad telefonem. Ilya podniósł wzrok na przyjaciela mrużąc lekko oczy i zaciskając usta ponownie w wąską linie. Trwało to może sekundę, później jego twarz wróciła do normalnego bezuczuciowego wyrazu.
-Dużo propozycji, zresztą sądziłem, że zejdzie mi z Tobą trochę czasu, więc musiałem grzecznie odmówić z racji iż miałem ten dzień zajęty. - Westchnął, teatralnie rozkładając ręce i wzruszył ramionami. - Więc nie zepsuj tego, zobacz jak się dla Ciebie poświęcam. Do oswojenia się mam was, zresztą kiedyś tu mieszkałem, pamiętasz?
-Dużo propozycji, zresztą sądziłem, że zejdzie mi z Tobą trochę czasu, więc musiałem grzecznie odmówić z racji iż miałem ten dzień zajęty. - Westchnął, teatralnie rozkładając ręce i wzruszył ramionami. - Więc nie zepsuj tego, zobacz jak się dla Ciebie poświęcam. Do oswojenia się mam was, zresztą kiedyś tu mieszkałem, pamiętasz?
Uśmiechnął się na chwilę. Nie da się tak łatwo sprowokować! Może nie czuje się zbyt komfortowo w tym miejscu, a jego systemy ostrzegawcze wariują, ale nie ma tak łatwo.
Zamówił te same ciasteczka po Ivo i jak najszybciej zwinął się spod lady byle tylko nikt na niego nie wpadł. Wolał zachować jakąkolwiek kontrolę. Stanął przy przyjacielu chowając zakup do torby. Był gotów do wyjścia... prawie.
Wycie systemu ostrzegawczego nie ustawało, ale stawało się coraz bardziej znośne wraz z wizją opuszczenia tego miejsca.
Ktoś wpadł na Ivo, tym samym znalazł się dość blisko, by Russell prawie się zresetował. Na szczęście ograniczył reakcje do zatrzymania się w niemym "le gasp" po czym cicho wypuścił powietrze z płuc. Wszytko w porządku, tak, jest ok. To tylko randomowa dziewczyna, która wpada na kogoś w tłumie. Nie ma co świrować.
Na jej krótkie spojrzenie odpowiedział lekkim uniesieniem jednej brwi w niemym pytaniu. Dopiero jakby uświadamiając sobie jej wzrost. Tak, Ilya zapragnął nagle schować się w swoim płaszczu i przeczekać to wszystko. Niestety, nie był żółwiem, więc jedynie skupił wzrok na telefonie jakby wracając do nigdy nie przerwanej czynności, był jednak cały spięty.
Za dużo jak na jeden dzień.
Zamówił te same ciasteczka po Ivo i jak najszybciej zwinął się spod lady byle tylko nikt na niego nie wpadł. Wolał zachować jakąkolwiek kontrolę. Stanął przy przyjacielu chowając zakup do torby. Był gotów do wyjścia... prawie.
Wycie systemu ostrzegawczego nie ustawało, ale stawało się coraz bardziej znośne wraz z wizją opuszczenia tego miejsca.
Ktoś wpadł na Ivo, tym samym znalazł się dość blisko, by Russell prawie się zresetował. Na szczęście ograniczył reakcje do zatrzymania się w niemym "le gasp" po czym cicho wypuścił powietrze z płuc. Wszytko w porządku, tak, jest ok. To tylko randomowa dziewczyna, która wpada na kogoś w tłumie. Nie ma co świrować.
Na jej krótkie spojrzenie odpowiedział lekkim uniesieniem jednej brwi w niemym pytaniu. Dopiero jakby uświadamiając sobie jej wzrost. Tak, Ilya zapragnął nagle schować się w swoim płaszczu i przeczekać to wszystko. Niestety, nie był żółwiem, więc jedynie skupił wzrok na telefonie jakby wracając do nigdy nie przerwanej czynności, był jednak cały spięty.
Za dużo jak na jeden dzień.
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Pią Lut 21, 2020 2:37 pm
Pią Lut 21, 2020 2:37 pm
Tęczówki Cullinana drgnęły niezauważalnie. Zbyt delikatnie, by mógł to dostrzec ktokolwiek poza nim samym. Rzadko kiedy ktoś poprawiał Saturna, nawet jeśli chodziło o podobne błachostki. Nic zatem dziwnego, że nawet jeśli na jego twarzy nie odbiło się absolutnie nic, gdzieś w środku pojawiła się szczypta niezadowolenia.
— Koncercie? — wykazał się w końcu jakimiś resztkami zainteresowania, obracając głowę w kierunku kawiarni. Sheridan Paige. Znajoma osoba, znajome nazwisko. Nie interesował się co prawda ani dziewczyną, ani jej karierą, lecz ze względu na brata od czasu do czasu słuchał o niej wieści, a nawet musiał z nią rozmawiać. Nie wspominając o tym, że ojciec po wyczuciu okazji, postanowił sypnąć dodatkowym groszem by pojawić się od czasu do czasu na liście jej sponsorów. I jak zwykle się nie mylił, biorąc pod uwagę że o dziewczynie było coraz głośniej.
— Nie, nie brałem udziału w koncercie. Stolikiem bym się nie przejmował — wątpił, by w tym mieście faktycznie ktokolwiek odważył się narazić dwóm z najbardziej wpływowych rodzin w całym kraju. Pomijając, że samo usadzenie go w tym tłumie brzmiało jak idealny pomysł na tortury, co z góry przekreślało wykrzesanie jakiejkolwiek sympatii ze strony białowłosego. Domyślał się zresztą, że Leslie bez większych problemów byłby w stanie zrozumieć jego odczucia.
Pomiędzy nimi zapadła przeciągająca się cisza, gdy Saturn nadal tkwił z wzrokiem zawieszonym na drzwiach lokalu, zupełnie jakby unikał powrotu uwagą do Vessare. Odczucie to zostało jednak zniwelowane.
Jedno mrugnięcie wystarczyło, by czujne spojrzenie na powrót wwiercało się w czaszkę blondyna.
— A ciebie kto zmusił, by tu przyjść? Nie oszukujmy się, ani ty, ani ja nie zostaliśmy stworzeni do spędzania czasu wśród jazgotliwych nastolatków szukających wrażeń w płynącym po wodzie kawałku drewna czy różowej kawie z równie krzykliwą bitą śmietaną, którą będą spalać na kolejnych trzech zajęciach jogi — rzucił tym razem dużo bardziej bezpośrednio, darując sobie cały ten oficjalny wydźwięk ich rozmowy, nawet jeśli nadal brakowało w nim typowej nuty sugerującej kumpelską zażyłość. W końcu nie byli na bankiecie. A wszyscy ci ludzie wokół wybitnie działali mu na nerwy.
— Koncercie? — wykazał się w końcu jakimiś resztkami zainteresowania, obracając głowę w kierunku kawiarni. Sheridan Paige. Znajoma osoba, znajome nazwisko. Nie interesował się co prawda ani dziewczyną, ani jej karierą, lecz ze względu na brata od czasu do czasu słuchał o niej wieści, a nawet musiał z nią rozmawiać. Nie wspominając o tym, że ojciec po wyczuciu okazji, postanowił sypnąć dodatkowym groszem by pojawić się od czasu do czasu na liście jej sponsorów. I jak zwykle się nie mylił, biorąc pod uwagę że o dziewczynie było coraz głośniej.
— Nie, nie brałem udziału w koncercie. Stolikiem bym się nie przejmował — wątpił, by w tym mieście faktycznie ktokolwiek odważył się narazić dwóm z najbardziej wpływowych rodzin w całym kraju. Pomijając, że samo usadzenie go w tym tłumie brzmiało jak idealny pomysł na tortury, co z góry przekreślało wykrzesanie jakiejkolwiek sympatii ze strony białowłosego. Domyślał się zresztą, że Leslie bez większych problemów byłby w stanie zrozumieć jego odczucia.
Pomiędzy nimi zapadła przeciągająca się cisza, gdy Saturn nadal tkwił z wzrokiem zawieszonym na drzwiach lokalu, zupełnie jakby unikał powrotu uwagą do Vessare. Odczucie to zostało jednak zniwelowane.
Jedno mrugnięcie wystarczyło, by czujne spojrzenie na powrót wwiercało się w czaszkę blondyna.
— A ciebie kto zmusił, by tu przyjść? Nie oszukujmy się, ani ty, ani ja nie zostaliśmy stworzeni do spędzania czasu wśród jazgotliwych nastolatków szukających wrażeń w płynącym po wodzie kawałku drewna czy różowej kawie z równie krzykliwą bitą śmietaną, którą będą spalać na kolejnych trzech zajęciach jogi — rzucił tym razem dużo bardziej bezpośrednio, darując sobie cały ten oficjalny wydźwięk ich rozmowy, nawet jeśli nadal brakowało w nim typowej nuty sugerującej kumpelską zażyłość. W końcu nie byli na bankiecie. A wszyscy ci ludzie wokół wybitnie działali mu na nerwy.
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Pią Lut 21, 2020 9:40 pm
Pią Lut 21, 2020 9:40 pm
Cicho się zaśmiał. A to co powiedział wcześniej, było zwykłą propozycją. Każdy miał swoje zasady i trzymał się ich, nawet w taki dzień jak ten. Tylko, że dla Huanga nic on nie znaczył, przyszedł po kawusie i ciasteczko. A przy okazji spotkał znajomego i porozmawiał z nim.
- Rozumiem. Gdybym miał jakieś zastrzeżenia co słodyczy to też bym sobie odmówił - skwitował. A po chwili z odmętów płaszcza, wyciągnął swój telefon.
Okazało się że zrobił to w odpowiedniej chwili, bo po zdziwionej reakcji Atwatera, podał swoje namiary na któryś z portali społecznościowych. Na samym początku wszedł na Instagrama wpisując jego nick i od razu zaobserwował. Potem na Twittera. Akurat składało się że miał konta na obydwóch, więc również zaobserwował na tym drugim.
- Dzięki. Teraz będziemy mieli ułatwiony kontakt, jakbyś chciał spotkać się w szkole tańca i poćwiczyć jakiś układ albo tak po prostu zając czas - odparł, uśmiechając się już odchodząc od lady z swoim zamówieniem.
Po przejściu paru kroków znalazł sobie odpowiednie miejsce, za zjedzenie Brownie i wypiciu kawy. Po spożyciu obydwóch rzeczy wyszedł z kawiarni.
// z.t
- Rozumiem. Gdybym miał jakieś zastrzeżenia co słodyczy to też bym sobie odmówił - skwitował. A po chwili z odmętów płaszcza, wyciągnął swój telefon.
Okazało się że zrobił to w odpowiedniej chwili, bo po zdziwionej reakcji Atwatera, podał swoje namiary na któryś z portali społecznościowych. Na samym początku wszedł na Instagrama wpisując jego nick i od razu zaobserwował. Potem na Twittera. Akurat składało się że miał konta na obydwóch, więc również zaobserwował na tym drugim.
- Dzięki. Teraz będziemy mieli ułatwiony kontakt, jakbyś chciał spotkać się w szkole tańca i poćwiczyć jakiś układ albo tak po prostu zając czas - odparł, uśmiechając się już odchodząc od lady z swoim zamówieniem.
Po przejściu paru kroków znalazł sobie odpowiednie miejsce, za zjedzenie Brownie i wypiciu kawy. Po spożyciu obydwóch rzeczy wyszedł z kawiarni.
// z.t
Przekrzywił głowę na bok, widząc zadane pytanie. Uśmiechnął się spokojnie i kiwnął głową.
Odpowiedział z cichym westchnięciem. W końcu badania, że kawa pozytywnie wpływały na organizm i zmniejszała choćby szansę na zawał, nie były niczym nowym. Odnosiły się jednak do tak zwanej małej czarnej, na którą Ian się nadal wykrzywiał. Podobno docenienie czegoś podobnego przychodziło z wiekiem, ale na ten moment nie potrafił sobie wyobrazić zrezygnowania z syropu mango.
"Nie lubisz Walentynek?"
Wzruszył ramionami. Nie cierpiał ich. Ale bez wątpienia były czymś na tyle charakterystycznym, że dobrze było je przeżyć. No i przy takim nagromadzeniu par w jednym miejscu niemożliwym było, by Rene nie zauważył, że na świecie "chłopak, dziewczyna prawdziwa rodzina" to nie jedyne słuszne podejście. Nie potrafił po prostu zrozumieć potrzeby afiszowania się ze swoim związkiem i uczuciami akurat w jeden dzień w roku. A co przez resztę dni? Zbyt często widywał u znajomych sytuacje, gdzie nawet ich beznadziejne związki dawały się ponieść sztuczności, gdy strzelali sobie jakże urocze zdjęcia na social media i obdarowywali prezentami, o które zwykle nigdy by się nie doprosili. W końcu wszystko pod publikę. Pokażmy kto jest bardziej zakochany i kto pierwszy doprowadzi innych do odruchu wymiotnego.
Zaproponował mimo wszystko mając nadzieję, że kolejka do kas pójdzie całkiem sprawnie. Tylko co potem? Nie do końca zapoznał się z jakimkolwiek tutejszym programem.
Lubię, ale niestety nie taką jaka jest zdrowa. Na ten moment nie jestem w stanie wypić niczego co nie ma w sobie choć odrobiny mleka i cukru. Poza tym jestem regularnym gościem Starbucksa.
Odpowiedział z cichym westchnięciem. W końcu badania, że kawa pozytywnie wpływały na organizm i zmniejszała choćby szansę na zawał, nie były niczym nowym. Odnosiły się jednak do tak zwanej małej czarnej, na którą Ian się nadal wykrzywiał. Podobno docenienie czegoś podobnego przychodziło z wiekiem, ale na ten moment nie potrafił sobie wyobrazić zrezygnowania z syropu mango.
"Nie lubisz Walentynek?"
Wzruszył ramionami. Nie cierpiał ich. Ale bez wątpienia były czymś na tyle charakterystycznym, że dobrze było je przeżyć. No i przy takim nagromadzeniu par w jednym miejscu niemożliwym było, by Rene nie zauważył, że na świecie "chłopak, dziewczyna prawdziwa rodzina" to nie jedyne słuszne podejście. Nie potrafił po prostu zrozumieć potrzeby afiszowania się ze swoim związkiem i uczuciami akurat w jeden dzień w roku. A co przez resztę dni? Zbyt często widywał u znajomych sytuacje, gdzie nawet ich beznadziejne związki dawały się ponieść sztuczności, gdy strzelali sobie jakże urocze zdjęcia na social media i obdarowywali prezentami, o które zwykle nigdy by się nie doprosili. W końcu wszystko pod publikę. Pokażmy kto jest bardziej zakochany i kto pierwszy doprowadzi innych do odruchu wymiotnego.
Niezbyt. Ale przynajmniej kawa jest tańsza. I mają jakieś śmieszne atrakcje. Byłeś już u tutejszej wróżki? Dziwna kobieta. Możemy potem podejść.
Zaproponował mimo wszystko mając nadzieję, że kolejka do kas pójdzie całkiem sprawnie. Tylko co potem? Nie do końca zapoznał się z jakimkolwiek tutejszym programem.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sob Lut 22, 2020 12:22 am
Sob Lut 22, 2020 12:22 am
Czyli Ian lubił słodką kawę. Dobrze wiedzieć. I choć nie przepadał za "świętem zakochanych", to i tak zaprosił Rene na miasto. Do kawiarni. Bo mieli zniżki. Cóż, to zawsze jakiś powód, choć nie takiej odpowiedzi oczekiwał Francuz. Nie żeby było mu od razu przykro, ale nagle ta "chyba-randka" spadła do miana zwykłego wyjścia, a wiązały się z tym tak ulga jak i, co niezwykłe, rozczarowanie rudzielca.
"Wróżka?"
Od razu podłapał temat, nie z personalnego zainteresowania takimi postaciami, co z chęci kontynuowania rozmowy. Był poddenerwowany i zazwyczaj wolał ani nie zwracać na siebie uwagi, ani nie bywać w takich miejscach, a dziś już odstawił szopkę z kotkami z piwnicy i teraz stał w długiej kolejce. Normalnie na tym etapie już dawno całkiem by się wycofał, albo wręcz odszedł, ale dla Nixona był gotów walczyć sam ze sobą i chociaż postarać się dobrze bawić. Pomimo obściskujących się par dookoła. I to nawet takich nieheteroseksualnych...
Starał się ich nie dostrzegać, ale to było trudne do wykonania. Skupiał więc wzrok na koledze, ale przez to jego myśli jak na złość przypominały mu te parę sytuacji kiedy i oni byli blisko... Rudzielec starał się nie rumienić i dla zajęcia czasu przeniósł spojrzenie na menu wiszące na ścianie, zastanawiając się co z tego wszystkiego powinien wziąć dla siebie. No, bo chyba tak wypadało, prawda? Też coś zamówić, kiedy już się z kimś wybrało w takie miejsce.
A jeszcze bardziej wypadało kupić tej osobie coś do picia po tym jak zabrała cię na łyżwy, a potem zajmowała się tobą jak byłeś pijany.
"Pozwolisz, że ja za nas zapłacę?"
Napisał to tak szybko jakby bał się, że zaraz już będzie ich kolej i nie zdąży. Nie był pewien czy to odpowiedni pomysł na ich wciąż nieokreśloną relację, ale bardzo chciał by Ian się zgodził, więc mimowolnie zrobił te swoje psie oczyska. Kto by takiemu odmówił?
"Wróżka?"
Od razu podłapał temat, nie z personalnego zainteresowania takimi postaciami, co z chęci kontynuowania rozmowy. Był poddenerwowany i zazwyczaj wolał ani nie zwracać na siebie uwagi, ani nie bywać w takich miejscach, a dziś już odstawił szopkę z kotkami z piwnicy i teraz stał w długiej kolejce. Normalnie na tym etapie już dawno całkiem by się wycofał, albo wręcz odszedł, ale dla Nixona był gotów walczyć sam ze sobą i chociaż postarać się dobrze bawić. Pomimo obściskujących się par dookoła. I to nawet takich nieheteroseksualnych...
Starał się ich nie dostrzegać, ale to było trudne do wykonania. Skupiał więc wzrok na koledze, ale przez to jego myśli jak na złość przypominały mu te parę sytuacji kiedy i oni byli blisko... Rudzielec starał się nie rumienić i dla zajęcia czasu przeniósł spojrzenie na menu wiszące na ścianie, zastanawiając się co z tego wszystkiego powinien wziąć dla siebie. No, bo chyba tak wypadało, prawda? Też coś zamówić, kiedy już się z kimś wybrało w takie miejsce.
A jeszcze bardziej wypadało kupić tej osobie coś do picia po tym jak zabrała cię na łyżwy, a potem zajmowała się tobą jak byłeś pijany.
"Pozwolisz, że ja za nas zapłacę?"
Napisał to tak szybko jakby bał się, że zaraz już będzie ich kolej i nie zdąży. Nie był pewien czy to odpowiedni pomysł na ich wciąż nieokreśloną relację, ale bardzo chciał by Ian się zgodził, więc mimowolnie zrobił te swoje psie oczyska. Kto by takiemu odmówił?
Jasnowłosy przechylił głowę na bok, jakby nie dotarło do niego, że Black nie pojawił się tu z powodu zaproszenia przez Sheridan Paige. To, że ta dwójka na pewno się znała, nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Jeśli jednak nie pojawił się tutaj w tym celu, oznaczało to, że jednak na kogoś czekał. Vessare nie mógł powstrzymać się od rozejrzenia na boki, gdy Saturn skupił się na kawiarni. Liczył na to, że lada moment zobaczy kogoś idącego z szerokim uśmiechem w ich stronę – pewnie jakąś ładną dziewczynę z dobrego domu. Idealny materiał na przyszłą żonę dla przyszłego dziedzica rodziny.
____W mimowolnym geście potarł ręką bok szyi, powracając wzrokiem do chłopaka. Zdążył zauważyć, że Cullinan nie zamierzał dzielić się z nim powodem, dla którego się tu znalazł, a Leslie nie zamierzał drążyć mu dziury w brzuchu. Po prostu tu był, a Cillian nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia, nawet jeśli jakaś jego część chciała przekazać białowłosemu, żeby wrócił do domu.
____Albo spędził ten dzień u niego.
____Zaraz poruszył trzymaną w ręce papierową torbą na potwierdzenie tego, że ten zakup na szczęście miał już za sobą. Rzeczywiście nie miał ochoty tu przebywać i... wychodziło na to, że Sat też nie, co dotarło do blondyna dopiero w momencie, gdy zakończył swoją mało porywającą historię.
____― Więc mówisz, że zostałeś skazany na siedzenie tu przez co najmniej najbliższe dwie godziny? Kiepsko. Całe szczęście, że wciąż możesz zamówić kawę w innym kolorze ― odparł, jednak dało się zauważyć, że wiedział, że różowa kawa była jego najmniejszym problemem.
____W mimowolnym geście potarł ręką bok szyi, powracając wzrokiem do chłopaka. Zdążył zauważyć, że Cullinan nie zamierzał dzielić się z nim powodem, dla którego się tu znalazł, a Leslie nie zamierzał drążyć mu dziury w brzuchu. Po prostu tu był, a Cillian nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia, nawet jeśli jakaś jego część chciała przekazać białowłosemu, żeby wrócił do domu.
____Albo spędził ten dzień u niego.
Nie przesadzaj z tymi życzeniami.
____― Moja mama lubi tutejszą kawę, więc poprosiła mnie, żebym ją kupił, ale zaczynam sądzić, że to był podstęp, biorąc pod uwagę, że wcale nie musiała jej mieć akurat dzisiaj. To wyjaśnia, czemu rano wypytywała, czy mam jakieś plany na dziś. Chyba za bardzo wczuwa się w niektóre role i czasem wydaje jej się, że niektóre rzeczy są dziełem przypadku. ― Odchrząknął ostentacyjnie, jakby farmazony rodem z komedii romantycznych z trudem przechodziły mu przez gardło.____Zaraz poruszył trzymaną w ręce papierową torbą na potwierdzenie tego, że ten zakup na szczęście miał już za sobą. Rzeczywiście nie miał ochoty tu przebywać i... wychodziło na to, że Sat też nie, co dotarło do blondyna dopiero w momencie, gdy zakończył swoją mało porywającą historię.
____― Więc mówisz, że zostałeś skazany na siedzenie tu przez co najmniej najbliższe dwie godziny? Kiepsko. Całe szczęście, że wciąż możesz zamówić kawę w innym kolorze ― odparł, jednak dało się zauważyć, że wiedział, że różowa kawa była jego najmniejszym problemem.
Hayden Redems
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sob Lut 22, 2020 3:31 pm
Sob Lut 22, 2020 3:31 pm
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sob Lut 22, 2020 5:28 pm
Sob Lut 22, 2020 5:28 pm
Hayden Redems
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Lut 23, 2020 2:17 am
Nie Lut 23, 2020 2:17 am
DOTKNĄŁ MNIE, OMÓJBOŻE.
Liaison zaczerwieniła się jeszcze bardziej, gdy obecne spełnienie jej marzeń postanowiło zainteresować się jej losem. Mimo że sama na niego wpadła! Jej przeżarty nowym zauroczeniem mózg kompletnie zlał fakt, że było to całkowicie zwyczajne pytanie, które zadałby też byle staruszce czy innemu wpadającemu na niego biznesmenowi. Tak czy inaczej, policzki miała teraz równie różowe co włosy.
— T-tak, przepraszam. Zawsze się ze mnie śmieją, że jestem niezdarna jak żyrafa — wyrzuciła z siebie z prędkością światła, zaraz rozglądając się szybko na boki. Szlag by to! Gdy to Liaison zaczepiała innych, zawsze emanowała niesamowitą pewnością siebie i zachowywała się niezwykle cool. Jak to mówiła Jasemin - jak żonomateriał. Ale gdy tylko ktoś brał ją z zaskoczenia, traciła całe swoje opanowanie.
Zaszurała butem po ziemi, jednocześnie zerkając w stronę drugiego blondyna stojącego tuż obok z nosem wbitym w telefon. Cholera. Był tu z chłopakiem? Jej entuzjazm nieznacznie przygasł, gdy zdała sobie sprawę, że chłopak gra dla drugiej drużyny. Straszna hipokryzja biorąc pod uwagę fakt, że sama nie przejmowała się szczególnie takimi rzeczami jak płeć. Ale takimi jak to, że ktoś jest zajęty już tak. Zdecydowanie nie wyznawała zasady "chłopak nie ściana".
Może to po prostu kumple? No bo nie trzymają się za ręce ani nic, co nie? Trzeba mieć nadzieję, póki nie uderzą w ślimaka na moich oczach.
Z tą właśnie myślą w głowie zebrała w sobie swoją standardową pewność siebie - bo przecież daleko jej było dożyciowej piz przerażonego nieudacznika.
— Tak właściwie to mam prośbę... pewnie też mieliście już bliskie spotkanie z tą super panią proponującą darmowe napoje w zamian za upokorzenie się przed całym miastem? — zażartowała odsłaniając białe ząbki w wesołym uśmiechu.
— Moje nie jest jeszcze takie złe, ale jako że przyszłam tu sama, sprawa się nieco komplikuje. Nie zrobilibyście sobie ze mną zdjęcia w tej super budce? Proszęproszęproszę. Obiecuję, że nie powędruje nigdzie na facebooka i tak dalej, jeśli sobie tego nie życzycie. I dostaniecie swoją kopię! — złączyła dłonie jak do modlitwy i pochyliła głowę zamykając oczy.
Błagam zgódźcie się, proszę, proszę, proszę.
Liaison zaczerwieniła się jeszcze bardziej, gdy obecne spełnienie jej marzeń postanowiło zainteresować się jej losem. Mimo że sama na niego wpadła! Jej przeżarty nowym zauroczeniem mózg kompletnie zlał fakt, że było to całkowicie zwyczajne pytanie, które zadałby też byle staruszce czy innemu wpadającemu na niego biznesmenowi. Tak czy inaczej, policzki miała teraz równie różowe co włosy.
— T-tak, przepraszam. Zawsze się ze mnie śmieją, że jestem niezdarna jak żyrafa — wyrzuciła z siebie z prędkością światła, zaraz rozglądając się szybko na boki. Szlag by to! Gdy to Liaison zaczepiała innych, zawsze emanowała niesamowitą pewnością siebie i zachowywała się niezwykle cool. Jak to mówiła Jasemin - jak żonomateriał. Ale gdy tylko ktoś brał ją z zaskoczenia, traciła całe swoje opanowanie.
Zaszurała butem po ziemi, jednocześnie zerkając w stronę drugiego blondyna stojącego tuż obok z nosem wbitym w telefon. Cholera. Był tu z chłopakiem? Jej entuzjazm nieznacznie przygasł, gdy zdała sobie sprawę, że chłopak gra dla drugiej drużyny. Straszna hipokryzja biorąc pod uwagę fakt, że sama nie przejmowała się szczególnie takimi rzeczami jak płeć. Ale takimi jak to, że ktoś jest zajęty już tak. Zdecydowanie nie wyznawała zasady "chłopak nie ściana".
Może to po prostu kumple? No bo nie trzymają się za ręce ani nic, co nie? Trzeba mieć nadzieję, póki nie uderzą w ślimaka na moich oczach.
Z tą właśnie myślą w głowie zebrała w sobie swoją standardową pewność siebie - bo przecież daleko jej było do
— Tak właściwie to mam prośbę... pewnie też mieliście już bliskie spotkanie z tą super panią proponującą darmowe napoje w zamian za upokorzenie się przed całym miastem? — zażartowała odsłaniając białe ząbki w wesołym uśmiechu.
— Moje nie jest jeszcze takie złe, ale jako że przyszłam tu sama, sprawa się nieco komplikuje. Nie zrobilibyście sobie ze mną zdjęcia w tej super budce? Proszęproszęproszę. Obiecuję, że nie powędruje nigdzie na facebooka i tak dalej, jeśli sobie tego nie życzycie. I dostaniecie swoją kopię! — złączyła dłonie jak do modlitwy i pochyliła głowę zamykając oczy.
Błagam zgódźcie się, proszę, proszę, proszę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach