Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Słowika
Nie Lis 29, 2020 2:54 am
First topic message reminder :

Mieszkanie Słowika


Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Sob Lis 27, 2021 12:33 pm
   "Skorzystam z możliwości potowarzyszenia wam przez najbliższy czas."
   Momentalnie się rozpromienił i przestąpił z nogi na nogę, zupełnie jakby musiał w jakiś sposób dać upust swojej ekscytacji. Ostatnim razem nie udało mu się zatrzymać Shane'a w miejscu, nic więc dziwnego, że krzyczał w środku, gdy tym razem udało się odmienić sytuację.
   "Ma dobry gust. Wiedziała co ci dobrać."
   Aż mu się ciepło zrobiło do tych komplementów. Uśmiechnął się wesoło, zerkając gdzieś w bok, nim przeniósł spojrzenie na ciemnowłosego.
   — Jeszcze ten róż, co nie? Dodaje pozytywności w tym szarym mieście. Niestety niezależnie od chęci, nie mogę ci otwierać drzwi w psiej odsłonie, jak znowu rozwalimy coś w domu. Zack i Cody by mi nie odpuścili. Uwierz mi, nie chciałbyś słuchać przez pół dnia szczekania od dwóch nadpobudliwych czternastolatków.
   Zdecydowanie by nie chciał.
   Zaśmiał się cicho na słowa Ravna.
   — Chyba wszędzie promują poparcie dla abstynencji, a i tak każdy wie jak się to kończy. Ludzie już u mnie w podstawówce sięgali po pierwszy alkohol. Od kiedy miasto się zamknęło, w szkołach zrobiło się jeszcze gorzej. Poza nimi zresztą też. Mało kto w ogóle kwapi się sprawdzać dowody — gdyby nie jego rodzice i rodzeństwo, Jonathan mógłby z łatwością dołączyć do grona popijających na lekcjach imprezowiczów. Jakby nie patrzeć, był duszą towarzystwa. Przy tym dość naiwną i nieświadomą, że ktoś mógł go wykorzystać. Poczucie obowiązku było jednak dużo silniejsze od chęci zabawy. Alkohol kojarzył mu się z mimowolną utratą kontroli i spowolnionym refleksem, a to przy jego młodszym rodzeństwie mogłoby się okazać zabójcze.
   — Chociaż przyznaję, że picie na rozgrzanie brzmi dość przerażająco — jakie oni tam mieli temperatury? Minus czterdzieści? Trochę straszne. Jonathan miał bardzo słabą odporność na niskie temperatury, jak na nowozelandczyka przystało. Nic dziwnego, że Kanada nie do końca była spełnieniem jego marzeń. I że tak często wlepiał się w innych.
   Teraz jednak problemem była nie temperatura, a to, co trzymał w dłoni.
   "Nie musisz się zmuszać, zawsze mozesz spróbować coś innego."
   — Nienawidzę marnowania jedzenia. Ani picia — wymamrotał w odpowiedzi, wyraźnie nie zamierzając odpuścić. W jego oczach ktoś ciężko zapracował na wszystko to, co Ravn trzymał w rękach. Dlatego zamierzał wypić wszystko do końca, choćby miał się przy tym krzywić i umierać. Jak dzielny żołnierz na wojnie!
   — Hm? — chyba nie do końca załapał pytanie Shane'a. Nim zdążył się jednak zorientować, ciemnowłosy trzymał już jego szklankę, a Jonathan dostawał zawału serca. Dobrze, że w ogóle ją trzymał, bo przy jakimkolwiek kontakcie fizycznym, Everett wyjebałby wszystko na ziemię w ułamku sekundy. Mimo to nie mógł się zmusić od oderwania wzroku, gdy Shane próbował drinka ze szklanki. Jego szklanki. Ciekawe czy mógłby ją wziąć do domu?
   Wziął od niego ostrożnie szkło z powrotem z tak dużym rozkojarzeniem, że zaraz spojrzał gdzieś w bok na ziemię, szukając z powrotem swojego mózgu. Niestety wyglądało na to, że wyjechał na niespodziewane wakacje.
   "Usługa w jego mieszkaniu."
   Jego słowa sprawiły, że mimo wszystko nieco się obudził, zaraz parskając śmiechem.
   — Noo słuchaj, do innych też bym cię wynajął — palnął bez przemyślenia, cały czas się śmiejąc. Tak, jego mózg zdecydowanie wyjechał na wakacje. W ułamku sekundy rozbawienie na jego twarzy zmieniło się w panikę.
   — Z-znaczy się, chodziło mi o to gaszenie pożarów. Gaśnica, rzeczy. Coś. Wieszzpłonącąchoinkąiwogóle — jego słowa znowu zlały się w jedno. Boże, on naprawdę powinien czasem po prostu się nie odzywać. I tak oto jego histeria sięgnęła zenitu na tyle, by wypił na raz całego drinka, kompletnie nie zwracając już uwagi na jego smak.
   — Haha, tak przekąski, chodźmy — rzucił, czym prędzej zwiewając do wcześniej wspomnianej kuchni. Nie, żeby faktycznie udało mu się zniknąć, skoro chcąc nie chcąc górował wzrostem nad większością gości.
Kevlar
Kevlar
The Jackal Canis Lupaster
Re: Mieszkanie Słowika
Sob Lis 27, 2021 12:54 pm
Strzepnął kolejną porcję popiołu za balustradę, a po ponownym zaciągnięciu się dymem rzucił końcówkę na ziemię, przygniótł butem i podniósł. Nie zamierzał przecież śmiecić.
”O tak. Żeberka Generała Tso też są niczego sobie. Chociaż mogli by zmniejszyć ilość tłuszczu tak o połowę,’” bo przecież tylko po to zapuszczał się do dystryktu C. Tylko. Po to.
Zaśmiał się odchylając głowę do tyłu i zawiesił spojrzenie na niebie, które było przysłonięte chmurami. W sumie nic nowego.
Przeniósł zamglony wzrok na Lay’a, przecierając kąciki oczu. Ehh znowu zapomniał zabrać kropli.
”Mnie nie pytaj, ale zdecydowanie nie próbował tego założyć samemu. Wiesz mam jeszcze je,” złapał dwie macki w dłonie i zaczął nimi wymachiwać na wszystkie strony, naśladując charakterystyczne dla Bruce’a Lee ruchy. I tak. Wydawał przy tym dziwne dźwięki.
Przed państwem Kung-fu Kalmar.
”W sumie mieszkanie w domu w tym mieście, nie ważne w jakiej dzielnicy jest mocno ryzykowne. Tyle popierdolonych ludzi lata bez smyczy, że nic tylko mieć w piwnicy własny arsenał,” westchnął kręcąc głową. W blokach przynajmniej zawsze istniało prawdopodobieństwo, że uda Ci się uciec zanim naćpany koleś z siekierą do Ciebie dotrze.
Powiódł wzrokiem za rudzielcem, cały czas trzymając niedopałek między palcami. Gdy ten powrócił z paczką fajek uniósł kącik ust i skinął głową.
”Ach nie odmówię,” nie gardził papierosami, zwłaszcza na imprezach.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Mieszkanie Słowika
Sob Lis 27, 2021 4:28 pm
  — W takim razie muszę się kiedyś wybrać. To ten typ jedzenia, którym zachwycasz się podczas posiłku, a potem zamykasz na trzydzieści minut w kiblu czy jednak są w miarę bezpieczne? Jeśli masz jakieś sprawdzone budki, to z chęcią przygarnę rekomendację — jednocześnie żartował, jak i nie żartował. Doskonale wiedział, że niektóre składniki potrafiły być wątpliwego pochodzenia, a to z kolei kończyło się... wiadomo jak. Nie, żeby ostatnio jakoś często jadał na mieście od kiedy Axel był u niego praktycznie codziennie, okupując jego kuchnię. Ciężko było się zmusić do pójścia do restauracji, gdy zdecydowanie lepszą restaurację miałeś w domu. Na gotowe pudełka ze sklepu, którymi wcześniej się raczył, mając kompletnie w dupie swoje zdrowie i zachcianki, obecnie nie mógł nawet patrzeć.
  Widząc nagłe kung-fu ruchy, początkowo jedynie parsknął. Parsknięcie poprzedziło jednak śmiech, aż w końcu zaczął ryć tak bardzo, że rozbolał go brzuch.
  — Jezu przestań — wydusił z siebie, ocierając oczy z łez, z wyraźnym rozbawieniem. Chyba nawdychał się trochę oparów z jego zioła. Spoważniał nieznacznie na kolejne zdania, choć nadal nieco go trzymało.
  — No poważnie. Wcześniej ludzie memili ze strzelanin w amerykańskich szkołach, a teraz mają nas. Tylko my się strzelamy wszędzie, nie tylko w szkołach — mimo to Słowik nie bał się jakoś szczególnie o własne bezpieczeństwo, dopóki płacił gruby hajs za ochronę. Jakby nie patrzeć budynek był strzeżony i nawet jeśli parter pozostawał najłatwiejszym do okradnięcia punktem, póki co nie padł ofiarą żadnego desperata. Zresztą pewnie i tak nie przejąłby się zbyt mocno tym, co by mu zabrali, skoro mało co miał. Chyba że buchnęliby mu kota. Wtedy trochę słabo.
  Poczęstował go papierosem, podsuwając paczkę w jego stronę. Swoją drogą doceniał, że chłopak po sobie posprzątał, zdecydowanie miał u niego plusa.
  — Przydałyby się teraz twoje ciastka — stwierdził, żałując, że nie wziął z dwóch do rąk. Zamiast siebie, postanowił jednak nakarmić swojego raka, odpalając papierosa i wydmuchując dym do góry. Pyszne.
Ravn Grønn
Ravn Grønn
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Sob Lis 27, 2021 5:20 pm
Zdecydowanie radość Jonathana była na swój sposób urocza, jak podskakiwał to i psie uszy się wydawały podskakiwać jakby się cieszyły razem z nim, Ravn zdecydowanie miał dobry humor widząc tą czystą nieco naiwną radość. - To chyba taki urok posiadania młodszego rodzeństwa... ale dobrze jednak je mieć, zawsze dużo radości wnoszą- uśmiechnął się do Jona kiedy ten skończył mówić o swoich braciach. Spojrzał na Shane'a i zastanawiał się przez chwilkę- W sumie to już chyba po, chociaż byliśmy już tu wcześniej. Wiesz jak ktoś ma jakieś interesy, wyjazdy biznesowe itp. Mój tata uznał, że tutaj może więcej zrobić niż w naszym kraju i w końcu padła decyzja by się tu przenieść na stałe. Chociaż reszta rodziny została w domu rodzinnym.- jednak słysząc słowa Jona na temat abstynencji zaśmiał się cicho- wiesz, ale raczej w mało którym kraju jest to podniesione do takiego poziomu. Obecnie cała manufaktura alkoholu należy do państwa, i sklepów jest mało, a alkohol w nich jest drogi ,i to tak srogo drogi. Powiedzmy że za jedno piwo w takim sklepie to zgrzewka piwa tutaj. A to wszystko z powodu raczej niechlubnej historii alkoholowej kraju. W efekcie to można uznać popadaniem ze skrajności w skrajność. Moi rodzice stwierdzili, że lepiej w tym wszystkim zachować po prostu rozsądek. Można się napić, ale nie robić tego do przesady, picie jest fajne, ale upijanie na umór już niekoniecznie. Więc ogółem nigdy mi nie zabraniali picia, moja mama uznawała, że jak się zakazuje całkiem to kończy się tym, że zaczyna brakować rozsądku, bo zakazane kusi. Więc zamiast zabraniać lepiej uczyć jak to robić z głową- Trochę się może rozgadał, ale jakoś uznał, że chyba dobrze o tym powiedzieć. Sam wiedział jak to wygląda z piciem u nastolatków. Sam przez to, że mógł to robić u siebie legalnie, nie czuł potrzeby robienia tego na pokaz, więc nie należał go grona pijących w szkole, wolał tak jak teraz znaleźć jakieś miłe towarzystwo i tak jak teraz pogadać sobie, a picie było tylko dodatkową przyjemnością przy owym miłym towarzystwie. Uśmiechnął się na wspomnienie o temperaturze- No może na co dzień to minus 40 raczej nie jest, latem średnio jest koło 10 stopni, zimą minus naście- Sprostował nieco przesadną liczbę którą podał Jonathan. Niby fakt było zimno, ale nie aż tak srogo- chociaż wiesz, dla ciebie to zimno, a dla mnie tutaj jest zazwyczaj za ciepło.
„Nienawidzę marnowania jedzenia. Ani picia „Ravn westchnął cicho- no niby sensowne podejście, jeśli mowa o normalnym jedzeniu, ale może nie doprowadzaj tego postanowienia do automasochizmu, to mogłoby być trochę niezdrowe- powiedział trochę ciszej przychylając się do Jona, takie stwierdzenie lepiej by nie słyszało więcej osób.
Jednak najwyraźniej reakcja Jona zainteresowała Shane'a napojem Ravna, bo nim się blondyn ogarnął ich starszy znajomy poczęstował się napojem. Ale to by było nic niezwykłego gdyby nie reakcja Jona, wyglądał na nieźle wybitego z rytmu swego istnienia. Jednak Shane wydawał się tego nie zauważyć wcale kontynuując rozpoczętą rozmowę- Ymm... usługa w mieszkaniu?- dopiero jak podał swój zawód Ravna oświeciło- aa, o to fajnie, w sumie... jeśli by ci to nie przeszkadzało, mógłbym do ciebie kontakt, zawsze dobrze mieć kogoś zaufanego kto się zna na takich rzeczach.- Podszedł do tego dosyć praktycznie. Sam był majsterkowiczem, w końcu tworzył pułapki więc znał też trochę podstaw i z elektryki, ale na pewno wielu rzeczy mógłby się nauczyć od profesjonalisty z dziedziny, więc znajomość z Shanem mogłaby mu się opłacić, a i w domu jak się coś pochrzani to dobry specjalista był na wagę złota. Jednak po chwili blondyn zaczął coś mówić o gaśnicy... choince... co? Ravn spojrzał na niego nieco unosząc brwi w zapytaniu- płonąca choinka? A jak to się ma do zawodu elektryka?- Zaśmiał się wesoło bo chyba ich labradorka trochę za bardzo poniosła wyobraźnia, albo też podczas wizyty mieli jakiś pożar który Shane gasił? W sumie nie wiedział skąd taki pomysł się pojawił w głowie Jona, ale brzmiało to dosyć spontanicznie.- Emm kumplami, chyba można tak nazwać, choć w sumie nie znamy się długo-. Poznałem Jonathana na spacerze, zostałem napadnięty z hasłem „jakie zajebiste włosy...” a potem to już samo jakoś wyszło, fajnie się spędza z kimś czas, nie lubię siedzieć całkiem sam, bo to nudno. A że mało osób znam w tym mieście to tym bardziej się cieszę, ze go poznałem. - Opowiedział ze swojej strony jak się poznali, choć taki sposób zapoznania był możliwy tylko w przypadku rozgadanego blondyna bez skrępowania zaczepiającego obcych. Ale była to też w jakiś sposób pozytywna cecha blondyna, bo w końcu ułatwiała poznawanie nowych osób. Jednak teraz z jakiegoś powodu łatwość poznawania osób u wspomnianego „kumpla” obecnie się jakoś schowała, bo wyglądał na dosyć rozkojarzonego, nawet jakimś cudem wypił drinka którego uznawał za tak niesmacznego i się przy tym już nie krzywił? To było trochę podejrzane. Jak szli do kuchni by sprawdzić jakie przekąski są dostępne pozwolił Jonathanowi ich wyprzedzić trochę i przysunął się bliżej Shane'a mówiąc dyskretniej- Shane, nie wiem czy powinienem to mówić, ale mam wrażenie, że Jon jest przy tobie trochę bardziej rozkojarzony. Trochę jakby łapał errora jak się do niego zbliżysz. Nie żeby na co dzień był jakoś bardzo skupiony w sobie, ale przynajmniej przy mnie nie gadał o płonących choinkach. Mam wrażenie, jakbyś był jakimś idolem- Uśmiechnął się nieco głupio, ale w sumie był ciekawy co Shane myśli o zachowaniu chłopaka, który w sumie był sympatyczny, ale jego reakcje w tym przypadku mogły trochę wybić z rytmu. Przypominało to zachowanie nastolatki która spotkała swojego ulubionego idola i nie do końca wiedziała co ma zrobić.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 12:16 am
Tematy rodzeństwa i pochodzenia były takimi, w których był bardziej słuchaczem niż opowiadającym. Niewiele miał do dodania o sobie w takich momentach, ale nie sprawiało to dla niego powodu do smutku. Poznawanie takich informacji od rozmówców było wystarczająco ciekawym doświadczeniem, które zapełniało braki od jego strony.
Międzyczasie też wyszła kwestia jego zawodu.
- Jasne - przystał na propozycję Ravna. - Chociaż nie wolisz po prostu do firmy, gdzie pracuję? Znajdzie się tam parę lepszych fachowców niż ja - mimo to, wyciągnął telefon. - Masz messengera? - chciał do niego napisać tam, by mieli ewentualny kontakt na przyszłość. Nie widział w tym większego problemu, chociaż nie do końca czuł się fanem ogarniania komuś rzeczy, z kim dopiero się poznał. Sparzył się na tym w przeszłości i nie potrafił od tamtego czasu bardziej swobodniej podchodzić do tematu.
Postukał palcem o policzek. Nie wiedział, co powinien zrobić z faktem, że jego słowa mogły zakłopotać chłopaka. Nie mogąc poradzić już na coś, co zostało wypowiedziane, postanowił spróbować przywiązywać większą rozwagę. Pożyczanie napoju powinno się znaleźć gdzieś na początku listy rzeczy, których nie powinien ponawiać. Raczej.
- Chyba musisz mi opowiedzieć kiedyś, o co chodzi z tą choinką - powiedział koniec końców. - Chociaż już mówiłem ci na temat strażaków. - przypomniał łagodnym tonem głosu. - Ale jeśli zmienię kiedyś branżę na bycie strażakiem... - zamyślił się. - ... to wtedy dam ci znać - raczej. Nie miał umiejętności przewidywania przyszłości. No i nie był pewny co do własnej przyszłości. Chociaż z dozą ostrożności patrzył na fakt dopicia drinka jednym tchem.
Nie za szybko?
Westchnął cicho, kręcąc głową przy tym. Nie jemu było to oceniać, dlatego przesunął uwagę na inne tematy. Nie spodziewał się takich rewelacji odnośnie zaznajamiania się z kimś.
- To się nazywa odwaga do zaznajamiania się - podsumował krótko spotkanie Ravna i Jonathana. - Chociaż obecnie to niebezpieczna gra. Nigdy nie wiadomo, czym cechuje się napotkana osoba - międzyczasie zostało dołączenie do krótkiej wyprawy po przekąski.
Kassir nieco zatkało w momencie usłyszenia słów Ravna. Mało kiedy zwracał mu ktokolwiek uwagę na podobne tematyki, a osobiście prawie nigdy nie przywiązywał do tego wagi, więc... Podświadomie nie starał się szukać zwiastunów. I dlatego za każdym razem miał podobną reakcję do tej co teraz.
- Myśli, że to ja, a nie twój trunek? - spytał w odpowiedzi, patrząc na krótki moment w stronę Jonathana. Kassir wyglądał na dość niepewnego pod względem słów białowłosego. - Trochę nie jestem przekonany... zasadniczo, to nasze drugie spotkanie - przyznał, czując, że miał trochę deja vu. Słowa chłopaka nieco nakierowały go na doświadczenie odnośnie zachowań ludzi, ale... Jeden fakt powodował, że nie był do końca pewny tego.
Uśmiechnął się niemrawo do niego.
- Chyba za wcześnie jest na jakieś spekulacje. A a nawet jeśli... - chociaż źródła tego nie rozumiał. - ... nie bardzo wiedziałbym, co zrobić w takiej sprawie - wzruszył ramionami. - Chociaż trochę to krępujące, że napomina mi o tym nowopoznana osoba - zaśmiał się krótko. Z takim akcentem właśnie zbliżył się do wejścia do kuchni.
W sumie to... Wcześniej całkiem szybko uciekł.
- Jace, znalazłeś tam przekąski? - zawołał za chłopakiem. I uważaj, zaraz wpadniesz na kogoś - uprzedził go, stając już w progu pomieszczenia. - Wszystko w porządku? - spytał się momentalnie, patrząc wprost na blondyna.
Kevlar
Kevlar
The Jackal Canis Lupaster
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 12:59 am
Zastanowił się chwile nad odpowiedzią. To było bardzo dobre pytanie. Próbował odkopać w pamięci ostatni raz, kiedy sięgnął po sławne żeberka i jak to się skończyło dla jego żołądka.
Podrapał się po głowie lekko przekrzywiając głowę na bok.
”No cóż. To zależy ile ognistego sosu nawalisz na talerz. Pamiętaj drugi raz piecze bardziej,” parsknął i na samo wspomnienie dodatku jego brzuch wydał dziwny dźwięk. ”Kojarzysz taką ohydną, czerwono-złotą knajpę gdzie na wejściu są kolumny ze smokami? Nazywa się 白莲花,” wymówił nazwę z idealnym akcentem. Nie miała ona co prawda najmniejszego sensu, patrząc na wystrój zdominowany przez czerwień i smoki. Ale czy to był jego problem? W końcu i tak większość społeczeństwa nie miała pojęcia co ona oznaczała.
Spoważniał poprawiając macki tak, by nie przysłaniały mu twarzy. No. Oni mieli burdel na każdej ulicy, parku czy osiedlu. By rozpętała się rzeź nie trzeba było nawet jakiegoś wygórowanego powodu. Wystarczyła nuda. A mimo to czuł się tu o wiele lepiej niż w Stanach. Może właśnie przez to, że strzelaniny, bomby i noże były na porządku dziennym?
”Przynajmniej wiesz czego się spodziewać i widok flaków czy trupa już tak nie szokuje. Choć nadal strzelanie do dzieciaków to szczyt bestialstwa,” nieświadomie złapał dłonią za prawy nadgarstek i zahaczył palcami o znajdującą się tam złotą bransoletkę.
Odpalił papierosa nie chcąc za długo myśleć o przeszłości i był wdzięczny Rudemu za podtrzymywanie rozmowy.
”Może jakieś jeszcze się ostały. Jak nie to wystarczy jeden telefon i zorganizuje dostawę,” w końcu za coś płacił dwóm dość ładnym dziewczynom. Zaciągnął się dymem i spojrzał przez szybę do wnętrza mieszkania. ”Spalamy i wracamy złapać coś do żarcia?” zaproponował. Sam był ciekaw tych kalmarów.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 1:06 am
   — No, nie wymieniłbym ich na nikogo innego. Przynajmniej teraz jak są daleko stąd. I nie rozwalają wszystkiego, co popadnie. Poza Rosaline oczywiście. Rosaline to najukochańsze dziecko, jakie przyszło na ten świat. Chciałbym, żeby nigdy nie dorastała — westchnął, przypominając w tym momencie typowego ojca, który właśnie przeżywa cierpienie starzejących się w jego oczach potomków — ale starsze rodzeństwo też mam. Brata i siostrę. Ale oni mieszkają poza Riverdale i w sumie to mają już własne rodziny. Moja siostra Sylvia ma męża i dzieci, a brat ostatnio zaręczył się ze swoim chłopakiem. W ogóle Hiroki jest ekstra! Znaczy Hiroki to właśnie narzeczony mojego brata co nie. Mój brat nazywa się Jay. Mieszkają teraz razem w Japonii i od czasu do czasu wysyłają nam jakieś paczki. Wiecie, że Japończycy mają ciastka w kształcie Pokemonów? I są tam karty! Dostałem jedną z jakimś ps...
   Urwał gwałtownie, zdając sobie sprawę, że kompletnie się zapomniał i znowu gadał jak najęty. W dodatku na temat Pokemonów. Zaszurał z zażenowaniem butem o ziemię, drapiąc się po policzku.
   — No tak czy inaczej, Rosaline się strasznie ucieszyła. Hiroki obiecał, że kiedyś zaprosi nas do Japonii, no ale na razie niezbyt mamy jak wyjechać z miasta. Dlatego mam nadzieję, że jednak otworzą mury. Byłoby strasznie głupio nie pojechać na ślub własnego brata — dokończył nieco ciszej, tracąc nieco na swoim dobrym humorze.
   Jace.
   Rozpromienił się w ułamku sekundy, uśmiechając wesoło.
   — No ale kiedyś na pewno to zrobią! — porzucił temat, obracając się z zainteresowaniem w stronę Ravna.
   — O rany, brzmi kosmicznie. W sensie chyba dobrze, skoro tyle osób miało problem z alkoholem? Chociaż pewnie i tak jak komuś zależy to znajdzie sposób. Nałogi — podsumował jednym słowem, wzdychając i kręcąc przy tym głową. W kontekście nauki picia wolał się nie wypowiadać. Nie wyobrażał sobie, by jego matka uczyła braci czy siostrę jak mają pić. Wiedział jednak, że każda rodzina miała swoje tradycje i podejścia, których nie zamierzał oceniać.
   "No może na co dzień to minus 40 raczej nie jest, latem średnio jest koło 10 stopni, zimą minus naście."
   — Woah, czytasz mi w myślach! To trochę straszne — spojrzał na niego podejrzliwie. Co jeśli wyłapywał coś jeszcze? Co jeśli w ogóle CZYTAŁ WSZYSTKIE JEGO MYŚLI?
   O boże, o boże. Szybko Jace, myśl o czymś neutralnym. CZERWONE ŻABY W CZARNE KROPKI, CZERWONE ŻABY W CZARNE KROP- ale ta dziewczyna po prawej ma super maskę. Ciekawe czy kupiła ją przez internet, czy zrobiła sama. W sumie dużo szczegółów, ale mogła być też robiona na zamówienie. To chyba z jakiejś gry? Wydaje mi się, że gdzieś już ją widziałem...
   Wgapiał się przez chwilę, nim udało mu się wyrwać z letargu. Kompletnie przegapił przez to słowa nie tylko o tym, że było dla niego za zimno w Kanadzie, ale i te o masochizmie.
   "Masz messengera?"
   Obrócił się jak na zawołanie, mierząc obu spojrzeniem. Chwila. Wymieniali się już kontaktami? Kiedy w ogóle to przegapił? Drgnął nieznacznie, odwracając głowę w bok, kompletnie nie patrząc w ich stronę. W sumie to nawet nie miał powodu, żeby mu to przeszkadzało, co nie. To nie tak, że Shane był jakimś jego prywatnym elektrykiem. No i zawsze dzięki temu będzie miał dodatkowe zarobki czy coś. No.
   "Chyba musisz mi opowiedzieć kiedyś, o co chodzi z tą choinką."
   Zerknął kątem oka w jego kierunku, uśmiechając się niemrawo.
   — No, śmieszna historia.
   Przynajmniej mógł nawiać po przekąski. Odstawił jeszcze ostrożnie szklankę na blat i rozejrzał się dookoła. Rany, ale dziwnie. Te światła cały czas były takie krzywe? Chwila, po coś tu przyszedł. Jedzenie, jedzenie. Wziął jeden z talerzy, patrząc z wyraźnym zagubieniem na porozstawiane przekąski.
   "Jace, znalazłeś tam przekąski?"
   Obrócił się w dokładnie tym samym momencie, gdy Shane zaczął mówić o wpadaniu na kogoś. I prawie znokautował jakąś dziewczynę, w ostatniej chwili łapiąc ją tak, by nie oberwała w głowę talerzem.
   — O rany, przepraszam! Nic ci nie jest? Ja naprawdę nie powinienem wychodzić z domu — stwierdził załamany, opuszczając ramiona w wyraźnym przygnębieniu.
   — Hej, nic się nie stało, psiaku — całe szczęście, krótki chichot i poklepanie go po opuszczonej głowie było wszystkim, co usłyszał, nim wróciła do swoich znajomych. Odetchnął z ulgą, podskakując nieznacznie w miejscu, gdy Shane pojawił się w progu.
   — M-mhm. Nie wiem w sumie, co chcecie. Strasznie tego dużo. Wiem, że Ravn lubi słodycze, więc myślałem o ciastkach... wolisz słodycze czy coś normalnego? — zapytał, przekrzywiając przy tym głowę w bok. Głupio tak brać coś, czego nie zje. I znowu trochę wszystko jakby zawirowało. Pfft. Ale śmiesznie. Przeniósł spojrzenie na sufit, a następnie w bok, zaraz śmiejąc się w rękaw. Fajna ta kuchnia. Ta u niego w domu tak nie latała.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 1:09 am
  Jakim cudem Ianowi udało się wytrzymać z Axelem aż 322 dni? Jedna impreza w towarzystwie Hayesa wydawała się się Ivo coraz cięższym wyzwaniem, a jednak jego brat jakoś dobił trzycyfrową liczbę na liczniku znajomości z tym chłopakiem.
  Przygryzł policzek od wewnętrznej strony, gdy padły kolejne słowa. Problem w tym, że Axelowi łatwo przychodziło mówienie czegoś takiego, bo to nie on był na miejscu Ivo. Cholerny dupek. W którym momencie zapoznanie się z blondynem weszło na drogę poczucia, że ten z jakiegoś powodu obrał sobie za cel dokopanie mu? Fantastyczny początek nowej znajomości.
  — (...) Jesteś na strasznie chujowej pozycji, co?
  No kurwa.
  Ścisnął nasadę nosa i przymknął oczy, odliczając w myślach od dziesięciu. Wypuścił wolno powietrze przez nos. Pierwszy raz od dawna nie wiedział, jak powinien się przy kimś zachować, rozważając opcję od odgryzienia się do zwykłe spasowania i ulotnienia się z zasięgu wzroku blondyna. Jeśli żmija miałaby swoją ludzką formę, to zdecydowanie przybrałaby postać Axela, który najwyraźniej doskonale wiedział, jak się przyczaić i w którym momencie najlepiej i najefektywniej ugryźć.
  — Ha. Ha. Ha. Brawo, przysługuje ci order za rozpracowanie mnie i mojej pozycji — odparł, gdy już otworzył oczy i opuścił rękę wzdłuż ciała. Chociaż w jego głosie nie było słychać otwartej wrogości, to zdecydowanie dało się usłyszeć niezadowolenie, widoczne również na jego twarzy.
  Cholera, Ian jak nic musiał zdawać sobie sprawę z tego z kim go zostawił. Ivo zaczynał już żałować, że nie przyłączył się do brata, gdy ten poszedł zrobić obchód pomiędzy gośćmi, udając, że nie widzi, jak Axel specjalnie go oddelegowuje.
  — Raczej nie miałbyś żadnego pożytku z mieszania się w naszą relację, ale z drugiej strony, jak sam wcześniej zauważyłeś, nie znam cię, więc cholera wie. — Powiedział, nie bawiąc się już w żadną próbę dobierania lepszych słów. Odwrócił głowę w kierunku balkonu. — Hmmm, raczej jest teraz zajęty rozmową z kimś — rzucił bardziej do siebie niż do Axela, obserwując drzwi balkonowe.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 1:59 am
Słowik

  Prychnął z wyraźnym rozbawieniem na komentarz o sosie. No, to na pewno.
  Zastanowił się przez chwilę, próbując zlokalizować w swojej pamięci konkretny lokal. Prawda była jednak taka, że Słowik nie zapuszczał się tam praktycznie wcale.
  — Niezbyt. Ale w sumie jeśli się tam wybiorę, to po prostu znajdę ją po twoim opisie. No, pod warunkiem, że wszystko tam nie wygląda tak samo... Jeszcze raz jak to się nazywa? Albo wiesz co, wpisz mi w notatkach. Mój chiński zaczyna się i kończy na nihao — wyciągnął więc swój telefon, otworzył odpowiednią aplikację i podsunął ją Krisowi. Najwyżej wyszuka sobie potem konkretny adres w internecie i pojedzie z GPSem. A raczej użyje całego swojego uroku osobistego, by zaciągnąć tam Axela. W końcu sam nawet nie miał prawa jazdy.
  Na poważniejszy temat, westchnął nieco, obracając się w stronę barierek.
  — Nawet mi nie mów. Niektórych powinni od razu odstrzeliwać w ramach kary, a nie pakować ich do tej parodii więzienia — wymamrotał, kręcąc na boki głową, nim zaciągnął się kilka razy.
  — Trzeba sprawdzić. Dawaj, dobry pomysł. Poznam cię przy okazji z moim bratem i ch... — urwał w pół zdania, nieznacznie się zwieszając. Chłopakiem. Prawie powiedział to na głos i to zupełnie automatycznie. Ściągnął brwi, wyraźnie tracąc na chwilę wątek. Jakby nie patrzeć, nigdy niczego oficjalnie nie przyklepywali. Nie był więc pewien czy powinien o nim tak mówić.
  Jednocześnie doskonale wiedział, że gdyby ktoś, choć próbował położyć na nim ręce, powyrywałby mu nogi z dupy.
  — Axelem. Nie wiem co prawda czy będą chcieli nam towarzyszyć, ale hej, warto spróbować, nie? — dopalił papierosa do końca i otworzył balkon, przytrzymując go dla Krisa nogą. Goście przodem i w ogóle.

Axel/Słowik

  Kompletnie nie byli do siebie podobni.
  Wyprowadzenie Ivo z równowagi było koszmarnie wręcz proste. I co najzabawniejsze, robił to, nawet nijak się nie starając. Znał wiele osób, dla których słuchanie prawdy było najprostszym sposobem na wzbudzenie negatywnych emocji, ale kto by pomyślał, że Słowik wyrastał z kimś takim pod jednym dachem.
  Niezależnie od tego ile razy próbował sprowokować Iana, ten nigdy nie obracał tego w nic negatywnego. Już od samego początku na wszystko odpowiadał szerokim uśmiechem, zaczepkami i przyklejaniem się do niego. Nie spodziewał się rzecz jasna czegoś podobnego po Ivo, ale prędzej obstawiałby, że okaże się niewzruszoną ostoją spokoju.
  Ciekawe.
  Nie skomentował jego słów, obserwując go jedynie w sposób, który ciężko było nawet jakkolwiek nazwać. Brakowało w tym zainteresowania, ale jednocześnie daleko mu było do zniewagi czy olania. Ostatecznie balkon przyciągał jego uwagę w dużo większym stopniu niż stojący przed nim blondyn. Widział, jak rudowłosy otwiera drzwi towarzyszącemu mu chłopakowi, czekając aż ten wejdzie do środka, nim zaczął się rozglądać na boki.
  Hayes nie krzyczał, ani nie machał. Czekał po prostu w ciszy, aż Słowik go zlokalizuje, dopiero wtedy machając nieznacznie głową, by do nich dołączył. Nixon momentalnie się ożywił i podszedł, szturchając Axela w bok.
  — Stęskniłeś się?
  — Raczej twój brat ma mnie serdecznie dość. Od pięciu minut woła o pomstę do nieba.
  Słowik parsknął z wyraźnym rozbawieniem, przenosząc spojrzenie na Ivo.
  — Wkurwia, nie? Że zawsze trafia w punkt — przesunął się bliżej, czując, jak ręka Axela ląduje na jego ramionach. Sam objął go w pasie, obracając głowę w bok.
  — Właśnie, poznajcie Krisa aka Kalmara. Tego od najbardziej zajebistego stroju. Świetny koleś, mówię wam. Polecił mi jakąś knajpę w dystrykcie C — przy ostatnim zdaniu, spojrzał na Hayesa, nie odrywając od niego spojrzenia. Blondyn przewrócił oczami w odpowiedzi.
  — Zastanowię się.
  — Super, jak coś to mamy wolne we wtorek.
  — Mhm — Axel przeniósł wzrok na Krisa, witając go skinięciem głowy. Zaraz po tym wsunął palce we włosy Słowika, przeczesując rude kosmyki miarowymi ruchami. Chłopak zerknął na niego, przekrzywiając nieco głowę w bok.
  — Co?
  — Widziałem cię w kuchni.
  — Ach — Nixon zaczerwienił się nieznacznie, unosząc dłoń do twarzy, by podrapać się po nosie. Nie odezwał się więcej ani słowem, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. Axel uniósł kącik ust ku górze, nim obrócił się w kierunku pozostałej dwójki, wracając do neutralnego wyrazu twarzy.
  — Jakiś konkretny plan na najbliższy kwadrans czy stawiamy na jedzenie?
  — Szliśmy właśnie z Krisem coś zjeść. Zaciekawiły go kalmary — rzucił z rozbawieniem, zatrzymując wzrok na Ivo z wyraźnym pytaniem w oczach. Zamierzał do nich dołączyć czy nie?
Ravn Grønn
Ravn Grønn
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 5:04 pm
Ravn wzruszył ramionami na pytanie Shane'a- W sumie to jak wolisz. Zrozumiem jak nie będziesz chciał, w końcu widzimy się pierwszy raz. Aczkolwiek jakby już przyszło co do czego to wolałbym kogoś kogo chociaż miałem okazję widzieć na oczy, po za tym można by powiedzieć, że jesteś "sprawdzony" skoro robiłeś coś u Jona. Zamawiając usługę u kogoś kogo nawet na oczy nie widziałem nie wiem czy nie przyjdzie jakiś marudny ramol... jednak różnie to bywa.- Sam wyciągnął telefon i pokazał Shanowi swój profil by mógł go łatwo znaleźć.- Nie będę cię męczyć żadnymi głupimi zleceniami, ale dom w którym mieszkamy jest starszy i mama mówiła coś o remoncie, więc pewnie przy okazji i coś z elektryką może być do zrobienia. Ale to pewnie za jakiś czas dopiero.
Dokończył swoją myśl jeszcze widząc raczej sceptyczną minę bruneta. Nie miał zamiaru go zamęczać głupotami w pracy, nawet jeśli będzie potrzebować jego pomocy to w ramach rozsądku.
Nie komentował więcej choinki, to było po prostu zbyt abstrakcyjne zjawisko. Shane zachowywał więcej powagi, no i może nawet lepiej. [color=#0099ff]-Fakt, niezbyt bezpiecznie jest zaczepiać obcych nie wiedząc co im siedzi w głowach. Powiem szczerze na początku sam zastanawiałem się czy bezpiecznym jest pozwolić mu się zbliżyć, jakiś obcy zaczyna zagadywać jakby cię znał od lat, to było nieco dziwne. No ale okazał się nieszkodliwy... no nie licząc zagadywania na śmierć- zaśmiał się wesoło wspominając to ostrzeżenie, że "jest to całkiem możliwe" - Jednak nie zaszkodziłoby mu być trochę bardziej uważnym. - Podsumował spokojniej.
Idąc do kuchni słuchał odpowiedzi Shane'a. Tak jak myślał, brunet nawet nie ogarnął, że Jon się inaczej zachowywał przy nim-Raczej to nie kwestia drinku, on już nietypowo reagował zanim była o nim mowa. W sumie to nie wiem do końca co mu po głowie może chodzić. Ale faktem jest, że jak był ze mną samym to rozmawiał nieco inaczej, przy tobie jest jakiś bardziej nerwowy i trochę jakby się gubił w samym sobie.- Odpowiedział na pytanie Shane'a który najwyraźniej niekoniecznie chciał przyjąć do wiadomości że ma fana. Zrobił nieco niepewną minę gdy ten wypomniał mu, że dopiero się poznali, a już przeszli na taki temat- Przepraszam... faktycznie może to być krępujące. Może też jestem trochę za szczery jak na tak wczesną znajomość. Ale na wszelki wypadek może lepiej wiedzieć, niż zostać zaskoczonym.- Na tym skończył, bo właśnie zbliżyli się do kuchni gdzie.... Jonathan wpadł na jakąś dziewczynę. Dobrze, ze ta była wyrozumiała, poklepała chłopaka jak pieska po głowie i poszła dalej. Za to Jon zaczął pytać o przekąski. -Lubię słodycze, ale nie widzę problemu by zjeść coś niesłodkiego. Tamte koreczki wyglądają smacznie... a ty coś chcesz?- Niby odpowiedział na pytanie, ale nie był jakoś szczególnie ukierunkowany na cokolwiek, zamiast tego spojrzał na Jona kiedy ten zaczął się chichrać trochę bez powodu- Jon?- Czy on się ubzdryngolił? --Chodź może lepiej usiądź. Nie nokautuj więcej ludzi,. Chociaż dobry masz refleks, że złapałeś tą dziewczynę.- Postanowił zadbać jednak o trochę bezpieczeństwa. Szczególnie, ze jeśli faktycznie był wstawiony to była poniekąd wina Ravn'a. Nie żeby nie ostrzegał by nie pił na siłę... ale już i tak było za późno by coś zmienić.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 10:47 pm
- Na spokojnie Ravn - rzucił, próbując przystopować zapał chłopaka. - Takie rzeczy mi mów w czasie pracy. Dzisiaj wolałbym skupić się na zabawie niż na pracy - potrząsnął głową. - I to trochę dziwna logika. Mnie też dopiero co poznałeś. I nie wiesz, jak wyszło u Jonathana. Więc masz pół na pół szansę - mówiąc to, międzyczasie wyszukał go na messengerze i wysłał ku nalepkę z machającym kotem. Przynajmniej ten temat został ogarnięty.
Nadal nie dowiedział się. Tajemnica choinki musiała zostać na razie nieodkryta. Dlatego też, gdy chłopak zniknął, westchnął cicho, postanawiając sobie, że jeśli napomni raz jeszcze o tym pożarze, to wyciągnie z niego ową historię. Uznał, że istniała na to spora szansa, że uda mu się. Blondyn wydawał się być skory do opowieści, jak o rodzinie. Kassira zaskoczyło jedno w tym, co usłyszał - jakoś podświadomie zakładał, że to rozmówca jest najstarszy z rodzeństwa. Posiadanie jeszcze bardziej liczniejszej rodziny było piorunujące. Nie mógł nie zastanowić się chociaż przez chwilę, jakby wyglądało to u niego, gdyby miał młodsze rodzeństwo. Może by to wszystko się inaczej potoczyło?
Obecnie odpuścił dopytywanie się o dodatkowe historie, poświęcając swoją uwagę na rozmowach z nowopoznanym chłopakiem.
Ale wolał się już nie powtarzać o bezpieczeństwie. Wymamrotał tylko coś o posiadaniu sporo szczęścia jako podsumowanie owego tematu. Chociaż kolejny nie był dla niego wyjątkowo lepszy.
- Wiesz, może być jeszcze inna kwestia - odparł, wzruszając przy tym ramionami. - Różnica wieku - nie wyjawił jednak nic więcej, zostawiając to dla własnych przemyśleń. Czasem widział, że zachowanie ludzi zmieniało się, gdy dowiadywali się o dzielącej różnicy wiekowej. Jednakże sam nie był przekonany do własnej teorii, mając w pamięci ich rozmowę przy naprawianiu gniazdka. Zaś przystanie na słowa Ravna... Czy zaraz przejdzie do rozmów o kwestii, że ponownie był ślepy na fakt odnoszący się takich spraw?
Z jego perspektywy wypadek w kuchni prezentował się na skraju niebezpieczeństwa. Tyle dobrze, że nikomu się nic nie stało. Odprowadził dziewczynę wzrokiem, po czym skupił uwagę na Jonathanie.
- Dowolnie - powiedział na temat przekąsek. - Mogą być te ciastka - przystał na pierwszy wybór z brzegu. - I na pewno wszystko dobrze? A, i punkt za reakcję - pomijając kwestię nokautu (do którego prawie doszło), Kassirowi bardziej w oczy zaczęło się rzucać wahania nastroju u blondyna. Były one zbyt wyraźne, by dało się to zignorować.
- Huh... - podrapał się po policzku, patrząc z dozą ostrożności na ową dwójkę. - Można posadzić się na jakieś kanapie... - trochę nie był pewny co do reakcji białowłosego. - ... mniejsza szansa, że wpadnie się na kogoś - brzmiało to jakoś na sensowny argument. - Daj mi te przekąski. Zaniosę.
Posłał pytające spojrzenie Ravnowi, po czym spojrzał ponownie na Jonathana.
- Wiem, że się powtarzam... ale na pewno wszystko ok, Jace? - spytał się go, przy okazji wskazując im kierunek - kanapa. Nie znajdowała się daleko, z tego co kojarzył, a chwila odetchnięcia przyda się. Chyba.  - ... wyglądasz jakbyś miał gorączkę - przyznał, międzyczasie narzucając wybraną trasę w stronę mebla.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Lis 28, 2021 11:33 pm
   "Lubię słodycze, ale nie widzę problemu, by zjeść coś niesłodkiego."
   W takim razie mogli wziąć trochę tego, trochę tego! Świetnie. Koreczki, koreczki... namierzył to, o czym mówił Ravn, zaraz ustawiając je ładnie na talerzu. Zerknął na Ravna, nie odzywając się jednak w żaden sposób na zadane pytanie. Bo chyba mówił do ciemnowłosego, nie? Zaraz zresztą powiedział, że chce ciastka. Ułożył je więc obok na serwetce, by nie zmieszały się w jakiś dziwny sposób smakiem z koreczkami.
   "I na pewno wszystko dobrze?"
   — Mhm! — uśmiechnął się wesoło, zaraz znowu śmiejąc, gdy dostał ewidentną pochwałę od obojga. Nawet jeśli w sumie nie było w tym nic zabawnego. Chyba po prostu ucieszył się, że dziewczynie nic nie było. Trzymał talerz w dłoniach, kiwając się nieznacznie na boki. Kompletnie na chwilę odpłynął, wpatrując się z wyraźnym zachwytem w częściowo wystające spod kaptura włosy Shane'a. Dopiero gdy nagle do niego podszedł, by wziąć talerz, podskoczył w miejscu, przenosząc spojrzenie na jego oczy.
   — Co? A tak, proszę — podał mu przekąski, nijak nie protestując. Uciekł nieco wzrokiem dookoła, nim ponownie zasłonił twarz rękawem, śmiejąc się z wyraźnym rozbawieniem.
   — Rany, nikt mnie nigdy nie zapytał tyle razy czy wszystko w porządku, co ty w przeciągu ostatnich pięciu minut — w sumie nie żartował. Jakby nie patrzeć, Everett i tak przez większość czasu miał nadzwyczaj dobry humor. Tak jak teraz. Może trochę mniej mówił, a bardziej przyglądał się tej śmiesznej wirującej kuchni, ale hej, pierwszy raz widział coś takiego!
   "... wyglądasz, jakbyś miał gorączkę."
   — Coo, niemożliwe! Ja nigdy nie choruję, nie mam na to czasu — powiedział z pełnym przekonaniem, kiwając przy tym energicznie głową. Oho, znowu rollercoaster.
   "Chodź może lepiej usiądź."
   No w sumie nie był to taki zły pomysł. Nawet by usiadł. I nawet taki był plan, nim nie usłyszał cichego miauknięcia po swojej prawej. Czarny kot wpatrywał się w niego, poruszając powoli ogonem. Wyściubiał lekko nos zza szafki, wyraźnie nie odnajdując się w całej tej imprezie. Mimo to miał namalowany na grzbiecie bardzo gustowny szkielet.
   — O raaany, ale z ciebie model! Mówił ci ktoś, że wyglądasz super? Wyglądasz naprawdę super. Gdyby robili konkurs najsuper kota to wygrałbyś pierwsze miejsce, wiesz? — rozgadał się wesoło, kucając w miejscu. Kompletnie zapomniał o tym, że miał gdzieś iść.
   — Jak się nazywasz? W sumie przecież i tak mi nie powiesz. Organizator jest twoim właścicielem? Skoro zrobił taką cool imprezę, to na pewno też masz jakieś cool imię. Jak... Hunter! Albo Reaper! To drugie pasowałoby ci do wyglądu. Nadal się mnie boisz? Aww, nie zrobię ci krzywdy, naprawdę! Nie dam ci niestety nic ze stołu, bo nie wiem, czy nie będzie cię potem bolał brzuszek — wygiął usta w podkówkę, w końcu widząc, jak kot powoli wychodzi zza szafki, obwąchując ostrożnie jego rękę.
   — Nie przejmuj się, nie pogłaszczę cię jeśli nie będziesz tego chciał. Mimo że twoje futerko wygląda na super miękkie... — rozmarzył się na chwilę, zaraz czując nos na swojej dłoni, nim kot nie zaczął ocierać się o jego nogi, głośno mrucząc. Prawie wydał z siebie dziwny jęk szczęścia.
   — Zostałemzaakceptowanyprzezkotaomójboże. Czy to znaczy, że mogę cię pogłaskać? — wyciągnął ostrożnie dłoń, podstawiając ją nad łeb zwierzęcia. Aż wstrzymał powietrze, gdy poczuł na palcach miękkie uszka. Teraz mógł umrzeć ze szczęścia. Podrapał go przez chwilę, nim w końcu łaskawie przypomniał sobie, że nie był tutaj sam.
   — Przepraszam, ale muszę już iść. Kompletnie zapomniałem, że jestem umówiony na kanapie, — co. — jestem pewien, że jeszcze na siebie wpadniemy!
   Uśmiechnął się do kota i wyprostował gwałtownie, przyzwyczajony do podobnych ruchów na co dzień.
   I tu właśnie popełnił błąd.
   Jego błędnik zaszalał. "Wohoo karuzela!" było ostatnim, co pomyślał, nim zamachał rękami i wpadł na ścianę. Twarzą. Cofnął się o krok i stał przez chwilę w miejscu, próbując się połapać w sytuacji. No teraz to faktycznie zrobiło mu się jakoś ciepło. Z tego wszystkiego nawet nie było mu jakoś szczególnie głupio.
   Podniósł powoli ręce do twarzy, zaraz patrząc z zamyśleniem na pozostałą na palcach krew.
   — O rany. Znowu? To już drugi raz w tym tygodniu — powiedział, pochylając głowę. Przez chwilę wpatrywał się pusto w kapiącą mu z nosa krew. Zatkał go dłonią i rozejrzał się dookoła, szukając jakiegokolwiek ręcznika papierowego. Prawie się potykając przy obrocie. Całe szczęście utrzymał równowagę. Kolejny sukces dzisiejszego dnia! Teraz tylko musiał znaleźć ten papier. No bo przecież nie pójdzie z nimi siedzieć w takim stanie, nie chciał ubrudzić kanapy.
Aeden Carter
Aeden Carter
The Maverick Racoon
Re: Mieszkanie Słowika
Pon Lis 29, 2021 4:19 am


Ostatnio zmieniony przez Aeden Carter dnia Sob Lip 23, 2022 4:48 am, w całości zmieniany 1 raz
  Carter uwielbiał Halloween. To święto zawsze sprawiało, że był w swoim żywiole. Jako fan horrorów wszelkiej maści, nigdy nie przepuścił okazji do świętowania najstraszniejszego dnia w roku. Zazwyczaj robił to jednak kupując dla siebie całą paczkę cukierków i pochłaniając ją, oglądając swoje ulubione slashery. W tym roku jednak nadarzyła się okazja do wyjścia na imprezę, a Carter, jak to Carter, nigdy nie przegapiłby okazji do dobrej zabawy, zwłaszcza w towarzystwie alkoholu. Udało mu się umówić z kolegą, by wspólnie udali się na miejsce i gdy tylko dogadali szczegóły na messengerze, zaczął szykować swoje przebranie. W sklepach wynalazł kilka elementów stroju, z których mógłby stworzyć całkiem szykowny kostium wampira. Do tego odpowiedni makijaż i byłby niczym Tom Cruise w „Wywiadzie z wampirem”. Nie wiedział jeszcze, że przeznaczenie ma dla niego nieco inne plany.
   W dzień imprezy, kiedy szykował się do wyjścia po Vi, usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z sypialni. Kiedy się tam udał, jego oczom ukazał się iście tragiczny widok. Jego ukochany pies rozszarpał pelerynę na strzępy, a z tego, co pozostało po jego przebraniu, urządził sobie legowisko. Śmiał nawet uroczo merdać ogonem do Cartera, ciesząc się na jego widok.
   – Nosz kurwa mać.
  Chłopak nie umiał jednak długo gniewać się na Mansona, a zresztą i tak miał w tej chwili większe zmartwienie – skąd szybko skombinować inne przebranie.
  Przeczesał swoją szafę i w końcu wpadł na pomysł. Założył znoszony czarny t-shirt, czarne spodnie i nieco obdrapaną (również przez jego poczciwe psisko) skórzaną kurtkę. Całość dopełnił opryskując się sztuczną krwią (zarówno ubranie, jak i twarz) i wyciągając z odmętów swojego pokoju starą halloweenową maskę wzorowaną na masce Jasona z „Piątku trzynastego”, którą założył i przekrzywił tak, że znajdowała się na boku jego głowy.
Zerknął na komórkę. Był już spóźniony i to sporo. Czym prędzej popędził na spotkanie z Vi mając nadzieję, ze kolega nie zdecydował się wybrać na zabawę bez niego.
   – Sorry za spóźnienie. Nie uwierzysz, ale pies zjadł mi kostium i musiałem improwizować – zwrócił się do Vi, kiedy zziajany dotarł wreszcie na miejsce ich spotkania.
   Nareszcie mogli udać się na imprezę.
  Po wejściu do środka, Cartera powitał sztuczny pająk lądujący na jego twarzy, który nieco go zdziwił i którego szybkim ruchem ręki odgarnął. Gdy już oswobodził się z pajęczyn, podążył za Vi, który zdążył już znaleźć nieco bardziej ustronne miejsce.
Ravn Grønn
Ravn Grønn
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Pon Lis 29, 2021 5:58 pm
Shane zaczął go stopować, a Ravn się uśmiechnął- sorry, racja, w końcu czas na zabawę. Ettoo.... może nie wiem, ale z tego co wiem dom jest cały i wszyscy żyją więc chyba jest ok-- przeprosił tylko półżartem podsumował, że jedna liczy, że szanse są trochę większe niż te 50%. Z resztą uważał, że zamawiając kogoś nieznajomego to miał jeszcze mniej procent szans że to się okaże ktoś sensowny, a nie jakiś partacz lub złodziej. W każdym razie na tym temat się skończył. Shane najwyraźniej nie chciał przyznać, że Jon faktycznie się dziwnie wobec niego zachowywał momentami. Ravn na różnicę wieku jako argument wzruszył ramionami. Niech mu będzie i tak. Nie miał ochoty analizować powodów poszczególnych które mogły wpływać na facsynacje Jonathana i na ile była to fascynacja, zauroczenie, albo coś jeszcze innego. Jakkolwiek ostrzegł, by ten był ostrzożny, a co Shane z tym zrobi to był już jego wybór. Nie należał do osób które by mówiły innym co maja robić, tylko przóważył coś i o tym wspomniał.
Teraz co ważniejsze sytuacja w kuchni się rozwijała dosyć dziwnym torem, Jon zdecydowanie nie panował nad sobą w pełni, gdy Shane do niego mówił odpłynął myślami, Brunet wyraźnie się o niego zamartwiał i w sumie dobrze, ze zaproponował zabranie przekąsek, istniało ryzyko, że w jakiś sposób mogły się one znaleźć zaraz w jakimś mniej odpowiednim miejscu niż ręce chwiejnej postaci. Kiedy Shane spojżął na niego Ravn kivnął głową- Chyba go wzięło mocniej niż by to było wskazane... Jon, Shane nie mówi o chorobie, tylko o tym, że jesteś wstawiony i to tak solidnie. Chociaż bardziej się obawiam co będzie później.- Ravn niby też pił, ale przez fakt, że wcześniej już pił podobne napoje i był do nich przywykły, no i przede wszystkim nie łykał wszystkiego na raz, to też jego reakcja na alkochol była dużo spokojniejsza... choć ogółem Ravn reagował na alkohol po prostu się luzując. Ale reakcje blondyna były bardziej nagłe i faktyczne mogły martwić...- Shane zanieś te przekąski, ja wezmę wody dla niego... chyba mu się może przdać.- zdecydował po chwili i wygrzebał wśród napojów wspomnianą wodę. Akurat by wrócić koło Jona na moment w którym gadał z kotem i się z nim żegnał? W sumie dobrze było wiedzieć, że był tu jakiś inny kot. Zainteresowała się nim przez chwilę Lilan która przywędrowała z Ravnem-miu?- kolega był bardziej nieśmiały, niestety mniej ufny charakter drugiego kota sprawił, że zaznajamianie nie poszło zbyt dobrze, szczególnie, że Jon wstając... walnął w ścianę... kot szkieletor śmignął gdzieś za meble, a Lilan nie mniej zaskoczona wskoczyła na nalbiiższy stolik - auuuuaa?!- brzmiało to jakby się pytała Jona czy w żyje. Ravn widząc sytuację przez sekundę zamarł... o rany... przeżył? Dobra podniósł się z tej ściany... ale chyba nie zauważył, że Ravn stoi praktycznie za nim. Widząc, że się znów niebezpiecznie zakołysał podszedł do niego i złapał go pod rękę- Rany, żyjesz człowieku? Ledwo cię z oczu spóściłem, a ty wyglądasz jakbyś się z kimś pobił. Nos cały? Masz serwetkę, na chwilę pomoże- Podsunął mu jedną z serwetak które leżały na stole przy poczęstunkach, przynajmniej były blizej niż jakiś ręcznik papierowy, ale mogły się nadać by nie zakapał wszystkiego dookoła- Kurde jak ogarniemy to, to masz zakaz przemieszczanie się już dzisiaj, ok? Nie połamałeś sobie nic? Chodź lepiej serio usiąść- Jeśli Jon  będzie potrzebować pomoże mu się wyczyścić trochę z krwi, ale zaraz potem będzie nalegać by kanapa była ich priorytetem. Zdecydowanie przemieszczanie się nie było dla blondyna wskazane, a Ravn zdecydowanie się zdenerwował faktem, że jego nowy, bo nowy ale jakdnak kolega został poszkodowany. Może to nie był najlepszy pomysł by go tu zapraszać? Zdecydowanie szczęście w pewnych aspektach mu nie dopisywało.
Kevlar
Kevlar
The Jackal Canis Lupaster
Re: Mieszkanie Słowika
Pon Lis 29, 2021 6:09 pm
Wziął od niego telefon i oprócz nazwy- zapisanej znakami jak i w pinyin, wpisał dodatkowo dokładny adres. Po zapisaniu notatki oddał telefon trzymając go z przyzwyczajenia obiema dłońmi.
“Czasem mają także dowóz, ale to zależy od humoru właściciela,” a tego nikt nie był w stanie przewidzieć.
Parsknął zgadzając się z jego słowami. “Ta, parodia to dobre określenie. Ostatnimi czasy łatwiej stamtąd uciec niż tam w ogóle trafić. Już chyba nawet psy mają wywalone na co się dzieje na ulicach każdego innego dystryktu niż A,” nawet jeśli nie była to do końca prawda Kris miał mocno negatywną opinię na temat władz. Zbyt wiele razy się na nich zawiódł. Ale to też nauczyło go by zawsze mieć plan awaryjny.
Skinął głową gasząc resztkę papierosa w ten sam sposób co wcześniej zielsko i również zabrał niedopałek ze sobą. Nie umknęło mu lekkie zawahanie towarzysza, a słysząc resztę zdania poniekąd domyślił się o co mu chodziło. Uniósł kącik ust i miał ochotę poklepać rudego po ramieniu. Powstrzymał się jednak, w końcu nie znali się jeszcze na tyle.
“Spoko. Chętnie poznam twojego brata i chłopaka, znaczy jak on się nazywa Axel? Nie mam pamięci do imion,” powiedział z lekkim przekąsem.
Za to do powiązań między ludźmi już bardziej, dodał w myślach. Podziękował za przytrzymanie drzwi skinieniem głowy i wszedł do pokoju, gdzie po chwili dołączyła do nich kolejna osoba. W ciszy obserwował krótką wymianę zdań, nie widząc powodu dla którego miał by się w nią wtrącać. Byłoby to z resztą niekulturalne.
— Właśnie, poznajcie Krisa aka Kalmara. Tego od najbardziej zajebistego stroju. Świetny koleś, mówię wam. Polecił mi jakąś knajpę w dystrykcie C — uniósł dłoń w geście powitania, rozglądając się ukradkiem w poszukiwaniu stołu z żarciem. Te kalmary coraz bardziej do niego przemawiały.
“Zdecydowanie na jedzenie,” rzucił komentarzem bez zastanowienia. Nawet jeśli owe słowa nie były skierowane do niego.
Niech wiedzą, że był głodny.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach