▲▼
First topic message reminder :
Po długiej i nużącej podróży, gdy w końcu opuścili pokład samolotu, wyciągnął Harveya na zewnątrz lotniska najszybciej jak to było tylko możliwe. Ponieważ w mieście była godzina czternasta, trochę zajęło mu złapanie wolnej taksówki. Wrzucili swoje bagaże do bagażnika i gdy usiedli z tyłu, Roro podał od razu kierowcy adres i sprawdził swoją komórkę. Zawsze gdy tu wracał, czuł się dziwnie tylko dlatego, że mógł swobodnie posługiwać się swoim ojczystym językiem, od którego w Kanadzie zaczynał się odzwyczajać. W dodatku chcąc nie chcąc musiał przyznać, że tutejszy klimat i temperatura zdecydowanie bardziej mu odpowiadały, głównie przez sam fakt, że nie musiał nosić kurtki.
– Pojedziemy do hotelu, tam coś zjemy. Może być? – zerknął na Harveya chcąc sprawdzić, czy taki rozwój sytuacji mu odpowiada.
Po długiej i nużącej podróży, gdy w końcu opuścili pokład samolotu, wyciągnął Harveya na zewnątrz lotniska najszybciej jak to było tylko możliwe. Ponieważ w mieście była godzina czternasta, trochę zajęło mu złapanie wolnej taksówki. Wrzucili swoje bagaże do bagażnika i gdy usiedli z tyłu, Roro podał od razu kierowcy adres i sprawdził swoją komórkę. Zawsze gdy tu wracał, czuł się dziwnie tylko dlatego, że mógł swobodnie posługiwać się swoim ojczystym językiem, od którego w Kanadzie zaczynał się odzwyczajać. W dodatku chcąc nie chcąc musiał przyznać, że tutejszy klimat i temperatura zdecydowanie bardziej mu odpowiadały, głównie przez sam fakt, że nie musiał nosić kurtki.
– Pojedziemy do hotelu, tam coś zjemy. Może być? – zerknął na Harveya chcąc sprawdzić, czy taki rozwój sytuacji mu odpowiada.
Po jakimś czasie rozluźnił ramiona, żeby nie zatrzymywać przy sobie znajomego na siłę dłużej niż było to konieczne do pokazania mu, że chce go przy sobie blisko. Na moment przymknął oczy, kiedy poczuł chłód na obojczyku. Odkąd wyszli z łazienki, robiło mu się coraz chłodniej, bo na zewnątrz zapadła już noc, mieli uchylone okno, a on po wyjściu spod prysznica praktycznie wcale się nie wytarł. Teraz ciepło drugiego ciała na sobie i chód powietrza tworzyły orzeźwiający i elektryzujący kontrast. Spojrzał na Roro spod lekko przymrużonych powiek i nie przestając go obserwować, przesunął dłonie z jego pleców na biodra, a potem uda, ale tam też je zatrzymał i na razie nie próbował sięgać dalej.
Bez reakcji fotografa na jego poczynania Roro stwierdził, że dostał zielone światło, dlatego kawałek dalej znowu polizał fragment skóry znajomego i delikatnie dmuchnął. Gdy ramiona Harveya zniknęły z jego pleców, podniósł się w końcu powoli na rękach i usiadł na jego udach. Patrzył przez chwilę prosto w jego oczy, a potem zjechał spojrzeniem na jego tors. Dotknął palcem najwyżej położonego na jego ciele tatuażu i leniwie zaczął przeskakiwać ze znak na znak, powoli, ale konsekwentnie sunąc palcem w dół.
Jednak przez to, że zaczął skupiać się na wzorach i przez brak większej reakcji ze strony Harveya, zaczął się zastanawiać, czy miał on nadal ochotę na cokolwiek. Zaczynał podejrzewać, że jego głupi wybryk w łazience jednak całkowicie ostudził mu zapał, ochłodził do końca atmosferę i po prostu zniechęcił fotografa do siebie, a słowa Harveya były tylko po to, żeby go pocieszyć i nie stwarzać krępującej ciszy.
Kiedy jego palec dotarł na prawie sam skraj dolnej części tatuaży, Roro nie będąc pewnym czy może dalej się posunąć i bojąc się, że znowu zrobi jakiś błąd, położył obydwie dłonie na biodrach fotografa i delikatnie wrócił nimi w górę, żeby móc się nad nim pochylić. Przymykając oczy pocałował go przelotnie w usta, po czym trochę ze zrezygnowaniem wtulił twarz w zagłębienie między jego szyją a ramieniem. Dłonie wsunął delikatnie pod jego pas i tak go obejmując, przybliżył usta do jego ucha.
– Chcesz iść już spać? – mówiąc to przejechał nosem po żuchwie mężczyzny i delikatnie pocałował ją potem, jakby wciąż gdzieś miał małą nadzieję, że być może dostanie negatywną odpowiedź na zadane właśnie pytanie.
Jednak przez to, że zaczął skupiać się na wzorach i przez brak większej reakcji ze strony Harveya, zaczął się zastanawiać, czy miał on nadal ochotę na cokolwiek. Zaczynał podejrzewać, że jego głupi wybryk w łazience jednak całkowicie ostudził mu zapał, ochłodził do końca atmosferę i po prostu zniechęcił fotografa do siebie, a słowa Harveya były tylko po to, żeby go pocieszyć i nie stwarzać krępującej ciszy.
Kiedy jego palec dotarł na prawie sam skraj dolnej części tatuaży, Roro nie będąc pewnym czy może dalej się posunąć i bojąc się, że znowu zrobi jakiś błąd, położył obydwie dłonie na biodrach fotografa i delikatnie wrócił nimi w górę, żeby móc się nad nim pochylić. Przymykając oczy pocałował go przelotnie w usta, po czym trochę ze zrezygnowaniem wtulił twarz w zagłębienie między jego szyją a ramieniem. Dłonie wsunął delikatnie pod jego pas i tak go obejmując, przybliżył usta do jego ucha.
– Chcesz iść już spać? – mówiąc to przejechał nosem po żuchwie mężczyzny i delikatnie pocałował ją potem, jakby wciąż gdzieś miał małą nadzieję, że być może dostanie negatywną odpowiedź na zadane właśnie pytanie.
Harvey powtarzał sobie, że był tu po to, aby rozładować stres znajomego, a nie jeszcze mu go dodawać, ale sytuacja, która powstała zaczynała mu się wydawać coraz bardziej niedorzeczna. Był przyzwyczajony do współpracy z innymi ludźmi w łóżku, do tego, że podniecenie prowadzi kogoś do wykonywania jakichś czynności, Harvey nie chciał pilotowania i ciągłego prowadzenia kogoś za rękę, tym bardziej, że to nie był ich pierwszy raz. Nie wiedział, jakie byłoby najlepsze rozwiązanie tej sytuacji. Patrzył na znajomego, kiedy ten podziwiał jego tatuaż i zastanawiał się, co zrobić. Przez myśl mu przeszło, że może orientacją Roro, o której nie zdaje sobie sprawy jest aseksualność i to stąd te problemy? Albo że zwyczajnie woli kobiety? Czy też jego ciało mu nie odpowiada? Albo młodszego przeciążyła sytuacja z ojcem i wziął na siebie za dużo? Złośliwie miał ochotę zacząć imitować jego zachowanie, ale powtórzył sobie, że nie po to tu jest, jest dorosły, odpowiedzialny, nie chce krzywdzić ludzi, nie chce ich zrażać, nie chce... Uch. Kiedy usłyszał to pytanie na moment przestał oddychać, żeby nie wybuchnąć gorzkim śmiechem. Co? Spać? Ach, czyli tego chciał, tak? A pytanie było sugestią. Albo, co gorsze, młodszy znowu zrzucał podjęcie decyzji na fotografa. No tak, to cholernie wygodne.
Harvey podniósł ręce i złapał tatuażystę za ramiona, a potem silnie go od siebie odsunął na tyle, aby móc spojrzeć mu w oczy.
– Li, do jasnej cholery. – Nawet w takiej chwili nie wyglądał na złego, tylko na smutnego. – Nie chcę spać. Zaciągnąłem cię nagiego do łóżka i powiedziałem, że cię chcę. Chcę z tobą seksu, chcę się z tobą pieprzyć. Jak bardziej dosłownie mogę ci to przekazać? – Z bezradnością spojrzał w bok, ale nadal nie puszczał ramion młodszego. Być może kiedy będą mogli na siebie patrzeć, do Roro lepiej dotrze przekaz. – Myślałem, że ty też tego chcesz, sam tak powiedziałeś. Masz prawie trzydzieści lat, dlatego traktuję cię jak partnera, a nie podopiecznego, ale... – przerwał i pokręcił głową. Puścił raniona znajomego. – Może po prostu się nie dogadaliśmy, może oczekujemy czegoś innego? – Zerknął na niego i jeszcze raz złapał za ramiona, ale tym razem po to, aby gwałtownie go z siebie nie zrzucić, kiedy wyślizgiwał się spod niego i schodził z łóżka. Wyjął z torby cygaretkę i szeroko otworzył okno stając przy nim. Kiedy palił swoją używkę, był odwrócony przodem do Roro, nie chciał pokazać, że go ignoruje – wręcz przeciwnie, dalej był skupiony na znajomym.
Harvey podniósł ręce i złapał tatuażystę za ramiona, a potem silnie go od siebie odsunął na tyle, aby móc spojrzeć mu w oczy.
– Li, do jasnej cholery. – Nawet w takiej chwili nie wyglądał na złego, tylko na smutnego. – Nie chcę spać. Zaciągnąłem cię nagiego do łóżka i powiedziałem, że cię chcę. Chcę z tobą seksu, chcę się z tobą pieprzyć. Jak bardziej dosłownie mogę ci to przekazać? – Z bezradnością spojrzał w bok, ale nadal nie puszczał ramion młodszego. Być może kiedy będą mogli na siebie patrzeć, do Roro lepiej dotrze przekaz. – Myślałem, że ty też tego chcesz, sam tak powiedziałeś. Masz prawie trzydzieści lat, dlatego traktuję cię jak partnera, a nie podopiecznego, ale... – przerwał i pokręcił głową. Puścił raniona znajomego. – Może po prostu się nie dogadaliśmy, może oczekujemy czegoś innego? – Zerknął na niego i jeszcze raz złapał za ramiona, ale tym razem po to, aby gwałtownie go z siebie nie zrzucić, kiedy wyślizgiwał się spod niego i schodził z łóżka. Wyjął z torby cygaretkę i szeroko otworzył okno stając przy nim. Kiedy palił swoją używkę, był odwrócony przodem do Roro, nie chciał pokazać, że go ignoruje – wręcz przeciwnie, dalej był skupiony na znajomym.
Gdy został nagle odsunięty od twarzy Harveya, z lekko uchylonymi ustami i wyraźnym zaskoczeniem patrzył przez chwilę na niego. Kiedy słuchał jego słów, poczuł się jakby dostał właśnie cegłą w głowę, a gdy znajomy odsunął go od siebie i wstał, miał wrażenie, że zaraz wyjdzie i już nie wróci.
Kiedy Harvey podszedł do okno, Roro nie obracał się w jego stronę, postawił tylko stopy na podłodze siadając na skraju łóżka i splótł razem dziwnie trzęsące się dłonie. Co? Co on właściwie wyprawia? Czy to wszystko dzieje się dlatego, że skupiając się na fotografie stara się odwrócić swoją uwagę od jutrzejszego dnia? Czy robi to, a przynajmniej próbował, bo naprawdę chce z nim jak najbliższego kontaktu, chce się z nim zapomnieć jakby nie miało być jutra? Co on odwala? Czuł, że to wszystko zaczyna go przerastać, ten wyjazd, pogrzeb, Harvey, czuł że sobie nie radzi, a on nie miał pojęcia co zrobić, żeby wszystko znowu było dobrze, żeby nie musiał siedzieć tutaj, czekając na pogrzeb ojca i wlewać zwątpienie w swoją relację z fotografem.
Słysząc dźwięk zapalniczki zamknął oczy i pochylił głowę czując chłodnawy wiatr na plecach, który bił od otwartego okna. Nie mogąc opanować łez wpatrywał się w swoje stopy powtarzając sobie w myślach słowa, które przed chwilą usłyszał. Czy oczekiwał czegoś innego? Czy chciał czegoś innego? Nie! Cholera, nie chciał, chciał tylko jednego, a właściwie jednego mężczyzny. I nie miał pojęcia w jaki sposób ma o niego zawalczyć. Tak bardzo był nieporadny w relacjach międzyludzkich, tak bardzo nie potrafił zadbać o drugiego człowieka, że zaczynał mieć serdecznie dosyć swojej nieśmiałości i w ogóle swojej osoby. W dodatku ta jego powalająca pewność siebie i zdecydowanie, które prawdopodobnie doprowadzały Harveya na skraj wytrzymałości, pewnie miał go już serdecznie dość, pewnie gdy tylko wrócą do Kanady zerwą ze sobą kontakt i nigdy już... nie, nie, nie. To nie może się tak potoczyć. To się nie może tak skończyć. Musi coś z tym zrobić.
Przetarł dłońmi swoją twarz i wstał gwałtownie z łóżka, podszedł do fotografa z nastawieniem żeby mu wszystko wytłumaczyć, ale stojąc przed nim i patrząc w jego oczy znowu stracił całą odwagę. Nie wiedział co ma powiedzieć, ma znowu przepraszać i sprawiać, że to słowo przestanie mieć jakąkolwiek wartość? Nie, to odpada. Więc co? Odwrócił głowę w bok i trochę nieświadomie przygryzł dolną wargę, powstrzymując swoje emocje. Zebrał się w końcu w sobie i znowu spojrzał prosto w zielone oczy. Bał się, że zostanie odtrącony, ale mimo tego złapał wolną dłoń fotografa i splątał swoje palce z jego chcąc mieć z nim jakikolwiek fizyczny kontakt.
– Zależy mi na tobie – zaczął cicho starając się nie odwracać wzroku i przede wszystkim nie poryczeć znowu. – Bardzo mi zależy. – na potwierdzenie swoich słów ścisnął mocniej jego dłoń modląc się gorliwie w myślach, żeby Harvey się od niego nie odsunął i jednocześnie przeklinając swoją płaczliwą naturę piętnastolatki. – Ale nie wiem, jak mam ci to pokazać, jak mam udowodnić, że chcę, bo chcę... i to bardzo. Nigdy nikomu nie mówiłem takich rzeczy, nie wiem co mam ci powiedzieć, Harvey... – gdy załamał mu się głos na końcu, odwrócił spojrzenie na krótki moment. – Chcę ciebie, chcę z tobą przebywać, chcę z tobą spać, pić wino i siedzieć na dachu, chcę żebyś zawstydzał mnie w restauracji i zaciągał do tańca... bo mi zależy na tobie. – podniósł na niego wzrok mając gdzieś swoje czerwone oczy i kontynuował, już niemal szeptem. – Jak jeszcze nigdy.
Kiedy Harvey podszedł do okno, Roro nie obracał się w jego stronę, postawił tylko stopy na podłodze siadając na skraju łóżka i splótł razem dziwnie trzęsące się dłonie. Co? Co on właściwie wyprawia? Czy to wszystko dzieje się dlatego, że skupiając się na fotografie stara się odwrócić swoją uwagę od jutrzejszego dnia? Czy robi to, a przynajmniej próbował, bo naprawdę chce z nim jak najbliższego kontaktu, chce się z nim zapomnieć jakby nie miało być jutra? Co on odwala? Czuł, że to wszystko zaczyna go przerastać, ten wyjazd, pogrzeb, Harvey, czuł że sobie nie radzi, a on nie miał pojęcia co zrobić, żeby wszystko znowu było dobrze, żeby nie musiał siedzieć tutaj, czekając na pogrzeb ojca i wlewać zwątpienie w swoją relację z fotografem.
Słysząc dźwięk zapalniczki zamknął oczy i pochylił głowę czując chłodnawy wiatr na plecach, który bił od otwartego okna. Nie mogąc opanować łez wpatrywał się w swoje stopy powtarzając sobie w myślach słowa, które przed chwilą usłyszał. Czy oczekiwał czegoś innego? Czy chciał czegoś innego? Nie! Cholera, nie chciał, chciał tylko jednego, a właściwie jednego mężczyzny. I nie miał pojęcia w jaki sposób ma o niego zawalczyć. Tak bardzo był nieporadny w relacjach międzyludzkich, tak bardzo nie potrafił zadbać o drugiego człowieka, że zaczynał mieć serdecznie dosyć swojej nieśmiałości i w ogóle swojej osoby. W dodatku ta jego powalająca pewność siebie i zdecydowanie, które prawdopodobnie doprowadzały Harveya na skraj wytrzymałości, pewnie miał go już serdecznie dość, pewnie gdy tylko wrócą do Kanady zerwą ze sobą kontakt i nigdy już... nie, nie, nie. To nie może się tak potoczyć. To się nie może tak skończyć. Musi coś z tym zrobić.
Przetarł dłońmi swoją twarz i wstał gwałtownie z łóżka, podszedł do fotografa z nastawieniem żeby mu wszystko wytłumaczyć, ale stojąc przed nim i patrząc w jego oczy znowu stracił całą odwagę. Nie wiedział co ma powiedzieć, ma znowu przepraszać i sprawiać, że to słowo przestanie mieć jakąkolwiek wartość? Nie, to odpada. Więc co? Odwrócił głowę w bok i trochę nieświadomie przygryzł dolną wargę, powstrzymując swoje emocje. Zebrał się w końcu w sobie i znowu spojrzał prosto w zielone oczy. Bał się, że zostanie odtrącony, ale mimo tego złapał wolną dłoń fotografa i splątał swoje palce z jego chcąc mieć z nim jakikolwiek fizyczny kontakt.
– Zależy mi na tobie – zaczął cicho starając się nie odwracać wzroku i przede wszystkim nie poryczeć znowu. – Bardzo mi zależy. – na potwierdzenie swoich słów ścisnął mocniej jego dłoń modląc się gorliwie w myślach, żeby Harvey się od niego nie odsunął i jednocześnie przeklinając swoją płaczliwą naturę piętnastolatki. – Ale nie wiem, jak mam ci to pokazać, jak mam udowodnić, że chcę, bo chcę... i to bardzo. Nigdy nikomu nie mówiłem takich rzeczy, nie wiem co mam ci powiedzieć, Harvey... – gdy załamał mu się głos na końcu, odwrócił spojrzenie na krótki moment. – Chcę ciebie, chcę z tobą przebywać, chcę z tobą spać, pić wino i siedzieć na dachu, chcę żebyś zawstydzał mnie w restauracji i zaciągał do tańca... bo mi zależy na tobie. – podniósł na niego wzrok mając gdzieś swoje czerwone oczy i kontynuował, już niemal szeptem. – Jak jeszcze nigdy.
Nie zabrał dłoni, nie odsunął się, tylko luźno splótł palce ze znajomym, druga rękę nieświadomie mocniej zaciskając na papierosie. Obserwował młodszego i słuchał, starał się zachować spokój, co udawało mu się całkiem dobrze, pomimo tego, że czuł cholerne rozgoryczenie. Zależy mu i chce udowadniać. No jasne. Fotografowi zachciało się śmiać gorzko i smutno. Poczuł się jak w jakimś serialu dla nastolatków i musiał z powrotem upilnować swoją logiczną, stoicką naturę, aby nie dawała się zdominować przez cynizm. Spojrzał w bok i głęboko zaciągnął się cygaretką. Nagle zaczął mu przeszkadzać chłód i własna nagość, miał ochotę zamknąć okno, ubrać się, wziąć leki i schować głowę pod poduszkę.
– Myślę... – zaczął ostrożnie, ale przerwał. Czy naprawdę myśli? Szybko po raz kolejny przeanalizował to, co chciał powiedzieć. Obrócił się na moment i strzepnął popiół za okno. Nie puścił dłoni Roro, ale przez myśli nie potrafił samemu zdobyć się na jakiś czuły, uspokajający gest. – Myślę, że jedyną osobą, której powinieneś coś udowodnić, jesteś ty sam. – Z powrotem spojrzał na znajomego. Był poważny i chłodny, ale też wyraźnie smutny. – Bo to nie ja w ciebie wątpię.
– Myślę... – zaczął ostrożnie, ale przerwał. Czy naprawdę myśli? Szybko po raz kolejny przeanalizował to, co chciał powiedzieć. Obrócił się na moment i strzepnął popiół za okno. Nie puścił dłoni Roro, ale przez myśli nie potrafił samemu zdobyć się na jakiś czuły, uspokajający gest. – Myślę, że jedyną osobą, której powinieneś coś udowodnić, jesteś ty sam. – Z powrotem spojrzał na znajomego. Był poważny i chłodny, ale też wyraźnie smutny. – Bo to nie ja w ciebie wątpię.
Stojąc przed Harveyem i uparcie trzymając jego dłoń, w ciszy przyglądał się jego twarzy, jego mimice i temu, w jaki sposób zareagował na jego wcześniejsze słowa. Zejdź na ziemię, Roro. Słysząc odpowiedź i jej ton, zamknął na moment oczy nie wiedząc co ma zrobić. Zerknął na niego raz jeszcze, w odpowiedzi kiwnął głową i zjechał spojrzeniem z jego twarzy w dół. Ma sobie coś udowodnić? Ale mówiąc mu to wszystko nie udawał, nie podkoloryzował swoich słów, był ich pewien i był szczery z fotografem. Czując cholerną bezradność, oparł się nagle czołem o jego klatkę piersiową i nie miał zamiaru się cofać, chyba że Harvey zamierzał go odsunąć od siebie.
Boże, czy to da się jeszcze bardziej zrujnować? I to wszystko przez niego, przez jego głupotę, niedojrzałość i brak obycia z ludźmi. Powiedzieć, że był rozdarty to za mało. Z jednej strony chciał coś zrobić, coś powiedzieć, ale co? Co jeszcze miał powiedzieć? Nie chciał znowu wszystkiego pogarszać, nie chciał jeszcze bardziej niszczyć ich relacji. Ale co miał zrobić? I czy w ogóle reagowanie w jakiś sposób i zalewanie Harveya swoją osobą miało sens? Miał wrażenie, że nieważne co by powiedział czy zrobił, w tej sytuacji wszystko będzie złe.
– Pójdziesz tam jutro ze mną? – zapytał cicho nie odsuwając się od niego. Zanim zadał pytanie, bał się, że Harvey pomyśli, że Roro wątpi w niego, że fotograf nie dotrzymuje obietnic, że rzuca słowa na wiatr. Ale w tej beznadziejnej sytuacji postanowił zaryzykować, bo mimo wszystko jutrzejszy dzień jest coraz bliżej, a on musi się tam pojawić bez względu na to, co dzieje się między nimi.
Boże, czy to da się jeszcze bardziej zrujnować? I to wszystko przez niego, przez jego głupotę, niedojrzałość i brak obycia z ludźmi. Powiedzieć, że był rozdarty to za mało. Z jednej strony chciał coś zrobić, coś powiedzieć, ale co? Co jeszcze miał powiedzieć? Nie chciał znowu wszystkiego pogarszać, nie chciał jeszcze bardziej niszczyć ich relacji. Ale co miał zrobić? I czy w ogóle reagowanie w jakiś sposób i zalewanie Harveya swoją osobą miało sens? Miał wrażenie, że nieważne co by powiedział czy zrobił, w tej sytuacji wszystko będzie złe.
– Pójdziesz tam jutro ze mną? – zapytał cicho nie odsuwając się od niego. Zanim zadał pytanie, bał się, że Harvey pomyśli, że Roro wątpi w niego, że fotograf nie dotrzymuje obietnic, że rzuca słowa na wiatr. Ale w tej beznadziejnej sytuacji postanowił zaryzykować, bo mimo wszystko jutrzejszy dzień jest coraz bliżej, a on musi się tam pojawić bez względu na to, co dzieje się między nimi.
Dopiero kiedy Roro oparł się o niego, Harvey zdał sobie sprawę, jak bardzo jest spięty i że oddycha zdecydowanie zbyt płytko. Odetchnął bezgłośnie, zaciągnął się jeszcze raz i wrzucił niedopałek za okno, aby wolną dłonią położyć dłoń na karku znajomego.
– Jeśli nadal chcesz, żebym poszedł – odpowiedział bez dłuższej chwili zastanowienia. – Chodź, chcę się ubrać. – Ruszył się odchylając lekko w przód. Zamknął okno, a potem podszedł do torby i szybko ubrał swoją piżamę. Wziął parę tabletek nasennych i poszedł do łazienki, aby popić je wodą z kranu. Szybko pozbierał ich ubrania z podłogi, nie mogąc pohamować gorzkiego uśmiechu. Zanim wyszedł, przyłożył dłonie do twarzy i palcami mocno przetarł powieki.
– Na którą nastawić budzik? – spytał jakby nigdy nic kładąc się do łóżka. Taak, teraz szczerze mógł odpowiedzieć, że nie pragnie niczego innego jak tylko pójść spać.
– Jeśli nadal chcesz, żebym poszedł – odpowiedział bez dłuższej chwili zastanowienia. – Chodź, chcę się ubrać. – Ruszył się odchylając lekko w przód. Zamknął okno, a potem podszedł do torby i szybko ubrał swoją piżamę. Wziął parę tabletek nasennych i poszedł do łazienki, aby popić je wodą z kranu. Szybko pozbierał ich ubrania z podłogi, nie mogąc pohamować gorzkiego uśmiechu. Zanim wyszedł, przyłożył dłonie do twarzy i palcami mocno przetarł powieki.
– Na którą nastawić budzik? – spytał jakby nigdy nic kładąc się do łóżka. Taak, teraz szczerze mógł odpowiedzieć, że nie pragnie niczego innego jak tylko pójść spać.
– Chcę. – odpowiedział mu cicho, odsunął się od niego dając mu swobodę ruchu i stał z boku ze zrezygnowaniem śledząc jego ruchy, gdy krążył po pokoju. Dopiero kiedy Harvey zniknął w łazience Roro ruszył się z miejsca, założył bokserki i zaczął szukać ładowarki do telefonu. Gdy fotograf wrócił do pokoju, starał się na niego nie patrzeć czując, że to nie był najlepszy pomysł, bo wpatrywanie się w niego, w osobę którą wiedział, że zranił w pewien sposób, doprowadzało go tylko do rozpaczy. – Ósmą trzydzieści. – rzucił siadając po drugiej stronie łóżka, podłączył swój telefon do ładowania i ustawił swój budzik o wiele wcześniej pamiętając, że musi jeszcze rano iść po kwiaty.
Zgasił światło i rzucając ciche dobranoc położył się do łóżka nakrywając kołdrą tak, żeby przypadkiem nie zabrać jej Harveyowi. Wpatrując się w ciemny sufit czekał aż w końcu zaśnie, ale sen nie chciał przyjść. Analizował w myślach całą sytuację doprowadzając się tym do bezgłośnego płaczu. Gdy w końcu po długim czasie zasnął, budził się co jakiś czas nie mogąc sobie znaleźć miejsca w łóżku, co sprawiło, że ta noc była dla niego koszmarna. Kiedy obudził się tuż przed swoim budzikiem, wyłączył go zanim zaczął dzwonić i powędrował po cichu do łazienki, nie chcąc budzić fotografa. Widząc swoją zmasakrowaną twarz skrzywił się i ironicznie uśmiechnął do swojego odbicia w lustrze. Pewnie wszyscy obecni na pogrzebie będą myśleć, że te łzy wylał dla ojca. Opłukał twarz wodą i wrócił do pokoju, gdzie ubrał się już w rzeczy, w które zamierzał być ubrany na pogrzebie i zabierając ze sobą portfel z komórką wyszedł cały w bieli z pokoju na miasto. Wrócił przed godziną dziewiątą, wszedł do środka trzymając jedną ręką bukiet białych frezji, a drugą dwa kubki w kartonowej podstawce i papierową torbę. Spojrzał na Harveya i na szafce obok niego położył kubek z czarną kawą i torbę, w której była sporych rozmiarów kanapka.
– Przyniosłem ci śniadanie. – kiwnął głową na szafkę i zniknął w łazience chcąc nalać wodę do hotelowej szklanki i wsadzić do niej kwiaty, żeby nie zwiędły za szybko.
Zgasił światło i rzucając ciche dobranoc położył się do łóżka nakrywając kołdrą tak, żeby przypadkiem nie zabrać jej Harveyowi. Wpatrując się w ciemny sufit czekał aż w końcu zaśnie, ale sen nie chciał przyjść. Analizował w myślach całą sytuację doprowadzając się tym do bezgłośnego płaczu. Gdy w końcu po długim czasie zasnął, budził się co jakiś czas nie mogąc sobie znaleźć miejsca w łóżku, co sprawiło, że ta noc była dla niego koszmarna. Kiedy obudził się tuż przed swoim budzikiem, wyłączył go zanim zaczął dzwonić i powędrował po cichu do łazienki, nie chcąc budzić fotografa. Widząc swoją zmasakrowaną twarz skrzywił się i ironicznie uśmiechnął do swojego odbicia w lustrze. Pewnie wszyscy obecni na pogrzebie będą myśleć, że te łzy wylał dla ojca. Opłukał twarz wodą i wrócił do pokoju, gdzie ubrał się już w rzeczy, w które zamierzał być ubrany na pogrzebie i zabierając ze sobą portfel z komórką wyszedł cały w bieli z pokoju na miasto. Wrócił przed godziną dziewiątą, wszedł do środka trzymając jedną ręką bukiet białych frezji, a drugą dwa kubki w kartonowej podstawce i papierową torbę. Spojrzał na Harveya i na szafce obok niego położył kubek z czarną kawą i torbę, w której była sporych rozmiarów kanapka.
– Przyniosłem ci śniadanie. – kiwnął głową na szafkę i zniknął w łazience chcąc nalać wodę do hotelowej szklanki i wsadzić do niej kwiaty, żeby nie zwiędły za szybko.
Harvey nie czuł się zraniony przez Roro, bardziej skonfundowany, większość smutku pochodziła od niego samego, od jego myśli. Fotograf starał się panować nad rozgoryczeniem i trzymać na wodzy myśli, że oto przykład tego, że nie powinien mieszać się w żadne głębsze relacje, że nie powinien dążyć do ustatkowania się, tylko uwolnić swoją szaloną, pragnącą adrenaliny naturę i zginać tak, jak uważał, że jest mu przeznaczone: na froncie.
Położył się i chwilę gapił za okno, a potem przybliżył do znajomego i wsunął palce pod jego ramię, chcąc w ten sposób nawiązując z nim jakiś kontakt. W duchu wyśmiał, że skrada się jak głupi, dlatego po protu położył dłoń na przedramieniu młodszego. Ułożył się w miarę wygodnie, dlatego za jakiś czas, kiedy leki zaczęły działać, zasnął nie zabierając ręki z Roro. W nocy mężczyzna obudził go przypadkiem, Harvey praktycznie przez sen niewiele myśląc oplótł go ramionami i poszedł spać dalej.
Rankiem odgłos zamykanych drzwi zaniepokoił go. Zerknął na telefon, aby sprawdzić godzinę. Nie, nie przespał budzika. Gdzie w takim razie poszedł znajomy? A, cholera, jest dorosły i wie, co robi – pomyślał fotograf, naciągnął na głowę poduszkę i poszedł spać dalej. Po tym, jak zadzwonił alarm, Harvey wziął prysznic i czekał na znajomego leżąc na łóżku w samej bieliźnie, aby nie pognieść sobie wyjściowych ubrań. Cieszył się przyjemnym chłodem panującym na zewnątrz dzięki padającemu deszczowi. Taak, idealna pogoda na pogrzeb.
Przywitał Roro smutnym uśmiechem i chwilę się mu przyglądał, chcąc odgadnąć, w jakim stanie jest znajomy.
– Dzięki, to miłe, że o mnie pomyślałeś – zerknął na jedzenie i kawę, z której cieszył się o wiele bardziej niż z jedzenia. Poczekał, aż mężczyzna włoży kwiaty do prowizorycznego wazonu i wstał z łóżka. – Ty coś jadłeś? – Podszedł do niego i spojrzał poważne, ale ciepło.
Położył się i chwilę gapił za okno, a potem przybliżył do znajomego i wsunął palce pod jego ramię, chcąc w ten sposób nawiązując z nim jakiś kontakt. W duchu wyśmiał, że skrada się jak głupi, dlatego po protu położył dłoń na przedramieniu młodszego. Ułożył się w miarę wygodnie, dlatego za jakiś czas, kiedy leki zaczęły działać, zasnął nie zabierając ręki z Roro. W nocy mężczyzna obudził go przypadkiem, Harvey praktycznie przez sen niewiele myśląc oplótł go ramionami i poszedł spać dalej.
Rankiem odgłos zamykanych drzwi zaniepokoił go. Zerknął na telefon, aby sprawdzić godzinę. Nie, nie przespał budzika. Gdzie w takim razie poszedł znajomy? A, cholera, jest dorosły i wie, co robi – pomyślał fotograf, naciągnął na głowę poduszkę i poszedł spać dalej. Po tym, jak zadzwonił alarm, Harvey wziął prysznic i czekał na znajomego leżąc na łóżku w samej bieliźnie, aby nie pognieść sobie wyjściowych ubrań. Cieszył się przyjemnym chłodem panującym na zewnątrz dzięki padającemu deszczowi. Taak, idealna pogoda na pogrzeb.
Przywitał Roro smutnym uśmiechem i chwilę się mu przyglądał, chcąc odgadnąć, w jakim stanie jest znajomy.
– Dzięki, to miłe, że o mnie pomyślałeś – zerknął na jedzenie i kawę, z której cieszył się o wiele bardziej niż z jedzenia. Poczekał, aż mężczyzna włoży kwiaty do prowizorycznego wazonu i wstał z łóżka. – Ty coś jadłeś? – Podszedł do niego i spojrzał poważne, ale ciepło.
Nalał wody do szklanki i zaniósł ją do pokoju wsadzając do niej kwiaty, postawił na szafce przy drzwiach i przez chwilę w skupieniu manipulował bukietem, żeby nie przewrócił się razem z niestabilną szklanką. Zerkając na Harveya, wyciągnął z kartonowej tacki drugi kubek, w którym była gorzka herbata i oparł się biodrem o ścianę odwracając się do fotografa.
– Zjadłem po drodze, byłem trochę głodny. – odwzajemnił uśmiech i przeniósł wzrok na swój kubek z herbatą, upił mały łyk i nagle sobie o czymś przypomniał. Wyciągnął z kieszeni białą kopertę, którą dopiero co kupił, z portfela wyciągnął kilka banknotów i wsadził je do koperty. – Gdzieś tam na czuwaniu będzie postawiony koszyk albo skrzynka, do której ludzie będą wrzucać pieniądze w kopertach, tu jest dla ciebie. – machnął kopertą i odłożył ją na szafkę obok bukietu. – Wyjdziemy za niecałe czterdzieści minut, dobrze? Zamówię taksówkę, mamy mały kawałek do świątyni. – spojrzał na twarz Harveya chcąc sprawdzić czy pasuje mu taki rozwój wydarzeń.
Obejmując kubek z herbatą przestąpił z nogi na nogę zerkając na fotografa. Jeśli miał być szczery ze sobą, to jedyne co czuł dzisiaj to zrezygnowanie. Nie dość, że nie był pewien, co o wczorajszym dniu myśli znajomy i jak bardzo się między nimi zmieniło, to wszystkie marne siły, jakie zgromadził podczas lekkiego snu w nocy, musiał jeszcze przeznaczyć na pogrzeb, na którym wszystko mogło się wydarzyć i jedyne na co miał ochotę to nagle zniknąć.
– Wyspałeś się?
– Zjadłem po drodze, byłem trochę głodny. – odwzajemnił uśmiech i przeniósł wzrok na swój kubek z herbatą, upił mały łyk i nagle sobie o czymś przypomniał. Wyciągnął z kieszeni białą kopertę, którą dopiero co kupił, z portfela wyciągnął kilka banknotów i wsadził je do koperty. – Gdzieś tam na czuwaniu będzie postawiony koszyk albo skrzynka, do której ludzie będą wrzucać pieniądze w kopertach, tu jest dla ciebie. – machnął kopertą i odłożył ją na szafkę obok bukietu. – Wyjdziemy za niecałe czterdzieści minut, dobrze? Zamówię taksówkę, mamy mały kawałek do świątyni. – spojrzał na twarz Harveya chcąc sprawdzić czy pasuje mu taki rozwój wydarzeń.
Obejmując kubek z herbatą przestąpił z nogi na nogę zerkając na fotografa. Jeśli miał być szczery ze sobą, to jedyne co czuł dzisiaj to zrezygnowanie. Nie dość, że nie był pewien, co o wczorajszym dniu myśli znajomy i jak bardzo się między nimi zmieniło, to wszystkie marne siły, jakie zgromadził podczas lekkiego snu w nocy, musiał jeszcze przeznaczyć na pogrzeb, na którym wszystko mogło się wydarzyć i jedyne na co miał ochotę to nagle zniknąć.
– Wyspałeś się?
Patrzył na znajomego badawczo, chcąc poznać, czy ten kłamie, czy mówi prawdę. Nie chciał, żeby mężczyzna głodził się, ale szybko przypomniał sobie, że ma przed sobą dorosłą osobę, której nie musi niańczyć. Kiwnął głową i dał spokój z podejrzeniami. Koperta? Pieniądze? No tak, mała religia czy duża, oficjalna czy nie, datki mile widziane. Na początku chciał odmówić przyjęcia pieniędzy, ale pomyślał, że przecież sam by tak zrobił, gdyby to był pogrzeb jego ojca. Przyjął kopertę i położył na ubraniach, które wcześniej przygotował i złożone położył w rogu łóżka. Usiadł i zaczął pić kawę, przegryzając paroma cukierkami i ciastkami z wczoraj.
– Tak, przeważnie śpię dobrze w nowych miejscach. Ty chyba źle spałeś, co? – Zjadł kanapkę dopiero po wypiciu kawy, co nie zajęło mu dużo czasu. Potem na chwilę zniknął w łazience, ubrał się i szybko umył.
– Tak, przeważnie śpię dobrze w nowych miejscach. Ty chyba źle spałeś, co? – Zjadł kanapkę dopiero po wypiciu kawy, co nie zajęło mu dużo czasu. Potem na chwilę zniknął w łazience, ubrał się i szybko umył.
– Mhm, nie wyspałem się zbytnio. – przyznał wzruszając lekko ramionami i odstawił herbatę obok kwiatów. Gdy fotograf zniknął w łazience, Roro stanął przy oknie i trochę tępo zaczął wpatrywać się w niewyraźną szarość deszczu za oknem, który rozmywał kontury budynków znajdujących się w pobliżu. – Nie mam parasola. – powiedział cicho, kiedy Harvey wyszedł z łazienki i machnął głową w stronę okna. – Chyba musimy kupić po drodze, bo nie wygląda, żeby miało przestać padać. – odwrócił się do niego i spoglądając na jego jednolicie czarne ubrania uśmiechnął się smutno. Pewnie dla postronnego przechodnia, który nie będzie domyślać się dlaczego są tak ubrani, będzie wyglądać to zabawnie, Harvey cały na czarno, on cały w bieli… czy nawet ubraniami muszą się tak różnić? Ale nic nie poradzi na panującą tu tradycję, nie chciał kazać fotografowi ubierać się na biało i prowokować złośliwych komentarzy ze strony rodziny, dlatego postawił dla niego na bezpieczną czerń, która była przeznaczona dla dalszej rodziny i znajomych. – Nie będzie ci duszno? – wskazał na jego golf, domyślając się, że nie chciał zwracać uwagi na swoją szyję, ale mimo deszczu nadal było parno na zewnątrz.
Stanął blisko Roro, za jego plecami, nie objął go, ale luźno położył dłoń na jego biodrze. Nie odsunął się, nawet kiedy znajomy się odwrócił.
– Pewnie będzie, ale z dwojga złego wolę to od... – nie dokończył, tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się smutno. Sam Roro najlepiej wiedział, co mówiliby i jak patrzyli na obcego z taką blizną. Cienki golf na pewno mniej zwracał na siebie uwagę.
Przysunął się i pocałował znajomego w policzek, a potem wziął z łóżka torebkę z cukierkami i nachylił do młodszego częstując go, jakby chciał w ten sposób pocieszyć.
– Wychodzimy?
– Pewnie będzie, ale z dwojga złego wolę to od... – nie dokończył, tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się smutno. Sam Roro najlepiej wiedział, co mówiliby i jak patrzyli na obcego z taką blizną. Cienki golf na pewno mniej zwracał na siebie uwagę.
Przysunął się i pocałował znajomego w policzek, a potem wziął z łóżka torebkę z cukierkami i nachylił do młodszego częstując go, jakby chciał w ten sposób pocieszyć.
– Wychodzimy?
Gdy dłoń Harveya zabłądziła na jego biodro, trochę z ulgą zrobił mały krok w jego kierunku, żeby być bliżej i móc cieszyć się tym gestem najdłużej jak się tylko da. Kiwnął lekko głową pokazując tym samym, że rozumie dlaczego mimo ewentualnego dyskomfortu i tak założył golf. Z łagodnym wyrazem twarzy przejął od znajomego torebkę z cukierkami i zanim wyciągnął z niej jednego, jedną ręką, w której trzymał cukierki, objął fotografa w pasie i dopiero wtedy drugą dłonią sięgnął za jego plecy, wyciągnął z torebki dwa cukierki, jednego zjadł sam, a drugiego ze zgaszonym uśmiechem podetknął pod nos Harveyowi.
– Mhm, zamówię taksówkę. – odsunął się od niego wciąż trzymając torebkę z cukierkami, wyciągnął z kieszeni komórkę i szybko zamówił taksówkę. – Zaraz będzie, możemy schodzić. – odłożył słodycze na bok, chwycił kwiaty, poczekał aż fotograf się zbierze i gdy obydwoje byli gotowi, wyszli z pokoju. Kiedy byli już windzie obrócił się przodem do znajomego i skinął na trzymane przez siebie frezje. – Kwiaty przy portrecie, tam gdzie będzie ich cała masa, koperta do skrzynki lub koszyka, najlepiej stań sobie z tyłu, jeśli zechcesz, zawsze możesz wyjść… – wpatrując się ze skupieniem w swoje dłonie zaczął wyliczać różne rzeczy, które chciał przypomnieć Harveyowi raz jeszcze w razie czego. – Przepraszam, że cię tak… przyuczam, po prostu nie chcę, żeby ktoś się do ciebie przyczepił.
– Mhm, zamówię taksówkę. – odsunął się od niego wciąż trzymając torebkę z cukierkami, wyciągnął z kieszeni komórkę i szybko zamówił taksówkę. – Zaraz będzie, możemy schodzić. – odłożył słodycze na bok, chwycił kwiaty, poczekał aż fotograf się zbierze i gdy obydwoje byli gotowi, wyszli z pokoju. Kiedy byli już windzie obrócił się przodem do znajomego i skinął na trzymane przez siebie frezje. – Kwiaty przy portrecie, tam gdzie będzie ich cała masa, koperta do skrzynki lub koszyka, najlepiej stań sobie z tyłu, jeśli zechcesz, zawsze możesz wyjść… – wpatrując się ze skupieniem w swoje dłonie zaczął wyliczać różne rzeczy, które chciał przypomnieć Harveyowi raz jeszcze w razie czego. – Przepraszam, że cię tak… przyuczam, po prostu nie chcę, żeby ktoś się do ciebie przyczepił.
Przed wyjściem zabrał wszystkie potrzebne rzeczy i od razu wyciszył telefon, aby później nie zapomnieć.
– To dobrze, ucz mnie. Nie chcę zrobić ci wstydu. – Rozmawiali o tym tyle razy, że wydawało mu się, że wie, jak się zachować, ale uznał, że nie zaszkodzi powtórzyć. – Nie wyjdę, będę na ciebie czekać – zadecydował. Kiedy wysiedli z windy, pozwolił znajomemu prowadzić do taksówki, a w czasie jazdy, tak jak wcześniej, gdy jechali do hotelu z lotniska, patrzył przez okno, od czasu do czasu zerkając na znajomego.
– To dobrze, ucz mnie. Nie chcę zrobić ci wstydu. – Rozmawiali o tym tyle razy, że wydawało mu się, że wie, jak się zachować, ale uznał, że nie zaszkodzi powtórzyć. – Nie wyjdę, będę na ciebie czekać – zadecydował. Kiedy wysiedli z windy, pozwolił znajomemu prowadzić do taksówki, a w czasie jazdy, tak jak wcześniej, gdy jechali do hotelu z lotniska, patrzył przez okno, od czasu do czasu zerkając na znajomego.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach