▲▼
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
China Town
SIEDZIBA GŁÓWNA SZAKALI.
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Najbardziej kolorowa część całego dystryktu. Choć w China Town wbrew powszechnej opinii od dawna nie mieszkają już tylko mniejszości azjatyckie, bez wątpienia to właśnie oni nadal dominują na tutejszych terenach. Zadbali też o to, by mimo upływu lat i negatywnej opinii całego miasta, uliczki nadal reprezentowały w dumny sposób ich dziedzictwo kulturowe. Łatwo tu o pełen wachlarz azjatyckich restauracji — od chińskich, poprzez japońskie, koreańskie, aż po indyjskie. Mieszkańcy mogą się tu również zaopatrzyć we wszelkie dziwaczne przyprawy, owoce, warzywa, owoce morza, ryby, ale i mięso. To bez wątpienia jedyny punkt w całym Riverdale City, gdzie na życzenie można dostać obdartego ze skóry na żywca węża czy zjeść żywą ośmiornicę. W przeszłości Kanadyjczycy regularnie pojawiali się pomiędzy tutejszymi straganami, by protestować przeciwko okrucieństwu wobec zwierząt. Obecnie podobnych chętnych można policzyć na palcach jednej dłoni.
Efekt terenu: China Town stało się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu C. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.
__________
Efekt terenu: China Town stało się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu C. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.
Pokiwał głową w odpowiedzi.
— Będziesz pierwszą osobą, do której się zgłoszę — obiecał, unosząc kącik ust do góry. Nie kłamał, w końcu bez wątpienia jeżeli komukolwiek miał zaufać w podobnej kwestii, zdecydowanie byłaby to białowłosa.
"Musisz mieć urwanie głowy z rodzeństwem, co?"
— Zdążyłem się już przyzwyczaić. Jakby nie patrzeć, wychowuję ich od... hm. Trzynastego roku życia, na poważniej. Ale w sumie z Zackiem i Codym musiałem już zostawać sam w domu, jak miałem dziewięć lat, chociaż wtedy jeszcze czasem było z nami moje starsze rodzeństwo. T-tylko nie mów o tym nikomu, okej? Moja mama naprawdę nie ma w życiu lekko. Tata tak samo. Gdybyśmy nie polegali na sobie wzajemnie, pewnie nie mielibyśmy nawet za co utrzymać mieszkania i w ogóle... teraz już jest łatwiej! Mam nawet swoje oszczędności. No i mój starszy brat dosyła nam co miesiąc pieniądze, siostra czasem też, więc... — zrobiło mu się nieco głupio. Zdecydowanie nie lubił mówić o swojej sytuacji rodzinnej, zwłaszcza że zawsze stresował się czy ktoś nie odbierze tego w nieodpowiedni sposób i nie postanowi ich zgłosić. Z jakiegoś głupiego powodu ufał Kianie, ale jednocześnie wiedział, że jest policjantką. A to czasem mogło znaczyć, że przełoży obowiązki ponad relacje z innymi. Chociaż jak do tej pory mocno nadstawiała za niego karku, prawda? No właśnie.
Dlatego jej ufasz, Jace.
— O nie, rozliczanie podatków jest straszne — przyznał z cichym jęknięciem, kręcąc się na boki. Czasem musiał z tym pomagać ojcu... i naprawdę cieszył się, że musi do tego siadać tylko raz na kilkanaście miesięcy. Brr.
— T-tak, no... staram się. Dostałem za to burę, więc... — podrapał się po policzku, uśmiechając do samego siebie. Wdrażanie zmian w swoim życiu zdecydowanie nie należało do najłatwiejszych. Ale siedział tu z nią teraz i bez wątpienia spędzał swój czas wolny.
Zarumienił się na jej słowa o pasowaniu do siebie, bawiąc się przez chwilę palcami swoich dłoni, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć. Nim w końcu uniósł na nią wzrok, burcząc cicho pod nosem, choć na tyle głośno, by mogła go usłyszeć.
— Brakuje mi wizji w jednym oku — momentalnie na jego twarzy pojawił się głupi uśmiech, który tylko podkreślał, że żartuje. Zaśmiał się cicho i postukał palcami w krzesło, ruszając raz po raz nogą, gdy słuchał jej historii. Rany, ta to miała przeżycia!
— Ale supeeeer, kto by pomyślał, że to się tak skończy. Twój komendant musiał być mega fajną osobą. I t... też mam taką nadzieję. Powiem mu przy następnym spotkaniu — powiedział z cichym westchnięciem. I tak musiał to zrobić, a im dłużej czekał, tym gorzej.
Wysłuchał uważnie jej instrukcji, kiwając ochoczo głową na pytanie. Wykonał wszystko krok po kroku, tak jak mówiła, tak czy inaczej wzdrygając się nieco przy smaku tequili. Jakby nie patrzeć, jego alkoholowe przygody zdecydowanie dopiero się rozpoczynały.
— Trochę dziwne... ale ten rytuał jest super! Jeśli można to tak nazwać. W sumie im dłużej sobie tak siedzę, tym bardziej mi smakuje — stwierdził, bujając się nieco na boki — a przed sobą masz hot pot. W garnku jest taki specjalny wywar, a tutaj w miseczkach mamy mięso, warzywa, ryby i makaron. Bierzesz składnik, który chcesz, wrzucasz do bulionu, czekasz, aż wypłynie na wierzch, bo to znak, że się ugotował. No i jesz!
Wytłumaczył, zaraz demonstrując wszystko na kawałku wołowiny. Mniam.
“Oh,” aż do teraz nie była świadoma jak bardzo Jonathan był zaangażowany w wychowywanie rodzeństwa. Wspominał już o tym wielokrotnie, ale nie podejrzewała, że od tak młodych lat się tym zajmował. Przecież mając dziewięć lat sam był dzieckiem. Ledwie samodzielnym… Trochę nie mieściło jej się to wszystko w głowie. Była w stanie zrozumieć potrzebę takiego zachowania, w końcu sama przeżyła coś podobnego, ale nadal nie do końca wiedziała co ma myśleć na ten temat. Póki co odczuwała lekką irytację, ale nie tyle do samego Jonathana, co do jego rodziców. Nie znała całej historii, zasadniczo nie miała prawa ich oceniać, ale jak mogli pozwalać by ich syn, kosztem własnego komfortu i dzieciństwa zajmował się czymś, co było obowiązkiem dorosłych? Nieświadomie jej dłonie zacisnęły się, a na twarzy pojawił się grymas. To było nie fair.
Kiedy chłopak zamilkł po paru sekundach, spojrzała na niego, ale szybko ten wzrok odwróciła.
“Nie martw się. Nikt się nie dowie,” zdawała sobie sprawę, że jej głos stał się zachrypnięty i ostrzejszy niż do tej pory. Wzięła do ręki kubek, z którego od razu napiła się herbaty. Ostatnie czego w tej chwili chciała, to denerwowanie chłopaka. Zdążyła zauważyć, że miał tendencje do brania wszystkiego na swoje barki.
Uniosła kącik ust i skinęła głową.
“I dobrze. Nie powinieneś się przepracowywać. Jeszcze masz całe życie na takie rzeczy, aczkolwiek lepiej żebyś nigdy tego nie robił,” przed oczami dziewczyny stanął jej własny plan dnia i delikatnie pokręciła głową. O tak. Zdecydowanie nie polecała nikomu takiego życia jakie sama wiodła.
Niesamowite jaki wpływ na innych miał blondyn. Szczerze się uśmiechnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Wspominając komendanta ze swojego rodzinnego miasta, jej spojrzenie złagodniało, ale nikły uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Wzięła do ręki pałeczki i zaczęła się nimi bawić.
“Był jednym z najlepszych i najżyczliwszych ludzi jakich znałam. Myślę, że gdyby nie jego pomoc to, cóż pewnie byśmy nie siedzieli teraz przy tym stole,” wyciągnęła dłoń, a pomiędzy drewniane sztućce złapała kawałek imbiru. Położyła go na swoim talerzyku i wraz z kawałkiem ośmiorniczki podniosła do ust. Póki co wszystko było pyszne.
“Trzymam kciuki za rozmowę. I myślę, że wszystko pójdzie gładko,” dodała, po czym zrobiła wszystko to, co wcześniej tłumaczyła chłopakowi. Po wychyleniu kieliszka i wypiciu całej zawartości zagryzła smak limonką, mimo że już dawno była przyzwyczajona do cierpkości tequili.
Przechyliła na bok głowę przypatrując mu się z lekkim rozbawieniem.
“Chcesz jeszcze jednego?” Zapytała lekko, opierając podróbek na dłoni. Przeniosła wzrok na wspomniany garnek słuchając jak Jace objaśnia co i gdzie się znajduje. Obserwowała jak zanurza kawałek mięsa i nie zwlekając wybrała dla siebie coś ze stojących przed nią naczyń, po czym zanurzyła kawałek mięsa i coś co wyglądało na warzywo w bulionie.
“Huh, muszę przyznać, że to zdecydowanie coś nowego. Zwykle dostaje już gotowane danie,” podniosła na niego wzrok, na chwilę zawieszając spojrzenie na jego twarzy.
“Masz już plany co chcesz robić jak skończysz liceum? Konkretne studia czy jakaś wymarzona praca?” Co prawda będąc za murami nie mieli wiele ścieżek, ale kto wie ile taki stan jeszcze potrwa.
Kiedy chłopak zamilkł po paru sekundach, spojrzała na niego, ale szybko ten wzrok odwróciła.
“Nie martw się. Nikt się nie dowie,” zdawała sobie sprawę, że jej głos stał się zachrypnięty i ostrzejszy niż do tej pory. Wzięła do ręki kubek, z którego od razu napiła się herbaty. Ostatnie czego w tej chwili chciała, to denerwowanie chłopaka. Zdążyła zauważyć, że miał tendencje do brania wszystkiego na swoje barki.
Uniosła kącik ust i skinęła głową.
“I dobrze. Nie powinieneś się przepracowywać. Jeszcze masz całe życie na takie rzeczy, aczkolwiek lepiej żebyś nigdy tego nie robił,” przed oczami dziewczyny stanął jej własny plan dnia i delikatnie pokręciła głową. O tak. Zdecydowanie nie polecała nikomu takiego życia jakie sama wiodła.
Niesamowite jaki wpływ na innych miał blondyn. Szczerze się uśmiechnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Wspominając komendanta ze swojego rodzinnego miasta, jej spojrzenie złagodniało, ale nikły uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Wzięła do ręki pałeczki i zaczęła się nimi bawić.
“Był jednym z najlepszych i najżyczliwszych ludzi jakich znałam. Myślę, że gdyby nie jego pomoc to, cóż pewnie byśmy nie siedzieli teraz przy tym stole,” wyciągnęła dłoń, a pomiędzy drewniane sztućce złapała kawałek imbiru. Położyła go na swoim talerzyku i wraz z kawałkiem ośmiorniczki podniosła do ust. Póki co wszystko było pyszne.
“Trzymam kciuki za rozmowę. I myślę, że wszystko pójdzie gładko,” dodała, po czym zrobiła wszystko to, co wcześniej tłumaczyła chłopakowi. Po wychyleniu kieliszka i wypiciu całej zawartości zagryzła smak limonką, mimo że już dawno była przyzwyczajona do cierpkości tequili.
Przechyliła na bok głowę przypatrując mu się z lekkim rozbawieniem.
“Chcesz jeszcze jednego?” Zapytała lekko, opierając podróbek na dłoni. Przeniosła wzrok na wspomniany garnek słuchając jak Jace objaśnia co i gdzie się znajduje. Obserwowała jak zanurza kawałek mięsa i nie zwlekając wybrała dla siebie coś ze stojących przed nią naczyń, po czym zanurzyła kawałek mięsa i coś co wyglądało na warzywo w bulionie.
“Huh, muszę przyznać, że to zdecydowanie coś nowego. Zwykle dostaje już gotowane danie,” podniosła na niego wzrok, na chwilę zawieszając spojrzenie na jego twarzy.
“Masz już plany co chcesz robić jak skończysz liceum? Konkretne studia czy jakaś wymarzona praca?” Co prawda będąc za murami nie mieli wiele ścieżek, ale kto wie ile taki stan jeszcze potrwa.
Uśmiechnął się do niej nieznacznie, słysząc mimo wszystko zmianę w jej głosie.
— Nie przejmuj się tym, naprawdę. Wszyscy musimy sobie jakoś radzić — był pewien, że białowłosa sama w sobie nie miała łatwego życia. Zwłaszcza że nadal pamiętał ich pierwsze spotkanie, tak jakby to było wczoraj. Może i nie rzutowało ono na to jak ją postrzegał, ale to nie znaczyło, że zapomniał.
— No... mam nadzieję, że tak nie będzie — jakby nie patrzeć, jego matka robiła na trzy zmiany, przez co była w domu tyle, co nic. Pomijając to, że całe rodzeństwo nieustannie za nią tęskniło i nie było w stanie spędzać z nią tyle czasu, co chcieli, dochodził do tego wszystkiego fakt, że tak naprawdę nieszczególnie ją znali. To on był odpowiedzialny za wychowanie swojego rodzeństwa, rodzice pojawiali się bardziej jako trzecioplanowe postacie, nawet jeśli kochał ich równie mocno co resztę. Być może właśnie dlatego z biegiem lat, Jace sam doszedł do wniosku, że nie chce zakładać własnej rodziny. Strach przed tym, że w którymś momencie byłby zmuszony powtórzyć niektóre schematy, bądź zrobiłby to podświadomie...
Odwrócił na chwilę głowę w bok, wpatrując się w widok za szybą. Ponura pogoda niejako wpasowywała się w myśli, które obecnie ogarnęły jego umysł. Co nie znaczyło, że zamierzał im się poddawać. Jakby nie patrzeć miał swoje rodzeństwo, wątpił by nagle po dorośnięciu miał stracić z nimi kontakt, patrząc na to jak blisko ze sobą byli. Poza tym wystarczyłaby mu jedna osoba, na której mógłby skupić swoją uwagę. Nie potrzebował nikogo więcej.
Odwrócił na chwilę głowę w bok, wpatrując się w widok za szybą. Ponura pogoda niejako wpasowywała się w myśli, które obecnie ogarnęły jego umysł. Co nie znaczyło, że zamierzał im się poddawać. Jakby nie patrzeć miał swoje rodzeństwo, wątpił by nagle po dorośnięciu miał stracić z nimi kontakt, patrząc na to jak blisko ze sobą byli. Poza tym wystarczyłaby mu jedna osoba, na której mógłby skupić swoją uwagę. Nie potrzebował nikogo więcej.
— Miałaś szczęście, że na niego trafiłaś. A on, że trafił na ciebie — uśmiechnął się, podobnie jak kobieta, sięgając po ośmiorniczkę. Rany, uwielbiał owoce morza. Lubił je dużo bardziej niż ryby, nawet jeśli nigdy nie narzekał na te drugie.
— Dzięki — zarumienił się nieznacznie, pocierając policzek palcem. Lepiej, by o tym teraz nie myślał, nie chciał znowu się wpakować w resztę tematów. Spojrzał na pusty kieliszek, zaraz machając głową.
— W sumie, jak wrócisz do domu? Bo chyba nie zostawisz tu motocyklu, na pewno ktoś by go ukradł — powiedział, przyglądając jej się z zagubieniem. Przez chwilę kompletnie zapomniał, że nim tu przyjechała.
— Hot pot jest super! Kiedyś jak już zamieszkam sam, to kupię sobie specjalny zestaw do robienia go. Zaproszę cię wtedy — pomachał głową z powagą, nim nie zapytała go o plany na przyszłość. Spojrzał na nią pusto, gdy jego głowa momentalnie wyrzuciła wszystkie myśli, pozostawiając po sobie samą skorupę.
No właśnie, co chcesz zrobić ze swoją przyszłością, Jace?
Uśmiechnął się nagle, przechylając nieco głowę w bok.
— Nie mam pojęcia. Hej, spróbuj jeszcze tego, jak wystygnie, to nie będzie już taki dobry. Jest z wołowiną — złapał za sporego pierożka w specjalnym papierze, nim przesunął go w jej stronę, patrząc na nią z ekscytacją, wyraźnie czekając na jej opinię.
Huh, tak tylko dlaczego chociaż jedna osoba, którą spotyka nie mogłaby mieć normalnego życia? Zamiast standardowego musimy sobie radzić, czy tak to już jest, odpowiedzieć, no żyje mi się zajebiście, mam wszystko i jestem szczęśliwy.
Czując jak jej myśli schodzą na zły tor postanowiła, że musi zająć je czymś innym. Wyjrzała za okno, sprawdzając czy jej motocykl nadal stał w tym samym miejscu, a kiedy upewniła się, że żaden podejrzany typ nie kręci się w pobliżu, wróciła spojrzeniem przed siebie. Po chwili zastanowienia i zbierając w sobie całą odwagę jaką miała, uśmiechnęła się i oparła oba przedramiona na stole.
“Hej, a może tak zbierzesz całe towarzystwo i następnym razem przyjdziemy tutaj razem z twoim rodzeństwem? Potem można zabrać ich na jakieś lody, do kina czy gdziekolwiek będą chcieli. Oczywiście wszystko na mój koszt,” jej głos zadrżał jedynie raz. Mimo, że jeszcze nie wiedziała jak temu wszystkiemu podoła tak czuła, że nie często Jace i jego rodzina pozwalali sobie na takie wypady. Kto wie, może i jej to dobrze zrobi…
“Hm,” ona zdecydowanie je miała. Czy jej były komendant też? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. Nagle parsknęła cicho pod nosem, opierając podbródek na dłoni. “Na pewno przeze mnie szybciej osiwiał. I chyba nawet otwarcie mnie o to obwiniał,” przyznała z rozbawieniem w głosie. Zdecydowanie na początku swojej kariery należała do tych narwanych i wiecznie pakujących się w kłopoty gliniarzy, którzy nie potrafili trzymać gęby na kłódkę, a na nawet najmniejsze wezwanie odpowiadali od razu. Cóż. Pewne cechy nadal jej pozostały. Zwłaszcza ta z wpakowaniem się w kłopoty. Chociaż przy blondynie…
Uniosła kąciki ust, kątem oka spoglądając na motocykl.
“Dokładnie tak, jak tu przyjechaliśmy,” wskazała kciukiem na maszynę i drugą dłonią zgarnęła włosy na ramię. “Mam bardzo wysoką tolerancję na alkohol. Ale znam też swój limit i wiem, kiedy nie powinnam prowadzić. Ale spokojnie, jak mam pasażera ograniczam picie najbardziej jak się da,” powiedział alkoholik. Jednakże jej spojrzenie złagodniało, kiedy przeniosła je na twarz chłopaka.
“Jednak jak chcesz zamów sobie jeszcze jednego. Nie krępuj się,” nie powie mu przecież, że zanim pojawili się w zatoce była już po paru głębszych. Może trochę też obawiała się jego reakcji?
Wyłowiła z garnka kawałek mięsa i warzywo, które wcześniej tam wrzuciła, a następnie położyła na ryżu i razem z nim skosztowała.
“Wow, to jest na prawdę pyszne,” przyznała i ponownie zanurzyła w bulionie parę składników. Skinęła głową na jego słowa, stukając pałeczkami o brzeg miseczki. “Trzymam Cię za słowo,” uśmiechnęła się, ale jej kąciki ust szybko opadły gdy chłopak przeniósł na nią jakże puste spojrzenie. Nijak pasujące do jego osoby. A przecież nie wydawało jej się, że pytanie jakie zadała było kontrowersyjne.
Jego nagła zmiana nastroju jak i tematu wprawiła ją w chwilowe osłupienie.
Co?
Mechanicznie wzięła zaoferowany pierożek, wpatrując się w niego jakby miała przed sobą coś z obcej planety. Zmarszczyła czoło, próbując wymyślić dlaczego blondyn zareagował w ten sposób. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.
Czując jak jej myśli schodzą na zły tor postanowiła, że musi zająć je czymś innym. Wyjrzała za okno, sprawdzając czy jej motocykl nadal stał w tym samym miejscu, a kiedy upewniła się, że żaden podejrzany typ nie kręci się w pobliżu, wróciła spojrzeniem przed siebie. Po chwili zastanowienia i zbierając w sobie całą odwagę jaką miała, uśmiechnęła się i oparła oba przedramiona na stole.
“Hej, a może tak zbierzesz całe towarzystwo i następnym razem przyjdziemy tutaj razem z twoim rodzeństwem? Potem można zabrać ich na jakieś lody, do kina czy gdziekolwiek będą chcieli. Oczywiście wszystko na mój koszt,” jej głos zadrżał jedynie raz. Mimo, że jeszcze nie wiedziała jak temu wszystkiemu podoła tak czuła, że nie często Jace i jego rodzina pozwalali sobie na takie wypady. Kto wie, może i jej to dobrze zrobi…
“Hm,” ona zdecydowanie je miała. Czy jej były komendant też? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. Nagle parsknęła cicho pod nosem, opierając podbródek na dłoni. “Na pewno przeze mnie szybciej osiwiał. I chyba nawet otwarcie mnie o to obwiniał,” przyznała z rozbawieniem w głosie. Zdecydowanie na początku swojej kariery należała do tych narwanych i wiecznie pakujących się w kłopoty gliniarzy, którzy nie potrafili trzymać gęby na kłódkę, a na nawet najmniejsze wezwanie odpowiadali od razu. Cóż. Pewne cechy nadal jej pozostały. Zwłaszcza ta z wpakowaniem się w kłopoty. Chociaż przy blondynie…
Uniosła kąciki ust, kątem oka spoglądając na motocykl.
“Dokładnie tak, jak tu przyjechaliśmy,” wskazała kciukiem na maszynę i drugą dłonią zgarnęła włosy na ramię. “Mam bardzo wysoką tolerancję na alkohol. Ale znam też swój limit i wiem, kiedy nie powinnam prowadzić. Ale spokojnie, jak mam pasażera ograniczam picie najbardziej jak się da,” powiedział alkoholik. Jednakże jej spojrzenie złagodniało, kiedy przeniosła je na twarz chłopaka.
“Jednak jak chcesz zamów sobie jeszcze jednego. Nie krępuj się,” nie powie mu przecież, że zanim pojawili się w zatoce była już po paru głębszych. Może trochę też obawiała się jego reakcji?
Wyłowiła z garnka kawałek mięsa i warzywo, które wcześniej tam wrzuciła, a następnie położyła na ryżu i razem z nim skosztowała.
“Wow, to jest na prawdę pyszne,” przyznała i ponownie zanurzyła w bulionie parę składników. Skinęła głową na jego słowa, stukając pałeczkami o brzeg miseczki. “Trzymam Cię za słowo,” uśmiechnęła się, ale jej kąciki ust szybko opadły gdy chłopak przeniósł na nią jakże puste spojrzenie. Nijak pasujące do jego osoby. A przecież nie wydawało jej się, że pytanie jakie zadała było kontrowersyjne.
Jego nagła zmiana nastroju jak i tematu wprawiła ją w chwilowe osłupienie.
Co?
Mechanicznie wzięła zaoferowany pierożek, wpatrując się w niego jakby miała przed sobą coś z obcej planety. Zmarszczyła czoło, próbując wymyślić dlaczego blondyn zareagował w ten sposób. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.
Zdecydowanie nie spodziewał się podobnej propozycji z jej strony. Mimo wszystko nie wydawała mu się kimś, kto był wielkim fanem dzieci. A nie do końca widziało mu się sprawianie jej podobnych kłopotów. Za Rosaline mógł jeszcze poświadczyć. Ale Zacka i Cody'ego? Nigdy w życiu.
— Nie wiem, czy dałabyś radę z nimi wytrzymać. Zwłaszcza przez pół dnia. Rosaline jest cudowna, ale Zack i Cody są w okresie dojrzewania, więc... wiesz, jak to potrafi wyglądać. Ten drugi odwala takie rzeczy, że to się w głowie nie mieści. Zack niby zgrywa takiego poważnego i opanowanego, ale jak tylko spuszczę z niego wzrok, zaraz daje się wciągnąć w jakieś dzikie plany. No i czasem strasznie krzyczą. Jak to dzieciaki. Nie przejmuj się nami, naprawdę — uśmiechnął się do niej, wcinając kolejne kawałki jedzenia. Zaśmiał się cicho na wspomnienie o komendancie, zasłaniając usta dłonią.
— Pewnie po prostu chciał mieć takie super włosy jak ty — stwierdził z pełnym przekonaniem, odkładając na chwilę pałeczki na jeden z talerzy, by otrzeć się chusteczką. Jace potrafił wcisnąć w siebie sporo, ale mimo wszystko potrzebował drobnych przerw. Zwłaszcza że i tak ostatecznie wzięli zdecydowanie zbyt wiele. No, ale taki miał w sumie plan. Może Cody nie będzie aż tak truł mu dupy jak przyniesie ze sobą jakąś łapówkę.
— M-może lepiej już nie pij — powiedział ostrożnie, posyłając jej nieśmiały uśmiech. Mimo wszystko po alkoholu ludzie mieli zdecydowanie spowolniony czas reakcji, a biorąc pod uwagę fakt, że Kiana jeździła na motocyklu... naprawdę nie chciał, by cokolwiek jej się stało. Sam rzeczywiście domówił sobie jeszcze jeden kieliszek, obracając się w jej stronę.
— No wiem, co nie? A słyszałaś kiedyś o kotatsu? Też są świetne. Ciekawe czy sprzedają je gdzieś w Riverdale. Chociaż w sumie to azjatycka dzielnica, więc pewnie coś by się znalazło — zastanowił się, odbierając od kelnerki tequilę z uśmiechem i wesołym "Xièxie". Wychylił go w ten sam sposób co poprzednio, chociaż skrzywił się nie mniej niż za pierwszym razem.
— Nie mogę się jeszcze zdecydować czy jest smaczne, czy paskudne — zachichotał, bujając się lekko na boki. Oho. Chyba pierwszy z kieliszków właśnie odniósł swój skutek. A on właśnie zamówił trzeci, wracając w międzyczasie do jedzenia.
— Hej Kiana, Kiana. A zrobimy sobie zdjęcie? — zapytał z wyraźną ekscytacją, nachylając się nad stołem — Zacząłem ostatnio zbierać zdjęcia i rozwieszać je w pokoju! Lubisz zdjęcia? Mógłbym ci wydrukować kopię!
Słuchając o jego rodzeństwie jej myśli samoistnie powędrowały paręnaście lat wstecz, do czasów kiedy sama była dzieckiem. O tak. Mimo, że były tylko dwie to i tak potrafiły narobić hałasu i chaosu jak cała gromada. A to, że wyglądały identycznie jeszcze bardziej irytowało rodziców i każdą niańke jaką miały.
Bardzo rzadko pozwala sobie na wspominanie dzieciństwa, gdyż niemal za każdym razem kończyły się one atakiem paniki. Tym razem jednak ona nie nadeszła. Jakby jej mózg wyłączył te opcje i po prostu wspominał czasu, kiedy wszystko miało sens. Uśmiechnęła się sama do siebie, ale po chwili przeniosła wzrok na blondyna, nie zmieniając wyrazu twarzy.
”Mimo wszystko mam nadzieję, że się zgodzisz. A dzieciaki, dla nich to też byłoby raczej coś fajnego. Z resztą, trochę chaosu jeszcze nikomu nie zaszkodziło,” puściła do niego oczko, wyławiając z garnka kawałek mięsa.
Parsknęła cicho, kręcąc głową z lekkim rozbawieniem.
”O tak. Nie każdy ma jednak takie szczęście,” odpowiedziała i dla podkreślenia słów, zarzuciła włosami z jednej strony na drugą. Niedługo chyba znowu powinna pójść do jakiegoś fryzjera by je trochę podciąć. Ale ostatnia wizyta była lekko mówiąc specyficzna.
Zjadła jeszcze pare warzyw i ryżu, po czym odłożyła pałeczki, czując jak powoli robi się pełna. Podejrzewała, że tak to się skończy. Ostatnio jej nawyki żywieniowe jak i senne nie należały do najlepszych. I nie raz funkcjonowała cały dzień na kawie i papierosach. Inna sprawa, że notorycznie nie miała apetytu. Czy to przez bezsenność czy wieczne życie w pośpiechu. Dzisiejszego dnia akurat miała zdecydowanie lepszy humor jak i ogólnie samopoczucie. A przynajmniej jej nastrój znacznie się polepszył odkąd opuścili zatokę w jednym kawałku.
”Hm, jak mówiłam. Nie będę,” posłała mu uprzejmy uśmiech, mimo że nie przepadała kiedy ktoś ją upominał. Każdy inny człowiek już by się o tym dość dobitnie dowiedział. No, ale Jace miał bardzo dużą taryfę ulgową.
”Ko-ta- co? Nie mam pojęcia co to, haha,” zaśmiała się nerwowo, stukając paznokciami o blat stołu. Czuła się trochę jak idiotka. To ona w sumie powinna wiedzieć więcej niż siedzący przed nią nastolatek. A tymczasem było na odwrót.
Przeniosła wzrok na kieliszek, który kelnerka przyniosła Jonathanowi z lekką zazdrością. Och, za bardzo lubiła ten alkohol. Zdecydowanie za bardzo. Ale nie chciała go niepotrzebnie stresować, mimo że spokojnie mogłaby prowadzić po jeszcze paru szotach.
”Jak alkohol zaczyna Ci smakować to wiedz, że masz już problem,” czy mówiła to z własnego doświadczenia? Możliwe. W każdym razie rozczulał ją widok już lekko wstawionego blondyna. I to zaledwie po dwóch kieliszkach? Zmarszczyła nieznacznie brwi, słysząc jak chłopak domówił kolejny. Chyba powinna interweniować… czyż nie? Nim jednak zdążyła, Jace zaskoczył ją swoim pytaniem i zachowaniem szczeniaka.
”Um, czemu nie? Tylko jak możesz, nie wrzucaj go na żadne social media. I tak mam już przewalone przez tamtą konferencje,” napiła się resztki herbaty i od razu poprosiła kelnerkę o dolewkę. Skoro nie mogła pic tequili…
”Oh? Zdjęcia znajomych czy raczej krajobrazów?” Dopytała, a na dalszy ciąg wypowiedzi uciekła wzrokiem na stół. ”Nie wiem kiedy ostatni raz robiłam jakiekolwiek, które nie miało związku z pracą,” kiedyś i owszem lubiła robić zdjęcia i miała ich masę. Ale od wypadku i odkąd została całkowicie sama na świecie nie widziała już w tym żadnej przyjemności. Pomijając fakt, że nie była w stanie znieść własnego odbicia.
”Chcesz może jeszcze kalmara albo ośmiorniczkę?” Wskazała dłonią na półmisek, ponownie łapiąc za pałeczki i tym razem wylosowała mięsistą mackę.
Bardzo rzadko pozwala sobie na wspominanie dzieciństwa, gdyż niemal za każdym razem kończyły się one atakiem paniki. Tym razem jednak ona nie nadeszła. Jakby jej mózg wyłączył te opcje i po prostu wspominał czasu, kiedy wszystko miało sens. Uśmiechnęła się sama do siebie, ale po chwili przeniosła wzrok na blondyna, nie zmieniając wyrazu twarzy.
”Mimo wszystko mam nadzieję, że się zgodzisz. A dzieciaki, dla nich to też byłoby raczej coś fajnego. Z resztą, trochę chaosu jeszcze nikomu nie zaszkodziło,” puściła do niego oczko, wyławiając z garnka kawałek mięsa.
Parsknęła cicho, kręcąc głową z lekkim rozbawieniem.
”O tak. Nie każdy ma jednak takie szczęście,” odpowiedziała i dla podkreślenia słów, zarzuciła włosami z jednej strony na drugą. Niedługo chyba znowu powinna pójść do jakiegoś fryzjera by je trochę podciąć. Ale ostatnia wizyta była lekko mówiąc specyficzna.
Zjadła jeszcze pare warzyw i ryżu, po czym odłożyła pałeczki, czując jak powoli robi się pełna. Podejrzewała, że tak to się skończy. Ostatnio jej nawyki żywieniowe jak i senne nie należały do najlepszych. I nie raz funkcjonowała cały dzień na kawie i papierosach. Inna sprawa, że notorycznie nie miała apetytu. Czy to przez bezsenność czy wieczne życie w pośpiechu. Dzisiejszego dnia akurat miała zdecydowanie lepszy humor jak i ogólnie samopoczucie. A przynajmniej jej nastrój znacznie się polepszył odkąd opuścili zatokę w jednym kawałku.
”Hm, jak mówiłam. Nie będę,” posłała mu uprzejmy uśmiech, mimo że nie przepadała kiedy ktoś ją upominał. Każdy inny człowiek już by się o tym dość dobitnie dowiedział. No, ale Jace miał bardzo dużą taryfę ulgową.
”Ko-ta- co? Nie mam pojęcia co to, haha,” zaśmiała się nerwowo, stukając paznokciami o blat stołu. Czuła się trochę jak idiotka. To ona w sumie powinna wiedzieć więcej niż siedzący przed nią nastolatek. A tymczasem było na odwrót.
Przeniosła wzrok na kieliszek, który kelnerka przyniosła Jonathanowi z lekką zazdrością. Och, za bardzo lubiła ten alkohol. Zdecydowanie za bardzo. Ale nie chciała go niepotrzebnie stresować, mimo że spokojnie mogłaby prowadzić po jeszcze paru szotach.
”Jak alkohol zaczyna Ci smakować to wiedz, że masz już problem,” czy mówiła to z własnego doświadczenia? Możliwe. W każdym razie rozczulał ją widok już lekko wstawionego blondyna. I to zaledwie po dwóch kieliszkach? Zmarszczyła nieznacznie brwi, słysząc jak chłopak domówił kolejny. Chyba powinna interweniować… czyż nie? Nim jednak zdążyła, Jace zaskoczył ją swoim pytaniem i zachowaniem szczeniaka.
”Um, czemu nie? Tylko jak możesz, nie wrzucaj go na żadne social media. I tak mam już przewalone przez tamtą konferencje,” napiła się resztki herbaty i od razu poprosiła kelnerkę o dolewkę. Skoro nie mogła pic tequili…
”Oh? Zdjęcia znajomych czy raczej krajobrazów?” Dopytała, a na dalszy ciąg wypowiedzi uciekła wzrokiem na stół. ”Nie wiem kiedy ostatni raz robiłam jakiekolwiek, które nie miało związku z pracą,” kiedyś i owszem lubiła robić zdjęcia i miała ich masę. Ale od wypadku i odkąd została całkowicie sama na świecie nie widziała już w tym żadnej przyjemności. Pomijając fakt, że nie była w stanie znieść własnego odbicia.
”Chcesz może jeszcze kalmara albo ośmiorniczkę?” Wskazała dłonią na półmisek, ponownie łapiąc za pałeczki i tym razem wylosowała mięsistą mackę.
Był przygotowany na zastanowienie się i odmowę. A jednak ta druga nigdy nie nadeszła. Początkowa niepewność szybko odeszła w niepamięć, gdy Jonathan rozpromienił się, uśmiechając wesoło z cichym wesołym śmiechem.
— W porządku. Powiem im i zapytam, gdzie chcieliby iść. Ale mogę za nas zapłacić naprawdę, zawsze dzielę sobie wypłaty na różne konta. Na te małe hieny mam oddzielne, więc stać nas na kino i w ogóle — nie był zbytnio przyzwyczajony do ofert płacenia za niego i jego rodzinę. Zwłaszcza że jakby nie patrzeć było ich sporo. Teraz zresztą, gdy o tym pomyślał, uświadomił sobie, że dawno już nie rozmawiał z Jayem. Przeprosił ją na chwilę i wyciągnął telefon, od razu zapisując sobie notatkę na ekranie. Doskonale wiedział, że jeżeli nie zrobi tego teraz, to potem zapomni, a zdecydowanie zdążył się już stęsknić zarówno za nim, jak i za Hirokim. Musiał mu zresztą opowiedzieć o wszystkim co wydarzyło się w ostatnich tygodniach.
— No ewentualnie muszą czekać, aż się zestarzeją, a wtedy już nie są tacy atrakcyjni — zażartował, gdy nagle przyszło mu do głowy coś jeszcze — w sumie to jak twoje włosy reagują na farbę? Bo skoro są białe, to chyba nie mają tego pigmentu, prawda? Są w stanie pochłonąć jakiś z zewnątrz czy robią ci na głowie jaskrawy kolor niemający nic wspólnego z farbą na opakowaniu i szybko schodzący z powrotem do bieli?
Jonathana czasem ciekawiły naprawdę przeróżne, nieco dziwne rzeczy. Ciężko było się spodziewać czy postanowi coś zignorować, czy też nagle zada pięćdziesiąt różnych pytań, które większość wolała przemilczeć.
— Och nie przejmuj się, masz prawo nie wiedzieć, bo jednak u nas prawie nigdzie tego nie ma! Też się dowiedziałem kompletnie przypadkiem z jakiegoś japońskiego serialu na Netflixie. Kotatsu to taki niski stolik, który ma pod sobą zamontowany podgrzewacz. Z tą różnicą, że jest do niego przymocowana kołdra, żeby ciepło nie uciekało. Podobno w przeszłości zamiast podgrzewaczy były tam paleniska, więc można było zarówno się ogrzać, jak i robić jedzenie, ale nie wiem, jak to wyglądało. Brzmi trochę dziwnie, no bo nadal nad tym jest stolik, nie? Nie płonąłby jakoś łatwo? Chyba że mieli sam żar, no ale nadal… tak czy siak ta nowoczesna wersja jest super! Zwłaszcza zimą. Nie cierpię zimna, a w Kanadzie nawet latem nie ma takich fajnych temperatur jak w Nowej Zelandii — pożalił się, wyginając usta w podkówkę. Nim nie zgodziła się na zdjęcie.
— Jasne! Obiecuję, że będzie tylko u mnie w pokoju — wyszczerzył się wesoło, wyciągając telefon — szczerze mówiąc to i tak nie używam jakoś social mediów. Nie do końca potrafię się w nich odnaleźć, no i średnio mam na to czas. Wiesz, jak słyszę, że ludzie przepadają na kilka godzin na jakichś Instagramach i w ogóle… skąd ja bym wziął na to czas? Okej gotowa? Na trzy. Raz, dwa… trzy.
Uśmiechnął się do aparatu, robiąc na wszelki wypadek serię kilku zdjęć pod rząd. Dopiero wtedy opuścił go w dół, przejrzał pokrótce i podał Kianie.
— Masz, usuń te, które ci się nie podobają. I w sumie tego i tego, mam kilka ładnych zdjęć z Riverdale. No i dużo zdjęć z Nowej Zelandii i Japonii, chociaż je akurat robił mój brat ze swoim narzeczonym. I jedz, jedz. Ja na razie potrzebuję przerwy, zawsze jem na wyrywki — uśmiechnął się, wypijając trzeci kieliszek tequili. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego rozgadanie znowu wskakiwało na wyższy poziom, gdy co chwilę cicho się śmiał, bujając na boki — ej Kiana, kim chciałaś być w dzieciństwie? Jak pytali cię w szkole i w ogóle.
Skąd on w ogóle wytrzasnął to pytanie?
Pokręciła głową, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że taka opcja nie wchodziła w grę. Nie po to oferowała, by chłopak i tak chciał płacić. Ją było na to stać i jeśli w ten sposób choć minimalnie mogła ulżyć jemu i jego rodzinie to tym lepiej.
“Trzymaj te pieniądze na inne wydatki. Poważnie, dla mnie to nic takiego.”
Domyślała się, że Jace może czuć się w tej sytuacji niezręcznie. Doskonale znała to uczucie. W tym wypadku jednak nie ugnie się pod wpływem jego wielkich oczu. Wytrwa.
Uśmiechnęła się i w trakcie, kiedy Jace robił coś w telefonie, ona sprawdziła już kolejny raz czy jej motocykl stoi na swoim miejscu.
Jedna z jej brwi samoistnie się uniosła, kiedy Jace zainteresował się jej włosami. Hm. Złapała parę kosmyków między palce i zaczęła im się przyglądać. Była nawet lekko w szoku, nie spostrzegając rozdwojonych końcówek.
Domyślała się, że Jace może czuć się w tej sytuacji niezręcznie. Doskonale znała to uczucie. W tym wypadku jednak nie ugnie się pod wpływem jego wielkich oczu. Wytrwa.
Uśmiechnęła się i w trakcie, kiedy Jace robił coś w telefonie, ona sprawdziła już kolejny raz czy jej motocykl stoi na swoim miejscu.
Jedna z jej brwi samoistnie się uniosła, kiedy Jace zainteresował się jej włosami. Hm. Złapała parę kosmyków między palce i zaczęła im się przyglądać. Była nawet lekko w szoku, nie spostrzegając rozdwojonych końcówek.
“Nijak. Każda farba spływa po nich jakby były pokryte jakąś śliską powłoką. Chyba tylko raz został na nich znikomy ślad, niebieski o ile dobrze pamiętam, ale zmył się w ciągu paru dni,” odpowiedziała z lekką frustracją w głosie. To był jeden z kilku minusów posiadania koloru włosów jakie miała. Żadna zmiana nie wchodziła w grę, no ewentualnie noszenie peruki.
“Huh, ciekawe ile osób w przeszłości podpiekło sobie nogi od palenisk, albo właśnie czemu stolik się nie podpalał? Ale masz racje, brzmi to jak coś przydatnego. Zwłaszcza na takie zimy jak są tutaj…” wyjrzała przez okno i miała nadzieję, że pogoda niedługo się zmieni. Miała już po dziurki w nosie zimna.
“O tak. Ja tak samo. I mimo, że pochodzę z tego kraju to nie miałabym nic przeciwko by cały rok było ciepło. Na co komu zima? Robale i tak jakimś cudem przeżywają,” westchnęła, zmieniając nieco pozycję na krześle.
Totalnie go rozumiała. Ona miała jakieś pojedyncze konta, ale używała ich głównie do śledzenia wiadomości, nie miała tam nawet żadnego swojego zdjęcia. Z resztą, im mniej ludzi wiedziało jak wygląda tym lepiej.
Totalnie go rozumiała. Ona miała jakieś pojedyncze konta, ale używała ich głównie do śledzenia wiadomości, nie miała tam nawet żadnego swojego zdjęcia. Z resztą, im mniej ludzi wiedziało jak wygląda tym lepiej.
“Nie tylko ty,” przyznała i kiedy chłopak nakierował na nią aparat oparła się łokciem o stół, a na dłoni ułożyła podróbek, zgarniając jeszcze włosy na jedną stronę. Może i nie przepadała za zdjęciami, ale Jonathanowi najwyraźniej sprawiało to radość więc nie chciała wyglądać jak depresyjna stara baba. Uniosła kąciki ust i miała nadzieję, że ten delikatny uśmiech dosięgnął jej oczu.
Spojrzała na wysunięty w jej stronę telefon, po czym uniosła wzrok na blondyna i odepchnęła urządzenie w jego stronę.
Spojrzała na wysunięty w jej stronę telefon, po czym uniosła wzrok na blondyna i odepchnęła urządzenie w jego stronę.
“Na pewno wszystkie są super,” przyznała ze szczerym przekonaniem, i zainteresowała się fotografiami obu wymienionych krajów. “Masz jakieś na telefonie? Zawsze chciałam polecieć za granicę, ale… no jakoś w końcu nigdy nie było okazji,”
Podziękowała kelnerce, kiedy postawiła obok niej kolejny kubek herbaty i z dozą niepewności spojrzała na blondyna i jego trzeci już kieliszek tequili.
Podziękowała kelnerce, kiedy postawiła obok niej kolejny kubek herbaty i z dozą niepewności spojrzała na blondyna i jego trzeci już kieliszek tequili.
“Jace, może wiesz… na razie wystarczy Ci tych szotów, co? Nie chce Cię zgubić po drodze,” a biorąc pod uwagę jego wzrost nie da rady usadzić go na motocyklu przed sobą. Po za tym było to dość mocno niebezpieczne i niewygodne.
Odstawiała kubek na stół i praktycznie zamarła w połowie ruchu. Kima chciała być? Podniosła na niego wzrok i westchnęła, opierając się na krześle.
Odstawiała kubek na stół i praktycznie zamarła w połowie ruchu. Kima chciała być? Podniosła na niego wzrok i westchnęła, opierając się na krześle.
“Wiesz, szczerze mówiąc to nie pamiętam. Mój ojciec był bardzo szanowanym detektywem w naszym mieście i od zawsze go podziwiałam. Chociaż niezbyt chciał, żebym także szła tą drogą. Mama z kolei była profesorem biologii na uniwersytecie, ale to zdecydowanie nie była moja ścieżką haha. Więc chyba, wydaje mi się, że od zawsze miałam w głowie zakorzenioną policję,” ściszyła nieco głos, mając w głowie jedno pytanie. Czy ojciec faktycznie byłby z niej dumny. Ale cóż, tego się raczej już nie dowie.
“A ty? Kim chciałeś być, będąc dzieciakiem?”
Nigdy nie czuł się zbyt dobrze, gdy inni oferowali się za niego płacić. Wiedział też jednak, że nie lubili, gdy nieustannie im odmawiał. Problem w tym, że kwoty, na które miał ją narazić, nie należały do najmniejszych. Chociaż może gdyby wybrali kino, udałoby im się dostać na jakiś bilet rodzinny? Albo Rosaline weszłaby za darmo...
Mimowolnie jego mózg zaczął analizować jakie miejsce wymagało najmniejszej ilości pieniędzy, jednocześnie oferując na tyle dużo zabawy, by nie zanudzić dzieciaków. Kianie po prostu odwdzięczy się w jakiś inny sposób.
— To... gdybyś potrzebowała jednak pomocy z papierami, możesz mnie przeszmuglować na posterunek i zamknąć po cichu w swoim biurze. Zobaczysz, że ogarnę ci wszystko profesjonalnie w segregatorach. Pod twoim okiem rzecz jasna — wymyślił, wpatrując się w nią nieco niepewnie. Nie wiedział w końcu czy to, co proponował, nie było zbyt bezczelne — mogę ci też... karmić kota! Albo dbać o roślinki.
Czy jego propozycje szły w coraz bardziej absurdalnym kierunku? Być może. Niezmiernie za to zainteresował się jej włosami. Brzmiało jednocześnie cool, jak i nie-cool. W końcu z tego co widział wokół, prawie każdy lubił czasem zmienić coś w swoim wyglądzie. Jace na razie nie miał co prawda większych potrzeb farbowania włosów, ale dobrze było wiedzieć, że ma po prostu taką możliwość. Gdyby jego naturalny kolor mu się znudził. Kiedyś.
— W sumie to są takie ładne, że i tak nieszczególnie masz się czym przejmować. Najwyżej kupimy ci... doczepy! — zaśmiał się, przypominając sobie te wszystkie beznadziejne sztuczne włosy za dwa dolary z supermarketów. Chociaż przy kimś o urodzie Kiany, pewnie nawet one wyglądałyby dobrze.
— Moi bracia zawsze się ze mnie śmieją, że powinienem się przefarbować na czarno, żeby do nich pasować, ale szczerze mówiąc, lubię swój kolor włosów. Przypomina mi plaże w Nowej Zelandii — uśmiechnął się, wznawiając jedzenie i dokańczając wcześniej wziętego przez siebie pierożka. Wskazał na nią pałeczkami z głośnym westchnięciem.
— Co nie? Ciepło jest absolutnie najlepsze. Czasem jak widzę Kanadyjczyków chodzących przy podobnych temperaturach w krótkich spodenkach, to aż mi się robi zimno, mimo że mam na sobie trzy warstwy. Naprawdę, niektórzy są po prostu szaleni — aż się wzdrygnął na samą myśl. Dobrze, że w lokalu było przyjemnie cieplutko.
Nie naciskał na przeglądanie zdjęć. Wyszczerzył się tylko wesoło i zaraz wyraźnie ożywił po usłyszeniu jej pytania.
— Mam! Mam nawet filmiki. Czekaj, zaraz jakiś znajdę... — trochę co prawda obraz zaczynał mu uciekać sprzed oka, ale oj tam. Na szczęście wszystko grupował sobie na foldery. Znalazł jeden z ostatniej wycieczki Jaya z Hirokim i przekazał go Kianie.
— Tu poszli na Fuji. Podobno wszyscy tam chodzą! Jak wyjdziesz z folderu to masz też inni podpisany Kyoto. I Okinawa. Też są ekstra — nie miał nic przeciwko, by skakała po jego telefonie. I tak nie miał tam niczego, czego jakoś szczególnie by się wstydził. Nawet do swoich zdjęć w tutu robionych przez Rosaline, podchodził już bez większego przejęcia.
— Hmm? Nie no jest super, jest super! — zaśmiał się, nie trafiając w pierwszym momencie w hot pot. Udało mu się za to, za drugim razem. Wyłowił kawałek mięsa, zaciskając na nim zęby, gdy opisywała mu swoją rodzinę.
— Wow, detektyw i profesor biologii. Mega, nic dziwnego, że też jesteś taka cool.
"A ty? Kim chciałeś być, będąc dzieciakiem?"
— Eee, chyba nikim. No, chyba że dobry starszy brat się liczy haha — rzucił z przesadną szczerością. Normalnie zachowałby takie opinie dla siebie, ale alkohol zdecydowanie rozwiązał mu język — musiałem się uczyć wszystkiego za dwóch, żeby móc w razie czego robić im korki, wiedzieć jak gotować, żeby robić im jedzenie, bo inaczej płakali za mamą, że są głodni. Znaleźć coś, co ich zajmie i zabawi, nauczyć się jak podgrzewać te wszystkie rzeczy dla Rosaline. Kilka razy podgrzewałem mleko za krótko i potem nie chciała tego jeść. A jak podgrzewałem za długo, to potrafiłem sobie poparzyć rękę. Chociaż w ogóle multitasking mam ogarnięty na najwyższym poziomie. Każdy by miał, gdyby musiał jedną ręką kontrolować garnek, drugą trzymać siostrę, w międzyczasie uczyć się do sprawdzianu z matmy i jeszcze ogarniać czy przypadkiem twoi bracia właśnie nie zrzucają trzeciego wazonu w tym tygodniu.
Mimo że wszystko to było niesamowicie męczące i tak wspominał to całkiem pozytywnie. Jakby nie patrzeć, właśnie ten tryb życia najmocniej ich wszystkich do siebie zbliżył. Potarł powiekę zdrowego oka, zaraz cicho ziewając.
— Ale się najadłem. A jeszcze dużo nam zostało!
Zaśmiała się pod nosem, kręcąc lekko głową. Oj, chłopak nie miał pojęcia na co się porywał. Jej pokój na komisariacie bardziej przypominał składzik niż faktyczny gabinet.
"Chyba nie mam serca by wrzucić Cię w ten chaos. Ale jeśli lubisz wyzwania to z pewnością znajdzie się coś w czym możesz pomóc," jej myśli powędrowały w stronę Tequili i ledwo żyjących kaktusów w jej mieszkaniu. Nie no, to byłby już wstyd. Dorosła baba, a nie potrafi zająć się roślinami. "Twoja pomoc z dokumentami wystarczy. Uwierz mi, będziesz miał dość," na chwilę przeniosła wzrok na stół, ale była już tak pełna, że dzisiejszego dnia nic już pewnie nie przełknie.
"Hm, albo perukę," podrapała się po policzku, po czym zawiesiła wzrok na głowie blondyna. "Zdecydowanie go nie zmieniaj. Jest oryginalny i wydaje mi się, że takiego odcienia jeszcze nie widziałam. No i bardzo Ci pasuje," uniosła kąciki ust i opuściła wzrok na kubek z herbatą.
Ponownie zdała sobie z czegoś sprawę. Dawno już nie czuła się w czyimś towarzystwie tak swobodnie i po raz pierwszy nie miała ochoty jak najszybciej uciec do domu. Jednocześnie ją to relaksowało, ale i też poniekąd przerażało. Od lat kierowała się jedną zasadą: brak więzi i przywiązania. Było jej dobrze samej. A przynajmniej tak myślała. Teraz jednak miała wątpliwości. W tym mieście poznała kilkoro ludzi, z którymi łączyło ją mniej lub więcej, ale zaczęła sobie uświadamiać, ze to wcale nie było takie złe. Posiadanie znajomych czy może i przyjaciół. Więc dlaczego z tyłu głowy cały czas pojawiała jej się jedna myśl?
Nie zasługujesz
Słyszała głos Jonathana, ale dobiegał on do niej jak zza grubej szyby. Próbowała się na nim skupić, ale jej własne myśli cały czas go zagłuszały. Dłonie, które trzymała na kolanach zacisnęła w pięści tak mocno, że czubki paznokci wbijały jej się w skórę. Dobrze. To pomagało. Z sekundy na sekundę głos Jace'a robił się coraz wyraźniejszy, a gdy podsunął jej swój telefon, zamrugała i skupiła się na wyświetlanych zdjęciach.
— Tu poszli na Fuji. Podobno wszyscy tam chodzą!... — rzeczywiście, fotografie były piękne. Może kiedy w końcu uda im się wydostać z tego miasta wykupi jakąś wycieczkę za granicę? Dni wolnych do wykorzystania miała aż nadto.
Kiedy mgła z jej myśli całkowicie się wycofała, rozprostowała powoli palce, spoglądając na odciśnięte półksiężyce. Odruchowo wytarła dłonie o spodnie i nie chcąc pokazać po sobie, że omal znowu nie przepadła we własnych myślach, chwyciła za kubek z herbatą i wypiła niemal połowę. Zignorowała fakt, że jej dłoń delikatnie drżała.
Spojrzała na niego z uniesioną brwią. Pięknie. Upiła dzieciaka. Ale przynajmniej ponownie sięgał po jedzenie. Była jeszcze nadzieja, że zanim wyjdą chłopak będzie w stanie utrzymać się o własnych siłach na motocyklu.
"Dzięki," powoli zaczynała się już przyzwyczajać, że słowa jak super i cool stały dość wysoko na liście najczęściej używanych w jego słowniku.
"Jace, a kim chcesz być dla samego siebie?" ponowiła pytanie, które już mu dzisiejszego dnia zadała. Nie chciała bawić się w psychologa, którym zdecydowanie nie była. Jednak lata pracy w policji, godziny spędzone na przesłuchaniach wyrobiły w niej nawyk analizowania niemal każdej wypowiedzi. I już któryś raz z kolei zauważyła, że ilekroć pytała Jace'a o coś osobistego, on tak odwracał swoją odpowiedź, że zazwyczaj dotyczyła ona jego rodzeństwa. Lub innych. Nigdy jego samego. I jak na początku przymykała na to oko, tak teraz naprawdę chciała się w końcu dowiedzieć czegoś o nim.
"Masz jakieś marzenia? Załóżmy, że nie jesteśmy otoczeni murem," skupiła swój wzrok na jego twarzy, zastanawiając się czy tym razem usłyszy to, co by chciała.
Skinęła głową, odsuwając od siebie i tak już pusty talerz.
"Jeśli chcesz, możesz resztę zabrać do domu. Na pewno dzieciaki się ucieszą," ona i tak nie była w stanie nic już zjeść i znając siebie, jedzenie prędzej by się popsuło i skończyło w koszu, gdyby wzięła coś na wynos.
Sobota, 10.02.2029, okolice 17:00
Ubiór + czarna kurtka denimowa + czarne (au naturale!) włosy spięte w dwa space buny
Ubiór + czarna kurtka denimowa + czarne (au naturale!) włosy spięte w dwa space buny
Stres? Co to takiego? Totalnie się nie stresowała, wcale się nie stresowała, w ogóle się nie stresowała. Była Hailey Kim, nic jej nie stresowało, a już na pewno nie spotkania z ludźmi.
Srała po gaciach. Czemu ona wyszła z inicjatywą, żeby spotkać się z Lark, przecież to był najgorszy pomysł świata. Nie była w stanie nawet rozgryźć skąd u niej aż tak wysokie zdenerwowanie wyjściem akurat z nią. Mogła się spotykać z każdym i nawet nie mrugnąć okiem, co najwyżej podekscytować się w wypadku paru konkretnych znajomych czy przyjaciół. Teraz też była w pewnym stopniu podekscytowana! Z tym że jednocześnie chciała uciec z miejsca zdarzenia i udać, że dostała niestrawności.
No, ale nie było już ucieczki. Stała ze wzrokiem wrytym w telefon, przestępując z nogi na nogę pod szyldem stoiska z bubble tea. Bo oczywiście, że jedyne słuszne miejsce, jakie mogła wybrać dziewczyna, to właśnie takie, które oferuje azjatycki napój bogów. Zrobiła jeszcze zdjęcia otoczenia i właśnie szyldu, nim wysłała je Lisicy.
Teraz czekać i czekać. Jezus, mogła w sumie założyć jednak jakąś maskę. Jakąkolwiek maskę. Zaraz zabije się ze wstydu.
— Uwielbiam wyzwania! Zwłaszcza takie, podczas których pomagam osobom, które lubię — uśmiechnął się wesoło, nie tracąc ducha walki. Wątpił, by w ogóle miał go stracić. Był niezwykle pewny siebie i tego, że Kiana go po prostu nie doceniała.
— Jestem przyzwyczajony do tego, by mieć dość! Jestem stuprocentowym masochistą! — pokazał jej kciuk w górę, wyraźnie zadowolony ze swojej wypowiedzi, chyba nie do końca się nad nią zastanawiając. Ale czy w sumie można mu się było dziwić? Ktoś, kto zasuwał przy rodzeństwie, w szkole i dwóch pracach dodatkowych, zdecydowanie nie mógł nie być masochistą. Być może po prostu nie do końca sam sobie wybrał, żeby nim być.
Ucieszył się z udzielonego mu komplementu, ruszając kilka razy na boki na krześle, nim w końcu dał upust swojej radości cichym, króciutkim śmiechem.
— To fajnie. W takim razie razem możemy kupować peruki i je przymierzać. Jak tajni agenci — machnął ręką wyraźnie podekscytowany, zaraz wciskając do ust ośmiornicę. Chyba wrócił mu na nowo apetyt.
Gdyby nie był już lekko podpity, pewnie dostrzegłby zmianę w zachowaniu Kiany. Zapytałby, co się stało i jakkolwiek zareagował. Problem w tym, że nieprzyzwyczajony do takiego stężenia alkoholu we krwi organizm, momentalnie postanowił pokazać mu świat z zupełnie innej strony. W tym wypadku niewyraźnie wirujących zdjęć, do których chichotał od czasu do czasu, zupełnie jakby białowłosa opowiedziała właśnie jakiś świetny dowcip.
— Kim chcę być dla samego siebie? Co to znaczy? — zapytał, kiwając się na boki na krześle. Teraz gdy procenty zaczęły ogarniać jego umysł, jego czujność została obniżona praktycznie do zera. Mimo to cały czas się uśmiechał, niezrażony tym, że kompletnie nie zrozumiał jej pytania.
"Masz jakieś marzenia?"
— Hmm... chciałbym popływać znowu na desce surfingowej! Albo jechać w góry. Kilka razy jeździłem na snowboardzie, może nie jest tak samo fajny jak surfowanie, ale to całkiem niezły zamiennik. W Riverdale ciężko na czymkolwiek zjeżdżać. No, chyba że zrobiłbym sobie ślizgawkę na dachu! — roześmiał się, po chwili wyraźnie poważniejąc i zastanawiając nad własnym pomysłem. W sumie... czy to nie był dobry pomysł? W końcu dach był stromy. Miałby dobre wybicie... połączenie snowboardu z nartami! Rany, geniusz. Czemu nigdy na to nie wpadł?
— Zabiorę cię kiedyś na surfing, Kiana! I Shane'a. Jeśli będzie chciał ze mną jechać... ale ty ze mną pojedziesz, prawda? Surfing jest super, mówię ci. Muszę znaleźć swoje filmiki z zawodów i ci pokazać. Byłem całkiem dobry, wiesz? — wyszczerzył się, zaraz patrząc na nią błyszczącymi ślepiami, gdy powiedziała, że może zabrać resztę dla rodzeństwa.
— Naprawdę? Ale odłożymy ci chociaż trochę. Co ci najbardziej smakowało? Musisz się dobrze odżywiać, Kiana, masz bardzo stresujący tryb życia — pokiwał z powagą głową, przechylając się nieco w bok. Patrzcie, jaki był z niego teraz znawca-dietetyk.
— A ty gdzie byś chciała pojechać? Jakby nie było murów?
Skinęła głową mimo, że wciąż miała wątpliwości. Pomijając już stan jej gabinetu. Miała syf i każdy o tym wiedział. To co ją niepokoiło to zawartości niektórych teczek, które Jace w mniejszy lub większy sposób musiałby przeczytać by wiedzieć jak je poukładać. A patrząc na niego widziała niewinnego dzieciaka, który zdecydowanie pewnych rzeczy o tym świecie nie powinien wiedzieć. Przynajmniej na razie. Jeszcze tego brakowało by przez nią dorobił się jakieś traumy. Lub koszmarów.
Wzięła do ręki kubek z herbatą, upiła trochę i niemal wszystko wypluła gdy usłyszała jego słowa.
"Jace! To... to nie jest dobre. Nie możesz tak żyć!" odstawiła herbatę by oprzeć przedramiona na blacie. Czyżby zaraz miała wygłosić jedną z pouczających mów? Westchnęła i ciężko oparła się na krześle. Nie. Nie będzie znowu zachowywać się jakby sama była lepsza. Bo nie była. Ba, on przynajmniej miał dobry powód. Rodzeństwo i tak dalej. A ona? No właśnie.
Pozytywna aura jaką chłopak emanował przegoniła natrętne myśli i tym razem uśmiech na jej twarzy był znacznie większy. Chłopak jak Golden Retriever. Nic dodać nic ująć.
"Nie zapominaj o okularach, to podstawa dobrego kamuflażu," dodała od siebie i na chwile przeniosła wzrok na stół. Dobrze, że blondyn znowu zaczął jeść. I liczyła, że to pomoże zniwelować działanie alkoholu w jego organizmie. Musiała go w końcu jakoś dowieść w okolice domu. A by zrobić to bezpiecznie, Jace musiał utrzymać się na motocyklu o własnych siłach.
"Na pewno zastanawiałeś się co chciałbyś robić jak skończysz szkołę lub planować przyszłość," odpowiedziała uważając na słowa. Chłopak był podpity co było oczywiste i z doświadczenia wiedziała, że czasami przetwarzanie informacji zabierało nieco więcej czasu, dlatego spokojnie wytłumaczyła o co jej chodziło. Aczkolwiek jego zachowanie i ten uśmiech powodował, że i ona czuła się tak jakoś lekko. Co było widać w łagodnym spojrzeniu i zrelaksowanej posturze. Pierwszy raz od.... no dawna.
Zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
"Może lepiej tego nie próbuj. Lądowanie byłoby raczej twarde," pomijając już wszystko to, co mogło pójść nie tak. Zjeżdżanie z dachu, też wymyślił. Chwyciła za pałeczki i złapała kawałek ośmiornicy, którą chwilę później włożyła do ust. Nie była już głodna. Czuła się wręcz przejedzona, ale tak to już jest kiedy siedzisz przy stole zastawionym przepysznym jedzeniem.
Och, spojrzała na Jonathana wzięta lekko z zaskoczenia. Nie miała w zwyczaju planować tak dalekosiężnych wyjazdów czy generalnie czegokolwiek. Aczkolwiek perspektywa zobaczenia czystego oceanu, nawet jeśli mocno niemożliwa, wywołała mały uśmiech na jej twarzy. Kiwnęła głową by pokazać mu, że ten pomysł jest całkiem niezły, po czym już finalnie odłożyła pałeczki. Więcej w siebie nie wmusi.
"Naprawdę nie ma potrzeby. Mam dostatecznie dużo jedzenia w domu. Weź dla dzieciaków," podtrzymała jego spojrzenie by jej słowa do niego dotarły.
"Hmm, chyba najpierw chciałabym wrócić do domu. A potem... może gdzieś, gdzie jest po prostu ciepło," oparła się na stole i dopiła resztę herbaty jaka jej została. Wyprostowała się na krześle, przeciągając lekko. Powoli zaczynała czuć tworzące się na jej ciele siniaki po wydarzeniach z przystani i marzył jej się gorący prysznic.
Wypuściła zalegające w płucach powietrze i lekko się uśmiechnęła.
"Co powiesz na to by powoli się zbierać? Robi się późno, a dzisiejszy dzień i tak już dostarczył Ci wystarczająco dużo emocji," przyglądała mu się jeszcze przez parę sekund, po czym zawołała kelnerkę prosząc ją o rachunek i jednocześnie podając jej swoją kartę płatniczą.
Czy Lark się denerwowała? Niekoniecznie. Chociaż okolice, w których miała się spotkać z Hailey była interesująca, a zarazem trochę alarmująca. W szczególności, że nie była tutaj "roboczo", więc brak maski również jej nieco doskwierał. Nawet nie zauważyła kiedy przyzwyczaiła się do ukrywania twarzy tak bardzo, że czuła się nieswojo bez niej.
Samo zaproszenie było również niespodziewane co samo w sobie wzbudziło zainteresowanie dziewczyny, a wyrwanie się z codziennego otoczenia i liderowania mogło okazać się zbawienne. Musiała nawet trochę przekopać szafę by wskoczyć w jakieś ciuchy, które nie kojarzą się na ulicy z jej "zamaskowanym alter ego". Chociaż nie było szans by założyła coś innego niż spodnie. Nope. Nie w tym życiu. Chyba.
Lark po drodze scrollowała na szybko ekran w telefonie szukając pewnych informacji i utwierdzając się w przekonaniu, że jeśli nie przyśpieszy kroku to będzie spóźniona, a trochę głupio byłoby się tak spóźnić na spotkanie. Odebrała też wiadomość z lokalizacją Hailey, dzięki temu mogła już bez trudu nabrać namiar i uderzyć prosto w cel!
Może nie dosłownie, to by było co najmniej dziwne, ale nie byłaby sobą gdyby od tak podeszła prawda? Korzystając z zasłony w postaci ludzi "zakradła się" za Hailey. Kto tak bardzo skupiał się na telefonie, że nie zwracał uwagi na otoczenie, hmm?
Położyła dłonie na ramionach dziewczyny, nachylając się lekko nad jej ramieniem by zerknąć w ekran jej rozpraszacza.
- Yo. Czekasz na kogoś? - Zaraz puszczając Kim i robiąc krok w tył, by tak ciągle nie oblegać jej przestrzeni osobistej uśmiechając się lekko.
Może nie dosłownie, to by było co najmniej dziwne, ale nie byłaby sobą gdyby od tak podeszła prawda? Korzystając z zasłony w postaci ludzi "zakradła się" za Hailey. Kto tak bardzo skupiał się na telefonie, że nie zwracał uwagi na otoczenie, hmm?
Położyła dłonie na ramionach dziewczyny, nachylając się lekko nad jej ramieniem by zerknąć w ekran jej rozpraszacza.
- Yo. Czekasz na kogoś? - Zaraz puszczając Kim i robiąc krok w tył, by tak ciągle nie oblegać jej przestrzeni osobistej uśmiechając się lekko.
Z minuty na minutę było coraz gorzej. Trochę, jakby zapominała wszystkiego, czego uczyła się do najważniejszego egzaminu w życiu, przy czym tutaj nie było absolutnie żadnych informacji, które musiałaby zapamiętać - po prostu miała wrażenie, że zaraz braknie jej języka w gębie, żeby w ogóle przywitać się z Lark, kiedy ta już tu przyjdzie. Potrafiła rozmawiać dosłownie z każdym na tej planecie, oglądały ją tysiące osób w internecie, przecież umiała chyba pogadać z kimś, kogo trochę znała, nawet jeśli z bardziej profesjonalnej strony?
Odpłynęłaby myślami jeszcze dalej, gdyby nie poczuła nagłego dotyku znikąd. Odwinęła się, już gotowa, żeby wyjechać w michę potencjalnemu napastnikowi, kiedy dotarło do niej, że głos kobiety z kimś jej się kojarzył. Zatrzymała rękę w powietrzu, nieco wmurowana w glebę.
- Lark? - zniżyła głos niemal do konspiracyjnego szeptu, jakby z obawy, że jeśli ktoś usłyszy to miano, to zaraz rzuci się im do gardeł. Telefon zawędrował do kieszeni kurtki. - Hej! Dzięki, że przyszłaś, i... mam nadzieję, że lubisz bobę - wskazała podbródkiem na stoisko, obok którego strategicznie przystanęła. Nie wiedziała za to, czy wyciągnąć do jasnowłosej rękę do uściśnięcia, zdecydować się na szalenie odważne objęcie jej ramieniem, czy po prostu nie robić nic. Pewnie dlatego stała z miną srającego kota myśliciela, próbując robić dosłownie to wszystko po kolei, i tak w kółko, aż nie opuściła po prostu ramion ze zrezygnowanym pyskiem.
Ale - hej! - miała wrażenie, że zeszło z niej trochę nieco stresu. Widząc, że pod tą straszną maską herszta znajdowała się po prostu totalnie zwyczajna osoba, taka jak każda inna (pomijając ciężką do przeoczenia z bliska bliznę), Hailey chyba przestała się aż tak denerwować jej obecności. Czasem zapominała, że ich przywódczyni też była człowiekiem, a nie jakąś nadistotą.
Szkoda, że to wcale nie znaczyło, że W OGÓLE się nie stresowała. Fakt, że jej towarzyszka jako jedyna kiedykolwiek zbiła ją z pantałyku w taki a nie inny sposób, gdzie próbowało już mnóstwo osób, nadal ją nieco przerażał. To nie było dla niej naturalne, i trochę nie rozumiała, do jakiego worka wrzucić tę emocję. Dobra, Kim, weź się w garść i ogarnij dupsko. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, wyciągając rękę w kierunku Lark, by pociągnąć ją delikatnie za nadgarstek naprzeciwko sprzedawcy.
- To jak, zaskoczyłam cię miejscem? - zapytała, wyraźnie dumna z siebie, zaraz robiąc przerwę by poprosić ślicznego pana ze ślicznym uśmiechem, bo każdy pan sprzedający bubble tea jest śliczny, o taro milk tea. Wzrok ponownie padł na twarz Lisicy. Na chwilę, bo zaraz jakoś znowu go odwróciła, puszczając w końcu jej rękę. Kurde, może i było jej luźniej, ale za to nie była przyzwyczajona do jej głosu wychodzącego spomiędzy warg, a nie zza wilczego pyska. - Chciałam wybrać coś bardziej ekscytującego niż nora padlinożerców, ale wolę nie umierać na pierwszej randce w Black Zone.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Relog