▲▼
____ ─ Czasem trzeba sobie odmówić w jeden specjalny dzień, gdy na co dzień sobie pozwalasz. ─ zaśmiał się.
____ Tak po prawdzie Chauncey też nie mógł zjeść czegokolwiek, co stało na wystawie. Wszystko z tych wypieków wyglądało nieziemsko, natomiast on jako wegetarianin musiał uważać na żelatynę, a ciastek z kremem tu nie brakowało. Oczywiście nie umrze od zjedzenia jednego niewegańskiego ciacha. Chyba, że go sumienie zabije.
____ ─ A nie masz żadnego? ─ zapytał autentycznie zdziwiony, unosząc brew. Może umknęło mu niezaobserwowanie jednego z tysiąca swoich znajomych. ─ Chauncey Atwater na Twitterze… Albo chaunceyxatwater na Instagramie, co wolisz.____ Chester miał już +10 do frustracji, gdy Redems po raz dwumilionowy w ciągu ostatnich dwóch tygodni wykazał się absolutnym brakiem śmieszkowatości. Czy on sobie za punkt honoru postanowił, że stary człowiek i nie może? Chester żeby nie musieć się powtarzać w nieskończoność, będzie musiał go upić i zaprowadzić do salonu tatuażu, żeby mu wydziarano na dupie „pan maruda [...]”. Niech teraz uważa na alkohol za te wszystkie boomerskie teksty. Zrobił dłonią złożoną w dzióbek „bla, bla”, co będzie mu tłumaczył własne żarty.
____ ─ No właśnie bullshit, nie po to się tak stroiłem, żeby nikt mnie nie zauważał. ─ obruszył się, odkopując swoją kawę spod Mount Everest bitej śmietany. ─ Oczywiście, że ja! Ale sądzisz, że bardziej album czy taka tablica na przykład? Chyba to pierwsze, no nie?
____ Po co on jeszcze pytał, Hayden głowę mu urywał za skarpetkę na podłodze, a co dopiero za zastawiającą w chuj miejsca w mieszkaniu tablicę.____ Kurła no. Trzeba przyznać, że powoli robił się coraz starszy, ale tego debila na jego kolanach też się to tyczyło, nie było ucieczki! Poza tym, Hayden po prostu czuł się przytłamszony całym tym różowym dookoła, serduszkami, balonikami, truskawkami i jakimiś ukukulasami na scenie. Jesus. A mogli iść do normalnej kawiarenki, to dał się namówić na coś takiego. Jeszcze to futro.
____ Kichnął i potarł nos. Widocznie już dostało się do jego nosa, bo na chusteczce było różowe włosie, otoczone smarkiem.
____ ─ Łał. Zapuszcza korzenie. I tak, album. Nie mamy miejsca na tablicę. ─ no oczywiście. Na tę odpowiedź Chester chyba wydłubie sobie oczy. Ale kurde, no przecież album był lepszy. Trwalszy, mniejszy i bardziej cozy, więc nie powinien się rzucać o taką pierdołę. ─ Nie próbuj. Nie! Nie wykręcaj oczu!____ Chester miał dopiero dwadzieścia trzy lata, podczas gdy Redemsowi na licznik wskoczyło dwadzieścia sześć. Bliżej trzydziestki niż dalej! A powszechnie wiadomo, że rok przed trzydziechą należy spisać testament i przepisać wszystko na swojego Chestera. 6-ego grudnia 2029 roku będzie planowany pogrzeb, tylko niech się Hayden wyrobi z obrączką, bo inaczej nie owdowi Chessa. Chyba, że jego nieoświadczanie się to sprytny sposób na niedanie mu po śmierci ani grosza, najskąpszy sugar daddy Riverdale City!
____ ─ Fuj, Gayden… ─ wykrzywił się, wyciągając dla niego jeszcze jedną chusteczkę w Winnie the Pooh z kieszeni. Na różowego gluta potrzeba podwójnej amunicji. ─ Nie próbowałem. Ale w dużym formacie ten album, co nie? Na takim maleńkim nie miałbym się czym popisać.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
Nie Lut 09, 2020 7:54 pm
First topic message reminder :
Rzecz jasna nazwana po tytule singla organizatorki imprezy, który swoją drogą można tu zakupić. Nastrojowe przygaszone światła, białe ażurowe krzesła, przeszklone stoły, bogate menu i wprawieni bariści, którzy wyczarują wszystko, a nawet zapiszą na twoim rachunku specjalny komplement! Ceny wahają się od 2 do nawet 6 dolarów za napój w zależności od rozmiaru, rodzaju et cetera, a w wypadku zamówienia na wynos - za własny kubek oferujemy 10% zniżki, choć mimo wszystko wolelibyśmy, gdybyś u nas trochę zabawił i odsapnął z lub i bez swojej drugiej połówki. Oferujemy także ciasta, gofry na słodko i wytrawne oraz kanapki.
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Pod jedną ze ścian znajduje się fotobudka w stylu japońskich Purikur, gdzie możecie strzelić sobie przeurocze zdjęcia i ozdobić je nalepkami, filtrami, napisami i toną innych efektów. Zdjęcia drukowane na miejscu w zestawie 10 sztuk (5 zdjęć po dwie kopie każde).
Zanadto kawiarnię i całe wydarzenie oficjalnie otworzy koncert Sheridan Paige, odbywający się na niewielkiej scenie w rogu lokalu. (Oczywiście zajmie mi to tylko jakiś jeden-dwa posty, bo z poprzednich eventów wiem, jak słabo się pisze koncerty, więc możecie sobie pisać w tle między sobą jak chcecie albo coś tam poatencjować, a ja to załatwię dla formalności.)
Chauncey Atwater
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 18, 2020 3:13 pm
Wto Lut 18, 2020 3:13 pm
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 18, 2020 3:31 pm
Wto Lut 18, 2020 3:31 pm
Hayden Redems
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 18, 2020 5:30 pm
Wto Lut 18, 2020 5:30 pm
Chciał coś w zamian? To się nie zdarzało zbyt często. No proszę, czyżby Rene w końcu zaczynał wychodzić spod swojego klosza i przyznawać, że też ma jakieś potrzeby? Nawet jeśli pewnie daleko im było do tych typowych dla innych nastolatków. W końcu sprawdzał jego przestrzeń pod łóżkiem to wiedział! Chyba, że rudowłosy był na tyle cwany by trzymać wszystko w zakładkach incognito. Kiedyś przejrzy jego zwykłą historię.
Kompletnie zapomniał o zasadzie 'nie zgadzaj się, dopóki nie dowiesz się o co chodzi'. Przy rudowłosym jego czujność zawsze skakała jednak w dziwny, trudny do zrozumienia sposób. Najpierw zachowywał się jakby był gotów za nim ślepo podążać przepełniony bezgranicznym zaufaniem, a w następnym momencie patrzył na wszystko spode łba, gotów zanegować każde słowo.
Teraz zaaferowany zadaniem skupiał się głównie na tym, by nie wkopać się z faktem, że wszystko wymyślił. Gorzej jak potem będzie się musiał z tego tłumaczyć. Może na serio poszuka pracy na południu? Byle nie w host clubie. Mieli w ogóle coś takiego?
Pewnie tak. W końcu świat był dziwny. Będzie musiał się zorientować.
No w porządku, jak mnie odwiedzisz w moim lokalu na południu to czemu nie.
Kompletnie zapomniał o zasadzie 'nie zgadzaj się, dopóki nie dowiesz się o co chodzi'. Przy rudowłosym jego czujność zawsze skakała jednak w dziwny, trudny do zrozumienia sposób. Najpierw zachowywał się jakby był gotów za nim ślepo podążać przepełniony bezgranicznym zaufaniem, a w następnym momencie patrzył na wszystko spode łba, gotów zanegować każde słowo.
Teraz zaaferowany zadaniem skupiał się głównie na tym, by nie wkopać się z faktem, że wszystko wymyślił. Gorzej jak potem będzie się musiał z tego tłumaczyć. Może na serio poszuka pracy na południu? Byle nie w host clubie. Mieli w ogóle coś takiego?
Pewnie tak. W końcu świat był dziwny. Będzie musiał się zorientować.
Jeszcze w domu mógł się wycofać z obietnicy danej matce i poprosić Iana o załatwienie sprawy, ale stojąc teraz przed drzwiami kawiarni, zdał sobie sprawę, że już za późno na odwrót. W końcu nie po to zdecydował się wyjść z zewnątrz, przy okazji wyciągając Ilyę, żeby zrezygnować prawie na samym końcu.
— Bierzesz coś do picia albo jedzenia? — zapytał, pchając drzwi i wchodząc do środka.
Od razu poczuł zapach kawy i przeróżnych łakoci. I pewnie w innym dniu od razu zechciałby spróbować czegoś dobrego, ale dzisiaj zdecydowanie wolał unikać wszystkiego co słodkie. Wystarczyło, że widok mizdrzących się do siebie par, podnosił mu jedzenie do gardła. Jasne, tolerował okazywanie sobie uczuć w miejscach publicznych, o ile ograniczało się to do trzymania rąk lub czegoś, co nie przekraczało granicy dobrego smaku. Niestety, sporo ludzi najwyraźniej myślało, że w walentynki wszyscy przymykają oczy ona pary wyglądające niczym zbiorowisko glonojadów.
Ustawił się w kolejce.
— Masz dzisiaj jakieś plany? — zapytał, znudzonym wzrokiem przesuwając po ludziach.
Czy ja dobrze widzę?
Zmrużył oczy, przyglądając się jednej osobie. No pięknie, brata się tutaj nie spodziewał! W pierwszym odruchu chciał podejść i zagadać, ale szybko zorientował się, że Ian nie jest sam. Był z nim Rene! Blondyn od razu przypomniał sobie pierwsze i drugie spotkanie z tym chłopakiem. Cóż, chyba obecność Ivo z jakiegoś powodu nie działała na rudego zbyt dobrze, dlatego Nixon zrezygnował z pomysłu przywitania się. Odwrócił wzrok, skupiając go teraz na przyjacielu.
— Kto w ogóle wymyślił takie durne święto. Przez nie kolejki robią się kilometrowe...
— Bierzesz coś do picia albo jedzenia? — zapytał, pchając drzwi i wchodząc do środka.
Od razu poczuł zapach kawy i przeróżnych łakoci. I pewnie w innym dniu od razu zechciałby spróbować czegoś dobrego, ale dzisiaj zdecydowanie wolał unikać wszystkiego co słodkie. Wystarczyło, że widok mizdrzących się do siebie par, podnosił mu jedzenie do gardła. Jasne, tolerował okazywanie sobie uczuć w miejscach publicznych, o ile ograniczało się to do trzymania rąk lub czegoś, co nie przekraczało granicy dobrego smaku. Niestety, sporo ludzi najwyraźniej myślało, że w walentynki wszyscy przymykają oczy ona pary wyglądające niczym zbiorowisko glonojadów.
Ustawił się w kolejce.
— Masz dzisiaj jakieś plany? — zapytał, znudzonym wzrokiem przesuwając po ludziach.
Czy ja dobrze widzę?
Zmrużył oczy, przyglądając się jednej osobie. No pięknie, brata się tutaj nie spodziewał! W pierwszym odruchu chciał podejść i zagadać, ale szybko zorientował się, że Ian nie jest sam. Był z nim Rene! Blondyn od razu przypomniał sobie pierwsze i drugie spotkanie z tym chłopakiem. Cóż, chyba obecność Ivo z jakiegoś powodu nie działała na rudego zbyt dobrze, dlatego Nixon zrezygnował z pomysłu przywitania się. Odwrócił wzrok, skupiając go teraz na przyjacielu.
— Kto w ogóle wymyślił takie durne święto. Przez nie kolejki robią się kilometrowe...
Ilya Russell
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 18, 2020 9:50 pm
Wto Lut 18, 2020 9:50 pm
W końcu nadszedł ten dzień, początkowo gdy zaoferował swoją pomoc nie do końca był świadom tego co robi, albo po prostu nie brał wszystkich okoliczności pod uwagę, a sam fakt spędzenia dnia w towarzystwie przyjaciela jakoś to wszystko przysłaniał. Problemem okazali się ludzie. Ludzie w dużych ilościach. Przyklejeni do siebie i przeciskających się obok siebie. Co jakiś czas zdarzało się mu na kogoś wpaść, przez co jego system ostrzegawczy szalał na każdy możliwy sposób. Przenośna konsola i obecność Ivo nieco łagodziła ten fakt, ale wyglądało jakby Ilya pobladł na twarzy co jakiś czas zaciskając usta w wąską linie. DA RADĘ. Czego się nie robi dla ciastek?
Zatrzymali się przed kawiarnią gdzie chyba jedynie w jakimś dziwnym impulsie zgarnęli jakieś karteczki z ... zadaniami.
Pamiętacie stwierdzenie o ciastkach? NAWET CIASTKA NIE MAJĄ TAKIEJ MOCY. Ilya pokręcił głową w odpowiedzi na pytanie i schował karteczkę do kieszeni płaszcza.
- Nie myślałem o tym, raczej rzucę okiem na to i ... - Zerknął ponad ramieniem przyjaciela na tłum w środku. - ..i postaram się nie umrzeć. A ty?.
Podążył za przyjacielem raczej skupiając się tym by jak najskuteczniej uniknąć kontaktu fizycznego ze wszystkimi dookoła. Ustawił się obok przyjaciela.
-Ten wypad był moim jedynym planem na dziś, później zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Już w gruncie rzeczy rozrzuciłem zawartość toreb na odpowiadające je miejsce więc, nie jest źle. - Widząc reakcję Ivo sam podążył śladem jego spojrzenia próbując znaleźć to co przyciągnęło jego uwagę. Zamrugał kilka razy momentalnie prowadząc linie z punktu A do punktu B. Więc to o to chodziło.
-Kolejki, kolejkami, ale są też jakieś plusy. Ciasteczka, inaczej to wszystko nie byłoby warte swojej ceny
Zdobyta niedawno karteczka dalej ciążyła mu w kieszeni.
Zatrzymali się przed kawiarnią gdzie chyba jedynie w jakimś dziwnym impulsie zgarnęli jakieś karteczki z ... zadaniami.
Pamiętacie stwierdzenie o ciastkach? NAWET CIASTKA NIE MAJĄ TAKIEJ MOCY. Ilya pokręcił głową w odpowiedzi na pytanie i schował karteczkę do kieszeni płaszcza.
- Nie myślałem o tym, raczej rzucę okiem na to i ... - Zerknął ponad ramieniem przyjaciela na tłum w środku. - ..i postaram się nie umrzeć. A ty?.
Podążył za przyjacielem raczej skupiając się tym by jak najskuteczniej uniknąć kontaktu fizycznego ze wszystkimi dookoła. Ustawił się obok przyjaciela.
-Ten wypad był moim jedynym planem na dziś, później zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Już w gruncie rzeczy rozrzuciłem zawartość toreb na odpowiadające je miejsce więc, nie jest źle. - Widząc reakcję Ivo sam podążył śladem jego spojrzenia próbując znaleźć to co przyciągnęło jego uwagę. Zamrugał kilka razy momentalnie prowadząc linie z punktu A do punktu B. Więc to o to chodziło.
-Kolejki, kolejkami, ale są też jakieś plusy. Ciasteczka, inaczej to wszystko nie byłoby warte swojej ceny
Zdobyta niedawno karteczka dalej ciążyła mu w kieszeni.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Wto Lut 18, 2020 11:13 pm
Wto Lut 18, 2020 11:13 pm
"Odwiedzę cię jeśli..."
Czemu on to robił? Co go podkusiło by w ogóle stawiać warunki? Przecież nie był osobą, która robiła podobne rzeczy. To zupełnie do niego nie pasowało i źle się z tym czuł. Ale nie dlatego miał ochotę uciec. Nie dlatego skręcało go wewnątrz i zalewało potem. To wszystko przez tę karteczkę, wyzwanie od nieznajomej, na które on z głupoty postanowił pójść. I to dlaczego? Bo byli w miejscu pełnym ich znajomych ze szkoły, a on czuł się jak na świeczniku. I miał wrażenie, że nie wolno mu okazać słabości. Dlatego teraz drżącymi palcami wystukiwał wiadomość na telefonie.
Byle go tylko nie upuścić... Byle nim nie rzucić...
"Odwiedzę cię jeśli ty pójdziesz ze mną do..."
Nie, nie da rady! Ale już za późno. Już nie może się wycofać. Zacisnął więc zęby, wziął głęboki wdech i szybko dokończył zdanie, po czym pokazał je Ianowi. Był cały czerwony, patrzył gdzieś w bok i wyglądał jakby ktoś go do tego wszystkiego zmusił grożąc nożem. Na ekranie jego nowej komórki widniał taki tekst:
"Odwiedzę cię jeśli ty pójdziesz ze mną do piwnicy pooglądać koteczki."
Czemu on to robił? Co go podkusiło by w ogóle stawiać warunki? Przecież nie był osobą, która robiła podobne rzeczy. To zupełnie do niego nie pasowało i źle się z tym czuł. Ale nie dlatego miał ochotę uciec. Nie dlatego skręcało go wewnątrz i zalewało potem. To wszystko przez tę karteczkę, wyzwanie od nieznajomej, na które on z głupoty postanowił pójść. I to dlaczego? Bo byli w miejscu pełnym ich znajomych ze szkoły, a on czuł się jak na świeczniku. I miał wrażenie, że nie wolno mu okazać słabości. Dlatego teraz drżącymi palcami wystukiwał wiadomość na telefonie.
Byle go tylko nie upuścić... Byle nim nie rzucić...
"Odwiedzę cię jeśli ty pójdziesz ze mną do..."
Nie, nie da rady! Ale już za późno. Już nie może się wycofać. Zacisnął więc zęby, wziął głęboki wdech i szybko dokończył zdanie, po czym pokazał je Ianowi. Był cały czerwony, patrzył gdzieś w bok i wyglądał jakby ktoś go do tego wszystkiego zmusił grożąc nożem. Na ekranie jego nowej komórki widniał taki tekst:
"Odwiedzę cię jeśli ty pójdziesz ze mną do piwnicy pooglądać koteczki."
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 19, 2020 11:04 am
Sro Lut 19, 2020 11:04 am
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 19, 2020 2:20 pm
Sro Lut 19, 2020 2:20 pm
Nienawidził, gdy inni kręcili.
Nienawidził kłamstwa i kombinatorstwa.
I choć nienawiść była niezwykle mocnym słowem, idealnie oddawała jego odczucia za każdym razem, gdy ponownie zostawał wmieszany w jakąś sytuację. Gdy chodziło o innych ludzi, sprawa była niezwykle prosta. Mógł ich po prostu zignorować, nie odezwać się ani słowem i przejść obok. W końcu nie miał najmniejszych skrupułów, gdy chodziło o obcych.
Dlatego tak gigantyczny konflikt wewnętrzny, pojawiał się w przypadku Saturna, gdy chodziło o Mercury'ego. Od samego początku nie potrafił mieć mu niczego za złe, nawet jeśli takie sytuacje jak ta budziły w nim głęboko ukryte pokłady irytacji. Ustawianie go na spotkania wbrew jego woli i zasłanianie się, że niby pójdą razem na zakupy. Co za bujda. Starszy z bliźniąt zawsze zachowywał się, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że białowłosy był w stanie przejrzeć go na wylot w absolutnie każdej sytuacji. Mimo to Saturn zamiast go skonfrontować, za każdym razem zaciskał zęby wyzbywając się głęboko zakorzenionej niechęci i szedł posłusznie na miejsce. W końcu gdyby tego nie zrobił, jego brat wyszedłby na niesłownego. A Blackowie musieli pozostać nieskazitelni pod względem wizerunku publicznego tak długo jak tylko się dało, by móc przykryć jakiekolwiek dodatkowe skandale wcześniejszą słownością.
Jakby nie patrzeć, Mercury nadal był pod ostrzałem dzięki swojej jakże doskonałej decyzji względem związania się z Alanem. Gdyby jeszcze chłopak pochodził z dobrej rodziny, wszystko byłoby dużo łatwiejsze, ale Paige stanowił stuprocentowe zaprzeczenie wszystkiego co pełniło jakiekolwiek funkcje reprezentacyjne. Z początku Saturn był przekonany, że jego brat robił to na złość rodzicom. Że cała ta faza zwyczajnie mu minie. Ale nie minęła. Mercury z kolei, mimo że od początku balansował gdzieś na granicy, zaczynał skakać pomiędzy jedną, a drugą stroną. Zyskiwał tym samym u niektórych sympatię, lecz głównie u osób kompletnie bezwartościowych, nie mających nawet większego wpływu na ich rodzinny biznes.
Niektóre jednak miały. I przez te niektóre osoby musiał stać teraz w tym miejscu, otoczony zbyt głośnymi ludźmi, paskudnymi kolorami i obrzydliwymi, tandetnymi dekoracjami. Nie pozwalał, by którekolwiek z obecnych odczuć pojawiło się na jego twarzy, nim usłyszał własne imię. Z początku nie rozpoznał głosu. Zastanawiał się zresztą czy powinien się w ogóle odwracać, biorąc pod uwagę fakt, że Blackowie z założenia generowali dość spore zainteresowanie. Równie dobrze ktoś mógł po prostu go zauważyć i wymamrotać coś do drugiej osoby, jakby nie dowierzając że pojawił się na podobnym evencie.
Tak jakbym miał na to ochotę.
Przełamał jednak własną niechęć i zwrócił się ledwo widocznie w odpowiednim kierunku. Świetnie. Tej osoby nie mógł zignorować.
Odgarnął nieznacznie białe włosy z twarzy, zaraz zwracając się w kierunku Vessare.
— Witaj Leslie — neutralne powitanie wyprane całkowicie z wszelkich emocji, nie zdradzało absolutnie niczego.
Wykrzesaj z siebie nieco tych umiejętności small talku, których tak bardzo nie cierpisz.
— Dawno nie mieliśmy okazji rozmawiać.
Może dlatego, że nienawidzisz rozmawiać z innymi.
Nienawidził kłamstwa i kombinatorstwa.
I choć nienawiść była niezwykle mocnym słowem, idealnie oddawała jego odczucia za każdym razem, gdy ponownie zostawał wmieszany w jakąś sytuację. Gdy chodziło o innych ludzi, sprawa była niezwykle prosta. Mógł ich po prostu zignorować, nie odezwać się ani słowem i przejść obok. W końcu nie miał najmniejszych skrupułów, gdy chodziło o obcych.
Dlatego tak gigantyczny konflikt wewnętrzny, pojawiał się w przypadku Saturna, gdy chodziło o Mercury'ego. Od samego początku nie potrafił mieć mu niczego za złe, nawet jeśli takie sytuacje jak ta budziły w nim głęboko ukryte pokłady irytacji. Ustawianie go na spotkania wbrew jego woli i zasłanianie się, że niby pójdą razem na zakupy. Co za bujda. Starszy z bliźniąt zawsze zachowywał się, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że białowłosy był w stanie przejrzeć go na wylot w absolutnie każdej sytuacji. Mimo to Saturn zamiast go skonfrontować, za każdym razem zaciskał zęby wyzbywając się głęboko zakorzenionej niechęci i szedł posłusznie na miejsce. W końcu gdyby tego nie zrobił, jego brat wyszedłby na niesłownego. A Blackowie musieli pozostać nieskazitelni pod względem wizerunku publicznego tak długo jak tylko się dało, by móc przykryć jakiekolwiek dodatkowe skandale wcześniejszą słownością.
Jakby nie patrzeć, Mercury nadal był pod ostrzałem dzięki swojej jakże doskonałej decyzji względem związania się z Alanem. Gdyby jeszcze chłopak pochodził z dobrej rodziny, wszystko byłoby dużo łatwiejsze, ale Paige stanowił stuprocentowe zaprzeczenie wszystkiego co pełniło jakiekolwiek funkcje reprezentacyjne. Z początku Saturn był przekonany, że jego brat robił to na złość rodzicom. Że cała ta faza zwyczajnie mu minie. Ale nie minęła. Mercury z kolei, mimo że od początku balansował gdzieś na granicy, zaczynał skakać pomiędzy jedną, a drugą stroną. Zyskiwał tym samym u niektórych sympatię, lecz głównie u osób kompletnie bezwartościowych, nie mających nawet większego wpływu na ich rodzinny biznes.
Niektóre jednak miały. I przez te niektóre osoby musiał stać teraz w tym miejscu, otoczony zbyt głośnymi ludźmi, paskudnymi kolorami i obrzydliwymi, tandetnymi dekoracjami. Nie pozwalał, by którekolwiek z obecnych odczuć pojawiło się na jego twarzy, nim usłyszał własne imię. Z początku nie rozpoznał głosu. Zastanawiał się zresztą czy powinien się w ogóle odwracać, biorąc pod uwagę fakt, że Blackowie z założenia generowali dość spore zainteresowanie. Równie dobrze ktoś mógł po prostu go zauważyć i wymamrotać coś do drugiej osoby, jakby nie dowierzając że pojawił się na podobnym evencie.
Tak jakbym miał na to ochotę.
Przełamał jednak własną niechęć i zwrócił się ledwo widocznie w odpowiednim kierunku. Świetnie. Tej osoby nie mógł zignorować.
Odgarnął nieznacznie białe włosy z twarzy, zaraz zwracając się w kierunku Vessare.
— Witaj Leslie — neutralne powitanie wyprane całkowicie z wszelkich emocji, nie zdradzało absolutnie niczego.
Wykrzesaj z siebie nieco tych umiejętności small talku, których tak bardzo nie cierpisz.
— Dawno nie mieliśmy okazji rozmawiać.
Może dlatego, że nienawidzisz rozmawiać z innymi.
Co za tłumy.
Liaison uwielbiała Walentynki. Zdecydowanie należała do tej grupy, dla której dobra zabawa była podstawą, a ciężko było się dobrze nie bawić w dniu zakochanych! Nawet jeśli masę osób na podobnych wydarzeniach stanowiły pary, bez wątpienia było na nich równie wiele samotnych osób, które szukały swoich drugich połówek - bądź chciały spędzić miło czas z przyjaciółmi. Głównie liczyła na tych wolnych, bądź fakt że uda jej się podpiąć do jakiejś grupki. Nigdy nie miała problemu z byciem kimś z zewnątrz. Dlatego nawet teraz kroczyła dziarsko przed siebie uśmiechając się jedynie do poszczególnych mijających ją osób. Już praktycznie na wejściu dorwała jakiegoś ślicznego różowego balona, którego wstążką obwiązała się w pasie i tak oznaczona wkroczyła do kawiarni.
Jakaś śliczna Rachel zaczepiła ją oferując szybko eventową zabawę. Że niby miałaby odmówić? Bez szans! Złapała więc za skrawek papieru i zapominając o tym, że powinno się patrzeć pod nogi ruszyła przez tłum z zamiarem odczytania go.
Bum.
Kogoś powinno dziwić, że po przejściu trzech kroków wpadła na pierwszą lepszą osobę?
— Auć, auć, auć. Przepraszam, niezdara ze mnie — rozmasowała ramię, podnosząc wzrok na biednego chłopaka i zarumieniła się nieznacznie, napotykając jedne z najśliczniejszych niebieskich oczu jakie miała okazję widzieć od dawna. Nie żeby Liaison zakochiwała się w przechodniach średnio pięć razy dziennie. Jak widać tym razem biedny Ivo został jej nową ofiarą. Dziewczynie nawet kompletnie nie przeszkadzało, że był od niej prawie o głowę niższy. Obróciła się szybko zerkając na towarzyszącą mu osobę i błysnęła krótkim uśmiechem. Szybko Liaison, rzuć jakimś tekstem.
Boże, te oczy. Rozpływam się.
Nie, nie takim!
Liaison uwielbiała Walentynki. Zdecydowanie należała do tej grupy, dla której dobra zabawa była podstawą, a ciężko było się dobrze nie bawić w dniu zakochanych! Nawet jeśli masę osób na podobnych wydarzeniach stanowiły pary, bez wątpienia było na nich równie wiele samotnych osób, które szukały swoich drugich połówek - bądź chciały spędzić miło czas z przyjaciółmi. Głównie liczyła na tych wolnych, bądź fakt że uda jej się podpiąć do jakiejś grupki. Nigdy nie miała problemu z byciem kimś z zewnątrz. Dlatego nawet teraz kroczyła dziarsko przed siebie uśmiechając się jedynie do poszczególnych mijających ją osób. Już praktycznie na wejściu dorwała jakiegoś ślicznego różowego balona, którego wstążką obwiązała się w pasie i tak oznaczona wkroczyła do kawiarni.
Jakaś śliczna Rachel zaczepiła ją oferując szybko eventową zabawę. Że niby miałaby odmówić? Bez szans! Złapała więc za skrawek papieru i zapominając o tym, że powinno się patrzeć pod nogi ruszyła przez tłum z zamiarem odczytania go.
Bum.
Kogoś powinno dziwić, że po przejściu trzech kroków wpadła na pierwszą lepszą osobę?
— Auć, auć, auć. Przepraszam, niezdara ze mnie — rozmasowała ramię, podnosząc wzrok na biednego chłopaka i zarumieniła się nieznacznie, napotykając jedne z najśliczniejszych niebieskich oczu jakie miała okazję widzieć od dawna. Nie żeby Liaison zakochiwała się w przechodniach średnio pięć razy dziennie. Jak widać tym razem biedny Ivo został jej nową ofiarą. Dziewczynie nawet kompletnie nie przeszkadzało, że był od niej prawie o głowę niższy. Obróciła się szybko zerkając na towarzyszącą mu osobę i błysnęła krótkim uśmiechem. Szybko Liaison, rzuć jakimś tekstem.
Boże, te oczy. Rozpływam się.
Nie, nie takim!
Ian zamrugał kilkakrotnie zastanawiając się czy na pewno dobrze widzi. Co. W ogóle... co. Parsknął cicho, nie mogąc się opanować i zasłonił twarz, próbując powstrzymać napływającą falę śmiechu. Okej, niemożliwe by Rene zaproponował coś takiego sam z siebie. Może i nie był od razu specjalistą od rudowłosego, no ale błagam przecież to brzmiało jak jakiś absurd. Chociaż szczerze mówiąc, gdyby faktycznie miał koty w piwnicy to Nixon nawet by się nie zawahał. Wszystko było fajne, dopóki nie było jego i nie spoczywała na nim odpowiedzialność za czyjeś życie.
Cały czas przyduszał się ze śmiechu. Nawet jego ręce wyraźnie się trzęsły, gdy pokazywał mu ekran, by ten mógł odczytać wiadomość. Wcześniejsze napięcie po wizycie u wróżki i stres związany z zadaniem zniknęły bezpowrotnie, a Ian przestał żałować że tu przyszedł. To był najlepszy pomysł na jaki mógł wpaść.
Nie pamiętał czy już go o to pytał. Wypuścił jego ramię, by dać mu nieco swobody ruchu i otworzył drzwi do kawiarni, by przepuścić go przodem.
Też padłeś ofiarą tych głupich zadań? Świetnie, w takim razie najpierw pójdziemy do host clubu, w którym jestem hostem, a potem zabierzesz mnie do piwnicy, żebym mógł obejrzeć... koteczki.
Cały czas przyduszał się ze śmiechu. Nawet jego ręce wyraźnie się trzęsły, gdy pokazywał mu ekran, by ten mógł odczytać wiadomość. Wcześniejsze napięcie po wizycie u wróżki i stres związany z zadaniem zniknęły bezpowrotnie, a Ian przestał żałować że tu przyszedł. To był najlepszy pomysł na jaki mógł wpaść.
Dobra chodź do środka. Lubisz w ogóle kawę?
Nie pamiętał czy już go o to pytał. Wypuścił jego ramię, by dać mu nieco swobody ruchu i otworzył drzwi do kawiarni, by przepuścić go przodem.
Jaime Alcides Chavarría
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 19, 2020 4:05 pm
Sro Lut 19, 2020 4:05 pm
Zamachał ręką na jakiś głos z tyłu.
— Chwila, nagrodę odbieram — dżentelmen pełną parą. Dopiero gdy dostał kupon na darmowy napój - no bo poprzedni wylał na te nadęte panienki, co nie? - obrócił się zadowolony w stronę dźwięku, kompletnie nie słysząc całych tych tekstów o adoratorkach. W końcu każdy normalny człowiek wiedział, że gdy ktoś stawiał przed tobą dwie śliczne dziewczyny i darmowe jedzenie to wybierałeś darmowe jedzenie.
Do jego uszu dotarły dopiero słowa o polizaniu słomki. Spojrzał z wyraźnym zainteresowaniem na Paige, po całej tej deklaracji, podczas której nieznana mu dziewczyna złapała go pod ramię.
— No to możemy się sobą zająć w trójkę, wtedy nikt nie będzie narzekał — odparł kompletnie nie biorąc jej na poważnie. Bo kto normalny by wziął? Odprowadził ją wzrokiem z nutą rozbawienia w tych swoich meksykańskich ślepiach, nim obrócił się do Sheridan.
— Co? A tak, spoko. I tak nie miałem nic innego do roboty, lepsze to niż kiszenie się w domu — wzruszył ramionami, kompletnie ignorując fakt, że samo dostrzeżenie szczęśliwej parki ponad ramieniem Paige zdawało się kruszyć jego żebra w drobny mak. W końcu było świetnie. Najlepiej.
— Ej no nie moja wina. Jeszcze żebym to zrobił specjalnie. Widziałeś ich wzrok? Jakby im ktoś kaktusowy kij w dupę wsadził i kilka razy przeciągnął do góry i do dołu. Debe estar triste para nacer infeliz — wzruszył ramionami chyba nieszczególnie przejęty całą sytuacją. Bo w sumie co go to.
— Jakie dalsze plany? Powtórka ze śpiewu za dwie godziny czy coś? — zapytał mieląc w palcach kupon na darmowy napój.
— Chwila, nagrodę odbieram — dżentelmen pełną parą. Dopiero gdy dostał kupon na darmowy napój - no bo poprzedni wylał na te nadęte panienki, co nie? - obrócił się zadowolony w stronę dźwięku, kompletnie nie słysząc całych tych tekstów o adoratorkach. W końcu każdy normalny człowiek wiedział, że gdy ktoś stawiał przed tobą dwie śliczne dziewczyny i darmowe jedzenie to wybierałeś darmowe jedzenie.
Do jego uszu dotarły dopiero słowa o polizaniu słomki. Spojrzał z wyraźnym zainteresowaniem na Paige, po całej tej deklaracji, podczas której nieznana mu dziewczyna złapała go pod ramię.
— No to możemy się sobą zająć w trójkę, wtedy nikt nie będzie narzekał — odparł kompletnie nie biorąc jej na poważnie. Bo kto normalny by wziął? Odprowadził ją wzrokiem z nutą rozbawienia w tych swoich meksykańskich ślepiach, nim obrócił się do Sheridan.
— Co? A tak, spoko. I tak nie miałem nic innego do roboty, lepsze to niż kiszenie się w domu — wzruszył ramionami, kompletnie ignorując fakt, że samo dostrzeżenie szczęśliwej parki ponad ramieniem Paige zdawało się kruszyć jego żebra w drobny mak. W końcu było świetnie. Najlepiej.
— Ej no nie moja wina. Jeszcze żebym to zrobił specjalnie. Widziałeś ich wzrok? Jakby im ktoś kaktusowy kij w dupę wsadził i kilka razy przeciągnął do góry i do dołu. Debe estar triste para nacer infeliz — wzruszył ramionami chyba nieszczególnie przejęty całą sytuacją. Bo w sumie co go to.
— Jakie dalsze plany? Powtórka ze śpiewu za dwie godziny czy coś? — zapytał mieląc w palcach kupon na darmowy napój.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 19, 2020 4:34 pm
Sro Lut 19, 2020 4:34 pm
Chciał umrzeć i cały czas zastanawiał się co go podkusiło by wykonać to bzdurne zadanie. Nawet nie wiedział dlaczego je dostał! Ale przynajmniej Ian miał z tego wszystkiego ubaw, a jego uśmiech jakoś wszystko poprawiał, również nastrój Rene. Francuz westchnął, a następnie pokręcił głową, odpowiadając przecząco na pytanie o kawę. Czasami ją pijał, jeśli po kolejnej beznadziejnej nocy miał problemy z trzymaniem koncentracji, ale nie przepadał za jej smakiem. W ogóle mało rzeczy lubił jeść czy pić. Cierpiał na wieczny brak apetytu i na co dzień wpychał w siebie jakieś sałatki, soki, czasem zupy czy makarony czy inne zdrowe posiłki by choć w ten sposób o siebie zadbać. Ale żeby nazwał te dania swoimi ulubionymi? Niekoniecznie. Tak samo to, ze pił głównie wodę i zieloną herbatę nie sprawiał, że za nimi przepadał. Taki dziwny był z niego człek.
Gdy weszli do środka, rudzielec jak zawsze ogarnął wzrokiem pomieszczenie i ludzi się w nim znajdujących, z lękiem zauważając jak wiele osób kojarzy ze szkoły, a nawet z klasy. To go nie pocieszyło. Zwłaszcza widok Ivo. Chociaż tyle, że ten był zajęty kimś innym. Może uda się by ich nie zauważył? Oficjalnie Rene nic do niego nie miał, ale mimo wszystko trochę się go obawiał. Drugi z bliźniaków Nixon potrafił być jakiś dziwnie opresyjny i rzucał najgorszymi możliwymi tekstami. A przez to nie należał do ulubionych znajomych Francuza, który dziś i tak już miał za sobą stresującą sytuację i nie czuł się na siłach na kolejne (choć pewnie jeszcze kilka go czekało).
Gdy weszli do środka, rudzielec jak zawsze ogarnął wzrokiem pomieszczenie i ludzi się w nim znajdujących, z lękiem zauważając jak wiele osób kojarzy ze szkoły, a nawet z klasy. To go nie pocieszyło. Zwłaszcza widok Ivo. Chociaż tyle, że ten był zajęty kimś innym. Może uda się by ich nie zauważył? Oficjalnie Rene nic do niego nie miał, ale mimo wszystko trochę się go obawiał. Drugi z bliźniaków Nixon potrafił być jakiś dziwnie opresyjny i rzucał najgorszymi możliwymi tekstami. A przez to nie należał do ulubionych znajomych Francuza, który dziś i tak już miał za sobą stresującą sytuację i nie czuł się na siłach na kolejne (choć pewnie jeszcze kilka go czekało).
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Café Amour [EVENT WALENTYNKOWY 2025]
Sro Lut 19, 2020 4:39 pm
Sro Lut 19, 2020 4:39 pm
Gee, jak to Gee, zaśmiała się w swój wiedźmi sposób na odpowiedź młodzieńca, pozostawiając biedną Paige czerwieniącą się w najlepsze, bo NIE ŻARTOWAŁO SIĘ PRZY NIEJ Z TAKICH RZECZY. Cholerne węże z nich i tyle. Takie sinister, z WężoBerlina.
Pohamowała swoją wewnętrzną Matkę Sheresę, próbującą już wyrwać się jej z pyska z pytaniem, czy na pewno wszystko w porządku, czy nie chce jednak wracać do domu, czy bla bla bla. Nie nadinterpretuj, Paige. Powiedział, że jest okej, to jest okej. Choć i tak wzięła to za oznakę milusińskości i bycia dobrym ziomeczkiem, skoro przyszedł na jej występ niezależnie od sytuacji. No serduszko się taplało w miodzie. Fuj.
- Taaa, am. Jedna z nich to chyba moja dalsza kuzynka? Nie przyjrzałam się, szczerze mówiąc. Tak czy siak, już kiedyś potrafiła być specyficzna, choć nie mam aż takiego kontaktu z tamtą częścią rodziny, więc co ja tam wiem - wzruszenie barkami za wzruszenie barkami. Uśmiechnęła się delikatnie, przenosząc nieświadomie wbity w ścianę wzrok z powrotem na Jaime. - Mniej więcej? Wszystkie płyty podpisałam już wczoraj, więc tym nie muszę się martwić choć ręka mi chyba zaraz odpadnie. Chciałam zajrzeć do Genevieve, znaczy się, naszej wróżki, ale ta baba zawsze mnie przeraża, jest zbyt dobitna.
Zatrzymała się na moment, by zacisnąć usta. Jezu, ona mu właśnie powiedziała, że wierzy w takie bzdety, uzna ją za jakąś nienormalną. Nie, żeby po ponad roku znajomości nie było to już oczywiste, że prawdopodobnie coś jest z nią nie tak. Przyjrzała się słomce swojego latte, jakby naprawdę miała tam zaraz znaleźć ślady czarnej szminki młodej Lam. Ale była czysta.
- Tak że tak, kręciłam się tylko z Gee, ale cię rozpoznała i zrobiła: "patrz, Szer, to ten, no, Dżejmi" - oszczędziła sobie żenujących tekstów o dostawianiu. - A ty? Zamierzasz się jeszcze pokręcić, czy...? Czy ja brzmię jakbym kazała ci spadać?
Trochę. Trochę brzmisz.
- Bo nie każę.
Pohamowała swoją wewnętrzną Matkę Sheresę, próbującą już wyrwać się jej z pyska z pytaniem, czy na pewno wszystko w porządku, czy nie chce jednak wracać do domu, czy bla bla bla. Nie nadinterpretuj, Paige. Powiedział, że jest okej, to jest okej. Choć i tak wzięła to za oznakę milusińskości i bycia dobrym ziomeczkiem, skoro przyszedł na jej występ niezależnie od sytuacji. No serduszko się taplało w miodzie. Fuj.
- Taaa, am. Jedna z nich to chyba moja dalsza kuzynka? Nie przyjrzałam się, szczerze mówiąc. Tak czy siak, już kiedyś potrafiła być specyficzna, choć nie mam aż takiego kontaktu z tamtą częścią rodziny, więc co ja tam wiem - wzruszenie barkami za wzruszenie barkami. Uśmiechnęła się delikatnie, przenosząc nieświadomie wbity w ścianę wzrok z powrotem na Jaime. - Mniej więcej? Wszystkie płyty podpisałam już wczoraj, więc tym nie muszę się martwić choć ręka mi chyba zaraz odpadnie. Chciałam zajrzeć do Genevieve, znaczy się, naszej wróżki, ale ta baba zawsze mnie przeraża, jest zbyt dobitna.
Zatrzymała się na moment, by zacisnąć usta. Jezu, ona mu właśnie powiedziała, że wierzy w takie bzdety, uzna ją za jakąś nienormalną. Nie, żeby po ponad roku znajomości nie było to już oczywiste, że prawdopodobnie coś jest z nią nie tak. Przyjrzała się słomce swojego latte, jakby naprawdę miała tam zaraz znaleźć ślady czarnej szminki młodej Lam. Ale była czysta.
- Tak że tak, kręciłam się tylko z Gee, ale cię rozpoznała i zrobiła: "patrz, Szer, to ten, no, Dżejmi" - oszczędziła sobie żenujących tekstów o dostawianiu. - A ty? Zamierzasz się jeszcze pokręcić, czy...? Czy ja brzmię jakbym kazała ci spadać?
Trochę. Trochę brzmisz.
- Bo nie każę.
Kiedy Cullinan zwrócił się w jego stronę, nie było już odwrotu. Na co zresztą liczył? Przecież od samego początku zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie pomylić nikogo z Saturnem Blackiem ani też Saturna z nikim innym. Kiedy chłopak znajdował się w pobliżu, Zero zwyczajnie nie potrafił zignorować jego obecności – zupełnie jakby coś wisiało w powietrzu albo jakby wszechświat uwziął się na niego i zmuszał go do mimowolnego spojrzenia w danym kierunku, nawet jeśli prościej było nie widzieć i nie wiedzieć.
____Na twarzy jasnowłosego nie pojawił się choćby najdrobniejszy cień uśmiechu. Stosownie było zachować powagę przy kimś, kto także nie przejawiał żadnych oznak zadowolenia. Oczywiście Leslie zdawał sobie sprawę, że nie miało to nic wspólnego z nieuprzejmością – prawdę mówiąc z dużą ulgą odbierał to, że nie wymagano od niego, by silił się na wymuszone grymasy. Wszak nie było mu do śmiechu.
____― Dawno nie mieliśmy okazji się widzieć ― poprawił go. Odkąd nie uczęszczali do jednej szkoły, znacznie trudniej było na siebie wpaść. Obowiązki ograniczały kontakty z innymi do minimum, zwłaszcza jeśli zapewne każde z nich starało się sprostać nie tylko swoim wymaganiom, ale także wymaganiom rodziny. ― Nie spodziewałem się zresztą, że cię tu zobaczę. Zbierasz się do domu po koncercie czy na kogoś czekasz? Bo jeśli nie lubisz tłumów, radziłbym zwiać do innego lokalu. Nie wiem czy tu znajdzie się jeszcze jakiś wolny stolik. ― Obejrzał się za siebie w stronę lokalu, który nie tylko już był wypełniony niemalże po brzegi, ale nowych osób wciąż przybywało. Zaraz jednak powrócił spojrzeniem do białowłosego, poprawiając przy tym uchwyt papierowej torby w ręce.
____Powinien ugryźć się w język, zanim postanowił zabrać się za dawanie chłopakowi jakichkolwiek porad. Czy nie byłoby znacznie lepiej, gdyby wylądował w centrum chaosu z kimś, na kogo czekał? Otoczenie wewnątrz budynku było na tyle głośne, że znacznie trudniej było o skupienie się na czymkolwiek innym niż na doprowadzającym do bólu głowy gwarze.
____Problem polegał na tym, że pomimo irracjonalnej niechęci do nieznajomej osoby, której udało się wyciągnąć Blacka dziś z domu, samemu Saturnowi nie potrafił życzyć źle. Jakby nie patrzeć, zawsze był tym cichszym z bliźniaków. Tym, który swoją postawą onieśmielał wszystkich dookoła – czy to sam w sobie nie był wielki krok ku samotności?
____Na twarzy jasnowłosego nie pojawił się choćby najdrobniejszy cień uśmiechu. Stosownie było zachować powagę przy kimś, kto także nie przejawiał żadnych oznak zadowolenia. Oczywiście Leslie zdawał sobie sprawę, że nie miało to nic wspólnego z nieuprzejmością – prawdę mówiąc z dużą ulgą odbierał to, że nie wymagano od niego, by silił się na wymuszone grymasy. Wszak nie było mu do śmiechu.
____― Dawno nie mieliśmy okazji się widzieć ― poprawił go. Odkąd nie uczęszczali do jednej szkoły, znacznie trudniej było na siebie wpaść. Obowiązki ograniczały kontakty z innymi do minimum, zwłaszcza jeśli zapewne każde z nich starało się sprostać nie tylko swoim wymaganiom, ale także wymaganiom rodziny. ― Nie spodziewałem się zresztą, że cię tu zobaczę. Zbierasz się do domu po koncercie czy na kogoś czekasz? Bo jeśli nie lubisz tłumów, radziłbym zwiać do innego lokalu. Nie wiem czy tu znajdzie się jeszcze jakiś wolny stolik. ― Obejrzał się za siebie w stronę lokalu, który nie tylko już był wypełniony niemalże po brzegi, ale nowych osób wciąż przybywało. Zaraz jednak powrócił spojrzeniem do białowłosego, poprawiając przy tym uchwyt papierowej torby w ręce.
____Powinien ugryźć się w język, zanim postanowił zabrać się za dawanie chłopakowi jakichkolwiek porad. Czy nie byłoby znacznie lepiej, gdyby wylądował w centrum chaosu z kimś, na kogo czekał? Otoczenie wewnątrz budynku było na tyle głośne, że znacznie trudniej było o skupienie się na czymkolwiek innym niż na doprowadzającym do bólu głowy gwarze.
____Problem polegał na tym, że pomimo irracjonalnej niechęci do nieznajomej osoby, której udało się wyciągnąć Blacka dziś z domu, samemu Saturnowi nie potrafił życzyć źle. Jakby nie patrzeć, zawsze był tym cichszym z bliźniaków. Tym, który swoją postawą onieśmielał wszystkich dookoła – czy to sam w sobie nie był wielki krok ku samotności?
Widocznie go nie doceniłeś. A teraz jest o krok przed tobą.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach