▲▼
First topic message reminder :
Po długiej i nużącej podróży, gdy w końcu opuścili pokład samolotu, wyciągnął Harveya na zewnątrz lotniska najszybciej jak to było tylko możliwe. Ponieważ w mieście była godzina czternasta, trochę zajęło mu złapanie wolnej taksówki. Wrzucili swoje bagaże do bagażnika i gdy usiedli z tyłu, Roro podał od razu kierowcy adres i sprawdził swoją komórkę. Zawsze gdy tu wracał, czuł się dziwnie tylko dlatego, że mógł swobodnie posługiwać się swoim ojczystym językiem, od którego w Kanadzie zaczynał się odzwyczajać. W dodatku chcąc nie chcąc musiał przyznać, że tutejszy klimat i temperatura zdecydowanie bardziej mu odpowiadały, głównie przez sam fakt, że nie musiał nosić kurtki.
– Pojedziemy do hotelu, tam coś zjemy. Może być? – zerknął na Harveya chcąc sprawdzić, czy taki rozwój sytuacji mu odpowiada.
Po długiej i nużącej podróży, gdy w końcu opuścili pokład samolotu, wyciągnął Harveya na zewnątrz lotniska najszybciej jak to było tylko możliwe. Ponieważ w mieście była godzina czternasta, trochę zajęło mu złapanie wolnej taksówki. Wrzucili swoje bagaże do bagażnika i gdy usiedli z tyłu, Roro podał od razu kierowcy adres i sprawdził swoją komórkę. Zawsze gdy tu wracał, czuł się dziwnie tylko dlatego, że mógł swobodnie posługiwać się swoim ojczystym językiem, od którego w Kanadzie zaczynał się odzwyczajać. W dodatku chcąc nie chcąc musiał przyznać, że tutejszy klimat i temperatura zdecydowanie bardziej mu odpowiadały, głównie przez sam fakt, że nie musiał nosić kurtki.
– Pojedziemy do hotelu, tam coś zjemy. Może być? – zerknął na Harveya chcąc sprawdzić, czy taki rozwój sytuacji mu odpowiada.
Przyglądając się Harveyowi z drugiego końca stolika gdzieś tam w środku zaczynały dopodać go wyrzuty sumienia, bo przecież przyjechał tu na pogrzeb swojego ojca, a nie żeby, żeby... żeby co właściwie? Uciszając w sobie głos rozsądku osunął się lekko na krześle i pokręcił przecząco głową.
- Nie. - nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, rozbawiony odwrócił wzrok. Dziwiło go to, że zamiast być jak zwykle zawstydzony sytuacją, przez jego zażenowanie przebijała radość i zaczynał doceniać fakt, że Harvey tak swobodnie może mówić o takich rzeczach wśród innych ludzi. - Czy w dwójkę da się ochłodzić? - zapytał jeszcze ciszej niż fotograf i podniósł na niego wzrok. - Bo wydaje mi się, że nie. - kontynuował próbując naśladować Harveya, ale po chwili zaśmiał się pod nosem i pokręcił lekko głową nie potrafiąc ciągnąć dalej tej rozmowy tak jak fotograf, ale obiecał sobie, że gdy taka propozycja padnie, kiedy wrócą do hotelu to na pewno z niej skorzysta.
- Nie. - nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, rozbawiony odwrócił wzrok. Dziwiło go to, że zamiast być jak zwykle zawstydzony sytuacją, przez jego zażenowanie przebijała radość i zaczynał doceniać fakt, że Harvey tak swobodnie może mówić o takich rzeczach wśród innych ludzi. - Czy w dwójkę da się ochłodzić? - zapytał jeszcze ciszej niż fotograf i podniósł na niego wzrok. - Bo wydaje mi się, że nie. - kontynuował próbując naśladować Harveya, ale po chwili zaśmiał się pod nosem i pokręcił lekko głową nie potrafiąc ciągnąć dalej tej rozmowy tak jak fotograf, ale obiecał sobie, że gdy taka propozycja padnie, kiedy wrócą do hotelu to na pewno z niej skorzysta.
Starał się zachowywać poważnie, jakby nigdy nic, jak podczas uprzejmej wymiany opinii o pogodzie, ale nie wytrzymał i uśmiechnął się, na moment przymykając oczy.
– Sam nie wiem. – Lekko przechylił głowę. – W Kanadzie raczej szuka się ciepła, nie chłodu, jak tu. Ale... – Wyprostował się i lekko pochylił nad stolikiem. – Możemy sprawdzić. – Znów oparł się, ale nie spuszczał młodszego z oczu. – Chciałeś zaprowadzić mnie w jakieś miejsce – przypomniał. Czyli nie wyjdą stąd szybko i nie pójdą do hotelu? Harvey wolał nie przesadzać z podtekstami, bo pamiętał, że znajomy mógł nie mieć w obecnych okolicznościach nastroju, co fotograf zupełnie by zrozumiał.
– Sam nie wiem. – Lekko przechylił głowę. – W Kanadzie raczej szuka się ciepła, nie chłodu, jak tu. Ale... – Wyprostował się i lekko pochylił nad stolikiem. – Możemy sprawdzić. – Znów oparł się, ale nie spuszczał młodszego z oczu. – Chciałeś zaprowadzić mnie w jakieś miejsce – przypomniał. Czyli nie wyjdą stąd szybko i nie pójdą do hotelu? Harvey wolał nie przesadzać z podtekstami, bo pamiętał, że znajomy mógł nie mieć w obecnych okolicznościach nastroju, co fotograf zupełnie by zrozumiał.
- Ah, no tak. - uśmiechnął się i westchnął cicho odrywając spojrzenie od Harveya. Musiał niechętnie przyznać, że wyleciały mu z głowy wcześniejsze plany. Zerknął w bok na kelnera, który przyniósł właśnie dwa talerze, miseczki z ryżem oraz kubki z zieloną herbatą. Skinieniem głowy podziękował mu i spojrzał od razu na Harveya. - To pieczone kalmary - wskazał na jasne, zarumienione krążki otoczone niewielką ilością warzyw. - Nie przyprawia się ich za mocno, podobnie jak w sumie wielu rzeczy tutaj, po to, żeby lepiej poczuć smak. - wyjaśnił i podniósł pałeczki zastanawiając się czy Harveyowi zasmakuje to danie. - Jak ci nie będzie smakować to weźmiemy dla ciebie coś innego. - uśmiechnął się i zaczął jeść swoją porcję wzdychając trochę nostalgicznie. - Już zapomniałem tego smaku...
Sam podziękował skinieniem głowy, a potem skupił się na daniu. Ach, no tak! Kalmary!
– Jednak to znam, próbowałem – podzielił się od razu swoim oświeceniem. – Jadłem je parę razy i były dobre, zobaczymy jak te... – Wziął pałeczki i szybko złapał kawałek i zjadł go. Już w trakcie gryzienia uśmiechnął się do znajomego. – Są o niebo lepsze od tamtych. Świetne – przyznał i zjadł parę krążków samych, dopiero potem podjadł ryżu.
– Tak właściwie dlaczego często się przeprowadzaliście? – spytał po jakimś czasie.
– Jednak to znam, próbowałem – podzielił się od razu swoim oświeceniem. – Jadłem je parę razy i były dobre, zobaczymy jak te... – Wziął pałeczki i szybko złapał kawałek i zjadł go. Już w trakcie gryzienia uśmiechnął się do znajomego. – Są o niebo lepsze od tamtych. Świetne – przyznał i zjadł parę krążków samych, dopiero potem podjadł ryżu.
– Tak właściwie dlaczego często się przeprowadzaliście? – spytał po jakimś czasie.
Ucieszył się, że Harveyowi smakowały bardziej niż te, które jadł wcześniej. Obserwował go przez krótką chwilę będąc nieco dumnym z niego, że bez problemu potrafi jeść pałeczkami i nie muszą prosić o widelec, tak jak robi to spora część turystów.
- Przez pracę ojca, pracował w wojsku, często gdzieś jeździł, czasami długo go nie było. Pewnie będzie jutro sporo ludzi w mundurach. - napił się trochę herbaty schodząc myślami na ziemię i planując już jutrzejszy dzień. Dość szybko skończył swoją porcję i gdy odłożył pałeczki, zerknął na fotografa. - Co do jutra... gdy tam pojedziemy, do świątyni, będzie jeszcze czuwanie, będę musiał posiedzieć trochę przy trumnie, kupię rano kwiaty dla ciebie, które tylko położysz gdzieś przy portrecie i będziesz mógł gdzieś schować się z tyłu jeśli chcesz. - spojrzał na niego trochę przepraszająco za całą sytuację. - Potem będzie pochód na cmentarz, to blisko, zaraz przy świątyni, dołączę do ciebie od razu gdy będę mógł... dobrze?
- Przez pracę ojca, pracował w wojsku, często gdzieś jeździł, czasami długo go nie było. Pewnie będzie jutro sporo ludzi w mundurach. - napił się trochę herbaty schodząc myślami na ziemię i planując już jutrzejszy dzień. Dość szybko skończył swoją porcję i gdy odłożył pałeczki, zerknął na fotografa. - Co do jutra... gdy tam pojedziemy, do świątyni, będzie jeszcze czuwanie, będę musiał posiedzieć trochę przy trumnie, kupię rano kwiaty dla ciebie, które tylko położysz gdzieś przy portrecie i będziesz mógł gdzieś schować się z tyłu jeśli chcesz. - spojrzał na niego trochę przepraszająco za całą sytuację. - Potem będzie pochód na cmentarz, to blisko, zaraz przy świątyni, dołączę do ciebie od razu gdy będę mógł... dobrze?
Praca w wojsku, taak, to Harvey pamiętał, liczył na jakieś konkrety, ale skoro ich nie dostał, nie chciał ciągnąć Roro za język. Szybko zjadł swoją porcję i teraz delektował się herbatą.
– Dobrze. Rób, co musisz, mną się nie przejmuj, myślę, że odnajdę się w tej sytuacji – zapewnił łagodnie i posłał znajomemu ten swój smutny uśmiech. – Macie później jakiś rodzinny obiad?
– Dobrze. Rób, co musisz, mną się nie przejmuj, myślę, że odnajdę się w tej sytuacji – zapewnił łagodnie i posłał znajomemu ten swój smutny uśmiech. – Macie później jakiś rodzinny obiad?
- Nic takiego oficjalnego nie ma... ale mama pewnie będzie chciała, żebym wpadł na obiad. - zajrzał do środka kubka z herbatą i delikatnie go przechylił obserwując co dzieje się z wodą. - Ale nie zostawię cię samego. - uśmiechnął się do niego i wyjrzał przez okno zauważając, że zaczyna się już ściemniać. - Zbierajmy się już, gdy dotrzemy na miejsce widok będzie w sam raz.
– Słuchaj, jeśli będziesz chciał tam iść to idź i poważnie się mną nie przejmuj. Będę łazić po mieście, wiesz, że to lubię. A w razie czego mam klucz od pokoju. – Zerknął przez okno, kiwnął głową i wypił resztkę swojej herbaty. Szybko zapłacił za nich i kiedy wyszli, zbliżył się do znajomego, aby móc iść obok jednocześnie z nim rozmawiając.
– Mówię poważnie, Li. Proszę... Jeśli będziesz chciał iść, idź. Dobrze? – Spojrzał na niego.
– Mówię poważnie, Li. Proszę... Jeśli będziesz chciał iść, idź. Dobrze? – Spojrzał na niego.
Kiedy wyszli z restauracji zaczął iść w kierunku rzeki, która była ich miejscem docelowym, a że nie była ona daleko, stwierdził że dojdą tam na własnych nogach. Słysząc swoje imię spojrzał od razu na Harveya i patrzył na niego przez kilka długich sekund. Musiał przyznać, że nie chciał mieć zbyt wielkiego kontaktu ze swoją rodziną, a Harvey dodatkowo mu to ułatwiał, bo miałby wymówkę, żeby nie iść by nie zostawiać go samego. Ale czy takie rozwiązanie byłoby dobre?
- Dobrze... może pójdę. - kiwnął lekko głową chcąc porzucić już ten temat i zająć ich czymś przyjemniejszym.
Zaczął prowadzić powoli Harveya w stronę dziwnie zbliżającego się hałasu poprzez hałasu, fotograf mógł zauważyć, że nowoczesne budynki zaczynają przenikać się ze starszym, bardziej tradycyjnym budownictwem, aż w końcu dotarli do ulicy, która wyglądała jak wyciągnięta z filmu dokumentalnego o chińskich festiwalach. Wzdłuż ulicy ciągnęły się niezliczone stoiska z ulicznym jedzeniem i stragany z rozmaitymi rzeczami, które przyciągały turystów i napełniały kieszenie sprzedawców. W każdym możliwym miejscu wisiały kolorowe papierowe latarnie lub łańcuchy światełek sprawiając, że nawet w środku nocy było tu tak jasno jak w dzień. Mogłoby się wydawać, ze hałas, który generowali wszechobecni ludzie lub artyści, którzy grając na tradycyjnych instrumentach skupiali wokół siebie liczne tłumy, mógł być drażniący dla ucha, z czasem zaczynał hipnotyzować i wciągać w klimat miejsca. Gdy nagle Roro rzuciło się w oczy stoisko z ciekawym jedzeniem skierował się szybko do niego i gdy zapłacił sprzedawcy, szczęśliwy wrócił do Harveya dzierżąc w dłoniach dwa długie patyczki, na których nadziane było po kilka upieczonych, malutkich skorpionów. Z zadowoloną z siebie miną podał mu jeden i pociągnął go dalej zmierzając do miejsca, które planował mu pokazać jednocześnie podgryzając nowo zdobyty smakołyk.
- Dobrze... może pójdę. - kiwnął lekko głową chcąc porzucić już ten temat i zająć ich czymś przyjemniejszym.
Zaczął prowadzić powoli Harveya w stronę dziwnie zbliżającego się hałasu poprzez hałasu, fotograf mógł zauważyć, że nowoczesne budynki zaczynają przenikać się ze starszym, bardziej tradycyjnym budownictwem, aż w końcu dotarli do ulicy, która wyglądała jak wyciągnięta z filmu dokumentalnego o chińskich festiwalach. Wzdłuż ulicy ciągnęły się niezliczone stoiska z ulicznym jedzeniem i stragany z rozmaitymi rzeczami, które przyciągały turystów i napełniały kieszenie sprzedawców. W każdym możliwym miejscu wisiały kolorowe papierowe latarnie lub łańcuchy światełek sprawiając, że nawet w środku nocy było tu tak jasno jak w dzień. Mogłoby się wydawać, ze hałas, który generowali wszechobecni ludzie lub artyści, którzy grając na tradycyjnych instrumentach skupiali wokół siebie liczne tłumy, mógł być drażniący dla ucha, z czasem zaczynał hipnotyzować i wciągać w klimat miejsca. Gdy nagle Roro rzuciło się w oczy stoisko z ciekawym jedzeniem skierował się szybko do niego i gdy zapłacił sprzedawcy, szczęśliwy wrócił do Harveya dzierżąc w dłoniach dwa długie patyczki, na których nadziane było po kilka upieczonych, malutkich skorpionów. Z zadowoloną z siebie miną podał mu jeden i pociągnął go dalej zmierzając do miejsca, które planował mu pokazać jednocześnie podgryzając nowo zdobyty smakołyk.
Kiwnął głową na znak, że usłyszał i ruszył rozglądając się po okolicy. Im dalej szli, tym silniejszą ekscytację Harvey czuł. Pilnował się i powstrzymywał przed zbytnim okazywaniem emocji, obserwował chcąc jak najwięcej szczegółów zapamiętać i poznać. Gdyby był sam, pewnie chodziłby od straganu do straganu, kupował to, czego nie znał, próbował i robił zdjęcia egzotycznym przysmakom. Podziękował znajomemu za to, co dostał i chwilę patrzył. Cóż to...? Wreszcie dotarło do fotografa, że znajomy dał mu skorpiony i jeszcze sam zaczął je jeść jakby nigdy nic. Nic nie mówił, tylko zatrzymał się, upatrzył niegroźnie wyglądające miejsce i dotknął je czubkiem języka. Tym razem to Harvey był tym niedoświadczonym, podchodził z dozą ostrożności, ale też bez skrępowania i ze szczerym zaciekawieniem.
– Hm – mruknął i ugryzł. Żuł przez chwilę bez konkretnej reakcji, wziął następny kawałek i dopiero teraz się skrzywił. Dla upewnienia się ugryzł jeszcze trochę z innej strony, a potem pokręcił głową i wyciągnął swojego szaszłyka w stronę młodszego, oddając mu go.
– Nie smakują mi. Czuję się, jakbym jadł jakiś... cienki plastik z trocinami, z posmakiem orzechów – podzielił się swoją opinią dalej się krzywił, ale i zaśmiał. Położył na moment dłoń na plecach znajomego zachęcając go tym do ruszenia dalej, do kolejnego straganu.
– Chodź, chcę coś jeszcze spróbować, skoro tu jesteśmy. – Harvey wyglądał w tej chwili na naprawdę wciągniętego i wesołego, nawet po melancholii w spojrzeniu nie było śladu.
– Hm – mruknął i ugryzł. Żuł przez chwilę bez konkretnej reakcji, wziął następny kawałek i dopiero teraz się skrzywił. Dla upewnienia się ugryzł jeszcze trochę z innej strony, a potem pokręcił głową i wyciągnął swojego szaszłyka w stronę młodszego, oddając mu go.
– Nie smakują mi. Czuję się, jakbym jadł jakiś... cienki plastik z trocinami, z posmakiem orzechów – podzielił się swoją opinią dalej się krzywił, ale i zaśmiał. Położył na moment dłoń na plecach znajomego zachęcając go tym do ruszenia dalej, do kolejnego straganu.
– Chodź, chcę coś jeszcze spróbować, skoro tu jesteśmy. – Harvey wyglądał w tej chwili na naprawdę wciągniętego i wesołego, nawet po melancholii w spojrzeniu nie było śladu.
Zaśmiał się widząc minę Harveya, gdy zorientował się co jest na patyczku. Nie zdziwiło go zbytnio to, że zaraz mu go oddał.
- Jesteś pewien? W środku są smaczne. - odgryzł kolejny kawałek swojego skorpionka i raz jeszcze się zaśmiał. - No dobrze, chodź, wybierz coś innego. - poprowadził go do następnego straganu nie zamierzając przerywać mu w przeglądaniu dostępnych tu rozmaitościach i radości, którą mu to sprawiało. - Co powiesz na świerszcza? - wskazał na upieczone już insekty czekające na zjedzenie ich.
- Jesteś pewien? W środku są smaczne. - odgryzł kolejny kawałek swojego skorpionka i raz jeszcze się zaśmiał. - No dobrze, chodź, wybierz coś innego. - poprowadził go do następnego straganu nie zamierzając przerywać mu w przeglądaniu dostępnych tu rozmaitościach i radości, którą mu to sprawiało. - Co powiesz na świerszcza? - wskazał na upieczone już insekty czekające na zjedzenie ich.
Harvey szukał czegoś, co wyglądało jak owoc, ale zerknął na proponowane przez młodszego świerszcze.
– Mmm... – wymruczał wysoko i zmarszczył brwi zastanawiając się. – Dobra, jednego, na spróbowanie – zgodził się. Kiedy dostał swojego owada, tak jak wcześniej dotknął językiem, a potem odgryzł kawałek. Nie był zachwycony, ale zjadł prawie całość.
– Jest coś jeszcze ciekawego? O i czy zdałem test?
– Mmm... – wymruczał wysoko i zmarszczył brwi zastanawiając się. – Dobra, jednego, na spróbowanie – zgodził się. Kiedy dostał swojego owada, tak jak wcześniej dotknął językiem, a potem odgryzł kawałek. Nie był zachwycony, ale zjadł prawie całość.
– Jest coś jeszcze ciekawego? O i czy zdałem test?
Z dumą przyglądał się Harveyowi jak trochę niechętnie zjadał świerszcza i gdy prawie skończył, zabił mu nawet brawa.
- Zdałeś, nie z pięknym wynikiem, ale udało ci się. - zaśmiał się i rozejrzał się o stoiskach szukając jakichś zachęcających robaków, których sam nawet nigdy nie przemógł się by spróbować. - Właściwie to jeszcze nie jest to miejsce, w które chciałem iść. To kawałek dalej, chcesz już tam iść czy jeszcze tu zostać?
- Zdałeś, nie z pięknym wynikiem, ale udało ci się. - zaśmiał się i rozejrzał się o stoiskach szukając jakichś zachęcających robaków, których sam nawet nigdy nie przemógł się by spróbować. - Właściwie to jeszcze nie jest to miejsce, w które chciałem iść. To kawałek dalej, chcesz już tam iść czy jeszcze tu zostać?
Ukłonił się elegancko, kiedy Roro bił mu brawo.
– Chodźmy. Jeśli po drodze wpadniemy na coś ciekawego to kupimy i... O, i coś do picia. Z chęcią przepłuczę usta – dodał i tym razem położył dłoń na ramieniu znajomego, przytrzymując ją tam chwilkę dłużej niż wypadało.
– Chodźmy. Jeśli po drodze wpadniemy na coś ciekawego to kupimy i... O, i coś do picia. Z chęcią przepłuczę usta – dodał i tym razem położył dłoń na ramieniu znajomego, przytrzymując ją tam chwilkę dłużej niż wypadało.
- Dobrze. - kiwnął głową przyglądając się przez chwilę dłoni na swoim ramieniu. Gdy wypatrzył stoisko z napojami, kupił szybko butelkę niegazowanej wody i podał ją od razu fotografowi kierując się dalej wzdłuż ulicy i nie przestając iść w stronę rzeki.
W pewnym momencie kiedy napierający tłum zrobił się nieznośnie gęsty, zbliżył się do Harveya i mocno złapał go za dłoń by przypadkiem nigdzie go nie zgubić. Miał wrażenie, że w takim tłumie nikt nie zwróci na to uwagi, a on powoli zaczynał mieć gdzieś co pomyślą sobie inni ludzie, gdyby przypadkiem to zauważyli. Eh, co ta Kanady z nim zrobiła...
Gdy wydostali się z ulicy na deptak przy rzece, tłum momentalnie się rozluźnił. Mogli poczuć wyraźny zapach wody i otrzeźwiający wiatr. Puścił wtedy dłoń Harveya i uśmiechnął się do niego po czym skierował się do jednej z pustych ławek i usiadł na niej przyglądając się widokowi jaki rozpościerał się przed nimi. Światła wysokich wieżowców i mostów odbijały się w ciemnej, szerokiej rzece, w oddali z tęczowym oświetleniem górowała nad miastem Canton Tower i zlewała się z chmurami zabarwionymi na róż i pomarańcz przez zachodzące słońce.
- Lubiłem przychodzić tutaj nad brzeg rzeki do jednej kawiarni pod wieczór, żeby tylko posiedzieć i patrzeć jak zmieniają się światła na wieży, ale nie mam pojęcia gdzie ona teraz jest, musiałbym jej poszukać, o ile jeszcze istnieje. - przestał mówić i zerknął na Harveya, żeby sprawdzić co sądzi o widoku. - Chciałbym tu kiedyś z tobą przyjechać raz jeszcze, bez żadnego powodu, bez takich okoliczności. - odwrócił od niego głowę i zaczął wpatrywać się w przepływający rzeką oświetlony prom. - Tak po prostu.
W pewnym momencie kiedy napierający tłum zrobił się nieznośnie gęsty, zbliżył się do Harveya i mocno złapał go za dłoń by przypadkiem nigdzie go nie zgubić. Miał wrażenie, że w takim tłumie nikt nie zwróci na to uwagi, a on powoli zaczynał mieć gdzieś co pomyślą sobie inni ludzie, gdyby przypadkiem to zauważyli. Eh, co ta Kanady z nim zrobiła...
Gdy wydostali się z ulicy na deptak przy rzece, tłum momentalnie się rozluźnił. Mogli poczuć wyraźny zapach wody i otrzeźwiający wiatr. Puścił wtedy dłoń Harveya i uśmiechnął się do niego po czym skierował się do jednej z pustych ławek i usiadł na niej przyglądając się widokowi jaki rozpościerał się przed nimi. Światła wysokich wieżowców i mostów odbijały się w ciemnej, szerokiej rzece, w oddali z tęczowym oświetleniem górowała nad miastem Canton Tower i zlewała się z chmurami zabarwionymi na róż i pomarańcz przez zachodzące słońce.
- Lubiłem przychodzić tutaj nad brzeg rzeki do jednej kawiarni pod wieczór, żeby tylko posiedzieć i patrzeć jak zmieniają się światła na wieży, ale nie mam pojęcia gdzie ona teraz jest, musiałbym jej poszukać, o ile jeszcze istnieje. - przestał mówić i zerknął na Harveya, żeby sprawdzić co sądzi o widoku. - Chciałbym tu kiedyś z tobą przyjechać raz jeszcze, bez żadnego powodu, bez takich okoliczności. - odwrócił od niego głowę i zaczął wpatrywać się w przepływający rzeką oświetlony prom. - Tak po prostu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach