▲▼
____ Wywrócił oczami tak bardzo, że aż było mu widać tylko białka gałek ocznych. Jedna z obrzydliwszych rzeczy jakie potrafił i jakże przydatna w kłótni, gdy druga strona zamiast odpyskowywać, to odchodziła z odrazą i niesmakiem.
____ ─ To chcę takie jak ty, bo jest różowe. Będzie mi do futerka pasować. ─ stwierdził, każdy ma swoje priorytety. Dobrze, że nie jest uczulony na truskawki, bo umarłby jako idiota.
____ Odprowadził Haydena wzrokiem w stronę lady i w pewnym momencie jego oczy przeniosły się z jego tyłka na dwie niewiasty stojące przy kasie. Nic dziwnego, gdyby nie to, że jedna z nich to Brenda, jego kuzynka, trzymająca rękę na talii… chyba Leilani?
____ Wyciągnął awaryjny telefon z jeansów tak szybko, że prawie spadł mu na podłogę, a wtedy już nie byłoby ani cykanka, ani macanka, bo to drugi smartfon w ciągu miesiąca. Odblokował swoimi chudymi palcami telefon, wszedł w aparat i zanim zdążył zrobić swoje upragnione zdjęcie, które było mu BARDZO potrzebne, miał w kadrze Brendę, Leilani, Sheridan i jakiegoś hot latynosa, z którym jeżeli Sher się nie rucha, to jest turbo przegrywem.
____ Cyk i do fapfolderu. Czy ktoś ma jakieś trofeum dla Chesterka?!____ Wsunął pod ladę dany mu numer, co by go nie stracić. Oferta niechodzenia samemu do muzeum jednak była dość atrakcyjna, zwłaszcza, że nikt, oprócz jego jedenastoletniej siostry Hazel, nie interesował się za bardzo dinozaurami.
____ ─ Jasne. ─ odpowiedział Brendzie, nabijając jej i Leilani zamówienie na rachunek, wraz z dodatkowymi piankami dla niższej, choć nie wiedział, czy taka ilość cukru dobrze wpłynie na jej trzustkę. Przynajmniej to wyniósł ze studiów.
Już otwierał usta, żeby powiedzieć należność do zapłaty, ale dostał mini zawału, gdy zobaczył rozgrywającą się przed nim scenę. Ojoj.
____ „Zobacz co zrobiłeś, brudasie jebany. WE NEED TO BUILD A WALL!” ─ słuchał rasistowskiego jęczenia tego demona w swoim mózgu, kiwając pospiesznie głową i lecąc na zaplecze po mokre ręczniki, których poszkodowani mogliby użyć. I mokrą ścierkę, bo ktoś musi zetrzeć ten bajzel, zanim klienci przestaną chodzić, bo się przykleją do podłogi.
____ Zaraz przyleciał z nawet trzema małymi ręcznikami, bo zatrudniającą go firmę stać na trzy i prawie sobie przy tym zęby wybił, jakby się właśnie paliło, a nie ktoś wylał słodki napój na kogoś.
____ ─ Proszę! ─ powiedział, wręczając ręczniczki przez blat z wyrazem twarzy, jakby właśnie on coś złego zrobił. ─ O matko, a co to w ogóle było? Lemoniada? Przepraszam, muszę zetrzeć, zanim ktoś sobie coś zrobi… ─ mówiąc, wyszedł na salę, rzucając szmatkę pod nogi i wycierając lepiącą się kałużę.____ ─ Nie chcę ciastka, dzisiaj w przerwie zjadłam risotto i dopchnęłam dwoma muffinami od Angel. ─ mówiąc, usiadła na miejscu, na które ją zaprowadził i zajrzała mu przez ramię do karty.
Zabawnym było patrzeć na wzdrygającego się na widok ckliwych symboli Finna. Przecież go one nie zabiją, a jęczał go co najmniej torturowano czymś ostrym. Paradoksalnie, na paznokcie drapiące go po karku nie narzekał.
____ ─ Jeżeli chcesz, to możemy. Tutaj jest dość tłoczno… Oj, komuś się coś wylało. ─ skomentowała, zerkając w stronę kasy.
____ Zdarza się. Ile ona w życiu płynów wylała, a jak drogie one były! Jack Daniel’s nie rośnie na drzewach, a mógłby. Tuż obok kanadyjskich dolarów. Kolejny dowód przewagi serii The Sims nad realnym życiem, Simowie mogli sadzić pieniądze! Nie przejmując się zbytnio samym zajściem, spojrzała w menu, zaraz przewracając kartkę w poszukiwaniu czegoś dla siebie, bo rzeczywiście mieli tu całkiem pokaźną listę.
____ ─ Ja chcę duże mochacino na wynos i możemy spadać mrozić tyłki.
____ Oj tak, ona miała plan, co będą robić podczas tego mrożenia pośladów. Nie, nie dzieci, you filthy motherfucker.____ Chauncey, tak szczerze, nie wiedział, dlaczego wszyscy są tacy uzbrojeni po zęby na człowieka, któremu po prostu się napój wylał. Prawda, nie jest zbyt przyjemną rzeczą klejenie się do własnego ubrania, ale nie zamierzał nikogo z tego powodu ukrzyżowywać. On pewnie zażartowałby, że teraz jest słodki albo coś w tym stylu.
____ No chyba, że Brandon byłby na jego miejscu. Brandon udusiłby delikwenta.
____ ─ Nie trzeba, Sheri, serio… ─ zapewniał dziewczynę, która zdecydowała się pomóc mu w wycieraniu lepkiej kałuży. Jeszcze chwila i zrobione, nikt nie zgubi butów, tylko teraz ścierka do prania, ale to już nie jest element jego pracy. ─ Toaleta? Tak, jest, tam. ─ mówiąc, wskazał nieładnie palcem w lewą stronę sali.
____ Gdy już wszyscy mniej więcej się uspokoili, wrócił za ladę, chowając słodką ścierkę pod ladę. Wydał pannom na szybko ich zamówienie, odbierając przy tym zapłatę i odetchnął z ulgą, że już po kryzysie.
____ ─ Zapraszam! ─ zawołał do pierwszego klienta z kolejki. Show must go on!
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
First topic message reminder :
Rzecz jasna nazwana po tytule singla organizatorki imprezy, który swoją drogą można tu zakupić. Nastrojowe przygaszone światła, białe ażurowe krzesła, przeszklone stoły, bogate menu i wprawieni bariści, którzy wyczarują wszystko, a nawet zapiszą na twoim rachunku specjalny komplement! Ceny wahają się od 2 do nawet 6 dolarów za napój w zależności od rozmiaru, rodzaju et cetera, a w wypadku zamówienia na wynos - za własny kubek oferujemy 10% zniżki, choć mimo wszystko wolelibyśmy, gdybyś u nas trochę zabawił i odsapnął z lub i bez swojej drugiej połówki. Oferujemy także ciasta, gofry na słodko i wytrawne oraz kanapki.
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 4:47 pm
Wto Lut 11, 2020 4:47 pm
Uniosła się z kucek, gdy wreszcie na nią spojrzał, i jakoś nie mogła się powstrzymać od posłania w jego stronę wyszczerzu. Oczywiście nie na zasadzie jakiejś złośliwości, chciała po prostu choć spróbować go zarazić tą swoją pozytywną energią. Przecież choćby udawał, że było dobrze, Paige i tak ogarnęłaby, że raczej nieszczególnie przyjemnie jest mu siedzieć na walentynkowym koncercie.
O, patrzcie ją, nakręciła kosmyk włosów na palec, jak tak ślicznie ją komplementował.
- Dzię- JAIME, WEŹ UWA- - tyle urwanych wypowiedzi naraz. Napoje latające, Meksykanie oblewający, chrystusy panowie. Ostatecznie mogła tylko głośno westchnąć i strzelić sobie w czoło z otwartej dłoni. Za to Gee. Jebana, kurwa, Gee, gwizdnęła tylko, odwracając się w kierunku całego tego zamieszania z kawami w dłoniach.
- Ty, Paige, on na trzy fronty leci, weź go zostaw i chodź do cioci Dżi - no musiała sobie szmata bekę pocisnąć.
- ... - jasnowłosa jedynie ruszyła do lady z miną wyrażającą tyle co w sumie nic. - Chauncey, namoczysz nam jakąś ścierkę? Albo dwie? I weź daj dziewczynom po darmowym napoju, ja to opłacę. Albo ta fajtłapa, nie wiem.
Jakby jeszcze brzmiała na złą, to to by było logiczne, ale ona tam po prostu brzmiała jak taka bezradna matka z piątką dzieci malujących po ścianach plakatówkami.
O, patrzcie ją, nakręciła kosmyk włosów na palec, jak tak ślicznie ją komplementował.
- Dzię- JAIME, WEŹ UWA- - tyle urwanych wypowiedzi naraz. Napoje latające, Meksykanie oblewający, chrystusy panowie. Ostatecznie mogła tylko głośno westchnąć i strzelić sobie w czoło z otwartej dłoni. Za to Gee. Jebana, kurwa, Gee, gwizdnęła tylko, odwracając się w kierunku całego tego zamieszania z kawami w dłoniach.
- Ty, Paige, on na trzy fronty leci, weź go zostaw i chodź do cioci Dżi - no musiała sobie szmata bekę pocisnąć.
- ... - jasnowłosa jedynie ruszyła do lady z miną wyrażającą tyle co w sumie nic. - Chauncey, namoczysz nam jakąś ścierkę? Albo dwie? I weź daj dziewczynom po darmowym napoju, ja to opłacę. Albo ta fajtłapa, nie wiem.
Jakby jeszcze brzmiała na złą, to to by było logiczne, ale ona tam po prostu brzmiała jak taka bezradna matka z piątką dzieci malujących po ścianach plakatówkami.
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 5:04 pm
Wto Lut 11, 2020 5:04 pm
Usłyszał pytanie Chaunceya, ale od razu nie podpowiedział na nie. Nie chciał, aby połowa lokalu, a raczej ludzi stojący przy nim wiedzieli, że ma rodzeństwo, ale pewnie te dziewczyny, które składały swoje zamówienia już wiedzą, że Huang ma rodzeństwo. Ale to to nie było nic ważnego, tylko powierzchowna informacja, więc pewnie prędzej czy później o tym zapomną. A jeśli tu mowa o ciągnięcie Suna za język, to było trochę prawdy, ale tylko w jednej dziedzinie. Rodzina. Nie lubił o niej wspominać ani o nich rozmawiać, ale był skłonny do powiedzenia paru tych informacji Chaunceyowi.
Podczas oczekiwania na swoją kolei przyglądał się wszystkiemu i wszystkim. W międzyczasie spojrzał na ciasta, może na coś się skusi albo i nie zostawiając przy swojej kawie.
Przez chwilę przyglądał się niższej dziewczynie, miał wrażenie,że skądś ją kojarzy. Tylko nie potrafił sobie przypomnieć skąd.
A tak, już wiem to jest ta dziewczyna, o której jego przyjaciel opowiadał, że przez nią został wrobiony w zażywanie dragów i trochę pod upadek psychiczny. Oj, biedaczek - pomyślał, przypominając sobie te opowieści jego przyjaciela po nocach. To było coś. To były piękne czasy, ale miał wrażenie, że jeszcze bardziej mu się pogorszyło, bo przez jakiś dłuższy czas nie miał z nim kontaktu. W sumie powinien się zainteresować, ale jakby to zrobił to i tak nie wiedziałby jak mu pomóc, więc wolał nie wchodzić na teren zabroniony.
Zauważył jak znajoma Chaunceya podaje serwetkę z zapisanymi cyframi, a potem zobaczył jak brunetka pokazuje swojej towarzyszce zapisaną karteczkę. To było pewnie zadanie walentynkowe. Widział takie same przy wejściu do kawiarni.
Już miał podejść do znajomego i coś zamówić, aż tu nagle jakiś hiszpan albo ktoś z tych ciepłych krajów z europy wylał na plecy wcześniejszych klientek coś okropnego różowego.
- Cholera - mruknął cicho w swoim języku lekko zaskoczony. Chciał już coś o tej sytuacji pomyśleć, ale szybko się skarcił w myślach, bo tak zwana karma może do niego wrócić. Wolał dzisiaj nie kusić losu.
- Gościu... masz przed sobą stolik i- znowu zaczął coś mruczeć po chińsku, ale na zachowanie chłopaka, który to wszystko spowodował. Jednakże znowu się powstrzymał. Co było z nim dzisiaj nie tak. Nie potrafił tego rozgryźć dzisiaj w sobie, więc odwrócił się do Chaunceya, z wyczekującym spojrzeniem, bo nie miał bladego pojęcia, co jego znajomy zrobić.
Po chwili rzucił luźno.
- Leć, po jakiś ręcznik na zaplecze, bo są pewnie jakieś, prawda? Ja poczekam z swoim zamówieniem.
Podczas oczekiwania na swoją kolei przyglądał się wszystkiemu i wszystkim. W międzyczasie spojrzał na ciasta, może na coś się skusi albo i nie zostawiając przy swojej kawie.
Przez chwilę przyglądał się niższej dziewczynie, miał wrażenie,że skądś ją kojarzy. Tylko nie potrafił sobie przypomnieć skąd.
A tak, już wiem to jest ta dziewczyna, o której jego przyjaciel opowiadał, że przez nią został wrobiony w zażywanie dragów i trochę pod upadek psychiczny. Oj, biedaczek - pomyślał, przypominając sobie te opowieści jego przyjaciela po nocach. To było coś. To były piękne czasy, ale miał wrażenie, że jeszcze bardziej mu się pogorszyło, bo przez jakiś dłuższy czas nie miał z nim kontaktu. W sumie powinien się zainteresować, ale jakby to zrobił to i tak nie wiedziałby jak mu pomóc, więc wolał nie wchodzić na teren zabroniony.
Zauważył jak znajoma Chaunceya podaje serwetkę z zapisanymi cyframi, a potem zobaczył jak brunetka pokazuje swojej towarzyszce zapisaną karteczkę. To było pewnie zadanie walentynkowe. Widział takie same przy wejściu do kawiarni.
Już miał podejść do znajomego i coś zamówić, aż tu nagle jakiś hiszpan albo ktoś z tych ciepłych krajów z europy wylał na plecy wcześniejszych klientek coś okropnego różowego.
- Cholera - mruknął cicho w swoim języku lekko zaskoczony. Chciał już coś o tej sytuacji pomyśleć, ale szybko się skarcił w myślach, bo tak zwana karma może do niego wrócić. Wolał dzisiaj nie kusić losu.
- Gościu... masz przed sobą stolik i- znowu zaczął coś mruczeć po chińsku, ale na zachowanie chłopaka, który to wszystko spowodował. Jednakże znowu się powstrzymał. Co było z nim dzisiaj nie tak. Nie potrafił tego rozgryźć dzisiaj w sobie, więc odwrócił się do Chaunceya, z wyczekującym spojrzeniem, bo nie miał bladego pojęcia, co jego znajomy zrobić.
Po chwili rzucił luźno.
- Leć, po jakiś ręcznik na zaplecze, bo są pewnie jakieś, prawda? Ja poczekam z swoim zamówieniem.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 5:24 pm
Wto Lut 11, 2020 5:24 pm
Chauncey Atwater
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 6:00 pm
Wto Lut 11, 2020 6:00 pm
Już otwierał usta, żeby powiedzieć należność do zapłaty, ale dostał mini zawału, gdy zobaczył rozgrywającą się przed nim scenę. Ojoj.
Hayden Redems
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 6:08 pm
Wto Lut 11, 2020 6:08 pm
─ Ja pierdolę, nie rób tak z oczami, ile razy mam Ci to mówić? A jak Ci tak zostanie? ─ rzucił na odchodne, a kiedy już wrócił z kawami i ciastkami, niczym prawdziwy mistrz sztuki bycia kelnerem, rozsiadł się obok Chestera, przyuważając od razu, co ten debil robił.
─ Eh. Chester, czemu robisz zdjęcia losowym osobom? ─ obrzucił na szybko wzrokiem cel tych fociszy,a później wrócił wzrokiem do Heachthinghearna, kręcąc głową. ─ Masz kawę i ciasto. Zaczyna tu się robić trochę duszno, nie?
Zrzucił kurtkę i zawiesił ją na siedzisko, podsuwając chłopakowi słodycze. No cóż, kawa Redemsa wyglądała na o wiele bardziej stonowaną niż ta jego partnera. Ale dobra, trzeba przyznać - faktycznie pasowała mu do futra i ciasta. Ale na co komu takie rzeczy?
─ Co, zaraz się będziesz chwalił na instagramie różową kawą? ─ zapytał, mieszając delikatnie mochę, której po chwili spróbował, najpierw jednak ostrożnie dmuchając na jej powierzchnię. Oparzyć się nie chcemy. ─ O cholera, całkiem dobre. Tylko ociupinę za słodkie. Ale Twojego to już w ogóle nie chcę próbować.
─ Eh. Chester, czemu robisz zdjęcia losowym osobom? ─ obrzucił na szybko wzrokiem cel tych fociszy,a później wrócił wzrokiem do Heachthinghearna, kręcąc głową. ─ Masz kawę i ciasto. Zaczyna tu się robić trochę duszno, nie?
Zrzucił kurtkę i zawiesił ją na siedzisko, podsuwając chłopakowi słodycze. No cóż, kawa Redemsa wyglądała na o wiele bardziej stonowaną niż ta jego partnera. Ale dobra, trzeba przyznać - faktycznie pasowała mu do futra i ciasta. Ale na co komu takie rzeczy?
─ Co, zaraz się będziesz chwalił na instagramie różową kawą? ─ zapytał, mieszając delikatnie mochę, której po chwili spróbował, najpierw jednak ostrożnie dmuchając na jej powierzchnię. Oparzyć się nie chcemy. ─ O cholera, całkiem dobre. Tylko ociupinę za słodkie. Ale Twojego to już w ogóle nie chcę próbować.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 6:28 pm
Wto Lut 11, 2020 6:28 pm
Czekając aż Chauncey im wszystko poda, poczuła w dłoni kawałek papieru - od razu na niego spojrzała. No tak, walentynkowe zadanie. Nawet gdyby Lei nie kierowała się nim, tylko załatwiała jakieś swoje sprawy przy okazji, to przecież nic złego. Tymczasem cały czas pamiętała o swoim, ponieważ idealnie pasowało do tej randki.
Miała już wziąć do rąk swoją babeczkę i talerzyk z łakociami swojej towarzyszki, co by jej trochę pomóc, kiedy nagle poczuła jak jakaś ciecz konfrontuje się z jej plecami. Stanęła, jakby dostała co najmniej kubłem zimnej wody, wstrzymując na parę sekund oddech. Całe szczęście, że miała puste ręce.
Ja pierdolę.
Wypuściła głośno nosem powietrze, odbierając ręczniki, a potem odwróciła się, żeby móc sprawdzić, kto jest temu wszystkiemu winny. Mimo wszystko nie pozwoliła nerwom zdominować i w miarę opanowana postanowiła to wszystko choć trochę ogarnąć. Rzuciła jednym ręcznikiem prosto w Meksykanina, posyłając mu mordercze spojrzenie.
- No i po cholerę machasz tymi łapami? Nie wiesz, gdzie jesteś? - syknęła wręcz, po czym skupiła swoją uwagę na Leilani, sprawdzając czy została ochlapana. - Daj, pomogę Ci. - odezwała się już spokojniej, żeby Cifgran wiedziała, iż ta zwraca się do niej. Zaczęła delikatnie przecierać plamy, ciesząc się w duchu, że to tylko jakaś lemoniada, a nie shake z toną bitej śmietany. Swoimi włosami trochę się ochroniła i zapewne z nich łatwiej będzie się pozbyć tej lepkiej cieczy, niż ze swetra. Eh, a taki milusi był ten sweter.
Miała jednak nadzieję, że ten incydent jakoś mocno nie wpłynie na ich randkę. Mogą to potraktować jako.. niechciany, ale jednak zabawny (ofc, dopiero we wspominkach będzie to zabawne) dodatek do całego spotkania. Bo przecież nic wielkiego się nie stało, tylko jakiś dzieciak z adhd nie potrafi utrzymać swojej lemoniady. PRZECIEŻ TO NIC, PRAWDA?
Miała już wziąć do rąk swoją babeczkę i talerzyk z łakociami swojej towarzyszki, co by jej trochę pomóc, kiedy nagle poczuła jak jakaś ciecz konfrontuje się z jej plecami. Stanęła, jakby dostała co najmniej kubłem zimnej wody, wstrzymując na parę sekund oddech. Całe szczęście, że miała puste ręce.
Ja pierdolę.
Wypuściła głośno nosem powietrze, odbierając ręczniki, a potem odwróciła się, żeby móc sprawdzić, kto jest temu wszystkiemu winny. Mimo wszystko nie pozwoliła nerwom zdominować i w miarę opanowana postanowiła to wszystko choć trochę ogarnąć. Rzuciła jednym ręcznikiem prosto w Meksykanina, posyłając mu mordercze spojrzenie.
- No i po cholerę machasz tymi łapami? Nie wiesz, gdzie jesteś? - syknęła wręcz, po czym skupiła swoją uwagę na Leilani, sprawdzając czy została ochlapana. - Daj, pomogę Ci. - odezwała się już spokojniej, żeby Cifgran wiedziała, iż ta zwraca się do niej. Zaczęła delikatnie przecierać plamy, ciesząc się w duchu, że to tylko jakaś lemoniada, a nie shake z toną bitej śmietany. Swoimi włosami trochę się ochroniła i zapewne z nich łatwiej będzie się pozbyć tej lepkiej cieczy, niż ze swetra. Eh, a taki milusi był ten sweter.
Miała jednak nadzieję, że ten incydent jakoś mocno nie wpłynie na ich randkę. Mogą to potraktować jako.. niechciany, ale jednak zabawny (ofc, dopiero we wspominkach będzie to zabawne) dodatek do całego spotkania. Bo przecież nic wielkiego się nie stało, tylko jakiś dzieciak z adhd nie potrafi utrzymać swojej lemoniady. PRZECIEŻ TO NIC, PRAWDA?
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 7:19 pm
Wto Lut 11, 2020 7:19 pm
Zabawnym było patrzeć na wzdrygającego się na widok ckliwych symboli Finna. Przecież go one nie zabiją, a jęczał go co najmniej torturowano czymś ostrym. Paradoksalnie, na paznokcie drapiące go po karku nie narzekał.
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 8:13 pm
Wto Lut 11, 2020 8:13 pm
─ No trudno, w takim razie kupię sobie jakiegoś drobnego słodycza, bo mam ochotę. A kawa.. Hm. Latte. Trochę standardówka, ale nie lubię jakiś strasznie udziwnionych kaw.
Nie będzie się bronił. Po prostu lubił drapanie po karku, nie było żadnej wymówki. Zresztą, kto tego nie lubi? To tak cholernie przyjemne uczucie. Nie to, co udziwniona kawa. Tego już nie lubimy. Dobra kawa jest pyszna sama w sobie.
─ Właśnie coraz więcej ludzi, nawet duszno się robi. ─ usłyszał komentarz o wylanym napoju, a jego oczy automatycznie przesunęły się w tamtym kierunku. Zaraz. Czy to nie Leilani? Matko kochana, ta dziewczyna naprawdę ma jakiś niefart. Brooks już zupełnie zignorował fakt, że znowu znaleźli się w tym samym miejscu. Eh, biedna dziewczyna. Pokręcił głową i spojrzał na Wierzbę, marszcząc brwi z lekkim uśmiechem.
─ Nie no, oficjalnie stąd spadamy. Tam będzie bezpieczniej. ─ przeszli do baristów, składając zamówienie. Finn ostatecznie zamówił latte, ale jego wzrok spoczął na słoiku z wielkimi lizakami o kształcie serca. No! To może być ten słodycz. Czemu nie. Złapał jednego, zapłacił za całość i pociągnął Willow lekko w swoją stronę.
I znowu zauważył tamtą siksę. Eh. Za stary jest na takie widoki, smutne dziewczyny źle oddziałowują na jego psychikę..
─ Wiesz co? Poczekaj moment. Znam tę ochlapaną dziewczynę. Spróbuję ją chociaż trochę pocieszyć. ─ obrócił się i podszedł do Leilani, lekko czochrając ją od tyłu po włosach. Yup, Kuc ma jakieś tam serduszko. Wręczył jej lizaka i posłał oczko, mając nadzieję, że takim drobnym gestem chociaż trochę poprawi jej humor. Cóż, może to nie wyjść, biorąc pod uwagę ich przeszłość, ale warto chociaż spróbować. Zwłaszcza, że minęło całkiem sporo czasu.
─ Na pocieszenie. ─ nie miał zamiaru zajmować jej za dużo czasu, dlatego uznał, że raczej zrozumie jego intencje i po chwili wrócił do Wierzby.
─ Jestem. Jak Twoja kawa? ─ taa, jeszcze tu pewnie będzie musiał się tłumaczyć. Da radę.
halko, zadanko.
Nie będzie się bronił. Po prostu lubił drapanie po karku, nie było żadnej wymówki. Zresztą, kto tego nie lubi? To tak cholernie przyjemne uczucie. Nie to, co udziwniona kawa. Tego już nie lubimy. Dobra kawa jest pyszna sama w sobie.
─ Właśnie coraz więcej ludzi, nawet duszno się robi. ─ usłyszał komentarz o wylanym napoju, a jego oczy automatycznie przesunęły się w tamtym kierunku. Zaraz. Czy to nie Leilani? Matko kochana, ta dziewczyna naprawdę ma jakiś niefart. Brooks już zupełnie zignorował fakt, że znowu znaleźli się w tym samym miejscu. Eh, biedna dziewczyna. Pokręcił głową i spojrzał na Wierzbę, marszcząc brwi z lekkim uśmiechem.
─ Nie no, oficjalnie stąd spadamy. Tam będzie bezpieczniej. ─ przeszli do baristów, składając zamówienie. Finn ostatecznie zamówił latte, ale jego wzrok spoczął na słoiku z wielkimi lizakami o kształcie serca. No! To może być ten słodycz. Czemu nie. Złapał jednego, zapłacił za całość i pociągnął Willow lekko w swoją stronę.
I znowu zauważył tamtą siksę. Eh. Za stary jest na takie widoki, smutne dziewczyny źle oddziałowują na jego psychikę..
─ Wiesz co? Poczekaj moment. Znam tę ochlapaną dziewczynę. Spróbuję ją chociaż trochę pocieszyć. ─ obrócił się i podszedł do Leilani, lekko czochrając ją od tyłu po włosach. Yup, Kuc ma jakieś tam serduszko. Wręczył jej lizaka i posłał oczko, mając nadzieję, że takim drobnym gestem chociaż trochę poprawi jej humor. Cóż, może to nie wyjść, biorąc pod uwagę ich przeszłość, ale warto chociaż spróbować. Zwłaszcza, że minęło całkiem sporo czasu.
─ Na pocieszenie. ─ nie miał zamiaru zajmować jej za dużo czasu, dlatego uznał, że raczej zrozumie jego intencje i po chwili wrócił do Wierzby.
─ Jestem. Jak Twoja kawa? ─ taa, jeszcze tu pewnie będzie musiał się tłumaczyć. Da radę.
halko, zadanko.
NO ZAPIERDOLE JEBANEO DEBILA I PÓJDĘ DO WIĘZIENIA JAK TATA, ALE NICZEGO NIE BĘDĘ ŻAŁOWAĆ.
Z drugiej strony, w więzieniu nie ma czekolady, ojcowskiego tulenia i Netflixa.
Wyglądała jak Greta Thunberg, która właśnie zobaczyła kogoś używającego plastikowej słomki. Mało brakowało, a chwyciłaby gorącą kawę i wylała prosto na głowę chłopaka, już nie przypadkiem. A potem sobie przypomniała, że już ma wyrok za narkotyki i kolejny, tym razem za napaść na tle rasowym nie będzie wyglądał w jej papierach dobrze, co pozwoliło jej nieco ochłonąć. Wystarczyło, że była terrorystką siłą wciskającą dragi pełnoletnim, myślącym za siebie ludziom, przez co doprowadzała do ich psychicznego upadku.
— Niektórzy nie powinni wychodzić do ludzi. — mruknęła przyjmując ręcznik od biednego Chaunceya, na którego barki spadło posprzątanie tego bałaganu. Przytuliłaby go, gdyby nie to, że sama cała się kleiła. Lubiła pić słodkie rzeczy. Nie lubiła być nimi oblewana. I serio, nie chciała żadnej darmowej kawy, ciastek i różnych innych rzeczy w ramach rekompensaty. Gdyby truła Ericowi dostatecznie długo, mógłby kupić jej całego Starbucksa. W sensie, jeden budynek, a nie całą sieć, bo nie dość, że nie miał tyle pieniędzy, to jeszcze Leilani średnio nadawała się do zarządzania, kiedy zaczynała panikować, gdy trzeba było zamówić pizzę przez telefon.
— A mogłyśmy po prostu pójść do mnie… — rzuciła do Brendy pozwalając sobie pomóc. I tak nie było tragedii z jej kardiganem, który był na tyle długi, że zakrył spódnicę. Przynajmniej mniej ubrań do czyszczenia. — Może chodźmy do łazienki? Jest tu jakaś łazienka, prawda?
Mały incydent przyciągnął wzrok zebranych, a ciekawskie spojrzenia to ostatnie, na co miała ochotę. Czy Leia chociaż raz może wyjść na miasto i nie zwrócić na siebie uwagi? Przynajmniej nie w ten najgorszy, przypałowy sposób.
I jeszcze żeby tego było mało, przyuważył ją jej były crush, a Leilani nadal dziwnie czuła się w jego towarzystwie. I nie chodziło tu o to, co między nimi wcześniej było (a raczej nie było), a to, w jaki sposób próbowała zakończyć tę znajomość; uciekając z jego mieszkania nad ranem, zostawiając mu jedynie pośpiesznie napisany liścik. To była jedna z tych żenujących sytuacji, które przypominasz sobie o trzeciej nad ranem, kiedy nie możesz zasnąć.
— Finn! — odwróciła głowę w kierunku chłopaka, ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, w jej dłonie został wciśnięty lizak, a Brooks wrócił do swojej panny. Ale przynajmniej udało mu się poprawić humor Leilani, która roześmiała się z absurdu całej sytuacji. A prezent schowała do torebki.
Zerknęła na Brendę, jakby chciała jej powiedzieć „to nie tak, jak myślisz”.
Z drugiej strony, w więzieniu nie ma czekolady, ojcowskiego tulenia i Netflixa.
Wyglądała jak Greta Thunberg, która właśnie zobaczyła kogoś używającego plastikowej słomki. Mało brakowało, a chwyciłaby gorącą kawę i wylała prosto na głowę chłopaka, już nie przypadkiem. A potem sobie przypomniała, że już ma wyrok za narkotyki i kolejny, tym razem za napaść na tle rasowym nie będzie wyglądał w jej papierach dobrze, co pozwoliło jej nieco ochłonąć. Wystarczyło, że była terrorystką siłą wciskającą dragi pełnoletnim, myślącym za siebie ludziom, przez co doprowadzała do ich psychicznego upadku.
— Niektórzy nie powinni wychodzić do ludzi. — mruknęła przyjmując ręcznik od biednego Chaunceya, na którego barki spadło posprzątanie tego bałaganu. Przytuliłaby go, gdyby nie to, że sama cała się kleiła. Lubiła pić słodkie rzeczy. Nie lubiła być nimi oblewana. I serio, nie chciała żadnej darmowej kawy, ciastek i różnych innych rzeczy w ramach rekompensaty. Gdyby truła Ericowi dostatecznie długo, mógłby kupić jej całego Starbucksa. W sensie, jeden budynek, a nie całą sieć, bo nie dość, że nie miał tyle pieniędzy, to jeszcze Leilani średnio nadawała się do zarządzania, kiedy zaczynała panikować, gdy trzeba było zamówić pizzę przez telefon.
— A mogłyśmy po prostu pójść do mnie… — rzuciła do Brendy pozwalając sobie pomóc. I tak nie było tragedii z jej kardiganem, który był na tyle długi, że zakrył spódnicę. Przynajmniej mniej ubrań do czyszczenia. — Może chodźmy do łazienki? Jest tu jakaś łazienka, prawda?
Mały incydent przyciągnął wzrok zebranych, a ciekawskie spojrzenia to ostatnie, na co miała ochotę. Czy Leia chociaż raz może wyjść na miasto i nie zwrócić na siebie uwagi? Przynajmniej nie w ten najgorszy, przypałowy sposób.
I jeszcze żeby tego było mało, przyuważył ją jej były crush, a Leilani nadal dziwnie czuła się w jego towarzystwie. I nie chodziło tu o to, co między nimi wcześniej było (a raczej nie było), a to, w jaki sposób próbowała zakończyć tę znajomość; uciekając z jego mieszkania nad ranem, zostawiając mu jedynie pośpiesznie napisany liścik. To była jedna z tych żenujących sytuacji, które przypominasz sobie o trzeciej nad ranem, kiedy nie możesz zasnąć.
— Finn! — odwróciła głowę w kierunku chłopaka, ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, w jej dłonie został wciśnięty lizak, a Brooks wrócił do swojej panny. Ale przynajmniej udało mu się poprawić humor Leilani, która roześmiała się z absurdu całej sytuacji. A prezent schowała do torebki.
Zerknęła na Brendę, jakby chciała jej powiedzieć „to nie tak, jak myślisz”.
Jaime Alcides Chavarría
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 8:51 pm
Wto Lut 11, 2020 8:51 pm
Opanowanie Jaime poszło się jebać. Sam nie był do końca pewien co powinien teraz zrobić. Ścierać podłogę? Wycierać dziewczyny? Odstawić ten pieprzony kubek, który nadal trzymał w dłoni? Przeklinać i przepraszać po wszeczasy po hiszpańsku? Wszystko na raz?
Nawet jeśli bez wątpienia było mu szkoda obu jednostek, zdecydowanie mocniej panikował patrząc na drobniejszą dziewczynę, która aż nazbyt mocno budziła w nim braterski odruch. Mierda! Nie mógł tego wylać na kogokolwiek innego? Już łatwiej by mu było obrócić to wszystko w żart, gdyby to był... no ktokolwiek. Jeszcze te żmijowate spojrzenia, rasowe kobiety. Dogadałyby się z Jessicą. Pewnie podczas okresu płakały do otwartego wina i oglądały smutne seriale, wypisując do swoich byłych. Brr.
— Zapłacę za pralnię. Y peluquero. I nowe ubrania czy coś. Nie była gorąca, nie? Nie no to lemoniada, więc nie. Jesus, Maria, Jose - zaoferował się, od razu szukając po kieszeniach karty. Zaraz spojrzał jednak na pracownika wycierającego podłogę i dowalił więcej poczucia winy do pieca.
— Nigdy więcej Walentynek - wymruczał bardziej do siebie, lecz w sumie zorientował się, że z każdą sekundą było mu ich coraz mniej szkoda. Zachowywały się jakby co najmniej wylał to na nie celowo.
A więc to to była ta słynna Kanadyjska uprzejmość! Przepraszanie gdy inni przepraszali ciebie i te sprawy. Jakieś takie nieudane. Może były mieszane, jak on? Pewnie z Grecji, stąd te żmijowate cechy. Córy Meduzy. Wzruszył ramionami momentalnie wyzbywając się całego poczucia winy i w końcu po takim czasie łaskawie spojrzał na kartkę z zadaniem.
No to był chyba jakiś żart.
Odwrócił się w stronę stołu z którego wziął zadanie i zamachał ręką, idąc w jej stronę.
— EJ KOLEŻANKO, LICZY SIĘ? TROCHĘ NADĘTE, NO I ELLAS NO QUIEREN HABLAR, ALE TO JUŻ NIE MOJA WINA, serio sorki koleżanki, miłej randki życzę — rzucił jeszcze na odchodne, nim podszedł do dziewczyny z zadaniami. A szkoda, bo całkiem ładne. W sensie ta jedna to chodząca pedofilia, ale druga była ładna. Dopiero po chwili się kapnął, że przecież zapomniał przez to wszystko o Sheridan. I gdzieś ją teraz zgubił.
Brawo Jaime.
Brawo.
Co teraz, wleźć na scenę by go było lepiej widać?
Nawet jeśli bez wątpienia było mu szkoda obu jednostek, zdecydowanie mocniej panikował patrząc na drobniejszą dziewczynę, która aż nazbyt mocno budziła w nim braterski odruch. Mierda! Nie mógł tego wylać na kogokolwiek innego? Już łatwiej by mu było obrócić to wszystko w żart, gdyby to był... no ktokolwiek. Jeszcze te żmijowate spojrzenia, rasowe kobiety. Dogadałyby się z Jessicą. Pewnie podczas okresu płakały do otwartego wina i oglądały smutne seriale, wypisując do swoich byłych. Brr.
— Zapłacę za pralnię. Y peluquero. I nowe ubrania czy coś. Nie była gorąca, nie? Nie no to lemoniada, więc nie. Jesus, Maria, Jose - zaoferował się, od razu szukając po kieszeniach karty. Zaraz spojrzał jednak na pracownika wycierającego podłogę i dowalił więcej poczucia winy do pieca.
— Nigdy więcej Walentynek - wymruczał bardziej do siebie, lecz w sumie zorientował się, że z każdą sekundą było mu ich coraz mniej szkoda. Zachowywały się jakby co najmniej wylał to na nie celowo.
A więc to to była ta słynna Kanadyjska uprzejmość! Przepraszanie gdy inni przepraszali ciebie i te sprawy. Jakieś takie nieudane. Może były mieszane, jak on? Pewnie z Grecji, stąd te żmijowate cechy. Córy Meduzy. Wzruszył ramionami momentalnie wyzbywając się całego poczucia winy i w końcu po takim czasie łaskawie spojrzał na kartkę z zadaniem.
No to był chyba jakiś żart.
Odwrócił się w stronę stołu z którego wziął zadanie i zamachał ręką, idąc w jej stronę.
— EJ KOLEŻANKO, LICZY SIĘ? TROCHĘ NADĘTE, NO I ELLAS NO QUIEREN HABLAR, ALE TO JUŻ NIE MOJA WINA, serio sorki koleżanki, miłej randki życzę — rzucił jeszcze na odchodne, nim podszedł do dziewczyny z zadaniami. A szkoda, bo całkiem ładne. W sensie ta jedna to chodząca pedofilia, ale druga była ładna. Dopiero po chwili się kapnął, że przecież zapomniał przez to wszystko o Sheridan. I gdzieś ją teraz zgubił.
Brawo Jaime.
Brawo.
Co teraz, wleźć na scenę by go było lepiej widać?
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 11, 2020 9:22 pm
Wto Lut 11, 2020 9:22 pm
Sheridan jakoś nie była w stanie pozwolić biednemu bariście (szczególnie, że go znała i lubiła!) ścierać wszystkiego samemu, więc aż ukradła z lady jedną ścierkę i zaczęła pomagać mu wszystko ogarniać, no bo no błagam. I dopiero wtedy wróciła do Gee. Bo też jej się zapomniało o tym, z kim rozmawiała. Ale, ciocia Gee, cudowna patronka, zdecydowała, że nienienie, Paige wraca do piegowatego tacochłopca, bo dobre z nim jaja, a ona chciała się jeszcze pośmiać. A że była wysoka, to i szybko go zlokalizowała ponad lasem głów. Nawet, jeśli sama Sheridan nie chciała go już zaczepiać. Może wtedy by o wszystkim zapomniał, poszedł do domu i sobie na spokojnie odpoczął, z daleka od całej tej mdłej atmosfery?
- Ale on jest niski jak stoi - mógł usłyszeć dosłownie za swoimi plecami Meksykanin, kiedy coś praktycznie tam wyrosło i zaczęło o nim gadać, jakby wcale nie mógł ich usłyszeć. - Ej, eeee, Dżejmi, twoja blond adoratorka cię szuka.
- Stoję zaraz obok ciebie, Lam - burknął jakiś drugi, bardziej znajomy głos.
- Myślisz, że gdybyś nie stała, to nazwałabym cię jego adoratorką? - niebieskowłosa spotkała się jedynie ze spojrzeniem pełnym zmęczenia i zdegustowania. Dlatego po prostu przekazała Paige kubek z jej kawą. - Polizałam ci słomkę, żebyś mogła mnie pośrednio całować jak już sobie pójdę - ułożyła wargi w dzióbek, nim ujęła biednego Jaime pod ramię i wyszczerzyła się jak autentyczny Kot z Cheshire. - Słuchaj, weź się nią ładnie zajmij, rozruszaj ją jakoś, żeby mi potem w łóżku nie narzekała, że głowa boli i ona dzisiaj nie chce na ostro. I pamiętaj, rwać możesz, ale to moja laska. Żegnam.
I zniknęła im z pola widzenia. Serio. Choć jeszcze przez dobrych paręnaście sekund dało się słyszeć jej wiedźmi rechot, brzmiący między wkurwiającym a zabawnym z tym jej głosikiem z naturalnym efektem nightcore'u.
Paige wydała z siebie jedynie głośne westchnienie, nie spoglądając nawet na Meksykanina.
- Chyba nie muszę tłumaczyć, że pieprzy farmazony? - wyburczała ledwie, nawet się lekko uśmiechając. - Mówiłam, że nie musisz przychodzić. Znaczy-... to nie tak, że się nie cieszę, ale- no bo pewnie nie czujesz się tu naj- ech. Dzięki, że przyszedłeś. Nawet, jeśli robisz mi tu chlew.
A co to za śmieszki heheszki na zmianie? Powinna go teraz za to zbesztać, a nie.
- Ale on jest niski jak stoi - mógł usłyszeć dosłownie za swoimi plecami Meksykanin, kiedy coś praktycznie tam wyrosło i zaczęło o nim gadać, jakby wcale nie mógł ich usłyszeć. - Ej, eeee, Dżejmi, twoja blond adoratorka cię szuka.
- Stoję zaraz obok ciebie, Lam - burknął jakiś drugi, bardziej znajomy głos.
- Myślisz, że gdybyś nie stała, to nazwałabym cię jego adoratorką? - niebieskowłosa spotkała się jedynie ze spojrzeniem pełnym zmęczenia i zdegustowania. Dlatego po prostu przekazała Paige kubek z jej kawą. - Polizałam ci słomkę, żebyś mogła mnie pośrednio całować jak już sobie pójdę - ułożyła wargi w dzióbek, nim ujęła biednego Jaime pod ramię i wyszczerzyła się jak autentyczny Kot z Cheshire. - Słuchaj, weź się nią ładnie zajmij, rozruszaj ją jakoś, żeby mi potem w łóżku nie narzekała, że głowa boli i ona dzisiaj nie chce na ostro. I pamiętaj, rwać możesz, ale to moja laska. Żegnam.
I zniknęła im z pola widzenia. Serio. Choć jeszcze przez dobrych paręnaście sekund dało się słyszeć jej wiedźmi rechot, brzmiący między wkurwiającym a zabawnym z tym jej głosikiem z naturalnym efektem nightcore'u.
Paige wydała z siebie jedynie głośne westchnienie, nie spoglądając nawet na Meksykanina.
- Chyba nie muszę tłumaczyć, że pieprzy farmazony? - wyburczała ledwie, nawet się lekko uśmiechając. - Mówiłam, że nie musisz przychodzić. Znaczy-... to nie tak, że się nie cieszę, ale- no bo pewnie nie czujesz się tu naj- ech. Dzięki, że przyszedłeś. Nawet, jeśli robisz mi tu chlew.
A co to za śmieszki heheszki na zmianie? Powinna go teraz za to zbesztać, a nie.
Kurwa, jak tu pedalsko.
Pomyślał Ethan, który ani trochę nie był pedałem. Wcaaaale. Był za to na miliard procent pewien, że nienawidził walentynek, kolejnego kiczowatego święta wymyślonego po to, by producenci kartek i czekoladek mieli na czym zarobić pomiędzy Bożym Narodzeniem, a Wielkanocą. I gdyby to od niego zależało, to nie wychodziłby dziś z domu. Ale nie przyszedł tutaj dla swojej własnej przyjemności (a raczej jej braku), a po to, by pewna suka nie zabawiła się kosztem kolejnej zapatrzonej w nią dziewczynki.
Wcale nie był takim chujkiem, za jakiego go uważano. Szczególnie, jeśli chodziło o powstrzymywanie starszej siostry przed łamaniem serc wrażliwych nastolatek. Ostatnim razem przyglądał się biernie jak nieśmiała piętnastolatka stacza się na dno i zamienia w szesnastolatkę, która ćpa w szkolnej łazience, traci stypendium, a jej przyszłość wisi na włosku.
Plan był prosty; wbija do środka, znajduje interesującą ją małolatę, zgarnia i wyprowadza na spokojnie przedstawiając argumenty za tym, że zadawanie się z Avą o mordzie bardziej przyjebanej (bo częściej przyćpanej) niż jego, jest najgorszym pomysłem, na jaki młoda mogła wpaść. Żeby nie było przypałowo, zabrał ze sobą swojego najlepszego kumpla, Ryonosuke.
To znaczy zabrałby, gdyby ten debil jebany znowu się nie spóźniał i nie kazał mu czekać przed wejściem.
Pomyślał Ethan, który ani trochę nie był pedałem. Wcaaaale. Był za to na miliard procent pewien, że nienawidził walentynek, kolejnego kiczowatego święta wymyślonego po to, by producenci kartek i czekoladek mieli na czym zarobić pomiędzy Bożym Narodzeniem, a Wielkanocą. I gdyby to od niego zależało, to nie wychodziłby dziś z domu. Ale nie przyszedł tutaj dla swojej własnej przyjemności (a raczej jej braku), a po to, by pewna suka nie zabawiła się kosztem kolejnej zapatrzonej w nią dziewczynki.
Wcale nie był takim chujkiem, za jakiego go uważano. Szczególnie, jeśli chodziło o powstrzymywanie starszej siostry przed łamaniem serc wrażliwych nastolatek. Ostatnim razem przyglądał się biernie jak nieśmiała piętnastolatka stacza się na dno i zamienia w szesnastolatkę, która ćpa w szkolnej łazience, traci stypendium, a jej przyszłość wisi na włosku.
Plan był prosty; wbija do środka, znajduje interesującą ją małolatę, zgarnia i wyprowadza na spokojnie przedstawiając argumenty za tym, że zadawanie się z Avą o mordzie bardziej przyjebanej (bo częściej przyćpanej) niż jego, jest najgorszym pomysłem, na jaki młoda mogła wpaść. Żeby nie było przypałowo, zabrał ze sobą swojego najlepszego kumpla, Ryonosuke.
To znaczy zabrałby, gdyby ten debil jebany znowu się nie spóźniał i nie kazał mu czekać przed wejściem.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 12, 2020 11:23 am
Sro Lut 12, 2020 11:23 am
"A mogłyśmy po prostu pójść do mnie…"
Totalnie. Zapewne wtedy to spotkanie poszłoby bez większych problemów, nikt by im nie przeszkadzał, nie przerywał, nie oblewał napojem, miałyby tylko siebie i zupełnie by im to wystarczyło. Sama Irlandka o wiele lepiej czuła się w bardziej kameralnym otoczeniu, ale pomyślała, że skoro takie święto, dzieje się coś ciekawego w mieście, to dlaczego by z tego nie skorzystać? No, i teraz ma za swoje. A mogła zrobić tak jak zawsze.
- Jasne, chodź. - odparła, dość szybko odnajdując wzrokiem drzwi łazienki. W sumie sama mogła od razu pomyśleć o pójściu tam, ale za bardzo skupiła się na tym całym zamieszaniu. Jeszcze przy okazji gdzieś w tle dostrzegła Chestera, bo przecież zawsze zjawia się tam, gdzie akurat dzieje się coś takiego.
Złapała Leilani za rękę i zaczęła ją odciągać od tego bałaganu, ale po drodze musiały trafić na kolejną przeszkodę. Zmierzyła tego całego Finna wzrokiem, ale trudno było określić, co tak właściwie chodzi jej teraz po głowie. Jest zazdrosna? Powinna być? Poirytowana? Może odrobinę. Koniec końców doszła do wniosku, że te zadania niosą więcej szkody, niż faktycznej zabawy. A dajcie spokój już.
Po tym jak mężczyzna odszedł, poszła do tej cholernej łazienki, zgarniając swoje włosy do przodu, aby móc określić szkody.
- Kto to był? - rzuciła do Lei, ale nie patrzyła w jej kierunku. Pochylona nad zlewem, obmywała posklejane pasemka, nie widząc na razie innej możliwości na pozbycie się tego. A może po prostu chciała skupić się na czymś, co uspokoi jej myśli? Nawet nie była do końca pewna, czy chce znać odpowiedź na pytanie, które przed chwilą zadała.
Westchnęła ciężko, po tym jak przeczesała palcami jasne pasma, bo podręczną szczotkę zostawiła w swoim plecaku, następnie wyprostowała się i zdjęła swój sweter, chcąc tylko sprawdzić, czy ma na nim jakieś widoczne plamy. Całe szczęście, że pokusiła się o ubranie bielizny, chociaż koronka i tak niewiele zasłaniała. W ogóle nie myślała o tym, że połowicznie rozebrała się przed dziewczyną, którą dopiero co tak naprawdę poznawała. Widząc, że na materiale prawie niczego nie widać, ubrała się z powrotem i spojrzała wyczekująco na swoją towarzyszkę.
- Ogólnie to.. chciałam Cię zaprosić potem do tego całego tunelu miłości, ale jeśli straciłaś ochotę na kolejne atrakcje to zrozumiem. - powiedziała tonem, jakby czuła się trochę skrępowana, ale uznała, że jeśli nie teraz, kiedy są same, to nigdy jej tego nie zaproponuje, bo pewnie zaraz znowu ktoś im przeszkodzi.
Totalnie. Zapewne wtedy to spotkanie poszłoby bez większych problemów, nikt by im nie przeszkadzał, nie przerywał, nie oblewał napojem, miałyby tylko siebie i zupełnie by im to wystarczyło. Sama Irlandka o wiele lepiej czuła się w bardziej kameralnym otoczeniu, ale pomyślała, że skoro takie święto, dzieje się coś ciekawego w mieście, to dlaczego by z tego nie skorzystać? No, i teraz ma za swoje. A mogła zrobić tak jak zawsze.
- Jasne, chodź. - odparła, dość szybko odnajdując wzrokiem drzwi łazienki. W sumie sama mogła od razu pomyśleć o pójściu tam, ale za bardzo skupiła się na tym całym zamieszaniu. Jeszcze przy okazji gdzieś w tle dostrzegła Chestera, bo przecież zawsze zjawia się tam, gdzie akurat dzieje się coś takiego.
Złapała Leilani za rękę i zaczęła ją odciągać od tego bałaganu, ale po drodze musiały trafić na kolejną przeszkodę. Zmierzyła tego całego Finna wzrokiem, ale trudno było określić, co tak właściwie chodzi jej teraz po głowie. Jest zazdrosna? Powinna być? Poirytowana? Może odrobinę. Koniec końców doszła do wniosku, że te zadania niosą więcej szkody, niż faktycznej zabawy. A dajcie spokój już.
Po tym jak mężczyzna odszedł, poszła do tej cholernej łazienki, zgarniając swoje włosy do przodu, aby móc określić szkody.
- Kto to był? - rzuciła do Lei, ale nie patrzyła w jej kierunku. Pochylona nad zlewem, obmywała posklejane pasemka, nie widząc na razie innej możliwości na pozbycie się tego. A może po prostu chciała skupić się na czymś, co uspokoi jej myśli? Nawet nie była do końca pewna, czy chce znać odpowiedź na pytanie, które przed chwilą zadała.
Westchnęła ciężko, po tym jak przeczesała palcami jasne pasma, bo podręczną szczotkę zostawiła w swoim plecaku, następnie wyprostowała się i zdjęła swój sweter, chcąc tylko sprawdzić, czy ma na nim jakieś widoczne plamy. Całe szczęście, że pokusiła się o ubranie bielizny, chociaż koronka i tak niewiele zasłaniała. W ogóle nie myślała o tym, że połowicznie rozebrała się przed dziewczyną, którą dopiero co tak naprawdę poznawała. Widząc, że na materiale prawie niczego nie widać, ubrała się z powrotem i spojrzała wyczekująco na swoją towarzyszkę.
- Ogólnie to.. chciałam Cię zaprosić potem do tego całego tunelu miłości, ale jeśli straciłaś ochotę na kolejne atrakcje to zrozumiem. - powiedziała tonem, jakby czuła się trochę skrępowana, ale uznała, że jeśli nie teraz, kiedy są same, to nigdy jej tego nie zaproponuje, bo pewnie zaraz znowu ktoś im przeszkodzi.
Chauncey Atwater
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 12, 2020 11:29 am
Sro Lut 12, 2020 11:29 am
Black Panther
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 12, 2020 12:31 pm
Sro Lut 12, 2020 12:31 pm
To nie tak, że Noah zapomniał, że miał tu być. On po prostu zaczepił po drodze do kawiarni. Na szyldzie wisiał napis o nowej kawie, musiał spróbować. No sory. Zasiedział się po prostu i wyłączył od świata, ale gdy spojrzał na godzinę, zerwał się na nogi, zapłacił i ruszył w umówione miejsce. Znowu Ethan obije mu ryj, bo się spóźnił. Co za los. Kiedyś wyląduje w szpitalu przez niego, no chyba, że Ryu nauczy się punktualności. Dobra, kogo my tu oszukujemy. Prędzej chłopak serio wyląduje w szpitalu, niż zacznie pojawiać się systematycznie na czas. W zasadzie, jak to wyszło, że dał się wrobić Ethanowi w walentynki?! Bardzo dobre pytanie. Głównie coś wspomniał o siostrze, a Ryu miał robić po prostu za przyzwoitkę, dobre wsparcie, etc. W żadnym wypadku nie była to randka. Swoją drogą, ciekawe, czy Ethan miał świadomość, że Ryu wolał chłopców? Nie przerobili jeszcze tematów swojej orientacji, więc być może, że nie. Nie miał okazji nigdy poznać jego siostry, ale sądząc po samym Ethanie, to co, jeśli okażę się, że ma dosłownie tak samo wybuchowy charakter, jak on? O nie. Jeden Ethan mu w zupełności wystarczył. Dobra ruszył się bardziej i pobiegł kawałek. Wolał uniknąć dzisiaj bliskiego spotkania z Panem pięścią. W końcu dobiegł do kumpla. - Wybacz. Korki były. - NAJGŁUPSZA WYMÓWKA ŚWIATA. No przecież, że skłamał. Ale udawał. Mniejsze prawdopodobieństwo, że zginie dzisiaj. - Więc jaki jest plan? - Średnio widziała mu się wizja podrywania jego siostry. Raz, że nie lubił kobiet, dwa nie miał nawet na to ochoty. Zresztą sądząc po tym miejscu czuł, że będzie tu walić miłością, randkami i słodkimi rzeczami na kilometr. Średnio. Bo nie były to wcale, a wcale jego klimaty.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach