▲▼
First topic message reminder :
Jedna z wielu, jakie to znajdziecie. Asfalt bez choćby jednej dziury, chodnik wiecznie zadbany bez choćby jednej ułamanej kostki czy wyrastających spomiędzy szczelin, roślinek. Po obu stronach wielkie, wspaniałe domy, wszystko świetnie strzeżone... Wszystko jest takie, jak można się tego spodziewać w bogatej dzielnicy.
Każdy, kto nie ma na sobie stroju za kilka stów, nie potrafi chodzić z wielką dumą albo nie ma drogiego samochodu, może zwracać tu na siebie uwagę. W te strony zwyczajnie nie zapuszczają się osoby, które tu nie mieszkają, chyba, że mają ku temu jakiś wyraźny powód.
Jedna z wielu, jakie to znajdziecie. Asfalt bez choćby jednej dziury, chodnik wiecznie zadbany bez choćby jednej ułamanej kostki czy wyrastających spomiędzy szczelin, roślinek. Po obu stronach wielkie, wspaniałe domy, wszystko świetnie strzeżone... Wszystko jest takie, jak można się tego spodziewać w bogatej dzielnicy.
Każdy, kto nie ma na sobie stroju za kilka stów, nie potrafi chodzić z wielką dumą albo nie ma drogiego samochodu, może zwracać tu na siebie uwagę. W te strony zwyczajnie nie zapuszczają się osoby, które tu nie mieszkają, chyba, że mają ku temu jakiś wyraźny powód.
Sam nie wiedział, co było gorsze - przeciągająca się cisza, czy to, jak potoczyła się rozmowa. W zasadzie czego innego mógł się spodziewać? Chwila słabości minęła i wróciliśmy do swoich normalnych masek, która ubieramy codziennie. Jeśli pojawia się jakiś problem, to najłatwiej go zignorować, zapomnieć o tym. I z jednej strony faktycznie miał ochotę tak zrobić. Jednak jakiś głos cichutko gdzieś tam w głębi jego jestestwa podpowiadał mu, że jeśli zgodzi się na taki rozwój wydarzeń, to przegapi szansę, która może już nigdy nie nadejść. Wtedy jednak pojawiał się kolega o imieniu Strach, który również miał tutaj swoje do powiedzenia. Spójrz na nią, przecież ta dziewczyna nie może być zainteresowana kimś takim jak ty. To nie twoja bajka. Zresztą, tylko zaszkodziłbyś sobie. Wyobrażasz sobie, pojawić się gdzieś w jej towarzystwie? Albo trafić do towarzystwa ludzi podobnych jej? Przecież oni by cię zjedli na miejscu.
Chociaż były to myśli okropne, to jednak miały w sobie jakąś logikę, co go jeszcze bardziej irytowało. Mimo to postanowił spróbować. Cóż złego może się stać, skoro to i tak się nie ma prawa udać?
- Wiesz, trochę cię nie rozumiem - zaczął, chociaż dalej nie zwracał spojrzenia w jej stronę. - Z jednej strony jesteś wredna, ale jak ktoś odpowie ci tym samym, to nagle robisz z siebie straszną ofiarę. Wiesz dobrze, że nie mówiłem tego poważnie. Nie zamieniłbym znajomości z tobą na nic innego. Ale... - No właśnie. Ale co?
Wsadził ręce do kieszeni, starając się jakoś pozbierać myśli. Czuł, jak przyśpiesza mu oddech. Jasna cholera, czy to wszystko musiało być aż takie trudne?
- No nie wiem. Czasem mam wrażenie, że mogłoby być między nami coś więcej i że ty też tego chcesz, a potem zachowujesz się jakbyś... jakby to był żart. - Przełknął ślinę i spojrzał na nią. - Jak to w końcu jest? Ale tak poważnie.
Cóż mu się dziwić, oczekiwał szczerej odpowiedzi. Jakoś się do niej ustosunkuje, nawet jeśli nie będzie dla niego zbyt przyjemna. Ale chciał wiedzieć jak reagować w takich sytuacjach. Ma to traktować jako faktyczne zaloty czy tylko niewinne wygłupy? Ech, świat emocji był taki trudny do zrozumienia.
Chociaż były to myśli okropne, to jednak miały w sobie jakąś logikę, co go jeszcze bardziej irytowało. Mimo to postanowił spróbować. Cóż złego może się stać, skoro to i tak się nie ma prawa udać?
- Wiesz, trochę cię nie rozumiem - zaczął, chociaż dalej nie zwracał spojrzenia w jej stronę. - Z jednej strony jesteś wredna, ale jak ktoś odpowie ci tym samym, to nagle robisz z siebie straszną ofiarę. Wiesz dobrze, że nie mówiłem tego poważnie. Nie zamieniłbym znajomości z tobą na nic innego. Ale... - No właśnie. Ale co?
Wsadził ręce do kieszeni, starając się jakoś pozbierać myśli. Czuł, jak przyśpiesza mu oddech. Jasna cholera, czy to wszystko musiało być aż takie trudne?
- No nie wiem. Czasem mam wrażenie, że mogłoby być między nami coś więcej i że ty też tego chcesz, a potem zachowujesz się jakbyś... jakby to był żart. - Przełknął ślinę i spojrzał na nią. - Jak to w końcu jest? Ale tak poważnie.
Cóż mu się dziwić, oczekiwał szczerej odpowiedzi. Jakoś się do niej ustosunkuje, nawet jeśli nie będzie dla niego zbyt przyjemna. Ale chciał wiedzieć jak reagować w takich sytuacjach. Ma to traktować jako faktyczne zaloty czy tylko niewinne wygłupy? Ech, świat emocji był taki trudny do zrozumienia.
Ja sama siebie nie rozumiem Koss, dlaczego tego wymagasz ode mnie? Spytała się samą siebie, kiedy ten zaczął swoją wypowiedź kończąc tą okropną ciszę. Sama też nie wiedziała, dlaczego chciała zmienić temat, kiedy chciała go rozwiązać, czemu przytoczyła jego słowa, skoro to nie było konieczne. Kylie to była jedna wielka zagadka, którą ona sama jeszcze nie rozwiązała i nawet nie oczekuje tego od niego. Nie odwracał się w jej stronę, przynajmniej nie na początku, mogła spoglądać czasem kątem oka, by nie olać go czy coś. Słuchała go z lekkim uśmieszkiem na ustach, ale to po prostu miała już w nawyku, zwykle nie chodziła smutna, czy zła. Co miała mu powiedzieć? Że nie pasują? Że nie? Ale ze zarazem tak, bo w końcu znali się tyle lat? Że jej nie zależy kiedy jej zależy? Dlaczego to było takie skomplikowane, dlaczego ona była w kwestii uczuć jeszcze takim dzieckiem. -Mizu.. - Przyjmijmy, że często go tak nazywała, kiedy sprawy nabierały poważnego toru, po prostu wtedy Nekke czy Koss jej nie pasowały. Przyspieszyła kroku i złapała się jego ręki, jedną zaciskając na jego pięści a ogólnie przytulając się do niej. Wpatrywała się w ich buty, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy, na prawdę nie wiedziała co ma powiedzieć. - Jakbyśmy razem wyglądali? Wyglądasz na ułożonego spokojnego facet, studiujesz.. - Spojrzała wtedy na swoje niebieskie warkocze, które ciągły się za nią. - Wiesz, że biję się teraz z myślami, kocham Cię, naprawdę. - Czyżby Bullet miała szklane oczka? Może, i tak nie zobaczy, skoro ma swoją grzywkę zarzuconą gdzieś na jego stronę, by przypadkiem nie doglądał jej twarzy. - Boję się o Ciebie, kiedy poznasz kim naprawdę jestem, nie będzie już tak kolorowo. - Tu chwyciła swój naszyjnik i mocno go ścisnęła w ręce myśląc, jakie wiążą się z nim historie. Była złą dziewczyną, bójki, nielegalna broń, narkotyki, alkohol, mafia, źli ludzie wokół niej. Naraziłaby tym Kossa, który na to nie zasługiwał. Skoczyła przed niego, będąc teraz naprzeciwko. Spojrzała mu prosto w twarz, łapiąc za jego policzki, co zmusiło ją do uniesienia się na paluszkach u stóp. - Mizu, uwielbiam Cię i naprawdę dażę Cię ogromem uczuć, ale nasza znajomość nie wyjdzie Ci na dobre. - Nigdy nie chciała jego bólu, zawsze starała się być dla niego jak najukochańsza mimo swojego dziwacznego charakteru. Mimo, że kręciła z Drake'iem, który właściwie i tak miał w nią wyjebane, nie ważne. Mizu dalej był dla niej najważniejszą osobą, ciekawa była czy to doceni.
No właśnie, zrozumieć samego siebie, to była największa robota. Koss też samego siebie nie rozumiał. Dlaczego potrafił mówić jedno, a robić drugie? Dlaczego traktował ludzi tak fałszywie, a potem obgadywał ich za plecami? Dlaczego w towarzystwie Kylie cała jego pewność siebie i maska, którą przecież tak łatwo potrafił przybrać zupełnie znikała, a on stawał się wobec tego bezbronny, niczym dziecko? Nie znał odpowiedzi na te pytania. Z jeszcze większym trudem przychodziło mu nadążanie za reakcjami dziewczyny. Potrafiła zmienić swoje zachowanie dosłownie w ciągu jednej chwili i człowiek tracił już rachubę. Co powinien właściwie robić w tej sytuacji?
"Mizu". Zawsze bawił go ten zwrot w jej ustach, bo dosłownie tłumaczyło się to jako "woda". Wiedział jednak również, że kiedy zaczynała się zwracać do niego w ten sposób, to naprawdę wkraczali w ten rejon rozmowy, kiedy zaczynało się robić poważnie. Dał jej wyrazić swoje wątpliwości. Zabawne, myślała dokładnie o tym samym co ona. Te same problemy. Czy to nie znak, że powinni sobie dać w tym spokój?
Chociaż odrobinę rozbawiła ją ocena swojej osoby. Cóż, właśnie takie wrażenie starał się zrobić na ludziach. Gdyby tylko wiedziała jaki jest naprawdę. Ale nie mogła wiedzieć. Koss zdawał sobie sprawę, że niezależnie od swojej relacji z innymi ludźmi, pewne kwestie muszą pozostać w tajemnicy, jeśli nie dla dobra jego samego, to chociażby dla innych.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem jakbyśmy razem wyglądali. Pewnie głupio - przyznał szczerze, nawet lekko tym rozbawiony. - Ale przecież w tym nie chodzi o to, żeby fajnie wyglądać, nie? Po prostu... no wiesz. Trochę się znamy. Wiem mniej więcej czego się po tobie spodziewać. Nie mówię, że musi mi się to spodobać, ale... - ...ale widziałem już całą masę gorszych rzeczy, więc nie zrobi to na mnie aż takiego wrażenia. - ... ale ty mi się podobasz. - Przyznał i uśmiechnął się przy tym, bowiem czas na wstyd już minął. Po prostu mówił to, co faktycznie siedziało mu na wątrobie, nawet jeśli było zupełnie irracjonalne. Jakoś zupełnie zniknęły te wszystkie wcześniejsze obawy i nieporozumienia.
Kiedy stanęła przed nim, spoglądał jej w oczy, tym razem już nie uciekając nigdzie na bok. Jakoś w ten sposób łatwiej zachować szczerość. Smutne, że nawet w takiej sytuacji potrafił pięknie kłamać na temat samego siebie.
- Cóż, przecież będziemy się zadawać tak czy inaczej. W końcu jesteś moją malutką siostrzyczką, prawda? Więc jeśli mam się z twojego powodu władować w jakieś problemy, to... chyba za późno dla mnie na ratunek.
Inna kwestia, że naprawdę potrafił o siebie zadbać, chociaż nie sprawiał takiego wrażenia. A nawet jeśli coś szło nie po jego myśli, to zawsze była Hikari, która wyciągała go z największych opresji. Tym jednak też nie chciał się chwalić. Jakby wyszedł w jej oczach, gdyby powiedział, że tyłek ratuje mu młodsza siostra? No, ale wracając do kwestii najistotniejszej, to naprawdę potrafił o siebie zadbać. A środowisko, w którym obracała się dziewczyna znał prawdopodobnie lepiej, niż ona sama.
"Mizu". Zawsze bawił go ten zwrot w jej ustach, bo dosłownie tłumaczyło się to jako "woda". Wiedział jednak również, że kiedy zaczynała się zwracać do niego w ten sposób, to naprawdę wkraczali w ten rejon rozmowy, kiedy zaczynało się robić poważnie. Dał jej wyrazić swoje wątpliwości. Zabawne, myślała dokładnie o tym samym co ona. Te same problemy. Czy to nie znak, że powinni sobie dać w tym spokój?
Chociaż odrobinę rozbawiła ją ocena swojej osoby. Cóż, właśnie takie wrażenie starał się zrobić na ludziach. Gdyby tylko wiedziała jaki jest naprawdę. Ale nie mogła wiedzieć. Koss zdawał sobie sprawę, że niezależnie od swojej relacji z innymi ludźmi, pewne kwestie muszą pozostać w tajemnicy, jeśli nie dla dobra jego samego, to chociażby dla innych.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem jakbyśmy razem wyglądali. Pewnie głupio - przyznał szczerze, nawet lekko tym rozbawiony. - Ale przecież w tym nie chodzi o to, żeby fajnie wyglądać, nie? Po prostu... no wiesz. Trochę się znamy. Wiem mniej więcej czego się po tobie spodziewać. Nie mówię, że musi mi się to spodobać, ale... - ...ale widziałem już całą masę gorszych rzeczy, więc nie zrobi to na mnie aż takiego wrażenia. - ... ale ty mi się podobasz. - Przyznał i uśmiechnął się przy tym, bowiem czas na wstyd już minął. Po prostu mówił to, co faktycznie siedziało mu na wątrobie, nawet jeśli było zupełnie irracjonalne. Jakoś zupełnie zniknęły te wszystkie wcześniejsze obawy i nieporozumienia.
Kiedy stanęła przed nim, spoglądał jej w oczy, tym razem już nie uciekając nigdzie na bok. Jakoś w ten sposób łatwiej zachować szczerość. Smutne, że nawet w takiej sytuacji potrafił pięknie kłamać na temat samego siebie.
- Cóż, przecież będziemy się zadawać tak czy inaczej. W końcu jesteś moją malutką siostrzyczką, prawda? Więc jeśli mam się z twojego powodu władować w jakieś problemy, to... chyba za późno dla mnie na ratunek.
Inna kwestia, że naprawdę potrafił o siebie zadbać, chociaż nie sprawiał takiego wrażenia. A nawet jeśli coś szło nie po jego myśli, to zawsze była Hikari, która wyciągała go z największych opresji. Tym jednak też nie chciał się chwalić. Jakby wyszedł w jej oczach, gdyby powiedział, że tyłek ratuje mu młodsza siostra? No, ale wracając do kwestii najistotniejszej, to naprawdę potrafił o siebie zadbać. A środowisko, w którym obracała się dziewczyna znał prawdopodobnie lepiej, niż ona sama.
Nieco zdziwiła się na widok całkiem pewnego siebie Kossa. Uśmiech, takie wyznania, tak nagle, co się z nim stało? Zadawała sobie sama pytanie, wsłuchując się w jego zmieniającą wszystko wypowiedzieć. Właściwie nigdy nie myślała o nim, jako o potencjalnym partnerze. Zawsze to był jej starszy braciszek, z którym po prostu piła, śmiała się, czy żarła obsesyjnie popcorn. To naprawdę była ciężka decyzja, ale skoro on tego chciał, a ona nie miała nic przeciwko.. -Mam nadzieję, że nie pojawi się teraz jakieś pytanie typu. - Chrząknęła i próbowała mówić jego męskim głosem. - Bullet, czy będziesz ze mną chodzić? - Zaśmiała się i jeszcze dopowiedziała sama sobie, gadała ze sobą, brawo. - Chodzić to ja mogę z Tobą po ziemniaki na targ. - Zachichotała, a jej twarz nagle się rozpromieniła, po prostu było to dla niej dość zabawne. Ohh, podobała mu się, jego słowa były urocze. Od dawien dawna w sumie nie patrzał jej prosto w oczy, kiedy rozmawiali już poważnie. Złapała za jego grzywkę i przeczesała włosy do tyłu, by lepiej widzieć jego dziwaczny ryj (XD). Po jego słowach podniosła brew. - Z mojego powodu władować się w problemy? - Dość była zdziwiona, przecież.. - Ja sama jestem chodzącym małym problemem. - Musiała go nieco pociągnąć w dół do siebie, by potem przytulić go za szyję i szepnąć do ucha. - Od którego już nie uciekniesz, Mizu. - Nawet udało jej się być słodką przez chwilę, przynajmniej na to wskazywał jej głos. Czy mogli już powiedzieć, że są parą? Właściwie nie wiedziała nic na temat "związków". Nigdy w żadnym nie była, więc.. cóż, Koss nieco się podenerwuje na nią. A co z Drake'iem? I tak go ostatnio widziała gdzieś na ulicy z jakąś laską, więc machnęła na to ręką gdzieś w myślach i zaczęła miziać Nekke po szyi, cały czas będąc w niego wtulona. Była tak naprawdę szczęśliwa, czyżby dziewczyna pierwszy raz od kogoś usłyszała, że się "podoba"? Dziwaczne uczucie, ale motylki przeszyły pierwszy raz jej brzuch. Nienawidziła i kochała zarazem.
To było dosyć zabawne, jak ich role odwróciły się w przeciągu tej godziny czy dwóch. Ona z pewnej siebie, niezachwianej osoby, nagle stała się odrobinę potulniejsza i wrażliwsza, on zaś z totalnej ciamajdy, która nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem, przeistoczył się w tę osobę, która uspokaja i zapewnia stabilność. Właściwie to całkiem zdrowo, przecież tak to właśnie powinny wyglądać relacje damsko-męskie, czyż nie? Może chociaż raz w swoim życiu Koss zachował się tak, jak należy!
Zaskoczyło go to, jak gładko poszło. W zasadzie to nie powinno, bo przecież skoro oboje się lubili i w ogóle wszystko, to czemu miałyby się pojawić jakieś problemy? No ale z drugiej strony życie lubiło zaskakiwać. Chociaż na szczęście nie w tym wypadku.
- Hmmmm - przybrał zamyśloną minę i postukał się palcem o podbródek. - Po ziemniaki na targ może nie, ale... no wiesz, noc jest młoda i piękna, więc może pochodzisz ze mną... gdziekolwiek - zaproponował i również się uśmiechnął. To było takie przyjemne, obserwować jak Kylie się po prostu... cieszy. Zazwyczaj była szydercza, wredna i pewna siebie. Teraz wydawała się po prostu radosna. I on automatycznie też taki się stawał. To chyba właśnie tak powinno działać, prawda? Szczęście jednego napędza drugiego i na odwrót. Możliwe więc, że robili to dobrze.
Kiedy dziewczyna się w niego wtuliła, otoczył ją rękami i przysunął do siebie. Na szczęście on był bardziej doświadczony w związkach, tak się bowiem składało, że wiele dziewcząt w liceum padło ofiarą jego uroczego uśmiechu i niezdarnego uroku. Wyglądało więc na to, że to on tutaj będzie nadawał pewien kierunek. Chociaż z drugiej strony jeszcze nigdy nie udało mu się wyrwać kogoś tak... specyficznego jak Bullet. Może właśnie dlatego tak go pociągała? Bo była inna?
- Więc chyba będę musiał z tym małym problemem żyć - on również skierował swoje słowa bezpośrednio do jej ucha, a potem zamruczał, zaskakując nawet samego siebie, kiedy zaczęła miziać jego szyję.
Wtedy jednak się cofnął, aby ponownie spojrzeć w jej oczy. Tym razem nie było w jego spojrzeniu niczego innego, poza ciepłem i zadowoleniem, które od niego emanowało. No to skoro już doszli do tego momentu, warto było zrobić to, do czego zbierali się dwa razy i za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Aby tym razem już nic ich nie rozproszyło, Nekke zdecydowanym ruchem nachylił głowę i przysunął swoje usta do jej, łącząc je w delikatnym, pierwszym pocałunku. Trochę się tego obawiał szczerze mówiąc, bo nie wiedział czego się spodziewać i ten brak pewności dał się wyczuć, ale pierwszy krok miał już za sobą.
Zaskoczyło go to, jak gładko poszło. W zasadzie to nie powinno, bo przecież skoro oboje się lubili i w ogóle wszystko, to czemu miałyby się pojawić jakieś problemy? No ale z drugiej strony życie lubiło zaskakiwać. Chociaż na szczęście nie w tym wypadku.
- Hmmmm - przybrał zamyśloną minę i postukał się palcem o podbródek. - Po ziemniaki na targ może nie, ale... no wiesz, noc jest młoda i piękna, więc może pochodzisz ze mną... gdziekolwiek - zaproponował i również się uśmiechnął. To było takie przyjemne, obserwować jak Kylie się po prostu... cieszy. Zazwyczaj była szydercza, wredna i pewna siebie. Teraz wydawała się po prostu radosna. I on automatycznie też taki się stawał. To chyba właśnie tak powinno działać, prawda? Szczęście jednego napędza drugiego i na odwrót. Możliwe więc, że robili to dobrze.
Kiedy dziewczyna się w niego wtuliła, otoczył ją rękami i przysunął do siebie. Na szczęście on był bardziej doświadczony w związkach, tak się bowiem składało, że wiele dziewcząt w liceum padło ofiarą jego uroczego uśmiechu i niezdarnego uroku. Wyglądało więc na to, że to on tutaj będzie nadawał pewien kierunek. Chociaż z drugiej strony jeszcze nigdy nie udało mu się wyrwać kogoś tak... specyficznego jak Bullet. Może właśnie dlatego tak go pociągała? Bo była inna?
- Więc chyba będę musiał z tym małym problemem żyć - on również skierował swoje słowa bezpośrednio do jej ucha, a potem zamruczał, zaskakując nawet samego siebie, kiedy zaczęła miziać jego szyję.
Wtedy jednak się cofnął, aby ponownie spojrzeć w jej oczy. Tym razem nie było w jego spojrzeniu niczego innego, poza ciepłem i zadowoleniem, które od niego emanowało. No to skoro już doszli do tego momentu, warto było zrobić to, do czego zbierali się dwa razy i za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Aby tym razem już nic ich nie rozproszyło, Nekke zdecydowanym ruchem nachylił głowę i przysunął swoje usta do jej, łącząc je w delikatnym, pierwszym pocałunku. Trochę się tego obawiał szczerze mówiąc, bo nie wiedział czego się spodziewać i ten brak pewności dał się wyczuć, ale pierwszy krok miał już za sobą.
-Czy ty mi właśnie zaproponowałeś randkę przy blasku księżyca? - Zapytała dość, kpiąco, oho wraca nasza kochana Bullet. Zaśmiała się, wiesz, niby, że to śmieszne i że zaraz będzie coś w stylu "No chyba Cię pojebało". Ale nie tym razem. Poklepała go po ramieniu, dalej się do niego tuląc i uśmiechnęła uroczo, zarazem uspokajając swój ironiczny śmiech. - Pewnie, że możemy się gdzieś poszlajać. - No cóż. Bullet to zmarzluch, zaczęło jej się robić zimno, ale o tym później, kiedy usłyszała jego mruknięcie, czy ciepły podmuch powietrza na jej uchu, przeszły ją malutkie dreszcze. Był tak delikatny wobec niej, czuły, jej dotyk dawał jej tyle ukojenia, prawie tak jak narkotyki, czy fajki. Słyszała coś kiedyś, że faktycznie dziewczyny za nim ganiały, ale ona nigdy nie patrzała na niego w ten sposób. Nie mówiła nigdy o zazdrości, ale za każdym razem kiedy był smutny, to wydawało się jej, że to przez te beznadziejne suki i szła już do nimi z pistoletem w ręku. Jakby tak wszystko połączyć w całość, to faktycznie, mogło ich łączyć coś więcej, ale.. Kylie się jeszcze trochę tego obawiała, mimo, że dawała tego po sobie poznać, bała się, że coś spierdoli. Ale! Nie martwiła się tym teraz, przytuliła go tylko mocniej kiedy powiedział kilka miłych słów. Posmutniała, kiedy ten ją od siebie odciągnął. Aczkolwiek tylko na moment. Dlaczego? Chwilę później zrobił to na co właściwie czekała od dobrych kilku godzin. Sama nie wiedziała dlaczego tego chciała, myślami gdzieś odpłynęła, nie było teraz czasu na takie pytania. Uchwyciła jego policzki w dłonie, przyciągając jego jeszcze bliżej siebie. Właściwie nie wiedziała, jak to się robi, więc po prostu próbowała naśladować jego ruchy. Była całkowitym drewnem. Deską (hueh) przede wszystkim, ale jej buntowniczy charakter nigdy nie pozwalał na "igraszki" z chłopakami ze szkoły, bo po prostu nikogo do siebie nie dopuszczała. Był małym wyjątkiem, z małym problemem. Domyślaj się o co chodzi. Poczuła właściwie znów motylki w brzuchu, a jej kolana miękły z każdą sekundą, dreszcze zaczynały drażnić jej skórę coraz bardziej. Co się stało Kylie, dlaczego zrobiłaś się taka cipciowata. Zadawała sobie wiecznie to samo pytanie, cały czas będąc połączona w tym małym, słodkim pocałunku.
Właściwie to cieszył się, że Bullet powoli wracała do swojej "normalności". Była co prawda słodka, kiedy tak traciła pewność siebie i robiła się zupełnie... dziewczęca, ale przecież on ją znał od tej innej strony i to własnie taka w jakiś dziwny sposób po pociągała. Odpowiedział więc tylko rozbawionym uśmiechem, na komentarze jednak w tej chwili nie było czasu, bowiem mieli odrobinę istotniejsze sprawy na głowie. A właściwie na ustach.
Szybko wyczuł, że dziewczyna nie ma doświadczenia w tej kwestii, dlatego też wziął na siebie odpowiedzialność za poprowadzenie tego w odpowiednim kierunku. I o ile na początku był raczej nieśmiały i zachowawczy, to już kiedy położyła dłonie na jego policzkach, przylgnął do niej silniej, a ich pierwszy pocałunek stawał się z sekundy na sekundę coraz bardziej namiętny. Koss częstował się zachłannie, delektując się słodkim smakiem drobnych ust i ekscytując sporadycznymi spotkaniami z jej językiem.
Trwało dłuższą chwilę, nim wreszcie postanowił uwolnić jej usta i wziąć głęboki wdech. Z tego wszystkiego chyba zapomniał oddychać, więc teraz łapczywie uzupełniał zapasy tlenu. Spojrzał w oczy Kylie z niekłamanym zachwytem.
- To było... oh. - Odchrząknął, ogarnął dłonią włosy i ogółem jakoś pozbierał się po tym niezwykle przyjemnym doznaniu. Czuł, że jeszcze odrobinę drżą mu dłonie oraz kolana, a po plecach wciąż przebiegają przyjemne ciarki.
- Tak Kylie. Proponuję ci romantyczną randkę w blasku księżyca. - Wyjaśnił, jakby to ulegało jakieś wątpliwości, a ponieważ już właściwie uzyskał od niej zgodę, to chwycił ją za dłoń i pociągnął za sobą. Przecież nie będą tak stać jak te kołki w uliczce i się na siebie gapić. Nie, żeby miał z tym jakiś problem, ale warto zrobić coś... ambitniejszego. Czyż nie wyglądali słodko, kiedy tak szli, trzymając się za rękę? Poza tym, że pasowali do siebie jak pitbull do jamnika?
Jakoś w tym momencie wszystkie jego obawy zupełnie wyparowały. Że do siebie nie pasowali? Pff, kogo to obchodziło. Niech ich obgadują. Niechciane towarzystwo? Nie w takie się już wtapiał. Najwyżej nie będzie z nią wychodził tam... gdzieś. Ogółem nie było teraz żadnych problemów. Wszystko się jakoś ułoży i będzie przyjemnie, dokładnie tak samo, jak kilkadziesiąt sekund wcześniej, kiedy się całowali? Prawda? Prawda.
Oh, jakże zauroczenie potrafiło wszystko upraszczać, a jednocześnie parszywie łgać prosto w twarz. Tylko kogo to w tej chwili obchodzi?
Szybko wyczuł, że dziewczyna nie ma doświadczenia w tej kwestii, dlatego też wziął na siebie odpowiedzialność za poprowadzenie tego w odpowiednim kierunku. I o ile na początku był raczej nieśmiały i zachowawczy, to już kiedy położyła dłonie na jego policzkach, przylgnął do niej silniej, a ich pierwszy pocałunek stawał się z sekundy na sekundę coraz bardziej namiętny. Koss częstował się zachłannie, delektując się słodkim smakiem drobnych ust i ekscytując sporadycznymi spotkaniami z jej językiem.
Trwało dłuższą chwilę, nim wreszcie postanowił uwolnić jej usta i wziąć głęboki wdech. Z tego wszystkiego chyba zapomniał oddychać, więc teraz łapczywie uzupełniał zapasy tlenu. Spojrzał w oczy Kylie z niekłamanym zachwytem.
- To było... oh. - Odchrząknął, ogarnął dłonią włosy i ogółem jakoś pozbierał się po tym niezwykle przyjemnym doznaniu. Czuł, że jeszcze odrobinę drżą mu dłonie oraz kolana, a po plecach wciąż przebiegają przyjemne ciarki.
- Tak Kylie. Proponuję ci romantyczną randkę w blasku księżyca. - Wyjaśnił, jakby to ulegało jakieś wątpliwości, a ponieważ już właściwie uzyskał od niej zgodę, to chwycił ją za dłoń i pociągnął za sobą. Przecież nie będą tak stać jak te kołki w uliczce i się na siebie gapić. Nie, żeby miał z tym jakiś problem, ale warto zrobić coś... ambitniejszego. Czyż nie wyglądali słodko, kiedy tak szli, trzymając się za rękę? Poza tym, że pasowali do siebie jak pitbull do jamnika?
Jakoś w tym momencie wszystkie jego obawy zupełnie wyparowały. Że do siebie nie pasowali? Pff, kogo to obchodziło. Niech ich obgadują. Niechciane towarzystwo? Nie w takie się już wtapiał. Najwyżej nie będzie z nią wychodził tam... gdzieś. Ogółem nie było teraz żadnych problemów. Wszystko się jakoś ułoży i będzie przyjemnie, dokładnie tak samo, jak kilkadziesiąt sekund wcześniej, kiedy się całowali? Prawda? Prawda.
Oh, jakże zauroczenie potrafiło wszystko upraszczać, a jednocześnie parszywie łgać prosto w twarz. Tylko kogo to w tej chwili obchodzi?
Jego napieranie na nią wcale jej nie przeszkadzało, próbowała nadążyć, ale za nim się nie dało, ciągnął ją coraz bardziej w otchłań przyjemności, drażniąc jej delikatny język. Ale co dobre szybko się kończy, pomyślała Kylie, kiedy ten odsunął się od niej. Właściwie to dobrze, kilka jeszcze dobrych sekund i udusiłaby się, ciężko było przy nim złapać oddech, cóż.. Nawet nie wiedziała co ma do końca powiedzieć, zamknęła się w sobie, próbując połapać myśli. Przetarła niechlujnie usta z jego śliny, patrząc się na niego, cała czerwona spode łba. Uderzyła go z otwartej ręki w tors, oczywiście nie mocno raczej na zasadzie zaczepki. - Debil. - Powiedziała, nieco niby zawstydzona, a niby zadowolona, mogła wyglądać teraz naprawdę uroczo, kiedy przecierała o siebie nogi ze zdenerwowania i kiedy tak się czerwieniła! Szybko się jednak ogarnęła kiedy złapał ją za dłoń i jak gdyby nigdy nic powędrowała za nim, wybudzona z myśli, nawet po pierwszych krokach mogła się przewrócić, po prostu się dziewczyna zamyśliła, a ten ją nagle szarpnął. Debil [2]. Właściwie to mogłoby być nawet romantyczne, dla normalnej dziewczyny, ona nie znała znaczenia tego słowa, romantyczna kolacja, wieczór, seks przy płatkach róż i świecach.. Znała to tylko z opowiadań nic nie znaczących dla niej dziewczyn ze szkoły. Po kilku jednak metrach dorównała mu kroku, dumnie idąc z nim za rękę, co było dla niej nieco dziwne, nachodziły ją myśli typu.." A JAK SIĘ SPOCI TO CO, A JAK GO USZCZYPNĘ TO CO, JEZU, BOJĘ SIĘ". Oczywiście nie dała tego po sobie poznać, Typowa Kylie, jedno myśli, drugie chce zrobić, trzecie robi. Zabrzmi to trochę.. Jednoznacznie, ale. - Może pójdziemy do Ciebie, zaczyna się robić nieco.. Zimno. - Na samą myśl o nocy przeszły ją nieprzyjemne dreszcze. Cóż, może on był całkiem solidnie ubrany, ale ta miała sukienkę, nie do końca długą, zimny wiatr mógł dojść tu i tam. Hueh. Uśmiechnęła się ładnie do niego, a raczej nieco przerażająco, ale nie miała na myśli nic.. Sprośnego! S-serio!
To zaskakujące, ale w jej ustach "debil" brzmiało niemal jak "misiu", a przynajmniej on tak to odbierał. Zresztą, nie potrafił ukryć szerokiego uśmiechu satysfakcji, kiedy zobaczył jaką reakcję wywołał na twarzy Kylie. Dosłownie, wyglądała niewiele lepiej niż on, kiedy był taki zakłopotany w klubie. Kto by pomyślał, niby taka twarda baba, hohoho, co to nie tego, a tutaj zwykły pocałunek i już miękła jak galareta.
Jeszcze długo mu ten uśmiech towarzyszył. No co, rzadko miewał takie chwile triumfu nad nią, więc zamierzał do celebrować tak długo, jak tylko będzie w stanie. Zresztą, ona robiłaby dokładnie to samo. Wiedział to, bo już wiele razy tak się właśnie działo, kiedy padał ofiarą jej okrutnego żartu. Mogła to więc potraktować jako swego rodzaju rewanż z jego strony.
Nie mógł jednak pozostać głuchy na jej słowa. Po pierwsze sam pomysł na to, żeby pójść do niego wywołał lawinę niepotrzebnych myśli, które już wcześniej krążyły mu po głowie w barze. I nawet jeśli ona nie miała nic sprośnego na myśli, to na jego twarzy od razu wykwitł piękny rumieniec, a serce zaczęło szybciej bić.
- No... dobra, w sumie możemy - przyznał, starając się udawać, że wcale nie chce właśnie zakrzyknąć: "TAK! TAK, CHODŹMY DO MNIE, TO JEST TOTALNIE ŚWIETNY POMYSŁ!". Nie, nie, on był stonowanym człowiekiem.
Ponieważ jednak miał opanowane wszystkie gesty, które sprawiały, że dziewczyny wzdychały do jego romantyczności, to postanowił zdjąć swoją marynarkę, po czym narzucił ją na ramiona Bullet. Oczywiście była za duża, ale to powinno sprawić, że będzie jej cieplej.
- Lepiej ją ubierz. Mamy trochę do przejścia - powiedział, chcąc ukrócić ewentualne sprzeciwy, bo dziewczyny często lubiły się jakoś wykręcać.
A potem złapał ją ponownie za dłoń i poprowadził do domu Anubisa.
//zt
Jeszcze długo mu ten uśmiech towarzyszył. No co, rzadko miewał takie chwile triumfu nad nią, więc zamierzał do celebrować tak długo, jak tylko będzie w stanie. Zresztą, ona robiłaby dokładnie to samo. Wiedział to, bo już wiele razy tak się właśnie działo, kiedy padał ofiarą jej okrutnego żartu. Mogła to więc potraktować jako swego rodzaju rewanż z jego strony.
Nie mógł jednak pozostać głuchy na jej słowa. Po pierwsze sam pomysł na to, żeby pójść do niego wywołał lawinę niepotrzebnych myśli, które już wcześniej krążyły mu po głowie w barze. I nawet jeśli ona nie miała nic sprośnego na myśli, to na jego twarzy od razu wykwitł piękny rumieniec, a serce zaczęło szybciej bić.
- No... dobra, w sumie możemy - przyznał, starając się udawać, że wcale nie chce właśnie zakrzyknąć: "TAK! TAK, CHODŹMY DO MNIE, TO JEST TOTALNIE ŚWIETNY POMYSŁ!". Nie, nie, on był stonowanym człowiekiem.
Ponieważ jednak miał opanowane wszystkie gesty, które sprawiały, że dziewczyny wzdychały do jego romantyczności, to postanowił zdjąć swoją marynarkę, po czym narzucił ją na ramiona Bullet. Oczywiście była za duża, ale to powinno sprawić, że będzie jej cieplej.
- Lepiej ją ubierz. Mamy trochę do przejścia - powiedział, chcąc ukrócić ewentualne sprzeciwy, bo dziewczyny często lubiły się jakoś wykręcać.
A potem złapał ją ponownie za dłoń i poprowadził do domu Anubisa.
//zt
...ah. No tak.
Ostatnie minuty były dla Attili niczym czarna dziura. Dziwnie rozciągnięte i niekonkretne. Zupełnie tak, jak jego myśli, które teraz płynęły swobodnie w rozmytej, przypominającej bezdenną przestrzeń, świadomości. Wzrok wyostrzał się niespiesznie, z wolna wyłapując obrysy płaszczyzn i brył.
...tak. Czekaj. Czy powinienem-
Gdy tylko spróbował powziąć głębszy – jak się okazało – podejrzanie świszczący wdech, jego usta wyłapały metaliczny posmak krwi. Poruszył wargami, a drobne płytki zaschniętej posoki popękały i przyprawiły właściciela o pierwsze szpikulce niepokoju.
-a więc...
Postarał poruszyć zdrętwiałym ramieniem, które dopiero za drugą próbą uniosło się i przyłożyło spód dłoni do twarzy. Lodowate opuszki przesunęły po czymś szorstkim i wilgotnym, czego w pierwszej chwili mężczyzna nie zidentyfikował jako swoje.
...pogotowie?
Odetchnął jeszcze cztery razy, nim zorientował się, że ma przed sobą deskę rozdzielczą własnego auta oraz biały, oklapnięty kawałek gumowego materiału, który najprawdopodobniej był zużytą poduszką powietrzną. Za popękaną szybą dało się dostrzec fałdy powyginanej blachy i jakieś odstające części, na chwilę obecną nie przypominające niczego konkretnego. W kabinie unosił się nieprzyjemny zapach oleju i benzyny.
Podobno człowiek w chwili śmierci ma przed sobą całe życie. Jeśli tak – egzystencja Attili musiała być szarobiałą pustką, bowiem mężczyzna miał obecnie w głowie tyle co nic. Zdołał tylko zarejestrować niezidentyfikowane krzyki przechodniów, inny samochód na poboczu oraz deszcz.
Padało.
Wtorek. Godzina 19:27
Ostatnie minuty były dla Attili niczym czarna dziura. Dziwnie rozciągnięte i niekonkretne. Zupełnie tak, jak jego myśli, które teraz płynęły swobodnie w rozmytej, przypominającej bezdenną przestrzeń, świadomości. Wzrok wyostrzał się niespiesznie, z wolna wyłapując obrysy płaszczyzn i brył.
...tak. Czekaj. Czy powinienem-
Gdy tylko spróbował powziąć głębszy – jak się okazało – podejrzanie świszczący wdech, jego usta wyłapały metaliczny posmak krwi. Poruszył wargami, a drobne płytki zaschniętej posoki popękały i przyprawiły właściciela o pierwsze szpikulce niepokoju.
-a więc...
Postarał poruszyć zdrętwiałym ramieniem, które dopiero za drugą próbą uniosło się i przyłożyło spód dłoni do twarzy. Lodowate opuszki przesunęły po czymś szorstkim i wilgotnym, czego w pierwszej chwili mężczyzna nie zidentyfikował jako swoje.
...pogotowie?
Odetchnął jeszcze cztery razy, nim zorientował się, że ma przed sobą deskę rozdzielczą własnego auta oraz biały, oklapnięty kawałek gumowego materiału, który najprawdopodobniej był zużytą poduszką powietrzną. Za popękaną szybą dało się dostrzec fałdy powyginanej blachy i jakieś odstające części, na chwilę obecną nie przypominające niczego konkretnego. W kabinie unosił się nieprzyjemny zapach oleju i benzyny.
Podobno człowiek w chwili śmierci ma przed sobą całe życie. Jeśli tak – egzystencja Attili musiała być szarobiałą pustką, bowiem mężczyzna miał obecnie w głowie tyle co nic. Zdołał tylko zarejestrować niezidentyfikowane krzyki przechodniów, inny samochód na poboczu oraz deszcz.
Padało.
Wtorek. Godzina 19:27
Lało jak z cebra, a Sean stał na przystanku autobusowym i czekał na pierwszy lepszy pojazd komunikacji. Przyglądał się z zmarszczonymi brwiami zamazanemu sprayem rozkładowi autobusów, żeby móc cokolwiek z niego wyczytać, a potem usłyszał głuchy huk, pękanie szkła i krzyki przechodniów. Co do ku... Kiedy się odwrócił, było już właściwie po wszystkim. Dwa auta, zniszczone. Chociaż może zniszczone, to za mało powiedziane.
Zamrugał kilka razy, jakby miało to go zmotywować do działania, a nie stania z otwartą japą jak cała reszta wokół. Zarzucił plecak na dwa ramiona i pobiegł w stronę auta, które znajdowało się najbliżej niego. Pierwsze, o czym pomyślał przy napływie adrenaliny to o wyciągnięciu kolesia jak najszybciej z samochodu. A potem, kiedy próbował otworzyć powyginane drzwi i nic to nie dało, przypomniało mu się, że przecież musi zawiadomić jakieś służby ratunkowe.
Odwrócił się, rozglądając. Jakiś mężczyzna stał niedaleko niego i z kontekstu można było wydedukować, że właśnie wzywał karetkę. Kiwnął do niego porozumiewawczo i przeszedł do dalszego działania.
Rabbit okrążył samochód wokół, i kiedy pociągnął energicznie za klamkę drugich drzwi, na szczęście puściły. Z drzwi posypała się resztka szyby na asfalt. Rabbit zanurkował do samochodu i sięgnął do pasów poszkodowanego, żeby je odpiąć.
- Hej stary, żyjesz? - zapytał inteligentnie - Miałeś wypadek, wyciągnę cię z samochodu - oznajmił mu, chcąc z podszkodowanym złapać jakiś kontakt i w między czasie mocował się chwilę z pasem bezpieczeństwa. W duchu ucieszył się, że koleś jest przytomny.
Zamrugał kilka razy, jakby miało to go zmotywować do działania, a nie stania z otwartą japą jak cała reszta wokół. Zarzucił plecak na dwa ramiona i pobiegł w stronę auta, które znajdowało się najbliżej niego. Pierwsze, o czym pomyślał przy napływie adrenaliny to o wyciągnięciu kolesia jak najszybciej z samochodu. A potem, kiedy próbował otworzyć powyginane drzwi i nic to nie dało, przypomniało mu się, że przecież musi zawiadomić jakieś służby ratunkowe.
Odwrócił się, rozglądając. Jakiś mężczyzna stał niedaleko niego i z kontekstu można było wydedukować, że właśnie wzywał karetkę. Kiwnął do niego porozumiewawczo i przeszedł do dalszego działania.
Rabbit okrążył samochód wokół, i kiedy pociągnął energicznie za klamkę drugich drzwi, na szczęście puściły. Z drzwi posypała się resztka szyby na asfalt. Rabbit zanurkował do samochodu i sięgnął do pasów poszkodowanego, żeby je odpiąć.
- Hej stary, żyjesz? - zapytał inteligentnie - Miałeś wypadek, wyciągnę cię z samochodu - oznajmił mu, chcąc z podszkodowanym złapać jakiś kontakt i w między czasie mocował się chwilę z pasem bezpieczeństwa. W duchu ucieszył się, że koleś jest przytomny.
Gdzieś w tle, do uszu dobiegł mu dźwięczny gruchot tłuczonej tafli szkła, aczkolwiek to dopiero głos wyrwał go z letargu. Był niski i wyraźnie męski. W pierwszym momencie Attila zrozumiał zwroty zaledwie w połowie i jedynie z kontekstu domyślił się, że są zaadresowane do niego. Przekręcił głowę, by spojrzeć na przybysza. Zmrużył oczy, zlustrował wyraźniej jego twarz, dokładniej rejestrując rysy oraz mimikę. Z pewnego odruchu – a może to podświadomość dała jakąś podpowiedź – potakująco pokiwał głową.
- Mógłbyś powtórzyć? – Wycedził tonem pełnym chrypy i wyraźnego zmęczenia. Z jakiegoś powodu w głowie pojawił się mu przyjemny obraz szklanki pełnej zimnej whiskey.
- Boli jak jasna cholera. – Skomentował światle, czując jak – mimo wszystko – jego zmysły się stabilizowały i nagle poczęły go bombardować całą falą nowych i średnio przyjemnych bodźców. W duchu stwierdził, że cokolwiek się właśnie stało to miłe, że ktoś zechciał udzielić mu pomocy. I tak balansował pomiędzy okrutną, fizyczną rzeczywistością, która nieprzyjemnie musiała jego komórki nerwowe, a całkiem sympatycznymi myślami i pozytywnymi obrazami w wyobraźni.
- Mógłbyś powtórzyć? – Wycedził tonem pełnym chrypy i wyraźnego zmęczenia. Z jakiegoś powodu w głowie pojawił się mu przyjemny obraz szklanki pełnej zimnej whiskey.
- Boli jak jasna cholera. – Skomentował światle, czując jak – mimo wszystko – jego zmysły się stabilizowały i nagle poczęły go bombardować całą falą nowych i średnio przyjemnych bodźców. W duchu stwierdził, że cokolwiek się właśnie stało to miłe, że ktoś zechciał udzielić mu pomocy. I tak balansował pomiędzy okrutną, fizyczną rzeczywistością, która nieprzyjemnie musiała jego komórki nerwowe, a całkiem sympatycznymi myślami i pozytywnymi obrazami w wyobraźni.
Przyjaciele, znajomi, koledzy tudzież koleżanki. Oni zwykli nazywać siebie biznesmenami. Czasem wypada się z nimi spotkać, nawet jeśli Liwana nie uważa ich zazwyczaj za nikogo z wyżej wymienionej czwórki. Ale posiadanie kontaktów u kogoś z wyższych sfer, służyło jak to zwykła rzec większej sprawie. W spełnieniu jej marzeń.
Tym razem jednak nie było tak źle, bowiem wracała od kogoś, kogo mogła nazwać siostrą od szklanki, bowiem siedziały razem na tej samej łajbie. Jedna dawała idee, a druga po modyfikacjach, wdrążała je w życie. Po pijaku (bez przegięcia) pomysły lepiej wchodziły do głowy. Żadna z nich nie miała w nawyku pić samotnie, więc jedna drugiej pomocą w tak krępującej sytuacji.
Był już wieczór. Jednak, jesienny wieczór tu był już niemal nocą. Słońce wciąż nie schowało się za horyzontem, ale świeciły już latarnie, które rzucały blask na ulicę. Liwana podchmielona, szła ulicą samotnie. Nie bała się zbyt bardzo, bowiem ktoś po nią już przyjechał, a ona musiała dojść tylko do najbliższego parkingu, do którego nie miała więcej niż 150 metrów. Ubrana była jak zawsze w schludną, białą koszulę z kołnierzykiem. Tym razem niedopiętym pod samą szyję. Na niej nosiła czerwoną marynarkę z luźną spódniczką, która była ciut dłuższa i można by było na upartego nazywać ją spódnicą. Na nogach natomiast nosi czarne rajstopy, dość dłuższe z powodu już nie letniej, a jesiennej pogody. Na nogach - zdobione, czarne buty na niezbyt ostrym obcasie, tak by ta panna nie połamała sobie nóg podczas chodzenia pod wpływem napoju wyskokowego. Szła powoli, a ulice nie wydawały się zbyt tłoczne - tu i ówdzie przeszła jakaś osoba, która nie koniecznie zwracała na nią swoją uwagę. Liwana traktowała resztę podobnie - szła z głową w chmurach.
Tym razem jednak nie było tak źle, bowiem wracała od kogoś, kogo mogła nazwać siostrą od szklanki, bowiem siedziały razem na tej samej łajbie. Jedna dawała idee, a druga po modyfikacjach, wdrążała je w życie. Po pijaku (bez przegięcia) pomysły lepiej wchodziły do głowy. Żadna z nich nie miała w nawyku pić samotnie, więc jedna drugiej pomocą w tak krępującej sytuacji.
Był już wieczór. Jednak, jesienny wieczór tu był już niemal nocą. Słońce wciąż nie schowało się za horyzontem, ale świeciły już latarnie, które rzucały blask na ulicę. Liwana podchmielona, szła ulicą samotnie. Nie bała się zbyt bardzo, bowiem ktoś po nią już przyjechał, a ona musiała dojść tylko do najbliższego parkingu, do którego nie miała więcej niż 150 metrów. Ubrana była jak zawsze w schludną, białą koszulę z kołnierzykiem. Tym razem niedopiętym pod samą szyję. Na niej nosiła czerwoną marynarkę z luźną spódniczką, która była ciut dłuższa i można by było na upartego nazywać ją spódnicą. Na nogach natomiast nosi czarne rajstopy, dość dłuższe z powodu już nie letniej, a jesiennej pogody. Na nogach - zdobione, czarne buty na niezbyt ostrym obcasie, tak by ta panna nie połamała sobie nóg podczas chodzenia pod wpływem napoju wyskokowego. Szła powoli, a ulice nie wydawały się zbyt tłoczne - tu i ówdzie przeszła jakaś osoba, która nie koniecznie zwracała na nią swoją uwagę. Liwana traktowała resztę podobnie - szła z głową w chmurach.
Czterdzieści minut wcześniej.
― To będzie świetny pomysł ― zakomunikował Skyler, z początku pomijając fakt, że zarówno Grimshaw, jak i Winchester zostali wpisani przez niego na listę już wcześniej. ― Słyszałem, że na najlepszych czekają nagrody, a jestem pewien, że dacie sobie radę, chłopaki. Grimmie nastraszy ich swoją miną, a ty, nasz urokliwy chłopcze, uśmiechniesz się i dostaniesz tyle cukierków, ile dusza zapragnie.
Jeżeli istniał jakiś konkretny powód, dla którego musieli znaleźć się w tym miejscu, to był to właśnie Gauthier, który liczył na to, że zrzucanie im na głowę każdej możliwej atrakcji, uczyni ten dzień znacznie barwniejszym. Grimshaw nie był pewien, w którym momencie konieczność szlajania się po mieście z ogonem obcych mord stała się definicją zabawy, ale najwidoczniej cały świat zaczął zmierzać w złym kierunku.
Gdy kazano skierować im swoje kroki do dzielnicy południowej, szarooki już w stu procentach wiedział, że nie będzie to najprzyjemniejszy dzień jego życia, szczególnie że kiedy znaleźli się na miejscu, oczom ich wszystkich ukazała się ulica pełna domów, z których co jeden był większy i bardziej wytworny od drugiego. Mogli od razu wypisać sobie na czołach, że przysłali ich Blackowie, choć niewątpliwie wiele osób stąd bawiło się właśnie na zorganizowanym przez nich balu.
― Jest raczej mała szansa na to, że wpuszczą nas na teren swoich posiadłości ― odezwał się wreszcie, nawet nie oglądając się za siebie przez ramię. ― Nie próbujcie dostawać się tam siłą, jeżeli odmówią przez domofon, idziecie dalej. Nie potrzebujemy kłopotów. Możecie za to próbować różnych sztuczek słownych, jeśli chcecie brzmieć bardziej przekonująco. Zrozumiałe?
― To będzie świetny pomysł ― zakomunikował Skyler, z początku pomijając fakt, że zarówno Grimshaw, jak i Winchester zostali wpisani przez niego na listę już wcześniej. ― Słyszałem, że na najlepszych czekają nagrody, a jestem pewien, że dacie sobie radę, chłopaki. Grimmie nastraszy ich swoją miną, a ty, nasz urokliwy chłopcze, uśmiechniesz się i dostaniesz tyle cukierków, ile dusza zapragnie.
Jeżeli istniał jakiś konkretny powód, dla którego musieli znaleźć się w tym miejscu, to był to właśnie Gauthier, który liczył na to, że zrzucanie im na głowę każdej możliwej atrakcji, uczyni ten dzień znacznie barwniejszym. Grimshaw nie był pewien, w którym momencie konieczność szlajania się po mieście z ogonem obcych mord stała się definicją zabawy, ale najwidoczniej cały świat zaczął zmierzać w złym kierunku.
Gdy kazano skierować im swoje kroki do dzielnicy południowej, szarooki już w stu procentach wiedział, że nie będzie to najprzyjemniejszy dzień jego życia, szczególnie że kiedy znaleźli się na miejscu, oczom ich wszystkich ukazała się ulica pełna domów, z których co jeden był większy i bardziej wytworny od drugiego. Mogli od razu wypisać sobie na czołach, że przysłali ich Blackowie, choć niewątpliwie wiele osób stąd bawiło się właśnie na zorganizowanym przez nich balu.
― Jest raczej mała szansa na to, że wpuszczą nas na teren swoich posiadłości ― odezwał się wreszcie, nawet nie oglądając się za siebie przez ramię. ― Nie próbujcie dostawać się tam siłą, jeżeli odmówią przez domofon, idziecie dalej. Nie potrzebujemy kłopotów. Możecie za to próbować różnych sztuczek słownych, jeśli chcecie brzmieć bardziej przekonująco. Zrozumiałe?
Rosa niedawno pojawiła się w mieście. Więc naturalną koleją rzeczy było zwiedzanie wszystkiego dookoła. Był jeden taki naprawdę mały szczegół nie znała tego miasta. Odwiedziła już kilka mniejszych sklepów, ale jeszcze nie natrafiła na jakąś obiecującą cukiernie. Była zawiedziona, a dzień zaczął się powoli kończyć. Westchnęła głośno i zaczęła co jakiś czas kręcić i rozglądać dookoła.
Pech chciał, że przy tym przestała dokładnie zwracać uwagę na osoby idące naprzeciw niej.
Długo nie trzeba było czekać, a dziewczyna wpadła na kogoś uderzając plecami.
- Aj... - zerknęła szybko przez ramię - Przepraszam!
Odskoczyła obracając się w prawidłowym kierunku do kobiety, na którą wpadła.
- Trochę się zagalopowałam... nic się Pani nie stało? - spojrzała zaniepokojona, przyglądając się Liwanie.
Pech chciał, że przy tym przestała dokładnie zwracać uwagę na osoby idące naprzeciw niej.
Długo nie trzeba było czekać, a dziewczyna wpadła na kogoś uderzając plecami.
- Aj... - zerknęła szybko przez ramię - Przepraszam!
Odskoczyła obracając się w prawidłowym kierunku do kobiety, na którą wpadła.
- Trochę się zagalopowałam... nic się Pani nie stało? - spojrzała zaniepokojona, przyglądając się Liwanie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach