▲▼
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Zrozumiał całkowicie dobrze, nawet jeśli nie rozumiał źródła tej tęsknoty. Może zwyczajnie Jonathan potrafił wyrazić siebie o wiele lepiej niż robił to ciemnowłosy, chociaż zarazem czasem odnosił wrażenie, że zahaczało to o coś o wiele głębszego i mniej zrozumianego dla niego samego. Finalnie wychodziło na to i tak, że skoro miał spędzić z nim dłuższy czas, to będzie musiał przygotować się na to, co będzie, gdy zostaną już całkowicie sami.
Nawet oko mu nie drgnęło, gdy spoglądał na jego wyeksponowane ciało. Co jednak nie powodowało, że był nieczuły. Przełknął ledwo zauważalnie ślinę.
- Hm... - dumał na jego odpowiedzią. - Przynajmniej będziesz miał ciekawe plotki do poczytania - to tym bardziej zaczynało pasować do tajemnych schadzek niż tego, co rzeczywiście ich łączyło. Parsknął cicho, gdy klepnął go, po czym samemu szturchnął ramieniem jego ciało. - Większość zobaczy tylko kaptur i daszek. Ale pofantazjować zawsze mogą.
Bez większego wstępu, przysłuchiwał się jego rewelacjom związanym ze szkołą. Uniósł lekko dłoń, zakrywając palcem usta, gdy zachichotał na wspomnienie o zespole.
- Może nie będzie tak źle - podsumował jego słowa. - To mi przypomina, że muszę się dowiedzieć, jakie obowiązki mają dla mnie z tego tytułu - w końcu wątpił, że cały czas mógłby kręcić się i zapoznawać z wydarzeniem od strony widza.
Wypuścił powietrze z płuc, gdy to na niego padł wybór napoju.
- No dobrze - przesunął wzrokiem po liście, bardzo szybko zapoznając się z ofertą. Jednakże w momencie, gdy go złapał, zazdrżał, po czym skupił wzrok na nim. - Nie wolisz wybrać stolika? - zapytał go w odpowiedzi, przyznając sobie w duchu, że powinien nie być aż taki łagodny względem takiego zachowania. Jednakże go nie odepchnął, sprawiając wrażenia bardziej rozbawionego niż zmieszanego takim podejściem.
- Daj mi chwilę, chyba wiem, co nam zamówię - wybrał zieloną herbatę, w której dodatkowymi składnikami był kwiat słonecznika oraz brzoskwinia o słodkawym posmaku. Nie miał pojęcia, czy to rzeczywiście będzie dobrym pomysłem, jednakże uznał, że wiele nie zaszkodziło, aby spróbować. Wolał odpuścić sobie obecnie kawę, chcąc pozwolić zarazem sobie na rozluźnienie poprzez ten napój. Zaraz potem zabrał jego rękę ze swojej talii, by złapać go za dłoń i poprowadzić ku stolikowi w kącie, z dala nie tylko od ludzi, ale również i okien.
- Jakby ci smak nie odpowiadał, to nie przyjmuję narzekania - odparł z niewinnym wyrazem twarzy, który obecnie był całkiem dobrze zamaskowany. - W końcu sam mi dałeś wolną rękę względem wyboru - sama herbaty zostały przyniesione dość szybko do ich stolika, przygotowane już do odpowiedniego spożycia. - Chociaż wychodzi na to, że będziesz miał sporo do ogarniania. Wyrobisz się z tym wszystkim? - zapytał, nawiązując do wcześniejszej rozmowy odnośnie samej szkoły. - Nauczyciele dają wam chociaż bardziej luzu z tego względu?
Nawet oko mu nie drgnęło, gdy spoglądał na jego wyeksponowane ciało. Co jednak nie powodowało, że był nieczuły. Przełknął ledwo zauważalnie ślinę.
- Hm... - dumał na jego odpowiedzią. - Przynajmniej będziesz miał ciekawe plotki do poczytania - to tym bardziej zaczynało pasować do tajemnych schadzek niż tego, co rzeczywiście ich łączyło. Parsknął cicho, gdy klepnął go, po czym samemu szturchnął ramieniem jego ciało. - Większość zobaczy tylko kaptur i daszek. Ale pofantazjować zawsze mogą.
Bez większego wstępu, przysłuchiwał się jego rewelacjom związanym ze szkołą. Uniósł lekko dłoń, zakrywając palcem usta, gdy zachichotał na wspomnienie o zespole.
- Może nie będzie tak źle - podsumował jego słowa. - To mi przypomina, że muszę się dowiedzieć, jakie obowiązki mają dla mnie z tego tytułu - w końcu wątpił, że cały czas mógłby kręcić się i zapoznawać z wydarzeniem od strony widza.
Wypuścił powietrze z płuc, gdy to na niego padł wybór napoju.
- No dobrze - przesunął wzrokiem po liście, bardzo szybko zapoznając się z ofertą. Jednakże w momencie, gdy go złapał, zazdrżał, po czym skupił wzrok na nim. - Nie wolisz wybrać stolika? - zapytał go w odpowiedzi, przyznając sobie w duchu, że powinien nie być aż taki łagodny względem takiego zachowania. Jednakże go nie odepchnął, sprawiając wrażenia bardziej rozbawionego niż zmieszanego takim podejściem.
- Daj mi chwilę, chyba wiem, co nam zamówię - wybrał zieloną herbatę, w której dodatkowymi składnikami był kwiat słonecznika oraz brzoskwinia o słodkawym posmaku. Nie miał pojęcia, czy to rzeczywiście będzie dobrym pomysłem, jednakże uznał, że wiele nie zaszkodziło, aby spróbować. Wolał odpuścić sobie obecnie kawę, chcąc pozwolić zarazem sobie na rozluźnienie poprzez ten napój. Zaraz potem zabrał jego rękę ze swojej talii, by złapać go za dłoń i poprowadzić ku stolikowi w kącie, z dala nie tylko od ludzi, ale również i okien.
- Jakby ci smak nie odpowiadał, to nie przyjmuję narzekania - odparł z niewinnym wyrazem twarzy, który obecnie był całkiem dobrze zamaskowany. - W końcu sam mi dałeś wolną rękę względem wyboru - sama herbaty zostały przyniesione dość szybko do ich stolika, przygotowane już do odpowiedniego spożycia. - Chociaż wychodzi na to, że będziesz miał sporo do ogarniania. Wyrobisz się z tym wszystkim? - zapytał, nawiązując do wcześniejszej rozmowy odnośnie samej szkoły. - Nauczyciele dają wam chociaż bardziej luzu z tego względu?
Prawda była taka, że poczytać o swoim życiu mógł dość często. Brukowce uwielbiały wyciągać wszelkie plotki z jego rodziny, choć głównie skupiali się jednak na jego rodzicach. I całe szczęście. Dzięki temu Jonathan zachowywał jakiekolwiek resztki swobody i mógł sobie pozwolić na takie wypady jak teraz. Kiepsko by było, gdyby co metr mieli do czynienia z wścibskimi paparazzi, którzy uparcie próbowaliby sfotografować twarz Shane'a.
— Całe szczęście — nachylił się nad jego ramieniem, dmuchając ciepłym powietrzem w jego ucho — moje fantazje są dużo barwniejsze i zdecydowanie bliższe prawdy.
I w przeciwieństwie do byle ludzi z ulicy mógł je wcielać w życie. Co zamierzał zresztą zrobić w przeciągu następnych trzech dni.
"Może nie będzie tak źle."
Westchnął cicho, kręcąc głową na boki. O własny występ nie musiał się martwić, ale cała otoczka to już zupełnie inna sprawa. Jonathan zawsze był popularny w szkole — jakby nie patrzeć, większość osób robiła sobie z niego wyidealizowanego księcia bez wad — ale zawsze po koncertach, jego popularność dodatkowo wzrastała, osiągając szczyt. Później musiał się użerać przez około dwa, trzy tygodnie z uczniami, którzy robili wszystko, by zwrócił na nich uwagę czy się z nimi umówił.
W przeszłości często akceptował zresztą zaproszenia na podobne jednorazowe schadzki, ale obecnie najzwyczajniej w świecie go nie interesowały.
— Mhm. Niestety nie wiem, ale mogę zapytać Millie. Ona najmocniej pomagała w tym tygodniu od strony nauczycielskiej — on sam z kolei uparcie jej unikał, nie mogąc znieść tej idiotki-praktykantki, która tak bardzo działała mu na nerwy.
— Nie. Ja cię tylko zaprosiłem, cała reszta należy do ciebie. W przeciągu następnych dwóch godzin otrzymujesz prawo całkowitej decyzyjności — uśmiechnął się zadowolony, widząc, że Shane nie zamierza go odepchnąć.
"Daj mi chwilę, chyba wiem, co nam zamówię."
— Jasne — tak jak powiedział, nawet nie zaprotestował, gdy Kassir postanowił zadecydować o ich napojach. Gdyby chciał przyjść do lokalu, by wypić coś, co sam chciał, nie ciągałby go tutaj. Udałby się do jednej z herbaciarni, która miała podpisany kontrakt z firmą jego ojca.
Dziś chciał wiedzieć jak na co dzień wyglądał klasyczny wypad ciemnowłosego. Co brał, jakie miejsca preferował, jakie zachowanie przejawiał? Dlatego właśnie tak uważnie go obserwował.
— Muszę. Nie ma innej opcji — po prostu nie mógł się nie wyrobić. Byłaby to zbyt wielka skaza na jego reputacji. Jakby nie patrzeć, Everett musiał być uosobieniem perfekcji. Idealne oceny i sumienne wykonywanie obowiązków.
— Mhm, możemy się zwalniać z niektórych lekcji, jeśli jest taka potrzeba. Ale nie martw się, twoich z pewnością nie opuszczę — uniósł kącik ust ku górze, łapiąc go za dłoń, by przesunąć po niej kciukiem.
— Może powinienem porozmawiać z dyrektorem, żebyś to ty był jednym z opiekunów naszego eventu? — nawet na chwilę nie odrywał od niego wzroku.
Zadrżał, gdy odczuł jego oddech tuż przy swoim uchu. Wypowiadane słowa wzbudzały w nim dziwny dreszcz emocji, uświadamiający, że nie miał do czynienia z pierwszą-lepszą osobą, którą niedawno poznał. Był niemalże pewny, że nie wahałby się przed realizacją własnych myśli, wciągając w nie od razu ciemnowłosego.
W końcu to nie było tak, że umawiał się ze swoim nauczycielem. Równie dobrze można uznać, że spotykał się ze studentem, będącym od niego o kilka lat starszym. Łatwo było zapomnieć o tym, gdy otaczały ich mury szkoły, a nad obojga wisiały ich obowiązki. Dlatego też rok wydawał się być tą granicą dolną, zanim by nie skończył praktyki w jego szkole.
- Nie trzeba. Jak wrócę do szkoły, to dowiem się co i jak. Na razie muszę przygotować materiały dla was... mam nadzieję, że dotrzymasz słowa - zmarszczył nieco brwi. - I udostępnisz mi potrzebne rzeczy. Skoro nie mogłem wrócić do mieszkania po nie - pomijając kwestię, że nawet ubrań mu nieco brakowało... Może powinienem naciskać na powrót. Tylko bez wersji z limuzyną i lepiącym się do mnie Jonathanem. Zdecydowanie lepiej unikać niepotrzebnego zainteresowania.
- Tylko dwie godziny? - i potem już nie miał mieć swojego zdania? Westchnął ze zrezygnowaniem, kręcąc głową. Odczuwał, że w tym momencie nie miał słów na niego. Przynajmniej mógł jednak napić się dobrej herbaty w swoim ulubionym miejscu, z czego też pokrótce skorzystał, przysłuchując się jego słowom.
- Oczekiwania to coś, co ludzie najbardziej lubią stawiać - wymamrotał ledwo słyszalnie, częściowo odnosząc się do siebie. Pod tym względem mógł zrozumieć go, jak bardzo niełatwe było to do osiągnięcia.
- Pochlebiasz mi, ale jak musisz, to nie krępuj się. Wydarzenie jest dość istotne dla samej szkoły - upił gorącego napoju, czując, że zapach przyjemnie nęcił jego nos. - Zwłaszcza, że materiał z zajęć pewnie uważasz za nieciekawy - wysunął wniosek z cichym westchnieniem. - Nie dziwi mnie to, wielu uczniów niezbyt ciekawi historia. Jeśli jednak Amy trzymała się programu, to od poniedziałku powinien być inny okres według programu nauczania - nie zdradzał niczego, czego by sami uczniowie nie wiedzieli. Program był ogłaszany i dostępny dla każdego zainteresowanego, pozwalając poznać ogólny temat zagadnień.
- Odpuszczę sobie. Lepiej, by zajmowała się tym osoba, która zna szkołę i same wydarzenia, niż dopiero co nowy nauczyciel - odparł na jego sugestię, przesuwając wzrok na swoją dłoń. - W dodatku zostało niewiele czasu, takie zmiany organizacyjne mogłyby zaszkodzić niż pomóc - przedstawił mu swój punkt widzenia, czując, że nie bardzo też chciał, by z jego powodu była nadużywana jakaś pozycja.
Musiał przyznać, że to spotkanie bardziej przypominało coś w stylu randki z aplikacji randkowej. Poznanie drugiej osoby, spędzenie z nią miło czasu... już wcześniej dostrzegał, że Jonathan zaczynał dążyć do pogłębienia ich relacji od strony innej niż cielesnej. Musiał przyznać, że to zaskakujące, że nie próbował całkowicie zamknąć ich względem jednego aspektu, bez drążenia w zrozumienie drugiej osoby. Mimo iż miał taką możliwość, korzystając przy tym jednocześnie z braku wiedzy Kassira, gdyby sam chciał tego.
- Możesz mi za to opowiedzieć, jaki typ muzyki będziesz prezentować - zasugerował mu, nawiązując do tematu występu. - Postaram się przyjść, by trochę posłuchać - nawet jeśli dostanie wysyp obowiązków. Chociaż najpierw musiał doprowadzić pewnie do porządku rzeczy związane z jego chorowaniem, czując zarazem, że kolejny tydzień "wolnego" musiał odejść w zapomnienie.
- No chyba, że wstydzisz się - zachichotał miękko, kładąc drugą dłoń na jego. - Uszanuję to wtedy. I mam coś na twarzy, że prawie zapominasz o mruganiu? - zapytał go bardzo uprzejmym głosem. - Chociaż masz urodziwy wyraz twarzy.
W końcu to nie było tak, że umawiał się ze swoim nauczycielem. Równie dobrze można uznać, że spotykał się ze studentem, będącym od niego o kilka lat starszym. Łatwo było zapomnieć o tym, gdy otaczały ich mury szkoły, a nad obojga wisiały ich obowiązki. Dlatego też rok wydawał się być tą granicą dolną, zanim by nie skończył praktyki w jego szkole.
- Nie trzeba. Jak wrócę do szkoły, to dowiem się co i jak. Na razie muszę przygotować materiały dla was... mam nadzieję, że dotrzymasz słowa - zmarszczył nieco brwi. - I udostępnisz mi potrzebne rzeczy. Skoro nie mogłem wrócić do mieszkania po nie - pomijając kwestię, że nawet ubrań mu nieco brakowało... Może powinienem naciskać na powrót. Tylko bez wersji z limuzyną i lepiącym się do mnie Jonathanem. Zdecydowanie lepiej unikać niepotrzebnego zainteresowania.
- Tylko dwie godziny? - i potem już nie miał mieć swojego zdania? Westchnął ze zrezygnowaniem, kręcąc głową. Odczuwał, że w tym momencie nie miał słów na niego. Przynajmniej mógł jednak napić się dobrej herbaty w swoim ulubionym miejscu, z czego też pokrótce skorzystał, przysłuchując się jego słowom.
- Oczekiwania to coś, co ludzie najbardziej lubią stawiać - wymamrotał ledwo słyszalnie, częściowo odnosząc się do siebie. Pod tym względem mógł zrozumieć go, jak bardzo niełatwe było to do osiągnięcia.
- Pochlebiasz mi, ale jak musisz, to nie krępuj się. Wydarzenie jest dość istotne dla samej szkoły - upił gorącego napoju, czując, że zapach przyjemnie nęcił jego nos. - Zwłaszcza, że materiał z zajęć pewnie uważasz za nieciekawy - wysunął wniosek z cichym westchnieniem. - Nie dziwi mnie to, wielu uczniów niezbyt ciekawi historia. Jeśli jednak Amy trzymała się programu, to od poniedziałku powinien być inny okres według programu nauczania - nie zdradzał niczego, czego by sami uczniowie nie wiedzieli. Program był ogłaszany i dostępny dla każdego zainteresowanego, pozwalając poznać ogólny temat zagadnień.
- Odpuszczę sobie. Lepiej, by zajmowała się tym osoba, która zna szkołę i same wydarzenia, niż dopiero co nowy nauczyciel - odparł na jego sugestię, przesuwając wzrok na swoją dłoń. - W dodatku zostało niewiele czasu, takie zmiany organizacyjne mogłyby zaszkodzić niż pomóc - przedstawił mu swój punkt widzenia, czując, że nie bardzo też chciał, by z jego powodu była nadużywana jakaś pozycja.
Musiał przyznać, że to spotkanie bardziej przypominało coś w stylu randki z aplikacji randkowej. Poznanie drugiej osoby, spędzenie z nią miło czasu... już wcześniej dostrzegał, że Jonathan zaczynał dążyć do pogłębienia ich relacji od strony innej niż cielesnej. Musiał przyznać, że to zaskakujące, że nie próbował całkowicie zamknąć ich względem jednego aspektu, bez drążenia w zrozumienie drugiej osoby. Mimo iż miał taką możliwość, korzystając przy tym jednocześnie z braku wiedzy Kassira, gdyby sam chciał tego.
- Możesz mi za to opowiedzieć, jaki typ muzyki będziesz prezentować - zasugerował mu, nawiązując do tematu występu. - Postaram się przyjść, by trochę posłuchać - nawet jeśli dostanie wysyp obowiązków. Chociaż najpierw musiał doprowadzić pewnie do porządku rzeczy związane z jego chorowaniem, czując zarazem, że kolejny tydzień "wolnego" musiał odejść w zapomnienie.
- No chyba, że wstydzisz się - zachichotał miękko, kładąc drugą dłoń na jego. - Uszanuję to wtedy. I mam coś na twarzy, że prawie zapominasz o mruganiu? - zapytał go bardzo uprzejmym głosem. - Chociaż masz urodziwy wyraz twarzy.
Pokiwał głową, nijak nie naciskając. Nie miał problemu z dzwonieniem do Millie w dzień wolny, ale nie było to też coś, co koniecznie musiał zrobić.
— Cokolwiek zechcesz — uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi na udostępnianie potrzebnych rzeczy. Nawet gdyby czegoś nie miał, po prostu wyśle po to Scotta. Nie widział większego problemu. Nie było też opcji, by pozwolił Kassirowi na jakiekolwiek powroty, gdy miał go już pod ręką. Nie, żeby ciemnowłosy mógł o tym wiedzieć.
— A zamierzamy tu siedzieć dłużej? — zapytał, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. Jakby nie patrzeć, nigdy nie spędzał tyle czasu w podobnych miejscach. Co innego w przypadku szykownych restauracji, gdzie mimowolnie prowadziło się wszelkiego rodzaju rozmowy biznesowe. Smalltalk przemieszany z interesami i odpowiednio wpływającym na podjęcie decyzji alkoholem, właśnie tak kończyła się większość wypadów jego ojca. Doświadczył tego na własnej skórze już nie raz i nie dwa.
— Dlaczego założyłeś, że jest dla mnie nieciekawy? — spytał, nie do końca rozumiejąc, skąd pojawiła się u niego podobna opinia. Nie przypominał sobie, by przesypiał którąkolwiek z jego lekcji z wyjątkiem pierwszej, na której jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Dzięki jego ingerencji na dodatek.
— Obawiam się, że będziesz musiał go opóźnić o dwie czy trzy lekcje. Jak już mówiłem, bardzo łatwo było przekierować jej zainteresowanie, co uczniowie dobitnie wykorzystywali. W rezultacie przerabiała podczas jednej lekcji tylko połowę materiału — a wątpił, by większość uczniów uczyła się dodatkowo w domu. Nawet jeśli mieli prezentować wysoki poziom i renomę, wiek robił swoje. Zwłaszcza w przypadku tych, którzy mieli po prostu bogatych rodziców i nie czuli na sobie żadnej presji.
Wysłuchał jego odpowiedzi odnośnie do opiekuna, nie wypuszczając jego dłoni.
— Szkoda — bez wątpienia mogąc od czasu do czasu go podręczyć podczas przygotowań, miałby dużo lepszy humor. Jakby nie patrzeć, rzeczywiście czekało go dość sporo napięcia i obowiązków. Wsunął wygodniej swoją dłoń pod jego, by odpowiednio ją objąć.
— W takim razie ci nie powiem, żebyś postarał się bardziej. Może zadedykuję ci jedną z piosenek, kto wie — wypuścił cicho powietrze nosem, wyraźnie rozbawiony, nawet jeśli nie żartował. W istocie miał już nawet wybrany utwór, który chętnie zaśpiewałby, patrząc mu w oczy, tylko po to, by zobaczyć jego późniejszą reakcję.
Uniósł brew ku górze w odpowiedzi na jego słowa.
— Wybacz, zapomniałem, że powinienem mrugać do ciebie jak uczennice z częstotliwością dziesięciu zamknięć oka na sekundę. Jak widać, nie jestem tak idealny, jak mogłoby się wydawać — odpowiedział sarkastycznie, gładząc palcami jego dłoń.
— Przyjmę jednak twój uroczy komplement. Swoją drogą, jak będziemy w domu, przejdziemy od razu przez materiały twoich zajęć, byś mógł ułożyć sobie plan na poniedziałek. Wolę, żebyś zrobił to dziś niż w weekend. W porządku? Pomogę ci. Mam dobrą pamięć — zapewnił go, wysuwając jedną z nóg do przodu, by otrzeć się kostką o jego łydkę. Sobota i niedziela miały być w końcu dla niego.
- Czyli po prostu przeznaczyłeś na tę wyprawę dwie godziny? - podsumował jego słowa z cichym westchnieniem. Tym bardziej go intrygowało, co miał w głowie względem wspólnych planów weekendowych i jak bardzo nie zamierzał mu dać wyrazić swojego zdania na ten temat. - Nie zapomnij pić napoju z tego wszystkiego - dodał jeszcze z łagodnością w głowie. Nie wiedział już, czego spodziewać się w danym momencie, jednakże uznał w duchu, że to lepiej. Taka wyprawa już teraz była ryzykowna, a im więcej czasu spędzali na zewnątrz, tym była większa szansa, że ktoś ich nakryje, robiąc niepotrzebnego szumu.
- Bo uczysz się do przodu, więc wiesz, co cię czeka - odpowiedział na jego słowa z delikatnym rozbawieniem. - W dodatku nie wszystkie okresy historyczne są ciekawe do słuchania i po obserwacji zachowań, widzę, które tematy przeciętnie niezbyt przypadają do gustów - ostrożnie zaczął mu objaśniać swój punkt widzenia jako nauczyciela i studenta. - Nie sądzę, że jesteś z tym powiązany, ale masz jeszcze tą ostatnią grupę - która uznaje, że nauka o przeszłości jest bezużyteczna - i kryjące się wraz z nią trudności powiązane z przekazaniem wiedzy. Od braku zainteresowania po chęć zignorowania czy utrudnienia zajęć.
- Hm... Po prostu zobaczę jak klasa stoi z wiedzą - zadecydował po szybkim przeanalizowaniu jego słów. - Może powinienem wziąć jakieś zastępstwo - wymamrotał sam do siebie, zastanawiając się nad tym, jak podejść do sprawy nadrobienia zaległego materiału po zorientowaniu się, na jakim etapie była klasa. Nie zamierzał obwiniać Amy o opóźnienie, zamierzając bardziej samemu dostosować się do niespodziewanej sytuacji.
Jednakże obecna sytuacja coraz to bardziej zaczęła mu zahaczać o randkę, gdy spoglądał na to, jakie ruchy podejmował Everett. Ciepło jego dłoni było dobrze dla niego wyczuwalne, wywołując w nim lekkie, ale zarazem przyjemne dreszcze na ciele. Skłaniało go jednak to do przemyśleń odnośnie tego, w jakim kierunku szła ich relacja. Oboje odczuwali wobec siebie pociąg fizyczny - jednakże nie było w tym nic romantycznego. Zwyczajnie pragnęli od siebie tego samego.
Więc na ile zasadniczo mogli sobie pozwolić?
- Poczuję się zaszczycony - pokręcił lekko głową. - Przyjdę, by posłuchać, jak zamaskujesz to, aby nikt nie domyślił się, dla kogo to śpiewasz - zdecydowanie czuł potrzebę poznania swojego zakresu obowiązków na ten czas, by nie zmuszać się do ucieczki dla jednego ucznia.
Słysząc jego reakcję, mimowolnie zaczął się śmiać.
- Po prostu chcę, byś uważał na swoje piękne oczy - odpowiedział mu cicho. - Szkoda, byś wysuszył sobie przez zapominanie o mruganiu.
Chyba tym go nie uraził, prawda?
- Pamiętaj, że tez muszę uczyć się na swoje studia - przypomniał mu łagodnie. - Ale dobrze. Przygotowania do szkoły możemy zrobić dzisiaj - przystał na jego słowa. - Ale ty nie miałeś czasem planów na sobotę? - zapytał, nachylając się lekko w jego stronę. - Nie skończy się jak ostatnio? - niespodziewane wizyty to jednak nie było jego marzenie. Przynajmniej nie oponował dalej przeciwko wspólnemu weekendowi, nawet gdy osobiście czuł się z tym dziwnie, gdy myślał o tym. Odzwyczaił się od spędzania wolnego czasu jedynie z jedną osobą. Nawet jeśli jego obecny towarzysz był osobą o dość niepoprawnym zachowaniu, mającą gdzieś jego życzenie i plany.
I zarazem będąc wystarczająco atrakcyjny fizycznie, by go jednak nie odtrącał bez przerwy.
- Jak zwykle spędzasz czas ze znajomymi? Gdzie się wybieracie? - zapytał go, zastanawiając się, w jaki sposób mogli spędzać czas, mając wystarczająco wiele pieniędzy, by móc pozwolić sobie na wszystko. I nie będąc książkowymi maniakami jak długowłosy. Czas tutaj płynął powoli, pozwalając mu delektować się smakiem herbaty, dając mu zarazem dodatkową chęć na kosztowanie czegoś jeszcze.
- Bo uczysz się do przodu, więc wiesz, co cię czeka - odpowiedział na jego słowa z delikatnym rozbawieniem. - W dodatku nie wszystkie okresy historyczne są ciekawe do słuchania i po obserwacji zachowań, widzę, które tematy przeciętnie niezbyt przypadają do gustów - ostrożnie zaczął mu objaśniać swój punkt widzenia jako nauczyciela i studenta. - Nie sądzę, że jesteś z tym powiązany, ale masz jeszcze tą ostatnią grupę - która uznaje, że nauka o przeszłości jest bezużyteczna - i kryjące się wraz z nią trudności powiązane z przekazaniem wiedzy. Od braku zainteresowania po chęć zignorowania czy utrudnienia zajęć.
- Hm... Po prostu zobaczę jak klasa stoi z wiedzą - zadecydował po szybkim przeanalizowaniu jego słów. - Może powinienem wziąć jakieś zastępstwo - wymamrotał sam do siebie, zastanawiając się nad tym, jak podejść do sprawy nadrobienia zaległego materiału po zorientowaniu się, na jakim etapie była klasa. Nie zamierzał obwiniać Amy o opóźnienie, zamierzając bardziej samemu dostosować się do niespodziewanej sytuacji.
Jednakże obecna sytuacja coraz to bardziej zaczęła mu zahaczać o randkę, gdy spoglądał na to, jakie ruchy podejmował Everett. Ciepło jego dłoni było dobrze dla niego wyczuwalne, wywołując w nim lekkie, ale zarazem przyjemne dreszcze na ciele. Skłaniało go jednak to do przemyśleń odnośnie tego, w jakim kierunku szła ich relacja. Oboje odczuwali wobec siebie pociąg fizyczny - jednakże nie było w tym nic romantycznego. Zwyczajnie pragnęli od siebie tego samego.
Więc na ile zasadniczo mogli sobie pozwolić?
- Poczuję się zaszczycony - pokręcił lekko głową. - Przyjdę, by posłuchać, jak zamaskujesz to, aby nikt nie domyślił się, dla kogo to śpiewasz - zdecydowanie czuł potrzebę poznania swojego zakresu obowiązków na ten czas, by nie zmuszać się do ucieczki dla jednego ucznia.
Słysząc jego reakcję, mimowolnie zaczął się śmiać.
- Po prostu chcę, byś uważał na swoje piękne oczy - odpowiedział mu cicho. - Szkoda, byś wysuszył sobie przez zapominanie o mruganiu.
Chyba tym go nie uraził, prawda?
- Pamiętaj, że tez muszę uczyć się na swoje studia - przypomniał mu łagodnie. - Ale dobrze. Przygotowania do szkoły możemy zrobić dzisiaj - przystał na jego słowa. - Ale ty nie miałeś czasem planów na sobotę? - zapytał, nachylając się lekko w jego stronę. - Nie skończy się jak ostatnio? - niespodziewane wizyty to jednak nie było jego marzenie. Przynajmniej nie oponował dalej przeciwko wspólnemu weekendowi, nawet gdy osobiście czuł się z tym dziwnie, gdy myślał o tym. Odzwyczaił się od spędzania wolnego czasu jedynie z jedną osobą. Nawet jeśli jego obecny towarzysz był osobą o dość niepoprawnym zachowaniu, mającą gdzieś jego życzenie i plany.
I zarazem będąc wystarczająco atrakcyjny fizycznie, by go jednak nie odtrącał bez przerwy.
- Jak zwykle spędzasz czas ze znajomymi? Gdzie się wybieracie? - zapytał go, zastanawiając się, w jaki sposób mogli spędzać czas, mając wystarczająco wiele pieniędzy, by móc pozwolić sobie na wszystko. I nie będąc książkowymi maniakami jak długowłosy. Czas tutaj płynął powoli, pozwalając mu delektować się smakiem herbaty, dając mu zarazem dodatkową chęć na kosztowanie czegoś jeszcze.
— Na kawiarnię. Nie na wyprawę — poprawił go, przechylając nieznacznie głowę w bok — jeśli chcesz iść gdzieś jeszcze, nie mam z tym problemu. Możemy iść, gdzie tylko chcesz. Na przykład do kina.
Jonathan nie chodził tam co prawda zbyt często. I miał ku temu powód. Większość jego dotychczasowych wypadów kończyło się żerowaniem na jego portfelu. Czy utrata pieniędzy jakkolwiek go bolała? Nie. Fakt, że innym zależało tylko na nich? Też nie. Znaczyli dla niego tyle, co nic. Tym, co najmocniej go irytowało, był fakt, że wszyscy na wszelkie sposoby próbowali wkraść się w jego łaski. Ich sztuczne uśmiechy, odgrywane charaktery. Wszystko to było najzwyczajniej w świecie nudne. Jedyną osobą, która nigdy nie próbowała nikogo udawać była Millie. I nie tylko to. Dziewczyna była na tyle bezczelna, że potrafiła ciągnąć go ze sobą tylko po to, by postawił jej obiad, co szczerze zresztą komunikowała.
I to właśnie w niej lubił.
"Bo uczysz się do przodu, więc wiesz, co cię czeka."
— No dobra, wybrnąłeś — zażartował, unosząc kącik ust ku górze. Gdyby ot tak wrzucił go do jednego worka z innymi, bez wątpienia jego reakcja wyglądałaby zupełnie inaczej.
— Jest wiele rzeczy, których się uczymy, a uznajemy za bezużyteczne. Ale osobiście nie sądzę, by historia była jedną z nich. Osobiście uważam za ciekawe, jak wielki ludzie poczynili postęp technologiczno-społeczny. Wypracowali rzekomo sprawiedliwy system, ograniczyli ludobójstwo, wprowadzili zasady, które mają pozwolić na zachowanie pokoju. A jednak z perspektywy czasu, praktycznie nic się nie zmieniło. Ludzie nadal się zabijają, podziały istnieją, ubodzy zawsze będą służyć bogatym, nawet jeśli zamiast niewolnictwa nazwie się to pracą, by mogli się utrzymać i dostać jedzenie. Nie sądzisz, że to ciekawe? — oparł się łokciem o krzesło, podpierając twarz dłonią. Drugą nieustannie trzymał na jego, sunąc delikatnie palcami po jego skórze.
— Prócz standardowego wskazania zapętlającej się historii, jest też wiele ciekawych rzeczy takich jak choćby wierzenia i obrzędy. Po prostu nie każdy potrafi to odpowiednio przekazać. Nie martw się, Shane. Ładny wygląd to nie jedyny powód twojej popularności w szkole — spojrzał ponad jego ramieniem, zawieszając pokrótce na czymś wzrok, nim wrócił do niego uwagą, przywołując na twarz nieznaczny uśmiech.
Zostawił chwilowo herbatę w spokoju, nie komentując jego słów odnośnie zastępstwa. Jakby nie patrzeć, nie miał tu nic do powiedzenia, a decyzja należała tylko i wyłącznie do Kassira.
— Tym bym się nie przejmował. Patrząc w tłum, każdy będzie sobie wmawiał, że to właśnie z nim podtrzymuję kontakt wzrokowy. Możesz bezczelnie przewiercać mnie wzrokiem Shane, a ja bez wątpienia odwdzięczę się tym samym — wymruczał cicho, zabierając rękę z oparcia, by usiąść w ten sam elegancki sposób co wcześniej. W końcu ujął filiżankę, unosząc ją ku górze. Wystarczyło jednak, by znalazła się obok jego ust, by zaraz na nowo ją odstawił.
— Doceniam troskę — skomentował z przekorną nutą w głosie. Zaraz drgnął nieznacznie, przesuwając nogę do przodu.
— Racja. Czasem zapominam, że jednocześnie jesteś studentem. W takim razie się nie przejmuj, jeśli będziesz potrzebował przestrzeni do nauki, możesz skorzystać z jednego z pokoi gościnnych. I już ci mówiłem, że moje plany na sobotę zdążą się skończyć, zanim się obudzisz. Osobiście się o tym upewnię dziś wieczorem — posłał mu uroczy uśmiech, samemu nachylając się nad stolikiem. Przez chwilę skakał wzrokiem po jego twarzy, zawieszając go na dłużej na jego ustach. Cokolwiek przyszło mu do głowy, ostatecznie odpuścił.
— Różnie. Chodzimy do restauracji, na kręgle, bilard, czasem karaoke czy do kina. Parków rozrywki, na arcade'ówki, jakiś czas temu byliśmy w parku linowym. Kilka razy zabierałem ich zagranicę — wzruszył ramionami, podważając lekko jego dłoń ku górze, by wsunąć swoje palce pomiędzy jego — jeśli będziesz chciał gdziekolwiek jechać, możesz mi powiedzieć. Zabiorę cię.
- A usiedziałbyś ze mną dwie godziny w kinie? - zapytał go w odpowiedzi, nie kryjąc lekkiego rozbawienia wypisanego na jego twarzy. Miał wrażenie, że skończyłoby się na wszystkim, tylko nie na oglądaniu filmu. - I nie wiem - przesunął palcami po powierzchni blatu. - Nie myślałem o niczym więcej, więc nie bardzo mam pomysły na teraz - zwłaszcza, że im dłużej przebywali razem na zewnątrz, tym większa szansa była na to, że ktoś niepotrzebnie się nimi zainteresuje. Jakkolwiek było to irytujące, musiał mieć na to oko, wiedząc, że opinia publiczna nie będzie łaskawie patrzeć na to. Dodatkowo wchodził na plan fakt, że niezbyt był zdecydowany, by spotykać się z nim na coś dłużej. Obecne spotkanie było częściowo faktem związanym z wkręcenie go w taką sytuację.
Wysłuchał spokojnie jego słów, nie zwracając większą uwagę na to, że go dotykał. Musiał przyznać, że nie tylko był piękny, ale również i inteligentny. Już wcześniej to zauważał, ale gdy wypowiadał się na temat historii, musiał przyznać, że zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Fakt, że rzeczywiście zwracał uwagę na to, czego się uczył, a nie zdobywał tylko suchą teorię. Posiadanie wiedzy było istotne, chociaż zastanawiał się, w jaki sposób ją zamierzał wykorzystać. Póki co zwyczajnie przytaknął mu, kiwając głową.
- Jesteś świetnym uczniem - powiedział z cichym uznaniem w głosie. - Dobrze rozumiesz to, co się uczysz. Nie wydaje mi się, by wiele osób skupiało na tym uwagę, ale faktem jest, że to, co istniało w czasach starożytnych, jest i obecnie, ale w bardziej unowocześnionej formie. Jest wielokrotnie mowa o "zmianach", ale w końcu i one zostają pochłonięte przez stworzony system, niekiedy jedynie zamieniając role ze sobą - uznał, że nie skomentuje kwestii wyglądu i popularności. Nie, żeby miał co z tym zrobić, jego zainteresowanie uczniami ograniczało się jedynie do szkoły. Nie licząc obecnie jednego uciążliwego rudzielca, który go obecnie porwał z baru.
- Hm... Wolałbym jednak, byś skupił się na tym, co masz zrobić - żachnął, stukając palcem o naczynie. - W końcu to nie jest koncert personalnie dla mnie - uśmiechnął się niewinnie do niego. - Chociaż ciekawi mnie, jakie inne atrakcje czekają - przesunął na niego ostrożnie wzrok, widząc jak zmienia pozycję. Jego ruchy i zachowanie wyraźnie sobą charakteryzowały dobrze jego pochodzenie, i wychowanie. Nie sposób było nie zauważyć, że pochodził z dobrej rodziny, co też samemu sobą wyrażał, nie potrzebując do tego żadnych słów.
Wziął swoją herbatę, by ostrożnie upić trochę.
- Zastanawia mnie, czy ty w ogóle pamiętasz o tym - żachnął w odpowiedzi. - Hm... dziękuję za propozycję. I... - posłał mu dłuższe spojrzenie, marszcząc nieznacznie brwi. - ... nieważne - odłożył naczynie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Uznał, że dziwnie to brzmiało, słysząc w tak niewinnych słowach to, co go czekało prawdopodobnie wieczorem. Zarazem też poczuł zimny dreszcz na plecach. Mimowolnie przypomniał sobie o jego uśmieszku, gdy miał do czynienia z nim w specyficznych sytuacjach.
- Hm? Skoro proponujesz - wyrwany z myśli przez jego odpowiedź, zacisnął lekko palce na jego dłoni. - To poproszę o pojechanie do mojego domu - rzucił hasłem, uśmiechając się z rozbawieniem. - No co, sam proponowałeś, że gdziekolwiek bym chciał. A tak się składa, że przez kogoś nie mam ze sobą ani książek, ani tym bardziej ubrań na zmianę. Wyobrażasz sobie, bym chodził ciągle w jednym stroju? - teraz tym bardziej nie zamierzał słuchać odmowy względem tego. W końcu nie mógł mu zabronić bezpośrednio, gdy sam zaproponował. A przynajmniej tak uważał ciemnowłosy. Pieniądze Everetta nie interesowały go w ogóle, jego status społeczny bardziej przyprawiał o niepokój i ostrożność, niż chęć zyskania łaski. Jednakże chcąc nie chcąc, musiał znieść fakt, że fizycznego pociągu nie mógł oszukać, lecz był z tym już wystarczająco szczery wobec młodszego. Niepisana umowa panowała między nimi, jednakże...
Co w momencie, gdy któryś z nas zakocha się w kimś innym?
- I jakkolwiek byś chciał, to nie wsuniesz mi tej nogi pomiędzy moje - wyszeptał ledwo słyszalnie, przesuwając prawą nogę, by dotknąć go łydką. - Będziesz musiał nieco jeszcze grzecznie poczekać.
Postanowił nie myśleć na razie o tak uciążliwych rzeczach. Był pewny, że w razie wystąpienia tego, doszliby do porozumienia.
Wysłuchał spokojnie jego słów, nie zwracając większą uwagę na to, że go dotykał. Musiał przyznać, że nie tylko był piękny, ale również i inteligentny. Już wcześniej to zauważał, ale gdy wypowiadał się na temat historii, musiał przyznać, że zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Fakt, że rzeczywiście zwracał uwagę na to, czego się uczył, a nie zdobywał tylko suchą teorię. Posiadanie wiedzy było istotne, chociaż zastanawiał się, w jaki sposób ją zamierzał wykorzystać. Póki co zwyczajnie przytaknął mu, kiwając głową.
- Jesteś świetnym uczniem - powiedział z cichym uznaniem w głosie. - Dobrze rozumiesz to, co się uczysz. Nie wydaje mi się, by wiele osób skupiało na tym uwagę, ale faktem jest, że to, co istniało w czasach starożytnych, jest i obecnie, ale w bardziej unowocześnionej formie. Jest wielokrotnie mowa o "zmianach", ale w końcu i one zostają pochłonięte przez stworzony system, niekiedy jedynie zamieniając role ze sobą - uznał, że nie skomentuje kwestii wyglądu i popularności. Nie, żeby miał co z tym zrobić, jego zainteresowanie uczniami ograniczało się jedynie do szkoły. Nie licząc obecnie jednego uciążliwego rudzielca, który go obecnie porwał z baru.
- Hm... Wolałbym jednak, byś skupił się na tym, co masz zrobić - żachnął, stukając palcem o naczynie. - W końcu to nie jest koncert personalnie dla mnie - uśmiechnął się niewinnie do niego. - Chociaż ciekawi mnie, jakie inne atrakcje czekają - przesunął na niego ostrożnie wzrok, widząc jak zmienia pozycję. Jego ruchy i zachowanie wyraźnie sobą charakteryzowały dobrze jego pochodzenie, i wychowanie. Nie sposób było nie zauważyć, że pochodził z dobrej rodziny, co też samemu sobą wyrażał, nie potrzebując do tego żadnych słów.
Wziął swoją herbatę, by ostrożnie upić trochę.
- Zastanawia mnie, czy ty w ogóle pamiętasz o tym - żachnął w odpowiedzi. - Hm... dziękuję za propozycję. I... - posłał mu dłuższe spojrzenie, marszcząc nieznacznie brwi. - ... nieważne - odłożył naczynie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Uznał, że dziwnie to brzmiało, słysząc w tak niewinnych słowach to, co go czekało prawdopodobnie wieczorem. Zarazem też poczuł zimny dreszcz na plecach. Mimowolnie przypomniał sobie o jego uśmieszku, gdy miał do czynienia z nim w specyficznych sytuacjach.
- Hm? Skoro proponujesz - wyrwany z myśli przez jego odpowiedź, zacisnął lekko palce na jego dłoni. - To poproszę o pojechanie do mojego domu - rzucił hasłem, uśmiechając się z rozbawieniem. - No co, sam proponowałeś, że gdziekolwiek bym chciał. A tak się składa, że przez kogoś nie mam ze sobą ani książek, ani tym bardziej ubrań na zmianę. Wyobrażasz sobie, bym chodził ciągle w jednym stroju? - teraz tym bardziej nie zamierzał słuchać odmowy względem tego. W końcu nie mógł mu zabronić bezpośrednio, gdy sam zaproponował. A przynajmniej tak uważał ciemnowłosy. Pieniądze Everetta nie interesowały go w ogóle, jego status społeczny bardziej przyprawiał o niepokój i ostrożność, niż chęć zyskania łaski. Jednakże chcąc nie chcąc, musiał znieść fakt, że fizycznego pociągu nie mógł oszukać, lecz był z tym już wystarczająco szczery wobec młodszego. Niepisana umowa panowała między nimi, jednakże...
Co w momencie, gdy któryś z nas zakocha się w kimś innym?
- I jakkolwiek byś chciał, to nie wsuniesz mi tej nogi pomiędzy moje - wyszeptał ledwo słyszalnie, przesuwając prawą nogę, by dotknąć go łydką. - Będziesz musiał nieco jeszcze grzecznie poczekać.
Postanowił nie myśleć na razie o tak uciążliwych rzeczach. Był pewny, że w razie wystąpienia tego, doszliby do porozumienia.
Uniósł nieznacznie brew ku górze, wpatrując się w niego z wyraźnym zaciekawieniem.
— Dlaczego miałbym nie usiedzieć? Jeżeli liczyłeś na to, że przez dwa dni jedyne co będziemy robić, to zaliczać w łóżku wszystkie możliwe pozycje to muszę cię rozczarować. Czasem też lubię po prostu normalnie spędzić z kimś czas, wiesz? — nawet jeśli w jego oczach mógł się wydawać chodzącą maszyną zaprogramowaną do sypiania z innymi. Z nim. W końcu od ich pierwszego spotkania Everett nie widywał się z nikim innym. W przeciwieństwie do niego. Nie, żeby zamierzał mu to wyrzucać, w końcu nie wiązała ich żadna głęboka relacja. Jedynie wzajemne niesienie sobie przyjemności.
Wpatrywał się w niego uważnie, wysłuchując jego odpowiedzi. Dopiero na sam koniec uniósł nieznacznie kącik ust, przenosząc wzrok w bok.
— Doceniam komplement — zgadzał się z jego słowami odnośnie zmian, co okazał zresztą łagodnym kiwnięciem głowy. Nawet jeśli nie zgłębiał dalej tematu. Nie uważał go za nudny. Po prostu właśnie teraz przez ułamek sekundy przez jego perfekcyjną twarz przebiło się zmęczenie. Ostatnie dni bez wątpienia odciskały na nim swoje piętno, a drobna przygoda w samochodzie wcale nie przeszła bez echa.
"Wolałbym jednak, byś skupił się na tym, co masz zrobić."
— Auć. Co za chłód, panie Kassir. Zranił pan moje uczucia — wrócił do niego wzrokiem, wpatrując w niego intensywnie, choć przez krótki moment nie odzywał się ani słowem.
— Jestem pewien, że niektóre mogą cię niesamowicie zaskoczyć — uśmiech, który zaraz skrył połowicznie za dłonią, miał w sobie coś psotnego, co tylko dowodziło tego, że coś kombinował. A może raczej już uknuł na zapas, wręcz nie mogąc się doczekać, aż będzie mógł pokazać owoc swojej pracy. Wystarczyło w końcu szepnąć kilka słów tu i tam, by stworzyć ku temu perfekcyjną okazję.
— Czasem. Przez większość czasu próbujesz zarysować pomiędzy nami bardzo wyraźną granicę uczeń-nauczyciel, więc przyzwyczaiłem się do myślenia o tobie w podobnych kategoriach. Łatwo zapomnieć, że jesteś ode mnie niewiele starszy, ale widząc twoją reakcję, całkowicie przestawię się na drugi tryb postrzegania łączącej nas relacji. Uczeń-student, Shane — w końcu w oczach Jonathana, kilka lat było praktycznie niczym, patrząc na jego poprzedni obiekt miłosny. Nie żeby mógł porównać Shane'a do obsesji, której doświadczył w przeszłości. Nawet jeśli wielu uznałoby ich relację za niezdrową wyłącznie ze względu na zajmowaną przez niego pozycję, Kassir nie miał na niego żadnego negatywnego wpływu. Wręcz uparcie starał się go ściągnąć na poprawną ścieżkę, nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
Na jego nieszczęście, Everett był wyjątkowo upartą istotą. I do tego bardzo terytorialną.
Parsknął cicho pod nosem, ponownie unosząc filiżankę ku górze.
— Nie do końca o to mi chodziło, ale niech będzie. Pod jednym warunkiem. Idę z tobą — uśmiechnął się uroczo, w końcu biorąc ostrożny łyk herbaty. Trzymał ją przez chwilę w ustach przed przełknięciem, wyraźnie analizując jej smak na języku.
Smaczna.
Może i nie była na poziomie starannie wyselekcjonowanych mieszanek z prywatnych upraw, które zamawiał jego ojciec, niemniej spodziewał się czegoś gorszego. Upił kolejny łyk, nie odsuwając naczynia od ust.
— Ach tak? Jesteś pewien? — cichy szept, który mógł dotrzeć wyłącznie do uszu Kassira, poprzedził moment, w którym Jonathan błyskawicznie przestawił nogę pomiędzy jego kostki, praktycznie odkopując jedną z nich w bok.
Nie żeby zamierzał zrobić coś jeszcze. Po prostu nie mógł się powstrzymać, słysząc jego oskarżenie. Jego ramiona zaczęły się nieznacznie trząść, nim w końcu nie wytrzymał, śmiejąc się cicho nad filiżanką herbaty.
— Wiesz Shane, bywasz strasznie uroczy — powiedział nagle, odstawiając naczynie na stolik. Kąciki jego ust nadal były wygięte w nieznacznym uśmiechu.
— Na pewno nie dasz się namówić na kino? Po tym, jak weźmiemy twoje rzeczy? — przekrzywił pytająco głowę w bok. Był ciekawy, jaki seans by dla nich wybrał.
- Po prostu nie mogę sobie ciebie wyobrazić siedzącego grzecznie przez dwie godziny i niepróbującego zainicjować czegokolwiek - odpowiedział na jego słowa bez zastanowienia. - I powiedzmy, że ci wierzę. W końcu nie miałem okazji tego widzieć - spędzenie czasu w jego mieszkaniu było zbyt krótkie, by móc określić cokolwiek więcej. Pamiętał ich rozmowę i to, gdzie znajdowali się, ale nie umiał tego przypisać do zwykłego spędzania czasu. - Hm... Jak ci się znów odpali, to możesz zapomnieć o dwóch dniach zaliczania całej lektury z pozycjami - powiedział, odwracając głowę na bok, by spoglądać na ulicę. - Ja też mam swoje granice możliwości - westchnął, ponownie skupiając na nim swój wzrok. Nie przywiązywał większej uwagi do normalnego spędzania czasu razem. Oczywiście - mogli to robić. W końcu chodziło w tym wszystkim tylko o to, by odczuwali przyjemność. Bez bardziej skomplikowanych relacji, zwykła więź, której ucięcie nie powinno zaboleć żadnego z nich.
Musiał jednak przyznać, że nie umykało mu to, iż jego stan fizyczny był daleki do perfekcji. Zdawał sobie sprawę, że skrywane emocje oraz stan finalnie mogły się odbić na niego bardzo negatywnie, nawet jeśli nie pozwalałby sobie na ukazywanie ich przy kimś. Dlatego też zwyczajnie zaczął brać pod uwagę danie mu wypoczęcia, bez wnikania w cokolwiek więcej.
- Czyżby przebudzenie mocy? - odciął się na temat chłodu, unosząc brew do góry. Gdyby rzeczywiście mógł posiadać taką moc, Everett nie raz by odczuwał ją na sobie podczas tej całej ich znajomości. - Przeżyjesz - zignorował jego intensywny wzrok, skupiając uwagę na ciepłym naparze. Nie miał pojęcia, czemu czasem patrzył na niego w taki sposób, ale zarazem odnosił wrażenie, że próbował go w jakimś stopniu przejrzeć.
- Hm? - słysząc jego słowa, uniósł wzrok, by zaraz potem jego spojrzenie zrobiło się ostrożniejsze. Zmarszczył nieznacznie brwi, sprawiając wrażenie lekko zaniepokojonego. Czyżby mnie coś ominęło? Nie uważał, że dowiedziałby się teraz o tym, więc postanowił pozostawić już to na okres powrotu do szkoły.
Za to prychnął cicho na jego słowa.
- Może i jestem studentem, ale przede wszystkim twoim nauczycielem. Nawet jeśli wbrew mojej woli całkowicie to ignorowałeś. Może za rok się to zmieni, ale nie ten czas nie jest teraz - dłuższe spojrzenie, jakie skupiał na nim, zdradzało w sobie część irytacji powiązanej z tym faktem. - Chociaż robi ci to większe znaczenie, w jaki sposób postrzegasz to, skoro i tak robisz po swojemu? - burknął, naburmuszony tym faktem, że jego wola została tak źle potraktowana. Było parę lat różnicy, to prawda, ale wszelakie okoliczności źle sprzyjały ich relacji.
- Bez limuzyny - nie bardzo chciał z nim iść, ale będąc pewnym, że nie ustąpi, postanowił sam dodać swoje warunki. - I zakrywasz swoją prezentację. Jak nie masz czym, to oddam bluzę - chciał zwyczajnie zamiany roli względem zakrywania tożsamości. Nie potrzebował żadnej dodatkowej uwagi na sobie, a plotki były tak samo niebezpieczne co i rzeczywiste fakty.
Wrócił do picia herbaty, nie reagując ciałem na jego odpowiedź względem swoich słów.
- Nie kop mnie - jednakże głos zdradzał nie zdradzał zachwytu, chociaż zaraz potem westchnął i przewrócił oczami na jego słowa. - Niech ci się nie zbiera na wyznania. Nie widzę w tym punktu - powrócił nogą na miejsce, praktycznie kładąc ją na Jonathan'a.
- Zależy, co puszczają. Nie chcę tracić czasu, jeśli nie ma nic wartego obejrzenia - uznał bezlitośnie. - W sumie, czemu uparłeś się na kino? Jeśli tak bardzo chcesz - odstawił swoją filiżankę. - To możemy iść - nachylił się w jego kierunku. - Chociaż brzmi to na miejsce lepsze do spędzania czasu z rówieśnikami niż z kimś starszym - wyprostował się ponownie, po czym położył wolną dłoń na jego, delikatnie głaszcząc ją palcami.
Musiał jednak przyznać, że nie umykało mu to, iż jego stan fizyczny był daleki do perfekcji. Zdawał sobie sprawę, że skrywane emocje oraz stan finalnie mogły się odbić na niego bardzo negatywnie, nawet jeśli nie pozwalałby sobie na ukazywanie ich przy kimś. Dlatego też zwyczajnie zaczął brać pod uwagę danie mu wypoczęcia, bez wnikania w cokolwiek więcej.
- Czyżby przebudzenie mocy? - odciął się na temat chłodu, unosząc brew do góry. Gdyby rzeczywiście mógł posiadać taką moc, Everett nie raz by odczuwał ją na sobie podczas tej całej ich znajomości. - Przeżyjesz - zignorował jego intensywny wzrok, skupiając uwagę na ciepłym naparze. Nie miał pojęcia, czemu czasem patrzył na niego w taki sposób, ale zarazem odnosił wrażenie, że próbował go w jakimś stopniu przejrzeć.
- Hm? - słysząc jego słowa, uniósł wzrok, by zaraz potem jego spojrzenie zrobiło się ostrożniejsze. Zmarszczył nieznacznie brwi, sprawiając wrażenie lekko zaniepokojonego. Czyżby mnie coś ominęło? Nie uważał, że dowiedziałby się teraz o tym, więc postanowił pozostawić już to na okres powrotu do szkoły.
Za to prychnął cicho na jego słowa.
- Może i jestem studentem, ale przede wszystkim twoim nauczycielem. Nawet jeśli wbrew mojej woli całkowicie to ignorowałeś. Może za rok się to zmieni, ale nie ten czas nie jest teraz - dłuższe spojrzenie, jakie skupiał na nim, zdradzało w sobie część irytacji powiązanej z tym faktem. - Chociaż robi ci to większe znaczenie, w jaki sposób postrzegasz to, skoro i tak robisz po swojemu? - burknął, naburmuszony tym faktem, że jego wola została tak źle potraktowana. Było parę lat różnicy, to prawda, ale wszelakie okoliczności źle sprzyjały ich relacji.
- Bez limuzyny - nie bardzo chciał z nim iść, ale będąc pewnym, że nie ustąpi, postanowił sam dodać swoje warunki. - I zakrywasz swoją prezentację. Jak nie masz czym, to oddam bluzę - chciał zwyczajnie zamiany roli względem zakrywania tożsamości. Nie potrzebował żadnej dodatkowej uwagi na sobie, a plotki były tak samo niebezpieczne co i rzeczywiste fakty.
Wrócił do picia herbaty, nie reagując ciałem na jego odpowiedź względem swoich słów.
- Nie kop mnie - jednakże głos zdradzał nie zdradzał zachwytu, chociaż zaraz potem westchnął i przewrócił oczami na jego słowa. - Niech ci się nie zbiera na wyznania. Nie widzę w tym punktu - powrócił nogą na miejsce, praktycznie kładąc ją na Jonathan'a.
- Zależy, co puszczają. Nie chcę tracić czasu, jeśli nie ma nic wartego obejrzenia - uznał bezlitośnie. - W sumie, czemu uparłeś się na kino? Jeśli tak bardzo chcesz - odstawił swoją filiżankę. - To możemy iść - nachylił się w jego kierunku. - Chociaż brzmi to na miejsce lepsze do spędzania czasu z rówieśnikami niż z kimś starszym - wyprostował się ponownie, po czym położył wolną dłoń na jego, delikatnie głaszcząc ją palcami.
No proszę.
Wbrew pozorom słowa Shane'a były dodatkowym podkreśleniem tego, jak dobrze mu szło. Moment, w którym zdawał się otaczać go swoją uwagą na każdym kroku, był tym, w którym na swój sposób stawał się jego codziennością. To z kolei było praktycznie równoznaczne z przyzwyczajeniem.
Jak odbiłoby się na nim w takim razie, gdyby przestał go tą uwagą otaczać? Gdyby przestał sięgać w jego kierunku za każdym razem, gdy go widział?
Chciał wiedzieć.
Ale było na to jeszcze za wcześnie. Everett doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi wszystko poprowadzić w odpowiedni sposób, by siedzący przed nim chłopak wpadł w jego pułapkę.
— Pozostaje mi zatem cieszyć się twoim zaufaniem — powiedział, wplatając do swojego głosu niezwykle słodką nutę, która idealnie zgrała się z uroczym uśmiechem.
"Ja też mam swoje granice możliwości."
Oczywiście, że miał. Dlatego właśnie mógł go doprowadzać do stanu, gdzie nie był w stanie utrzymać przytomności. Niemniej ostatnimi czasy Kassir rozbudził w nim zakopane uczucia, do których nie przyznawał się od dawna. I choć w tym momencie nie miały zbyt wiele związanego z romantyzmem, fakt, że Jonathan pozwalał mu być na górze, znaczył o wiele więcej, niż ciemnowłosy wiedział.
Problem w tym, że podczas gdy Shane uważał ich relację za zbędną, Everett nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że zaczął się do niego przywiązywać.
Wyglądało na to, że miał wyjątkowo beznadziejny gust do facetów, podświadomie ściągając takich, którzy chcieli go tylko i wyłącznie wykorzystać, żeby się zabawić, a następnie porzucić, gdy im się znudzi.
Przewrócił oczami na pytanie o przebudzenie mocy, podnosząc tylko jedną rękę, by pokazać mu środkowy palec.
— Wal się, Shane — prychnął jak obrażony kot, porzucając tym samym na chwilę fasadę wychowanego chłopca z dobrego domu.
Nie odpowiedział na jego pytanie, postanawiając, że zachowa tajemnicę ze szkolnego festiwalu dla siebie.
— No proszę, czyli zamierzasz utrzymywać ze mną naszą relację przez następny rok? A później? — uniósł kącik ust w cwanym uśmiechu, nieustannie przeszywając go wzrokiem. Zaraz zastanowił się nad jego pytaniem, przesuwając palcami po jego dłoni.
— W sumie nieszczególnie. Obstawiam, że tak jak przybierasz maskę nauczyciela, tak samo zakładasz ją na studiach przy swoich wykładowcach, by wychodzić na przykładnego studenta. Choć oczywiście mogę się mylić. I tak jak cały czas jesteś uparty pod kilkoma względami to i tak udaje mi się wyciągnąć ze środka twój prawdziwy charakter. Przynajmniej w większej części, bo chciałbyś robić o wiele więcej rzeczy, na które nie pozwalasz sobie przez swoje przejmowanie się opinią publiczną. Więc to czy jesteś nauczycielem, czy studentem nie ma większego znaczenia. Ale jeśli bardziej podnieca cię wizja zakazanego romansu, to nie mam nic przeciwko — oczywiście, że nie mógł sobie darować odrobiny złośliwości. Zwłaszcza gdy widział jego naburmuszenie.
Uniósł brew ku górze, słysząc jego żądania. Nie, żeby nie zamierzał ich spełniać, ale musiał przyznać, że nie tego się spodziewał.
— W porządku. Możemy się zamienić, jestem pewien, że w moim swetrze będzie ci do twarzy, a ja i tak we wszystkim wyglądał dobre — no i jego ubiór był nieznacznie większy, niż powinien, więc w przypadku Kassira powinien być dobrze dopasowany.
— Ale na pewno chcesz wracać do domu na piechotę? Czy mam zamówić nam taksówkę? Z góry mówię, że nie będę jechał komunikacją — w jego głosie przez chwilę pojawiło się wyraźne zdegustowanie, które odbiło się na wykrzywionych ustach.
Nie zareagował w żaden sposób, gdy poczuł jego nogę na swojej.
— Nie uparłem. Jeśli nie chcesz, to nie musimy iść — wzruszył ramionami, upijając łyk herbaty — chociaż twoje słowa brzmią trochę niedorzecznie. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zawsze trzymasz się tylko ze swoimi rówieśnikami, a zarówno młodszych, jak i starszych odtrącasz tylko i wyłącznie przez wiek? Znam masę dwudziestoparolatków, którzy są gorszymi gówniarzami niż połowa mojej klasy, Shane. No, chyba że twierdzisz, że jesteś za stary na kino. Nie wiem co gorsze — parsknął cicho, przenosząc spojrzenie na jego dłoń, mimowolnie zawieszając się na niej przez kilka dłuższych sekund.
— W drodze do ciebie możemy zobaczyć, co obecnie grają i sam zdecydujesz. Jeśli będziesz chciał pójść, to pójdziemy, jeśli nie to nie — nie zamierzał się upierać, ciągnięcie go gdzieś na siłę nie miało najmniejszego sensu, gdy chciał po prostu dobrze się z nim bawić i miło spędzić czas.
Ale rany, wygląda na to, że naprawdę ma jakąś chorą obsesję na punkcie wieku.
Miał wrażenie, że z dnia na dzień, Shane popada w coraz większy absurd.
Kassir nie zastanawiał się, jak jego słowa wpływały na Jonathana, ani co one dla niego oznaczały. Przez zamknięcie swojego myślenia względem jednego typu relacji, nie dopuszczał do siebie, że mogłoby dojść do czegoś jeszcze innego. Nie, gdy widział, jak przebiegał ich wspólny czas, ani jak naprawdę to wyglądało. Musiał jednak przyznać rację w fakcie, że oboje częściowo otworzyli się na siebie, zdradzając sekrety skrywane przed światem.
Ta relacja idzie w dziwnym kierunku.
Mimowolnie zaśmiał się na widok jego reakcji.
- Zero w tym zabawy - odciął się na jego słowa. To był pierwszy raz, gdy widział go w całkiem innym wydaniu. Jako nastolatka, a nie panicza z bogatego domu. Musiał przyznał, że to było całkiem odświeżające.
Relacje...
- Później się zobaczy - zdecydowanie był niewzruszony na jego spojrzenie. - Za rok nie będę twoim nauczycielem. A co będzie się działo wtedy... kto wie - wzruszył ramionami. Równie dobrze mogli się ze sobą zadawać, co i odejść w swoje strony. Zakochać się i zakończyć ten typ relacji, albo również zaprzyjaźnić. Czas mógł pozwolić na ukazanie, w którym kierunku oboje się udadzą względem siebie.
Skrzywił się mimowolnie na jego opis. O ile trafiał dobrze w punkt, że miał swój wytworzony wizerunek, tak zarazem nie chodziło mu o wizję zakazanego romansu. Do którego by chętnie nie dopuścił, nawiasem mówiąc.
- I właśnie dlatego to ja z naszej dwójki muszę być tym rozsądnym - żachnął, kręcąc głową z wybitnym załamaniem. - Ale nieważne. Będzie jak jest, bez wnikania dalej.
Wystarczy, by nikt ich nie przyłapał, przez co mogli kontynuować tą niecodzienną znajomość. Przeczekać ten niebezpieczny czas i zobaczyć, w jakim kierunku chcieliby. Chociaż... gdyby nie ten początek - był pewny, że gdyby nie tego typu spotkanie, byliby dla siebie nadal obcy. Oddzieleni niewidzialną ścianą relacji uczeń-nauczyciel, nie ingerujących w cokolwiek więcej.
- Hu... Jeśli się zmieszczę, to nie ma problemu - przystał na propozycję z jego strony. - Tylko, że będziemy musieli gdzieś wstąpić, aby niezauważalnie się zamienić. Inaczej nie ma to sensu. Tylko, nie w tutejszej toalecie... - trochę zabawy, ale jednak wolał być przezorny. Oboje nie byli anonimowi.
- Przecież mówiłem, że nie narażę cię na taką traumę - żachnął. - Masz coś przeciw spacerowi? To zawsze jest spędzanie czasu razem - zauważył, unosząc lekko brew. - Taksówka brzmi nieźle, ale wolałbym przejść się.
Uśmiechnął się delikatnie, powracając do popijania napoju. Jeśli się miał gdzieś zamknąć, to preferował bibliotekę niż samochody. Chociaż chyba nie powinienem tego proponować i rzeczywiście unikać dłuższego spędzania razem czasu na zewnątrz.
- Oczywiście, jeśli wolisz pojechać, to nie widzę problemu - zapewnił go zaraz potem. Nie zamierzał mu bardziej narzucać swojej woli. No i nie wiedział, czy zniósłby taki spacer ze swoimi siłami fizycznymi.
- Gnojek - skomentował w ten sposób jego gadanie o wieku. - Nie chodziło mi o to. Tylko, że masz inne podejście do danych ludzi w zależności od ich wieku czy pokolenia. Dlatego mi jest dziwnie - wskazał na niego łyżeczką. - Że chcesz wybrać się tam ze mną.
Wątpił, że wyjaśni mu swój punkt widzenia, ale nie przejął się tym bardziej.
- Może być. Jeśli nie będzie niczego teraz ciekawego, możemy znaleźć sobie inne zajęcie - postanowił na krótki moment ugiąć się i dać im razem spędzić czas. - Nie jestem całkiem zamknięty na propozycje. Jednakże jeśli już uznasz, że skończyłeś napój, możemy spełnić pierwszą część planów - wymruczał.
Ta relacja idzie w dziwnym kierunku.
Mimowolnie zaśmiał się na widok jego reakcji.
- Zero w tym zabawy - odciął się na jego słowa. To był pierwszy raz, gdy widział go w całkiem innym wydaniu. Jako nastolatka, a nie panicza z bogatego domu. Musiał przyznał, że to było całkiem odświeżające.
Relacje...
- Później się zobaczy - zdecydowanie był niewzruszony na jego spojrzenie. - Za rok nie będę twoim nauczycielem. A co będzie się działo wtedy... kto wie - wzruszył ramionami. Równie dobrze mogli się ze sobą zadawać, co i odejść w swoje strony. Zakochać się i zakończyć ten typ relacji, albo również zaprzyjaźnić. Czas mógł pozwolić na ukazanie, w którym kierunku oboje się udadzą względem siebie.
Skrzywił się mimowolnie na jego opis. O ile trafiał dobrze w punkt, że miał swój wytworzony wizerunek, tak zarazem nie chodziło mu o wizję zakazanego romansu. Do którego by chętnie nie dopuścił, nawiasem mówiąc.
- I właśnie dlatego to ja z naszej dwójki muszę być tym rozsądnym - żachnął, kręcąc głową z wybitnym załamaniem. - Ale nieważne. Będzie jak jest, bez wnikania dalej.
Wystarczy, by nikt ich nie przyłapał, przez co mogli kontynuować tą niecodzienną znajomość. Przeczekać ten niebezpieczny czas i zobaczyć, w jakim kierunku chcieliby. Chociaż... gdyby nie ten początek - był pewny, że gdyby nie tego typu spotkanie, byliby dla siebie nadal obcy. Oddzieleni niewidzialną ścianą relacji uczeń-nauczyciel, nie ingerujących w cokolwiek więcej.
- Hu... Jeśli się zmieszczę, to nie ma problemu - przystał na propozycję z jego strony. - Tylko, że będziemy musieli gdzieś wstąpić, aby niezauważalnie się zamienić. Inaczej nie ma to sensu. Tylko, nie w tutejszej toalecie... - trochę zabawy, ale jednak wolał być przezorny. Oboje nie byli anonimowi.
- Przecież mówiłem, że nie narażę cię na taką traumę - żachnął. - Masz coś przeciw spacerowi? To zawsze jest spędzanie czasu razem - zauważył, unosząc lekko brew. - Taksówka brzmi nieźle, ale wolałbym przejść się.
Uśmiechnął się delikatnie, powracając do popijania napoju. Jeśli się miał gdzieś zamknąć, to preferował bibliotekę niż samochody. Chociaż chyba nie powinienem tego proponować i rzeczywiście unikać dłuższego spędzania razem czasu na zewnątrz.
- Oczywiście, jeśli wolisz pojechać, to nie widzę problemu - zapewnił go zaraz potem. Nie zamierzał mu bardziej narzucać swojej woli. No i nie wiedział, czy zniósłby taki spacer ze swoimi siłami fizycznymi.
- Gnojek - skomentował w ten sposób jego gadanie o wieku. - Nie chodziło mi o to. Tylko, że masz inne podejście do danych ludzi w zależności od ich wieku czy pokolenia. Dlatego mi jest dziwnie - wskazał na niego łyżeczką. - Że chcesz wybrać się tam ze mną.
Wątpił, że wyjaśni mu swój punkt widzenia, ale nie przejął się tym bardziej.
- Może być. Jeśli nie będzie niczego teraz ciekawego, możemy znaleźć sobie inne zajęcie - postanowił na krótki moment ugiąć się i dać im razem spędzić czas. - Nie jestem całkiem zamknięty na propozycje. Jednakże jeśli już uznasz, że skończyłeś napój, możemy spełnić pierwszą część planów - wymruczał.
Parsknął rozbawiony, postukując kilka razy butem o podłogę.
— Cóż, w tej jednej kwestii muszę się z tobą zgodzić — bawienie się samemu nie było w połowie tak ciekawe czy satysfakcjonujące co z drugą osobą.
Jego kolejne słowa mimowolnie sprawiły, że zamilkł. Rzekomy rok zdawał się otwierać całe mnóstwo możliwości. Problem w tym, że nadal pozostawał rokiem. A Jonathan w niektórych sprawach nie wykazywał się szczególną cierpliwością. Były sytuacje, gdy spokojnie prowadził wszystko do końca i były takie, w których zbyt mocno zaczynał odczuwać, że traci czas.
Na szczęście ich obu, na razie w przypadku Kassira nadal był na pierwszym etapie.
Zaśmiał się cicho, słysząc załamanie w jego głosie, jak i widząc je na jego twarzy.
— Zabolało, bo trafiłem z całą resztą, mam rację? — nawet jeśli czasem po jego wypowiedziach mogłoby się wydawać inaczej, Shane wcale nie był tak łatwą do przejrzenia osobą. Dlatego właśnie tak mocno go ciekawił.
— Powinieneś. Jeśli nie to kupię sobie coś po drodze — zaproponował bez większego przejęcia, nie widząc w tym większego problemu. Za to nie do końca rozumiał, dlaczego mieli specjalnie gdzieś wchodzić.
— Wiesz co, myślę że jak wejdziemy gdzieś tylko po to, by się przebrać, to wzbudzimy o wiele większe zainteresowanie niż w miejscu, gdzie patrząc wokół, większość przychodzi albo na randkę, albo na spotkanie po pracy, więc nie zwracają na nas uwagi. Przecież wejdziemy tylko się przebrać, a nie obciągać sobie w łazience. Zajmie nam to piętnaście sekund, panie paranoiku, nikt nas nie śledzi, ani nie robi nam zdjęć — przewrócił oczami, zaraz kręcąc na boki głową. Naprawdę, co on z nim miał. Pewnie zaraz usłyszy jakąś kolejną wymówkę, która i tak nie będzie dla niego miała większego sensu.
— Spacer mi pasuje — wyraźnie się ożywił, nie tylko zadowolony z tego, że nie będą musieli jechać komunikacją. Przede wszystkim idąc razem, chcąc nie chcąc, Shane będzie zmuszony do spędzania z nim czasu w normalny sposób. To z kolei dawało Everettowi szanse na poznanie go od tej samej nieoficjalnej strony, którą nieustannie próbował zgłębiać.
Prawdopodobnie zupełnie nieświadomie podawał mu samego siebie na talerzu.
— A, ale do mnie do domu wrócimy taksówką. Skoro tak bardzo boisz się mojej limuzyny. Myślisz, że znowu zaatakuję cię tak jak poprzednio? — zapytał z cwanym uśmiechem, przymykając nieznacznie powieki. Właśnie ten konkretny wyraz twarzy najmocniej przywodził na myśl przebiegłego, złośliwego lisa.
— Dlaczego miałbym mieć do nich inne podejście przez wiek? Mam do nich inne podejście zależnie od tego, czego potrzebuję. Od ciebie nie chcę niczego prócz towarzystwa — no naprawdę, Kassir był wyjątkowo beznadziejnym przypadkiem. Skąd mu się w ogóle brały te przekonania?
— Zaskarżę cię w sądzie. Za dyskryminację nastolatków, panie mam dwadzieścia-jeden-lat-i-takie-inne-podejście — zachichotał mimowolnie pod nosem, dopijając do końca swoją herbatę. Zaraz posłał mu jednak uśmiech, gdy wspomniał o innym zajęciu.
— Pewnie — nawet nie próbował kryć swojego zadowolenia z faktu, że nie został odrzucony — i możemy iść. To jak, którą wersję z przebieraniem się wybierasz, panie paranoiku?
Chyba wymyślił mu nowy pseudonim.
- Nie potwierdzam - ale miał. Miał i to właśnie dlatego też ta cała sceneria miała miejsce. Ukrywanie się i udawanie. Nie żeby rzeczywiście w normalnych okolicznościach było rzeczywiście takie proste. Nadal dzielił ich status społeczny, nie tylko z poziomu szkolnego.
Miło mieć kasę na swobodne wydatki.
- Hm... A nie będzie dziwnie, jeśli wyjdziemy w taki sposób? - zapytał go w odpowiedzi, nie myśląc o tym, że samemu nieco niezbyt stał z pieniędzmi obecnie. - W sensie... może i gdzieś masz punkt, chociaż takie przebieranie wszędzie wygląda podejrzanie. Najłatwiej byłoby w pojeździe, gdzie po oddaleniu nikt by nie połączył faktu - wymamrotał sam do siebie możliwość, która jednak nie wchodziła w grę. Nie, gdy postanowili już na sposób poruszania się.
Czyżby lubił spacery? Musiał przyznać, że trochę zaskoczyło go, że nie naciskał na limuzynę, taksówkę albo własny odrzutowiec. Spacer był... zwykły. Aż niepasujący do bogatego panicza z dobrego domu.
Myśli jednak na ten temat odeszły w bok, gdy przypomniał mu przeszłe wydarzenie.
- Ugh... to wepchnięcie mnie do limuzyny było nieczystym zagraniem - wymamrotał, posyłając mu zezłoszczone spojrzenie. Nie mógł zapomnieć tego potraktowania, gdy sam zadecydował, czy Kassir miał wejść do pojazdu. - Chociaż chcę omijać limuzynę, bo tak trochę za bardzo przyciąga uwagę. Zwłaszcza w moich okolicach - tym bardziej drażniła go jego mimika twarzy, co spowodowało, że kopnął go w kostkę, nadal naburmuszając się. Nie uważał, że to był powód do śmiechu.
- Hmm... - towarzystwa, co? Czyli chodziło o zwykłe zabicie czasu. Nawet jeśli z jakiegoś powodu akurat jego wybrał sobie na obiekt. Naprawdę mam co robić, a on jeszcze do mnie potrafił wydzwaniać.
- Oh my. Już się boję - przewrócił oczami. - Mam już dzwonić do adwokata czy może chciałbyś posłuchać moich wyjaśnień - nie żeby ich już nie podał. Ale jednak nieco musiał się z nim podrażnić, by wyjść na swoje i nie dać mu ostatniego słowa.
- Nazwij mnie raz jeszcze, a wepchnę cię do autobusu - wyburczał, odsuwając od siebie naczynie, po czym przeciągnął się lekko. - Chodź do tej łazienki i zobaczmy, czy w ogóle zamiana będzie miała większy sens. Jak nie, to - ciężkie westchnienie. - Idziemy do sklepu. Chociaż nie widzę w tym sensu - zwłaszcza, że miał jeszcze swoje ubrania, więc mógł po prostu chodzić w nich. Wstał z miejsca, posyłając mu długie spojrzenie. Widział jego zadowolenie, które powodowało, że mimowolnie poddał się, uznając, że chwila dłużej razem nie zaszkodzi im. Wskazał głową kierunek łazienki, udając się tam samemu zaraz. Upewnił się, że była pusta, nim przeszedł do ściągnięcia z siebie czapki oraz czarnej bluzy.
W sumie to...
- Trochę późno pytam, ale czy w ogóle nie przeszkadza ci nosić ubrania po mnie? - w końcu niekoniecznie musiał chcieć mieć na sobie coś, co nosił ktoś zupełnie inny.
Miło mieć kasę na swobodne wydatki.
- Hm... A nie będzie dziwnie, jeśli wyjdziemy w taki sposób? - zapytał go w odpowiedzi, nie myśląc o tym, że samemu nieco niezbyt stał z pieniędzmi obecnie. - W sensie... może i gdzieś masz punkt, chociaż takie przebieranie wszędzie wygląda podejrzanie. Najłatwiej byłoby w pojeździe, gdzie po oddaleniu nikt by nie połączył faktu - wymamrotał sam do siebie możliwość, która jednak nie wchodziła w grę. Nie, gdy postanowili już na sposób poruszania się.
Czyżby lubił spacery? Musiał przyznać, że trochę zaskoczyło go, że nie naciskał na limuzynę, taksówkę albo własny odrzutowiec. Spacer był... zwykły. Aż niepasujący do bogatego panicza z dobrego domu.
Myśli jednak na ten temat odeszły w bok, gdy przypomniał mu przeszłe wydarzenie.
- Ugh... to wepchnięcie mnie do limuzyny było nieczystym zagraniem - wymamrotał, posyłając mu zezłoszczone spojrzenie. Nie mógł zapomnieć tego potraktowania, gdy sam zadecydował, czy Kassir miał wejść do pojazdu. - Chociaż chcę omijać limuzynę, bo tak trochę za bardzo przyciąga uwagę. Zwłaszcza w moich okolicach - tym bardziej drażniła go jego mimika twarzy, co spowodowało, że kopnął go w kostkę, nadal naburmuszając się. Nie uważał, że to był powód do śmiechu.
- Hmm... - towarzystwa, co? Czyli chodziło o zwykłe zabicie czasu. Nawet jeśli z jakiegoś powodu akurat jego wybrał sobie na obiekt. Naprawdę mam co robić, a on jeszcze do mnie potrafił wydzwaniać.
- Oh my. Już się boję - przewrócił oczami. - Mam już dzwonić do adwokata czy może chciałbyś posłuchać moich wyjaśnień - nie żeby ich już nie podał. Ale jednak nieco musiał się z nim podrażnić, by wyjść na swoje i nie dać mu ostatniego słowa.
- Nazwij mnie raz jeszcze, a wepchnę cię do autobusu - wyburczał, odsuwając od siebie naczynie, po czym przeciągnął się lekko. - Chodź do tej łazienki i zobaczmy, czy w ogóle zamiana będzie miała większy sens. Jak nie, to - ciężkie westchnienie. - Idziemy do sklepu. Chociaż nie widzę w tym sensu - zwłaszcza, że miał jeszcze swoje ubrania, więc mógł po prostu chodzić w nich. Wstał z miejsca, posyłając mu długie spojrzenie. Widział jego zadowolenie, które powodowało, że mimowolnie poddał się, uznając, że chwila dłużej razem nie zaszkodzi im. Wskazał głową kierunek łazienki, udając się tam samemu zaraz. Upewnił się, że była pusta, nim przeszedł do ściągnięcia z siebie czapki oraz czarnej bluzy.
W sumie to...
- Trochę późno pytam, ale czy w ogóle nie przeszkadza ci nosić ubrania po mnie? - w końcu niekoniecznie musiał chcieć mieć na sobie coś, co nosił ktoś zupełnie inny.
A zatem potwierdzał, nie potwierdzając. Czasem naprawdę był niesamowicie uroczy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
— Im bardziej będziesz się tym przejmował i stresował, tym bardziej ściągasz na siebie uwagę. Prawda jest taka, że pewnie większość ludzi tutaj nawet nie wie, co tak właściwie na sobie masz. Jesteś w stanie powiedzieć mi, w co jest ubrana para za twoimi plecami po twojej lewej bez odwracania się w ich stronę? Powiedzieć ile osób minęliśmy, wchodząc tu i wymienić, w co były ubrane? — zapytał, opierając wolną rękę na krześle, by zaraz podtrzymać nią policzek, wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Ludzie mieli tendencje do patrzenia tylko na to, co w jakiś sposób ich dotyczyło. Dlatego właśnie podczas ich spotkania, wzrok Jonathana był utkwiony tylko w Shanie, a nie wszystkich wokół.
— Słońce, które moje zagrania są czyste? — parsknął cicho rozbawiony, nachylając się w jego stronę. Na tyle mocno, by przesunąć palcami po jego twarzy z uniesionym ku górze kącikiem ust — Gdybym takie miał, nawet by cię tu nie było, bo wolałbyś podrywać w barze jakieś nudne studentki czy siedzieć za biurkiem jak na przykładnego nauczyciela przystało. Moje towarzystwo jest dużo ciekawsze. Nawet jeśli frustruję cię na tysiąc różnych sposobów.
Bo przecież doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zaraz cofnął się jednak na swoje miejsce, odsuwając nieznacznie kostkę, gdy poczuł na niej kopnięcie. Które tylko go mocniej rozśmieszyło.
— Okej, okej. Dotarło. Następnym razem podjadę samochodem — obiecał, kładąc dłoń na klatce piersiowej, by okazać w ten sposób swoją szczerość. A skoro już to robił, to rzeczywiście zamierzał dotrzymać słowa.
— Obawiam się, że nie stać cię na adwokata, który przebiłby zarówno mojego, jak i przekupionego sędziego — zażartował, chichocząc pod nosem. Cóż, jeśli zamierzał wymyślać jeszcze inne wymówki, to w zasadzie chętnie by ich posłuchał. Tak dla sportu.
"Nazwij mnie tak raz jeszcze, a wepchnę cię do autobusu."
Uniósł dłonie ku górze, publicznie się poddając.
— Miej litość. Nie zdzierżyłbym minuty w tym odrażającym pojeździe — był zatem gotów na wstrzymanie swojego nowego przezwiska.
Dopóki nie znajdą się u niego w domu z dala od koszmarnego środka komunikacji, rzecz jasna.
— Ach tak, wspólny wypad do łazienki — podniósł się ze swojego miejsca, idąc za nim. Nawet jeśli miał olbrzymią ochotę złapać go pod ramię i rzucić jakimś beznadziejnym żartem o chodzących razem do łazienki dziewczynach. Powstrzymał się, nie chcąc go dodatkowo spłoszyć. Już i tak podskakiwał w zbyt wielu sytuacjach i przestraszona fretka.
Co też było na swój sposób urocze.
Wszedł tuż za nim do toalety, w przeciwieństwie do niego nawet nie rozglądając się na boki. Od razu ściągnął sweter, niby to przypadkiem podwijając przy tym koszulę do góry na tyle, by odsłonić umięśniony brzuch. Zaraz wyciągnął go w jego stronę, zabierając bluzę, by od razu przeciągnąć ją przez głowę.
— Nie — złapał lekko kołnierz swojego nowego ubrania, podsuwając materiał do góry, by powąchać go kilka razy z wyraźnym zadowoleniem.
— Teraz pachnie jak ty. Będę mógł napawać się tym, że otula mnie twój zapach. Trochę jakbyś mnie cały czas przytulał — puścił mu oko z kolejnym złośliwym uśmiechem. Jak widać, zdecydowanie nie zamierzał sobie odpuścić tego typu tekstów.
Pokonał dzielącą ich odległość i stanął na palcach, by pocałować go krótko, liżąc na odchodne w usta z psotnym chichotem, tuż przed założeniem czapki. Zwrócił się w stronę lustra, poprawiając wszystko tak, by lepiej na nim leżało, nim naciągnął kaptur i przytrzymał daszek palcami.
— Ach tak. Tryb incognito. A wiesz, co niegrzeczni chłopcy zawsze robią w trybie incognito, Shane? — przesunął językiem po dolnej wardze, nie mogąc się powstrzymać przed roześmianiem po raz kolejny.
Zdecydowanie za dobrze się dziś bawił.
Czyli mówił mu, że sam zachowując się podejrzanie, będzie ściągać na siebie większą uwagę? Wypuścił ostrożnie powietrze z ust. Wiedział, że coś w tym było, iż łatwiej innym będzie coś zapamiętać, jesli dostrzegą aspekt wyróżniający. Jednakże zaraz potem posłał mu dłuższe spojrzenie. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że osobnik naprzeciw niego wyraźnie to robił, bez żadnej większej pomocy z zewnątrz.
Kiedyś przyprawi mnie to o zawał.
Na razie jednak musiał znieść tą okropną część jego charakteru. Małego, lisiego typa, który rzeczywiście doskonale naciskał na różne punkty, odkrywając, na ile może sobie pozwolić, by potem stopniowo przekraczać granice.
Chociaż musiał przyznać, że miał wyjątkowo miękkie palce.
- Nie wiem co mnie bardziej drażni, to, że to robisz czy fakt, że jesteś tego doskonale świadom - nie żeby Kassir był perfekcyjny. W końcu mu ulegał. Za każdym razem, zamiast spędzać rutynowo swój czas, znajdował się teraz z nim w takim miejscu. Przeczył samemu sobie i zarazem wiele z tym więcej nie robił.
... czy ja zaczynam wpadać w jakąś pułapkę?
Zmarszczył niezacnie brwi, po czym pokręcił głową. Niemożliwe. Odrzucił zaraz ową myśl. Chociaż faktem było, że samemu pokazywał mu się od złej strony, zdradzając tym samym, że zwyczajnie go kręciło jego ciało.
- Tylko bez zbędnego kombinowania - odparł momentalnie, widząc jego obietnicę. - Nie żartuję - jego łagodność miała swoje granice, a ich przekroczenie nie oznaczało niczego dobrego dla Jonathana. Już mógł przekonać się o jego porywczej naturze, gdy przegiął ze swoimi słowami.
- ... - Może powinienem mu przywalić jednak? - zastanawiał się w myślach, spoglądając na jego chichot. - ... powiedzmy, że mogę mieć swoje sposoby argumentacji. Ale już sam na sam - odpowiedział, przykładając dłoń do policzka. - Tego raczej nie przebiją żadne pieniądze - nie mógł mu dać tak łatwo wygrać. Nie, gdy widział, że bawił się aż za dobrze jego kosztem.
Uśmiechnął się jednak z zadowoleniem widząc jego niechęć do autobusów.
- Trzymam za słowo - w końcu niezbyt uśmiechała mu się taka przylepa w postaci nowego przezwiska. Dlatego też sięgał po możliwą broń, by to mu ograniczyć.
- Aż tak ci się podoba mój zapach? - zapytał, zawieszając o sekundę za długo wzrok na jego brzuchu. Poczuł uścisk w żołądku i zarazem ciepło. Jakkolwiek go irytował, to rzeczywiście nie mógł zaprzeczyć temu, że zwyczajnie go pociągał. A patrzenie na żywo było jednak lepsze niż wyobraźnia.
- Hm... Chyba pasuje? - ubrał jego sweter, ostrożnie upewniając się, że nie zniszczył mu go. Wydawał się dobrze przylegać do ciała, chociaż musiał przyznać, że było mu trochę dziwnie z tego powodu. I w tym momencie właśnie go złapał i pocałował. Wydał z siebie mamrot zmieszany z jękiem, cofając się o krok i zakrywając dłonią twarz.
- Sprawdzają, jak gotuje się ryż. Chodź - nakazał mu, kierując się w stronę wyjścia z łazienki. Kretyn. Chwilowe zmieszanie wypisało się na jego twarzy, nim powróciło opanowanie. Wraz z przekroczeniem progu kawiarenki już uspokoił się, spoglądając za siebie, by upewnić się, że nie zgubił go przypadkiem w toalecie.
- W sumie na pociągi też reagujesz tak alergicznie? - zapytał go, obierając momentalnie znany sobie kierunek. - Albo metra? - podbił rozmowę. - Ah, trasa nie jest aż tak daleka, więc nie musisz się martwić, że przeciągnę cię pół miasta - zapewnił go zaraz potem, odgarniając włosy za plecy. Obstawiał, że do trzydziestu minut powinni być już na miejscu.
Kiedyś przyprawi mnie to o zawał.
Na razie jednak musiał znieść tą okropną część jego charakteru. Małego, lisiego typa, który rzeczywiście doskonale naciskał na różne punkty, odkrywając, na ile może sobie pozwolić, by potem stopniowo przekraczać granice.
Chociaż musiał przyznać, że miał wyjątkowo miękkie palce.
- Nie wiem co mnie bardziej drażni, to, że to robisz czy fakt, że jesteś tego doskonale świadom - nie żeby Kassir był perfekcyjny. W końcu mu ulegał. Za każdym razem, zamiast spędzać rutynowo swój czas, znajdował się teraz z nim w takim miejscu. Przeczył samemu sobie i zarazem wiele z tym więcej nie robił.
... czy ja zaczynam wpadać w jakąś pułapkę?
Zmarszczył niezacnie brwi, po czym pokręcił głową. Niemożliwe. Odrzucił zaraz ową myśl. Chociaż faktem było, że samemu pokazywał mu się od złej strony, zdradzając tym samym, że zwyczajnie go kręciło jego ciało.
- Tylko bez zbędnego kombinowania - odparł momentalnie, widząc jego obietnicę. - Nie żartuję - jego łagodność miała swoje granice, a ich przekroczenie nie oznaczało niczego dobrego dla Jonathana. Już mógł przekonać się o jego porywczej naturze, gdy przegiął ze swoimi słowami.
- ... - Może powinienem mu przywalić jednak? - zastanawiał się w myślach, spoglądając na jego chichot. - ... powiedzmy, że mogę mieć swoje sposoby argumentacji. Ale już sam na sam - odpowiedział, przykładając dłoń do policzka. - Tego raczej nie przebiją żadne pieniądze - nie mógł mu dać tak łatwo wygrać. Nie, gdy widział, że bawił się aż za dobrze jego kosztem.
Uśmiechnął się jednak z zadowoleniem widząc jego niechęć do autobusów.
- Trzymam za słowo - w końcu niezbyt uśmiechała mu się taka przylepa w postaci nowego przezwiska. Dlatego też sięgał po możliwą broń, by to mu ograniczyć.
- Aż tak ci się podoba mój zapach? - zapytał, zawieszając o sekundę za długo wzrok na jego brzuchu. Poczuł uścisk w żołądku i zarazem ciepło. Jakkolwiek go irytował, to rzeczywiście nie mógł zaprzeczyć temu, że zwyczajnie go pociągał. A patrzenie na żywo było jednak lepsze niż wyobraźnia.
- Hm... Chyba pasuje? - ubrał jego sweter, ostrożnie upewniając się, że nie zniszczył mu go. Wydawał się dobrze przylegać do ciała, chociaż musiał przyznać, że było mu trochę dziwnie z tego powodu. I w tym momencie właśnie go złapał i pocałował. Wydał z siebie mamrot zmieszany z jękiem, cofając się o krok i zakrywając dłonią twarz.
- Sprawdzają, jak gotuje się ryż. Chodź - nakazał mu, kierując się w stronę wyjścia z łazienki. Kretyn. Chwilowe zmieszanie wypisało się na jego twarzy, nim powróciło opanowanie. Wraz z przekroczeniem progu kawiarenki już uspokoił się, spoglądając za siebie, by upewnić się, że nie zgubił go przypadkiem w toalecie.
- W sumie na pociągi też reagujesz tak alergicznie? - zapytał go, obierając momentalnie znany sobie kierunek. - Albo metra? - podbił rozmowę. - Ah, trasa nie jest aż tak daleka, więc nie musisz się martwić, że przeciągnę cię pół miasta - zapewnił go zaraz potem, odgarniając włosy za plecy. Obstawiał, że do trzydziestu minut powinni być już na miejscu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach