▲▼
Rany, wyszło dużo bardziej niezręcznie, niż planował. W sensie w ogóle tego nie planował, ale początkowo ratunek wydawał mu się całkiem niezłym pomysłem. Skąd miał wiedzieć, że Ravn nagle poleci mu w dół, a potem jeszcze sam się go złapie?
Instynkt obronno-ratowniczy był najwyraźniej dużo wyższy niż jego poziom upicia. Może kwestia wzrastającej adrenaliny sprawiła, że momentalnie wytrzeźwiał, podtrzymując go mocno w miejscu.
— Hej, nic ci nie jest? Uderzyłem cię czy coś? Przepraszam, straciłem równowagę — póki co trzymał go w miejscu, nie chcąc jakoś szczególnie ruszać na boki, gdyby miało się okazać, że poleci na kafelki. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniał, że przyszli tu przed chwilą ze względu na niego. Jak widać, Jonathan potrafił zmienić swój przygłupi charakter o sto osiemdziesiąt stopni, gdy nagle okazywało się, że komuś działa się krzywda.
Tym razem nie zaśmiał się na jego słowa o tuleniu, ściągając jedynie brwi. Położył ręce kontrolnie na jego twarzy, unosząc ją do góry, by uważnie mu się przyjrzeć. Mruknął cicho z niezadowoleniem, pocierając prawą powiekę. Cholerne, bezużyteczne oko. Mimo to i tak nie dało się przeoczyć, że chłopak zrobił się cały czerwony.
— Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę — przeniósł dłoń na jego czoło, próbując jej wierzchem sprawdzić mu temperaturę.
"Chodźcie oboje."
Wzdrygnął się, słysząc głos Shane'a i obrócił gwałtownie w jego stronę, cofając o krok. Zlokalizowanie go zajęło mu kilka sekund dłużej niż zwykle, nim ocenił sytuację, zabierając niezgrabnie rękę w tył. Odwrócił się w bok, uciekając przed nim wzrokiem, by uspokoić jakkolwiek zdecydowanie zbyt mocno tłukące mu się w piersi serce, choć ciężko byłoby w tym wypadku podciągnąć je pod coś romantycznego.
Był na siebie zły. Tak bardzo, że miał wrażenie, jakby coś najzwyczajniej w świecie zaciskało ręce na jego gardle. Zamrugał kilka razy, kręcąc w końcu głową na boki.
— Nie trzeba. Ja już pójdę. Przepraszam za to wszystko, nie chciałem zepsuć wam imprezy — przywołał na twarz przepraszający uśmiech, choć ciężko było stwierdzić, by odbił się on jakkolwiek w jego oczach. Schylił się i nie pytając nawet o zgodę, podniósł Ravna do góry. Ważył mniej więcej tyle, co jego bracia, nie miał więc z tym większych problemów.
— Ty natomiast idziesz na kanapę. Jak poczujesz się lepiej, zbieraj się do domu. Jakbyś miał jakiś problem, wezwę ci taksówkę, wyślij mi po prostu smsa — zakomunikował, wynosząc go z łazienki, cały czas unikając przy tym wzroku ciemnowłosego. Usadził chłopaka na kanapie i zatrzymał się jeszcze na chwilę, patrząc przez chwilę na Shane'a, nim wyminął gości i wyszedł z mieszkania, zakładając tylko wcześniej kurtkę. Potarł policzek dłonią, zaciskając nieco mocniej zęby.
Wziął krótki wdech, wypuścił powoli powietrze i przywołał na twarz uśmiech, wychodząc z budynku. Wszystko w porządku, Jace. Nie chcesz, żeby inni martwili się jeszcze bardziej niż wcześniej, prawda?
Instynkt obronno-ratowniczy był najwyraźniej dużo wyższy niż jego poziom upicia. Może kwestia wzrastającej adrenaliny sprawiła, że momentalnie wytrzeźwiał, podtrzymując go mocno w miejscu.
— Hej, nic ci nie jest? Uderzyłem cię czy coś? Przepraszam, straciłem równowagę — póki co trzymał go w miejscu, nie chcąc jakoś szczególnie ruszać na boki, gdyby miało się okazać, że poleci na kafelki. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniał, że przyszli tu przed chwilą ze względu na niego. Jak widać, Jonathan potrafił zmienić swój przygłupi charakter o sto osiemdziesiąt stopni, gdy nagle okazywało się, że komuś działa się krzywda.
Tym razem nie zaśmiał się na jego słowa o tuleniu, ściągając jedynie brwi. Położył ręce kontrolnie na jego twarzy, unosząc ją do góry, by uważnie mu się przyjrzeć. Mruknął cicho z niezadowoleniem, pocierając prawą powiekę. Cholerne, bezużyteczne oko. Mimo to i tak nie dało się przeoczyć, że chłopak zrobił się cały czerwony.
— Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miał gorączkę — przeniósł dłoń na jego czoło, próbując jej wierzchem sprawdzić mu temperaturę.
"Chodźcie oboje."
Wzdrygnął się, słysząc głos Shane'a i obrócił gwałtownie w jego stronę, cofając o krok. Zlokalizowanie go zajęło mu kilka sekund dłużej niż zwykle, nim ocenił sytuację, zabierając niezgrabnie rękę w tył. Odwrócił się w bok, uciekając przed nim wzrokiem, by uspokoić jakkolwiek zdecydowanie zbyt mocno tłukące mu się w piersi serce, choć ciężko byłoby w tym wypadku podciągnąć je pod coś romantycznego.
Był na siebie zły. Tak bardzo, że miał wrażenie, jakby coś najzwyczajniej w świecie zaciskało ręce na jego gardle. Zamrugał kilka razy, kręcąc w końcu głową na boki.
— Nie trzeba. Ja już pójdę. Przepraszam za to wszystko, nie chciałem zepsuć wam imprezy — przywołał na twarz przepraszający uśmiech, choć ciężko było stwierdzić, by odbił się on jakkolwiek w jego oczach. Schylił się i nie pytając nawet o zgodę, podniósł Ravna do góry. Ważył mniej więcej tyle, co jego bracia, nie miał więc z tym większych problemów.
— Ty natomiast idziesz na kanapę. Jak poczujesz się lepiej, zbieraj się do domu. Jakbyś miał jakiś problem, wezwę ci taksówkę, wyślij mi po prostu smsa — zakomunikował, wynosząc go z łazienki, cały czas unikając przy tym wzroku ciemnowłosego. Usadził chłopaka na kanapie i zatrzymał się jeszcze na chwilę, patrząc przez chwilę na Shane'a, nim wyminął gości i wyszedł z mieszkania, zakładając tylko wcześniej kurtkę. Potarł policzek dłonią, zaciskając nieco mocniej zęby.
Wziął krótki wdech, wypuścił powoli powietrze i przywołał na twarz uśmiech, wychodząc z budynku. Wszystko w porządku, Jace. Nie chcesz, żeby inni martwili się jeszcze bardziej niż wcześniej, prawda?
zt.
Kiedy Jonathan zaczął go badać pod względem temperatury chłopak oruchowo jakby na niego naburczał- weź te ręce nic mi nie jest... cały jestem...- już chciał sam wstać kiedy ten objął jego twarz i zaczął się w niego wpatrywać tak poważnie- Eee... Jon... heee? Nie mam gorączki, wiesz to co robisz jest zawstydzające, może trochę spasuj co?- próbował mu przemówić do rosądku, ale najwidoczniej nie bardzo to pomogło, bo został podniesiony na rękach jakby był dzieckiem- Hej! Aaale nie musisz mnie nieść! Puść mnie, dam radę normalnie iść. Jak to idziesz impreza się jeszcze nie skończyła... czekaj! gdzie ty mnie niesiesz, chyba se jaja robisz, ze mnie tak będziesz niósł przez salon... ja pier...- albinos nie wytrzymał i wykonał gest pospolicie zwany facepalmem, nic nie kumał z tego... niemal miał ochotę warczeć na Jonathana za to co zrobił, to było jeszcze bardziej zawstydzające niż sam upadek- Nie potrzebuję taksówki! Weź się człowieku ogarnij! To chyba tobie skoczyła temperatura... I gdzie idziesz sam? A jak ci się coś stanie po drodze to będzie większy kłopot... hejj słuchasz ty mnie w ogóle?- w sumie nie wiedział po co się wywnętrzniał, bo najwyraźniej chłopak się zaciął i wcale nie przyjmował argumentów. Dobrze chociaż, że nie zaczął go ubierać albo coś w ten deseń... Chociaż przez irytację przynajmniej był mniej zawstydzony, ale za to bardziej zażenowany... ciężko stwierdzić co było w tym lepsze... . No i na dodatek blondyn faktycznie wyszedł z mieszkania. Ravn wstał i wrócił z powrotem do Shane'a- Emm... Przepraszam za tą żanującą sytuację... i w sumie... dzięki za pomoc dzisiaj. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy w bardziej sprzyjających warunkach. Może mniej abstrakcyjnej... sam trochę nie ogarniam co to właściwie teraz było. Ale to dziwne zachowanie mnie trochę martwi. Chyba też już pójdę... - Nie bardzo planował takie zakończenie, no ale los sam lubił wybierać jak coś ma się skończyć. Miał tylko nadzieję, że nowy znajomy nie wsadzi go w zakładkę pamięci "lepiej unikać". Mimo wszystko Shane mógł być dosyć przydatną znajomością, a tak przynajmniej podpowiadała intuicja albinosa. Jednak dzisiejszy dzień był nieco dziwny w ostatecznym rozrachunku. Uśmiechnał się trochę niepwnie do bruneta- Spokojnej reszty wieczoru... chyba się przyda...- pożegnał się w ten sposób, jeszcze rozejżał się po mieszkaniu za swoją kochaną Lilan, kied udało mu się kotkę przywołać ubrał się i wyszedł z mieszkania. Cały czas przy tym myśląc nad dziwacznym zachowaniem blondyna... z jednej strony absurd wypaczenia sytuacji irytował go, z drugiej wzbudzał wyraźną obawę o przyczynę tego zachowania, nie było to zdecydowanie normalne zjawisko...
z.t.
Co w momencie gdy niegroźne osoby nie były świadome faktu iż mogły być groźne? Czyż nie czyniło ich to wtedy jeszcze bardziej groźnymi niż byli na początku? Jednak w przypadku Lark widziała do czego była zdolna, a dalej uważała się za niegroźną osóbkę! To tak w ramach wyjaśnień. W końcu co takiego mogła komuś zrobić..? No właśnie!
Jednak większym zmartwieniem lisicy było teraz ciasto! Tak, jedzenie było ważne i często skupiało na sobie wiele uwagi jej osoby. Szczególnie jeśli było zatrute! Lub nie. Może właśnie ta niewiedza była w tym wszystkim takie ciekawe. Życie lub śmierć.
Swoją drogą, nie była zadowolona z faktu ukrycia przepisu!
- Tutaj nie chodzi o to czy dam radę go sama zrobić, a raczej o sam fakt posiadania tej wiedzy. Uznaj to, za ostatnie życzenie umierającego. - Wyszczerzyła ząbki w kierunku Dyni. Oferta zaniesienia do szpitala w momencie gdy nogi odmówią jej posłuszeństwa była nad wyraz uprzejma. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że zbyt uprzejma. Zeskoczyła ze swojego tymczasowego siedzenia, spojrzała na swoje nogi i podskoczyła nisko w miejscu jakby upewniając się, że może ustać. Mogła. Zaraz znów spoglądając na swojego rozmówcę.
- Obawiam się, że jak będziesz mnie tak chętnie nosił. Może ci się za szybko skończyć tlen w środku. To byłby naprawdę duży problem. Wtedy to i ja i ty wylądowalibyśmy na straconej pozycji, nie sądzisz? - Uniosła siekierkę by oprzeć ją na swoim ramieniu. - Przebiec się możemy. Zobaczymy kto pierwszy odpadnie. Co ty na to? Chociaż do szpitala może być kawałek. - Zaśmiała się cicho pod koniec, i tak zbliżał się czas by wróciła do pewnych niecierpiących zwłoki spraw. - Lepiej, żeby ciasto było zatrute, inaczej popsujesz całą zabawę~
Teraz musiała namierzyć wzrokiem Słowika by pomachać mu dając znać, że znika. albo po prostu wyśle mu później wiadomość. Przy okazji zgarnie Dyniowego Chłopca na krótką pogawędkę po drodze.
[zt x2]
Jednak większym zmartwieniem lisicy było teraz ciasto! Tak, jedzenie było ważne i często skupiało na sobie wiele uwagi jej osoby. Szczególnie jeśli było zatrute! Lub nie. Może właśnie ta niewiedza była w tym wszystkim takie ciekawe. Życie lub śmierć.
Swoją drogą, nie była zadowolona z faktu ukrycia przepisu!
- Tutaj nie chodzi o to czy dam radę go sama zrobić, a raczej o sam fakt posiadania tej wiedzy. Uznaj to, za ostatnie życzenie umierającego. - Wyszczerzyła ząbki w kierunku Dyni. Oferta zaniesienia do szpitala w momencie gdy nogi odmówią jej posłuszeństwa była nad wyraz uprzejma. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że zbyt uprzejma. Zeskoczyła ze swojego tymczasowego siedzenia, spojrzała na swoje nogi i podskoczyła nisko w miejscu jakby upewniając się, że może ustać. Mogła. Zaraz znów spoglądając na swojego rozmówcę.
- Obawiam się, że jak będziesz mnie tak chętnie nosił. Może ci się za szybko skończyć tlen w środku. To byłby naprawdę duży problem. Wtedy to i ja i ty wylądowalibyśmy na straconej pozycji, nie sądzisz? - Uniosła siekierkę by oprzeć ją na swoim ramieniu. - Przebiec się możemy. Zobaczymy kto pierwszy odpadnie. Co ty na to? Chociaż do szpitala może być kawałek. - Zaśmiała się cicho pod koniec, i tak zbliżał się czas by wróciła do pewnych niecierpiących zwłoki spraw. - Lepiej, żeby ciasto było zatrute, inaczej popsujesz całą zabawę~
Teraz musiała namierzyć wzrokiem Słowika by pomachać mu dając znać, że znika. albo po prostu wyśle mu później wiadomość. Przy okazji zgarnie Dyniowego Chłopca na krótką pogawędkę po drodze.
[zt x2]
Kalmary, dalsze pogawędki i nie wiadomo co jeszcze. Słowik jak bardzo zatracił się w całej imprezie, że przestał zwracać uwagę na czas. Dopiero po dłuższym momencie, gdy spojrzał na zegarek, miał drobny przebłysk.
— Dobra, sorry za psucie zabawy, ale będę prosił, żebyście się rozeszli — rzucił głośno, przechodząc jeszcze przez mieszkanie. Większości udało się zebrać całkiem sprawnie. Niektórzy snuli się jeszcze wokół, potrzebując dodatkowego zaproszenia. Aż w końcu w mieszkaniu został tylko on, Axel i Shane.
— Jak coś to przygotowałem ci sypialnię — poinformował go, odprowadzając jeszcze wzrokiem blondyna, który zniknął w łazience — zapoznam was innego dnia. Zdecydowanie wyczerpała mu się na dziś socjalność. Idę się ogarnąć.
Poszedł do łazienki w ślad za Axelem, by wziąć szybki prysznic, pozbyć się tapety z twarzy i położyć spać. Nawet on miał już dość.
— Dobra, sorry za psucie zabawy, ale będę prosił, żebyście się rozeszli — rzucił głośno, przechodząc jeszcze przez mieszkanie. Większości udało się zebrać całkiem sprawnie. Niektórzy snuli się jeszcze wokół, potrzebując dodatkowego zaproszenia. Aż w końcu w mieszkaniu został tylko on, Axel i Shane.
— Jak coś to przygotowałem ci sypialnię — poinformował go, odprowadzając jeszcze wzrokiem blondyna, który zniknął w łazience — zapoznam was innego dnia. Zdecydowanie wyczerpała mu się na dziś socjalność. Idę się ogarnąć.
Poszedł do łazienki w ślad za Axelem, by wziąć szybki prysznic, pozbyć się tapety z twarzy i położyć spać. Nawet on miał już dość.
zt. wszyscy pozostali
— Nie wiem, niedługo powinien być. Wiesz, o której dziś skończysz?
— Pewnie za dwie godziny. Mam wracać do siebie?
— Nie, zdążę go do tej pory przetargać na wszystkie strony.
— ...
— Wiem, że nie jesteś w stanie zrozumieć powagi sytua-
— Kupić coś jak będę wracał?
Obruszył się nieznacznie, słysząc jak Axel, wyraźnie go zbywa. Tsk. Właśnie dlatego go tu nie było. Dla niego kontakty międzyludzkie były tak samo zbędne jak przeceny w supermarkecie. Mógł sobie wręcz wyobrazić jego minę, na wszystkie teksty, które przygotował dla Shane'a. Wredny gnojek.
— Ian. Przestań mnie obrażać w myślach i odpowiedz na pytanie.
Kurwa.
— Wcale nie obrażam cię w myślach — wymruczał, zastanawiając się przez chwilę nad jego słowami — wiesz co, zapytam Shane'a. Może będzie chciał zjeść coś konkretnego. Nie wiem w ogóle czy zamierza zostawać na noc, bo jeśli tak to przydałoby się ogarnąć nieco więcej rzeczy na jakiś potencjalny film. Myślisz, że jak puszczę mu gejowskie porno to przestanie się do mnie odzywać?
— ... osobiście wypierdolę cię z domu.
— Rany, zero w was skłonności do edukacji.
— Wyślij mi listę, jak już ustalicie. Kończę, zanim moja inteligencja po rozmowie z tobą spadnie do zera.
— Hej to nie-
Dźwięk rozłączonego telefonu, momentalnie sprawił, że ściągnął brwi, wyraźnie oburzony.
— Gnój. Dobra, gdzie ten Shane? — przeszedł się jeszcze po mieszkaniu, sprawdzając, czy nie brakuje niczego absolutnie podstawowego. Wstawił nawet wspaniałomyślnie wodę do filtra i umył ekspres, na wypadek gdyby od razu po przyjściu chciał herbaty czy kawy. Taki był z niego dobry przyjaciel.
Usiadł sobie na stołku barowym przy wyspie, zaraz kręcąc się na nim dookoła.
— Hehe.
To nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
— Pewnie za dwie godziny. Mam wracać do siebie?
— Nie, zdążę go do tej pory przetargać na wszystkie strony.
— ...
— Wiem, że nie jesteś w stanie zrozumieć powagi sytua-
— Kupić coś jak będę wracał?
Obruszył się nieznacznie, słysząc jak Axel, wyraźnie go zbywa. Tsk. Właśnie dlatego go tu nie było. Dla niego kontakty międzyludzkie były tak samo zbędne jak przeceny w supermarkecie. Mógł sobie wręcz wyobrazić jego minę, na wszystkie teksty, które przygotował dla Shane'a. Wredny gnojek.
— Ian. Przestań mnie obrażać w myślach i odpowiedz na pytanie.
Kurwa.
— Wcale nie obrażam cię w myślach — wymruczał, zastanawiając się przez chwilę nad jego słowami — wiesz co, zapytam Shane'a. Może będzie chciał zjeść coś konkretnego. Nie wiem w ogóle czy zamierza zostawać na noc, bo jeśli tak to przydałoby się ogarnąć nieco więcej rzeczy na jakiś potencjalny film. Myślisz, że jak puszczę mu gejowskie porno to przestanie się do mnie odzywać?
— ... osobiście wypierdolę cię z domu.
— Rany, zero w was skłonności do edukacji.
— Wyślij mi listę, jak już ustalicie. Kończę, zanim moja inteligencja po rozmowie z tobą spadnie do zera.
— Hej to nie-
Dźwięk rozłączonego telefonu, momentalnie sprawił, że ściągnął brwi, wyraźnie oburzony.
— Gnój. Dobra, gdzie ten Shane? — przeszedł się jeszcze po mieszkaniu, sprawdzając, czy nie brakuje niczego absolutnie podstawowego. Wstawił nawet wspaniałomyślnie wodę do filtra i umył ekspres, na wypadek gdyby od razu po przyjściu chciał herbaty czy kawy. Taki był z niego dobry przyjaciel.
Usiadł sobie na stołku barowym przy wyspie, zaraz kręcąc się na nim dookoła.
— Hehe.
To nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że zgodzenie się na spotkanie mogło być dość sporym błędem. Zahaczając myślami o wcześniejszy dzień, obawiał się samemu sobie sugerować, jakby to się wszystko potoczyło przy większej ilości czasu i mniejszej grupie. Chociaż nie, mam teraz to doświadczać. Nie było co się zastanawiać. Westchnął ciężko, uświadamiając sobie w myślach, że ciężko byłoby wybić mu z głowy dane myśli.
Jednakże musiał przyznać samemu sobie, że czytane wiadomości po drodze sprawiły, że lekko uśmiechnął się. Szybko odpisal na nie, nim uniósł dłoń i zapukał do drzwi, zapowiadając tym samym swoją obecność. Zaraz potem wypuścił głośno powietrze z płuc i nacisnął klamkę z zamiarem wejścia do środka mieszkania.
Nawet jeśli byłyby zamknięte, to wystarczyło poczekać aż otworzy mu, nie?
- Cześć - rzucił w progu, gdy udało się mu dostać do środka. Ściągnął z siebie wierzchnie ubranie. Kurtka i buty powędrowały w odpowiednie miejsca nim wszedł do środka mieszkania. - Ralph, kici - szukał wzrokiem futrzaka, zastanawiając się, czy da się pogłaskać dzisiaj.
Jego spojrzenie na Słowiku spoczęło dopiero w momencie, gdy ten znalazł się w jego zasięgu wzroku.
- Czy ty... Nie masz czasem za dobrego humoru? - spytał się, patrząc na rudowłosego. Zmrużył nieco oczy. - Nie wiem, czy mam się obawiać czy prosić o jakąś taryfę ulgową.
Jednakże musiał przyznać samemu sobie, że czytane wiadomości po drodze sprawiły, że lekko uśmiechnął się. Szybko odpisal na nie, nim uniósł dłoń i zapukał do drzwi, zapowiadając tym samym swoją obecność. Zaraz potem wypuścił głośno powietrze z płuc i nacisnął klamkę z zamiarem wejścia do środka mieszkania.
Nawet jeśli byłyby zamknięte, to wystarczyło poczekać aż otworzy mu, nie?
- Cześć - rzucił w progu, gdy udało się mu dostać do środka. Ściągnął z siebie wierzchnie ubranie. Kurtka i buty powędrowały w odpowiednie miejsca nim wszedł do środka mieszkania. - Ralph, kici - szukał wzrokiem futrzaka, zastanawiając się, czy da się pogłaskać dzisiaj.
Jego spojrzenie na Słowiku spoczęło dopiero w momencie, gdy ten znalazł się w jego zasięgu wzroku.
- Czy ty... Nie masz czasem za dobrego humoru? - spytał się, patrząc na rudowłosego. Zmrużył nieco oczy. - Nie wiem, czy mam się obawiać czy prosić o jakąś taryfę ulgową.
Specjalnie nie zamykał drzwi. Nie widział w tym większego sensu, skoro i tak był w domu, a Shane miał dorobione własne klucze. Nic dziwnego, że nawet się nie ruszył, kręcąc cały czas na stołku i wstukując w telefonie opierdalającą wiadomość do Axela, gdy jego przyjaciel stanął w drzwiach.
— Hej, daj mi chwilę — krzyknął do przedpokoju, pozwalając, by to Ralph przywitał go osobiście jako pierwszy. Czarny kot z początku spojrzał czujnie na Kassira zza kanapy, wyraźnie oceniając czy był na tyle bezpieczny, by do niego podejść. Zaraz przetuptał jednak przez podłogę i miauknął na przywitanie, ocierając się bokiem o jego nogi z głośnym pomrukiem.
"Nie masz czasem za dobrego humoru?"
— No nie wiem. I taryfę ulgową? Nie przysługuje ci, biorąc pod uwagę to absolutnie okropne niedomówienie. Wiesz co, rozumiem nie powiedzieć znajomym, ale swojemu najlepszemu przyjacielowi? — przybrał najbardziej obrażoną minę z zestawu numer sześć, unosząc dramatycznie dłoń do czoła.
— A ja ci ufałem! — odchylił się w bok, zaraz zeskakując na ziemię. Czy to znaczyło, że zacznie z nim normalnie rozmawiać?
Absolutnie nie.
Podszedł do niego i popchnął go do tyłu, zmuszając do stanięcia pod ścianą, by zaraz ułożyć rękę obok jego głowy ze śmiertelnie poważną miną.
— Gadaj. Co to za chłopak? Skąd się znacie? Serio wpadliście na siebie przypadkowo czy nie chciałeś mi o niczym mówić? Jeśli to drugie to oficjalnie jestem śmiertelnie obrażony. Mój przyjaciel, wiecznie przykuty do komputera i wzdychający do postaci 2D, nagle pojawia się na mieście z jakimś uroczym chłopakiem u boku i zachowuje się, jakby nic się nie stało. Czekaj chwilę — zabrał na chwilę rękę ze ściany i wyciągnął telefon, przeszukując Spotify, nim puścił w końcu soundtrack z serialu kryminalnego, który oglądał trzy dni wcześniej — dobra, kontynuujmy.
Ponownie walnął groźnie ręką w ścianę obok jego głowy, mrużąc powieki.
— Jaki mamy plan działania?
— Hej, daj mi chwilę — krzyknął do przedpokoju, pozwalając, by to Ralph przywitał go osobiście jako pierwszy. Czarny kot z początku spojrzał czujnie na Kassira zza kanapy, wyraźnie oceniając czy był na tyle bezpieczny, by do niego podejść. Zaraz przetuptał jednak przez podłogę i miauknął na przywitanie, ocierając się bokiem o jego nogi z głośnym pomrukiem.
"Nie masz czasem za dobrego humoru?"
— No nie wiem. I taryfę ulgową? Nie przysługuje ci, biorąc pod uwagę to absolutnie okropne niedomówienie. Wiesz co, rozumiem nie powiedzieć znajomym, ale swojemu najlepszemu przyjacielowi? — przybrał najbardziej obrażoną minę z zestawu numer sześć, unosząc dramatycznie dłoń do czoła.
— A ja ci ufałem! — odchylił się w bok, zaraz zeskakując na ziemię. Czy to znaczyło, że zacznie z nim normalnie rozmawiać?
Absolutnie nie.
Podszedł do niego i popchnął go do tyłu, zmuszając do stanięcia pod ścianą, by zaraz ułożyć rękę obok jego głowy ze śmiertelnie poważną miną.
— Gadaj. Co to za chłopak? Skąd się znacie? Serio wpadliście na siebie przypadkowo czy nie chciałeś mi o niczym mówić? Jeśli to drugie to oficjalnie jestem śmiertelnie obrażony. Mój przyjaciel, wiecznie przykuty do komputera i wzdychający do postaci 2D, nagle pojawia się na mieście z jakimś uroczym chłopakiem u boku i zachowuje się, jakby nic się nie stało. Czekaj chwilę — zabrał na chwilę rękę ze ściany i wyciągnął telefon, przeszukując Spotify, nim puścił w końcu soundtrack z serialu kryminalnego, który oglądał trzy dni wcześniej — dobra, kontynuujmy.
Ponownie walnął groźnie ręką w ścianę obok jego głowy, mrużąc powieki.
— Jaki mamy plan działania?
Uśmiechnął się mimowolnie, po czym przykucnął przy kocie i podrapał go za uchem. Zaszczyt, jaki go sięgnął dzięki uwadze stworzeniu, był rozczulający dla niego i pozwalał mu mimowolnie przypominać rozmowę na messengerze. Na które też do tej pory odpowiadał, chociaż musiał przyznać, że wplątał się w delikatne zagubienie. Nietrudno było sobie wyobrazić, jakby się zachowywał jego rozmówca, gdyby wypowiadał takie słowa tuż obok niego.. Miał wręcz wrażenie, że same emotki dobrze odtwarzają jego mimikę. Schował jednak komórkę, gdy widział, że właściciel mieszkania podchodził do niego.
Z bardzo dramatycznym wejściem.
- O czym ty... - urwał momentalnie, gdy ten zmusił go do przybliżenia się do ściany. Ilość pytań i szybkość ich zadawania nie pozwoliło mu na kontratak w postaci próby bronienia się. Otworzył nieco szerzej oczy, dając się przez moment zaskoczyć na tyle, by wypisało się to na jego twarzy. Przesunął wzrok na jego rękę, po czym ponownie na niego. Już otwierał usta, by spróbować wtrącić coś od siebie, gdy nagle został uwolniony, a młodszy zaczął szukać coś na telefonie.
Czy on... próbuje... w muzykę?
Zmrużył oczy, uświadamiając sobie zaraz potem, że jego przeczucie zaczęło się iścić.
Tak. On na serio poszukał sobie podkładu muzycznego.
I tak właśnie pojawił się pierwszy krok do jego podłamania psychicznego.
- Nie wiem o czym mówisz - odpowiedział Shane. - Najbliższym planem może być wypicie ciepłego napoju. I nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale przestań - uniósł dłoń i dźgnął go w klatkę piersiową. - To spędzenie czasu jak z każdym innym znajomym - przewrócił oczami. - Ale jak mi zrobisz kawę, to mogę cię naprowadzić - wzruszył ramionami. - Ugh... - chociaż nie sądził, by rudowłosy tak łatwo odpuścił. - To było przypadkowe spotkanie. Tylko - co miał powiedzieć innego, skoro tak właśnie przedstawiała się rzeczywistość. Od to kolejna znajomość, jak parę innych, jakie zawarł do tego czasu. Z tą różnicą, że tym razem Słowik zobaczył taki wypad.
- I czy ty znowu zaczynasz uważać, że każde moje spotkanie z kimś innym to już randka? - spytał się go, chowając dłonie za plecy.
Z bardzo dramatycznym wejściem.
- O czym ty... - urwał momentalnie, gdy ten zmusił go do przybliżenia się do ściany. Ilość pytań i szybkość ich zadawania nie pozwoliło mu na kontratak w postaci próby bronienia się. Otworzył nieco szerzej oczy, dając się przez moment zaskoczyć na tyle, by wypisało się to na jego twarzy. Przesunął wzrok na jego rękę, po czym ponownie na niego. Już otwierał usta, by spróbować wtrącić coś od siebie, gdy nagle został uwolniony, a młodszy zaczął szukać coś na telefonie.
Czy on... próbuje... w muzykę?
Zmrużył oczy, uświadamiając sobie zaraz potem, że jego przeczucie zaczęło się iścić.
Tak. On na serio poszukał sobie podkładu muzycznego.
I tak właśnie pojawił się pierwszy krok do jego podłamania psychicznego.
- Nie wiem o czym mówisz - odpowiedział Shane. - Najbliższym planem może być wypicie ciepłego napoju. I nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale przestań - uniósł dłoń i dźgnął go w klatkę piersiową. - To spędzenie czasu jak z każdym innym znajomym - przewrócił oczami. - Ale jak mi zrobisz kawę, to mogę cię naprowadzić - wzruszył ramionami. - Ugh... - chociaż nie sądził, by rudowłosy tak łatwo odpuścił. - To było przypadkowe spotkanie. Tylko - co miał powiedzieć innego, skoro tak właśnie przedstawiała się rzeczywistość. Od to kolejna znajomość, jak parę innych, jakie zawarł do tego czasu. Z tą różnicą, że tym razem Słowik zobaczył taki wypad.
- I czy ty znowu zaczynasz uważać, że każde moje spotkanie z kimś innym to już randka? - spytał się go, chowając dłonie za plecy.
"Najbliższym planem może być wypicie ciepłego napoju."
— A spoko, wstawiłem nawet wodę i wyczyściłem ekspres. Chcesz kawy czy herbaty? — zapytał, kompletnie zmieniając wcześniejszy ton głosu jakby nigdy nic. Zaraz zmrużył jednak ślepia jak żmija w odpowiedzi na dźgnięcie go w klatkę piersiową. I znowu się rozpromienił przy kolejnej wypowiedzi.
— Czyli kawa. Doskonale. Z mlekiem, bez? Chcesz jakąś smakową czy zwykłą? Axel przyniósł jakieś ziarna o smaku słonego karmelu. I inne kokosowe, waniliowe... i o smaku irish cream. Brzmią słodko, ale nie są słodkie, po prostu mają jakiś taki łagodny posmak. Te kokosowe są spoko, ale klasyczne też mamy — wypuścił go i wyłączył muzykę, rzucając telefon na kanapę przez pół pokoju. Nawet trafił.
Ruszył w stronę kuchni, zaraz cmokając krótko na Ralpha, który przybiegł do niego z głośnymi miauknięciem, pozwalając się podnieść na ręce.
— Co jest gnojku, może cię przy okazji nakarmimy, hm? — podrapał go za uchem, zwracając się częściowo w stronę Shane'a.
— A myślisz, że co, wybrałem sobie Axela na jakimś pokazie potencjalnych facetów? No, chyba że twoim zdaniem na żywo poznaje się tylko znajomych, a partnerów na Rinderze. Korzystałeś z tego w ogóle? Rebecca ode mnie z pracy używa, w sumie jest zadowolona. Mówi, że takiej kolekcji zdjęć męskich penisów to nigdy nie miała — roześmiał się, odpalając ekspres, żeby się nagrzał.
"I czy ty znowu zaczynasz uważać, że każde moje spotkanie z kimś innym to już randka?"
No nie no, on tak poważnie?
Posłał mu spojrzenie przepełnione zwątpieniem i podał kota do rąk.
— Wiesz co Shane, bez urazy, ale czasem się zastanawiam czy serio jesteś głupi, ślepy czy oba na raz — uniósł nieznacznie brwi ku górze, zaraz schylając się do szafki, by wyciągnąć z niej puszkę z kocim jedzeniem.
— Łosoś czy tuńczyk?
— A spoko, wstawiłem nawet wodę i wyczyściłem ekspres. Chcesz kawy czy herbaty? — zapytał, kompletnie zmieniając wcześniejszy ton głosu jakby nigdy nic. Zaraz zmrużył jednak ślepia jak żmija w odpowiedzi na dźgnięcie go w klatkę piersiową. I znowu się rozpromienił przy kolejnej wypowiedzi.
— Czyli kawa. Doskonale. Z mlekiem, bez? Chcesz jakąś smakową czy zwykłą? Axel przyniósł jakieś ziarna o smaku słonego karmelu. I inne kokosowe, waniliowe... i o smaku irish cream. Brzmią słodko, ale nie są słodkie, po prostu mają jakiś taki łagodny posmak. Te kokosowe są spoko, ale klasyczne też mamy — wypuścił go i wyłączył muzykę, rzucając telefon na kanapę przez pół pokoju. Nawet trafił.
Ruszył w stronę kuchni, zaraz cmokając krótko na Ralpha, który przybiegł do niego z głośnymi miauknięciem, pozwalając się podnieść na ręce.
— Co jest gnojku, może cię przy okazji nakarmimy, hm? — podrapał go za uchem, zwracając się częściowo w stronę Shane'a.
— A myślisz, że co, wybrałem sobie Axela na jakimś pokazie potencjalnych facetów? No, chyba że twoim zdaniem na żywo poznaje się tylko znajomych, a partnerów na Rinderze. Korzystałeś z tego w ogóle? Rebecca ode mnie z pracy używa, w sumie jest zadowolona. Mówi, że takiej kolekcji zdjęć męskich penisów to nigdy nie miała — roześmiał się, odpalając ekspres, żeby się nagrzał.
"I czy ty znowu zaczynasz uważać, że każde moje spotkanie z kimś innym to już randka?"
No nie no, on tak poważnie?
Posłał mu spojrzenie przepełnione zwątpieniem i podał kota do rąk.
— Wiesz co Shane, bez urazy, ale czasem się zastanawiam czy serio jesteś głupi, ślepy czy oba na raz — uniósł nieznacznie brwi ku górze, zaraz schylając się do szafki, by wyciągnąć z niej puszkę z kocim jedzeniem.
— Łosoś czy tuńczyk?
- Wezmę tą kokosową - zadecydował. - Ciekawiło mnie w ostatnim czasie, jak to ogarnęli ze smakiem - nie miał przyjemnego wspomnienia z ostatniego razu z tym typem smaku, ale nie zniechęcał się do testowania. Dlatego też na tym padł jego wybór.
- Geez - przewrócił oczami. - Kojarzę apkę, ale nawet nie pamiętam, czy korzystałem - postanowił sobie odpuścić komentarz odnośnie Axela i znajdowania potencjalnego partnera. Poziom zainteresowania czarnowłosego był wystarczająco niski, by nie poświęcał temu większej uwagi niż przy wyborze skarpetek z rana. Chociaż przy jego najlepszym przyjacielu ten temat powracał raz za razem, a Shane nie umiał zrozumieć dlaczego.
Popatrzył na niego wyraźnie zdemotywowany.
- A mam ci przypomnieć jak ostatnim razem chciałeś być swatką? - spytał się go, miziając kota delikatnie za uchem. - To nie miało szczęśliwego zakończenia.
Wolał nawet nie wracać do tego wspomnieniami. Wystarczyło jedynie podsumować to faktem, że Kassirowi było o wiele bliżej utkwienia w grach, niż poświęceniu myśli na jakiś związek.
- Łosoś - zadecydował.
Jasnego koloru oczy spoczęły na wyciągniętej puszce z jedzeniem, nim ponownie powróciły do rudowłosego.
- I nie nazywaj mnie głupim, tylko mnie oświeć, co ci po głowie chodzi - powiedział jeszcze. - Bo nie wiem, jak bardzo mam się oburzyć na to wszystko - zaśmiał się krótko, po czym zaraz potem zaniknął uśmiech z jego twarzy. - Ale no. Najpierw kawa.
- Geez - przewrócił oczami. - Kojarzę apkę, ale nawet nie pamiętam, czy korzystałem - postanowił sobie odpuścić komentarz odnośnie Axela i znajdowania potencjalnego partnera. Poziom zainteresowania czarnowłosego był wystarczająco niski, by nie poświęcał temu większej uwagi niż przy wyborze skarpetek z rana. Chociaż przy jego najlepszym przyjacielu ten temat powracał raz za razem, a Shane nie umiał zrozumieć dlaczego.
Popatrzył na niego wyraźnie zdemotywowany.
- A mam ci przypomnieć jak ostatnim razem chciałeś być swatką? - spytał się go, miziając kota delikatnie za uchem. - To nie miało szczęśliwego zakończenia.
Wolał nawet nie wracać do tego wspomnieniami. Wystarczyło jedynie podsumować to faktem, że Kassirowi było o wiele bliżej utkwienia w grach, niż poświęceniu myśli na jakiś związek.
- Łosoś - zadecydował.
Jasnego koloru oczy spoczęły na wyciągniętej puszce z jedzeniem, nim ponownie powróciły do rudowłosego.
- I nie nazywaj mnie głupim, tylko mnie oświeć, co ci po głowie chodzi - powiedział jeszcze. - Bo nie wiem, jak bardzo mam się oburzyć na to wszystko - zaśmiał się krótko, po czym zaraz potem zaniknął uśmiech z jego twarzy. - Ale no. Najpierw kawa.
— Kokosowa, jasne — wyciągnął z szafki odpowiednią kawę i wsypał ją do ekspresu, mieszając pokrótce łyżką. Podstawił filiżankę i wcisnął odpowiedni przycisk, zaraz obracając się w jego stronę. Skoro nie wspomniał o mleku, to chyba go nie chciał, co nie? Najwyżej przeleje do kubka.
— Jakbyś korzystał, a teraz odrzucał szansę zainteresowania się kimś, kogo już znasz, to szczerze bym w ciebie zwątpił. No, chyba że go nie lubisz i jest nudny, a w tym ZOO to przyczepił się do ciebie wbrew twojej woli — uniósł brew ku górze, nawet nie starając się powstrzymać sarkastycznej nuty. Poważnie, miał ochotę co chwilę przewracać oczami.
— Shane, jakby każda pojedyncza próba kończyła się sukcesem, to wszyscy bylibyśmy w stałych związkach, w wieku dwunastu lat. No dobra, z twoim oślim uporem pewnie byłoby piętnaście — pokręcił głową na boki, zaraz odkładając puszkę z tuńczykiem. A zatem łosoś. Otworzył puszkę i wrzucił jej zawartość do miski, obserwując przez chwilę zeskakującego na podłogę kota. Ekspres wydał z siebie kilka piknięć, zwiastując tym samym zakończenie przygotowywania napoju. Słowik podszedł i zgarnął filiżankę, stawiając ją na wyspie, nim przeniósł wzrok na Shane'a, samemu opierając się plecami o kamienny blat.
— Shane, nikt ci nie każe od razu brać z kimś ślubu. Zachowujesz się jakby to, że ktoś się tobą zainteresował, miało momentalnie przekreślić całe życie, jakie do tej pory prowadziłeś. Bo nie wmówisz mi, że nie zauważyłeś, że dzieciak cię lubi — przymrużył nieznacznie powieki, świdrując go wzrokiem — jak nie jest w twoim typie to po prostu każ mu zjeżdżać. Chociaż jak na moje, skoro spędziłeś z nim cały dzień i nie dzwoniłeś do mnie o pomoc, to chyba nie może być taki zły. Już pomijając to, jak brutalnie nas dla niego porzuciłeś.
Przyłożył dłoń do czoła, nie mogąc sobie darować cwanego uśmiechu i odrobiny dramaturgii.
— Poza tym powiedziałeś, że mnie naprowadzisz, więc myślę, że sam domyślasz się więcej, niż się przyznajesz. I standardowo najpierw wszystko negujesz, a potem robisz "O nie, nie znam się na kontaktach międzyludzkich, zapytam Słowika, żeby potem olać jego porady" — naburmuszył się nieznacznie, zawieszając znowu wzrok na Ralphie.
— Zresztą, jak nie chcesz od razu o niczym decydować, to po prostu się na to wszystko nie zamykaj. Spotkaj się kilka razy na luzie, jak coś ma z tego wyjść to i tak wyjdzie. Tylko przestań być w końcu taki ślepy do cholery i zacznij patrzeć na innych, a nie tylko na tę swoją Ayakę — złapał ścierkę z blatu i rzucił w ciemnowłosego, zaraz podpierając biodra rękami z typową dla siebie oceniającą miną wkurzonej matki.
— Jakbyś korzystał, a teraz odrzucał szansę zainteresowania się kimś, kogo już znasz, to szczerze bym w ciebie zwątpił. No, chyba że go nie lubisz i jest nudny, a w tym ZOO to przyczepił się do ciebie wbrew twojej woli — uniósł brew ku górze, nawet nie starając się powstrzymać sarkastycznej nuty. Poważnie, miał ochotę co chwilę przewracać oczami.
— Shane, jakby każda pojedyncza próba kończyła się sukcesem, to wszyscy bylibyśmy w stałych związkach, w wieku dwunastu lat. No dobra, z twoim oślim uporem pewnie byłoby piętnaście — pokręcił głową na boki, zaraz odkładając puszkę z tuńczykiem. A zatem łosoś. Otworzył puszkę i wrzucił jej zawartość do miski, obserwując przez chwilę zeskakującego na podłogę kota. Ekspres wydał z siebie kilka piknięć, zwiastując tym samym zakończenie przygotowywania napoju. Słowik podszedł i zgarnął filiżankę, stawiając ją na wyspie, nim przeniósł wzrok na Shane'a, samemu opierając się plecami o kamienny blat.
— Shane, nikt ci nie każe od razu brać z kimś ślubu. Zachowujesz się jakby to, że ktoś się tobą zainteresował, miało momentalnie przekreślić całe życie, jakie do tej pory prowadziłeś. Bo nie wmówisz mi, że nie zauważyłeś, że dzieciak cię lubi — przymrużył nieznacznie powieki, świdrując go wzrokiem — jak nie jest w twoim typie to po prostu każ mu zjeżdżać. Chociaż jak na moje, skoro spędziłeś z nim cały dzień i nie dzwoniłeś do mnie o pomoc, to chyba nie może być taki zły. Już pomijając to, jak brutalnie nas dla niego porzuciłeś.
Przyłożył dłoń do czoła, nie mogąc sobie darować cwanego uśmiechu i odrobiny dramaturgii.
— Poza tym powiedziałeś, że mnie naprowadzisz, więc myślę, że sam domyślasz się więcej, niż się przyznajesz. I standardowo najpierw wszystko negujesz, a potem robisz "O nie, nie znam się na kontaktach międzyludzkich, zapytam Słowika, żeby potem olać jego porady" — naburmuszył się nieznacznie, zawieszając znowu wzrok na Ralphie.
— Zresztą, jak nie chcesz od razu o niczym decydować, to po prostu się na to wszystko nie zamykaj. Spotkaj się kilka razy na luzie, jak coś ma z tego wyjść to i tak wyjdzie. Tylko przestań być w końcu taki ślepy do cholery i zacznij patrzeć na innych, a nie tylko na tę swoją Ayakę — złapał ścierkę z blatu i rzucił w ciemnowłosego, zaraz podpierając biodra rękami z typową dla siebie oceniającą miną wkurzonej matki.
- No bo zacznijmy przede wszystkim od tego, że nie jestem zainteresowany związkami samymi w sobie - odparł czarnowłosy. - A doszukiwanie się jakiś znaków w każdej reakcji drugiej osoby jest upierdliwe. To nie jest tak, że jestem narwaną nastolatą - chociaż poziom zrozumienia mógł być równy sobie.
Przewrócił oczami na wspomnienie o ZOO. O ja okrutny, zostawiłem swoich przyjaciół na pastwę losu.
- Dlaczego ty ciągle idziesz tą drogą... - pokręcił głową, zdeprymowany. - Nie szukam związku. Gdybym chciał, to bym go znalazł dawno - wypalił z klasyczną gadaniną. Przy okazji przygarnął zrobioną kawę i skierował jasne oczy w stronę kota. Dość szybko wybrał jedzenie - pomyślał rozbawiony.
- Cóż... Co do wstępu, to on jest bodajże w twoim wieku - popijał kawę, powracając wspomnieniami wstecz. - Studiuje, z tego co mi powiedział. Poznałem go w pracy, był moim klientem - pora na rachunek sumienia w postaci przypomnienia sobie szczegółów zapoznania się z Jonathanem. - To było... kilka miesięcy temu? Dwa, może trzy. Aż tak nie kojarzę poprawnie - nie przywiązywał tak uwagi do tego. Znajomość była znajomością, bez większego i głębszego wstępu.
- I jeszcze inna kwestia. Nie jestem do końca pewny, czy to ten stopień zainteresowania - upił trochę kawy, zbierając swoje myśli. - Mówiłem ci o naprowadzeniu, ale to głównie to, co sam zaobserwowałem - w dodatku było to nasączone jego własną opinią. - Jego zachowanie... Z jednej strony mam wrażenie, że zachowuje się jakby był zauroczony - przesunął wzrok na bok. Nawet on dostrzegał to w reakcjach blondyna. - Z drugiej zaś jest tak szczery w niektórych momentach, że wybija mnie z rytmu - czarnowłosy miał wrażenie, że to było coś, z czym nie zawsze mógłby poradzić sobie. Odstawił filiżankę na blat i chwycił dłonią drugie ramię, odwracając wzrok. - A z trzeciej zaś zachowywał się w danych momentach kompletnie odwrotnie od tej pierwszej strony - pokręcił głową. Czując wibracje w kieszeni, wyciągnął telefon, sprawdzając szybko powiadomienia. Parsknął cicho, wystukując szybko odpowiedzi, by zaraz potem ponownie zareagować. Dopiero potem schował telefon na nowo.
- Więc tak. O Wielki Słowiku, poradź mi o co w tym wszystkim chodzi - zwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela. - Tylko bez tekstów o randce. Pytam serio - nie ukrywał, że to wszystko go wplątywało w zagubienie. To nie do końca wpasowywało mu się w typ zachowania zauroczonej w nim dziewczyny, która robiłaby wiele, by zwrócił na nią swoją uwagę.
- Ejeje. Ale Ayakę to zostaw w spokoju. Jest urocza - powiedział w obronie swojej waifu 2D. Przy okazji ściągnął ścierkę z głowy, po czym odrzucił ją w stronę Słowika. - Chodź do salonu. Muszę ci ograniczyć dostęp do amunicji.
Przewrócił oczami na wspomnienie o ZOO. O ja okrutny, zostawiłem swoich przyjaciół na pastwę losu.
- Dlaczego ty ciągle idziesz tą drogą... - pokręcił głową, zdeprymowany. - Nie szukam związku. Gdybym chciał, to bym go znalazł dawno - wypalił z klasyczną gadaniną. Przy okazji przygarnął zrobioną kawę i skierował jasne oczy w stronę kota. Dość szybko wybrał jedzenie - pomyślał rozbawiony.
- Cóż... Co do wstępu, to on jest bodajże w twoim wieku - popijał kawę, powracając wspomnieniami wstecz. - Studiuje, z tego co mi powiedział. Poznałem go w pracy, był moim klientem - pora na rachunek sumienia w postaci przypomnienia sobie szczegółów zapoznania się z Jonathanem. - To było... kilka miesięcy temu? Dwa, może trzy. Aż tak nie kojarzę poprawnie - nie przywiązywał tak uwagi do tego. Znajomość była znajomością, bez większego i głębszego wstępu.
- I jeszcze inna kwestia. Nie jestem do końca pewny, czy to ten stopień zainteresowania - upił trochę kawy, zbierając swoje myśli. - Mówiłem ci o naprowadzeniu, ale to głównie to, co sam zaobserwowałem - w dodatku było to nasączone jego własną opinią. - Jego zachowanie... Z jednej strony mam wrażenie, że zachowuje się jakby był zauroczony - przesunął wzrok na bok. Nawet on dostrzegał to w reakcjach blondyna. - Z drugiej zaś jest tak szczery w niektórych momentach, że wybija mnie z rytmu - czarnowłosy miał wrażenie, że to było coś, z czym nie zawsze mógłby poradzić sobie. Odstawił filiżankę na blat i chwycił dłonią drugie ramię, odwracając wzrok. - A z trzeciej zaś zachowywał się w danych momentach kompletnie odwrotnie od tej pierwszej strony - pokręcił głową. Czując wibracje w kieszeni, wyciągnął telefon, sprawdzając szybko powiadomienia. Parsknął cicho, wystukując szybko odpowiedzi, by zaraz potem ponownie zareagować. Dopiero potem schował telefon na nowo.
- Więc tak. O Wielki Słowiku, poradź mi o co w tym wszystkim chodzi - zwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela. - Tylko bez tekstów o randce. Pytam serio - nie ukrywał, że to wszystko go wplątywało w zagubienie. To nie do końca wpasowywało mu się w typ zachowania zauroczonej w nim dziewczyny, która robiłaby wiele, by zwrócił na nią swoją uwagę.
- Ejeje. Ale Ayakę to zostaw w spokoju. Jest urocza - powiedział w obronie swojej waifu 2D. Przy okazji ściągnął ścierkę z głowy, po czym odrzucił ją w stronę Słowika. - Chodź do salonu. Muszę ci ograniczyć dostęp do amunicji.
Załamanie Słowika sięgało zenitu.
— Jezu, jaki ty jesteś uparty — przyłożył dłoń do twarzy, wzdychając ciężko, nim machnął ręką w jego stronę.
— Powiedz mi Shane, czego ty się tak w sumie boisz? Cały czas zaznaczasz, że nie jesteś zainteresowany związkami. Też nie byłem zainteresowany związkami, bo na każdym kroku przerażała mnie myśl, że znowu ulokuję gdzieś uczucia, a potem wszystko się spierdoli i skończę w takim samym stanie jak po Rene. Gdybyś szczerze nie był nimi w żadnym stopniu zainteresowany, to w ogóle byś się nad tym wszystkim nie zastanawiał i nie zgadzałbyś się na zaczęcie ze mną podobnej rozmowy. Nie wiem, czy jest w tym coś głębszego, czy serio wychodzisz z założenia, że jak z kimś będziesz, to nie będziesz miał wystarczająco dużo czasu, by grać w Genshina i nagle każą ci wychodzić z domu? No bo wątpię, że boisz się zobowiązań, skoro nie puszczasz się na prawo i lewo — jak ja. Mimo że nie dodał ostatnich dwóch słów, dość łatwo było się ich domyślić, biorąc pod uwagę zarówno jego minę, jak i fakt, że odwrócił się w bok, by utkwić wzrok w ścianie.
— Zresztą cokolwiek, powiedziałem już, że nie musisz się od razu ładować w związek. Może faktycznie, zamiast ci pomagać, tylko ci szkodzę — wymruczał, wyraźnie tracąc na swojej wcześniejszej rozbawionej nucie. Zamiast tego widocznie spoważniał, wsłuchując się w to co miał do powiedzenia.
— Dobra, trzy pytania. Po pierwsze, w jakim sensie wybija cię z rytmu? I po drugie, co znaczy, że zachowuje się kompletnie odwrotnie od pierwszej strony? Musisz mi podać jakieś przykłady, inaczej nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić — stuknął palcem w skroń, przewracając przy tym oczami — i po trzecie, z kim piszesz, kiedy prowadzimy tu poważne rozmowy?
Oburzył się, znowu podpierając biodra rękami. Jak tak dalej pójdzie to doda tę pozę do swoich ulubionych w towarzystwie Kassira. Zaraz przechwycił ścierkę i odłożył ją na swoje miejsce, idąc w stronę salonu, by uwalić się na kanapie.
— Ayaya — rzucił nagle tak pozbawionym emocji głosem, że aż rozbawił sam siebie, zaraz parskając śmiechem.
— Dobra, ale teraz poważnie. Obiecuję, że nie będę już więcej pierdolił o związku i randce pod warunkiem, że serio nie uznam, że twoje ignorowanie wszystkich znaków nieba nie wbiło tej... szóstej konstelacji czy co ty tam masz.
— Jezu, jaki ty jesteś uparty — przyłożył dłoń do twarzy, wzdychając ciężko, nim machnął ręką w jego stronę.
— Powiedz mi Shane, czego ty się tak w sumie boisz? Cały czas zaznaczasz, że nie jesteś zainteresowany związkami. Też nie byłem zainteresowany związkami, bo na każdym kroku przerażała mnie myśl, że znowu ulokuję gdzieś uczucia, a potem wszystko się spierdoli i skończę w takim samym stanie jak po Rene. Gdybyś szczerze nie był nimi w żadnym stopniu zainteresowany, to w ogóle byś się nad tym wszystkim nie zastanawiał i nie zgadzałbyś się na zaczęcie ze mną podobnej rozmowy. Nie wiem, czy jest w tym coś głębszego, czy serio wychodzisz z założenia, że jak z kimś będziesz, to nie będziesz miał wystarczająco dużo czasu, by grać w Genshina i nagle każą ci wychodzić z domu? No bo wątpię, że boisz się zobowiązań, skoro nie puszczasz się na prawo i lewo — jak ja. Mimo że nie dodał ostatnich dwóch słów, dość łatwo było się ich domyślić, biorąc pod uwagę zarówno jego minę, jak i fakt, że odwrócił się w bok, by utkwić wzrok w ścianie.
— Zresztą cokolwiek, powiedziałem już, że nie musisz się od razu ładować w związek. Może faktycznie, zamiast ci pomagać, tylko ci szkodzę — wymruczał, wyraźnie tracąc na swojej wcześniejszej rozbawionej nucie. Zamiast tego widocznie spoważniał, wsłuchując się w to co miał do powiedzenia.
— Dobra, trzy pytania. Po pierwsze, w jakim sensie wybija cię z rytmu? I po drugie, co znaczy, że zachowuje się kompletnie odwrotnie od pierwszej strony? Musisz mi podać jakieś przykłady, inaczej nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić — stuknął palcem w skroń, przewracając przy tym oczami — i po trzecie, z kim piszesz, kiedy prowadzimy tu poważne rozmowy?
Oburzył się, znowu podpierając biodra rękami. Jak tak dalej pójdzie to doda tę pozę do swoich ulubionych w towarzystwie Kassira. Zaraz przechwycił ścierkę i odłożył ją na swoje miejsce, idąc w stronę salonu, by uwalić się na kanapie.
— Ayaya — rzucił nagle tak pozbawionym emocji głosem, że aż rozbawił sam siebie, zaraz parskając śmiechem.
— Dobra, ale teraz poważnie. Obiecuję, że nie będę już więcej pierdolił o związku i randce pod warunkiem, że serio nie uznam, że twoje ignorowanie wszystkich znaków nieba nie wbiło tej... szóstej konstelacji czy co ty tam masz.
Czego się bał? W sumie nie wiedział do końca. Nie zastanawiał się nad tym poważnie, uznając, że nie znaczyło nie. Jego poziom zainteresowania w związki był bliski zeru. Ale najwyraźniej nie stanowiło to zarazem nic, skoro Słowik wytknął mu pytanie o takie sprawy. Kwestia była taka, że Kassir nie wnikał w to w taki sposób, co jego przyjaciel. Gdy to sobie powoli uświadamiał, musiał przyznać, że bardziej niż głupcem, to powinien zostać ignorantem.
Zaraz potem nazwał siebie w myślach kretynem, gdy zobaczył spadek dobrego nastroju u rudowłosego.
- Może... - zaczął. - Nie wiem, Słowik. Nigdy nie myślałem nad tym - wiele nie kryło się za tym. Myśli Kassira o nim samym rzadko istniały, jeśli nie chodziło o pracę lub grę. Nie myślał nad własną przyszłością, losem czy związaniem się z drugą osobą.
Podrapał się po policzku, lekko zmieszany. Nie było jego celem doprowadzanie go do bardziej ponurego humoru. Ale widok odwracającego wzroku zakuł go. Nie dosłyszał jego mruczenia, dlatego też postanowił dać z siebie cokolwiek i spróbować przedstawić znane mu informacje.
- Em... Jest szczery. Nawet zbyt szczery - odpowiedziała na pierwsze pytanie. - Potrafi powiedzieć takie rzeczy, których normalnie byś nie usłyszał od kogoś, kogo normalnie znasz niezbyt długo. Może... bardziej... wypowiada rzeczy, które można uznać za komplementy jako coś całkowicie normalnego? - uznał, że nie wiedział, jak przekazać lepiej własne odczucia. - A co to drugiego... Z jednej strony wydawał się być nerwowy jak podchodziłem bliżej, z innej normalnie łapał mnie, bez większego zawahania - wzruszył ramionami. - Na początku myślałem, że ma problem ze zbliżeniem i jest nieśmiały, ale z innej ukazywał sporą pewność siebie. Dlatego nie jestem do końca pewny czy to... - zawahał się wyraźnie. - ... raczej nie zauroczenie? - śmiały wniosek, jednakże Shane nie ukrywał powątpiewania we własną teorię. Za to dość szybko wypisywał wiadomości aż do usłyszenia trzeciego pytania. Aż wzdrygnął, prawie wypuszczając komórkę z dłoni.
- Jaa? Po prostu odpowiadam - powiedział odnośnie telefonu. - ... osobie, która potrzebuje tego...? - przesunął wzrok na bok. - I wcale nie chodzi o tą samą osobę... - ostatnie słowa wymamrotał ledwo słyszalnie. Chociaż to wystarczyło, by po dojściu do salonu i posadzeniu tyłka na kanapie, zaczął szybciej opróżniać zawartość naczynia. Kokosowy posmak utkwił w jego ustach, a on trochę liczył na to, że kawa zadziała pobudzająco obecnie.
- No dobra. To postaram się aż tak nie marudzić na to... przez pewien czas - obrał taki zamiar jako odwet w jego słów. - A na razie wysłuchałbym zdania twojego.
Zaraz potem nazwał siebie w myślach kretynem, gdy zobaczył spadek dobrego nastroju u rudowłosego.
- Może... - zaczął. - Nie wiem, Słowik. Nigdy nie myślałem nad tym - wiele nie kryło się za tym. Myśli Kassira o nim samym rzadko istniały, jeśli nie chodziło o pracę lub grę. Nie myślał nad własną przyszłością, losem czy związaniem się z drugą osobą.
Podrapał się po policzku, lekko zmieszany. Nie było jego celem doprowadzanie go do bardziej ponurego humoru. Ale widok odwracającego wzroku zakuł go. Nie dosłyszał jego mruczenia, dlatego też postanowił dać z siebie cokolwiek i spróbować przedstawić znane mu informacje.
- Em... Jest szczery. Nawet zbyt szczery - odpowiedziała na pierwsze pytanie. - Potrafi powiedzieć takie rzeczy, których normalnie byś nie usłyszał od kogoś, kogo normalnie znasz niezbyt długo. Może... bardziej... wypowiada rzeczy, które można uznać za komplementy jako coś całkowicie normalnego? - uznał, że nie wiedział, jak przekazać lepiej własne odczucia. - A co to drugiego... Z jednej strony wydawał się być nerwowy jak podchodziłem bliżej, z innej normalnie łapał mnie, bez większego zawahania - wzruszył ramionami. - Na początku myślałem, że ma problem ze zbliżeniem i jest nieśmiały, ale z innej ukazywał sporą pewność siebie. Dlatego nie jestem do końca pewny czy to... - zawahał się wyraźnie. - ... raczej nie zauroczenie? - śmiały wniosek, jednakże Shane nie ukrywał powątpiewania we własną teorię. Za to dość szybko wypisywał wiadomości aż do usłyszenia trzeciego pytania. Aż wzdrygnął, prawie wypuszczając komórkę z dłoni.
- Jaa? Po prostu odpowiadam - powiedział odnośnie telefonu. - ... osobie, która potrzebuje tego...? - przesunął wzrok na bok. - I wcale nie chodzi o tą samą osobę... - ostatnie słowa wymamrotał ledwo słyszalnie. Chociaż to wystarczyło, by po dojściu do salonu i posadzeniu tyłka na kanapie, zaczął szybciej opróżniać zawartość naczynia. Kokosowy posmak utkwił w jego ustach, a on trochę liczył na to, że kawa zadziała pobudzająco obecnie.
- No dobra. To postaram się aż tak nie marudzić na to... przez pewien czas - obrał taki zamiar jako odwet w jego słów. - A na razie wysłuchałbym zdania twojego.
Tym razem po prostu skupił się na słuchaniu. Jakby nie patrzeć, naprawdę zależało mu po prostu na tym, by Shane był... szczęśliwy. Już od dłuższego czasu doskonale widział, że ma tendencje do opiekowania się wszystkimi bliskimi mu osobami, odpowiadania na ich zachcianki, jak i pozwalania im na różne rzeczy. Momentami na zdecydowanie zbyt wiele rzeczy. Nie potrafił w pełni zrozumieć, skąd się to brało. Czasem miał wrażenie, że jego przejawy asertywności pojawiały się w dziwnych momentach, kiedy spodziewał się, że ich nie okaże, a znikały gdy były potrzebne. Jednocześnie to wszystko wydawało mu się dziwnie płytkie. Nawet w swoim przypadku miał wrażenie, że nie potrafi wyciągnąć z Shane'a wszystkiego, co miał sobą do zaoferowania.
Poza tym nie potrafił przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebował podstawowej pomocy, nawet jeśli nie angażował się w to emocjonalnie.
— Świetnie, może w pierwszej kwestii powinniśmy zapytać o zdanie Axela? Tylko on jest przesadnie szczery we wszystkim, nie tylko w komplementach. W dopierdalaniu ci jest jeszcze lepszy — zażartował, przewracając przy tym oczami — żartuję, kazałby nam spierdalać. Dobra, rozumiem pierwszą kwestię, podstawowe pytanie brzmi, czy ci to przeszkadza. Skoro mówisz, że robi to naturalnie, to przynajmniej masz pewność, że nie próbuje ci na siłę wchodzić w dupę, tylko faktycznie ma na myśli to, co mówi. To chyba dobra cecha, nie? No, chyba że jest wyjątkowo wprawionym manipulatorem. Albo komplementuje ci dupę, wtedy jebnij go w ryj, takie rzeczy dopiero po trzeciej randce. Żartuję, żartuję.
Chociaż wątpił, by o to chodziło. Dzieciak wyglądał bardziej na naiwnego niż cwanego czy napalonego na zaliczenie jego przyjaciela. W jego twarzy od początku brakowało czujności, którą zwykle ludzie obierali w towarzystwie nieznanych mu osób. Zabawne. Wiedział, że Shane roztacza wokół siebie aurę bezpieczeństwa i spokoju, ale miał wrażenie, że on sam nie zdawał sobie sprawy z tego jak mocno działa tym na innych.
— A myślałeś o tym, w jakich momentach się wycofywał? Jaką miał wtedy minę? Wiesz Shane, nauczę cię dwóch podstaw, których chyba ci brakuje — przelazł do niego, omijając zwinnie filiżankę z kawą i usiadł okrakiem na jego kolanach, łapiąc go za twarz — skup się, bo twoje zdolności obserwacji w takich kwestiach leżą i kwiczą głośniej niż biedne świnki wywożone na rzeź.
Westchnął ciężko i zabrał ręce, nijak się jednak nie wycofując.
— Po pierwsze, musisz nauczyć się patrzeć ludziom w twarz. I nie mam na myśli pustego gapienia się, by zarejestrować, co mówią tylko obserwację. Na każdy najmniejszy kontakt składa się wiele czynników. Weźmy na przykład ucieczkę wzrokiem. Może być sygnałem zaskoczenia, zmieszania albo strachu, zależnie od tego jak połączy się z innymi rzeczami. Ruchem ust, brwi czy zmianami w kolorze twarzy. Te ostatnie dość ciężko jest dostrzec, no, chyba że ktoś ma tendencje do czerwienienia się, wtedy jest banalnie. Spróbuj to po prostu połączyć z innymi rzeczami i przeanalizować. Jeśli złapiesz kogoś za ramię, a on cię odepchnie i ściągnie brwi albo wykrzywi usta, to znaczy, że przekroczyłeś granicę, której nie powinieneś przekraczać. Ale jeśli odepchnie cię, zacznie przepraszać i panikować, a w późniejszym czasie będzie próbował ten dotyk ponowić czy też zerkać na twoje dłonie — albo w sumie cokolwiek — możesz być prawie pewien, że po prostu go zaskoczyłeś. Z innej strony mamy jeszcze jeden świetny przykład, centralnie z naszym obiektem rozmów. Patrząc na to, że nijak nie zareagował na to jak zacząłem go obmacywać, masz jasny komunikat, że ma na mnie wyjebane i nijak nie postrzega mnie jako obiektu zainteresowania. Poza tym najwidoczniej musi być przyzwyczajony do kontaktu fizycznego z innymi, skoro nawet nie spanikował, że dotyka go ktoś obcy. Więc skoro mówisz, że jest nieśmiały, jak się zbliżasz... nie stwierdzę z pełnym przekonaniem, że mu się podobasz, ale na pewno nie ma cię gdzieś. Musisz pomysleć kiedy był pewny siebie, co poprzedziło podobną akcję i czym ją zakończył.
Rozłożył ręce na boki, wyciągając rękę przed siebie.
— A teraz dawaj telefon. Pokaż mi tę osobę, która tego potrzebuje, więc po prostu jej odpowiadasz — rzucił bardzo, ale to bardzo starając się ukryć sarkastyczną nutę w swoim głosie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach