▲▼
Axel z początku nie odpowiedział, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał. Opuścił powoli butelkę piwa z dół, obracając się w tył, by zawiesić spojrzenie na rudowłosym, który właśnie wylewał zawartość dwóch kubków do zlewu.
— Musisz zapytać Iana — jakby nie patrzeć, ich relacja była dużo bardziej skomplikowana niż wyglądało to z zewnątrz. A on nie był osobą, która wchodziła w podobne dyskusje z innymi ludźmi. Zwłaszcza że nie robiło mu różnicy czy miał przed sobą pracownicę banku, czy brata osoby, z którą spędzał całe dnie.
"Zawsze tak czule się o nim wyrażasz?"
— Zasługiwał na dużo gorsze epitety. Choć skoro nie miałeś z nim kontaktu przez dwa lata i ewidentnie nie wiesz jak bardzo się zmienił, ani przez co przeszedł, możesz mi jedynie wierzyć na słowo. Co ciężko sobie wyobrazić, skoro nawet się nie znamy. I pewnie nie poznamy, jeśli nadal będziecie utrzymywać swoje relacje na podobnym poziomie — Axel nie był złośliwy. Nie widział w tym większego sensu. Nie zmieniało to jednak faktu, że pozostawał szczery do bólu. A obserwując tę dwójkę w obecnej chwili, chyba żadne z nich nie tworzyło w głowie wizji rodzinnych obiadków.
"I chwila, 322 dni? Jakim cudem pamiętasz tak dokładnie."
— Jak już mówiłem, strasznie mnie wkurwiał. Problem w tym, że twój brat to strasznie przebiegły szczyl — jego wzrok wyraźnie złagodniał, gdy podążył powoli wzrokiem w kierunku balkonu — i jak widać, potrafi władować się z butami nawet w życie kogoś, kto nie widzi żadnego sensu w relacjach z innymi ludźmi poza absolutnie koniecznymi. A nawet przed tymi wiecznie zamyka drzwi.
Obrócił kilka razy butelkę wokół, mieszając zebrany wokół płyn. Słowik był w jego oczach jak tornado. Nie patrzył na żadne przeszkody, po prostu prąc przed siebie. Problem w tym, że miał przy tym gigantyczne skłonności do destrukcji. Z którymi od dłuższego czasu walczył na każdym kroku. Spojrzał na Ivo, zawieszając znużone spojrzenie na jego twarzy.
— Nie jesteście do siebie zbyt podobni — stwierdził bez najmniejszego zawahania, wracając do świdrowania go wzrokiem.
Axel nie miał większych problemów z milczeniem. Nic dziwnego, że nie odezwał się nawet słowem, gdy Ivo stał przed nim, wyraźnie szukając odpowiednich słów. Obserwowanie ludzi w podobnych momentach mogło być całkiem ciekawe, nie miał dziś jednak na to większej ochoty. Zresztą, w praktyce jego zainteresowanie innymi i tak było na zbyt niskim poziomie, by poświęcał im więcej czasu. Rejestrował całą masę rzeczy od niechcenia. Resztę najzwyczajniej w świecie ignorował. Nie musiał być jednak geniuszem, by po reakcjach stojącego przed nim blondyna wiedzieć, że nie odczuwa większych przyjemności z rozmowy z nim.
Czy jakkolwiek go to obchodziło? Nie. Nie zamierzał traktować go specjalnie tylko dlatego, że był członkiem rodziny Słowika. Tak samo jak wszystkich wokół. Jego relacje pozostawały jego własnymi relacjami. Podobnie jak podejście do innych. Masa osób starała się być milsza, bardziej przystępna czy uprzejma, by zrobić dobre wrażenie.
Cóż, Axel raczej nie robił dobrego wrażenia swoją bezpośredniością i szczerością.
— Może na start przestań go traktować jak kogoś, kogo znałeś dwa lata temu — rzucił spokojnie. Nie zamierzał dawać mu wielkich porad. Jakby nie patrzeć, po pierwsze nie zamierzał się mieszać w ich relacje. Po drugie, miał gdzieś czy się ze sobą pogodzą, czy nie. Była tylko jedna rzecz, której chciał w tym momencie uniknąć i stojący przed nim chłopak nie miał z nią na dłuższą metę nic wspólnego. Poza byciem pojedynczym trybikiem, który mógł tymczasowo zaciąć cały mechanizm.
Przyglądał mu się przez chwilę, unosząc nagle kącik ust do góry.
— Czujesz potrzebę, względnego dogadania się ze mną wiedząc, że może mieć to wpływ na jego zachowanie. Tymczasem ja nie muszę się z tobą dogadać wcale i nijak nie będzie miał mi tego za złe, wiedząc, że nawet nie próbuję dogadywać się z ludźmi, gdy nie jest to absolutnie konieczne. Jesteś na strasznie chujowej pozycji, co? — pokręcił głową ze śladowym rozbawieniem, przesuwając powoli językiem po zębach, nim zwrócił głowę w bok, wracając do zwykłej mimiki.
— Nie zamierzam się mieszać w waszą relację. W żaden sposób. Nie obchodzi mnie czy się dogadacie, czy nie. To wasza sprawa. Więc skoro już przyszedłeś na imprezę, to lepiej z niej skorzystaj, zamiast katować się w środku na każdym kroku czy wszystko robisz w odpowiedni sposób.
Upił kilka łyków piwa, postukując powoli butem w ziemię. Wyglądało na to, że jego rudowłosy gówniarz wziął sobie do serca poradę o zajmowaniu się gośćmi i przepadł na dobre. Jeśli jednak w pełni świadomie zamierzał jego kosztem zasłaniać się przed rozmową z bratem, był gotów sam go tu ściągnąć za fraki. Na ten moment nie podjął jeszcze decyzji.
Przyglądał mu się z ciekawością, zaraz zatrzymując wzrok na trzymanym przez niego skręcie. Zastanowił się przez chwilę, patrząc na kubek z alkoholem.
Możesz po prostu i wypić, i zapalić.
Mógł, tylko czy chciał? Spojrzał mimowolnie w stronę Axela, zawieszając na nim przez chwilę spojrzenie, nim ponownie skupił się na kubku. Uśmiechnął się nagle do Krisa i wzruszył ramionami.
— Dobra przekonałeś mnie — zignorował głos z tyłu głowy i podszedł do zlewu, wylewając wszystko do odpływu, kubki wrzucając do kosza. Wrócił do swojego nowego kolegi i uścisnął jego dłoń w odpowiedzi.
— Dzięki, nie ukrywam, że też ją lubię. Chociaż nie wiem co mi odjebało, by zrobić tu open party, ale w sumie jak na razie nie narzekam. Mam nadzieję, że nie zarzygamy po twoim towarze połowy mieszkania? Bo z gastro problemu nie będzie, jedzenia jest masa — zażartował, machając głową w stronę stołu.
Możesz po prostu i wypić, i zapalić.
Mógł, tylko czy chciał? Spojrzał mimowolnie w stronę Axela, zawieszając na nim przez chwilę spojrzenie, nim ponownie skupił się na kubku. Uśmiechnął się nagle do Krisa i wzruszył ramionami.
— Dobra przekonałeś mnie — zignorował głos z tyłu głowy i podszedł do zlewu, wylewając wszystko do odpływu, kubki wrzucając do kosza. Wrócił do swojego nowego kolegi i uścisnął jego dłoń w odpowiedzi.
— Dzięki, nie ukrywam, że też ją lubię. Chociaż nie wiem co mi odjebało, by zrobić tu open party, ale w sumie jak na razie nie narzekam. Mam nadzieję, że nie zarzygamy po twoim towarze połowy mieszkania? Bo z gastro problemu nie będzie, jedzenia jest masa — zażartował, machając głową w stronę stołu.
Podał mu skręta i mając wolną dłoń wygrzebał z innej kieszeni zapalniczkę. "Masz coś przeciwko jaraniu w środku?" cóż wolał zapytać niż potem zgarniać zjebę, za na przykład nieumyślnie przypalenie drogo wyglądającej podłogi. Lub innego mebla. I jak kasy mu zwykle nie brakowało to nie zamierzał płacić za naprawę chałupy dopiero co poznanemu typowi.
Parsknął pod nosem od razu kręcąc głową.
"To najlepszy towar w mieście lub i całym dystrykcie. Czystszego zioła nie znajdziesz," gdyby było inaczej nie zajmował by się produkcją ciastek ani też sam nie nosił by przy sobie skrętów. Gówna nie tykał.
"No ja bym osobiście się nie targnął na coś takiego, ale dobrze, że są tu jeszcze wariaci. W tym mieście brakuje dobrych imprez, a ta powoli się na taką zanosi," no dobra może było trochę za wcześnie na wyciąganie takich wniosków.
Kris spojrzał na zastawiony stół i przechylił lekko głowę.
"Kalmary też masz?" nie odjebał się przecież w tę czapkę bez powodu.
Parsknął pod nosem od razu kręcąc głową.
"To najlepszy towar w mieście lub i całym dystrykcie. Czystszego zioła nie znajdziesz," gdyby było inaczej nie zajmował by się produkcją ciastek ani też sam nie nosił by przy sobie skrętów. Gówna nie tykał.
"No ja bym osobiście się nie targnął na coś takiego, ale dobrze, że są tu jeszcze wariaci. W tym mieście brakuje dobrych imprez, a ta powoli się na taką zanosi," no dobra może było trochę za wcześnie na wyciąganie takich wniosków.
Kris spojrzał na zastawiony stół i przechylił lekko głowę.
"Kalmary też masz?" nie odjebał się przecież w tę czapkę bez powodu.
Rozejrzał się dookoła po ludziach i podrapał się po policzku w wyraźnym zamyśleniu.
— Wiesz co, wyjdźmy może na taras. Mi nie przeszkadza, ale w sumie innym już może, a nie chcę robić tu jakiegoś dodatkowego syfu — w końcu nie każdy musiał lubić charakterystyczny zapach zioła. Skinął więc na niego głową i poprowadził go do drzwi, zaraz je otwierając, by wyjść na zewnątrz. Taras nie był jakiś kosmicznie wielki, ale z sześć osób mogłoby na nim usiąść bez większego problemu. Jak na razie nikt nie wpadł na podobny pomysł. Zamknął za nimi drzwi, na wypadek, gdyby któryś z kotów poczuł zew wolności.
— Zajebiście, w takim razie wiem do kogo, będę się zgłaszał, jeśli odpali mi się chęć. Wiedziałem, że złapię tu dużo przydatnych kontaktów — zażartował, patrząc przez szybę na stół.
— Kalmary, krewetki, sushi, małże, jakby coś się skończyło to zawsze można domówić. Mam nadzieję, że pytasz w nadziei na obiad. Byłoby chujowo, jakbym w pierwszych pięciu minutach oblał test, przyznając się do kanibalizmu — zatrzymał wzrok na czapce kalmara, zaraz odsłaniając ząbki w zaczepnym uśmiechu.
— Wiesz co, wyjdźmy może na taras. Mi nie przeszkadza, ale w sumie innym już może, a nie chcę robić tu jakiegoś dodatkowego syfu — w końcu nie każdy musiał lubić charakterystyczny zapach zioła. Skinął więc na niego głową i poprowadził go do drzwi, zaraz je otwierając, by wyjść na zewnątrz. Taras nie był jakiś kosmicznie wielki, ale z sześć osób mogłoby na nim usiąść bez większego problemu. Jak na razie nikt nie wpadł na podobny pomysł. Zamknął za nimi drzwi, na wypadek, gdyby któryś z kotów poczuł zew wolności.
— Zajebiście, w takim razie wiem do kogo, będę się zgłaszał, jeśli odpali mi się chęć. Wiedziałem, że złapię tu dużo przydatnych kontaktów — zażartował, patrząc przez szybę na stół.
— Kalmary, krewetki, sushi, małże, jakby coś się skończyło to zawsze można domówić. Mam nadzieję, że pytasz w nadziei na obiad. Byłoby chujowo, jakbym w pierwszych pięciu minutach oblał test, przyznając się do kanibalizmu — zatrzymał wzrok na czapce kalmara, zaraz odsłaniając ząbki w zaczepnym uśmiechu.
Skinął głową i ruszył za nim. Nie zamierzał się sprzeczać ani komentować jego decyzji. To w końcu rudzielec był gospodarzem.
Będąc na tarasie Kris podszedł do barierki i oparł się o nią ramionami spoglądając przed siebie. Ależ to miasto było paskudne. A kiedyś można było spędzić godziny na podziwianiu budynków, neonów i świateł, które wieczorami migotały niemal na każdej ulicy.
Westchnął i odepchnął się lekko od barierki, opierając się o nią tym razem plecami.
Swojego skręta włożył do ust i odpalił z lekką trudnością, ponieważ jego dłoń wybrała sobie akurat ten moment by zacząć drżeć w niekontrolowany sposób. Opuścił ją gdy tylko końcówka zaczęła się żarzyć i włożył ją do kieszeni tak, by towarzyszący mu chłopak nie zauważył. Nie wstydził się tego, ale po co pokazywać jakąkolwiek słabość?
"Dla znajomych obowiązują specjalne ceny. Jeśli oczywiście przypadniemy sobie do gustu," nie będzie przecież sprzedawał towaru z rabatem pierwszej lepszej osobie.
Kris zmierzył wzrokiem rudego od stóp do głów zaciągając się przy tym dymem. "Przydatne kontakty mówisz? W takim razie sam pewnie też masz coś do zaoferowania w zamian?" no biedny raczej nie był patrząc po mieszkaniu, a na starszego od niego też nie wyglądał. Jaki sekret więc skrywał?
Na kolejne słowa Lay'a parsknął ponownie wydychając biały obłoczek."Wyglądam Ci na mięczaka?"
Będąc na tarasie Kris podszedł do barierki i oparł się o nią ramionami spoglądając przed siebie. Ależ to miasto było paskudne. A kiedyś można było spędzić godziny na podziwianiu budynków, neonów i świateł, które wieczorami migotały niemal na każdej ulicy.
Westchnął i odepchnął się lekko od barierki, opierając się o nią tym razem plecami.
Swojego skręta włożył do ust i odpalił z lekką trudnością, ponieważ jego dłoń wybrała sobie akurat ten moment by zacząć drżeć w niekontrolowany sposób. Opuścił ją gdy tylko końcówka zaczęła się żarzyć i włożył ją do kieszeni tak, by towarzyszący mu chłopak nie zauważył. Nie wstydził się tego, ale po co pokazywać jakąkolwiek słabość?
"Dla znajomych obowiązują specjalne ceny. Jeśli oczywiście przypadniemy sobie do gustu," nie będzie przecież sprzedawał towaru z rabatem pierwszej lepszej osobie.
Kris zmierzył wzrokiem rudego od stóp do głów zaciągając się przy tym dymem. "Przydatne kontakty mówisz? W takim razie sam pewnie też masz coś do zaoferowania w zamian?" no biedny raczej nie był patrząc po mieszkaniu, a na starszego od niego też nie wyglądał. Jaki sekret więc skrywał?
Na kolejne słowa Lay'a parsknął ponownie wydychając biały obłoczek."Wyglądam Ci na mięczaka?"
Słowik zaraz poszedł w ślady chłopaka, opierając się o barierkę obok niego.
— Ciesz się, że nie jesteśmy w dystrykcie C. Tam to dopiero jest pierdolnik — powiedział z nieznacznym rozbawieniem, choć jednocześnie w jego oczach pojawiło się jakieś zdegustowanie. Były to zdecydowanie strony, których unikał za wszelką cenę. Jeśli miał opuszczać okolice centrum, kierował się do dystryktu A, który oferował zdecydowanie najwyższy poziom. Nic dziwnego, skoro mieszkały tam same najbogatsze dzieciaki i utrzymujący ich tatusie. Słowik sam by się tam osiedlił, gdyby z B nie miał bliżej do pracy. I w sumie nie narzekał. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Lisy rozproszyły się po nim na wszystkie strony.
— Bardzo sensowna zasada — rzucił z rozbawieniem, prostując nieco ręce. Jakby nie patrzeć, głupio byłoby dawać zniżki komuś, z kim chujowo ci się gada. Jak na razie Kris wydawał się jednak całkiem spoko gościem. Przynajmniej nie panowała między nimi żadna chujowa cisza.
— Czegokolwiek potrzebujesz, jestem pewien, że jestem w stanie coś załatwić, bądź z kimś cię połączyć. Za odpowiednią opłatą rzecz jasna. Niekoniecznie pieniężną — odwrócił się, opierając o barierkę tyłem. Sposobów zapłaty było mnóstwo, a czasem długi do odebrania w przyszłości były dużo bardziej opłacalne niż monety.
— Czy to pytanie natury biologicznej? Bo jeśli tak, jestem gotów z pełnym przekonaniem stwierdzić, że kalmary należą do typu mięczaków. Jeśli jednak chodzi o kwestie fizyczne to nie. Nie wyglądasz. Nawet w tej śmiesznej czapce. Wyobrażasz sobie czyjąś minę po tym jak spuszcza mu wpierdol koleś-kalmar? Chciałbym to zobaczyć — roześmiał się, kręcąc głową na boki.
— Ciesz się, że nie jesteśmy w dystrykcie C. Tam to dopiero jest pierdolnik — powiedział z nieznacznym rozbawieniem, choć jednocześnie w jego oczach pojawiło się jakieś zdegustowanie. Były to zdecydowanie strony, których unikał za wszelką cenę. Jeśli miał opuszczać okolice centrum, kierował się do dystryktu A, który oferował zdecydowanie najwyższy poziom. Nic dziwnego, skoro mieszkały tam same najbogatsze dzieciaki i utrzymujący ich tatusie. Słowik sam by się tam osiedlił, gdyby z B nie miał bliżej do pracy. I w sumie nie narzekał. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Lisy rozproszyły się po nim na wszystkie strony.
— Bardzo sensowna zasada — rzucił z rozbawieniem, prostując nieco ręce. Jakby nie patrzeć, głupio byłoby dawać zniżki komuś, z kim chujowo ci się gada. Jak na razie Kris wydawał się jednak całkiem spoko gościem. Przynajmniej nie panowała między nimi żadna chujowa cisza.
— Czegokolwiek potrzebujesz, jestem pewien, że jestem w stanie coś załatwić, bądź z kimś cię połączyć. Za odpowiednią opłatą rzecz jasna. Niekoniecznie pieniężną — odwrócił się, opierając o barierkę tyłem. Sposobów zapłaty było mnóstwo, a czasem długi do odebrania w przyszłości były dużo bardziej opłacalne niż monety.
— Czy to pytanie natury biologicznej? Bo jeśli tak, jestem gotów z pełnym przekonaniem stwierdzić, że kalmary należą do typu mięczaków. Jeśli jednak chodzi o kwestie fizyczne to nie. Nie wyglądasz. Nawet w tej śmiesznej czapce. Wyobrażasz sobie czyjąś minę po tym jak spuszcza mu wpierdol koleś-kalmar? Chciałbym to zobaczyć — roześmiał się, kręcąc głową na boki.
Na samo wspomnienie zadupia roześmiał się, od razu mając przed oczami poczynania garstki narwańców z którymi ostatnimi czasy się zadawał.
"A weź nawet nic nie mów. Jak nie jebie tam rybą to zwłokami. Chyba już nawet psy tam nie zaglądają," bo w sumie po co by mieli? Łowić zdechłe ryby? Czy może grać w karty z Mietkiem spod kontenera numer osiem? Z resztą dla niego to dobrze. Mniej problemów.
"Będę pamiętać. Jak powiedziałeś odpowiednie kontakty ułatwiają życie," strzepnął za barierkę popiół i ponownie zaciągnął się używką, powoli czując jak ogarnia go wewnętrzny spokój i odprężenie.
"Ha, może kiedyś będziesz mieć okazję. Do czapki dołączona była reszta kostiumu, ale stary jakie to cholerstwo było niewygodne. Nawet sobie nie wyobrażasz ile czasu zajęło wydostanie się z niego," a dodać do tego, że pół godziny wcześniej wypił całą butelkę wody...
Spojrzał za siebie na ogród i następnie odwrócił się by lepiej mu się przyjrzeć. "Powinieneś pomyśleć nad basenem. Pool Party to by przyciągnęło ludzi. A gdzie woda, alkohol tam i także ten towar sprzedaje się całkiem nieźle. W końcu kto nie będzie chciał ciastka z niespodzianką i trawki od samego kalmara nad basenem?" jego rozbawiony ton pasował do nieco zamglonego spojrzenia. O tak Biznesman Yoon, zawsze na posterunku. Nawet na lekkim haju.
"A weź nawet nic nie mów. Jak nie jebie tam rybą to zwłokami. Chyba już nawet psy tam nie zaglądają," bo w sumie po co by mieli? Łowić zdechłe ryby? Czy może grać w karty z Mietkiem spod kontenera numer osiem? Z resztą dla niego to dobrze. Mniej problemów.
"Będę pamiętać. Jak powiedziałeś odpowiednie kontakty ułatwiają życie," strzepnął za barierkę popiół i ponownie zaciągnął się używką, powoli czując jak ogarnia go wewnętrzny spokój i odprężenie.
"Ha, może kiedyś będziesz mieć okazję. Do czapki dołączona była reszta kostiumu, ale stary jakie to cholerstwo było niewygodne. Nawet sobie nie wyobrażasz ile czasu zajęło wydostanie się z niego," a dodać do tego, że pół godziny wcześniej wypił całą butelkę wody...
Spojrzał za siebie na ogród i następnie odwrócił się by lepiej mu się przyjrzeć. "Powinieneś pomyśleć nad basenem. Pool Party to by przyciągnęło ludzi. A gdzie woda, alkohol tam i także ten towar sprzedaje się całkiem nieźle. W końcu kto nie będzie chciał ciastka z niespodzianką i trawki od samego kalmara nad basenem?" jego rozbawiony ton pasował do nieco zamglonego spojrzenia. O tak Biznesman Yoon, zawsze na posterunku. Nawet na lekkim haju.
Nie czuł się do końca przekonany, gdy miał okazję widzieć reakcję Jonathana. Brakowało mu jednak doprecyzowania przyczyny tego zdarzenia. Czuł się lekko zakłopotany, zakładając fakt, że zwyczajnie wystraszył go zbyt gwałtownym pojawieniem się. Ciemnowłosy nie wiedział jednak, co mógłby poradzić na to, dlatego postanowił już pozostawić owy fakt, skupiając się bardziej na obecnej sytuacji.
- Nie chcę wam rozpraszać planów i towarzystwa - przyznał Kassir, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego z chłopaków. - Ale skoro nalegacie... - wyraźnie widział ich reakcję na jego słowa, dlatego też westchnął zaraz potem i uśmiechnął się nieznacznie. - Muszę przyznać, że te uszy ci pasują - powiedział, przekierowując uwagę na Jace'a. Uznał, że krótka znajomość nie stała na przeszkodzie, by spędzić jeszcze dłużej z nimi czas.
Jego uwagę zaraz potem przyciągnęło miauknięcie kotki dopraszającej się o uwagę. Już wcześniej ją słyszał, ale dopiero teraz wyciągnął dłoń w jej kierunku, pozwalając się jej zaznajomić z jego zapachem, nim delikatnie pomiział ją za uchem.
- U ciebie? Czyżby nie Kanada? Czy tradycja rodzinna? - zadał pytanie wyraźnie zaintrygowany. - Czasem zastanawiało mnie, dlaczego niekiedy biorą się takiego typu tradycje. Może kwestie uwarunkowania... - pozwolił sobie na krótką rozkminę. Wyprostował się nieznacznie, pozostawiając kotkę w spokoju.
- Śmiało. Ja myślałem ino o piwie - rozłożył ramionami, dając białowlosemu pełną swobodę działania. - Ale ciekawi mnie twój pomysł.
W ten sposób oto niedługo potem dotarli na miejsce. Jego oczy ostrożnie obserwowały działania nowo poznanego. Zacisnął palce na otrzymany kubku, myśląc zaraz potem.
- O rany. Ja obecnie podziękuję - powiedział do Ravna, dochodząc wewnętrznie do własnego wniosku. - Ale sami nie krępujcie się - nie upijał się od pierwszego łyku, ale zaproponowana mieszanka powodowała w nim znak zapytania. Nie czuł zbytniego zapalenia do szybkiego upijania się. Nie wątpił w swoją tolerancję względem do alkoholu. Tylko, że intuicja mu podpowiadała, że mógłby porwać się na coś dużego.
- Wezmę sobie po prostu piwo - zadecydował. - Ale dobrze, że jesteście pełnoletni. Nie będę mieć wyrzutów sumienia, proponując wam taki napój - dodał żartobliwie. - Chociaż może być do tego lepiej wziąć przekąski...
- Nie chcę wam rozpraszać planów i towarzystwa - przyznał Kassir, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego z chłopaków. - Ale skoro nalegacie... - wyraźnie widział ich reakcję na jego słowa, dlatego też westchnął zaraz potem i uśmiechnął się nieznacznie. - Muszę przyznać, że te uszy ci pasują - powiedział, przekierowując uwagę na Jace'a. Uznał, że krótka znajomość nie stała na przeszkodzie, by spędzić jeszcze dłużej z nimi czas.
Jego uwagę zaraz potem przyciągnęło miauknięcie kotki dopraszającej się o uwagę. Już wcześniej ją słyszał, ale dopiero teraz wyciągnął dłoń w jej kierunku, pozwalając się jej zaznajomić z jego zapachem, nim delikatnie pomiział ją za uchem.
- U ciebie? Czyżby nie Kanada? Czy tradycja rodzinna? - zadał pytanie wyraźnie zaintrygowany. - Czasem zastanawiało mnie, dlaczego niekiedy biorą się takiego typu tradycje. Może kwestie uwarunkowania... - pozwolił sobie na krótką rozkminę. Wyprostował się nieznacznie, pozostawiając kotkę w spokoju.
- Śmiało. Ja myślałem ino o piwie - rozłożył ramionami, dając białowlosemu pełną swobodę działania. - Ale ciekawi mnie twój pomysł.
W ten sposób oto niedługo potem dotarli na miejsce. Jego oczy ostrożnie obserwowały działania nowo poznanego. Zacisnął palce na otrzymany kubku, myśląc zaraz potem.
- O rany. Ja obecnie podziękuję - powiedział do Ravna, dochodząc wewnętrznie do własnego wniosku. - Ale sami nie krępujcie się - nie upijał się od pierwszego łyku, ale zaproponowana mieszanka powodowała w nim znak zapytania. Nie czuł zbytniego zapalenia do szybkiego upijania się. Nie wątpił w swoją tolerancję względem do alkoholu. Tylko, że intuicja mu podpowiadała, że mógłby porwać się na coś dużego.
- Wezmę sobie po prostu piwo - zadecydował. - Ale dobrze, że jesteście pełnoletni. Nie będę mieć wyrzutów sumienia, proponując wam taki napój - dodał żartobliwie. - Chociaż może być do tego lepiej wziąć przekąski...
Ponownie się uśmiechnął, unosząc dłoń do twarzy, by oprzeć palec wskazujący na ustach z wyraźnym rozbawieniem.
— A-ha, czyli jednak znajdują się jakieś odważne dusze, które nadal się tam zapuszczają. Nie wyglądasz na kogoś, kto mieszkałby w podobnym syfie, więc... niech zgadnę. Szalejesz za wołowiną w sezamie z China Town? — nie mógł sobie darować kolejnego żartu. I jakby nie patrzeć, nie był tu po to, by przepytywać swoich gości. Zawsze mówili mu tyle, ile chcieli. Przynajmniej podczas imprez.
— Kim był geniusz, który to wymyślił? Ale w sumie sama czapka jest absolutnym strzałem w dziesiątkę. Inaczej ciężko byłoby ci się poruszać, chociaż... straciłeś szansę na strzelenie kogoś macką z plaskacza. To by było zabawne. Zresztą kalmary mają dość sporo macek, więc bez większego starania się mógłbyś być jak Jackie Chan — parsknął, kierując spojrzenie na ogród, podobnie jak jego towarzysz.
— Brzmi jak plan. Chociaż musiałbym wykupić działkę sąsiada z drugiej strony... nie żeby był to jakiś problem. Ale chyba już lepiej będzie przeprowadzić się do jakiegoś domu. Problem w tym, że cenią się cztery razy drożej, niż ich syf jest tego wart. Powiem ci, Kris, że mało kto w tym mieście ma jeszcze jakikolwiek gust — stwierdził, przewracając oczami. Podniósł na chwilę dłoń, sygnalizując tym samym, by dał mu chwilę, nim podszedł do stojącej w rogu doniczki. Schylił się i wyciągnął zza niej paczkę papierosów, zaraz wracając do barierki.
— Nie będę ci proponował, skoro masz ze sobą znacznie lepszy towar — a jednak w jego stwierdzeniu, mimo wszystko pojawiało się nieme pytanie. Gdyby jednak chciał, był skłonny się podzielić.
— A-ha, czyli jednak znajdują się jakieś odważne dusze, które nadal się tam zapuszczają. Nie wyglądasz na kogoś, kto mieszkałby w podobnym syfie, więc... niech zgadnę. Szalejesz za wołowiną w sezamie z China Town? — nie mógł sobie darować kolejnego żartu. I jakby nie patrzeć, nie był tu po to, by przepytywać swoich gości. Zawsze mówili mu tyle, ile chcieli. Przynajmniej podczas imprez.
— Kim był geniusz, który to wymyślił? Ale w sumie sama czapka jest absolutnym strzałem w dziesiątkę. Inaczej ciężko byłoby ci się poruszać, chociaż... straciłeś szansę na strzelenie kogoś macką z plaskacza. To by było zabawne. Zresztą kalmary mają dość sporo macek, więc bez większego starania się mógłbyś być jak Jackie Chan — parsknął, kierując spojrzenie na ogród, podobnie jak jego towarzysz.
— Brzmi jak plan. Chociaż musiałbym wykupić działkę sąsiada z drugiej strony... nie żeby był to jakiś problem. Ale chyba już lepiej będzie przeprowadzić się do jakiegoś domu. Problem w tym, że cenią się cztery razy drożej, niż ich syf jest tego wart. Powiem ci, Kris, że mało kto w tym mieście ma jeszcze jakikolwiek gust — stwierdził, przewracając oczami. Podniósł na chwilę dłoń, sygnalizując tym samym, by dał mu chwilę, nim podszedł do stojącej w rogu doniczki. Schylił się i wyciągnął zza niej paczkę papierosów, zaraz wracając do barierki.
— Nie będę ci proponował, skoro masz ze sobą znacznie lepszy towar — a jednak w jego stwierdzeniu, mimo wszystko pojawiało się nieme pytanie. Gdyby jednak chciał, był skłonny się podzielić.
Nie wyglądało na to, żeby Słowik miał zamiar lada chwila wrócić, dlatego Ivo zawiesił wzrok na Axelu, niespecjalnie przejmują się tym, że on również na niego patrzył. Czasami wyczytanie czegoś z czyjej postawy przychodziło z łatwością, jednak Axel nie wydawał się zaliczać się do tych osób, z których można było czytać jak z otwartej książki.
Nie do końca wiedział, jak interpretować słowa chłopaka. Lub raczej to, że jemu Słowik nic nie wspomniał o przedstawieniu. Tylko czy w ogóle powinien się nad tym dłużej zastanawiać? Równie dobrze rudowłosy mógł wymyślić ten pomysł krótko przed zaproszeniem na imprezę i nie zdążyć powiadomić o tym Axela.
Nawet nie zauważył, kiedy odwrócił wzrok, kierując go na tłum, chcąc wyszukać w nim swojego brata. Dopiero głos Hayesa sprawił, że Ivo ponownie skupił na nim swoją uwagę.
— Być?
— No. Chyba że nie jesteście razem? — zapytał, unosząc jedną brew.
Wątpił, aby brat całował się ze swoimi znajomymi dla samego hobby lub sportu. Nawet jeśli Ivo nie uważał czegoś takiego za wybitnie niewłaściwe, to i tak jakoś nie bardzo pasowało mu to do Iana.
— Zawsze tak czule się o nim wyrażasz? — rzucił, nieznacznie przechylając głowę. — I chwila, 322 dni? Jakim cudem pamiętasz tak dokładnie. — Mimo że zaskoczenie tym razem nijak nie odbiło się na jego twarzy, to w głosie zdecydowanie dało się je usłyszeć. Sam Ivo nie był w stanie z aż taką precyzją określić datę poznania kogokolwiek i fakt, że dla Axela nie stanowiło to żadnego problemu budziło niemałe zdumienie.
Nie do końca wiedział, jak interpretować słowa chłopaka. Lub raczej to, że jemu Słowik nic nie wspomniał o przedstawieniu. Tylko czy w ogóle powinien się nad tym dłużej zastanawiać? Równie dobrze rudowłosy mógł wymyślić ten pomysł krótko przed zaproszeniem na imprezę i nie zdążyć powiadomić o tym Axela.
Nawet nie zauważył, kiedy odwrócił wzrok, kierując go na tłum, chcąc wyszukać w nim swojego brata. Dopiero głos Hayesa sprawił, że Ivo ponownie skupił na nim swoją uwagę.
— Być?
— No. Chyba że nie jesteście razem? — zapytał, unosząc jedną brew.
Wątpił, aby brat całował się ze swoimi znajomymi dla samego hobby lub sportu. Nawet jeśli Ivo nie uważał czegoś takiego za wybitnie niewłaściwe, to i tak jakoś nie bardzo pasowało mu to do Iana.
— Zawsze tak czule się o nim wyrażasz? — rzucił, nieznacznie przechylając głowę. — I chwila, 322 dni? Jakim cudem pamiętasz tak dokładnie. — Mimo że zaskoczenie tym razem nijak nie odbiło się na jego twarzy, to w głosie zdecydowanie dało się je usłyszeć. Sam Ivo nie był w stanie z aż taką precyzją określić datę poznania kogokolwiek i fakt, że dla Axela nie stanowiło to żadnego problemu budziło niemałe zdumienie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Pią Lis 26, 2021 12:35 am
Pią Lis 26, 2021 12:35 am
"Nie chcę wam rozpraszać planów i towarzystwa."
— Nie mamy żadnych planów, więc chętnie cię w nich uwzględnię. Za kolegę się nie wypowiadam, bo nie wypada — palnął prosto z mostu, zaraz się uśmiechając. No, przynajmniej przestał w końcu zachowywać się aż tak niezręcznie. Teraz czuł się tylko ciut niezręcznie. Wątpił, by ciemnowłosy przestał tak szybko robić na nim wrażenie, skoro wystarczyło, by spojrzał na jego twarz i już tracił całą pewność siebie.
"Muszę przyznać, że te uszy ci pasują."
— C-co? — podniósł nieznacznie ręce do góry, by zaraz je opuścić, zupełnie jakby nie mógł się zdecydować czy chce zasłonić twarz, czy nie — dzięki. Chyba. Jeśli to był komplement. Jeśli nie to i tak dzięki, moja siostra je wybierała. Wiesz, Psi Patrol i te sprawy. Chociaż nie wiem, czy w Psim Patrolu mają Golden Retrievera. Ale za ten ogon to ma u mnie gwarantowane darmowe lody — obrócił się i przeszedł kilka kroków w bok, by zaprezentować lepiej puchaty dodatek, który wyraźnie nabierał na intensywności machania w momencie ruchu. Wrócił na swoje miejsce, niemal wpadając przy tym na kogoś po swojej prawej. Uśmiechnął się jeszcze szybko przepraszająco przed powrotem uwagą do Ravna i Shane'a.
Nieco się wyłączył, gdy zaczęli rozmawiać o alkoholu. Jego uwagę całkowicie pochłonęła kotka. Mięciutkie futerko i ruszające się uszka znowu do niego wołały.
— Ale ty jesteś śliczna. Najśliczniejsza — wyrwało mu się kompletnie bezwiednie, gdy nachylił się znowu nad zwierzęciem, drapiąc je za uchem. Chyba nieszczególnie zdawał sobie sprawę z tego, że skoro już niejako wziął udział w rozmowie, to przydałoby się swoich rozmówców jeszcze słuchać. Nim Ravn nie zniknął, idąc w kierunku barku. O nie. Kicia. Zabrana brutalnie poza zasięg jego rąk. Dołączył do Shane'a bardziej automatycznie, zerkając na niego z ciekawością.
— Co robimy? Gdzie idziemy? — zaraz otrzymał jednak odpowiedź, a Kruk zaczął miksować jakieś dziwne rzeczy. Mimo to drink był żółtawy. No i Jonathan zdecydowanie lubił pomarańcze, więc chyba nie mógł być zły, co nie?
Wziął ostrożnie łyk drinka, tylko po to, by zaraz wypluć go z powrotem do szklanki. Sam nie wiedział jakim cudem się nie rozkasłał.
— Boże nie mam pojęcia czy bardziej czuję w tym kwas, czy arszenik — oho, jednak przy mówieniu nie było już tak łatwo. Zakasłał dwukrotnie, patrząc na drinka w swojej dłoni jak na najbardziej niebezpieczną żmiję. No ale nie mógł przecież ot tak zmarnować dzielnych starań Ravna, nie? Podniósł go więc ostrożnie do góry i upił kolejnego łyka, zaraz zasłaniając twarz dłonią, by ukryć swoje skrzywienie.
Alkoholikiem to on nie zostanie.
— Te przekąski to dobry pomysł — wymamrotał starając się nie wyglądać przy tym jak siedem nieszczęść.
— Nie mamy żadnych planów, więc chętnie cię w nich uwzględnię. Za kolegę się nie wypowiadam, bo nie wypada — palnął prosto z mostu, zaraz się uśmiechając. No, przynajmniej przestał w końcu zachowywać się aż tak niezręcznie. Teraz czuł się tylko ciut niezręcznie. Wątpił, by ciemnowłosy przestał tak szybko robić na nim wrażenie, skoro wystarczyło, by spojrzał na jego twarz i już tracił całą pewność siebie.
"Muszę przyznać, że te uszy ci pasują."
— C-co? — podniósł nieznacznie ręce do góry, by zaraz je opuścić, zupełnie jakby nie mógł się zdecydować czy chce zasłonić twarz, czy nie — dzięki. Chyba. Jeśli to był komplement. Jeśli nie to i tak dzięki, moja siostra je wybierała. Wiesz, Psi Patrol i te sprawy. Chociaż nie wiem, czy w Psim Patrolu mają Golden Retrievera. Ale za ten ogon to ma u mnie gwarantowane darmowe lody — obrócił się i przeszedł kilka kroków w bok, by zaprezentować lepiej puchaty dodatek, który wyraźnie nabierał na intensywności machania w momencie ruchu. Wrócił na swoje miejsce, niemal wpadając przy tym na kogoś po swojej prawej. Uśmiechnął się jeszcze szybko przepraszająco przed powrotem uwagą do Ravna i Shane'a.
Nieco się wyłączył, gdy zaczęli rozmawiać o alkoholu. Jego uwagę całkowicie pochłonęła kotka. Mięciutkie futerko i ruszające się uszka znowu do niego wołały.
— Ale ty jesteś śliczna. Najśliczniejsza — wyrwało mu się kompletnie bezwiednie, gdy nachylił się znowu nad zwierzęciem, drapiąc je za uchem. Chyba nieszczególnie zdawał sobie sprawę z tego, że skoro już niejako wziął udział w rozmowie, to przydałoby się swoich rozmówców jeszcze słuchać. Nim Ravn nie zniknął, idąc w kierunku barku. O nie. Kicia. Zabrana brutalnie poza zasięg jego rąk. Dołączył do Shane'a bardziej automatycznie, zerkając na niego z ciekawością.
— Co robimy? Gdzie idziemy? — zaraz otrzymał jednak odpowiedź, a Kruk zaczął miksować jakieś dziwne rzeczy. Mimo to drink był żółtawy. No i Jonathan zdecydowanie lubił pomarańcze, więc chyba nie mógł być zły, co nie?
Wziął ostrożnie łyk drinka, tylko po to, by zaraz wypluć go z powrotem do szklanki. Sam nie wiedział jakim cudem się nie rozkasłał.
— Boże nie mam pojęcia czy bardziej czuję w tym kwas, czy arszenik — oho, jednak przy mówieniu nie było już tak łatwo. Zakasłał dwukrotnie, patrząc na drinka w swojej dłoni jak na najbardziej niebezpieczną żmiję. No ale nie mógł przecież ot tak zmarnować dzielnych starań Ravna, nie? Podniósł go więc ostrożnie do góry i upił kolejnego łyka, zaraz zasłaniając twarz dłonią, by ukryć swoje skrzywienie.
Alkoholikiem to on nie zostanie.
— Te przekąski to dobry pomysł — wymamrotał starając się nie wyglądać przy tym jak siedem nieszczęść.
— Axel —
Axel z początku nie odpowiedział, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał. Opuścił powoli butelkę piwa z dół, obracając się w tył, by zawiesić spojrzenie na rudowłosym, który właśnie wylewał zawartość dwóch kubków do zlewu.
— Musisz zapytać Iana — jakby nie patrzeć, ich relacja była dużo bardziej skomplikowana niż wyglądało to z zewnątrz. A on nie był osobą, która wchodziła w podobne dyskusje z innymi ludźmi. Zwłaszcza że nie robiło mu różnicy czy miał przed sobą pracownicę banku, czy brata osoby, z którą spędzał całe dnie.
"Zawsze tak czule się o nim wyrażasz?"
— Zasługiwał na dużo gorsze epitety. Choć skoro nie miałeś z nim kontaktu przez dwa lata i ewidentnie nie wiesz jak bardzo się zmienił, ani przez co przeszedł, możesz mi jedynie wierzyć na słowo. Co ciężko sobie wyobrazić, skoro nawet się nie znamy. I pewnie nie poznamy, jeśli nadal będziecie utrzymywać swoje relacje na podobnym poziomie — Axel nie był złośliwy. Nie widział w tym większego sensu. Nie zmieniało to jednak faktu, że pozostawał szczery do bólu. A obserwując tę dwójkę w obecnej chwili, chyba żadne z nich nie tworzyło w głowie wizji rodzinnych obiadków.
"I chwila, 322 dni? Jakim cudem pamiętasz tak dokładnie."
— Jak już mówiłem, strasznie mnie wkurwiał. Problem w tym, że twój brat to strasznie przebiegły szczyl — jego wzrok wyraźnie złagodniał, gdy podążył powoli wzrokiem w kierunku balkonu — i jak widać, potrafi władować się z butami nawet w życie kogoś, kto nie widzi żadnego sensu w relacjach z innymi ludźmi poza absolutnie koniecznymi. A nawet przed tymi wiecznie zamyka drzwi.
Obrócił kilka razy butelkę wokół, mieszając zebrany wokół płyn. Słowik był w jego oczach jak tornado. Nie patrzył na żadne przeszkody, po prostu prąc przed siebie. Problem w tym, że miał przy tym gigantyczne skłonności do destrukcji. Z którymi od dłuższego czasu walczył na każdym kroku. Spojrzał na Ivo, zawieszając znużone spojrzenie na jego twarzy.
— Nie jesteście do siebie zbyt podobni — stwierdził bez najmniejszego zawahania, wracając do świdrowania go wzrokiem.
W sumie nie wiedział, czy Shane jest z natury taki nieśmiały? Albo cos innego sprawiało, że tak bardzo nie chciał się wtrącać w rozmowę w ktorej absolutnie nie przeszkadzał -ja już mówilem, przyszedlem tu poznac ludzi, więc z chęcią poznam i ciebie. dodał jeszcze po tym jak Jon stwierdzil, że się nie będzie za niego wypowiadać. Usmiechnął się slyszac tlumaczenia Jona co do kwestii stroju. Był przy tym naprawdę prostolinijny, ale tez dalo się wyczuć że lubi swoje rodzeństwo i to bylo calkiem sympatyczne.
Shane zapytał o jego pochodzenie więc spojżał na niego -Norwegia, choć miejscami pewnie klimat podobny do Kanady. W kazdym razie, jak bywalo bardzo zimno to sie piło na rozgrzanie. Niby obecnie dosyć mocno promuje się tam poparcie dla abstynencji, jednak nie wszedzie się tym tak mocno przejmują. - odpowiedział od razu wspominajac swoich dziadków.
Shane nie zdecydował się na wypicie koktailu, na co Ravn wzruszyl ramionami i po prostu kubek trafil w ręce Jona... Który co prawda spróbował napoju, ale jego reakcja byla dosyć oczywista, trunek najwyraźniej był zbyt mocny dla niego. Nie każdy w sumie musial lubic whisky, nawet jesli to byla wersja najbardziej łagodna jaką Ravn mógł mu podać.
-wiesz... Nie musisz się zmuszać, zawsze mozesz spróbować coś innego.
Przecież nie obrażę się za to, że ci nie smakuje. Każdy lubi co innego. No i ostrzegalem z tym zdawaniem sie na mnie. - powiedzial to bo przeciez nie chciał by biedny się męczył niepotrzebnie pijac coś co mu nie smakowało, wiedzial tez, ze nie każdy tolerował wszystkie trunki. Może coś innego mu podpasuje bardziej. W miedzyczasie sam sobie zrobił drinka i napil się z zadowolonym uśmiechem, zdecydowanie jemu smakowało. -W sumie to jesli moge spytac z ciekawości, jak wy się poznaliście? zapytał ciekawy czy Shane tez zostal tak napadniety jak on z ostrzeżeniem na wstępie, że moze zostac zagadany na śmierć
Shane zapytał o jego pochodzenie więc spojżał na niego -Norwegia, choć miejscami pewnie klimat podobny do Kanady. W kazdym razie, jak bywalo bardzo zimno to sie piło na rozgrzanie. Niby obecnie dosyć mocno promuje się tam poparcie dla abstynencji, jednak nie wszedzie się tym tak mocno przejmują. - odpowiedział od razu wspominajac swoich dziadków.
Shane nie zdecydował się na wypicie koktailu, na co Ravn wzruszyl ramionami i po prostu kubek trafil w ręce Jona... Który co prawda spróbował napoju, ale jego reakcja byla dosyć oczywista, trunek najwyraźniej był zbyt mocny dla niego. Nie każdy w sumie musial lubic whisky, nawet jesli to byla wersja najbardziej łagodna jaką Ravn mógł mu podać.
-wiesz... Nie musisz się zmuszać, zawsze mozesz spróbować coś innego.
Przecież nie obrażę się za to, że ci nie smakuje. Każdy lubi co innego. No i ostrzegalem z tym zdawaniem sie na mnie. - powiedzial to bo przeciez nie chciał by biedny się męczył niepotrzebnie pijac coś co mu nie smakowało, wiedzial tez, ze nie każdy tolerował wszystkie trunki. Może coś innego mu podpasuje bardziej. W miedzyczasie sam sobie zrobił drinka i napil się z zadowolonym uśmiechem, zdecydowanie jemu smakowało. -W sumie to jesli moge spytac z ciekawości, jak wy się poznaliście? zapytał ciekawy czy Shane tez zostal tak napadniety jak on z ostrzeżeniem na wstępie, że moze zostac zagadany na śmierć
Pokręcił głową, czując, że przegrywał tę batalię.
- Skoro tak oboje chcecie, to nie mam wyjścia - przyznał. - Skorzystam z możliwości potowarzyszenia wam przez najbliższy czas - zapadła decyzja, której skutkiem było jego towarzystwo pośród dwójki znajomych. Bez konkretnego celu. Ale chyba na tym polegała impreza?
- Ma dobry gust. Wiedziała co ci dobrać - przyznał. W jego słowach nie było cienia złośliwości. Jednakże z drugiej strony, nie zastanawiał się zbytnio, jak jego słowa mogłyby zostać odebrane przez słuchacza. W krótkich słowach przekazywał własne przemyślenia, bez dodatkowego kontekstu.
Zachichotał cicho, widząc prezentację dodatkowego elementu stroju. Mechanizm przykuwał uwagę, chociaż próbował zachować ciekawość w ryzach i nie wpatrywać się za długo. Nawet w pewnym momencie zasłonił usta, tłumiąc kaszel i odwrócił wzrok.
Temat o strojach dobiegał końca na rzecz innych rozmów. A kwestia pochodzenia wzbudziła w nim zaciekawienie.
- Za granicy? Woo... Że też cię przywiało akurat do tego miasta - wiedział, że była tutaj niemała liczba obcokrajowców, ale co innego wiedza, a co innego napotkanie się osobiście. - Przyjechałeś przed czy po zamknięciu? - nadal nie potrafił zrozumieć chęci przyjeżdżania tutaj z własnej woli. Ludzie kierowali się różnymi motywacjami, często dalekimi do zrozumienia.
Chociaż to nie były tematy jak na obecny czas. Dlatego też odsuwając myśli, pozwolił sobie na śledzenie pomysłodawcy kolejnego działania odnośnie napoju. Na pytanie Jace'a pokazał ino głową kierunek, gdzie potem był świadkiem tworzenia mikstury, której nie kojarzył na pierwszy rzut oka.
- Hm... aż takie to jest złe? - spytał, spoglądając na Jace'a wyraźnie zaintrygowany. - Nie jestem fanem takich trunków, ale... - zamyślił się na moment. - ... pozwolisz? - wyciągnął dłoń po jego napój, by pozwolić sobie na skosztowanie tworu stworzonego przez Ravna. Jeden łyk, nim oddałby to z powrotem.
I tyle z trzymania się tylko piwa.
Smak podsumował jedynie wzruszeniem ramion. Nie czuł się fanem tego, ale nie stanowiło to coś, co miałby ochotę odrzucić. Dlatego bez większego wahania przeszedł ze skupieniem się na zadanym mu pytaniu.
- W pracy - odparł na pytanie Ravna. - Usługa w jego mieszkaniu - zawiesił się na moment. - Jestem z zawodu elektrykiem - uzupełnił dawkę informacji odnoszącej się do ich spotkania, powoli zastanawiając się, jak jego słowa mogły dziwnie zabrzmieć. - Świat jest mały, skoro było mi dane natrafić na niego. To nawet miłe - przyznał. - Rozumiem, że wy jesteście kumplami?
Przynajmniej zakładał tak z góry, widząc mniej więcej ich relacje.
- Przekąski... chyba w kuchni coś powinno być? - nie był do końca pewny. Nie przekazywał swojej uwagi wcześniej wobec takich spraw, przez to zrodziła się w nim niepewność. - Macie osobiście jakieś preferencje? - oparł dłonie o biodra, patrząc raz na jednego, raz na drugiego. - Zresztą, chodźmy i tyle. Zobaczymy, na co natrafimy.
- Skoro tak oboje chcecie, to nie mam wyjścia - przyznał. - Skorzystam z możliwości potowarzyszenia wam przez najbliższy czas - zapadła decyzja, której skutkiem było jego towarzystwo pośród dwójki znajomych. Bez konkretnego celu. Ale chyba na tym polegała impreza?
- Ma dobry gust. Wiedziała co ci dobrać - przyznał. W jego słowach nie było cienia złośliwości. Jednakże z drugiej strony, nie zastanawiał się zbytnio, jak jego słowa mogłyby zostać odebrane przez słuchacza. W krótkich słowach przekazywał własne przemyślenia, bez dodatkowego kontekstu.
Zachichotał cicho, widząc prezentację dodatkowego elementu stroju. Mechanizm przykuwał uwagę, chociaż próbował zachować ciekawość w ryzach i nie wpatrywać się za długo. Nawet w pewnym momencie zasłonił usta, tłumiąc kaszel i odwrócił wzrok.
Temat o strojach dobiegał końca na rzecz innych rozmów. A kwestia pochodzenia wzbudziła w nim zaciekawienie.
- Za granicy? Woo... Że też cię przywiało akurat do tego miasta - wiedział, że była tutaj niemała liczba obcokrajowców, ale co innego wiedza, a co innego napotkanie się osobiście. - Przyjechałeś przed czy po zamknięciu? - nadal nie potrafił zrozumieć chęci przyjeżdżania tutaj z własnej woli. Ludzie kierowali się różnymi motywacjami, często dalekimi do zrozumienia.
Chociaż to nie były tematy jak na obecny czas. Dlatego też odsuwając myśli, pozwolił sobie na śledzenie pomysłodawcy kolejnego działania odnośnie napoju. Na pytanie Jace'a pokazał ino głową kierunek, gdzie potem był świadkiem tworzenia mikstury, której nie kojarzył na pierwszy rzut oka.
- Hm... aż takie to jest złe? - spytał, spoglądając na Jace'a wyraźnie zaintrygowany. - Nie jestem fanem takich trunków, ale... - zamyślił się na moment. - ... pozwolisz? - wyciągnął dłoń po jego napój, by pozwolić sobie na skosztowanie tworu stworzonego przez Ravna. Jeden łyk, nim oddałby to z powrotem.
I tyle z trzymania się tylko piwa.
Smak podsumował jedynie wzruszeniem ramion. Nie czuł się fanem tego, ale nie stanowiło to coś, co miałby ochotę odrzucić. Dlatego bez większego wahania przeszedł ze skupieniem się na zadanym mu pytaniu.
- W pracy - odparł na pytanie Ravna. - Usługa w jego mieszkaniu - zawiesił się na moment. - Jestem z zawodu elektrykiem - uzupełnił dawkę informacji odnoszącej się do ich spotkania, powoli zastanawiając się, jak jego słowa mogły dziwnie zabrzmieć. - Świat jest mały, skoro było mi dane natrafić na niego. To nawet miłe - przyznał. - Rozumiem, że wy jesteście kumplami?
Przynajmniej zakładał tak z góry, widząc mniej więcej ich relacje.
- Przekąski... chyba w kuchni coś powinno być? - nie był do końca pewny. Nie przekazywał swojej uwagi wcześniej wobec takich spraw, przez to zrodziła się w nim niepewność. - Macie osobiście jakieś preferencje? - oparł dłonie o biodra, patrząc raz na jednego, raz na drugiego. - Zresztą, chodźmy i tyle. Zobaczymy, na co natrafimy.
— Musisz zapytać Iana.
Serio? To już świnia miała większe szanse na zobaczenie nieba o własnych siłach niż Ivo na to, że brat zwierzy mu się z zawiłości relacji z Axelem. Już dawno nie było na tym etapie, gdzie mówienie sobie czegokolwiek bardziej istotnego przychodziło z naturalną łatwością. Wolno wypuścił powietrze z płuc, nie podejmując już tego tematu i ignorując fakt, że blondyn kolejny raz odbił piłeczkę. Ledwo wymienił kilka słów z chłopakiem, a już wiedział, że nie będzie on łatwy do prowadzenia za język.
Jak i do samej rozmowy.
Nerwowe drgnięcie powieki było jedyną oznaką tego, że kolejne słowa Axela niespecjalnie przypadły Lezardowi do gustu, uderzając zdecydowanie tam, gdzie nie powinny.
Gnojek.
Nie odpowiedział od razu, próbując ubrać myśli w odpowiednie słowa. Chociaż na razie nic nie wskazywało na to, aby między blondynami miało dojść do bezproblemowego nawiązania nici porozumienia, to mimo wszystko Nixon nie chciał od razu prowokować między nimi nieprzyjemnej wymiany zdań, która prawdopodobnie zepsułaby większość szansy na porozumienie się z Słowikiem. Bo cholera wie, co Axel mógłby mu potem powiedzieć.
— Masz rację — odparł całkowicie neutralnym głosem, którym równie dobrze mógłby rozmawiać o codziennych sprawach. — Nie mam pojęcia czy poznamy się lepiej czy nie, ani nie wiem, czy uda mi się poprawić relację z Ianem albo nawet utrzymać ją na jakimkolwiek poziomie, ale przyszedłem licząc, że może będzie to jakiś krok do poprawienia sytuacji — i że Ian nie znowu tego wszystkiego nie wypierdoli w pizdu, dokończył w myślach.
Jednak ciężko byłoby nie pamiętać tych wszystkich momentów, w których odbijał się jak od ściany, gdy próbował zdziałać cokolwiek, aby dotrzeć do brata. Co w odczuciu Ivo wyglądało bardziej jak chodzenie po omacku mając zawiązane oczy grubym kawałkiem materiału.
Ian wkurwiał Axela tak bardzo, że ten aż zapamiętał z dokładnością datę ich zapoznania się? Czyżby kryła się za tym jakaś większa historia czy facet miał po prostu nadprzeciętnie rozwiniętą pamięć?
Wbił w Axela jedynie pytające spojrzenie, nijak nie siląc się na zadanie pytania. Tym razem odpuścił dopytanie o szczegóły.
— Wiem. — Wzruszył ramionami. — Ale chyba jesteś pierwszą osobą, która po kilku zdaniach widzi aż tyle różnic, by stwierdzić coś takiego.
No co tam, czyżby kolejna wybitna umiejętność?
Serio? To już świnia miała większe szanse na zobaczenie nieba o własnych siłach niż Ivo na to, że brat zwierzy mu się z zawiłości relacji z Axelem. Już dawno nie było na tym etapie, gdzie mówienie sobie czegokolwiek bardziej istotnego przychodziło z naturalną łatwością. Wolno wypuścił powietrze z płuc, nie podejmując już tego tematu i ignorując fakt, że blondyn kolejny raz odbił piłeczkę. Ledwo wymienił kilka słów z chłopakiem, a już wiedział, że nie będzie on łatwy do prowadzenia za język.
Jak i do samej rozmowy.
Nerwowe drgnięcie powieki było jedyną oznaką tego, że kolejne słowa Axela niespecjalnie przypadły Lezardowi do gustu, uderzając zdecydowanie tam, gdzie nie powinny.
Gnojek.
Nie odpowiedział od razu, próbując ubrać myśli w odpowiednie słowa. Chociaż na razie nic nie wskazywało na to, aby między blondynami miało dojść do bezproblemowego nawiązania nici porozumienia, to mimo wszystko Nixon nie chciał od razu prowokować między nimi nieprzyjemnej wymiany zdań, która prawdopodobnie zepsułaby większość szansy na porozumienie się z Słowikiem. Bo cholera wie, co Axel mógłby mu potem powiedzieć.
— Masz rację — odparł całkowicie neutralnym głosem, którym równie dobrze mógłby rozmawiać o codziennych sprawach. — Nie mam pojęcia czy poznamy się lepiej czy nie, ani nie wiem, czy uda mi się poprawić relację z Ianem albo nawet utrzymać ją na jakimkolwiek poziomie, ale przyszedłem licząc, że może będzie to jakiś krok do poprawienia sytuacji — i że Ian nie znowu tego wszystkiego nie wypierdoli w pizdu, dokończył w myślach.
Jednak ciężko byłoby nie pamiętać tych wszystkich momentów, w których odbijał się jak od ściany, gdy próbował zdziałać cokolwiek, aby dotrzeć do brata. Co w odczuciu Ivo wyglądało bardziej jak chodzenie po omacku mając zawiązane oczy grubym kawałkiem materiału.
Ian wkurwiał Axela tak bardzo, że ten aż zapamiętał z dokładnością datę ich zapoznania się? Czyżby kryła się za tym jakaś większa historia czy facet miał po prostu nadprzeciętnie rozwiniętą pamięć?
Wbił w Axela jedynie pytające spojrzenie, nijak nie siląc się na zadanie pytania. Tym razem odpuścił dopytanie o szczegóły.
— Wiem. — Wzruszył ramionami. — Ale chyba jesteś pierwszą osobą, która po kilku zdaniach widzi aż tyle różnic, by stwierdzić coś takiego.
No co tam, czyżby kolejna wybitna umiejętność?
— Axel —
Axel nie miał większych problemów z milczeniem. Nic dziwnego, że nie odezwał się nawet słowem, gdy Ivo stał przed nim, wyraźnie szukając odpowiednich słów. Obserwowanie ludzi w podobnych momentach mogło być całkiem ciekawe, nie miał dziś jednak na to większej ochoty. Zresztą, w praktyce jego zainteresowanie innymi i tak było na zbyt niskim poziomie, by poświęcał im więcej czasu. Rejestrował całą masę rzeczy od niechcenia. Resztę najzwyczajniej w świecie ignorował. Nie musiał być jednak geniuszem, by po reakcjach stojącego przed nim blondyna wiedzieć, że nie odczuwa większych przyjemności z rozmowy z nim.
Czy jakkolwiek go to obchodziło? Nie. Nie zamierzał traktować go specjalnie tylko dlatego, że był członkiem rodziny Słowika. Tak samo jak wszystkich wokół. Jego relacje pozostawały jego własnymi relacjami. Podobnie jak podejście do innych. Masa osób starała się być milsza, bardziej przystępna czy uprzejma, by zrobić dobre wrażenie.
Cóż, Axel raczej nie robił dobrego wrażenia swoją bezpośredniością i szczerością.
— Może na start przestań go traktować jak kogoś, kogo znałeś dwa lata temu — rzucił spokojnie. Nie zamierzał dawać mu wielkich porad. Jakby nie patrzeć, po pierwsze nie zamierzał się mieszać w ich relacje. Po drugie, miał gdzieś czy się ze sobą pogodzą, czy nie. Była tylko jedna rzecz, której chciał w tym momencie uniknąć i stojący przed nim chłopak nie miał z nią na dłuższą metę nic wspólnego. Poza byciem pojedynczym trybikiem, który mógł tymczasowo zaciąć cały mechanizm.
Przyglądał mu się przez chwilę, unosząc nagle kącik ust do góry.
— Czujesz potrzebę, względnego dogadania się ze mną wiedząc, że może mieć to wpływ na jego zachowanie. Tymczasem ja nie muszę się z tobą dogadać wcale i nijak nie będzie miał mi tego za złe, wiedząc, że nawet nie próbuję dogadywać się z ludźmi, gdy nie jest to absolutnie konieczne. Jesteś na strasznie chujowej pozycji, co? — pokręcił głową ze śladowym rozbawieniem, przesuwając powoli językiem po zębach, nim zwrócił głowę w bok, wracając do zwykłej mimiki.
— Nie zamierzam się mieszać w waszą relację. W żaden sposób. Nie obchodzi mnie czy się dogadacie, czy nie. To wasza sprawa. Więc skoro już przyszedłeś na imprezę, to lepiej z niej skorzystaj, zamiast katować się w środku na każdym kroku czy wszystko robisz w odpowiedni sposób.
Upił kilka łyków piwa, postukując powoli butem w ziemię. Wyglądało na to, że jego rudowłosy gówniarz wziął sobie do serca poradę o zajmowaniu się gośćmi i przepadł na dobre. Jeśli jednak w pełni świadomie zamierzał jego kosztem zasłaniać się przed rozmową z bratem, był gotów sam go tu ściągnąć za fraki. Na ten moment nie podjął jeszcze decyzji.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach