▲▼
- Słuchaj, Travitza. Wiem, że masz mózg, więc zacznij go używać. Albo ogarniesz rzyć, albo cię stąd po prostu wytargamy za fraki. Ludzie przyszli się tu dobrze, kulturalnie bawić - wywarczała to wszystko bardzo powoli, i tak próbując się powstrzymać. Miała szczerze gdzieś co mówił o niej, nie miała zamiaru mu się tłumaczyć z własnych interesów ani się czymkolwiek przejmować. Ale do ludzi wokół? Jej rodziny, nawet jeśli trochę dalszej? Ziomków? O nie, nie, kolego. Westchnęła ciężko, spoglądając jeszcze na kuzynkę, siląc się na łagodniejszy ton. Mimo wszystko nic złego nie zrobiła, nawet jeśli Paige była rozdrażniona. - Trzymaj się z daleka od tej pały. W najlepszym wypadku cię wykorzysta i przerucha, o najgorszym nawet nie chcę myśleć - skrzywiła się. Na sekundę, bo zaraz wróciła pogodna Sheridan i nawet pomachała Leilani, bo z tego wszystkiego zapomniała się przywitać. Zapomniała też, że miała iść na scenę już pół minuty temu, więc casualowo pociągnęła za sobą biednego Blacka i wkroczyła na drewnianą konstrukcję, by chwycić mikrofon w łapska. Odchrząknięcie razy raz, dwa, trzy. Zaczekała na względną ciszę i...
- CZEEEEEEŚĆ, RIVERDALE CITY! - wyrzuciła z czystym entuzjazmem w głosie, wyrzucając wolną rękę w górę. - ...i to by było na tyle krzyczenia. Jestem beznadziejna w przemowach powitalnych, ale chciałabym was z całego serca powitać na tym ge-nial-nym ognisku. Jestem przeszczęśliwa, widząc tyle znajomych i nieznajomych twarzy, bo to daje mi świadomość, że współpraca całej naszej drużyny nie poszła na marne! Równonoc po prawdzie miała miejsce już wczoraj, ale jeszcze dziś posmakujmy trochę ostatków lata! A co lepiej pasuje do letnich scenerii niż Hawaje? Dlatego uczcie się tańczyć hula razem z Koną, zapychajcie się poke i nie bójcie się tego ananasa na pizzy! - no głębokie, nie powiem. Spojrzała na Galaktycznego Chłopca, szczerząc się jeszcze szerzej. - I nie zapominajmy, że gdyby nie wsparcie finansowe i ratujące życie rady odnośnie organizacji ze strony rodziny Blacków, nie byłabym w stanie stać dzisiaj na tej scenie. Myślę, że warto byłoby, gdyby Mercury dodał parę słów od siebie. Co ty na to?
Mikrofon poszedł w ruch, łeło łeło, zaczekała, aż Black ewentualnie coś dopowie i pomacha jak papież, a po odzyskaniu mikrofonu wrzasnęła:
- ZACZYNAMY ZABAWĘ, KOCHANI. ZAPRASZAM NA SCENĘ IROOOOON WEASEL! ♥
No i elo, zeszła ze sceny, czas wolny, pozdro.
//ŁEŁO PISZTA SZYPKO ŁEŁO ŁEŁO, JEDZIEMY. NIE UMIEM W ORGANIZACJĘ AAAAA.
Tłumy na plaży zdawały się zwiększać z każdą minutą. Jeśli było to w ogóle możliwe. Początkowe zagęszczenie zmuszające ludzi do wpadania na siebie, obecnie osiągnęło stopień w którym ciężko było w ogóle przejść krok, nie ocierając się przy tym o trzech innych mieszkańców. Jednymi z bezpiecznych w tym momencie osób byli stojący za ladą barmani, którzy biegali w zawrotnym tempie, by nadążyć za natłokiem zamówień.
— Pamiętaj by sprawdzać dowody, Niklas! — Jared pstryknął palcami, odprawiając tym samym ruchem ręki wyraźnie urażoną szesnastolatkę, której właśnie odmówił sprzedaży shota — Te dzieciaki wykorzystają każdą okazję, by spróbować się najebać. Nawet naszym kosztem. Blackowie dostaną piany, jeśli sprzedamy alkohol nieletnim na sponsorowanej przez nich imprezie i polecimy na zbity pysk.
Chłopak miał niezwykle szczery sposób wypowiedzi, nie dało się go jednak nie lubić. Naprawdę zależało mu na tym, by wszystko było na odpowiednim poziomie. W dodatku uśmiechał się w tak rozbrajający sposób, że nawet bardziej wkurzona klientela odpuszczała i odchodziła burcząc jedynie coś pod nosem.
— Kompletnie nie potrafię zrozumieć czemu są tak bardzo niezadowoleni, gdy oferuję im w zamian drinki bezalkoholowe. Nie wiem co jest takiego świetnego w gorzkiej wódce wykrzywiającej cię na drugą stronę. Czy jak to się tam mówi. Chociaż takiego tatara to bym zjadł — westchnął ciężko przygotowując kolejne trzy zamówienia na raz. Nie miał nawet czasu na nieco wolnego co wyraźnie zaczynało dawać mu w kość. Nic dziwnego, że co jakiś czas zerkał w stronę zegara zawieszonego z tyłu drewnianego szyldu.
— Za trzydzieści minut mamy przerwę. Mam wrażenie, że do tego czasu odpadną mi ręce.
First topic message reminder :
Jest to całkiem spora plaża. Jest tu mniejszy tłum niż nad morzem, aczkolwiek wciąż jest to często odwiedzane miejsce. Najczęściej można tu spotkać młodych ludzi, popijających sobie piwko i stołujących się na plaży na kocyku. Można tu także popływać, chociaż na to decyduje się już mniej osób. Do pływania jest specjalnie wyznaczony kawałek, ogrodzony bojami za które nie można wypływać. Jest także oczywiście ratownik. Dookoła plaży jest gęsty las, z którego wybiega ścieżka bezpośrednio na plażę.
Jest to całkiem spora plaża. Jest tu mniejszy tłum niż nad morzem, aczkolwiek wciąż jest to często odwiedzane miejsce. Najczęściej można tu spotkać młodych ludzi, popijających sobie piwko i stołujących się na plaży na kocyku. Można tu także popływać, chociaż na to decyduje się już mniej osób. Do pływania jest specjalnie wyznaczony kawałek, ogrodzony bojami za które nie można wypływać. Jest także oczywiście ratownik. Dookoła plaży jest gęsty las, z którego wybiega ścieżka bezpośrednio na plażę.
─ To zamieniliśmy się rolami. ─ podsumował Chester, nie mijając się z faktami, to zazwyczaj Redems był tym, który robił za kaloryfer. I aż wychylił się, słysząc krzyki jakiegoś obłąkańca. ─ O lol, widziałeś typa? Widziałeś? ─ wrócił ze śmiechem do nadawania Haydenowi, któremu od wyjścia z auta nie nawijał o jakichś totalnych pierdołach, więc należało nadrobić temat.
Wykręcał sobie szyję jak na przychodni w szpitalu, aby zobaczyć delikwenta, który chciał, aby worki z cementem Andersonki były tylko jego. Niech tylko wyciągnie telefon, zaraz napisze o tym newsa na twitterze albo instagramku! Na razie z rytmu bycia stacją przekaźnikową wybiły go lody, w które od razu wycelował wzrok.
─ O jaaaaa, smerfowe! ─ jakby jeszcze nie było wiadomo, wskazał palcem, choć to były jedyne tak w pizdę niebieskie lody. ─ I możeeee... Admirał, co ty? O matko, on ma różowy nos, jaki uroczy! To samiec czy samic-... PROFESOR SELIM! ─ wrzasnął, biedne bębenki blondyna pod nim. Ale widok tego banana na twarzy to normalnie poezja.
Czarne psisko odpowiedziało na zaczepkę rudej suczki, z uwagą obwąchując nową znajomą, machając przy tym przyjaźnie ogonem i nie drgnął, mimo że ta już zaczęła go obskakiwać z radością.
Wykręcał sobie szyję jak na przychodni w szpitalu, aby zobaczyć delikwenta, który chciał, aby worki z cementem Andersonki były tylko jego. Niech tylko wyciągnie telefon, zaraz napisze o tym newsa na twitterze albo instagramku! Na razie z rytmu bycia stacją przekaźnikową wybiły go lody, w które od razu wycelował wzrok.
─ O jaaaaa, smerfowe! ─ jakby jeszcze nie było wiadomo, wskazał palcem, choć to były jedyne tak w pizdę niebieskie lody. ─ I możeeee... Admirał, co ty? O matko, on ma różowy nos, jaki uroczy! To samiec czy samic-... PROFESOR SELIM! ─ wrzasnął, biedne bębenki blondyna pod nim. Ale widok tego banana na twarzy to normalnie poezja.
Czarne psisko odpowiedziało na zaczepkę rudej suczki, z uwagą obwąchując nową znajomą, machając przy tym przyjaźnie ogonem i nie drgnął, mimo że ta już zaczęła go obskakiwać z radością.
─ Szarożółte? ─ zmarszczył brwi, znów sprawdzając te dwa kolory i próbując sobie jakoś połączyć to w miks, o którym była mowa. ─ Ale który żółty? Tu jest ich z piętnaście! ─ zapytał, totalnie nie odnosząc się do reszty jej wypowiedzi, mimo że jej słuchał i już miał zwrócić w jej stronę wyświetlacz, ale ta zmasakrowała jego biedny, śmieszny nos paznokciem.
Dakocie wciąż się pieprzą te wszystkie kolory. Jasne, dzięki okularom je widzi, ale definiowanie ich sprawia mu problem jak dwuletniemu dziecko. Bo niektóre są do siebie tak zbliżone, że trudno je mu sklasyfikować. Głowa mu prawie wybuchła jak zobaczył fioletowy i turkusowy. What the fuck?
─ Chodź na brzeg, zdejmiemy buty. ─ mówiąc, zaczął ją ciągnąć w tamtą stronę, wiedząc, że jeszcze koncert się nie zaczął, więc mogą się zająć czymś innym. Choć mogli też iść po jedzenie, ale Serpent pewnie będzie grymasiła. Zresztą, sporo tam ludzi.
Dakocie wciąż się pieprzą te wszystkie kolory. Jasne, dzięki okularom je widzi, ale definiowanie ich sprawia mu problem jak dwuletniemu dziecko. Bo niektóre są do siebie tak zbliżone, że trudno je mu sklasyfikować. Głowa mu prawie wybuchła jak zobaczył fioletowy i turkusowy. What the fuck?
─ Chodź na brzeg, zdejmiemy buty. ─ mówiąc, zaczął ją ciągnąć w tamtą stronę, wiedząc, że jeszcze koncert się nie zaczął, więc mogą się zająć czymś innym. Choć mogli też iść po jedzenie, ale Serpent pewnie będzie grymasiła. Zresztą, sporo tam ludzi.
No dosłownie wiedział, ze zaraz będą leciały hot komentarze względem zaistniałej przed kamerami sytuacji. Nie dało się tego uniknąć, Chestera zbyt bardzo interesują takie wpadki. Pewnie zaraz wyciągnie telefon, zrobi sweet focię i wrzuci z dziwnym podpisem nawiązującym do ukochanego Andersen, Anderson, czy jak jej tam było - Redemsa mało to obchodziło. Skupił się na zamrażarce z lodami i przyglądał się dostępnym smakom, ich prezentacji, cenom. Nie no, rozsądna kwota, jak na lody na eventcie.
- Tak, Chester, widziałem. - mruknął w odpowiedzi na pytanie niebezpiecznie gibiącego się na jego plecach Heachthinghearna. Chwilę potem poprosił o smerfowe i czekoladowe lody dla Chestera, a sam zgarnął oreo i miętowe. A! Jeszcze poprosił o czekoladowego misia do tych plecaczkowych, a co. Niech ma. Zapłacił, odebrał łakocie, podając je chłopakowi, który teraz uwagę zwrócił na zwierzę, a potem mężczyznę za nimi. W takim razie, Hayden obrócił się bardziej w tamtą stronę i wtedy... ała. Tak można skwitować minę Redemsa, którego bębenki niemalże eksplodowały pod wpływem krzyku. Aż lekko tyrpnął chłopakiem, tak dla zasady.
- Nie drzyj się tak, bo Cię przypadkiem upuszczę. - czy on powiedział Selim? Coś tam słyszał o takim facecie, kiedy jeszcze Chester był w Riverdale High School. Wydawało mu się, że zawsze się o nim dobrze wypowiadał. A skoro już się wydarł, to należałoby podejść i się przywitać. No to heja, tak zrobił!
- Tak, Chester, widziałem. - mruknął w odpowiedzi na pytanie niebezpiecznie gibiącego się na jego plecach Heachthinghearna. Chwilę potem poprosił o smerfowe i czekoladowe lody dla Chestera, a sam zgarnął oreo i miętowe. A! Jeszcze poprosił o czekoladowego misia do tych plecaczkowych, a co. Niech ma. Zapłacił, odebrał łakocie, podając je chłopakowi, który teraz uwagę zwrócił na zwierzę, a potem mężczyznę za nimi. W takim razie, Hayden obrócił się bardziej w tamtą stronę i wtedy... ała. Tak można skwitować minę Redemsa, którego bębenki niemalże eksplodowały pod wpływem krzyku. Aż lekko tyrpnął chłopakiem, tak dla zasady.
- Nie drzyj się tak, bo Cię przypadkiem upuszczę. - czy on powiedział Selim? Coś tam słyszał o takim facecie, kiedy jeszcze Chester był w Riverdale High School. Wydawało mu się, że zawsze się o nim dobrze wypowiadał. A skoro już się wydarł, to należałoby podejść i się przywitać. No to heja, tak zrobił!
- No trochę taki mysi blond, trochę nie. Zresztą, przed chwilą Ci powiedziałam, żebyś przestał przeglądać te kolory, bo do niczego nie dojdziesz! - i wyrwała mu smartfona z łapki, wsadzając do swojej kieszeni - Koniec tego. Będziesz jakieś ugry czytał i oglądał, a potem się zamartwiał. Powoli, to ogarniesz. I przede wszystkim częściej noś okulary, to się szybciej przyzwyczaisz..' - warknęła, zaraz potem się rozpromieniając, bo wspomniał coś o wodzie i ściąganiu butów! Prawie od razu złapała w drugą rękę swoje butki, biegnąc do wody. No co, dreptanie w piasku i falach jest bardzo relaksujące.
- No idziesz, czy będziesz tam tak stał? - zawołała do Dakoty, a chwilę potem pochyliła się, rozglądając się za jakimiś ładnymi kamyszkami, albo muszlami. Niestety, na najbliższe parę metrów nic nie znalazła. Bummer.
- Może znajdę jakiegoś pebbla dla Fabisia do terrarium. Muszę je jakoś odświeżyć. - spojrzała w górę na chłopaka.
- No idziesz, czy będziesz tam tak stał? - zawołała do Dakoty, a chwilę potem pochyliła się, rozglądając się za jakimiś ładnymi kamyszkami, albo muszlami. Niestety, na najbliższe parę metrów nic nie znalazła. Bummer.
- Może znajdę jakiegoś pebbla dla Fabisia do terrarium. Muszę je jakoś odświeżyć. - spojrzała w górę na chłopaka.
A więc jednak pamiętał o ich drobnym żarcie. Powinien czuć się w tym momencie zaszczycony, że jednak został zapamiętany w nieco większym spektrum niż początkowo zakładał. Pozwolił sobie nawet na uniesienie w uśmiechu kącika ust, choć nie dodał póki co niczego więcej. Cisza była czasem równie mile widziana co dalsza rozmowa. Byle nie była przeciągana zbyt długo.
— To nie to samo, co zobaczenie czegoś na żywo — powiedział z nieznacznie marudzącą nutą, unosząc ostatni już kawałek hot-doga który wsunął sobie do ust. I właśnie w tym momencie popełnił największy błąd jaki tylko mógł. Blondyn wyskoczył znikąd. No dobra, może nie do końca znikąd, ale Selim nie spodziewał się aż takiej atrakcji na kilka sekund po własnej wypowiedzi. Był akurat w trakcie przeżuwania, gdy usłyszał zarówno głośny okrzyk o Pameli Anderson, jak i chrumknięcie Louisa. Zakrztusił się własnym śmiechem (i hot dogiem rzecz jasna) przez chwilę próbując dojść do siebie poklepując się dłonią w klatkę piersiową.
— Jak boga kocham, ze śmiechu parówka mi stanęła w przełyku — naprawdę próbował się dalej nie śmiać, ale nie był w stanie. Zerknął na ciągnącą się w bok Terrę z nutą ciekawości w oczach. Cóż za szybka zdrada! A już miał nadzieję, że po tym drapaniu łączy ich coś więcej. Wtem usłyszał głos, który rozpoznałby nawet na drugim końcu globu.
— Tylko nie ty, Heachthinghearn.
Westchnął ciężko na widok byłego ucznia, przechylając się nieznacznie w kierunku Louisa.
— Ten chłopak to nemesis całego Riverdale. Uważaj na niego — cóż za uroczy nauczyciel. Nawet nie próbował powiedzieć tego cicho.
— To nie to samo, co zobaczenie czegoś na żywo — powiedział z nieznacznie marudzącą nutą, unosząc ostatni już kawałek hot-doga który wsunął sobie do ust. I właśnie w tym momencie popełnił największy błąd jaki tylko mógł. Blondyn wyskoczył znikąd. No dobra, może nie do końca znikąd, ale Selim nie spodziewał się aż takiej atrakcji na kilka sekund po własnej wypowiedzi. Był akurat w trakcie przeżuwania, gdy usłyszał zarówno głośny okrzyk o Pameli Anderson, jak i chrumknięcie Louisa. Zakrztusił się własnym śmiechem (i hot dogiem rzecz jasna) przez chwilę próbując dojść do siebie poklepując się dłonią w klatkę piersiową.
— Jak boga kocham, ze śmiechu parówka mi stanęła w przełyku — naprawdę próbował się dalej nie śmiać, ale nie był w stanie. Zerknął na ciągnącą się w bok Terrę z nutą ciekawości w oczach. Cóż za szybka zdrada! A już miał nadzieję, że po tym drapaniu łączy ich coś więcej. Wtem usłyszał głos, który rozpoznałby nawet na drugim końcu globu.
— Tylko nie ty, Heachthinghearn.
Westchnął ciężko na widok byłego ucznia, przechylając się nieznacznie w kierunku Louisa.
— Ten chłopak to nemesis całego Riverdale. Uważaj na niego — cóż za uroczy nauczyciel. Nawet nie próbował powiedzieć tego cicho.
- Chciałbyś, kurwa - odpowiedział, a zaraz spiął się, jakby faktycznie miał się zarazić tym pedalstwem, kiedy Black postanowił go w ogóle dotknąć. Jezus Maria, weźcie to i zabijcie, zanim złoży jaja.
- Różnica pomiędzy nami jest taka, że ja nie potrzebuję sponsorów, laleczko - odpowiedział, uśmiechając się wrednie do Sheridan, jednak zaraz mina mu zbledła, bo co jeśli pedalstwo faktycznie było zaraźliwe?
Dlatego też czym prędzej wyswobodził się z objęć, w które niejedna loszka i nie jeden knur chciałby wpaść i aż się otrzepał.
A potem spojrzał na Leilani, jak na coś niezbyt przyjemnie pachnącego, co przyczepiło się do buta.
- A ty kurwa co? - spytał rzeczowo, bo nie uznawał ich zażyłości jedynie przez to, że sprzedawał jej prochy, w związku z tym nie bardzo rozumiał, czemu zachowywała się, jakby przyszli tu razem albo coś. Chyba, że w ten sposób próbowała się wkręcić w towarzystwo, normalnie niedostępne, w którym jakimś cudem znajdował się Trvitza. Co nawet by go nie zaskoczyło, bo wyglądała mu na taką, co jest zdolna do podobnych rzeczy. Zresztą, jak prawie każda laska, która tutaj przyszła. Nic tylko by chciały pieniądze i wpływy.
- Różnica pomiędzy nami jest taka, że ja nie potrzebuję sponsorów, laleczko - odpowiedział, uśmiechając się wrednie do Sheridan, jednak zaraz mina mu zbledła, bo co jeśli pedalstwo faktycznie było zaraźliwe?
Dlatego też czym prędzej wyswobodził się z objęć, w które niejedna loszka i nie jeden knur chciałby wpaść i aż się otrzepał.
A potem spojrzał na Leilani, jak na coś niezbyt przyjemnie pachnącego, co przyczepiło się do buta.
- A ty kurwa co? - spytał rzeczowo, bo nie uznawał ich zażyłości jedynie przez to, że sprzedawał jej prochy, w związku z tym nie bardzo rozumiał, czemu zachowywała się, jakby przyszli tu razem albo coś. Chyba, że w ten sposób próbowała się wkręcić w towarzystwo, normalnie niedostępne, w którym jakimś cudem znajdował się Trvitza. Co nawet by go nie zaskoczyło, bo wyglądała mu na taką, co jest zdolna do podobnych rzeczy. Zresztą, jak prawie każda laska, która tutaj przyszła. Nic tylko by chciały pieniądze i wpływy.
TO JEST W SUMIE DO WSZYSTKICH, KEK.
- Słuchaj, Travitza. Wiem, że masz mózg, więc zacznij go używać. Albo ogarniesz rzyć, albo cię stąd po prostu wytargamy za fraki. Ludzie przyszli się tu dobrze, kulturalnie bawić - wywarczała to wszystko bardzo powoli, i tak próbując się powstrzymać. Miała szczerze gdzieś co mówił o niej, nie miała zamiaru mu się tłumaczyć z własnych interesów ani się czymkolwiek przejmować. Ale do ludzi wokół? Jej rodziny, nawet jeśli trochę dalszej? Ziomków? O nie, nie, kolego. Westchnęła ciężko, spoglądając jeszcze na kuzynkę, siląc się na łagodniejszy ton. Mimo wszystko nic złego nie zrobiła, nawet jeśli Paige była rozdrażniona. - Trzymaj się z daleka od tej pały. W najlepszym wypadku cię wykorzysta i przerucha, o najgorszym nawet nie chcę myśleć - skrzywiła się. Na sekundę, bo zaraz wróciła pogodna Sheridan i nawet pomachała Leilani, bo z tego wszystkiego zapomniała się przywitać. Zapomniała też, że miała iść na scenę już pół minuty temu, więc casualowo pociągnęła za sobą biednego Blacka i wkroczyła na drewnianą konstrukcję, by chwycić mikrofon w łapska. Odchrząknięcie razy raz, dwa, trzy. Zaczekała na względną ciszę i...
- CZEEEEEEŚĆ, RIVERDALE CITY! - wyrzuciła z czystym entuzjazmem w głosie, wyrzucając wolną rękę w górę. - ...i to by było na tyle krzyczenia. Jestem beznadziejna w przemowach powitalnych, ale chciałabym was z całego serca powitać na tym ge-nial-nym ognisku. Jestem przeszczęśliwa, widząc tyle znajomych i nieznajomych twarzy, bo to daje mi świadomość, że współpraca całej naszej drużyny nie poszła na marne! Równonoc po prawdzie miała miejsce już wczoraj, ale jeszcze dziś posmakujmy trochę ostatków lata! A co lepiej pasuje do letnich scenerii niż Hawaje? Dlatego uczcie się tańczyć hula razem z Koną, zapychajcie się poke i nie bójcie się tego ananasa na pizzy! - no głębokie, nie powiem. Spojrzała na Galaktycznego Chłopca, szczerząc się jeszcze szerzej. - I nie zapominajmy, że gdyby nie wsparcie finansowe i ratujące życie rady odnośnie organizacji ze strony rodziny Blacków, nie byłabym w stanie stać dzisiaj na tej scenie. Myślę, że warto byłoby, gdyby Mercury dodał parę słów od siebie. Co ty na to?
Mikrofon poszedł w ruch, łeło łeło, zaczekała, aż Black ewentualnie coś dopowie i pomacha jak papież, a po odzyskaniu mikrofonu wrzasnęła:
- ZACZYNAMY ZABAWĘ, KOCHANI. ZAPRASZAM NA SCENĘ IROOOOON WEASEL! ♥
No i elo, zeszła ze sceny, czas wolny, pozdro.
//ŁEŁO PISZTA SZYPKO ŁEŁO ŁEŁO, JEDZIEMY. NIE UMIEM W ORGANIZACJĘ AAAAA.
Gdyby znała myśli Smugglera, a wokół nich nie było żadnych ludzi, przed którymi musiała uchodzić za dobrze wychowane dziecko, zapewne zaśmiałaby się mu prosto w twarz. To znaczy najpierw wzięłaby jakiś stołek, żeby być chociaż jego wzrostu, ale... no, wiadomo o co chodzi. Że niby chciała się wkręcić w towarzystwo? Iks kurwa de. Ona nie musiała się w nic wkręcać.
– Sheeeeeri! – zaszczebiotała radośnie na widok krewniaczki. Dziw, że ją pamiętała; Leilani zawsze zdawało się, że patrzy na nią jak na małą okrągłą bułkę, nawet jeśli już (trochę, ale jednak) urosła i w ogóle nie wyglądała jak pieczywo. Swoją drogą, Sheridan należała do nielicznych osób, które Leia naprawdę darzyła sympatią – Nie stresuj się niepotrzebnie przed koncertem! A co do niego... – zrobiła przerwę posyłając Travitzie znaczące spojrzenie z triumfującym błyskiem w oku – ...to nie martw się o mnie. Nie ma na to szans.
Ale przy kontenerach to miałaś kisiel w majtkach, odezwał się głosik z tyłu głowy, któremu natychmiast kazała się zamknąć. Rosjanin miał rację, nie powinni wchodzić w żadną zażyłość, poza "interesami". Uśmiechnęła się jeszcze do odchodzącej dwójki, po czym odwróciła się na pięcie w stronę Smuggiego, z rozbawieniem wymalowanym na jej twarzy. Sheridan naprawdę nie miała się o co martwić. Nie zachowywał się, jakby chciał przeruchać Leilani, wręcz przeciwnie.
– A ty kurwa co? – niewątpliwie nawiązywała do jego wcześniejszej wypowiedzi, z tą różnicą, że ona wcale nie była bojowo nastawiona. Nawet przygryzła wargę i spojrzała mu prosto w oczy zakręcając kosmyk włosów na palcu, jakby rzeczywiście liczyła na małą zabawę. Zanim jednak zdążył pomyśleć, że został skazany na towarzystwo małej przylepy (do tego chyba na niego napalonej), dziewczyna zniknęła w tłumie w poszukiwaniu kogoś pełnoletniego, kto korzystając z zamieszania związanego ze wstąpieniem Paige na scenę, mógłby pomóc zdobyć jej magiczny napój zwany alkoholem. Poprosić Travitzę? Po jej trupie!
– Sheeeeeri! – zaszczebiotała radośnie na widok krewniaczki. Dziw, że ją pamiętała; Leilani zawsze zdawało się, że patrzy na nią jak na małą okrągłą bułkę, nawet jeśli już (trochę, ale jednak) urosła i w ogóle nie wyglądała jak pieczywo. Swoją drogą, Sheridan należała do nielicznych osób, które Leia naprawdę darzyła sympatią – Nie stresuj się niepotrzebnie przed koncertem! A co do niego... – zrobiła przerwę posyłając Travitzie znaczące spojrzenie z triumfującym błyskiem w oku – ...to nie martw się o mnie. Nie ma na to szans.
Ale przy kontenerach to miałaś kisiel w majtkach, odezwał się głosik z tyłu głowy, któremu natychmiast kazała się zamknąć. Rosjanin miał rację, nie powinni wchodzić w żadną zażyłość, poza "interesami". Uśmiechnęła się jeszcze do odchodzącej dwójki, po czym odwróciła się na pięcie w stronę Smuggiego, z rozbawieniem wymalowanym na jej twarzy. Sheridan naprawdę nie miała się o co martwić. Nie zachowywał się, jakby chciał przeruchać Leilani, wręcz przeciwnie.
– A ty kurwa co? – niewątpliwie nawiązywała do jego wcześniejszej wypowiedzi, z tą różnicą, że ona wcale nie była bojowo nastawiona. Nawet przygryzła wargę i spojrzała mu prosto w oczy zakręcając kosmyk włosów na palcu, jakby rzeczywiście liczyła na małą zabawę. Zanim jednak zdążył pomyśleć, że został skazany na towarzystwo małej przylepy (do tego chyba na niego napalonej), dziewczyna zniknęła w tłumie w poszukiwaniu kogoś pełnoletniego, kto korzystając z zamieszania związanego ze wstąpieniem Paige na scenę, mógłby pomóc zdobyć jej magiczny napój zwany alkoholem. Poprosić Travitzę? Po jej trupie!
Obudził się w nim ludzki odruch, gdy opanował swój rechot i uderzył dławiącego się Selima ręką w łopatki dwa razy, żeby się odkrztusił. Co by mu w aktach napisali? Że zginął wskutek zakrztuszenia się parówką? Bardziej dwuznacznie się nie dało. Choć można też obarczyć pośrednio winą Pamelę Anderson i jej uszczelniacz do okien.
─ To był na tyle dziwny zbieg okoliczności, że ja zastanawiałbym się nad przekwalifikowaniem się na wróżbitę. ─ podsunął Louis z wciąż trzymającym się na twarzy uśmieszkiem po tych wariackich oświadczeniach przed kamerami.
Zaraz jednak obrzucił wzrokiem dwójkę osób, których rottweiler atakowany był miłością przez nadmierną ekscytację Terry. Prewencyjnie odciągnął ją od psa, choć w ich mowie ciała nie było absolutnie żadnej wrogości, ale znacie te historie o ojcach straszących chłopaków córek.
─ Samica, Terra. I "service dog" to ten, który odstresowuje pacjentów szpitali? ─ zapytał bardziej kompetentnego do odpowiedzi (tak przynajmniej go osądził w głowie) blondyna, będąc nieudawanie ciekawym. Nigdy nie zetknął się z tak przeszkolonymi zwierzętami osobiście, więc czuł się usprawiedliwiony.
Na słowa Selima jedynie uniósł brew, przenosząc wzrok z pewnym niedowierzaniem z nauczyciela na rzekomego ucznia. Taki pozbawiony testosteronu dzieciak ma być postrachem szkoły? Wycelował znów w Skywalkera spojrzenie mówiące tyle co "nie mów, że dajesz się zdominować przez tego patyczaka".
I oho, chyba nasza gwiazda wyszła na scenę.
─ To był na tyle dziwny zbieg okoliczności, że ja zastanawiałbym się nad przekwalifikowaniem się na wróżbitę. ─ podsunął Louis z wciąż trzymającym się na twarzy uśmieszkiem po tych wariackich oświadczeniach przed kamerami.
Zaraz jednak obrzucił wzrokiem dwójkę osób, których rottweiler atakowany był miłością przez nadmierną ekscytację Terry. Prewencyjnie odciągnął ją od psa, choć w ich mowie ciała nie było absolutnie żadnej wrogości, ale znacie te historie o ojcach straszących chłopaków córek.
─ Samica, Terra. I "service dog" to ten, który odstresowuje pacjentów szpitali? ─ zapytał bardziej kompetentnego do odpowiedzi (tak przynajmniej go osądził w głowie) blondyna, będąc nieudawanie ciekawym. Nigdy nie zetknął się z tak przeszkolonymi zwierzętami osobiście, więc czuł się usprawiedliwiony.
Na słowa Selima jedynie uniósł brew, przenosząc wzrok z pewnym niedowierzaniem z nauczyciela na rzekomego ucznia. Taki pozbawiony testosteronu dzieciak ma być postrachem szkoły? Wycelował znów w Skywalkera spojrzenie mówiące tyle co "nie mów, że dajesz się zdominować przez tego patyczaka".
I oho, chyba nasza gwiazda wyszła na scenę.
Kiedy na scenie zaczęło się coś dziać, Harvey usunął się na jej brzeg chcąc z dobrego miejsca uchwycić witającą się dziewczynę. Zrobił parę zdjęć na stojąco, a potem przykucnął. W oczekiwaniu, aż wywołany do mikrofonu Mercury przejmie pałeczkę, obrócił się przodem do słuchaczy uwieczniając zebranych tu fanów muzyki, jedzenia i interakcji społecznych. W tłumie wypatrzył swoją uczennicę, która również nie próżnowała, uwijając się między gośćmi imprezy.
─ Nie drę si-... ─ zaczął, ale nie dokończył przez to, że wszedł w posiadanie tak zajebistych lodów, że powinny być nielegalne albo przynajmniej umieszczone na liście UNESCO.
Żaden chłopak w przeszłości nie kupił mu lodów z misiem, więc to oznaczało jedno ─ musiał w końcu skonfrontować się z jego rodzicami, bo to ten jedyny. Od razu przyległ do jego czupryny polikiem z wielkim bananem na mordzie i zaczął bestialsko konsumować misia, począwszy od czekoladowych uszek.
─ Bo się zaczerwienię. ─ zarechotał, nie wiercąc się już, bo nie chciał mieć piachu w bokserkach po tej groźbie Redemsa. ─ Hayden, to Gwiezdny Profesor, męczennik sprawdzający moje testy z astronomii, fajny ziomek, Selim, to jest mój sugar daddy, uczył mnie majzy, fizyki i wszystkiego, żebyś się nie pociął na lekcjach ze mną. ─ i firmowy uśmiech Heachthinghearn nr 3.
Oblizując już całą gałkę czekoladowych dookoła, wolną ręką odmachał Sheridan, choć pewnie poradziłaby sobie bez jego wygibasów, ale miał ochotę poprzeć ideę ananasa na pizzy. No co, pojebany był.
I CO, PRZEPRASZAM, IRON WEASEL?
─ Hayden, jeżeli tam będzie Ash i Burger, to mam zamiar skakać razem z nimi. ─ no zleci dzisiaj z tego faceta jak nic, już szyja żurawia, jakby ściągał od kogoś pracę domową.
Żaden chłopak w przeszłości nie kupił mu lodów z misiem, więc to oznaczało jedno ─ musiał w końcu skonfrontować się z jego rodzicami, bo to ten jedyny. Od razu przyległ do jego czupryny polikiem z wielkim bananem na mordzie i zaczął bestialsko konsumować misia, począwszy od czekoladowych uszek.
─ Bo się zaczerwienię. ─ zarechotał, nie wiercąc się już, bo nie chciał mieć piachu w bokserkach po tej groźbie Redemsa. ─ Hayden, to Gwiezdny Profesor, męczennik sprawdzający moje testy z astronomii, fajny ziomek, Selim, to jest mój sugar daddy, uczył mnie majzy, fizyki i wszystkiego, żebyś się nie pociął na lekcjach ze mną. ─ i firmowy uśmiech Heachthinghearn nr 3.
Oblizując już całą gałkę czekoladowych dookoła, wolną ręką odmachał Sheridan, choć pewnie poradziłaby sobie bez jego wygibasów, ale miał ochotę poprzeć ideę ananasa na pizzy. No co, pojebany był.
I CO, PRZEPRASZAM, IRON WEASEL?
─ Hayden, jeżeli tam będzie Ash i Burger, to mam zamiar skakać razem z nimi. ─ no zleci dzisiaj z tego faceta jak nic, już szyja żurawia, jakby ściągał od kogoś pracę domową.
Z urażoną miną włożył ręce do kieszeni dresowych spodni, gdy odebrano mu jego własność. On tylko chciał się doedukować, a jemu zabraniają ewolucji w wyższe formy życia. Westchnął na jej warczenie o okularach, przecież nosił! Własnie teraz! Bo teraz nie było zagrożenia, że tyle pieniążków pójdzie się rozmnażać, gdy jakiś idiota na przykład postanowi kopnąć piłkę w jego kierunku i tym podobne akcje.
─ Nie wiedziałem, że aż tak wypalisz. ─ zaśmiał się, zaraz ściągając z siebie buty i skarpetki w donuty wkładając do wewnątrz. Ruszył za nią, podwinąwszy sobie nogawki, żeby ich nie moczyć w wodzie. ─ Zrobisz mu remont terrarium? Możemy też większe w ogóle je załatwić, co nie?
Nie wiedział, czy właściwie jego Mrs Long Legs wymagała większej przestrzeni, ona właściwie wszystko miała w odwłoku, póki dostawała jedzenie i miała gdzie uwić sieć. Aczkolwiek niedoświadczony jak dotąd Dakota zaczął odczuwać głód hodowcy i chodziło mu po głowie rozmnożenie samicy. Zajmowanie się kokonem i żyjątkami w nim to jednak wciągające zajęcie.
─ O, właśnie, słyszałaś? To Sheridan mówiła, będzie ognisko jeszcze. Będziesz chciała pianki? ─ ruszył brwiami, penetrując piach nogami, aby znaleźć coś wartego uwagi.
─ Nie wiedziałem, że aż tak wypalisz. ─ zaśmiał się, zaraz ściągając z siebie buty i skarpetki w donuty wkładając do wewnątrz. Ruszył za nią, podwinąwszy sobie nogawki, żeby ich nie moczyć w wodzie. ─ Zrobisz mu remont terrarium? Możemy też większe w ogóle je załatwić, co nie?
Nie wiedział, czy właściwie jego Mrs Long Legs wymagała większej przestrzeni, ona właściwie wszystko miała w odwłoku, póki dostawała jedzenie i miała gdzie uwić sieć. Aczkolwiek niedoświadczony jak dotąd Dakota zaczął odczuwać głód hodowcy i chodziło mu po głowie rozmnożenie samicy. Zajmowanie się kokonem i żyjątkami w nim to jednak wciągające zajęcie.
─ O, właśnie, słyszałaś? To Sheridan mówiła, będzie ognisko jeszcze. Będziesz chciała pianki? ─ ruszył brwiami, penetrując piach nogami, aby znaleźć coś wartego uwagi.
INGERENCJA MISTRZA GRY
Tłumy na plaży zdawały się zwiększać z każdą minutą. Jeśli było to w ogóle możliwe. Początkowe zagęszczenie zmuszające ludzi do wpadania na siebie, obecnie osiągnęło stopień w którym ciężko było w ogóle przejść krok, nie ocierając się przy tym o trzech innych mieszkańców. Jednymi z bezpiecznych w tym momencie osób byli stojący za ladą barmani, którzy biegali w zawrotnym tempie, by nadążyć za natłokiem zamówień.
— Pamiętaj by sprawdzać dowody, Niklas! — Jared pstryknął palcami, odprawiając tym samym ruchem ręki wyraźnie urażoną szesnastolatkę, której właśnie odmówił sprzedaży shota — Te dzieciaki wykorzystają każdą okazję, by spróbować się najebać. Nawet naszym kosztem. Blackowie dostaną piany, jeśli sprzedamy alkohol nieletnim na sponsorowanej przez nich imprezie i polecimy na zbity pysk.
Chłopak miał niezwykle szczery sposób wypowiedzi, nie dało się go jednak nie lubić. Naprawdę zależało mu na tym, by wszystko było na odpowiednim poziomie. W dodatku uśmiechał się w tak rozbrajający sposób, że nawet bardziej wkurzona klientela odpuszczała i odchodziła burcząc jedynie coś pod nosem.
— Kompletnie nie potrafię zrozumieć czemu są tak bardzo niezadowoleni, gdy oferuję im w zamian drinki bezalkoholowe. Nie wiem co jest takiego świetnego w gorzkiej wódce wykrzywiającej cię na drugą stronę. Czy jak to się tam mówi. Chociaż takiego tatara to bym zjadł — westchnął ciężko przygotowując kolejne trzy zamówienia na raz. Nie miał nawet czasu na nieco wolnego co wyraźnie zaczynało dawać mu w kość. Nic dziwnego, że co jakiś czas zerkał w stronę zegara zawieszonego z tyłu drewnianego szyldu.
— Za trzydzieści minut mamy przerwę. Mam wrażenie, że do tego czasu odpadną mi ręce.
Właśnie – nosił je tylko wtedy, gdy czuł się bezpieczny. Przejmował się za każdym razem, że szkłom coś się stanie, a kiedy już miał je na sobie, w tyle głowy wciąż krzyczała obawa, że się stłuką. A Ana się tym zupełnie nie przejmowała. Chciałaby, by nosił je cały czas. O wiele łatwiej wówczas byłoby mu się oswoić z kolorami, łatwiej by je przyswajał, zapamiętywał. A tak, jak widział je raz na ruski rok, co mógł z tego wyciągnąć? Mieszały mu się, nie rozumiał ich. No, przynajmniej lepiej się już ubierał, nie potrzebował karteczek z opisem kolorystycznym na każdym ubraniu z osobna. Wystarczyło, że założył okulary przed rozplanowaniem i nawet coś potrafił ze sobą połączyć. Oczywiście, to nie tak, że absolutnie nigdy takie przedsięwzięcia nie kończyły się fiaskiem i nie musiała wkroczyć Ana, ale jednak.
- Lubię to uczucie piasku i wody między palcami. Relaksujące. – słysząc o terrarium, obróciła głowę w stronę chłopaka – Hm. Powiększenie mu mieszkanka nie byłoby chyba takim głupim pomysłem. Trochę urósł.
Dobrze, że samicą do rozmnażania w tym wypadku była Mrs Long Legs, if you know what I mean. Na razie kokony Any zostawmy w spokoju.
- Pianki? Sam cukier – mruknęła z niesmakiem, wracając do przeszukiwania okolicy w pogoni za kolorowymi kamykami. Bingo! Dwa metry dalej, zatopiony w wodzie. Duży i… zielonkawoniebieski? Wyciągnęła go, wcześniej lekko opłukując w falach. Kolorowy zdawał się być tylko pod konkretnym światłem, jakby był po prostu czymś pokryty. Jednak był ładny, więc pochwaliła się zdobyczą, prostując się i wymachując nim tuż przed nosem Dakota. Wtedy też zauważyła, co się działo za ich plecami.
- Matko, ale ludzi się zeszło. – zsunęła swoje okulary przeciwsłoneczne na nos. Taki tłum to może nie był do końca dobry pomysł.
- Lubię to uczucie piasku i wody między palcami. Relaksujące. – słysząc o terrarium, obróciła głowę w stronę chłopaka – Hm. Powiększenie mu mieszkanka nie byłoby chyba takim głupim pomysłem. Trochę urósł.
Dobrze, że samicą do rozmnażania w tym wypadku była Mrs Long Legs, if you know what I mean. Na razie kokony Any zostawmy w spokoju.
- Pianki? Sam cukier – mruknęła z niesmakiem, wracając do przeszukiwania okolicy w pogoni za kolorowymi kamykami. Bingo! Dwa metry dalej, zatopiony w wodzie. Duży i… zielonkawoniebieski? Wyciągnęła go, wcześniej lekko opłukując w falach. Kolorowy zdawał się być tylko pod konkretnym światłem, jakby był po prostu czymś pokryty. Jednak był ładny, więc pochwaliła się zdobyczą, prostując się i wymachując nim tuż przed nosem Dakota. Wtedy też zauważyła, co się działo za ich plecami.
- Matko, ale ludzi się zeszło. – zsunęła swoje okulary przeciwsłoneczne na nos. Taki tłum to może nie był do końca dobry pomysł.
Nawet nie zakładał, że na plaży zjawi się aż tyle osób, choć… czy to czasem nie było do przewidzenia? W końcu żegnać lato należało w wielkim, imprezowym stylu, typowym dla dużego grona młodych osób. Scena, budki z jedzeniem, muzyka oraz ognisko; wszystko zapowiadało się całkiem dobrze. Jednak Eschenbach zawędrował w to miejsce z zupełnie innego powodu i na trochę innych zasadach, w końcu na całym tym wydarzeniu jego myśli przez większość czasu skupiały się na rzuconych przez niecierpliwych klientów zamówieniach. Nie był jedynym barmanem za ladą, a i tak ledwo nadążali. Taki urok imprez masowych.
- Taaak, wiem – odparł, pozwalając sobie jedynie na krótkie spojrzenie w stronę Jareda. - Już mieszają mi się w głowie te drobno wypisane cyferki od ciągłego patrzenia na nie – dodał, w tym samym czasie zręcznie operując dłońmi, by przygotować kolejnego drinka. Niesamowicie słodkiego, ale przynajmniej o pobudzającej barwie pomarańczy i czerwieni.
Zaśmiał się mimowolnie pod nosem, słysząc dalszą część wypowiedzi mężczyzny. - Może nie ufają ci w kwestii bezalkoholowych drinków? Chyba powinniśmy zacząć im serwować Summer Riverdale- stwierdził dokładnie w tym samym momencie, w którym w zamian za trójkę osób, którą odprawił z odpowiednimi szklaneczkami, pojawiło się dosłownie trzy razy więcej. Czyżby teraz zdarzyła się jakaś specjalna przerwa na picie?
- Za 30 minut przerwa? – podłapał słowa Jareda ktoś z tłumu zebranych pod barem. W tym samym momencie głowie Niklasa rozświetliła myślą, że nie wróży to niczego dobrego. Sam nie stał za ladą po raz pierwszy, niemniej zmęczenie dawało o sobie znać. Dobrze chociaż, że ludzie nie irytowali za bardzo. - To my coś chcemy. Teraz. Natychmiast.
- Taaak, wiem – odparł, pozwalając sobie jedynie na krótkie spojrzenie w stronę Jareda. - Już mieszają mi się w głowie te drobno wypisane cyferki od ciągłego patrzenia na nie – dodał, w tym samym czasie zręcznie operując dłońmi, by przygotować kolejnego drinka. Niesamowicie słodkiego, ale przynajmniej o pobudzającej barwie pomarańczy i czerwieni.
Zaśmiał się mimowolnie pod nosem, słysząc dalszą część wypowiedzi mężczyzny. - Może nie ufają ci w kwestii bezalkoholowych drinków? Chyba powinniśmy zacząć im serwować Summer Riverdale- stwierdził dokładnie w tym samym momencie, w którym w zamian za trójkę osób, którą odprawił z odpowiednimi szklaneczkami, pojawiło się dosłownie trzy razy więcej. Czyżby teraz zdarzyła się jakaś specjalna przerwa na picie?
- Za 30 minut przerwa? – podłapał słowa Jareda ktoś z tłumu zebranych pod barem. W tym samym momencie głowie Niklasa rozświetliła myślą, że nie wróży to niczego dobrego. Sam nie stał za ladą po raz pierwszy, niemniej zmęczenie dawało o sobie znać. Dobrze chociaż, że ludzie nie irytowali za bardzo. - To my coś chcemy. Teraz. Natychmiast.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach