▲▼
Jego ciało przeszywały spazm bólu, od ukłuć, po pulsujące odczucie. W dodatku miał wrażenie, że nabawił się zakwasów, a próba otworzenia ust i wydania z siebie głosu zakończyła się wydaniem z siebie bardzo cichego i osłabionego tonu. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej, by potem - tuż po zrozumieniu, że był sam - wpatrywał się w nieznajome sobie ubrania. Rozczochrane włosy opadły na ramiona. Zmusił się do sięgnięcia po ubranie, zsuwając z siebie pościel, by potem się jakoś przebrać.
Serio? Sprawdzał moje bokserki?
Zmrużył oczy, rozciągając ostrożnie palcami bieliznę. Wyglądała na całkowicie nową, ale poczuł głównie cień irytacji, gdy finalnie próbował ją założyć. Próbował, to bardzo dobre słowo. Bo normalny ruch spowodował, że prawie zaczął się skręcać z bólu przez protest dolnej części ciała. Pociągnął nosem niezadowolony, przechodząc do bardziej sprawdzonego sposobu ubierania się. Na swoje szczęście lub nie, był przyzwyczajony do ewentualnego finału w danym stopniu, by umieć zadbać o siebie.
- Cholera jasna z nim - wymamrotał, gdy udało mu się po dłuższej chwili uporać ze strojem. Stanięcie na nogach wywołało krzywy uśmiech podszyty chęcią uduszenia nastolatka za to, co zrobił. Uznał zarazem, że trzyma się całkiem dobrze, dopóki mógł złapać się czegoś przy chodzeniu i nie stawiał za dużych kroków. Tak, by móc złapać się najpierw mebli, a potem progu drzwi, kierując swoje kroki...
... w sumie nie wiedział gdzie.
Nie mógł zadzwonić do Jonathana - przypomniał sobie w tym momencie, że nie wymienili się kontaktami - a jego głos przestawał wydobywać się, gdy próbował ponownie coś powiedzieć. Może powinienem zejść niżej. Brzmiało to jak plan, a powolne stawianie kroków pozwalało mu przyzwyczaić się do ruchu. Chociaż wewnętrznie czuł, że cierpiał na tyle, że mógł popłakać się...
... i prawie zrobił to na żywo, gdy zobaczył w oddali schody.
To jest złośliwość losu.
Patrzył bezradnie na twór ludzkości, będący obecnie jego zmorą. Zachowanie zimnego wyrazu twarzy przychodziło mu często łatwo, ale wiedział, że w obliczu tego wyzwania, niewiele miał możliwości działania. W normalnych okolicznościach poruszanie się po nich stanowiło wyzwanie, a co dopiero teraz - gdy nie minęło wiele czasu od tamtego poranka, a jego ciało dopiero regenerowało się?
- Jace - wychrypiał jego imię, czując nieprzyjemną suchość w gardle. Czy ja właśnie wołam go? Dlaczego? Czy czuł się na tyle bezbronny, że nie mógł sobie poradzić bez niego? Zacisnął dłoń w pięść, odpychając się od ściany. Musiał zejść stąd. Wydostać się. Jakkolwiek...
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Tym razem faktycznie udało mu się wstać przed nim.
Zadzwonił z miejsca po służbę, odsyłając ich do ogarnięcia swojej sypialni, która była w takim stanie, by nieszczególnie zamierzał tam wcześniej spędzać czasu. Przygotował ubrania dla Shane'a, jego własne odsyłając do prania, samemu też ubierając się w dużo luźniejszy sposób niż zwykle i tak nie zamierzając nigdzie wychodzić. Luźne dresowe spodnie i bluza były zdecydowanie wystarczające. Zwłaszcza że patrząc na zdobiące je napisy firm i tak kosztowały majątek.
Jonathan krzątał się aktualnie po salonie, wyraźnie na coś czekając, z włączonym cicho w tle telewizorem, na który zerkał od niechcenia podczas swojego bezcelowego chodzenia pomiędzy pomieszczeniami.
Powoli zaczynał się nudzić.
Ciekawe czy Shane da radę w ogóle zejść po schodach?
Jego ciało przeszywały spazm bólu, od ukłuć, po pulsujące odczucie. W dodatku miał wrażenie, że nabawił się zakwasów, a próba otworzenia ust i wydania z siebie głosu zakończyła się wydaniem z siebie bardzo cichego i osłabionego tonu. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej, by potem - tuż po zrozumieniu, że był sam - wpatrywał się w nieznajome sobie ubrania. Rozczochrane włosy opadły na ramiona. Zmusił się do sięgnięcia po ubranie, zsuwając z siebie pościel, by potem się jakoś przebrać.
Serio? Sprawdzał moje bokserki?
Zmrużył oczy, rozciągając ostrożnie palcami bieliznę. Wyglądała na całkowicie nową, ale poczuł głównie cień irytacji, gdy finalnie próbował ją założyć. Próbował, to bardzo dobre słowo. Bo normalny ruch spowodował, że prawie zaczął się skręcać z bólu przez protest dolnej części ciała. Pociągnął nosem niezadowolony, przechodząc do bardziej sprawdzonego sposobu ubierania się. Na swoje szczęście lub nie, był przyzwyczajony do ewentualnego finału w danym stopniu, by umieć zadbać o siebie.
- Cholera jasna z nim - wymamrotał, gdy udało mu się po dłuższej chwili uporać ze strojem. Stanięcie na nogach wywołało krzywy uśmiech podszyty chęcią uduszenia nastolatka za to, co zrobił. Uznał zarazem, że trzyma się całkiem dobrze, dopóki mógł złapać się czegoś przy chodzeniu i nie stawiał za dużych kroków. Tak, by móc złapać się najpierw mebli, a potem progu drzwi, kierując swoje kroki...
... w sumie nie wiedział gdzie.
Nie mógł zadzwonić do Jonathana - przypomniał sobie w tym momencie, że nie wymienili się kontaktami - a jego głos przestawał wydobywać się, gdy próbował ponownie coś powiedzieć. Może powinienem zejść niżej. Brzmiało to jak plan, a powolne stawianie kroków pozwalało mu przyzwyczaić się do ruchu. Chociaż wewnętrznie czuł, że cierpiał na tyle, że mógł popłakać się...
... i prawie zrobił to na żywo, gdy zobaczył w oddali schody.
To jest złośliwość losu.
Patrzył bezradnie na twór ludzkości, będący obecnie jego zmorą. Zachowanie zimnego wyrazu twarzy przychodziło mu często łatwo, ale wiedział, że w obliczu tego wyzwania, niewiele miał możliwości działania. W normalnych okolicznościach poruszanie się po nich stanowiło wyzwanie, a co dopiero teraz - gdy nie minęło wiele czasu od tamtego poranka, a jego ciało dopiero regenerowało się?
- Jace - wychrypiał jego imię, czując nieprzyjemną suchość w gardle. Czy ja właśnie wołam go? Dlaczego? Czy czuł się na tyle bezbronny, że nie mógł sobie poradzić bez niego? Zacisnął dłoń w pięść, odpychając się od ściany. Musiał zejść stąd. Wydostać się. Jakkolwiek...
Kroki i krzątanie się na górze wystarczyły, by znieruchomiał. Z początku nie był pewien czy przypadkiem sobie ich nie wyobraził, biorąc pod uwagę to, jak bardzo był znużony. Na tyle, by rozważał, czy nie obudzić Kassira samemu w mniej lub bardziej niekonwencjonalny sposób. Przyciszył więc telewizor, tylko po to, by zaraz uśmiechnąć się do samego siebie. Jednak miał rację. I podwójne szczęście, biorąc pod uwagę fakt, że ktoś zadzwonił do jego drzwi. Jace zniknął na chwilę, by odebrać od recepcjonistki jedzenie i odstawił je tymczasowo w kuchni, powstrzymując się przed pójściem na górę.
I zdecydowanie było to tego warte.
Gdy usłyszał swoje imię, odliczył w głowie kilka sekund, nim ruszył w stronę schodów, stając u ich podnóża, by podnieść na niego wzrok. I nie pożałował swojego widoku.
Mógłby rzecz jasna od razu do niego podejść, ale... po co? Tak było dużo zabawniej.
— Już wstałeś? Potrzebujesz czegoś? Zamówiłem nam jedzenie, więc mam nadzieję, że jesteś głodny, bo przed sekundą przyszło — powiedział, opierając się nonszalancko ramieniem o ścianę, wpatrując w niego z uśmiechem. Trzeba było przyznać, że jak na niego... całkiem normalnym. Zupełnie jakby tymczasowo odpuścił sobie wszelkie gry.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach