▲▼
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
- Ponosi cię wyobraźnia - nie zamierzał kompletnie przyznać się na głos, że omijał go specjalnie. Nawet jeśli oboje o tym doskonale wiedzieli. - Podobno dobrze się uczysz, więc nie potrzebujesz mojej uwagi - wymówki, mające na celu ukrycie prawdy. Próbował przejrzeć zamiary Jonathana, jednakże znajdowały się one zbyt głęboko, by mógł jednoznacznie uznać, o co w tym wszystkim chodziło. Do tego dochodził jeszcze jeden dodatkowy aspekt.
Nie ufał mu.
Był przekonany, że prędzej czy później przejedzie się i rudowłosy wyciągnie coś, co sprawi, że Shane zostanie zaszantażowany. Musiał przyznać samemu sobie, że nie wiedział, co by wtedy zrobił. Czuł, że miał za mało opcji możliwości.
- Może powinienem uściślić pytanie i zapytać, czy coś potrzebujesz ode mnie w aspekcie spraw szkolnych? - zasugerował taki typ pytania, unosząc przy tym lekko brew.
Dyrektor?
- Czemu? I czemu ciebie? - wzmógł ostrożność, nie bardzo dowierzając faktowi, że miałby być oprowadzany po placówce. - I nie uciekam przed tobą. Jestem zajętym człowiekiem. I wolę nie spoufalać się ze swoimi uczniami - uściślił jeszcze, nim drzwi do pokoju nauczycielskiego stanęły przed nim otworem. Westchnął w duchu, gdy wyłapał głosy kobiece. W obecnej okoliczności nie chciało mu się zagłębiać w rozmowy z nimi.
Mimo to, uśmiechał się do nich łagodnie, gdy zwracały na niego uwagę. Zaś przyprowadzonym dialogu, sprawnie przeprosił, by odejść na moment. Chciał zabrać swoje rzeczy już z tego miejsca. I najchętniej wrócić do domu, ale widząc reakcje obu nauczycielek czuł, że tym bardziej miał utrudnioną kwestię.
- Obie Panie prezentujecie się wspaniale, nie sposób byłoby wybrać - odparł, gdy powrócił, wchodząc akurat zgrabnie w rozmowę. - Pani mąż na pewno jest szczęściarzem, że posiada taki skarb za żonę - przesunął jasne oczy na matematyczkę. - Nie zmienia to faktu, że idealna osoba czeka na Panią - odparł jeszcze na jej słowa, schylając się po dziennik, by potem otrzepać okładkę i odłożyć na biurku.
- Miło się przysłuchuje tej rozmowie, jednakże będę zmuszony ją opuścić. Chciałbym przygotować się na zajęcia, a w dodatku wolałbym nie stawać się przyczyną utraty całego dnia nauki dla Pana Everetta.
Męczy mnie to trochę. Czuję się, jakbym wpadł w punkt bez możliwości ucieczki.
- Zwłaszcza, że jeszcze nie znam dobrze całego tego miejsca.
Nie ufał mu.
Był przekonany, że prędzej czy później przejedzie się i rudowłosy wyciągnie coś, co sprawi, że Shane zostanie zaszantażowany. Musiał przyznać samemu sobie, że nie wiedział, co by wtedy zrobił. Czuł, że miał za mało opcji możliwości.
- Może powinienem uściślić pytanie i zapytać, czy coś potrzebujesz ode mnie w aspekcie spraw szkolnych? - zasugerował taki typ pytania, unosząc przy tym lekko brew.
Dyrektor?
- Czemu? I czemu ciebie? - wzmógł ostrożność, nie bardzo dowierzając faktowi, że miałby być oprowadzany po placówce. - I nie uciekam przed tobą. Jestem zajętym człowiekiem. I wolę nie spoufalać się ze swoimi uczniami - uściślił jeszcze, nim drzwi do pokoju nauczycielskiego stanęły przed nim otworem. Westchnął w duchu, gdy wyłapał głosy kobiece. W obecnej okoliczności nie chciało mu się zagłębiać w rozmowy z nimi.
Mimo to, uśmiechał się do nich łagodnie, gdy zwracały na niego uwagę. Zaś przyprowadzonym dialogu, sprawnie przeprosił, by odejść na moment. Chciał zabrać swoje rzeczy już z tego miejsca. I najchętniej wrócić do domu, ale widząc reakcje obu nauczycielek czuł, że tym bardziej miał utrudnioną kwestię.
- Obie Panie prezentujecie się wspaniale, nie sposób byłoby wybrać - odparł, gdy powrócił, wchodząc akurat zgrabnie w rozmowę. - Pani mąż na pewno jest szczęściarzem, że posiada taki skarb za żonę - przesunął jasne oczy na matematyczkę. - Nie zmienia to faktu, że idealna osoba czeka na Panią - odparł jeszcze na jej słowa, schylając się po dziennik, by potem otrzepać okładkę i odłożyć na biurku.
- Miło się przysłuchuje tej rozmowie, jednakże będę zmuszony ją opuścić. Chciałbym przygotować się na zajęcia, a w dodatku wolałbym nie stawać się przyczyną utraty całego dnia nauki dla Pana Everetta.
Męczy mnie to trochę. Czuję się, jakbym wpadł w punkt bez możliwości ucieczki.
- Zwłaszcza, że jeszcze nie znam dobrze całego tego miejsca.
— Sam powiedziałeś, że kłamię. Okłamywanie kłamcy jest trochę bezsensowne. Stosuję wszystkie te same taktyki co ty, nawet jeśli obaj robimy to w nieznacznie inny sposób. Więc będę wdzięczny, jeśli zachowasz tego typu wymówki dla uczennic, które tak namiętnie oblegają cię na każdej przerwie — uśmiechnął się w jego stronę, nawet jeśli uśmiech ten w żaden sposób nie obejmował jego oczu. Nawet jeśli jego miganie się od wpadania na niego na korytarzu go bawiło, tak wmawianie mu, że jest inaczej, już nieszczególnie.
"Podobno dobrze się uczysz, więc nie potrzebujesz mojej uwagi."
Patrzył na niego przez chwilę, wzruszając w końcu ramionami, zaraz zakładając ręce za głową.
— Masz rację, nie potrzebuję. Nie potrzebuję uwagi żadnego z was. Co nie znaczy, że nie mogę jej chcieć. Nie znaczy też, że musisz spełniać moje zachcianki. A jednak przez najbliższy rok będziemy razem zamknięci w jednym budynku. Często ciągniesz najkrótszą zapałkę, co? — chociaż osobiście wolał, gdy ciągnął coś innego. Wpatrywał się w niego przez chwilę, nim prychnął cicho pod nosem z rozbawieniem.
Opuścił ręce w dół, wzdychając ciężko w odpowiedzi na jego pytanie.
— Jak to czemu? Bo jesteś tu nowy. A ja jestem przewodniczącym szkoły, więc wysyłają mnie na wszystkie głupie delegacje, na które sami nie mają czasu — ewentualnie chcą się pochwalić, że w ich szkole uczy się syn Everettów, by zapewnić sobie dodatkowe dofinansowania. Choć w tym wypadku wątpił, by mieli cokolwiek ugrać jego nazwiskiem — jeśli masz więcej pytań, to mogę na nie odpowiedzieć później. Nie lubię sterczeć w miejscu.
No, chyba że robiłby coś ciekawszego. Niestety Shane uparcie raz po raz stawiał między nimi granicę, nie dając teraz na to większych szans.
Gdy ciemnowłosy wtrącił się w jego rozmowę z nauczycielkami, miał olbrzymią ochotę wybuchnąć śmiechem. Zwłaszcza na widok miny Pani Collins, która w przeciągu kilku sekund dostała kosza w sposób, w którego nie mogła się nawet przyczepić. Zachował ten sam uprzejmy wyraz twarzy, pozwalając mu na przejęcie rozmowy.
— Pan Kassir ma rację. Postaram się wyrobić do Pani lekcji, Pani Mayers.
— Miłej wycieczki, panowie. Więc Ava, wracając do naszej poprzedniej rozmowy... — zmiana tematu przyszła im z niesamowitą łatwością, pozwalając im na opuszczenie pomieszczenia. Dopiero po zamknięciu drzwi i przejściu kilku kroków nie wytrzymał i parsknął śmiechem, aż nazbyt dobrze czując, jak trzęsą mu się ramiona.
— Ale miała minę. Jakbyś jej skopał chomika — pokręcił głową na boki, całkiem szybko się uspokajając. Spojrzał nagle w jego kierunku, zwalniając nieco krok — czemu zgłosiłeś się na praktyki w szkole?
Nagłe pytanie, które padło z jego ust nie było zabarwione żadną złośliwością. Brzmiało wręcz nad wyraz neutralnie.
— Nie chcesz się spoufalać ze swoimi uczniami, aż nazbyt dobitnie rysujesz granicę między sobą a nauczycielami. Zupełnie jakby wysłali cię tu za karę — chyba że zachowywał się tak tylko w jego towarzystwie. Skupił wzrok na korytarzu, patrząc przez chwilę przez okno.
— Rozkład szkoły jest dość prosty, więc nauczysz się go bez większych problemów. Teraz jesteśmy na pierwszym piętrze, gdzie oprócz pokoju nauczycielskiego są wszystkie klasy pierwsze i drugie. Na końcu korytarza jest dodatkowy pokój z ksero. To w pokoju nauczycielskim ma tendencje do zacinania się, poza tym wszyscy strasznie je oblegają, a nie potrafią nawet wymienić zaciętego papieru. Do pojedynczych czarno-białych kserówek się nada, ale w przypadku większych i kolorowych lepiej korzystać właśnie z tego. Dostęp do niego mają tylko nauczyciele i samorząd, więc musisz pamiętać, by zabrać ze sobą klucz z pokoju nauczycielskiego. Jest tam, gdzie i reszta do sali, mały z żółtą przywieszką. Po lewej od ksera są łazienki dla uczniów, po prawej dla kadry. Na twoim miejscu unikałbym ich koło dwunastej. Wfistka i chemik uwielbiają się tam zaszywać, by spalić kalorie przed obiadem. Czasem uczniowie próbują palić w kabinach, możesz spróbować ich upomnieć, albo wezwać kogoś z nas. Mamy po jednym przedstawicielu samorządu na klasę, czasem więcej. Nosimy te śmieszne opaski, więc nie powinieneś mieć problemu ze znalezieniem kogoś z nas — podniósł rękę, pokazując czerwono-granatowo-białą przepaskę na swoim prawym nadgarstku — czasem nosimy je na ramieniu, zależnie od ubioru.
Nie spodziewał się co prawda, że zapamięta wszystko od razu, ale im więcej wyniesie z pojedynczego obchodu, tym lepiej.
— Litery przy klasach odpowiadają wynikom na testach. Do A trafiają ci, którzy mieli najwyższe noty zarówno z egzaminów pisemnych, testów fizycznych, jak i kontroli zdolności. Do B, ci, którzy mieli wysokie wysiki na egzaminach pisemnych, ale leżą z praktyką. W C masz tych, którzy świetnie poradzili sobie na części fizycznej i kontroli, ale w dużej mierze zawalili egzaminy pisemne. Na terenie szkoły obowiązuje zakaz używania mocy poza obszarem przeznaczonych do tego zajęć. Wyjątkiem od tej reguły jest kadra i samorząd, gdy w grę wchodzi ogarnięcie jakichś uczniów, który wydarli się spod kontroli. Jakbym mówił za szybko, to mnie upomnij.
- Hmm... - spojrzał na niego z zaintrygowaniem. - Ty naprawdę chcesz, bym dla ciebie nie kłamał? Tylko, czy ciebie też tego nie dotyczy? Sam próbujesz okłamywać kłamcę - nie miał obowiązku wobec niego, by zmienić swoje postępowanie. Tak samo jak i on wobec Shane'a. Byli dla ciebie niemalże obcy i ciemnowłosy wolał zostać przy tej relacji. To był dopiero drugi dzień...
... a on nadal nie rozumiał, dlaczego Jace nie ustępował.
- Raczej staram się unikać takich wpadek. I właśnie dla uniknięcia problemów wolałbym ograniczyć kontakty między nami. Wolałbym, byś dostosował się do tego, panie Everett.
Zamrugał oczami, analizując usłyszane słowa.
- Ah. Czyli wszystkich nowych oprowadzacie? - uniósł brew. - Musze przyznać, że zaszczyt mnie spotkał, że sam przewodniczący szkoły będzie służył za mojego przewodnika - nawet jeśli był ostatnią osobą, z którą chciał spędzać czas sam na sam. Bo niby z jakiego innego powodu robiłby takie uniki przez cały dzień? Raczej nie hobbistycznie.
Rozmowa przynajmniej w pokoju nauczycielskim została ucięta w miarę szybko. Mina kobiety powodowała, że głównie uśmiechnął się przepraszająco, nie zamierzając jednak zmieniać zdania, czy pocieszać ją. Bardziej było mu w głowie wyrwać się z tego pomieszczenia.
- Przynajmniej powinienem mieć spokój - poprawił czarną torbę na ramieniu. Za to posłał mu pytające spojrzenie, próbując zrozumieć, skąd wzięło go na dane pytanie.
- Z sugestii profesora - trochę szczerości w tym morzu kłamstw i iluzji nie mogło zaszkodzić. - Zasugerował mi to jako łatwiejszą możliwość, gdybym chciał robić doktorat i międzyczasie zaliczyć odpowiednio przedmioty. Pieniądze to drugorzędna sprawa, ale zarazem też brzmiało to na ciekawe doświadczenie.
Pokręcił głową, by zaraz potem wzruszyć obojętnie ramionami.
- Nie do końca masz rację. Nie chodzi o nauczycieli, a nauczycielki - odparł Kassir, spokojnie dopijając kawę. - Jak sam niedawno zauważyłeś, jestem tutaj nowy, co daje mi możliwość zasłonięcia się "niewiedzą" oraz "chęcią zachowania uprzejmości" wobec swoich... seniorów? Chyba najlepiej tak to nazwać - przedstawienie sobą pilnego młodego nauczyciela, który czuł powołanie z pracą to była jedna z postaw, jaką chciał przyjąć. Nie tylko z powodu stworzenia dla siebie odpowiedniego wizerunku, co i ucięcia ewentualnych nieprzyjemności. Lekko zsunął z nosa okulary, patrząc na niego o sekundę dłużej niż powinien.
- Resztę możesz się domyślić. Jesteś w tym całkiem dobry, prawda? - uśmiechnął się lekko, poprawiając szkła ponownie. Wyrzucił zaraz potem puste naczynie do odpowiedniego pojemnika, przechodząc do przysłuchania się Jonathanowi, dając się mu oprowadzić o placówce. Przysłuchiwał się w milczeniu przedstawianym faktom, jednocześnie szukając wzrokiem kierunku miejsc, o których wspominał oprowadzający. Nie uważał, że wszystko zapamięta od razu, ale uznał, że nic nie stało mu na przeszkodzie, by zwrócić uwagę na poszczególne fakty.
- Tempo jest dobre. Kontynuuj proszę - zwrócił się do niego, widząc, że powoli zbliżali się do schodów łączących poszczególne piętra.
... a on nadal nie rozumiał, dlaczego Jace nie ustępował.
- Raczej staram się unikać takich wpadek. I właśnie dla uniknięcia problemów wolałbym ograniczyć kontakty między nami. Wolałbym, byś dostosował się do tego, panie Everett.
Zamrugał oczami, analizując usłyszane słowa.
- Ah. Czyli wszystkich nowych oprowadzacie? - uniósł brew. - Musze przyznać, że zaszczyt mnie spotkał, że sam przewodniczący szkoły będzie służył za mojego przewodnika - nawet jeśli był ostatnią osobą, z którą chciał spędzać czas sam na sam. Bo niby z jakiego innego powodu robiłby takie uniki przez cały dzień? Raczej nie hobbistycznie.
Rozmowa przynajmniej w pokoju nauczycielskim została ucięta w miarę szybko. Mina kobiety powodowała, że głównie uśmiechnął się przepraszająco, nie zamierzając jednak zmieniać zdania, czy pocieszać ją. Bardziej było mu w głowie wyrwać się z tego pomieszczenia.
- Przynajmniej powinienem mieć spokój - poprawił czarną torbę na ramieniu. Za to posłał mu pytające spojrzenie, próbując zrozumieć, skąd wzięło go na dane pytanie.
- Z sugestii profesora - trochę szczerości w tym morzu kłamstw i iluzji nie mogło zaszkodzić. - Zasugerował mi to jako łatwiejszą możliwość, gdybym chciał robić doktorat i międzyczasie zaliczyć odpowiednio przedmioty. Pieniądze to drugorzędna sprawa, ale zarazem też brzmiało to na ciekawe doświadczenie.
Pokręcił głową, by zaraz potem wzruszyć obojętnie ramionami.
- Nie do końca masz rację. Nie chodzi o nauczycieli, a nauczycielki - odparł Kassir, spokojnie dopijając kawę. - Jak sam niedawno zauważyłeś, jestem tutaj nowy, co daje mi możliwość zasłonięcia się "niewiedzą" oraz "chęcią zachowania uprzejmości" wobec swoich... seniorów? Chyba najlepiej tak to nazwać - przedstawienie sobą pilnego młodego nauczyciela, który czuł powołanie z pracą to była jedna z postaw, jaką chciał przyjąć. Nie tylko z powodu stworzenia dla siebie odpowiedniego wizerunku, co i ucięcia ewentualnych nieprzyjemności. Lekko zsunął z nosa okulary, patrząc na niego o sekundę dłużej niż powinien.
- Resztę możesz się domyślić. Jesteś w tym całkiem dobry, prawda? - uśmiechnął się lekko, poprawiając szkła ponownie. Wyrzucił zaraz potem puste naczynie do odpowiedniego pojemnika, przechodząc do przysłuchania się Jonathanowi, dając się mu oprowadzić o placówce. Przysłuchiwał się w milczeniu przedstawianym faktom, jednocześnie szukając wzrokiem kierunku miejsc, o których wspominał oprowadzający. Nie uważał, że wszystko zapamięta od razu, ale uznał, że nic nie stało mu na przeszkodzie, by zwrócić uwagę na poszczególne fakty.
- Tempo jest dobre. Kontynuuj proszę - zwrócił się do niego, widząc, że powoli zbliżali się do schodów łączących poszczególne piętra.
— Nie przypominam sobie, żebym okłamywał cię od momentu, gdy przyszedłeś do szkoły. Po prostu jeśli nie chcę odpowiadać to nie odpowiadam — choć może zdążył już o tym zapomnieć. Nie zamierzał się z nim na ten temat kłócić. I tak miał zrobić co chciał, jeśli zamierzał na każdym kroku kłamać i było mu z tym wygodnie to już jego wybór. Koniec końców był ostatnią osobą, która mogła go oceniać.
Uśmiechnął się w odpowiedzi na jego słowa, nachylając się w jego kierunku, opierając przy tym rękę o ścianę.
— A ja chętnie wróciłbym do tego co robiliśmy w hotelu. Chyba mamy impas. A szkoda, w szkole jest cała masa miejsc, z których moglibyśmy skorzystać — obniżył nieznacznie głos, nim odsunął się od niego na pół kroku.
— Wrzucił cię chyba w najgorsze zbiorowisko jakie mógł. Banda chłopaków z nadmiarem libido i dziewczyn szukających przed kim mogą rozłożyć nogi. Cóż, jak zaczną się robić wybitnie kłopotliwi, możesz dać mi znać, przechodziliśmy przez to już dwa razy, raz z Anette, która przyjechała z Francji. Bardzo chcieli sprawdzić czy jest tak dobra jak się mówi. Drugi raz przy Jasperze. Pomagał naszemu wuefiście. A, zapomniałbym dodać, moja oferta nie obejmuje mnie samego — zastrzegł, wzruszając ramionami. Wsłuchał się z zainteresowaniem w jego słowa, obracając połowicznie w jego stronę.
— Cóż z twoim wyglądem nieszczególnie mnie to dziwi. Chociaż na twoim miejscu uważałbym na Wilburga. Nauczyciel geografii, mniej więcej twojego wzrostu, czarno-brązowe włosy. Nie wiem ile ma lat, z trzydzieści pięć? Jego ręka lubi zjeżdżać w nieodpowiednie miejsca. Regularnie łapał mnie znienacka za ramię i dotykał po kręgosłupie — przewrócił oczami, pocierając kark. Nadal zdarzało mu się to robić, choć gdy dwa razy próbował oprzeć dłoń na jego tyłku, ledwie powstrzymał się przed złamaniem mu ręki.
Rozejrzał się dookoła, kiwając głową, by zaraz skinąć na niego ręką, prowadząc go na górę.
— Na drugim piętrze są klasy trzecie i czwarte. Do czwartych głównie trafiają ci, którzy nie mogą się zdecydować co chcą studiować. Oprócz tego jest tu kawiarnia i pokój treningowy. No i składzik ze sprzętem. Całkiem spory. I dźwiękoszczelny — uniósł kącik ust, rzucając mu aż nazbyt oczywiste spojrzenie — wyjście na dach jest zamknięte. Przynajmniej oficjalnie. Jak będziesz miał wszystkich dość, to bardzo dobry spot na obiady, nawet nauczyciele się tam praktycznie nie zapuszczają. No i widać z niego cały teren. Chcesz zobaczyć? — zapytał, wyciągając klucze z kieszeni, rzucając mu pytające spojrzenie.
- Więc mówisz, że jesteś inny? - upierdliwe. Bardzo upierdliwe. I tylko dlatego, że poznał go od tej drugiej strony najpierw. - Skoro sobie tak życzysz, to odpuszczę sobie - by bez cienia wahania ranić go i uświadamiać o braku złamania słowa danego wcześniej. Zgrywanie głupiego musiało wypaść obecnie, ale nie zmieniało podstawy samego zachowania.
Czyli jutro znowu uniki.
- Hm... Mogę pomyśleć za jakiś rok o tym - odparł, wzruszając przy tym ramionami. - I nie poruszaj takich tematów publicznie. Nigdy nie wiadomo, kto usłyszy - za rok Jonathan byłby pełnoletni, a ich relacja uczeń-nauczyciel przestałaby mieć miejsce. Staliby się dla ciebie dwoma zwykłymi osobami. Zupełnie jak tamtej nocy, gdy kompletnie poddali się fizycznemu zbliżeniowi.
Chociaż muszę przyznać, że nie spodziewałbym się, że zaledwie kilka drinków aż tak mnie poskłada.
- Domyślam się. Wystarczyły mi dwa dni, by widzieć ich reakcje na mnie. Przynajmniej są na tyle taktyczni, że nie próbują niczego pociągnąć w miejscu publicznym. Chociaż tego typu zachowania są uciążliwe - posłał mu długie spojrzenie, jakby chciał mu przekazać tym samym, że wcale nie był wyjątkiem od reguły. - Z innej strony zastanawia mnie, ilu z nich nagle chce zmienić orientacje ze względu na ujrzenie kogoś, kto im się fizycznie spodobał. To mógłby być intrygujący eksperyment socjalny - jego głos był nieco wyższy od szeptu. Wolał, by ludzie nie słyszeli o tym, jak zastanawia się nad takimi sprawami względem nieletnich.
Nie żeby zamierzał ich w to wciągać. Zasady to zasady.
- Zły dotyk boli całe życie - rzekł bezwiednie, zakładając ręce za plecy. - Chyba kojarzę tego nauczyciela, wydaje mi się, że widziałem go w pokoju nauczycielskim. Chociaż nie mieliśmy okazji wymienić ze sobą słów - dotykanie w nieodpowiednich miejscach ucznia to jedno, ale czy podejmie się tego samego wobec dorosłego, który może jednak podjąć wiecej działania. Gorzej, jeśli miałby mocne plecy, które chronią go od nieprzyjemności.
- Rozumiem, że przetestowany osobiście ten składzik? - wygiął usta w lekkim rozbawieniu. - No, no. Pan przewodniczący proponuje mi coś nieoficjalnego? - bycie z nim sam na sam było dalekie od planów Kassira, a odejście z terenów wewnętrznych dokładało niepotrzebnego problemu dla niego samego. - Na krótki moment mogę. Międzyczasie mi możesz powiedzieć, jakie niespodzianki jeszcze mnie czekają tutaj.
Czyli jutro znowu uniki.
- Hm... Mogę pomyśleć za jakiś rok o tym - odparł, wzruszając przy tym ramionami. - I nie poruszaj takich tematów publicznie. Nigdy nie wiadomo, kto usłyszy - za rok Jonathan byłby pełnoletni, a ich relacja uczeń-nauczyciel przestałaby mieć miejsce. Staliby się dla ciebie dwoma zwykłymi osobami. Zupełnie jak tamtej nocy, gdy kompletnie poddali się fizycznemu zbliżeniowi.
Chociaż muszę przyznać, że nie spodziewałbym się, że zaledwie kilka drinków aż tak mnie poskłada.
- Domyślam się. Wystarczyły mi dwa dni, by widzieć ich reakcje na mnie. Przynajmniej są na tyle taktyczni, że nie próbują niczego pociągnąć w miejscu publicznym. Chociaż tego typu zachowania są uciążliwe - posłał mu długie spojrzenie, jakby chciał mu przekazać tym samym, że wcale nie był wyjątkiem od reguły. - Z innej strony zastanawia mnie, ilu z nich nagle chce zmienić orientacje ze względu na ujrzenie kogoś, kto im się fizycznie spodobał. To mógłby być intrygujący eksperyment socjalny - jego głos był nieco wyższy od szeptu. Wolał, by ludzie nie słyszeli o tym, jak zastanawia się nad takimi sprawami względem nieletnich.
Nie żeby zamierzał ich w to wciągać. Zasady to zasady.
- Zły dotyk boli całe życie - rzekł bezwiednie, zakładając ręce za plecy. - Chyba kojarzę tego nauczyciela, wydaje mi się, że widziałem go w pokoju nauczycielskim. Chociaż nie mieliśmy okazji wymienić ze sobą słów - dotykanie w nieodpowiednich miejscach ucznia to jedno, ale czy podejmie się tego samego wobec dorosłego, który może jednak podjąć wiecej działania. Gorzej, jeśli miałby mocne plecy, które chronią go od nieprzyjemności.
- Rozumiem, że przetestowany osobiście ten składzik? - wygiął usta w lekkim rozbawieniu. - No, no. Pan przewodniczący proponuje mi coś nieoficjalnego? - bycie z nim sam na sam było dalekie od planów Kassira, a odejście z terenów wewnętrznych dokładało niepotrzebnego problemu dla niego samego. - Na krótki moment mogę. Międzyczasie mi możesz powiedzieć, jakie niespodzianki jeszcze mnie czekają tutaj.
— Inny? Nie. Po prostu w tym momencie oskarżyłeś mnie o coś, czego nie zrobiłem. Nie wyciągnę żadnych korzyści z okłamywania cię, bo co możesz mi zaoferować? Lepsze oceny na testach? Uwierz mi, świetnie dam sobie radę bez tego. Wydarzeń z wtorku nie chcesz ze mną powtórzyć, w dodatku gdybym cię okłamał w tej kwestii po raz kolejny, wtedy już na pewno nie udałoby mi się przebić przez twoje rycerskie postanowienia. A w twoim przypadku prawdomówność jest dużo zabawniejsza niż kłamstwa. Ciekawe, prawda? — uśmiechnął się kącikiem ust, mimo wszystko doceniając jego obietnicę. Na Jonathanie mało co robiło wrażenie. Obelgi, komplementy, wszystko mieszało się w jeden wieki chaos, który oferowali mu inni ludzie. Czasem zazdrośni o to, że urodził się w konkretnym środowisku, czasem chcąc się do niego zbliżyć, by go wykorzystać. Nic dziwnego, że nauczył się nie brać niczego do siebie.
Ale Shane od początku zdawał się nie mieć pojęcia z kim ma do czynienia. I to w tym wszystkim było jeszcze śmieszniejsze.
— Co tak właściwie daje ci ten rok? Mam siedemnaście lat, nie piętnaście. Ile nas dzieli, z pięć lat? — wbił w niego wzrok, wpatrując się z wyraźnym politowaniem — Zresztą rok czekania to spore poświęcenie. Chcesz się ze mną przespać czy brać ślub?
Nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem, kompletnie ignorując jego przestrogę. Jakby nie patrzeć, Jonathan znał wszystkie rytuały w szkole i wiedział, kto gdzie się znajdował o konkretnej porze. Pojawiały się konkretne zmienne, były jednak tak znikome, a jego charakter tak specyficzny, by mało kto brał takie gadanie na poważnie. Nie zmieniło to jednak faktu, że przysunął się bliżej niego, przyciszając głos.
— No ale skoro zgodnie z tym co mówiłeś, jestem bardzo dobry, a cały czas mi odmawiasz, to czeka cię niezwykle przykry rok — na nowo się odsunął, wyraźnie rozbawiony, wsłuchując w jego kolejne słowa. Długo się nie odzywał, obracając znowu głowę w kierunku okna, by skupić wzrok na jednym z drzew.
— Orientacja tak nie działa. To, że spodobasz im się z aparycji, nie znaczy, że ich ciało zareaguje na ciebie w odpowiedni sposób. Mogą w sobie odkryć coś, o czym nie wiedzieli, ale nie zmienią jej ot tak — powiedział, w końcu wracając do niego spojrzeniem. Nie skomentował tematu Wilburga, pocierając jedynie znowu kark palcami w nieznacznym dyskomforcie. Zdecydowanie za nim nie przepadał.
"Rozumiem, że przetestowany osobiście ten składzik?"
— Nie odpowiadam na tego typu pytania. Ale gdybyś zmienił to zdanie w propozycję, wiesz, gdzie mnie szukać.
Jak widać, nie zamierzał sobie darować podobnych tekstów. I tak ledwo się powstrzymał przed powiedzeniem, że od samego początku proponuje mu coś nieoficjalnego, ale uparcie go odrzuca. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy przyjął jego propozycję wyjścia na dach.
— Takiego widoku na pewno się nie spodziewasz.
Wszedł po schodach, zaraz wsadzając klucze do zamka, przekręcając je w odpowiednią stronę. Przytrzymał je przez chwilę, czekając, aż go wyminie, dopiero wtedy ponownie je zakluczając. Choć początkowo dach mógł się wydawać zwyczajny, wystarczyło obrócić się dookoła, by zrozumieć, w czym tkwiła różnica. Całą ścianę, na której umieszczono drzwi, pokrywała gęsta, usiana kwiatami winorośl. Doniczki stały dosłownie wszędzie, a na samym środku ktoś zasadził drzewo, ogradzając je niskim murkiem.
— Nasza woźna kocha kwiaty. A kwiaty kochają ją. Zakazano tu wstępu przez uczniów, którzy nie potrafili tego uszanować — powiedział, muskając palcami jego nadgarstek, by skinąć na niego głową, prowadząc go do barierek.
— Ten duży budynek po lewej to sala treningowa do kontroli mocy defensywno-ofensywnych. Często organizują tam turnieje i egzaminy grupowe. Do pojedynczych używamy sali w szkole. Po prawej obok kortu i toru jest sala do treningu fizycznego. Pełen zakres wyposażenia. Dalej, o tam — wskazał dłonią poza oba budynki — jest teatr. Organizujemy tam większość eventów, bo wystarczy uprzątnąć krzesła, by mieć olbrzymią, uniwersalną przestrzeń. Przejdziemy się tam, gdy skończę cię oprowadzać po szkole.
Zwrócił się w jego stronę i uśmiechnął, opierając rękami o barierki, by zaraz przytulić policzek do przedramion.
— Jeśli przestaniesz uciekać po całej szkole, zobaczysz, że jest tu mnóstwo ciekawych miejsc. Dużo ciekawszych niż cztery ściany w domu — powiedział, przenosząc znowu spojrzenie na kort, na którym dało się dostrzec drobne sylwetki uczniów, nie rozróżniając jednak ich twarzy.
— No i nie ma tu Amy — nawiązał do ich ostatniej rozmowy z nieznacznym rozbawieniem.
To była prawda. Nie mógł mu nic zaproponować, co przyniosłoby mu korzyść. Nie żeby samemu posiadał wiele. Więcej jednak mógł nanieść mu szkód, gdyby zdecydował się komuś wyjaśnić to, co miało miejsce między nimi. I wiedział, że miał niewielkie szanse na zatrzymanie go w takiej ewentualności. A brak zaufania zarazem nie brał się znikąd. Znali się ledwie dwa dni, przy czym żadne z nich nie wyglądały na chęć pogłębienia ich relacji.
- Czemu ci zależy na powtórce ze mną? - zapytał w zamian. - Czemu akurat ja? - nie rozumiał tego. - To nie jest tak, że byłem twoim pierwszym. I pewnie nie ostatnim. Więc o co ci chodzi? - jakie są kryjące się za tym motywy? Gdzie w tym wszystkim widział coś dla siebie?
- Albo cztery - odparł na temat różnicy wieku, odwzajemniając mu wzrok, chociaż jego własny wyrażał obojętność. - Mam swoje zasady i tyle, Everett. Nie chcę spać z nieletnimi. Niesie to za sobą za wiele komplikacji zarazem - w które nie chciał się pakować. I nie powiedział, że miałby rok celibatu. Wiedział, że nie wytrzymałby tyle, patrząc na prowadzony przez siebie tryb życia pod względem psychicznego podejścia. - Na razie jesteśmy na etapie, że nie chcę z tobą spać. Skąd ci się ślub zwidział? - czy on powinien w ogóle próbować kontynuować ten temat? Powoli przestawał widzieć w tym sens.
- Wyolbrzymiasz. Nie przypominam sobie takich słów - zanik pamięci był uciążliwy. Nie potraifł skojarzyć faktów powiązanych z ich nocą, więc nie kłamał tym razem, próbując się wykręcić z danego faktu. Czas między przejściem z baru do pokoju, aż po śnie był dość stłumiony, dając mu jedynie przebłyski tego, co się tam działo.
- Tak, ale nierzadko jednak skłania do spróbowania. Mówimy tutaj o nastolatkach, w których buzują hormony - nie, żeby sam był w tym święty. Jego ton głosu brzmiał jakby sam miał z tym osobiste doświadczenie. Nie zamierzał jednak ciągnąć tematu, wzruszając jedynie ramionami przy tym.
- Jak się prześpię z tobą, to dasz mi spokój? - spytał bardzo cicho, kładąc złośliwą nutę na swoje pytanie.
Poszedł za nim, jednocześnie zapoznając się z mijaną okolicą. Spokojnie szedł za Jonathanem, niezbyt przejmując się faktem, że zamknął za nim jedyną drogę ucieczki. Aż w końcu znaleźli się na dachu. Przeszedł kilka kroków, ściągając okulary, by rozejrzeć się uważniej. Wystrój roślinny przykul jego uwagę, wywołując niemy zachwyt.
- Ma naprawdę talent - przyznał cicho. Zabolała informacja, że uczniowie nie potrafili uszanować takiego miejsca, ale uznał, że lepiej, gdy nie mogli tutaj wchodzić. Przynajmniej tworzone dzieło nie miało ulec zniszczeniu przez nieodpowiedzialne zachowanie. Przeniósł okulary do lewej dłoni, przyjmując zachęcenie w postaci podejścia do barierek. Położył na nich swoją wolną dłoń, przyglądając się okolicy.
- Jakie jest najbliższe wydarzenie? - zapytał, wsłuchując się w opis terenu. Musiał przyznać, że teren szkoły robił wrażenie. Dysponowali sporym kawałkiem ziemi, który potrafili zagospodarować dla dobra uczących się. W dodatku wybrana roślinność koiła jego zmysły, pozwalając mu się na krótki moment rozluźnić.
- Nie będzie to dziwne, że spędzałbyś tyle czasu z nauczycielem? - odpuścił na krótki moment próbę odgonienia go od siebie swoimi słowami, podchodząc do sprawy w inny sposób. Zaraz potem wydał z siebie westchnienie.
- Hm, nie do końca. Nie jestem tutaj jedynym praktykantem - spojrzał na niego z ukosa, po czym odbił się dłonią od barierki. - Więc prawdopodobnie prędzej czy później ją poznasz. Może wpadniecie sobie w oko - wzruszył lekko ramionami, widocznie zobojętniały na taką ewentualność.
- Przejdziemy się do kawiarenki zanim pójdziemy dalej? Chcę kupić kawę - pomijając fakt, że niedawno skończył jedną pić.
- Czemu ci zależy na powtórce ze mną? - zapytał w zamian. - Czemu akurat ja? - nie rozumiał tego. - To nie jest tak, że byłem twoim pierwszym. I pewnie nie ostatnim. Więc o co ci chodzi? - jakie są kryjące się za tym motywy? Gdzie w tym wszystkim widział coś dla siebie?
- Albo cztery - odparł na temat różnicy wieku, odwzajemniając mu wzrok, chociaż jego własny wyrażał obojętność. - Mam swoje zasady i tyle, Everett. Nie chcę spać z nieletnimi. Niesie to za sobą za wiele komplikacji zarazem - w które nie chciał się pakować. I nie powiedział, że miałby rok celibatu. Wiedział, że nie wytrzymałby tyle, patrząc na prowadzony przez siebie tryb życia pod względem psychicznego podejścia. - Na razie jesteśmy na etapie, że nie chcę z tobą spać. Skąd ci się ślub zwidział? - czy on powinien w ogóle próbować kontynuować ten temat? Powoli przestawał widzieć w tym sens.
- Wyolbrzymiasz. Nie przypominam sobie takich słów - zanik pamięci był uciążliwy. Nie potraifł skojarzyć faktów powiązanych z ich nocą, więc nie kłamał tym razem, próbując się wykręcić z danego faktu. Czas między przejściem z baru do pokoju, aż po śnie był dość stłumiony, dając mu jedynie przebłyski tego, co się tam działo.
- Tak, ale nierzadko jednak skłania do spróbowania. Mówimy tutaj o nastolatkach, w których buzują hormony - nie, żeby sam był w tym święty. Jego ton głosu brzmiał jakby sam miał z tym osobiste doświadczenie. Nie zamierzał jednak ciągnąć tematu, wzruszając jedynie ramionami przy tym.
- Jak się prześpię z tobą, to dasz mi spokój? - spytał bardzo cicho, kładąc złośliwą nutę na swoje pytanie.
Poszedł za nim, jednocześnie zapoznając się z mijaną okolicą. Spokojnie szedł za Jonathanem, niezbyt przejmując się faktem, że zamknął za nim jedyną drogę ucieczki. Aż w końcu znaleźli się na dachu. Przeszedł kilka kroków, ściągając okulary, by rozejrzeć się uważniej. Wystrój roślinny przykul jego uwagę, wywołując niemy zachwyt.
- Ma naprawdę talent - przyznał cicho. Zabolała informacja, że uczniowie nie potrafili uszanować takiego miejsca, ale uznał, że lepiej, gdy nie mogli tutaj wchodzić. Przynajmniej tworzone dzieło nie miało ulec zniszczeniu przez nieodpowiedzialne zachowanie. Przeniósł okulary do lewej dłoni, przyjmując zachęcenie w postaci podejścia do barierek. Położył na nich swoją wolną dłoń, przyglądając się okolicy.
- Jakie jest najbliższe wydarzenie? - zapytał, wsłuchując się w opis terenu. Musiał przyznać, że teren szkoły robił wrażenie. Dysponowali sporym kawałkiem ziemi, który potrafili zagospodarować dla dobra uczących się. W dodatku wybrana roślinność koiła jego zmysły, pozwalając mu się na krótki moment rozluźnić.
- Nie będzie to dziwne, że spędzałbyś tyle czasu z nauczycielem? - odpuścił na krótki moment próbę odgonienia go od siebie swoimi słowami, podchodząc do sprawy w inny sposób. Zaraz potem wydał z siebie westchnienie.
- Hm, nie do końca. Nie jestem tutaj jedynym praktykantem - spojrzał na niego z ukosa, po czym odbił się dłonią od barierki. - Więc prawdopodobnie prędzej czy później ją poznasz. Może wpadniecie sobie w oko - wzruszył lekko ramionami, widocznie zobojętniały na taką ewentualność.
- Przejdziemy się do kawiarenki zanim pójdziemy dalej? Chcę kupić kawę - pomijając fakt, że niedawno skończył jedną pić.
Uniósł brew ku górze, przyglądając mu się z wyraźnym zwątpieniem.
— Czemu mam wrażenie, że uważasz mnie za męską dziwkę, która zaliczyła pół szkoły i miasta? — zapytał, zastanawiając się, czy w którymkolwiek momencie mógł dawać sobą podobne sygnały — To, że mam doświadczenie, nie znaczy, że to jedyne co robię w życiu.
Wbrew pozorom, prócz włóczenia się po nocach, Jonathan spędzał sporo czasu na nauce. Utrzymanie poziomu, zapamiętywanie materiału z wszystkich przedmiotów na kilka rozdziałów wprzód. Wszystko byle utrzymywać się na szczycie rankingu i nie pozwolić zaskoczyć nauczycielom.
"Nie chcę spać z nieletnimi. Niesie to za sobą za wiele komplikacji zarazem."
Prychnął pod nosem, przewracając oczami. Przymknął się w tym momencie tylko dlatego, że postanowił ten jeden raz uszanować jego prośbę o nierozmawianie o podobnych rzeczach na korytarzu z bardzo konkretnego powodu. Dlatego nie odpowiedział ani słowem, patrząc na niego z wyraźną fascynacją.
— Czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że nie pamiętasz, co robiłeś i mówiłeś? — zapytał, gdy na jego twarzy pojawił się dużo bardziej niebezpieczny uśmiech niż wcześniej. Shane właśnie uświadomił mu, jak wielką miał przewagę.
Teraz rozumiał, dlaczego nawet słowem nie wspominał o nagraniach.
"Jak się prześpię z tobą, to dasz mi spokój?"
— Jak prześpisz się ze mną na trzeźwo, to ty nie dasz mi spokoju — stwierdził bezczelnie z wyraźną pewnością siebie, nie odrywając od niego wzroku. Dopiero na dachu niejako dał mu spokój, kiwając jedynie głową w potwierdzeniu. Zawiesił spojrzenie na oddalonym budynku, szurając butem po ziemi.
— Festiwal międzykulturowy połączony z dniem sportu. Dużo różnych konkurencji, masa stoisk z jedzeniem, krótkie prezentacje historyczne z ciekawostkami przygotowane przez uczniów, jakieś głupie konkursy. Nauczyciele też będą mieli kilka swoich atrakcji, więc przygotuj się, że cię w to wkręcą. Zawsze wysługują się nowymi, żeby zapewnić sobie święty spokój — cały czas wpatrywał się w dal, mimowolnie śledząc wzrokiem poruszające się na boisku drobne sylwetki.
— Spędzam dużo czasu z nauczycielami. I w pokoju nauczycielskim. Nie jesteś jedyną osobą z kadry, z którą rozmawiam, mógłbym spędzać z tobą pół dnia, a i tak każdy wmawiałby sobie, że truję ci dupę rzeczami związanymi z samorządem — jakby nie patrzeć, nikt normalny nie zakładał od razu sekretnych romansów między nauczycielem a uczniem. Większość wolała stawiać na przykre historie i współczucie uczniowi, który musiał się poświęcać w podobny sposób. W towarzystwie Shane'a reakcja nie byłaby pewnie tak silna, ale nadal nie wzbudzałaby podejrzeń.
No, może kilka napalonych dziewczyn próbowałoby ich razem shippować, ale pozostawały przy tym niegroźne.
Słowa o Amy mimowolnie sprawiły, że wyprostował się i zwrócił w jego stronę. Przeszedł krok, przekładając ręce po obu jego stronach, by zmusić go do kroku w tył i zamknąć pomiędzy własnym ciałem a barierką, prawie stykając się z nim nosem.
— Mam zrobione prawo jazdy. Mogę legalnie sypiać, z kim chcę. Pracować bez zezwolenia rodziców. W przypadku złamania prawa jestem traktowany jak dorosły. Mogę dobrowolnie zaprzestać nauki, wziąć z kimś ślub, jak i dołączyć do wojska. Nie mogę głosować w wyborach, pić alkoholu i palić przed dziewiętnastym rokiem życia. Według twojej dziwnej filozofii czysto teoretycznie będę nieletni jeszcze przez dwa lata, ale proponujesz mi rok. Wzbraniasz się przede mną, wymawiając wiekiem, ale mówisz o innej praktykantce z twojego roku. W dodatku ewidentnie nie pamiętasz większości rzeczy. Tego jak dobierałeś się do mnie w barze, ignorując stojących wokół ludzi, próbowałeś mnie rozebrać już w windzie, cały czas kurczowo mnie trzymałeś, błagając o więcej. Masz ładny głos, Shane. Zarówno wtedy, gdy prowadzisz lekcje, jak i wtedy, gdy krzyczysz z przyjemności z zeszklonymi od łez oczami. Podobało mi się uczucie, gdy miałem cię między nogami, jak i wtedy gdy sam byłem między twoimi. A skoro zdążyłeś już o większości zapomnieć, to może powinienem odświeżyć ci pamięć, byś mógł zastanowić się, czy na pewno przeszkadza ci to, że mam siedemnaście lat — jego ciepły oddech wymieszał się z oddechem Kassira, gdy nieustannie przewiercał go wzrokiem, nie ruszając się nawet o centymetr. Był ciekawy. Tak bardzo ciekawy jego reakcji. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem dręczenie kogoś sprawiało mu tyle przyjemności.
Nawet jeśli dobitnie sam starał się powstrzymać przed zmniejszeniem odległości pomiędzy nimi do zera, tylko po to, by zobaczyć, jaka ekspresja tym razem wyrysuje się na jego twarzy.
- Nie uważam. Ale bardziej zniesmacza mnie fakt, że uważasz kilka takich wypadów za bycie męską dziwką - prychnął mimowolnie, czując się personalnie zaatakowany. - A zabrzmiało to tak, jakbym sugerował ci, że zmieniasz codziennie partnera - zwłaszcza, że wygodniej wtedy byłoby mieć jednego. I Kassir miałby spokój od tego typu rozmów. Przynajmniej sam tak to widział.
Zamrugał oczami, zachowując spokój na twarzy, ale zaraz potem przesunął wzrok na bok. Nie potwierdził tego słowami, ale ta lekka zmiana w reakcji wystarczyła, by potwierdzić przypuszczenie Jonathana.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele - nie podobał mu się ten uśmiech. Wyglądał jak zwiastun czegoś, czego nie chciał wywoływać.
- Tak, tak - przewrócił oczami na to. Nie miał pojęcia jakby było na trzeźwo, gdy kontrolował bardziej swoje żądze. No i gdzie nie zamierzał tego z nim robić. Zwłaszcza, że znalezienie kogoś innego, by móc ulżyć sobie, nie stanowiło dla niego większego problemu.
Czyli szykuje się jakieś wydarzenie? Przytaknął na znak zrozumienia, obstawiając, że nie zostało mu nic więcej, niż zaakceptowanie tego faktu. Pomoc i uczestnictwo nie stanowiło dla niego większego problemu. Byleby mieć czas i dla siebie.
- Bycie przewodniczącym szkoły ma swoje plusy i minusy - podsumował jedynie w taki sposób ten fakt, nie mając jednak pojęcia, że zaraz ta lekka rozmowa zmieni się całkowicie.
Wypuścił z dłoni okulary, które z cichym stuknięciem upadły na podłoże dachu. Nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń. Zmuszony do cofnięcia się o krok, czuł za plecami twardą barierkę. Tak samo jak i odczucie osaczenia go ogarnęło. Ciężko było to odbierać inaczej, gdy uczeń zablokował mu możliwość odejścia. W dodatku wraz z każdymi jego słowami, budowana przez Kassira maska powoli opadała, gdy opowiadał mu o wyczynach z przed dwóch dni, nawiązując do ich wspólnie spędzonego czasu, jednocześnie dobitnie uświadamiając ciemnowłosego o tym, co robił. Otworzył usta, ale z nich nie wyrwały się żadne słowa. Za to wyglądał na całkowicie frustrowanego i zmieszanego, czując, że miał w głowie niemały mętlik. Czaję, że nie wiedziałem o jego wieku, ale naprawdę mnie aż tak poniosło? Może tylko ściemnia? Ale nie, częściowo nachodzi to na moje wspomnienia. Szlag. Czemu on pamięta to wszystko? To temu mnie tak całe ciało bolało? Dlaczego w ogóle on mógł być w barze? - setki pytań przechodziło przez jego umysł, gdy wraz z każdym kolejnym coraz mniej czuł różnicę pomiędzy ich statusami.
I szlag wziął chęć na kawę.
- N-nie, odsuń się - wykrztusił w końcu z siebie, wyciągając obie ręce przed siebie, by odepchnąć go mocno. - Jesteś za blisko - czy ktoś ich z dołu widział? Zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie miało tutaj miejsce? Czy został skazany sam na to wszystko?
- Czego chcesza ode mnie? - powtórzył pytanie i przeszedł krok do przodu, nie rejestrując nawet fakt, że zdeptał własne okulary. Złapał go za koszulkę i przyciągnął ku sobie. - Aż tak bardzo ci zależy na tym, że nie chcesz zapomnieć o tym, co było tamtej nocy? - zmieszanie przerodziło się w złość, gdy kontrola emocji wzięła mu w cholerę. Z roziskrzonym spojrzeniem wyglądał bardziej podobniej do swojej nocnej wersji. - Drążysz to cały czas, wbrew mojej woli, gdy raz za razem ci powtarzam to samo. Byłem wtedy pijany. Przespaliśmy się bez zobowiązań. Bez zamiaru, by spotkać się na nowo. Więc czemu do cholery to ciągniesz ciągle? - nie potrafił go przejrzeć i zrozumieć, gdzie w tym wszystkim była logika. Brak jednoznacznej odpowiedzi od Everetta w niczym nie pomagał.
- Czekaj. Tobie się to tak podobało bardzo, że chcesz kontynuacji? - puścił go, gwałtownie cofając się o krok, ponownie zdeptując swoje okulary. Tym razem spoglądał na niego z dozą ostrożności i nieufności.
Zamrugał oczami, zachowując spokój na twarzy, ale zaraz potem przesunął wzrok na bok. Nie potwierdził tego słowami, ale ta lekka zmiana w reakcji wystarczyła, by potwierdzić przypuszczenie Jonathana.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele - nie podobał mu się ten uśmiech. Wyglądał jak zwiastun czegoś, czego nie chciał wywoływać.
- Tak, tak - przewrócił oczami na to. Nie miał pojęcia jakby było na trzeźwo, gdy kontrolował bardziej swoje żądze. No i gdzie nie zamierzał tego z nim robić. Zwłaszcza, że znalezienie kogoś innego, by móc ulżyć sobie, nie stanowiło dla niego większego problemu.
Czyli szykuje się jakieś wydarzenie? Przytaknął na znak zrozumienia, obstawiając, że nie zostało mu nic więcej, niż zaakceptowanie tego faktu. Pomoc i uczestnictwo nie stanowiło dla niego większego problemu. Byleby mieć czas i dla siebie.
- Bycie przewodniczącym szkoły ma swoje plusy i minusy - podsumował jedynie w taki sposób ten fakt, nie mając jednak pojęcia, że zaraz ta lekka rozmowa zmieni się całkowicie.
Wypuścił z dłoni okulary, które z cichym stuknięciem upadły na podłoże dachu. Nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń. Zmuszony do cofnięcia się o krok, czuł za plecami twardą barierkę. Tak samo jak i odczucie osaczenia go ogarnęło. Ciężko było to odbierać inaczej, gdy uczeń zablokował mu możliwość odejścia. W dodatku wraz z każdymi jego słowami, budowana przez Kassira maska powoli opadała, gdy opowiadał mu o wyczynach z przed dwóch dni, nawiązując do ich wspólnie spędzonego czasu, jednocześnie dobitnie uświadamiając ciemnowłosego o tym, co robił. Otworzył usta, ale z nich nie wyrwały się żadne słowa. Za to wyglądał na całkowicie frustrowanego i zmieszanego, czując, że miał w głowie niemały mętlik. Czaję, że nie wiedziałem o jego wieku, ale naprawdę mnie aż tak poniosło? Może tylko ściemnia? Ale nie, częściowo nachodzi to na moje wspomnienia. Szlag. Czemu on pamięta to wszystko? To temu mnie tak całe ciało bolało? Dlaczego w ogóle on mógł być w barze? - setki pytań przechodziło przez jego umysł, gdy wraz z każdym kolejnym coraz mniej czuł różnicę pomiędzy ich statusami.
I szlag wziął chęć na kawę.
- N-nie, odsuń się - wykrztusił w końcu z siebie, wyciągając obie ręce przed siebie, by odepchnąć go mocno. - Jesteś za blisko - czy ktoś ich z dołu widział? Zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie miało tutaj miejsce? Czy został skazany sam na to wszystko?
- Czego chcesza ode mnie? - powtórzył pytanie i przeszedł krok do przodu, nie rejestrując nawet fakt, że zdeptał własne okulary. Złapał go za koszulkę i przyciągnął ku sobie. - Aż tak bardzo ci zależy na tym, że nie chcesz zapomnieć o tym, co było tamtej nocy? - zmieszanie przerodziło się w złość, gdy kontrola emocji wzięła mu w cholerę. Z roziskrzonym spojrzeniem wyglądał bardziej podobniej do swojej nocnej wersji. - Drążysz to cały czas, wbrew mojej woli, gdy raz za razem ci powtarzam to samo. Byłem wtedy pijany. Przespaliśmy się bez zobowiązań. Bez zamiaru, by spotkać się na nowo. Więc czemu do cholery to ciągniesz ciągle? - nie potrafił go przejrzeć i zrozumieć, gdzie w tym wszystkim była logika. Brak jednoznacznej odpowiedzi od Everetta w niczym nie pomagał.
- Czekaj. Tobie się to tak podobało bardzo, że chcesz kontynuacji? - puścił go, gwałtownie cofając się o krok, ponownie zdeptując swoje okulary. Tym razem spoglądał na niego z dozą ostrożności i nieufności.
Parsknął w odpowiedzi na jego słowa, rzucając mu przepełnione niedowierzaniem spojrzenie.
— Czyli obaj obruszamy się w tym momencie o to samo? Zabawne — no, przynajmniej jego bawiło. Jakby nie patrzeć, nie zasugerował Shane'owi, że jest dziwką, ale że sam poczuł się tak przez niego traktowany.
— Nie muszę sobie niczego wyobrażać. W przeciwieństwie do ciebie pamiętam wszystko bardzo dokładnie — a nawet gdyby jego pamięć zaczęła zawodzić, miał asa w rękawie, który błyskawicznie był w stanie odświeżyć mu pamięć.
Nawet nie spojrzał w ślad za upadającymi okularami. Zarejestrował towarzyszący tej czynności dźwięk, wiedząc, że był kolejnym elementem przechylajacym szalę zwycięstwa w jego stronę.
Widok sypiącej się na twarzy Shane'a maski rozbudzał w nim jeszcze więcej emocji, niż mógłby się tego spodziewać. Satysfakcja. Triumf. Wewnętrzny sadyzm nakazujący mu popchnąć to wszystko jeszcze dalej. Rozbić całkowicie jego pewność siebie, pozbawić go wszelkich granic. Zsunął leniwie wzrok na otwarte usta chłopaka, zaraz wracając w kierunku jego oczu, w których odbijało się tak wiele cudownych emocji. Frustracja i zmieszanie jeszcze bardziej zwiększały jego samozadowolenie. Tak jak załamujący się głos, gdy wyraźnie się zająknął.
Nawet nie protestował, gdy Shane go od siebie odepchnął. Nie wyglądał też na jakkolwiek skruszonego czy zranionego.
Nie, Jonathan nieustannie się uśmiechał w ten sam drapieżny, powodujący dreszcze sposób, który właśnie uświadamiał stojącemu naprzeciw niego nauczycielowi, że wygrał. W tym jednym konkretnym momencie, choć było to dopiero jedno z wielu starć, które miały ich czekać w nadchodzącym czasie, Jonathanowi udało się całkowicie przyprzeć go do muru.
Początkowo nawet nie ruszył się z miejsca, ani nie drgnął, gdy Kassir złapał go za koszulkę, przyciągając ku sobie. Dopiero po jego wypowiedzi złapał go w kompletnie pozbawiony delikatności sposób za bark, szarpiąc bliżej w swoją stronę i ocierając się swoim policzkiem o jego, wsadzając kolano między jego nogi.
— Już Ci mówiłem, Shane. W emocjach bardziej Ci do twarzy. I właśnie w takim wydaniu podobasz mi się najbardziej — szepnął wprost do jego ucha, muskając je wargami, nim cofnął się wraz z nim, zwiększając dzielący ich dystans. Podczas gdy ciemnowłosy nieustannie patrzył na niego w tej sam nieufny sposób, Jonathan nadal się uśmiechał, kompletnie nie zdradzając przy tym swoich myśli. I właśnie ten niepokojący uśmiech był w tym wszystkim najgorszy.
— Kto wie.
Jego wzrok w końcu przesunął się w dół na nieszczęsne okulary, gdy zrobił krok w jego stronę i schylił się, podnosząc je z ziemi, by zaraz schować je do kieszeni.
— Oficjalnie nas tu nie było, więc zabieram to ze sobą. Nadal mamy wycieczkę do dokończenia. Pomyślmy… parter. Na parterze mamy dwie szatnie, tę dla uczniów i dla nauczycieli, chociaż spora część kadry bierze swoje rzeczy do pokoju nauczycielskiego. Jest też stołówka, czynna od siódmej do piętnastej. Do jedenastej serwują zestawy śniadaniowe, później jest część obiadowa. Stołówka połączona jest z patio, więc spora część uczniów woli jeść na zewnątrz. Nadal chcesz zahaczyć o kawiarnię? — zapytał, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Przekręcił klucz w drzwiach i otworzył je na oścież, patrząc na niego w tak neutralny sposób, że wcześniejsza scena mogłaby wydawać się wytworem wyobraźni, gdyby nie połamany, doszczętnie zniszczony dowód w jego kieszeni.
Przegrał to starcie. Przegrał w momencie, gdy pozwolił emocjom ujawnić się na zewnątrz. Widział to po jego reakcji, która sprawiała wrażenie, jakby Jonathan całkiem dobrze się bawił. Ten drapieżny uśmiech mówił wiele. Jeszcze jego bliskość oraz głos przy uchu wywoływały w nim dreszcze, a intuicja podpowiadała mu, że powinien uciekać. Zawinąć się z tego miejsca, nie pozwalając na żadną kontynuację tej rozmowy.
Finalnie nie wiedział też, co mu chodziło po głowie.
- Nie - odmówił, czując, że serce nadal waliło mu po tym zbliżeniu, jakie zainicjował rudowłosy. Kark pobolewał od uścisku, chociaż powoli udawało mu się odzyskiwać opanowanie. - Odpuszczę sobie - przeniósł dłonie na włosy, by rozsupłać kok, pozwalając, aby włosy swobodnie opadły mu na ramiona. - Wolałbym też przesunąć resztę wycieczki na inny czas - najlepiej na nigdy. Międzyczasie zajął się układaniem swojej fryzury, by przywrócić jej pierwotny stan, po czym wyciągnął rękę przed siebie.
- I oddaj mi moje okulary - zwrócił się bezpośrednio. - Będę musiał zanieść je do naprawy. A wolałbym nie błąkać się po szkole bez nich - wydarzenie przechodziło w przeszłość wraz z każdym uderzeniem serca, które zaczynało spowalniać się raz za razem. - Jest to zbyt uciążliwe - jego ton głosu zdradzał lekkie zmęczenie. Wiedział, że bez okularów będzie przykuwał za dużo uwagi, od wyjaśniania ich braku, po zbytnie zainteresowanie nim samym. W dodatku jakkolwiek Jonathan uwielbiał wywoływać w nim emocje, nie znaczyło, że Kassir zamierzał je ukazywać każdemu za każdym razem.
Finalnie nie wiedział też, co mu chodziło po głowie.
- Nie - odmówił, czując, że serce nadal waliło mu po tym zbliżeniu, jakie zainicjował rudowłosy. Kark pobolewał od uścisku, chociaż powoli udawało mu się odzyskiwać opanowanie. - Odpuszczę sobie - przeniósł dłonie na włosy, by rozsupłać kok, pozwalając, aby włosy swobodnie opadły mu na ramiona. - Wolałbym też przesunąć resztę wycieczki na inny czas - najlepiej na nigdy. Międzyczasie zajął się układaniem swojej fryzury, by przywrócić jej pierwotny stan, po czym wyciągnął rękę przed siebie.
- I oddaj mi moje okulary - zwrócił się bezpośrednio. - Będę musiał zanieść je do naprawy. A wolałbym nie błąkać się po szkole bez nich - wydarzenie przechodziło w przeszłość wraz z każdym uderzeniem serca, które zaczynało spowalniać się raz za razem. - Jest to zbyt uciążliwe - jego ton głosu zdradzał lekkie zmęczenie. Wiedział, że bez okularów będzie przykuwał za dużo uwagi, od wyjaśniania ich braku, po zbytnie zainteresowanie nim samym. W dodatku jakkolwiek Jonathan uwielbiał wywoływać w nim emocje, nie znaczyło, że Kassir zamierzał je ukazywać każdemu za każdym razem.
Wzrok Jonathana przesuwał się po jego ciele, zatrzymując na smukłych palcach rozsupłujących kok. Długie włosy zdawały się opadać w zwolnionym tempie, gdy rozsypywały się powoli na jego ramionach, hipnotyzując rudego.
Mimo że stał kilka metrów od niego, bez problemu był w stanie przywołać na myśl ich teksturę, wyobrazić sobie jak przesuwa po nich dłonią. Tylko po to, by zacisnąć ją mocniej, odchylając jego głowę w tył i...
Dwa szybkie mrugnięcia wystarczyły, by wydrzeć go z letargu. Przeniósł powoli wzrok na jego wyciągniętą rękę. Zamiast podać mu jednak okulary, w dłoni Shane'a wylądował drobny srebrny klucz.
— Zamknij za sobą drzwi, jak będziesz wychodził. Okulary odzyskasz jutro, gdy odbiorę swoją własność. Inaczej znowu będziesz przede mną uciekał cały dzień, a bardzo poważnie podchodzę do swoich obowiązków — uniesiony kącik ust rujnował nieco odbiór jego słów, zwłaszcza w połączeniu z lekko kpiącą nutą w jego spojrzeniu.
— Na twoim miejscu zebrałbym się do domu, zanim uczniowie skończą zajęcia. Przyniosę ci je jutro przed lekcjami, więc przyjdź o siódmej. Skończę cię oprowadzać. Do jutra — puścił mu oko, raz jeszcze przesuwając wzrokiem po całym jego ciele, nim odwrócił się, odchodząc bez słowa w swoją stronę, muskając palcami oprawki.
Właśnie teraz zdał sobie z tego sprawę, że znalazł odpowiedź na zadawane mu pytanie. To samo, które pojawiało się na każdym kroku. Czego tak właściwie od niego chciał? Zabawne, rozwiązanie od początku było tuż przed jego nosem. Chciał mieć wszystko. Wszystko, co do niego należało. Łącznie z samym Shanem.
Wewnętrznie zaczynał ponownie się irytować, gdy dotarło do niego, że nie miał co liczyć na spokojne zakończenie tego spotkania. Mogłem już odpuścić sobie te szkła. Finalnie skończył w taki sposób, że zamiast ponownie wdrażać swój plan unikania go, wkręcił go w przymusowe spotkanie, które miało odbyć się kolejnego dnia. Dobrał idealnie pretekst, wiedząc, że Kassir nie mógł od tak odmówić temu. Jego wzrok przekierował się na srebrny kluczyk.
Cwany lis.
Zabrał mu alternatywną drogę ucieczki, w której mógłby odpuścić sobie swoje szkła całkowicie. Posiadanie kluczyka nie odbierał jako zastaw za swoją własność, co pewność, że nie zignoruje Jonathana. Był prawie pewny, że brak odzyskania tego przedmiotu mógłby się skończyć dla niego gorzej niż sądził.
Zablokował mnie.
- Nie możesz mi po prostu odpuścić? - zapytał się go na odchodne, nim całkowicie mu zniknął z oczu. Wtedy dopiero na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Przed oczami nadal miał jego wyraz twarzy, który wzbudzał w nim konkretne negatywne emocje. Mam dość. Może po prostu złożę rezygnację z tych praktyk? - westchnął, zaciskając dłoń na kluczyku. Na razie zostawało mu odejść z tego miejsca, nim inny uczeń zdecydowałby się na zainteresowanie się nim zbyt bardzo.
I gdzie niby mam go jutro szukać?
Tej nocy nie spał.
Gdy tylko próbował zamknąć oczy, przed oczami miał scenę z dachu, która wzbudzała w nim różne mieszane uczucia. Nie mógł nie zapomnieć o tym, jak jego emocje dały po sobie znać, sam wybuch, czy reakcje Jonathana na to. Fakt, że tak bardzo negował jego słowa go denerwował, powodując, że nie miał pojęcia, co powinien jeszcze zrobić. Nie chciał mu ulegać. Zdecydowanie nie miał zamiaru patrzeć na jego zadowolony wyraz twarzy, gdy dochodziło do zaplanowanego przez niego skutku.
W takim tempie to nie wiem, czy wytrzymam do końca dnia. Gubię nawet myśli. Czwartek? Piątek? - wiedział, że dzisiejszy dzień nie zakończy u siebie w pokoju. Pozbycie się napięcia stawiał na wyższy priorytet, nim wiedział, że straciłby kontrolę nad własnymi wyobrażeniami, tak samo jak i zachowaniem.
Przynajmniej mógł zamaskować ponownie efekty niewyspania. Pamiętał też, by zamówić nową parę szkieł, nie wierząc totalnie, że odzyska stare. Ale nawet jeśli je odda, naprawa ich trochę zajmie.
- Szykuje się uciążliwy dzień - okłamywanie reszty, że miał soczewki nie byłoby dla niego czymś nowym, ale nie podobał mu się fakt ściągania na siebie dodatkowej uwagi. Spoglądając na bramę szkoły ponownie przypomniał sobie, że nie wiedział, gdzie mieli się spotkać.
Cwany lis.
Zabrał mu alternatywną drogę ucieczki, w której mógłby odpuścić sobie swoje szkła całkowicie. Posiadanie kluczyka nie odbierał jako zastaw za swoją własność, co pewność, że nie zignoruje Jonathana. Był prawie pewny, że brak odzyskania tego przedmiotu mógłby się skończyć dla niego gorzej niż sądził.
Zablokował mnie.
- Nie możesz mi po prostu odpuścić? - zapytał się go na odchodne, nim całkowicie mu zniknął z oczu. Wtedy dopiero na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Przed oczami nadal miał jego wyraz twarzy, który wzbudzał w nim konkretne negatywne emocje. Mam dość. Może po prostu złożę rezygnację z tych praktyk? - westchnął, zaciskając dłoń na kluczyku. Na razie zostawało mu odejść z tego miejsca, nim inny uczeń zdecydowałby się na zainteresowanie się nim zbyt bardzo.
I gdzie niby mam go jutro szukać?
* * *
Następny dzień (piątek), godzina 6:58
Tej nocy nie spał.
Gdy tylko próbował zamknąć oczy, przed oczami miał scenę z dachu, która wzbudzała w nim różne mieszane uczucia. Nie mógł nie zapomnieć o tym, jak jego emocje dały po sobie znać, sam wybuch, czy reakcje Jonathana na to. Fakt, że tak bardzo negował jego słowa go denerwował, powodując, że nie miał pojęcia, co powinien jeszcze zrobić. Nie chciał mu ulegać. Zdecydowanie nie miał zamiaru patrzeć na jego zadowolony wyraz twarzy, gdy dochodziło do zaplanowanego przez niego skutku.
W takim tempie to nie wiem, czy wytrzymam do końca dnia. Gubię nawet myśli. Czwartek? Piątek? - wiedział, że dzisiejszy dzień nie zakończy u siebie w pokoju. Pozbycie się napięcia stawiał na wyższy priorytet, nim wiedział, że straciłby kontrolę nad własnymi wyobrażeniami, tak samo jak i zachowaniem.
Przynajmniej mógł zamaskować ponownie efekty niewyspania. Pamiętał też, by zamówić nową parę szkieł, nie wierząc totalnie, że odzyska stare. Ale nawet jeśli je odda, naprawa ich trochę zajmie.
- Szykuje się uciążliwy dzień - okłamywanie reszty, że miał soczewki nie byłoby dla niego czymś nowym, ale nie podobał mu się fakt ściągania na siebie dodatkowej uwagi. Spoglądając na bramę szkoły ponownie przypomniał sobie, że nie wiedział, gdzie mieli się spotkać.
Oczywiście, że nie mógł mu odpuścić.
Na tym polegała cała zabawa.
Był na miejscu punktualnie o siódmej. Spory czarny samochód z przyciemnianymi szybami zatrzymał się tuż przed bramą. Ubrany w garnitur kierowca wysiadł na zewnątrz i przeszedł dookoła, otwierając tylne drzwi z prawej strony, przytrzymując je tak długo, aż Jonathan nie opuścił auta. Wymienili jeszcze krótkie dwa, trzy zdania na temat odbioru, nim rudy ruszył w stronę szkoły, przystając w miejscu po zauważeniu Shane'a.
— Zastanawiałem się, czy przyjdziesz — stwierdził wesołym tonem, tak całkowicie odmiennym od nastroju towarzyszącego Kassirowi. Wyciągnął rękę, podając mu eleganckie, czarne pudełeczko z przyklejoną na wierzch błękitną naklejką księżyca.
— Twoje okulary. Domyśliłem się, że na droższy model kręciłbyś nosem, więc to dokładnie ten sam, który nosisz — wyciągnął drugą dłoń z wyraźnym wyczekiwaniem.
— Mój kluczyk. Jadłeś coś? Stołówka jest już czynna, mają też kawę. Nieco gorszą niż z kawiarni, ale ją otwierają dopiero o dziewiątej — poinformował go, spoglądając na zegarek.
— Powinniśmy się wyrobić do ósmej, ale jeśli potrzebujesz jakiegokolwiek postoju, to muszę wiedzieć o tym teraz. Mam z samego rana spotkanie samorządu, na które nie mogę się spóźnić, więc jeśli nie skończymy w godzinę, to będziesz musiał poczekać do piętnastej. Wątpię, że ci się to uśmiecha — skinął na niego głową, kierując się w stronę budynku, wyraźnie nie chcąc tracić więcej czasu.
Dźwięk samochodu przykuł jego uwagę. Odwrócił się ostrożnie w jego stronę, unosząc brew na widok pojazdu. Sceneria, jaka odbyła się na jego oczach wzbudziła w nim pewne odczucie niepokoju. Jonathan był nieletni, co mogło powodować jeden problem, ale bycie blisko dzieciaka posiadającego swojego szofera - raczej - było dodatkowym. Wyglądało mu to tym bardziej na to, że rudowłosy był z bogatszej rodziny. Spoglądał na to analitycznym wzrokiem. Nie powinno mnie to dziwić. To ten typ szkoły. Nie była to pierwsza-lepsza placówka, a już wcześniej napotykał uczniów, którzy zdradzali po sobie, że nie pochodzili z ulicy.
- Zabrałeś moją własność i oddałeś swoją. Czego się spodziewałeś? - nie podobała mu się wesołość chłopaka. Zwłaszcza, gdy sam wewnętrznie czuł się źle, a przyczyna tego problemu stała tuż przy nim.
Wziął do dłoni pudełko, skupiając wzrok na księżycu. Nie miał pojęcia, ale z jakiegoś powodu jego mózg próbował skojarzyć ten symbol z czymś, co musiał zobaczyć czas temu. Nie potrafił sobie jednak odpowiednio dopasować to, przez co odsunął to na bok, uznając, że spróbuje wyszukać potem. Tylko, że zaś jeszcze jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
- ... dlaczego kupiłeś nowe? - był zaskoczony. Nie oczekiwał tego i całkowicie nie spodziewał się, patrząc na fakt, że nie wnosił o nic w związku z uszkodzeniem ich. Zwłaszcza, że sam je głównie podeptał, gdy sytuacja na dachu...
Stop. Nie myśl o tym.
- Ile ci mam za to zwrócić? - zapytał, oddając mu międzyczasie kluczyk. Nie myślał o tym w kategorii prezentu. - I nie widzę sensu kupowania droższego modelu. Chciałem tylko odzyskać moje stare okulary - nie uważał, że byli w jakiś specjalnych relacjach, by miał zostać obdarowywany czymkolwiek.
Ściągnął wierzchnią część pudełka, wyciągając otrzymane okulary. Z wyglądu nie dostrzegał różnicy między poprzednimi.
- Jadłem i nie potrzebuję postoju - zapewnił go, wyciągając już wspomniany przedmiot i nakładając na nos. - Miejmy już to za sobą - zdecydowanie nie zamierzał czekać na niego po zajęciach. - I podziękuję za okulary, ale na ewentualną przyszłość proszę, byś powstrzymywał się od takich rzeczy. Wystarczyło zwrócić tamte - a najlepiej ich nie zabierać, zmuszając przy tym Kassira do pojawienia się w danym miejscu i czasie. Schował resztę opakowania do swojej torby, wyrównując z nim krok, by mogli kontynuować wycieczkę.
- Skoro masz spotkanie, to dlaczego poświęcasz swój czas na dalsze oprowadzanie? - zapytał międzyczasie.
- Zabrałeś moją własność i oddałeś swoją. Czego się spodziewałeś? - nie podobała mu się wesołość chłopaka. Zwłaszcza, gdy sam wewnętrznie czuł się źle, a przyczyna tego problemu stała tuż przy nim.
Wziął do dłoni pudełko, skupiając wzrok na księżycu. Nie miał pojęcia, ale z jakiegoś powodu jego mózg próbował skojarzyć ten symbol z czymś, co musiał zobaczyć czas temu. Nie potrafił sobie jednak odpowiednio dopasować to, przez co odsunął to na bok, uznając, że spróbuje wyszukać potem. Tylko, że zaś jeszcze jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
- ... dlaczego kupiłeś nowe? - był zaskoczony. Nie oczekiwał tego i całkowicie nie spodziewał się, patrząc na fakt, że nie wnosił o nic w związku z uszkodzeniem ich. Zwłaszcza, że sam je głównie podeptał, gdy sytuacja na dachu...
Stop. Nie myśl o tym.
- Ile ci mam za to zwrócić? - zapytał, oddając mu międzyczasie kluczyk. Nie myślał o tym w kategorii prezentu. - I nie widzę sensu kupowania droższego modelu. Chciałem tylko odzyskać moje stare okulary - nie uważał, że byli w jakiś specjalnych relacjach, by miał zostać obdarowywany czymkolwiek.
Ściągnął wierzchnią część pudełka, wyciągając otrzymane okulary. Z wyglądu nie dostrzegał różnicy między poprzednimi.
- Jadłem i nie potrzebuję postoju - zapewnił go, wyciągając już wspomniany przedmiot i nakładając na nos. - Miejmy już to za sobą - zdecydowanie nie zamierzał czekać na niego po zajęciach. - I podziękuję za okulary, ale na ewentualną przyszłość proszę, byś powstrzymywał się od takich rzeczy. Wystarczyło zwrócić tamte - a najlepiej ich nie zabierać, zmuszając przy tym Kassira do pojawienia się w danym miejscu i czasie. Schował resztę opakowania do swojej torby, wyrównując z nim krok, by mogli kontynuować wycieczkę.
- Skoro masz spotkanie, to dlaczego poświęcasz swój czas na dalsze oprowadzanie? - zapytał międzyczasie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach