▲▼
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
First topic message reminder :
Rzecz jasna nazwana po tytule singla organizatorki imprezy, który swoją drogą można tu zakupić. Nastrojowe przygaszone światła, białe ażurowe krzesła, przeszklone stoły, bogate menu i wprawieni bariści, którzy wyczarują wszystko, a nawet zapiszą na twoim rachunku specjalny komplement! Ceny wahają się od 2 do nawet 6 dolarów za napój w zależności od rozmiaru, rodzaju et cetera, a w wypadku zamówienia na wynos - za własny kubek oferujemy 10% zniżki, choć mimo wszystko wolelibyśmy, gdybyś u nas trochę zabawił i odsapnął z lub i bez swojej drugiej połówki. Oferujemy także ciasta, gofry na słodko i wytrawne oraz kanapki.
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
No chyba jednak chciał.
Odsunął się w końcu od rudzielca, gdy tylko dostali swoje zamówienie i ruszył za Rene do wyjścia, grzejąc ręce na kawie. Póki co jeszcze jej nie upijał, przyzwyczajony do tego, że ostrzeżenie przed gorącym napojem na opakowaniu wcale nie był kitem. W końcu była jakaś ta Amerykanka, która zaskarżyła o to całą korporację, gdy nie umieszczali podobnych ostrzeżeń na kubkach i wygrała grube pieniądze. Czego to dotyczyło? McDonald's? Nie był pewien.
Obserwował kątem oka jak jego przyjaciel i brat kierują się w kierunku budki. Razem z tą różowowłosą dziewczyną! Miał nadzieję, że pochwalą mu się potem wykonanymi zdjęciami, bo inaczej nie da im żyć.
Na razie czekała go jednak wizyta z Rene u wróżki. Chociaż sam i tak miał zamiar stać na zewnątrz i zwyczajnie na niego poczekać, bo przecież już zadał swoje pytanie, a kartka wyraźnie stawiała ograniczenia.
Uniósł kubek do góry i przechylił go ostrożnie, by upić kilka łyków, po wcześniejszym podmuchaniu na napój. Słodkie jak diabli. Ale smaczne. Chociaż chyba nie dotknie niczego słodkiego przez najbliższe dwa dni. Cóż, tyle dobrego że tematyki Walentynek nie będzie musiał dotykać przez najbliższy rok.
zt. x2
Odsunął się w końcu od rudzielca, gdy tylko dostali swoje zamówienie i ruszył za Rene do wyjścia, grzejąc ręce na kawie. Póki co jeszcze jej nie upijał, przyzwyczajony do tego, że ostrzeżenie przed gorącym napojem na opakowaniu wcale nie był kitem. W końcu była jakaś ta Amerykanka, która zaskarżyła o to całą korporację, gdy nie umieszczali podobnych ostrzeżeń na kubkach i wygrała grube pieniądze. Czego to dotyczyło? McDonald's? Nie był pewien.
Obserwował kątem oka jak jego przyjaciel i brat kierują się w kierunku budki. Razem z tą różowowłosą dziewczyną! Miał nadzieję, że pochwalą mu się potem wykonanymi zdjęciami, bo inaczej nie da im żyć.
Na razie czekała go jednak wizyta z Rene u wróżki. Chociaż sam i tak miał zamiar stać na zewnątrz i zwyczajnie na niego poczekać, bo przecież już zadał swoje pytanie, a kartka wyraźnie stawiała ograniczenia.
Uniósł kubek do góry i przechylił go ostrożnie, by upić kilka łyków, po wcześniejszym podmuchaniu na napój. Słodkie jak diabli. Ale smaczne. Chociaż chyba nie dotknie niczego słodkiego przez najbliższe dwa dni. Cóż, tyle dobrego że tematyki Walentynek nie będzie musiał dotykać przez najbliższy rok.
zt. x2
Wcześniej ostrzegał Ilyę, że zemści się na nim za niepowiedzenie od powrocie. Cały czas pamiętał o swojej groźbie i właśnie teraz nadarzyła się prawie idealna okazja do zrealizowania swojej obietnicy. Gdyby tylko zostawił przyjaciela samego z dziewczyną... Może przy odrobinie szczęścia nie musiałby zbierać jego zwłok z podłogi, a jedynie pomóc wyjść z lokalu, gdyby Ilya słaniał się na nogach, nie mogąc utrzymać się w pionie.
— Mogę zapytać ile tak właściwie macie lat?
Dziesięć i pół.
No może teraz nie wyglądał na tyle, ale kiedyś faktycznie tak kogoś nabrał, jednak wtedy specjalnie umalował się i przebrał w taki sposób, aby naprawdę przypominać dziecko. Teraz wolał już chyba nie ryzykować. Jeszcze mogłoby mu się zrobić przykro, gdyby nieznajoma naprawdę choć przez chwilę w to uwierzyła.
— Siedemnaście — odpowiedział, zerkając na Ilyę.
Nie był pewny co do miesiąca urodzenia przyjaciela. Często zapominał o urodzinach innych, dlatego zapisywał daty w komórce, ale przecież nie wyciągnie w tej chwili telefonu, żeby przekopywać się przez zapisane w nim notatki.
Bez słowa dał się pociągnąć do budki fotograficznej, zamierzając zwiać przed samym wejściem, jednak...
— Chwila, wracaj tutaj, gdz--
... Ilya właśnie wykonał plan, który Ivo obmyślał w głowie przez parę sekund.
O nie, czegoś takiego nie mógł odpuścić. Niech tylko dorwie w swoje ręce tego małego, cwanego, złośliwego...
— Godności to ja się pozbędę po tym, jak stąd wyjdę — powiedział, tym samym przyłapując się na tym, że już wcześniej zdecydował się na wykonanie zadania z karteczki. Co prawda, nie było ono szczytem marzeń, ale przecież robił już głupsze rzeczy w ramach zabawy.
Nacisnął guzik, uprzednio przysuwają się trochę bliżej do dziewczyny.
Trzy.
Spojrzał na kamerkę, przybierając na zmianę kilka różnych, dziwnych min. Nawet mimo odczuwania lekkiego skrępowania, musiał przyznać, że wygłupianie się w budce miało swój urok.
Dwa.
Mimowolnie spojrzał na dziewczynę, jakby chciał się upewnić, że nie tylko on sili się na miny godne klauna.
Jeden.
Nim ponownie odwrócił wzrok, rozległo się ciche klik informujące rozpoczęciu serii zdjęć.
Cóż, zamiast wyglądać na każdym zdjęciu niemal tak samo, ostatecznie na każdej odbitce Ivo został uwieczniony z różnorodną mimiką - od zaskoczenia wynikającego przyłapania go przez aparat na patrzenie się w stronę dziewczyny do rozbawienia i głupich min.
— Teraz chyba moja kolej na zbłaźnienie się. Chyba lepiej, żebyś tego nie oglądała — powiedział, gdy skończyło się robienie zdjęć, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
Wyszedł z budki, od razu namierzając trzy ofiary siedzące przy stoliku. Zebrał w sobie całą potrzebną odwagę i podszedł do nich, w myślach modląc się o to, żeby zebrane tutaj osoby zapomniały o nim jeszcze tego samego dnia. Bo mimo wszystko nie chciał być w szkole kojarzony z czymś takim.
Bez ostrzeżenia uwiesił się na chłopaku jedzącym kanapkę z szynką.
— Jezu, jak mogą tutaj coś takiego sprzedawać?! Czy ty wiesz, że to, co masz na kanapce, kiedyś oddychało?!
Przysunął się do następnej osoby, całkowicie ignorując to, że ta pierwsza omal nie zakrztusiła się przez niego.
— Jak możesz pozwalać mu to jeść?! Czy nikt już nie czyta badań na temat wegetarianizmu i cierpienia biednych zwierząt? Przejdźcie na wegetarianizm jak ja!
Puścił równie zaskoczoną dziewczynę, której z wrażenia najwyraźniej zaplątał się język. Doskoczył do towarzysza tamtej dwójki, nie zamierzając odpuszczać mu uczestnictwa w tym żenującym przedstawieniu.
— Co ty wyprawiasz? Pojebało cię, mło--
— Patrzysz na to i nie reagujesz? Piekło czeka na takich barbarzyńców jak wy! To okropne. Biedne zwierzęta... — Wyprostował się, zwracając chłopakowi jego przestrzeń osobistą. Odchrząknął, maskując chichot wzbierający mu się do gardle. — Dobra, nieważne, zapomnijcie. To ten... Smacznego trupa życzę i miłego dnia — odparł na pożegnanie, po czym odszedł od nich słysząc za sobą słowa obudzenia pod swoim adresem.
Zdecydowanie nie chciał się z tego tłumaczyć, dlatego po prostu odebrał darmowy napój, udając, że kompletnie nie widzi już tamtych ludzi, ani tych, którzy zwrócili na niego uwagę, gdy wykonywał swoje zadanie, i wzięli go na języki.
Kurde, ale to pyszne. Warto było.
Wyszedł z lokalu (z Liaison albo i bez, zależy czy dołączyła do niego, czy jednak wolała się już nie przyznawać do Ivo) i podszedł do przyjaciela.
— Już nigdy tu nie wrócę — zakomunikował, trzymając kubek z piciem niczym trofeum zdobyte na wojnie.
_____
Zadanie wykonane.Niczego nie żałuję.
— Mogę zapytać ile tak właściwie macie lat?
Dziesięć i pół.
No może teraz nie wyglądał na tyle, ale kiedyś faktycznie tak kogoś nabrał, jednak wtedy specjalnie umalował się i przebrał w taki sposób, aby naprawdę przypominać dziecko. Teraz wolał już chyba nie ryzykować. Jeszcze mogłoby mu się zrobić przykro, gdyby nieznajoma naprawdę choć przez chwilę w to uwierzyła.
— Siedemnaście — odpowiedział, zerkając na Ilyę.
Nie był pewny co do miesiąca urodzenia przyjaciela. Często zapominał o urodzinach innych, dlatego zapisywał daty w komórce, ale przecież nie wyciągnie w tej chwili telefonu, żeby przekopywać się przez zapisane w nim notatki.
Bez słowa dał się pociągnąć do budki fotograficznej, zamierzając zwiać przed samym wejściem, jednak...
— Chwila, wracaj tutaj, gdz--
... Ilya właśnie wykonał plan, który Ivo obmyślał w głowie przez parę sekund.
O nie, czegoś takiego nie mógł odpuścić. Niech tylko dorwie w swoje ręce tego małego, cwanego, złośliwego...
— Godności to ja się pozbędę po tym, jak stąd wyjdę — powiedział, tym samym przyłapując się na tym, że już wcześniej zdecydował się na wykonanie zadania z karteczki. Co prawda, nie było ono szczytem marzeń, ale przecież robił już głupsze rzeczy w ramach zabawy.
Nacisnął guzik, uprzednio przysuwają się trochę bliżej do dziewczyny.
Trzy.
Spojrzał na kamerkę, przybierając na zmianę kilka różnych, dziwnych min. Nawet mimo odczuwania lekkiego skrępowania, musiał przyznać, że wygłupianie się w budce miało swój urok.
Dwa.
Mimowolnie spojrzał na dziewczynę, jakby chciał się upewnić, że nie tylko on sili się na miny godne klauna.
Jeden.
Nim ponownie odwrócił wzrok, rozległo się ciche klik informujące rozpoczęciu serii zdjęć.
Cóż, zamiast wyglądać na każdym zdjęciu niemal tak samo, ostatecznie na każdej odbitce Ivo został uwieczniony z różnorodną mimiką - od zaskoczenia wynikającego przyłapania go przez aparat na patrzenie się w stronę dziewczyny do rozbawienia i głupich min.
— Teraz chyba moja kolej na zbłaźnienie się. Chyba lepiej, żebyś tego nie oglądała — powiedział, gdy skończyło się robienie zdjęć, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
Wyszedł z budki, od razu namierzając trzy ofiary siedzące przy stoliku. Zebrał w sobie całą potrzebną odwagę i podszedł do nich, w myślach modląc się o to, żeby zebrane tutaj osoby zapomniały o nim jeszcze tego samego dnia. Bo mimo wszystko nie chciał być w szkole kojarzony z czymś takim.
Bez ostrzeżenia uwiesił się na chłopaku jedzącym kanapkę z szynką.
— Jezu, jak mogą tutaj coś takiego sprzedawać?! Czy ty wiesz, że to, co masz na kanapce, kiedyś oddychało?!
Przysunął się do następnej osoby, całkowicie ignorując to, że ta pierwsza omal nie zakrztusiła się przez niego.
— Jak możesz pozwalać mu to jeść?! Czy nikt już nie czyta badań na temat wegetarianizmu i cierpienia biednych zwierząt? Przejdźcie na wegetarianizm jak ja!
Puścił równie zaskoczoną dziewczynę, której z wrażenia najwyraźniej zaplątał się język. Doskoczył do towarzysza tamtej dwójki, nie zamierzając odpuszczać mu uczestnictwa w tym żenującym przedstawieniu.
— Co ty wyprawiasz? Pojebało cię, mło--
— Patrzysz na to i nie reagujesz? Piekło czeka na takich barbarzyńców jak wy! To okropne. Biedne zwierzęta... — Wyprostował się, zwracając chłopakowi jego przestrzeń osobistą. Odchrząknął, maskując chichot wzbierający mu się do gardle. — Dobra, nieważne, zapomnijcie. To ten... Smacznego trupa życzę i miłego dnia — odparł na pożegnanie, po czym odszedł od nich słysząc za sobą słowa obudzenia pod swoim adresem.
Zdecydowanie nie chciał się z tego tłumaczyć, dlatego po prostu odebrał darmowy napój, udając, że kompletnie nie widzi już tamtych ludzi, ani tych, którzy zwrócili na niego uwagę, gdy wykonywał swoje zadanie, i wzięli go na języki.
Kurde, ale to pyszne. Warto było.
Wyszedł z lokalu (z Liaison albo i bez, zależy czy dołączyła do niego, czy jednak wolała się już nie przyznawać do Ivo) i podszedł do przyjaciela.
— Już nigdy tu nie wrócę — zakomunikował, trzymając kubek z piciem niczym trofeum zdobyte na wojnie.
_____
Zadanie wykonane.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Mar 01, 2020 11:05 am
Nie Mar 01, 2020 11:05 am
Jako, że mam Szeryden w innym temacie, to w sumie nie wiem, czy mogę zamknąć event ładnym, fabularnym postem, bo bilokacja na evencie brzmi dziwnie. Ale generalnie ZAŁÓŻMY, że na koniec wieczoru totalnie był jeszcze jeden mini koncercik i dużo gadki szmatki, podziękowań i takich tam. Może potem zedytuję ten post i to napiszę, lol. Wydarzenie jako takie zamykam, ale możecie jak najbardziej pisać sobie jeszcze w temacie, po prostu nie będzie już za to ani punkcików, ani nie znajdziecie wróżki w jej namiocie, a bariści oficjalnie kończą zmianę, sklepik się zamyka, towar będzie zdejmowany z półek etc., etc.
Nagradzanko:
• 1-3 posty - 1PR i 2PU (Jake, Ilya, Saturn, Javelin)
• 4-6 postów - 2PR i 3PU (Zero, Ryunosuke, Ethan, Ivo)
• 7-10 postów - 3PR i 4PU (Rene, Jaime, Chauncey, Hayden, Willow, Brenda Leilani)
• >10 (daję ogólnikowo, bo nikt nie napisał w sumie jakoś więcej niż bodajże 12 xD) postów - 4PR i 5PU (Finnegan, Chester, Sunzhong, Ian)
Dodatkowo Chauncey otrzymuje dodatkowe 2PR i 2PU za bycie super bubą i pełnienie roli baristy (w sumie 5PR i 6PU dla Czonszusia) <3
Wszystkie punkty macie już dopisane! UwU
Nagradzanko:
• 1-3 posty - 1PR i 2PU (Jake, Ilya, Saturn, Javelin)
• 4-6 postów - 2PR i 3PU (Zero, Ryunosuke, Ethan, Ivo)
• 7-10 postów - 3PR i 4PU (Rene, Jaime, Chauncey, Hayden, Willow, Brenda Leilani)
• >10 (daję ogólnikowo, bo nikt nie napisał w sumie jakoś więcej niż bodajże 12 xD) postów - 4PR i 5PU (Finnegan, Chester, Sunzhong, Ian)
Dodatkowo Chauncey otrzymuje dodatkowe 2PR i 2PU za bycie super bubą i pełnienie roli baristy (w sumie 5PR i 6PU dla Czonszusia) <3
Wszystkie punkty macie już dopisane! UwU
Ilya Russell
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Pią Mar 06, 2020 4:22 pm
Pią Mar 06, 2020 4:22 pm
Sam nie musiał udzielać odpowiedzi o wiek, przytaknął jedynie na słowa Ivo kiedy ten na niego zerknął. Nie chciał wchodzić w detale, że technicznie jest z grudnia i licznik mu się nadal nie przekrecił. Rocznikowo jest ok...
Zdradziecki plan, chwila ośmieszenia i Ilya wylądował na ławce przed kawiarnią starając się pozbierać. Nie było łatwo, twarz płonęła, a przyciśnięte do niej dłonie drgały lekko.
Za dużo ludzi. Pomimo faktu, iż zapewne niewiele osób go tam zrozumiało, na pewno przyciągnął uwagę...
Oddychał spokojnie powoli zbierając swoje rozrzucone kawałki dumy. Zabrał dłonie z twarzy i splótł palce ze osbą wbijając wzrok w swoje buty. Jednego był pewien.
Ilya spojrzał na swojego przyjaciela z nieskrywaną ulgą. Następnie zobaczył jego "trofeum". Ah...
- Też się popisałeś przed wszystkimi? Więc to o to toczyła się ta cała..."gra" - niemalże jęknął z zawodu i znów spuścił głowę kręcąc nią na boki. Takie poniżenie dla napoju?! Podniósł się z ławki.
- Zgadzam się, nigdy tu nie wracajmy...- mruknął i potarł kark dłonią nieco uciekając wzrokiem. No tak... - Jak poszły zdjęcia? - Spytał zerkając na Ivo niepewnie. Miał pewne swoje obawy, ale nie mogło być tak źle prawda?
Zdradziecki plan, chwila ośmieszenia i Ilya wylądował na ławce przed kawiarnią starając się pozbierać. Nie było łatwo, twarz płonęła, a przyciśnięte do niej dłonie drgały lekko.
Za dużo ludzi. Pomimo faktu, iż zapewne niewiele osób go tam zrozumiało, na pewno przyciągnął uwagę...
Oddychał spokojnie powoli zbierając swoje rozrzucone kawałki dumy. Zabrał dłonie z twarzy i splótł palce ze osbą wbijając wzrok w swoje buty. Jednego był pewien.
"Już nigdy tu nie wrócę"
Ilya spojrzał na swojego przyjaciela z nieskrywaną ulgą. Następnie zobaczył jego "trofeum". Ah...
- Też się popisałeś przed wszystkimi? Więc to o to toczyła się ta cała..."gra" - niemalże jęknął z zawodu i znów spuścił głowę kręcąc nią na boki. Takie poniżenie dla napoju?! Podniósł się z ławki.
- Zgadzam się, nigdy tu nie wracajmy...- mruknął i potarł kark dłonią nieco uciekając wzrokiem. No tak... - Jak poszły zdjęcia? - Spytał zerkając na Ivo niepewnie. Miał pewne swoje obawy, ale nie mogło być tak źle prawda?
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Kwi 05, 2020 7:48 pm
Nie Kwi 05, 2020 7:48 pm
Kiwnął prosto głową w zrozumieniu, choć przez ułamek sekundy w jego oczach pojawił sie błysk aprobaty. Pod niektórymi względami Saturn najzwyczajniej w świecie przypominał swoich rodziców. Były zawody, które w pełni szanował i takie, które uznawał za niegodne pewnych osób. Medycyna bez wątpienia nie bez przyczyny zasługiwała na miano zaszczytnej. Każdy szanował lekarzy. To właśnie oni przyczyniali się do ratowania ludzkich żyć w mniejszym bądź większym stopniu, nie wspominając już o odpowiedzialności, jaką dzierżyli we własnych dłoniach.
— Gdy będziesz miał dość, wsuń komiks pomiędzy stronice medycznej książki i usiądź tak, by inni nie mogli dostrzec, że poświęcasz się czemuś innemu. Tak długo, jak nie wpłynie to na twoje wyniki, jesteś całkowicie usprawiedliwiony — nawet jeśli twarz Cullinana pozostawala tak samo beznamiętna, oczy nieznacznie się ożywiły w ten przedziwny sposób, jakby uśmiechał się właśnie tylko i wyłącznie za ich pomocą. Wystarczyło jednak, że na chwilę przeniósł wzrok w bok, by wszystko to zniknęło bez śladu.
Kiwnął krótko głową na pożegnanie, nie zabierając już więcej głosu.
"No wreszcie."
Przesunął powoli wzrok w bok, zatrzymując go na twarzy O'Briena.
— Witaj Jake — przywitał go ze spokojem, wysłuchując w ciszy słowotoku, którym go obdarzył. To czy chłopak rzeczywiście był wcześniej u wróżki czy też nie, niewiele go interesowało. Czas, który sobie zagospodarował był na tyle ściśle określony, że kilka minut w jedną czy drugą stronę oddziaływał tylko i wyłącznie na innych. Na to ile czasu spędzą w jego towarzystwie. W końcu jemu i tak było wszystko jedno. Spełniał jedynie po raz pięćdziesięciotysięczny kolejną z zachcianek swojego brata.
— Zakupy? — spojrzał z wyraźnym zwątpieniem dookoła. Podczas gdy Mercury z łatwością wyzbywał się luksusu i dostosowywał do Alana, by zapoznać się z wieloma stopniami zamożności, jego bliźniak należał do przeciwnej grupy. A patrząc na wystrój wokół szczerze wątpił, by mógł tu dostać cokolwiek co choć odrobinę by go zainteresowało. Zwłaszcza, że nawet chodząc przez sklepy na południu, mógłby wyliczyć podobne rzeczy na palcach jednej ręki.
— Kawa wystarczy. W kwestii przepowiedni nie będę w stanie uraczyć cię żadną poradą, jako że temat ten jest mi całkowicie obcy — oto pojawiła się ta sama bariera, którą stawiał za każdym razem, gdy znajdował się w bardziej kłopotliwym towarzystwie. Sposób jego wypowiedzi potrafił się zmienić diametralnie w przeciągu kilku minut, a nawet mniej - w końcu jeszcze chwilę temu rozmawiał z Lesliem całkowicie normalnie.
— Jeśli pozwolisz — rzucił uprzejmie, nie czekając na faktycznepozwolenie. Zamiast tego uniósł nieznacznie głowę ku górze, ruszając w stronę kawiarni, by mimo wszystko ustawić się w kolejce.
Small-talk, Saturn. Pamiętaj. To Excelsior.
Zwrócił się w kierunku Jake'a, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok.
— Skąd pomysł na uczestnictwo akurat w tym wydarzeniu?
I czemu w moim towarzystwie.
Tego rzecz jasna już nie dodał.
— Gdy będziesz miał dość, wsuń komiks pomiędzy stronice medycznej książki i usiądź tak, by inni nie mogli dostrzec, że poświęcasz się czemuś innemu. Tak długo, jak nie wpłynie to na twoje wyniki, jesteś całkowicie usprawiedliwiony — nawet jeśli twarz Cullinana pozostawala tak samo beznamiętna, oczy nieznacznie się ożywiły w ten przedziwny sposób, jakby uśmiechał się właśnie tylko i wyłącznie za ich pomocą. Wystarczyło jednak, że na chwilę przeniósł wzrok w bok, by wszystko to zniknęło bez śladu.
Kiwnął krótko głową na pożegnanie, nie zabierając już więcej głosu.
"No wreszcie."
Przesunął powoli wzrok w bok, zatrzymując go na twarzy O'Briena.
— Witaj Jake — przywitał go ze spokojem, wysłuchując w ciszy słowotoku, którym go obdarzył. To czy chłopak rzeczywiście był wcześniej u wróżki czy też nie, niewiele go interesowało. Czas, który sobie zagospodarował był na tyle ściśle określony, że kilka minut w jedną czy drugą stronę oddziaływał tylko i wyłącznie na innych. Na to ile czasu spędzą w jego towarzystwie. W końcu jemu i tak było wszystko jedno. Spełniał jedynie po raz pięćdziesięciotysięczny kolejną z zachcianek swojego brata.
— Zakupy? — spojrzał z wyraźnym zwątpieniem dookoła. Podczas gdy Mercury z łatwością wyzbywał się luksusu i dostosowywał do Alana, by zapoznać się z wieloma stopniami zamożności, jego bliźniak należał do przeciwnej grupy. A patrząc na wystrój wokół szczerze wątpił, by mógł tu dostać cokolwiek co choć odrobinę by go zainteresowało. Zwłaszcza, że nawet chodząc przez sklepy na południu, mógłby wyliczyć podobne rzeczy na palcach jednej ręki.
— Kawa wystarczy. W kwestii przepowiedni nie będę w stanie uraczyć cię żadną poradą, jako że temat ten jest mi całkowicie obcy — oto pojawiła się ta sama bariera, którą stawiał za każdym razem, gdy znajdował się w bardziej kłopotliwym towarzystwie. Sposób jego wypowiedzi potrafił się zmienić diametralnie w przeciągu kilku minut, a nawet mniej - w końcu jeszcze chwilę temu rozmawiał z Lesliem całkowicie normalnie.
— Jeśli pozwolisz — rzucił uprzejmie, nie czekając na faktycznepozwolenie. Zamiast tego uniósł nieznacznie głowę ku górze, ruszając w stronę kawiarni, by mimo wszystko ustawić się w kolejce.
Small-talk, Saturn. Pamiętaj. To Excelsior.
Zwrócił się w kierunku Jake'a, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok.
— Skąd pomysł na uczestnictwo akurat w tym wydarzeniu?
I czemu w moim towarzystwie.
Tego rzecz jasna już nie dodał.
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Kwi 26, 2020 9:48 pm
Nie Kwi 26, 2020 9:48 pm
― Zakupy — potwierdził. Pamiętał, że kiedy obmyślał z Mercurym podstępny plan wyciągnięcia Saturna z domu, czarnowłosy obiecał białowłosemu, że będą szlajać się po jakichś sklepach. ― Niekoniecznie w tym miejscu. Wątpię, żeby mieli tu obecnie cokolwiek poza walentynkowymi bibelotami — dodał, zupełnie jakby w tej chwili czytał w myślach Blacka. Oczywiście nie musiał tego robić – sam nie był fanem tanich rzeczy. To miejsce było jedynie wstępnym punktem zaczepienia i nic nie stało na przeszkodzie, by w każdej chwili mieli możliwość zmiany miejsca spotkania. Białe Porsche wiernie czekało na swojego właściciela na miejscu parkingowym.
O'Brien pozostawił jednak decyzję Cullinanowi. Skoro już wziął udział w tym wymuszonym spotkaniu, dobrze było odsunąć własne zachcianki na bok, by jego towarzysz poczuł się choć trochę dobrze. Jake i tak przede wszystkim był zadowolony z tego, że w pewnym sensie dopiął swego.
― Niech będzie kawa. Rzecz jasna, jako inicjator tego spotkania – ja stawiam — uprzedził, wyginając kąciki ust w uśmiechu. Wzrok, którym obrzucił jasnowłosego, zdecydowanie nie miał zamiaru znieść żadnego sprzeciwu. Nalegał i – według przyjętych przez niego norm – tak po prostu wypadało. ― Spokojnie. Nie musisz być specjalistą w kwestii przepowiedni. Wystarczy, że rozumiesz samego siebie, a jestem przekonany, że w tej dziedzinie jesteś jedynym mistrzem. — Nie czuł się zrażony postawioną przez chłopaka barierą. Gdy już mieli zasiąść przy stoliku, prawdopodobnie i tak zamierzał poruszyć ten temat – chociażby z czystej ciekawości. Możliwe, że zakładał, że Sat może uciąć temat, jednak nawet taka reakcja mogła zawierać w sobie jakąś małą informację na jego temat. Nie spodziewał się, że już dziś dostanie go całego na talerzu – być może dlatego Raven podjął się tego ryzyka.
A może było jeszcze wiele innych powodów.
Kiwnął głową i ruszył za Blackiem w stronę budynku. Gdy tylko znaleźli się w środku, nie był zaskoczony ilością osób, które oblegały to miejsce. Bądź co bądź, wieść o wydarzeniu rozgłaszano już co najmniej tydzień wcześniej. Miał tylko nadzieję, że nikt z tu obecnych nie miał zamiaru się im naprzykrzać. Co prawda, nie było łatwo przeoczyć w tłumie dwóch tak postawnych i kojarzonych sylwetek, ale istniała szansa, że w duecie bardziej onieśmielali otaczających ich ludzi.
― Właściwie sama okazja nie ma żadnego znaczenia. Ale z drugiej strony ilość zaproszeń na dzisiejszy dzień, uświadomiła mi, że już wolę wyjść gdzieś z kimś, kim przynajmniej jestem zainteresowany — odparł tak lekko, jakby zupełnie nie przeszkadzało mu, że ledwo się znali. Podczas, gdy Saturn szczędził słowa, O'Brien chyba znacznie bardziej wolał stawiać sprawy jasno. ― Poza tym zawsze trzeba spróbować czegoś nowego, choć nie wiem, czy zostanę fanem tych klimatów. — Przesunął wzrokiem po ćwierkających dookoła parach.
O'Brien pozostawił jednak decyzję Cullinanowi. Skoro już wziął udział w tym wymuszonym spotkaniu, dobrze było odsunąć własne zachcianki na bok, by jego towarzysz poczuł się choć trochę dobrze. Jake i tak przede wszystkim był zadowolony z tego, że w pewnym sensie dopiął swego.
― Niech będzie kawa. Rzecz jasna, jako inicjator tego spotkania – ja stawiam — uprzedził, wyginając kąciki ust w uśmiechu. Wzrok, którym obrzucił jasnowłosego, zdecydowanie nie miał zamiaru znieść żadnego sprzeciwu. Nalegał i – według przyjętych przez niego norm – tak po prostu wypadało. ― Spokojnie. Nie musisz być specjalistą w kwestii przepowiedni. Wystarczy, że rozumiesz samego siebie, a jestem przekonany, że w tej dziedzinie jesteś jedynym mistrzem. — Nie czuł się zrażony postawioną przez chłopaka barierą. Gdy już mieli zasiąść przy stoliku, prawdopodobnie i tak zamierzał poruszyć ten temat – chociażby z czystej ciekawości. Możliwe, że zakładał, że Sat może uciąć temat, jednak nawet taka reakcja mogła zawierać w sobie jakąś małą informację na jego temat. Nie spodziewał się, że już dziś dostanie go całego na talerzu – być może dlatego Raven podjął się tego ryzyka.
A może było jeszcze wiele innych powodów.
Kiwnął głową i ruszył za Blackiem w stronę budynku. Gdy tylko znaleźli się w środku, nie był zaskoczony ilością osób, które oblegały to miejsce. Bądź co bądź, wieść o wydarzeniu rozgłaszano już co najmniej tydzień wcześniej. Miał tylko nadzieję, że nikt z tu obecnych nie miał zamiaru się im naprzykrzać. Co prawda, nie było łatwo przeoczyć w tłumie dwóch tak postawnych i kojarzonych sylwetek, ale istniała szansa, że w duecie bardziej onieśmielali otaczających ich ludzi.
― Właściwie sama okazja nie ma żadnego znaczenia. Ale z drugiej strony ilość zaproszeń na dzisiejszy dzień, uświadomiła mi, że już wolę wyjść gdzieś z kimś, kim przynajmniej jestem zainteresowany — odparł tak lekko, jakby zupełnie nie przeszkadzało mu, że ledwo się znali. Podczas, gdy Saturn szczędził słowa, O'Brien chyba znacznie bardziej wolał stawiać sprawy jasno. ― Poza tym zawsze trzeba spróbować czegoś nowego, choć nie wiem, czy zostanę fanem tych klimatów. — Przesunął wzrokiem po ćwierkających dookoła parach.
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Czw Kwi 30, 2020 11:42 am
Czw Kwi 30, 2020 11:42 am
"Zakupy."
Jeszcze to potwierdził. Mimo że mina Saturna nie zmieniła się w żaden sposób, fakt że spojrzał na zegarek był wystarczająco wymowny. Nie miał czasu na takie pierdoły. Pomijając, że nienawidził tych zatłoczonych centrów handlowych, przekrzykujących się ludzi przez których po pięciu minutach pękała mu głowa i smrodu wymieszanych ze sobą materiałów ubrań, jak i perfum którymi wypsikała się obsługa danego dnia. Rzecz jasna wiedział, że w niektórych przypadkach były one konieczne i potrafił się na nie zdecydować…
… albo raczej był na nie wyciągany siłą przez Mercury'ego.
— Może kiedy indziej — rzucił wymijająco, nie dając tym samym żadnej deklaracji. Nie zaprotestował też na opcję stawiania mu kawy, jedynie wzruszając ramionami. Kilka dolarów było dla niego równie mało znaczące co kilka centów.
"Wystarczy, że rozumiesz samego siebie, a jestem przekonany, że w tej dziedzinie jesteś jedynym mistrzem."
— Powiedzmy — mógłby dodać do grupy rozumiejących go osób jeszcze kogoś, ale nie powiedział tego na głos. Stojąc w kolejce słuchał Jake'a, nie patrząc w jego stronę, lecz skupiając się na menu, by zlokalizować cokolwiek co mogłoby do niego trafić.
— Dziwne, zawsze sądziłem że ludzie wolą spędzać czas w towarzystwie ludzi, którzy odwzajemniają ich zainteresowanie — powiedział spokojnie, obracając się w końcu łaskawie w jego stronę. Z drugiej strony być może O'Brien pasował po prostu do grupy zdobywców. Nie lubił łatwych celów, wolał wybierać te trudne, które nie odwzajemniały jego względów, by móc się potem pochwalić jak to nawet najbardziej zatwardziałe jednostki ulegały jego zajebistości. Wrócił uwagą do tablicy.
— Iced Vanilla Latte z syropem malinowym. Ty coś wybrałeś? — czy potrzebujesz jeszcze chwili na zasypanie mnie kilkoma kolejnymi informacjami czy pytaniami na które nie otrzymasz odpowiedzi? Gdyby Saturn wypowiadał wszystkie swoje myśli na głos, zapewne byłby dla innych dużo ciekawszą personą. Chamską, ale ciekawszą. Jednocześnie, gdyby nie pozycja jego rodziny, pewnie wcale nie odpowiadałby innym i miał ich głęboko gdzieś. Tak przynajmniej faktycznie coś z siebie wykrzesał, by zachować choć pozory dobrego wychowania.
Jeszcze to potwierdził. Mimo że mina Saturna nie zmieniła się w żaden sposób, fakt że spojrzał na zegarek był wystarczająco wymowny. Nie miał czasu na takie pierdoły. Pomijając, że nienawidził tych zatłoczonych centrów handlowych, przekrzykujących się ludzi przez których po pięciu minutach pękała mu głowa i smrodu wymieszanych ze sobą materiałów ubrań, jak i perfum którymi wypsikała się obsługa danego dnia. Rzecz jasna wiedział, że w niektórych przypadkach były one konieczne i potrafił się na nie zdecydować…
… albo raczej był na nie wyciągany siłą przez Mercury'ego.
— Może kiedy indziej — rzucił wymijająco, nie dając tym samym żadnej deklaracji. Nie zaprotestował też na opcję stawiania mu kawy, jedynie wzruszając ramionami. Kilka dolarów było dla niego równie mało znaczące co kilka centów.
"Wystarczy, że rozumiesz samego siebie, a jestem przekonany, że w tej dziedzinie jesteś jedynym mistrzem."
— Powiedzmy — mógłby dodać do grupy rozumiejących go osób jeszcze kogoś, ale nie powiedział tego na głos. Stojąc w kolejce słuchał Jake'a, nie patrząc w jego stronę, lecz skupiając się na menu, by zlokalizować cokolwiek co mogłoby do niego trafić.
— Dziwne, zawsze sądziłem że ludzie wolą spędzać czas w towarzystwie ludzi, którzy odwzajemniają ich zainteresowanie — powiedział spokojnie, obracając się w końcu łaskawie w jego stronę. Z drugiej strony być może O'Brien pasował po prostu do grupy zdobywców. Nie lubił łatwych celów, wolał wybierać te trudne, które nie odwzajemniały jego względów, by móc się potem pochwalić jak to nawet najbardziej zatwardziałe jednostki ulegały jego zajebistości. Wrócił uwagą do tablicy.
— Iced Vanilla Latte z syropem malinowym. Ty coś wybrałeś? — czy potrzebujesz jeszcze chwili na zasypanie mnie kilkoma kolejnymi informacjami czy pytaniami na które nie otrzymasz odpowiedzi? Gdyby Saturn wypowiadał wszystkie swoje myśli na głos, zapewne byłby dla innych dużo ciekawszą personą. Chamską, ale ciekawszą. Jednocześnie, gdyby nie pozycja jego rodziny, pewnie wcale nie odpowiadałby innym i miał ich głęboko gdzieś. Tak przynajmniej faktycznie coś z siebie wykrzesał, by zachować choć pozory dobrego wychowania.
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Pią Maj 01, 2020 11:38 am
Pią Maj 01, 2020 11:38 am
— Może kiedy indziej.
To zawsze lepsza odpowiedź niż „nigdy”. Trudno było nie zauważyć przebłysku satysfakcji na twarzy Jake'a, nawet jeśli było to dość naiwne nastawienie z jego strony. Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy Cullinan decydował się na wyjście z nim – nic nie stało na przeszkodzie, by wierzyć, że trafią się następne okazje.
― Jest w tym jakaś prawda. Poza tym, że zazwyczaj nie ma się możliwości spędzenia czasu z kimś, kto nie odwzajemnia twojego zainteresowania. Nie sądzę, żebyś był szczególnie zmuszany do tego, żeby tu przyjść. A jeśli masz wątpliwości co do wydźwięku tego spotkania, nie jestem tu po to, żeby reprezentować sprawy mojej rodziny — wyjaśnił, przemykając wzrokiem po oświetlonych tablicach oferujących kawy w najróżniejszych smakach. Skupienie na jego twarzy było nieadekwatne do wyboru przyszłego napoju, co mogło świadczyć tylko o tym, że w tej chwili zastanawiał się nad czymś zupełnie innym.
Potarł podbródek ręką; był nieświadomy tego gestu. Zapytany o wybór, szybko wrócił na ziemię.
― Tak, tak — odpowiedział jedynie. Już za chwilę miało się okazać, że zamierzał kupić zwyczajne espresso. Ogromny wybór sprawiał, że ta decyzja była co najmniej dziwna, ale nie był zwolennikiem kolorowych i zapewne przesłodzonych napojów. ― Co chciałem powiedzieć, to nie musiałeś przychodzić tu, by zadowolić Mercury'ego. Z drugiej strony nie wydaje mi się, żebyś był kompletnie niezdolny do odmawiania mu. — Próbował znaleźć jakiś sens w przybyciu Blacka na spotkanie. Nie zamierzał jednak snuć własnych teorii co do tego, co naprawdę skłoniło białowłosego do spędzenia czasu w jego towarzystwie, biorąc pod uwagę, że zarzekał się, że nie podzielał jego zachowania. O'Brien najwidoczniej nadal miał zamiar zasypywać go informacjami i czekać na to, aż chłopak sam zdecyduje się wyjawić mu wszystkie niedopowiedzenia tej sytuacji.
W międzyczasie kolejka zdążyła posunąć się do przodu, a kiedy znaleźli się przy kasie, złożył zamówienie, opłacił je i wskazał kasjerowi wolny stolik, do którego należało dostarczyć zamówienie. Był to też znak dla samego Saturna, by udać się w tamtą stronę. Szybko, zanim wszystkie krążące tu sępy postanowią zrezygnować z zamówienia na wynos. Zdjął z siebie kurtkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła, zaraz zajmując miejsce przy okrągłym stoliku.
To zawsze lepsza odpowiedź niż „nigdy”. Trudno było nie zauważyć przebłysku satysfakcji na twarzy Jake'a, nawet jeśli było to dość naiwne nastawienie z jego strony. Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy Cullinan decydował się na wyjście z nim – nic nie stało na przeszkodzie, by wierzyć, że trafią się następne okazje.
― Jest w tym jakaś prawda. Poza tym, że zazwyczaj nie ma się możliwości spędzenia czasu z kimś, kto nie odwzajemnia twojego zainteresowania. Nie sądzę, żebyś był szczególnie zmuszany do tego, żeby tu przyjść. A jeśli masz wątpliwości co do wydźwięku tego spotkania, nie jestem tu po to, żeby reprezentować sprawy mojej rodziny — wyjaśnił, przemykając wzrokiem po oświetlonych tablicach oferujących kawy w najróżniejszych smakach. Skupienie na jego twarzy było nieadekwatne do wyboru przyszłego napoju, co mogło świadczyć tylko o tym, że w tej chwili zastanawiał się nad czymś zupełnie innym.
Potarł podbródek ręką; był nieświadomy tego gestu. Zapytany o wybór, szybko wrócił na ziemię.
― Tak, tak — odpowiedział jedynie. Już za chwilę miało się okazać, że zamierzał kupić zwyczajne espresso. Ogromny wybór sprawiał, że ta decyzja była co najmniej dziwna, ale nie był zwolennikiem kolorowych i zapewne przesłodzonych napojów. ― Co chciałem powiedzieć, to nie musiałeś przychodzić tu, by zadowolić Mercury'ego. Z drugiej strony nie wydaje mi się, żebyś był kompletnie niezdolny do odmawiania mu. — Próbował znaleźć jakiś sens w przybyciu Blacka na spotkanie. Nie zamierzał jednak snuć własnych teorii co do tego, co naprawdę skłoniło białowłosego do spędzenia czasu w jego towarzystwie, biorąc pod uwagę, że zarzekał się, że nie podzielał jego zachowania. O'Brien najwidoczniej nadal miał zamiar zasypywać go informacjami i czekać na to, aż chłopak sam zdecyduje się wyjawić mu wszystkie niedopowiedzenia tej sytuacji.
W międzyczasie kolejka zdążyła posunąć się do przodu, a kiedy znaleźli się przy kasie, złożył zamówienie, opłacił je i wskazał kasjerowi wolny stolik, do którego należało dostarczyć zamówienie. Był to też znak dla samego Saturna, by udać się w tamtą stronę. Szybko, zanim wszystkie krążące tu sępy postanowią zrezygnować z zamówienia na wynos. Zdjął z siebie kurtkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła, zaraz zajmując miejsce przy okrągłym stoliku.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach