Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
First topic message reminder :

Rzecz jasna nazwana po tytule singla organizatorki imprezy, który swoją drogą można tu zakupić. Nastrojowe przygaszone światła, białe ażurowe krzesła, przeszklone stoły, bogate menu i wprawieni bariści, którzy wyczarują wszystko, a nawet zapiszą na twoim rachunku specjalny komplement! Ceny wahają się od 2 do nawet 6 dolarów za napój w zależności od rozmiaru, rodzaju et cetera, a w wypadku zamówienia na wynos - za własny kubek oferujemy 10% zniżki, choć mimo wszystko wolelibyśmy, gdybyś u nas trochę zabawił i odsapnął z lub i bez swojej drugiej połówki. Oferujemy także ciasta, gofry na słodko i wytrawne oraz kanapki.
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).

Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)

Chauncey Atwater
Chauncey Atwater
Fresh Blood Lost in the City
____Jasne. ─ mówiąc, wystawił mu rachunek, doliczając polecone mu brownie, które wyjął zaraz z wystawy do ukrojenia.
____Skonsultował się jeszcze ze swoim współpracownikiem, który wziął się za robienie kawy, gdy Chauncey czekał na pieniądze za zamówienie. Co prawda nie był tu osiem godzin, ale nie obraziłby się na przerwę, choć koniec zmiany zbliżał się na zegarku. Gdy tylko odda fartucha, sam sobie zamówi kawę, ciastko i pewnie pojedzie do domu, bo będzie już trochę zmęczony. No przecież i tak nie ma swojej walentynki, więc do nocy też tu nie będzie zostawał.
____Łatwo, bo jedna ma prawie trzydzieści lat, a druga jedenaście i jest przekochana. ─ zaśmiał się, krojąc mu ciasto; na rodzinę nie miał co się skarżyć. No chyba, że Hazel nie chciała oddać pilota, a to się zdarzało od czasu do czasu.
Sunzhong Huang
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Po znalezieniu - w końcu - portfela w odmętach materiału płaszcza, który dzisiaj na sobie cicho westchnął, bo mógł wreszcie wyłożyć pieniądze na ladę. Nie sądził, że jego ubranie wierzchnie ma takie głębokie kieszenie. W tym momencie zastanawiał się kto zdecydował na kupno takiego płaszcza i podarowanie jego w prezencie. Jeśli to byłby brat to na początku by nie uwierzył, że ten parkourowiec ma taki gust, raczej by go wyśmiał, oczywiście w pozytywnym znaczeniu. A jeśli siostra, która lubiła się wyróżniać z tłumu na tle stylu to, prędzej by w to uwierzył, że ona wybrała ten płaszcz, a brat tylko przytaknął. A jak obydwoje, to byłby dziwnie szczęśliwy, że wpadli na taki szalony pomysł.
Na samą myśl o swoim rodzeństwie, lekko się uśmiechnął, co mogło zostać odebrane dwuznacznie albo Chauncey mógł poczuć się trochę zdezorientowany, ale szybko wrócił wzrokiem do niego i kontynuował temat.
- Rozumiem, to jedno pisklę wyleciało z rodzinnego domu i już wiedzie własne życie. Tak się mówi. Hm, moje rodzeństwo już jest w tym wieku parę lat, znaczy brat pracuje, a siostra chyba kończy akademik...- przerwał na chwilę, bo zastanawiał się czy podaje mu prawdziwe informacje. Kontaktowanie się jeden albo dwa razy w tygodniu, robi swoje. Jednakże czuł, że w tych kwestiach może zaufać znajomemu z blond grzywą.
- Ach... Nie jestem pewien, ale chyba rozumiesz zapotniałą okoliczność. Ja jestem tu, a oni tam. I ciężko jest się skontaktować pod względem czasowym.
Dokończył, w oczekiwaniu na swoją kawę i ciastko. Tylko co później... Będzie musiał znaleźć dogodne miejsce, aby usiąść, a najlepiej gdzieś z boku.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
____Już to widzę. Pięć minut później atak paniki, „gdzie jest Chester?!” ─ udał jego głos w dramatycznej wersji, czyli takiej, której mężczyzna prawdopodobnie nigdy z siebie nie wydobędzie. Chyba, że Chester znów założy pelerynę i powstrzyma złodzieja w akcji.
____Brunet na jego aprobatę aż zmarszczył brwi. Jeżeli Redemsowi smakowało ciasto, to znaczy prawdopodobnie, że było albo gorzkie, albo słone. Oczywiście wyglądało na słodziutkie jak wata cukrowa, ale po reakcji blondyna zaczął się zastanawiać, czy to aby nie brokuły zabarwione na różowo. W końcu to nie Chester im to zamawiał.
____Wybrał mu z kremu kawałek truskawki, a potem znów przystawił mu do ust, Co jak co, ale ten owoc wyglądał realistycznie. Może to jednak nie była pułapka? Szczerbatek ożywił się, gdy informatyk rzucił propozycją. Niby to była luźna sugestia, ale sądząc po wyrazie twarzy, już musiał czuć się zobligowany.
____No jasne, że tak! Zajebisty pomysł! ─ mówiąc, wpakował sobie kawałek ciasta do ust… i rzeczywiście to było ciasto truskawkowe. I nawet dobre.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Jeszcze nie ma nawet dwudziestej, a ty już takie niemoralne rzeczy? W miejscu publicznym? ─ pociągnęła go za ucho w odwecie.
____Ona już wie, co jego nauka gry na gitarze oznaczała i wcale nie była na „nie”, po prostu czasem trzeba było poudawać niedostępną. Która samica nie czuła się dobrze, gdy samcowi zależało? Oczywiście jeżeli to był ich partner, nie jakiś obleśny wujek na Wigilii.
____To co, idziemy na zewnątrz? ─ zapytała, sprawdzając jeszcze w przednim aparacie telefonu, czy Finn jej nie zjadł całej szminki. Może rzeczywiście powinni wziąć coś na wynos, jeśli taki głodny był.
____Chwyciła też swoją kawę, która nie miała jeszcze prawa ostygnąć, drugą ręką złapała rękę gitarzysty i zaczęła go ciągnąć w stronę wyjścia.

/zt x2, kurs na tunel miłości
Anonymous
Gość
Gość
UWAGA, CRINGE CONTENT, PROSZĘ POMINĄĆ JEŚLI KOGOŚ RAZI (a pewnie będzie razić wiele osób XDDD)

Ethan nigdy jakoś specjalnie nie narzekał na niską temperaturę, ale długie oczekiwanie na Ryu na zimnie też nie należało do najprzyjemniejszych doznań. Kiedyś naprawdę go połamie.
Właśnie kończył trzeciego papierosa, kiedy zauważył dziewczynę z różowymi karteczkami. Walentynowe wyzwania? Co mu szkodzi, skoro i tak czekał na tego dzbana? Rzucił niedopałek na ziemię i ruszył w stronę rudowłosej.

Wreszcie zobaczył znajomą sylwetkę przeciskającą się pomiędzy obściskującymi się parami. Na powitanie chwycił czarnowłosego za kurtkę i przyparł go do ściany kawiarenki.
Ty jebany spóźnialski śmieciu. — pięść Ethana zatrzymała się kilka centymetrów przed twarzą Ryunosuke. W ostatniej chwili zrezygnował z obicia mu mordy. W końcu to on go tutaj wyciągnął, więc sam fakt, że raczył się w ogóle stawić świadczył na korzyść przyjaciela. No i dwie czternastolatki przechodzące obok pisnęły przestraszone nagłym wybuchem Reida, a ten dziś wyjątkowo nie był w humorze do przypału.
Muszę Ci coś powiedzieć. — rzekł już spokojniej i całkowicie poważnie, a ręka, która wcześniej podtrzymywała kurtkę Ryu, powędrowała na ścianę obok jego głowy. Nadal napierał na chłopaka i nic nie wskazywało na to, by miał go zaraz puścić. — Trzy miesiące temu poznałem faceta. Całkiem przystojny, jeśli mam być szczery. To miało być zwykłe one-night stand, mówił, że mieszka sam i w ogóle nikt nam nie będzie przeszkadzał, więc nie widziałem powodu, żeby odmówić. Kiedy dotarliśmy do jego mieszkania, stwierdził z dupy, że mamy być cicho, bo jego babcia śpi. Powinienem wyjść, ale myślę sobie „a chuj, skoro już tu jestem, to jebać”. No i zabieramy się do roboty, on klęczy przede mną z moim kutasem w ryju i nagle do pokoju wbija starowinka i zaczyna do mnie z mordą, że jestem diabłem, który jej biednego wnusia sprowadza na złą drogę. Spierdalałem stamtąd będąc napierdalany krzyżem, który babsko ściągnęło ze ściany. Goniła mnie jeszcze dwie ulice dalej.  —  dokończył tak samo poważnie, jak zaczął, w ogóle nie przejmując się tym, że właśnie wydał się ze swoją orientacją. Był pewien, że Ryunosuke domyślił się już dawno, a jeśli nie… shit happens. Ethan może nie machał tęczową flagą, ale też specjalnie się nie krył ze swoimi podbojami i gdyby ktoś ze znajomych zastałby go w niedwuznacznej sytuacji z innym mężczyzną w wątpliwej opinii klubie, nie dawałby o to jebania.
No i nie skończył lodzika, a zarzekał się, że połyka. — a teraz to niby było mu smutno.  — Więc… może Ty chciałbyś dokończyć? U mnie w domu nie ma żadnej babci z krzyżami, obiecuję.
Zanim jednak Ryu zdążył odpowiedzieć, Ethan zakończył ten festiwal krindżu i odsunął się od niego, wręczając mu różową karteczkę z wyzwaniem. Bo chyba nie myślał, że Reid tak na poważnie, prawda?
„Złap losową napotkaną osobę, by opowiedzieć jej żenującą historię ze swojego życia, ale sformułuj to tak, jakbyś chciał na nią kogoś poderwać.”
Szukaj Avy, albo dziewczynki z różowymi włosami. Zwijamy młodą, zanim ta suka zdąży zabawić się jej kosztem. — rzucił zsuwając z głowy kaptur i wszedł do środka kawiarni.


ZADANIE WYKONANE, ALE JAKIM KOSZTEM
Black Panther
Black Panther
The Liberty Individual Trouble Seeker
Rozumiał, że Ethan był wybuchowy, albo coś w tym rodzaju, ale czy powinien zacząć się martwić o swoje życie? Groził mu tyle razy, że kiedyś spełni swoje słowa. Zapewne. Szybko jednak został przyparty do ściany. Serio Ethan wyglądał na mega wściekłego. Nie rozumiał tego, przecież przyszedł. Spóźnił się troszkę, ale dotarł. Robił postępy, a mimo to, zamiast zostać nagrodzonym to jeszcze nazwał go śmieciem. Meh. Kiedyś będzie musiał dać mu lekcje dobrych manier. Chociaż raz mógłby być milszy. Mimo tego, jaki był, Ryu nadal go lubił. To się ceniło prawda? Aby wytrzymać wszystkie nieprzyjemności. Przynajmniej tym razem nie dostał. Nie był tylko pewien, czy nie doszło do tego dlatego, że Ethan nie chciał tego zrobić, czy może przeszkadzali mu ludzie i całe otoczenie. Fakt. Budził grozę wśród przechodniów. Oczywiście w akcie obrony, Ryu podniósł ręce przed siebie w geście "poddaje się" i rób co chcesz, ale w zamian usłyszał historię. - Co takiego? - Wsłuchał się uważnie, bo Ethan wyglądał, jakby było to coś serio poważnego. Historia była tak absurdalnie dziwna, że jedyne, co utkwiło mu w głowie to Ethan jest gejem? Nie było widać. Przynajmniej nie na tyle, aby Ryu to zauważył. Może w takim razie jego agresja była czymś w rodzaju wyrażania swoich uczuć, aby dać im jakiś upust. "Więc… może Ty chciałbyś dokończyć? U mnie w domu nie ma żadnej babci z krzyżami, obiecuję." - Hę? Nie, żeby coś. Nie zarumienił się, bo nie znał słowa tabu ani wstydu, ale trochę go to zaskoczyło? Niecodziennie słyszy się teksty pod tytułem zerżnij mnie, albo daj się zerżnąć. W końcu Ethan odsunął się okazując mu kartkę z wyzwaniem walentynkowym. Przeczytał ją dokładnie, wnioskując przy tym, że w rzeczywistości ta historia mogłaby być prawdziwa. Gdyby tak na to spojrzeć bliżej to nigdy nie rozmawiali o swoich orientacjach. - Zapewne bym się zgodził, ale skoro to tylko zadanie walentynkowe to nie było tematu. - Wyparował z grubej rury, chowając karteczkę do kieszeni od spodni. Wyprzedził go wchodząc pierwszy do kawiarni. - Jasne. Już się robi. - Rozejrzał się po kawiarni. Ogólnie rzecz biorąc znalazłoby się tu wiele znajomych twarzy, ale był skupiony na siostrze Ethana, której, na razie nie było widać na horyzoncie.
Anonymous
Gość
Gość
Podczas kiedy Ryu pracował nad swoimi spóźnieniami, Ethan starał się zapanować nad własną agresją. I hej, nawet mu się to dzisiaj udało! Poza groźbami i wyzwiskami nawet nie tknął biednego kumpla… to znaczy tknął, ale nie zrobił mu krzywdy, więc się nie liczy.
To by wyjaśniało, dlaczego nie masz laski. — odparł obojętnie, choć jego oczy zdawały się krzyczeć „kurwa, anulowałem sobie ruchanko”. — Ale propozycja nadal aktualna.
To przecież najlepszy sposób na zaciśnięcie więzi pomiędzy dwójką przyjaciół. Kto wie, może wyjdzie z tego coś więcej? Budowanie związku na fizycznym pociągu na sto milionów procent zaowocuje udaną relację, logiczne.
Mam ją. — złapał Ryunosuke za ramię kiwając głową w stronę drobnej nastolatki siedzącej samotnie przy stoliku w kącie. Wyglądało na to, że na kogoś czeka i mocno się niecierpliwi. — Czekaj tu na mnie.
Po tych słowach ruszył w stronę stolika i przysiadł się do różowowłosej. Ryunosuke z takiej odległości i przy takiej ilości ludzi rozmawiających w kawiarni nie miał zbyt wielkiej możliwości dosłyszeć ich rozmowy (a nawet jeśli, to zapewne usłyszałby to, co Reid powtarzał zawsze — Ava suka, bawi się uczuciami, nie myśli o nikim na poważnie, najgorszy typ człowieka, proszę na nią uważać), ale chyba pierwszy raz miał okazję zobaczyć łagodną wersję Ethana, która nie chciała jeszcze bardziej zjebać sprawy. Pierdolonego anioła w porównaniu z tym, co reprezentował sobą na co dzień. Nie potrafił być wulgarnym gnojkiem wobec kogoś, kto i tak został opluty przez jego starszą siostrę.
O dziwo, dziewczyna przyjęła to całkiem spokojnie i obyło się bez płaczu. Być może dlatego, że sama miała swoje podejrzenia co do czystości intencji Avy. Oby tylko nie zrobiła niczego głupiego. Jak ćpanie w szkolnej łazience, tak jak jedna z jej eks.
Cała rozmowa trwała zaledwie kilka minut. Po wszystkim nastolatka podziękowała i pożegnała się z Ethanem, a on znów był wolny.
I po co zaciągnął tu Ryu, skoro był w stanie wszystko załatwić sam? Być może, pomimo całej kiczowatej otoczki walentynek, chciał spędzić to święto właśnie z nim…
...załatwione. To… masz może ochotę na coś słodkiego? — zapytał, gdy znów znalazł się przy swoim towarzyszu kładąc rękę na jego ramieniu. — Ja stawiam.
Jeśli wyda hajs na kawę i ciastka, to zostanie mu mniej na ćpanie. I od razu zdrowiej.

Black Panther
Black Panther
The Liberty Individual Trouble Seeker
Pomimo tego, że przyszedł tu tylko po to, aby pomóc kumplowi to cieszył się, że przynajmniej w walentynki sam nie będzie siedział. Jasne, oczywiście. Mógł kogoś zaprosić i spędzić z kimś ten czas, ale opcja wypadu z Ethanem brzmiała dużo lepiej i była bardziej interesującym zajęciem. - Nigdy specjalnie, jakoś dziewczyny mnie nie interesowały. - Wzruszył ramionami. Oho, czyżby wpakował się w nietypową relację? Czyżby to znak, że nie jest mu obojętny?
Kuszące, ale nim cokolwiek powiedział, Ethan kazał mu czekać i zniknął, lecz szybko go wzrokiem odnalazł. Niestety z tej odległości, nie był w stanie słyszeć o czym dokładnie rozmawiali, ale po raz pierwszy widział, iż Ethan nie doprowadził kogoś do łez, czy obaw przed swoją osobą. No proszę.
Czyli potrafi się zachować, kiedy trzeba, ale szkoda, że to bardzo rzadki widok. Miał chwilę dla siebie, więc wykorzystał ją na dumania w swojej głowie pod tytułem, jakby to było, gdyby z Ethanem było coś więcej niż przyjaźń? Nigdy nie myślał o nim w ten sposób, ale z drugiej strony lgnęli do siebie cały czas, nawet gdy Ryu dostawał od niego, ten się od niego nie odwrócił, i odwrotnie. Coś w tym musiało być. Nie doszedł co, bo Ethan wrócił do niego mówiąc, że załatwił wszystko.
No i fajnie. - Słodkie? Jasne czemu nie. - Spojrzał na niego. - Brzmi, jak randka. Niech będzie. A właśnie. Wiesz, że jak chciałeś mnie przelecieć, to wystarczyło powiedzieć? - Uśmiechnął się dość... zadziornie. - Kawa też by się przydała. - Zdawał sobie sprawę, że właśnie otworzył mu drzwi do swojego ciała. Nie miał z tym problemu. Przynajmniej teraz. To chyba był również jeden z niewielu momentów, kiedy Ethan dotknął jego ramienia, nie uszkadzając go przy tym w żaden sposób. Miłe uczucie.
Anonymous
Gość
Gość
Uśmiechnął się lekko, podczas gdy jego dłoń powędrowała na policzek Ryu. Kiedy jego ręce nie zadawały ciosów, potrafiły być naprawdę delikatne.
Wiesz, że to działa w drugą stronę? Skoro chciałeś, wystarczyło mi powiedzieć. — powiedział wplatając palce w jego włosy. — Za taką propozycję nie dostałbyś w ryj.
Skoro już tak do siebie lgnęli, to Ethan nie zamierzał w żaden sposób tego powstrzymywać. Może to dlatego ciągle szukał z nim fizycznego kontaktu? W końcu, pomimo jego ciągłych gróźb, nigdy ich nie spełnił, nigdy też nie uderzył go jakoś specjalnie mocno. Czyżby to znaczyło, że…? Oh, z pewnością znaczyło.
Jego homoseksualizm nie był żadnym wielkim sekretem (choć wolał się z tym nie afiszować, uważając to za tak samo niesmaczne, jak heteroseksualne pary wpychające sobie języki do ust w miejscach publicznych), więc nie miał już żadnych oporów. Raz do roku, to jest czternastego lutego, kiedy okazywanie swoje czułości na oczach świadków jest (bardziej niż zazwyczaj) społecznie akceptowalne, może sobie pozwolić na małe przedstawienie. A poza tym był hipokrytą.
Chwycił jego twarz obiema dłońmi, z jednoczesną lekkością i stanowczością, a następnie złączył ich usta w pocałunku. Tak, na środku kawiarni, na oczach wszystkich.
Najwyżej to on teraz dostanie w ryj.
Black Panther
Black Panther
The Liberty Individual Trouble Seeker
To była ta chwila, ta jedyna, w której ich „ciała” dotknęły się w zupełnie inny sposób, niż dotychczas. Było to serio miłe uczucie i choć Ethan faktycznie nigdy nie zrobił mu większej krzywdy, która skończyłaby się wizytą u lekarza, czy w szpitalu. Nagłe dotknięcie jego policzka było niczym zobaczenie jego drugiej twarzy. Twarzy, której nigdy do tej pory nie widział. W jaki sposób chłopak go jeszcze zaskoczy? – Fakt, ale nigdy o tym nie rozmawialiśmy. – Gdyby mu zaproponował to albo dostałby przecież w ryj, albo otrzymałby zgodę, ale w tamtym momencie nie chciał, jakoś szczególnie tego sprawdzać. Było tak bezpieczniej, kiedy nie przekraczał jego prywatnej sfery i granicy. Nawet jeśli przyszłoby mu do głowy taki pomysł to najpierw zrobiłby rozeznanie w temacie. Chociażby najpierw dowiedział się o orientacji chłopaka. Związki to są tematy, których nigdy nie poruszali. Można nawet powiedzieć, że zdziwił się, kiedy Ethan go pocałował. Tak na środku kawiarni, wśród wszystkich ludzi, których mogli znać. Przynajmniej niektórych. To nie tak, że mu to przeszkadzało. Po prostu nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Mimo to, odwzajemnił pocałunek, a kiedy ich usta rozdzieliły się, spojrzał na niego z uśmiechem na twarzy. – Najpierw kawa i coś słodkiego, a później możemy iść do mnie, jeśli nie masz nic przeciwko. – jak szaleć to szaleć. Przynajmniej nikt szczególnie nie zwrócił na nich uwagi, a nawet jeśli – był to dzień zakochanych. Uznajmy, że są parą.
Rene Dubois
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Kiedy rudzielec próbował ogarnąć o co chodziło z karteczką, którą otrzymał od nieznajomej, Ian zagadał go i zaskoczył, pozytywnie zresztą, informacją o znalezieniu pracy. Nie żeby Rene podejrzewał, że Nixon jakiejś szukał. Albo potrzebował. Niby był w jego domu, który w porównaniu do apartamentu należącego do rodziny Leilani nie był w jakimś specjalnie wysokim standardzie, więc domyślał się, że chłopak nie należał do bardzo zamożnych osób. Ale żeby już w tym wieku do roboty? A co ze szkołą?
Zanim go jednak podpytał, brunet wziął się znowu za pisanie. A potem, pomimo dziwnie czerwonego pyszczka, zbliżył się do Francuza i... złapał go pod rękę! Tak przy wszystkich! Niby już wcześniej chodzili ze złączonymi dłońmi po galerii, ale od tamtej pory minęło sporo czasu. Do tego w tym momencie było tutaj jednak trochę osób ze szkoły. No i mieli Walentynki! Jak to musiało wyglądać...
Rene miał ochotę odskoczyć jak oparzony, ale coś w nim go powstrzymało. Coś zwalczyło ten pierwszy odruch pełen wstydu, choć nie pomogło z wylewającym się na twarz rumieńcem. Jedyne co Dubois miał teraz w głowie to tekst z kartki, chyba jakieś wyzwanie, oraz fakt, że w związku z nim pewnie wszyscy i tak ich obserwują. Mieli święto zakochanych, a on stał blisko z drugim chłopakiem na oczach oczekującego dobrej zabawy tłumu nastolatków. Mógł jak zawsze się załamać, albo próbować uciec, albo... dać im to czego chcieli. Powoli, wolną ręką sięgnął po komórkę i napisał na niej jedno zdanie;
"Pod warunkiem, że ty zrobisz coś dla mnie."
Wybacz, Ian. Dostałeś robotę, powinno się ciebie wyściskać i ci pogratulować, a zamiast tego zostajesz wciągnięty w głupie gierki. Obyś wybaczył to temu tutaj, panu Burakowi, który już teraz wygląda jakby miał zejść ze wstydu. Bo on naprawdę żałował. Za szybko podjął decyzję, ale chciał udowodnić przed tobą oraz resztą ludzi, że wcale go to wszystko nie rusza. A ruszało. I to cholernie mocno. Aż się biedak cały telepał pod tym płaszczem, czego na szczęście nie było widać.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Nie znosił znajdować się w niewłaściwych miejscach o niewłaściwym czasie. Gdyby tego poranka kontaktował choć trochę bardziej, zapewne pamiętałby o tym, co czternasty luty oznaczał dla większości mieszkańców miasta i jakoś wykręciłby się od kupna paczki ziaren kawy. Teraz było już jednak za późno na żałowanie swoich decyzji, a Leslie znajdował się tutaj – w istnym piekle wypełnionym po brzegi świergoczącymi parami. Jasnowłosy odnosił wrażenie, że ta konkretna data sprawiła, że niektórzy zupełnie porzucili myśl o dobrym wychowaniu, jak i o tym, że nie każdy miał ochotę na widok pocałunków w każdym możliwym kadrze pomieszczenia, w którym się znajdowali. Jeśli ktoś jeszcze nie miał odwagi, widok innej pary już wkrótce miał zachęcić go do tego samego. Niekończący się łańcuszek.
____A on chciał tylko kupić tę cholerną kawę.
____Ta z pozoru prosta rzecz wydawała się teraz zadaniem rangi S. Przede wszystkim – jak miał przetrwać stanie w kolejce i nadal pozostać nietkniętym przez przemykających w pobliżu ludzi? A ten ciemnowłosy chłopak po prawej? Zmierzając w stronę stolika z dwiema kawami, starał się opanować drżące ze zdenerwowania ręce; pewnie była to jego pierwsza randka. Vessare zapobiegawczo odsunął się na bok, nie chcąc, żeby gorący napój wylądował na jego ubraniu. A te spojrzenia? Były najłatwiejsze do zniesienia, jednak od czasu do czasu czuł się nimi atakowany z każdej strony – czy to dlatego, że bez drugiej połówki nie pasował do większości otoczenia, czy to dlatego, że swoim wyglądem mimowolnie przykuwał uwagę. Choć niekoniecznie chciał, by dziewczyny ignorowały swoich partnerów, odnajdując punkt, na którym szkoda było nie zawiesić oka.
____Litości.
____Dla Leslie'go minęła wieczność, zanim kolejka skróciła się do momentu, kiedy to on był następny. Teraz już wszystko powinno pójść jak z płatka, ale to – OCZYWIŚCIE – byłoby za proste. Choć para przed nim, miała całe mnóstwo czasu, by zastanowić się nad wyborem, gdy tylko z ust baristy padło magiczne pytanie „Co podać?” – cóż, zaczęło się. Śmiechy, chichy, oczywiście wezmę to, co ty skarbie, nie, nie, to ja wezmę to, co ty, ale to twój dzień, ty wybierasz – ja stawiam. Życie codziennie uczyło nas cierpliwości.
____Prosimy dwa razy cappuccino.
____Blondyn mimowolnie spojrzał na zegarek na swoim telefonie. Kolejne pięć minut życia zmarnowane dla dwóch jebanych cappuccino. Może niesmak byłby mniejszy, gdyby zdobyli się na coś bardziej kreatywnego – na przykład cappuccino z jednorożcem na mleku. Chłopak nie ośmielił się jednak, by podsunąć im ten pomysł, zwłaszcza, że kiedy wreszcie stanął przy ladzie, czuł, że nawiązał z baristą nić porozumienia. Mężczyzna był na tyle zmęczony wcześniejszymi przekomarzankami, że kiedy Zero podał mu worek z kawą, już nawet nie zapytał, czy skorzysta z ich walentynkowej oferty. Zapłacił telefonem, wpisał pin i chwycił za uchwyty papierowej torby, która w dość ironiczny sposób zmusiła go do propagowania Dnia Zakochanych.
____Wychodząc na zewnątrz, został pożegnany przez cichy dźwięk dzwoneczka zamontowanego przy drzwiach, a powitany przez mroźny podmuch wiatru, który zmusił go do przytrzymania kołnierza płaszcza wyżej. Już miał ruszyć dalej, gdy nogi mimowolnie odmówiły mu posłuszeństwa, a on sam stanął w bezruchu, wpatrując się w jeden konkretny punkt, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie miał ku temu żadnych podstaw. Gdy jednak sekunda po sekundzie zaczynały docierać do niego fakty, na własne życzenie sprzedał sobie mentalny cios w twarz. To, że panicz Black miał z kim spędzać ten dzień, nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Nie zdziwiłby się zresztą, gdyby dla tego jednego spotkania odrzucił całe multum innych propozycji. Jeśli wcześniej wydawało mu się, że znalazł się w niewłaściwym miejscu, teraz dokładniej zrozumiał definicję słowa niewłaściwe.
____Saturn ― rzucił, w duchu licząc na to, że białowłosy nie odwróci się w jego stronę. Mógłby twierdzić, że albo mu się przywidziało, albo pomylił go z kimś innym na zasadzie jakiegoś debilnego myślenia życzeniowego. Nie to, żeby życzył sobie, żeby chłopak czekał na kogoś akurat dzisiaj.
Chauncey Atwater
Chauncey Atwater
Fresh Blood Lost in the City
____Akademik? ─ zapytał nieco zbity z tropu, bo nie często słyszy się w kontekście zaawansowanego wieku rodzeństwa, że kończy mieszkanie w domu studenckim.
____Podał mu jego talerzyk z ciastem oraz filiżankę jego parującej kawy. Aż sam nabrał ochoty na to brownie, ale powinien rzeczywiście zastanowić się, czy się skusić, bo im dłużej będzie robił rekinie kółka wokół kuchni, kiedy mama piecze ciasto, tym ciężej będzie mu się podnosić z krzesła.
____Spoko, normalna rzecz. Też gadam z Abby jakoś… raz na tydzień? Czasem raz na dwa tygodnie? Oboje jesteśmy zajęci. Więc rozumiem Cię. ─ mówiąc, uśmiechnął się.
Hayden Redems
Hayden Redems
Fresh Blood Lost in the City
____Nie, ciasto zdecydowanie nie było gorzkie, ale nie było też obrzydliwie słodkie, więc dla Haydena było w sam raz. Może faktycznie dla Chestera mogło okazać się ciut za mało słodkie, ale do tak ulepkowej kawy, jaką sobie wybrał, prawdopodobnie było idealne. I nie tylko ze względu na walory estetyczne.
____Nigdy tak nie brzmię, Chesterku, ale okay. ─ pokręcił głową Redems, jednocześnie miziając chłopaka po boku. Eh, to futro. Trzeba je gdzieś później rytualnie spalić, a przy spalaniu będzie mógł być tylko Hayden i Admirał, bo przecież Heachthinghearn rzuciłby się za tym czymś w płomienie.
____W ogóle jaka bieda. Nawet nas nie zauważyli, a teraz wychodzą. Czujesz ich? ─ prychnął nisko, zaraz patrząc na ciemnowłosego. To się nie godzi, nie? ─ No to pomysł z przypałowym albumikiem został przypieczętowany ich olewką na nas. Teraz nie ma przebacz. Który z nas zajmuje się częścią wizualną? ─ ukradł truskawkę, pakując ją sobie do buzi. Om nom nom.
Sunzhong Huang
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Po usłyszeniu pytania akademik lekko pokręcił głową na boki. Dopiero po powiedzeniu tego uświadomił sobie, że coś źle powiedział. Rzadkie kontaktowanie z osoba sobie bliskimi robi swoje, kiedy młody Huang uczył się w innym kraju.
- Nie, przepraszam, źle powiedziałem. Ona kończy ostatni rok studiów. Tak. - Pokiwał głową, że teraz dobrze powiedział.
Uśmiechnął się kiedy otrzymał swoje zamówienie, pozwalając sobie jeszcze na parę słów.
- O, to jesteśmy w podobnej sytuacji. Ciszę się że spotkałem kogoś kto rozumie taki kontakt z rodziną. A jak masz ochotę ma coś słodkiego to sobie nie odmawiaj, przynajmniej w ten dzień. A i jakbyś chciał się kiedyś spotkać w innych okolicznościach to... - przerwał, bo nagle sobie przypomniał, że nie mam namiarów do Atwatera, a teraz to był dobry czas, aby się o nie popytać.
- A tak na marginesie to podasz jakieś namiary na siebie?- spytał przyciszając trochę głos. To nie było sprawa innych, tylko ich i nikomu nic do tego o czym rozmawiają. Puszczając mu oczko.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach