▲▼
Skrzywił się momentalnie, czując uderzenie na plecach. Nachmurzył się na krótki moment, zastanawiając się, czy nie mógłby oszczędzić trochę sił na to. Jego mimika twarzy zaraz potem wygładziła się, a on przewrócił oczami. Nie wiem o co chodzi. Do spełniania oczekiwań było mu daleko. Więc na razie trzeba było żyć z tym, co było teraz.
- Dzięki, Axel - powiedział, gdy usłyszał odpowiedź odnoszącą się do godziny. Późno już. Przysłuchał się krótko ich rozmowie, jednak zarazem obierając kierunek w stronę wyjścia. Dlatego też na pytanie Słowika zaprzeczył lekkim ruchem głowy.
- Nie, nie. Nie trzeba - odmówił mu i uśmiechnął się lekko. - Muszę i tak już iść, by nie spóźnić się. Dzięki jeszcze raz za wszystko. Waszej dwójce - z tymi słowami ich pozostawił. Pozabierał swoje rzeczy, po czym pożegnał się z nimi krótkim "cześć", nim dźwięk zamykanych drzwi stał się sygnałem, że Shane opuścił mieszkanie.
z/t
- Dzięki, Axel - powiedział, gdy usłyszał odpowiedź odnoszącą się do godziny. Późno już. Przysłuchał się krótko ich rozmowie, jednak zarazem obierając kierunek w stronę wyjścia. Dlatego też na pytanie Słowika zaprzeczył lekkim ruchem głowy.
- Nie, nie. Nie trzeba - odmówił mu i uśmiechnął się lekko. - Muszę i tak już iść, by nie spóźnić się. Dzięki jeszcze raz za wszystko. Waszej dwójce - z tymi słowami ich pozostawił. Pozabierał swoje rzeczy, po czym pożegnał się z nimi krótkim "cześć", nim dźwięk zamykanych drzwi stał się sygnałem, że Shane opuścił mieszkanie.
z/t
Przejechanie z dystryktu A do B nie zajęło im aż tyle czasu, pomijając, że zahaczyli jeszcze po drodze o market, by dokupić alkohol. Poczekali, aż Jace odstawi swoje auto i zgarnęli ich do siebie, ruszając w dalszą trasę.
Axel Właśnie po raz kolejny dawał pokaz anielskiej cierpliwości. Słowik już po wejściu do auta podłączył się do radia, zwiastując nadejście tragedii. Utwór, który nieustannie katował ostatnio z Rebeccą, już na start wyraźnie sprawił, że Axelowi drgnęła brew.
— YOUUUUUU NEEEEVEEEEEER LOOOOOOOOVED MEEEE MOOOOOOOOOM — za to Słowik bawił się znakomicie. Darł ryj w najlepsze, żałując jedynie, że jego najlepszy duet nie był z nim na miejscu. Minuta najwyraźniej była szczytem tolerancji Axela. Gdy tylko Słowik sięgnął, by wrzucić piosenkę ponownie, blondyn złapał jego nadgarstek, zmuszając do opuszczenia go w dół.
— Nie wystawiaj dłużej mojej cierpliwości na próbę.
Nachylił się nad nim, kładąc w odpowiedzi dłoń na jego udzie.
— Mogę ją wystawić na próbę w inny sposób — wymruczał, kompletnie ignorując towarzystwo na tylnych siedzeniach.
— Prowadzę.
— Ostatnim razem nie było to problemem — odpowiedział, przewracając oczami. Cofnął się na swoje siedzenie i obrócił w stronę Jace'a.
— Jakiej muzyki słuchasz? Chcesz coś puścić? — zapytał, rzucając mu telefon.
W końcu Słowik władował się do mieszkania i odstawił wszystko na blat, tylko po to, by skoczyć na Axela i objąć go nogami w pasie, łącząc ręce za jego karkiem.
— Na pewno nie chcesz z nami pić? Możemy ich odstawić Uberem.
— Odwiozę ich — blondyn nawet się nie zawahał, podrzucając go lekko do góry, by ułatwić sobie trzymanie go w powietrzu, zaraz zwracając się w stronę gości, ignorując, że czarnowłosy właśnie gryzł jego szyję, co chwilę zmieniając miejsce ataku. A nawet nie był jeszcze pijany — chcecie cokolwiek innego do picia?
Co można powiedzieć? Mógł głównie podziwiać przez okno widok, ignorując niecodzienny utwór, o ile ktoś nie zwracał się bezpośrednio do niego. Chociaż nie mógł sobie odmówić przyjemności w postaci oparcia się o ramię Jace'a i splecenia dłoni z jego własną, jeśli sam nie wyrwał się od tego.
Nie wyglądał tez na zmieszanego z powodu wymienianych tekstów między dwójką z przodu. Był względnie obojętny, nie przywiązując do tego większej uwagi, będąc zarazem przyzwyczajony od odstępstw zachowań wpisanych w normalność.
Tak też znaleźli się w mieszkaniu Słowika.
- Wodę. Pomóc z przenoszeniem rzeczy? - nie bardzo chciał się rządzić, ale nie chciał też im pozostawiać to na głowie. Zwłaszcza, że widział iż byli nieco zajęci.
- Zasadniczo, czym dysponujemy obecnie? - zapytał, przekierowując wzrok z zakupów na Axela. - Na pewno? - nawiązał do wspólnego picia. - Wiem, że deklarowałeś się już wcześniej, ale nie będzie to problemem, jeśli wrócimy w inny sposób.
Przechylił głowę na bok.
- To może ja wezmę rzeczy i pójdę z Jace'em do salonu, a wy jeszcze ogarniecie sprawy między wami? - zasugerował, czekając na ich decyzję. Nie widział powodu, by względnie czekać na cokolwiek więcej.
Nie wyglądał tez na zmieszanego z powodu wymienianych tekstów między dwójką z przodu. Był względnie obojętny, nie przywiązując do tego większej uwagi, będąc zarazem przyzwyczajony od odstępstw zachowań wpisanych w normalność.
Tak też znaleźli się w mieszkaniu Słowika.
- Wodę. Pomóc z przenoszeniem rzeczy? - nie bardzo chciał się rządzić, ale nie chciał też im pozostawiać to na głowie. Zwłaszcza, że widział iż byli nieco zajęci.
- Zasadniczo, czym dysponujemy obecnie? - zapytał, przekierowując wzrok z zakupów na Axela. - Na pewno? - nawiązał do wspólnego picia. - Wiem, że deklarowałeś się już wcześniej, ale nie będzie to problemem, jeśli wrócimy w inny sposób.
Przechylił głowę na bok.
- To może ja wezmę rzeczy i pójdę z Jace'em do salonu, a wy jeszcze ogarniecie sprawy między wami? - zasugerował, czekając na ich decyzję. Nie widział powodu, by względnie czekać na cokolwiek więcej.
Jace siedział grzecznie z tyłu, przesuwając jedynie kciukiem po dłoni Shane'a, śmiejąc się cicho pod nosem z odgrywającej się przed nim sceny. Nawet jeśli otwartość obu chłopaków względem siebie nieco go onieśmielała, skupił się na twarzy swojego chłopaka. Dopóki na jego kolanach nie wylądował telefon. Ledwo go złapał, biorąc pod uwagę, że leciał z jego martwego punktu.
— ... jasne. Chociaż w sumie słucham wszystkiego — powiedział, wchodząc w Spotify, by wybrać z listy Loveless, puszczając jeden z jego coverów.
W sklepie nie kupował dla siebie niczego szczególnego, stawiając na jakiegoś drinka na bazie lemoniady i piwo smakowe. Musiał przyznać, że widząc alkohole lądujące w wózku za sprawą Słowika, poruszył się nieco niespokojnie na boki. Sam doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczyłoby pół szklanki jednego z mocniejszych trunków, by padł nieprzytomny.
Na miejscu zostawił swoją przydzieloną część zakupów, zerkając z zaciekawieniem na ich zachowanie. Mimowolnie przypomniało mu się jak sam przenosił poprzedniego dnia Shane'a do kuchni. Przeszedł obok niego i objął go w pasie, przysuwając bliżej siebie. Na ten moment nijak się nie odzywał, rozglądając jedynie dookoła z wyraźnym zainteresowaniem.
— Większości i tak nie musimy chować do lodówki, więc spoko, zaraz się tym zajmiemy — machnął ręką, ignorując ich obecność na tyle, by pocałować Axela, uniemożliwiając mu dalszą odpowiedź. Dopóki chłopak nie odsunął się nieznacznie, znowu podrzucając go do góry.
— Beznadziejny z ciebie gospodarz.
— Za to dobry chłopak. Zresztą, Shane się przyzwyczaił, co nie? I nie masz po co go pytać i tak ci nie odpowie, bo nie lubi się powtarzać — odwrócił się w stronę przyjaciela z rozbawieniem, obracając nieco głowę w stronę kuchni. Dopóki osobą wymagającą od niego powtórzeń nie był on sam rzecz jasna.
— Chcesz, to się przegrzeb, wziąłem wszystkie najmocniejsze trunki. Ej tę wodę to weź sobie sam, co?
— Złaź.
— Axel — jęknął wyraźnie zrozpaczony, gdy blondyn odstawił go na ziemię. Zaraz naburmuszył się, widząc, jak znika w kuchni, by nalać wody Shane'owi. W międzyczasie inny lokator postanowił wybiec do nich z głośnym miauczeniem, ocierając się o bok nogi Słowika.
— Cześć gnoju — schylił się, by podnieść Ralpha na ręce, drapiąc go za uchem.
— Możecie iść. Chcecie w sumie jakiś deser? Mamy lody. I chyba ciasto czekoladowe. Axel, jest jeszcze ciasto, które wczoraj przyniosłeś?
— Jest. Twoja woda — podał napój Kassirowi, przenosząc uwagę na Jace'a — ty nic nie chcesz?
- Oh tak. Miałem okazję się przyzwyczaić - żeby tylko do tego. Chociaż zaś nie ruszało go to od samego początku, więc i tym razem nie bardzo miał co do dodania, głównie rozkładając ręce. - Chociaż nie przeszkadza mi to - tło. Po prostu tło. Ale jednak było to dla niego dobrze.
Wzruszył ramionami na protest Słowika, korzystając w całkowicie bezczelny sposób z tego, że Jace go obejmował.
- Jestem unieruchomiony. Siła wyższa. No i jestem grzecznym gościem, nie rządzę się w nieswoim mieszkaniu - specjalne wymówki. Tylko temu, by korzystać z bliskości Jonathana.
Uśmiechnął się na widok kota, zaraz potem kierując uwagę na jego właściciela aż w końcu na drugiego z blondynów.
- Dziękuję - odebrał wodę od Axela. - I ja podziękuję jeśli chodzi o jedzenie - wystarczyło mu to, co mieli jeszcze niedawno. - Jak będziecie gotowi, to zapraszam.
Poczekał na to aż Jace zdecyduje czy coś chce dla siebie, zanim wyplątał się z jego uścisku i złapał za rękę, by pociągnąć do salonu. Tak, by mogli już usiąść razem na kanapie, by przytulić się do niego już samemu.
- Jak się czujesz? - zapytał go zaraz potem.
Wzruszył ramionami na protest Słowika, korzystając w całkowicie bezczelny sposób z tego, że Jace go obejmował.
- Jestem unieruchomiony. Siła wyższa. No i jestem grzecznym gościem, nie rządzę się w nieswoim mieszkaniu - specjalne wymówki. Tylko temu, by korzystać z bliskości Jonathana.
Uśmiechnął się na widok kota, zaraz potem kierując uwagę na jego właściciela aż w końcu na drugiego z blondynów.
- Dziękuję - odebrał wodę od Axela. - I ja podziękuję jeśli chodzi o jedzenie - wystarczyło mu to, co mieli jeszcze niedawno. - Jak będziecie gotowi, to zapraszam.
Poczekał na to aż Jace zdecyduje czy coś chce dla siebie, zanim wyplątał się z jego uścisku i złapał za rękę, by pociągnąć do salonu. Tak, by mogli już usiąść razem na kanapie, by przytulić się do niego już samemu.
- Jak się czujesz? - zapytał go zaraz potem.
Spojrzał na Shane'a nieco zakłopotany, zabierając powoli dłoń.
— Em, przepraszam. To tak jakoś z automatu — wymruczał cicho, łącząc dłonie za plecami z łagodnym uśmiechem. Nie chciał mu w końcu ograniczać ruchów, a ze stresu kompletnie nie wyłapywał nawet ironicznych żartów.
Utkwił wzrok w kocie, od razu się ożywiając. Całkowicie się wyłączył, zupełnie jakby świat przestał istnieć, gdy wielkie oczy i czarne futerko zrobiły swoje, zbierając całą jego uwagę.
Dopiero w momencie, gdy Axel znalazł się tuż przed nimi, spojrzał na niego, czując, jak wszystkie jego myśli rozpraszają się na boki.
— A, em, t-tak, znaczy. To ciasto brzmi dobrze? Jeśli to nie kłopot. Ale nie musicie, bo jednak już jadłem, więc jak coś to nie muszę nic jeść — wymamrotał, zaraz wzdychając z cichą ulgą, gdy Shane pociągnął go za sobą. Usiadł posłusznie na kanapie, chociaż jedna z jego nóg nieustannie ruszała się w błyskawicznym tempie góra-dół, zdradzając jego poddenerwowanie.
— Przerażony? Trochę. Chociaż plus minus pamiętam to mieszkanie. No i jest kot. Lubię tego kota. Ostatnim razem też tu był — uśmiechnął się na samą myśl, bawiąc włosami Kassira dla jakiegokolwiek uspokojenia. W sumie to nie wiedział nawet, czym się tak bardzo stresował. Najgorzej.
Już miał coś powiedzieć odnośnie uwolnienia z bycia unieruchomionym, korzystając z faktu, że Jace jak widać, spanikował, gdy Axel i tak zrobił swoje. Mógł jedynie pogodzić się ze swoim losem.
Widząc jak bardzo Everett się stresuje, mimowolnie zaśmiał się cicho w futro Ralpha, zaraz drepcząc za Hayesem.
— Weźmiesz mi też?
— Wezmę. Możesz do nich iść, ja tu ogarnę.
— Na pewno? — spojrzał na niego kontrolnie, zaraz otrzymując pstryczka w czoło, w odpowiedzi. Tuż przed tym, gdy blondyn pocałował go krótko, obniżając przy tym ręką łeb Ralpha w dół.
— Na pewno.
Uśmiechnął się do niego nieznacznie i wyszedł z kuchni do salonu, zaraz idąc w ich stronę. Padł na kanapę obok Jace'a i zwalił się na jego ramię bokiem, wyciągając ku niemu kota.
— Chcesz go potrzymać? — jakby nie patrzeć, jego nadaktywna noga nie umknęła jego uwadze, a próba uspokojenia go z pomocą zwierzaka była najlepszym, co przyszło mu do głowy.
— Axel zaraz wszystko przyniesie. Zaczynamy od razu od wysokoprocentówek? — zapytał Shane'a, wychylając się nieco do przodu, by rzucić mu wyzywające spojrzenie.
- ... - czy on właśnie go przepraszał za przytulenie? - Ale wiesz, że dla mnie było to dobrze? - i właśnie stracił kartę atutową do droczenia się ze Słowikiem. Najgorzej. Chociaż wychodziło na to, że już nie potrzebował tego, patrząc na rozwój sytuacji.
Zaciągnął go do salonu, wzdychając cicho, opadając wygodnie na mebel. Uniósł brew na widok reakcji jego ciała, ale musiał przyznać w duchu, że nie bardzo wiedział, jak mu pomóc.
- Na imprezie, prawda? - wrócił wspomnieniami wstecz. - I fakt. Pamiętam, że kręcił się. Jak zawsze.
Nie protestował na temat zabawy jego włosami, przestając go tulić na moment. Zaraz potem dostrzegł, że dołączył do nich czarnowłosy, którego słowa spowodowały, ze uniósł lekko brew, przechylając się tak, by móc go lepiej zobaczyć.
- Śmiało - popatrzył na niego z góry. - Cokolwiek nie wybierzesz, nie będę takim łatwym przeciwnikiem do obalenia - podejmował to wyzwanie, nie chcąc mu dawać ani odrobiny satysfakcji. Był przekonany, że tym razem wyjdzie na jego.
- Jace, a ty chcesz spróbować? - zapytał jeszcze go, kładąc mu dłoń na kolanie.
Zaciągnął go do salonu, wzdychając cicho, opadając wygodnie na mebel. Uniósł brew na widok reakcji jego ciała, ale musiał przyznać w duchu, że nie bardzo wiedział, jak mu pomóc.
- Na imprezie, prawda? - wrócił wspomnieniami wstecz. - I fakt. Pamiętam, że kręcił się. Jak zawsze.
Nie protestował na temat zabawy jego włosami, przestając go tulić na moment. Zaraz potem dostrzegł, że dołączył do nich czarnowłosy, którego słowa spowodowały, ze uniósł lekko brew, przechylając się tak, by móc go lepiej zobaczyć.
- Śmiało - popatrzył na niego z góry. - Cokolwiek nie wybierzesz, nie będę takim łatwym przeciwnikiem do obalenia - podejmował to wyzwanie, nie chcąc mu dawać ani odrobiny satysfakcji. Był przekonany, że tym razem wyjdzie na jego.
- Jace, a ty chcesz spróbować? - zapytał jeszcze go, kładąc mu dłoń na kolanie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Nie Sie 07, 2022 10:43 pm
Nie Sie 07, 2022 10:43 pm
— A. Och, nie załapałem — poprawił się szybko, od razu znowu go obejmując. Któregoś dnia się w końcu nauczy. Tak właśnie będzie.
"Na imprezie, prawda?"
Pokiwał głową, zaraz chowając w twarz w dłoniach.
— Na imprezie, o której najchętniej bym zapomniał. Rany, nigdy nie przeżyję tego, jakiego zrobiłem z siebie idiotę — jęknął, zaraz opierając się o kanapę, by zjechać po niej nieco w dół.
Nim w jego zasięgu wzroku nie znalazł się kot. Znowu się wyprostował, wyraźnie podekscytowany i obrócił w stronę Słowika.
— Mogę? Znaczy, na pewno będzie chciał? — zapytał ostrożnie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Zamierzał wziąć od niego kota tylko wtedy, gdy faktycznie mu go poda.
"Jace, a ty chcesz spróbować?"
— Hm? Co spróbować? Coś mocniejszego? Nie, nie trzeba, mam swoje i no, wolę naprawdę jednak za dużo nie pić — zaśnięcie było w porządku, ale gdyby miał się pochorować to nigdy więcej nie spojrzałby Słowikowi w oczy.
— Jest trochę nieśmiały, ale nie powinno być problemu — odpowiedział, kładąc powoli kota na chłopaku. I rzeczywiście nie musieli czekać zbyt długo, by po krótkim miauknięciu na przywitanie w stronę Kassira, Ralph zaczął ugniatać Jace'a łapkami. Zakręcił się kilka razy dookoła i zaczął ocierać o niego łbem, głośno mrucząc.
— Urodzony zdrajca — uniósł brew ku górze, zaraz szczerząc się do Shane'a — świetnie. Podoba mi się twój duch walki.
Jak na zawołanie Axel pojawił się w salonie ze szklankami, ukrojonymi dwoma kawałkami ciasta (jednym mniejszym dla Słowika, drugim większym dla Jace'a) i alkoholem w rękach. Nixon podziwiał go przez chwilę, przesiadając się na drugą kanapę.
— Nigdy nie przestanę się zachwycać, tym ile rzeczy na raz potrafisz unieść i nadal zachować przy tym klasę.
— Zatrudnij się u nas jako kelner, to załapiesz wszystko w miesiąc.
— Wtedy mój zachwyt nie byłby tak wielki jak teraz — zażartował, wstając na chwilę z kanapy, by od razu rozlać rum do kieliszków, przesuwając jeden z nich w stronę Shane'a — a zatem do boju!
- Czy ja wiem... - chociaż jedynym smętnym aspektem mogło być to, że Jonathan uciekł od niego błyskawicznie. - Przypominam sobie ślicznego chłopaka w różu i psim stroju za to.
Wyciągnął rękę, by podrapać Ralpha za uchem w momencie usłyszenia miauknięcia, uśmiechając się lekko na widok reakcji zwierzaka względem Jace'a.
- Przypomina mi to kocią kawiarenkę - wymamrotał jeszcze, tłumiąc dłonią śmiech. Odsunął się kawałek, by dobić swoją szklankę wody do końca i odstawić już puste naczynie na stolik.
Kiwnął głową, widząc, że Axel przyniósł resztę rzeczy. Nie mógł jednak powstrzymać przewrócenia oczami, gdy dotarło do niego, co właśnie rozlewał Słowik. Czego ja mogłem się spodziewać.
- Więc do boju - wraz z tymi słowami wypił pierwszy kieliszek.
Czas później...
Był pijany.
Reakcje Shane'a wraz z każdym wlewanym w siebie kieliszkiem były spowolnione. Jedną ręką głaszcząc włosy Jace'a, wpatrywał się bez wyrazu w napój, który nie został jeszcze przez niego opróżniony. Lekko kiwał się do tyłu i przodu, czując, jak jego ciało zalewała senność, z którą niełatwo było mu walczyć. I przede wszystkim przestał się odzywać już. Nie liczył już, ile wypili oboje. Na stoliku znajdowało się kilka butelek różnorakiego typu alkoholu, na które zdecydowanie nie pozwalałby sobie w normalnych warunkach. Tkwił w zawieszeniu jeszcze kilkanaście sekund, nim z tą samą szybkością sięgnął po kolejny kieliszek, powoli opróżniając jego zawartość. W głowie miękko szumiało mu od tego wszystkiego.
- Któ... ry? - wymamrotał ledwo słyszalnie, nie potrafiąc do końca zapytać nawet, który to już kieliszek. Jakoś tak łatwo mu myśli umykały.
Wyciągnął rękę, by podrapać Ralpha za uchem w momencie usłyszenia miauknięcia, uśmiechając się lekko na widok reakcji zwierzaka względem Jace'a.
- Przypomina mi to kocią kawiarenkę - wymamrotał jeszcze, tłumiąc dłonią śmiech. Odsunął się kawałek, by dobić swoją szklankę wody do końca i odstawić już puste naczynie na stolik.
Kiwnął głową, widząc, że Axel przyniósł resztę rzeczy. Nie mógł jednak powstrzymać przewrócenia oczami, gdy dotarło do niego, co właśnie rozlewał Słowik. Czego ja mogłem się spodziewać.
- Więc do boju - wraz z tymi słowami wypił pierwszy kieliszek.
Czas później...
Był pijany.
Reakcje Shane'a wraz z każdym wlewanym w siebie kieliszkiem były spowolnione. Jedną ręką głaszcząc włosy Jace'a, wpatrywał się bez wyrazu w napój, który nie został jeszcze przez niego opróżniony. Lekko kiwał się do tyłu i przodu, czując, jak jego ciało zalewała senność, z którą niełatwo było mu walczyć. I przede wszystkim przestał się odzywać już. Nie liczył już, ile wypili oboje. Na stoliku znajdowało się kilka butelek różnorakiego typu alkoholu, na które zdecydowanie nie pozwalałby sobie w normalnych warunkach. Tkwił w zawieszeniu jeszcze kilkanaście sekund, nim z tą samą szybkością sięgnął po kolejny kieliszek, powoli opróżniając jego zawartość. W głowie miękko szumiało mu od tego wszystkiego.
- Któ... ry? - wymamrotał ledwo słyszalnie, nie potrafiąc do końca zapytać nawet, który to już kieliszek. Jakoś tak łatwo mu myśli umykały.
Sytuacja zdawała się być nieco odwrócona.
Słowik od dłuższego czasu lepił się do Axela jak rzep. Nie pamiętał, po którym kieliszku wlazł mu na kolana i wtulił się w jego ramię, co jakiś czas wlewając w siebie kolejną porcję z cichym śmiechem. A jednak jego stan nie był aż tak zły, by przestał kontaktować. Obecnie nalał sobie whisky do szklanki z lodem i zakręcił nią nieznacznie, wąchając z wyraźnym zaciekawieniem. Jak zawsze, Hayes aż nazbyt dobrze trafił ze swoim wyborem.
Zawiesił wzrok na śpiącym na kolanach Shane'a chłopaku, postukując palcami w szkło.
— Dobrze, że kupiliśmy większą kanapę. Nie wiem czym go karmią, że tak rośnie — stwierdził, przytykając usta do szklanki, gdy posłał Kassirowi bezczelne spojrzenie.
— Hej Shane, w sumie jak się to przekłada na jego dół? — zapytał, klepiąc się ręką w wewnętrzną część uda z szerokim uśmiechem.
— Bo jak jest tam tak samo duży jak normalnie to obawiam się, że sam ogon ci nie wystarczy — zaczął się chichrać jak głupi, zaraz czując oplatającą go w pasie rękę Axela, chociaż chłopak nadal siedział w telefonie, nie zwracając na nich większej uwagi. Spojrzał znowu na Everetta, przenosząc spojrzenie nieco niżej na wtulonego w niego, śpiącego Ralpha.
— Nawet ze mną tak nie śpi. Gnojek. Axel, kupujemy nowego kota.
— Nie ma takiej opcji.
— Tsk.
Odwiesił się dopiero po parunastu sekundach wpatrywania się w kieliszek, unosząc powoli wolną rękę i pocierając nią nasadę nosa. Jego umysł zaczynał się gubić pośród szumu alkoholowego, ale zarazem pomimo odczuwalnej senności, jeszcze mu brakowało do odpłynięcia. Jednakże obecnie wyglądał na całkowicie bezbronnego.
Odsunął napój, patrząc na czarnowłosego przez dobre kilka sekund, nim zareagował:
- Nie wiem...? - odparł powoli, przykładając szkło do ust. - Nie chciał... spać ze mną - dodał jeszcze, próbując zebrać myśli. - Ugh, moja głowa.
Zmuszanie się do myślenia zdecydowanie było teraz zbyt trudne.
- Oh. Jace'a lubią koty - jego myśli momentalnie rozproszyły się, gdy porzucił poprzedni temat na rzecz zwierząt. - Jest kocią... księżniczką - zachichotał cicho, odkładając opróżnione naczynie i opierając się wygodniej o kanapę, wlepiając wzrok w sufit. Ponownie złapał zawieszenie mózgu.
Odsunął napój, patrząc na czarnowłosego przez dobre kilka sekund, nim zareagował:
- Nie wiem...? - odparł powoli, przykładając szkło do ust. - Nie chciał... spać ze mną - dodał jeszcze, próbując zebrać myśli. - Ugh, moja głowa.
Zmuszanie się do myślenia zdecydowanie było teraz zbyt trudne.
- Oh. Jace'a lubią koty - jego myśli momentalnie rozproszyły się, gdy porzucił poprzedni temat na rzecz zwierząt. - Jest kocią... księżniczką - zachichotał cicho, odkładając opróżnione naczynie i opierając się wygodniej o kanapę, wlepiając wzrok w sufit. Ponownie złapał zawieszenie mózgu.
Ściągnął brwi w wyraźnym niezrozumieniu.
— Jak to nie chciał? — zapytał wyraźnie oburzony, obniżając szklankę. Axel położył swoją dłoń na jego, widząc, jak trzęsie nią nieznacznie na boki, wyraźnie chcąc uniknąć rozlania.
— Nie każdy zaczyna związek od wskakiwania swojemu partnerowi do łóżka, Ian.
Może i miał rację. Wymruczał coś cicho pod nosem, chociaż oburzenie nadal nie minęło mu w pełni. Wstał na chwilę, by zgarnąć sobie na kolana chipsy, od razu się nimi zapychając w międzyczasie, gdy połączył wątki.
— Chwila, ale to co wy wczoraj robiliście, że wyglądasz jak dalmatyńczyk? Tylko się całowaliście? Przecież to marnotrawstwo atmosfery. Zaatakuj go Shane, bądź jak dzika pantera. Nie ma szans, by ci się oparł. Załóż ogon, bądź wolny! Znaczy zajęty. Ale wolny! — wyraźnie się wczuł, gotów machać rękami, gdyby Hayes nieustannie nie kontrolował jego ruchów, wzdychając cicho pod nosem.
— Manifestuj swoją wolność na siedząco. Z rękami w dole.
— Okej — od razu potulnie się zgodził, wracając do picia i jedzenia, choć wyraźnie wpatrywał się roziskrzonym wzrokiem w Shane'a, oczekując od niego kooperacji.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach