▲▼
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Dlaczego?
Dlaczego chciał robić z nim więcej rzeczy poza domem? Fantazje? Wyobraźnia? Czy chodziło o coś jeszcze innego, co nie przychodziło mu obecnie na myśl. Przechylił głowę na bok, spoglądając na niego bardziej pytająco.
... może po prostu chce się zaprzyjaźnić po tym wszystkim?
Uśmiechnął się nieznacznie na tą myśl. Odpuścił sobie dodatkowe komentarze odnośnie jego wyglądu i to, jak dokładniej odbierał jego aparycję. Może miał własne słabości względem odpowiedniego dopasowania ubrań, ale to była zarazem jedna z wielu rzeczy, które podkreślały jedno - piękno.
- Może być - przystał na jego słowa. - Chociaż na pierwszy plan powiem, że jak chcesz się ze mną spotykać na zewnątrz, musisz mieć podobny strój co dzisiaj - zarazem też uświadomił sobie, że dzisiejszy wypad może nie być ostatnim, jak myślał do tej pory. Tym bardziej mu to uświadamiało, że musiał na nowo nie tylko przemyśleć ich relację, ale również osobiste podejście do tego. Jak potraktować Everetta? Próba izolacji i odcięcia się od niego całkowicie spaliła. Określenie granic powoli się zacierały. Widział, ze przegrywał względem swoich postanowień, ale nie skłaniało go to zarazem do całkowitego złożenia broni.
- I specjalnie zrezygnowałbyś ze snu z takiego powodu? - zapytał, przymykając oczy, gdy głaskał go. Mógł robić z nim co chciał? Takie słowa miały wielką wagę. Na tyle, że mogły blokować protest względem danego wyboru, a zarazem wzbudzać inne, które normalnie nie mogłyby zaistnieć. Coś, gdzie zwykłe całowanie się, byłoby tylko łagodną formą apelacji tego typu zachcianek.
Nie narzekał jednak. Nie całował się już od bardzo dawna z kimś w długim okresie czasowym, więc uznał, że to była miła odmiana, robiąca zarazem przedsmak dla wielu innych rzeczy. ... w sumie, to głównie całowałem się przy seksie - pomyślał, czując zaraz potem ukłucie irytacji. Brak stałego partnera robił swoje, powodując wiele braków w prostszych, ale przyjemniejszych aspektach.
Skupił na nim wzrok, gdy poprawiał swój strój, samemu też szybko wygładzając sweter.
- ... wiesz co, chyba nie polubię samej czapki - wymamrotał ledwo słyszalnie, myśląc jeszcze o tym, jak wcześniej określił jego wygląd w bluzie.
- Zostawię ci do wyboru - tym razem nie mógł protestować względem jedzenia, skoro sam został zaproszony do niego. Chociaż mina jego na moment wyraźnie zgadzała brak przekonania względem wydawania pieniędzy i to nie przez niego, a młodszego. - Miętówki mogłyby zostawić ciekawy posmak po pocałunku - za to przeszedł do krótkiej argumentacji względem wyboru zamaskowania negatywnego skutku jedzenia sushi.
Jego zadowolenie częściowo go rozbawiło, jednakże to już pozostawił dla siebie.
- Nie trzeba. Są lekkie - odmówił pomocy względem noszenia swoich przedmiotów. - Możesz poszukać film za to. I zamówić transport - zasugerował mu, pociągając już go w stronę wyjścia. Rzucił jeszcze w powietrze słowa pożegnania do współlokatora, zaraz potem już wychodząc z mieszkania. Nie ciągnął go na siłę, jednakże samemu zacisnął lekko palce na jego dłoni, skupiając się na trasie przed nimi.
W sumie to...
- ... jakie gatunki filmów lubisz? - zapytał go, gdy już wyszli na świeże powietrze.
Dlaczego chciał robić z nim więcej rzeczy poza domem? Fantazje? Wyobraźnia? Czy chodziło o coś jeszcze innego, co nie przychodziło mu obecnie na myśl. Przechylił głowę na bok, spoglądając na niego bardziej pytająco.
... może po prostu chce się zaprzyjaźnić po tym wszystkim?
Uśmiechnął się nieznacznie na tą myśl. Odpuścił sobie dodatkowe komentarze odnośnie jego wyglądu i to, jak dokładniej odbierał jego aparycję. Może miał własne słabości względem odpowiedniego dopasowania ubrań, ale to była zarazem jedna z wielu rzeczy, które podkreślały jedno - piękno.
- Może być - przystał na jego słowa. - Chociaż na pierwszy plan powiem, że jak chcesz się ze mną spotykać na zewnątrz, musisz mieć podobny strój co dzisiaj - zarazem też uświadomił sobie, że dzisiejszy wypad może nie być ostatnim, jak myślał do tej pory. Tym bardziej mu to uświadamiało, że musiał na nowo nie tylko przemyśleć ich relację, ale również osobiste podejście do tego. Jak potraktować Everetta? Próba izolacji i odcięcia się od niego całkowicie spaliła. Określenie granic powoli się zacierały. Widział, ze przegrywał względem swoich postanowień, ale nie skłaniało go to zarazem do całkowitego złożenia broni.
- I specjalnie zrezygnowałbyś ze snu z takiego powodu? - zapytał, przymykając oczy, gdy głaskał go. Mógł robić z nim co chciał? Takie słowa miały wielką wagę. Na tyle, że mogły blokować protest względem danego wyboru, a zarazem wzbudzać inne, które normalnie nie mogłyby zaistnieć. Coś, gdzie zwykłe całowanie się, byłoby tylko łagodną formą apelacji tego typu zachcianek.
Nie narzekał jednak. Nie całował się już od bardzo dawna z kimś w długim okresie czasowym, więc uznał, że to była miła odmiana, robiąca zarazem przedsmak dla wielu innych rzeczy. ... w sumie, to głównie całowałem się przy seksie - pomyślał, czując zaraz potem ukłucie irytacji. Brak stałego partnera robił swoje, powodując wiele braków w prostszych, ale przyjemniejszych aspektach.
Skupił na nim wzrok, gdy poprawiał swój strój, samemu też szybko wygładzając sweter.
- ... wiesz co, chyba nie polubię samej czapki - wymamrotał ledwo słyszalnie, myśląc jeszcze o tym, jak wcześniej określił jego wygląd w bluzie.
- Zostawię ci do wyboru - tym razem nie mógł protestować względem jedzenia, skoro sam został zaproszony do niego. Chociaż mina jego na moment wyraźnie zgadzała brak przekonania względem wydawania pieniędzy i to nie przez niego, a młodszego. - Miętówki mogłyby zostawić ciekawy posmak po pocałunku - za to przeszedł do krótkiej argumentacji względem wyboru zamaskowania negatywnego skutku jedzenia sushi.
Jego zadowolenie częściowo go rozbawiło, jednakże to już pozostawił dla siebie.
- Nie trzeba. Są lekkie - odmówił pomocy względem noszenia swoich przedmiotów. - Możesz poszukać film za to. I zamówić transport - zasugerował mu, pociągając już go w stronę wyjścia. Rzucił jeszcze w powietrze słowa pożegnania do współlokatora, zaraz potem już wychodząc z mieszkania. Nie ciągnął go na siłę, jednakże samemu zacisnął lekko palce na jego dłoni, skupiając się na trasie przed nimi.
W sumie to...
- ... jakie gatunki filmów lubisz? - zapytał go, gdy już wyszli na świeże powietrze.
Westchnął ciężko w odpowiedzi na jego słowa.
— Pozwól, że wmówię sobie, że wcale nie chodzi o to, że ktoś nas rozpozna, ale o to, że tak cholernie podobam ci się w tym stroju, że nie dasz rady wytrzymać tygodnia bez zobaczenia mnie w nim — mruknął średnio zachwycony podobną wizją. Nie miał w zwyczaju chowania się przed kimkolwiek. To inni chowali się przed nim. Sam wymóg tego typu sprawiał, że zaczynał kwestionować czy aby na pewno to wszystko mu się podobało.
Wystarczyło jednak, by zmierzył Kassira wzrokiem od góry do dołu.
— Niech będzie. Ale nie będę zawsze chodził w czarnych bluzach, Shane. Trochę wyczucia stylu, jeśli moja tożsamość wyjdzie na jaw, to nie ty będziesz skończony tylko ja. Na wieki dostanę łatkę bezguścia — stwierdził zdegustowany. Zsunął jedną rękę na jego tyłek, ściskając go lekko palcami, zupełnie jakby chciał samemu sobie przypomnieć, że było warto bawić się w podobną piaskownicę.
— Myślę, że czapka i okulary wystarczą. Może nawet kupię sobie jedną z tych prostych, czarnych maseczek, które dodają tajemniczości i seksapilu — nie żeby potrzebował go jeszcze więcej. Ale jeśli ciemnowłosy myślał, że wszystkie te poświęcenia wymieni na zwykłe trzymanie za rękę, to jeszcze nie wiedział, jak bardzo się mylił.
"I specjalnie zrezygnowałbyś ze snu z takiego powodu?"
— Oczywiście. Z tym że to transakcja wiązana. Nie będę twoim psem, którego wzywasz, jak się nudzisz. Na wyciągnięcie ręki, ale nie po to, by pokazać mi, że możesz robić, co chcesz, a ja jestem tylko idiotą, który na to pozwala. Ufam, że będziesz korzystał z tego prawa, jednocześnie o tym pamiętając — Jonathan rzadko kiedy polegał na innych. I rzadko kiedy dawał coś z siebie. Zdążył się przekonać na własnej skórze jak beznadziejnym było to pomysłem. Niemniej ten jeden raz mógł spróbować. Może był tylko głupim nastolatkiem, ale jak do tej pory Kassir nie robił mu nadziei tylko po to, by go skrzywdzić. Protestował ile wlezie, powstrzymywał się, kłamał i kręcił. Nie wykorzystywał go, mydląc mu oczy.
Dlatego, jeśli go zniszczy, odpłaci mu się tym samym.
Obrócił się w jego stronę, przerywając poprawianie ubrania, gdy usłyszał jego głos. Zaśmiał się cicho, przechylając nieco głowę w bok.
— Tęsknisz za moimi pięknymi włosami, przysłoniętymi oczami czy po prostu nie podoba ci się jej styl? — zażartował, wyciągając nogę, by szturchnąć go w bok łydki.
— Mhm. W takim razie poza imbirem kupię ci całą masę miętówek. Będziesz mógł wybierać sobie różne smaki, zanim twój język wyląduje na moim — przewrócił oczami, chichocząc cicho pod nosem.
Mimowolnie ulżyło mu, że nie musiał niczego nosić. Pojęcie dobrego wychowania nie było mu obce, ale nadal było kilka rzeczy, które częściej wykonywał w formie kaprysu.
— To ty miałeś wybierać film — stuknął go palcem w nos, wyciągając za to komórkę. Wystarczył jeden sygnał.
— Scott, zamów mi taksówkę, gdzieś przy głównej ulicy. Przesłałem ci moją lokalizację. Nie, nie trzeba, możesz jechać do domu. Gdybym cię potrzebował, to zadzwonię — zakończył połączenie, zwracając się w stronę Shane'a nieznacznie zaskoczony. W końcu sam wcześniej dość jasno dał do zrozumienia, że pójdą na coś tylko i wyłącznie, jeśli to on uzna to za ciekawe. Teraz z kolei, chciał poznać zdanie Everetta?
— ... sam nie wiem. Łatwiej mi powiedzieć czego nie lubię. Nie przepadam za obyczajówkami. Romanse i dramaty nieco mnie nudzą, ale idzie znaleźć coś dobrego. Cała reszta jest w porządku. Kryminały, filmy akcji, sci-fi, horrory, cokolwiek sobie wymyślisz. Co nie znaczy, że pierwsze trzy odpadają, jestem otwarty na propozycje. W najgorszym wypadku będę ci narzekać pół nocy, że straciliśmy dwie godziny, albo wyrwę cię z sali po godzinie — zażartował, zawieszając wzrok na ich złączonych dłoniach. Sam nie wiedział, dlaczego ten prosty gest dawał mu tyle zadowolenia.
Uniósł kąciki ust w rozbawieniu.
- Jak do tego dojdzie, to będę z zapartym tchem śledzić nagłówki wiadomości. Może gdzieś poprowadzisz nawet wywiad radzący, jak ubierać się ze stylem na sekretne spotkania - musiał przyznać, że rozbawiała go na tyle ta wizja, że nie ukrywał nawet tego. - Nie będzie się zaś to rzucało w oczy? - zapytał odnośnie maseczki i okularów. Chociaż mógł przyznać, ze toz decydowanie będzie warte widoku. Niemalże jakby miał do czynienia z celebrytą... chociaż Everettowi do tego akurat było bardzo blisko.
- Co do samego stroju, wystarczy, by twoja tożsamość nie wyszła na jaw, prawda? - pstryknął palcami. - Ale nie będę gnębić cię aż tak, skoro stawiasz podobną sprawę. Powiedzmy jednak... - przesunął wzrokiem po czarnej bluzie. - Że twój strój pozwala na poruszenie wyobraźni. Więc tak. Nie wytrzymałbym tygodnia bez zobaczenia ciebie w nim - chociaż mówił bardzo naokoło, myśl, że chłopak mógłby nosić tylko bluzę na moment zakotwiczyła się w jego głowie. Wystarczająco duża, by skrywała grzecznie odpowiednie miejsca, ale zarazem krótka, by ukazać całą resztę, kusząc do odkrywania.
- Czyli skłania się do tego, że spędzamy czas jak do tej pory, bez zbędnego kombinowania? - zadał mu pytanie, zastanawiając się, dlaczego miałby go traktować na zawołanie niczym psa. Do teraz nie wykazywał zainteresowanie jego nazwiskiem czy majątkiem, a nie odczuwał potrzeby posiadania jego uwagi dla lepszego życia. Co innego jego ciało... Ale to nie skłaniało go do wyobrażania sobie, by mógł go z tego powodu wykorzystywać.
W końcu gdyby tak było, nie zamierzałby ucinać zdania i zgodziłby się na kochanie się w szkole.
- Wszystko na raz - burknął, niezbyt zadowolony z tego, że dał się złapać w takim momencie. Ale skoro sam nalegał, musiał znieść to, czy mu się to podobało czy właśnie nie.
- Oh. Jak uroczo z twojej strony - parsknął odnośnie miętówek. - Będziesz mógł określić, który smak lubisz sam najbardziej - lekko się z nim droczył względem tego.
Zwłaszcza, że póki co i tak szło to na dalszy plan.
- Przecież wiem - pokręcił głową, gdy poczuł jego palec na swoim nosie. W momencie też, gdy Jonathan organizował transport, wyciągnął swój telefon, przeszukując oferty. Musiał przyznać, że zdecydowanie nie było łatwo, gdy już jedną rękę miał zajętą, ale nie zamierzał protestować na głos, gdy samemu to zainicjował.
I perfidnie zignorował jego reakcję na zapytanie, skupiając się bardziej na zapoznaniu się z repertuarem. Przeszedł wzrokiem szybko po widocznym planie.
- Czyli skończy się na pół nocy uciszaniu cię - żachnął, unosząc kącik ust nieznacznie rozbawiony. - Co powiesz na dramat historyczny? - zasugerował mu. - ... nie wydaje mi się, że będzie tutaj romans - dlatego go wcześniej zapytał też o to. Nie umiał znaleźć punktu w oglądaniu filmu, który by mu się podobał, gdzie samemu przedstawiał negatywne podejście do kina.
- I proszę, zachowaj od razu dla siebie wszelkie docinki o byciu maniaku historycznym, dobrze? - uprzedził go zaraz potem. - To czysty przypadek - pokręcił lekko głową. - Jedziemy na miejsce czy najpierw do ciebie, bym pozostawił swoje rzeczy? - trzymanie go przychodziło mu całkowicie naturalnie. Prosty gest, który jednak powodował, że nie rezygnował.
- Mogę ci jeszcze zaproponować słodkawy romans dla nastolatek. "Zmierzch oczami Cullenów". Zobaczyłbym to tylko dlatego, by zrozumieć, dlaczego ma takie niskie oceny - wzruszył lekko ramionami, chowając już swój telefon do kieszeni. - Więc do wyboru masz dobrze zapowiadający się film lub tanie romansidło żerujące na sukcesie sprzed wieków. Które wybierasz?
- Jak do tego dojdzie, to będę z zapartym tchem śledzić nagłówki wiadomości. Może gdzieś poprowadzisz nawet wywiad radzący, jak ubierać się ze stylem na sekretne spotkania - musiał przyznać, że rozbawiała go na tyle ta wizja, że nie ukrywał nawet tego. - Nie będzie się zaś to rzucało w oczy? - zapytał odnośnie maseczki i okularów. Chociaż mógł przyznać, ze toz decydowanie będzie warte widoku. Niemalże jakby miał do czynienia z celebrytą... chociaż Everettowi do tego akurat było bardzo blisko.
- Co do samego stroju, wystarczy, by twoja tożsamość nie wyszła na jaw, prawda? - pstryknął palcami. - Ale nie będę gnębić cię aż tak, skoro stawiasz podobną sprawę. Powiedzmy jednak... - przesunął wzrokiem po czarnej bluzie. - Że twój strój pozwala na poruszenie wyobraźni. Więc tak. Nie wytrzymałbym tygodnia bez zobaczenia ciebie w nim - chociaż mówił bardzo naokoło, myśl, że chłopak mógłby nosić tylko bluzę na moment zakotwiczyła się w jego głowie. Wystarczająco duża, by skrywała grzecznie odpowiednie miejsca, ale zarazem krótka, by ukazać całą resztę, kusząc do odkrywania.
- Czyli skłania się do tego, że spędzamy czas jak do tej pory, bez zbędnego kombinowania? - zadał mu pytanie, zastanawiając się, dlaczego miałby go traktować na zawołanie niczym psa. Do teraz nie wykazywał zainteresowanie jego nazwiskiem czy majątkiem, a nie odczuwał potrzeby posiadania jego uwagi dla lepszego życia. Co innego jego ciało... Ale to nie skłaniało go do wyobrażania sobie, by mógł go z tego powodu wykorzystywać.
W końcu gdyby tak było, nie zamierzałby ucinać zdania i zgodziłby się na kochanie się w szkole.
- Wszystko na raz - burknął, niezbyt zadowolony z tego, że dał się złapać w takim momencie. Ale skoro sam nalegał, musiał znieść to, czy mu się to podobało czy właśnie nie.
- Oh. Jak uroczo z twojej strony - parsknął odnośnie miętówek. - Będziesz mógł określić, który smak lubisz sam najbardziej - lekko się z nim droczył względem tego.
Zwłaszcza, że póki co i tak szło to na dalszy plan.
- Przecież wiem - pokręcił głową, gdy poczuł jego palec na swoim nosie. W momencie też, gdy Jonathan organizował transport, wyciągnął swój telefon, przeszukując oferty. Musiał przyznać, że zdecydowanie nie było łatwo, gdy już jedną rękę miał zajętą, ale nie zamierzał protestować na głos, gdy samemu to zainicjował.
I perfidnie zignorował jego reakcję na zapytanie, skupiając się bardziej na zapoznaniu się z repertuarem. Przeszedł wzrokiem szybko po widocznym planie.
- Czyli skończy się na pół nocy uciszaniu cię - żachnął, unosząc kącik ust nieznacznie rozbawiony. - Co powiesz na dramat historyczny? - zasugerował mu. - ... nie wydaje mi się, że będzie tutaj romans - dlatego go wcześniej zapytał też o to. Nie umiał znaleźć punktu w oglądaniu filmu, który by mu się podobał, gdzie samemu przedstawiał negatywne podejście do kina.
- I proszę, zachowaj od razu dla siebie wszelkie docinki o byciu maniaku historycznym, dobrze? - uprzedził go zaraz potem. - To czysty przypadek - pokręcił lekko głową. - Jedziemy na miejsce czy najpierw do ciebie, bym pozostawił swoje rzeczy? - trzymanie go przychodziło mu całkowicie naturalnie. Prosty gest, który jednak powodował, że nie rezygnował.
- Mogę ci jeszcze zaproponować słodkawy romans dla nastolatek. "Zmierzch oczami Cullenów". Zobaczyłbym to tylko dlatego, by zrozumieć, dlaczego ma takie niskie oceny - wzruszył lekko ramionami, chowając już swój telefon do kieszeni. - Więc do wyboru masz dobrze zapowiadający się film lub tanie romansidło żerujące na sukcesie sprzed wieków. Które wybierasz?
Rzucił mu najpoważniejsze ze swoich spojrzeń, kiwając kilka razy głową.
— Masz rację, powinienem przygotować sobie odpowiednie materiały już teraz. Od dziś każdego dnia będę ci wysyłał jeden potencjalny outfit na naszą następną randkę — puścił mu oko, owijając go w pasie dłońmi i przysuwając się jeszcze bliżej.
— Mój problem polega na tym, że bardzo lubię rzucać się w oczy. I skoro dla ciebie mam z tego zrezygnować, to będziesz musiał mi się naprawdę dobrze odwdzięczyć, Shane — powiedział, łapiąc go delikatnie za twarz. Za to jego słowa wyraźnie go zainteresowały. Na więcej niż jeden sposób.
— Więc nie masz problemu z tym że ktoś puści plotkę, że z kimś się spotykasz tak długo, jak nie będą wiedzieli, że chodzi o mnie? — zapytał, wodząc wzrokiem w ślad za jego. Cóż, było to całkowicie zrozumiałe podejście, biorąc pod uwagę jego stanowisko, którym nieustannie się zasłaniał. Wolał się jednak upewnić, że właśnie tego chciał. Tak jak jego w samej bluzie.
— Skoro tak mówisz, to wieczorem upewnię się, że dostaniesz perfekcyjną stylizację na ten tydzień — rzucił z zaczepnym uśmiechem, ledwo powstrzymując się przed pocałowaniem go po raz kolejny.
"Czyli skłania się do tego, że spędzamy czas jak do tej pory, bez zbędnego kombinowania?"
— Nie. Skłania się do tego, że spędzamy czas jak do tej pory, przyjadę choćby i o drugiej w nocy, jeśli będziesz tego potrzebował, ale jeśli to ja pojawię się pod twoimi drzwiami, to będę oczekiwał tego samego, bez wywalania mnie na zewnątrz przez to, że masz współlokatora — wpatrywał się w niego uważnie, wyraźnie doszukując czy pasowały mu tego typu warunki. Nie zamierzał pojawiać się tylko po to, by dać się przelecieć, ale odesłanie go z kwitkiem z jakiegokolwiek powodu było czymś, czego zdecydowanie nie widział w podobnym układzie.
— Nie martw się, zwykle jestem grzecznym chłopcem i przesypiam całą nos — klepnął go w udo, od razu się rozluźniając.
Zaśmiał się cicho na jego odpowiedź. Jego spojrzenie wyraźnie złagodniało.
— Niestety obawiam się, że moje włosy i oczy są swego rodzaju punktem rozpoznawczym mojej osoby, więc pokazywanie ich kłóci się z twoją wcześniejszą prośbą. Jak postanowisz zrezygnować z całej tej farsy, to daj mi znać. Do tej pory mogę co najwyżej ściągać ją i zakładać. W twojej okolicy powinien wystarczyć kaptur — złapał palcami daszek czapki, kłaniając się nieznacznie w dość oczywistym przesłaniu, tuż przed ściągnięciem jej i lepszym ułożeniem kaptura. Cóż, jego nie zdejmie z głowy, nawet jeśli bardzo by tego chciał. Tylko on gwarantował mu w tym momencie bycie obok Kassira. Nie odpowiedział na zaczepkę o miętówkach. Druga na temat uciszania była o wiele ciekawsza. Tym razem nie mógł się powstrzymać. Zatrzymał się w miejscu i przysunął do niego, celowo zmniejszając odległość między ich ustami do kilku centymetrów.
— Chętnie zobaczę, jak próbujesz — wyszeptał, puszczając mu oko, nim wycofał się jakby nigdy nic, układając wygodniej swoją rękę na jego.
— Cokolwiek chcesz, Shane. Jeśli nie możesz się zdecydować, możemy rzucić kością — zaproponował, patrząc na jego rzeczy — jedziemy na miejsce. Jeśli pojedziemy do mnie to mam wrażenie, że nie dotrzemy do kina. Wolę nie ryzykować, naprawdę chcę spędzić z tobą czas nieco inaczej niż w łóżku. Scott wysłał mi lokalizację taksówki, chodź.
Pociągnął go za sobą, zmuszając do przyspieszenia kroku, by znaleźć ich transport. Który oczywiście musiał być najbardziej ekskluzywnym pojazdem, jaki tylko miał do zaoferowania Uber.
Pogłaskał go w odpowiedzi, przewracając oczami na wspomnienie o wyborach strojów.
- Postaram się.
Odpowiedział mu krótko, racząc go zarazem spojrzeniem wyrażającym wyzwanie. Nie czuł się na tyle naiwny, by uznać, że mógł wymagać od niego czegokolwiek, nie dając nic w zamian od siebie.
- Nie - przyznał cicho. - Plotki są plotkami. Już w moim zmartwieniu będzie je ewentualnie potwierdzić lub zaprzeczyć - w końcu miał prawo do spotykania się z kimś. Dodatkowo przepuszczone informacje mogły ukrócić chęć przylepiania się do niego i prób podrywu przez osoby o bardziej stonowanym zachowaniu. Brak informacji na temat, kto jest jego ewentualnym obiektem zainteresowań było bardziej istotniejsze.
- Tylko, że plotki mają ryzyko takie, że ktoś spróbuje je potwierdzić - niestety, a to równało się z dodatkowymi problemami, które wolałby unikać. Na razie jednak było bezpiecznie. A Kassirowe konto nie zawierało w sobie obecnie dziewczyn, które usilnie próbowałyby sprawić, by chciał z nimi chodzić.
Czyli chodzi... o to, by się wspierać w razie problemów?
- Ma sens - nie żeby współlokator robił jakieś większe teraz problemy, skoro zostali przyłapani. Nawet jeśli wkurzało to Shane'a do reszty i był ciągle narażony na docinki z jego strony. - Jedynym minusem jest to, że mogę nie obudzić się, by ci otworzyć - dodał jednak po namyśle. Nie nastawiał się jednak na to negatywnie. Bardziej sprawiał wrażenie zdziwionego samą propozycją.
Brzmi trochę jak tajemne schadki kochanków.
- Zapytaj mnie za jakiś rok o "zrezygnowaniu z farsy" - żachnął w odpowiedzi, nieznacznie kręcąc głową. Wiedział, że było to mało prawdopodobne, by mogli sobie pozwolić na jawne spotkanie. Nie, gdy tej relacji wszystko było podejrzane - od ich samych, po sposób poznania się, aż w końcu kończąc na wyolbrzymieniach szczegółów. - Odbiję sobie to, gdy będziemy już sami - oh, w jego słowa niemalże wkradało się cierpienie. Aż tak bardzo kosztowało go rezygnowanie ze swojej przyjemności na rzecz bezpieczeństwa.
Przy okazji uznał, że prowokowanie siebie wzajemnie było całkiem zabawne. Zwłaszcza, gdy Jonathana twarz znalazła się tak blisko niego, a słowa zdecydowanie zachęcały do tego, aby podjąć się wyzwania.
Może rzeczywiście powinien wybrać jakieś tanie romansidło.
- Obawiasz się braku kontroli u mnie czy u siebie? - zapytał go jeszcze, dając się pociągnąć w stronę zamówionego transportu...
... na którego widok Shane zamarł.
Nie wydał z siebie nawet dźwięku protestu, a jego twarz nie wypisywała żadnego niezadowolenia. Jedynie lekko opuszczone ramiona świadczyły o tym, że czuł wewnętrzną rezygnację, ale zaraz potem zreflektował się, udając się z rudowłosym do samochodu. Międzyczasie wyciągnął telefon, wyszukując apkę do rzucania kostką. Przeklikał ją kilkukrotnie, komentując wynik z westchnieniem.
- Padło na ten drugi film - nawiązał do napomnianego Zmierzchu. - Więc drugi... - musiał na razie odejść na bok. Zaproponować mu obejrzenie go innym razem? - ... innym razem - dodał cicho, nie bardzo wiedząc, czy rzeczywiście powinien iść w tym kierunku. Ale z innej strony, już miał pewność, że brak spotkań wypadał z gry.
- Na razie jednak pozwolę sobie odpocząć - wymamrotał, opierając się o jego ramię. Mieli chwilę, nim pojawiliby się na miejscu, trafiając do samego kina. Musiał jednak przyznać, że czuł się lepiej niż przez ostatnie dni. Uspokojenie się pomagało, a nawet gdy Everett wzbudzał w nim silniejsze emocje, miał pewność już, że nie będzie próbował go postawić w mniej przyjemnej sytuacji.
- Kupię nam bilety - wymamrotał jeszcze, unosząc rękę, by przetrzeć oko, gdy już dotarli na miejsce. W sumie nie zapytałem go wcześniej jak dzielić koszta. Nie myślał w ogóle w kategoriach, by polegać jedynie na młodszym względem zapłat.
- Postaram się.
Odpowiedział mu krótko, racząc go zarazem spojrzeniem wyrażającym wyzwanie. Nie czuł się na tyle naiwny, by uznać, że mógł wymagać od niego czegokolwiek, nie dając nic w zamian od siebie.
- Nie - przyznał cicho. - Plotki są plotkami. Już w moim zmartwieniu będzie je ewentualnie potwierdzić lub zaprzeczyć - w końcu miał prawo do spotykania się z kimś. Dodatkowo przepuszczone informacje mogły ukrócić chęć przylepiania się do niego i prób podrywu przez osoby o bardziej stonowanym zachowaniu. Brak informacji na temat, kto jest jego ewentualnym obiektem zainteresowań było bardziej istotniejsze.
- Tylko, że plotki mają ryzyko takie, że ktoś spróbuje je potwierdzić - niestety, a to równało się z dodatkowymi problemami, które wolałby unikać. Na razie jednak było bezpiecznie. A Kassirowe konto nie zawierało w sobie obecnie dziewczyn, które usilnie próbowałyby sprawić, by chciał z nimi chodzić.
Czyli chodzi... o to, by się wspierać w razie problemów?
- Ma sens - nie żeby współlokator robił jakieś większe teraz problemy, skoro zostali przyłapani. Nawet jeśli wkurzało to Shane'a do reszty i był ciągle narażony na docinki z jego strony. - Jedynym minusem jest to, że mogę nie obudzić się, by ci otworzyć - dodał jednak po namyśle. Nie nastawiał się jednak na to negatywnie. Bardziej sprawiał wrażenie zdziwionego samą propozycją.
Brzmi trochę jak tajemne schadki kochanków.
- Zapytaj mnie za jakiś rok o "zrezygnowaniu z farsy" - żachnął w odpowiedzi, nieznacznie kręcąc głową. Wiedział, że było to mało prawdopodobne, by mogli sobie pozwolić na jawne spotkanie. Nie, gdy tej relacji wszystko było podejrzane - od ich samych, po sposób poznania się, aż w końcu kończąc na wyolbrzymieniach szczegółów. - Odbiję sobie to, gdy będziemy już sami - oh, w jego słowa niemalże wkradało się cierpienie. Aż tak bardzo kosztowało go rezygnowanie ze swojej przyjemności na rzecz bezpieczeństwa.
Przy okazji uznał, że prowokowanie siebie wzajemnie było całkiem zabawne. Zwłaszcza, gdy Jonathana twarz znalazła się tak blisko niego, a słowa zdecydowanie zachęcały do tego, aby podjąć się wyzwania.
Może rzeczywiście powinien wybrać jakieś tanie romansidło.
- Obawiasz się braku kontroli u mnie czy u siebie? - zapytał go jeszcze, dając się pociągnąć w stronę zamówionego transportu...
... na którego widok Shane zamarł.
Nie wydał z siebie nawet dźwięku protestu, a jego twarz nie wypisywała żadnego niezadowolenia. Jedynie lekko opuszczone ramiona świadczyły o tym, że czuł wewnętrzną rezygnację, ale zaraz potem zreflektował się, udając się z rudowłosym do samochodu. Międzyczasie wyciągnął telefon, wyszukując apkę do rzucania kostką. Przeklikał ją kilkukrotnie, komentując wynik z westchnieniem.
- Padło na ten drugi film - nawiązał do napomnianego Zmierzchu. - Więc drugi... - musiał na razie odejść na bok. Zaproponować mu obejrzenie go innym razem? - ... innym razem - dodał cicho, nie bardzo wiedząc, czy rzeczywiście powinien iść w tym kierunku. Ale z innej strony, już miał pewność, że brak spotkań wypadał z gry.
- Na razie jednak pozwolę sobie odpocząć - wymamrotał, opierając się o jego ramię. Mieli chwilę, nim pojawiliby się na miejscu, trafiając do samego kina. Musiał jednak przyznać, że czuł się lepiej niż przez ostatnie dni. Uspokojenie się pomagało, a nawet gdy Everett wzbudzał w nim silniejsze emocje, miał pewność już, że nie będzie próbował go postawić w mniej przyjemnej sytuacji.
- Kupię nam bilety - wymamrotał jeszcze, unosząc rękę, by przetrzeć oko, gdy już dotarli na miejsce. W sumie nie zapytałem go wcześniej jak dzielić koszta. Nie myślał w ogóle w kategoriach, by polegać jedynie na młodszym względem zapłat.
— Jeśli ktoś zacznie za dużo węszyć, to się nim zajmę — wzruszył ramionami, nieszczególnie przejęty. Miał całe mnóstwo zasobów, by zająć się wścibskimi osobami. Zwłaszcza takimi, które mogłyby pokrzyżować mu plany. W końcu Everett bardzo nie lubił, gdy ktoś wchodził mu w drogę. Niezależnie czy robił to świadomie, czy też nie.
— W takim razie kupię sobie drugi telefon i ustawię ci na niego dzwonek alarmowy, z którego będę korzystał tylko w nagłych wypadkach, by mieć pewność, że się obudzisz — zaproponował, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu. Kupienie drugiego urządzenia nie było dla niego jakimś większym wydatkiem, a nie było szans, by na ten moment przekonał go do wyrobienia mu klucza. Co całe szczęście przeszło mu przez głowę tylko przez sekundę, nim odrzucił podobny pomysł po całości. To wszystko zdecydowanie szło w niebezpiecznym kierunku.
— Zapytam cię pierwszego stycznia — zażartował, szturchając go łokciem w bok. Nie zamierzał jednak szczególnie naciskać, wiedząc, że Kassir i tak nie zmieni zdania. Sam fakt, że w ogóle zgadzał się na podobny układ, był dla niego wystarczający. Był gotów poczekać, aż skończy swój staż. W końcu wtedy nie będzie już jego nauczycielem i nie będzie musiał się niczym przejmować.
— W zasadzie, na swój sposób mnie to ciekawi. Co, gdybyśmy spotykali się, zanim zacząłbyś pracę w mojej szkole? — zapytał, zwracając się w jego stronę. Poprawił kaptur, zaraz wsuwając dłoń do kieszeni swojej bluzy.
— Musiałbyś to zgłaszać? Z miejsca by cię nie wzięli? Czy zmusiliby cię do zerwania? — aż tak się w to nie wczytywał. Przysunął się bliżej niego, wpatrując w jego twarz z nieznacznym zainteresowaniem.
— Tak samo w naszym przypadku. Jasne, rozumiem, że mogliby się przyczepić do naszej relacji przez to, że jesteś stażystą. Ale z drugiej strony oficjalnie nie jesteś nauczycielem. Zakaz dotyczy wszystkich pracowników? No i poznaliśmy się wcześniej. Nie martw się, nie zamierzam cię do niczego przekonywać, po prostu mnie to zastanawia — uprzedził, przesuwając lekko palcami po jego dłoni. Dopóki mógł go za nią trzymać, nie zamierzał robić problemów.
"Obawiasz się braku kontroli u mnie czy u siebie?"
— Dobre pytanie — uniósł kącik ust ku górze, otwierając mu drzwi do samochodu. Usiadł obok niego, opierając się wygodnie o skórzane siedzenia. Cóż, nie była to może prywatna limuzyna, ale nie było źle. Przynajmniej oddzielała ich ściana od kierowcy, a nie jak w tych tanich pojazdach, które widywał na filmach.
Miał wrażenie, że jego serce na ułamek sekundy zmieniło bieg przy wspomnieniu o zobaczeniu drugiego filmu innym razem. Zaraz pochylił zresztą głowę, uśmiechając się nieznacznie do samego siebie.
— Mhm — podniósł drugą rękę, o którą się nie opierał, głaszcząc go delikatnie palcami po włosach i twarzy. Darował sobie zbędne gadanie, dając mu w spokoju odpocząć. Będą mieli w końcu jeszcze mnóstwo okazji, by porozmawiać, patrząc na ich plany, na najbliższe dni.
Zabrał dłoń, dopiero gdy dojechali na miejsce. Zwrócił się w jego stronę, korzystając z faktu, że dojeżdżali na miejsce.
— Jasne. Ja zapłacę za jedzenie — odpowiedział, obracając jego głowę ku sobie, by móc go lekko pocałować przed założeniem na nowo czapki z daszkiem i naciągnięciem na nią kaptura. Dopiero wtedy wyszedł na zewnątrz, pozostawiając mu decyzję czy będzie chciał nadal trzymać go za rękę, czy nie.
— Wszystko wziąłeś? — upewnił się, patrząc jeszcze do auta. Głupio by było coś w nim zostawić, gdy specjalnie jechali po jego rzeczy do mieszkania.
— Chodź, odbierzemy bilety. Długo musimy czekać na seans?
Wolał nie dopytywać, jak zamierzał się zająć upierdliwą osobą. Uznał, że im mniej wie, tym lepiej dla niego samego. Zwłaszcza, gdy był prawie pewny, że sama odpowiedź nie spodobałaby mu się tak.
- Spore kombinowanie, ale pewnie nie odwiodę cię od pomysłu? - faktem było, że gdyby ustawił mu to na normalny numer, dość zaczęłoby go irytować, gdyby dzwonił codziennie. A patrząc na to, że do tej pory do niego dzwonił, wiedział, że nakazanie zrezygnowanie z tego skończyłoby się odmową. Nie, żeby to samo w sobie nie brzmiało głupio.
Przewrócił oczami na jego żart, przechodząc bardziej w skupienie się na odpowiedzenie mu na pytania odnośnie rozmyślań.
- Nauczyciele nie mogą - odpowiedział, przechylając głowę na bok. Wyraźnie wyglądał na osobę, która niezbyt chciała poruszać ten temat. - Nie mam pojęcia, co by było, ale jedną z informacji przy wprowadzeniu było to, by uważać na wizerunek szkoły i uczniów, i nie podejmować działań, które narażą na szwank dobrego imienia - zacisnął usta w prostą linię. - Wątpię, by zmusili do zerwania, ale wydaje mi się, że bardziej by naciskali na nieafiszowanie się z tego typu relacją na terenach szkoły.
Wypuścił powietrze z płuc, zdając się bardziej zmęczony niż do tej pory.
- Problem jest taki, że wy jako uczniowie... a raczej wasi rodzice, mają bardzo wiele do mówienia względem szkoły. Dlatego jest taka spora ostrożność względem podejmowanych działań. Skandale zbyt mocno mogą uderzyć, tworząc słabe punkty, które potem mogą wykorzystywać przeciwnicy - zakręcił palcami o swój kosmyk włosów. - Szczerze, to dyrektor nam wrzucił całą litanię danych informacji. Nie wszystko pamiętam na teraz, ale nie jest to większą tajemnicą.
Finalnie wszystko skłaniało się do pozycji społecznej i pieniędzy. Ludzie nie byli sobie równi, a szkoły prywatne jak ta, dość dobrze pozwalały na zaznaczenie tego.
Zarazem jednak tak łatwo było zapomnieć o tym, gdy miał Jonathana tak blisko siebie. Był niczym słodycz, która była zarazem dla niego trucizną. A jednak ciągle się jej poddawał. Może było rzeczywiście lepiej, że nie udali się do mieszkania. Mogliby już z niego nie wyjść w dniu dzisiejszym.
Musiał przyznać, że takie głaskanie było odprężające. Na tyle, że był rozluźniony, gdy odpoczywał w takiej formie, dopóki nie dotarli na miejsce i nie przyszło do opuszczenia samochodu. Wyciągnął jeszcze ze sobą swój dobytek.
Uniósł kąciki ust, odczuwając zadowolenie z tego, że nie próbował usilnie ściągnąć na siebie wszystkie koszta. Prosta kwestia, ale spowodowała zarazem w nim lekkiego rodzaju rozczulenie. Tak samo jak lekki pocałunek. Drobne gesty, dawkowane w taki sposób, by podtrzymać jego dobry nastrój.
- Tak, zabrałem - zapewnił go, ponownie zakładając na plecy swój plecak, i na ramię torbę ze sprzętem. - Trzydzieści siedem minut. Akurat zdążymy kupić wszystko na spokojnie - przesunął po nim wzrokiem, zanim wyciągnął sam rękę i objął jego dłoń swoją, pociągając go w stronę budynku.
Randka z prawdziwego zdarzenia.
Po zakupieniu i zapłaceniu za bilety (wybrał rząd z tyłu, zauważając, że sala była ledwie częściowo zapełniona), przesunął się w stronę poczekalni, unosząc wzrok na tablicę wskazującą filmy oraz salę, i czas ich pojawienia się.
- Skoro zostało nam jeszcze czasu, to co robimy? Raczej wpatrywanie się w ścianę nie jest najbardziej fascynującym zajęciem - chyba, że mieli już udać się do sali kinowej. - Możemy się założyć, ile uda się wytrzymać na tym seansie - zaproponował jeszcze, posyłając mu cieplejszy uśmiech.
- Spore kombinowanie, ale pewnie nie odwiodę cię od pomysłu? - faktem było, że gdyby ustawił mu to na normalny numer, dość zaczęłoby go irytować, gdyby dzwonił codziennie. A patrząc na to, że do tej pory do niego dzwonił, wiedział, że nakazanie zrezygnowanie z tego skończyłoby się odmową. Nie, żeby to samo w sobie nie brzmiało głupio.
Przewrócił oczami na jego żart, przechodząc bardziej w skupienie się na odpowiedzenie mu na pytania odnośnie rozmyślań.
- Nauczyciele nie mogą - odpowiedział, przechylając głowę na bok. Wyraźnie wyglądał na osobę, która niezbyt chciała poruszać ten temat. - Nie mam pojęcia, co by było, ale jedną z informacji przy wprowadzeniu było to, by uważać na wizerunek szkoły i uczniów, i nie podejmować działań, które narażą na szwank dobrego imienia - zacisnął usta w prostą linię. - Wątpię, by zmusili do zerwania, ale wydaje mi się, że bardziej by naciskali na nieafiszowanie się z tego typu relacją na terenach szkoły.
Wypuścił powietrze z płuc, zdając się bardziej zmęczony niż do tej pory.
- Problem jest taki, że wy jako uczniowie... a raczej wasi rodzice, mają bardzo wiele do mówienia względem szkoły. Dlatego jest taka spora ostrożność względem podejmowanych działań. Skandale zbyt mocno mogą uderzyć, tworząc słabe punkty, które potem mogą wykorzystywać przeciwnicy - zakręcił palcami o swój kosmyk włosów. - Szczerze, to dyrektor nam wrzucił całą litanię danych informacji. Nie wszystko pamiętam na teraz, ale nie jest to większą tajemnicą.
Finalnie wszystko skłaniało się do pozycji społecznej i pieniędzy. Ludzie nie byli sobie równi, a szkoły prywatne jak ta, dość dobrze pozwalały na zaznaczenie tego.
Zarazem jednak tak łatwo było zapomnieć o tym, gdy miał Jonathana tak blisko siebie. Był niczym słodycz, która była zarazem dla niego trucizną. A jednak ciągle się jej poddawał. Może było rzeczywiście lepiej, że nie udali się do mieszkania. Mogliby już z niego nie wyjść w dniu dzisiejszym.
Musiał przyznać, że takie głaskanie było odprężające. Na tyle, że był rozluźniony, gdy odpoczywał w takiej formie, dopóki nie dotarli na miejsce i nie przyszło do opuszczenia samochodu. Wyciągnął jeszcze ze sobą swój dobytek.
Uniósł kąciki ust, odczuwając zadowolenie z tego, że nie próbował usilnie ściągnąć na siebie wszystkie koszta. Prosta kwestia, ale spowodowała zarazem w nim lekkiego rodzaju rozczulenie. Tak samo jak lekki pocałunek. Drobne gesty, dawkowane w taki sposób, by podtrzymać jego dobry nastrój.
- Tak, zabrałem - zapewnił go, ponownie zakładając na plecy swój plecak, i na ramię torbę ze sprzętem. - Trzydzieści siedem minut. Akurat zdążymy kupić wszystko na spokojnie - przesunął po nim wzrokiem, zanim wyciągnął sam rękę i objął jego dłoń swoją, pociągając go w stronę budynku.
Randka z prawdziwego zdarzenia.
Po zakupieniu i zapłaceniu za bilety (wybrał rząd z tyłu, zauważając, że sala była ledwie częściowo zapełniona), przesunął się w stronę poczekalni, unosząc wzrok na tablicę wskazującą filmy oraz salę, i czas ich pojawienia się.
- Skoro zostało nam jeszcze czasu, to co robimy? Raczej wpatrywanie się w ścianę nie jest najbardziej fascynującym zajęciem - chyba, że mieli już udać się do sali kinowej. - Możemy się założyć, ile uda się wytrzymać na tym seansie - zaproponował jeszcze, posyłając mu cieplejszy uśmiech.
— Nie — odpowiedział krótko, uśmiechając się w jego stronę. Tak jak powiedział, gdy już sobie coś postanowił, nie było szans, by ot tak z tego zrezygnował. Pewnie jeszcze dzisiejszego wieczoru miał zamówić sobie nowy telefon. Kto wie, może nawet poprosi Shane'a o pomoc w wyborze modelu. Nawet jeśli miał używać go tylko i wyłącznie do tego, nie weźmie przecież jakiegoś taniego badziewia.
— Mhm — niezwykle prosty komentarz. Nie do końca miał coś do dodania, chciał mu jednak pokazać, że rzeczywiście go słuchał i zrozumiał. Przesunął jedną z dłoni na kaptur, naciągając go mocniej na twarz.
— Okej. Zrozumiałem. Nie będę więcej odwalał publicznie nic, co mogłoby przysporzyć ci kłopotów albo ujawnić naszą relację — obiecał, zwracając się w jego stronę. Nachylił się nieznacznie, na tyle, by zapewnić sobie odpowiednią dyskrecję.
— Ale seksu w szkole nie zaliczam do tej grupy. W końcu wystarczy, że będziemy ostrożni, prawda? I możesz protestować, ale prędzej czy później sam będziesz tego chciał — wyszeptał konspiracyjnie, puszczając mu oko. Oczywiście, że nie zamierzał odpuścić. Nie po to wdawał się w romans z nauczycielem, by teraz porzucić wszelkie fantazje, które zdecydowanie były nie na miejscu. Nie zamierzał bawić się w nudne randkowanie, które mógłby odbyć z każdym.
Shane był zepsuty. Nawet jeśli nadal się przed tym wzbraniał, miał w sobie dużo więcej spaczenia niż większość poznanych przez niego osób. I to właśnie czyniło go ciekawym. Dlatego chciał popychać go do jego granic, wyciągać z niego wszystko, co sam ciemnowłosy uznawał za najgorsze — podczas gdy dla rudego było spełnieniem marzeń.
Co nie znaczyło, że zamierzał go wkopać czy porzucić, gdyby pojawiła się jakaś przeszkoda. W końcu był profesjonalistą w ich usuwaniu.
"Trzydzieści siedem minut. Akurat zdążymy kupić wszystko na spokojnie."
Pokiwał głową, nie zdradzając tym razem zadowolenia z faktu, że wziął go za dłoń, nawet jeśli odwzajemnił lekki uścisk, cały czas głaszcząc jego skórę palcami.
Gdy Shane odbierał bilety, Jace kupił duży zestaw z popcornem i napojami, stawiając wszystko na jednym ze stolików. Ocenił pokrótce stan postawionej przy nim kanapy, nim nie usiadł na niej podnosząc wzrok na Shane'a.
— Możesz mi na przykład posiedzieć na kolanach. Poza tym mam wrażenie, że nie doceniasz mojej odporności. Widziałem w życiu wiele tragicznych rzeczy, więc nic nie jest mi straszne — poklepał dłonią swoje udo, nawet na chwilę nie przestając się bezczelnie uśmiechać. Zaraz uniósł zresztą ręce, wyraźnie czekając na jego ruch.
— To chyba normalne na randkach, prawda? No, chyba że wolisz, żebym to ja usiadł ci na kolanach. Jak dla mnie działa w obie strony — oczywiście, że miał zamiar to ciągnąć i nie odpuszczać.
Tak myślałem.
Nawet już podarował sobie próby zachęcenia go do zmiany zdania. Uznał, że zostawi mu to samemu sobie, by zdecydował się, w jaki sposób chciał podejść do samego tematu. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego zwyczajnie nie mógł dołożyć dodatkowy numer do telefonu, zamiast bawić się w zmianę modelu.
Może po prostu czuł potrzebę takiego specjalistycznego zakupu.
- Doceniam to - nawet bardzo. Przynajmniej do momentu, gdy zaczął do niego szeptać o wiele mniej grzeczne słowa, zachęcając go do rzeczy, które mu cały czas odmawiał. Dlatego też w odpowiedzi uniósł brew, posyłając mu spojrzenie pełne niedowierzania.
- Nie będę - był tego całkowicie przekonany teraz, że Jonathan nie miał na tyle możliwości i wpływu, by sprawić, aby zmienił zdanie. Zamierzał utrzymywać tą granicę i nie przekraczać jej, niezależnie od pokusy czy planów Everetta. Niezależnie jakie byłyby.
Nawet nie wiedział, w jaki sposób jednak był spostrzegany. I jak bardzo mogło się to pokrywać z rzeczywistością.
Bilety kupione, pora była poczekać na film. Uniósł brew, wlepiając wzrok w gigantyczny kubeł z popcornem, który swoim złocistym wypełnieniem wydawał się kosztować co najmniej 1/4 pieniędzy posiadanych przez Shane'a na miesięczne wydatki. Zaraz potem uśmiechnął się rozbawiony do własnych myśli, nim usłyszał słowa rudowłosego.
Że co?
- A co z kwestią nieodwalania publicznie? - zapytał z westchnieniem w głosie, patrząc z załamaniem na jego bezczelny uśmiech. - Czy to też stanowi drogę wyjątku?
Schował bilety do kieszeni, podchodząc do niego bliżej.
- Jestem prawie pewny, że nikt nie siedziałby drugiej osobie na kolanach na ich pierwszej randce - żachnął, kręcąc głową zaraz potem z niedowierzaniem. Ty chyba na serio chcesz doprowadzić mnie do całkowitego zawstydzenia - wyburczał niezbyt zadowolony, podchodząc do niego i nachylając się nad jego ciałem. Był od niego wyższy i większy. Dlatego tym bardziej było to krępujące, by zrobić to publicznie.
- Więc będę teraz nudnym bottomem i posiedzę. W najgorszym wypadku zrobisz mi pochówek, jakbym jednak padł z zażenowania - wymamrotał, siadając na jego kolanach i odwracając się bokiem do niego. Oparł się ciałem o jego tors, wzdychając cicho.
- Jest to takie miłe, gdy siedzi na tobie ktoś cięższy? - zapytał go, a złośliwy ton głosu wskazywał na to, że powrócił do swojego normalnego stanu. - W sumie umawiałeś się z wysokimi dziewczynami? - zagaił go nagle.
Nawet już podarował sobie próby zachęcenia go do zmiany zdania. Uznał, że zostawi mu to samemu sobie, by zdecydował się, w jaki sposób chciał podejść do samego tematu. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego zwyczajnie nie mógł dołożyć dodatkowy numer do telefonu, zamiast bawić się w zmianę modelu.
Może po prostu czuł potrzebę takiego specjalistycznego zakupu.
- Doceniam to - nawet bardzo. Przynajmniej do momentu, gdy zaczął do niego szeptać o wiele mniej grzeczne słowa, zachęcając go do rzeczy, które mu cały czas odmawiał. Dlatego też w odpowiedzi uniósł brew, posyłając mu spojrzenie pełne niedowierzania.
- Nie będę - był tego całkowicie przekonany teraz, że Jonathan nie miał na tyle możliwości i wpływu, by sprawić, aby zmienił zdanie. Zamierzał utrzymywać tą granicę i nie przekraczać jej, niezależnie od pokusy czy planów Everetta. Niezależnie jakie byłyby.
Nawet nie wiedział, w jaki sposób jednak był spostrzegany. I jak bardzo mogło się to pokrywać z rzeczywistością.
Bilety kupione, pora była poczekać na film. Uniósł brew, wlepiając wzrok w gigantyczny kubeł z popcornem, który swoim złocistym wypełnieniem wydawał się kosztować co najmniej 1/4 pieniędzy posiadanych przez Shane'a na miesięczne wydatki. Zaraz potem uśmiechnął się rozbawiony do własnych myśli, nim usłyszał słowa rudowłosego.
Że co?
- A co z kwestią nieodwalania publicznie? - zapytał z westchnieniem w głosie, patrząc z załamaniem na jego bezczelny uśmiech. - Czy to też stanowi drogę wyjątku?
Schował bilety do kieszeni, podchodząc do niego bliżej.
- Jestem prawie pewny, że nikt nie siedziałby drugiej osobie na kolanach na ich pierwszej randce - żachnął, kręcąc głową zaraz potem z niedowierzaniem. Ty chyba na serio chcesz doprowadzić mnie do całkowitego zawstydzenia - wyburczał niezbyt zadowolony, podchodząc do niego i nachylając się nad jego ciałem. Był od niego wyższy i większy. Dlatego tym bardziej było to krępujące, by zrobić to publicznie.
- Więc będę teraz nudnym bottomem i posiedzę. W najgorszym wypadku zrobisz mi pochówek, jakbym jednak padł z zażenowania - wymamrotał, siadając na jego kolanach i odwracając się bokiem do niego. Oparł się ciałem o jego tors, wzdychając cicho.
- Jest to takie miłe, gdy siedzi na tobie ktoś cięższy? - zapytał go, a złośliwy ton głosu wskazywał na to, że powrócił do swojego normalnego stanu. - W sumie umawiałeś się z wysokimi dziewczynami? - zagaił go nagle.
"Nie będę."
Czy Jonathan jakkolwiek przejął się jego słowami albo uważał, że faktycznie nie uda mu się go do tego nakłonić? Oczywiście, że nie. Kassir mógł się zapierać, ile chciał, ale Everett i tak wiedział swoje. Od zawsze wychodził z założenia, że jeśli udało mu się kogoś przekonać do czegoś raz, to przy odpowiedniej sile perswazji będzie to mógł zrobić i kolejny. Różnica była taka, że tym razem planował go popchnąć o wiele dalej.
Spojrzał na niego dziwnie, widząc jego wzrok utkwiony w popcornie.
— Mówiłem ci, że kupię jedzenie, więc czemu teraz tak na mnie patrzysz. Wyluzuj, nie był jakiś drogi — wymamrotał, przewracając oczami. Na pewno o wiele tańszy niż zestaw sushi, który zamierzał im zamówić. Jeszcze gnojek wyglądał, jakby miał się zaraz roześmiać.
— Sam powiedziałeś, że w tym wydaniu ci to nie przeszkadza. Obiecałem, że nie będę odwalać publicznie jako Jonathan Everett. Teraz jestem tylko zwykłym, przypadkowym mieszkańcem Riverdale, z którym wybrałeś się na randkę — odpowiedział z uroczym uśmiechem, nawet na chwilę nie opuszczając dłoni.
— Och, zdziwiłbyś się — ludzie robili to w końcu nawet bez randek. A nawet o wiele gorsze rzeczy. Powinien się jednak cieszyć, że Kassir był innego zdania... jak i z tego, że nagina tego typu zasady właśnie dla niego.
— Nudny byłbyś, gdybyś się nie zgodził — wymruczał w odpowiedzi, opierając się głową o jego ramię z wyraźnym zadowoleniem. Czapka z daszkiem utrudniała mu większość manewrów, musiał więc darować sobie całowanie go w takiej pozycji. A szkoda.
Objął go rękami w pasie, przyciągając nieco bliżej siebie. Potarł lekko policzkiem o bok jego szyi, ze wszystkich sił powstrzymując palce, które miały aż za dużą ochotę wsunąć się pod jego koszulkę.
Obiecałeś, Jonathan. Dotrzymujesz obietnic.
Mimo że jego dłonie drgnęły nieznacznie dwa razy, jego samokontrola nie zawiodła. Przesunął nimi jedynie w którymś momencie po materiale, by dać upust nieustannemu ciśnieniu.
— Jest miłe, gdy to ty na mnie siedzisz — odpowiedział kompletnie nieprzejęty jego złośliwym tonem. Rzeczywiście było mu teraz za dobrze, żeby miało go jakkolwiek urazić. I tak nie pozwalał takim rzeczom do niego trafiać. W końcu Jonathan należał do osób, które byłyby w stanie odpowiednio go ubrać i przelecieć publicznie. Wstyd nigdy nie był jego najmocniejszą stroną.
— Nie. Tak. Nie wiem? — wyraźnie się zamotał w odpowiedzi na jego pytanie, ściągając brwi w konsternacji. Nie, żeby Shane mógł to zobaczyć.
— Wzrost nie robi mi większej różnicy, mogłaby być nawet wyższa ode mnie. Sęk w tym, że zgadzałem się na wiele wypadów, ale robiłem to tylko dla seksu. A pod tym kątem i tak wolę facetów. Sam nigdy nie zaprosiłem nikogo na randkę. Chociaż możliwe, że one tak odbierały. Niektórzy myślą, że jeśli zabierasz kogoś na miasto, to już się ze sobą umawiacie. Więc w pewnym sensie to jest moja pierwsza randka — stwierdził, wzdychając cicho pod nosem. W końcu z Hunterem nigdy nie pojawiał się publicznie w podobny sposób. A ludzie pewnie brali ich za ojca i syna. Nic dziwnego.
— A ty? Umawiałeś się z wysokimi dziewczynami? Masz jakieś preferencje?
Poza mną?
- Zaskoczył mnie po prostu rozmiar - odparł na jego słowa, starając się naprowadzić swoje myśli na odpowiedni tor. - Nic więcej - nie był pewny, czy zdołał go wystarczająco dobrze przekonać, ale nie uważał, żeby mu tym nagle krzywdę robił, gdy samego rozbawiało go to.
Nie przewidział, że wykorzysta w taki sposób jego zgodę i argumentację. Czuł, że w tym momencie mu zamknął możliwość negacji tego. Nie miał na myśli takiego typu zachowania, ale faktem było, że głównie chodziło o jego tożsamość. Nawet jeśli jednak mu dał pozwolenie na normalny typ zachowania z tego wszystkiego. Nie zamierzał robić jednak sceny i nagle wszystkiego zakazywać, niszcząc przy tym przyjemnie spędzany ze sobą czas.
- Niech ci będzie - zaakceptował na głos ową alternatywę, kręcąc lekko głową przy tym. - Zwykły, uroczy mieszkaniec Riverdale, który jest na randce z osobą, która totalnie nie jest teraz jego nauczycielem - dopowiedział ostatnie słowa szeptem. Spędzenie czasu na randce z beznadziejnie zapowiadającym się filmem. Nie mógł teraz uznawać tego inaczej niż za akt uroczości.
- Hm... Bardziej myślałem o normalnych spotkaniach niż o randkach z portali randkowych - wymamrotał w odpowiedzi, zastanawiając się, czy nie popełnił błędu w ocenie. Nie zmieniało to jednak zaistnienia zmieszania spowodowanego obecną pozycją.
- Ale nie zaprzeczyłeś, że bottomem? - wyburczał, dając jednak objąć się i przyciągnąć. Poddał się jego bliskości, widocznie rozluźniając się z tego powodu, by potem przesunąć palcami po jego bluzie, na wysokości brzucha.
- Uznam to za komplement, skoro tak - nawet nie wiedząc, na ile go byłoby stać normalnie. Jednakże to, że nie obławiał go publicznie, gdy sam był w stanie trzeźwości, doceniał aż za nadto. Rudowłosy zgarniał u niego dodatkowe plusy, nawet nie wiedząc o tym wcześniej.
Zaskoczenie pytaniem było jedną kwestią, ale fakt, że nigdy nie randkował, było lekkim szokiem dla samego Kassira. Mógł się zgodzić, że spotkania nie równały się randkom, ale że też nie zdecydował się na podobny typ spędzenia czasu z drugą osobą...
- Powiedziałbym, że nie, ale jednak jestem z tobą tutaj, więc sam nie wiem. Umawiać się umawiałem, ale zawsze potem dziwnie było, gdy przychodziło do... - zawahał się. - Powiedzmy, że w podobnej sytuacji, co twoja. I sam wiesz, jak to jest, gdy zajmuje się twoim ciałem o wiele wyższa dziewczyna. Co do samego seksu... - przesunął wzrokiem na bok. - Bez komentarza - gdyby rzeczywiście mu się to tak świetnie podobało, nie poznaliby się w podobnych warunkach. Był otwarty na obie płcie, poddając się niesionemu przy tym zadowoleniu. Mimo tego, jego zagrzanie przy jednej osobie mało kiedy istniało. Z tego też powodu Jonathan był jedną z osób, które wytrwały o wiele dłużej niż do tej pory inne to robiły.
Kwestia była jednak taka, czy i kiedy by natrafił na kolejny idealny typ dla siebie, taki, jakim był teraz Everett?
- Jeśli chodzi o sam stosunek, to mało kiedy trafiałem na tak energiczne osoby - postanowił jednak nie stosować słów związanych z brutalnym zachowaniem, o które zahaczało całkowite ignorowanie zdania partnera. - Chociaż umiejętnościami przebijasz to, co pamiętam. Idziemy na film? - przesunął wzrokiem na ekran z seansami. - Zobaczymy, jak długo uda się to wytrzymać.
Nie przewidział, że wykorzysta w taki sposób jego zgodę i argumentację. Czuł, że w tym momencie mu zamknął możliwość negacji tego. Nie miał na myśli takiego typu zachowania, ale faktem było, że głównie chodziło o jego tożsamość. Nawet jeśli jednak mu dał pozwolenie na normalny typ zachowania z tego wszystkiego. Nie zamierzał robić jednak sceny i nagle wszystkiego zakazywać, niszcząc przy tym przyjemnie spędzany ze sobą czas.
- Niech ci będzie - zaakceptował na głos ową alternatywę, kręcąc lekko głową przy tym. - Zwykły, uroczy mieszkaniec Riverdale, który jest na randce z osobą, która totalnie nie jest teraz jego nauczycielem - dopowiedział ostatnie słowa szeptem. Spędzenie czasu na randce z beznadziejnie zapowiadającym się filmem. Nie mógł teraz uznawać tego inaczej niż za akt uroczości.
- Hm... Bardziej myślałem o normalnych spotkaniach niż o randkach z portali randkowych - wymamrotał w odpowiedzi, zastanawiając się, czy nie popełnił błędu w ocenie. Nie zmieniało to jednak zaistnienia zmieszania spowodowanego obecną pozycją.
- Ale nie zaprzeczyłeś, że bottomem? - wyburczał, dając jednak objąć się i przyciągnąć. Poddał się jego bliskości, widocznie rozluźniając się z tego powodu, by potem przesunąć palcami po jego bluzie, na wysokości brzucha.
- Uznam to za komplement, skoro tak - nawet nie wiedząc, na ile go byłoby stać normalnie. Jednakże to, że nie obławiał go publicznie, gdy sam był w stanie trzeźwości, doceniał aż za nadto. Rudowłosy zgarniał u niego dodatkowe plusy, nawet nie wiedząc o tym wcześniej.
Zaskoczenie pytaniem było jedną kwestią, ale fakt, że nigdy nie randkował, było lekkim szokiem dla samego Kassira. Mógł się zgodzić, że spotkania nie równały się randkom, ale że też nie zdecydował się na podobny typ spędzenia czasu z drugą osobą...
- Powiedziałbym, że nie, ale jednak jestem z tobą tutaj, więc sam nie wiem. Umawiać się umawiałem, ale zawsze potem dziwnie było, gdy przychodziło do... - zawahał się. - Powiedzmy, że w podobnej sytuacji, co twoja. I sam wiesz, jak to jest, gdy zajmuje się twoim ciałem o wiele wyższa dziewczyna. Co do samego seksu... - przesunął wzrokiem na bok. - Bez komentarza - gdyby rzeczywiście mu się to tak świetnie podobało, nie poznaliby się w podobnych warunkach. Był otwarty na obie płcie, poddając się niesionemu przy tym zadowoleniu. Mimo tego, jego zagrzanie przy jednej osobie mało kiedy istniało. Z tego też powodu Jonathan był jedną z osób, które wytrwały o wiele dłużej niż do tej pory inne to robiły.
Kwestia była jednak taka, czy i kiedy by natrafił na kolejny idealny typ dla siebie, taki, jakim był teraz Everett?
- Jeśli chodzi o sam stosunek, to mało kiedy trafiałem na tak energiczne osoby - postanowił jednak nie stosować słów związanych z brutalnym zachowaniem, o które zahaczało całkowite ignorowanie zdania partnera. - Chociaż umiejętnościami przebijasz to, co pamiętam. Idziemy na film? - przesunął wzrokiem na ekran z seansami. - Zobaczymy, jak długo uda się to wytrzymać.
— Mówiłem już, że lubię, jak nazywasz mnie uroczym? — zapytał zadowolony z faktu, że nie musiał wysłuchiwać kolejnego kazania. Nie, żeby miało ono cokolwiek zmienić, w końcu jego zainteresowanie tematem pojawiało się i znikało.
Z reguły to drugie.
— Randki z portali randkowych nie są normalne? — zapytał wyraźnie rozbawiony jego tokiem myślenia. Nie do końca wiedział zresztą, dlaczego akurat osoby, które poznały się na Rinderze miały zachowywać się inaczej niż te, które poznały się na żywo. Ludzie byli przeróżni i sposób poznania się niewiele tu zmieniał.
— Poza tym znajomi też to robią. Millie czy Dave regularnie uwalają mi się na kolanach. Nawet jeśli ten drugi wyjątkowo mnie tym wkurza — jego kumpel z klasy miewał bardzo mocne problemy z rozróżnieniem, kiedy mógł sobie na coś pozwolić, a kiedy nie. Jedyny powód, dla którego to tolerował był niezwykle prosty.
Dave był tak głupi, że i tak nie było już dla niego nawet cienia szansy.
— Gdybyś był bottomem to nie oddawałbym ci się przy byle okazji. Moje słowa są nieaktualne i wcale nie jest mi z tym źle — jakby nie patrzeć, Jonathan uwielbiał być pod nim. Dominowanie go też było przyjemne, ale było coś podniecającego w tym, gdy to Shane był na górze. Być może fakt, że tego typu role dodatkowo potwierdzały jego słabą wolę względem Everetta. Nie poddawał się jego dotykowi, a sam go inicjował.
— W sumie nie wiem? — przechylił nieco głowę w bok, nie potrafiąc zrozumieć, skąd wzięły się jego słowa.
— Jaka jest różnica między wyższą a niższą dziewczyną? — teraz go zaciekawił. A skoro już zaczął, to niech skończy. Nie do końca rozumiał zresztą czemu wiecznie Shane zbywał wszystko brakiem komentarza. Jak na kogoś tak wykształconego, zadziwiająco często nie potrafił zabrać głosu w najprostszych tematach.
Przymknął na chwilę powieki, skupiając się po prostu na cieple jego ciała. Dobrze, że przynajmniej potrafił się przyznać, że Everett był lepszy od nich. Uniósł kącik ust wyraźnie zadowolony i wyprostował się, zsuwając dłonie na jego uda.
— Idziemy. I nie ma czegoś takiego jak "jak długo". Zostajemy do końca. Wybrałeś ten horror, to teraz go zniesiesz — dmuchnął mu zimnym powietrzem w ucho, wyraźnie rozbawiony. Tylko po to, by zaraz klepnąć go w tyłek, zachęcając do wstania.
Trzeba było w końcu zająć miejsca i zobaczyć to dzieło na własne oczy.
- Może. Może nie - uśmiechnął się lekko. - Ja po prostu stwierdzam fakt, Jonathanie.
Był uroczy. Tak samo jak seksowny czy irytujący. Zbyt często zbudzał w nim sprzeczne odczucia, nie dając mu ustalić jednoznacznej opinii na swój temat.
- Nie, gdy na pierwszej kończy się seksem - odpowiedział, robiąc niezadowoloną minę na widok jego rozbawienia. - Chociaż my to przebiliśmy, przeskakując temat randki - dodał jeszcze, kręcąc głową. Wiedział, że był jedną z ostatnich osób, które powinny wypowiadać się na ten temat. Mimo tego, jakie miał zachowanie i jak chętnie - pod wpływem promili - oddał się Jonathanowi, posiadał w sobie cząstkę romantyzmu wymieszaną wizją, jak teoretycznie to powinno się prezentować.
- Hm... Teraz mi przypomniałeś, że przechodziłem przez coś podobnego - wypuścił powietrze z płuc z wyraźnym zrezygnowaniem. - Ale wydaje mi się, że relacja jednak ma znaczenie w tym przypadku. Co innego znajomy, rodzina czy kochanek - próbował podzielić się z nim swoim punktem widzenia na ten temat, nie mając jednak wewnętrznej pewności, czy do niego to dotrze.
- Fakt, że to przyznałeś, niezwykle mnie poruszył - odpowiedział, szturchając palcem jego bok. Było to dodatkowo dość zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt ocenienia go jako osoby, która "tchórzyła" przed dominowaniem. A jednak... Udało się odmienić jego zdanie, powodując tym samym otworzenie o wiele więcej opcji dla nich obojga.
Nie, żeby się tego spodziewał.
Skrzywił się mimowolnie na jego zapytanie, przesuwając wzrokiem na bok.
- Serio muszę odpowiadać? - zapytał go, sprawiając wrażenie nieco... zmieszanego samym zapytaniem.
Film był bezpieczniejszą opcją. Raczej.
- Jak okrutnie. Zamkniesz mi drogę ucieczki? - zaśmiał się, drżąc zaraz potem, gdy poczuł chłodne powietrze przy uchu. Przewrócił oczami na jego zachęcający gest, jednakże grzecznie wstał, by potem wyciągnąć rękę w jego kierunku.
- Może nie będzie aż tak źle - żachnął, pomagając mu też zabrać przekąski i kierując się wraz z kim do sali kinowej. Dał do sprawdzenia ich bilety, by po ich akceptacji przekierować się na wskazane miejsca. Oni i bagaż Kassira. Fakt, że było jedynie kilka osób, działał kojąco. Chociaż w tym przypadku bardziej chodziło o ominięcie hałasu w kinie niż o jego wyjątkowe towarzystwo.
... może film nie był jednak bezpieczniejszy.
Wpatrując się w napisy końcowe, doszedł do wniosku, że najlepsze w tym filmie był moment, gdy jadł popcorn i czasem przypadkowo zahaczał o dłoń Everetta.
- Jakby to... był znośny - był tragiczny, ale nie na tyle, by uciekli z krzykiem. - Może... pomylili kategorie filmowe. Czy coś. Jak wrażenia?
Był uroczy. Tak samo jak seksowny czy irytujący. Zbyt często zbudzał w nim sprzeczne odczucia, nie dając mu ustalić jednoznacznej opinii na swój temat.
- Nie, gdy na pierwszej kończy się seksem - odpowiedział, robiąc niezadowoloną minę na widok jego rozbawienia. - Chociaż my to przebiliśmy, przeskakując temat randki - dodał jeszcze, kręcąc głową. Wiedział, że był jedną z ostatnich osób, które powinny wypowiadać się na ten temat. Mimo tego, jakie miał zachowanie i jak chętnie - pod wpływem promili - oddał się Jonathanowi, posiadał w sobie cząstkę romantyzmu wymieszaną wizją, jak teoretycznie to powinno się prezentować.
- Hm... Teraz mi przypomniałeś, że przechodziłem przez coś podobnego - wypuścił powietrze z płuc z wyraźnym zrezygnowaniem. - Ale wydaje mi się, że relacja jednak ma znaczenie w tym przypadku. Co innego znajomy, rodzina czy kochanek - próbował podzielić się z nim swoim punktem widzenia na ten temat, nie mając jednak wewnętrznej pewności, czy do niego to dotrze.
- Fakt, że to przyznałeś, niezwykle mnie poruszył - odpowiedział, szturchając palcem jego bok. Było to dodatkowo dość zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt ocenienia go jako osoby, która "tchórzyła" przed dominowaniem. A jednak... Udało się odmienić jego zdanie, powodując tym samym otworzenie o wiele więcej opcji dla nich obojga.
Nie, żeby się tego spodziewał.
Skrzywił się mimowolnie na jego zapytanie, przesuwając wzrokiem na bok.
- Serio muszę odpowiadać? - zapytał go, sprawiając wrażenie nieco... zmieszanego samym zapytaniem.
Film był bezpieczniejszą opcją. Raczej.
- Jak okrutnie. Zamkniesz mi drogę ucieczki? - zaśmiał się, drżąc zaraz potem, gdy poczuł chłodne powietrze przy uchu. Przewrócił oczami na jego zachęcający gest, jednakże grzecznie wstał, by potem wyciągnąć rękę w jego kierunku.
- Może nie będzie aż tak źle - żachnął, pomagając mu też zabrać przekąski i kierując się wraz z kim do sali kinowej. Dał do sprawdzenia ich bilety, by po ich akceptacji przekierować się na wskazane miejsca. Oni i bagaż Kassira. Fakt, że było jedynie kilka osób, działał kojąco. Chociaż w tym przypadku bardziej chodziło o ominięcie hałasu w kinie niż o jego wyjątkowe towarzystwo.
... może film nie był jednak bezpieczniejszy.
Wpatrując się w napisy końcowe, doszedł do wniosku, że najlepsze w tym filmie był moment, gdy jadł popcorn i czasem przypadkowo zahaczał o dłoń Everetta.
- Jakby to... był znośny - był tragiczny, ale nie na tyle, by uciekli z krzykiem. - Może... pomylili kategorie filmowe. Czy coś. Jak wrażenia?
Lubił takie fakty. Zwłaszcza z ust kogoś takiego jak Shane. I, mimo że powtarzał to milion razy, był gotów robić to częściej.
— Czy ja wiem. Znam sporo związków, które zaczęły się przypadkowym seksem na imprezie czy czymkolwiek. Dlaczego niby mają być gorsze od tych, gdzie każdy zachowuje się jak cnotka niewydymka? Myślisz, że przez to, jak zaczęła się nasza relacja, szanuję cię mniej niż jakiegoś kolesia, który zgrywałby niedostępnego? — zapytał, przechylając głowę w bok. Shane potrafił mieć naprawdę... specyficzny pogląd na wiele spraw. W dodatku zdawał się szybko oceniać ludzi, szufladkując ich na gorszych i lepszych, nawet jeśli kompletnie ich nie znał.
Ciekawe gdzie w rzeczywistości umieścił jego samego, pomimo wmawiania mu, że jest uroczy.
— Może. Chociaż ludzie często mylą znajomych z kochankami, szukając rozrywki w cudzych relacjach. O mój boże, koleżanka usiadła mu na kolanach, co za skandal. Na pewno ze sobą sypiają — zmienił chwilowo głos na przejęty, unosząc kącik ust ku górze. W końcu prawdziwa różnica tkwiła tak naprawdę w nich samych.
— Normalnie łatwiej byłoby pewnie zobaczyć różnicę po tym, jak wpakowałbym ci ręce między nogi, ale obaj wiemy, że mi na to nie pozwolisz — a szkoda. Klepnął go więc tylko w udo, przytulając się mocniej do jego ramienia.
— Oczywiście. W każdej możliwej formie jesteś na mnie skazany — i nawet jeśli brzmiał przy tym pogodnie, to zdecydowanie nie żartował. Kassir stał się elementem jego życia, który fundował mu na tyle dużo rozrywki, by nie zamierzał go wypuszczać.
Jonathan z początku siedział raczej spokojnie. Kilka reklam zainteresowało go nawet na tyle, by wymienił się kilkoma uwagami z Shanem. Ciemności zrobiły jednak swoje. Z początku trzymał się całkiem nieźle. Mniej więcej w połowie zmęczenie osiągnęło jednak taki poziom, by przechylił się bezwiednie w bok. Przytulił się do barku Shane'a, uparcie próbując nie zasnąć.
Co udało mu się przez jakieś dwie minuty.
Nie do końca był pewien czy przespał pięć minut, czy dwadzieścia. Tak czy inaczej, film nie zrobił się przez ten czas bardziej interesujący. Nawet jeśli nie był aż tak beznadziejny.
Widząc napisy końcowe, wstał i przeciągnął się, zaraz obejmując Kassira w pasie.
— Znośny to dobre słowo — stwierdził, zwracając się w jego stronę.
— ...ale mogło być gorzej. To jak, wracamy do mnie? Możemy po drodze wstąpić po sushi — zaproponował, przysuwając go bliżej siebie.
- Zainteresowałbyś się mną, gdybyś nie poznał mnie w taki sposób? - zapytał go w odpowiedzi, posyłając mu zagadkowe spojrzenie. - Tak, że nasze pierwsze spotkanie byłoby dopiero w klasie? - tak jak powinno być. Prawidłowe rozpoczęcie znajomości. Zarazem jednak... Im dłużej z nim spędzał czasu, tym bardziej skłaniał się ku temu, że było mu z tym lepiej. Gdyby nie to, nie poczułby, jak bardzo potrafi być ciepła jego dłoń, jak wiele sekretów mogli ze sobą stopniowo dzielić, czy też jak bardzo dobrze całowało się go, gdy byli już sami. - Chociaż nie wiem, Jonathanie. To jedynie spekulacje, ale jakby to finalnie wyglądało, to już nie dowiemy się. No i - dźgnął go w brzuch, nachmurzając się. - Twój szacunek do mnie jest często dla mnie pod znakiem zapytania. Zwłaszcza, gdy ignorowałeś moją wolę - i przez to skończył z nim na randce. - I nie mówię, że są gorsze. Tylko, że nie są normalne. A to różnica - żachnął zaraz potem. - Wiesz co, każdy ma swoje wyobrażenia na temat konkretnych spraw. Proszę, weź to pod uwagę. Nie wszystkie moje fantazje są związane z łóżkiem, seksem i zaliczeniami różnych pozycji - dodał jeszcze bez zająknięcia. Nie zastanawiał się nad tym, czy w ten sposób nie tworzył jeszcze dziwniejszego zdania o sobie w oczach Jonathana.
- Bo lubią plotki i dramaturgię. Wiesz, życie większości ludzi jest na tyle nudne, że znajdują rozświetlenie dla siebie w kwestiach podobnego typu - zachichotał cicho. - Oh tak. Siedzenie komuś na kolanach to już poziom sypiania, a całowanie się to zapewniony ślub i dziecko? - dodał rozbawiony, nawiązując do lekkich absurdów związanych z brakiem edukacji odpowiedniego typu.
- Widzę, że już dobrze się poznajesz na mnie - burknął, zdecydowanie nie będąc "za" tym, by mu wsadzał nogę w tak niebezpieczne rejony. Zwłaszcza, że w przypadku Everetta miał wrażenie, że jego samokontrola mogłaby przeżywać kryzys. Dlatego też dał się przytulać, samemu korzystając z tej chwili wygody.
Odebrał to w taki sposób, że wychodziło na to, iż mieli mieć bardzo ubarwione życie prywatne. Chociaż ciężko było mu określić, na jak długo i na ile mogli pozwolić sobie, by spędzać czas razem. Sekretna relacja była jedną sprawą, ale drugą było to, że zwyczajnie uznawał, że któryś z nich może finalnie zainteresować się w bardziej romantyczny sposób inną osobą.
A wtedy bycie kochankami byłoby... dość nieodpowiednie.
Nie żeby nie było teraz.
Przynajmniej nie przeszkadzał mu ani nie odtrącał, gdy oparł się o jego ciało. Samemu dzieło obejrzał od początku do końca, pozwalając sobie zarazem na stwierdzenie w duchu, że mógł zwyczajnie wybrać film o ciekawszej tematyce. Zarazem sobie zdał sobie sprawę, że i tak by go skusiło sprawdzenie tego...
Robię sobie mętlik w głowie.
- Wracamy - potwierdził, obejmując go jedną ręką. - Sushi, imbir i miętówki - przypomniał mu zarazem, przenoszą wolną dłoń na jego policzek i delikatnie go głaszcząc. - Chyba był na tyle znośny, że jednak nie marudziłeś - uznał cicho. Trzymał go chwilę jeszcze w objęciu zanim puścił go, by pozbierać swoje rzeczy oraz puste naczynia po popcornie, i napojach. - Idziemy na piechotę czy łapiemy ponownie transport? - zapytał go jeszcze, zanim nadeszła pora opuszczenia sali kinowej. Wyrzucenie śmieci zajęło moment, dlatego też po tym złapał go za rękę, pociągając ku sobie.
- Nasza randka nie skończyła się jeszcze - powiedział melodyjnie. - Więc pozwolę sobie jeszcze na to, dobrze?
- Bo lubią plotki i dramaturgię. Wiesz, życie większości ludzi jest na tyle nudne, że znajdują rozświetlenie dla siebie w kwestiach podobnego typu - zachichotał cicho. - Oh tak. Siedzenie komuś na kolanach to już poziom sypiania, a całowanie się to zapewniony ślub i dziecko? - dodał rozbawiony, nawiązując do lekkich absurdów związanych z brakiem edukacji odpowiedniego typu.
- Widzę, że już dobrze się poznajesz na mnie - burknął, zdecydowanie nie będąc "za" tym, by mu wsadzał nogę w tak niebezpieczne rejony. Zwłaszcza, że w przypadku Everetta miał wrażenie, że jego samokontrola mogłaby przeżywać kryzys. Dlatego też dał się przytulać, samemu korzystając z tej chwili wygody.
Odebrał to w taki sposób, że wychodziło na to, iż mieli mieć bardzo ubarwione życie prywatne. Chociaż ciężko było mu określić, na jak długo i na ile mogli pozwolić sobie, by spędzać czas razem. Sekretna relacja była jedną sprawą, ale drugą było to, że zwyczajnie uznawał, że któryś z nich może finalnie zainteresować się w bardziej romantyczny sposób inną osobą.
A wtedy bycie kochankami byłoby... dość nieodpowiednie.
Nie żeby nie było teraz.
Przynajmniej nie przeszkadzał mu ani nie odtrącał, gdy oparł się o jego ciało. Samemu dzieło obejrzał od początku do końca, pozwalając sobie zarazem na stwierdzenie w duchu, że mógł zwyczajnie wybrać film o ciekawszej tematyce. Zarazem sobie zdał sobie sprawę, że i tak by go skusiło sprawdzenie tego...
Robię sobie mętlik w głowie.
- Wracamy - potwierdził, obejmując go jedną ręką. - Sushi, imbir i miętówki - przypomniał mu zarazem, przenoszą wolną dłoń na jego policzek i delikatnie go głaszcząc. - Chyba był na tyle znośny, że jednak nie marudziłeś - uznał cicho. Trzymał go chwilę jeszcze w objęciu zanim puścił go, by pozbierać swoje rzeczy oraz puste naczynia po popcornie, i napojach. - Idziemy na piechotę czy łapiemy ponownie transport? - zapytał go jeszcze, zanim nadeszła pora opuszczenia sali kinowej. Wyrzucenie śmieci zajęło moment, dlatego też po tym złapał go za rękę, pociągając ku sobie.
- Nasza randka nie skończyła się jeszcze - powiedział melodyjnie. - Więc pozwolę sobie jeszcze na to, dobrze?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach