▲▼
Jonathan nie miał zbyt wielu okazji do wyrwania się z domu. Konieczność zajmowania się rodzeństwem, jak i dodatkowe obowiązki w postaci pracy, zostawiały w jego życiu tyle przestrzeni co nic.
Leżał leniwie na kanapie z głową zwróconą w stronę ekranu, podczas gdy Rosaline siedziała na jego brzuchu, machając nogami i wcinając pudełko lodów truskawkowych. Co innego mogło lecieć na telewizorze jak nie Psi Patrol? I czy kogokolwiek powinno dziwić, że ucieszył się jak szalony, gdy Ravn zaprosił go na imprezę akurat teraz, w tym momencie, gdy jego ojciec przekroczył próg domu?
Choć Rosaline z początku wyglądała na podłamaną z utracenia nie tylko siedziska, ale i kompana do oglądania swojej ulubionej bajki, szybko się pozbierała, gdy zaoferował jej ubranie go.
I tak oto Jonathan skończył przebrany za Golden Retrievera. Przyklapnięte uszy i puchaty złoty ogon przyczepiony do tyłu jego spodni, raz po raz podrygiwały przy każdym jego kroku. Do tego założył różowe trampki, czarne spodnie i bladoróżową bluzę. Nie trzeba było się domyślać, kto wybierał mu podobny outfit na zakupach.
Wychodząc z domu miał jeszcze na głowie plastikową koronę z różowymi diamencikami. Jak to stwierdziła Rosaline był "Złotym Pieskowym Księciem". Zabroniła mu jednak biegać za innymi księżniczkami, bo przecież tylko ona była prawdziwą księżniczką. Chłopak ściągnął jednak koronę po wejściu do autobusu i wpakował ją do bluzy, zapominając o jej istnieniu.
Wchodząc do mieszkania, zaskoczony przez szkieleta, wpierdolił się na ścianę w panice, wpatrując z przerażeniem w ozdobę.
— Boże przenajświętszy, mam za słabe serce na takie atrakcje — położył dłoń na klatce piersiowej, wypuszczając głośno powietrze, nim ponownie odzyskał dobry humor i podbiegł wesoło do Ravna, którego znalezienie w tłumie nie było wcale takie trudne.
— Hej Kruku! I... omójbożekoteczek — kucnął, kompletnie tracąc zainteresowanie wszystkimi wokół, by momentalnie podwyższyć głos, wyciągając do zwierzęcia rękę, by mogło ją obwąchać — kto jest taki śliczny i ma takie błyszczące futerko? Przyszłaś się pobawić na Halloween? Ale ty masz piękne oczy i ten słodki nosek, ojojoj.
No i przepadł.
Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć Słowikowi, jednak nim zdołał wydać jakikolwiek dźwięk, został uprzedzony przez nieznajomego sprawiającego wrażenia, jakby wyrósł spod ziemi. Gdyby wcześniej zdecydował się na picie, które proponował mu brat, teraz przynajmniej miałby się czym zająć przez chwilę. No i może przydałaby się mała paczka popcornu podczas patrzenia na bliźniaka rozmawiającego z…
— Ivo, Axel. Axel, Ivo.
… Axelem. Czyli to o nim Słowik musiał wspominać.
— Miło poznać — odparł, odruchowo mierząc Axela wzrokiem.
Parsknął cicho, kiwając przecząco głową.
— Niezbyt. To on dostał większość cech, które sprawiają, że jest się czarującym i uroczym. A przynajmniej tak kiedyś mówiono — odpowiedział.
No może teraz mało kto byłby skłonny powtórzyć te słowa z takim samym przekonaniem jak wcześniej. Nawet Ivo musiał przyznać, że patrzenie na Iana przez pryzmat dawnych lat mocno zakrzywiałoby prawdziwy obraz rudowłosego. Choć w tym momencie niespecjalnie chciał myśleć o różnicach, aby nie psuć sobie humoru podczas imprezy.
— A wy… — urwał, przeskakując wzrokiem z jednego na drugiego, zastanawiając się nad wszystkimi możliwymi płaszczyznami ich relacji. Przychodząc tutaj nie miał pojęcia dlaczego Słowik chciałby mu kogokolwiek przedstawić. — jesteście współlokatorami?
No i wymyślił.
Co prawda nie przypominał sobie, żeby Słowik wspominał mu o tym, że z kimś mieszka, ale tak naprawdę niewiele wiedział teraz o życiu brata, dlatego celowanie w jakąkolwiek opcję było próbą trafienia do celu na ślepo.
Zerknął na nowego gościa trzymającego ciasteczka i kota. Kota. Kto do cholery przychodzi na imprezę ze zwierzęciem. Zmarszczył brwi zaskoczony raczej niecodziennym widokiem. Nieznajomy chłopak naprawdę poważnie potraktował otwarte zaproszenie dla wszystkich..
— Jeśli ktoś przyjdzie z psem będzie można obstawiać zakłady o to kto kogo pogoni.
— Ivo, Axel. Axel, Ivo.
… Axelem. Czyli to o nim Słowik musiał wspominać.
— Miło poznać — odparł, odruchowo mierząc Axela wzrokiem.
Parsknął cicho, kiwając przecząco głową.
— Niezbyt. To on dostał większość cech, które sprawiają, że jest się czarującym i uroczym. A przynajmniej tak kiedyś mówiono — odpowiedział.
No może teraz mało kto byłby skłonny powtórzyć te słowa z takim samym przekonaniem jak wcześniej. Nawet Ivo musiał przyznać, że patrzenie na Iana przez pryzmat dawnych lat mocno zakrzywiałoby prawdziwy obraz rudowłosego. Choć w tym momencie niespecjalnie chciał myśleć o różnicach, aby nie psuć sobie humoru podczas imprezy.
— A wy… — urwał, przeskakując wzrokiem z jednego na drugiego, zastanawiając się nad wszystkimi możliwymi płaszczyznami ich relacji. Przychodząc tutaj nie miał pojęcia dlaczego Słowik chciałby mu kogokolwiek przedstawić. — jesteście współlokatorami?
No i wymyślił.
Co prawda nie przypominał sobie, żeby Słowik wspominał mu o tym, że z kimś mieszka, ale tak naprawdę niewiele wiedział teraz o życiu brata, dlatego celowanie w jakąkolwiek opcję było próbą trafienia do celu na ślepo.
Zerknął na nowego gościa trzymającego ciasteczka i kota. Kota. Kto do cholery przychodzi na imprezę ze zwierzęciem. Zmarszczył brwi zaskoczony raczej niecodziennym widokiem. Nieznajomy chłopak naprawdę poważnie potraktował otwarte zaproszenie dla wszystkich..
— Jeśli ktoś przyjdzie z psem będzie można obstawiać zakłady o to kto kogo pogoni.
"Niezbyt. To on dostał większość cech, które sprawiają, że jest się czarującym i uroczym. A przynajmniej tak kiedyś mówiono."
Uniósł nieznacznie brew ku górze, zakładając ręce na klatce piersiowej.
— Chodzi ci o czasy, kiedy siedziałem cicho w ławce, do nikogo się nie odzywałem, używałem do wszystkiego języka migowego i biegałem za rudzielcem, który najpierw narobił mi nadziei, a potem totalnie mnie olał? — zapytał, podsumowując tym samym własne wspomnienia z liceum. Gdyby mógł, na dobre wymazałby je z pamięci. Niestety tak długo jak miał nadal znajomych z tamtego okresu, tak długo miały do niego wracać. A brata z życia wykreślić nie mógł.
— O rudzielcu mi nie mówiłeś.
— Bo nie ma o czym mówić — odpowiedział beznamiętnie. Ciężko stwierdzić czy zdawał sobie sprawę z tego jak wielki chłód momentalnie wdarł się do jego głosu. A jednak Axel wpatrywał się w niego z wyraźnym zainteresowaniem, kompletnie nic sobie z tego nie robiąc. Podsunął mu jedynie bez słowa butelkę z piwem, patrząc, jak rudowłosy momentalnie upija kilka łyków...
"A wy, jesteście współlokatorami?"
... i zaraz prawie wszystko wypluwa. Ledwo udało mu się zasłonić usta, nim przełknął wszystko, dopiero wtedy parskając śmiechem.
— Nie wiem, wytrzymałbyś mieszkanie ze mną? — obrócił się w stronę złotookiego z wyraźnym rozbawieniem, oddając mu z powrotem szkło.
— To propozycja? — uniesiona brew poprzedziła jego powrócenie uwagą do Ivo. Mimo to sam niczego nie tłumaczył, podczas gdy Słowik pokręcił kilka razy głową.
— Pracujemy w jednym klubie. Myślałem, że tak zostanie, ale potem tak jakoś wyszło, że został moim osobistym szoferem. Do tej pory nie rozumiem, czemu odbierał ode mnie każdy telefon i przyjeżdżał nawet w środku nocy. W sumie trochę zostało tak do tej pory, wiesz jeden telefon i już siedzi za kółkie-
Mimo że wypowiedź Słowika była przepełniona autentycznym rozbawieniem, Axel uniósł nieznacznie głowę w górę, wpatrując się w sufit z wyraźnym zrezygnowaniem. Dopiero po trzecim zdaniu upił większy łyk piwa i nachylił się w stronę rozgadanego chłopaka, ściągając go w dół. Sposób, w jaki go pocałował, bez wątpienia rozwiewał wątpliwości odnośnie bycia zwykłym współlokatorem. Zadbał jednak o to, by po odsunięciu się, Nixon rozkasłał się na skutek źle połkniętego alkoholu, rzucając mu wyraźnie wkurzone spojrzenie. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego policzki przybrały tak intensywnie czerwony kolor, że mogłyby konkurować z cieniem do powiek, który miał wokół oczu.
— Zrobiłeś się strasznie wyszczekany. Ten strój ci nie służy.
— Hau — burknął, nie odzywając się, nawet gdy Axel objął go ramieniem, kierując swój wzrok na Ivo.
— Nie mieszkamy ze sobą. Ale jeśli zacznie to rozważać, możesz przypisać sobie zasługi.
— Bardzo śmieszne.
— Może przejdziesz się po gościach? Skoro już organizujesz tę imprezę.
— Mhm — rudy spojrzał na niego jeszcze kątem oka, przesuwając pokrótce wzrokiem po jego twarzy, nim zdjął z siebie jego rękę i przeszedł do kuchni, by zgarnąć sobie coś do picia. Blondyn został jednak w miejscu, obracając się w stronę drugiego Nixona.
— Niewiele o tobie mówi — w głosie Axela nie było ataku. Wzrok pozostawał tak samo pozbawiony emocji co zwykle, a jednak coś w jego postawie zdawało się szukać w sylwetce Ivo jakiegokolwiek wyjaśnienia dla podobnego faktu. Jakby nie patrzeć spędzał czas w towarzystwie Słowika na tyle często, że powinien poznać go dużo wcześniej. A jednak dziś widział go po raz pierwszy.
Uniósł nieznacznie brew ku górze, zakładając ręce na klatce piersiowej.
— Chodzi ci o czasy, kiedy siedziałem cicho w ławce, do nikogo się nie odzywałem, używałem do wszystkiego języka migowego i biegałem za rudzielcem, który najpierw narobił mi nadziei, a potem totalnie mnie olał? — zapytał, podsumowując tym samym własne wspomnienia z liceum. Gdyby mógł, na dobre wymazałby je z pamięci. Niestety tak długo jak miał nadal znajomych z tamtego okresu, tak długo miały do niego wracać. A brata z życia wykreślić nie mógł.
— O rudzielcu mi nie mówiłeś.
— Bo nie ma o czym mówić — odpowiedział beznamiętnie. Ciężko stwierdzić czy zdawał sobie sprawę z tego jak wielki chłód momentalnie wdarł się do jego głosu. A jednak Axel wpatrywał się w niego z wyraźnym zainteresowaniem, kompletnie nic sobie z tego nie robiąc. Podsunął mu jedynie bez słowa butelkę z piwem, patrząc, jak rudowłosy momentalnie upija kilka łyków...
"A wy, jesteście współlokatorami?"
... i zaraz prawie wszystko wypluwa. Ledwo udało mu się zasłonić usta, nim przełknął wszystko, dopiero wtedy parskając śmiechem.
— Nie wiem, wytrzymałbyś mieszkanie ze mną? — obrócił się w stronę złotookiego z wyraźnym rozbawieniem, oddając mu z powrotem szkło.
— To propozycja? — uniesiona brew poprzedziła jego powrócenie uwagą do Ivo. Mimo to sam niczego nie tłumaczył, podczas gdy Słowik pokręcił kilka razy głową.
— Pracujemy w jednym klubie. Myślałem, że tak zostanie, ale potem tak jakoś wyszło, że został moim osobistym szoferem. Do tej pory nie rozumiem, czemu odbierał ode mnie każdy telefon i przyjeżdżał nawet w środku nocy. W sumie trochę zostało tak do tej pory, wiesz jeden telefon i już siedzi za kółkie-
Mimo że wypowiedź Słowika była przepełniona autentycznym rozbawieniem, Axel uniósł nieznacznie głowę w górę, wpatrując się w sufit z wyraźnym zrezygnowaniem. Dopiero po trzecim zdaniu upił większy łyk piwa i nachylił się w stronę rozgadanego chłopaka, ściągając go w dół. Sposób, w jaki go pocałował, bez wątpienia rozwiewał wątpliwości odnośnie bycia zwykłym współlokatorem. Zadbał jednak o to, by po odsunięciu się, Nixon rozkasłał się na skutek źle połkniętego alkoholu, rzucając mu wyraźnie wkurzone spojrzenie. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego policzki przybrały tak intensywnie czerwony kolor, że mogłyby konkurować z cieniem do powiek, który miał wokół oczu.
— Zrobiłeś się strasznie wyszczekany. Ten strój ci nie służy.
— Hau — burknął, nie odzywając się, nawet gdy Axel objął go ramieniem, kierując swój wzrok na Ivo.
— Nie mieszkamy ze sobą. Ale jeśli zacznie to rozważać, możesz przypisać sobie zasługi.
— Bardzo śmieszne.
— Może przejdziesz się po gościach? Skoro już organizujesz tę imprezę.
— Mhm — rudy spojrzał na niego jeszcze kątem oka, przesuwając pokrótce wzrokiem po jego twarzy, nim zdjął z siebie jego rękę i przeszedł do kuchni, by zgarnąć sobie coś do picia. Blondyn został jednak w miejscu, obracając się w stronę drugiego Nixona.
— Niewiele o tobie mówi — w głosie Axela nie było ataku. Wzrok pozostawał tak samo pozbawiony emocji co zwykle, a jednak coś w jego postawie zdawało się szukać w sylwetce Ivo jakiegokolwiek wyjaśnienia dla podobnego faktu. Jakby nie patrzeć spędzał czas w towarzystwie Słowika na tyle często, że powinien poznać go dużo wcześniej. A jednak dziś widział go po raz pierwszy.
Wyszczerzyła się słysząc komentarz Lay'a. - No, ba! Jedna z ulubionych? Jeśli to jakiś ranking to mam cholerną nadzieje, że nie jestem co najmniej w czołówce. - Pokiwała z pełnym przekonaniem głową. Swoją drogą na tej imprezie zaczęli się pojawiać w pewien sposób "znajome twarze". Chociaż może lepiej wygodniej by było powiedzieć, że miała w głowie małe "twoja twarz brzmi znajomo". Oczywiście niektóre jednostki przyciągały więcej uwagi niż inne. Przykładowo taki Kalmar. Poza wewnętrznym "defuq" to była pod wrażeniem. Nawet wyraziła to gdy inni zachwalali kalmara kiwając lekko głową, tym samym im przytakując. Gorzej sprawa miała się z ciasteczkami. Do tego już podchodziła mniej ufnie. Przynajmniej na razie, obierając bardziej technikę obserwacji, w celu zbadania potencjalnych konsekwencji. Na szczęście nie musiała za długo czekać na "króliki doświadczalne". Będzie miała pewną jednostkę na oku, chociaż z drugiej strony owa jednostka może być słabym obiektem do obserwacji. To co u innych osób byłoby "odchyłem" w zachowaniu, u tej najnormalniej w świecie normą.
Jej obserwacja została brutalnie przerwana przez nagłe "oświecenie". Zerknęła na Jokeya w przebraniu i przekrzywiła lekko głowę.
- Nie za gorąco ci w tym? - Ot czysta ciekawość, bowiem w dyni na pewno ciężej się oddychało niż normalnie. Chyba, że była tam jakaś magiczna technologia, o której nie miała wcześniej pojęcia! Może i w tej kwestii zostanie oświecona. - Robi wrażenie swoją drogą.
To musiała przyznać! No i w sumie... przegrała z ciastem, namierzając je i częstując się kawałkiem, uciekając ze swoją zdobyczą do kuchni. Chyba, że to tam się znajdowała blacha... to polowała na ciasto w kuchni... i nie musiała tam uciekać. No. Wiadomo. Zgarnęła też jedno piwo i wskoczyła zadkiem na wolny blat obok zlewu. Spokojnie, robiła to wiele razy. Kawał solidnej roboty - nie załamie się. Skrzyżowała nóżki, delektując się zdobyczą, cicho nucąc między gryzami, siekiera spoczywała grzecznie na jej kolanach.
Gdzie podziała się wcześniejsza ostrożność względem ciastek od nieznajomego. No cóż...
Najwidoczniej Słowik od kogoś musiał nabierać złe nawyki prawda?
Zresztą c'mon. Mowa tutaj o cieście.
Jej obserwacja została brutalnie przerwana przez nagłe "oświecenie". Zerknęła na Jokeya w przebraniu i przekrzywiła lekko głowę.
- Nie za gorąco ci w tym? - Ot czysta ciekawość, bowiem w dyni na pewno ciężej się oddychało niż normalnie. Chyba, że była tam jakaś magiczna technologia, o której nie miała wcześniej pojęcia! Może i w tej kwestii zostanie oświecona. - Robi wrażenie swoją drogą.
To musiała przyznać! No i w sumie... przegrała z ciastem, namierzając je i częstując się kawałkiem, uciekając ze swoją zdobyczą do kuchni. Chyba, że to tam się znajdowała blacha... to polowała na ciasto w kuchni... i nie musiała tam uciekać. No. Wiadomo. Zgarnęła też jedno piwo i wskoczyła zadkiem na wolny blat obok zlewu. Spokojnie, robiła to wiele razy. Kawał solidnej roboty - nie załamie się. Skrzyżowała nóżki, delektując się zdobyczą, cicho nucąc między gryzami, siekiera spoczywała grzecznie na jej kolanach.
Gdzie podziała się wcześniejsza ostrożność względem ciastek od nieznajomego. No cóż...
Najwidoczniej Słowik od kogoś musiał nabierać złe nawyki prawda?
Zresztą c'mon. Mowa tutaj o cieście.
Uśmiechnął się słysząc zgodę na przyjęcie na imprezę- Obiecuję, że będzie grzeczna! Raczej jest ciekawska niż drapieżna, więc myślę, że raczej się zaprzyjaźni z kimś niż byłaby chętna do bójki- Odpowiedział dosyć pewny zachowania swojego zwierzaka. Lilan była wychowana przez Ravna od narodzin i nie bez powodu to właśnie ją chłopak wybrał na towarzyszkę która z nim pozostała. Kotka była wyraźnie zaciekawiona innymi ludźmi, więc jeśli ktoś podejdzie bliżej miałknie dosyć piskliwie wyciągając w jego kierunku łepek by obwąchać czlowieka, a może człowiek pomizia? chętnie się nastawi, wcale nie przejmując że to obcy. Za to Ravn z ciekawością rozglądał się czy jednak nie pojawi się ktoś znajomy. Napisał smsa do swojego niedawno poznanego kumpla, powinien też tu za jakiś czas dotrzeć. Za to w międzyczasie może pozna kogoś stąd? Nie umknęła mu uwaga jednego chłopaka o przyprowadzaniu psa, zaśmiał się na to- To chyba zależałoby bardziej od tego psa, moi rodzice chodują psy, Lilan jest do nich przyzwyczajona. Choć nie ukrywam trochę się zastanawiałem czy gospodarz imprezy nie ma narwanego psa.- Stwierdził to dosyć spokojnie. Faktem było mało kto raczej chodził ze zwierzakiem na imprezy, i Ravn zazwyczaj jednak zostawiał Lilan w domu, ale jakoś dzisiaj się dał namówić kotce by jednak ją zabrał.
Reakcja Słowika zaskoczyła na go na tyle, by na jego twarzy pojawił się grymas, a w oczach odbiło się czyste zaskoczenie. Zdecydowanie nie chciał w taki sposób nawiązywać do liceum, które nie było najszczęśliwszym okresem w życiu brata. Cholera, czy naprawdę powinien przynajmniej dwa razy zastanowić się przed wypowiedzeniem myśli, biorąc pod uwagę to, że bliźniak może całkiem inaczej je interpretować?
— Nie o to mi chodzi — odpowiedział, nie dodając nic więcej.
Oparł się wygodnie o ścianę, nieco zginając prawą nogę w kolanie.
Ha--
Gdyby mógł, pewnie przezornie cofnąłby się o krok lub dwa, gdy rudowłosy prawie wypluł alkohol. Jednak jego reakcja ograniczyła się jedynie do uniesienia brwi i przeskoczenia wzrokiem z brata na Axela, wyraźnie szukając w jednym i drugim odpowiedzi na zachowanie Słowika.
Zmrużył oczy, patrząc podejrzliwie na brata, gdy ten zaczął mówić. Zaraz potem sięgnął po jedno z ciastek, prawie żałując, że nie wziął jednak wcześniej alkoholu. Zaczynał podejrzewać, że do przetrwania dzisiejszej nocy będą mu jednak potrzebne jakieś procenty we krwi.
— Co. — Ręka z ciastkiem zastygła w bezruchu w połowie drogi do ust, gdy Axel w niewybredny sposób przerwał monolog Słowika. Mimo że Lezard nie miał z tym nic wspólnego, to cieszył się, że w tym momencie niczego nie pił. Prawdopodobnie rozkasłałby się podobnie jak drugi Nixon, z tym że nie na wskutek źle połkniętego alkoholu, a całkowitego zaskoczenia wywołanego widokiem przed sobą. Opuścił rękę, w której trzymał ciastko, tracąc na nie ochotę.
Nie zatrzymywał Nixona, gdy ten poszedł rozejrzeć się po gościach. Zawiesił tylko chwilowo na nim wzrok, jakby mógł z postawy i sylwetki brata odczytać coś więcej.
— Niewiele o tobie mówi.
Nie od razu zwrócił uwagę na Axela. Odwrócił głowę w jego kierunku dopiero po kilku sekundach, wzdychając cicho.
— Hmmm, nie dziwi mnie to — odpowiedział. — Nie utrzymujemy ze sobą większego kontaktu. To, że sam mnie zaprosił na imprezę i chciał ciebie przedstawić, chyba wykorzystuje limit na najbliższe tygodnie — dodał po dłuższej chwili przyglądania się Axelowi. Naprawdę nie wiedział, co powinien o nim sądzić. — Ciężko mi go teraz rozgryźć, ale wydaje mi się, że musisz być dla niego naprawdę ważny, skoro zdecydował się z tobą być. Długo się znacie?
Mocno zastanawiało go to, jak Axel sprawił, że zamknięty na związki Ian związał się z nim, mimo iż blondynowi wydawało się, że negatywne doświadczenia wyryły się w bracie na tyle głęboko, aby ten nie pozwolił sobie na emocjonalne zbliżenie się do drugiej osoby.
— Nie o to mi chodzi — odpowiedział, nie dodając nic więcej.
Oparł się wygodnie o ścianę, nieco zginając prawą nogę w kolanie.
Ha--
Gdyby mógł, pewnie przezornie cofnąłby się o krok lub dwa, gdy rudowłosy prawie wypluł alkohol. Jednak jego reakcja ograniczyła się jedynie do uniesienia brwi i przeskoczenia wzrokiem z brata na Axela, wyraźnie szukając w jednym i drugim odpowiedzi na zachowanie Słowika.
Zmrużył oczy, patrząc podejrzliwie na brata, gdy ten zaczął mówić. Zaraz potem sięgnął po jedno z ciastek, prawie żałując, że nie wziął jednak wcześniej alkoholu. Zaczynał podejrzewać, że do przetrwania dzisiejszej nocy będą mu jednak potrzebne jakieś procenty we krwi.
— Co. — Ręka z ciastkiem zastygła w bezruchu w połowie drogi do ust, gdy Axel w niewybredny sposób przerwał monolog Słowika. Mimo że Lezard nie miał z tym nic wspólnego, to cieszył się, że w tym momencie niczego nie pił. Prawdopodobnie rozkasłałby się podobnie jak drugi Nixon, z tym że nie na wskutek źle połkniętego alkoholu, a całkowitego zaskoczenia wywołanego widokiem przed sobą. Opuścił rękę, w której trzymał ciastko, tracąc na nie ochotę.
Nie zatrzymywał Nixona, gdy ten poszedł rozejrzeć się po gościach. Zawiesił tylko chwilowo na nim wzrok, jakby mógł z postawy i sylwetki brata odczytać coś więcej.
— Niewiele o tobie mówi.
Nie od razu zwrócił uwagę na Axela. Odwrócił głowę w jego kierunku dopiero po kilku sekundach, wzdychając cicho.
— Hmmm, nie dziwi mnie to — odpowiedział. — Nie utrzymujemy ze sobą większego kontaktu. To, że sam mnie zaprosił na imprezę i chciał ciebie przedstawić, chyba wykorzystuje limit na najbliższe tygodnie — dodał po dłuższej chwili przyglądania się Axelowi. Naprawdę nie wiedział, co powinien o nim sądzić. — Ciężko mi go teraz rozgryźć, ale wydaje mi się, że musisz być dla niego naprawdę ważny, skoro zdecydował się z tobą być. Długo się znacie?
Mocno zastanawiało go to, jak Axel sprawił, że zamknięty na związki Ian związał się z nim, mimo iż blondynowi wydawało się, że negatywne doświadczenia wyryły się w bracie na tyle głęboko, aby ten nie pozwolił sobie na emocjonalne zbliżenie się do drugiej osoby.
W końcu osoba, jaką to oświecił na niego zareagowała. Lark, zadała też zresztą dość dobre pytanie. Czy nie było mu gorąco? Chłopak cofnął swoją latarenkę i podrapał się po dyni. Nie żeby faktycznie coś przez nią czuł. Dość niekomfortowa sprawa w momencie, kiedy to chciałby się faktycznie podrapać. Na szczęście, tym razem, był to bardziej odruch. W każdym razie. Czy było mu gorąco?.. Dobre pytanie. Nie zastanawiał się nad tym. Przewiewu powietrza specjalnie nie miał, to też... trochę. Były jednak gorsze rzeczy.
— Prędzej duszno. Mam nadzieję że nie omijałaś w szkole lekcji resuscytacji, bo mogą się potem przydać jak padnę. — odpowiedział ostatecznie z uśmiechem, jaki to ciężko było zobaczyć przez te wszystkie otwory w dyni. Dałoby się jednak! Za komplement dla stroju, położył wolną rękę nie trzymającą latarni na piersi i ukłonił się pod kątem 45 stopni. — Dziękuję. Również, Twój strój wygląda iście... groźnie. Nie jesteś zbyt groźna, prawda?
Maybe, just maybe, nie do końca przemyślał ten swój tekst. W sensie, wiedział co on może wywołać. Wiele osób by tym uraził. Słowa jednak same na język się przyniosły, przez jego lubienie tego typu zabaw. Droczenia się. Gorzej, że nie droczył się z przyjaciółką, to też... różnie się kończyły takie odważne stwierdzenia. Nie widział też powodu by naprostowywać, że pytał się bardziej, bo nie wiedział czy powinien się wycofywać od niej. Wolał jednak zostać, to też wolał by nie była groźna. To co jednak zostawało w jego myślach, nie było dostępne dla dziewczyny.
Problem był tylko, bo uciekła polując na ciasto. Hm. Jak powinien to traktować? Nie był pewien. Rozejrzał się więc po sali, co się działa. Tu jakichś chłopczyk z kotem przyszedł. Tu faceci definitywnie lepiej się znający rozmawiali... kurde, no jak już zaczął grać z kimś, to nie chciało mu się jednak zaczynać z kolejną osobą. Przynajmniej dopóki nie skończy z tamtą. Ruszył więc za panią z siekierką. Zerknął na nią, siedzącą przy zlewie. Oparł się o kawałek ścianki jaki oddzielał salon od... czegoś. Nie przyszedł tu by przeglądać pokoje mimo wszystko. Spojrzał w kierunku dziewczyny.
— Zatrułem je. — wcale nie zatruł. Jednak czy ona wyłapała by go na blefie, czy może jednak by zaczęła panikować? Nie wiedział. Badanie ludzi i ich reakcji było ciekawe. Ci, którzy kiedyś odpowiedzieli na jego zaczepkę, definitywnie mieli przerąbane. Tak łatwo nie odpuszczał zabawie.
— Prędzej duszno. Mam nadzieję że nie omijałaś w szkole lekcji resuscytacji, bo mogą się potem przydać jak padnę. — odpowiedział ostatecznie z uśmiechem, jaki to ciężko było zobaczyć przez te wszystkie otwory w dyni. Dałoby się jednak! Za komplement dla stroju, położył wolną rękę nie trzymającą latarni na piersi i ukłonił się pod kątem 45 stopni. — Dziękuję. Również, Twój strój wygląda iście... groźnie. Nie jesteś zbyt groźna, prawda?
Maybe, just maybe, nie do końca przemyślał ten swój tekst. W sensie, wiedział co on może wywołać. Wiele osób by tym uraził. Słowa jednak same na język się przyniosły, przez jego lubienie tego typu zabaw. Droczenia się. Gorzej, że nie droczył się z przyjaciółką, to też... różnie się kończyły takie odważne stwierdzenia. Nie widział też powodu by naprostowywać, że pytał się bardziej, bo nie wiedział czy powinien się wycofywać od niej. Wolał jednak zostać, to też wolał by nie była groźna. To co jednak zostawało w jego myślach, nie było dostępne dla dziewczyny.
Problem był tylko, bo uciekła polując na ciasto. Hm. Jak powinien to traktować? Nie był pewien. Rozejrzał się więc po sali, co się działa. Tu jakichś chłopczyk z kotem przyszedł. Tu faceci definitywnie lepiej się znający rozmawiali... kurde, no jak już zaczął grać z kimś, to nie chciało mu się jednak zaczynać z kolejną osobą. Przynajmniej dopóki nie skończy z tamtą. Ruszył więc za panią z siekierką. Zerknął na nią, siedzącą przy zlewie. Oparł się o kawałek ścianki jaki oddzielał salon od... czegoś. Nie przyszedł tu by przeglądać pokoje mimo wszystko. Spojrzał w kierunku dziewczyny.
— Zatrułem je. — wcale nie zatruł. Jednak czy ona wyłapała by go na blefie, czy może jednak by zaczęła panikować? Nie wiedział. Badanie ludzi i ich reakcji było ciekawe. Ci, którzy kiedyś odpowiedzieli na jego zaczepkę, definitywnie mieli przerąbane. Tak łatwo nie odpuszczał zabawie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Pon Lis 22, 2021 12:41 am
Pon Lis 22, 2021 12:41 am
Jonathan nie miał zbyt wielu okazji do wyrwania się z domu. Konieczność zajmowania się rodzeństwem, jak i dodatkowe obowiązki w postaci pracy, zostawiały w jego życiu tyle przestrzeni co nic.
Leżał leniwie na kanapie z głową zwróconą w stronę ekranu, podczas gdy Rosaline siedziała na jego brzuchu, machając nogami i wcinając pudełko lodów truskawkowych. Co innego mogło lecieć na telewizorze jak nie Psi Patrol? I czy kogokolwiek powinno dziwić, że ucieszył się jak szalony, gdy Ravn zaprosił go na imprezę akurat teraz, w tym momencie, gdy jego ojciec przekroczył próg domu?
Choć Rosaline z początku wyglądała na podłamaną z utracenia nie tylko siedziska, ale i kompana do oglądania swojej ulubionej bajki, szybko się pozbierała, gdy zaoferował jej ubranie go.
I tak oto Jonathan skończył przebrany za Golden Retrievera. Przyklapnięte uszy i puchaty złoty ogon przyczepiony do tyłu jego spodni, raz po raz podrygiwały przy każdym jego kroku. Do tego założył różowe trampki, czarne spodnie i bladoróżową bluzę. Nie trzeba było się domyślać, kto wybierał mu podobny outfit na zakupach.
Wychodząc z domu miał jeszcze na głowie plastikową koronę z różowymi diamencikami. Jak to stwierdziła Rosaline był "Złotym Pieskowym Księciem". Zabroniła mu jednak biegać za innymi księżniczkami, bo przecież tylko ona była prawdziwą księżniczką. Chłopak ściągnął jednak koronę po wejściu do autobusu i wpakował ją do bluzy, zapominając o jej istnieniu.
Wchodząc do mieszkania, zaskoczony przez szkieleta, wpierdolił się na ścianę w panice, wpatrując z przerażeniem w ozdobę.
— Boże przenajświętszy, mam za słabe serce na takie atrakcje — położył dłoń na klatce piersiowej, wypuszczając głośno powietrze, nim ponownie odzyskał dobry humor i podbiegł wesoło do Ravna, którego znalezienie w tłumie nie było wcale takie trudne.
— Hej Kruku! I... omójbożekoteczek — kucnął, kompletnie tracąc zainteresowanie wszystkimi wokół, by momentalnie podwyższyć głos, wyciągając do zwierzęcia rękę, by mogło ją obwąchać — kto jest taki śliczny i ma takie błyszczące futerko? Przyszłaś się pobawić na Halloween? Ale ty masz piękne oczy i ten słodki nosek, ojojoj.
No i przepadł.
- I wzajemnie - odparł Shane w stronę Słowika, nieznacznie się uśmiechając. - Pasuje ci - skomentował jego strój. - Obowiązkowo domagam się potem wspólnego zdjęcia.
Potrząsnął lekko głową na słowa odnośnie makijażu. - By straszyć ludzi na ulicy? - zasugerował opcję odnoszącą się do noszenia tego typu stroju na co dzień. - Chociaż praca w terenie mogłaby być dzięki temu całkiem zabawna... - chociaż klienci niekoniecznie musieli podzielać wtedy jego zdanie. - Mogę spróbować, jak mi dasz szybki kurs malowania się - zażartował krótko.
Pokręcił głową na słowa Lezarda, za to posyłając mu spojrzenie wyrażające zaciekawienie jego osobą.
- Ja podziękuję. Idę zobaczyć, czy kogoś nie rozpoznam tutaj. Miłej zabawy - Control C, Control V - skomentował szybko w myślach, gdy już poszedł w stronę innego pomieszczenia. Niełatwo było zareagować inaczej na kogoś wyglądającego niemalże tak samo jak Słowik. Mimo iż widział go pierwszy raz, dość szybko połączył to ze swoją wiedzą.
Głosy odnoszące się kotów wystarczyły go, by zachęcić do sprawdzenia tych niecodziennych gości. Zainteresowanie jego brało się z chęci zobaczenia, jak koci mieszkaniec zareagowałby na takiego gościa. Spełnienie krótkiej zachcianki było ino przystankiem do zainteresowania się skarbami znajdującymi się w kuchni.
Tylko, że...
- Huh? - zamiast zobaczyć dwa koty, ujrzał jednego wraz z jednym z gośćmi, który wyglądał na dość zachwyconego jednym z nowych gości. Zmrużył oczy, próbując nieco szturchnąć swoje wspomnienia. Dziwne odczucie, że już napotkał go nie dawało mu spokoju. Spróbował dość szybko przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, by mieć obraz napotkanych wspomnień.
Nagle w jego głowie zapaliła się mała lampka.
- Jace...?
Potrząsnął lekko głową na słowa odnośnie makijażu. - By straszyć ludzi na ulicy? - zasugerował opcję odnoszącą się do noszenia tego typu stroju na co dzień. - Chociaż praca w terenie mogłaby być dzięki temu całkiem zabawna... - chociaż klienci niekoniecznie musieli podzielać wtedy jego zdanie. - Mogę spróbować, jak mi dasz szybki kurs malowania się - zażartował krótko.
Pokręcił głową na słowa Lezarda, za to posyłając mu spojrzenie wyrażające zaciekawienie jego osobą.
- Ja podziękuję. Idę zobaczyć, czy kogoś nie rozpoznam tutaj. Miłej zabawy - Control C, Control V - skomentował szybko w myślach, gdy już poszedł w stronę innego pomieszczenia. Niełatwo było zareagować inaczej na kogoś wyglądającego niemalże tak samo jak Słowik. Mimo iż widział go pierwszy raz, dość szybko połączył to ze swoją wiedzą.
Głosy odnoszące się kotów wystarczyły go, by zachęcić do sprawdzenia tych niecodziennych gości. Zainteresowanie jego brało się z chęci zobaczenia, jak koci mieszkaniec zareagowałby na takiego gościa. Spełnienie krótkiej zachcianki było ino przystankiem do zainteresowania się skarbami znajdującymi się w kuchni.
Tylko, że...
- Huh? - zamiast zobaczyć dwa koty, ujrzał jednego wraz z jednym z gośćmi, który wyglądał na dość zachwyconego jednym z nowych gości. Zmrużył oczy, próbując nieco szturchnąć swoje wspomnienia. Dziwne odczucie, że już napotkał go nie dawało mu spokoju. Spróbował dość szybko przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, by mieć obraz napotkanych wspomnień.
Nagle w jego głowie zapaliła się mała lampka.
- Jace...?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Pon Lis 22, 2021 10:56 pm
Pon Lis 22, 2021 10:56 pm
Nawet nie wiedział kiedy usiadł po turecku na ziemi, kompletnie ignorując wszystkich ludzi wokół. Jego ogon sunął jedynie po ziemi to w lewo, to w prawo, robiąc za przenośną szczotkę zmiotkę. Chociaż miał jednak nadzieję, że podłogi były czyste.
— Co tutaj robisz, śliczności? Nie boisz się tak sama chodzić na takie imprezy? Ale ty jesteś urocza, pewnie wszystkie koty za tobą biegają. Tylko się im nie daj, księżniczko. Faceci to strasznie podłe bestie, musisz na nie uważać. Dobrze, że masz Kruka do obrony. Bo to twój kot, co nie? Aww, no nie mogę, jaki ty masz malutki nose-
"Jace?"
Drgnął w miejscu, słysząc swoje imię dobiegające z góry. Głos jakiś znajomy, ale jednak nie ufał sobie na tyle, by rozpoznać go w kilka sekund. Wystarczyło, by odwrócił się z nadal wymalowanym na twarzy uśmiechem — no bo jak się nie uśmiechać do takiego cudeńka? — który zaraz został zastąpiony przerażeniem.
Ojezujezujezu, dlaczego ze wszystkich osób- znaczy co. Co? Nic się nie dzieje. Coś się dzieje? Boże, co się dzieje, o co chodzi. Uspokój się, Jace. Nie daj po sobie poznać, że panikujesz. Czemu w ogóle panikujesz? Ale ładnie wygląda. A ty siedzisz na ziemi jak kretyn i gadasz do kota. Weź się podnieś, a nie się gapisz jak ciele w malowane wrota.
Jego mózg przeprowadził aż nazbyt intensywny monolog, nim zerwał się na równe nogi, otrzepując z potencjalnego kurzu.
— Ekhm — próba inteligentnej wypowiedzi numer jeden. Może i brakowało mu do tego naturalnych predyspozycji, ale przynajmniej się starał.
— C... — numer dwa, również zakończony porażką. Wymamrotał coś pod nosem, wyraźnie nie mogąc się skupić, nim wziął w końcu wdech, wyrzucając z siebie wszystko na raz jak katarynka.
— CześćShanecoturobiszalemaszsuperstrójwogóleładniewyglądasz — no dobra. Musiał przyznać, że po raz pierwszy od dawna załamał się samym sobą. Podniósł dłonie do twarzy, chowając się w nich na kilka sekund, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zrobił się czerwony z zażenowania. Wdech, wydech.
— Przepraszam, zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się tu... no — tym razem udało mu się powiedzieć wszystko powoli, jednocześnie nie mamrocząc przy tym pod nosem. Wsunął ręce do kieszeni bluzy, zerkając gdzieś w bok.
— Fajny strój.
Może i lepiej, że wcześniej bełkotał, nie wiedział, czy w sumie wypada mówić innym facetom, że ładnie wyglądają. Chyba bardziej... przystojnie? Coś. Sam nie wiedział, z reguły rzucał komplementy bez przemyślenia i niezbyt przejmował się konsekwencjami. A teraz co? Teraz stał jak kłębek nerwów, zerkając na niego raz po raz, zupełnie jakby nie wiedział, na czym się w sumie skupić. Szybko Jace, przypomnij sobie, co ludzie robili na filmach, by wyglądać cool.
— Co tutaj robisz, śliczności? Nie boisz się tak sama chodzić na takie imprezy? Ale ty jesteś urocza, pewnie wszystkie koty za tobą biegają. Tylko się im nie daj, księżniczko. Faceci to strasznie podłe bestie, musisz na nie uważać. Dobrze, że masz Kruka do obrony. Bo to twój kot, co nie? Aww, no nie mogę, jaki ty masz malutki nose-
"Jace?"
Drgnął w miejscu, słysząc swoje imię dobiegające z góry. Głos jakiś znajomy, ale jednak nie ufał sobie na tyle, by rozpoznać go w kilka sekund. Wystarczyło, by odwrócił się z nadal wymalowanym na twarzy uśmiechem — no bo jak się nie uśmiechać do takiego cudeńka? — który zaraz został zastąpiony przerażeniem.
Ojezujezujezu, dlaczego ze wszystkich osób- znaczy co. Co? Nic się nie dzieje. Coś się dzieje? Boże, co się dzieje, o co chodzi. Uspokój się, Jace. Nie daj po sobie poznać, że panikujesz. Czemu w ogóle panikujesz? Ale ładnie wygląda. A ty siedzisz na ziemi jak kretyn i gadasz do kota. Weź się podnieś, a nie się gapisz jak ciele w malowane wrota.
Jego mózg przeprowadził aż nazbyt intensywny monolog, nim zerwał się na równe nogi, otrzepując z potencjalnego kurzu.
— Ekhm — próba inteligentnej wypowiedzi numer jeden. Może i brakowało mu do tego naturalnych predyspozycji, ale przynajmniej się starał.
— C... — numer dwa, również zakończony porażką. Wymamrotał coś pod nosem, wyraźnie nie mogąc się skupić, nim wziął w końcu wdech, wyrzucając z siebie wszystko na raz jak katarynka.
— CześćShanecoturobiszalemaszsuperstrójwogóleładniewyglądasz — no dobra. Musiał przyznać, że po raz pierwszy od dawna załamał się samym sobą. Podniósł dłonie do twarzy, chowając się w nich na kilka sekund, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zrobił się czerwony z zażenowania. Wdech, wydech.
— Przepraszam, zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się tu... no — tym razem udało mu się powiedzieć wszystko powoli, jednocześnie nie mamrocząc przy tym pod nosem. Wsunął ręce do kieszeni bluzy, zerkając gdzieś w bok.
— Fajny strój.
Może i lepiej, że wcześniej bełkotał, nie wiedział, czy w sumie wypada mówić innym facetom, że ładnie wyglądają. Chyba bardziej... przystojnie? Coś. Sam nie wiedział, z reguły rzucał komplementy bez przemyślenia i niezbyt przejmował się konsekwencjami. A teraz co? Teraz stał jak kłębek nerwów, zerkając na niego raz po raz, zupełnie jakby nie wiedział, na czym się w sumie skupić. Szybko Jace, przypomnij sobie, co ludzie robili na filmach, by wyglądać cool.
Ravn sie w tłumie się wcale nie chował, dosyć charakterysyczny wygląd też dawał szybko się poznać, więc nic dziwnego, że Jonathan go szybko odnalazł. Jednak przywitanie... widząc jak chłopak zareagował zaśmiał się cicho - Cześć Jon...- przywitał się z początku dosyć krótko, bo przez atancję skierowaną w stronę kotki jakoś watpił by chłopak w ogóle usłyszał coś więcej. A kotka? Słysząc jak Jonathan do niej mówi poruszyła uszami skupiając na nim swój wzrok- mia... ał?- zamiałczała w dosć specyficzny sposób jakby pytała, była zaciekawiona gościem który tak bardzo ją wychwalał, dała się więc i pomiziać w ramach atencji. przy okazji obwąchując by rozpoznać jego zapach. Nawet się nie przejęła że chłopak wygląda trochę jak pies. -tak tylko informacyjnie... ma na imię Lilan. I nie wiem czy taka z niej księżniczka... raczej dobra manipulantka, już cię owinęła wokół swojego palca.- Wtrącił między wypowiedziami blondyna. Sam nie miał zamiaru siadać po turecku, ale by zrównać się na chwilę z ich pozycją przykucnął. Jakoś nie chciał im przeszkadzać w wzajemnej adoracji. Kotka wykożystywała jego znajomego, ewidentnie sama nastawiając się by ją miział tam gdzie ona miała ochotę. No ale mizianie niestety się skończyło, bo uwaga miziajacego zeszła na kogoś innego. widząc, że nie jest już atrakcją miaukła trochę jakby obrażona, że tak bezceremonialnie ją olano. Ravn przywołał ją do siebie gestem, a ta wskoczyła mu na ramiona. Więc jak się podniósł to miał jej łepek koło swojego ucha. To sie jej podobało, bo mogła obserwować wszystko z większej wysokości. Za to sam Ravn z uśmiechem się przyglądał reakcji kolegi na znajomego. Przy okazji lustrując Shane'a z ciekawością... Jon reagował w sposób który wydał się Ravnowi dosyć zabawny. Kiedy wystartował ze słowotokiem nie wytrzymał i zachichotał zasłaniając usta ręką by nie było to zanadto głośne- Kurcze... nigdy jeszcze nie słyszałem drugiego takiego który z kilku zdań potrafiłby stwożyć jedno słowo- skomentował sytuacje rozbawiony, ale i bez jakiejś złośliwości- Wydaje mi się po tej reakcji, że się chyba znacie... Jestem Ravn, miło mi poznać. W sumie muszę przyznać, że strój naprawdę robi wrażenie. -Pozwolił się nieco wtrącić, aby mieć szansę się przedstawić, coś czuł, że jak teraz tego nie zrobi, to w rozmowie starych kumplów mógłby zejść gdzieś na bok. Zważajac na urok osobisty postaci przebranej chyba za demona? Dosyć elegenckiego, a za razem z pazurem, na dodatek dosyć przystojnego... nie dzwił się za bardzo temu, że Jonathan nie umiał się wysłowić. Ale czy jego nerwowość nie była nieco za duża? Trochę odruchowo podszedł do Jona i położył mu rękę na ramieniu- Nie wiem jak wy, ale osobiście chętnie bym się czegoś napił, więc jeśli ktoś ma na coś ochotę to będzie mi miło w towarzystwie. Samemu tak jakoś głupio trochę- uśmiechnął się miło, chociaż też trochę pytająco patrząc, czy będą chcieli może gdzieś razem usiąść by pogadać na spokojnie? Picie było tylko wymówką by trochę się rozluźnić, sam Ravn nie miał zamiaru proponować pijaństwa... ale nie zaszkodziło tego zrobić tak na poprawę relacji. Szczególnie, że na razie było jakoś niezręcznie.
Czyli to jednak był on. Jednakże zobaczenie tego typu reakcji nie było coś, czego oczekiwał na ów moment. Nie ukrywał zaskoczenia, próbując zaraz potem połączyć fakty tego zachowania.
- Oh - wydobył z siebie, uświadamiając sobie, co mogłoby być nie tak. - Wybacz. Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział zaraz potem lekko skołowany. Postukał palcem o policzek odwracając wzrok. - Powinienem wziąć pod uwagę to - uznanie, że mógł skupić się na czworonożnym gościu dość mocno. Wyrwanie ze stanu głębokiego skupienia nierzadko kończyło się gwałtowną reakcją.
W końcu przerwał mu sobą zapoznawanie się z nowym gościem.
- O... dzięki - taka była odpowiedź na komplement odnoszący się przebrania. - Intryguje mnie twój - w pewnym momencie ruch za plecami Jonathana przykuwał w pewnym stopniu uwagę. Chociaż starając się zachować uprzejmość, nie wlepiał tam wzroku, skupiając go za to na swoim rozmówcy.
- Wszystko w porządku? - spytał się zaraz potem, zastanawiając się, czy nie będzie potrzebować wody przez taki skok emocji. Był świadomy, że nie każdy mógł dobrze znosić nagłe najście, ale zarazem Kassir nie zawsze poświęcał uwagę tej myśli. I proszę, oto efekt.
Jednakże jeszcze poświęcił uwagę drugiej z osób. Nieco zgarbił się, z lekkim zaciekawieniem spoglądając na niego.
- Shane - przedstawił się. - Miło poznać. I wzajemnie - odparł na jego komplement. - Twój kot? Nie czuje stresu przez obcych ludzi? - spytał się, skupiając wzrok na wspomnianym stworzeniu. - Jest urocza. I dziękuję. Twój wybór za to jest intrygujący - odparł na temat stroju. Może ten wybór nie był tak zły.
Propozycja chłopaka była dość ciekawa, ale Kassir nie był do końca przekonany. W myślach wychodził z założenia, że swoją obecnością namieszał już tutaj. Z tego też nie chciał psuć innym zabawy tutaj.
- Nie przejmuj się mną - powiedział do Ravna lekko machając ręką. - Chciałem tylko przywitać się - lekko uśmiechnął się. - Ale jeśli chcecie, spędzę z wami najbliższe kilka minut. Pijecie alkohol? - mimo że wcześniej usłyszał od Jonathana, że jest studentem, wolał dopytać niż oferować na starcie. Nie miał jednak pojęcia, co myśleć o białowłosym. Wydawał się być na to za młody mu. - Czy coś bardziej zwykłego? - dorzucił do pytania kolejne, nie chcąc stawiać w sytuacji jednego wyboru.
- Oh - wydobył z siebie, uświadamiając sobie, co mogłoby być nie tak. - Wybacz. Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział zaraz potem lekko skołowany. Postukał palcem o policzek odwracając wzrok. - Powinienem wziąć pod uwagę to - uznanie, że mógł skupić się na czworonożnym gościu dość mocno. Wyrwanie ze stanu głębokiego skupienia nierzadko kończyło się gwałtowną reakcją.
W końcu przerwał mu sobą zapoznawanie się z nowym gościem.
- O... dzięki - taka była odpowiedź na komplement odnoszący się przebrania. - Intryguje mnie twój - w pewnym momencie ruch za plecami Jonathana przykuwał w pewnym stopniu uwagę. Chociaż starając się zachować uprzejmość, nie wlepiał tam wzroku, skupiając go za to na swoim rozmówcy.
- Wszystko w porządku? - spytał się zaraz potem, zastanawiając się, czy nie będzie potrzebować wody przez taki skok emocji. Był świadomy, że nie każdy mógł dobrze znosić nagłe najście, ale zarazem Kassir nie zawsze poświęcał uwagę tej myśli. I proszę, oto efekt.
Jednakże jeszcze poświęcił uwagę drugiej z osób. Nieco zgarbił się, z lekkim zaciekawieniem spoglądając na niego.
- Shane - przedstawił się. - Miło poznać. I wzajemnie - odparł na jego komplement. - Twój kot? Nie czuje stresu przez obcych ludzi? - spytał się, skupiając wzrok na wspomnianym stworzeniu. - Jest urocza. I dziękuję. Twój wybór za to jest intrygujący - odparł na temat stroju. Może ten wybór nie był tak zły.
Propozycja chłopaka była dość ciekawa, ale Kassir nie był do końca przekonany. W myślach wychodził z założenia, że swoją obecnością namieszał już tutaj. Z tego też nie chciał psuć innym zabawy tutaj.
- Nie przejmuj się mną - powiedział do Ravna lekko machając ręką. - Chciałem tylko przywitać się - lekko uśmiechnął się. - Ale jeśli chcecie, spędzę z wami najbliższe kilka minut. Pijecie alkohol? - mimo że wcześniej usłyszał od Jonathana, że jest studentem, wolał dopytać niż oferować na starcie. Nie miał jednak pojęcia, co myśleć o białowłosym. Wydawał się być na to za młody mu. - Czy coś bardziej zwykłego? - dorzucił do pytania kolejne, nie chcąc stawiać w sytuacji jednego wyboru.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Słowika
Sro Lis 24, 2021 12:12 pm
Sro Lis 24, 2021 12:12 pm
Manipulantka czy nie, Jonathan był gotów oddać jej praktycznie wszystko, co miał. I absolutnie tego nie żałować. Chociaż jak widać, mimo wszystko w tych kilka sekund nie udało jej się całkowicie wskoczyć na jego listę priorytetów. Z drugiej strony, rozproszenie uwagi Everetta było równie łatwe co posmarowanie chleba masłem.
"Kurcze... nigdy jeszcze nie słyszałem drugiego takiego, który z kilku zdań potrafiłby stworzyć jedno słowo."
Szturchnął Ravna w ramię łokciem, mimo że w wyobraźni celował w okolice żeber. Głupio by było się jednak tak dziko przechylać w bok. Uroki bycia wysokim. Pokręcił szybko głową na przeprosiny Shane'a, czując się jeszcze głupiej niż wcześniej.
— Nie no to moja wina. Zawsze skupiam się na jakichś dziwnych rzeczach i kompletnie przestaję kontaktować. Znaczy nie żeby twój kot był dziwny. Jesteś super Lilan — zapewnił kotkę, kiwając do niej głową z pełnym przekonaniem. Zaraz zresztą ponownie odpływając — rany siedzi ci na ramieniu, ale super, jak jakiś sokół, pierwszy raz widzę, żeby kot siedział komuś na ramieniu, długo ją tego uczyłeś? Nie męczy się? Mógłbyś robić sobie z niej szalik na zimę. Chociaż wtedy co drugi przechodzień zatrzymywałby się w miejscu i piszczał do twojej szyi co mogłoby być nieco dziwne.
Między innymi takim przechodniem jak nic byłby Jace. Który znowu zapomniał, że miał być cool. Chyba nie było mu to pisane. Będzie musiał posiedzieć nieco na YouTubie i poszukać jakichś tutoriali. Ewentualnie innych poradników informacyjnych co imponowało starszym chłopakom. Nawet jeśli nie do końca w sumie wiedział, po co chce mu imponować. Porównując jego obecną świadomość sytuacji, był jak dziecko, które dostało puzzle bez obrazka z efektem końcowym. Złożyło dopiero dwa z nich, wiedząc, że przed nim jeszcze tysiąc innych kawałków. Niby składał, wiedział, że chce, ale nie wiedział w sumie co.
"Wszystko w porządku?"
— Mhm — nie panikuj, nie panikuj. Całe szczęście Shane skupił swoją uwagę na Ravnie, dzięki czemu Jonathan nie tylko mógł się na niego patrzeć bez większych konsekwencji, ale też nie musiał się jakoś szczególnie wypowiadać. Dzięki czemu nie robił z siebie debila. Wielki plus.
— Co, już idziesz? — wtrącił się wyraźnie rozczarowany. Oklapnięte psie uszy pasowały do niego teraz tak idealnie, jakby się z nimi urodził.
"Pijecie alkohol?"
TO JEGO MOMENT. W końcu zawsze, gdy na filmach pojawiała się jakaś cool postać, musiała pić coś procentowego, jak i jarać fajki. Papierosów unikał — zarówno przez to, że były drogie, jak i nieco mu śmierdziały — ale do tego drugiego ciągnęło go już dawno. Głównie dlatego, że rodzice kazali mu obchodzić alkohol szerokim łukiem, a ostatnia próba skończyła się sromotną porażką i piciem Pepsi. Przynajmniej zyskał nowego kolegę barmana.
— Ja tak. Też jesteś pełnoletni, nie? — spojrzał na Ravna, próbując sobie przypomnieć czy wyciągał z niego wcześniej tę informację. Z drugiej strony oczekiwanie, że Jonathan zapamięta wszystko, co się do niego mówi, było marzeniem ściętej głowy. Nie wyglądało też na to, by Everett jakkolwiek przejmował się konsekwencjami pierwszego picia na imprezie, gdzie wszystkie osoby, które znał, widział wcześniej jakiś... raz w życiu. No cóż.
— Zdam się na ciebie — wybrnął w cwany sposób, nie przyznając się do tego, że nawet nie miał pojęcia, co w sumie piło się na podobnych imprezach. Jak na kogoś tak towarzyskiego, w niektórych przypadkach był mocno zacofany.
"Kurcze... nigdy jeszcze nie słyszałem drugiego takiego, który z kilku zdań potrafiłby stworzyć jedno słowo."
Szturchnął Ravna w ramię łokciem, mimo że w wyobraźni celował w okolice żeber. Głupio by było się jednak tak dziko przechylać w bok. Uroki bycia wysokim. Pokręcił szybko głową na przeprosiny Shane'a, czując się jeszcze głupiej niż wcześniej.
— Nie no to moja wina. Zawsze skupiam się na jakichś dziwnych rzeczach i kompletnie przestaję kontaktować. Znaczy nie żeby twój kot był dziwny. Jesteś super Lilan — zapewnił kotkę, kiwając do niej głową z pełnym przekonaniem. Zaraz zresztą ponownie odpływając — rany siedzi ci na ramieniu, ale super, jak jakiś sokół, pierwszy raz widzę, żeby kot siedział komuś na ramieniu, długo ją tego uczyłeś? Nie męczy się? Mógłbyś robić sobie z niej szalik na zimę. Chociaż wtedy co drugi przechodzień zatrzymywałby się w miejscu i piszczał do twojej szyi co mogłoby być nieco dziwne.
Między innymi takim przechodniem jak nic byłby Jace. Który znowu zapomniał, że miał być cool. Chyba nie było mu to pisane. Będzie musiał posiedzieć nieco na YouTubie i poszukać jakichś tutoriali. Ewentualnie innych poradników informacyjnych co imponowało starszym chłopakom. Nawet jeśli nie do końca w sumie wiedział, po co chce mu imponować. Porównując jego obecną świadomość sytuacji, był jak dziecko, które dostało puzzle bez obrazka z efektem końcowym. Złożyło dopiero dwa z nich, wiedząc, że przed nim jeszcze tysiąc innych kawałków. Niby składał, wiedział, że chce, ale nie wiedział w sumie co.
"Wszystko w porządku?"
— Mhm — nie panikuj, nie panikuj. Całe szczęście Shane skupił swoją uwagę na Ravnie, dzięki czemu Jonathan nie tylko mógł się na niego patrzeć bez większych konsekwencji, ale też nie musiał się jakoś szczególnie wypowiadać. Dzięki czemu nie robił z siebie debila. Wielki plus.
— Co, już idziesz? — wtrącił się wyraźnie rozczarowany. Oklapnięte psie uszy pasowały do niego teraz tak idealnie, jakby się z nimi urodził.
"Pijecie alkohol?"
TO JEGO MOMENT. W końcu zawsze, gdy na filmach pojawiała się jakaś cool postać, musiała pić coś procentowego, jak i jarać fajki. Papierosów unikał — zarówno przez to, że były drogie, jak i nieco mu śmierdziały — ale do tego drugiego ciągnęło go już dawno. Głównie dlatego, że rodzice kazali mu obchodzić alkohol szerokim łukiem, a ostatnia próba skończyła się sromotną porażką i piciem Pepsi. Przynajmniej zyskał nowego kolegę barmana.
— Ja tak. Też jesteś pełnoletni, nie? — spojrzał na Ravna, próbując sobie przypomnieć czy wyciągał z niego wcześniej tę informację. Z drugiej strony oczekiwanie, że Jonathan zapamięta wszystko, co się do niego mówi, było marzeniem ściętej głowy. Nie wyglądało też na to, by Everett jakkolwiek przejmował się konsekwencjami pierwszego picia na imprezie, gdzie wszystkie osoby, które znał, widział wcześniej jakiś... raz w życiu. No cóż.
— Zdam się na ciebie — wybrnął w cwany sposób, nie przyznając się do tego, że nawet nie miał pojęcia, co w sumie piło się na podobnych imprezach. Jak na kogoś tak towarzyskiego, w niektórych przypadkach był mocno zacofany.
Axel obserwował uważnie obu braci, nawet jeśli ciężko było nazwać jego wzrok szczególnie natarczywym. Słowik zdążył się zorientować już dawno temu, że chłopak miał naturalny talent do wyciągania informacji o jego zachowaniu na podstawie samego zwracania uwagi na szczegóły. Wiedział też jednak, że Hayes nigdy nie pytał bez wyraźnej zgody z jego strony. A podobne imprezy zdecydowanie nie były najlepszym miejscem do omawiania beznadziejnej przeszłości.
"Co."
Słowik pokręcił jedynie głową, nie udzielając mu nijak odpowiedzi, nim poszedł w swoim kierunku. W jego dłoniach zaraz wylądowały dwa czerwone kubki z piwem. Tyle wystarczyło, by pozbierał się po wcześniejszym wydarzeniu, zaraz podbijając do Kevlara.
— Zajebisty kostium! Jakbym organizował konkurs, bezkonkurencyjnie zgarnąłbyś pierwsze miejsce — powiedział rozbawiony, podając mu napój. No, pod warunkiem, że w ogóle go chciał rzecz jasna, ale kto odmawiał alkoholu na imprezie?
— Lay, organizator tej jakże zajebistej imprezy — przedstawił się, unosząc swój kubek do góry w formie powitania. Musiał przyznać, że przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno nie pomylił imienia.
Axel z kolei patrzył nieustannie na Ivo, najwyraźniej nic nie robiąc sobie z tej wzajemnej obserwacji. Wiele osób miało odruch odwracania wzroku po kilku sekundach, by uniknąć wzajemnego dyskomfortu. Nie wyglądało jednak na to, by Hayes należał do normalnej grupy.
"To, że sam mnie zaprosił na imprezę i chciał ciebie przedstawić, chyba wykorzystuje limit na najbliższe tygodni."
— Ciekawe biorąc pod uwagę fakt, że mi nawet słowem nie wspomniał o przedstawianiu kogokolwiek — wyglądało na to, że stracił zainteresowanie tematem, gdy zwrócił się w bok, upijając krótki łyk piwa.
— Być? — powtórzył bezwiednie jego słowo, przez chwilę się nad tym zastanawiając. Drugie pytanie przyszło mu z dużo większą łatwością.
— 322 dni. Ale przestał mnie wkurwiać jakoś w okolicach Maja — rzucił bez zająknięcia — teraz co najwyżej przez trzy czwarte dnia załamuję ręce nad jego głupotą.
Spojrzał mimowolnie w stronę rudowłosego, zawieszając na nim przez chwilę spokojne spojrzenie. Zaraz wrócił jednak uwagą do Ivo, nawet jeśli nie zadał mu żadnego pytania, które mogłoby jakkolwiek podtrzymać rozmowę.
"Co."
Słowik pokręcił jedynie głową, nie udzielając mu nijak odpowiedzi, nim poszedł w swoim kierunku. W jego dłoniach zaraz wylądowały dwa czerwone kubki z piwem. Tyle wystarczyło, by pozbierał się po wcześniejszym wydarzeniu, zaraz podbijając do Kevlara.
— Zajebisty kostium! Jakbym organizował konkurs, bezkonkurencyjnie zgarnąłbyś pierwsze miejsce — powiedział rozbawiony, podając mu napój. No, pod warunkiem, że w ogóle go chciał rzecz jasna, ale kto odmawiał alkoholu na imprezie?
— Lay, organizator tej jakże zajebistej imprezy — przedstawił się, unosząc swój kubek do góry w formie powitania. Musiał przyznać, że przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno nie pomylił imienia.
Axel z kolei patrzył nieustannie na Ivo, najwyraźniej nic nie robiąc sobie z tej wzajemnej obserwacji. Wiele osób miało odruch odwracania wzroku po kilku sekundach, by uniknąć wzajemnego dyskomfortu. Nie wyglądało jednak na to, by Hayes należał do normalnej grupy.
"To, że sam mnie zaprosił na imprezę i chciał ciebie przedstawić, chyba wykorzystuje limit na najbliższe tygodni."
— Ciekawe biorąc pod uwagę fakt, że mi nawet słowem nie wspomniał o przedstawianiu kogokolwiek — wyglądało na to, że stracił zainteresowanie tematem, gdy zwrócił się w bok, upijając krótki łyk piwa.
— Być? — powtórzył bezwiednie jego słowo, przez chwilę się nad tym zastanawiając. Drugie pytanie przyszło mu z dużo większą łatwością.
— 322 dni. Ale przestał mnie wkurwiać jakoś w okolicach Maja — rzucił bez zająknięcia — teraz co najwyżej przez trzy czwarte dnia załamuję ręce nad jego głupotą.
Spojrzał mimowolnie w stronę rudowłosego, zawieszając na nim przez chwilę spokojne spojrzenie. Zaraz wrócił jednak uwagą do Ivo, nawet jeśli nie zadał mu żadnego pytania, które mogłoby jakkolwiek podtrzymać rozmowę.
Ravn szturchnięty uśmiechnął się głupio do Jona.- no co? Ja tak nie umiem- dodał trochę ciszej wzruszając ramionami. Czasem bycie mniejszym było jakoś pożyteczne, między innymi nie oberwał tak boleśnie jakby mógł gdyby łokieć faktycznie dotarł do żeber. Jednak nie drażnił już bardziej Jon'a. Na chwilę uwaga skupiła się na kotce, zarówno Shane się zainteresował, co i blondyn zachwycał „kocim szalikiem” na co Ravn zaśmiał się cicho- Nie przeszkadza jej, raczej na odwrót, bardzo nie lubi jak nie ma nikogo w jej okolicy. Ktoś mi kiedyś powiedział że są trzy typy kotów na świecie, pierwszy typ to dzikus, książe maruda i ludzki przychlast. No i tym ostatnim jest Lilan- Mówiąc to miział kotkę po łebku bo ta domagała się uwagi ocierając mu o policzek-Z całego miotu kociąt Lilan zawsze najbardziej się domagała uwagi, bardzo lubiła towarzystwo i to niezależnie od należności gatunkowej. A co do wdrapywania się na ramiona to nawet nie musiałem jej jakoś specjalnie uczyć, jako mała zawsze się próbowała wdrapać albo na nas, albo na firany, ale że na firany ma zakaz wchodzenia i jest goniona to uznała że człowiek jest bezpieczniejszą bazą obserwacyjną. A co do szalika... jeszcze musiałaby się położyć, a raczej jak już to woli próbować wejść mi na głowę i to tak dosłownie- Trochę przy tym przedstawił bardziej ciekawostki o kotce, która w międzyczasie gadania uznała, że jej pan wystarczająco wygłaskał, czas na zaczepienie innych. Nadal trzema łapami balansując na ramionach Ravna jedną łapą próbowała sięgnąć do Shane'a i zaczepiała go. Ten człowiek gadał z jej ludźmi, ale jeszcze jej nie miział, tak być nie mogło! -Maa.... aaaa!- Wydobyła z siebie nieco piszczący głosik zwracając na siebie uwagę. Chyba nijak się nie przejęła faktem, że człowiek dopiero co chciał chyba sobie pójść? Na dodatek Jon też wyglądał na podłamanego jak wyłapał taką intencję. Ravn musiał przyznać, że chłopak w swojej naturze był w jakiś sposób po prostu przeuroczy, chociaż na głos raczej tego nie powie, byłoby to raczej zbyt zawstydzające dla niego- Ja tam chętnie poznam kogoś nowego. W sumie to przyszedłem tu mając nadzieję, że będę mieć taką okazję.- Może jednak nowy znajomy tak szybko nie ucieknie jeśli go zachęci trochę? No i padło pytanie o alkohol. Ravn się uśmiechnął do Jonego- Mam dwadzieścia. Z tym że, jakby to ująć... u mnie niezbyt się przejmowali wiekiem jeśli chodzi o alkohol. Bardziej ich interesowało by robić to w odpowiedni sposób.- Odpowiedział dosyć spokojnie. Dla niego to nie było nic nowego, raczej normalnego, ale mogło to wynikać z rodzinnych przyzwyczajeń gdzie alkohol stanowił część normalnego życia codziennego. Nie żeby coś, ale nie bez powodu w jego kraju wprowadzono tak mocne obostrzenia co do możliwości zakupu trunków. Może obecnie już nie mieszkał w swoim kraju, ale pewne przyzwyczajenia rodzinne pozostały w takim czy innym stopniu.- Nie wiem czy zdawanie się na mnie to najlepszy pomysł.- Stwierdził dosyć sceptycznie patrząc na młodszego kolegę- Większość tutaj chyba częstowała się piwem, ale szczerze mówiąc nie jestem jego wielbicielem. W salonie za to jest barek, myślę że tam każdy znajdzie coś dla siebie dobrego- Uśmiechnął się miło i poszedł w kierunku wspomnianego miejsca. Na szybko wyszukał im jakieś kubki. A przy samym barku zaczął przeglądać co jest dostępne, a nie było tego mało. Znalazł rum który znał i w sumie chyba najbardziej lubił, ale wyciągnął też wódkę, whisky i... znalazł nawet pigwówkę. Może nijak ten zestaw wyglądał osobno, ale Ravn był zadowolony ze swoich znalezisk.- Jeśli nie macie nic przeciwko, to mogę zaproponować drinka którego u mnie w domu często piją- Zaproponował i jeśli się zgodzą to Ravn zmiesza whisky z pigwówką oraz doda trochę soku pomarańczowego podając im swoisty ognisty soczek. Drink był zarówno lekko słodki co i ładnie palił w gardle, ale najlepszym efektem było uczucie ciepła jakie dawała dobra whisky. Była to dobra alternatywa na początek by od razu nie zaczynać od najmocniejszego, chociaż do delikatnych drink też nie należał
Kris wyszczerzył się w stronę rudzielca i również złapał kilka ciastek w garść. Co jak co, ale zaraz po lizakach to były jego ulubione łakocie.
"Zjedz kilka i sam się przekonasz. Nie będę psuł niespodzianki," odpowiedział Słowikowi, a widząc że co chwilę przychodzą coraz to nowi ludzie postanowił oddalić się w tłum.
Przez pewien czas Kris lawirował wśród obecnych, ale miał jeden malutki problem. Nikogo tu kuźwa nie znał. Ciastka jakie trzymał w dłoni momentalnie pochłonął i trochę żałował, że nie zabrał ich ze sobą więcej. Po kolejnej rundce dookoła mieszkania powrócił w okolice wejścia by złapać kolejne ciacho i ponownie tego wieczoru został zaczepiony przez rudą czuprynę.
Odwrócił się w jego stronę słysząc komplement swojego stroju i ruchem niczym z reklamy szamponu do włosów odrzucił do tyłu jedną z macek."Heh," przeniósł wzrok na oferowany kubek, by po chwili ponownie spojrzeć prosto w oczy chłopakowi. "Dzięki, ale spasuje," wyciągnął z kieszeni skręta i pomachał nim na wysokości ich oczu "Zdecydowanie bardziej preferuje to. I jestem Kris," podał mu swoją dłoń zaraz też spoglądając szybko na wnętrze mieszkania. "Niezła chata. A i może chcesz?" zaoferował trzymany między palcami przedmiot, wyciągając pospiesznie kolejny z kieszeni. Nie przyszedł przecież na imprezę bez porządnego zapasu zielska i lizaków.
"Zjedz kilka i sam się przekonasz. Nie będę psuł niespodzianki," odpowiedział Słowikowi, a widząc że co chwilę przychodzą coraz to nowi ludzie postanowił oddalić się w tłum.
Przez pewien czas Kris lawirował wśród obecnych, ale miał jeden malutki problem. Nikogo tu kuźwa nie znał. Ciastka jakie trzymał w dłoni momentalnie pochłonął i trochę żałował, że nie zabrał ich ze sobą więcej. Po kolejnej rundce dookoła mieszkania powrócił w okolice wejścia by złapać kolejne ciacho i ponownie tego wieczoru został zaczepiony przez rudą czuprynę.
Odwrócił się w jego stronę słysząc komplement swojego stroju i ruchem niczym z reklamy szamponu do włosów odrzucił do tyłu jedną z macek."Heh," przeniósł wzrok na oferowany kubek, by po chwili ponownie spojrzeć prosto w oczy chłopakowi. "Dzięki, ale spasuje," wyciągnął z kieszeni skręta i pomachał nim na wysokości ich oczu "Zdecydowanie bardziej preferuje to. I jestem Kris," podał mu swoją dłoń zaraz też spoglądając szybko na wnętrze mieszkania. "Niezła chata. A i może chcesz?" zaoferował trzymany między palcami przedmiot, wyciągając pospiesznie kolejny z kieszeni. Nie przyszedł przecież na imprezę bez porządnego zapasu zielska i lizaków.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach