▲▼
First topic message reminder :
Jedna z wielu, jakie to znajdziecie. Asfalt bez choćby jednej dziury, chodnik wiecznie zadbany bez choćby jednej ułamanej kostki czy wyrastających spomiędzy szczelin, roślinek. Po obu stronach wielkie, wspaniałe domy, wszystko świetnie strzeżone... Wszystko jest takie, jak można się tego spodziewać w bogatej dzielnicy.
Każdy, kto nie ma na sobie stroju za kilka stów, nie potrafi chodzić z wielką dumą albo nie ma drogiego samochodu, może zwracać tu na siebie uwagę. W te strony zwyczajnie nie zapuszczają się osoby, które tu nie mieszkają, chyba, że mają ku temu jakiś wyraźny powód.
Jedna z wielu, jakie to znajdziecie. Asfalt bez choćby jednej dziury, chodnik wiecznie zadbany bez choćby jednej ułamanej kostki czy wyrastających spomiędzy szczelin, roślinek. Po obu stronach wielkie, wspaniałe domy, wszystko świetnie strzeżone... Wszystko jest takie, jak można się tego spodziewać w bogatej dzielnicy.
Każdy, kto nie ma na sobie stroju za kilka stów, nie potrafi chodzić z wielką dumą albo nie ma drogiego samochodu, może zwracać tu na siebie uwagę. W te strony zwyczajnie nie zapuszczają się osoby, które tu nie mieszkają, chyba, że mają ku temu jakiś wyraźny powód.
Wszystko toczyło się naprawdę spokojnie, ten jeden raz nikt jej nie zaczepiał, szło zgodnie z planem, wyrabiała się na spokojnie na pociąg...
A wtedy szururu i ciul jak samobójca pod pociągiem, śliczne cudowne autko zostało znokautowane paręnaście metrów przed jej pyskiem, a jego właściciel, który najwyraźniej prawo jazdy znalazł w paczce Cheetosów, wyskoczył z niego i zaczął się drzeć jak zarzynany. No to jak miała przejść obojętnie, kiedy aż się chciało rzucić komentarzem o wygraniu plastiku w zdrapce. O ile w ogóle ten dokument miał, a nie podkosił samochód bogatemu tatusiowi.
Przez to szkalowanie nieznajomego w głowie, kiedy już dotarła do miejsca w którym stał, zabrakło jej błota do rzucania, więc zwyczajnie zacmokała i pokręciła głową z politowaniem.
- Nie płacz, mama kupi nowy :'c
Ta. Absolutna. Kpina.
A wtedy szururu i ciul jak samobójca pod pociągiem, śliczne cudowne autko zostało znokautowane paręnaście metrów przed jej pyskiem, a jego właściciel, który najwyraźniej prawo jazdy znalazł w paczce Cheetosów, wyskoczył z niego i zaczął się drzeć jak zarzynany. No to jak miała przejść obojętnie, kiedy aż się chciało rzucić komentarzem o wygraniu plastiku w zdrapce. O ile w ogóle ten dokument miał, a nie podkosił samochód bogatemu tatusiowi.
Przez to szkalowanie nieznajomego w głowie, kiedy już dotarła do miejsca w którym stał, zabrakło jej błota do rzucania, więc zwyczajnie zacmokała i pokręciła głową z politowaniem.
- Nie płacz, mama kupi nowy :'c
Ta. Absolutna. Kpina.
Matthew miał hajsu jak lodu. Co więcej, wcale nie musiał ciągnąć go od rodziców. Spadki i kilka odziedziczonych biznesów, które zarabiały na siebie same, sprawiły że nieszczególnie musiał się przejmować czymkolwiek. A już na pewno nie brakiem gotówki w portfelu. Ponadto jego kariera musicalowa rozkwitała na tyle, by i z tego dostawał niemałe kokosy, jednocześnie gwarantując sobie wstęp na najlepsze światowe imprezy. Problem w tym, że wybieranie co rusz nowego samochodu było zwyczajnie upierdliwe i wymagało od niego poświęcenia. Bo przecież nie będzie jeździł byle Volvo jak jakiś obszczymur.
Wtem usłyszał jakiś chujowy komentarz, który sprawił że wcale nie chciało mu się bardziej żyć.
— Jasne, dzięki panienko. Przekażę jej jak następnym razem pójdę ją odwiedzić na cmentarzu — warknął w odpowiedzi nawet nie patrząc w jej stronę. Zamiast tego wstał w końcu z klęczek i wyciągnął telefon z samochodu, by podzielić się wyjątkowo załosną wiadomością z Jakiem tuż przed przejściem przed maskę.
— Jezu widzisz jak się wgniotła? Jak nic pójdzie do kasacji — powiedział jakby nigdy nic, wyraźnie niewiele sobie robiąc z tego, że dziewczyna jeszcze chwilę temu go wyśmiała. Nawet jeśli nadal nie miał czasu spojrzeć w jej kierunku.
Wtem usłyszał jakiś chujowy komentarz, który sprawił że wcale nie chciało mu się bardziej żyć.
— Jasne, dzięki panienko. Przekażę jej jak następnym razem pójdę ją odwiedzić na cmentarzu — warknął w odpowiedzi nawet nie patrząc w jej stronę. Zamiast tego wstał w końcu z klęczek i wyciągnął telefon z samochodu, by podzielić się wyjątkowo załosną wiadomością z Jakiem tuż przed przejściem przed maskę.
— Jezu widzisz jak się wgniotła? Jak nic pójdzie do kasacji — powiedział jakby nigdy nic, wyraźnie niewiele sobie robiąc z tego, że dziewczyna jeszcze chwilę temu go wyśmiała. Nawet jeśli nadal nie miał czasu spojrzeć w jej kierunku.
Ups.
Nic nie odpowiedziała, bo w sumie lepsza taka reakcja niż jakby miał się zamienić w damskiego boksera, ale przepraszać go za nieuprzejmość też nie miała zamiaru. Bo skąd miała wiedzieć, nie znała typa, a mówienie: "przykro mi" nic nie znaczyło w takiej sytuacji, serio. Oklepana formułka. Tak samo nie miała zamiaru się oburzać, bo pewnie sama odpowiedziałaby tak samo, gdyby ktoś dolewał jej oliwy do ognia. No błagam, gdyby chociaż zarysowała swoje własne auto i ktoś by to bezczelnie obśmiał? Zeżarłaby jak lwica antylopę.
Nie zmieniało to faktu, że sama lubiła się tak dopierdzielić, w końcu każdy ma w sobie coś z hipokryty.
- Mnie bardziej ciekawi jak do tego doszło. Aż tak ślisko chyba nie jest - uniosła brwi, nadal trochę kpiącym tonem - choć już mniej, bo jednak pierwsza fala keków minęła - wypluwając te dwa zdania. I dopiero wtedy postawiła torby na ziemi i nachyliła sie nad biednym autkiem. - No, na blacharza dla takiej usterki w takim Porsche wydałbyś tyle, co za nowe auto, więc pozdrawiam.
Nic nie odpowiedziała, bo w sumie lepsza taka reakcja niż jakby miał się zamienić w damskiego boksera, ale przepraszać go za nieuprzejmość też nie miała zamiaru. Bo skąd miała wiedzieć, nie znała typa, a mówienie: "przykro mi" nic nie znaczyło w takiej sytuacji, serio. Oklepana formułka. Tak samo nie miała zamiaru się oburzać, bo pewnie sama odpowiedziałaby tak samo, gdyby ktoś dolewał jej oliwy do ognia. No błagam, gdyby chociaż zarysowała swoje własne auto i ktoś by to bezczelnie obśmiał? Zeżarłaby jak lwica antylopę.
Nie zmieniało to faktu, że sama lubiła się tak dopierdzielić, w końcu każdy ma w sobie coś z hipokryty.
- Mnie bardziej ciekawi jak do tego doszło. Aż tak ślisko chyba nie jest - uniosła brwi, nadal trochę kpiącym tonem - choć już mniej, bo jednak pierwsza fala keków minęła - wypluwając te dwa zdania. I dopiero wtedy postawiła torby na ziemi i nachyliła sie nad biednym autkiem. - No, na blacharza dla takiej usterki w takim Porsche wydałbyś tyle, co za nowe auto, więc pozdrawiam.
Jak do tego doszło? Bo był zbyt zajebisty, ot co. Gdyby filmiki z jego własnym pyskiem tak mocno go nie wciągnęły, nic by się nie stało. Nie żeby mógł się do tego przyznać na głos, jeszcze by go podkablowała na policję. Niby wystarczyło cyk gotóweczkę do rączki i był wolny - a nawet go pod dom podwozili jak taksa - ale wpierw czekałoby go użeranie się z jakimś śmierdzącym bucem w drodze na komisariat. Nie, nie i nie.
— No moja wina, no. Musiałem zostawić kota u weta, powiedzieli że ma raka trzustki — chyba tak się to nazywało? — Nie dość że Sir Meowgton umrze męczeńską śmiercią to jeszcze teraz to. Życie mnie nienawidzi.
Dotknął ostrożnie maski swojego samochodu z płaczliwą miną, nim głęboko westchnął.
— No nic, chyba mnie czeka cyk laweta — stwierdził nim zauważył torby na ziemi. Rany, fuj. Była biedna? Tylko biedni ludzie noszą siaty w rękach, masakra. Nic dziwnego, że była taka wredna i nie rozumiała jego bólu. Biedni ludzie tak mieli. W końcu podniósł na nią wzrok, próbując powstrzymać nadal widniejące na jego ustach skrzywienie.
O kurna, ale loszka. Wyglądała troche jak Sheridan Paige. Jej muzyka nie była zbytnio w jego guście, bo brakowało tam elektro, ale dupa z twarzy taka 9/10.
— Cholera siostro, było krzyczeć że cię anioły z nieba zesłały — tylko jakieś takie kurwa wredne i biedne — zaproponowałbym ci przejażdżkę cobyś toreb nie musiała dźwigać, ale jak widać nawet to mi w życiu nie wyjdzie bo moje auto dymi jak Eyjafjallajökull na Islandii.
— No moja wina, no. Musiałem zostawić kota u weta, powiedzieli że ma raka trzustki — chyba tak się to nazywało? — Nie dość że Sir Meowgton umrze męczeńską śmiercią to jeszcze teraz to. Życie mnie nienawidzi.
Dotknął ostrożnie maski swojego samochodu z płaczliwą miną, nim głęboko westchnął.
— No nic, chyba mnie czeka cyk laweta — stwierdził nim zauważył torby na ziemi. Rany, fuj. Była biedna? Tylko biedni ludzie noszą siaty w rękach, masakra. Nic dziwnego, że była taka wredna i nie rozumiała jego bólu. Biedni ludzie tak mieli. W końcu podniósł na nią wzrok, próbując powstrzymać nadal widniejące na jego ustach skrzywienie.
O kurna, ale loszka. Wyglądała troche jak Sheridan Paige. Jej muzyka nie była zbytnio w jego guście, bo brakowało tam elektro, ale dupa z twarzy taka 9/10.
— Cholera siostro, było krzyczeć że cię anioły z nieba zesłały — tylko jakieś takie kurwa wredne i biedne — zaproponowałbym ci przejażdżkę cobyś toreb nie musiała dźwigać, ale jak widać nawet to mi w życiu nie wyjdzie bo moje auto dymi jak Eyjafjallajökull na Islandii.
Szmaciarz tak gadał, gadał, aż zaczynała mu współczuć. Znaczy, no dobra, odnośnie kota, nie samochodu, bo to nadal jej nie obchodziło. Przynajmniej się grzecznie przyznał, że sam zjebał, więc jakoś postanowiła nie męczyć go więcej chamstwem. Przynajmniej nie świadomie.
- Jakoś to przeżyjesz - parsknęła, wywracając oczami. No jednak kupił to auto "tydzień temu", jak dało się wywnioskować z jego darcia japy, więc albo kupował sobie samochody jak skarpetki, żeby mieć na zapas, albo po prostu już niejedno takie cudo rozpieprzył. I pewnie każde w ten sam sposób. Więc co to dla takiego złotem srającego chłopczyka.
A potem nastąpił przełom, bo łabądź spojrzał na brzydkie kaczątko i zrozumiał, że wcale takie brzydkie i szare nie było. Skrzywiła się na tę wzmiankę o aniołach, westchnęła nawet całkiem ostentacyjnie, a w następnej sekundzie uśmiechnęła się w ten typowy paige'owy sposób. Ten półgębkowy firmowy grymas numer cztery.
- Milo z twojej strony, ale gdybym chciała sobie oszczędzić dźwigania, pojechałabym swoją własną Teslą, kolego ładny - i jakże ślicznie puściła mu oczko w tamtej chwili. - Dasz radę zamówić sobie Ubera czy telefony też tak rozwalasz?
Bo najwyżej sama mu po jakiś transport zadzwoni, jak już marnuje na niego swój cenny czas.
- Jakoś to przeżyjesz - parsknęła, wywracając oczami. No jednak kupił to auto "tydzień temu", jak dało się wywnioskować z jego darcia japy, więc albo kupował sobie samochody jak skarpetki, żeby mieć na zapas, albo po prostu już niejedno takie cudo rozpieprzył. I pewnie każde w ten sam sposób. Więc co to dla takiego złotem srającego chłopczyka.
A potem nastąpił przełom, bo łabądź spojrzał na brzydkie kaczątko i zrozumiał, że wcale takie brzydkie i szare nie było. Skrzywiła się na tę wzmiankę o aniołach, westchnęła nawet całkiem ostentacyjnie, a w następnej sekundzie uśmiechnęła się w ten typowy paige'owy sposób. Ten półgębkowy firmowy grymas numer cztery.
- Milo z twojej strony, ale gdybym chciała sobie oszczędzić dźwigania, pojechałabym swoją własną Teslą, kolego ładny - i jakże ślicznie puściła mu oczko w tamtej chwili. - Dasz radę zamówić sobie Ubera czy telefony też tak rozwalasz?
Bo najwyżej sama mu po jakiś transport zadzwoni, jak już marnuje na niego swój cenny czas.
Przeżyć będzie musiał, w końcu zawsze tak to wyglądało. Gdyby miał umierać za każdym razem, gdy rozjebywał samochód to już dawno pobiłby rekordy żyć wszystkich kotów tego świata. Taka prawda. Nie zamierzał się jednak przyznawać na głos, jedynie wzdychając ciężko na głos. Dobrze, że jego BEST BRO IN DA UNIVERSE zawsze wiedział jak go pocieszyć. Wystarczyła jedna wiadomość od Jake'a i już się poczuł nieco lepiej, bo przecież faktycznie, tydzień to całkiem długo jak na nowy samochód.
— Masz Teslę i wolisz łazić na piechotę? Obciążysz się za bardzo i żylaki ci na nogach wyjdą — powiedział z powątpiewaniem w głosie. No bo seryjnie, że niby było ją stać na Teslę a chodziła na piechotę? Coś mu to śmierdziało i to wcale nie był zapach gazu z jego auta. Był? Ja pierdolę.
Na wszelki wypadek wlazł na chwilę do auta i powąchał kilka razy jego wnętrze by się upewnić. Dobra, fałszywy alarm, wszystko gra.
— Ale wiedziałem że ci się podobam co nie — dorzucił gdy już się wygramolił z powrotem na zewnątrz. Oparł się nonszalancko o drzwi swojej fury, odsłonił te piękne hollywoodzkie zęby i puścił jej oko. Pewnie wyglądałoby to lepiej gdyby nie wgnieciona, dymiąca maska, ale w sumie dodawała nieco dramatyzmu.
— Nie no spoko telefon żyje — Ubera. Wiedział, że jest biedna, lol. W życiu nie wsiadłby do takiej taniochy, skąd miał wiedzieć kto przed nim siedział? Albo wymiotował na tapicerkę, na której opierały się jego nogi. Ohyda.
— Ale miło z twojej strony.
Dodał coby jeszcze pochwalić się swoimi manierami.
— Masz Teslę i wolisz łazić na piechotę? Obciążysz się za bardzo i żylaki ci na nogach wyjdą — powiedział z powątpiewaniem w głosie. No bo seryjnie, że niby było ją stać na Teslę a chodziła na piechotę? Coś mu to śmierdziało i to wcale nie był zapach gazu z jego auta. Był? Ja pierdolę.
Na wszelki wypadek wlazł na chwilę do auta i powąchał kilka razy jego wnętrze by się upewnić. Dobra, fałszywy alarm, wszystko gra.
— Ale wiedziałem że ci się podobam co nie — dorzucił gdy już się wygramolił z powrotem na zewnątrz. Oparł się nonszalancko o drzwi swojej fury, odsłonił te piękne hollywoodzkie zęby i puścił jej oko. Pewnie wyglądałoby to lepiej gdyby nie wgnieciona, dymiąca maska, ale w sumie dodawała nieco dramatyzmu.
— Nie no spoko telefon żyje — Ubera. Wiedział, że jest biedna, lol. W życiu nie wsiadłby do takiej taniochy, skąd miał wiedzieć kto przed nim siedział? Albo wymiotował na tapicerkę, na której opierały się jego nogi. Ohyda.
— Ale miło z twojej strony.
Dodał coby jeszcze pochwalić się swoimi manierami.
Co za ton. Co za paskudny ton patrzącego z góry na zmarnowane podroby kawałka mięsa. Co to w ogóle za porównanie, kek.
- Wolę łazić na piechotę, bo w sobotnie popołudnia na drogę wyjeżdżają osoby twojego pokroju - słusznie i zgodnie z prawdą. - A poza tym łażę, żeby chociaż trochę się ruszać, bo inaczej krawcowe wbiją mi szpilki w tyłek.
W sumie gówno prawda z tymi krawcowymi, ale to był taki heheśmieszek. Mimo wszystko wychodziła z założenia, że skoro jest w południowej części miasta, to wszyskie grube ryby będą siebie nawzajem mniej więcej kojarzyć, a brak pisków z jego strony byl spowodowany właśnie tym, że sam mógł się pochwalić byciem znanym, więc... więc tak sobie zażartowała. Żeby wtopić się w nowobogacki tłum. Bo tak chyba się powinno robić jako morda z okładek gazet, co nie?
- Totalnie, aż wiem, że będę miała z tobą różne fajne sny - czysty sarkazm i jeszcze czystsze teatralne odchrząknięcie za nim idące. Czego chcieć więcej? I no niesamowite, koleś potrafił wykrzesać jakieś lepsze zdania niż pyszczenie i tani podryw (tani jak na takiego platynowego chłopczyka, oczywiście). - Ale no. To radź sobie sam. A tak w ogóle, to Sheridan. Tak w ramach formalności, bo nieskromnie sobie powiem, że pewnie wiesz - i wyciągnęła do niego łapę, samej krindżując na twarzy na to, co właśnie powiedziała. I to naprawdę mocno krindżując.
- Wolę łazić na piechotę, bo w sobotnie popołudnia na drogę wyjeżdżają osoby twojego pokroju - słusznie i zgodnie z prawdą. - A poza tym łażę, żeby chociaż trochę się ruszać, bo inaczej krawcowe wbiją mi szpilki w tyłek.
W sumie gówno prawda z tymi krawcowymi, ale to był taki heheśmieszek. Mimo wszystko wychodziła z założenia, że skoro jest w południowej części miasta, to wszyskie grube ryby będą siebie nawzajem mniej więcej kojarzyć, a brak pisków z jego strony byl spowodowany właśnie tym, że sam mógł się pochwalić byciem znanym, więc... więc tak sobie zażartowała. Żeby wtopić się w nowobogacki tłum. Bo tak chyba się powinno robić jako morda z okładek gazet, co nie?
- Totalnie, aż wiem, że będę miała z tobą różne fajne sny - czysty sarkazm i jeszcze czystsze teatralne odchrząknięcie za nim idące. Czego chcieć więcej? I no niesamowite, koleś potrafił wykrzesać jakieś lepsze zdania niż pyszczenie i tani podryw (tani jak na takiego platynowego chłopczyka, oczywiście). - Ale no. To radź sobie sam. A tak w ogóle, to Sheridan. Tak w ramach formalności, bo nieskromnie sobie powiem, że pewnie wiesz - i wyciągnęła do niego łapę, samej krindżując na twarzy na to, co właśnie powiedziała. I to naprawdę mocno krindżując.
Gwizdnął. No prawie by się poczuł urażony!
— Nie no tak w sumie to masz pecha. Albo szczęście. W weekendy zwykle mnie nie ma, bo pracuję ee... wszędzie, gdzie mnie akurat zawołają. Więc głównie jeżdżę po Riverdale w tygodniu. Akurat tak wyszło, że wracam po wyjątkowo długiej — nawet nie wiesz jak długiej, dziunia — nocy w... czekaj, gdzie my byliśmy?
Odpalił na chwilę Instagrama, na szybko sprawdzając oznaczniki w tagach.
— Calgary. Spoko miejscówka, jeśli nigdy nie byłaś — tylko pilnuj żebyś nie obudziła się nazajutrz w samych gaciach z penisem na klacie, ale tego już jej nie powiedział.
— Nie lepiej skoczyć sobie na siłkę? Mamy kilka zajebistych w Riverdale — sam miał prywatną siłownię u siebie w rezydencji, bo przecież nie będzie patrzył na pocących się grubasów — Chociaż z twoją figurą, pewnie nie musisz już trzaskać przysiadów. Ale jak mi powiesz, że takie cuda robi zasuwanie z siatami to pani, czapki z głów.
Kolejny wyszczerz. Wbrew pozorom z Matta był niesamowicie uśmiechnięty chłopak. Ot po prostu poznali się w obliczu tragedii, od której pękło mu serce.
— W i e d z i a ł e m — jeszcze szerszy uśmiech — Sny są niezłe dopóki się nie zderzysz z rzeczywistością. Ona dopiero potrafi wymieść w kosmos. No, w górę albo w dół. Wiesz czasem marzysz o jakiejś pięknej pannie, którą poznałeś na imprezie, a jak przyjdzie co do czego to zmienia się w Deskę Johnny'ego, jeśli wiesz co mam na myśli.
Puścił jej oczko, widząc jak wyciąga do niego rękę. Wtedy też nastąpił przełom. W życiu nie uściśnie przecież dłoni kogoś biednego. Gdyby wpierw się nie przedstawiła, pewnie spojrzałby na nią ze zdegustowaniem, wsiadł do auta i zadzwonił po tę nieszczęsną lawetę.
Oh my God. Sheridan-fucking-Paige.
A jednak! Uścisnął jej dłoń, nie jakoś szczególnie nachalnie. Więc jednak jeździła Teslą, cwaniara.
— Matthew, Matt, Mattie, jak ci wygodniej. Tak myślałem, że skądś cię znam.
Po prostu myślałem, że wciskasz mi kit, bo zachowywałaś się jak biedaczka. W sumie to nie znał backgroundu życiowego Paige'ówny. Może była jak jakiś superheros, który wychował się jeżdżąc autobusami, taksówkami i jedząc chleb z masłem na śniadanie, dlatego jej tolerancja dla takich rzeczy była dużo wyższa? Cholera, biedna dziewczyna. Aż jej współczuł, że musiała przechodzić przez takie katusze.
— Nie no tak w sumie to masz pecha. Albo szczęście. W weekendy zwykle mnie nie ma, bo pracuję ee... wszędzie, gdzie mnie akurat zawołają. Więc głównie jeżdżę po Riverdale w tygodniu. Akurat tak wyszło, że wracam po wyjątkowo długiej — nawet nie wiesz jak długiej, dziunia — nocy w... czekaj, gdzie my byliśmy?
Odpalił na chwilę Instagrama, na szybko sprawdzając oznaczniki w tagach.
— Calgary. Spoko miejscówka, jeśli nigdy nie byłaś — tylko pilnuj żebyś nie obudziła się nazajutrz w samych gaciach z penisem na klacie, ale tego już jej nie powiedział.
— Nie lepiej skoczyć sobie na siłkę? Mamy kilka zajebistych w Riverdale — sam miał prywatną siłownię u siebie w rezydencji, bo przecież nie będzie patrzył na pocących się grubasów — Chociaż z twoją figurą, pewnie nie musisz już trzaskać przysiadów. Ale jak mi powiesz, że takie cuda robi zasuwanie z siatami to pani, czapki z głów.
Kolejny wyszczerz. Wbrew pozorom z Matta był niesamowicie uśmiechnięty chłopak. Ot po prostu poznali się w obliczu tragedii, od której pękło mu serce.
— W i e d z i a ł e m — jeszcze szerszy uśmiech — Sny są niezłe dopóki się nie zderzysz z rzeczywistością. Ona dopiero potrafi wymieść w kosmos. No, w górę albo w dół. Wiesz czasem marzysz o jakiejś pięknej pannie, którą poznałeś na imprezie, a jak przyjdzie co do czego to zmienia się w Deskę Johnny'ego, jeśli wiesz co mam na myśli.
Puścił jej oczko, widząc jak wyciąga do niego rękę. Wtedy też nastąpił przełom. W życiu nie uściśnie przecież dłoni kogoś biednego. Gdyby wpierw się nie przedstawiła, pewnie spojrzałby na nią ze zdegustowaniem, wsiadł do auta i zadzwonił po tę nieszczęsną lawetę.
Oh my God. Sheridan-fucking-Paige.
A jednak! Uścisnął jej dłoń, nie jakoś szczególnie nachalnie. Więc jednak jeździła Teslą, cwaniara.
— Matthew, Matt, Mattie, jak ci wygodniej. Tak myślałem, że skądś cię znam.
Po prostu myślałem, że wciskasz mi kit, bo zachowywałaś się jak biedaczka. W sumie to nie znał backgroundu życiowego Paige'ówny. Może była jak jakiś superheros, który wychował się jeżdżąc autobusami, taksówkami i jedząc chleb z masłem na śniadanie, dlatego jej tolerancja dla takich rzeczy była dużo wyższa? Cholera, biedna dziewczyna. Aż jej współczuł, że musiała przechodzić przez takie katusze.
Posłuchała tego jego wywodziku na temat jeżdżenia gdzie wlezie, nocy w Calgary, postała jeszcze chwilę w ciszy i, pomimo tego, że słuchała go naprawdę całkiem z uwagą i w sumie podziwiała w środeczku, że mu się chce, swoją odpowiedzią mogłaby go zastrzelić, gdyby faktycznie zależało mu na jej pozytywnej opinii o jego osobie.
- Pecha - sprostowała obojętnie; na tyle obojętnie na ile było ją stać - bo przecież bezczelnie kręciła sobie bekę z niego i jego tekstów. Choć gdyby patrzyła po wyglądzie i stanie konta, to faktycznie mogłaby zagwizdać na widok takiego przystojnego pyska. Ale nie patrzyła. Więc nie gwizdała.
- Nie chce mi się ćwiczyć, dlatego wolę zasuwać z herbatą w łapach i grać w pokemony - wzruszyła ramionami, w zasadzie wypowiadając się całkiem zgodnie z prawdą. I czy on sobie teraz żartował, czy naprawdę nie rozumiał, że napluła na niego kolejną warstwę sarkazmu? Co za absolutny dzikus. Oczy jej prawie wnętrze czaszki polizały, gdy znowu nimi wywróciła, szczędząc sobie odpowiedzi. Ale! Jednak się połowicznie uśmiechała, więc nie uważała go już za kompletnie żałosnego!
Matthew? Zatrzymała się w czasie na jakiś ułamek sekundy. To było dość...
- Brzmi jak całkiem przeciętne imię dla nieprzeciętnego buraka - kolejne wyzywające spojrzenie. Szerydun Pejcz próbowała być dziś sewydż w swoim typowo żałosnym stylu. - Nie no, żartuję. I też mi gdzieś świta twoja mordka, ale nie wiem, gdzie. A jeśli powiesz, że w moich snach, to uwierz, że puszki z herbatami zostawiają siniaki.
- Pecha - sprostowała obojętnie; na tyle obojętnie na ile było ją stać - bo przecież bezczelnie kręciła sobie bekę z niego i jego tekstów. Choć gdyby patrzyła po wyglądzie i stanie konta, to faktycznie mogłaby zagwizdać na widok takiego przystojnego pyska. Ale nie patrzyła. Więc nie gwizdała.
- Nie chce mi się ćwiczyć, dlatego wolę zasuwać z herbatą w łapach i grać w pokemony - wzruszyła ramionami, w zasadzie wypowiadając się całkiem zgodnie z prawdą. I czy on sobie teraz żartował, czy naprawdę nie rozumiał, że napluła na niego kolejną warstwę sarkazmu? Co za absolutny dzikus. Oczy jej prawie wnętrze czaszki polizały, gdy znowu nimi wywróciła, szczędząc sobie odpowiedzi. Ale! Jednak się połowicznie uśmiechała, więc nie uważała go już za kompletnie żałosnego!
Matthew? Zatrzymała się w czasie na jakiś ułamek sekundy. To było dość...
- Brzmi jak całkiem przeciętne imię dla nieprzeciętnego buraka - kolejne wyzywające spojrzenie. Szerydun Pejcz próbowała być dziś sewydż w swoim typowo żałosnym stylu. - Nie no, żartuję. I też mi gdzieś świta twoja mordka, ale nie wiem, gdzie. A jeśli powiesz, że w moich snach, to uwierz, że puszki z herbatami zostawiają siniaki.
— Jak sobie chcesz skarbie, wiedz tylko że od takiej negatywności szybciej się starzejesz. Porobią ci się zmarszczki na tej ślicznej buźce i bedziesz musiała aplikować kolagen w strzykawach jak narkoman — wyszczerzył się bezczelnie w odpowiedzi na jej równie bezczelne zagrywki. Chyba nie myślała, że jej przepuści tylko dlatego że była ładna? Koleżanki koleżankami, ale szanujmy się.
— A no... spoko. Każdy ma swoje zainteresowania i tak dalej co nie — boże, serio grała w Pokemony? Jaki wstyd. Przecież to gra dla dzieci. W sensie spoko jak idziesz ze znajomymi i gracie kręcąc z tego niezłą bekę, ale samemu to takie trochę załosne i przykre. Rzecz jasna nie dał po sobie poznać, że jej współczuje bo jeszcze by się obraziła.
— No rodzice nie chcieli by cała ta biedota czuła się aż tak zgnieciona moją zajebistością, więc chociaż imię dali mi normalne. Dzięki bogu, bo mógłbym się nazywać Nathaniel albo Brian — uniósł brew ku górze, przez chwilę kontemplując nad podobną tragedią. Wyciągnął telefon, by napisać kilka wiadomości i przy okazji znaleźć w googlach numer do jakiegoś laweciarza.
— Belle, est-ce le diable qui s'est incarné en elle, pour détourner mes yeux du Dieu éternel. Qui a mis dans mon être ce désir charnel, pour m'empêcher de regarder vers le Ciel — zaśpiewał w odpowiedzi nieszczególnie przejmując się tym, że byli na środku ulicy. A trzeba było przyznać, że co jak co, ale śpiewać to on potrafił. Nic dziwnego, skoro koleś zarabiał swoim głosem olbrzymie sumy każdego dnia. Do tego stopnia, że ludzie byli w stanie odpuszczać mu jego ekscentryczny charakter.
— Matthew L'Aubespine, kłaniam się. Aktor musicalowy, mój pysk wisi na połowie plakatów w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, jeśli rzecz jasna zwracasz uwagę na takie rzeczy jak musicale. Choć nie będę czuł się urażony, jeśli zwyczajnie wolisz styl gry Justina Biebera czy Jonas Brothers. Musicale mają swoje określone grono odbiorców — wzruszył ramionami nieszczególnie przejęty. Taka prawda. Ostatnimi czasy i tak coraz więcej młodych zaczynało się nimi interesować, ale jednak większość wolała poskakać do czegoś głupiego i drzeć ryja "FUCK HER IN DA PUSS, MAKE SOME RANDOM FUSS". Sam tak robił jak chodził na imprezy. Wykręcił w końcu odpowiedni numer i podniósł na nią wzrok z uśmiechem, który mimo wszystko sugerował, by przez chwilę nic do niego nie mówiła.
— Dzień dobry, potrzebuję lawety na skrzyżowanie ulic (...)
— A no... spoko. Każdy ma swoje zainteresowania i tak dalej co nie — boże, serio grała w Pokemony? Jaki wstyd. Przecież to gra dla dzieci. W sensie spoko jak idziesz ze znajomymi i gracie kręcąc z tego niezłą bekę, ale samemu to takie trochę załosne i przykre. Rzecz jasna nie dał po sobie poznać, że jej współczuje bo jeszcze by się obraziła.
— No rodzice nie chcieli by cała ta biedota czuła się aż tak zgnieciona moją zajebistością, więc chociaż imię dali mi normalne. Dzięki bogu, bo mógłbym się nazywać Nathaniel albo Brian — uniósł brew ku górze, przez chwilę kontemplując nad podobną tragedią. Wyciągnął telefon, by napisać kilka wiadomości i przy okazji znaleźć w googlach numer do jakiegoś laweciarza.
— Belle, est-ce le diable qui s'est incarné en elle, pour détourner mes yeux du Dieu éternel. Qui a mis dans mon être ce désir charnel, pour m'empêcher de regarder vers le Ciel — zaśpiewał w odpowiedzi nieszczególnie przejmując się tym, że byli na środku ulicy. A trzeba było przyznać, że co jak co, ale śpiewać to on potrafił. Nic dziwnego, skoro koleś zarabiał swoim głosem olbrzymie sumy każdego dnia. Do tego stopnia, że ludzie byli w stanie odpuszczać mu jego ekscentryczny charakter.
— Matthew L'Aubespine, kłaniam się. Aktor musicalowy, mój pysk wisi na połowie plakatów w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, jeśli rzecz jasna zwracasz uwagę na takie rzeczy jak musicale. Choć nie będę czuł się urażony, jeśli zwyczajnie wolisz styl gry Justina Biebera czy Jonas Brothers. Musicale mają swoje określone grono odbiorców — wzruszył ramionami nieszczególnie przejęty. Taka prawda. Ostatnimi czasy i tak coraz więcej młodych zaczynało się nimi interesować, ale jednak większość wolała poskakać do czegoś głupiego i drzeć ryja "FUCK HER IN DA PUSS, MAKE SOME RANDOM FUSS". Sam tak robił jak chodził na imprezy. Wykręcił w końcu odpowiedni numer i podniósł na nią wzrok z uśmiechem, który mimo wszystko sugerował, by przez chwilę nic do niego nie mówiła.
— Dzień dobry, potrzebuję lawety na skrzyżowanie ulic (...)
No właśnie nie szanujmy. Kek. Ale prychnęła na ten tekst o strzykawach, nawet całkiem rozbawiona! Niesamowita sprawa, zupełnie jakby się przestraszyła i uśmiechała tylko z tego powodu.
"Dzięki bogu, bo mógłbym się nazywać Nathaniel albo Brian."
- Dobra, żarty żartami, ale jakby koleś z twarzą jakiegoś typowego Alastaira czy Atticusa miał na imię Brian, to skisłabym na cały głos i nie przejmowała się niczym - bo przecież już teraz ledwo powstrzymywała chichot, co było bardzo oczywiste i widoczne - oczy jej nawet od tego łzawiły, a policzki poczerwieniały jakby jej organizm nie wiedział czy właśnie wstrzymuje oddech czy siedzi w saunie. Cokolwiek to miało znaczyć.
I dobra, dobiło ją typowe sudden realisation, kiedy otworzył pysk w pożytecznym jak na siebie celu. Nie zaświeciły jej oczy, nie zaczęła mu przyklaskiwać, nie śpiewała razem z nim jak w filmie Disneya, tylko zrobiła minę w stylu: NO JASNE, TO ON, LOL. Paige nie była jakąś wielką fanką musicali, ale jednak raz, że nadal szanowała, a dwa, że trzeba było sprawdzić każdy grunt artystyczny, żeby samego siebie artystą nazywać. Przynajmniej w jej skromnej opinii.
- Nie jestem jakoś super na bieżąco, ale zdarzyło mi się skoczyć na spektakl czy dwa - no przecież nie będzie łżeć, że widziała wszystko i pamiętała wszystko, bo to byłoby śmierdzące kłamstwo i zaraz by wyszło na jaw.
A potem musiała zamilknąć i, w sumie, już chciała się powoli zebrać, ale uznała, że zmycie się podczas jego telefonicznej rozmowy bez porządnego pożegnania będzie nieco nie na miejscu. Dlatego grzecznie zaczekała, aż ta pchełka skończy, i dopiero wtedy uśmiechnęła się łagodnie, podnosząc te swoje torbiszcza z ziemi.
- Cóż, miło było cię poznać, koleżko, ale pies mi się sam nie wyprowadzi a koty nie nakarmią - urwała na chwilę, jakby sobie przypomniała, że skoro jego kot ma domniemanego raka, to może nie powinna wspominać o własnych. To jednak mogło przypominać mu o biednym czworonogu. - Powodzenia z Sir Meowgtonem... czy... czy coś? |: - tu wstaw najbardziej awkward wyciągnięcie ręki, bo poczuła, że serio zjebała atmosferę.
zt.
"Dzięki bogu, bo mógłbym się nazywać Nathaniel albo Brian."
- Dobra, żarty żartami, ale jakby koleś z twarzą jakiegoś typowego Alastaira czy Atticusa miał na imię Brian, to skisłabym na cały głos i nie przejmowała się niczym - bo przecież już teraz ledwo powstrzymywała chichot, co było bardzo oczywiste i widoczne - oczy jej nawet od tego łzawiły, a policzki poczerwieniały jakby jej organizm nie wiedział czy właśnie wstrzymuje oddech czy siedzi w saunie. Cokolwiek to miało znaczyć.
I dobra, dobiło ją typowe sudden realisation, kiedy otworzył pysk w pożytecznym jak na siebie celu. Nie zaświeciły jej oczy, nie zaczęła mu przyklaskiwać, nie śpiewała razem z nim jak w filmie Disneya, tylko zrobiła minę w stylu: NO JASNE, TO ON, LOL. Paige nie była jakąś wielką fanką musicali, ale jednak raz, że nadal szanowała, a dwa, że trzeba było sprawdzić każdy grunt artystyczny, żeby samego siebie artystą nazywać. Przynajmniej w jej skromnej opinii.
- Nie jestem jakoś super na bieżąco, ale zdarzyło mi się skoczyć na spektakl czy dwa - no przecież nie będzie łżeć, że widziała wszystko i pamiętała wszystko, bo to byłoby śmierdzące kłamstwo i zaraz by wyszło na jaw.
A potem musiała zamilknąć i, w sumie, już chciała się powoli zebrać, ale uznała, że zmycie się podczas jego telefonicznej rozmowy bez porządnego pożegnania będzie nieco nie na miejscu. Dlatego grzecznie zaczekała, aż ta pchełka skończy, i dopiero wtedy uśmiechnęła się łagodnie, podnosząc te swoje torbiszcza z ziemi.
- Cóż, miło było cię poznać, koleżko, ale pies mi się sam nie wyprowadzi a koty nie nakarmią - urwała na chwilę, jakby sobie przypomniała, że skoro jego kot ma domniemanego raka, to może nie powinna wspominać o własnych. To jednak mogło przypominać mu o biednym czworonogu. - Powodzenia z Sir Meowgtonem... czy... czy coś? |: - tu wstaw najbardziej awkward wyciągnięcie ręki, bo poczuła, że serio zjebała atmosferę.
zt.
Ona mogła chichot powstrzymywać, ale Matthew nie zamierzał. Wybuchł śmiechem na głos, rżąc w najlepsze, gdy wyobrażał sobie przedstawioną przez nią wizję.
— Ty no ale z drugiej strony wyobraź sobie jak idziesz czasem na taki bankiet i koleś z ultra poważną miną - i kijem w dupie - przedstawia ci się wysokim głosem nieskalanym męskością "Witaj, jestem Bernard". Albo inny Magnar, przecież to zgnić idzie — widzicie to iks de wyrysowane na jego ryju?
Teraz to mógł się swobodnie śmiać, a tak to trzeba było zachować powagę.
— Gdyby ci się kiedyś zachciało rzuć mi PMką na Instagramie. Załatwi się jakiś darmowy bilet koleżance nie do końca po fachu. @THAT.HANDSOME.FUCKER łatwo zapamiętać, po prostu wpiszesz w wyszukiwarkę trzy pierwsze słowa, które przychodzą ci do głowy, gdy o mnie myślisz i bam — udał że niby strzela do niej z pistoletu, by podkreślić nieco swoją prześmieszną w jego mniemaniu zagrywkę. Skończył więc gadać przez telefon, w sumie nieco zdziwiony że dziewczyna nadal tu stała.
— Sure thing, sis. Powodzenia z torbami — powiedział kompletnie nieprzejęty. Musiał powoli zacząć tu wszystko ogarniać, bo jak mu zakoszą furę to już niczego z niej nie wyciągnie. W sumie może Jake po niego podjedzie? Czemu wcześniej na to nie wpadł? Przecież kto jak kto, ale własny brat w potrzebie go nie zostawie.
— Z kim? A tak, dzięki. Przekażę. Kupię mu jakiegoś tuńczyka czy coś żeby poczuł twoje wsparcie — uścisnął jej dłoń kompletnie nieprzejęty, że prawie zapomniał o własnym kicie z kotem. Zamiast tego wsiadł do auta i wycofał nieco, czując jak jego serce rozpada się na miliard kawałków, gdy nieszczęsna maska i rejestracja zazgrzytały o beton, a pęknięte światła rozsypały się po ziemi.
Potem zostały mu już tylko wiadomości z Jakiem i czekanie na laweciarza, który uratuje jego byłą brykę z tej okrutnej tragedii. Będzie za nią tęsknił.
— Ty no ale z drugiej strony wyobraź sobie jak idziesz czasem na taki bankiet i koleś z ultra poważną miną - i kijem w dupie - przedstawia ci się wysokim głosem nieskalanym męskością "Witaj, jestem Bernard". Albo inny Magnar, przecież to zgnić idzie — widzicie to iks de wyrysowane na jego ryju?
Teraz to mógł się swobodnie śmiać, a tak to trzeba było zachować powagę.
— Gdyby ci się kiedyś zachciało rzuć mi PMką na Instagramie. Załatwi się jakiś darmowy bilet koleżance nie do końca po fachu. @THAT.HANDSOME.FUCKER łatwo zapamiętać, po prostu wpiszesz w wyszukiwarkę trzy pierwsze słowa, które przychodzą ci do głowy, gdy o mnie myślisz i bam — udał że niby strzela do niej z pistoletu, by podkreślić nieco swoją prześmieszną w jego mniemaniu zagrywkę. Skończył więc gadać przez telefon, w sumie nieco zdziwiony że dziewczyna nadal tu stała.
— Sure thing, sis. Powodzenia z torbami — powiedział kompletnie nieprzejęty. Musiał powoli zacząć tu wszystko ogarniać, bo jak mu zakoszą furę to już niczego z niej nie wyciągnie. W sumie może Jake po niego podjedzie? Czemu wcześniej na to nie wpadł? Przecież kto jak kto, ale własny brat w potrzebie go nie zostawie.
— Z kim? A tak, dzięki. Przekażę. Kupię mu jakiegoś tuńczyka czy coś żeby poczuł twoje wsparcie — uścisnął jej dłoń kompletnie nieprzejęty, że prawie zapomniał o własnym kicie z kotem. Zamiast tego wsiadł do auta i wycofał nieco, czując jak jego serce rozpada się na miliard kawałków, gdy nieszczęsna maska i rejestracja zazgrzytały o beton, a pęknięte światła rozsypały się po ziemi.
Potem zostały mu już tylko wiadomości z Jakiem i czekanie na laweciarza, który uratuje jego byłą brykę z tej okrutnej tragedii. Będzie za nią tęsknił.
― Za czterysta metrów miejsce docelowe będzie po lewej stronie.
Trudno było nie zwrócić uwagi na białe porsche, sunące ulicami miasta, gdy spodziewano się, że kierowca za kółkiem postanowi szybko pomknąć przed siebie i zniknąć za najbliższym zakrętem. Pojazd sunął powoli, przez co wydawało się, że prowadząca go osoba kompletnie nie wykorzystywała potencjału tego, co znajdowało się pod maską. Z drugiej strony poruszenie przechodzących chodnikiem ludzi mogło być przyczyną tego, że oto kolejny debil w drogim samochodzie zbliżał się do miejsca, w którym jeszcze niecałą godzinę temu doszło do wypadku. Możliwe, że był bliski wjebania się w tę samą doniczkę, zwłaszcza że zamiast w pełni skupić się na drodze, wodził wzrokiem po poboczu, jakby szukał sensacji, którą uda mu się przebić poprzednika.
Jake niespecjalnie przejmował się tym, co siedziało w głowach ludzi. W zasadzie prawie nie zwracał uwagi na rzucane mu spojrzenia, nawet jeśli niektóre z nich były wyjątkowo mało dyskretne. Był aż nazbyt skupiony na tym, by w tłumie tego całego plebsu odnaleźć swojego najlepszego kumpla, który pozbawiony drogiego wozu, musiał niezależnie od swojej woli zlewać się z otoczeniem, jak ten typ po drugiej stronie ulicy, który właśnie zamawiał taksówkę, korzystając ze swojego podstarzałego telefonu.
Matthew miał sporo szczęścia, że znali się na tyle dobrze, by nie był w stanie zignorować jego gęby w otoczeniu innych ludzi. Zresztą ktoś kiedyś stwierdził, że ich przyjaźń przetrwałaby nawet biedę, choć na ten moment uważali ją za śmiertelną chorobę.
Samochód zatrzymał się tuż przy krawężniku, a szyba zsunęła się niżej. Jakaś dziewczyna mimowolnie przystanęła, jakby liczyła na to, że zaraz zostanie zapytana o drogę, jednak Raven nawet nie spojrzał w jej stronę. W końcu miał przed sobą lepszą partię.
― Hej, mały. Dasz się przewieźć czy trzeba z tobą chodzić?
Trudno było nie zwrócić uwagi na białe porsche, sunące ulicami miasta, gdy spodziewano się, że kierowca za kółkiem postanowi szybko pomknąć przed siebie i zniknąć za najbliższym zakrętem. Pojazd sunął powoli, przez co wydawało się, że prowadząca go osoba kompletnie nie wykorzystywała potencjału tego, co znajdowało się pod maską. Z drugiej strony poruszenie przechodzących chodnikiem ludzi mogło być przyczyną tego, że oto kolejny debil w drogim samochodzie zbliżał się do miejsca, w którym jeszcze niecałą godzinę temu doszło do wypadku. Możliwe, że był bliski wjebania się w tę samą doniczkę, zwłaszcza że zamiast w pełni skupić się na drodze, wodził wzrokiem po poboczu, jakby szukał sensacji, którą uda mu się przebić poprzednika.
Jake niespecjalnie przejmował się tym, co siedziało w głowach ludzi. W zasadzie prawie nie zwracał uwagi na rzucane mu spojrzenia, nawet jeśli niektóre z nich były wyjątkowo mało dyskretne. Był aż nazbyt skupiony na tym, by w tłumie tego całego plebsu odnaleźć swojego najlepszego kumpla, który pozbawiony drogiego wozu, musiał niezależnie od swojej woli zlewać się z otoczeniem, jak ten typ po drugiej stronie ulicy, który właśnie zamawiał taksówkę, korzystając ze swojego podstarzałego telefonu.
Matthew miał sporo szczęścia, że znali się na tyle dobrze, by nie był w stanie zignorować jego gęby w otoczeniu innych ludzi. Zresztą ktoś kiedyś stwierdził, że ich przyjaźń przetrwałaby nawet biedę, choć na ten moment uważali ją za śmiertelną chorobę.
Samochód zatrzymał się tuż przy krawężniku, a szyba zsunęła się niżej. Jakaś dziewczyna mimowolnie przystanęła, jakby liczyła na to, że zaraz zostanie zapytana o drogę, jednak Raven nawet nie spojrzał w jej stronę. W końcu miał przed sobą lepszą partię.
― Hej, mały. Dasz się przewieźć czy trzeba z tobą chodzić?
Przeskok z porsche w porsche? O tak, takim rozwiązaniem Matthew zdecydowanie nie zamierzał pogardzić. Choć dzięki bogu, że nie słyszał tych okropnych rozważań, jakim właśnie poddawał się jego przyjaciel. No bo poważnie, twierdzić że ginął bez swojego samochodu w tłumie tej biedoty? Toż on był niczym diament w szambie. Nawet stojąc w miejscu - jego srebrna piękność z wgniecioną maską zdążyła już odjechać lawetą - wyglądał po prostu totalnie fabulous. Drogie, markowe ciuchy, zegarek na nadgarstku, który pewnie kosztował więcej niż większość mijających go samochodów, białe buty świecące się jak... coś co się bardzo świeci. No i przede wszystkim ta twarz. Wystarczyło, że lekko odgarnął włosy i już mógł puszczać oczka wzdychającym do niego dziewczynom, które akurat przechodziły obok.
Gdyby w ogóle zwracał na nie uwagę. Żadna jakoś nie wybijała się w tłumie. Nic dziwnego, skoro wszystkie nosiły się jak jakieś wieśniaczki.
2/10. 4/10. Ja pierdolę, ta to nawet na 1 nie zasługuje. Koleś co ty na sobie masz, pożyczyłeś ten sweter od swojej babci?
Im dłużej stał w miejscu, komentując w myślach ich tragiczny ubiór, tym bardziej miał ochote napisać do Jake'a wiadomość by się pospieszył. Kto wie jak długo da radę jeszcze wytrwać. Co jeśli nawdycha się oparów pospólstwa i poważnie zachoruje? Zdecydowanie będzie dziś musiał wziąć kąpiel z olejkiem ze szczerego złota.
Gdy już zaczynał tracić nadzieje - nigdy nie należał do szczególnie cierpliwych osób - usłyszał dźwięk znajomego silnika. W końcu te beznadziejne rzęchy, które go mijały nie wydawały tak przepięknych odgłosów jak Porsche.
"Dasz się przewieźć czy trzeba z tobą chodzić?"
Odetchnął z ulgą, podchodząc do niego z szerokim wyszczerzem.
— Rany misiaczku, przecież chodzimy ze sobą od podstawówki — powiedział nieświadomie na tyle głośno, by odstraszyć tę biedaczkę, która robiła sobie nadzieje na temat O'Briena. Jakby nie patrzeć, ciężko było się spodziewać że L'aubespine będzie cicho w jakimkolwiek momencie swojego życia.
— Mam ochotę wycałować ten twój piękny pysk, jeszcze dwie minuty i dostałbym raka oczu od patrzenia na cały ten plebs. Aż czuję jak opary motłochu i otaczająca ich nędza przylepia mi się do ubrań — wzdrygnął się z wyraźnym obrzydzeniem, obchodząc samochód dookoła, by od razu władować się na miejsce pasażera. I móc znowu wyglądać jak miliard dolarów.
— To gdzie jedziemy? Po tym wszystkim zrobiłem się głodny — zamarudził niczym klasyczna rozpuszczona księżniczka. W końcu jego dzień był niezwykle ciężki. C I Ę Ż K I!
Gdyby w ogóle zwracał na nie uwagę. Żadna jakoś nie wybijała się w tłumie. Nic dziwnego, skoro wszystkie nosiły się jak jakieś wieśniaczki.
2/10. 4/10. Ja pierdolę, ta to nawet na 1 nie zasługuje. Koleś co ty na sobie masz, pożyczyłeś ten sweter od swojej babci?
Im dłużej stał w miejscu, komentując w myślach ich tragiczny ubiór, tym bardziej miał ochote napisać do Jake'a wiadomość by się pospieszył. Kto wie jak długo da radę jeszcze wytrwać. Co jeśli nawdycha się oparów pospólstwa i poważnie zachoruje? Zdecydowanie będzie dziś musiał wziąć kąpiel z olejkiem ze szczerego złota.
Gdy już zaczynał tracić nadzieje - nigdy nie należał do szczególnie cierpliwych osób - usłyszał dźwięk znajomego silnika. W końcu te beznadziejne rzęchy, które go mijały nie wydawały tak przepięknych odgłosów jak Porsche.
"Dasz się przewieźć czy trzeba z tobą chodzić?"
Odetchnął z ulgą, podchodząc do niego z szerokim wyszczerzem.
— Rany misiaczku, przecież chodzimy ze sobą od podstawówki — powiedział nieświadomie na tyle głośno, by odstraszyć tę biedaczkę, która robiła sobie nadzieje na temat O'Briena. Jakby nie patrzeć, ciężko było się spodziewać że L'aubespine będzie cicho w jakimkolwiek momencie swojego życia.
— Mam ochotę wycałować ten twój piękny pysk, jeszcze dwie minuty i dostałbym raka oczu od patrzenia na cały ten plebs. Aż czuję jak opary motłochu i otaczająca ich nędza przylepia mi się do ubrań — wzdrygnął się z wyraźnym obrzydzeniem, obchodząc samochód dookoła, by od razu władować się na miejsce pasażera. I móc znowu wyglądać jak miliard dolarów.
— To gdzie jedziemy? Po tym wszystkim zrobiłem się głodny — zamarudził niczym klasyczna rozpuszczona księżniczka. W końcu jego dzień był niezwykle ciężki. C I Ę Ż K I!
― Mówisz? Po ostatnim mam pewne wątpliwości. Myślałem, że przerzuciłeś się na Axela ― cmoknął ostentacyjnie pod nosem. Nie wyglądało jednak na to, by rzeczywiście miał mu za złe to, że nie zabrał go ze sobą na imprezę. Nie po tym, jak sam zniknął na większość czasu, przenosząc się do innego kraju. W tamtym czasie zdecydowanie nie próżnował, siedząc w domu przed Netflixem i zajadając się kolejnymi kubełkami lodów z tęsknoty za L'aubespinem.
W tym momencie też nie próbował wyrażać się cicho, co zaowocowało tym, że wcześniej przyglądająca mu się dziewczyna, prędko ruszyła przed siebie, jakby chciała zatuszować to, stanie się tymczasowym obiektem zainteresowania w ogóle przeszło jej przez myśl. Gwałtowne ruchy sprawiły, że O'Brien mimowolnie odprowadził ją wzrokiem, by za chwilę zmarszczyć nieznacznie nos.
― Stary, teraz to ja powinienem ucałować twój pysk, dziękując za to, że w ogóle przeżyłeś. Jestem tu od minuty i już wiem co czujesz. Widziałeś tamtą laskę? Conversy i tak są już wystarczająco biedackie, ale wolę nie wiedzieć, w których kręgach piekielnych ludzie skazują się na ich podróbki. ― Zamknął szybę, żeby jak najszybciej ograniczyć ilość skażonego powietrza. W odróżnieniu od przechodzących chodnikiem ludzi, jego samochód pachniał nowością, bogactwem i absolutnym prestiżem.
Całe szczęście, że Matthew nie zwlekał z wpakowaniem się do środka. A kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, silnik samochodu zamruczał ochoczo, gdy wreszcie mogli ruszyć z miejsca. Przynajmniej teraz nie musieli wlec się trzydzieści na godzinę.
― Ratuję cię od Ubera, więc ty zaskocz mnie wyborem miejsca. Przypominam, że nie było mnie tu przez praktycznie cztery lata. Na pewno znasz jakieś zajebiste miejsca, które w tym czasie zdążyli otworzyć ― rzucił, zerkając na niego z ukosa. ― Myślałem, że w tym czasie i tak zdążysz już zaprosić na obiad panią Tesla, choć z drugiej strony to oczywiste, że zdecydowałeś się na lepszą partię ― skwitował, wyginając kąciki ust w rozbawionym uśmiechu.
W tym momencie też nie próbował wyrażać się cicho, co zaowocowało tym, że wcześniej przyglądająca mu się dziewczyna, prędko ruszyła przed siebie, jakby chciała zatuszować to, stanie się tymczasowym obiektem zainteresowania w ogóle przeszło jej przez myśl. Gwałtowne ruchy sprawiły, że O'Brien mimowolnie odprowadził ją wzrokiem, by za chwilę zmarszczyć nieznacznie nos.
― Stary, teraz to ja powinienem ucałować twój pysk, dziękując za to, że w ogóle przeżyłeś. Jestem tu od minuty i już wiem co czujesz. Widziałeś tamtą laskę? Conversy i tak są już wystarczająco biedackie, ale wolę nie wiedzieć, w których kręgach piekielnych ludzie skazują się na ich podróbki. ― Zamknął szybę, żeby jak najszybciej ograniczyć ilość skażonego powietrza. W odróżnieniu od przechodzących chodnikiem ludzi, jego samochód pachniał nowością, bogactwem i absolutnym prestiżem.
Całe szczęście, że Matthew nie zwlekał z wpakowaniem się do środka. A kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, silnik samochodu zamruczał ochoczo, gdy wreszcie mogli ruszyć z miejsca. Przynajmniej teraz nie musieli wlec się trzydzieści na godzinę.
― Ratuję cię od Ubera, więc ty zaskocz mnie wyborem miejsca. Przypominam, że nie było mnie tu przez praktycznie cztery lata. Na pewno znasz jakieś zajebiste miejsca, które w tym czasie zdążyli otworzyć ― rzucił, zerkając na niego z ukosa. ― Myślałem, że w tym czasie i tak zdążysz już zaprosić na obiad panią Tesla, choć z drugiej strony to oczywiste, że zdecydowałeś się na lepszą partię ― skwitował, wyginając kąciki ust w rozbawionym uśmiechu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach