▲▼
— Skoro tak twierdzisz — rozłożył ręce na boki, tylko w taki sposób odwołując się do jego słów. Jakby nie patrzeć, rudowłosy nie widział zagrożenia absolutnie w nikim. Był pewien swoich zdolności picia bardziej niż znajomości imienia własnej matki. Co nie znaczyło, że nie zamierzał przyjmować zakładów. W końcu nie było niczego lepszego od robienia "a nie mówiłem?" czy rzucania typowego dla siebie triumfalnego uśmiechu.
"Nie chcesz ze mną pograć?"
— Niby bym mógł, ale no... skoro już do mnie przyszedłeś to wolę z tobą spędzać czas w jednym pokoju, co nie. Pogramy jutro — wyciągnął rękę i szturchnął go w ramię, zaraz klaszcząc krótko w dłonie.
— Dobra to skoro tak, to wezmę nam coś do jedzenia... chipsy, ciasta i sok pomarańczowy to absolutna konieczność. I Pepsi. Nie ma dobrych historii, bez dobrego żarcia. Idź, odpal kompa, a ja wszystko zgarnę — powiedział, popychając go w stronę swojego pokoju, wciskając mu jeszcze w ręce jego kawę.
— Blablabla, zrób mi przysługę i siedź cicho. Może i umiesz się ubierać, ale to ja tu robię dziś za twojego profesjonalnego stylistę i nie dam się wykopać z mojej pozycji. Nie będę zarabiał najniższej krajowej, perfidny gnojku — wypowiedział tonem oburzonych ludzi ze Scooby'ego Doo ("i wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie te wścibskie dzieciaki!") zaraz rozrysowując sobie wszystko w głowie.
— No to faktycznie całkiem blisko. I jeżeli jesteś w stanie grać, oglądać i rozmawiać ze mną jednocześnie to możemy puścić to na drugim monitorze. Ale nie odpuszczę ci historii z pracy, filmy możemy obejrzeć zawsze, a koniecznie musisz posłuchać tego, co ostatnio odjebała Rebecca i ten śmieć Shawn. O, Axel dzwoni. Dobra to idę po wszystko, ty się rozgość, a ja... halo? No już, gadałem z Shanem. Co? Nie mówiłeś mi, że jedziemy do ciebie, to wysłałem ci wszystko, co przyszło mi do głowy. No to tego nie kupuj, jezu. Nie o to mi chodzi, jasne, że chcę — wyburczał i zniknął na chwilę w łazience, cały czas z nim rozmawiając, nim przeszedł do kuchni, zgarniając wszystko z szafek.
Gdyby Shane postanowił go słuchać, usłyszałby po prostu dalszą prostą rozmowę o jedzeniu, jak i wyraźne wykorzystanie sytuacji do dwukrotnego podkreślenia, jakim Shawn był chujem, "powinni go wypierdolić z tej pracy już dawno temu" i rzecz jasna bardzo, ale to bardzo przekonującego "wcale nie jestem zazdrosny!". Dopiero po zakończeniu rozmowy faktycznie zebrał wszystko, co miał wziąć i wbił do swojego pokoju, rozstawiając rzeczy w kącie stolika.
Zabrał swoją kawę, kiwając głową. Został wygoniony - to został. Pora było znaleźć dla siebie zajęcie. Jak przystało na grzecznego gościa, nie zaprotestował, ale nie mógł się powstrzymać od przewrócenia oczami.
Względem stroju też nie.
- Tak, tak, zostawię to tobie - machnął rękami, momentalnie poddając się woli Słowika. Zaśmiał się cicho, wiedząc jednak, że nie było co próbować zmieniać jego zdania. Samemu mu było to obojętne - pomijając niewielkie zaintrygowanie faktem odnoszącym się tego, co właściwie mógł mu wybrać - dlatego też nie widział przy tym przeciwwskazań.
- Hm... - czy rzeczywiście mógł mieć aż taką podzielność uwagi? Przyłożył dłoń do policzka, zastanawiając się nad tym. - Może rzeczywiście obejrzyjmy ten film innym razem. Możemy sobie porobić nawet maraton - zasugerował lekko. - Tylko musiałbyś zarezerwować sobie jakis dzień wolnego.
Skinął głową, widząc, że zaczął rozmawiać przez telefon. Samemu udał się do wspomnianego pokoju i uruchomił komputer Słowika. Był przyzwyczajony już do jego sprzętu, więc momentalnie po uruchomieniu przeszedł do sprawdzania swoich gier, z pamięci wyliczając, co jeszcze musi sprawdzić. Część rozmowy mężczyzny przez komórkę wyłapał, ale stracił bardzo szybko tym zainteresowanie.
Chociaż nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy złapał się na myśli odnoszącej się do tego, w jaki sposób rozbawiała go ta - w połowie słyszalna - wymiana zdań.
- No dajesz. Co się tam dzieje u ciebie w pracy? - spytał, obracając się w połowie do rudowłosego. Na ekranie monitora był widoczny otwarty świat Genshina wraz z kontem Shane'a. - Bo z tego co zacząłeś, brzmi jakbyś dobrze bawił się ze współpracownikami.
Względem stroju też nie.
- Tak, tak, zostawię to tobie - machnął rękami, momentalnie poddając się woli Słowika. Zaśmiał się cicho, wiedząc jednak, że nie było co próbować zmieniać jego zdania. Samemu mu było to obojętne - pomijając niewielkie zaintrygowanie faktem odnoszącym się tego, co właściwie mógł mu wybrać - dlatego też nie widział przy tym przeciwwskazań.
- Hm... - czy rzeczywiście mógł mieć aż taką podzielność uwagi? Przyłożył dłoń do policzka, zastanawiając się nad tym. - Może rzeczywiście obejrzyjmy ten film innym razem. Możemy sobie porobić nawet maraton - zasugerował lekko. - Tylko musiałbyś zarezerwować sobie jakis dzień wolnego.
Skinął głową, widząc, że zaczął rozmawiać przez telefon. Samemu udał się do wspomnianego pokoju i uruchomił komputer Słowika. Był przyzwyczajony już do jego sprzętu, więc momentalnie po uruchomieniu przeszedł do sprawdzania swoich gier, z pamięci wyliczając, co jeszcze musi sprawdzić. Część rozmowy mężczyzny przez komórkę wyłapał, ale stracił bardzo szybko tym zainteresowanie.
Chociaż nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy złapał się na myśli odnoszącej się do tego, w jaki sposób rozbawiała go ta - w połowie słyszalna - wymiana zdań.
- No dajesz. Co się tam dzieje u ciebie w pracy? - spytał, obracając się w połowie do rudowłosego. Na ekranie monitora był widoczny otwarty świat Genshina wraz z kontem Shane'a. - Bo z tego co zacząłeś, brzmi jakbyś dobrze bawił się ze współpracownikami.
Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. Bardzo dobrze, tak właśnie miało to wszystko wyglądać. On jest stylistą, a Shane jego seksownym modelem. Zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. No spójrzcie tylko na te nogi. Serio jak po jego stylizacji, koleś nie padnie przed nim na kolana, to ewidentnie jest ślepy.
— Maraton... tak jasne... dla ciebie wszystko, Shane... — powiedział powoli wyraźnie zbolałym głosem. Nic dziwnego, skoro doskonale wiedział, co go czeka. Wybrane przez niego dzieła zawsze były specjalne.
— I spoko, teraz mam dużo więcej wolnego niż wcześniej, po prostu zaznaczę sobie któryś dzień w grafiku. Chociaż jeśli to możliwe to wolałbym nie brać wolnego na weekend. Mamy wtedy największy utarg.
Niezbyt chciał zostawiać ich samym sobie. Pomijając fakt, że sam najwięcej wtedy zarabiał. No i że ten skurwysyn jak nic próbowałby wykorzystać jego nieobecność, by zaczepiać Axela. Nawet jeśli rudy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że blondyn miał Shawna w dupie, to i tak nie mógł powstrzymać narastającej nienawiści na samą myśl o podobnym wydarzeniu.
Zgarnął sobie paczkę chipsów i rzucił się na swoje łóżko, wgapiając mu w ekran.
— No to słuchaj tego. Rebecca zrobiła sobie ostatnio w końcu cycki, co nie? No i poszła do jakiegoś klubu w dystrykcie A, bo stwierdziła, że wyrwie sobie bogatego typa dla darmowej kolacji. No i wszystko poszło całkiem gładko, skoczyła na imprezę, zakręciła się wokół jakiegoś faceta z Rolexem na nadgarstku no to musiał być na poziomie. I wiesz, kręci przed nim dupą, tu się otrze, tam coś tam, trzy minuty i już obciągała mu w łazience. Facet się podjarał, rzuciła mu jakimś bekowym tekstem typu "najpierw kolacja, potem seks". No to myślała, że zabierze ją do jakiejś drogiej restauracji. A ten koleś... — wybuchnął śmiechem już w trakcie rozmowy, wyraźnie się dusząc — zabrał ją... zabrał ją do KFC. Jakbyś widział jej minę, jak to opowiadała. No i się okazało, że skroił jakiegoś faceta na Rolexa. Garniak pewnie też zajebał. Najebała go jeszcze bardziej, podpierdoliła mu kartę i kupiła sobie jakieś dwa dojebane driny to okazało się, że do drugiego musiała jeszcze dopłacać, bo nie miał na koncie nawet stu dolców!
Zawył jeszcze głośniej, tarzając się po materacu na boki.
Popatrzył na niego podejrzliwie, po czym wypuścił powietrze z płuc.
- Tak, tak - No tak. - EWENTUALNIE możemy pooglądać jakieś stare bajki. Pokażesz mi te bajki z dzieciństwa, które ominąłem i w ogóle... - przewrócił oczami, mówiąc dramatycznie, jakby się miał poświęcić ze swoim nietypowym gustem do filmów. Specjalnie dla jego najlepszego przyjaciela.
- Spoko, spoko. Możemy w poniedziałek chociażby - zasugerował lekko. - Albo inny dzień. Wzięcie wolnego u mnie to nie jest większy problem, więc mogę śmiało dostosować się pod ciebie i twój grafik.
Nie było mu w głowie, by narzucić własną wolę odnośnie czegoś takiego jak dnia wolnego dla zwykłego oglądania filmów. Respektował jego możliwości. Dzieło do obejrzenia też nie miałoby nagle uciec, by musieli narzucać sobie jakieś odgórne wymagania.
Bez większego problemu zaliczał poszczególne zadania w grze. Był przyzwyczajony do rutyny, jaką niosła za sobą gra. Chociaż opowiedziana historia oderwała go wystarczająco skutecznie od ekranu.
- Randka KFC. Umarłem. Tylko nie wiem czy ze śmiechu, czy w środku - zaśmiał się. - Nie ma to jak romantyczne wyjście w świat kurczaków - nie miał pojęcia, na ile trzeba było być zdesperowany, by zdecydować się pociągnąć tam kogoś. - Chociaż patrząc na ceny tam... - zachichotał cicho. - Może machnęło mu się o jedno zero - potrząsnął głową, po czym dorwał się jego paczki chipsów.
- Mój łup! - rzucił momentalnie. - No dobra, a co z tym Shawnem? Nadal zachowuje się jak gnojek? - spytał się, zastanawiając się, czy również miał jakieś historie o nim z ostatniego czasu.
- Tak, tak - No tak. - EWENTUALNIE możemy pooglądać jakieś stare bajki. Pokażesz mi te bajki z dzieciństwa, które ominąłem i w ogóle... - przewrócił oczami, mówiąc dramatycznie, jakby się miał poświęcić ze swoim nietypowym gustem do filmów. Specjalnie dla jego najlepszego przyjaciela.
- Spoko, spoko. Możemy w poniedziałek chociażby - zasugerował lekko. - Albo inny dzień. Wzięcie wolnego u mnie to nie jest większy problem, więc mogę śmiało dostosować się pod ciebie i twój grafik.
Nie było mu w głowie, by narzucić własną wolę odnośnie czegoś takiego jak dnia wolnego dla zwykłego oglądania filmów. Respektował jego możliwości. Dzieło do obejrzenia też nie miałoby nagle uciec, by musieli narzucać sobie jakieś odgórne wymagania.
Bez większego problemu zaliczał poszczególne zadania w grze. Był przyzwyczajony do rutyny, jaką niosła za sobą gra. Chociaż opowiedziana historia oderwała go wystarczająco skutecznie od ekranu.
- Randka KFC. Umarłem. Tylko nie wiem czy ze śmiechu, czy w środku - zaśmiał się. - Nie ma to jak romantyczne wyjście w świat kurczaków - nie miał pojęcia, na ile trzeba było być zdesperowany, by zdecydować się pociągnąć tam kogoś. - Chociaż patrząc na ceny tam... - zachichotał cicho. - Może machnęło mu się o jedno zero - potrząsnął głową, po czym dorwał się jego paczki chipsów.
- Mój łup! - rzucił momentalnie. - No dobra, a co z tym Shawnem? Nadal zachowuje się jak gnojek? - spytał się, zastanawiając się, czy również miał jakieś historie o nim z ostatniego czasu.
Parsknął śmiechem, widząc jego zmianę w zachowaniu.
— No nie wiem, czy na to zasłużyłeś. Nadal nie rozumiem, jak można było przegapić tyle klasyków. Chociaż dobra, Mulan ci nie odpuszczę. Mężczyzn z was wkrótce sam zrobię znów, po prostu TRZEBA usłyszeć. No i Shang jest hot jak cholera — pokiwał głową z pełnym przekonaniem, wspominając swojego bajkowego ulubieńca. Zastanowił się przez chwilę, analizując swój grafik.
— Może wtorek? Myślę, że w poniedziałek mogę zdychać. No i zostaję w niedzielę u Axela, więc nie wiem, jak będzie z moimi zdolnościami motorycznymi. Ostatnim razem miałem problem z chodzeniem przez pół dnia i wszędzie kazałem mu się nosić. W sensie no, to jego wina, co nie — rozłożył ręce na boki z bezwiedną miną. Biedny Shane. Słowik zdecydowanie nigdy nawet nie próbował kryć się ze swoim życiem seksualnym, nawet w najmniejszym stopniu.
— Ale spoko nie musisz brać wolnego, popracuj sobie na luzie do szesnastej, ja i tak rzadko kiedy podnoszę się w dzień wolny przed czternastą. Wbijesz na obiad, a ja wykopię Axela do siebie. Bajki zdecydowanie nie są jego klimatem, więc nie będę go katował. Chociaż pewnie i tak będzie miał zmianę w restauracji… najwyżej zrobimy tak, że wstanę, podjadę do niego po obiad i wrócę do domu, to się spotkamy już u mnie po szesnastej, hm? Zostaniesz po prostu na noc — pstryknął palcami, wyraźnie dumny ze swojego planu. Wstał w międzyczasie i podszedł do szafy, wsadzając w nią łeb, by zacząć przerzucać rzeczy na boki, wyraźnie się zastanawiając.
— Ej dobra, wolisz koszulę czy jakiś sweter. Bo mam w głowie dwa outfity. I nie, bluza odpada — przestrzegł go z góry, zaraz śmiejąc się, gdy Shane zaatakował chipsy. Nawet nie próbował z nim o nie walczyć, doskonale wiedział, że i tak nie miał najmniejszych szans.
— Weź w ogóle, przysięgam, że w końcu mu wyjebię. Cały czas klei się do Axela, a raczej próbuje. I tak strasznie wchodzi mu w dupę, że rzygać się chce. Och Axel, fantastyczny występ Axel, oczu nie można oderwać, gdybyś się nudził, wiesz gdzie mnie znaleźć Axel — zaczął naśladować jego ton, krzywiąc się z wyraźnym obrzydzeniem. To chyba oczywiste, że nie podobało mu się, jak bezczelnie raz po raz zarywał do blondyna.
— A ja za każdym razem każę mu spierdalać albo go zlewam, ale niektórzy i tak są zbyt zazdrośni, by jakkolwiek ich to obchodziło — Axel przewrócił oczami, wchodząc do pokoju — cześć Shane.
— Axel! Nie słyszałem, jak wchodzisz — momentalnie rzucił wszystko, co robił i podbiegł do niego, obejmując go w pasie. Zaraz opuścił wzrok na dół, patrząc na kręcącego się przy jego nogach Ralpha.
— Możesz zabrać swojego kota? Prawie się o niego potknąłem dwa razy, niosąc zakupy. Zostawiłem je w kuchni, więc idź i je wypakuj.
— Nie mogę, mam bojową misję ubrania Shane’a na randkę.
— To ja zacznę, a ty skończysz. Sio — wypchnął rudego z pokoju, który złapał tylko po drodze kota i zaraz obrócił się w stronę ciemnowłosego — jak bardzo w skali od 1 do 10 truje ci dupę tą randką?
— Hej, nie truję mu dupy! I nie pozwól mu założyć bluzy! — krzyk z kuchni momentalnie sprawił, że przewrócił oczami.
— Dobra to, co ustalił, że zakładasz? — zapytał, podchodząc do szafy. No proszę, teraz zamiast jednego stylisty miał dwóch.
- Pamiętaj. Zawsze masz jeszcze do wyboru filmy - przypomniał mu drugą z możliwości. - I czepiasz się. Jakbyś sam nie wiedział, dlaczego skończyłem z taką małą bazą bajek na koncie życiowym - przewrócił oczami, by zaraz potem rozłożyć bezradnie ramiona. Nie bardzo miał co więcej dodawać od siebie. Jego przeszłość i różne wydarzenia skutecznie wybijały mu, by wolny czas poświęcać na nadrabianie dziecięcych spraw.
Westchnienie stanowiło jedyne podsumowanie słów nawiązujących bezpośrednio do życia seksualnego jego najlepszego przyjaciela. Nie pierwszy - i na pewno nie ostatni - raz mógł to słyszeć i jego reakcja najczęściej wyrażała to samo. Załamanie bezpośredniością.
- Może być - odparł za to na temat planów.
I momentalnie się skrzywił, słysząc kwestie odnoszące się stroju.
- Koszula - otworzył paczkę chipsów i zaczął momentalnie zjadać pierwszego z nich. - I co ty masz do bluz. Wyczuwam tutaj dyskryminację ubrań - ciemnowłosy musiał przyznać sobie, że nie mógł odgadnąć, co chodziło po głowie jego rozmówcy i co zasadniczo planował.
Pokiwał głową, zgadzając się bezsłownie ze zdaniem kumpla odnośnie zachowania wspominanego Shawna. Współdzielenie się wydarzeniami z pracy zostało jednak przerwane w momencie pojawienia się nowej osoby.
- Cześć - przywitał się. Lekko uśmiechnął się na widok sceny, jaka rozegrała się przed nim. Zaraz potem przesunął wzrok na kota, upewniwszy się, że sweter znajdował się na tym samym miejscu, co wcześniej. Dopiero wtedy swoje spojrzenie przesunął na blondyna.
- Jedenaście - odparł na pytanie Axela, prawie wchodząc Słowikowi w słowo. - Czy powtarzanie, że to nie jest randka coś da? - dorzucił zaraz potem.
Był pewny, że nie, ale uznał, że i tak zapyta.
- Um... Nie wiem w sumie. Mówił o swetrze i koszuli - przyznał, odkładając na bok otworzoną paczkę. Skrzyżował nogi na łóżku. - Ale nie rozwinął aż tak swojej myśli.
Nie miał co więcej dodawać, czując, że musiał i tak poczekać na to, co wymyśli dla niego ta dwójka.
Westchnienie stanowiło jedyne podsumowanie słów nawiązujących bezpośrednio do życia seksualnego jego najlepszego przyjaciela. Nie pierwszy - i na pewno nie ostatni - raz mógł to słyszeć i jego reakcja najczęściej wyrażała to samo. Załamanie bezpośredniością.
- Może być - odparł za to na temat planów.
I momentalnie się skrzywił, słysząc kwestie odnoszące się stroju.
- Koszula - otworzył paczkę chipsów i zaczął momentalnie zjadać pierwszego z nich. - I co ty masz do bluz. Wyczuwam tutaj dyskryminację ubrań - ciemnowłosy musiał przyznać sobie, że nie mógł odgadnąć, co chodziło po głowie jego rozmówcy i co zasadniczo planował.
Pokiwał głową, zgadzając się bezsłownie ze zdaniem kumpla odnośnie zachowania wspominanego Shawna. Współdzielenie się wydarzeniami z pracy zostało jednak przerwane w momencie pojawienia się nowej osoby.
- Cześć - przywitał się. Lekko uśmiechnął się na widok sceny, jaka rozegrała się przed nim. Zaraz potem przesunął wzrok na kota, upewniwszy się, że sweter znajdował się na tym samym miejscu, co wcześniej. Dopiero wtedy swoje spojrzenie przesunął na blondyna.
- Jedenaście - odparł na pytanie Axela, prawie wchodząc Słowikowi w słowo. - Czy powtarzanie, że to nie jest randka coś da? - dorzucił zaraz potem.
Był pewny, że nie, ale uznał, że i tak zapyta.
- Um... Nie wiem w sumie. Mówił o swetrze i koszuli - przyznał, odkładając na bok otworzoną paczkę. Skrzyżował nogi na łóżku. - Ale nie rozwinął aż tak swojej myśli.
Nie miał co więcej dodawać, czując, że musiał i tak poczekać na to, co wymyśli dla niego ta dwójka.
Uniósł ręce do góry w wyraźnie obronnym geście.
— No dobra, dobra. Sorry. W takim razie obwiniam twoich rodziców — poprawił się, przybierając tę samą pseudo groźną minę, co zawsze, gdy chciał nadać nieco mocy swojej opinii.
— Ale spoko, jestem pewien, że z czasem staniesz się bajkowym specjalistom i jeszcze niejednej osobie wetrzesz to w twarz. Tylko nie mnie. Mnie nie pobijesz, ja jestem zbyt zajebisty i obeznany — wcale nie był, ale opinię trzeba było sobie zrobić, co nie? Jakby nie patrzeć, obecnie Słowik rzadko kiedy sięgał po jakieś najnowsze bajki, więc nie był aż tak wtajemniczony. Czego jednak Shane nie wiedział [...]
— Nic nie mam do bluz, ale byłoby ci głupio jakbyś przyszedł wyglądając jak na gamerską nockę, a koleś pojawi się odstawiony, nie? A tak to masz zabezpieczenie, że jeśli przyjdzie w bluzie, to jemu zrobi się głupio. Zresztą, nie będę cię przecież ubierał w outfit biurowy. W bluzę możesz się ubrać, jak będziesz szedł do kogoś do domu. Łatwiej się je ściąga niż koszule. Chociaż nie będę kłamał, jest coś seksownego w rozpinaniu komuś koszuli — położył palec na swoich ustach, pogrążając się przez chwilę w myślach. Biorąc pod uwagę, kto wypowiadał podobne słowa, nie trzeba było nawet się starać, by wiedzieć, co właśnie sobie wyobrażał. Nim został brutalnie wywalony do kuchni.
"Czy powtarzanie, że to nie jest randka, coś da?"
— Nie. Osobiście mam gdzieś, gdzie i z kim idziesz, ale on i tak zdążył się już nakręcić. Po prostu go zignoruj, wiesz, że czasem stara się na wyrost — beznamiętny głos Axela poprzedził wyciągnięcie z szafy białej koszuli i jasnobrązowego swetra, wpadającego nieco w kremowy.
— Ooo, dobry pomysł! Będzie mu pasował do włosów! — Słowik pojawił się znikąd, podrywając ubrania do góry, by od razu przyłożyć sweter do Shane'a. Przełożył jego włosy do tyłu, mierząc go uważnym spojrzeniem — pewnie nie dasz sobie zrobić złoto-czerwonego make-upu, który podkreśli ci oczy, co?
— Daj mu spokój.
— Tak tylko pytam...
Przesunął wzrokiem na bok.
- Niech będzie - zaakceptował przedstawiony mu fakt. Musiałby zapomnieć całkowicie zachowanie Słowika, by uznać, że zdołałby wybić mu z głowy kwestie nazywania spotkania randką. Zwłaszcza takiego zaplanowanego losowo. Dlatego też nie do końca rozumiał kwestię odrzucenia bluzy jako wyboru. Jedynie ich wcześniejsza rozmowa odnosząca się do obserwowania zachowania Jonathana sprawiła, że nie wykłócał się o to dalej.
No i w dodatku nie ośmieliłby się swojemu styliście wchodzić w paradę.
- Make-up? - powtórzył za nim głucho, nie ukrywając zdezorientowania, jakie go ogarnęło na ten moment. Przesunął wzrokiem na blondyna, a potem na przyjaciela, próbując przetłumaczyć sobie sens takiego działania.
Tylko, że widział w tym to tyle, co w samym specjalnym wybieraniu stroju.
- Skoro i tak upierasz się przy swoim... - zaczął. - ... niech będzie. Trochę dziwny pomysł dla mnie, ale miałem ci nie odbierać pracy... - no i jednak nie chciał, by jego podejście stało się tematem do wywołania negatywnych odczuć u mężczyzny. Do tego było mu to całkowicie obojętne, jak potoczy się wybór jego przygotowania na wieczorne spotkanie.
- Chociaż nie sprawi to, że może nabrać nietypowego zdania o mnie? - ciężko było powiedzieć. Miało być to zwykłe spotkanie, więc tym bardziej nie wiedział, jakby Jonathan zareagował na taką prezentację z jego strony.
- Niech będzie - zaakceptował przedstawiony mu fakt. Musiałby zapomnieć całkowicie zachowanie Słowika, by uznać, że zdołałby wybić mu z głowy kwestie nazywania spotkania randką. Zwłaszcza takiego zaplanowanego losowo. Dlatego też nie do końca rozumiał kwestię odrzucenia bluzy jako wyboru. Jedynie ich wcześniejsza rozmowa odnosząca się do obserwowania zachowania Jonathana sprawiła, że nie wykłócał się o to dalej.
No i w dodatku nie ośmieliłby się swojemu styliście wchodzić w paradę.
- Make-up? - powtórzył za nim głucho, nie ukrywając zdezorientowania, jakie go ogarnęło na ten moment. Przesunął wzrokiem na blondyna, a potem na przyjaciela, próbując przetłumaczyć sobie sens takiego działania.
Tylko, że widział w tym to tyle, co w samym specjalnym wybieraniu stroju.
- Skoro i tak upierasz się przy swoim... - zaczął. - ... niech będzie. Trochę dziwny pomysł dla mnie, ale miałem ci nie odbierać pracy... - no i jednak nie chciał, by jego podejście stało się tematem do wywołania negatywnych odczuć u mężczyzny. Do tego było mu to całkowicie obojętne, jak potoczy się wybór jego przygotowania na wieczorne spotkanie.
- Chociaż nie sprawi to, że może nabrać nietypowego zdania o mnie? - ciężko było powiedzieć. Miało być to zwykłe spotkanie, więc tym bardziej nie wiedział, jakby Jonathan zareagował na taką prezentację z jego strony.
Tak sobie tylko rzucił. Był przekonany, że Shane z miejsca zacznie się zapierać rękami i nogami. Nic dziwnego, że gdy ten powtórzył bezwiednie jego słowa, zamachał tylko lekko dłonią, jakby chciał mu powiedzieć, by to zignorował.
Axel przyglądał się rudowłosemu w milczeniu, nie wyglądał jednak na szczególnie zdegustowanego jego pomysłem. Nic dziwnego, skoro w klubie niejednokrotnie musieli nosić całą masę przeróżnych rzeczy, a makijaż należał do normalniejszych z nich.
Słowik wpatrywał się zaskoczony w Shane'a, zaraz rozpromieniając z wyraźną ekscytacją.
— Serio? ZAJEBIŚCIE.
— Czerwień i złoto?
— No, myślę, że pociągnę czerwienią przy zewnętrznym kąciku od dołu i na górze. Nie jakoś mocno. A złoto... myślałem o powiece.
— Idzie na miasto, nie do klubu. Lepiej będzie wyglądać w wewnętrznym kąciku oka. Podkreśli mu tęczówki, ale nie będzie się aż tak rzucać w oczy.
— Racja. Dobra, to idę po paletkę — wypadł z pokoju, zostawiając ich samych po raz kolejny, z tego wszystkiego kompletnie ignorując ostatnie pytanie. Blondyn oparł się tyłem o biurko i założył luźno ręce na klatce piersiowej.
— Cokolwiek. Trzymając się z tobą, jest skazany na tego debila, więc myślę że jeśli nie poradzi sobie z odrobiną make-upu, to z góry możesz mu kazać spierdalać.
— Od razu spierdalać. Zawsze możemy go wychować! No, chyba że będzie się jakoś negatywnie wypowiadał, to wiesz, plaskacz w pysk i wracaj do nas na imprezę. Chociaż skoro jest gejem, to nie może być zły, co nie.
— Skąd wiesz, że jest gejem?
— Bo leci na Shane'a.
— A ja lecę na ciebie, a jakoś nie byłem gejem. I nadal nie sądzę, żebym nim był. Inni faceci mnie nie interesują.
— Aww, słyszałeś, powiedział, że jestem specjalny — Słowik kompletnie zignorował oryginalne przesłanie, tak jak fakt, że blondyn przewrócił oczami i pokręcił na boki głową. Rudy walczył przez chwilę z paletką, nim otworzył ją i podszedł do przyjaciela.
— Dobra, zamykaj oczy. Przysięgam, że będzie subtelnie, tylko co nieco podkreślę, nie pomaluję cię jak drag queen.
Był całkowicie biernym słuchaczem tej wymiany zdań. Jego baza wiedzy odnosząca się do tego typu upiększeń nie była wybitnie wysoka. Sam na Halloween miał robiony makijaż, ale to nie było coś, do czego przykładał rękę. Dlatego też jego wzrok skakał od jednej, do drugiej osoby. Przynajmniej do momentu, aż do niego nie zostały wypowiedziane słowa. Wzruszył ramionami.
- Podsumowując, czeka mnie obserwowanie jego reakcji, tak? - stwierdził. - I na tej podstawie dopiero wysunąć opinię.
Co jednak skłaniało się do tego, że przyznawał im rację. Przez myśl mu nie przeszło, by czas temu poznaną osobę postawił wyżej niż swojego najlepszego przyjaciela. Dlatego też brak akceptacji danego stanu mógł stanowić bez większego problemu spory minus. Jego usta wygięły się lekko do góry. Chciał, by jednak praca Słowika została doceniona, nawet jeśli sam miał do tego niezbyt angażujące podejście.
Chociaż nietypowo się czuł na myśl o takim upiększeniu na zwykłe spotkanie.
Przewrócił na kwestie orientacji seksualnej, po czym pokazał kciuka w stronę rudowłosego.
- Dobrze dla ciebie - dla niego brzmiało to jak zapewnienie, że żaden Shawn nie miał z nim szans. Nawet jeśli typ był wystarczająco wkurwiający swoim postępowaniem.
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc i wyprostował się momentalnie.
- Nie powinienem najpierw się przebrać...? - zawahał się, słysząc nakaz. - I dobra. Rób co chcesz, tylko bym nie przypominał clowna potem. Wolę cyrk od strony widowni - zamknął posłusznie oczy, oddając mu się tym samym w akcję.
- Podsumowując, czeka mnie obserwowanie jego reakcji, tak? - stwierdził. - I na tej podstawie dopiero wysunąć opinię.
Co jednak skłaniało się do tego, że przyznawał im rację. Przez myśl mu nie przeszło, by czas temu poznaną osobę postawił wyżej niż swojego najlepszego przyjaciela. Dlatego też brak akceptacji danego stanu mógł stanowić bez większego problemu spory minus. Jego usta wygięły się lekko do góry. Chciał, by jednak praca Słowika została doceniona, nawet jeśli sam miał do tego niezbyt angażujące podejście.
Chociaż nietypowo się czuł na myśl o takim upiększeniu na zwykłe spotkanie.
Przewrócił na kwestie orientacji seksualnej, po czym pokazał kciuka w stronę rudowłosego.
- Dobrze dla ciebie - dla niego brzmiało to jak zapewnienie, że żaden Shawn nie miał z nim szans. Nawet jeśli typ był wystarczająco wkurwiający swoim postępowaniem.
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc i wyprostował się momentalnie.
- Nie powinienem najpierw się przebrać...? - zawahał się, słysząc nakaz. - I dobra. Rób co chcesz, tylko bym nie przypominał clowna potem. Wolę cyrk od strony widowni - zamknął posłusznie oczy, oddając mu się tym samym w akcję.
"Podsumowując, czeka mnie obserwowanie jego reakcji, tak?"
— Przede wszystkim używaj własnego mózgu, a nie tego przychlasta — Axel zmierzył Słowika wzrokiem, ściągając przy tym brwi. Chłopak momentalnie uniósł dłonie w obronnym geście.
— Tylko daję mu porady, okej? Chociaż Axel ma rację, sam musisz decydować, co chcesz zrobić. My ci tylko dajemy porady, jak będziesz się sztywno trzymał schematów i robił "on zrobił to, co Słowik mówił, że jest dobre" czy "zrobił to, co powiedzieli, że jest złe" to sam sobie ustawisz pod nas relację. A to tobie ma być w niej wygodnie. Spójrz na takiego Axela. Myślisz, że jakkolwiek by się przejął, jakbym nie był zachwycony kimś w jego otoczeniu?
— Czemu używasz mnie jako przykładu?
— Bo oboje dobrze wiemy, że masz wyjebane i w życiu nie zmieniłbyś się pod kogoś, tylko dlatego, że nie podoba się to jego przyjaciołom, ani nie wymagałbyś tego ode mnie.
— Chuj mnie obchodzą twoi przyjaciele, to z tobą muszę się użerać na koniec dnia. A jakbym chciał spędzać czas z kimś kogo mogę wytresować pod siebie i znajomych to kupiłbym sobie psa.
— Widzisz? Właśnie o tym mówię, dlatego jesteś idealnym przykładem. No nie patrz tak na mnie! — schował się częściowo za Shanem, mimo że cały czas miał na twarzy głupi uśmiech, który wyraźnie pokazywał, że całkiem dobrze się bawił. Przeniósł wzrok na swojego przyjaciela i pokręcił głową.
— Przebierzemy cię na koniec, żeby nie ujebać ci ubrań cieniem do powiek. Tak na wszelki wypadek. Czasem się sypie. Ogarnę ci potem po prostu włosy. A raczej po prostu je uczeszę — przesunął się bardziej komfortowo przed niego i zamilkł na chwilę, skupiając się na swoim zadaniu. Gdy robił coś na swojej twarzy, mógł swobodnie rozmawiać, ale w przypadku innych, faktycznie wolał się skupić. Zgodnie z wcześniejszą rozmową podkreślił zewnętrzne kąciki czerwonym cieniem, wewnętrzny lekko zdobiąc złotem.
— Chyba nie ma sensu mocniej nie?
— Jest dobrze.
— Dobra, to do łazienki i się przebieraj — klepnął Shane'a w ramię i przeszedł do Axela, z miejsca się do niego przyklejając i opierając się łbem o jego ramię — w pracy okej?
Wsunął dłonie w tylne kieszenie jego spodni i przysunął go bliżej siebie, skupiając się całkowicie na jego osobie, dając chwilowo spokój Kassirowi, dopóki sam się nie ogarnie.
- Jesteście oboje okropni - odparł na ich słowa, wyraźnie się poddając. - Ale macie rację. Ale nie zmienia to faktu odnoszącego się do naszej rozmowy - wytknął. - To wszystko robi się zbyt skomplikowane - wymamrotał do siebie.
Kassir nie miał pojęcia, dlaczego w niektórych sytuacjach odnoszących się do innych ludzi, nie potrafił sobie poradzić. Znaczy się, był pewny, że jego zachowanie nie było złe, ale rudowłosego reakcje wskazywały na coś całkiem innego. Może nie jestem wystarczająco społeczny?
Chociaż zastanawianie się nad tym nie miało teraz większego sensu. Był czas na zastanawianie i czas na próbę przygotowania się na wieczorne spotkanie. Łaskotanie wywołane przez nakładany makijaż pozwalało mu mniej więcej śledzić proces działania Słowika.
By potem został wygoniony do łazienki.
- Ta, ta - wstał z łóżka i pozbierał ubrania wybrane dla niego. Uśmiechnął się nieznacznie w ich stronę, po czym bez słowa zostawił ich samych sobie, udając się do łazienki.
Wyszedł kilka minut później, przebrany już w dobrany mu set. Ostrożnie dopiął ostatni guzik koszuli, mając przy tym niepewną minę. Ciemnowłosy nie ukrywał, że nie wiedział, co powinien myśleć o tym stroju.
- Dziwi mnie trochę, że twoje ubrania pasują - jednak ich budowa ciała za bardzo różniła się od siebie. - Ale spoko. Jak wyglądam? - sam siebie nie wiedział jak miałby siebie oceniać.
Kassir nie miał pojęcia, dlaczego w niektórych sytuacjach odnoszących się do innych ludzi, nie potrafił sobie poradzić. Znaczy się, był pewny, że jego zachowanie nie było złe, ale rudowłosego reakcje wskazywały na coś całkiem innego. Może nie jestem wystarczająco społeczny?
Chociaż zastanawianie się nad tym nie miało teraz większego sensu. Był czas na zastanawianie i czas na próbę przygotowania się na wieczorne spotkanie. Łaskotanie wywołane przez nakładany makijaż pozwalało mu mniej więcej śledzić proces działania Słowika.
By potem został wygoniony do łazienki.
- Ta, ta - wstał z łóżka i pozbierał ubrania wybrane dla niego. Uśmiechnął się nieznacznie w ich stronę, po czym bez słowa zostawił ich samych sobie, udając się do łazienki.
Wyszedł kilka minut później, przebrany już w dobrany mu set. Ostrożnie dopiął ostatni guzik koszuli, mając przy tym niepewną minę. Ciemnowłosy nie ukrywał, że nie wiedział, co powinien myśleć o tym stroju.
- Dziwi mnie trochę, że twoje ubrania pasują - jednak ich budowa ciała za bardzo różniła się od siebie. - Ale spoko. Jak wyglądam? - sam siebie nie wiedział jak miałby siebie oceniać.
Słowik parsknął cicho na krótką historię z kuchni, nieznacznie odsuwając się w tył. Mimo to nawet na chwilę nie przestawał się lepić do Axela w ten czy inny sposób. Nic dziwnego, skoro ostatnimi czasy dość ciężko znosił niewidzenie go przez cały dzień.
— Mam go podwieźć? — zapytał nagle, zwracając się w stronę łazienki.
— Nie, nie trzeba. Powiedział, że pójdzie na sam. Chyba że chcesz mu zaproponować osobiście, może się zgodzi.
— Nie chce, to nie chce — pstryknął rudego w czoło, obracając się w stronę Shane'a, gdy ten wyszedł z łazienki. Oczy Słowika widocznie rozbłysły, gdy puścił blondyna i podbiegł do Kassira.
— Zajebiście, ale czekaj, ja to ogarnę — wpakował mu ręce pod koszulę, wyciągając ją nieco na zewnątrz od dołu i zaraz to samo zrobił z mankietami rękawów — Axel dał ci moją większą koszulę, w której występuję, jak chcę, żeby coś ledwo zasłaniało mi dupę na scenie.
Rozpiął dwa górne guziki, poprawiając mu kołnierz tak, by wystawał luźno spod swetra.
— Idziesz na spotkanie ze znajomym, a nie biznesowe — poklepał go po klatce piersiowej — dobra czekaj.
Zniknął ponownie w łazience, by zaraz wrócić ze szczotką i zabrać się za czesanie mu włosów. Wziął nawet żel, by ułożyć mu nieco sensowniej grzywkę i spiął je z tyłu w kucyk, nim wychylił się nieco do przodu z pytającą miną.
— W sumie nie spytałem, może wolisz rozpuszczone?
- To wyjaśnia, czemu rozmiar się zgadza - stwierdził tonem głosu mówiącym: "To ma w sumie sens". Minęło za dużo czasu w ich znajomości, by jeszcze go to dziwiło. Musiałby dostać napadu amnezji, by zapomnieć o kwestiach pracy swojego przyjaciela.
Posłusznie stał bezruchu, czekając na jego poprawki odnośnie stroju.
- Guziki od rękawów tez mają być rozpięte? - spytał się, lekko przechylając głowę na bok. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że był zbyt wyszykowany jak na to, że szedł na zwykłe spotkanie.
Włosy, co?
- Nie, wolę spięte. Albo kucyk, albo niski kok - odparł odnośnie uformowania odpowiedniej fryzury. - Tylko nie ciągnij za mocno przy wiązaniu - nie chciał potem czuć się przez całe spotkanie, jakby ktoś próbował mu wyrwać włosy wraz z cebulkami. - I dzięki - dodał zaraz potem. - Za to wszystko.
Nawet jesli to nie jest randka.
- Która jest godzina? - czas tutaj szybko upływał. Może nawet zbyt? Czas jego zebrania się do wyjścia nadchodził nieubłagalnie.
Posłusznie stał bezruchu, czekając na jego poprawki odnośnie stroju.
- Guziki od rękawów tez mają być rozpięte? - spytał się, lekko przechylając głowę na bok. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że był zbyt wyszykowany jak na to, że szedł na zwykłe spotkanie.
Włosy, co?
- Nie, wolę spięte. Albo kucyk, albo niski kok - odparł odnośnie uformowania odpowiedniej fryzury. - Tylko nie ciągnij za mocno przy wiązaniu - nie chciał potem czuć się przez całe spotkanie, jakby ktoś próbował mu wyrwać włosy wraz z cebulkami. - I dzięki - dodał zaraz potem. - Za to wszystko.
Nawet jesli to nie jest randka.
- Która jest godzina? - czas tutaj szybko upływał. Może nawet zbyt? Czas jego zebrania się do wyjścia nadchodził nieubłagalnie.
Pokiwał po prostu głową w odpowiedzi, nie wchodząc głębiej w temat koszuli. Przyglądał się przez chwilę jego mankietom, zaraz podpierając twarz dłonią.
— Hm... zapięte nie? — obrócił się w stronę Axela, wyraźnie szukając u niego potwierdzenia. Blondyn wzruszył ramionami w odpowiedzi.
— Zostaw zapięte, nie będą mu latać.
— No. Jak zaczną cię wkurzać to po prostu je rozepnij, podwiń i zasłoń swetrem. I przestań się tak spinać!
Klepnął go — wcale nie tak lekko — w plecy, ściągając brwi w niezadowoleniu. On go tu szykuje, by ludzie mu padali do nóg, a ten co? Przeczesał ostrożnie jego włosy w kucyku, obniżając odrobinę gumkę, by upewnić się, że nie będzie go ciągnąć.
— No i to jest reakcja, której oczekiwałem. Nie ma za co, od czego ma się przyjaciół — obrócił się na pytanie o godzinę w stronę Axela, który przeglądał coś akurat w telefonie, momentalnie ściągając tym samym na siebie jego uwagę — z kim piszesz?
— Z Sarah. I jest dziewiętnasta dziesięć.
— Co chce? — zapytał od niechcenia, odkładając szczotkę na biurko.
— Żebym wziął za nią zmianę w przyszły czwartek.
— Przecież miałeś mieć wtedy dwa dni wolnego.
Zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego. Axel zmierzył go początkowo jedynie krótkim spojrzeniem w odpowiedzi.
— Przełożę je na poniedziałek. I weźmiemy wolny weekend w Ice and Dice. Może być?
— ... okej. Chcesz się jeszcze czegoś napić przed wyjściem? — odwrócił się w stronę Shane'a z wypisanym na twarzy uśmiechem, zerkając jedynie od czasu do czasu w bok na odpisującego, na telefonie blondyna.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach