▲▼
— Helen! Gdzie wstawiamy choinkę? — zapytał wyraźnie podekscytowany, podbiegając do kobiety stojącej obok składziku. Biblioteka była już zamknięta, idealny moment na drobne ozdobienie jej na święta. Nawet jeśli Pani Ashworth z początku nie była przekonana czy to dobry pomysł. Jej zdaniem biblioteka była w końcu poważnym miejscem. Jace chodził za nią jednak tak długo, aż musiała przyznać, że sama nieco zaczęła wyczekiwać całego tego strojenia wnętrza.
— Przy kontuarze, Jace. Postawimy ją z prawej strony, by nie utrudniała nam poruszania się, a jednocześnie była widoczna. Pamiętaj, jak będziesz wieszał łańcuchy, używaj taśmy, nie gwoździ. Nie chcemy uszkodzić szafek.
— Tak jest!
— Przepraszam, że to na ciebie zrzucam, ale... cóż... — zadarła głowę do góry, wpatrując się w chłopaka z niejakim zmieszaniem. Ciężko było przegapić jego wzrost i fakt, że po prostu nadawał się do tej pracy najlepiej.
— Nie przejmuj się, wiesz, że uwielbiam pomagać — uśmiechnął się szeroko, otrzymując w odpowiedzi równie ciepły uśmiech — mój kolega powinien niedługo tu być, zajmiemy się wtedy choinką. A na razie powalczę z tymi łańcuchami.
Jak powiedział, tak zrobił. Zebrał pudełka i od razu zaczął biegać między regałami, nucąc pod nosem piosenkę o Rudolfie. Kto jak kto, ale Jace z pewnością uwielbiał święta. Zarówno całą tę otoczkę, ozdoby, jak i po prostu fakt, że było to jedno z niewielu wydarzeń, gdy mieli okazję usiąść w domu wszyscy razem i zjeść wspólny obiad. Bez martwienia się o czyjąś pracę, czekania do nocy czy czegokolwiek innego. Tylko jedna rzecz spędzała mu sen z powiek, uparcie odsuwał ją jednak w bok, przywołując na usta ten sam uśmiech co zawsze.
Na ten moment nie musiał się nawet starać. Zdecydowanie miał doskonały humor, a fakt, że Vi zgodził się mu pomóc, dodatkowo go poprawiał. Miał nadzieję, że nie będzie miał problemów z trafieniem na miejsce. W końcu biblioteka była jednym z największych budynków w dystrykcie.
Przyszedł tutaj po południu, tuż po swojej pracy, decydując się na wpadnięcie do Jonathana już teraz. Ich czas wolny zdecydowanie był zbyt ograniczony, by czekać na dni bez pracy, dlatego postanowił wyłapać chociaż ten czas. Chwilę lub dwie spędzone razem, nim rozstaliby się, kierując się do swoich domów. Nie miał pojęcia, co wyniknie z tego, ale wiedział, że nie uzna tego czasu za stracony w żadnym wypadku. Spędzenie czasu razem nie miało wyjść im źle, tylko kwestia...
Może tak nie myśl o tym?
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc. Odpuścił sobie swoje normalne ubrania, ale postawił na czarną koszulę i do tego tego samego koloru, ale o odcień jasne spodnie. Pozostawił włosy spięte w luźny kucyk, uznając, że nie było co trzymać się poważnego wyglądu. Może chciał wyglądać dla niego ładniej.
Może.
Czekał na zewnątrz, opierając się o boczną ścianę przy drzwiach. Nie chciał przegapić momentu jego wyjścia, gdzie po krótkim przywitaniu, zaproponował nieco dłuższy powrót do jego domu. Nie chciał mu jednak zajmować za dużo czasu, ale zarazem...
... chyba miło spędzić czas, popijając bubbletea razem?
Potarł palcami nasadę nosa, czując zmęczenie. Dzień nie należał do najłatwiejszych i zaczynał odczuwać to na swojej skórze.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Biblioteka Carnegie Branch
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Biblioteka zdołała przetrwać największy kryzys rozrób i zamieszek, choć nie obyło się bez nagłego i mocnego odcięcia dofinansowania od państwa. Miejsce przestało cieszyć się wielkim powodzeniem wśród uczniów i studentów, ale nadal nie zostało całkowicie opuszczone. Wielki zbiór przeróżnych książek zebranych przez lata, dalej przyciąga ludzi chcących zatracać się w kartach fikcyjnych historii, by choć przez chwilę uciec od rzeczywistości. Niektóre podręczniki i powieści pożyczono na wieczne nieoddanie, a pisemne ponaglenia wysyłane przez bibliotekarki rzadko przynoszą jakikolwiek efekt, przez co zaginione tomy nieczęsto wracają na swoje miejsce. W północnej części biblioteki wyznaczono za szybą miejsce integracji, gdzie można usiąść na długich kanapach i rozmawiać głośno do woli, bez obaw, że takie zachowanie będzie przeszkadzać innym odwiedzającym. Niektórzy powtarzają szeptem, że tutejsi bibliotekarze prócz normalnych obowiązków, otrzymali również przykaz spisywania obecnych wydarzeń, by mroczne czasy Riverdale na dobre zapisały się w kartach historii, nie pozwalając Kanadzie na ich wyparcie się.]
Przyjął pieniądze od mężczyzny i od razu schował do skrytki. Skoro oboje uważali transakcję za zakończoną, a w kolejce nie stał żaden nowy klient, to oznaczało, że czas zwijać się z tych okolic i pojechać w jakieś inne miejsce.
— Zwijamy się, amigos. Miguel, rusz się i posadź swoją dupę przed kierownicą. — Handlarz zatrzasnął bagażnik i zajął przednie miejsce pasażera.
Chwilę później cała ekipa siedziała już wygodnie w samochodzie, a cichy warkot silnika poprzedził ich odjazd.
— Zwijamy się, amigos. Miguel, rusz się i posadź swoją dupę przed kierownicą. — Handlarz zatrzasnął bagażnik i zajął przednie miejsce pasażera.
Chwilę później cała ekipa siedziała już wygodnie w samochodzie, a cichy warkot silnika poprzedził ich odjazd.
Handlarz opuścił temat!
Nikita - odliczono 100$ od stanu konta i dopisano broń wraz z użyciem do ekwipunku.
Pierwszy post z asortymentem został zedytowany.
Pierwszy post z asortymentem został zedytowany.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Nie Gru 05, 2021 3:02 pm
Nie Gru 05, 2021 3:02 pm
M i n i - z a d a n i e
E v e n t   z i m o w y
E v e n t   z i m o w y
___________________
— Helen! Gdzie wstawiamy choinkę? — zapytał wyraźnie podekscytowany, podbiegając do kobiety stojącej obok składziku. Biblioteka była już zamknięta, idealny moment na drobne ozdobienie jej na święta. Nawet jeśli Pani Ashworth z początku nie była przekonana czy to dobry pomysł. Jej zdaniem biblioteka była w końcu poważnym miejscem. Jace chodził za nią jednak tak długo, aż musiała przyznać, że sama nieco zaczęła wyczekiwać całego tego strojenia wnętrza.
— Przy kontuarze, Jace. Postawimy ją z prawej strony, by nie utrudniała nam poruszania się, a jednocześnie była widoczna. Pamiętaj, jak będziesz wieszał łańcuchy, używaj taśmy, nie gwoździ. Nie chcemy uszkodzić szafek.
— Tak jest!
— Przepraszam, że to na ciebie zrzucam, ale... cóż... — zadarła głowę do góry, wpatrując się w chłopaka z niejakim zmieszaniem. Ciężko było przegapić jego wzrost i fakt, że po prostu nadawał się do tej pracy najlepiej.
— Nie przejmuj się, wiesz, że uwielbiam pomagać — uśmiechnął się szeroko, otrzymując w odpowiedzi równie ciepły uśmiech — mój kolega powinien niedługo tu być, zajmiemy się wtedy choinką. A na razie powalczę z tymi łańcuchami.
Jak powiedział, tak zrobił. Zebrał pudełka i od razu zaczął biegać między regałami, nucąc pod nosem piosenkę o Rudolfie. Kto jak kto, ale Jace z pewnością uwielbiał święta. Zarówno całą tę otoczkę, ozdoby, jak i po prostu fakt, że było to jedno z niewielu wydarzeń, gdy mieli okazję usiąść w domu wszyscy razem i zjeść wspólny obiad. Bez martwienia się o czyjąś pracę, czekania do nocy czy czegokolwiek innego. Tylko jedna rzecz spędzała mu sen z powiek, uparcie odsuwał ją jednak w bok, przywołując na usta ten sam uśmiech co zawsze.
Na ten moment nie musiał się nawet starać. Zdecydowanie miał doskonały humor, a fakt, że Vi zgodził się mu pomóc, dodatkowo go poprawiał. Miał nadzieję, że nie będzie miał problemów z trafieniem na miejsce. W końcu biblioteka była jednym z największych budynków w dystrykcie.
Mini - zadanie
Event zimowy
Jakby się nad tym zastanowić… Nikt nie wiedział, nawet sam Vi, dlaczego zgodził się na pomaganie Jonathanowi w dwóch rzeczach, przy których mało kto by się spodziewał jego osobę. Pierwsza to pojawienie się w bibliotece, a przytaczając dokładną nazwę - Biblioteka Carnegie Branch, a druga to ubieranie choinki na zbliżające się święta. Gdzie chyba przez rok albo półtorej roku nie robił nic związanego z tym czasem, który wywoływał u innym dziwna radość szczęścia i wpadali w szał dekorowania, zakupów i wypieków. Co za tym idzie jak na nieszczęście dodatkowa ilość pracy, na stażu, który zaczął trochę przeklinać, a druga dodatkowa ilość była u niego w barze. Chociaż w tym miejscu czuł się dobrze, a atmosfera była do przeżycia.
Można pomyśleć, że jak zaczął się grudzień to stał się szalony, że pomimo więcej wyrabiania godzin, jeszcze zgodził się na dodatkowa pomoc u tego dzieciaka. Na razie tak mówił na Everetta w myślach, bo pojęcia kolega albo znajomy, musiało odczekać.
Odnalezienie budynku biblioteki nie było teudnejz bo to był bardziej majestatyczny budynek w odróżnieniu od innych. Po przekroczeniu wejścia, mruknął "dzień dobry" i poszedł dalej. Będąc ubranym cało na czarno, a na wierzchu miał założoną kurtkę, która miała na kołnierzu ozdobne futerko, ale obecnie nie było ono wycięte do góry, bo ogrzewało szyję chłopaka. Ta kurtka wyglądała dość ekluzywnie, a to dostał już od swojej matki na święta. Trochę się cieszył, że miał w swojej szafie coś cieplejszego.
Widział, że już ktoś zajął się ozdabianiem biblioteki, pewnie Jace, ale jakoś na razie nie chciało mu się go szukać pomiędzy regałami, więc zajął się przeglądaniem tego, co miało został założone na choince.
Event zimowy
Jakby się nad tym zastanowić… Nikt nie wiedział, nawet sam Vi, dlaczego zgodził się na pomaganie Jonathanowi w dwóch rzeczach, przy których mało kto by się spodziewał jego osobę. Pierwsza to pojawienie się w bibliotece, a przytaczając dokładną nazwę - Biblioteka Carnegie Branch, a druga to ubieranie choinki na zbliżające się święta. Gdzie chyba przez rok albo półtorej roku nie robił nic związanego z tym czasem, który wywoływał u innym dziwna radość szczęścia i wpadali w szał dekorowania, zakupów i wypieków. Co za tym idzie jak na nieszczęście dodatkowa ilość pracy, na stażu, który zaczął trochę przeklinać, a druga dodatkowa ilość była u niego w barze. Chociaż w tym miejscu czuł się dobrze, a atmosfera była do przeżycia.
Można pomyśleć, że jak zaczął się grudzień to stał się szalony, że pomimo więcej wyrabiania godzin, jeszcze zgodził się na dodatkowa pomoc u tego dzieciaka. Na razie tak mówił na Everetta w myślach, bo pojęcia kolega albo znajomy, musiało odczekać.
Odnalezienie budynku biblioteki nie było teudnejz bo to był bardziej majestatyczny budynek w odróżnieniu od innych. Po przekroczeniu wejścia, mruknął "dzień dobry" i poszedł dalej. Będąc ubranym cało na czarno, a na wierzchu miał założoną kurtkę, która miała na kołnierzu ozdobne futerko, ale obecnie nie było ono wycięte do góry, bo ogrzewało szyję chłopaka. Ta kurtka wyglądała dość ekluzywnie, a to dostał już od swojej matki na święta. Trochę się cieszył, że miał w swojej szafie coś cieplejszego.
Widział, że już ktoś zajął się ozdabianiem biblioteki, pewnie Jace, ale jakoś na razie nie chciało mu się go szukać pomiędzy regałami, więc zajął się przeglądaniem tego, co miało został założone na choince.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Wto Gru 07, 2021 1:11 pm
Wto Gru 07, 2021 1:11 pm
— Dzień dobry. Jace, twój kolega przyszedł! — czas po zamknięciu biblioteki był jedynym, gdy Helen pozwalała sobie na podniesienie głosu. Nie, żeby musiała krzyczeć. Jakby nie patrzeć budynek był w tym momencie pusty. Jonathan momentalnie przytwierdził mocniej łańcuch i wycofał się spomiędzy regałów, szybko namierzając go wzrokiem.
— Rany, widzę, że nawet nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia, od razu jak u siebie — roześmiał się, widząc chłopaka szperającego po pudełkach z ozdobami. Podziękował Helen skinięciem głową i ruszył w jego stronę, obserwując uważnie sporą, żywą choinkę.
— Przydałoby się chyba coś podłożyć pod spód nie? Inaczej może gubić igły. W ogóle dzięki, że zgodziłeś się pomóc! Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć, to daj znać, zobaczymy, co da się zrobić — wyszczerzył się wesoło, zaraz podnosząc jedną z bombek. Obrócił ją kilkakrotnie wokół, przyglądając się skaczącemu przez śnieg reniferowi. Śliczna. Jace naprawdę uwielbiał święta, świąteczne ozdoby i wszystko, co było z tym związane. Zawiesił ją ostrożnie na jednej z gałązek, uśmiechając się do samego siebie.
— Ubieranie choinki oficjalnie uznaję za otwarte! W ogóle fajna kurtka. Jakby robiło ci się gorąco, to tam jest wieszak — wskazał go palcem z uśmiechem, zaraz kucając przy pudłach.
— Zaczynamy od łańcuchów, lampek czy bombek? Osobiście chyba zacząłbym od lampek, potem dodał bombki i na końcu łańcuchy... — zamyślił się, wyraźnie szukając jakiejś taktyki, która uwzględni i uwidoczni absolutnie wszystko. Może powinien sprawdzić w Googlach?
— Rany, widzę, że nawet nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia, od razu jak u siebie — roześmiał się, widząc chłopaka szperającego po pudełkach z ozdobami. Podziękował Helen skinięciem głową i ruszył w jego stronę, obserwując uważnie sporą, żywą choinkę.
— Przydałoby się chyba coś podłożyć pod spód nie? Inaczej może gubić igły. W ogóle dzięki, że zgodziłeś się pomóc! Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć, to daj znać, zobaczymy, co da się zrobić — wyszczerzył się wesoło, zaraz podnosząc jedną z bombek. Obrócił ją kilkakrotnie wokół, przyglądając się skaczącemu przez śnieg reniferowi. Śliczna. Jace naprawdę uwielbiał święta, świąteczne ozdoby i wszystko, co było z tym związane. Zawiesił ją ostrożnie na jednej z gałązek, uśmiechając się do samego siebie.
— Ubieranie choinki oficjalnie uznaję za otwarte! W ogóle fajna kurtka. Jakby robiło ci się gorąco, to tam jest wieszak — wskazał go palcem z uśmiechem, zaraz kucając przy pudłach.
— Zaczynamy od łańcuchów, lampek czy bombek? Osobiście chyba zacząłbym od lampek, potem dodał bombki i na końcu łańcuchy... — zamyślił się, wyraźnie szukając jakiejś taktyki, która uwzględni i uwidoczni absolutnie wszystko. Może powinien sprawdzić w Googlach?
Na chwilę zmarszczył brwi słysząc podniesiony głos bibliotekarki. Od wczoraj był jakiś nadwrażliwy na wysokie dźwięki, przez to czuł się trochę zirytowany, że to go po prostu drażni i w pierwszym od ruchu miał ochotę się temu komuś odgryźć, że ma tak nie krzyczeć albo w przypadku gwizdania, to ma tak nie gwizdać, jednak ugryzł się w czubek języka, aby jego myśli nie przekształciły się w słowa. A przyczyną takiego rozdrażnienia było spowodowane przemęczeniem, które zaczęło mu się dawać we znaki. Sprawdzał, czy wszystko jest już przygotowane, aby jak najszybciej zacząć ubierać choinkę, a po tym może wyskoczy na coś ciepłego. Okaże się, czy mu się będzie chciało, jeszcze szwendać się po mieście w tej ekskluzywnej kurtce.
- Nie muszę mieć specjalnego zaproszenia, prędzej to sam się wpraszam i robię swoje – odparł krótko na wiadomość, że czuł się tutaj jak u siebie, tylko, że po co miał się pytać kogoś z pracowników biblioteki, skoro wiedział w jakiej inicjatywie tutaj przyszedł i widział to co musiał zrobić. A pudełka z ozdobami i żywa choinka stały praktycznie na samym widoku.
- Możemy dać pod spód jakąś podstawkę z wodą, aby zbyt szybko nie zaczęła gubić igieł – odparł na pytanie, dotyczące jak się postępowało się z żywym drzewkiem. Powiedział to co pamiętał za dzieciak i nastolatka, bo u siebie w domu też na święta królowało żywe drzewko. - Okaże się do czego możesz być pożyteczny – mruknął, na razie nie mając pojęcia jak mógł się odwdzięczyć Vi. Zmarszczył brwi, słysząc znów donośny dźwięk w postaci głosu. Kątem oka, obserwował, co Jace zamierzał zrobić i padło na zawieszenie bombki na losowej gałęzi. Po usłyszeniu kolejnego donośnego głosu, cmoknął z niezadowolenia i ciężko westchnął.
- Możesz się tak nie nadzierać! – trochę podniósł głos, tym razem nie wytrzymując. Raz mógł to zignorować, ale drugi raz to dla Vi dziś było za dużo. - Jasne, zdejmę jak będzie mi ciepło – potem mruknął słysząc i ilustrując gdzie stoi wspomniany przez Jonathana wieszak.
- Od lampek się zaczyna – odparł krótko, bo taka była kolej rzeczy, że na sam początek zakładało się lampki, a potem bombki, a na samym końcu łańcuchy. - Tylko jeszcze przed zakładaniem lampek, trzeba podłożyć podstawek z wodą – w razie czego, przypomniał Everettowi co miał poszukać. Nie znał układu biblioteki, więc zostawiał to jemu, aby to zrobił.
- Nie muszę mieć specjalnego zaproszenia, prędzej to sam się wpraszam i robię swoje – odparł krótko na wiadomość, że czuł się tutaj jak u siebie, tylko, że po co miał się pytać kogoś z pracowników biblioteki, skoro wiedział w jakiej inicjatywie tutaj przyszedł i widział to co musiał zrobić. A pudełka z ozdobami i żywa choinka stały praktycznie na samym widoku.
- Możemy dać pod spód jakąś podstawkę z wodą, aby zbyt szybko nie zaczęła gubić igieł – odparł na pytanie, dotyczące jak się postępowało się z żywym drzewkiem. Powiedział to co pamiętał za dzieciak i nastolatka, bo u siebie w domu też na święta królowało żywe drzewko. - Okaże się do czego możesz być pożyteczny – mruknął, na razie nie mając pojęcia jak mógł się odwdzięczyć Vi. Zmarszczył brwi, słysząc znów donośny dźwięk w postaci głosu. Kątem oka, obserwował, co Jace zamierzał zrobić i padło na zawieszenie bombki na losowej gałęzi. Po usłyszeniu kolejnego donośnego głosu, cmoknął z niezadowolenia i ciężko westchnął.
- Możesz się tak nie nadzierać! – trochę podniósł głos, tym razem nie wytrzymując. Raz mógł to zignorować, ale drugi raz to dla Vi dziś było za dużo. - Jasne, zdejmę jak będzie mi ciepło – potem mruknął słysząc i ilustrując gdzie stoi wspomniany przez Jonathana wieszak.
- Od lampek się zaczyna – odparł krótko, bo taka była kolej rzeczy, że na sam początek zakładało się lampki, a potem bombki, a na samym końcu łańcuchy. - Tylko jeszcze przed zakładaniem lampek, trzeba podłożyć podstawek z wodą – w razie czego, przypomniał Everettowi co miał poszukać. Nie znał układu biblioteki, więc zostawiał to jemu, aby to zrobił.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sro Gru 08, 2021 2:20 pm
Sro Gru 08, 2021 2:20 pm
Czego jak czego, ale takiej opryskliwej odpowiedzi, Jonathan zdecydowanie się nie spodziewał. Zamrugał więc kilka razy więcej niż zwykle, wpatrując się w niego zbyt zaskoczony, by odezwać się od razu.
— O rany. Do zamkniętego sklepu też byś wszedł, nie witając się z właścicielem? To trochę nieuprzejme — powiedział nieco niepewnie, mimo wszystko wpatrując się w niego ostrożnie. Polubił Vi po ostatniej wizycie w barze, ale rzecz jasna nie znaczyło to, że będzie absolutnie wszystko ignorował. Trochę średnio to wszystko brzmiało, zwłaszcza że jednak ani tu nie pracował, ani nie był żadnym właścicielem. A pomocnicy zawsze zapowiadali swoje przybycie. Przynajmniej z jego doświadczenia. Miał szczęście, że Helen od razu założyła, że był jego znajomym, a nie wezwała policję.
— Dobry pomysł! — momentalnie się rozpromienił, porzucając poprzednie rozmyślania. Jakby nie patrzeć wszelkiego rodzaju problemy i tak nie miały zbytnio miejsca w jego głowie. Zanucił coś cicho pod nosem, przeglądając wesoło bombki, nim chłopak nie podniósł nagle głosu. Odwrócił się w jego stronę, chyba nie do końca wiedząc, o co mu w tym momencie chodziło.
— Hej, wszystko w porządku? Strasznie dziwnie się dziś zachowujesz — powiedział ostrożnie, nie do końca rozumiejąc, skąd się wzięła tak diametralna różnica w jego charakterze. Nawet Helen podniosła głowę, wyraźnie zaniepokojona całą sytuacją, wracając zaraz powoli do swojej pracy. Jace z reguły miał raczej dobrą intuicję do ludzi, nic dziwnego, że w momencie gdy ktoś zaczynał się zachowywać w podobny sposób, nie wiedział jak reagować. Może nie powinien jednak zapraszać do pomocy kogoś, kogo spotkał tylko raz.
Z drugiej strony, to w życiu Vi mogło się coś wydarzyć. Coś, co najwyraźniej wpływało na niego, na tyle mocno, by zachowywał się tak jak teraz. Usiadł więc powoli na ziemi, wpatrując się w niego cały czas tak samo zdezorientowany.
— O rany. Do zamkniętego sklepu też byś wszedł, nie witając się z właścicielem? To trochę nieuprzejme — powiedział nieco niepewnie, mimo wszystko wpatrując się w niego ostrożnie. Polubił Vi po ostatniej wizycie w barze, ale rzecz jasna nie znaczyło to, że będzie absolutnie wszystko ignorował. Trochę średnio to wszystko brzmiało, zwłaszcza że jednak ani tu nie pracował, ani nie był żadnym właścicielem. A pomocnicy zawsze zapowiadali swoje przybycie. Przynajmniej z jego doświadczenia. Miał szczęście, że Helen od razu założyła, że był jego znajomym, a nie wezwała policję.
— Dobry pomysł! — momentalnie się rozpromienił, porzucając poprzednie rozmyślania. Jakby nie patrzeć wszelkiego rodzaju problemy i tak nie miały zbytnio miejsca w jego głowie. Zanucił coś cicho pod nosem, przeglądając wesoło bombki, nim chłopak nie podniósł nagle głosu. Odwrócił się w jego stronę, chyba nie do końca wiedząc, o co mu w tym momencie chodziło.
— Hej, wszystko w porządku? Strasznie dziwnie się dziś zachowujesz — powiedział ostrożnie, nie do końca rozumiejąc, skąd się wzięła tak diametralna różnica w jego charakterze. Nawet Helen podniosła głowę, wyraźnie zaniepokojona całą sytuacją, wracając zaraz powoli do swojej pracy. Jace z reguły miał raczej dobrą intuicję do ludzi, nic dziwnego, że w momencie gdy ktoś zaczynał się zachowywać w podobny sposób, nie wiedział jak reagować. Może nie powinien jednak zapraszać do pomocy kogoś, kogo spotkał tylko raz.
Z drugiej strony, to w życiu Vi mogło się coś wydarzyć. Coś, co najwyraźniej wpływało na niego, na tyle mocno, by zachowywał się tak jak teraz. Usiadł więc powoli na ziemi, wpatrując się w niego cały czas tak samo zdezorientowany.
Cicho westchnął wnioskując z tego co usłyszał od Jonathana, że trochę przesadził. Kontrolował nad tym. Starał się mieć to pod kontrolą, ale jak wkrada się zmęczenie to chyba nie kontroluje aż tak w stu procentach tego co mówi. Co może wprowadzić swojego rozmówcę w małe osłupienie, że jest zdolny do odpowiedzenia w sposób opryskliwy.
- Nie to miałem na myśli… Jeśli poszedłbym do zamkniętego sklepu to bym przywitał się z właścicielem, ale tutaj wchodząc do biblioteki od razu widać co będzie robione, czyli dekorowanie biblioteki. A dodatkowo, że tu pracujesz to stwierdziłem, że prędzej czy później zauważysz, że przyszedłem – wyjaśnił mu, przedstawiając jak to interpretował. Domyślał się, że to mogło wprowadzić Everetta w małe osłupienie, ale co teraz zrobi? Nic nie zrobi. Jace musiał przyswoić, że człowieka bywał różny i nie zawsze potrafił być miły.
Na „Dobry pomysł!” kiwnął, tylko głową. Nie miał w tej kwestii już nic do powiedzenia, tylko trzeba było zrobić tak jak wcześniej zasugerował. Podstawić podstawek z wodą, aby drzewko mogło pobierać wodę i szybko nie uschło, co świadczyła utrata igliwia.
- Można powiedzieć, że jest wszystko w porządku, tylko jestem trochę zmęczony i wysokie dźwięki mnie drażnią. Jeśli to ciebie zaskoczyło… Miało prawo, ale proszę dziś przystopuj swój entuzjazm, który charakteryzuje się wysokimi tonami – odparł, od razu tłumacząc, dlaczego tak się zachował, a nie inaczej. Jakoś czuł, że nie chciał przez swoje błędy stracić osobę, z którą w miarę normalnie rozmawia. Aż z tego wszystkiego rozpiął kurtkę, a po tym poszedł z nią do wskazanego wcześniej wieszaka. Kiedy dotarł do niego, dopiero ściągnął z siebie kurtkę i powiesił ją na haku. Po tym wrócił do kontuaru, gdzie znajdowały się pudełka z dekoracjami świątecznymi.
- Nie to miałem na myśli… Jeśli poszedłbym do zamkniętego sklepu to bym przywitał się z właścicielem, ale tutaj wchodząc do biblioteki od razu widać co będzie robione, czyli dekorowanie biblioteki. A dodatkowo, że tu pracujesz to stwierdziłem, że prędzej czy później zauważysz, że przyszedłem – wyjaśnił mu, przedstawiając jak to interpretował. Domyślał się, że to mogło wprowadzić Everetta w małe osłupienie, ale co teraz zrobi? Nic nie zrobi. Jace musiał przyswoić, że człowieka bywał różny i nie zawsze potrafił być miły.
Na „Dobry pomysł!” kiwnął, tylko głową. Nie miał w tej kwestii już nic do powiedzenia, tylko trzeba było zrobić tak jak wcześniej zasugerował. Podstawić podstawek z wodą, aby drzewko mogło pobierać wodę i szybko nie uschło, co świadczyła utrata igliwia.
- Można powiedzieć, że jest wszystko w porządku, tylko jestem trochę zmęczony i wysokie dźwięki mnie drażnią. Jeśli to ciebie zaskoczyło… Miało prawo, ale proszę dziś przystopuj swój entuzjazm, który charakteryzuje się wysokimi tonami – odparł, od razu tłumacząc, dlaczego tak się zachował, a nie inaczej. Jakoś czuł, że nie chciał przez swoje błędy stracić osobę, z którą w miarę normalnie rozmawia. Aż z tego wszystkiego rozpiął kurtkę, a po tym poszedł z nią do wskazanego wcześniej wieszaka. Kiedy dotarł do niego, dopiero ściągnął z siebie kurtkę i powiesił ją na haku. Po tym wrócił do kontuaru, gdzie znajdowały się pudełka z dekoracjami świątecznymi.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Czw Gru 09, 2021 10:19 am
Czw Gru 09, 2021 10:19 am
Jonathan odczuwał w tym momencie tak wiele emocji, że ciężko było mu się skupić na jednej konkretnej. Z jednej strony czuł się wybitnie niepewnie w jego towarzystwie. Z drugiej przy jego niestabilności, zaczynał bać się o bezpieczeństwo Helen. Ale przede wszystkim było mu najzwyczajniej w świecie przykro. Jakby nie patrzeć, nigdy nie uważał swojego głosu za jakiś donośny czy wybitnie nieprzyjemny.
— W razie czego, następnym razem podejdź do Helen i się zapowiedz. Biblioteka też jest zamknięta, zostawiliśmy otwarte drzwi tylko dlatego, że wiedzieliśmy, że przyjdziesz — powiedział przyciszonym tonem, tracąc nieco na dobrym humorze. Jakby nie patrzeć, gdy dostawałeś burę za konkretne nieprzyjemne zachowanie, było to zrozumiałe. Ale gdy dostawałeś ją za coś, na co nie miałeś większego wpływu, ciężko było znaleźć konkretne wyjście z sytuacji. Mógł rzecz jasna po prostu przestać się odzywać, ale mało co stresowało go tak bardzo jak siedzenie z drugą osobą w ciszy. Tylko co jeśli będzie go tym samym denerwował i naprawdę zrobi im krzywdę? W końcu nie znał go na tyle dobrze, by wykluczyć podobną opcję.
Pokiwał więc jedynie głową w odpowiedzi i usiadł na ziemi, skupiając się na przeglądaniu bombek i światełek. Podniósł głowę znad pudeł, dopiero gdy Helen pojawiła się obok, patrząc na obu z łagodnym uśmiechem.
— Chcecie może coś do picia? Dziękuję, że zgodziłeś się nam pomóc. Jace zawsze ma milion pomysłów i bierze na siebie zdecydowanie zbyt wiele, więc miło zobaczyć, że chociaż raz nie robi wszystkiego sam — kobieta zmierzwiła jego blond włosy, przewracając przy tym oczami.
— Wcale nie. To ty robisz tu najwięcej roboty, bez ciebie ta biblioteka umarłaby już dawno temu — powiedział ostrożnie, starając się brzmieć jak najbardziej płasko. Kobieta spojrzała na niego nieco dziwnie, zaraz wracając wzrokiem do ich gościa.
— Mamy herbatę, kawę, gorącą czekoladę, wodę i... sok pomarańczowy. Jeśli Jace go nie wypił.
Potrząsnął jedynie głową na boki, skupiając się na rozplątywaniu lampek.
— W razie czego, następnym razem podejdź do Helen i się zapowiedz. Biblioteka też jest zamknięta, zostawiliśmy otwarte drzwi tylko dlatego, że wiedzieliśmy, że przyjdziesz — powiedział przyciszonym tonem, tracąc nieco na dobrym humorze. Jakby nie patrzeć, gdy dostawałeś burę za konkretne nieprzyjemne zachowanie, było to zrozumiałe. Ale gdy dostawałeś ją za coś, na co nie miałeś większego wpływu, ciężko było znaleźć konkretne wyjście z sytuacji. Mógł rzecz jasna po prostu przestać się odzywać, ale mało co stresowało go tak bardzo jak siedzenie z drugą osobą w ciszy. Tylko co jeśli będzie go tym samym denerwował i naprawdę zrobi im krzywdę? W końcu nie znał go na tyle dobrze, by wykluczyć podobną opcję.
Pokiwał więc jedynie głową w odpowiedzi i usiadł na ziemi, skupiając się na przeglądaniu bombek i światełek. Podniósł głowę znad pudeł, dopiero gdy Helen pojawiła się obok, patrząc na obu z łagodnym uśmiechem.
— Chcecie może coś do picia? Dziękuję, że zgodziłeś się nam pomóc. Jace zawsze ma milion pomysłów i bierze na siebie zdecydowanie zbyt wiele, więc miło zobaczyć, że chociaż raz nie robi wszystkiego sam — kobieta zmierzwiła jego blond włosy, przewracając przy tym oczami.
— Wcale nie. To ty robisz tu najwięcej roboty, bez ciebie ta biblioteka umarłaby już dawno temu — powiedział ostrożnie, starając się brzmieć jak najbardziej płasko. Kobieta spojrzała na niego nieco dziwnie, zaraz wracając wzrokiem do ich gościa.
— Mamy herbatę, kawę, gorącą czekoladę, wodę i... sok pomarańczowy. Jeśli Jace go nie wypił.
Potrząsnął jedynie głową na boki, skupiając się na rozplątywaniu lampek.
Po wróceniu w to samo miejsce z gdzie był wcześniej. Wiedział, że za to co powiedział wcześniej i jak przy tym zareagował. Nie cofnie czasu, stało się, obydwoje musieli to przetrawić, a bardziej Jace, który mógł odczuć niepewność. Natomiast jakaś część Vi nie odczuwała konsekwencji swoich czynów, bo powiedział mu czym to zostało spowodowane. A przeprosiny nie miał w zwyczaju kogoś błagać. Przyzwyczaił się, że ludzie przychodzą i odchodzą od niego.
- Jasne - odparł najzwyczajniej jednowyrazowo, bo dodawanie czego więcej było zbędne. Przynajmniej w odczuciu chłopaka.
Nawet przeszła mu przez myśli, że jak w razie wprawdzie uporają się z ubieraniem choinki, to szybciej stąd pójdzie. Przy tym postępując trochę samolubnie, zostawiając Jonathana ze swoimi myślami i niewidzialną decyzja, czy jeszcze się do niego odezwie czy też nie. Miał zabrać się za rozplątywanie lampek, bo się okazało, że są dwa zestawy i trzeba było sprawdzić wszystkie czy działają. Chwycił już pierwszy rząd lampek, aby sprawdzić czy nie są poplątane, a tu nagle odezwała się kobietą, która na początku poinformowała o jego przyjściu, miała na imię chyba Helen.
- Trochę urozmaicenia przyda się każdemu i nie musisz dziękować. O, skoro ma milion pomysłów to jeszcze w przyszłości zrobi się z niego pracoholik - lekko się uśmiechając, przy okazji widząc, że chyba Jace na zbyt wiele rzeczy się zgadzał typu - on zrobi - albo miał za bardzo wysokie ambicje, że Jace to zrobi nikt inny. - Chętnie się napiję gorącej czekolady - dał odpowiedź Helen, czego chciałby się napić.
- Właśnie, wiesz możesz, gdzie można znaleźć jakieś podstawki, aby podłożyć pod drzewko, a dokładniej pod ucięty konar, aby miało dostęp do wody - zagadnął do Helen, widząc kątem oka, że Jace zajął się czymś innym, to musiał sam zająć się tym.
- Jasne - odparł najzwyczajniej jednowyrazowo, bo dodawanie czego więcej było zbędne. Przynajmniej w odczuciu chłopaka.
Nawet przeszła mu przez myśli, że jak w razie wprawdzie uporają się z ubieraniem choinki, to szybciej stąd pójdzie. Przy tym postępując trochę samolubnie, zostawiając Jonathana ze swoimi myślami i niewidzialną decyzja, czy jeszcze się do niego odezwie czy też nie. Miał zabrać się za rozplątywanie lampek, bo się okazało, że są dwa zestawy i trzeba było sprawdzić wszystkie czy działają. Chwycił już pierwszy rząd lampek, aby sprawdzić czy nie są poplątane, a tu nagle odezwała się kobietą, która na początku poinformowała o jego przyjściu, miała na imię chyba Helen.
- Trochę urozmaicenia przyda się każdemu i nie musisz dziękować. O, skoro ma milion pomysłów to jeszcze w przyszłości zrobi się z niego pracoholik - lekko się uśmiechając, przy okazji widząc, że chyba Jace na zbyt wiele rzeczy się zgadzał typu - on zrobi - albo miał za bardzo wysokie ambicje, że Jace to zrobi nikt inny. - Chętnie się napiję gorącej czekolady - dał odpowiedź Helen, czego chciałby się napić.
- Właśnie, wiesz możesz, gdzie można znaleźć jakieś podstawki, aby podłożyć pod drzewko, a dokładniej pod ucięty konar, aby miało dostęp do wody - zagadnął do Helen, widząc kątem oka, że Jace zajął się czymś innym, to musiał sam zająć się tym.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pią Gru 10, 2021 11:52 pm
Pią Gru 10, 2021 11:52 pm
Biorąc pod uwagę zachowanie Vi, Jonathan nawet nie spodziewał się przeprosin. Prędzej widziałby go w wersji, gdzie znowu darł się na niego bez powodu niż przyznającego do błędu. Nic dziwnego, że siedział cicho.
— Już nim jest. Nie znam drugiej osoby w jego wieku, która robiłaby tyle, co on. Wiecznie powtarzam, żeby pamiętał o odpoczynku, ale oczywiście mnie nie słucha — podparła biodra rękami, spoglądając z żartobliwą przyganą na Jace'a, który skupił się jednak całkowicie na światełkach. Wstał w końcu i podszedł do choinki, przeciągając je w milczeniu dookoła. Przynajmniej przy jego wzroście nie potrzebowali żadnej drabiny.
— Gorąca czekolada, robi się. Jace, ty nic nie chcesz?
Potrząsnął jedynie głową w odpowiedzi i wrócił do przeglądania bombek, dzieląc wszystkie pudełka zgodnie z kolorami.
— Hm... trzeba zerknąć na zapleczu. Ewentualnie dokupimy je na dniach. Zerkniesz potem do schowka, Jace? — zapytała, przenosząc spojrzenie na chłopaka, który i tym razem skinął jedynie głową, nijak się nie odzywając. W oczach bibliotekarki wyraźnie pojawiło się zmartwienie. Jakby nie patrzeć, Everett nie był osobą, która milczała. Zawsze było go wszędzie pełno, a usta praktycznie mu się nie zamykały. Ta przygaszona wersja kompletnie do niego nie pasowała.
Obróciła się powoli, rzucając im jeszcze wcześniej krótkie spojrzenie.
— Gorąca czekolada, robi się — kobieta zniknęła na zapleczu, raz jeszcze zostawiając ich samych. Blondyn wpatrywał się uparcie w bombki, zawieszając je powoli na gałązkach pomiędzy powieszonymi kolorami. Starał się dobierać je tak, by nie było obok siebie takich samych kolorów, a cała kompozycja wydawała się dużo żywsza. Nikt nie chciał w końcu oglądać nudnej choinki.
— Już nim jest. Nie znam drugiej osoby w jego wieku, która robiłaby tyle, co on. Wiecznie powtarzam, żeby pamiętał o odpoczynku, ale oczywiście mnie nie słucha — podparła biodra rękami, spoglądając z żartobliwą przyganą na Jace'a, który skupił się jednak całkowicie na światełkach. Wstał w końcu i podszedł do choinki, przeciągając je w milczeniu dookoła. Przynajmniej przy jego wzroście nie potrzebowali żadnej drabiny.
— Gorąca czekolada, robi się. Jace, ty nic nie chcesz?
Potrząsnął jedynie głową w odpowiedzi i wrócił do przeglądania bombek, dzieląc wszystkie pudełka zgodnie z kolorami.
— Hm... trzeba zerknąć na zapleczu. Ewentualnie dokupimy je na dniach. Zerkniesz potem do schowka, Jace? — zapytała, przenosząc spojrzenie na chłopaka, który i tym razem skinął jedynie głową, nijak się nie odzywając. W oczach bibliotekarki wyraźnie pojawiło się zmartwienie. Jakby nie patrzeć, Everett nie był osobą, która milczała. Zawsze było go wszędzie pełno, a usta praktycznie mu się nie zamykały. Ta przygaszona wersja kompletnie do niego nie pasowała.
Obróciła się powoli, rzucając im jeszcze wcześniej krótkie spojrzenie.
— Gorąca czekolada, robi się — kobieta zniknęła na zapleczu, raz jeszcze zostawiając ich samych. Blondyn wpatrywał się uparcie w bombki, zawieszając je powoli na gałązkach pomiędzy powieszonymi kolorami. Starał się dobierać je tak, by nie było obok siebie takich samych kolorów, a cała kompozycja wydawała się dużo żywsza. Nikt nie chciał w końcu oglądać nudnej choinki.
To czy przeprosił albo przeprosi… to miało swój czas, którzy nastawał prędzej, czy później. Jednak to w wydaniu Vi wyglądało tak, że zamiast przeprosin tłumaczył swoje zachowanie - bo to wydawało mu się łatwiejsze niż powiedzenie słowa "przepraszam" i dalsza kwestia - albo w ogóle takie coś jak przeprosiny nie opuszczały jego usta.
- To wynika, że jest jedynym chłopakiem na milion albo na więcej, który robi wszystko i jest tak zaangażowany w to co robi - pokiwał lekko głową, słysząc od bibliotekarki same pozytywne słowa na temat Jonathana, który nagle ucichł.
Przecież wcześniej wytłumaczył mu, dlaczego tak zareagował a nie inaczej. Jeśli teraz miał focha o to, że przez przypadek podniósł na niego głos, to nie miał zamiaru nie wiadomo jak go udobruchać, aby teraz zaczął się odzywać.
- Jasne, tylko proszę pamiętać, aby w miarę szybko zaopatrzyć się o to, jeśli nie będzie na zapleczu, żeby choinka zbyt szybko nie zgubiła igliwia i też nie wyschła - dodał, trochę podkreślając, że to ważne, aby drzewko nie straciło zbyt szybko swoich soków i tego wrażenia - wow - który sprawia, że od razu zwraca się na nią uwagę.
Po dowiedzeniu się, że za niedługo pojawi się jego wewnętrznie upragniona gorąca czekolada, lekko się uśmiechnął. Zerknął na choinkę, czy już lampki są zawieszone, czy Jace nadal morduje się z ich rozplątywaniem. Okazało się, że uporał się z tym w miarę szybko i przeszedł do zawieszania bombek na gałązki, które pojedyńcze pod wpływem ciężaru ozdób, lekko się uginały. Aby nie zostawiać całej roboty koledze, po skończeniu krótkiej wymianie zdań z Helen, wziął się za wieszanie kolorowych bombek. Wzorował się trochę na tym jak zaczął zakładać Jace, kolorystycznie aby się zgadzało z zaczętym konceptem. Sprawdzając, aby żaden z kolorów nie znajdował się obok siebie.
- To wynika, że jest jedynym chłopakiem na milion albo na więcej, który robi wszystko i jest tak zaangażowany w to co robi - pokiwał lekko głową, słysząc od bibliotekarki same pozytywne słowa na temat Jonathana, który nagle ucichł.
Przecież wcześniej wytłumaczył mu, dlaczego tak zareagował a nie inaczej. Jeśli teraz miał focha o to, że przez przypadek podniósł na niego głos, to nie miał zamiaru nie wiadomo jak go udobruchać, aby teraz zaczął się odzywać.
- Jasne, tylko proszę pamiętać, aby w miarę szybko zaopatrzyć się o to, jeśli nie będzie na zapleczu, żeby choinka zbyt szybko nie zgubiła igliwia i też nie wyschła - dodał, trochę podkreślając, że to ważne, aby drzewko nie straciło zbyt szybko swoich soków i tego wrażenia - wow - który sprawia, że od razu zwraca się na nią uwagę.
Po dowiedzeniu się, że za niedługo pojawi się jego wewnętrznie upragniona gorąca czekolada, lekko się uśmiechnął. Zerknął na choinkę, czy już lampki są zawieszone, czy Jace nadal morduje się z ich rozplątywaniem. Okazało się, że uporał się z tym w miarę szybko i przeszedł do zawieszania bombek na gałązki, które pojedyńcze pod wpływem ciężaru ozdób, lekko się uginały. Aby nie zostawiać całej roboty koledze, po skończeniu krótkiej wymianie zdań z Helen, wziął się za wieszanie kolorowych bombek. Wzorował się trochę na tym jak zaczął zakładać Jace, kolorystycznie aby się zgadzało z zaczętym konceptem. Sprawdzając, aby żaden z kolorów nie znajdował się obok siebie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Czw Gru 23, 2021 10:28 am
Czw Gru 23, 2021 10:28 am
Jonathan nie był obrażony. Został po prostu potraktowany w sposób, który momentalnie utwierdził go w przekonaniu, że komuś przeszkadza. A Everett nienawidził komuś przeszkadzać. Im więcej się nad tym wszystkim zastanawiał, tym bardziej go to wszystko stresowało. Skoro z kolei Vi uznawał sprawę za wyjaśnioną, bo powiedział, czemu coś zrobił, jednocześnie stawiając jasne żądanie — nic nie mógł z tym zrobić.
Ubieranie choinki w milczeniu było jednym z najbardziej stresujących przeżyć jego życia. Nic dziwnego, że wieszając bombki, kilka razy przyłapał się na tym, że ręce trzęsły mu się, jakby wypił zdecydowanie zbyt dużo kawy. Starał się zachowywać pewną odległość między sobą a chłopakiem, choć przy podobnym zadaniu nie zawsze było to możliwe.
Helen przyniosła gorącą czekoladę i oceniła ich pracę, zaraz wracając jednak do swojej pracy.
Sekundy wlokły się jak godziny. W końcu choinka stanęła jednak dumnie obok wejścia. Jace podłączył ją do kontaktu, uśmiechając się nieznacznie, gdy rozbłysła całą masą kolorów. Bibliotekarka stanęła obok niego, poklepując go po łopatce.
— Świetnie wam poszło chłopcy — uśmiechnęła się do nich, zaraz otrzymując to samo ze strony Everetta. Pozanosił wszystkie pudła do kanciapy, nim wrócił do nich, patrząc na Vi.
— Dzięki. Za pomoc. Ja już będę szedł do domu wiec... widzimy się jutro, Helen — powiedział cicho w ten sam wyprany z emocji sposób co wcześniej, czekając mimo wszystko, aż chłopak opuści budynek przed nim. Nie chciał zostawiać go z kobietą sam na sam. Dopiero wtedy ruszył w swoim kierunku, nadal zbyt zestresowany, by zająć się nawet głupim przeglądaniem telefonu.
Ubieranie choinki w milczeniu było jednym z najbardziej stresujących przeżyć jego życia. Nic dziwnego, że wieszając bombki, kilka razy przyłapał się na tym, że ręce trzęsły mu się, jakby wypił zdecydowanie zbyt dużo kawy. Starał się zachowywać pewną odległość między sobą a chłopakiem, choć przy podobnym zadaniu nie zawsze było to możliwe.
Helen przyniosła gorącą czekoladę i oceniła ich pracę, zaraz wracając jednak do swojej pracy.
Sekundy wlokły się jak godziny. W końcu choinka stanęła jednak dumnie obok wejścia. Jace podłączył ją do kontaktu, uśmiechając się nieznacznie, gdy rozbłysła całą masą kolorów. Bibliotekarka stanęła obok niego, poklepując go po łopatce.
— Świetnie wam poszło chłopcy — uśmiechnęła się do nich, zaraz otrzymując to samo ze strony Everetta. Pozanosił wszystkie pudła do kanciapy, nim wrócił do nich, patrząc na Vi.
— Dzięki. Za pomoc. Ja już będę szedł do domu wiec... widzimy się jutro, Helen — powiedział cicho w ten sam wyprany z emocji sposób co wcześniej, czekając mimo wszystko, aż chłopak opuści budynek przed nim. Nie chciał zostawiać go z kobietą sam na sam. Dopiero wtedy ruszył w swoim kierunku, nadal zbyt zestresowany, by zająć się nawet głupim przeglądaniem telefonu.
zt. x2
Brak rzutu - wykorzystanie Karnetu Nietykalności 1/2
Przyszedł tutaj po południu, tuż po swojej pracy, decydując się na wpadnięcie do Jonathana już teraz. Ich czas wolny zdecydowanie był zbyt ograniczony, by czekać na dni bez pracy, dlatego postanowił wyłapać chociaż ten czas. Chwilę lub dwie spędzone razem, nim rozstaliby się, kierując się do swoich domów. Nie miał pojęcia, co wyniknie z tego, ale wiedział, że nie uzna tego czasu za stracony w żadnym wypadku. Spędzenie czasu razem nie miało wyjść im źle, tylko kwestia...
Może tak nie myśl o tym?
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc. Odpuścił sobie swoje normalne ubrania, ale postawił na czarną koszulę i do tego tego samego koloru, ale o odcień jasne spodnie. Pozostawił włosy spięte w luźny kucyk, uznając, że nie było co trzymać się poważnego wyglądu. Może chciał wyglądać dla niego ładniej.
Może.
Czekał na zewnątrz, opierając się o boczną ścianę przy drzwiach. Nie chciał przegapić momentu jego wyjścia, gdzie po krótkim przywitaniu, zaproponował nieco dłuższy powrót do jego domu. Nie chciał mu jednak zajmować za dużo czasu, ale zarazem...
... chyba miło spędzić czas, popijając bubbletea razem?
Potarł palcami nasadę nosa, czując zmęczenie. Dzień nie należał do najłatwiejszych i zaczynał odczuwać to na swojej skórze.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Czw Cze 09, 2022 10:44 pm
Czw Cze 09, 2022 10:44 pm
— Jeśli to coś pilnego to po prostu idź do domu, Jace. Jakoś dam sobie radę — bibliotekarka uśmiechnęła się ciepło do chłopaka, poklepując go delikatnie po ramieniu.
— Daj spokój, Helen. Nie zostawię cię samej z całą dostawą, po to tutaj jestem. Trzydzieści minut mi wystarczy. Maksymalnie godzina — uśmiechnął się niej, podnosząc jeden z leżących przy kontuarze kartonów — wyrzucę to od razu do śmieci.
Złapał pudło z kilkunastoma wpakowanymi do niego niepotrzebnymi już rzeczami. Przeszedł ostrożnie do wejścia, otwierając sobie ciężkie drzwi ramieniem, nim wyszedł na zewnątrz, prawie wpadając na jakąś wchodzącą po schodach dziewczynę. Wyminął ją w ostatnim momencie, rzucając przepraszający uśmiech, nim podszedł do kontenera przed schodami i wyrzucił do niego karton, otrzepując kilka razy ręce. Shane powinien chyba już gdzieś być więc...
Rozejrzał się dookoła, szukając go wzrokiem. Chwilę mu zajęło, nim namierzył go pod ścianą. Od razu się rozpromienił, przeskakując po kilka schodków, nim stanął naprzeciwko niego.
— Hej — schylił się, nawet nie wahając się przed pocałowaniem go na przywitanie, nim spojrzał na niego uważnie z cichym westchnieniem — znowu ładnie wyglądasz. Przepraszam, dziś się nie dopasowałem, w bibliotece zawsze nosimy masę rzeczy, a kurz podczas sprzątania jest niemiłosierny, więc niezbyt nam się to opłaca.
Może i nie wyglądał jakoś super źle, ale jednak w przeciwieństwie do niego miał po prostu na sobie czarne spodnie i różową bluzę, którą dostał od siostry. Tą samą, którą miał kilka miesięcy wcześniej na Halloween.
— Nie wrócę niestety z tobą do domu. Wygląda na to, że dostaliśmy dodatkową dostawę, która miała przyjść w piątek... ale Helen dała mi godzinę, więc możemy się przejść gdzieś w pobliżu — zaraz zatrzymał wzrok na jego twarzy, nim uniósł dłoń do góry i oparł ją na jego policzku z wyraźnym zmartwieniem.
— Wszystko okej? Ciężki dzień w pracy?
Znowu?
Nie był do końca pewny, czy to dobrze, czy źle. Ostrożnie przesunął wzrokiem po rękawie ciemnej koszuli, ciesząc się zarazem, że nie zarumienił się przez pocałunek. Nawet jeśli lekko drgnął w wyraźnym zaskoczeniu, by zaraz potem obdarzyć go łagodnym uśmiechem.
- Nie masz za co przepraszać - w końcu nie zamierzał wymagać od niego strojenia się, zwłaszcza, gdy miał inne priorytety, a przyjście Kassira było lekko nieoczekiwane. - Ta rózowa bluza dodaje ci uroku - dodał jeszcze z lekkim rozbawieniem.
Chyba nie skopałem sprawy poprzez wybór stroju?
Pokręcił głową.
- Powinienem przyjść w innym czasie, ale za późno zobaczyłem twoją wiadomość zwrotną - przyznał. - Więc to bardziej ja mogę przeprosić za to - zabierał mu cenny czas i zasadniczo stał się przyczyną przebywania jego dłużej w pracy. - Um... Sam nie wiem gdzie, nie chcę cię wyciągać za daleko... Może chcesz coś przekąsić? Najbliższa knajpka nie jest aż tak daleko od biblioteki, zdążysz wrócić - odparł, starając się przeliczyć czas na tyle, by uwzględnić to, że Jonathan nadal pracował.
Nagły atak w postaci okazywanej mu troski sprawił, że zamrugał oczami, przybierając na moment zagubiony wyraz twarzy, nim skinął twierdząco głową.
- Trochę tak. Chociaż nie tylko - położył swoją dłoń na jego. - Złośliwość rzeczy nieożywionych. Spędziłem pół nocy na próbie naprawy lodówki - przyznał się, zabierając dłoń. - Nic, czego bym nie przetrwał - stuknął palcem o jego rękę. - Chodźmy. Mamy trochę czasu, a ja chciałbym usłyszeć to, czego nie powiedziałeś mi te kilka dni temu - zapowiedział bez chwili wahania, zaraz potem wyciągając w jego stronę ręce, tak, by mógł go złapać od wygodnej dla siebie strony. - Możemy pogadać w drodze - i chociaż na moment spędzić czas razem.
Nie był do końca pewny, czy to dobrze, czy źle. Ostrożnie przesunął wzrokiem po rękawie ciemnej koszuli, ciesząc się zarazem, że nie zarumienił się przez pocałunek. Nawet jeśli lekko drgnął w wyraźnym zaskoczeniu, by zaraz potem obdarzyć go łagodnym uśmiechem.
- Nie masz za co przepraszać - w końcu nie zamierzał wymagać od niego strojenia się, zwłaszcza, gdy miał inne priorytety, a przyjście Kassira było lekko nieoczekiwane. - Ta rózowa bluza dodaje ci uroku - dodał jeszcze z lekkim rozbawieniem.
Chyba nie skopałem sprawy poprzez wybór stroju?
Pokręcił głową.
- Powinienem przyjść w innym czasie, ale za późno zobaczyłem twoją wiadomość zwrotną - przyznał. - Więc to bardziej ja mogę przeprosić za to - zabierał mu cenny czas i zasadniczo stał się przyczyną przebywania jego dłużej w pracy. - Um... Sam nie wiem gdzie, nie chcę cię wyciągać za daleko... Może chcesz coś przekąsić? Najbliższa knajpka nie jest aż tak daleko od biblioteki, zdążysz wrócić - odparł, starając się przeliczyć czas na tyle, by uwzględnić to, że Jonathan nadal pracował.
Nagły atak w postaci okazywanej mu troski sprawił, że zamrugał oczami, przybierając na moment zagubiony wyraz twarzy, nim skinął twierdząco głową.
- Trochę tak. Chociaż nie tylko - położył swoją dłoń na jego. - Złośliwość rzeczy nieożywionych. Spędziłem pół nocy na próbie naprawy lodówki - przyznał się, zabierając dłoń. - Nic, czego bym nie przetrwał - stuknął palcem o jego rękę. - Chodźmy. Mamy trochę czasu, a ja chciałbym usłyszeć to, czego nie powiedziałeś mi te kilka dni temu - zapowiedział bez chwili wahania, zaraz potem wyciągając w jego stronę ręce, tak, by mógł go złapać od wygodnej dla siebie strony. - Możemy pogadać w drodze - i chociaż na moment spędzić czas razem.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach