Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Biblioteka Carnegie Branch
Wto Paź 27, 2020 9:39 am


Ostatnio zmieniony przez RIVERDALE dnia Sob Gru 11, 2021 2:17 am, w całości zmieniany 7 razy
First topic message reminder :

TEREN
FOXES
Biblioteka Carnegie Branch
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.

Biblioteka zdołała przetrwać największy kryzys rozrób i zamieszek, choć nie obyło się bez nagłego i mocnego odcięcia dofinansowania od państwa. Miejsce przestało cieszyć się wielkim powodzeniem wśród uczniów i studentów, ale nadal nie zostało całkowicie opuszczone. Wielki zbiór przeróżnych książek zebranych przez lata, dalej przyciąga ludzi chcących zatracać się w kartach fikcyjnych historii, by choć przez chwilę uciec od rzeczywistości. Niektóre podręczniki i powieści pożyczono na wieczne nieoddanie, a pisemne ponaglenia wysyłane przez bibliotekarki rzadko przynoszą jakikolwiek efekt, przez co zaginione tomy nieczęsto wracają na swoje miejsce. W północnej części biblioteki wyznaczono za szybą miejsce integracji, gdzie można usiąść na długich kanapach i rozmawiać głośno do woli, bez obaw, że takie zachowanie będzie przeszkadzać innym odwiedzającym. Niektórzy powtarzają szeptem, że tutejsi bibliotekarze prócz normalnych obowiązków, otrzymali również przykaz spisywania obecnych wydarzeń, by mroczne czasy Riverdale na dobre zapisały się w kartach historii, nie pozwalając Kanadzie na ich wyparcie się.]

Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pią Cze 10, 2022 3:18 pm


Ostatnio zmieniony przez Jonathan Everett dnia Sob Cze 11, 2022 1:53 am, w całości zmieniany 1 raz
Tak myślisz? W takim razie przekażę komplement mojej stylistce. Buty też mam różowe — wyszczerzył się wesoło, zaraz podnosząc jedną nogę, by zademonstrować mu dopasowane trampki. Które też zresztą miał na Halloween.
Nie przepraszaj, każda szansa zobaczenia cię nawet na chwilę to dobra szansa — uśmiechnął się, zaraz zastanawiając nad jego słowami. O tak, jedzenie zdecydowanie było dobrym pomysłem. Zwłaszcza że skoro czekało go dalsze dźwiganie masy rzeczy, przyda mu się zapas energetyczny.
Świetny pomysł. Nie robiłem dziś do pracy obiadu, bo myślałem, że szybko się uwiniemy, ale wszechświat miał inne plany — westchnął ciężko, kręcąc na boki głową. Zdecydowanie nie spodziewał się dodatkowej roboty, zwłaszcza że sam powiedział Shane'owi o
Udało się, chociaż? — zapytał, opuszczając powoli dłoń w dół. Zaraz pokiwał głową, zaciskając lekko swoje palce na jego.
Uh, nie mogę ci teraz powiedzieć. To ten rodzaj inicjatywy, który musi być przedyskutowany w domu. Ale jeśli Ci to nie przeszkadza i nie będziesz bardzo zmęczony, mogę do ciebie wpaść po pracy. Posiedziałbym z dwie godziny i zwinął się do domu, żebyś mógł w spokoju się wyspać. Ale jeśli zaśniesz w międzyczasie, to po prostu wrócę do siebie i nie będę cię dziś już męczył — dodał szybko, nie chcąc wyjść na nachalnego. Zwłaszcza gdy widział, w jakim stanie znajdował się Shane.
Przeszedł kilka kroków w ciszy, przyglądając się mijanym witrynom sklepowym.
Myślałeś przez weekend o tym wszystkim, o czym rozmawialiśmy? — zapytał, zwracając się w jego stronę. Chciał wiedzieć, czy Shane nie zmienił zdania.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sob Cze 11, 2022 1:44 am
Przytaknął odnośnie ubioru, by zaraz potem uśmiechnąć się z widocznym rozbawieniem.
- Aż tak tęskniłeś za moim widokiem? - nie mógł sobie nie darować tego pytania. - Jak bardzo? - czy był nieco dokuczliwy? Tak. Ale zarazem chciał wiedzieć, jak w obecnym wypadku zareagowałby blondyn. Na tyle, że nawet kwestii jedzenia dodatkowo nie wnikał.
- Pół na pół. Zobaczę, czy wskrzeszę tą półmartwą istotę - żachnął. - Czy czeka mnie nowy zakup - nawiązanie do naprawy przyszło mu z lekkim trudem. Wracanie nawet myślami do tamtego tematu było uciążliwe już.
Pokręcił lekko głową, słysząc jego słowa. Nie dziwiło go to, ale zarazem wizja kolejnego czekania nie brzmiała dla niego zbytnio optymistycznie. Miał wrażenie, że w ostatnim czasie nic, tylko to robił. Zdławił jednak w sobie to odczucie, wiedząc, że pośpiech w niczym nie pomoże.
- Śmiało. Możesz wpadać. Ewentualnie mnie obudzisz - przewrócił oczami. - Nic wielkiego. Nie masz co się tym przejmować - nawet jego cierpliwość miała gdzieś swoje granice. Na tyle, by wolał być kolejny dzień zmęczony niż czekać na coś więcej.
- Myślałem - odparł. Niełatwo było nie myśleć o tamtej sytuacji, gdzie sprawa była dość poważna. A fakt, że podzielił się tym z trzecią osobą, tym bardziej go nawracał do tamtych wydarzeń. - A ty? - odbił pytanie w jego stronę. - Zamierzasz mnie dalej odtrącać? - nawiązał żartobliwie do "dawania kosza", o którym napominał przed weekendem. Dał mu tym też niebezpośrednią odpowiedź na kwestię dotyczącą siebie.
Nawet nie wiem.
- Nie obiecuję, że będzie idealnie i będą wszędzie kwiatki, oraz tęcza - dodał jeszcze, nieco obniżając ton głosu. - Ale z drugiej strony... - posłał mu ostrożniejsze spojrzenie. - Zastanawiam się, czy robisz to specjalnie, bym to ja wykazywał jeszcze większe zainteresowanie - mimo iż miał już aż tak w to nie brnąć, dając Jonathanowi możliwość wykazywania się. Nie potrafił sobie odpowiedzieć, jak dawał się jednak w to wciągnąć, ale efekt końcowy tak się przedstawiał.
- Jesteśmy na miejscu - oto napomniana knajpka. Nieduża lokacja, która w swojej ofercie miała obiady, jak i fastfoody. Przynajmniej na to wskazywała tablica przed samym wejściem.
- Skoro pracujesz fizycznie... to coś lekkostrawnego? - zasugerował mu, wciągając go do środka pomieszczenia.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sob Cze 11, 2022 2:20 am
Wyraźnie się zmieszał, unikając odpowiedzi na jego pytanie. Nie był jeszcze na etapie, gdzie w pełni swobodnie radził sobie z podobnymi zaczepkami. Nic więc dziwnego, że jedynie się zaczerwienił i uciekł wzrokiem w bok. Temat lodówki zdecydowanie był dla niego w tym momencie zbawienny.
Mam nadzieję, że się uda — westchnął cicho, kręcąc na boki głową. Zwłaszcza że jakby nie patrzeć lodówka była jednym z podstawowych urządzeń domowych. Skoro przestała mu działać to co zrobił z jedzeniem? Nie wiedział, czy powinien się aż tak wtrącać w jego prywatne sprawy, ale może powinien mu na ten czas przynosić jakieś jedzenie? Pytanie, czy w ogóle by to zaakceptował.
Wolałbym, żebyś się wyspał, jeśli faktycznie jesteś padnięty — westchnął cicho, przyglądając mu się z wyraźnym martwieniem. Jakby nie patrzeć, Kassir zaliczał się do grona osób, na których naprawdę mu zależało. Postawienie jego dobra ponad własnym było dla niego czymś absolutnie normalnym i naturalnym.
"Zamierzasz mnie dalej odtrącać?"
Mimo że użył żartobliwego tonu, coś zdecydowanie zbyt nieprzyjemnie zacisnęło kleszcze na jego klatce piersiowej.
Ja nie... — od początku przecież wielokrotnie tłumaczył mu, że nie o to chodzi. Więc dlaczego Shane nadal uparcie twierdził, że go odtrącał? Przecież chciał tylko, by upewnił się, że faktycznie będzie czuł się w tym wszystkim dobrze.
W dodatku im dłużej go słuchał, tym było gorzej.
Specjalnie? — powtórzył cicho, stając w miejscu i wypuszczając jego dłoń. Wcześniejsza szczenięca radość wyparowała w przeciągu kilku sekund, zostawiając go w stanie, gdzie nie był pewien czy w ogóle pamiętał, jak się oddycha. Nic dziwnego, skoro dosłownie poczuł się jakby Shane uderzył go w twarz. Kompletnie go nie rozumiał. Poza tym co miał robić specjalnie? Naprawdę fakt, że chciał brać pod uwagę zarówno jego uczucia, jak i własne, nie poddając się jednocześnie emocjom w jednej chwili, był aż taki zły?
Może i Jace nigdy nie płakał, ale w tym momencie nie dało się u niego dojrzeć nawet śladu standardowego szczęścia. Szarpnął nerwowo palcami za przód swojej bluzy, wiedząc, że nawet nie było sensu próbować ukrywać zranienia, które pojawiło się na jego twarzy. Jakby nie patrzeć, Kassir był jedną z ostatnich osób, od których spodziewał się usłyszeć coś podobnego.
Naprawdę tak myślisz? Że robię wszystko specjalnie, żeby cię odtrącać? — zapytał cicho, nawet nie patrząc w stronę knajpy. Nic dziwnego, skoro nie był w stanie kontrolować własnego drżenie.
Naprawdę sprawiał, że tak się czuł?
Przecież mu na nim zależało. Od samego początku. Starał się to okazywać na wszelkie sposoby, nawet jeśli czasem panika brała górę, tworząc w jego głowie negatywne scenariusze. Chodził za nim, mimo że Shane twierdził, że nie jest nawet zainteresowany osobami tej samej płci. Robił wszystko, byle móc jakkolwiek spędzać z nim czas.
Bycie postrzeganym w tak egoistyczny sposób... to właśnie był jednen z najgorszych koszmarów Jace'a. Nic dziwnego, skoro poświęcił całe życie na to, by inni byli z niego zadowoleni. By sprawiać im przyjemność. A jednak, gdy faktycznie zaczęło mu na kimś zależeć, osoba, którą obdarzył uczuciami, postrzegała go w podobny sposób. Powinien zdawać sobie z tego sprawę, że próby podejmowania własnych decyzji nigdy nie powinny mieć miejsca. Gdyby tylko trzymał się tego wszystkiego, co znał, dopasowywał do jego zachowania, na pewno nie sprawiłby, że się tak poczuje. Po co w ogóle próbował się zmieniać?
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sob Cze 11, 2022 2:59 am
A tak. Kassir kompletnie z początku nie zrozumiał, skąd nagle zmieniło się zachowanie młodszego. Widział, że totalnie było coś nie tak, po reakcji i wyrazie twarzy Jace'a. Zatrzymał się kompletnie, mrużąc nieznaczenie oczy, próbując wrócić do swoich słów wcześniej.
Chwila. On to... na poważnie...? Ale czemu?
- Jace. Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim miałem na celu powiedzieć coś, co by cię uraziło całkowicie? - spytał się go ostrożnie, patrząc przy tym z powagą na blondyna. - Wiem, że nie robisz. Gdybyś to robił, to zbyłbyś mnie dzisiaj całkiem. Tak przykładowo - westchnął cicho, pocierając włosy tak, że zrobił sobie lekką szopę na głowie.
- Nie wiem, co przyszło ci na myśl - przyznał, zakładając drugą rękę za plecy. - Gdy usłyszałeś moje słowa, ale zgaduję po twojej reakcji, że nadepnąłem na jakiś odcisk. Tylko, że nie wiem jaki - nie ukrywał faktu swojego nieogarnięcia. - Ja ino nawiązałem do naszej rozmowy telefonicznej, pośrednio. Dlatego nie mówiłem poważnie z tym odtrąceniem.
Westchnął cicho. Mam serio mętlik w głowie. Łatwo było zapomnieć, że jeden temat odbierali różnie, a ich poziom emocjonalności był całkowicie odmienny od siebie.
- Jestem trochę niecierpliwy z tego wszystkiego - nie wahał się w końcu wypowiedzieć to, co siedzi mu w głowie. - Dla mnie było to trochę  więcej niż weekend. Jakieś... kilka miesięcy - przyłożył palec do ust. - Chyba od czasu tamtej rozmowy - gdy powoli składał swoje uczucia w jedną całość, uświadamiając sobie - z niewielką pomocą - że zależało mu na chłopaku o wiele bardziej niż by sądził kiedykolwiek. Zarazem jednak chciał, by to on zaczął inicjację ze swojej strony, bez wyczuwania presji od strony Kassira.
- Przecież wiem, dlaczego podjąłeś taką decyzję. Mimo tego, że część mnie ma podejście, że chce coś tu i teraz, zarazem jestem zadowolony z tego. Naprawdę lubię patrzeć, jak sam podejmujesz decyzje, ale zarazem też wysłuchasz i moje zdanie. Nie wszystkie mi się muszą podobać, ale taka jest nasza natura ludzka - wszystkim nie dawało się dogodzić. Do takiego wniosku dochodził Shane. - I naprawdę kocham to, jak uśmiechasz się szczerze do mnie. Jesteś moją osobistą barwą - zniżył swoje słowa do szeptu, zasłaniając zaraz potem usta, lekko zmieszany swoimi słowami.
- Przecież ci mówiłem już wcześniej odnośnie swojego zachowania, prawda? Nie jestem idealny - bardzo łatwo było o zranienie kogoś nieświadomie. Kwestia tylko tego, jak się to finalnie zakończy.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sob Cze 11, 2022 3:45 am
Gubił się w tym wszystkim.
Nie potrafił rozróżnić kiedy mówił poważnie, a kiedy żartował. I kiedy w jego żartach faktycznie pojawiało się podszycie prawdy, sugerujące, że znowu zrobił coś nie tak i go zranił. Zapewne właśnie dlatego wpatrywał się w niego z czujnością, przemieszaną z zagubieniem. Jakby chciał się upewnić, że ciemnowłosy nie kłamie, a jednocześnie zrozumieć, dlaczego akurat takie słowa padły z jego ust.
Przepraszam, chyba nie radzę sobie z tego typu żartami — powiedział, przecierając oczy, mimo że przecież i tak nie zebrały się w nich żadne łzy. Wręcz przeciwnie, kilka razy musiał zamrugać, gdy aż nazbyt mocno odczuł ich suchość.
Nigdy bym cię nie zbył. Gdybym mógł, olałbym pracę i poszedł razem z tobą, ale... Helen jest wyrozumiała. I robi dla mnie tyle dobrego — jakby nie patrzeć to ona była pierwszą osobą, która faktycznie przyjęła go do pracy na stałe. Może i dorywczej, ale był tam jednak regularnym pracownikiem już od dłuższego czasu.
Nie chcę, żebyś się czuł odtrącony. Nie zamierzałem cię odtrącać, naprawdę chciałem, tylko żebyś miał czas się zastanowić. Żebym ja miał czas się zastanowić. Mimo to mam wrażenie, że odebrałeś, to tak jakbym z miejsca przekreślił całą naszą znajomość. Gdzie... ja... czy ja naprawdę się zachowuję, jakbym tak robił? — w końcu za każdym razem inicjował całą masę gestów, których zdecydowanie nie wykonywało się względem kogoś, na kim ci nie zależało. Chciał, by wszystko było odpowiednio, a zamiast tego poczuł się, jakby wszystko psuł.
Westchnął cicho, biorąc w końcu głębszy wdech. Przymknął na chwilę oczy, licząc w głowie do dziesięciu, zamieniając przy tym wszystkie liczby kolejnością. Ucisk w klatce piersiowej powoli zaczął odchodzić, pozwalając mu na nowo odzyskać jako takie opanowanie. Spojrzał na niego, szurając nerwowo butem po ziemi.
Nigdy nie zraniłbym cię specjalnie. Nikogo nie zraniłbym specjalnie. Nie chcę, żeby ktokolwiek kiedykolwiek czuł się przeze mnie źle. Ale też chcę... jeśli... — pogubił się w swoich słowach, gdy przez jego głowę przeleciało zdecydowanie zbyt wiele myśli naraz. Zawahał się, nim w końcu sięgnął powoli do kieszeni spodni, zaraz wyraźnie panikując.
Chwila, gdzie ja... nie zostawiłem... zostawiłem? — raz po raz oklepywał swoje ubranie, wyraźnie czegoś szukając. Dopiero przy trzeciej próbie odetchnął z wyraźną ulgą, wyciągając wąskie pudełeczko. Więc jednak nie zostawił go w bibliotece. Całe szczęście. Nawet jeśli jego nerwy wzrosły w tym momencie jeszcze bardziej, przeniósł wzrok na Shane'a, wkładając wszystkie siły w podtrzymanie tego kontaktu.
Skoro chcesz... znaczy jeśli chcesz... nie, nie tak. Ugh, ćwiczyłem to dzisiaj rano pięćdziesiąt tysięcy razy, przysięgam — zasłonił oczy wyraźnie zażenowany, biorąc kolejny głębszy wdech.
Jeśli nadal chcesz ze mną być, to chciałbym, żebyś... nie, to chyba nie tak szło. Może tak? A-albo w sumie nie tak. Sam już nie wiem, okej nieważne, Jace. Oddychaj. Jeślinadalchceszzemnąbyćtochciałbymżebyśtoprzyjął — wyrzucił z siebie na jednym wydechu, wyciągając pudełeczko w jego stronę. Prosta, srebrna obrączka w środku nie miała w sobie żadnych przesadzonych, zwracających na siebie uwagę kamieni. Niemniej srebro z cienkim paskiem wykonanym z białego złota, od samego początku przykuło uwagę Jace'a, trafiając w jego gust.
W sensie to nie tak, że to oświadczyny... no bo jeszcze nie jesteśmy ze sobą, więc wiadomo haha, ale znaczy, nie myśl, że nie podchodzę do tego poważnie, podchodzę bardzo poważnie! No i właśnie daję, bo chcę z tobą być — zapewnił go nagle z wyraźną determinacją, najwyraźniej wyrzucając już z siebie absolutnie wszystkie myśli, gdy jego umysł zmienił się w jedną wielką breję — bo tak pomyślałem, że jeśli ze sobą będziemy, to chciałbym, żebyś miał coś mojego i myślałem też nad jakąś bransoletką, ale te obrączki są bardzo ładne, poza tym bardzo lubię twoje dłonie, ale bransoletkę też ci kupię, ale później, w sensie nie tak, żebym zamierzał cię obwiesić wszystkimi ozdobami, ale myślę, że by ci pasowały, wiesz. Znaczy jeżeli nie chcesz, to oczywiście nie musisz jej akceptować, b-bo to tylko prezent, znaczy, żebyś nie czuł się zobo.. zo... wi-wi-wiązany.
Jeden wielki słowotok sprawił, że prawie ugryzł się w język. Potrzepał nieznacznie głową na boki, odchrząkując cicho, gdy naprawdę bardzo, BARDZO starał się opanować.
Ale trochę samolubnie pomyślałem, że może jeśli inni ją u ciebie zobaczą to nie będą cię za bardzo podrywać — z każdym słowem mówił coraz ciszej, wlepiając w końcu wzrok w ziemię.
NAPRAWDĘ NAWET W TAKIM MOMENCIE, NIE MOŻESZ WYPAŚĆ, CHOĆ ODROBINĘ COOL, JACE?
Życiowa porażka. Inaczej się tego nazwać nie dało.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sob Cze 11, 2022 9:28 pm
Potrząsnął przecząco głową, nieznacznie krzywiąc się.
- Nie przepraszaj - czy zostałby zraniony, czy nie, to właśnie odkładał całkowicie na drugi plan, stawiając wyżej to, że swoimi słowami doprowadził do prawie że katastrofy. Zdławienie uścisku w żołądku nie było proste. W tym momencie też uświadomił sobie, że nie chciał go widywać w takim stanie. Zwłaszcza, gdy sam stawał się tego przyczyną przez coś, czego nawet nie spodziewałby się.
- A uważasz, że po tym wszystkim nadal potrzebowałem czasu, by się zastanowić? - spytał się go w odpowiedzi, nieco garbiąc się. Włożył dłonie do tylnej kieszeni, posyłając mu uważniejsze spojrzenie. - I nie. Jakkolwiek to znaczy, wierzę ci, Jace. Na tyle, że nie zamierzałem zakładać, że bawiłbyś się w unikanie odpowiedzialności za swoje słowa. Dlatego wierzę też, że twoje słowa i czyny są szczere. Nie chciałem cię zranić swoimi słowami, ale... Czy gdzieś wewnątrz siebie obawiasz się, że myślę tak naprawdę w taki sposób? - zapytał go, przesuwając wzrok z jego twarzy na klatkę piersiową. Nie potrafił znaleźć wewnątrz siebie innego wyjaśnienia niż to, że z tego powodu jego żart odebrał zbyt dosłownie. Wyciągnął dłonie, opuszczając je luźno. Myślenie w takich kategoriach nigdy nie było proste dla niego. Nakładalo się na to jego brak zainteresowania we związki od kilku lat, gdzie nie przywiązywał uwagi do takich spraw. Teraz finalny efekt ujawniał się obecnie, powodując zamieszanie spowodowane przez jego wybory.
- Obiecuję ci to. Jeśli twoje słowa lub czyny mnie rzeczywiście poważnie zranią, dam ci znać - złożył mu obietnicę w tym momencie. - I rozwiążemy ten problem razem. Ok? - potrzebował jednak jego potwierdzenia. Fakt, że ładowali się oboje w coś poważnego powodowało, że ciężko było mówić o samotnym rozwiązywaniu problemów powiązanego z ich dwójką.
Jego wyraz twarzy zrobił się czymś pomiędzy zaintrygowaniem, a niezrozumieniem, gdy Jace zaczął coś szukać po kieszeniach. Telefon? Mam nadzieję, że go nie zgubił. Zdecydowanie nie wiedział, co się szykowało właśnie. Zwłaszcza, że to, co wyciągnął obecnie, nie wyglądało na elektronikę. Mimo to, nie skomentował, czując, że dosłownie odebrało mu mowę. Patrzył na niego z dozą ostrożności i uprzejmości, nie wchodząc mu w ogóle we słowa. Słyszał, jak jego słowa plątały się ze sobą, wrzucając ogrom informacji na raz, które stopniowo przetrawiał. Dopiero, gdy w pełni do niego to dotarło, poczuł, jak mięknie mu coś w klatce piersiowej. I przy tym nogi lekko, przez co musiał zdyscyplinować samego siebie. Chociaż miał wrażenie, że jeśli zrobi teraz krok do przodu, upadnie.
- I... jesteś całkowicie pewny, że to nie są oświadczyny? - spytał się go, unosząc lekko ramiona, w wyraźnym zaskoczeniu. Jego jasne oczy powędrowały w stronę pudełeczka, skupiając wzrok na obrączce, po czym ponownie spojrzał na Jace'a. - Bo bym powiedział, że to właśnie to jest - pierścionek nie wyglądał na tani. To zdecydowanie nie był zarazem ich żart odnośnie dawania mu takiej biżuterii na każdą rękę, ale... - Nie przeszkadza mi to. Wychodzi na to, że dosłownie jesteś słownym facetem - uznał. - Będę czekać na kolejny obiecany. O innej biżuterii się nie wypowiem, w twojej woli pozostawiam to.
Uśmiechnął się ciepło, delikatnie przymykając przy tym oczy. Wyciągnął rękę do niego, kładąc ostrożnie swoją rękę na jego ramieniu.
- Przepraszam, Jace. Ale wychodzi na to, że zbyt bardzo chcę cię dla siebie, by pozwolić ci po tym wszystkim kiedykolwiek ode mnie uciec - powiedział, kładąc dłoń na jego policzku, drugą zaś na jego klatce piersiowej. - Czasem zastanawiałem się, czy ktoś inny nie będzie dla ciebie o wiele lepszą osobą niż ja - wyszeptał, wyznając mu zarazem jedną ze swoich myśli. - Ale nawet jeśli kiedyś pojawi się, nie odpuszczę - przesunął palcami w dół, zabierając finalnie rękę z jego bluzy. - Chociaż muszę przyznać, że nie zawsze będę mógł nosić ten pierścionek. Srebrno i prąd nie zawsze się lubią ze sobą - zachichotał, wskazując palcem na swoje ucho. - Temu nie zawsze noszę je w czasie pracy - względy bezpieczeństwa. - Sam prezent przyjmuję. Chociaż sugerowałbym pójście rzeczywiście do środka, nim ściągniemy na siebie dodatkową uwagę - nie znajdowali się w miejscu prywatnym mimo wszystko, więc finalnie trochę rzucali się w oczy.
- Mam rozumieć, że to zarazem pozytywna odpowiedź względem mieszkania razem? - spytał się jeszcze.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Nie Cze 12, 2022 5:22 pm
"A uważasz, że po tym wszystkim nadal potrzebowałem czasu, by się zastanowić?"
Tak — nie zmienił w tej kwestii swojego zdania, choć bez wątpienia przyglądał mu się z nieznacznym zainteresowaniem. Jakby nie patrzeć do tej pory zawsze myślał, że Shane podejmuje decyzje, bazując na rozsądku. Od jakiegoś czasu nie mógł się pozbyć wrażenia, że zaczął całkowicie polegać na emocjach. To z kolei gdzieś z tyłu głowy nieznacznie go niepokoiło.
Co jeśli przyzwyczajona do zdrowego rozsądku osoba wpada nagle w wir emocjonalny, z którego prędzej czy później wyjdzie? Czy wtedy nadal będzie tak pewny swojego, a może zaczną do niego docierać rzeczy, które konsekwentnie blokował?
Nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie, a im dłużej o nim myślał, tym większą odczuwał niepewność. Tym razem nie zamierzał się jej jednak poddawać, zaraz patrząc na Kassira z dezorientacją.
Nie siedzę ci w głowie, Shane. Słyszę tylko to, co mi mówisz, jak i ton, którego używasz. Jeśli mówisz mi, że jestem egoistą, to znaczy, że tak mnie postrzegasz. Albo moje zachowanie w danym momencie. Jeśli powiesz, że tobą manipuluję, znaczy, że w którejś chwili tak się poczułeś. Żarty nie biorą się znikąd. Nawet jeśli tego typu, po prostu mnie nie bawią — odwrócił wzrok w bok, zawieszając go na podłożu. Może dlatego, że Jace'owi nie przeszłoby przez myśl, by świadomie dopiec drugiej osobie nawet w formie zaczepki. A może dlatego, że faktycznie była to jego największa trauma.
Hm? Nie no, nie zacząłbym związku od oświadczyn to trochę dziwne — zaśmiał się wesoło na samą myśl. Jasne, wchodząc w związek, planował spędzić z kimś całe życie i w ogóle, ale to nie znaczyło, że aż tak szybko przechodził przez kolejne etapy. Obrączki były po prostu dużo ładniejsze niż zwykłe cienkie pierścionki czy przesadzone sygnety. Przynajmniej w jego mniemaniu.
Słuchaj w milczeniu jego odpowiedzi, mimowolnie próbując uspokoić przewracający mu się na drugą stronę żołądek. W życiu nie spodziewałby się, że usłyszy coś podobnego.
"Srebrno i prąd nie zawsze się lubią ze sobą."
Och. OCH. Faktycznie, nie pomyślałem o tym — ściągnął brwi, wyraźnie przechodząc w głowie przez przeróżnego rodzaju pomysły — może kupię ci do tego łańcuszek? W sensie wiem, że i tak będziesz musiał go zdejmować, ale mimo wszystko na nim ciężej go będzie zgubić. Chociaż wolałbym, żebyś go nosił na ręce...
W sumie skoro do tej pory nie zgubił kolczyka, to pozostawało mu wierzyć, że tego też nie zgubi. Oby. Najwyżej kupi mu nowy, nie było to oczywiście jakimś problemem, poza tym, że rzeczywiście trochę na niego wydał, ale pieniądze nie były przecież najważniejsze. Po prostu będzie musiał znowu wziąć dodatkowe zmiany. Tak, zostawi to jako plan awaryjny.
Co? A tak, jasne, chodźmy — pokiwał głową, wchodząc do środka, opierając jednocześnie dłoń na jego plecach.
Um, tak pewnie, ale teraz jeszcze nie dam rady. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza, ale nadal szukamy mieszkania, a mój tata jest na etapie zmieniania pracy. Początkowo planowałem się wyprowadzić w czerwcu, ale przez to wszystko moje plany się przesunęły na połowę lipca albo początek sierpnia. Chociaż dzięki temu, że jest częściej w domu, będę mógł do ciebie wpadać na dłużej niż do tej pory — uśmiechnął się wesoło, przenosząc wzrok na knajpę. Nadal nie docierało do niego jeszcze, co tak właściwie się stało.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Nie Cze 12, 2022 6:37 pm
- Więc go wykorzystałem - odpowiedział na jego odpowiedź. - Mówiłem ci wcześnie, prawda? Ja już miałem czas do zastanowienia o wiele dłużej niż te dwa-trzy dni. Dołożyłeś swoje warunki, to prawda, ale... - westchnął. - Tak naprawdę, wchodzą one prędzej czy później, gdy myśli się o poważnym i zarazem dobrym związku. Do takiego wniosku doszedłem przez ten czas. Sam fakt, że nie masz problemu z tym, co ci wtedy powiedziałem również działa na plus dla mnie - gdyby nie to, nie myślałby o Jace'ie jako o osobie w kategorii jednej z najważniejszych w jego życiu. Oczywiście, zaskoczyło go podejście chłopaka do samego związku, jak i jego dalsze plany wobec jego osoby. Nie przerażało go to jednak na tyle, co bardziej rozczulało, gdzie zarazem uznawał to za bardzo urocze i zarazem niewinne. Prosto wypowiedziane życzenie było zarazem niełatwe do spełnienia, jeśli zamierzało się działać jedynie powierzchniowo, bez konkretnych planów na przyszłość.
Chociaż przyszłość z kotem brzmiała czasem kusząco.
Nie miał co więcej komentować odnośnie owego nieporozumienia. Pół na pół docierało do niego, że uraził Jonathana nie mając nawet tego w planach. Nie potrafił jednak zrozumieć, co byłoby złego w ewentualnym byciu egoistą. Chociaż... - jego wcześniejsza reakcja stanowiła zarazem klucz odpowiedzi, który postanowił odnaleźć wraz z upływającym czasem.
Czyli jednak podchodzisz z tym na spokojnie. Dobrze.
- Łańcuszek brzmi dobrze. Ale... - podrapał się po policzku palcem wskazującym. - Nie musisz kupować jeszcze specjalnie dodatkowej biżuterii - kupienie tego we własnym zakresie nie stanowiło dla niego problemu. Zarazem też odnosił wrażenie, że podarunek zdecydowanie przekraczał kwotę, o jakiej mógłby pomyśleć by wydać na tego typu prezent.
- Kolejny powód, by pomyśleć o zmianie pracy w przyszłości - dodał, wyciągając biżuterię z pudełeczka. - Chociaż chyba nigdy nie nosiłem takich rzeczy. Chcesz wybrać, na który palec? - spytał się go. - Naprawdę dziękuję. Jest śliczny. Będę o niego zdecydowanie dbać - jego wzrok zrobił się łagodniejszy. Doceniał podarunek, a skojarzenie z oświadczynami stanowiło ciekawy smaczek. W dodatku był to drugi prezent od Jace'a, którego tym razem nie zamierzał mu odmawiać.
W końcu otrzymany pluszak miał swoje honorowe miejsce w jego sypialni.
- Nie nastawiałem się na to, że będzie to szybko - powiedział uspokajająco podnośnie mieszkania razem. - Skup się na tym, na czym potrzebujesz teraz, bez przejmowania się dodatkowymi kwestiami. Będziesz spokojniejszy dzięki temu - i Shane nie miał mu już nigdzie uciekać. Jego uwaga w kwestii uczuć była skupiona jedynie na nim, co mu zadeklarował swoimi słowami. - Jesteś u mnie mile widziany. Przychodź, gdy będziesz tego chciał lub potrzebował - nakierował ich w stronę stolika przy oknie. - Nie powiedziałeś, co chcesz zjeść z tego wszystkiego - wydawało mu się, czy blondyn był jeszcze bardziej rozkojarzony? - Chociaż jestem temu winny.
Położył palce na stoliku, uśmiechając się przepraszająco.
- Ewentualnie mogę ci coś zasugerować, jeśli sam nie masz pomysłu - podsunął mu taką opcję. - I skoro chcesz iść do mnie po pracy, to poczekam na ciebie na miejscu.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pon Cze 13, 2022 3:53 pm
Hmm — spojrzał na niego z nutą podejrzliwości i ciekawości — no nie wiem, brzmi to trochę inaczej niż to, co mówiłeś ostatnio. Więc chyba jednak się przydało.
Szturchnął go zaczepnie łokciem z wesołym uśmiechem. Zwłaszcza że same słowa o dobrym i poważnym związku sprawiły, że po całym jego ciele rozlało się przyjemne ciepło. W końcu sam dość otwarcie przekazał własne plany, ale fakt, że Shane chciał w nich uczestniczyć, bez wątpienia zmieniał wiele.
Wyciągnął dłoń i przesunął ostrożnie palcami po jego szyi, skupiając na niej wzrok.
Po prostu potraktuj to jak jeden prezent. Spokojnie, nie zamierzam nagle wszystkim cię zasypywać. Nie jestem z tobą po to, by cię kupić — po prostu chciał mu dać coś, co na swój sposób dodatkowo przypieczętowałoby dzisiejszy dzień i jego zgodę. Gorzej gdyby się nie zgodził. Ale na szczęście wyglądało na to, że nie musiał wracać dziś do domu odrzucony z dodatkową obrączką.
O nie. I kto będzie nam wtedy naprawiał telewizor, jak się zepsuje? — zapytał ze sztucznym przerażeniem, zaraz parskając śmiechem. W końcu to, że Shane zmieniłby pracę, nie było równoznaczne z utratą umiejętności.
U-um, okej — zająknął się przez chwilę, biorąc od niego obrączkę. Lewa zdecydowanie musiała pozostać wolna na kiedyś. Podniósł więc jego prawą dłoń i wsunął ją na serdeczny palec, wyraźnie się przy tym czerwieniąc. Kto by pomyślał, że będzie się tak stresować od zwykłej biżuterii?
Dobrze leży? — zapytał, cofając się o pół kroku. Dobierał go na bazie pamięci, ale biorąc pod uwagę fakt, że miał talent do pracy dotykiem, miał nadzieję, że trafił. Zaraz uśmiechnął się zresztą nieśmiało, opuszczając nieco wzrok.
Całe szczęście, że mu się podoba.
To znaczy, że dostanę kopię klucza? — zażartował, obejmując go ręką w pasie. Nawet jeśli miał w ten sposób przejść z nim tylko kilka metrów i tak cieszył się każdym krokiem.
Oczywiście, że będę się przejmował. Zresztą, może okaże się, że uda się to wszystko ogarnąć dużo wcześniej. Tak naprawdę wszystko zależy od mojego taty. A dzieciaki i tak pewnie będą przychodzić w ciągu dnia, dlatego szukam czegoś w miarę blisko nich... nie przeszkadza ci to? Raczej i tak podejrzewam, że będą znikać, zanim wrócisz z pracy. No i potrafią uszanować zamknięte drzwi — przynajmniej w dziewięćdziesięciu procentach przypadków. Pozostałe dziesięć musiał zostawić Jace'owi i jego szybciej reakcji.
Będę wdzięczny. Nie mam pojęcia, co chcę, ale jednocześnie zjem wszystko, więc... — całkowicie zdawał się na niego. Ostatnim razem to on wybierał miejsca, w które się udawali, więc chyba nie było w tym nic złego?
Jasne, napiszę ci, jak będę wychodził. Chcesz, żeby kupić coś po drodze? Mogę zrobić przy okazji jakąś kolację.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pon Cze 13, 2022 8:59 pm
- Nauczę ciebie - odparł na jego słowa z rozbawieniem, nachylając się nieco do przodu. - Wtedy będę mógł bez obaw sam psuć telewizory - podzielenie się umiejętnościami nie stanowiło dla niego większego problemu. Zastanawiał się przy tym, czy mógłby on zdołać przełamać kwestię niepewności w przyszłości u Jace'a, przekazując mu jedną ze swoich umiejętności.
Ciemnowłosy spokojnie oczekiwał na to, aż jego dłoń zostanie ozdobiona nowym przedmiotem. Nie przywiązywał podarunki za chęć kupowania go, wiedząc, że sam będzie chciał opłacać dane rzeczy za nich. Tak, by mogli wspierać siebie wzajemnie, gdy mieli spędzać ze sobą czas.
- Jest dobrze - odparł. Obrączka była delikatnie luźna, ale nie na tyle, by miała mu spaść z dłoni. Zarazem też dzięki temu nie uwierała go, powodując uczucie dyskomfortu. - Oya, oya - rzucił, widząc jego zaczerwienienie. - Aż o tak intymną sprawę cię poprosiłem? - lekko wysunął rękę, przyglądając się biżuterii, po czym przyłożył dłoń do ust, czując, że blondyn go obejmował.
- Pomyślę, co da się z tym zrobić - wyrobienie klucza było kwestią znalezienia fachowca. Inną czas, którego sam za wiele nie miał, by móc pozwolić sobie na wyskoczenie, by poczynić odpowiednie przygotowania.
Westchnął w duchu, słysząc jego słowa, po czym klepnął go w klatę piersiową wierzchem dłoni.
- Nie przeszkadza - zapewnił go. - Nie wiem też jak wyjdzie to z twoim rodzeństwem i mną, ale nie widzę sensu nastawiania się na to, bez rzeczywistego ich poznania. W najgorszym wypadku zwyczajnie będziemy się rozmijać - wzruszył lekko ramionami jako podsumowanie. - Będzie dobrze, jeśli znajdzie się porządne mieszkanie w dystrykcie B - przynajmniej plusem tego miasta było to, że mieszkania były wolne i rzeczywiście do wyboru, bez polegania na słabszych warunkach spowodowanych przeludnieniem. - Przeprowadzka przecież nie oznacza, że masz nagle odciąć się od rodziny i zapomnieć o tym. Zdaję sobie z tego sprawę, więc dodatkowe towarzystwo nie będzie ciążące - w końcu nie mieli spędzać w nowym mieszkaniu całej doby.
- Oh. Um, coś na kanapki, jeśli mógłbyś - powiedział odnośnie kolacji, lekko przytakując. - Będzie dobrze dla naszej dwójki mieć potem śniadanie na wynos - międzyczasie przejrzał menu, poszukując odpowiedniego pożywienia dla Jace'a i siebie samego. Finalnie zamówił dla nich danie o nazwie "Quesadilla". Przybyło ono do nich po jakiś dziesięciu minutach, dostarczone przez nastoletnią kelnerkę, która nieco speszona życzyła im smacznego, nim pozostawiła ich samych sobie.
- Mam nadzieję, że masz jeszcze trochę czasu na spokojne zjedzenie. Nie chcę stać się potem wrogiem numer jeden dla Pani Bibliotekarki, ponieważ przetrzymałem jej najlepszego pracownika - żachnął, stukając palcami o blat.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pon Cze 13, 2022 10:13 pm
Uwierz mi, nie chcesz tego robić — jego ojciec próbował go wtajemniczyć w świat napraw urządzeń nie raz i nie dwa. Jace miał jednak naturalny talent do psucia ich do tego stopnia, by nie dało się już z nimi nic zrobić. A zdecydowanie nie byli wystarczająco bogaci, by nieustannie wszystko wymieniać, zwłaszcza że wraz z kolejnymi lekcjami jego umiejętności nijak nie wzrastały.
Oczywiście, że Shane'a gest nakładania pierścionka nijak nie zmieszał, podczas gdy Jace właśnie przeżywał mocny zawał. Popchnął go więc tylko lekko ręką w ramię, przewracając oczami.
To ja powinienem ci wytykać, że robisz takie rzeczy specjalnie. Lubisz mnie dręczyć, co? — potarł twarz rękawem, zupełnie jakby liczył, że w ten sposób nieco szybciej jego twarz wróci do normalności.
Uśmiechnął się do niego, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok.
Nie no, spokojnie. Tylko żartowałem. I tak nie zamierzam przychodzić, kiedy nie ma cię w domu — aż nazbyt dobrze rozumiał pojęcie prywatności i tego jak bardzo była ważna. Głównie dlatego, że jemu w dużej mierze nie została zaoferowana przez większość życia.
Raczej ciężko ich nie polubić. Zwłaszcza że jedyne osoby, których nie cierpią to takie, które przyczepiają się do naszego specyficznego modelu rodziny, a obaj wiemy, że jesteś ostatnią osobą, która by to zrobiła. Ale zdecydowanie przekonasz się na żywo. Zwłaszcza o tym jak bardzo są różni. Cody jest wulkanem energii, wiecznie wymyśla jakieś głupie żarty, miewa przytyki, ale jak zobaczy, że przegiął, od razu cię przeprasza. Strasznie ciężko mu usiedzieć w miejscu. Zack przeciwnie, jest dużo spokojniejszy i bardziej dojrzały, z reguły ogarnia Cody'ego. Ale to też swego rodzaju przykrywka, bo jak zostają we dwójkę, to odwalają tak samo. Kiedyś założył się z Codym, że zabuja się na żyrandolu jak w tej piosence. Gdybym nie wszedł w porę, jak nic walnąłby mu na głowę, masakra. Ale poza tym zdecydowanie jest z całej trójki najodpowiedzialniejszy. I w przeciwieństwie do tego drugiego gnojka, wyraża się z szacunkiem. Rosaline to promyczek, ale jest bardzo, bardzo nieśmiała. Długo się otwiera na nowych ludzi, więc nie przejmuj się jeśli przez pierwsze dwa tygodnie będzie się za mną chować i jedynie na ciebie zerkać. Zresztą, miałeś tego małą demonstrację, jak u nas byłeś, chociaż minęło kilka miesięcy, więc ciężko oczekiwać, że będziesz o tym pamiętał. W każdym razie jest przekochana. Zawsze patrzy na to, by inni byli szczęśliwi, ale sama też potrafi zadbać o swoje potrzeby. Ale gdy poczuje się w pełni swobodnie, przebudza się w niej wewnętrzna królowa. I designerka. W sumie to wszystko przysięgam, że z całej trójki ustawia mnie najmocniej. Załóż to, załóż tamto, Jonathanie czas na nasze przyjęcie herbaciane, Jace do kin wchodzi nowy film Psiego Patrolu czy to dlatego bierzesz dodatkowe zmiany w pracy? — przewrócił oczami, uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem. Mówienie o rodzeństwie bez wątpienia przynosiło mu dużo radości.
Coś na kanapki, jasne. Preferujesz coś konkretnego? — zapytał, zerkając na kartę, choć nie dodawał nic od siebie. Uśmiechnął się do kelnerki i podziękował krótko, od razu przesuwając jedzenie w swoją stronę.
Helen jest cudowna. Żeby zajść jej za skórę, musiałbyś biegać po bibliotece, jeść przy stole albo spóźniać się dwa tygodnie z oddaniem książki. Wszystko inne wybacza w kilka minut. A jak zrobisz jej kakao to już w ogóle — zaśmiał się cicho, przez chwilę skupiając na daniu. Wolał nie mówić, jedząc.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Wto Cze 14, 2022 10:07 am
- Mówiłem ci kiedyś, że potrafię parę innych rzeczy. Może uda się natrafić na coś, co rzeczywiście ci przypadnie - w końcu nie było tak, że całkowicie nie dałoby się go nauczyć czegoś, prawda? Przynajmniej tak uważał Kassir, nie mając pełnego pola widzenia względem tego, co przechodził blondyn wraz ze swoim rodzicem.
- Lubię ciebie - odparł na jego słowa. - Ale czy dręczyć... to inna kwestia - nie zmieniało to faktu, że Jace potrafił go zmieszać swoimi zrachowaniami i wyborami. Ten nie był jednym z nich, ale nie mógł wykluczyć, że zawsze tak będzie.
- O. A myślałem już, że przypadkiem namówię cię do sprzątania jeszcze - żachnął, otrzepując dłoń o koszulę. - Ale spokojnie, rozumiem. Nawet jeśli nie teraz, to prędzej czy później oboje będziemy mieć klucze do jednego mieszkania - nie zamierzał nalegać na to, by wziął klucz, jeśli sam nie chciał tego. Wpędzanie go w stan niepewności i przymuszenia nie było w jego planie.
Nie odzywał się podczas monologu Jace'a, przysłuchując się temu, jak opisywał swoje rodzeństwo. To było coś innego niż próba obejścia tematu, dlatego tym bardziej starał się temu poświęcać większą uwagę. Mimowolnie zaczął uśmiechać się, zarażając się emocjami Jace'a niesionymi przez słowa.
- Brzmi miło. Tym bardziej mam nadzieję, że uda mi się z nimi dogadać - nie chciał popaść w negatywne relacje z jego rodziną, widząc, że była dla niego bardzo cenna. - Pewnie prędzej czy później przekonam się, co z tego będzie - pytanie, kiedy? Czy pozna ich oficjalnie, czy "międzyczasie"? Ciemnowłosy po krótkim zastanowieniu uznał, że było mu to zasadniczo obojętne, będąc pewnym, że prędzej czy później to nastąpi.
- ... - czy miał jakieś preferencje? - Chyba niezbyt, nie licząc, by nie była ciężkostrawna - przyznał. - I bez przesadnej ilości warzyw - doprecyzował, opierając się łokciem o stolik. Niewiele więcej przychodziło mu na myśl. Zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że było mu w pewnych momentach ciężej skupić się. Zmęczenie pogłębiało się, dając po sobie wyraźniejszy znak. Nie wykluczał też, że problem znajdował się również po stronie temperatury odczuwalnej, która potrafiła na niego swoisto zadziałać.
- Miło mieć takiego pracodawcę - odparł w odpowiedzi. - Wychodzi też na to, że możecie skupić się na samej pracy - bez powtórek w stylu pożaru z przed roku. Chyba roku. Czas płynie dość szybko. A jednak przez ten czas zmieniło się niemało w jego życiu. Na tyle, że nigdy nie spodziewałby się po sobie aż tylu zmian.
Zamówił im jeszcze wodę do tego posiłku międzyczasie. Nie zagadywał go już o nic więcej, dając mu się skupić w pełni na posiłku, tak, by potem mógł opłacić zamówienie i mogli skierować się w stronę biblioteki. Z lekką ostrożnością wziął go za rękę, opuszczając ją nieco w dół.
- Muszę przyznać, że masz naprawdę ciepłą dłoń - wymamrotał w pewnym momencie. - Jeśli czujesz się niepewnie tak chodząc, to możesz mnie puścić - dodał jeszcze. Inicjowanie nawet prostego gestu w miejscu publicznym niosło za sobą cenę, a musiał przyznać w duchu, że nie chciał skrępować Jace'a. Z innej strony, miał chwilową zachciankę w postaci przejścia się tak kawałek.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Wto Cze 14, 2022 12:28 pm
Po prostu upewnij się, że będziemy mieć wtedy wystarczająco dużo oszczędności — powiedział powoli, nie zamierzając się jakoś bardzo zapierać. Skoro Shane chciał się na własną rękę przekonać, jaką Jace był niezdarą, gdy chodziło o naprawę rzeczy, zdecydowanie nie zamierzał mu tego odbierać. Choć miał nadzieję, że nie będzie na niego później krzyczał.
Za bardzo.
Wymijająca odpowiedź. I wszystko jasne — zażartował, ciesząc się przyjemnym ciepłem rozlewającym się po jego wnętrzu. Wątpił, by słuchanie jak mówi, że go lubi, miało mu się kiedykolwiek znudzić. Zaraz jednak spojrzał na niego niepewnie, gdy wspomniał o kluczu.
Znaczy, nie o to mi chodziło. Po prostu nie chcę, żebyś się czuł niekomfortowo. To nie tak, że go nie chcę... — wymamrotał ostatnie zdanie bardziej do siebie, niż do Shane'a. Oczywiście, że go chciał. Musiałby być głupi, żeby go nie chcieć, nawet jeśli Kassir miał rację, że prędzej czy później i tak będą je dzielić — i bardzo dobrze sprzątam. Jak ładnie poprosisz, to mogę się zastanowić.
Patrzcie tylko jaki cwany. No ale przecież nie będzie pracował za darmo! Zwłaszcza gdy ciemnowłosy miał sobą sporo do zaoferowania.
"Pewnie prędzej czy później przekonam się, co z tego będzie."
Tak, no. Podejrzewam, że dość niedługo. Cody znalazł obrączkę — jęknął z wyraźną trwogą, rozkładając się na chwilę na stole i chowając twarz w ramionach — nie dadzą mi spokoju. Będą nade mną jęczeć cały tydzień. I będę wysłuchiwać ich głupich żartów, jestem tego pewien. Muszę powiedzieć mamie, zanim dowie się od tego małego gnojka, bo okręci wszystko tak, że zacznie organizować nam ślub.
Tak, jego rodzina zdecydowanie miała swoje niezwykle specyficzne strony, które wołały o pomstę do nieba. Jak każda, choć w jego wypadku przez liczebność była dodatkowo spotęgowana.
Jeśli chcesz, możesz wpaść do nas jakoś w przyszłym tygodniu... postaram się ich do tej pory ogarnąć, by nie rzucali głupimi tekstami. Chociaż najpierw pewnie poznasz moje rodzeństwo, bo z rodzicami i ich obecnością bywa właśnie różnie. Może to i lepiej — nie chciał wrzucać od razu Shane'a na głęboką wodę i pięć skaczących wokół niego osób.
W ogóle mam super pracodawców. Wszyscy są bardzo wyrozumiali. Sama myśl, że będę musiał zrezygnować z pracy z nimi i znaleźć coś stałego napawa smutkiem. Chociaż w sumie, może zatrudnienie się w pełnym wymiarze godzin w Starbucksie nie byłoby takim głupim pomysłem. Tylko ich godziny pracy są strasznie nieregularne, raczej nie nadaję się do zmian kończących się późno w nocy... koło dwudziestej drugiej jestem już śpiący i umieram w środku — westchnął, kończąc powoli jedzenie, popijając wszystko od czasu do czasu wodą. Widział, że ciemnowłosy zdawał się momentami nieco odlatywać myślami, co tylko dodatkowo go martwiło. Nie zaprotestował, widząc, że Shane za wszystko płaci, nawet jeśli musiał przy tym kilkakrotnie kopnąć w środku swoje poczucie, że nie powinien naciągać go na koszta.
Zimno ci? — puścił na chwilę jego rękę i zatrzymał się, kładąc dłonie na jego twarzy, uważnie mu się przyglądając.
Zdecydowanie jesteś za bardzo zmęczony. Prześpij się, jak wrócisz do domu, okej? Nie chcę, żebyś się pochorował — najchętniej poszedłby razem z nim i upewnił się, że trafi do łóżka. Westchnął cicho i złapał go ponownie za dłoń, idąc pod bibliotekę, sprawdzając jednocześnie godzinę. Dopiero na miejscu rozejrzał się pokrótce na boki, nim przeciągnął go nieco w bok pod jedną ze ścian. Zsunął jedną rękę, obejmując go w pasie, drugą wsuwając w jego włosy i schylił się, by go pocałować. Nie krótko i szybko na zwykłe pożegnanie, ale w sposób, który bez wątpienia tłumaczył, dlaczego wcześniej się rozglądał. Gdy się odsunął, westchnął cicho, chowając głowę w jego ramieniu.
Muszę iść. Zadzwonię, jak wyjdę z pracy — odsunął się od niego niechętnie i uśmiechnął jeszcze na pożegnanie, nim wszedł do biblioteki. Im szybciej się z tym uwinie, tym lepiej.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Wto Cze 14, 2022 1:46 pm
Oya?
Przyłożył palce do brody, uśmiechając się nieznacznie. A więc tak mają się sprawy... - był lekko zaskoczony i rozbawiony. Na tyle, że zaraz potem objął swoimi dłońmi jego i nieco uniósł, patrząc wprost na niego. Kwestię kluczy rozplanował sobie już w myślach, ale inna poruszyła go na tyle, by nie mógł jej zignorować.
- Proszę? - zdecydowanie się droczył z nim teraz, ale to była wina Jace'a, że chciał, by go poprosił o sprzątanie. Kassirowi było to obojętne, czy miałby zrzucić ten obowiązek na siebie, czy na kogoś, będąc przyzwyczajonym do ogarniania minimum jednego dodatkowego mieszkania w przeszłości. Mimo to, nie umiał sobie odpuścić słodkiej pokusy w postaci takiego zaczepienia Jonathana.
- Daj mi znać, kiedy wpaść - zasugerował go po wysłuchaniu kwestii z rodziną. - Będzie najprościej. I... To znaczy, że nie za dobrze ukryłeś ją, prawda? - zastanowił się na głos. - Chociaż bardziej bym uznał, że przed odkrywcami nic się nie ukryje. Więc taki napotkał cię los... Mogę głównie liczyć na to, że wszystko się ułoży na tyle, byś był zadowolony z finalnego efektu - i przede wszystkim uniknął niechcianego scenariusza. Kwestia ślubu... Trochę zbyt wczas, patrząc na fakt, że dopiero ich relacja przeszła na inny poziom.
- Chyba... po prostu takie są mamy? - sfinalizował cicho. Sam nie wiedział tego. Słowo matka kojarzyło mu się z czymś kompletnie innym niż ciepłem doma rodzinnego, ale postanowił już nie zastanawiać się nad tym obecnie. Nie widział w tym większego sensu, wiedząc, że przeszłości i tak nie zmieniłby.
- A może sama kawiarenka w sobie? - zasugerował. - One są krócej czynne, a robiłbyś podobne rzeczy. A fakt, że masz już doświadczenie, działa na plus.
Przynajmniej mógł mieć nadzieję, że to wystarczyłoby. Z innej strony, wymagania w mieście spadły wraz ze spadkiem mieszkańców... z różnorakich powodów. Zwłaszcza, że mało kto przyjeżdżał tutaj.
- Nie. Dobrze grzejesz - odparł połowicznie przytomnie. Jego oczy skupiły się na nim, gdy sam zmusił go do zatrzymania się. Mrugnął dwukrotnie powiekami. - Dobrze. To zmęczenie to nic, o czym trzeba się martwić - chwilowa drzemka i kawa wystarczyłyby do poprawienia jego funkcjonalności do znośnego poziomu. Bez zawahania powrócił do trzymania go za rękę i podejścia do biblioteki. Zamierzał go puścić i pożegnać się, gdy jednak jego plany rozminęły się z tym, co zaplanował Jace. Poczuł, że został pociągnięty pod ścianę i przyciśnięty tak, że czuł jej chropowatość przez koszulę. Ciepło jego ciała, bliskość i zaraz potem pocałunek - tyle zdołał zarejestrować jego umysł, który jedynie nakazał mu krótko, by odwzajemnił ten gest, czego podjął się, kładąc dłonie na jego biodrze. Czuł, że jego serce zaczęło walić szybciej. Taka odwaga w miejscu publicznym - to rzeczywiście działało pobudzająco.
- Mhm - przytaknął jedynie. - Do zobaczenia później - odwzajemnił uśmiech i odprowadził go wzrokiem, nim odwrócił głowę.
- Teraz to już nie chce mi się spać - wymamrotał, zasłaniając usta dłonią, by opanować reakcję ciała. Zmieszanie, lekki skok ciśnienia i dziwne uczucie, że robili coś wystarczająco podniecającego w nieodpowiednim miejscu. Zrobił to specjalnie. Skierował swoje kroki w przeciwną stronę, udając się do mieszkania.

z/t x2
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach