▲▼
... czy ty planujesz kolejną zabawę w takim stylu i miejscu?
Mimo iż zadał pytanie w myślach, nie wypowiedział je na głos. Był niemalże pewny tego, że nie było w tym sensu z jego strony, co spowodowało, że jego słowa skomentował cichym prychnięciem, by zaraz potem przejść do ubrania się samemu. Upewnił się jeszcze, że czarna bluza leżała na nim dobrze nim skierował uwagę na niego.
Czapka może poczekać.
Musiał przyznać, że obecnie to była ciekawa zależność pomiędzy nimi. Mając go tak przy sobie, mógł z łatwością zapomnieć o dzielącej ich róznicy wiekowej oraz samym statusie. Zupełnie jakby samochód wydzielał kompletnie inny świat, w którym mogli się zaszyć, bez zakładania maski przeznaczonej dla publiczności w postaci społeczeństwa. Tak też z tego powodu spoglądał na niego z rozbawieniem, gdy przesunął jego dłoń na swoją głowę.
- Rozumiem - Shane'a głos był miękki, gdy wypowiadał te słowa. Zaraz potem zaczął przesuwać palcami po jego włosach, przechodząc do delikatnego głaskania go, już bez żadnego słowa. Ma bardzo miękkie włosy. Odwrócił głowę, spoglądając na widok za oknem, w milczeniu obserwując mijane tereny. Poczuł uścisk w żołądku. Brak przyzwyczajenia robił swoje, wzbudzając w myślach wątpliwości. Dlatego zaraz potem odwrócił głowę, skupiając się głównie na głaskaniu młodszego, jakby miał do czynienia z małym stworzeniem niż z człowiekiem.
- Jesteś gotowy? - zapytał, widząc, że znaleźli się już punkcie zatrzymania. Ciężko było mówić o nie zwracaniu na siebie uwagi patrząc na to, że przyjechali limuzyną, ale to miejsce było nadal lepsze niż ulica przed wspomnianą placówką. Kassir sięgnął również po czapkę, by nałożyć ją na siebie, a potem ostrożnie nasunąć na głowę kaptur, upewniając się, że żadne włosy nie wystawały mu.
- Daję słowo, że jeśli ci się przysnęło, zacznę sprawdzać, czy masz łaskotki - wyszeptał cicho. Żartobliwość wymieszała się z groźbą, gdy zastanawiał się, czy Everett zwyczajnie nie przysnął w czasie podróży. Wcześniej wyglądał na zmęczonego, ale nie wiedział, czy nadal odnosiło się to do rzeczywistości.
Jeśli śpi, to nie widzę sensu w budzeniu go teraz.
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
"Raczej nie?"
Fakt, że Shane bardziej pytał go, niż stwierdzał fakt, nie robił mu większej różnicy. Samo to, że zaprzeczył w jakikolwiek sposób, wystarczyło, by odpuścił temat.
Jonathan zdawał sobie sprawę z piękna własnych oczu. Ciężko byłoby pozostać na nie ślepym, gdy sam ich widok był w stanie wyczyścić cudzy umysł. Niejednokrotnie zdarzało się, że jego ofiary wciągnięte w galaktyczny bezkres, nachylały się ku niemu, szukając ukojenia w jego ustach. To jednak, bez uprzedniego pozwolenia, nigdy nie wchodziło w grę.
Wizja, którą mu podsuwał, była tak prosta w odbiorze. Nie musiał się nawet starać, by móc ją sobie wyobrazić. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy rozchylił ponownie usta. Im dłużej wprowadzał go w swój scenariusz, tym bardziej Jonathan go pragnął.
— Więc zrób to. Dziś wieczorem — wyrzucił z siebie, oddychając nieco ciężej niż normalnie.
— Może powinienem w takim razie zabrać cię dziś do baru albo zaproponować coś do picia w mieszkaniu — przesunął językiem po jego dolnej wardze, przed wsunięciem go do środka. Ciekawe na jak wiele pozwoliłby mu po upiciu się. Czy pijany Shane był w stanie jedynie poddawać się drugiej osobie jak za pierwszym razem, a może odpowiednio pokierowany, całkowicie zatracał swoje hamulce? Chciał wiedzieć.
Nie sprawiał wrażenia niezadowolonego jego słowami, a jego kwestia deklaracji chęci poznania tego na żywo, co właśnie powiedział, sprawiła, że lekko przytaknął na zgodę. Nie miał nic przeciwko temu, by dać mu poczuć na żywo to, co do tej pory skrywało się tylko w słowach.
- Może innym razem - odpowiedział mu na jego słowa, uśmiechając się delikatnie, ale zarazem z tajemniczością. - Jeśli chcesz bym spełniał tamtą przedstawioną wizję, muszę mieć przytomny umysł, by pamiętać o niej, nieprawdaż? - chociaż z innej strony był niemal pewny, że gdyby pozwolił się na upicie, zdecydowanie już mógł zrezygnować z zajęcia góry podczas tego weekendu. Był niemal tego pewny, że nie miałby wtedy mocy na przeciwstawienie się silniejszej woli, poddając się czynnością, które może by pamiętał, a może i nie.
- Może innym razem - odpowiedział mu na jego słowa, uśmiechając się delikatnie, ale zarazem z tajemniczością. - Jeśli chcesz bym spełniał tamtą przedstawioną wizję, muszę mieć przytomny umysł, by pamiętać o niej, nieprawdaż? - chociaż z innej strony był niemal pewny, że gdyby pozwolił się na upicie, zdecydowanie już mógł zrezygnować z zajęcia góry podczas tego weekendu. Był niemal tego pewny, że nie miałby wtedy mocy na przeciwstawienie się silniejszej woli, poddając się czynnością, które może by pamiętał, a może i nie.
Czy musiał o niej pamiętać? Niekoniecznie. W końcu Jonathan uwielbiał zbierać wszelkiego rodzaju dowody, które z przyjemnością by mu potem podstawił. Zwłaszcza jeśli miał mieć z nich jakąś korzyść. Były w końcu też takie materiały, które służyły mu wyłącznie w formie prywatnej rozrywki. Ale o nich zdecydowanie nie miał się dowiedzieć w najbliższym czasie.
"Nadal nie masz dość?"
— Na razie mi wystarczy — odpowiedział, zmieniając nieco pozycję, by zamiast na jego gardle, złożyć kilka pocałunków na jego ustach.
— Mhm. Nie będziemy tego robić codziennie w samochodzie, ale mimo wszystko uznam to za dobre wspomnienie. Będę je przywoływał, jeżdżąc nim po mieście — uśmiechnął się zaczepnie, nim zszedł w końcu z jego kolan zgodnie z jego wolą i na powrót się ubrał. Dopiero wtedy padł na siedzenie obok niego z głośnym westchnieniem.
Słysząc jego śmiech, uniósł nieznacznie kącik ust ku górze, zwracając się w jego stronę.
— Głupek — jego głos podczas wymawiania tego pojedynczego słowa brzmiał nadzwyczaj miękko. Coś w jego oczach drgnęło, gdy przytulał się do jego dłoni, przez chwilę nijak się nie odzywając.
— W porządku — przesunął się w dół i położył na siedzeniu, opierając głowę na jego udzie. Podkulił jedynie nieco nogi dla większej wygody, wstukując odpowiednią informację dla Scotta w telefonie, nim zwrócił się w stronę Shane'a wtulając w jego brzuch.
— Za pięć minut będziemy na miejscu — wymruczał, biorąc jego dłoń i kładąc ją sobie na włosach. Jak rozpieszczony kot domagający się głaskania.
... czy ty planujesz kolejną zabawę w takim stylu i miejscu?
Mimo iż zadał pytanie w myślach, nie wypowiedział je na głos. Był niemalże pewny tego, że nie było w tym sensu z jego strony, co spowodowało, że jego słowa skomentował cichym prychnięciem, by zaraz potem przejść do ubrania się samemu. Upewnił się jeszcze, że czarna bluza leżała na nim dobrze nim skierował uwagę na niego.
Czapka może poczekać.
Musiał przyznać, że obecnie to była ciekawa zależność pomiędzy nimi. Mając go tak przy sobie, mógł z łatwością zapomnieć o dzielącej ich róznicy wiekowej oraz samym statusie. Zupełnie jakby samochód wydzielał kompletnie inny świat, w którym mogli się zaszyć, bez zakładania maski przeznaczonej dla publiczności w postaci społeczeństwa. Tak też z tego powodu spoglądał na niego z rozbawieniem, gdy przesunął jego dłoń na swoją głowę.
- Rozumiem - Shane'a głos był miękki, gdy wypowiadał te słowa. Zaraz potem zaczął przesuwać palcami po jego włosach, przechodząc do delikatnego głaskania go, już bez żadnego słowa. Ma bardzo miękkie włosy. Odwrócił głowę, spoglądając na widok za oknem, w milczeniu obserwując mijane tereny. Poczuł uścisk w żołądku. Brak przyzwyczajenia robił swoje, wzbudzając w myślach wątpliwości. Dlatego zaraz potem odwrócił głowę, skupiając się głównie na głaskaniu młodszego, jakby miał do czynienia z małym stworzeniem niż z człowiekiem.
- Jesteś gotowy? - zapytał, widząc, że znaleźli się już punkcie zatrzymania. Ciężko było mówić o nie zwracaniu na siebie uwagi patrząc na to, że przyjechali limuzyną, ale to miejsce było nadal lepsze niż ulica przed wspomnianą placówką. Kassir sięgnął również po czapkę, by nałożyć ją na siebie, a potem ostrożnie nasunąć na głowę kaptur, upewniając się, że żadne włosy nie wystawały mu.
- Daję słowo, że jeśli ci się przysnęło, zacznę sprawdzać, czy masz łaskotki - wyszeptał cicho. Żartobliwość wymieszała się z groźbą, gdy zastanawiał się, czy Everett zwyczajnie nie przysnął w czasie podróży. Wcześniej wyglądał na zmęczonego, ale nie wiedział, czy nadal odnosiło się to do rzeczywistości.
Jeśli śpi, to nie widzę sensu w budzeniu go teraz.
Jak do tej pory była tylko jedna osoba, przy której Jonathan zachowywał się w podobny sposób. I niezależnie od tego ile by o tym myślał, wiedział, że odsłanianie się w podobny sposób przed Shanem i robienie z niego drugiej, mogło się źle skończyć dla obu stron. Kassir dostawał do ręki broń, którą mógł wykorzystać przeciwko niemu. Synowi Everettów o perfekcyjnym wizerunku. Osiągającym sukcesy w pieczy nad firmą już w tak młodym wieku, zajmującym honorowe pozycje w szkole. Mógł pochwalić się perfekcyjnymi ocenami, uznaniem wśród innych, jak i niemałym uwielbieniem skierowanym w jego stronę.
Dlatego właśnie przez większość czasu musiał chodzić idealnie wyprostowany z wysoko uniesioną głową. Patrzeć na innych w sposób, który podkreślał dzielące ich różnice w pozycji. Utrzymywać wizerunek kogoś, kto po prostu był skazany na sukces.
A jednak teraz leżał na jego kolanach, całkowicie się odsłaniając. Oferując mu jeden z momentów, gdy był całkowicie bezbronny i nie myślał o żadnych grach, które nieustannie toczył na co dzień. Poddawał się jego dłoni sunącej przez jasne kosmyki, pocierając policzkiem o jego udo z cichym westchnieniem.
Nawet jeśli nie zasnął, jego zrelaksowanie osiągnęło wystarczający poziom, by nie miał ochoty nawet otwierać oczu. Dlatego, gdy zadał mu pytanie, początkowo nie odpowiadał, ani nie poruszył się w żaden sposób. Potrzebował chwili na zebranie się w sobie.
— Nie śpię — wymruczał w końcu cicho w odpowiedzi, nawet jeśli zaraz rzeczywiście ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Podniósł się do góry, mierząc go wzrokiem od góry do dołu.
— Hm... — przechylił się w jego stronę, kombinując przez chwilę, nim w końcu odpowiednio się ustawił, biorąc jego twarz w dłonie. Pocałował go, przesuwając swoim językiem po jego i przymykając lekko powieki.
— Chyba będzie mi to musiało wystarczyć na najbliższe godziny — stwierdził, wiedząc, że czapka nie była najlepszym przyjacielem w przypadku całowania się. Z drugiej strony biorąc pod uwagę jego strój, Kassir powinien czuć się bardziej swobodnie, na czym zdecydowanie mu zależało.
Upewnił się, że jego ubiór wygląda dokładnie tak jak na początku, nim wyszedł z auta, otrzepując się pokrótce i wyciągając dłoń w jego kierunku.
— Idziemy? — uśmiechnął się nieznacznie, nie zamierzając później puszczać jego ręki. Grzecznie czekał na dzisiejszy dzień i zamierzał go wykorzystać, by wciągnąć ciemnowłosego w zachowanie, na które normalnie w życiu by mu nie pozwolił.
Mimo iż Kassir nie rozumiał tego, dlaczego padło na niego. Raz za razem Everett nie odpuszczał na tyle, że samemu finalnie poddawał się mu w danych sytuacjach. Nawet jeśli emocjonalnie żadne z nich nie czuło czegoś więcej niż fizycznego pociągnięcia. Więc... dlaczego teraz widział go od całkiem innej strony? W tak bezbronny sposób poddawał się jego głaskaniu, ukazując, że samemu nosił maskę, pod którą kryła się całkowicie inna osoba. Ciemnowłosy jednak zdawał sobie sprawę, że to zasadniczo wymiana. Chłopak znał jego z poza społeczeństwa i gwałtowniejsze zachowanie, tak samo jak i potrzeby konkretnego typu. Można było wręcz powiedzieć, że oboje mieli na siebie haka.
Nie zamierzał jednak ani go odtrącać, ani wypominać. Zbyt dobrze po sobie wiedział, że potrzeba rozluźnienia się istniała i pogłębiała się wraz z tym, jaką maskę przedstawiało się pozostałym. Oboje mało kiedy mogli pozwolić sobie na ukazywanie słabości. A presja nie malała sama z siebie.
Chociaż zdecydowanie zaczynał uważać, że nie wiedział, za co uznawać tego typu relację.
- Przetrwasz tyle - odpowiedział, gdy skończył go całować. - To tylko kilka godzin - dotknął dwoma palcami ust. Pocałunek był słodki jak zawsze, a czar pobudzania nie zanikał, mimo iż wykonywali w ostatnim czasie nierzadko taką czynność. Zbyt bardzo go pociągał fizycznie. Nawet teraz, gdy spoglądał na jego przygotowania do wyjścia, odczuwał niechciany przez umysł pociąg, który skłaniał go do chęci zapoznawania się z jego ciałem bez osłony zewnętrznej.
Skorzystał z jego pomocy przy wyjściu, kiwając lekko głową w podzięce.
- Nawiasem mówiąc, chcesz iść całą drogę za rękę? - zapytał, gdy już przeszli kawałek. - Nie obawiasz się, że wpłynie to na twoją opinię publiczną? - Jonathan w tym stroju nie wydawał się maskować swojej tożsamości. Odwrócił się jeszcze w stronę pojazdu, zastanawiając się, co z kierowcą, zanim powrócił ponownie uwagą do chłopaka.
- Chyba, że lubisz niecodzienne plotki - zachichotał zaraz potem, prowadząc go ku wyjściu z parkingu. Przejście się do właściwego celu nie zajmowało wiele czasu, musiał przyznać, że wybrali dobre miejsce na zaparkowanie. Tak, że niedługo potem mogli ujrzeć placówkę - budynek z napisem "CoffeeMarket". Duże okna i stoliki świadczyły o tym, że miejsce było zaplanowane na kawiarenkę, jednakże już przy wejściu dawało się wyczuć nie tylko różnorakie zapachy, ale również i dostrzec sporą tablicę z różnorakimi herbatami oraz kawami, jakie mieli w ofercie. Stonowane barwy brązu i żółci były wymieszane ze sobą na tyle, by nadać klimaty jesieni wnętrzu.
- Więc zasadniczo to jest miejsce, o którym ci opowiadałem czas temu. Lubię tu często przychodzić, a fakt, że pozwalają na zakup liści czy ziaren, daje tym bardziej na plus - jego głos brzmiał łagodnie. Zdecydowanie był przyzwyczajony do tego miejsca. - Myślę, że możemy coś zamówić i spędzić chwilę tutaj, korzystając z faktu, że na razie nie jest oblegane to miejsce - zasugerował mu delikatnie.
Nie zamierzał jednak ani go odtrącać, ani wypominać. Zbyt dobrze po sobie wiedział, że potrzeba rozluźnienia się istniała i pogłębiała się wraz z tym, jaką maskę przedstawiało się pozostałym. Oboje mało kiedy mogli pozwolić sobie na ukazywanie słabości. A presja nie malała sama z siebie.
Chociaż zdecydowanie zaczynał uważać, że nie wiedział, za co uznawać tego typu relację.
- Przetrwasz tyle - odpowiedział, gdy skończył go całować. - To tylko kilka godzin - dotknął dwoma palcami ust. Pocałunek był słodki jak zawsze, a czar pobudzania nie zanikał, mimo iż wykonywali w ostatnim czasie nierzadko taką czynność. Zbyt bardzo go pociągał fizycznie. Nawet teraz, gdy spoglądał na jego przygotowania do wyjścia, odczuwał niechciany przez umysł pociąg, który skłaniał go do chęci zapoznawania się z jego ciałem bez osłony zewnętrznej.
Skorzystał z jego pomocy przy wyjściu, kiwając lekko głową w podzięce.
- Nawiasem mówiąc, chcesz iść całą drogę za rękę? - zapytał, gdy już przeszli kawałek. - Nie obawiasz się, że wpłynie to na twoją opinię publiczną? - Jonathan w tym stroju nie wydawał się maskować swojej tożsamości. Odwrócił się jeszcze w stronę pojazdu, zastanawiając się, co z kierowcą, zanim powrócił ponownie uwagą do chłopaka.
- Chyba, że lubisz niecodzienne plotki - zachichotał zaraz potem, prowadząc go ku wyjściu z parkingu. Przejście się do właściwego celu nie zajmowało wiele czasu, musiał przyznać, że wybrali dobre miejsce na zaparkowanie. Tak, że niedługo potem mogli ujrzeć placówkę - budynek z napisem "CoffeeMarket". Duże okna i stoliki świadczyły o tym, że miejsce było zaplanowane na kawiarenkę, jednakże już przy wejściu dawało się wyczuć nie tylko różnorakie zapachy, ale również i dostrzec sporą tablicę z różnorakimi herbatami oraz kawami, jakie mieli w ofercie. Stonowane barwy brązu i żółci były wymieszane ze sobą na tyle, by nadać klimaty jesieni wnętrzu.
- Więc zasadniczo to jest miejsce, o którym ci opowiadałem czas temu. Lubię tu często przychodzić, a fakt, że pozwalają na zakup liści czy ziaren, daje tym bardziej na plus - jego głos brzmiał łagodnie. Zdecydowanie był przyzwyczajony do tego miejsca. - Myślę, że możemy coś zamówić i spędzić chwilę tutaj, korzystając z faktu, że na razie nie jest oblegane to miejsce - zasugerował mu delikatnie.
— Czekałem już kilka dni. Teraz nawet kilka godzin dłuży mi się w nieskończoność, zwłaszcza gdy mam cię na wyciągnięcie ręki — stwierdził z nieco rozkapryszoną nutą, nie zamierzając jednak łamać wypowiedzianych przez siebie słów. Wystarczyło, że wyraził swoje niezadowolenie. Dzięki temu Shane mógł się domyślić, że nie uwolni się od niego tak łatwo po powrocie do domu.
Co nie zmieniało faktu, że doskonale zdawał sobie sprawę z jego jak patrzył na niego Kassir. Przy wyciąganiu do niego ręki, celowo oparł się o samochód tak, by wyeksponować swoje fizyczne atuty. W końcu nie tylko kobiety były w tym dobre.
"Nie obawiasz się, że wpłynie to na twoją opinię publiczną?"
— Nie? Co mnie to obchodzi. Mam siedemnaście lat, mogę się umawiać, z kim chcę. A że i tak nikt cię nie rozpozna to, co najwyżej napiszą w mediach, że widziano mnie na ulicy z tajemniczym chłopakiem. Rawr — przewrócił oczami przy ostatnim słowie, pociągając go w swoją stronę. Klepnął go bezczelnie w tyłek, uśmiechając się uroczo w jego stronę.
— Większość, by takiego chciała — nawet jeśli nie było to prawidłowe określenie na łączącą ich relację. Czy zamierzał się tym przejmować? Oczywiście, że nie.
Szedł z nim na miejsce, opowiadając jedynie w międzyczasie o jakichś pierdołach, które działy się w szkole pod jego nieobecność. Większość z nich dotyczyła nadchodzącego festiwalu, łącznie z niezadowoleniem wynikającym z faktu, że wciągnęli go do zespołu.
— Gdyby nie fakt, że nauczyciele nakręcili się na to równie mocno co uczniowie i nie obiecali masy dodatkowych punktów, kazałbym im zjeżdżać — zakończył swoją wypowiedź, stając przed budynkiem. Zawiesił wzrok na napisie, który nie mógł być chyba bardziej oczywisty. Nie, żeby jakoś szczególnie mu to przeszkadzało.
— Świetnie. Zdaję się na ciebie, weź mi to, co sobie. Usiądźmy tylko w miarę z dala od ludzi — zaproponował, rozglądając się po lokalu. Jakby nie patrzeć, zależało mu na prywatności. Nie ze względu na siebie, ale trzymanego za rękę chłopaka, którego zaraz wypuścił, zamiast tego obejmując go w pasie i przyciągając bliżej siebie.
Czemu miałby sobie w końcu darować publiczne zaznaczenie terenu?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach