▲▼
First topic message reminder :
Jest to całkiem spora plaża. Jest tu mniejszy tłum niż nad morzem, aczkolwiek wciąż jest to często odwiedzane miejsce. Najczęściej można tu spotkać młodych ludzi, popijających sobie piwko i stołujących się na plaży na kocyku. Można tu także popływać, chociaż na to decyduje się już mniej osób. Do pływania jest specjalnie wyznaczony kawałek, ogrodzony bojami za które nie można wypływać. Jest także oczywiście ratownik. Dookoła plaży jest gęsty las, z którego wybiega ścieżka bezpośrednio na plażę.
Jest to całkiem spora plaża. Jest tu mniejszy tłum niż nad morzem, aczkolwiek wciąż jest to często odwiedzane miejsce. Najczęściej można tu spotkać młodych ludzi, popijających sobie piwko i stołujących się na plaży na kocyku. Można tu także popływać, chociaż na to decyduje się już mniej osób. Do pływania jest specjalnie wyznaczony kawałek, ogrodzony bojami za które nie można wypływać. Jest także oczywiście ratownik. Dookoła plaży jest gęsty las, z którego wybiega ścieżka bezpośrednio na plażę.
— Mówisz? W takim razie koniecznie musimy strzelić sobie razem selfie na tle sceny, by dodatkowo ją rozjuszyć. To znaczy... ukoić jej wewnętrzną potrzebę zdjęcia, na którym jesteśmy obaj — poprawił się celowo przybierając wyprany z emocji ton, choć uniesiony ku górze kącik ust skutecznie świadczył o tym, że bawił się wyśmienicie. I rzeczywiście jak powiedział, tak zrobił. Wyciągnął telefon, machając pokrótce dłonią za odchodzącymi osobami, choć szczerze mówiąc średnio go interesowały. Taki już urok bycia w związku, gdy masz obok siebie drugą połówkę, wszystko inne jest raczej mało ważne.
— Ogarnij się jakoś, musimy wyglądać olśniewająco — upomniał go, odwracając się w jego kierunku, by ułożyć mu jako-tako włosy. Było to raczej trudne zadanie bez żelu, ale przynajmniej przełożył rozwiane przez wiatr kosmyki na odpowiednią stronę. Gdy już był wystarczająco zadowolony z efektu, stanął obok i uniósł telefon do góry, przysuwając się do niego - całkowicie ignorując trzymane przez niego siatki. I tak nie było ich w kadrze, musiał złapać tylko ich ciała do poziomu klatki piersiowej i całe otoczenie. Gdy w końcu był zadowolony z ujęcia, dotknął przycisku palcem i sprawdził go podsuwając sobie niemalże pod nos.
— Nawet nie rozmazałem. Ma się tę rękę fotografa — powiedział wyraźnie zadowolony. Doświetlić odpowiednio z prawej, nieznacznie zblurować otoczenie, dodać filtr i... gotowe! Instagram, nowy post, wybierz zdjęcie, podpis. Był w tym na tyle wprawiony, by wszystkie te czynności zajęły mu około minuty. A przecież cały czas obsługiwał urządzenie jedną ręką, bo w drugiej trzymał opakowanie z jedzeniem! Zaraz po tym opublikował selfie na portalu, rzucając Alanowi triumfalne spojrzenie.
— Teraz tylko czekaj na jej wiadomość. Jeśli w ogóle uda jej się do ciebie dobić w tłumie fanów — szturchnął go łokciem rozbawiony, chowając telefon i na nowo zabierając się za jedzenie ośmiornicy. Zdążyła już nieco przestygnąć przez co nie była aż tak smaczna jak na samym początku, ale nie zamierzał narzekać. W końcu to nie restauracja tylko stoiska na plaży.
— Właściwie skoro już koniec to chyba nie ma co tu sterczeć. Chodź, zwijamy się. Zarezerwowałem nam hotel, bo w mieszkaniu obecnie wyburzają ścianę i jest tam niezły bałagan. Koniec końców stwierdziłem, że 150m2 to za mało i dokupiłem dwa inne o takiej samej powierzchni. No i dach. Przynajmniej nie będę się czuł jak w klatce — powiedział zaraz zjadając jeszcze jedną ośmiornicę i ruszył w kierunku wyjścia, trzymając się boku blondyna.
— Dziś ja prowadzę.
Znalezienie samochodu i tak miało im nieco zająć, biorąc pod uwagę że większość widząc koniec koncertu, postanowiła się zabrać do domu. W końcu oni wcale nie byli inni, czyż nie?
— Ogarnij się jakoś, musimy wyglądać olśniewająco — upomniał go, odwracając się w jego kierunku, by ułożyć mu jako-tako włosy. Było to raczej trudne zadanie bez żelu, ale przynajmniej przełożył rozwiane przez wiatr kosmyki na odpowiednią stronę. Gdy już był wystarczająco zadowolony z efektu, stanął obok i uniósł telefon do góry, przysuwając się do niego - całkowicie ignorując trzymane przez niego siatki. I tak nie było ich w kadrze, musiał złapać tylko ich ciała do poziomu klatki piersiowej i całe otoczenie. Gdy w końcu był zadowolony z ujęcia, dotknął przycisku palcem i sprawdził go podsuwając sobie niemalże pod nos.
— Nawet nie rozmazałem. Ma się tę rękę fotografa — powiedział wyraźnie zadowolony. Doświetlić odpowiednio z prawej, nieznacznie zblurować otoczenie, dodać filtr i... gotowe! Instagram, nowy post, wybierz zdjęcie, podpis. Był w tym na tyle wprawiony, by wszystkie te czynności zajęły mu około minuty. A przecież cały czas obsługiwał urządzenie jedną ręką, bo w drugiej trzymał opakowanie z jedzeniem! Zaraz po tym opublikował selfie na portalu, rzucając Alanowi triumfalne spojrzenie.
— Teraz tylko czekaj na jej wiadomość. Jeśli w ogóle uda jej się do ciebie dobić w tłumie fanów — szturchnął go łokciem rozbawiony, chowając telefon i na nowo zabierając się za jedzenie ośmiornicy. Zdążyła już nieco przestygnąć przez co nie była aż tak smaczna jak na samym początku, ale nie zamierzał narzekać. W końcu to nie restauracja tylko stoiska na plaży.
— Właściwie skoro już koniec to chyba nie ma co tu sterczeć. Chodź, zwijamy się. Zarezerwowałem nam hotel, bo w mieszkaniu obecnie wyburzają ścianę i jest tam niezły bałagan. Koniec końców stwierdziłem, że 150m2 to za mało i dokupiłem dwa inne o takiej samej powierzchni. No i dach. Przynajmniej nie będę się czuł jak w klatce — powiedział zaraz zjadając jeszcze jedną ośmiornicę i ruszył w kierunku wyjścia, trzymając się boku blondyna.
— Dziś ja prowadzę.
Znalezienie samochodu i tak miało im nieco zająć, biorąc pod uwagę że większość widząc koniec koncertu, postanowiła się zabrać do domu. W końcu oni wcale nie byli inni, czyż nie?
zt. x2
Jessie spojrzał na Kakueia, zupełnie jakby nie do końca wiedział czy chłopak w ogóle mówił poważnie.
— Dostałeś łokciem, a nie kijem do lacrosse — rzucił ściągając brwi. Dobra może i machanie łapami ze strony Nylesa było głupie, ale robienie z tego wielkiego zamachu na jego życie i uszkodzeń rzędu wypadku samochodowego było zwyczajnie idiotyczne. Zapytał wcześniej o jego stan z czystej grzeczności, ale zdecydowanie nie zamierzał skakać nad nim jak kwoka i wyrażać głębokiego współczucia.
— Z Chin, no pewnie że z Chin. Nawet w klasie mamy trzech Chińczyków. Pewnie nudzi wam się w tej Azji, co? — zaśmiał się wesoło, rozluźniając jednak uścisk wokół chłopaka. No bo serio, kto by chciał mieszkać w kraju z tak olbrzymią populacją! Życie w wiecznym tłumie i pośpiechu. Do tego czy przypadkiem ich szkoły nie miały jakichś super tragicznych wymagań, które sprawiały że byli tak wysoko w rankingu samobójców? W przypadku Kanady sprawa miała się dużo lepiej, w końcu tutejsi ludzie byli dużo bardziej wyluzowani.
— Ale hej, rok to całkiem długo. Prawie już z ciebie Kanadyjczyk — wyszczerzył się wesoło, poklepując go kilkakrotnie po ramieniu — ale dobra misiaczku, baw się dobrze. Nie będziemy ci już przeszkadzać, miło było poznać.
Zmierzwił mu włosy widząc jak dostaje swój napój, za który rzecz jasna zapłacił zgodnie z obietnicą. Zaraz to samo zrobił z ich zamówieniem. Przynajmniej nie musiał jakoś szczególnie machać swoim ID, skoro Niklas i tak znał ich aż nazbyt dobrze.
— Hawajski cud? Nazywasz drinka czy samego siebie? — puścił mu oko z nieschodzącym mu z ust nawet na sekundę uśmiechem. Jessie chyba w końcu zaczynał nieco tracić cierpliwość, bo momentalnie podszedł za niego i kopnął go w tyłek z taką siłą, by Henderson musiał przejść metr do przodu.
— Przestaniesz w końcu wyrywać wszystko co się rusza?
— Pewnie dawno nie widział się z Noah.
Nyles spojrzał na nich burcząc coś pod nosem, nie odezwał się jednak na głos. Rzeczywiście minęło dość sporo czasu od kiedy widział swojego chłopaka. Chyba właśnie dość dobitnie mu to uświadomili, bo wyciągnął telefon wklepując krótką wiadomość szukając pocieszenia u swojej drugiej połówki.
Jessie pokręcił kilkakrotnie głową i wziął oba drinki, podając jeden z nich Rayowi, który przyjął go bez słowa, cały czas patrząc przed siebie. Wokół krzątało się coraz więcej ludzi z ekipy sprzątającej co dobitnie świadczyło o tym, że impreza dobiegła końca. Vance upił kilka łyków swojego napoju, zaraz unosząc nieznacznie szklankę w górę.
— Jest świetny, dzięki.
— Do której musicie tu siedzieć? — zapytał Jess idąc w ślady Jenkinsa. Choć jego mina nie wskazywała na nic konkretnego, w oczach bez wątpienia odbiła się aprobata.
— Rany mogliśmy zebrać się tu wcześniej. Zaraz się okaże, że wpadliśmy na sam koniec imprezy i nawet porządnie nie wypijemy — westchnął Nyles opierając się łokciami o ladę. Wyglądał dużo spokojniej niż chwilę temu, lecz żaden z pozostałych chłopaków nie wydawał się tym faktem jakkolwiek zaniepokojony.
— Dostałeś łokciem, a nie kijem do lacrosse — rzucił ściągając brwi. Dobra może i machanie łapami ze strony Nylesa było głupie, ale robienie z tego wielkiego zamachu na jego życie i uszkodzeń rzędu wypadku samochodowego było zwyczajnie idiotyczne. Zapytał wcześniej o jego stan z czystej grzeczności, ale zdecydowanie nie zamierzał skakać nad nim jak kwoka i wyrażać głębokiego współczucia.
— Z Chin, no pewnie że z Chin. Nawet w klasie mamy trzech Chińczyków. Pewnie nudzi wam się w tej Azji, co? — zaśmiał się wesoło, rozluźniając jednak uścisk wokół chłopaka. No bo serio, kto by chciał mieszkać w kraju z tak olbrzymią populacją! Życie w wiecznym tłumie i pośpiechu. Do tego czy przypadkiem ich szkoły nie miały jakichś super tragicznych wymagań, które sprawiały że byli tak wysoko w rankingu samobójców? W przypadku Kanady sprawa miała się dużo lepiej, w końcu tutejsi ludzie byli dużo bardziej wyluzowani.
— Ale hej, rok to całkiem długo. Prawie już z ciebie Kanadyjczyk — wyszczerzył się wesoło, poklepując go kilkakrotnie po ramieniu — ale dobra misiaczku, baw się dobrze. Nie będziemy ci już przeszkadzać, miło było poznać.
Zmierzwił mu włosy widząc jak dostaje swój napój, za który rzecz jasna zapłacił zgodnie z obietnicą. Zaraz to samo zrobił z ich zamówieniem. Przynajmniej nie musiał jakoś szczególnie machać swoim ID, skoro Niklas i tak znał ich aż nazbyt dobrze.
— Hawajski cud? Nazywasz drinka czy samego siebie? — puścił mu oko z nieschodzącym mu z ust nawet na sekundę uśmiechem. Jessie chyba w końcu zaczynał nieco tracić cierpliwość, bo momentalnie podszedł za niego i kopnął go w tyłek z taką siłą, by Henderson musiał przejść metr do przodu.
— Przestaniesz w końcu wyrywać wszystko co się rusza?
— Pewnie dawno nie widział się z Noah.
Nyles spojrzał na nich burcząc coś pod nosem, nie odezwał się jednak na głos. Rzeczywiście minęło dość sporo czasu od kiedy widział swojego chłopaka. Chyba właśnie dość dobitnie mu to uświadomili, bo wyciągnął telefon wklepując krótką wiadomość szukając pocieszenia u swojej drugiej połówki.
Jessie pokręcił kilkakrotnie głową i wziął oba drinki, podając jeden z nich Rayowi, który przyjął go bez słowa, cały czas patrząc przed siebie. Wokół krzątało się coraz więcej ludzi z ekipy sprzątającej co dobitnie świadczyło o tym, że impreza dobiegła końca. Vance upił kilka łyków swojego napoju, zaraz unosząc nieznacznie szklankę w górę.
— Jest świetny, dzięki.
— Do której musicie tu siedzieć? — zapytał Jess idąc w ślady Jenkinsa. Choć jego mina nie wskazywała na nic konkretnego, w oczach bez wątpienia odbiła się aprobata.
— Rany mogliśmy zebrać się tu wcześniej. Zaraz się okaże, że wpadliśmy na sam koniec imprezy i nawet porządnie nie wypijemy — westchnął Nyles opierając się łokciami o ladę. Wyglądał dużo spokojniej niż chwilę temu, lecz żaden z pozostałych chłopaków nie wydawał się tym faktem jakkolwiek zaniepokojony.
Kiedy dostał od barmana swoje zamówienie lekko się uśmiechnął, bo będzie mógł zamoczyć swoje usta w paru procentach alkoholu i zrelaksować się, w pewnym znaczeniu tego słowa albo wyjść z tego miejsca lekko podpity. Dawno nie pił alkoholu, więc nie miał pojęcia jak teraz jego organizm zareaguje na trunek. Chciał tylko wypić i pójść już sobie z tego miejsca oraz opuścić "to" towarzystwo, ale nie mógł, bo jakiś idiota nadal trzymał go uścisku i nie mógł sięgnął swojego zamówienia. Może nie wyglądał na tyle ile mam naprawdę lat, ale jeszcze nie spotkał się z taką intrygującą osobą, która powiedziałaby mu prosto w twarz na ile wygląda. I chyba nie chciał tego usłyszeć, bo to by jeszcze zaniżyło jego samo ocenę.
- Um... Nie nudzi się nam, tylko po prostu przyjechałem do Kanady aby dalej się uczyć i doświadczyć czegoś nowego. Przykładowo poznać inną kulturę i kraj- lekko się uśmiechnął i kiedy Nyles rozluźnił uścisk lekko odetchnął i pomasował obydwiema dłońmi swoją szyję. Przez chwilę czuł jak powoli zaczęło brakować mu powietrza.
- Um... Nawet, jeśli to już rok to i tak jakoś specjalnie nie czuje się Kanadyjczykiem- odparł i upił łyk swojego napoju. Był całkiem dobry w smaku, ale więcej wolał nie próbować, bo jakoś musi sam dojść do swojego pokoju w akademiku. Rozejrzał się po okolicy. Wszędzie krzątali się ludzie, którzy zbierali resztki albo sprzątali sprzęt po imprezie. Lekko skinął głową, wstając od lady.
- Mnie również było poznać - powiedział do ekipy chłopaków, ale być może oni nie usłyszeli, bo wypowiedział to zbyt cicho. Wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę. Wyciągnął z kieszeni bluzy telefon razem z słuchawkami. Włożył je o uszu, aby następnie puścić jakąś muzykę. Wszedł w aplikację, w której miał zapisaną całą muzykę i odtworzył losowo jeden utwór.
// z.t
- Um... Nie nudzi się nam, tylko po prostu przyjechałem do Kanady aby dalej się uczyć i doświadczyć czegoś nowego. Przykładowo poznać inną kulturę i kraj- lekko się uśmiechnął i kiedy Nyles rozluźnił uścisk lekko odetchnął i pomasował obydwiema dłońmi swoją szyję. Przez chwilę czuł jak powoli zaczęło brakować mu powietrza.
- Um... Nawet, jeśli to już rok to i tak jakoś specjalnie nie czuje się Kanadyjczykiem- odparł i upił łyk swojego napoju. Był całkiem dobry w smaku, ale więcej wolał nie próbować, bo jakoś musi sam dojść do swojego pokoju w akademiku. Rozejrzał się po okolicy. Wszędzie krzątali się ludzie, którzy zbierali resztki albo sprzątali sprzęt po imprezie. Lekko skinął głową, wstając od lady.
- Mnie również było poznać - powiedział do ekipy chłopaków, ale być może oni nie usłyszeli, bo wypowiedział to zbyt cicho. Wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę. Wyciągnął z kieszeni bluzy telefon razem z słuchawkami. Włożył je o uszu, aby następnie puścić jakąś muzykę. Wszedł w aplikację, w której miał zapisaną całą muzykę i odtworzył losowo jeden utwór.
// z.t
Gdy odpowiedź Kaukeiego obiła mu się o uszy, mimowolnie rzucił krótkie spojrzenie w jego stronę, jak gdyby próbował się upewnić, czy te słowa faktycznie pochodziły od białowłosego. Nie nudzi się nam, tylko po prostu przyjechałem do Kanady aby dalej się uczyć i doświadczyć czegoś nowego. Przykładowo poznać inną kulturę i kraj. Wypowiedź niczym z reklamy wyjazdów zagranicznych, próbujących zachęcić ludzi do wydania trochę kasy. Może i faktycznie to był powód emigracji chłopaka, ale sformułowanie tego w ten sposób wywołało w Niklasie lekką dezaprobatę. W końcu Kanada leżała daleko, dużo dalej niż inne kraje wokół Azji, a sam wyjazd wiązał się z wieloma formalnościami i wielkim zamieszaniem. Eschenbach pewnie nigdy nie wylądowałby w tym miejscu, gdyby nie wielka miłość jego mamy z Kanadyjczykiem o zamiłowaniu do niemieckiego i kilku innych zbiegów okoliczności. Chińczycy tak po prostu sobie podróżowali, zupełnie bezproblemowo. Oczywiście białowłosy mógł też nie chcieć wchodzić w szczegóły i rzucił łatwą do powiedzenia, wyuczoną angielską frazą, byle mieć spokój. Nieistotne było ostateczną myślą, która sprawiała, że żadne z podobnych zdań nie opuściły jego ust, pozostawiając Kaku samego. Idealnie, skoro tamten i tak postanowił się błyskawicznie zmyć.
- Niestety tylko drink z tą nazwą jest przeznaczony dla ciebie – odparł niewzruszony, powoli traktując zachowanie Nylesa jako całkowicie naturalną część jego osobowości. To też mniej więcej tłumaczyłoby, czemu reszta paczki potrafiła go znosić i nie irytować się każdym wyjściem z nim w miejsce publiczne. Jeszcze bardziej zastanawiające było, jak znosił to Ray, który pomimo stwarzanych pozorów, faktycznie perfekcyjnie rejestrował, co się działo. Eschenbachowi wystarczyła jedna sytuacja, by to doskonale zapamiętał, nawet jeśli ciągle odczuwał, że mogło być inaczej. A Nyles? Działał prawdopodobnie na innych warunkach niż inni.
- Teoretycznie dopóki ludzie nie wykruszą się całkowicie, czyli… - Szybko ogarnął wzrokiem jednostki znajdujące się w okolicy baru; bliższa garstka widocznie zamierzała jeszcze coś zamówić i czekała na swoją kolej, trochę dalej małe grupki rozmawiały bardziej lub mniej żywo, a w tle dało się dostrzec ludzi w większości uciekających z imprezy. - … jeszcze trochę – skończył, podobnie jak reszta barmanów już lekko zmęczona wszystkimi tymi alkoholowymi zabawami. W końcu stanie cały czas za barem potrafiło być całkiem wyczerpujące. - Zawsze możecie kontynuować świętowanie końca lata gdzieś indziej, bez hawajskich klimatów. Choć w sumie jak zabierzecie kwiaty, to prawie będzie to samo – uznał i wskazał na podwójny zestaw hawajskich naszyjników na Nylesie, który prawdopodobnie zdobył od Raya, skoro tamten nienagannie prezentował się w ciemnych ciuchach od stóp do głów. Czerń ci pasuje.
- Niestety tylko drink z tą nazwą jest przeznaczony dla ciebie – odparł niewzruszony, powoli traktując zachowanie Nylesa jako całkowicie naturalną część jego osobowości. To też mniej więcej tłumaczyłoby, czemu reszta paczki potrafiła go znosić i nie irytować się każdym wyjściem z nim w miejsce publiczne. Jeszcze bardziej zastanawiające było, jak znosił to Ray, który pomimo stwarzanych pozorów, faktycznie perfekcyjnie rejestrował, co się działo. Eschenbachowi wystarczyła jedna sytuacja, by to doskonale zapamiętał, nawet jeśli ciągle odczuwał, że mogło być inaczej. A Nyles? Działał prawdopodobnie na innych warunkach niż inni.
- Teoretycznie dopóki ludzie nie wykruszą się całkowicie, czyli… - Szybko ogarnął wzrokiem jednostki znajdujące się w okolicy baru; bliższa garstka widocznie zamierzała jeszcze coś zamówić i czekała na swoją kolej, trochę dalej małe grupki rozmawiały bardziej lub mniej żywo, a w tle dało się dostrzec ludzi w większości uciekających z imprezy. - … jeszcze trochę – skończył, podobnie jak reszta barmanów już lekko zmęczona wszystkimi tymi alkoholowymi zabawami. W końcu stanie cały czas za barem potrafiło być całkiem wyczerpujące. - Zawsze możecie kontynuować świętowanie końca lata gdzieś indziej, bez hawajskich klimatów. Choć w sumie jak zabierzecie kwiaty, to prawie będzie to samo – uznał i wskazał na podwójny zestaw hawajskich naszyjników na Nylesie, który prawdopodobnie zdobył od Raya, skoro tamten nienagannie prezentował się w ciemnych ciuchach od stóp do głów. Czerń ci pasuje.
Westchnął cicho, obracając się nieznacznie w stronę Niklasa.
— Nie daj się wkręcić w te jego teksty. Nawet nie wiesz ile razy ludzie odmawiali mu w sposób podobny do ciebie, by koniec końców polubić całe to adorowanie i zakochać się w nim bez pamięci. Tymczasem ten pacan — uniósł dłoń ze szklanką wskazując tym samym na Hendersona — w rzeczywistości nic sobie z tego nie robi.
Ciemnowłosy wyraźnie się oburzył, z początku nawet nie wiedząc co powiedzieć. Upił kilka łyków alkoholu, zupełnie jakby dzięki temu jego umysł miał nabrać ponownej pewności siebie i udzielić odpowiedniej informacji zwrotnej. Zresztą, chyba zadziałało.
— To już nie moja wina. Zawsze informuję, że jestem zajęty. Co nie znaczy, że nie potrafię docenić walorów kogoś innego — odsłonił zęby w wesołym uśmiechu, obracając się ku barmanowi. W takich momentach naprawdę szło się zastanawiać jak na to wszystko reagował jego chłopak. Zaufanie między nimi musiało być naprawdę olbrzymie, skoro mimo nieustannych flirtów, Nyles nijak nie zmieniał swojego zachowania - ale też faktycznie nigdy nie wykazywał większych przejawów chęci zdradzenia swojego partnera. Z drugiej strony ciężko było powiedzieć, by Henderson od początku jakkolwiek krył się ze swoim charakterem, więc... widziały gały co brały?
— Gdybyś poświęcił połowę energii do flirtów na treningi...
— Lalalalala — fałsz ze strony Hendersona skutecznie uciął dalszą wypowiedź wyraźnie niezadowolonego Jenkinsa. Jego uwagę przykuło jednak coś innego, mimowolnie zmuszając go do przesunięcia się w bok. Ray uniósł nieznacznie głowę do góry, widząc jak nachyla się nad nim, szepcząc mu coś do ucha, acz nieustannie zachowywał nieco większą odległość.
Biorąc pod uwagę fakt, że zaraz jego twarz wykrzywiło niezadowolenie, wątpliwym było by uzyskał jakąkolwiek odpowiedź. Minyard spojrzał na niego kątem oka, bez jakiegokolwiek wyrazu. Vance wytrzymał jego spojrzenie przez kilkanaście długich sekund, nim w końcu powoli się wycofał, wypowiadając jeszcze dwa ciche słowa. Jessie mimo że nie patrzył w ich kierunku, zdawał się nieznacznie przechylić na bok. Akcja ta nie skończyła się jakimkolwiek dialogiem.
— Taak, tak pewnie zrobimy — nic dziwnego, że to Nyles przerwał względnie panującą ciszę, szarpiąc palcami wolnej ręki zawieszone na szyi kwiaty. Jego wzrok od czasu do czasu uciekał w stronę nieruchomego Raya.
— Dopijajcie i się zbieramy.
Chłodny, stanowczy głos Vance'a zdecydowanie nie brzmiał w tym momencie jakby był w nastroju do jakichkolwiek żartów. Pewnie dlatego nawet Henderson nie zaprotestował i westchnął cicho pijąc swój przydział.
— Hej, ale nie zrezygnowałeś z pracy w Koerner, co? — zapytał nagle, wyraźnie łącząc ze sobą fakty. W końcu niektórzy przerzucali się ze stałego miejsca pracy na eventy, wiedząc że byli w stanie zarobić na nich grube pieniądze i przy okazji nie wymagało to od nich aż tak wielkiego nakładu czasu. Nie chciałby stracić swojego ulubionego barmana na rzecz plażowych imprez!
— Nie daj się wkręcić w te jego teksty. Nawet nie wiesz ile razy ludzie odmawiali mu w sposób podobny do ciebie, by koniec końców polubić całe to adorowanie i zakochać się w nim bez pamięci. Tymczasem ten pacan — uniósł dłoń ze szklanką wskazując tym samym na Hendersona — w rzeczywistości nic sobie z tego nie robi.
Ciemnowłosy wyraźnie się oburzył, z początku nawet nie wiedząc co powiedzieć. Upił kilka łyków alkoholu, zupełnie jakby dzięki temu jego umysł miał nabrać ponownej pewności siebie i udzielić odpowiedniej informacji zwrotnej. Zresztą, chyba zadziałało.
— To już nie moja wina. Zawsze informuję, że jestem zajęty. Co nie znaczy, że nie potrafię docenić walorów kogoś innego — odsłonił zęby w wesołym uśmiechu, obracając się ku barmanowi. W takich momentach naprawdę szło się zastanawiać jak na to wszystko reagował jego chłopak. Zaufanie między nimi musiało być naprawdę olbrzymie, skoro mimo nieustannych flirtów, Nyles nijak nie zmieniał swojego zachowania - ale też faktycznie nigdy nie wykazywał większych przejawów chęci zdradzenia swojego partnera. Z drugiej strony ciężko było powiedzieć, by Henderson od początku jakkolwiek krył się ze swoim charakterem, więc... widziały gały co brały?
— Gdybyś poświęcił połowę energii do flirtów na treningi...
— Lalalalala — fałsz ze strony Hendersona skutecznie uciął dalszą wypowiedź wyraźnie niezadowolonego Jenkinsa. Jego uwagę przykuło jednak coś innego, mimowolnie zmuszając go do przesunięcia się w bok. Ray uniósł nieznacznie głowę do góry, widząc jak nachyla się nad nim, szepcząc mu coś do ucha, acz nieustannie zachowywał nieco większą odległość.
Biorąc pod uwagę fakt, że zaraz jego twarz wykrzywiło niezadowolenie, wątpliwym było by uzyskał jakąkolwiek odpowiedź. Minyard spojrzał na niego kątem oka, bez jakiegokolwiek wyrazu. Vance wytrzymał jego spojrzenie przez kilkanaście długich sekund, nim w końcu powoli się wycofał, wypowiadając jeszcze dwa ciche słowa. Jessie mimo że nie patrzył w ich kierunku, zdawał się nieznacznie przechylić na bok. Akcja ta nie skończyła się jakimkolwiek dialogiem.
— Taak, tak pewnie zrobimy — nic dziwnego, że to Nyles przerwał względnie panującą ciszę, szarpiąc palcami wolnej ręki zawieszone na szyi kwiaty. Jego wzrok od czasu do czasu uciekał w stronę nieruchomego Raya.
— Dopijajcie i się zbieramy.
Chłodny, stanowczy głos Vance'a zdecydowanie nie brzmiał w tym momencie jakby był w nastroju do jakichkolwiek żartów. Pewnie dlatego nawet Henderson nie zaprotestował i westchnął cicho pijąc swój przydział.
— Hej, ale nie zrezygnowałeś z pracy w Koerner, co? — zapytał nagle, wyraźnie łącząc ze sobą fakty. W końcu niektórzy przerzucali się ze stałego miejsca pracy na eventy, wiedząc że byli w stanie zarobić na nich grube pieniądze i przy okazji nie wymagało to od nich aż tak wielkiego nakładu czasu. Nie chciałby stracić swojego ulubionego barmana na rzecz plażowych imprez!
Zakochanie bez pamięci w Nylesie brzmiało Niklasowi obco, niemniej bez większych trudności potrafił zrozumieć, czemu część osób mogła być zauroczona jego postacią. Piękne teksty, ciągłe skupienie uwagi na sobie, w dodatku obstawiony trójką innych mężczyzn. Przy tym fakt bycia Nylesa w związku schodził na dalszy plan, zwłaszcza jeśli ten w bezceremonialnie wyrywał wszystko, co się ruszało. Jednak nawet teoretyczna wizja związania się z Nylesem nie prezentowała się w różowych barwach, więc Eschenbachowi ciężko było wyłapać, co oprócz połechatnia samooceny, przyciągało do Nylesa. Chyba, że przejawiał się tu syndrom uwielbienia do wesołych chłopców i… to wystarczało.
Zwracanie ciągłej uwagi na ich czwórkę było niemożliwością, jednak z drugiej strony zmianę jaką wywołał Ray, trudno pominąć. Milczący cień jedną reakcją zdawał się jednoznacznie rozstrzygać wszystko. Co dobitnie przypomniało Niklasowi o Minyardzie i tłuczącym się gdzieś w głowie Mniej typowe propozycje? Z każdym kolejnym spotkaniem czwórki nabierał pewności, że ciemnowłosemu nie dało się zaimponować czy wywrzeć wrażenie większe od pozytywnego. Akceptacja brzmiała dużo bardziej adekwatniej. O ile już w ogóle komuś udawało się chociaż na milisekundę przykuć zainteresowanie Raya, ale prawdopodobnie chęć zdobycia od niego jakiejkolwiek aprobaty gubiła większość. Tu działały inne zasady.
- Jeszcze nie – odparł, w końcu nie planował zaprowadzać żadnych zmian w tym aspekcie. Wprawdzie nie musiał pracować, a narzucanie sobie dodatkowych zajęć mogło brzmieć trochę nielogicznie, ale nie zamierzał wiecznie wisieć na czyichś pieniądzach. Wystarczyło mu uczenie się na McGill jako wystarczające zadłużenie, poza tym do pracy w Koerner zdążył przywyknąć. Nawet głośno puszczona muzyka w pewnym momencie przestawała przeszkadzać, a i tak miał ten luksus braku musu przeciskania się wśród spoconych imprezowiczów. - Sądząc po pytaniu, istnieje spora szansa na spotkanie was znowu – rzucił luźno i przesunął się za barem lekko w lewo, gdzie znajdowała się ta część, która pragnęła wypić jeszcze trochę alkoholu. Zakładał, że wkrótce coraz więcej osób pójdzie w ślad za tą czwórką i zmyje się z plaży, nie widząc sensu w dłuższym siedzeniu tutaj. Sam zrobiłby to samo, gdyby nie fakt, że oprócz obsługi pozostawała jeszcze kwestia uporządkowanie mini-baru. Zanim to wykonają, minie trochę czasu, ale ostatecznie i tak pozostawał jeden plus – koniec pracy zbliżał się szybko.
// zt.
Zwracanie ciągłej uwagi na ich czwórkę było niemożliwością, jednak z drugiej strony zmianę jaką wywołał Ray, trudno pominąć. Milczący cień jedną reakcją zdawał się jednoznacznie rozstrzygać wszystko. Co dobitnie przypomniało Niklasowi o Minyardzie i tłuczącym się gdzieś w głowie Mniej typowe propozycje? Z każdym kolejnym spotkaniem czwórki nabierał pewności, że ciemnowłosemu nie dało się zaimponować czy wywrzeć wrażenie większe od pozytywnego. Akceptacja brzmiała dużo bardziej adekwatniej. O ile już w ogóle komuś udawało się chociaż na milisekundę przykuć zainteresowanie Raya, ale prawdopodobnie chęć zdobycia od niego jakiejkolwiek aprobaty gubiła większość. Tu działały inne zasady.
- Jeszcze nie – odparł, w końcu nie planował zaprowadzać żadnych zmian w tym aspekcie. Wprawdzie nie musiał pracować, a narzucanie sobie dodatkowych zajęć mogło brzmieć trochę nielogicznie, ale nie zamierzał wiecznie wisieć na czyichś pieniądzach. Wystarczyło mu uczenie się na McGill jako wystarczające zadłużenie, poza tym do pracy w Koerner zdążył przywyknąć. Nawet głośno puszczona muzyka w pewnym momencie przestawała przeszkadzać, a i tak miał ten luksus braku musu przeciskania się wśród spoconych imprezowiczów. - Sądząc po pytaniu, istnieje spora szansa na spotkanie was znowu – rzucił luźno i przesunął się za barem lekko w lewo, gdzie znajdowała się ta część, która pragnęła wypić jeszcze trochę alkoholu. Zakładał, że wkrótce coraz więcej osób pójdzie w ślad za tą czwórką i zmyje się z plaży, nie widząc sensu w dłuższym siedzeniu tutaj. Sam zrobiłby to samo, gdyby nie fakt, że oprócz obsługi pozostawała jeszcze kwestia uporządkowanie mini-baru. Zanim to wykonają, minie trochę czasu, ale ostatecznie i tak pozostawał jeden plus – koniec pracy zbliżał się szybko.
// zt.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach