▲▼
First topic message reminder :
Jest to całkiem spora plaża. Jest tu mniejszy tłum niż nad morzem, aczkolwiek wciąż jest to często odwiedzane miejsce. Najczęściej można tu spotkać młodych ludzi, popijających sobie piwko i stołujących się na plaży na kocyku. Można tu także popływać, chociaż na to decyduje się już mniej osób. Do pływania jest specjalnie wyznaczony kawałek, ogrodzony bojami za które nie można wypływać. Jest także oczywiście ratownik. Dookoła plaży jest gęsty las, z którego wybiega ścieżka bezpośrednio na plażę.
Jest to całkiem spora plaża. Jest tu mniejszy tłum niż nad morzem, aczkolwiek wciąż jest to często odwiedzane miejsce. Najczęściej można tu spotkać młodych ludzi, popijających sobie piwko i stołujących się na plaży na kocyku. Można tu także popływać, chociaż na to decyduje się już mniej osób. Do pływania jest specjalnie wyznaczony kawałek, ogrodzony bojami za które nie można wypływać. Jest także oczywiście ratownik. Dookoła plaży jest gęsty las, z którego wybiega ścieżka bezpośrednio na plażę.
Tu wstaw ładny opis tego jak Szerydeny ładnie wszystkich żegnają i życzą miłej reszty wieczoru na imprezie. Wspominałam już, jak bardzo nie umiem pisać eventów?
Eniłej, ostatecznie zeszła ze sceny, porobiła sobie jeszcze zdjęcia z jakimiś człowieczkami, podpisała trochę syfu, no bo jednak okazja to okazja... i zaczęła rozglądać się za wcześniej pozostawioną dwójką ślicznych studentów. Problem polegał tylko na tym, że nijak nie umiała ich znaleźć. I w sumie nikogo nie umiała wyłapać, przynajmniej do póki w oczy nie rzucił jej się Alan i Mercury z całą resztą ferajny. Nie miała pojęcia czemu nadal kręcił się w pobliżu Travitza, ale najwyraźniej musiała przeboleć jego towarzystwo w pakiecie z rodziną i prawie-rodziną. Mówiło się trudno, Paige po prostu ruszyła w ich kierunku pewnym krokiem i już po chwili zawitała przy towarzystwie.
- No co tam, żuczki? - rzuciła z braku laku i uśmiechnęła się do tych kochanych bułek. Niby co jakiś czas rozglądała się dokoła, ale w sumie no najwyżej zleje fakt, że miała wrócić do tamtych durniów. Chociaż może oni sami się zmyli i to oni je złamali. Chamstwo.
Eniłej, ostatecznie zeszła ze sceny, porobiła sobie jeszcze zdjęcia z jakimiś człowieczkami, podpisała trochę syfu, no bo jednak okazja to okazja... i zaczęła rozglądać się za wcześniej pozostawioną dwójką ślicznych studentów. Problem polegał tylko na tym, że nijak nie umiała ich znaleźć. I w sumie nikogo nie umiała wyłapać, przynajmniej do póki w oczy nie rzucił jej się Alan i Mercury z całą resztą ferajny. Nie miała pojęcia czemu nadal kręcił się w pobliżu Travitza, ale najwyraźniej musiała przeboleć jego towarzystwo w pakiecie z rodziną i prawie-rodziną. Mówiło się trudno, Paige po prostu ruszyła w ich kierunku pewnym krokiem i już po chwili zawitała przy towarzystwie.
- No co tam, żuczki? - rzuciła z braku laku i uśmiechnęła się do tych kochanych bułek. Niby co jakiś czas rozglądała się dokoła, ale w sumie no najwyżej zleje fakt, że miała wrócić do tamtych durniów. Chociaż może oni sami się zmyli i to oni je złamali. Chamstwo.
Uniósł nieznacznie brew ku górze słysząc opowieść o dziwnej fance. Nie żeby miał coś przeciwko zdjęciom, ale napadanie w tym celu Paige'a i jeszcze rzucanie w niego takim tekstem?
— W takim razie jestem niezwykle ciekaw czy ją followuję. Pewnie nie wziąłeś nicku i zwiałeś tak szybko jak tylko się odwróciła w przeciwnym kierunku? — zgadł z nutą rozbawienia w głosie. Właściwie może to i lepiej. Podbijanie sobie reputacji może i nie należało do złych pomysłów, ale nie znaczyło że zawsze miał ochotę robić za osobę publiczną. Rzecz jasna nie miał innego wyjścia. Saturn siedział w domu ("Na plażę? Koncert? Do przepychających się, spoconych ludzi atakujących wyziewami alkoholu? Nie ma takiej opcji."), a Mercury'emu pozostawało reprezentowanie Blacków na tejże uroczystości. W taki czy inny sposób.
— Czy ja kiedykolwiek na coś nie zasłużyłem? — zapytał z przeuroczym uśmiechem, choć nadal był nieznacznie niezadowolony. W końcu gdyby tak go objął i oparł głowę na jego obojczyku, cała manipulacja zdecydowanie wyszłaby dużo lepiej niż obecnie. Nie żeby musiał uskuteczniać jakąkolwiek grę w przypadku Alana. Już dawno dał sobie z tym spokój, jedynie od czasu do czasu stosując coś podobnego w formie zwyczajnej zabawy. Gdy tylko usłyszał słowo ośmiornica, przysunął się grzebiąc w podniesionej do góry siatce. Jedzenie ściągnęło jego uwagę na tyle, by dużo mniej angażował się we wcześniejszą dość kontrowersyjną dyskusję.
— Sam nie wiem, ty oceń. Wiesz ilu Blacków twierdziło, że jest ze mną spokrewnionych? — wymamrotał w odpowiedzi w końcu z triumfalnym "ha" wyciągając jedzenie na zewnątrz. Nawet udało mu się dorwać dodatkowy widelec, choć na widok plastiku zmarszczył nieznacznie nos z nutą niezadowolenia.
— Pewnie nie mieli pałeczek? — zapytał z wyraźną rezygnacją w głosie. Poważnie już wolał tanie drewno niż to. Ale wolał też to niż jedzenie rękami. Na samo wspomnienie wypadku do McDonald's nieznacznie się wzdrygnął. Nie, zdecydowanie nigdy więcej.
Dobitnie ignorował obecność wykrzywionego Smugglera dopóki ten nie wykazał wyraźnego zainteresowania odległą Paige'ówną. Momentalnie wycelował w niego widelcem.
— Co Paige'owe to i moje, więc waż na czyny. Jak ją znajdą w rynsztoku podczas następnej pełni to wybuchnie jeden wielki skandal, a ja twojego rosyjskiego dupska krył nie będę — zadeklarował się z góry, zaraz zerkając z zaciekawieniem na dziewczynę. Zamykanie w piwnicy? Tak to zdecydowanie brzmiało jak coś w stylu Alana. Nie uśmiechnął się jednak zachowując kamienną twarz, by idealnie odegrać rolę poważnego panicza, mimo wypowiedzianych przez siebie wcześniej słów, gdy otwierał opakowanie z ośmiornicą, wsuwając kawałek do ust. Westchnął cicho, powoli go przeżuwając. Jak on kochał podobne eventy.
Wtem ni stąd, ni zowąd obok nich ponownie pojawiła się Sheridan. Posłał jej ciepły uśmiech, powstrzymując się na chwilę przed zjedzeniem kolejnego kawałka.
— Hej. Świetnie ci poszło na scenie — powiedział niby mimochodem, zaraz wsuwając do ust kolejny kawałek ośmiornicy, gdy przesunął się w bardziej odpowiedni sposób, opierając ramieniem o bark Alana. Mimo wysokich temperatur zaczynało mu się robić dość chłodno. Jakby nie patrzeć, słońce zaszło już dawno temu, a wiatr nadciągający od strony wody nie należał do najcieplejszych.
— W takim razie jestem niezwykle ciekaw czy ją followuję. Pewnie nie wziąłeś nicku i zwiałeś tak szybko jak tylko się odwróciła w przeciwnym kierunku? — zgadł z nutą rozbawienia w głosie. Właściwie może to i lepiej. Podbijanie sobie reputacji może i nie należało do złych pomysłów, ale nie znaczyło że zawsze miał ochotę robić za osobę publiczną. Rzecz jasna nie miał innego wyjścia. Saturn siedział w domu ("Na plażę? Koncert? Do przepychających się, spoconych ludzi atakujących wyziewami alkoholu? Nie ma takiej opcji."), a Mercury'emu pozostawało reprezentowanie Blacków na tejże uroczystości. W taki czy inny sposób.
— Czy ja kiedykolwiek na coś nie zasłużyłem? — zapytał z przeuroczym uśmiechem, choć nadal był nieznacznie niezadowolony. W końcu gdyby tak go objął i oparł głowę na jego obojczyku, cała manipulacja zdecydowanie wyszłaby dużo lepiej niż obecnie. Nie żeby musiał uskuteczniać jakąkolwiek grę w przypadku Alana. Już dawno dał sobie z tym spokój, jedynie od czasu do czasu stosując coś podobnego w formie zwyczajnej zabawy. Gdy tylko usłyszał słowo ośmiornica, przysunął się grzebiąc w podniesionej do góry siatce. Jedzenie ściągnęło jego uwagę na tyle, by dużo mniej angażował się we wcześniejszą dość kontrowersyjną dyskusję.
— Sam nie wiem, ty oceń. Wiesz ilu Blacków twierdziło, że jest ze mną spokrewnionych? — wymamrotał w odpowiedzi w końcu z triumfalnym "ha" wyciągając jedzenie na zewnątrz. Nawet udało mu się dorwać dodatkowy widelec, choć na widok plastiku zmarszczył nieznacznie nos z nutą niezadowolenia.
— Pewnie nie mieli pałeczek? — zapytał z wyraźną rezygnacją w głosie. Poważnie już wolał tanie drewno niż to. Ale wolał też to niż jedzenie rękami. Na samo wspomnienie wypadku do McDonald's nieznacznie się wzdrygnął. Nie, zdecydowanie nigdy więcej.
Dobitnie ignorował obecność wykrzywionego Smugglera dopóki ten nie wykazał wyraźnego zainteresowania odległą Paige'ówną. Momentalnie wycelował w niego widelcem.
— Co Paige'owe to i moje, więc waż na czyny. Jak ją znajdą w rynsztoku podczas następnej pełni to wybuchnie jeden wielki skandal, a ja twojego rosyjskiego dupska krył nie będę — zadeklarował się z góry, zaraz zerkając z zaciekawieniem na dziewczynę. Zamykanie w piwnicy? Tak to zdecydowanie brzmiało jak coś w stylu Alana. Nie uśmiechnął się jednak zachowując kamienną twarz, by idealnie odegrać rolę poważnego panicza, mimo wypowiedzianych przez siebie wcześniej słów, gdy otwierał opakowanie z ośmiornicą, wsuwając kawałek do ust. Westchnął cicho, powoli go przeżuwając. Jak on kochał podobne eventy.
Wtem ni stąd, ni zowąd obok nich ponownie pojawiła się Sheridan. Posłał jej ciepły uśmiech, powstrzymując się na chwilę przed zjedzeniem kolejnego kawałka.
— Hej. Świetnie ci poszło na scenie — powiedział niby mimochodem, zaraz wsuwając do ust kolejny kawałek ośmiornicy, gdy przesunął się w bardziej odpowiedni sposób, opierając ramieniem o bark Alana. Mimo wysokich temperatur zaczynało mu się robić dość chłodno. Jakby nie patrzeć, słońce zaszło już dawno temu, a wiatr nadciągający od strony wody nie należał do najcieplejszych.
Przez chwilę pomasował obolałe miejsce. Może to pomoże, chociaż trochę w uśmierzeniu bólu i zignorowanie jego obecnego stanu, który był przeciętny i zwrócił uwagę jakiś obcych gostków. Gdy tak przez chwilę słuchał a to jednego, a to drugiego wydawało mu się, że jeden jest głupszy od drugiego, ale chyba najgłupszy był ten, co przypadkowo uderzył Fuse swoją łapą, a później mocno klepnął w plecy. A następnie powiedział jakiś dziwny tekst, na temat swojej budowy ciała.
Czy to był podryw?... Nie. Nie, nie nie. Szybko pozbył się tych dziwnych myśli ,które mogły być ubocznym skutkiem uderzenia białowłosego w głowę.
- Tutaj z tyłu... - odpowiedział na pytanie Jessie'go, który chyba jako jedyny myślący racjonalnie i jakoś zainteresował się jego losem. Losem, który był dla Kakueia pechowy. Pomijając faktu, że go nie znał odruchowo schylił się do chłopaka, żeby zobaczył jego obolałe miejsce. Przez chwilę poczuł się trochę dziwnie, bo od dawno do nikogo nie musiał się nachylać, tylko musiał stawać na palcach, aby coś zobaczyć albo kogoś objąć z znajomych. Gdyż byli wyżsi od niego, a tutaj taka niespodzianka. Co... On jest niższy ode mnie... Jednakże teraz było ważne jego zdrowie, a nie ocenianie kogoś innego.
- Aa, tak tak - odparł na czyjeś pytanie, czy coś zamawia, ale najpierw upewnił się czy blondyn skończył sprawdzać jego głowę, szybko odwracając się przodem do lady i powiedzieć swoje zamówienie do barmana - To poproszę sok z piwem.
Tamci mogli go wyśmiać, ale do tej pory w jego karierze picia alkoholu - a to miało miejsce mało razy - zasmakowała mu ta mieszanka, która był dobrym startem do przekonania jego kubków smakowych do trunku.
- Um... A czy to będzie w porządku, że weźmiecie moje zamówienie na swój koszt?...- cicho się spytał się Jessie'go, aby tylko on usłyszał jego pytanie. Wolał, aby pozostali tego nie usłyszeli.
Czy to był podryw?... Nie. Nie, nie nie. Szybko pozbył się tych dziwnych myśli ,które mogły być ubocznym skutkiem uderzenia białowłosego w głowę.
- Tutaj z tyłu... - odpowiedział na pytanie Jessie'go, który chyba jako jedyny myślący racjonalnie i jakoś zainteresował się jego losem. Losem, który był dla Kakueia pechowy. Pomijając faktu, że go nie znał odruchowo schylił się do chłopaka, żeby zobaczył jego obolałe miejsce. Przez chwilę poczuł się trochę dziwnie, bo od dawno do nikogo nie musiał się nachylać, tylko musiał stawać na palcach, aby coś zobaczyć albo kogoś objąć z znajomych. Gdyż byli wyżsi od niego, a tutaj taka niespodzianka. Co... On jest niższy ode mnie... Jednakże teraz było ważne jego zdrowie, a nie ocenianie kogoś innego.
- Aa, tak tak - odparł na czyjeś pytanie, czy coś zamawia, ale najpierw upewnił się czy blondyn skończył sprawdzać jego głowę, szybko odwracając się przodem do lady i powiedzieć swoje zamówienie do barmana - To poproszę sok z piwem.
Tamci mogli go wyśmiać, ale do tej pory w jego karierze picia alkoholu - a to miało miejsce mało razy - zasmakowała mu ta mieszanka, która był dobrym startem do przekonania jego kubków smakowych do trunku.
- Um... A czy to będzie w porządku, że weźmiecie moje zamówienie na swój koszt?...- cicho się spytał się Jessie'go, aby tylko on usłyszał jego pytanie. Wolał, aby pozostali tego nie usłyszeli.
Zderzenie tak skrajnych jednostek jak Rayowa grupka oraz Kakuei z boku wyglądało dość komicznie. Cichy, wycofany białowłosy z spowolnioną reakcją na dziejące się niespodziewanie rzeczy, który trafiwszy na tę czwórkę prawdopodobnie klął na własne nieszczęście. Choć w zasadzie bardziej na Nylesa, który był winny całemu zajściu, ale... wypadki chodzą po ludziach. Poza tym nie wyglądało to na nic groźnego, dlatego też spodziewał się szybkiego załagodzenia sytuacji. Oczywiście jak zwykle to Jessie gasił pożary wywoływane przez Nylesa, co już nawet go nie zdziwiło. Z każdym ich spotkaniem nabierał większego wrażenia, że to Jessie stanowi ważny punkt grupy, a Ray jedynie trzyma ich wszystkich w ściśle określonych ramach. W końcu odzywał się, gdy coś było nie tak, a reszta nie wchodziła w granice jego zainteresowania.
Na dramatyczne pytanie Nylesa jedynie przekrzywił głowę lekko na bok i wzruszył ramionami, pokazując mu tym samym, że każdy scenariusz wchodził w grę. Włącznie z wersją Vance, choć wątpił, by tamten wziął to pod uwagę. Takie drobnostki przecież nie mogły zajmować jego osoby.
Niklas jak na razie jedynie kątem oka obserwował poczynienia Jessiego i białowłosego, nie zamierzając bezsensownie gapić się przy takich tłumach. Jednak gdy Vance zapytał, co poszkodowany zamawia, przeniósł spojrzenie w jego stronę, dając sygnał, że słucha i nie będzie potrzeba żadnego powtarzania dwa razy. Sama odpowiedź Kakuei’ego nie wywołała u niego dezaprobaty, zdziwienia czy zadowolenia z prostoty wyboru; chyba był to już ten moment trwania imprezy, w którym większość towarzystwa przewinęła się przez bar. I chociaż usłyszał, jak z sceny ogłaszają koniec koncertu, nie oznaczało to przecież koniec zabawy. Część ludzi rozeszło się, ale przy barze ilość chętnych nie zdawała się znacząco maleć.
- Dowód jeszcze pokaż – rzucił, w duchu już dogłębnie znudzony tę samą czynnością. Pracowanie w studenckich barach miało ten plus, że jednak z reguły większość była pełnoletnia, a impreza na plaży? Niekoniecznie. - Pocieszenie w roli alkoholu nie wchodzi grę, jeśli nie masz spełnionego magicznego wieku. Prawo i jeszcze kilka innych biochemicznych uzasadnień tego - dodał, by białowłosy nie poczuł, że w tym barze tylko go krzywdzą. W ten sposób wszystko ładniej brzmiało, a jemu kilka słów więcej nie zrobi różnicy. A naukowa wstawka? Cóż, Eschenbachowi już niecały miesiąc studiów mocno dał w kość.
- Straty? – powtórzył po Nylesie, by po kilkusekundowej pauzie powiedzieć coś więcej. - Poczucie straty zabije wszystko, co ma w sobie powyżej pięciu procent alkoholu. Zamierzacie może spróbować jakichś plażowych drinków? – Nie były może one przeważającymi w zamówieniach, ale narobił się mnóstwa słodkich pozycji, które swoim kolorem pasowały do egzotycznego zakończenia końca lata. Sam osobiście wolał jesień i zimę, więc bardziej świętowałby rozpoczęcie tych pór roku.
Na dramatyczne pytanie Nylesa jedynie przekrzywił głowę lekko na bok i wzruszył ramionami, pokazując mu tym samym, że każdy scenariusz wchodził w grę. Włącznie z wersją Vance, choć wątpił, by tamten wziął to pod uwagę. Takie drobnostki przecież nie mogły zajmować jego osoby.
Niklas jak na razie jedynie kątem oka obserwował poczynienia Jessiego i białowłosego, nie zamierzając bezsensownie gapić się przy takich tłumach. Jednak gdy Vance zapytał, co poszkodowany zamawia, przeniósł spojrzenie w jego stronę, dając sygnał, że słucha i nie będzie potrzeba żadnego powtarzania dwa razy. Sama odpowiedź Kakuei’ego nie wywołała u niego dezaprobaty, zdziwienia czy zadowolenia z prostoty wyboru; chyba był to już ten moment trwania imprezy, w którym większość towarzystwa przewinęła się przez bar. I chociaż usłyszał, jak z sceny ogłaszają koniec koncertu, nie oznaczało to przecież koniec zabawy. Część ludzi rozeszło się, ale przy barze ilość chętnych nie zdawała się znacząco maleć.
- Dowód jeszcze pokaż – rzucił, w duchu już dogłębnie znudzony tę samą czynnością. Pracowanie w studenckich barach miało ten plus, że jednak z reguły większość była pełnoletnia, a impreza na plaży? Niekoniecznie. - Pocieszenie w roli alkoholu nie wchodzi grę, jeśli nie masz spełnionego magicznego wieku. Prawo i jeszcze kilka innych biochemicznych uzasadnień tego - dodał, by białowłosy nie poczuł, że w tym barze tylko go krzywdzą. W ten sposób wszystko ładniej brzmiało, a jemu kilka słów więcej nie zrobi różnicy. A naukowa wstawka? Cóż, Eschenbachowi już niecały miesiąc studiów mocno dał w kość.
- Straty? – powtórzył po Nylesie, by po kilkusekundowej pauzie powiedzieć coś więcej. - Poczucie straty zabije wszystko, co ma w sobie powyżej pięciu procent alkoholu. Zamierzacie może spróbować jakichś plażowych drinków? – Nie były może one przeważającymi w zamówieniach, ale narobił się mnóstwa słodkich pozycji, które swoim kolorem pasowały do egzotycznego zakończenia końca lata. Sam osobiście wolał jesień i zimę, więc bardziej świętowałby rozpoczęcie tych pór roku.
Nie wtrącał się w rozmowę uczeń - nauczyciel, aczkolwiek procesy myślowe w jego czaszce zaczęły zbaczać na niebezpieczne tory, gdy badał wzrokiem twarz młodziaka, który pociskał jakieś pierdoły, a także kontrolował adonisowski profil obok niego. Rzekomy Chester wyglądał jak podlotek, czyli adekwatnie do swojego wieku, aczkolwiek w tym zestawieniu dopiero teraz Ashworth zobaczył, że Selim prawdopodobnie podpisał pakt z diabłem lub wynalazł wehikuł czasu. Zwyczajnie zaczął podważać jego legalność.
─ Jeżeli on Ci ją buduje ─ tu skinął głową na niesionego na baranach chłopaka z lekkim uśmieszkiem. ─ to ja ją chętnie zrujnuję.
Louis z zasady był typem, który ceni sobie stawianie kawy na ławę przez innych, aczkolwiek sam jako książkowy egzemplarz hipokryty lubił takie gierki. Gdyby był kobietą, jego tajną umiejętnością byłoby "może" albo "domyśl się", bez dwóch zdań.
─ Przed chwilą pochłonąłeś parówkę, która prawie Cię zabiła i jeszcze Ci mało? ─ zapytał lekko uszczypliwie, lecz nie zamierzał go zatrzymywać. Sam też coś upolowałby.
─ Jeżeli on Ci ją buduje ─ tu skinął głową na niesionego na baranach chłopaka z lekkim uśmieszkiem. ─ to ja ją chętnie zrujnuję.
Louis z zasady był typem, który ceni sobie stawianie kawy na ławę przez innych, aczkolwiek sam jako książkowy egzemplarz hipokryty lubił takie gierki. Gdyby był kobietą, jego tajną umiejętnością byłoby "może" albo "domyśl się", bez dwóch zdań.
─ Przed chwilą pochłonąłeś parówkę, która prawie Cię zabiła i jeszcze Ci mało? ─ zapytał lekko uszczypliwie, lecz nie zamierzał go zatrzymywać. Sam też coś upolowałby.
― Za dobrze mnie znasz. Zresztą i tak wyglądała na kogoś, kto jeszcze dziś jest zdolny dobić się do mnie na instagramie i spytać, gdzie tak zniknąłem albo poskarżyć ci się, że odmówiłem jej zdjęcia z tobą, gdy tylko wrzucisz coś z dzisiejszego wydarzenia. ― Niektórzy ludzie nie byli skomplikowani. Paige faktycznie mógł mylić się co do dziewczyny, jednak nie wyglądała na szczególnie nieśmiałą, a biorąc pod uwagę z jaką lekkością mówiła o tym, że może przyczynić się do sławy blondyna – choć w towarzystwie Blacka mu jej nie brakowało – był przekonany, że jeżeli nie próbowała odszukać go na nowo, to na pewno co rusz zerkała na telefon, by sprawdzić, czy Mercury nie wrzucił nowego zdjęcia, za sprawą którego mogłaby przeanalizować, w którym miejscu właśnie się znajdował.
Ciężkie życie celebryty.
― Miałeś swoje lepsze i gorsze momenty ― rzucił z przekąsem, posyłając mu zgryźliwy uśmiech, który w dość nieudolny sposób próbował przyjąć niepozorny wyraz, chcący załagodzić całą tę sytuację. Na szczęście nie było żadnych wątpliwości, że Hayden po prostu się z nim droczył.
― Dopiero zaczynam odliczanie. Jeden. ― Przeniósł wzrok na ciemnowłosą, jednocześnie kręcąc głową w odpowiedzi na pytanie czarnowłosego. W gruncie rzeczy nie przyjrzał się uważniej ladzie, biorąc pierwszy lepszy sztuciec, który nawinął mu się pod rękę. Nie odczuwał zresztą wielkiej potrzeby jedzenia pałeczkami, gdy nie miał do czynienia z sushi i gdy nie był w żadnej prestiżowej restauracji, która tego wymagała.
Przechylił głowę, przysłuchując się historii sprzed jedenastu lat. Właściwie nie pamiętał wielu sytuacji z dzieciństwa, jakby jego umysł celowo wyparł niepotrzebne wspomnienia, które zostawił za sobą. Gdy jednak te zostały wyciągnięte na światło dzienne, jasnowłosy zmarszczył nieznacznie brwi, jakby próbował zatrzymać te niewyraźne obrazy, które zrodziły się w jego głowie. Coś na pewno mu świtało. Atmosfera tamtego dnia była napięta, a jego żart nie wszystkim przypadł do gustu.
― Nie moja wina, że zamiast nacisnąć na klamkę, wolałaś uderzać pięściami w drzwi i wołać o pomoc. ― Wypuścił powietrze ustami z wyraźnym zrezygnowaniem. W ogóle nie brał pod uwagę tego, że dziewczyna była wtedy na tyle niska, że ledwo sięgała do wspomnianej klamki. Zresztą od tego czasu niewiele się zmieniło – wystarczyło spojrzeć na tę drastyczną różnicę wzrostu i aż trudno było uwierzyć, że Leilani mogła być jakkolwiek spokrewniona z Paige'ami.
Nawet przez myśl nie przeszło mu, by podjąć jakieś działania w obronie kuzynki. Nic dziwnego, że z uniesioną w zaskoczeniu brwią spojrzał na bruneta, który miał swoją własną wizję na temat Travitzy, który wyraził niezdrowe zainteresowanie ich krewną.
― Dwa ― rzucił mimowolnie, gdy w pobliżu rozległ się znajomy głos. Bez wyrazu spojrzał w stronę Sheridan, wsuwając sobie do ust kolejny kawałek ośmiornicy, będący doskonałym usprawiedliwieniem, dla którego odpuścił sobie powitania. Szkoda byłoby pozwolić tak pysznej przekąsce wisieć smętnie w powietrzu pomiędzy jego ustami a plastikową miską dłużej niż było to konieczne.
Ciężkie życie celebryty.
― Miałeś swoje lepsze i gorsze momenty ― rzucił z przekąsem, posyłając mu zgryźliwy uśmiech, który w dość nieudolny sposób próbował przyjąć niepozorny wyraz, chcący załagodzić całą tę sytuację. Na szczęście nie było żadnych wątpliwości, że Hayden po prostu się z nim droczył.
― Dopiero zaczynam odliczanie. Jeden. ― Przeniósł wzrok na ciemnowłosą, jednocześnie kręcąc głową w odpowiedzi na pytanie czarnowłosego. W gruncie rzeczy nie przyjrzał się uważniej ladzie, biorąc pierwszy lepszy sztuciec, który nawinął mu się pod rękę. Nie odczuwał zresztą wielkiej potrzeby jedzenia pałeczkami, gdy nie miał do czynienia z sushi i gdy nie był w żadnej prestiżowej restauracji, która tego wymagała.
Przechylił głowę, przysłuchując się historii sprzed jedenastu lat. Właściwie nie pamiętał wielu sytuacji z dzieciństwa, jakby jego umysł celowo wyparł niepotrzebne wspomnienia, które zostawił za sobą. Gdy jednak te zostały wyciągnięte na światło dzienne, jasnowłosy zmarszczył nieznacznie brwi, jakby próbował zatrzymać te niewyraźne obrazy, które zrodziły się w jego głowie. Coś na pewno mu świtało. Atmosfera tamtego dnia była napięta, a jego żart nie wszystkim przypadł do gustu.
― Nie moja wina, że zamiast nacisnąć na klamkę, wolałaś uderzać pięściami w drzwi i wołać o pomoc. ― Wypuścił powietrze ustami z wyraźnym zrezygnowaniem. W ogóle nie brał pod uwagę tego, że dziewczyna była wtedy na tyle niska, że ledwo sięgała do wspomnianej klamki. Zresztą od tego czasu niewiele się zmieniło – wystarczyło spojrzeć na tę drastyczną różnicę wzrostu i aż trudno było uwierzyć, że Leilani mogła być jakkolwiek spokrewniona z Paige'ami.
Nawet przez myśl nie przeszło mu, by podjąć jakieś działania w obronie kuzynki. Nic dziwnego, że z uniesioną w zaskoczeniu brwią spojrzał na bruneta, który miał swoją własną wizję na temat Travitzy, który wyraził niezdrowe zainteresowanie ich krewną.
― Dwa ― rzucił mimowolnie, gdy w pobliżu rozległ się znajomy głos. Bez wyrazu spojrzał w stronę Sheridan, wsuwając sobie do ust kolejny kawałek ośmiornicy, będący doskonałym usprawiedliwieniem, dla którego odpuścił sobie powitania. Szkoda byłoby pozwolić tak pysznej przekąsce wisieć smętnie w powietrzu pomiędzy jego ustami a plastikową miską dłużej niż było to konieczne.
Ponieważ autorowi nie za bardzo chce się czytać poprzednie posty i do nich odnosić, to Travitza postanowił na chwilę się ulotnić w celu skorzystania z toalety. Oczywiście kolejki były takie, że ja pierdole, więc zdążył obrazić pół świata i wdać się w sprzeczkę słowną z jednym kolesiem, zanim wrócił. Kiedy to się jednak stało, do towarzystwa dołączyła Sheridan, która najwyraźniej przestała męczyć ludzi swoim głosem.
- Co tam Paige, już cię wyrzucili ze sceny? - zagadnął z rozbawieniem, a potem spojrzał na Leilani i poklepał ją po głowie.
- Nie wiem, czy gorzej jest być spokrewnionym z tą rodziną, czy dobrowolnie pchać się w jej objęcia - tutaj znaczące spojrzenie na Mercury'ego, który pewnie nawet nie zwróci na to uwagi, bo już jest zajęty robieniem loda swojemu chłopakowi, czy co tam geje innego ze sobą robią.
- Co tam Paige, już cię wyrzucili ze sceny? - zagadnął z rozbawieniem, a potem spojrzał na Leilani i poklepał ją po głowie.
- Nie wiem, czy gorzej jest być spokrewnionym z tą rodziną, czy dobrowolnie pchać się w jej objęcia - tutaj znaczące spojrzenie na Mercury'ego, który pewnie nawet nie zwróci na to uwagi, bo już jest zajęty robieniem loda swojemu chłopakowi, czy co tam geje innego ze sobą robią.
Otworzyła usta, by odpowiedzieć Alanowi coś równie złośliwego, ale w porę ugryzła się w język. Nie chciała, by nowo poznany Black był świadkiem małej rodzinnej sprzeczki, nawet jeśli ta wyglądałaby dla osób po postronnych na niewinne przekomarzanie się dwójki kuzynów. Zamiast tego wymamrotała tylko unikając wzroku blondyna:
– Nie każdy musi mieć dwa metry jak Ty.
I żeby było zabawniej, od tamtego pamiętnego dnia młoda urosła nieco ponad pół metra. Jedenaście lat i tylko 55 centymetrów w górę! Rzeczywiście, ciężko w takim wypadku mówić o podobieństwie do Paige’ów. Ba, w ogóle do całej rodziny! Leilani zawsze była najmniejsza, najsłabsza i najbardziej chorowita, a do tego najmłodsza z całego kuzynostwa. Piąte koło u wozu.
Grożenie Smugglerowi przez Merca potraktowała z przymrużeniem oka. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Rosjanin księciem z bajki nie jest (chyba, że z jakiejś nowoczesnej, wulgarniejszej wersji), ale bez przesady, raczej nikt nie znajdzie martwej nastolatki na jakimś zadupiu. Chyba, że sama przedawkuje towar od jasnowłosego… Bo tak naprawdę ufała mu najbardziej z całej trójki (właściwie, to czwórki po dołączeniu Szeriberi). Nie miała innego wyjścia; w końcu Travitza był świadkiem rzeczy, o których wolała nie mówić głośno. Pozostało jej jedynie wierzyć, że Smuggler nie jest plotkarzem.
– Popieram Mercury’ego, świetnie Ci poszło Szeri! – uśmiechnęła się do kuzynki – Jestem pod wrażeniem!
A, no tak. Bo Leilani miała jakieś tam wykształcenie muzyczne i potrafiła stwierdzić czy ktoś jest w tonacji czy nie. A skoro pochwaliła występ Sheridan, to znaczy, że musiało być dobrze. Nie to, żeby młoda była jakimś tam wokalnym autorytetem, czy coś, ale Leilani często kręciła noskiem słysząc wokalistów pozbawionych magicznego narzędzia pracy zwanym autotune i rzadko kiedy podobały się jej występy na żywo.
I wtedy poczuła dłoń na swojej głowie, a serce omal nie wyskoczyło z piersi. Zawstydzona przeniosła wzrok na Pavla delikatnie strącając jego rękę, chociaż błysk w jej oczach świadczył, że nie ma nic przeciwko jego dotykowi. Trzeba było jednak stwarzać pozory nieznania się. Leilani naprawdę nie była dobrym kłamcą, przynajmniej nie na dłuższą metę. Nie chciała dać kuzynostwu i Mercowi (którzy pewnie i tak mieli wyjebane na relację młodej Cigfran zseksownymi irytującymi Rosjaninami) jakichkolwiek sygnałów, że jej spotkanie z Travitzą nie jest tym pierwszym, przypadkowym.
– No właśnie. Jak można celowo pchać się w ramiona naszej rodziny? – uniosła do góry brew nieco rozbawiona, ale też i mile połechtana zainteresowaniem Pavla.
Hej, Smuggler-senpai… Będę mogła potem pooglądać Twoje tatuaże?
– Robi się chłodno – mruknęła pocierając wierzchem dłoni swoje odsłonięte ramiona, jakby w ten sposób chciała pozbyć się gęsiej skórki. Zaraz jednak skierowała swój wzrok na swojego dilera. Załapie aluzję, czy znowu błądził myślami gdzieś daleko? Jeśli to pierwsze, to czy zamierza coś z tym zrobić?
– Nie każdy musi mieć dwa metry jak Ty.
I żeby było zabawniej, od tamtego pamiętnego dnia młoda urosła nieco ponad pół metra. Jedenaście lat i tylko 55 centymetrów w górę! Rzeczywiście, ciężko w takim wypadku mówić o podobieństwie do Paige’ów. Ba, w ogóle do całej rodziny! Leilani zawsze była najmniejsza, najsłabsza i najbardziej chorowita, a do tego najmłodsza z całego kuzynostwa. Piąte koło u wozu.
Grożenie Smugglerowi przez Merca potraktowała z przymrużeniem oka. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Rosjanin księciem z bajki nie jest (chyba, że z jakiejś nowoczesnej, wulgarniejszej wersji), ale bez przesady, raczej nikt nie znajdzie martwej nastolatki na jakimś zadupiu. Chyba, że sama przedawkuje towar od jasnowłosego… Bo tak naprawdę ufała mu najbardziej z całej trójki (właściwie, to czwórki po dołączeniu Szeriberi). Nie miała innego wyjścia; w końcu Travitza był świadkiem rzeczy, o których wolała nie mówić głośno. Pozostało jej jedynie wierzyć, że Smuggler nie jest plotkarzem.
– Popieram Mercury’ego, świetnie Ci poszło Szeri! – uśmiechnęła się do kuzynki – Jestem pod wrażeniem!
A, no tak. Bo Leilani miała jakieś tam wykształcenie muzyczne i potrafiła stwierdzić czy ktoś jest w tonacji czy nie. A skoro pochwaliła występ Sheridan, to znaczy, że musiało być dobrze. Nie to, żeby młoda była jakimś tam wokalnym autorytetem, czy coś, ale Leilani często kręciła noskiem słysząc wokalistów pozbawionych magicznego narzędzia pracy zwanym autotune i rzadko kiedy podobały się jej występy na żywo.
I wtedy poczuła dłoń na swojej głowie, a serce omal nie wyskoczyło z piersi. Zawstydzona przeniosła wzrok na Pavla delikatnie strącając jego rękę, chociaż błysk w jej oczach świadczył, że nie ma nic przeciwko jego dotykowi. Trzeba było jednak stwarzać pozory nieznania się. Leilani naprawdę nie była dobrym kłamcą, przynajmniej nie na dłuższą metę. Nie chciała dać kuzynostwu i Mercowi (którzy pewnie i tak mieli wyjebane na relację młodej Cigfran z
– No właśnie. Jak można celowo pchać się w ramiona naszej rodziny? – uniosła do góry brew nieco rozbawiona, ale też i mile połechtana zainteresowaniem Pavla.
Hej, Smuggler-senpai… Będę mogła potem pooglądać Twoje tatuaże?
– Robi się chłodno – mruknęła pocierając wierzchem dłoni swoje odsłonięte ramiona, jakby w ten sposób chciała pozbyć się gęsiej skórki. Zaraz jednak skierowała swój wzrok na swojego dilera. Załapie aluzję, czy znowu błądził myślami gdzieś daleko? Jeśli to pierwsze, to czy zamierza coś z tym zrobić?
"Dwa."
- Sam jesteś dwa na dziesięć - parsknęła. Niestety Sheridan, nieuczestnicząca w dotychczasowej rozmowie, nie miała pojęcia o czym mówił jej brat, więc no dosłownie. Uznała, że chciał jej dopiec. Niby dla wewnętrznej beki, ale jednak. Więc sama też zbyła to śmiechem, zajmując się tym, żeby życzyć mu: - Smacznego.
Dokładnie. Na pochwały ze strony Cigfran i Blacka spłoniła się jak ostatni stulejarz i wyburczała jakieś podziękowania, machając dłonią na zasadzie "blebleble stop it youuuu". A Travitza... cóż. Travitza został kompletnie zignorowany. Miała już trochę dość dawania mu satysfakcji z tego, że pozyskiwał od nich jakieś reakcje. Ale nie omieszkała westchnąć ciężko na jego ruch w kierunku Leilani. Bogowie, w co on grał? Jeszcze znowu dopierdalał się do wszystkiego i niczego. Pewnie gdyby była paskudą, powiedziałaby, że to dlatego, że on sam nie ma rodziny, więc musi srać się o to, że inni się w nie łączą.
No nic.
- Zamiast prawić te swoje mądrości, idź sobie do gastro - przynajmniej zamkniesz ryj na dłuższą chwilę. Paige omiotła wzrokiem całą czwórkę, nim cofnęła się o krok. - Chciałam jeszcze pogadać z supportami i złapać kogoś przed zamknięciem imprezy, więc będę musiała was pożegnać. Eee... nie widzieliście tu żadnego śniadego człowieka-taco, co nie? - wtf.
No ale. Zostawiła ich. Bo trzeba było ogarniać rzeczy, podpisywać syf, robić zdjęcia, sprzątać. I właściwie skończyło się na tym, że i tak była zabiegana do samego końca.
zt.
Misiałki! Utargowałam z Makjurim, że userzy uczestniczący w evencie otrzymują po 5PU. No, chyba że ktoś był niefajną bubą i napisał tylko 1-2 posty, to przepraszam, ale za to tylko symbolicznie 2PU. >:C Trzeba być sprawiedliwym!
Zgłaszajcie się w tym temacie. Tylko grzecznie mi tu. PRki przydzielą Wam panowie z administracji. Event jest oficjalnie ZAMKNIĘTY, możecie się ewakuować, ale jeśli chcecie sobie tutaj dalej pisać, no to nie mam jak Wam zabronić. Po prostu weźcie pod uwagę, że w tle będzie się działo sprzątanie wszystkich budek, sceny et cetera.
Dziękuję Wam pięknie za udział, byliście super jak zawsze!
- Sam jesteś dwa na dziesięć - parsknęła. Niestety Sheridan, nieuczestnicząca w dotychczasowej rozmowie, nie miała pojęcia o czym mówił jej brat, więc no dosłownie. Uznała, że chciał jej dopiec. Niby dla wewnętrznej beki, ale jednak. Więc sama też zbyła to śmiechem, zajmując się tym, żeby życzyć mu: - Smacznego.
Dokładnie. Na pochwały ze strony Cigfran i Blacka spłoniła się jak ostatni stulejarz i wyburczała jakieś podziękowania, machając dłonią na zasadzie "blebleble stop it youuuu". A Travitza... cóż. Travitza został kompletnie zignorowany. Miała już trochę dość dawania mu satysfakcji z tego, że pozyskiwał od nich jakieś reakcje. Ale nie omieszkała westchnąć ciężko na jego ruch w kierunku Leilani. Bogowie, w co on grał? Jeszcze znowu dopierdalał się do wszystkiego i niczego. Pewnie gdyby była paskudą, powiedziałaby, że to dlatego, że on sam nie ma rodziny, więc musi srać się o to, że inni się w nie łączą.
No nic.
- Zamiast prawić te swoje mądrości, idź sobie do gastro - przynajmniej zamkniesz ryj na dłuższą chwilę. Paige omiotła wzrokiem całą czwórkę, nim cofnęła się o krok. - Chciałam jeszcze pogadać z supportami i złapać kogoś przed zamknięciem imprezy, więc będę musiała was pożegnać. Eee... nie widzieliście tu żadnego śniadego człowieka-taco, co nie? - wtf.
No ale. Zostawiła ich. Bo trzeba było ogarniać rzeczy, podpisywać syf, robić zdjęcia, sprzątać. I właściwie skończyło się na tym, że i tak była zabiegana do samego końca.
zt.
Misiałki! Utargowałam z Makjurim, że userzy uczestniczący w evencie otrzymują po 5PU. No, chyba że ktoś był niefajną bubą i napisał tylko 1-2 posty, to przepraszam, ale za to tylko symbolicznie 2PU. >:C Trzeba być sprawiedliwym!
Zgłaszajcie się w tym temacie. Tylko grzecznie mi tu. PRki przydzielą Wam panowie z administracji. Event jest oficjalnie ZAMKNIĘTY, możecie się ewakuować, ale jeśli chcecie sobie tutaj dalej pisać, no to nie mam jak Wam zabronić. Po prostu weźcie pod uwagę, że w tle będzie się działo sprzątanie wszystkich budek, sceny et cetera.
Dziękuję Wam pięknie za udział, byliście super jak zawsze!
Cóż, pochylił się i nie wywalił, czyli z równowagą wszystko było w porządku. Jessie nawet nie musiał go dotykać, by dokonać względnej oceny.
— Nie ma żadnej krwi, skończy się na siniaku — stwierdził rzeczowo, wyraźnie nie zamierzając obmacywać jego głowy czy cokolwiek innego. Zamiast tego wepchnął ręce do kieszeni, a mimika która błyskawicznie zniknęła z jego twarzy zastąpiona obojętnością, sprawiła że podobieństwo między nim, a Rayem było wręcz niepokojące. Może spędzali ze sobą zbyt wiele czasu?
Nyles słysząc zamówienie ze strony Kakueia z początku naprawdę się starał zachować powagę ze względu na fakt, że wcześniej przypadkowo go znokautował, ale koniec końców zaczął się śmiać, kiwając nieznacznie na boki.
— Sok z piwem czy piwo z sokiem? To dość solidna różnica, młody. Skąd właściwie jesteś? Przyjechałeś tu niedawno? — zarzucił go pytaniami, momentalnie uznając popełniony błąd za zwyczajny problem językowy. W końcu gołym okiem (ubranym pewnie też) było widać, że ma azjatyckich przodków. Skośne oczy zdradzą ich wszędzie.
— Daj mu spokój, Nyles. Mało masz osób dookoła? — Vance zerknął na nich z nieznacznym poirytowaniem. Nie minęła nawet minuta, gdy głośny Henderson sięgnął w odpowiedzi w stronę Kakueia i przygarnął go do siebie ramieniem miażdżąc go w uścisku.
— A co ci w nim nie pasuje, patrz jaki jest uroczy! Niby nie jest jakiś malutki, ale taki drobniutki jak dziewczynka. Bez urazy, skarbeńku — wyszczerzył się wesoło, cały czas przytulając do siebie biednego białowłosego. Jessie chyba po raz pierwszy od dawna wzniósł wzrok w stronę nieba i przeszedł z własnej woli do Raya, opierając się o ladę obok niego. Co za niecodzienny widok. Blondyn spojrzał na swojego kuzyna kątem oka dobitnie dając tym samym znak, że rejestruje jego obecność. Ciemnowłosy odwrócił w końcu wzrok, wypuszczając dym papierosowy w stronę ciemnego, rozgwieżdżonego nieba. Zupełnie jakby fakt że miał go obok siebie skutecznie kończył cały rytuał obserwacji.
Nagle blondyn wyprostował się patrząc w stronę Nylesa.
— Właśnie. Pytał czy to w porządku, że weźmiemy jego zamówienie na swój koszt — poinformował chłopaka bez najmniejszych skrupułów. Jakby nie patrzeć w ich grupie nie było czegoś takiego jak tajemnice. Nie widział też powodu, dla którego nie miałby wypowiedzieć tego na głos.
— Cooo? Oczywiście, że to w porządku pysiaczku! Bierz ile chcesz i co tylko chcesz, z torbami mnie nie puścisz. Twoje ciałko nie pomieściłoby takich ilości alkoholu, by skończyć fundusze na mojej karcie — roześmiał się wesoło, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jego zachowanie może być zwyczajnie przytłaczające. Ale czy Nyles kiedykolwiek przejmował się takimi rzeczami?
— Zaraz, zaraz. Powiedziałeś plażowych drinków? Kto jest za plażowymi drinkami?
Momentalnie uniósł rękę w górę, szczerząc się do Jessiego, który również uniósł swoją dłoń w górę. Vance spojrzał na nich i wzruszył ramionami.
— Jeśli będą bezalkoholowe.
— Ray i tak wypije praktycznie wszystko, więc możesz zaszaleć. Byle było dobrej jakości. Inaczej cała impreza zmieni się w pokaz bójki, gdy znowu wyleje drinka komuś na głowę.
Obaj Minyardowie zerknęli w jego stronę. Blondyn westchnął cicho, doskonale wiedząc że nie powstrzyma gadulstwa chłopaka, z kolei ciemnowłosy strzepał jedynie popiół papierosa na piasek.
— No co wy, skąd te grobowe miny? Przyznajcie to było całkiem zabawne.
— Przed czy po tym jak alkohol wlał mu się do oczu?
— Wszystko psujesz. Zresztą, sam na to zasłużył.
Czym owy nieszczęsny chłopak zapracował sobie na podobną reakcję - tego już nie mieli się dowiedzieć. Henderson kompletnie zapomniał o poruszanym temacie i zaczął komplementować porozwieszane wszędzie hawajskie kwiaty.
— Nie ma żadnej krwi, skończy się na siniaku — stwierdził rzeczowo, wyraźnie nie zamierzając obmacywać jego głowy czy cokolwiek innego. Zamiast tego wepchnął ręce do kieszeni, a mimika która błyskawicznie zniknęła z jego twarzy zastąpiona obojętnością, sprawiła że podobieństwo między nim, a Rayem było wręcz niepokojące. Może spędzali ze sobą zbyt wiele czasu?
Nyles słysząc zamówienie ze strony Kakueia z początku naprawdę się starał zachować powagę ze względu na fakt, że wcześniej przypadkowo go znokautował, ale koniec końców zaczął się śmiać, kiwając nieznacznie na boki.
— Sok z piwem czy piwo z sokiem? To dość solidna różnica, młody. Skąd właściwie jesteś? Przyjechałeś tu niedawno? — zarzucił go pytaniami, momentalnie uznając popełniony błąd za zwyczajny problem językowy. W końcu gołym okiem (ubranym pewnie też) było widać, że ma azjatyckich przodków. Skośne oczy zdradzą ich wszędzie.
— Daj mu spokój, Nyles. Mało masz osób dookoła? — Vance zerknął na nich z nieznacznym poirytowaniem. Nie minęła nawet minuta, gdy głośny Henderson sięgnął w odpowiedzi w stronę Kakueia i przygarnął go do siebie ramieniem miażdżąc go w uścisku.
— A co ci w nim nie pasuje, patrz jaki jest uroczy! Niby nie jest jakiś malutki, ale taki drobniutki jak dziewczynka. Bez urazy, skarbeńku — wyszczerzył się wesoło, cały czas przytulając do siebie biednego białowłosego. Jessie chyba po raz pierwszy od dawna wzniósł wzrok w stronę nieba i przeszedł z własnej woli do Raya, opierając się o ladę obok niego. Co za niecodzienny widok. Blondyn spojrzał na swojego kuzyna kątem oka dobitnie dając tym samym znak, że rejestruje jego obecność. Ciemnowłosy odwrócił w końcu wzrok, wypuszczając dym papierosowy w stronę ciemnego, rozgwieżdżonego nieba. Zupełnie jakby fakt że miał go obok siebie skutecznie kończył cały rytuał obserwacji.
Nagle blondyn wyprostował się patrząc w stronę Nylesa.
— Właśnie. Pytał czy to w porządku, że weźmiemy jego zamówienie na swój koszt — poinformował chłopaka bez najmniejszych skrupułów. Jakby nie patrzeć w ich grupie nie było czegoś takiego jak tajemnice. Nie widział też powodu, dla którego nie miałby wypowiedzieć tego na głos.
— Cooo? Oczywiście, że to w porządku pysiaczku! Bierz ile chcesz i co tylko chcesz, z torbami mnie nie puścisz. Twoje ciałko nie pomieściłoby takich ilości alkoholu, by skończyć fundusze na mojej karcie — roześmiał się wesoło, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jego zachowanie może być zwyczajnie przytłaczające. Ale czy Nyles kiedykolwiek przejmował się takimi rzeczami?
— Zaraz, zaraz. Powiedziałeś plażowych drinków? Kto jest za plażowymi drinkami?
Momentalnie uniósł rękę w górę, szczerząc się do Jessiego, który również uniósł swoją dłoń w górę. Vance spojrzał na nich i wzruszył ramionami.
— Jeśli będą bezalkoholowe.
— Ray i tak wypije praktycznie wszystko, więc możesz zaszaleć. Byle było dobrej jakości. Inaczej cała impreza zmieni się w pokaz bójki, gdy znowu wyleje drinka komuś na głowę.
Obaj Minyardowie zerknęli w jego stronę. Blondyn westchnął cicho, doskonale wiedząc że nie powstrzyma gadulstwa chłopaka, z kolei ciemnowłosy strzepał jedynie popiół papierosa na piasek.
— No co wy, skąd te grobowe miny? Przyznajcie to było całkiem zabawne.
— Przed czy po tym jak alkohol wlał mu się do oczu?
— Wszystko psujesz. Zresztą, sam na to zasłużył.
Czym owy nieszczęsny chłopak zapracował sobie na podobną reakcję - tego już nie mieli się dowiedzieć. Henderson kompletnie zapomniał o poruszanym temacie i zaczął komplementować porozwieszane wszędzie hawajskie kwiaty.
Jak zawsze wyszło tak, że Koss wszystkich odpierdalał, a potem sam zasiedział się przy drinkach i zapomniał zrobić co trzeba. Przypomniał mu o tym telefon od szefa z zapytaniem, czy materiały są gotowe.
- Eee... Yyy... materiały wideo są, tylko żeeee... nie mamy wywiadów booo...
- Jak to, kurwa, nie ma wywiadów? - zagadnął rzeczowo szef.
- No sprawa wygląda tak, że był tłum i w ogóle wrzask i nie było jak nagrać, więc ugadałem się z nimi na jutro! - wyrzucił z siebie w przebłysku nagłego olśnienia.
- Chce mieć jutro wywiady, Mizuyama.
- Spoko szefie, to pewne jak ryż w chińskiej zupie.
Po tych słowach rozłączył się, aby nie dać szansy na jakiekolwiek "ale" i ruszył pomiędzy ludzi, szukać swoich współpracowników. Rozglądając się po coraz mniej licznym tłumie dostrzegł jednak pewną twarz, której bardzo nie chciał widzieć. I po raz drugi w krótkim odstępie czasu olśniło go. Odnalazł swojego kamerzystę i machnął na niego ręką.
- Chodź Chad, potrzebuję twojej pomocy. Tylko wyłącz kamerę.
Skołowany operator ruszył za nim, bo tak stanowił jego kontrakt. I tak oto chwilę później stanęli przed sąsiadem Kossa, w którego Japończyk wycelował mikrofon.
- Ah, pan Barnes, czyż nie? Jakże miło pana widzieć. Mam do pana bardzo ważne pytanie, proszę się podzielić odpowiedzią z naszymi widzami. Jakie to mianowicie uczucie, kiedy pański pies sra komuś przed oknem? Czy rozpiera pana wtedy duma? A może to tylko surowe poczucie spełnienia? Niech pan powie.
Skołowany sąsiad na początku wydawał się zachwycony tym, że wyłapało go oko kamery, z każdym kolejnym słowem jednak jego mina stawała się coraz bardziej marsowa. Dosłownie, bo twarz przybrała czerwony kolor.
- Co pan...
- Ah, nie bawmy się w ogólniki. Panie Barnes, jak się piesio wabi? Fifek? Fafnik? Fujarka? Proszę zdradzić rodzaj karmy dla Fujarki. Szkoli go pan do srania w konkretnym miejscu? Prosimy o szczegóły!
Napastliwy ton Kossa sprawił, że sąsiad najpierw stał bez słowa, a potem zaczął raźnie spierdalać, nie chcąc zrobić z siebie większego idioty.
Na twarzy Kossa wykwitł uśmiech dzikiej satysfakcji, a Chad zanosił się śmiechem.
- Niezła akcja.
- Ta. Dobra, zbieramy się. Jutro musimy złapać Paige i Blacka albo szef wyrwie mi nogi z dupy i wsadzi je z powrotem przez gardło.
- Chciałbym to zobaczyć.
- Ty się kurwa nie mądrz, tylko znajdź tego grubasa Michaela i odciągnij go od stołu z jedzeniem.
I tak oto ekipa telewizyjna zwinęła się z wydarzenia.
//zt
- Eee... Yyy... materiały wideo są, tylko żeeee... nie mamy wywiadów booo...
- Jak to, kurwa, nie ma wywiadów? - zagadnął rzeczowo szef.
- No sprawa wygląda tak, że był tłum i w ogóle wrzask i nie było jak nagrać, więc ugadałem się z nimi na jutro! - wyrzucił z siebie w przebłysku nagłego olśnienia.
- Chce mieć jutro wywiady, Mizuyama.
- Spoko szefie, to pewne jak ryż w chińskiej zupie.
Po tych słowach rozłączył się, aby nie dać szansy na jakiekolwiek "ale" i ruszył pomiędzy ludzi, szukać swoich współpracowników. Rozglądając się po coraz mniej licznym tłumie dostrzegł jednak pewną twarz, której bardzo nie chciał widzieć. I po raz drugi w krótkim odstępie czasu olśniło go. Odnalazł swojego kamerzystę i machnął na niego ręką.
- Chodź Chad, potrzebuję twojej pomocy. Tylko wyłącz kamerę.
Skołowany operator ruszył za nim, bo tak stanowił jego kontrakt. I tak oto chwilę później stanęli przed sąsiadem Kossa, w którego Japończyk wycelował mikrofon.
- Ah, pan Barnes, czyż nie? Jakże miło pana widzieć. Mam do pana bardzo ważne pytanie, proszę się podzielić odpowiedzią z naszymi widzami. Jakie to mianowicie uczucie, kiedy pański pies sra komuś przed oknem? Czy rozpiera pana wtedy duma? A może to tylko surowe poczucie spełnienia? Niech pan powie.
Skołowany sąsiad na początku wydawał się zachwycony tym, że wyłapało go oko kamery, z każdym kolejnym słowem jednak jego mina stawała się coraz bardziej marsowa. Dosłownie, bo twarz przybrała czerwony kolor.
- Co pan...
- Ah, nie bawmy się w ogólniki. Panie Barnes, jak się piesio wabi? Fifek? Fafnik? Fujarka? Proszę zdradzić rodzaj karmy dla Fujarki. Szkoli go pan do srania w konkretnym miejscu? Prosimy o szczegóły!
Napastliwy ton Kossa sprawił, że sąsiad najpierw stał bez słowa, a potem zaczął raźnie spierdalać, nie chcąc zrobić z siebie większego idioty.
Na twarzy Kossa wykwitł uśmiech dzikiej satysfakcji, a Chad zanosił się śmiechem.
- Niezła akcja.
- Ta. Dobra, zbieramy się. Jutro musimy złapać Paige i Blacka albo szef wyrwie mi nogi z dupy i wsadzi je z powrotem przez gardło.
- Chciałbym to zobaczyć.
- Ty się kurwa nie mądrz, tylko znajdź tego grubasa Michaela i odciągnij go od stołu z jedzeniem.
I tak oto ekipa telewizyjna zwinęła się z wydarzenia.
//zt
No i nie ogarnął, a Leilani w końcu musiała przyznać, że faceci naprawdę bywają niedomyślni. Chociaż, sądząc po akcencie Smugglera, nie pochodził z Kanady. Może po prostu nie zrozumiał co ciemnowłosa przed chwilą powiedziała? Mniejsza z tym. Sheridan się pożegnała i zajęła ogarnianiem ważniejszych spraw niż pogawędka ze znajomymi, Alan i Mercury zdawali się być bardziej zajęci sobą (swoją drogą, razem wyglądali naprawdę słodko,przez co Leia zaczęła shipować ich mocniej); a Pavel... Rzuciła mu wymowne spojrzenie i złapała za rękę. Tak, za rękę!
— Ja też będę się zbierać. Miło było Cię poznać, Mercury! — posłała Blackowi swój najsłodszy uśmiech, po czym przeniosła wzrok na Alana, a na jej twarzy pojawił się grymas podobny do obrażonego dziecka. Chyba jednak wciąż miała żal o tę piwnicę — Do następnego, Alan. Chodź Travitza. Nie będziesz im dokuczał, Ty homofobie jeden.
Pomachała obojgu na pożegnanie, po czym odwróciła się na pięcie ciągnąc za sobą biednego blondyna. Tu należy wspomnieć, że ani na chwilę nie wypuściła jego ręki, a nawet splotła chłodne palce z jego własnymi. Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś w tamtym momencie wziął ich za parę, hihi. Trudno, Rosjanin powkurwia się na nią za to później.
— Mam dla Ciebie małe zamówienie — puściła mu oczko prowadząc go w tylko sobie znanym kierunku, przy okazji precyzując swoją małą listę życzeń. I choć starała się zachowywać naturalnie, tak z jej policzków ani na moment nie zszedł rumieniec.
z/t + Smuggler
— Ja też będę się zbierać. Miło było Cię poznać, Mercury! — posłała Blackowi swój najsłodszy uśmiech, po czym przeniosła wzrok na Alana, a na jej twarzy pojawił się grymas podobny do obrażonego dziecka. Chyba jednak wciąż miała żal o tę piwnicę — Do następnego, Alan. Chodź Travitza. Nie będziesz im dokuczał, Ty homofobie jeden.
Pomachała obojgu na pożegnanie, po czym odwróciła się na pięcie ciągnąc za sobą biednego blondyna. Tu należy wspomnieć, że ani na chwilę nie wypuściła jego ręki, a nawet splotła chłodne palce z jego własnymi. Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś w tamtym momencie wziął ich za parę, hihi. Trudno, Rosjanin powkurwia się na nią za to później.
— Mam dla Ciebie małe zamówienie — puściła mu oczko prowadząc go w tylko sobie znanym kierunku, przy okazji precyzując swoją małą listę życzeń. I choć starała się zachowywać naturalnie, tak z jej policzków ani na moment nie zszedł rumieniec.
z/t + Smuggler
— Że niby taka mała parówka miałaby mnie zadowolić? Żeby chociaż była w rozmiarze XXL — rozłożył ręce na boki, unosząc kącik ust w sugestywnym uśmiechu, który po prostu niezależnie od opcji nie był w stanie przekazać kryjącej się w jego sercu niewinności! Gdzieś tam bardzo głęboko. Zamiast tego, jego twarz zdawała się szerzyć deprawację. Niektórzy już się tacy rodzili.
— To jak, idziecie ze mną? — zapytał patrząc zarówno na niego, jak i psa, wyraźnie nie zamierzając ignorować pełnoprawnego członka rodziny. Nie żeby dawał mu jakieś większe szanse na odpowiedź. W końcu był dużym mężczyzną, który bez wątpienia mógł sam podejmować decyzje. Odwrócił się więc, machnął na pożegnanie dłonią Chesterowi i jego chłopakowi, by zaraz zagłębić się pomiędzy stoiska, ignorując idący w drugą stronę tłum. Że niby koniec imprezy? Dobre sobie. Jedzenie musiało być jeszcze dostępne, w końcu nie oszukujmy się. To właśnie po koncertach gastronomia zbierała największe zarobki, gdy w końcu wszyscy ci zafascynowani gwiazdami ludzie przypominali sobie o tak przyziemnych problemach jak głód.
— To jak, idziecie ze mną? — zapytał patrząc zarówno na niego, jak i psa, wyraźnie nie zamierzając ignorować pełnoprawnego członka rodziny. Nie żeby dawał mu jakieś większe szanse na odpowiedź. W końcu był dużym mężczyzną, który bez wątpienia mógł sam podejmować decyzje. Odwrócił się więc, machnął na pożegnanie dłonią Chesterowi i jego chłopakowi, by zaraz zagłębić się pomiędzy stoiska, ignorując idący w drugą stronę tłum. Że niby koniec imprezy? Dobre sobie. Jedzenie musiało być jeszcze dostępne, w końcu nie oszukujmy się. To właśnie po koncertach gastronomia zbierała największe zarobki, gdy w końcu wszyscy ci zafascynowani gwiazdami ludzie przypominali sobie o tak przyziemnych problemach jak głód.
Po usłyszeniu polecenia barmana, aby pokazał mu dowód, na to że jest już osobą pełnoletnią oraz osobą w odpowiednim wieku, aby pić alkohol. Pamiętał to dokładnie, jakby miało to miejsce wczoraj. Kiedy przyjechał do tego kraju i po zadomowieniu się w swoim pokoju w akademiku czytał jakimi prawami rządzi się ten kraj, aby nie wpaść w kłopoty i zostać zgarniętym przez policję albo coś innego. Szybko sięgnął wolną ręką po kieszeni spodni po swój portfel, aby wyciągnąć swój dowód. Ręka powędrowała po jego narodowy dowód, a nie po ten co wyrobił sobie w Kanadzie. Gdy miał już podać barmanowi dowód, szybko zorientował się, że podaje nie właściwy. Szybkim ruchem ręki schował "nie ten" dowód z powrotem do portfela, jednej z jego przegródki, a po chwili podał w angielskiej wersji. Gdyby podał mu swój chiński dowód to tylko popatrzyłby się na niego z zdziwioną miną i oddałby mu dokument zawadzając dodatkowe pytania. Dobrze, że teraz nie miał spowolnionej reakcji jak podczas tego małego incydentu. Cicho i z lekką rezygnacją westchnął, że tym razem chociaż jedna rzecz potoczyła się według jego wytycznych, pomijając jeden błąd, który szybko został naprawiony.
Kiedy został poinformowany przez Jessiego, że to co miało miejsce skończy się siniakiem na jego głowie, bezgłośnie westchnął - Całe szczęście, że to nie okazało się niczym poważnym - jeszcze otworzył lekko usta, aby coś powiedzieć do blondy, ale jego myśli zostały zagłuszone przez głos, tego idioty, który uderzył go ręką. Po usłyszeniu jego zaczepnego komentarza, lekko się zirytował i nic na to nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę w stronę barmana, który ma przygotować jego trunek. Ale później niestety, chyba na jego nieszczęście, został zaatakowany z strony Nyles'a pytaniami, które miały sens i nie wypadałoby na nie, nie odpowiedzieć.
- Jestem, w tym mieście... około roku. A przyjechałem tutaj z Chin - Nie. Nie ukrywał tego, bo przecież jego wygląd mówił sam za siebie, że pochodzi z krajów azjatyckich. A powiedzenie swojemu rozmówcy, który jest bardzo rozgadany, prawdy nie skutkowało niczym złym. To tylko zwykła rozmowa. Z drugiej strony był trochę wdzięczny Vance'a, który próbował swojego znajomego jakoś uspokoić albo za pomocą słów spowodować, aby zachował się jak osobnik w swoim wieku. Ale to chyba nie za bardzo mogło, bo niespodziewanie go wziął w kumpelski uścisk, który był silny. Jak na proporcje Kakueia.
- Ugh... Dobra dobra - uwiesił się obydwoma rękoma na przedramieniu Nylesa, aby uwolnić się z jego ucisku, ale to nie miało sensu, bo ten człowiek był dla niego za silny - Okay... Mógłbyś trochę rozluźnić swój uścisk?... - spytał, czując, że jest miażdżony. Lewą ręką poklepał po przedramieniu swojego oprawcy, a później prawa ręka osunęła mu się, bo była osłabiona po przez jego wypadek. Wolał nie nadwyrężać swojej prawej ręki, bo to mogło dodatkowo skomplikować proces gojenia zwichnięcia.
Kiedy został poinformowany przez Jessiego, że to co miało miejsce skończy się siniakiem na jego głowie, bezgłośnie westchnął - Całe szczęście, że to nie okazało się niczym poważnym - jeszcze otworzył lekko usta, aby coś powiedzieć do blondy, ale jego myśli zostały zagłuszone przez głos, tego idioty, który uderzył go ręką. Po usłyszeniu jego zaczepnego komentarza, lekko się zirytował i nic na to nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę w stronę barmana, który ma przygotować jego trunek. Ale później niestety, chyba na jego nieszczęście, został zaatakowany z strony Nyles'a pytaniami, które miały sens i nie wypadałoby na nie, nie odpowiedzieć.
- Jestem, w tym mieście... około roku. A przyjechałem tutaj z Chin - Nie. Nie ukrywał tego, bo przecież jego wygląd mówił sam za siebie, że pochodzi z krajów azjatyckich. A powiedzenie swojemu rozmówcy, który jest bardzo rozgadany, prawdy nie skutkowało niczym złym. To tylko zwykła rozmowa. Z drugiej strony był trochę wdzięczny Vance'a, który próbował swojego znajomego jakoś uspokoić albo za pomocą słów spowodować, aby zachował się jak osobnik w swoim wieku. Ale to chyba nie za bardzo mogło, bo niespodziewanie go wziął w kumpelski uścisk, który był silny. Jak na proporcje Kakueia.
- Ugh... Dobra dobra - uwiesił się obydwoma rękoma na przedramieniu Nylesa, aby uwolnić się z jego ucisku, ale to nie miało sensu, bo ten człowiek był dla niego za silny - Okay... Mógłbyś trochę rozluźnić swój uścisk?... - spytał, czując, że jest miażdżony. Lewą ręką poklepał po przedramieniu swojego oprawcy, a później prawa ręka osunęła mu się, bo była osłabiona po przez jego wypadek. Wolał nie nadwyrężać swojej prawej ręki, bo to mogło dodatkowo skomplikować proces gojenia zwichnięcia.
Riverdale City pod względem picia alkoholu w zasadach trochę odstawało od tego, z czym zetknął się Niklas w swoim ojczystym kraju. Tam już w wieku 16 lat można było kupić niskoprocentowe trunki, a magiczna osiemnastka likwidowała wszelkie ograniczenia w tym względzie. Tutaj z kolei dopiero dziewiętnaście pozwalało na legalne picie w barze czegokolwiek, co zawierało w sobie alkohol, co przy pracy w barze zdążył już nauczyć się na pamięć. Ciekawe, jak przy tym wypadały statystyki w alkoholizmie, jeśli chodzi o Kanadę. Może kiedyś to sprawdzi, jeśli przewinie mu się przez głowę albo... i nie, bo nieszczególnie interesowały go dane liczbowe. Możliwe, że i tak były podawane te nieprawdziwe.
Po okazaniu dowodu przez Kakuei, Niklas jedynie skinął głową, gdy dostrzegł datę urodzenia i zobaczył spełniony wymagany wiek. Nie powiedziałby, że Fuse miał tyle lat, ale Chińczycy rządzili się własnymi prawami i prawdopodobnie ta skośna uroda ich odmładzała. Albo Niklas był typowym Europejczykiem w Kanadzie, dla którego Chiny były krajem gdzieś daleko stąd, nawet jeśli nie stawiało to Eschenbacha w idealnym świetle. Jednak ideały nie istnieją, więc teoretycznie wszystko się zgadza.
- Proszę. Pocieszenie alkoholem wchodzi w grę całkowicie legalnie. – Podsunął w stronę białowłosego zamówienie, bez żadnego rozwodzenia się w stylu „Sok z piwem czy piwo z sokiem”. Kakuei i tak zignorował tę zaczepkę Nylesa.
Niklas z rosnącym rozbawieniem obserwował, jak Nyles był w swoim żywiole i rzucał głupimi tekstami gdzie popadnie, gratisowo miażdżąc chłopaka w swoim uścisku. W zasadzie Eschenbach miał okazję po raz pierwszy oglądać wielką czwórkę w towarzystwie innym niż ich własne i zauważył, że niewiele się zmieniało. Henderson szalał jeszcze bardziej, a reszta w skrócie błagała w duszy o koniec cyrków i normalne, cywilizowane picie. Kakuei, jako osoba na której skupiał swe zainteresowanie, widocznie nie był zachwycony poczynaniami Nylesa, dodatkowo będąc pewnie zaskoczonym przez aż zbytnią otwartość chłopaka. Niklas przez ten krótki okres czasu zdążył przywyknąć do tego na tyle, że nie robiło to już na nim wrażenia. Bardziej skłaniał się ku reakcji Jessiego, nawet jeśli lepiej byłoby, gdyby jakkolwiek zareagował. Niemniej co go obchodziły sprawy pomiędzy białowłosym i Nylesem? Ten drugi nie był niebezpieczny, jedyne trochę za mocno gestykulował i zbyt często prezentował własne myśli na głos.
Skarbeńku? Pysiaczku? Ciałko? Nyles chyba miał poważną skłonność do zdrabniania, co mogło być równie irytujące jak śpiewanie przez niego High School Musical, ale przynajmniej miało mniej skutków ubocznych dla słuchu.
- Plażowe drinki, które nie są totalnym dnem. Zarejestrowałem – odparł, nie komentując całej reszty wypowiedzi Nylesa. Nie zamierzał wnikać, co nie pasowało Rayowi w danym drinku, że zamiast w ich gardłach, wylądował na głowie chłopaka. Ponownie jego mózg zakodował informację, lecz ciekawość wcale nie zmuszała go do drążenia tematu. Możliwe też, że impreza na plaży i tłumy, jakie przewinęły się przez bar, osłabiły jego chęć na rozmowę. Jak dobrze, że powoli wszystko to się kończyło.
- Oryginalna nazwa brzmi trochę inaczej, ale dla ciebie ten drink może nazywać się „Hawajski cud”, skoro tak bardzo podobają ci się te kwiaty wokół – uznał beznamiętnie, szklaneczkę z alkoholem podsuwając w stronę Nylesa. Może to sprawi, że ten trochę zamilknie? Szczerze wątpił, ale zawsze można spróbować. Następnie zaczął kombinować przy reszcie drinków, niektóre trochę zmieniając z oryginalnych przepisów, ale to i tak był wymyślony przez kogoś zbiór mieszanek składników. Eschenbach pracował w barze na tyle długo, że był w stanie przewidzieć, co może się z sobą dobrze łączyć. - Te dwa dla was. – Szkła przeznaczone były dla Jessiego i Raya, zawierając w sobie dokładnie to samo, co ze względu na rodzinne powiązania tej dwójki wyglądało na spory traf ze strony Niklasa. W końcu nie wiedział, że wzrok Raya wiecznie skupiał się na osobie, która była jego kuzynem. Jeszcze tego nie wiedział. - Bezalkoholowy. Niepełnoletnie dzieciaki stwierdziły, ze cytuję: „jak na brak alkoholu, to i tak możemy to nazwać drinkiem”, więc raczej powinien być dobry – dorzucił komentarz, choć z tego co pamiętał, Vance zachowywał się w najmniej konfliktowy sposób, nawet jeśli przez sporą część czasu milczał, podobnie jak Ray. Tyle, że Ray wybuchał i nie dawał żadnych znaków ostrzegawczych wcześniej.
Po okazaniu dowodu przez Kakuei, Niklas jedynie skinął głową, gdy dostrzegł datę urodzenia i zobaczył spełniony wymagany wiek. Nie powiedziałby, że Fuse miał tyle lat, ale Chińczycy rządzili się własnymi prawami i prawdopodobnie ta skośna uroda ich odmładzała. Albo Niklas był typowym Europejczykiem w Kanadzie, dla którego Chiny były krajem gdzieś daleko stąd, nawet jeśli nie stawiało to Eschenbacha w idealnym świetle. Jednak ideały nie istnieją, więc teoretycznie wszystko się zgadza.
- Proszę. Pocieszenie alkoholem wchodzi w grę całkowicie legalnie. – Podsunął w stronę białowłosego zamówienie, bez żadnego rozwodzenia się w stylu „Sok z piwem czy piwo z sokiem”. Kakuei i tak zignorował tę zaczepkę Nylesa.
Niklas z rosnącym rozbawieniem obserwował, jak Nyles był w swoim żywiole i rzucał głupimi tekstami gdzie popadnie, gratisowo miażdżąc chłopaka w swoim uścisku. W zasadzie Eschenbach miał okazję po raz pierwszy oglądać wielką czwórkę w towarzystwie innym niż ich własne i zauważył, że niewiele się zmieniało. Henderson szalał jeszcze bardziej, a reszta w skrócie błagała w duszy o koniec cyrków i normalne, cywilizowane picie. Kakuei, jako osoba na której skupiał swe zainteresowanie, widocznie nie był zachwycony poczynaniami Nylesa, dodatkowo będąc pewnie zaskoczonym przez aż zbytnią otwartość chłopaka. Niklas przez ten krótki okres czasu zdążył przywyknąć do tego na tyle, że nie robiło to już na nim wrażenia. Bardziej skłaniał się ku reakcji Jessiego, nawet jeśli lepiej byłoby, gdyby jakkolwiek zareagował. Niemniej co go obchodziły sprawy pomiędzy białowłosym i Nylesem? Ten drugi nie był niebezpieczny, jedyne trochę za mocno gestykulował i zbyt często prezentował własne myśli na głos.
Skarbeńku? Pysiaczku? Ciałko? Nyles chyba miał poważną skłonność do zdrabniania, co mogło być równie irytujące jak śpiewanie przez niego High School Musical, ale przynajmniej miało mniej skutków ubocznych dla słuchu.
- Plażowe drinki, które nie są totalnym dnem. Zarejestrowałem – odparł, nie komentując całej reszty wypowiedzi Nylesa. Nie zamierzał wnikać, co nie pasowało Rayowi w danym drinku, że zamiast w ich gardłach, wylądował na głowie chłopaka. Ponownie jego mózg zakodował informację, lecz ciekawość wcale nie zmuszała go do drążenia tematu. Możliwe też, że impreza na plaży i tłumy, jakie przewinęły się przez bar, osłabiły jego chęć na rozmowę. Jak dobrze, że powoli wszystko to się kończyło.
- Oryginalna nazwa brzmi trochę inaczej, ale dla ciebie ten drink może nazywać się „Hawajski cud”, skoro tak bardzo podobają ci się te kwiaty wokół – uznał beznamiętnie, szklaneczkę z alkoholem podsuwając w stronę Nylesa. Może to sprawi, że ten trochę zamilknie? Szczerze wątpił, ale zawsze można spróbować. Następnie zaczął kombinować przy reszcie drinków, niektóre trochę zmieniając z oryginalnych przepisów, ale to i tak był wymyślony przez kogoś zbiór mieszanek składników. Eschenbach pracował w barze na tyle długo, że był w stanie przewidzieć, co może się z sobą dobrze łączyć. - Te dwa dla was. – Szkła przeznaczone były dla Jessiego i Raya, zawierając w sobie dokładnie to samo, co ze względu na rodzinne powiązania tej dwójki wyglądało na spory traf ze strony Niklasa. W końcu nie wiedział, że wzrok Raya wiecznie skupiał się na osobie, która była jego kuzynem. Jeszcze tego nie wiedział. - Bezalkoholowy. Niepełnoletnie dzieciaki stwierdziły, ze cytuję: „jak na brak alkoholu, to i tak możemy to nazwać drinkiem”, więc raczej powinien być dobry – dorzucił komentarz, choć z tego co pamiętał, Vance zachowywał się w najmniej konfliktowy sposób, nawet jeśli przez sporą część czasu milczał, podobnie jak Ray. Tyle, że Ray wybuchał i nie dawał żadnych znaków ostrzegawczych wcześniej.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach