Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
First topic message reminder :

Rzecz jasna nazwana po tytule singla organizatorki imprezy, który swoją drogą można tu zakupić. Nastrojowe przygaszone światła, białe ażurowe krzesła, przeszklone stoły, bogate menu i wprawieni bariści, którzy wyczarują wszystko, a nawet zapiszą na twoim rachunku specjalny komplement! Ceny wahają się od 2 do nawet 6 dolarów za napój w zależności od rozmiaru, rodzaju et cetera, a w wypadku zamówienia na wynos - za własny kubek oferujemy 10% zniżki, choć mimo wszystko wolelibyśmy, gdybyś u nas trochę zabawił i odsapnął z lub i bez swojej drugiej połówki. Oferujemy także ciasta, gofry na słodko i wytrawne oraz kanapki.
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).

Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)

Jaime Alcides Chavarría
Jaime Alcides Chavarría
The Writers Alter Universe
Zacisnął usta w wąską kreskę, wyglądając jak żywe uosobienie ":|". Czy ona mówiła serio? Nie do końca potrafił ją jeszcze odczytać - a może zwyczajnie też nie za bardzo się starał - nic dziwnego zatem, że podniósł rękę i pstryknął ją w czoło jak małe dziecko.
Estúpida. To nie wlezę razem z tobą, co za problem. Co my w podstawówce jesteśmy, żeby nie wiedzieć jak działa kolejka? Dawaj chodź amiga, bo mam w planach wybrać się w weekend do kina i nie wiem czy powinienem wziąć nachosy z sosem serowym czy ostrą salsą. Teoretycznie mój wewnętrzny meksykański zmysł krzyczy salsa, ale serce ciągnie do sera. Szkoda, że nie serwują z guacamole, wtedy nie byłoby problemu — rozłożył ręce na boki. Wybór sosu do nachosów to była bardzo poważna sprawa, nawet jeśli wiele osób mogłoby się z nim nie zgodzić. W końcu to on potem siedział na filmie i przeżywał intensywnie wszystkie emocje, zajadając je w stresie. A jeśli sos nie był odpowiedni - bam, od razu ocena filmu spadała o 3 punkty w dół. Jedzenie było niezwykle ważnym elementem życia wszystkich ludzi.
Pluszowego Trevora? Po co mi pluszowy Trevor? Mam wystarczająco futrzaków w lecznicy — nie bez powodu Jaime nie miał żadnych zwierząt w domu. Poza siostrami rzecz jasna. Dzikie bestie.
Świetnie zaufam ci z tym latte. Jak będzie niedobre to wypijesz za mnie i uznasz to za prezent walentynkowy, jestem geniuszem — byłby z pewnością większym, gdyby nie powiedział tego na głos. I tak oto podskoczył do kasy (wcześniej czekając rzecz jasna w kolejce), by zamówić to całe David's Tea Latte z morskobłękitnej planszy.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Otwierała już pysk, żeby wymamrotać, że gdzie z łapami, czymże zawiniła. Tyle, że ją wyprzedził, więc mogła tylko patrzeć na niego spod byka z miną godną gówniary, której zabrano zabawkę.
- Jest uroczy. I miękki. I płaski, więc można na nim spać. Przemyślałam wszystko.
No oczywiście, merchandise podpisany jej imieniem musiał odzwierciedlać jej charakter. Nic dziwnego, że większość gadżetów składała się z niezbędnika dla ludzkich leniwców.
W pierwszej chwili chciała już mówić, że szybko się chłopak pozbierał, dopiero po paru sekundach ogarniając, że przecież to był tępy żart. Sama takimi ciskała w jego kierunku, czego ona się w ogóle spinała jak w gimnazjum.
- No nie wiem, co jak mam już walentynkę? - uniosła brew, oczywiście obracając wszystko w jeszcze większy memuszek. Jej rzekomą "walentynką" mógłby być co najwyżej jej pies, właśnie zapewne śpiący w najlepsze przy kanapie Daniela. Sługus brat czasem się przydawał. - Ale łykiem nie pogardzę i nie poliżę kubka.
Bo DT życiem, DT miłością. A kiedy tylko odebrał herbatę, dała mu parę sekund na ogarnięcie jej porozumiewawczego spojrzenia nim tak po prostu złapała go za nadgarstek. Chciał do babci Gieni to co miała mu pozwalać iść samemu.

zt x2, fml zapomniałam
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac

Wróży z kart. Możesz jej zadać dowolne pytanie i w ogóle. Wiesz, ludzie często bawią w takie rzeczy. Horoskopy i inne.

Uśmiechnął się kącikiem ust i wzruszył ramionami, przyglądając mu się z ciekawością. Przesunął się bliżej niego, wychylając się w bok zupełnie jakby chciał się lepiej przyjrzeć tablicy na którą patrzył i Rene, mimo że już dawno wybrał sobie swój napój. W rzeczywistości był teraz tak blisko, że gdyby odwrócił głowę w bok, bez problemu mógłby mu dmuchnąć ciepłym powietrzem w policzek. Ale tego nie zrobił. Zaraz wrócił na swoje miejsce, z konsternacją na twarzy, jakby wybór sprawiał mu olbrzymie problemy.
To nie tak, że robił to wszystko z premedytacją.
Zerknął na wypisany przez niego tekst. Szczerze mówiąc było mu to na rękę. Płacenie za kogoś było przyjemne, ale nie zmieniało to faktu że jego portfel bez wątpienia cierpiał na tyle, by nawet chwilę wytchnienia miał przyjąć z ulgą. Teraz rozumiał dlaczego tak dużo osób zawsze powtarzało, że żeby mieć dziewczynę trzeba mieć pieniądze. No tylko, że rudowłosy nie był dziewczyną. Ale jak widać ta drobna różnica nie była takim znowu wielkim odstępstwem od magicznj zasady.

W porządku. Dzięki.

Uśmiechnął się i wyciągnął rękę, łapiąc go za skrawek koszulki, zaraz zerkając w kierunku lady. Napisał chłopakowi swoje zamówienie na tablecie, licząc że skoro już płacił to i za niego zamówi, stając nieznacznie za nim, cały czas trzymając się materiału jego ubrania. Jakby złapanie go za dłoń zwyczajnie go przerastało.
Rene Dubois
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Ach, ten typ wróżki. Starej babci od kart. Rene nie należał do osób szybko i z góry oceniających innych, ale jakoś nie potrafił uwierzyć w magiczną moc takich ludzi. Co niby talia kolorowych kart mogła wiedzieć o świecie i życiu? Co ktoś kto go nie znał mógł mu niby powiedzieć? Ale skoro tu byli i Ian proponował zajrzenie tam, Francuz był gotów spróbować. Tylko dla niego.
Przytaknął więc i wrócił do zastanawiania się nad zamówieniem. Tak go to pochłonęło, że nawet nie zauważył zbliżającego się kolegi, dopóki ten nie był aż za blisko. Aż go sparaliżowało, jednak tym razem udało mu się zachować rezon i nie dać tego po sobie poznać. Byli w tłumie znajomych ze szkoły i przereagowywanie w takim towarzystwie byłoby dla Dubois zupełną porażką. Czuł presję, ale to dobrze, bo ona pozwalała mu pilnować się i trzymać emocje na wodzy. Przynajmniej z pozoru.
Ale mimo wszystko na coś sobie pozwolił, bo kiedy poczuł jak Ian łapie go za koszulę, niby przypadkiem ruszył ręką tak by otrzeć się dłonią o tę należącą do towarzysza. Czuł się przy tym jak kiepski aktor grający na scenie przed tłumem obserwujących go bacznie ludzi, ale trudno, przecież to co robił to jeszcze nie grzech... chyba.
Rene złożył zamówienie najbardziej neutralnym, powściągliwym tonem jaki sprzedawca mógł usłyszeć w taki dzień. Brzmiał tak jakby naprawdę nie chciał być w tym miejscu, ale tylko dlatego, że zmuszony był do interakcji z obcą osobą, a to zawsze najbardziej go drenowało. Następnie szybko zapłacił, świetnie kryjąc to jak bardzo zabolała go cena dwóch głupich napojów. Niby miał pieniądze, ale nie lubił być rozrzutny i od razu pomyślał, że domowym sposobem zrobiłby taki napój taniej, nawet jeśli liczyć kupno syropu i kawy. Choćby dlatego, że ów syrop z kawą starczyłyby na więcej niż jeden czy dwa kubki. Chyba kiedyś spróbuje zrobić coś takiego kiedy następnym razem będzie miał zaprosić do siebie Iana. Ciekawe czy mu wyjdzie.
Po otrzymaniu paragonu, odsunął się z kolegą na bok i w czasie czekania zerknął na niego, zastanawiając się nad czymś. Wreszcie nie wytrzymał i sięgnął po komórkę, ale kiedy zaczął pisać, nagle zmienił zdanie i wszystko skasował. Może nie tutaj, w tłumie, gdzie każdy może mu zajrzeć przez ramię. Ale jak tylko wyjdą to wreszcie go zapyta, bo pewna sprawa nie chciała dać mu spokoju. Najwyżej wyjdzie na idiotę, zdarza się. Chociaż wolałby nie. Bardzo wolałby nie. To może jednak zapyta o to tę wróżkę jak już do niej pójdą? Chociaż co ona tam mogła niby wiedzieć! Ech, życie momentami było zbyt ciężkie.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić tłumu próbującego umówić się z Ilyem. Nawet gdyby taka grupa naprawdę istniała, to pewnie Russell nawet nie zauważyłby czegoś takiego. Odkąd przyjechał, Ivo spostrzegł, że jego przyjaciel często chowa się za pomocą telefonu lub konsoli, jakby skupienie uwagi na sprzętach miało skutecznie odcinać go od innych.
Nie wiem, czy zasłużyłem na takie poświęcenie. Będę musiał składać w zamian jakieś ofiary?
Co prawda w tych czasach palenie zwierząt na stosie raczej nie było za bardzo legalne, a na dodatek blondyn nie zdobyłby się na coś takiego, ale mógłby bez uszkodzenia sumienia potraktować chleb nożem i zrobić kanapki w ramach złożenia ofiary. Jednak Ilya i tak nie miałby co na to liczyć, lenistwo Ivo prawdopodobnie wygrałoby nad chęcią zrobienia jedzenia.
Spotkani nowej osoby zepsuło cały misterny plan związany z szybki ulotnieniem się z kawiarni i powrotem do domu. W myślach chłopak już rozkładał się na łóżku, zadowolony przetrwaniem mdłego święta, ale niestety musiał zweryfikować swoje marzenia z rzeczywistością.
Czemu już sobie nie idziesz?
Nie miał nic przeciwko dziewczynie, no bo przecież nawet jej nie znał, ale czy nie powinna po prostu się oddalić i zająć się tym, po co tu przyszła? No nic, będzie trzeba przywdziać przejmy uśmiech numer pięć i jakoś grzecznie się stąd zawinąć.
Na moment jasne brwi uniosły się, gdy nieznajoma wspomniała o prośbie. Ivo bez namysłu wyciągnął kartkę z zadaniem. Niemal o niej zapomniał z chwilą wsunięcia jej do kieszeni.
Masz do zrobienia zdjęcie? Jakie to niesprawiedliwe... — No hej, to on musiał się wydzierać, żeby dostać darmowy napój lub coś innego, a ktoś inny mógł zrobić coś, co nie wymagało zdzierania strun głosowych? Gdzie sprawiedliwość? — Są ci potrzebne dwie osoby? Ilya jest bardziej fotogeniczny ode mnie, więc miałabyś wtedy lepsze zdjęcia.
Mógł pomóc damie w opałach i przy okazji spróbować wkopać w coś Ilyę. Aż szkoda byłoby, gdyby Ivo nie wykorzystał takiej okazji.
Saturn Kyrin Black
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Wrobiony przez matkę. Zwykle tak to właśnie wyglądało. Najbliższe nam osoby, które powinny nas wspierać, stawały naprzeciw. Zmuszały do robienia rzeczy, na które nie miało się najmniejszej ochoty, zasłaniając się tym że robią to w dobrej wierze, by nam pomóc. Nawet jeśli kompletnie o tą pomoc nie prosiliśmy. Matka Lesliego zdawała się i tak mieć dość luźne podejście, wysyłając syna na miasto, by po prostu poznał kogokolwiek. Zupełnie jakby nie liczył się status drugiej osoby. Być może w praktyce, gdyby już przyprowadził odpowiednią dziewczynę przed jej oblicze byłaby bardziej krytyczna, kto wie? W końcu kojarzył ją jedynie z bankietów i nigdy nie była osobą, z którą rozmawiał dłużej.
Mimika na jego twarzy nie zmieniła się nawet odrobinę, mimo że wewnątrz odczuł nieznaczne zdziwienie. Dwie godziny? Miał co robić, nie będzie marnował aż tyle czasu na idiotyczne wydarzenie, które kompletnie nic nie wnosiło do jego życia.
Za dokładnie pięćdziesiąt trzy minuty mój kierowca podjedzie pod najbliższą bramę. Za dwie godziny muszę być na drugim końcu miasta, by wysłuchać oferty Coast Capital odnośnie dofinansowania jednego z ich nowych projektów. Nie mam czasu na zabawę w... — zamilkł, gdy zabrakło mu odpowiedniego słowa do opisania całego tego motłochu w bardziej przystępny sposób. Przesunął powoli wzrokiem po tłumie.
Walentynki.
Powiedział w końcu tym samym całkowicie wypranym z emocji głosem co zawsze, wracając uwagą do Lesliego. Gdy nie chcesz czegoś obrazić - a raczej nie możesz tego zrobić, ze względu na odgórnie wyuczone zasady - po prostu nazwij to po imieniu.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Sam nie do końca wierzył w takie rzeczy, choć musiał przyznać że Pani Babcia Wróżka dość mocno dała mu wcześniej do myślenia swoimi słowami. Wątpił, by faktycznie miały być one nieomylną wróżbą, ale przypadkiem poruszyły kilka tematów, które dość mocno spędzały mu sen z powiek. Może Rene zapyta o coś bardziej przyziemnego i przynajmniej będzie miał nieco rozrywki.
Co za szkoda, ze Nixon nie mógł usłyszeć tonu głosu Dubois. Jak nic świetnie by się bawił. Była to jednak jedna z wielu sytuacji, gdy nawet nie zdawał sobie sprawy z czegoś, co działo się tuż pod jego nosem. Cały czas trzymając go za materiał ubrania, zaczął się z jako takich nudów rozglądać na boki, nie mając nic lepszego do roboty. I w końcu dostrzegł swojego brata. Z Ilyą! Momentalnie się wyprostował i ożywił już chcąc skakać w miejscu, machając przy tym dłonią gdy zorientował się, że nie byli sami. Z Ivo rozmawiała jakaś wysoka dziewczyna o różowych włosach, której chyba nie kojarzył. A może widywał ją na korytarzu? Nie był pewien. Co nie zmieniało faktu, że...
Ivo i dziewczyna.
IVO I DZIEWCZYNA.
Błyskawicznie uniósł telefon do góry. Wystarczyły dwa szybkie kliknięcia, by jego aparat wykonał serię zdjęć. Szkoda, że nie widział jej twarzy, ale teraz to już totalnie miał na niego haka. A niech tylko matka się dowie.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego usta opuścił cichy, szatański śmieszek, choć mógł on zaginąć w ogólnie panującym gwarze. Przez to wszystko nawet nie zauważył, że Rene zerka w jego stronę i pisze coś na telefonie. No bo nie podsunął mu niczego pod twarz, a on był zbyt zaaferowany jakąś tajemniczą randką Ivo! Jeszcze była od niego wyższa. Ale tych włosów to jej zazdrościł. Sam chętnie zrobiłby ze swoim nudnym brązem coś ciekawszego. Ciekawe jak by zareagowali nauczyciele, gdyby też któregoś dnia pojawił się w szkole z różowym łbem.
Brzmi jak plan.

To jak, chcesz iść do tej wróżki? Bo nie chcę cię ciągnąć na siłę, ale może przynajmniej rozkwikłasz swoje tajemnice życia.

Wyszczerzył się z rozbawieniem, wracając uwagą do Rene. W końcu nie chciał, by poczuł się olany czy coś w tym stylu. Nawet jeśli nie mógł się powstrzymać przed zerkaniem w stronę brata.
Rene Dubois
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Czekając na otrzymanie zamówienia, rudzielec także zaczął się rozglądać na boki. I chyba tylko dlatego zauważył podekscytowanie Iana, który robił komuś jakieś zdjęcia. O Boże, nawet nie byle komu, a bratu! Francuz od razu się zląkł, że skoro kolega już zauważył obecność bliźniaka to zechce do niego podejść i zagadać. Poczuł więc ulgę, gdy Nixon zapytał o wróżkę. Dubois od razu przytaknął, ochoczo zgadzając się na wyjście z kawiarni. To było mu aż nazbyt na rękę. Teraz tylko zabrać zamówienia i wypad jak najdalej stąd.
Nie czekali długo i już po chwili Rene odebrał napój Iana, podając mu go i od razu sięgając po własny. Dla siebie wybrał sok wieloowocowy, świeżo wyciskany. Od razu upił łyk, nawilżając zaschnięte z nerwów gardło. A potem obejrzał się na towarzysza by mieć pewność, że ten nigdzie mu nie uciekł i pierwszy ruszył ku wyjściu. Chciał mieć z głowy wizytę u magicznej babci i odetchnąć od tłumów. No i potrzebował przestrzeni by wreszcie zadać to jakże istotne dla niego pytanie z którym do tej pory się wstrzymywał.
Czy to randka?
Sam nie wiedział dlaczego tak bardzo zależało by się tego dowiedzieć. Nie czuł się w ten sposób idąc z Ianem na łyżwy ani do kina. A jednak teraz ta sprawa zajmowała go na tyle by czuł się niekomfortowo z wątpliwościami. Czy to przez ostatnie dwa tygodnie rozmyślań? Albo to magia Walentynek tak na niego oddziaływała? Chyba faktycznie zapyta o to tę starą wróżkę, nawet jeśli miałby czuć się z tym jak ostatni kretyn. Najwyżej go wyśmieje. Wtedy od niej zwieje i wróci do domu. Tak, to brzmiało jak jakiś plan. Chyba, że jednak odpowie mu normalnie. I wywróży mu, że to jednak nie jest tylko koleżeńskie wyjście na kawę. I Ian to potwierdzi. Tylko co wtedy..?
Anonymous
Gość
Gość
Szybko poszło. Zaledwie kwadrans wcześniej w formie opowieści, przy której przez jego plecy przechodziły ciarki zażenowania, wyznał Rynosuke, że jest gejem, a teraz bezczelnie całował go na oczach wszystkich. I ten jeszcze nie miał nic przeciwko! Jak Ethan mógł wcześniej tego nie zauważyć? To znaczy tego, że jego najlepszy kumpel, z którym spędza większość czasu, wcale nie ślini się na widok cheerleaderek. Znaczy, może i to robi, ale jak widać, szkolny łobuz też jest w jego typie. JAK TO MOŻLIWE.
Westchnął zawiedziony, kiedy Ryu się od niego odsunął, ale zapowiedź wspólnie spędzonego czasu działała na niego nieco pokrzepiająco. A może raczej… pobudzająco.
Zerknął w stronę długich kolejek przy barze.
…ale czy naprawdę muszę robić to dziś? Chcesz siedzieć tu w takim tłoku? — zapytał tuż nad jego uchem. — Bo jeśli nie, to chodźmy do Ciebie.
Bo przecież nie do Ethana, nie z rodzicami takimi jak jego i walniętą straszą siostrą. A u Ryu czuł się jak u siebie, a nawet lepiej.
Kiedy omal nie zostali oblani kawą przez mało uważną parę piętnastolatków, chwycił chłopaka za rękę i wyprowadził z kawiarni. Nic tu po nich.

z/t x2
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Ani trochę nie zdziwiło go, że Black zagospodarował swój czas co do minuty. To jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że milczenie w niektórych przypadkach nie było już tylko złotem, ale wręcz diamentem. Kiedy jedni dawali się ponieść walentynkowemu szaleństwu, inni w pełni skupiali się na swoim celu – może faktycznie w tym wszystkim chodziło o to, że nie można było mieć jednego i drugiego.
____Jasnowłosy kiwnął głową, przyjmując to do wiadomości. Z jakiej strony by na to nie spojrzał, rychłe opuszczenie spotkania nie było jego problemem, choć nikt inny, tylko właśnie Leslie, powinien doskonale rozumieć rozczarowanie kogoś, kto miał znaleźć się na drugim krześle przy wspólnym stoliku.
____Empatia nie była jego najmocniejszą stroną.
____Są rzeczy ważne i ważniejsze. Sam zresztą muszę zająć się nauką, nawet jeśli po dłuższym czasie ma się dość widoku medycznych książek. ― Wzruszył barkami. Noc z podręcznikami może nie brzmiała porywająco, ale była doskonałą wymówką, która miała uchronić go przed kolejnymi wiercącymi dziury w brzuchu pytaniami. ― W każdym razie nie będę zabierał ci więcej czasu. Życzyłbym ci udanego spotkania, ale ciężko o to, gdy i tak nie masz na nie ochoty. Więc niech przynajmniej będzie znośne.
____Czy nie wolałby, żeby było tragiczne? Po części tak, a po części nie potrafił życzyć źle Saturnowi. Bądź co bądź, to on miał tu siedzieć i męczyć się w czyimkolwiek towarzystwie. Teraz prawdopodobnie nawet on sam męczył go swoją osobą, więc całkowicie naturalny odwrót wydawał się być rozsądnym rozwiązaniem.
____Do zobaczenia.
____Albo i nie.
____Skinął chłopakowi głową na pożegnanie i chociaż ruszenie się z miejsca było trudne, biorąc pod uwagę, że udało im się nawiązać rozmowę, świadomość tego, że już za moment mógł stanąć twarzą w twarz z jego zmorą, skutecznie zmusiła Leslie'go do opuszczenia Cullinana. Kiedy tylko odwrócił się do niego plecami, przez jego twarz przemknął ledwo widoczny cień niezadowolenia. Był jak pojedyncza myśl, która postanowiła wyrwać się na światło dzienne, gdy tylko nadarzyła się okazja. Właściciel jednak szybko złapał ją z powrotem.
____Dookoła wciąż była cała masa ludzi.

___z/t.
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Black był ostatnią osobą, którą Raven przegapiłby w tłumie. Białowłosy był charakterystyczny, ale na jego korzyść działał też fakt, że ciemnowłosy czekał na niego od samego początku. Problem polegał na tym, że jego cel rozmawiał właśnie z kimś innym. Drugi na tym, że mimo swojej otwartości, nie lubił na siłę wciskać się w rozmowy, więc w chwili, gdy powinien odebrać Saturna na czas, czekał gdzieś z boku – zdecydowanie za daleko, by usłyszeć, o czym rozmawiali.
____Już.
____Pojedynczy sygnał mimowolnie przemknął przez jego głowę, gdy blondyn w końcu – trwało to całe wieki – postanowił się oddalić. Pech chciał, że po drodze wyminęli się, obrzucając się krótkimi spojrzeniami, które nie miały w sobie za grosz wyrazu. Dopiero, gdy jasnowłosy zniknął Jake'owi z pola widzenia, jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, który był przeznaczony tylko dla białowłosego.
____No wreszcie — rzucił, zatrzymując się obok białowłosego, jakby z góry założył, że chłopak spodziewał się jego obecności. Możliwe, że zdążył już wyprzeć z głowy niecny plan Mercury'ego albo uznał, że gdy przyszło co do czego, drugi z bliźniaków poinformował samego zainteresowanego, kto będzie jego zastępstwem. Saturn nie wyglądał na wielbiciela niespodzianek, choć z drugiej strony nie wyglądał też na uroczego, choć ta stara wiedźma miała na ten temat inne zdanie. ― Już myślałem, że ktoś inny uzna, że to świetny pomysł, żeby zaprosić cię na kawę, a ja będę musiał czekać na zewnątrz przez kolejną godzinę. — Wsunął ręce do kieszeni kurtki, pokazując tym samym, że niezbyt było mu w smak sterczenie na zewnątrz  w tym mrozie. Zima nie była jego najulubieńszą porą roku. Zdecydowanie wolał cieplejsze klimaty, co nieco zaprzeczało jego zainteresowaniu Blackiem.
____Ale hej – czasem można było pozwolić sobie na kostkę lodu.
____Dlatego zanim powiesz, że się spóźniłem – gwarantuję, że byłem tu przed czasem. Mam nawet świadka, choć w jej namiocie może nie wszystko dobrze widać — rzucił, zwracając twarz w stronę stoiska wróżki. Nie trwało to długo, bo o wiele bardziej wolał skupić się na jasnowłosym, który zgodnie z wytycznymi pojawił się na miejscu, choć O'Brien już kilka dni wcześniej miał co do tego wątpliwości. ― W każdym razie obiecałem twojemu bratu, że dobrze się tobą zajmę, więc tak też będzie. Chcesz się napić kawy? Przejść się? Iść na zakupy? A może skorzystać z usług Madame Genevieve? Choć mam pewne wątpliwości co do jej przepowiedni. Może pomożesz mi je rozwiać?
____Uniósł brew, spoglądając na niego na tyle znacząco, że na świecie mógł istnieć tylko jeden przypadek, który sprawiał, że Cullinan był odpowiednią osobą, by udzielić mu odpowiedzi na nurtujące go pytania. Zapytał o niego. Może Jake nie traktował wróżb całkowicie poważnie, jednak w tym momencie uznał, że ten temat miał pomóc mu dowiedzieć się czegoś więcej.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
____Ja chcę tylko sprawdzić jej umiejętności. Na przykład zapytam się jej… ─ zaczął wytężać neurony w trakcie brania łyka kawy. ─ Zapytam się jej, czy mój były mąż za mną tęskni. A jak powie mi, że tak, to powiem jej, że nie żyje.
____Chester może był z tego obozu racjonalistów, którzy tylko chemią, fizyką i matmą opisywaliby upadek noża z blatu stołu albo rozsypaną sól, ale w gruncie rzeczy był ciekaw, jak ludzie znajdowali w rozprostowywaniu fałdów mózgu sens i logikę. Z drugiej strony żeby ich torturować psychicznie zazwyczaj mógł wydać pieniądze, które często nie były symbolicznymi kwotami. Taka umowa z wróżką na telefon to dla Heachthinghearna jak pakt z diabłem. Chociaż on nie miał co się martwić, i tak był wewnętrznie rudy.
____Jestem po prostu ciekaw jak dużego mógłbym jej zrobić mindbreaka. A ty nie jesteś ani trochę? ─ w końcu Chester to legendarny mędrzec kłamstwa, a Hayden nie chciał się zabawić?
Ilya Russell
Ilya Russell
Fresh Blood Lost in the City
Na tą chwilę istnienie owej grupy fanatyków Russella można było zostawić. W końcu był dzisiaj zajęty prawda? 
- Znaj łaskę pana, niech stracę. Niech dzisiaj będzie na mój koszt. - Pomachał lekko dłonią jakby odganiał natrętnego insekta. Nigdy nie przepadał za dużymi tłumami, a z biegiem czasu odczucie to tylko się nasilało, dlatego też musiał ratować się "odwracaczami uwagi" takimi jak telefon/konsola. Jakoś sobie radził, w końcu też miał małe grono osób, które tolerował w swojej przestrzeni. To mu w zupełności wystarczyło. 
Dlaczego chłopak odmówił ofiary? Wiedział, że prędzej zapewne się zestarzeje niż doczeka jakiegoś pokazu wiary od Ivo. 
W momencie gdy wysoka dziewczyna wspomniała o zadaniach, karteczka w kieszeni Ilyi jakby stała się cięższa. Wygląda na to, że trzeba będzie się tego pozbyć jak najszybciej. O dziwo dziewczyna miała naprawdę spokojne zadanie, które nie wymagało skompromitowania się przed wszystkimi wokoło. 
- Zazdroszczę. - Mruknął pod nosem i zaraz spiorunował przyjaciela wzrokiem słysząc jego "unik". Nie ma szans by został z obcą osobą na tak małej przestrzeni. 
- Idziesz. Miejmy to za sobą - Pchnął lekko Ivo w stronę budki i trzymał dłoń na jego plecach by upewnić się, że się nie wywinie. Przed samą budką zatrzymał się by przepuścić dziewczynę, a następnie wcisnąć tam przyjaciela. Jeśli już mieliby to zrobić, to wolałby być oddzielony od uroczej nieznajomej "żywym murem". Tylko, że miał już w głowie inny plan.
- Zostawiam was samych! Mam tu coś do załatwienia i... będę czekał na zewnątrz. - Rzucił by dwójka go usłyszała i cofnął się na środek kafejki znów skupiając wzrok na telefonie, na którym widniało zdjęcie dziewczyny. Odetchnął głęboko próbując powstrzymać rumieniec pojawiający się na twarzy.
- Nadia Levedev такая красивая, я бы ее зарезал как кабана в соснах! - wykrzyczał radośnie, ucałował wizerunek na swoim telefonie. Tak naprawdę już nie słyszał całego tego zgiełku dookoła. Jego "systemy awaryjne" wyły znacznie głośniej. Niczym w amoku ruszył do wyjścia zręcznie ignorując wszystkich dookoła. Wyszedł.. a raczej wymaszerował z kawiarni, zatrzymał się na chwilę przed dziewczyną z zadaniami, dalej jego twarz zdobił lekki rumieniec.
- Nienawidzę Cię. - powiedział z radością pękającego lodowca i skierował się na najbliższą ławkę przed obiektem. Opadł na nią i najpierw przeczesał włosy palcami, po czym ukrył twarz w dłoniach. Słyszał szumiącą wściekle krew i czuł, że jego twarz zamieniła się w rozpalony piec. 
Chciał umrzeć.
Hayden Redems
Hayden Redems
Fresh Blood Lost in the City
____Redems zmarszczył brwi, chwilkę potem jedną z nich unosząc na tekst swojego chłopaka. Tylko na takie coś wpadł Chester, numerant jakich mało, wielki artysta w robieniu kawałów?
____I to wszystko? ─ zaśmiał się blondyn, a skoro już o tym mowa, odgarnął włosy do tyłu, bo trochę mu zaczynały opadać. Chyba trzeba wybrać się do fryzjera, już czas. ─ Co tak słabo? Nie od takiej strony Cię znam.
____Haydenowi jakoś wyjątkowo nie widziało się wchodzenie do wróżki. Jeżeli siedzący mu na kolanach pasożyt tego chciał, to jasne, niech idzie i ją potrolluje, z błogosławieństwem, ale samemu Haydenowi się nie chciało. Nie widział w tym żadnej satysfakcji, że jakiejś starszej pani zrobi papkę z mózgu. Szkoda, że nie mógłby pewnie wejść do środka z Chesterem, chociaż by posłuchał tego całego majdanu.
____Nie no, jak chcesz, to ja Ci nie przeszkodzę, ale mi się nie chce. Możesz mi potem opowiedzieć.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
Przez chwilę miała ochotę skłamać. No bo jeśli miał zamiar się wymigać to w ten sposób zapewniłaby sobie zwycięstwo. Ostatecznie jednak zdusiła ciężkie westchnięcie i pokręciła głową na boki.
Nie, spoko. Na szczęście jest mowa tylko o zdjęciu, a nie ile osób musi na nim być — powiedziała, zaraz obracając się w stronę jego kolegi. W sumie nie zamierzała aż tak bardzo narzekać na zdjęcie z kimś innym. Też był całkiem uroczy. Ciekawe czy dobrali się ze sobą po wyglądzie. Jasne włosy, niebieskie oczy. Ludzie śmiali się z dziewczyn, że trzymały się z osobami, które też wyglądały jak chodzące klony, tymczasem jak widać nie odnosiło się to tylko do nich! Nawet wzrostem byli podobni. Czy mężczyźni przestali, w którymś momencie rosnąć? A może...
Mogę zapytać ile tak właściwie macie lat? — wepchnęła się ze swoim pytaniem, widząc już prokuratora na karku. Co z tego, że sama ledwo co zrobiła się legalna.
Wtem kolega postanowił pomóc. Spojrzała na niego z wyraźną wdzięcznością. Szukanie kolejnej osoby, którą miałaby przekonywać że wylosowane zadanie jest świetnym pomysłem, byłoby po prostu trudne. Dlatego wgramoliła się posłusznie do budki i usiadła sobie na skraju, by zrobić im sporo miejsca. Wyciągnęła nawet drobne z kieszeni kurtki - bo skoro już ich w to wrobiła, to oczywiste że ona płaciła - i wrzuciła do maszyny wybierając kilka opcji.
Dobra, nie wiem co o tym sądzicie, ale będziemy różowymi kotami i nie akceptuję żadnej formy odmowy.
Zakomunikowała, patrząc na wpychanego do środka chłopaka. Jednego. Gdy drugi bez słowa wytłumaczenia zwiał. Zamrugała kilka razy, patrząc za nim, gdy nagle doznała oświecenia.
Ojezuomójbożejesteśmyterazsami.
Odwróciła nieznacznie głowę w bok, by cicho odkaszlnąć (Coronavirus?) i podnieść wzrok na aparat. Jej różowe włosy zgrywały się z tym przesłodzonym filtrem idealnie.
Wciśnij po prostu przycisk jak stwierdzisz, że wyzbyłeś się już całej godności i jesteś gotów — zaśmiała się do niego, testując kilka głupich poz przed kamerką. Ktoś kto to wymyślił był geniuszem.
W którymś momencie wydawało jej się nawet, że słyszała jakiś dziwny okrzyk, ale nie była w stu procentach pewna do kogo należał. Biedna Liaison, dość szybko zapominała brzmienie głosu innych osób.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach