▲▼
Były przypadki, gdzie myśli Kassira były bardzo podstawowe, a on sam działał bardziej na podstawie własnego uznania niż czegoś bardziej skomplikowanego. To zarazem powodowało, że nierzadko napotykał na barierę splątania bardziej skomplikowanych spraw, do których normalnie nie umiałby się odnieść. Z tego też powodu nie poświęcał wiele uwagi, jak jego czynności były odczytywane przez osoby otaczające go. Dlatego bardziej czuł się zobowiązany do zaprzeczenia ich opinii i braku wiary w to niż rzeczywistej akceptacji, oraz rozmyślenia nad własnymi poczynaniami.
Zupełnie jak teraz, jego wybory doprowadziły go do ślepego zaułku.
- Niby nie przeszkadza, ale... - westchnął. - Naprawdę wybija mnie to na tyle, że brakuje mi słów do zareagowania. To dziwne uczucie - uderzał w punkty, w które nawet nie spodziewał się, że można zaatakować. Jak chociażby rzucenie komplementem o oczach. Na wspomnienie tego czuł wewnętrzne zmieszanie. - Tak samo... sam nie wiem, jak to nazwać. W jego przypadku nie mogę uznać, że to coś fałszywego albo złośliwego.
Nie potrafił go nawet podejrzewać o takie zachowanie.
- Co wy macie z tym tyłkiem - żachnął. - Przy was to powinienem się dziwić, dlaczego ktoś jeszcze nie nawiązał do tego tematu w przeciągu pierwszych pięciu minut rozmowy ze mną - nie ukrywał załamania tym tematem. I zarazem ponurej akceptacji faktu, przed jakim został postawiony.
Przekrzywił głowę, po czym pokręcił głową. Nim dodał coś więcej, dostrzegł ruch Słowika. A brak zareagowania wystarczył, że raz potem miał na kolanach swojego najlepszego przyjaciela. Jego dłonie na twarzy ciemnowłosego wystarczyły na zebranie całej uwagi. Trzymał jedynie rękę przed siebie, by przypadkiem nie wylać resztek kawy na meble lub samego chłopaka.
- T-tak - zgodził się jedynie, czując zarazem, że nie miał większego wyjścia. Nawet na protest o ślepocie.
Nie mając większego wyboru, jedynie w milczeniu przytaknął na słowa Słowika, wsłuchując się w jego długi monolog. Obserwowanie zachowania ludzi i dobre wnioskowanie, było dość niezwykłym osiągnięciem. I zarazem trudnym. Kassir nawet po czacie nie umiał do końca ustalić - nawet po bardzo szczegółowej lekcji - o co chodziło. Nie chciał zarazem nasuwać odgórnie pewną możliwość. Ale jeszcze jedna rzecz go tchnęła w tym wszystkim.
Czy ja naprawdę nie patrzę ludziom w twarz?
- I co jest "po drugie"? - spytał się, sięgając wolną ręką do kieszeni. Odblokował ekran i w tym momencie zawahał się, trzymając sprzęt w dłoniach. - Chyba nie będziesz chciał czytać wiadomości? - krótka podejrzliwość go ogarnęła.
Dobra, Shane. I tak tego nie ukryjesz.
- I no... z Nim piszę - odwrócił głowę. - Napisał do mnie, to mu odpowiadam. Niewiele więcej - nie mógł odnieść wrażenia, że zaczął samego siebie teraz pogrążać. - W sumie, możesz go sam wyszukać sobie, nie będzie łatwiej? - podanie danych, które miał przez messengera, nie stanowiło większego problemu. Ani tym bardziej tajemnicy.
Zupełnie jak teraz, jego wybory doprowadziły go do ślepego zaułku.
- Niby nie przeszkadza, ale... - westchnął. - Naprawdę wybija mnie to na tyle, że brakuje mi słów do zareagowania. To dziwne uczucie - uderzał w punkty, w które nawet nie spodziewał się, że można zaatakować. Jak chociażby rzucenie komplementem o oczach. Na wspomnienie tego czuł wewnętrzne zmieszanie. - Tak samo... sam nie wiem, jak to nazwać. W jego przypadku nie mogę uznać, że to coś fałszywego albo złośliwego.
Nie potrafił go nawet podejrzewać o takie zachowanie.
- Co wy macie z tym tyłkiem - żachnął. - Przy was to powinienem się dziwić, dlaczego ktoś jeszcze nie nawiązał do tego tematu w przeciągu pierwszych pięciu minut rozmowy ze mną - nie ukrywał załamania tym tematem. I zarazem ponurej akceptacji faktu, przed jakim został postawiony.
Przekrzywił głowę, po czym pokręcił głową. Nim dodał coś więcej, dostrzegł ruch Słowika. A brak zareagowania wystarczył, że raz potem miał na kolanach swojego najlepszego przyjaciela. Jego dłonie na twarzy ciemnowłosego wystarczyły na zebranie całej uwagi. Trzymał jedynie rękę przed siebie, by przypadkiem nie wylać resztek kawy na meble lub samego chłopaka.
- T-tak - zgodził się jedynie, czując zarazem, że nie miał większego wyjścia. Nawet na protest o ślepocie.
Nie mając większego wyboru, jedynie w milczeniu przytaknął na słowa Słowika, wsłuchując się w jego długi monolog. Obserwowanie zachowania ludzi i dobre wnioskowanie, było dość niezwykłym osiągnięciem. I zarazem trudnym. Kassir nawet po czacie nie umiał do końca ustalić - nawet po bardzo szczegółowej lekcji - o co chodziło. Nie chciał zarazem nasuwać odgórnie pewną możliwość. Ale jeszcze jedna rzecz go tchnęła w tym wszystkim.
Czy ja naprawdę nie patrzę ludziom w twarz?
- I co jest "po drugie"? - spytał się, sięgając wolną ręką do kieszeni. Odblokował ekran i w tym momencie zawahał się, trzymając sprzęt w dłoniach. - Chyba nie będziesz chciał czytać wiadomości? - krótka podejrzliwość go ogarnęła.
Dobra, Shane. I tak tego nie ukryjesz.
- I no... z Nim piszę - odwrócił głowę. - Napisał do mnie, to mu odpowiadam. Niewiele więcej - nie mógł odnieść wrażenia, że zaczął samego siebie teraz pogrążać. - W sumie, możesz go sam wyszukać sobie, nie będzie łatwiej? - podanie danych, które miał przez messengera, nie stanowiło większego problemu. Ani tym bardziej tajemnicy.
Przysłuchiwał się w milczeniu Shane'owi, nie do końca wiedząc, czy powinien się jeszcze odzywać. Wypowiedzi ciemnowłosego były tak oczywiste, że Nixon sam zastanawiał się, dlaczego w ogóle prosi go o poradę. Jednocześnie wyglądało jednak na to, że negował to na tyle mocno, by sam chyba nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia swoich wypowiedzi.
— Czekaj, podsumujmy. Rzuca ci bezpośrednie komplementy, niewiele się nad tym zastanawiając. I te właśnie komplementy sprawiają, że kompletnie nie wiesz jak się zachować, wybijają cię z rytmu i nie bardzo wiesz co powiedzieć — wyliczył jedno po drugim, wyraźnie próbując nie dodać czegoś jeszcze. Jasne, była opcja, że nieprzyzwyczajony do komplementów Shane mógłby reagować zmieszaniem, ale prawda była taka, że słuchał ich przecież dość sporo. Od praktycznie wszystkich wokół. Co on musiał mu skomplementować, by doprowadzić Kassira do takiego stanu? Teraz sam był ciekawy. Zagryzł jednak zęby, wiedząc, że nie był to dobry moment na podobną dociekliwość, jeśli chciał wyciągnąć z niego więcej informacji.
— Sorry, sorry. Podłapałem to od Hailey, chociaż wiesz, po prostu doceniam zacne tyły. Axel też ma dobrą dupę. I ja. Wiesz, ile pracy w nią włożyłem? — klepnął się w udo, unosząc brew ku górze. Jakby nie patrzeć, całe to zasuwanie na rurze nie przechodziło bez echa. Chociaż ciemnowłosy bez wątpienia miał w tej kwestii naturalne predyspozycje. No, chyba że napierdalał kilkaset przysiadów dziennie, schylając się do kontaktów. W sumie miałoby to sens. To znaczyło, że nogi też będzie miał dobrze wyrobione.
— Hmm — przesunął rękę w wyraźnym zamyśleniu, ściskając go kilka razy za udo z tak profesjonalną miną, że ciężko było nawet nadać temu jakikolwiek podtekst. Zaraz po tym wrócił do niego uwagą jakby nigdy nic, chyba zadowolony ze swoich oględzin.
"Chyba nie będziesz chciał czytać wiadomości?"
— Jestem pewien, że na ten moment nie prowadzicie namiętnego sextingu ani nie wysyłacie sobie nagich zdjęć spod prysznica, więc tak, zamierzam je czytać. Najlepsza analiza zawsze powstaje po obserwacji zwierzęcia w jego naturalnym środowisku — stwierdził, otwierając messengera. Co nie było szczególnie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że Jonathan i tak zdążył już odpisać. Przescrollował nieco wiadomości do góry, zatrzymując się na jednej konkretnej.
Takiej, która wystarczyła, by nie wiedzieć co powiedzieć. Chwila czy to na pewno był telefon Shane'a? Przeniósł spojrzenie na ciemnowłosego, walcząc z własnym, wewnętrznym rozdarciem. Z jednej strony ledwo udawało mu się powstrzymać wybuchnięcie śmiechem. Z drugiej natomiast zastanawiał się, czy podobna reakcja nie sprawi, że mimowolnie jego przyjaciel zacznie odpisywać z większą ostrożnością.
"Ale jeśli przetrwasz, to wieczorem mogę ci pomóc odreagować."
— Shane. Mam do ciebie ważne pytanie. O czym byś pomyślał, gdybym zapytał cię teraz — oparł dłoń o kanapę obok jego głowy, przysuwając się do niego z wypisanym na twarzy skupieniem, prawie stykając się z nim nosem — czy mam ci pomóc odreagować?
Nie wytrzyma. No nie wytrzyma. Obniżył głowę i zatrząsł się ze śmiechu, zaraz przewracając w bok na kanapie, by wylądować twarzą w poduszce. Nie mógł się przestać śmiać, dopiero po chwili przewracając się na plecy, by na niego spojrzeć.
— Boże, biedny chłopak. Słuchaj Shane, nie będę ci niczego wciskał, ale niezależnie od tego jak na to spojrzę, zapraszanie kogoś na miasto nie jest tylko odpowiadaniem. Swoją drogą, ucieszył się. Wygląda na to, że masz dziś rand... znaczy, wyjście. To z kolei znaczy, że musimy cię jakoś wyszykować. A i wysłał ci jakiś filmik — rzucił mu telefon, zaraz mierząc go wzrokiem z głośnym "hm". No pr zecież nie pozwoli mu iść na spotkanie w byle czym. Niezależnie od tego co tam sobie gadał w głowie o niebyciu zainteresowanym.
— Do drugiego punktu potrzebny będzie pokaz praktyczny. Doskonale się składa, że będziesz miał dziś okazję, by go przetestować.
Przesunął wzrokiem na bok, uświadamiając sobie momentalnie, że nie umiał tego ubrać odpowiednio w słowa. Co właściwie miał mu odpowiedzieć w tym momencie, gdy Słowik osobiście znał jego podejście do komplementów i ogólnie do wypowiadanych słów pod jego adresem. Dlatego jego samego to zaskakiwało, że Jonathan złapał go w taki sposób, przy swoim typie charakteru.
- No mniej więcej - odparł na słowa Słowika.
Przesunął wzrok na bok, słysząc kwestie odnośnie jego tyłka. Musiał przyznać, że zwyczajnie w pewnym momencie zaczęło mu brakować słów odnośnie tego tematu i zaakceptował to jako rzeczywistość. Tak po prostu.
- Tak, tak - przewrócił oczami. - Nie patrzę, nie potwierdzę - jego wzrok zwykle kierował się w innym kierunku niż tyłki jego znajomych. Chociaż dotyk Słowika przy tej części ciała sprawił, że popatrzył na niego pytająco, nie będąc zarazem przygotowanym do tego obecnie.
- Do jakiego wniosku doszedłeś? - spytał się. - Po tym sprawdzeniu.
I może nie prowadzili takich wiadomości jakie zasugerował jego najlepszy przyjaciel - nawiasem mówiąc, nawet nie wyobrażał sobie tego, by mógł to kiedykolwiek robić - jednakże pokazywanie wiadomości nadal stawało u niego pod znakiem niepewności. Tylko, że było już za późno. Jego telefon znalazł się w dłoniach Słowika, a brak blokady pozwalał na sprawdzenie treści wymienianych smsów. Z tego też wydał z siebie głębokie westchnienie.
- Zwierzęcia? - powtórzył tylko po nim, postanawiając poczekać na koniec tej analizy. Nie wydawało mu się, że wysyłał cokolwiek dziwnego. Przechylił delikatnie głowę na prawą stronę, próbując sobie przypomnieć, ale nie świtało mu nic. Ale...
... zarazem czuł niemały niepokój, widząc zachowanie przyjaciela.
Jeszcze większe wdarcie się w jego strefę osobistą na początku potraktował wzrostem zaciekawienia wymieszanego ze zdziwieniem. Był przyzwyczajony do tego typu zachowania z jego strony, więc nie miał większych oporów do zaakceptowania tego.
- Em... - pytanie go zdezorientowało. - W zależności od stopnia jakiego cię znam...? - odparł z dozą niepewności. Nim jednak dorzucił coś od siebie, zobaczył, że rudowłosy zaczął się trząść... i jego uszy zaraz potem wyłapały śmiech z jego strony.
Czy ja... coś skopałem?
Nie rozumiał powodu rozbawienia, dlatego też słuchając w połowie chłopaka, postanowił odczytać ostatnie wiadomości. Zmrużył nieco oczy, spoglądając zarazem z podejrzeniem na niego.
- Czekaj... - Pomyśl Shane. Coś musi być nie tak, skoro Jace też... - przeczytał ostatnie swoje wiadomości, by zaraz potem przyłożyć dłoń do twarzy. Jego mina świadczyła wybitnie jedno.
Nie zrozumiał o co chodziło.
Postanowił jednak to odsunąć na bok, skupiając się bardziej na odpowiedzi na wiadomość.
- Hm? Jakie szykowanie? - zapytał, wysyłając ostatnią wiadomość i uruchamiając zaraz potem filmik. - I czekaj. Mówisz, że drugą częścią jest spotkanie się? - uniósł żołtopodobnego koloru oczy na młodszego. Przynajmniej do momentu aż usłyszał głos biegnący z włączonego filmiku.
Zachichotał cicho, widząc pierwsze sekundy, by zaraz potem dopisać coś jeszcze i zablokować telefon.
- Więc? Czego mam przestrzegać, drogi nauczycielu? - przyłożył pięść do policzka, opierając łokciem o oparcie kanapy.
- No mniej więcej - odparł na słowa Słowika.
Przesunął wzrok na bok, słysząc kwestie odnośnie jego tyłka. Musiał przyznać, że zwyczajnie w pewnym momencie zaczęło mu brakować słów odnośnie tego tematu i zaakceptował to jako rzeczywistość. Tak po prostu.
- Tak, tak - przewrócił oczami. - Nie patrzę, nie potwierdzę - jego wzrok zwykle kierował się w innym kierunku niż tyłki jego znajomych. Chociaż dotyk Słowika przy tej części ciała sprawił, że popatrzył na niego pytająco, nie będąc zarazem przygotowanym do tego obecnie.
- Do jakiego wniosku doszedłeś? - spytał się. - Po tym sprawdzeniu.
I może nie prowadzili takich wiadomości jakie zasugerował jego najlepszy przyjaciel - nawiasem mówiąc, nawet nie wyobrażał sobie tego, by mógł to kiedykolwiek robić - jednakże pokazywanie wiadomości nadal stawało u niego pod znakiem niepewności. Tylko, że było już za późno. Jego telefon znalazł się w dłoniach Słowika, a brak blokady pozwalał na sprawdzenie treści wymienianych smsów. Z tego też wydał z siebie głębokie westchnienie.
- Zwierzęcia? - powtórzył tylko po nim, postanawiając poczekać na koniec tej analizy. Nie wydawało mu się, że wysyłał cokolwiek dziwnego. Przechylił delikatnie głowę na prawą stronę, próbując sobie przypomnieć, ale nie świtało mu nic. Ale...
... zarazem czuł niemały niepokój, widząc zachowanie przyjaciela.
Jeszcze większe wdarcie się w jego strefę osobistą na początku potraktował wzrostem zaciekawienia wymieszanego ze zdziwieniem. Był przyzwyczajony do tego typu zachowania z jego strony, więc nie miał większych oporów do zaakceptowania tego.
- Em... - pytanie go zdezorientowało. - W zależności od stopnia jakiego cię znam...? - odparł z dozą niepewności. Nim jednak dorzucił coś od siebie, zobaczył, że rudowłosy zaczął się trząść... i jego uszy zaraz potem wyłapały śmiech z jego strony.
Czy ja... coś skopałem?
Nie rozumiał powodu rozbawienia, dlatego też słuchając w połowie chłopaka, postanowił odczytać ostatnie wiadomości. Zmrużył nieco oczy, spoglądając zarazem z podejrzeniem na niego.
- Czekaj... - Pomyśl Shane. Coś musi być nie tak, skoro Jace też... - przeczytał ostatnie swoje wiadomości, by zaraz potem przyłożyć dłoń do twarzy. Jego mina świadczyła wybitnie jedno.
Nie zrozumiał o co chodziło.
Postanowił jednak to odsunąć na bok, skupiając się bardziej na odpowiedzi na wiadomość.
- Hm? Jakie szykowanie? - zapytał, wysyłając ostatnią wiadomość i uruchamiając zaraz potem filmik. - I czekaj. Mówisz, że drugą częścią jest spotkanie się? - uniósł żołtopodobnego koloru oczy na młodszego. Przynajmniej do momentu aż usłyszał głos biegnący z włączonego filmiku.
Zachichotał cicho, widząc pierwsze sekundy, by zaraz potem dopisać coś jeszcze i zablokować telefon.
- Więc? Czego mam przestrzegać, drogi nauczycielu? - przyłożył pięść do policzka, opierając łokciem o oparcie kanapy.
A nie przeszło Ci przez myśl, że skoro nie reagujesz na komplementy od niego tak jak na te od innych, to może jednak trochę inaczej do niego podchodzisz?
Mimo że bardzo cisnęło mu się to na usta, nie odezwał się ani słowem. Jakby nie patrzeć, zdążył się już dziś nasłuchać zaprzeczeń na temat randek z innymi i tak dalej. Z drugiej strony nie był w stanie mu się dziwić. Jakby nie patrzeć, w podobnej szczerości i bezpośredniości było coś, co szczególnie poruszało człowieka w sposób, którego nie oczekiwał. Nawet tak zamkniętego na uczucia i związki jak Słowik… czy Shane. Może i Axel okazywał to co Jace zupełnie inaczej, ale paradoksalnie pod tym względem łączyło ich dość sporo.
Nie mógł jednak uwierzyć, że nawet po tak jawnej demonstracji ze strony rudowłosego, jego przyjaciel nadal nie łapał, co tak właściwie napisał.
— Rany, jestem pod wrażeniem. Nawet twój niewinny chłopiec ogarnął, o co chodzi. Shane, naprawdę nie wiesz, w jaki sposób faceci mogą sobie ulżyć na wieczór? No wiesz — zacisnął nieznacznie rękę, zostawiając odpowiednio dużą przerwę między palcami a wnętrzem dłoni, by zaraz poruszyć nią energicznie w górę i w dół, nim ponownie wybuchł śmiechem.
— Gratulacje. Jace może być słodkim Golden Retrieverem, ale to nadal chłopak. W dodatku młody. Sprzedałeś mu wizję, dzięki której pewnie nie będzie mógł usnąć w nocy — jego głupawka osiągała coraz wyższy poziom, zwłaszcza że nieświadomość Shane'a tylko czyniła to wszystko lepszym. Aż w końcu rudowłosy stracił kontrolę nad własnym ciałem i spadł z kanapy, razem z poduszką.
— Auuć — jęknął, zaraz przeklinając pod nosem karmę. Potarł obolałe ramię i wrócił obok niego, przenosząc na niego wzrok.
— Jak to jakie? Jeśli chcesz się upewnić czy cię lubi to musimy cię odjebać tak, żeby padł na twój widok. Bo laski i tak zawsze padają — wzruszył ramionami, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Na pewno nie mogli uderzać w nic eleganckiego, ale też zdecydowanie nie nazbyt luźnego. Coś pomiędzy. Stylowego, by podkreślić jego sylwetkę, a jednocześnie pozostawić ukrytą przestrzeń, która podsyci w innych ciekawość. Wyrwany z myśli przez kolejne pytanie, przeniósł na niego nieco rozkojarzone spojrzenie.
— Co? A tak. Słuchaj, strój to dopiero początek. Jest jedna opcja, która wydaje mi się dość nieprawdopodobna, ale… — zawahał się przez chwilę i zjechał Shane'a wzrokiem od dołu do góry, oceniając kilka rzeczy naraz — ...jest taka malutka, maciupeńka szansa, że Jace sam nie zdaje sobie sprawy z tego ee… że traktuje cię w specjalny sposób.
Tak jak ty. Trafił swój na swego.
— Więc… musisz go sprowokować. Nie mówię, żebyś od razu odwalał taniec na rurze. Możesz na przykład przypadkiem na niego wpaść i objąć ramieniem, by się podeprzeć. Albo bezwiednie złapać go za rękę, by gdzieś zaprowadzić. Ewentualnie może zabierz go do kina? Na jakiś horror? Będziesz miał sposobność na różne rzeczy. Może nawet wywołasz u niego jakieś ciekawe reakcje i sam stwierdzisz czy Ci to pasuje? — zapytał, opierając się bokiem o kanapę — Jak nie boi się horrorów, to sam możesz udawać, że się boisz.
Popatrzył na niego z pustką w oczach, próbując zrozumieć, co chciał przekazać mu słowami. Dopiero gdy Słowik zdecydował się na prezentację fizyczną, jego oczy otworzyły się szerzej, a on zaraz potem przyłożył dłoń do czoła, nie ukrywając załamania.
- O nie... - powiedział. - O nie, nie, nie. Słowik, proszę cię - nie myślał nad tym. Ba, nie przeszłoby mu przez myśl, by proponować taki sposób "ulżenia. - Co do... Kto normalny by pomyślał o tym nawet, patrząc na wszystkie inne wiadomości - pokręcił głową, próbując wyrzucić z głowy to, co właśnie się dowiedział. - Nawet nie wiem, co... - co z tym faktem zrobić. Sądząc po wiadomościach, Jonathan zrozumiał jego zamiary. Wyszedł z wniosku, że wolał odsunąć to w zapomnienie...
... wsłuchując się przy tym w śmiech chłopaka. Dopiero przy jego upadku z mebla lekko uniósł kąciki ust w rozbawieniu.
- Dobrze ci tak - skomentował krótko. Karma zadziałała, pozwalając Kassirowi na chwilową satysfakcję. Wzruszył ramionami, widząc, że ten powrócił z powrotem na miejsce obok niego.
- To chyba nie tak miało wyglądać... - podrapał się po policzku. - ... po prostu ubiorę się zwyczajnie - nie rozumiał tego fenomenu z wybieraniem stroju, ale w tym przypadku wybiegało to całkowicie od jego stopnia zainteresowań. Było mu jednak to na tyle obojętne, że w tym momencie dawał wolną rękę przyjacielowi.
Przesunął wzrokiem na bok. Nie zamierzał powiedzieć tego na głos, ale przedstawiany mu opis pasował do jego - powolnych - obserwacji reakcji Jace'a i słów samych w sobie. Jego dwudziestoparoletnie życie zawierało w sobie niejeden obiekt westchnień, więc wiele podobnych zachowań przeradzało się w schematy, które dało się zapamiętać. Nawet gdy Kassir usilnie próbował nie myśleć o tym w takich kategoriach.
Randka. Bo raczej nie wybiera się specjalnie stroju na zwykłe spotkanie z kumplem.
- Gez. Upierasz się ciągle przy swoim - szturchnął go stopą o nogę. - Nie wiem, co mi da weryfikacja, czy jest zauroczony czy nie - zabrał rękę z oparcia, po czym odstawił filiżankę na stolik i wstał z miejsca. - Wiem, że nie dasz mi spokoju, więc miejmy to za sobą pod względem stroju - wolał mieć to za sobą, zanim poziom załamania sięgnie jeszcze piwnicy. Na razie znajdował się w jego prywatnym rankingu gdzieś na poziomie parteru. - Mogę spróbować, jeśli nie zapomnę tego. Ale nie chce zarazem, by wyszło, że nagle bawię się jego uczuciami - mógł nie odczuwać zainteresowania randkami, ale nie stanowiło to żadnej podstawy do bycia wystarczającym durniem, by psuć dobrze prosperującą znajomość.
- O nie... - powiedział. - O nie, nie, nie. Słowik, proszę cię - nie myślał nad tym. Ba, nie przeszłoby mu przez myśl, by proponować taki sposób "ulżenia. - Co do... Kto normalny by pomyślał o tym nawet, patrząc na wszystkie inne wiadomości - pokręcił głową, próbując wyrzucić z głowy to, co właśnie się dowiedział. - Nawet nie wiem, co... - co z tym faktem zrobić. Sądząc po wiadomościach, Jonathan zrozumiał jego zamiary. Wyszedł z wniosku, że wolał odsunąć to w zapomnienie...
... wsłuchując się przy tym w śmiech chłopaka. Dopiero przy jego upadku z mebla lekko uniósł kąciki ust w rozbawieniu.
- Dobrze ci tak - skomentował krótko. Karma zadziałała, pozwalając Kassirowi na chwilową satysfakcję. Wzruszył ramionami, widząc, że ten powrócił z powrotem na miejsce obok niego.
- To chyba nie tak miało wyglądać... - podrapał się po policzku. - ... po prostu ubiorę się zwyczajnie - nie rozumiał tego fenomenu z wybieraniem stroju, ale w tym przypadku wybiegało to całkowicie od jego stopnia zainteresowań. Było mu jednak to na tyle obojętne, że w tym momencie dawał wolną rękę przyjacielowi.
Przesunął wzrokiem na bok. Nie zamierzał powiedzieć tego na głos, ale przedstawiany mu opis pasował do jego - powolnych - obserwacji reakcji Jace'a i słów samych w sobie. Jego dwudziestoparoletnie życie zawierało w sobie niejeden obiekt westchnień, więc wiele podobnych zachowań przeradzało się w schematy, które dało się zapamiętać. Nawet gdy Kassir usilnie próbował nie myśleć o tym w takich kategoriach.
Randka. Bo raczej nie wybiera się specjalnie stroju na zwykłe spotkanie z kumplem.
- Gez. Upierasz się ciągle przy swoim - szturchnął go stopą o nogę. - Nie wiem, co mi da weryfikacja, czy jest zauroczony czy nie - zabrał rękę z oparcia, po czym odstawił filiżankę na stolik i wstał z miejsca. - Wiem, że nie dasz mi spokoju, więc miejmy to za sobą pod względem stroju - wolał mieć to za sobą, zanim poziom załamania sięgnie jeszcze piwnicy. Na razie znajdował się w jego prywatnym rankingu gdzieś na poziomie parteru. - Mogę spróbować, jeśli nie zapomnę tego. Ale nie chce zarazem, by wyszło, że nagle bawię się jego uczuciami - mógł nie odczuwać zainteresowania randkami, ale nie stanowiło to żadnej podstawy do bycia wystarczającym durniem, by psuć dobrze prosperującą znajomość.
Uśmiechnął się w typowy dla siebie głupkowaty sposób, który prezentował tylko najbliższym dla siebie osobom. Jakby nie patrzeć, gdy tylko wychodził "do ludzi", przybierał zupełnie inną minę.
— Każdy, Shane. Serio, nie mówię, że tego oczekiwał, ale to nie zmienia faktu, że... mogę cię zapewnić. W tym momencie — wskazał palcem na odpowiednie wiadomości, wpychając mu się znowu w telefon — mimo wszystko przeszło mu to przez myśl.
Poklepał go po ramieniu, kręcąc na boki głową.
— Teraz to już nic nie zrobisz. Postaraj się tylko o tym nie myśleć, jak się z nim spotkasz — podkreślił drugie zdanie, wcale nie po to, by zaszczepić tę myśl w głowie Shane'a. Wcale.
Wzruszył ramionami na jego wspomnienie o stroju. W sumie nie zależało mu na tym, na tyle, by zamierzał jakoś szczególnie naciskać. Słowik zawsze dobrze się ubierał. Jego przyjaciel miał to szczęście, że po prostu we wszystkim wyglądał dobrze, ale czemu nie skorzystać skoro miał wyglądać jeszcze lepiej?
— Shane, bez urazy, ale zamiast myśleć tylko o sobie, mógłbyś też pomyśleć o nim — powiedział, nieznacznie poważniejąc. Oparł głowę o swoje przedramiona, cały czas mu się przyglądając.
— Wiem, że cały czas podkreślasz, jak to nie masz wyrąbane na związki, ale chyba zapominasz, że to nie znaczy, że wszyscy mają. Jeśli Jace'owi serio na tobie zależy to własnie w tym momencie bawisz się jego uczuciami, ślepo udając, że niczego nie widzisz, bo to tylko twój kumpel. Nikt ci nie każe być z nim na siłę, bo związki z litości nigdy nie wypalają. Ale jeśli on serio cię lubi, a ty nie czujesz w jego towarzystwie absolutnie nic, to nie sądzisz, że byłoby fair mu o tym powiedzieć, żeby mógł zmienić swój obiekt zainteresowania na kogoś innego? Na tym etapie popłacze przez miesiąc i powinno mu się udać, ruszyć dalej, chociaż no, opcja zostania przyjaciółmi i tak nigdy nie działa. Ale im dłużej będzie w tym siedział, tym bardziej to potem przeżyje. Zwłaszcza że jest młody — odsunął się od oparcia i wstał z kanapy, przywołując do siebie Ralpha. Podniósł kota do góry i pokazał Shane'owi na wyciągniętych rękach.
— Ale zanim przejdziemy do najważniejszego, mam dla ciebie bojową misję. Musimy ubrać mojego kota w świąteczny sweter, a ten mały gnój nijak mi na to nie pozwala. Będziesz moim pomocnikiem.
Nie przyjmował odmowy.
Takie dosadne pokazanie mu dowodów tylko bardziej go dobiło, a uśmiech Słowika był niczym gwóźdź do podsumowania tej całości. Musiał jedno przyznać sobie, że nawet nie przewidział, iż Jace mógł wejść w ten sam tor myślenia. Zasłaniając dłonią twarz, zaczął się zastanawiać, czy z tego wszystkiego nie zdemoralizował go na kilka chwil. Czuł, że zostanie mu to do ocenienia już przy fakcie dokonanym.
Spojrzał za to przez palce na niego, mrużąc oczy, gdy tamten spoważniał. Jego długie kazanie uświadomiło głównie czarnowłosemu, że po raz kolejny w tym spotkaniu podjął złą ścieżkę.
- Ja... Masz rację - powiedział do chłopaka, czując, że jego uszy delikatnie zaczęły się czerwienić. - Za bardzo skupiłem się na sobie, nie biorąc pod uwagę ewentualnych uczuć drugiej osoby - nie ukrywał, że odczuwał teraz wstyd samym sobą. Było to zbyt egoistyczne, nieczułe i całkowicie nieprzemyślane z jego strony. Nawet nie poruszył wyobraźni, by spróbować domyślić się, jak bardzo mógłby zranić drugą stronę, gdyby robił ciągle jakieś nadzieje. - Ciągle popełniam ten błąd - a Słowik w tym momencie był jego głosem rozsądku, który sprowadzał go na ziemię już po raz kolejny. Odrzucenie dziewczyny zabiegającej o jego względy kończyłoby się zbyt późno gdyby nie on.
Tylko, czy w tym przypadku mógłby potraktować to tak samo?
- Chyba... po prostu mu dam szansę. Zobaczę, co z tego wyjdzie po tym spotkaniu i tyle - postanowił, uśmiechając się lekko, ale zarazem ze smutkiem. - Jestem mu chociaż tyle winien - wyszedł z takiego założenia obecnie, postanawiając wziąć pod uwagę zarazem "rady". - Przynajmniej też, by upewnić się, czy rzeczywiście może widzieć we mnie coś więcej.
Dłuższe zastanowienie pozwoliło mu zrozumieć, że on na tym i tak nie tracił. Jedynie co, miał dodatkowe zadanie odnoszące się do lepszej obserwacji.
- Chociaż jest ode mnie młodszy... Ale chyba starszy od ciebie? - zastanowił się na głos. - Mówił mi, że jest na pierwszym roku studiów - przypomniał sobie ich rozmowę. Chyba coś takiego mi mówił.
Skinął głowę, słysząc swoją misję. Wybór stroju mógł poczekać aż do wieczora mimo wszystko.
- Okay, tylko szybkie pytanie. Mam go trzymać czy ubierać? - zaśmiał się, spoglądając na czarnego futrzaka. - Nie widzę po tobie, by wyrywał się. Czyżby potargał sweter? - zamyślił się. - Ty masz plany z Axelem dzisiaj? - też siedzenie aż do umówionej pory mogłoby być niewłaściwe, jeśli mieli już plany dla swojej dwójki.
Spojrzał za to przez palce na niego, mrużąc oczy, gdy tamten spoważniał. Jego długie kazanie uświadomiło głównie czarnowłosemu, że po raz kolejny w tym spotkaniu podjął złą ścieżkę.
- Ja... Masz rację - powiedział do chłopaka, czując, że jego uszy delikatnie zaczęły się czerwienić. - Za bardzo skupiłem się na sobie, nie biorąc pod uwagę ewentualnych uczuć drugiej osoby - nie ukrywał, że odczuwał teraz wstyd samym sobą. Było to zbyt egoistyczne, nieczułe i całkowicie nieprzemyślane z jego strony. Nawet nie poruszył wyobraźni, by spróbować domyślić się, jak bardzo mógłby zranić drugą stronę, gdyby robił ciągle jakieś nadzieje. - Ciągle popełniam ten błąd - a Słowik w tym momencie był jego głosem rozsądku, który sprowadzał go na ziemię już po raz kolejny. Odrzucenie dziewczyny zabiegającej o jego względy kończyłoby się zbyt późno gdyby nie on.
Tylko, czy w tym przypadku mógłby potraktować to tak samo?
- Chyba... po prostu mu dam szansę. Zobaczę, co z tego wyjdzie po tym spotkaniu i tyle - postanowił, uśmiechając się lekko, ale zarazem ze smutkiem. - Jestem mu chociaż tyle winien - wyszedł z takiego założenia obecnie, postanawiając wziąć pod uwagę zarazem "rady". - Przynajmniej też, by upewnić się, czy rzeczywiście może widzieć we mnie coś więcej.
Dłuższe zastanowienie pozwoliło mu zrozumieć, że on na tym i tak nie tracił. Jedynie co, miał dodatkowe zadanie odnoszące się do lepszej obserwacji.
- Chociaż jest ode mnie młodszy... Ale chyba starszy od ciebie? - zastanowił się na głos. - Mówił mi, że jest na pierwszym roku studiów - przypomniał sobie ich rozmowę. Chyba coś takiego mi mówił.
Skinął głowę, słysząc swoją misję. Wybór stroju mógł poczekać aż do wieczora mimo wszystko.
- Okay, tylko szybkie pytanie. Mam go trzymać czy ubierać? - zaśmiał się, spoglądając na czarnego futrzaka. - Nie widzę po tobie, by wyrywał się. Czyżby potargał sweter? - zamyślił się. - Ty masz plany z Axelem dzisiaj? - też siedzenie aż do umówionej pory mogłoby być niewłaściwe, jeśli mieli już plany dla swojej dwójki.
Uśmiechnął się łagodnie w odpowiedzi, kręcąc na boki głową. Sam fakt, że Shane momentalnie zrozumiał, co do niego powiedział, był tak naprawdę wystarczający.
— Każdemu się zdarza. To dobrze, że przynajmniej potrafisz się przyznać do błędu — szturchnął go ręką w ramię, zaraz przypatrując mu się uważnie.
— Hej, tylko nic na siłę, Shane. Nie przeginaj w drugą stronę, okej? Nie chcę, żebyś teraz podchodził do tego jakbyś miał wobec niego jakiś dług, bo nie masz. No i pamiętaj, że jakbyś miał się z nim umawiać wbrew własnej woli, skończyłoby się to w jeszcze gorszy sposób. Jak już mówiłem wcześniej, nie ma chyba niczego gorszego niż bycie z kimś z litości — wolał się upewnić, że podobna informacja też do niego dotrze. Zdecydowanie nie zamierzał pozwolić, by zaszczepił sobie coś podobnego w głowie. Jakby nie patrzeć, Shane był dla niego dużo ważniejszy niż koleś, którego nawet dobrze nie znał. Nawet jeśli cicho miał nadzieję, że naprawdę uda mu się coś ruszyć w tym ciemnowłosym uparciuchu.
— Hm, w sumie niekoniecznie. Zależy jakim poszedł tokiem nauczania nie? Mógł skończyć piątą klasę, pójść do college'u albo faktycznie od razu po liceum uderzyć na studia. Więc masz przedział od dziewiętnastu do dwudziestu jeden? Pomijając też te inne potencjalne scenariusze typu gap year czy coś tam. No ale na oko, więcej niż dwudziestu bym mu nie dał — wzruszył ramionami, przywołując w umyśle jego twarz. Słowik miał dobrą pamięć wizualną, ale wiadomo, że widział go tylko przez kilkanaście minut. Nie mógł w tym czasie dokonać obserwacji roku.
— Może lepiej go ubieraj. Jeśli ma kogokolwiek podrapać to lepiej, żebym to był ja. Ty musisz dziś być w stanie idealnym — wyszczerzył się zaczepnie, rzucając kota na kanapę obok Shane'a.
— Dobra czekaj, zaraz przyniosę ten sweter... i nie do końca go potargał. Raczej spierdalał przede mną po całym mieszkaniu. Tyle dobrego, że nie wskakuje na meble, bo jakby mi coś zwalił, urąbałbym mu jaj- na to w sumie za późno. Urwałbym ci łeb — powiedział prosto do kota, puszczając mu oko. Nie, żeby otrzymał w zamian jakąkolwiek reakcję.
— Pytasz o najbliższe kilka godzin czy noc? — zapytał, unosząc bezczelnie kącik ust ku górze — Będziemy truć ci dupę. Znaczy, ja będę. Axel pewnie wróci z pracy, z zakupami, zrobi nam coś do żarcia, ja cię uszykuję. Zapytam go o zdanie, a on mnie zignoruje, rzuci ci beznamiętne spojrzenie, mrucząc w głowie, że współczuje ci znajomości ze mną. Dzień jak co dzień. A no i będziemy musieli znosić obrażonego Ralpha. Nie odpuszczę ci tego swetra, mały chuju.
Zmierzył kota wzrokiem, zaraz idąc do pokoju, by wrócić z czerwono-zielonym swetrem w choinki. Wyciągnął go w milczeniu, w stronę Shane'a. Był gotów.
Uśmiechnął się nieznacznie do swojego przyjaciela, po czym szturchnął go palcem w policzek.
- Jasne, jasne - zgodził się. - Zapamiętane całkiem dobrze, sensei. Zero randkowania z litości, tylko szczerość - powtórzył krótką lekcję niczym pilny uczeń. Usłyszane słowa zadziałały na niego uspokajająco. Nie uważał, że brało się to z doświadczenia Słowika, co z faktu, że miał świadomość, iż mógł liczyć na przyjaciela w razie czego.
I może też dzięki temu już nie myśleć tak intensywnie nad kwestią związkowo-randkową.
- Fakt. Zapominam o tym często - przyznał. - Pewnie temu, że sam zrezygnowałem z normalnego toku nauki.
Wzruszył ramionami, traktując powierzchownie to, na co sam zdecydował się. Od tamtego czasu minęło parę lat, a wiele wydarzeń sprawiło, że jego bagaż życiowy był nasycony wieloma różnymi historiami oraz osobami.
Pokiwał głową, słysząc na temat kwestii ubierania kota. Nie odczuwał zdziwienia, był prawie pewny tego, że to mogła być cecha wspólna wielu z tego gatunku. Nie zastanawiał się nad tym za wiele, przeskakując momentalnie do wewnętrznej analizy odpowiedzi na jego pytanie.
- Czyli klasyk, chociaż wolę nazywać to wspólnym spędzaniem czasu niż truciem dupy. I nie, nie chcę wiedzieć, co będziecie robić w nocy - odniósł się do jego wypowiedzi, odprowadzając go wzrokiem. Przeniósł swoją dłoń na czarnego futrzaka, delikatnie drapiąc go za uchem.
Widok przyniesionego swetra rozbawił go. Wskazał głową na jego przyszłego nosiciela, chcąc w ten sposób zasygnalizować rozpoczęcie tej krótkiej misji.
Kot jednak nie był skłonny do współpracy. Widok materiału musiał obudzić w nim odczucie niebezpieczeństwa, bo nagle zaczął próbować wyrwać się z uścisku Słowika, w pewnym momencie nawet zahaczając pazurami o jego palce.
- Ejejeje, wszystko ok? - spytał się, zawieszając się w powietrzu wraz ze swetrem. - Zamieńmy-... albo nie, złap go trochę wyżej - zaproponował, będąc gotowy, by nałożyć materiał przez łeb futrzaka, przechodząc do tego lada moment, ignorując przy tym niezadowolenie kota. Góra przeszła gładko, nie licząc pierwszego poszkodowanego w tym wszystkim.
- Jeszcze łapy. Trzeba go inaczej chwycić, inaczej się nie uda.
- Jasne, jasne - zgodził się. - Zapamiętane całkiem dobrze, sensei. Zero randkowania z litości, tylko szczerość - powtórzył krótką lekcję niczym pilny uczeń. Usłyszane słowa zadziałały na niego uspokajająco. Nie uważał, że brało się to z doświadczenia Słowika, co z faktu, że miał świadomość, iż mógł liczyć na przyjaciela w razie czego.
I może też dzięki temu już nie myśleć tak intensywnie nad kwestią związkowo-randkową.
- Fakt. Zapominam o tym często - przyznał. - Pewnie temu, że sam zrezygnowałem z normalnego toku nauki.
Wzruszył ramionami, traktując powierzchownie to, na co sam zdecydował się. Od tamtego czasu minęło parę lat, a wiele wydarzeń sprawiło, że jego bagaż życiowy był nasycony wieloma różnymi historiami oraz osobami.
Pokiwał głową, słysząc na temat kwestii ubierania kota. Nie odczuwał zdziwienia, był prawie pewny tego, że to mogła być cecha wspólna wielu z tego gatunku. Nie zastanawiał się nad tym za wiele, przeskakując momentalnie do wewnętrznej analizy odpowiedzi na jego pytanie.
- Czyli klasyk, chociaż wolę nazywać to wspólnym spędzaniem czasu niż truciem dupy. I nie, nie chcę wiedzieć, co będziecie robić w nocy - odniósł się do jego wypowiedzi, odprowadzając go wzrokiem. Przeniósł swoją dłoń na czarnego futrzaka, delikatnie drapiąc go za uchem.
Widok przyniesionego swetra rozbawił go. Wskazał głową na jego przyszłego nosiciela, chcąc w ten sposób zasygnalizować rozpoczęcie tej krótkiej misji.
Kot jednak nie był skłonny do współpracy. Widok materiału musiał obudzić w nim odczucie niebezpieczeństwa, bo nagle zaczął próbować wyrwać się z uścisku Słowika, w pewnym momencie nawet zahaczając pazurami o jego palce.
- Ejejeje, wszystko ok? - spytał się, zawieszając się w powietrzu wraz ze swetrem. - Zamieńmy-... albo nie, złap go trochę wyżej - zaproponował, będąc gotowy, by nałożyć materiał przez łeb futrzaka, przechodząc do tego lada moment, ignorując przy tym niezadowolenie kota. Góra przeszła gładko, nie licząc pierwszego poszkodowanego w tym wszystkim.
- Jeszcze łapy. Trzeba go inaczej chwycić, inaczej się nie uda.
W jego przypadku naprawdę wolał powtórzyć coś kilka razy. Dlatego dopiero dobitne potwierdzenie usatysfakcjonowało go na tyle, by odpuścił.
— No. Bardzo dobrze, powtarzaj to sobie jeszcze od czasu do czasu w głowie. Albo może lepiej nie, bo jeszcze serio sobie wryjesz do łba, że idziesz tam z litości i pogrzebiesz swoje szanse na fajne spotkanie — szturchnął go w bok łydki nogą, wytykając mu język.
— Wiesz, zawsze możesz pójść na studia, jeśli faktycznie czujesz taką potrzebę. Zrobić je zaocznie czy coś. Gdybyś na przykład chciał komuś zaimponować swoim papierem — zakasłał głośno, wypowiadając jednocześnie ostatnie zdanie, by żartobliwie ukryć je w ten sposób przed przyjacielem. Nie, żeby i tak nie mógł odróżnić od siebie absolutnie każdego słowa. W końcu nie mógł sobie darować kolejnej okazji do podokuczania w temacie nowej znajomości, co nie?
"I nie, nie chcę wiedzieć, co będziecie robić w nocy."
— Jak sobie chcesz. Gdybyś zmienił zdanie, znam kilka fajnych pozycji i tricków. Zarówno takich, żeby trochę wszystko wydłużyć, jak i przyspieszyć, zależnie od potrzeb. Może ci się przyda — puścił mu oko, unosząc zaczepnie kącik ust do góry. Zdecydowanie znał ich dużo więcej niż tylko kilka.
Syknął cicho, gdy Ralph zaczął rzucać się na wszystkie strony, drapiąc go po palcach.
— Ty mały, jebany kurwiu, wsadzę ci butelkę od szampana w dupę z odkręconym na wpół korkiem, tak ci pierdolnie, że wystrzeli przodem i wyprostuje ci całe jelita — wypuścił z siebie przepiękną wiązankę, mimo wszystko nie ściskając go mocniej, niż było to potrzebne. Przesunął ręce zgodnie z instrukcjami Shane'a, próbując utrzymać tę małą dzicz w jednej pozycji. Tak to właśnie było. Mógł na niego wyklinać na wszelkie sposoby, ale tak naprawdę w życiu nie zrobiłby mu krzywdy. Kochał tego futrzaka na swój własny, nieco pojebany sposób.
— Aha! 1:0 dla nas, kupo futra, czas na rundę drugą — zakrzyknął zwycięsko i złapał tylne łapy Ralpha jedną ręką, a przednie drugą, wysuwając je do przodu.
— Dawaj go! Bierz po jednej łapie i wsadzaj na miejsce! — w życiu by się nie przyznał do tej dzikiej, żołnierskiej ekscytacji, która ogarniała go podczas bitwy o sweter. Bez wątpienia miała ona jednak pozostać na wieki w jego sercu, dlatego nie zamierzał się poddać. Wiekopomna porażka zdecydowanie nie wchodziła w grę.
- Aż taką niską wiarę we mnie masz? - spytał się go powstrzymując swoją chęć od uszczypnięcia go w odpowiedzi. - Że myślałbym o tym wszystkim w takim toku? - poniekąd zastanawiało go, czy Słowikowi chodziło po głowie jakieś wydarzenie z przeszłości, skoro powtarzał mu się z daną kwestią. Jemu samemu nic nie przychodziło na myśl, ale... Nie można było ukrywać faktu, że niezbyt przywiązywał uwagę do takich kwestii.
- Tak, tak - ze zrezygnowaniem skomentował jego słowa, postanawiając zamknąć tematykę dalszej nauki. Sam próbował, ale losy miasta skutecznie odwiodły go od tego pomysłu... I jakoś do tej pory niezbyt ciągnęło go do kontynuowania nauki.
Obecna sytuacja nie pozwalała mu też tego rozważyć wyjątkowo dłużej, ponieważ już któryś raz z kolei słowa przyjaciela zwyczajnie go... dobiły. Znowu.
- To spotkanie, a nie randka z nocną przygodą - powiedział, nie próbując maskować nawet swojego załamania tym wszystkim. - Słowo, nie zmieni mi się zdanie w żaden sposób - zapewnił go, odczuwając lekkie zmęczenie. - I zamknijmy na razie ten temat. Nie jestem pewny, czy jestem gotowy słuchać tego na trzeźwo - dodał zaraz potem.
Ile musiał wypić, by z własnej woli chciał ruszać teraz takie tematy? Wolał sobie nawet nie odpowiadać, nie czując się psychicznie gotowy na takie rewelacje.
Chociaż ubieranie kota też nie należało do łatwych zadań. Trzeba było zignorować rany poniesione w tej bitwie - i przy okazji wiązankę Słowika - by przejść do dokonania dzieła. Przynajmniej udawało się na tyle, że połowę mieli za sobą.
- Jasne - przytaknął na jego kolejne polecenie, biorąc ostrożnie futrzastą łapę tak, by nie zrobić kotowi krzywdę, po czym włożył ją w jeden z rękawów. Tą samą czynność powtórzył z drugiej strony. Było to łatwiejsze zadanie niż włożenie samego swetra przez łeb, gdzie jeszcze ich model miał szansę na zrewanżowanie.
- Mamy to! - powiedział wyraźnie zadowolony z dokonanego faktu, poprawiając jeszcze ubiór. - Nie puszczaj go jeszcze - korzystając z chwili, wyciągnął telefon i zrobił dwa zdjęcia kotowi, a potem tej dwójce. - Nie mogłem nie skorzystać z okazji.
- Tak, tak - ze zrezygnowaniem skomentował jego słowa, postanawiając zamknąć tematykę dalszej nauki. Sam próbował, ale losy miasta skutecznie odwiodły go od tego pomysłu... I jakoś do tej pory niezbyt ciągnęło go do kontynuowania nauki.
Obecna sytuacja nie pozwalała mu też tego rozważyć wyjątkowo dłużej, ponieważ już któryś raz z kolei słowa przyjaciela zwyczajnie go... dobiły. Znowu.
- To spotkanie, a nie randka z nocną przygodą - powiedział, nie próbując maskować nawet swojego załamania tym wszystkim. - Słowo, nie zmieni mi się zdanie w żaden sposób - zapewnił go, odczuwając lekkie zmęczenie. - I zamknijmy na razie ten temat. Nie jestem pewny, czy jestem gotowy słuchać tego na trzeźwo - dodał zaraz potem.
Ile musiał wypić, by z własnej woli chciał ruszać teraz takie tematy? Wolał sobie nawet nie odpowiadać, nie czując się psychicznie gotowy na takie rewelacje.
Chociaż ubieranie kota też nie należało do łatwych zadań. Trzeba było zignorować rany poniesione w tej bitwie - i przy okazji wiązankę Słowika - by przejść do dokonania dzieła. Przynajmniej udawało się na tyle, że połowę mieli za sobą.
- Jasne - przytaknął na jego kolejne polecenie, biorąc ostrożnie futrzastą łapę tak, by nie zrobić kotowi krzywdę, po czym włożył ją w jeden z rękawów. Tą samą czynność powtórzył z drugiej strony. Było to łatwiejsze zadanie niż włożenie samego swetra przez łeb, gdzie jeszcze ich model miał szansę na zrewanżowanie.
- Mamy to! - powiedział wyraźnie zadowolony z dokonanego faktu, poprawiając jeszcze ubiór. - Nie puszczaj go jeszcze - korzystając z chwili, wyciągnął telefon i zrobił dwa zdjęcia kotowi, a potem tej dwójce. - Nie mogłem nie skorzystać z okazji.
— Sam nie wiem, Shane. Momentami mam wrażenie, że tak bardzo ignorujesz różne kwestie i powtarzasz, że nie przywiązujesz do nich uwagi, że... trochę dajesz wrażenie, jakbyś miał się w tym zgubić. Im częściej coś powtarzamy i się na to nastawiamy, tym bardziej siedzi nam to w głowie — powiedział w odpowiedzi, nie do końca wiedząc, jak inaczej się wypowiedzieć na ten temat. Jasne, mógł w niego wierzyć, ale cała rozmowa, którą prowadzili od kilkunastu minut, była dla niego najzwyczajniej w świecie niepokojąca. Nawet jeśli pozornie zdawała się mieć dobry finał. Przynajmniej na razie.
Mógł mieć tylko głęboką nadzieję, że gówniarz nie spierdoli tego na tyle, by Shane całkowicie stracił wiarę i chęci na cokolwiek z podobnego tematu. W końcu nie raz i nie dwa dawało się komuś szansę, by skończyć z jeszcze większym rozczarowaniem. Ale co niby miał z tym zrobić? Nawet jakby do niego napisał, nic by to nie dało.
"To spotkanie, a nie randka z nocną przygodą."
— Ale wy jesteście nudni. Lepiej go za rękę nie trzymaj na pierwszym spotkaniu, bo jeszcze w ciążę zajdzie — rzucił, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu — i jeszcze zobaczymy. Nigdy, nie mów nigdy. Ale niestety, nie dam rady cię dziś upić. Nie puszczę cię na spotkanie zataczającego się na boki.
Obserwował akcję z kotem wyraźnie zadowolony z siebie. Nie obchodziły go już nawet podrapane palce, zwłaszcza że w którymś momencie, Ralph postanowił się poddać. Jak widać dwie wojujące z nim osoby, mocno go przerosły.
— Wyślesz mi je? Podeślę Axelowi — wypuścił w końcu kota na podłogę. Zwierzak miauknął głośno wyraźnie niezadowolony i zwiał do sypialni.
— Będziesz mi jeszcze za to dziękował, jak przestanie ci marznąć dupa. Dobra to, co chcesz robić? I co chcesz jeść, bo Axel będzie jechał do tego sklepu, masz jakieś życzenia? — zapytał wstukując wiadomość w telefonie.
Musiał przyznać sam sobie, że zwyczajnie nie zrozumiał, co miał na myśli Słowik. Nie potrafił dostrzec tego samego, co jego przyjaciel. Temu też, z całkowitą łatwością, mógł podsumować jego słowa lekkim wzruszeniem ramion. Być może w przyszłości bardziej rozjaśniłoby mu się to, ale obecnie? Nie sądził.
Chociaż musiał przyznać mu jedno - w wielu kwestiach gubił się już od bardzo dawna.
Pomijając bardziej poważniejsze kwestie, ponownie dostał okazję na możliwość dobicia się. Nie skorzystał jednak tym razem. Przewrócił oczami na kwestię bycia nudnym i popatrzył na niego z miną "przeżyję".
- Hola. Nie dam ci się znowu upić, tamten przypadek to był wyjątek - powiedział, próbując chronić swojego honoru. Nie chciał wracać wspomnieniami do tamtego wydarzenia, gdzie zaakceptował wspólną rywalizację w piciu. I do myśli o swoim fatalnym końcu po długiej walce.
Przynajmniej kot został ubrany. Spoglądnął na futrzaka raz jeszcze, po czym przytaknął słowom Słowika i wyciągnął telefon, wysyłając mu wspomniane fotki. Pozwolił sobie zarazem pogrążyć się w rozmyślaniach na temat najbliższych planów.
- Um, czy ja wiem... Możemy coś obejrzeć - zasugerował. - Chyba, że chcesz w coś pograć? - dodał nieco bardziej ożywiony. - I nie mam. Zdaję się na ciebie... w granicach rozsądku oczywiście - uniósł obie ręce do góry w geście poddania się. - Chociaż wypadałoby mi pilnować czasu jeszcze - czekał go jeszcze powrót do domu i ogarniecie się na spotkanie. Już wypadł mu z głowy pomysł przyjaciela, dlatego momentalnie nastawił się psychicznie na wybór zwykłego stroju.
No przecież na randkę i tak nie szedł.
- Czekaj, czy ja ci pokazywałem ten film z oponą? - nagle go tchnęło jedno wspomnienie.
Chociaż musiał przyznać mu jedno - w wielu kwestiach gubił się już od bardzo dawna.
Pomijając bardziej poważniejsze kwestie, ponownie dostał okazję na możliwość dobicia się. Nie skorzystał jednak tym razem. Przewrócił oczami na kwestię bycia nudnym i popatrzył na niego z miną "przeżyję".
- Hola. Nie dam ci się znowu upić, tamten przypadek to był wyjątek - powiedział, próbując chronić swojego honoru. Nie chciał wracać wspomnieniami do tamtego wydarzenia, gdzie zaakceptował wspólną rywalizację w piciu. I do myśli o swoim fatalnym końcu po długiej walce.
Przynajmniej kot został ubrany. Spoglądnął na futrzaka raz jeszcze, po czym przytaknął słowom Słowika i wyciągnął telefon, wysyłając mu wspomniane fotki. Pozwolił sobie zarazem pogrążyć się w rozmyślaniach na temat najbliższych planów.
- Um, czy ja wiem... Możemy coś obejrzeć - zasugerował. - Chyba, że chcesz w coś pograć? - dodał nieco bardziej ożywiony. - I nie mam. Zdaję się na ciebie... w granicach rozsądku oczywiście - uniósł obie ręce do góry w geście poddania się. - Chociaż wypadałoby mi pilnować czasu jeszcze - czekał go jeszcze powrót do domu i ogarniecie się na spotkanie. Już wypadł mu z głowy pomysł przyjaciela, dlatego momentalnie nastawił się psychicznie na wybór zwykłego stroju.
No przecież na randkę i tak nie szedł.
- Czekaj, czy ja ci pokazywałem ten film z oponą? - nagle go tchnęło jedno wspomnienie.
Jego wzruszenie ramionami w żadnym stopniu go nie uspokoiło, a wręcz zaszczepiło tylko dodatkowy niepokój. Czy był jednak sens, by dalej to teraz rozgrzebywać? Zdecydowanie nie. Już i tak mocno nadszarpnął jego strefę komfortu jak na jeden dzień. Naciskanie go aż pęknie, było najgłupszą taktyką, jaką mógłby teraz obrać. No i nie odbiłaby się ona tylko na nim.
— W tym wypadku to ja zrobię wyjątek dla ciebie. Nie piję już od dłuższego czasu — wzruszył ramionami, patrząc na niego z politowaniem — jeśli jednak myślisz, że to cokolwiek zmienia i nadal masz ze mną jakiekolwiek szanse... ha.
Uniósł kącik ust ku górze i zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Był gotów go zmiażdżyć w każdym momencie. Choć zdecydowanie wolał mieć wtedy obok Axela. Przegada z nim to, jak wróci z zakupów.
— Twój głos mówi mi, że wolisz grać. Co w sumie jest dobrym planem, skoro potem masz wyjść, porobisz daily czy coś tam. Film możemy obejrzeć innym razem — jakby nie patrzeć i tak nie mieli do siebie aż tak daleko, a Słowik ostatnimi czasy miał dużo więcej wolnego czasu niż wcześniej. Fakt, że przestał spotykać się z większością klientów po godzinach i przede wszystkim imprezować do białego rana, bez wątpienia miał tu wiele do powiedzenia.
— A, tylko rozstawiliśmy komputery po dwóch pokojach, żeby się wzajemnie nie wkurwiać. Ewentualnie jak chcesz, to możesz grać na moim, a ja opowiem ci w tym czasie ostatnie pojebane akcje ode mnie z pracy. I spoko ogarnę cię na godzinę przed wyjściem czy coś. Na którą się umówiłeś? I gdzie? Mamy cię podrzucić autem? — zadał kilka kluczowych pytań, wyszukując w internecie jakiejś inspiracji jedzeniowej, zbierając pokrótce składniki dla Axela. Jego palce zatrzymały się tylko na chwilę.
— ... jaki znowu film z oponą — miał złe przeczucia.
Przesunął wzrokiem na bok słysząc kwestię odnoszącą się alkoholu, by zaraz potem ponownie spojrzeć na Słowika.
- To działa w dwie strony, Słowik - powiedział. - Nie jest tak, że mnie powalisz od tak - pstryknął palcami. Jego chęć przyznania mu racji nie istniała totalnie. I nie chciał tym bardziej mu dawać satysfakcji z możliwości powalenia go w tej dziedzinie.
Mimo własnych słów, uśmiechał się w duchu. Wieść odnośnie odstawienia alkoholu wywoływała w nim delikatne zadowolenie i odczucie ulgi. Przede wszystkim zależało mu na szczęściu przyjaciela i nie chciał, by jego życie było podsumowaniem smutku i pogrążenia. Nierzadko w duchu wygarniał sobie, że nie umiał mu lepiej pomóc oprócz próby ogarnięcia skutków jego szaleństw nocnych. Niezależnie, jakby się starał.
Dlatego obecny widok napawał go spokojem w przerwach pomiędzy bycie dobitym przez tą samą personę.
- Nie chcesz ze mną pograć? - spytał odnośnie gier. - I nie przeszkadza - zaśmiał się krótko. - Ale chętnie posłucham historii z pracy.
Przeciągnął się, przewracając zaraz potem oczami.
- Nie musisz mi ogarniać ubrań, sam sobie mogę wybrać - jednak nie umiał przywiązywać do tego takiej uwagi, co i jego przyjaciel. Zwłaszcza, że dla niego to było jedynie zwykłe spędzenie wspólnie czasu. - Um - zamyślił się, grzebiąc we wspomnieniach. - Na dwudziestą, przy arcade game. I nie, to nie jest aż tak daleko - zapewnił go szybko.
Uśmiechnął się szeroko, słysząc pytanie.
- Taki horror. Zainteresowany? - jego umiejętności do wyszukiwania dziwnych i zarazem okropnych filmów nadal nie zaniknęły.
- To działa w dwie strony, Słowik - powiedział. - Nie jest tak, że mnie powalisz od tak - pstryknął palcami. Jego chęć przyznania mu racji nie istniała totalnie. I nie chciał tym bardziej mu dawać satysfakcji z możliwości powalenia go w tej dziedzinie.
Mimo własnych słów, uśmiechał się w duchu. Wieść odnośnie odstawienia alkoholu wywoływała w nim delikatne zadowolenie i odczucie ulgi. Przede wszystkim zależało mu na szczęściu przyjaciela i nie chciał, by jego życie było podsumowaniem smutku i pogrążenia. Nierzadko w duchu wygarniał sobie, że nie umiał mu lepiej pomóc oprócz próby ogarnięcia skutków jego szaleństw nocnych. Niezależnie, jakby się starał.
Dlatego obecny widok napawał go spokojem w przerwach pomiędzy bycie dobitym przez tą samą personę.
- Nie chcesz ze mną pograć? - spytał odnośnie gier. - I nie przeszkadza - zaśmiał się krótko. - Ale chętnie posłucham historii z pracy.
Przeciągnął się, przewracając zaraz potem oczami.
- Nie musisz mi ogarniać ubrań, sam sobie mogę wybrać - jednak nie umiał przywiązywać do tego takiej uwagi, co i jego przyjaciel. Zwłaszcza, że dla niego to było jedynie zwykłe spędzenie wspólnie czasu. - Um - zamyślił się, grzebiąc we wspomnieniach. - Na dwudziestą, przy arcade game. I nie, to nie jest aż tak daleko - zapewnił go szybko.
Uśmiechnął się szeroko, słysząc pytanie.
- Taki horror. Zainteresowany? - jego umiejętności do wyszukiwania dziwnych i zarazem okropnych filmów nadal nie zaniknęły.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach