▲▼
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
- Uwierzę na słowo. Nie nudziło mi się na tyle, by szukać rozrywki w patrzeniu na niebo - a raczej miał na tyle ciągle zajęty czas, ale wolał teraz nawet nie myśleć o tym, odsuwając zarazem od siebie ten temat.
Na jego podejrzliwe spojrzenie odesłał pytające. Które tym bardziej pogłębiło się, gdy przesuwał dłonią po jego twarzy. Jego temperatura ciała była lekko podwyższona, jednakże było to spowodowane faktem otoczenia ich. Całkowicie już nie rozumiał, co działo się w głowie rozmówcy, a widok dyskomfortu spowodował, że lekko zmarszczył brwi.
Chociaż kolejny temat nieco skupił jego uwagę.
- Hola. Gdzieś granice powinny zostać wyznaczone. Zwłaszcza, że nie powinniśmy się obchodzić z inną relacją niż uczeń-nauczyciel w szkole. Więc wybij sobie z głowy tego typu wizje, zero zabaw w szkole - nawet tamto wydarzenie w klasie było czymś wystarczająco sporym według Kassira. I ryzyko było zbyt wysokie, by chciał je ponieść dla chwili przyjemności. Niezależnie jak bardzo mu się podobał Jace.
- Niby tak. Ale mogę mieć wspomnienie o tobie ze szkoły zarazem, z żadnym podtekstem - wymamrotał, chociaż jego słowom zabrakło nieco mocy. Nie miał mimo wszystko pojęcia, co dokładnie by planował Jonathan wobec niego.
- Marnowanie pieniędzy? - nie mógł ukrywać, że poczuł się nieco nieswojo na ten termin. - Lepiej brzmi, jeśli nazwiesz to inwestycją w przyjemną noc - wymiana parę drinków, spędzenie chwil, by potem dostać nagrodę w postaci całej nocy dla siebie. Jeśli zwracało się to z nawiązką, nie uważał, że było czego żałować. Nie licząc kolejnego dnia przepełnionego bólem, jeśli zapomniało się kontrolować samego siebie.
- Różne lata, różne potrzeby - odpowiedział cicho Kassir. - Ludzie są indywidualni. Każdy z nich prezentuje inny typ zachowania, inne potrzeby, inne umiejętności, inny wiek. Ciężko opisywać mi wszystko na raz i przyznaję, że nie za bardzo chcę.
Wiedział, że przesadzał z tym, ale zarazem tak to odbierał już będąc zmęczony próbą znalezienia czegoś dla siebie. Nawet obecna sytuacja nie była idealna, nawet jeśli spełniała się lepiej niż to, co przechodził do tej pory.
Wyłapał jego wzdrygnięcie, które wywołało w nim lekki niepokój. W takich momentach mógł dobrze pamiętać, że chłopak przy nim był jeszcze dzieciakiem, który dopiero poznawał świat. Wiedział, że powinien mu dać jakieś wsparcie dorosłego, nawet jeśli nie czuł się do tego odpowiedni.
- Długo - wymamrotał. Widok jego zachowania spowodował, że postanowił nie drążyć tematu, pozwalając mu na przytulenie się do siebie bardziej. Starając się oczywiście zignorować fakt, że jego kolano znajdowało się w bardzo niebezpiecznej sferze.
- Chociaż trochę boli mnie duma, że moje zasady, postanowienia i zarazem obawy podsumowałeś jako dziecinne - przewrócił oczami. Przesunął dłoń wyżej, umieszczając ją na jego włosach i lekko głaszcząc. - Chociaż teraz przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie, prawda? - gdyby tylko był o rok starszy. Gdyby tylko nie był uczniem jego. Drobne szczegóły, które jednak powodowały, że sytuacja malowała się w taki, a nie inny sposób. Gdyby nie parę zależności, zasadniczo byliby dwójką osób, których dzieliła nieduża różnica wiekowa.
- Więc Panie Everett, aż tak wygodnie ci się leży przy mnie? - zapytał go. - Możemy poleżeć trochę tak jeszcze, póki nie poczujesz się lepiej, ale potem preferowałbym jednak zmianę pozycji. Zaczynam tracić czucie w ręce przez to, że leżę na niej - zaśmiał się perłowo, ale zamiast odsunąć go od siebie, przycisnął bardziej, tuląc się do jego ciała.
Na jego podejrzliwe spojrzenie odesłał pytające. Które tym bardziej pogłębiło się, gdy przesuwał dłonią po jego twarzy. Jego temperatura ciała była lekko podwyższona, jednakże było to spowodowane faktem otoczenia ich. Całkowicie już nie rozumiał, co działo się w głowie rozmówcy, a widok dyskomfortu spowodował, że lekko zmarszczył brwi.
Chociaż kolejny temat nieco skupił jego uwagę.
- Hola. Gdzieś granice powinny zostać wyznaczone. Zwłaszcza, że nie powinniśmy się obchodzić z inną relacją niż uczeń-nauczyciel w szkole. Więc wybij sobie z głowy tego typu wizje, zero zabaw w szkole - nawet tamto wydarzenie w klasie było czymś wystarczająco sporym według Kassira. I ryzyko było zbyt wysokie, by chciał je ponieść dla chwili przyjemności. Niezależnie jak bardzo mu się podobał Jace.
- Niby tak. Ale mogę mieć wspomnienie o tobie ze szkoły zarazem, z żadnym podtekstem - wymamrotał, chociaż jego słowom zabrakło nieco mocy. Nie miał mimo wszystko pojęcia, co dokładnie by planował Jonathan wobec niego.
- Marnowanie pieniędzy? - nie mógł ukrywać, że poczuł się nieco nieswojo na ten termin. - Lepiej brzmi, jeśli nazwiesz to inwestycją w przyjemną noc - wymiana parę drinków, spędzenie chwil, by potem dostać nagrodę w postaci całej nocy dla siebie. Jeśli zwracało się to z nawiązką, nie uważał, że było czego żałować. Nie licząc kolejnego dnia przepełnionego bólem, jeśli zapomniało się kontrolować samego siebie.
- Różne lata, różne potrzeby - odpowiedział cicho Kassir. - Ludzie są indywidualni. Każdy z nich prezentuje inny typ zachowania, inne potrzeby, inne umiejętności, inny wiek. Ciężko opisywać mi wszystko na raz i przyznaję, że nie za bardzo chcę.
Wiedział, że przesadzał z tym, ale zarazem tak to odbierał już będąc zmęczony próbą znalezienia czegoś dla siebie. Nawet obecna sytuacja nie była idealna, nawet jeśli spełniała się lepiej niż to, co przechodził do tej pory.
Wyłapał jego wzdrygnięcie, które wywołało w nim lekki niepokój. W takich momentach mógł dobrze pamiętać, że chłopak przy nim był jeszcze dzieciakiem, który dopiero poznawał świat. Wiedział, że powinien mu dać jakieś wsparcie dorosłego, nawet jeśli nie czuł się do tego odpowiedni.
- Długo - wymamrotał. Widok jego zachowania spowodował, że postanowił nie drążyć tematu, pozwalając mu na przytulenie się do siebie bardziej. Starając się oczywiście zignorować fakt, że jego kolano znajdowało się w bardzo niebezpiecznej sferze.
- Chociaż trochę boli mnie duma, że moje zasady, postanowienia i zarazem obawy podsumowałeś jako dziecinne - przewrócił oczami. Przesunął dłoń wyżej, umieszczając ją na jego włosach i lekko głaszcząc. - Chociaż teraz przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie, prawda? - gdyby tylko był o rok starszy. Gdyby tylko nie był uczniem jego. Drobne szczegóły, które jednak powodowały, że sytuacja malowała się w taki, a nie inny sposób. Gdyby nie parę zależności, zasadniczo byliby dwójką osób, których dzieliła nieduża różnica wiekowa.
- Więc Panie Everett, aż tak wygodnie ci się leży przy mnie? - zapytał go. - Możemy poleżeć trochę tak jeszcze, póki nie poczujesz się lepiej, ale potem preferowałbym jednak zmianę pozycji. Zaczynam tracić czucie w ręce przez to, że leżę na niej - zaśmiał się perłowo, ale zamiast odsunąć go od siebie, przycisnął bardziej, tuląc się do jego ciała.
— W takim razie skoro i tak zostajesz ze mną do jutra, dziś wieczorem będziesz się nudził ze mną na tyle, by szukać rozrywki w patrzeniu na niebo — przekręcił nieco jego słowa, unosząc kącik ust ku górze. I rzeczywiście zamierzał dotrzymać słowa.
(...) zero zabaw w szkole.
W jego oczach przez chwilę pojawił się triumf. Jakby nie patrzeć, Shane właśnie zmienił swoje standardowe powiedzenie o tym, że nie wypada im nic robić na to, że nie wypada im nic robić w szkole. Co nie znaczyło, że zamierzał się tym zadowolić.
— Ostatnim razem nie miałeś z tym aż takiego problemu. Umiem się dobrze kryć — wymruczał, muskając ustami jego policzek — i znam naprawdę ciekawe miejscówki, do których ludzie zapuszczają się tylko w konkretnych godzinach.
"Ale mogę mieć wspomnienie o tobie ze szkoły zarazem, z żadnym podtekstem."
— Możesz? — uśmiechnął się uroczo w odpowiedzi, zsuwając rękę w dół po jego ciele. Może i nie mógł wykonywać podobnych gestów przy innych uczniach, ale to nie znaczyło, że nie zamierzał ich tam robić wcale. W końcu nie musiał od razu z nim sypiać, była masa innych pomysłów, które zamierzał wykorzystać. W końcu pokój nauczycielski nie zawsze był pełen, a całowanie się za zamkniętymi drzwiami miało w sobie coś, co bardzo, ale to bardzo mocno go kusiło. Może chodziło o ruletkę czy ktoś wejdzie do środka, a może po prostu o samo miejsce będące kwintesencją ich zakazanej relacji.
— Inwestycją w przyjemną noc? Ludzie przychodzą do mnie z własnej woli, gdybym chciał zainwestować w przyjemną noc, zadzwoniłbym po prostytutkę. Nie przywiązuję się emocjonalnie do moich one night standów. Idziemy, robimy co mamy zrobić i się rozchodzimy. Żadnego zostawania na noc, wspólnych śniadań czy odwożenia do domu. To, że ty nie próbujesz na każdym kroku dobrać się do mojego portfela czy statusu, nie znaczy, że inni są tacy sami. Jeśli wydawało ci się, że traktuję wszystkich tak jak ciebie to przypomnij sobie jak szybko Millie zaakceptowała to, że jakaś dziewczyna przywaliła mi na schodach. Chociaż w sumie sam to zrobiłeś, więc może nie jest to najlepsze porównanie — ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie, nie do końca pewien czy umie przekazać to co miał na myśli. I czy w ogóle powinien to dokładniej tłumaczyć. Jeśli uświadomi Kassirowi, że mu na nim zależy, sam da mu do rąk broń, której będzie mógł użyć przeciwko Jonathanowi. A tego zdecydowanie, by nie chciał. Była to lekcja, którą zdążył już przerobić w życiu i nie skończyła się pozytywnie. Nie chciał też jednak, by myślał, że traktuje go jak wszystkie bezimienne gówniary, które nie potrafią nawet dobrze obciągać.
Nie drążył tematu, nawet jeśli nie do końca rozumiał co Shane miał na myśli. Jego wypowiedź była bardzo ogólnikowa i nie przekazywała nic, co odpowiadałoby na jego pytanie. Względem odmiennych priorytetów zdążył się domyślić już wcześniej, liczył jednak na jakiekolwiek szczegóły, których niedane mu było poznać.
Była to zatem kolejna rzecz wędrująca do puli innym razem.
"Długo."
Na tyle długo, by Jonathan szczerze się zakochał. W zbyt młodym wieku, gdy był jeszcze większym dzieciakiem, tak bardzo podatnym na manipulację. I choć sam nie był niewinny, aż nazbyt świadomie uwodząc poprzedniego mężczyznę, nie spodziewał się, że dotrą do podobnego etapu.
I nie spodziewał się, że będzie osobą, która rozbije jego serce, pozbawiając go wiary w miłość.
Dłoń Kassir wyrwała go z negatywnego ciągu myśli, gdy sam przysunął się bliżej niej, czerpiąc przyjemność z tak prostego gestu. Nie był przyzwyczajony do podobnego ciepła, nic zatem dziwnego, że łaknął go jak głodne szczenię. Roześmiał się cicho, podnosząc na niego wzrok.
— Shane. Mam siedemnaście lat, a między nami są ledwo cztery lata różnicy, tymczasem panikujesz, jakby mieli cię zamknąć za pedofilię — przesunął powoli dłoń ku górze, zatrzymując ją na jego twarzy — gdy zacząłem być w poprzednim... związku, miałem piętnaście lat. On czterdzieści trzy. Czym jest dwadzieścia osiem lat różnicy w porównaniu do czterech? Przez przypadek wyszło...
Wsunął powoli dłoń pod jego koszulkę, wędrując opuszkami po jego brzuchu.
— ... że był nie tylko przyjacielem mojego ojca, ale i moim nauczycielem, choć w jego przypadku wiedziałem o tym od początku. Na wypadek gdybyś próbował sobie wmówić, że podnieca mnie uwodzenie nauczycieli, przypomnę, że nie wiedziałem, że nim jesteś, gdy spaliśmy ze sobą po raz pierwszy.
Po krótkim zastanowieniu, przesunął dłoń na jego plecy, tym razem drapiąc go delikatnie bezpośrednio, zamiast przez materiał. Uśmiechnął się bardziej do samego siebie, gdy rzucił o zmianie pozycji, zaraz wychylając się nieznacznie, by krótko go pocałować, nim wtulił się w niego jeszcze mocniej, nieświadomie — albo i nie — pocierając nieznacznie kolanem o jego krocze i obejmując go kurczowo rękami.
— Jeśli położę się na tobie, to nie tylko zaczniesz tracić czucie na całym ciele, ale też stracisz możliwość oddychania — burknął cicho, naprawdę nie mając ochoty się odsuwać, co tylko podkreślał fakt, że dodatkowo zaczął pocierać policzkiem o jego klatkę piersiową — jesteś taki ciepły. Możesz po prostu przełożyć rękę tak, by jej nie gnieść?
Podniósł na niego wzrok. A więc jednak nawet taki złośliwiec jak Jonathan potrafił robić szczenięce oczy. Choć jego ręka, która zaraz wylądowała na tyłku Shane'a lekko go ściskając, nieco psuła cały ten niewinny efekt.
- Do jutra? Nie zamierzasz mnie jednak dzisiaj wieczorem wypuścić? - nie tego się spodziewał. Im dłużej zostawał z Jonathanem, tym większe ryzyko powstawało, że ktoś mógłby się niepotrzebnie tym zainteresować. W dodatku miał też i swoje plany na weekend, niezwiązane ze spędzaniem czasu z kimkolwiek jeszcze. Poczuł uścisk w brzuchu świadczący o tym, że zaczynał go ogarniać niepokój.
- Złapałeś mnie z zaskoczenia - uniósł lekko brwi. - No i mogę powiedzieć, że jesteś z tym całkiem niezły. I... może nieco mnie podnieca fakt, że po- - urwał momentalnie, nieznacznie się czerwieniąc. - Cholera, prawie mnie złapałeś. Nie znaczy nie. Niezależnie od twojej wiedzy na temat miejsc. Na twoje nieszczęście, nie potrzebuję codziennie tego robić - chyba, że natrafiłby an naprawdę ciężki i stresujący czas, który nie umiałby sam z siebie udźwignąć. Tak, że pilnie potrzebowałby konkretnego wyładowania.
Nawet nie myślał o tym, że mógłby zostawać sprowokowany.
- Mogę - potwierdził z bardzo uroczym uśmiechem. Czyli od jutra jestem zakonnikiem. Może założę sobie pas cnoty?
Przesunął wzrokiem na bok, analizując jego słowa w głowie.
- I tak nie znałem twojego statusu czy grubości portfela przy pierwszym spotkaniu - zauważył. - Byłem na tyle pijany, że równie dobrze mógłbyś mi powiedzieć, że jesteś prezydentem, a ja bym i tak nie pamiętał - pokręcił głową. - Wiem, że ludzie są chciwi, ale Jace... ja wcale nie jestem wyjątkowy - wymruczał, uśmiechając się przy tym krzywo. - Tylko, że ja od ciebie chcę czegoś bardziej przyziemnego - jego ciała. Umiejętności. I chęci dobrania się nie do portfela, co do zawartości spodni. Przyznanie się do tego na głos było jednak zbyt trudne, gdy walczył ze sobą względem zachowania rozsądku. Ale to już mu mówił, prawda? Że pociągał go fizycznie.
- Oh, pamiętam tamto, ale myślałem, że to jeden z efektów twoich pięknych oczu - przyznał, nawet nie myśląc, że właśnie otrzymał jakąś broń do rąk. - Gdybyś mnie traktował jak resztę, dostałbym to, co chciałem od ciebie od początku. Zanim zdecydowałeś się mnie zaprosić tutaj - czy chciał tego nadal? Tak. I nie. Fizycznie go chciał mieć, ale psychicznie zarazem odgonić.
Mimo iż nie pytał, usłyszał jego historię odnośnie poprzedniego związku. Dotarło też do niego nie tylko fakt, że był jeszcze młodym dzieciakiem, wiek, który unikał samemu jak ognia, ale również i musieli niedawno ze sobą zerwać. Różnica wieku była zaskakująca i sprawiała, że między nimi było zdecydowanie o wiele mniej. W dodatku obstawiał, że połączenia nie ułatwiały sprawy.
- Przecież poznałeś już mój powód. Więc trochę mam racji w tym - żachnął mimowolnie, wydając z siebie chichot, gdy poczuł jego palce na brzuchu. - Uważaj, tutaj mam łaskotki. A nie chcę cię zrzucić - uprzedził go cicho. - I nie przyszło mi to przez myśl nawet - gdyby nie drązył w to dalej, to nadal zostaliby dla siebie obcymi, mającymi jedynie minimalnie utrzymywane relacje. - Chociaż można powiedzieć, że poznajesz nauczycieli od innej strony - wysunął lekko język. - Zdecydowanie dobrze, że jednak ci nie przywaliłem wtedy... bo chciałem, nie?
Agresję w zachowaniu po pijanemu ciężko było kontrolować. Ale mimo wszystko, nie doszło do rękoczynów w geście negatywnym, a teraz mógł przez to być uraczonym pocałunkiem i przyjemną bliskością... wszędzie oprócz tego miejsca, gdzie przesuwał swoje kolano.
- Wtedy mogę zmniejszyć twoją grawitację - parsknął z rozbawieniem w odpowiedzi na jego burczenie. Jednak nie naciskał na niego, by odsunął się, pozwalając mu się wtulać dalej. - Postaram się - miał naprawdę urocze spojrzenie, przy którym mu nieco miękło spojrzenie. Jednakże zaraz potem wydał z siebie parsknięcie, gdy poczuł zaciskające się palce na swoim pośladku. - Hola, tulenie czy macanie? - podniósł się trochę, by wyciągnąć nieszczęsną rekę, którą potem wsunął pod ciało rudego, przytulając go na nowo do siebie. - Więc? Aż tak lubisz moje ciepło? - musiał samemu przyznać, że było to bardzo przyjemne. Chociaż chłonięcie nie tylko jego bliskości, ale też i zapachu potrafiło pobudzać, a fakt, że młody pocierał jego krocze powodował lekkie uczucie dyskomfortu.
Litości, moje ciało się regeneruje nadal.
- Nie żartowałem z tym snem. Możesz śmiało odpocząć, jeśli tego potrzebujesz - wymamrotał mu do ucha, lekko dmuchając w nie. - Nigdzie nie idę - nie żeby mógł w obecnej sytuacji. - Muszę przyznać, że masz swoją uroczą i seksowną stronę - ostatnie zdanie wypowiedział już ledwo słyszalnie. - Ale proszę, obniż to kolano.
- Złapałeś mnie z zaskoczenia - uniósł lekko brwi. - No i mogę powiedzieć, że jesteś z tym całkiem niezły. I... może nieco mnie podnieca fakt, że po- - urwał momentalnie, nieznacznie się czerwieniąc. - Cholera, prawie mnie złapałeś. Nie znaczy nie. Niezależnie od twojej wiedzy na temat miejsc. Na twoje nieszczęście, nie potrzebuję codziennie tego robić - chyba, że natrafiłby an naprawdę ciężki i stresujący czas, który nie umiałby sam z siebie udźwignąć. Tak, że pilnie potrzebowałby konkretnego wyładowania.
Nawet nie myślał o tym, że mógłby zostawać sprowokowany.
- Mogę - potwierdził z bardzo uroczym uśmiechem. Czyli od jutra jestem zakonnikiem. Może założę sobie pas cnoty?
Przesunął wzrokiem na bok, analizując jego słowa w głowie.
- I tak nie znałem twojego statusu czy grubości portfela przy pierwszym spotkaniu - zauważył. - Byłem na tyle pijany, że równie dobrze mógłbyś mi powiedzieć, że jesteś prezydentem, a ja bym i tak nie pamiętał - pokręcił głową. - Wiem, że ludzie są chciwi, ale Jace... ja wcale nie jestem wyjątkowy - wymruczał, uśmiechając się przy tym krzywo. - Tylko, że ja od ciebie chcę czegoś bardziej przyziemnego - jego ciała. Umiejętności. I chęci dobrania się nie do portfela, co do zawartości spodni. Przyznanie się do tego na głos było jednak zbyt trudne, gdy walczył ze sobą względem zachowania rozsądku. Ale to już mu mówił, prawda? Że pociągał go fizycznie.
- Oh, pamiętam tamto, ale myślałem, że to jeden z efektów twoich pięknych oczu - przyznał, nawet nie myśląc, że właśnie otrzymał jakąś broń do rąk. - Gdybyś mnie traktował jak resztę, dostałbym to, co chciałem od ciebie od początku. Zanim zdecydowałeś się mnie zaprosić tutaj - czy chciał tego nadal? Tak. I nie. Fizycznie go chciał mieć, ale psychicznie zarazem odgonić.
Mimo iż nie pytał, usłyszał jego historię odnośnie poprzedniego związku. Dotarło też do niego nie tylko fakt, że był jeszcze młodym dzieciakiem, wiek, który unikał samemu jak ognia, ale również i musieli niedawno ze sobą zerwać. Różnica wieku była zaskakująca i sprawiała, że między nimi było zdecydowanie o wiele mniej. W dodatku obstawiał, że połączenia nie ułatwiały sprawy.
- Przecież poznałeś już mój powód. Więc trochę mam racji w tym - żachnął mimowolnie, wydając z siebie chichot, gdy poczuł jego palce na brzuchu. - Uważaj, tutaj mam łaskotki. A nie chcę cię zrzucić - uprzedził go cicho. - I nie przyszło mi to przez myśl nawet - gdyby nie drązył w to dalej, to nadal zostaliby dla siebie obcymi, mającymi jedynie minimalnie utrzymywane relacje. - Chociaż można powiedzieć, że poznajesz nauczycieli od innej strony - wysunął lekko język. - Zdecydowanie dobrze, że jednak ci nie przywaliłem wtedy... bo chciałem, nie?
Agresję w zachowaniu po pijanemu ciężko było kontrolować. Ale mimo wszystko, nie doszło do rękoczynów w geście negatywnym, a teraz mógł przez to być uraczonym pocałunkiem i przyjemną bliskością... wszędzie oprócz tego miejsca, gdzie przesuwał swoje kolano.
- Wtedy mogę zmniejszyć twoją grawitację - parsknął z rozbawieniem w odpowiedzi na jego burczenie. Jednak nie naciskał na niego, by odsunął się, pozwalając mu się wtulać dalej. - Postaram się - miał naprawdę urocze spojrzenie, przy którym mu nieco miękło spojrzenie. Jednakże zaraz potem wydał z siebie parsknięcie, gdy poczuł zaciskające się palce na swoim pośladku. - Hola, tulenie czy macanie? - podniósł się trochę, by wyciągnąć nieszczęsną rekę, którą potem wsunął pod ciało rudego, przytulając go na nowo do siebie. - Więc? Aż tak lubisz moje ciepło? - musiał samemu przyznać, że było to bardzo przyjemne. Chociaż chłonięcie nie tylko jego bliskości, ale też i zapachu potrafiło pobudzać, a fakt, że młody pocierał jego krocze powodował lekkie uczucie dyskomfortu.
Litości, moje ciało się regeneruje nadal.
- Nie żartowałem z tym snem. Możesz śmiało odpocząć, jeśli tego potrzebujesz - wymamrotał mu do ucha, lekko dmuchając w nie. - Nigdzie nie idę - nie żeby mógł w obecnej sytuacji. - Muszę przyznać, że masz swoją uroczą i seksowną stronę - ostatnie zdanie wypowiedział już ledwo słyszalnie. - Ale proszę, obniż to kolano.
Opuścił nieznacznie ramiona, słysząc jego słowa.
— ... mogę i dziś. Po prostu widząc, jak się czujesz, myślałem, że odwiozę cię rano, żebyś nie musiał... sam nie wiem — zdecydowanie nie zamierzał mu się przyznawać, że pierwszy raz o dawna tak dobrze się wyspał, dzięki jego obecności. Pokręcił więc jedynie głową, zawieszając wzrok na jego klatce piersiowej.
— Odwiozę cię kiedy chcesz. Pokażę ci je innym razem — rzucił, bawiąc się przez chwilę swoimi palcami. Nie, żeby wiedział kiedy dokładnie to będzie. Zdecydowanie nie zamierzał odpuścić, ale wiedział, że na tym etapie, chłopak nie planował odwiedzać go regularnie. Ha, pewnie w ogóle nie rozważał pojawienia się u niego ponownie. Całe szczęście Jonathan miał swoje sposoby, by doprowadzić do podobnej sytuacji.
Widząc jak Shane przez chwilę przegrywa ze swoimi pragnieniami, nawet nie próbował mu przerywać. Wpatrywał się w niego z uniesionym ku górze cwanym uśmiechem, widząc, jak łapie się w jego pułapkę. Nawet jeśli zaraz zdał sobie z niej sprawę, uznawał to za drobny sukces. Kassir miał tendencje do ciągłego odpychania go słownie. Zdążył już jednak zauważyć, że zaoferowane mu wyjątkowo wyraźne wizje, jak i odpowiedni dotyk, były w stanie wywołać w jego głowie mętlik. I sprawić, by poddał się potrzebom własnego ciała.
— Mhm — skomentował więc ostatecznie, nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać. Nie znaczy nie? Po prostu zmieni to w nie, znaczy tak.
— Z przyjemnością będę obserwował, jak długo wytrzymasz. Na swój sposób byłoby to w sumie ciekawe. Może powinienem patrzeć, jak stopniowo niezaspokojone potrzeby zaczynają wpływać na twój nastrój i cierpliwość, być w zasięgu ręki i cierpliwie czekać aż sam do mnie przyjdziesz, nie mogąc już dłużej wytrzymać, gdy po raz tysięczny bedziesz musiał odmówić wspólnego wypadu obłapiającym cię nauczycielkom. Choć na ten moment byłaby to dość ryzykowna taktyka. Nie mam pewności, że dotrzymasz słowa i nie pójdziesz do kogoś innego byle mi nie ulec. A mogę cię zapewnić, że spotykanie się z kimś innym za moimi plecami nie jest dobrym pomysłem. Nie lubię, gdy ktoś nie dotrzymuje danego mi słowa — uśmiech nie schodził z jego ust nawet na chwilę, gdy przesuwał powoli dłonią po jego ciele, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów.
"Tylko, że ja od ciebie chcę czegoś bardziej przyziemnego."
— Nie przeszkadza mi to. W końcu chcę tego samego — stwierdził kompletnie nieprzejęty. Zwłaszcza że ludzie zawsze oceniali innych na bazie wyglądu już na starcie. Jonathan nie ukrywał, że Shane był w jego typie. I należał do osób, przy których nie miał problemu z obieraniem jakiejkolwiek roli. Uwielbiał widzieć, jak traci nad sobą kontrolę, całkowicie zdominowany przez swojego młodszego ucznia, ale nie widział też problemu w pozwoleniu mu na to samo. W końcu ludzie mieli różne potrzeby, a znalezienie kogoś z kim można było zaspokoić obie, wbrew pozorom nie było wcale takie łatwe.
— Skoro nie wkopałem kogoś, kto zrujnował mi dwa lata życia, tym bardziej nie wkopałbym kogoś, kto jest ze mną szczery. To, że twoja szczerość w masie przypadków jest okłamywaniem samego siebie to inna sprawa — stwierdził rozbawiony, zabierając ręce ze wskazanego miejsca. Shane nie obiecywał mu świetlistej przyszłości, pięknego związku i nieskończonej miłości. Jasno zaznaczał, że ich relacja opierała się wyłącznie na pociągu fizycznym. Przynajmniej na razie.
"I nie przyszło mi przez myśl nawet."
— To dobrze — uśmiechnął się zadowolony, zaraz parskając śmiechem na jego wysunięty język. Co oczywiście zaraz wykorzystał, by polizać go w odpowiedzi. Tuż przed tym, gdy odgarnął jeden z długich kosmyków jego włosów, przerzucając go na tył i zatykając za jego ucho. Ciekawe czy Kassir zdawał sobie sprawę z tego co tak właściwie powiedział. Wpatrywał się w niego nieco dłużej, nie odpowiadając na jego pytanie.
— Zdecydowanie dobrze — potwierdził w końcu, nie zamierzając i tak odrywać od niego wzroku. W takich momentach jak ten docierało do niego, że na dobrą sprawę mógłby spędzić cały dzień, po prostu wpatrując się w jego twarz.
"Hola, tulenie czy macanie?"
— Jedno nie wyklucza drugiego — klepnął go zaczepnie, zaraz szczerząc się z wyraźnym rozbawieniem, nim ponownie zacisnął na nim palce.
— Masz bezapelacyjnie najlepszy tyłek, z jakim kiedykolwiek miałem przyjemność mieć do czynienia — Jonathan, mistrz komplementów. Ale mówił całkowicie szczerze. Westchnął cicho z zadowoleniem, czując, jak ponownie przytula go do siebie.
— Lubię. Bicie twojego serca mnie uspokaja. Mógłbym tak spędzić cały dzień — powiedział, chyba nie do końca panując już nad tym co mówił. A może właśnie cała ta otoczka komfortu sprawiała, że był bardziej szczery ze wszystkim, co odczuwał.
— Nie chcę. Jeśli zasnę na dłużej i obudzę się tylko po to, by cię odwieźć, wyjdzie na to, że zmarnowałem szansę, która za szybko się nie powtórzy — powiedział powoli, drżąc nieznacznie gdy poczuł ciepłe powietrze na swoim uchu.
"Muszę przyznać, że masz swoją uroczą i seksowną stronę."
Parsknął rozbawiony, nawet na chwilę nie przestając się do niego przytulać.
— Tylko nie mów o tym nikomu w szkole. Co jeśli zaczną ze mną łazić z jeszcze większą intensywnością? Wtedy moje plany odnośnie naszych prywatnych sesji będą jeszcze bardziej utrudnione niż obecnie, a przecież żadne z nas tego nie chce — uniósł kącik ust w cwanym uśmiechu, zdecydowanie nie zamierzając mu odpuścić scenariusza, który doskonale wiedział, że chciał spełnić.
Roześmiał się cicho na wspomnienie o kolanie, obniżając je jednak posłusznie w dół.
— Niech ci będzie. Ten jeden raz.
- Czyli mówisz, że dajesz mi gwarancję, że nie będziesz chciał testować mojej mocy regeneracji i ponowić działania? - zapytał go unosząc przy tym kącik ust w złośliwym rozbawieniu. - Wydawało mi się, że chciałeś to robić już względem tworzenia malinek na mojej skórze. I nawiasem mówiąc, odczuwam normalnie ból - postarał się go pokrótce uświadomić.
- Byłbym wdzięczny. Muszę jeszcze przygotować się do szkoły - nie wiedział, co by wpłynęło na jego zmianę zdania, by nie chciał powracać szybciej. Zwłaszcza, że nie miał motywacji ani zostawać tutaj, ani go odwiedzać w przyszłości. Nawet gdyby wyszło na Jonathana zdanie, nie wymagało to wtedy przychodzenia bezpośrednio do niego. Zwłaszcza, że niesie to niemałe ryzyko.
Tak jak i teraz, gdy wplątał się w jego pułapkę, ukazując o wiele bardziej, że rudowłosy oddziaływał na niego w wyraźnym stopniu. Tak samo jak i powoli uczył się jak naciskać, by osiągnąć swój cel, bez aktu agresji od strony starszego.
- Mowa była o niespaniu z kimś, a nie o niespotykaniu - zmarszczył nieznacznie brwi. - Zresztą patrzysz tak na mnie, ale to również i ciebie dotyczy. Uważasz, że przetrwasz dłużej niż ja, gdy zaczynasz mieć jakieś swoje dzikie fantazje w głowie? - nie rozumiał skąd się brała jego pewność na ten temat. - I trochę mnie nie doceniasz, Jonathanie. Jeśli chcę, potrafię być wystarczająco uparty względem własnego zdania - nawet jeśli oznaczało to, że cierpiałby fizycznie i psychicznie. Upartość potrafiła działać cuda, zwłaszcza, gdyby się uparł, że zacząłby mu schodzić cały czas z drogi. Tylko temu, by nie wyszło na młodszego.
- Ale skoro mówisz, że chcesz tego samego, to nie widzę sensu w udziwnianiu tego wszystkiego - uznał finalnie. Zwłaszcza, że patrząc na to, jakie zachowanie miał, czuł kuszącą chęć podejścia do tematu o wiele bardziej nieprzyzwoicie niż powinien. Jednakże pogrążanie się w to niosło zarazem cenę uzależnienia, której nie chciał ponosić.
- Wierzę. Gdybyś chciał, miałbyś już tyle możliwości, że nie wygrzebałbym się - zwłaszcza, gdy oprócz braku kontroli, miał niekiedy agresywne zachowanie. Chociaż teraz czuł się dziwnie stłumiony. Może to przez poranek? Chociaż intensywność doznań powodowała lekkie zawroty głowy. Ciężko było sobie to dokładnie układać w głowie.
Zachichotał w momencie, gdy został polizany i posłał mu przy tym miękkie spojrzenie, nie myśląc nad tym, jaki mógł mu oferować wtedy przekaz. Chociaż fakt, że nie odpowiadał mu od razu powodował, że zamrugał finalnie, czując lekkie zagubienie. Przynajmniej do momentu otrzymania potwierdzenia.
... jak to jedno nie wyklucza drugiego?!
- Dziwny komplement, ale dziękuję. Skoro tak, to pozwolę ci go posprawdzać jeszcze przez chwilę - miło, że ćwiczenia przynosiły skutek, chociaż zarazem miał ochotę udusić go za to, że bezceremonialnie go obmacywał. - Tylko nie przesadzaj.
Nie spodziewał się jednak takiego wyznania ani tego, że aż tak bardzo Jonathan pragnął takiego typu zbliżenia. Niepodszytego pożądaniem fizycznym, a zwykłe leżenie przy sobie, oraz dzielenie się ciepłem i obecnością. Coś, co było niecodzienne patrząc na to, jaki typ relacji mogli mieć, i jak krótko się ze sobą znali. Przejechał palcami po jego plecach. Nic nie szkodzi z tym. Przynajmniej tyle mogę mu dać od siebie.
Prychnął cicho na wspomnienie o szkole.
- Myślę, że bez moich słów też by to robimy - uznał z pełnym przekonaniem. Popularność zbierała swoje żniwo, zwłaszcza, gdy los kogoś obdarzył urodą i bogactwem. - Oh tak, tak - przewrócił oczami na jego słowa. - Jednakże prosiłbym, by się Pan skupił na zajęciach szkolnych w szkole, a nie na innych sprawach - nie odpuszczał mu. Nawet taka bliskość oraz dzielenie się sekretami nie powodowało, że momentalnie zmienił zdanie, ulegając jego chęciom. Dlatego też zignorował jego uśmiech, czując zarazem dziwne wibrowanie w brzuchu.
- Dziękuję - przynajmniej w tym aspekcie miał spokój. Westchnął cicho. - Chociaż wizja leżenia razem cały dzień może brzmieć słodko, to jednak nie mogę sobie na to pozwalać zbytnio. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak spędzałem czas - na pewno nie robił tego z losowymi osobami, które poznawał tylko na jedną noc. - Skoro jednak nie chcesz spać, możesz mi opowiedzieć, jak czujesz się przygotowany na najbliższe zawody. Wypada to już jakoś niedługo, prawda? - postanowił go zagadać o bardziej przyziemne sprawy. Przynajmniej dopóki nie przyjdzie im, by wstać i... i w sumie co dalej? Nie miał pojęcia. Normalnie o tej porze siedziałby i szykował materiały na studia, ale nie miał tej możliwości będąc u Jonathana.
- Albo też... hm... może o tym, co lubisz robić ogólnie?
- Byłbym wdzięczny. Muszę jeszcze przygotować się do szkoły - nie wiedział, co by wpłynęło na jego zmianę zdania, by nie chciał powracać szybciej. Zwłaszcza, że nie miał motywacji ani zostawać tutaj, ani go odwiedzać w przyszłości. Nawet gdyby wyszło na Jonathana zdanie, nie wymagało to wtedy przychodzenia bezpośrednio do niego. Zwłaszcza, że niesie to niemałe ryzyko.
Tak jak i teraz, gdy wplątał się w jego pułapkę, ukazując o wiele bardziej, że rudowłosy oddziaływał na niego w wyraźnym stopniu. Tak samo jak i powoli uczył się jak naciskać, by osiągnąć swój cel, bez aktu agresji od strony starszego.
- Mowa była o niespaniu z kimś, a nie o niespotykaniu - zmarszczył nieznacznie brwi. - Zresztą patrzysz tak na mnie, ale to również i ciebie dotyczy. Uważasz, że przetrwasz dłużej niż ja, gdy zaczynasz mieć jakieś swoje dzikie fantazje w głowie? - nie rozumiał skąd się brała jego pewność na ten temat. - I trochę mnie nie doceniasz, Jonathanie. Jeśli chcę, potrafię być wystarczająco uparty względem własnego zdania - nawet jeśli oznaczało to, że cierpiałby fizycznie i psychicznie. Upartość potrafiła działać cuda, zwłaszcza, gdyby się uparł, że zacząłby mu schodzić cały czas z drogi. Tylko temu, by nie wyszło na młodszego.
- Ale skoro mówisz, że chcesz tego samego, to nie widzę sensu w udziwnianiu tego wszystkiego - uznał finalnie. Zwłaszcza, że patrząc na to, jakie zachowanie miał, czuł kuszącą chęć podejścia do tematu o wiele bardziej nieprzyzwoicie niż powinien. Jednakże pogrążanie się w to niosło zarazem cenę uzależnienia, której nie chciał ponosić.
- Wierzę. Gdybyś chciał, miałbyś już tyle możliwości, że nie wygrzebałbym się - zwłaszcza, gdy oprócz braku kontroli, miał niekiedy agresywne zachowanie. Chociaż teraz czuł się dziwnie stłumiony. Może to przez poranek? Chociaż intensywność doznań powodowała lekkie zawroty głowy. Ciężko było sobie to dokładnie układać w głowie.
Zachichotał w momencie, gdy został polizany i posłał mu przy tym miękkie spojrzenie, nie myśląc nad tym, jaki mógł mu oferować wtedy przekaz. Chociaż fakt, że nie odpowiadał mu od razu powodował, że zamrugał finalnie, czując lekkie zagubienie. Przynajmniej do momentu otrzymania potwierdzenia.
... jak to jedno nie wyklucza drugiego?!
- Dziwny komplement, ale dziękuję. Skoro tak, to pozwolę ci go posprawdzać jeszcze przez chwilę - miło, że ćwiczenia przynosiły skutek, chociaż zarazem miał ochotę udusić go za to, że bezceremonialnie go obmacywał. - Tylko nie przesadzaj.
Nie spodziewał się jednak takiego wyznania ani tego, że aż tak bardzo Jonathan pragnął takiego typu zbliżenia. Niepodszytego pożądaniem fizycznym, a zwykłe leżenie przy sobie, oraz dzielenie się ciepłem i obecnością. Coś, co było niecodzienne patrząc na to, jaki typ relacji mogli mieć, i jak krótko się ze sobą znali. Przejechał palcami po jego plecach. Nic nie szkodzi z tym. Przynajmniej tyle mogę mu dać od siebie.
Prychnął cicho na wspomnienie o szkole.
- Myślę, że bez moich słów też by to robimy - uznał z pełnym przekonaniem. Popularność zbierała swoje żniwo, zwłaszcza, gdy los kogoś obdarzył urodą i bogactwem. - Oh tak, tak - przewrócił oczami na jego słowa. - Jednakże prosiłbym, by się Pan skupił na zajęciach szkolnych w szkole, a nie na innych sprawach - nie odpuszczał mu. Nawet taka bliskość oraz dzielenie się sekretami nie powodowało, że momentalnie zmienił zdanie, ulegając jego chęciom. Dlatego też zignorował jego uśmiech, czując zarazem dziwne wibrowanie w brzuchu.
- Dziękuję - przynajmniej w tym aspekcie miał spokój. Westchnął cicho. - Chociaż wizja leżenia razem cały dzień może brzmieć słodko, to jednak nie mogę sobie na to pozwalać zbytnio. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak spędzałem czas - na pewno nie robił tego z losowymi osobami, które poznawał tylko na jedną noc. - Skoro jednak nie chcesz spać, możesz mi opowiedzieć, jak czujesz się przygotowany na najbliższe zawody. Wypada to już jakoś niedługo, prawda? - postanowił go zagadać o bardziej przyziemne sprawy. Przynajmniej dopóki nie przyjdzie im, by wstać i... i w sumie co dalej? Nie miał pojęcia. Normalnie o tej porze siedziałby i szykował materiały na studia, ale nie miał tej możliwości będąc u Jonathana.
- Albo też... hm... może o tym, co lubisz robić ogólnie?
— Tylko dziś. Pod warunkiem że mnie nie sprowokujesz — musiał zostawić sobie w końcu otwartą furtkę. Jakby nie było, ludzie często wyciągali z innych obietnice, po czym próbowali ich sprowokować do ich złamania. Czasem śmiejąc się ze słabej woli, a czasem robiąc to celowo, by móc im wytknąć w twarz, że coś obiecywali.
— Malinki nie wchodzą w ten zakres — odpowiedział, przesuwając rękę ku górze, by jak na zawołanie, odchylić kołnierz jego koszulki i zostawić dwie nowe, zaraz poprawiając je językiem. Chociaż tym mógł się zadowolić, biorąc pod uwagę fakt, że Shane wracał do siebie. Na samą myśl, zacisnął nieco mocniej palce na jego plecach.
— Miałem na myśli rodzaj spotkań, by się z kimś przespać — więc cieszę się, że sam doskonale wiesz, czego masz nie robić — bez przesady, nie zabroniłbym ci zwykłych wypadów z innymi, nie jesteś moim psem.
Jeszcze.
Musiał przyznać, że wizja całkowicie ubezwłasnowolnionego i uległego Shane'a była na swój sposób podniecająca. Z drugiej strony, tak samo podniecało go jego zapieranie się i buntowniczy charakter. Całe szczęście miał sporo czasu, by zastanowić się nad tym, co zamierza z nim zrobić.
— To nie ja sypiam z ludźmi co tydzień. Więc tak, myślę, że przetrwam bez problemu — miał w końcu sporo materiału zapasowego, w tym z samym Shanem, który pomagał mu ulżyć, gdy napięcie zaczynało go przerastać — w przeciwieństwie do ciebie nie spałem z nikim od naszego pierwszego spotkania.
Wzruszył ramionami, przesuwając jedną z dłoni na jego klatkę piersiową. Przez chwilę przesuwał po niej ku górze, szukając wrażliwego punktu, nim zaczął po lekko pocierać kolistymi ruchami.
— Ale z przyjemnością popatrzyłbym, jak się męczysz i zaczynasz mieć problemy z utrzymaniem maski, byle nie wyszło na moje. Zwłaszcza że koniec końców dzięki temu odczuwałbyś mój dotyk dużo intensywniej niż teraz, gdy byłeś zaspokajany w bardziej regularny sposób. Lepiej lub gorzej, ale nadal — wymruczał, zsuwając rękę z jego klatki piersiowej, między jego nogi, przesuwając dwoma palcami wzdłuż linii rozporka. I tyle. Nie posunął się do niczego więcej, jakby nigdy nic wracając do poprzedniej pozycji.
"Wierzę. Gdybyś chciał, miałbyś już tyle możliwości, że nie wygrzebałbym się."
— To prawda. Jakby nie patrzeć, społeczeństwo nie wierzy w winę nieletnich. Nieletni nie może uwieść nauczyciela, w końcu nauczyciel jest dorosły i powinien podejmować dorosłe decyzje. Tak jakby sami potrafili to robić — prychnął z rozbawieniem, przemieszanym z nutą zdegustowania na ślad tak jawnej hipokryzji.
"Tylko nie przesadzaj."
— Następnym razem użyję go jako poduszki — odpowiedział bez najmniejszego zawahania się, czy choć cienia poczucia winy, raz po raz zaciskając na nim lekko palce z wypisanym na twarzy zadowoleniem.
— Jest pan nauczycielem panie Kassir. Naszym prekursorem historii — wypuścił jeden z jego pośladków, zsuwając rękę w dół na udo, łapiąc je mocniej, by zaraz przerzucić jego kolano na swoje biodro — zapewniam, że będę się skupiał na pańskich zajęciach bardzo, ale to bardzo mocno. Nie oderwę od pana wzroku nawet na sekundę.
Uniósł kącik ust ku górze, przyciskając mocniej jego biodra do własnych, ocierając się o niego powolnym ruchem. Dopiero zmiana tematu wyrwała go z obecnego stanu, gdy ułożył się w poprzedniej pozycji, wracając do słuchania bicia jego serca.
— To tylko formalność. I tak wygram. Hun... mój trener może mnie wkurzać i katować, ale nikt nie przygotowałby mnie lepiej na turnieje. Zawodnicy nawet jeśli są pewni swoich umiejętności, nadal mają w sobie jedną bardzo mocną blokadę. Nie chcą umrzeć. Po zagonieniu ich w odpowiedni róg, ich ciało zaczyna się spinać, a umysł rozpraszać. Zamiast na atakach, skupiają się na obronie. Tak samo pod wpływem obszernego bólu. Mój trener zabijał mnie tyle razy, że praktycznie całkowicie wyzbyłem się i pierwszego i drugiego odruchu. Ich wymachiwanie rękami to przedszkole w porównaniu z tym co mi funduje. Jakby nie patrzeć, robiłem ci dobrze w klasie, mając połamane żebra — wysunął język, przesuwając po nim zaczepnie palcem.
Problem w tym, że jego kolejne pytanie nieco wybiło go z rytmu. Co lubił robić? Jonathan nie miał niczego, co faktycznie mocniej by lubił. Nigdy nie dano mu szansy na zgłębianie własnych zainteresowań, zawsze musiał zajmować się tym, czego od niego oczekiwano. Jedyną stałą rozrywkę w jego życiu stanowiło manipulowanie ludźmi. Patrzenie jak wiją się pod jego dotykiem, często zatracając przy tym własne zasady. Nie była to jednak rzecz, którą wypowiadało się na głos. Choć ostatnimi czasy doszła jeszcze jedna...
— Trenować? Chociaż to miłość oparta na nienawiści. Czasem śpiewam i maluję. No i lubię kosmos. I... spędzać z tobą czas. Pierwszy raz od dawna się nie nudzę. Na pewno nie możesz zostać? Nawet jeśli obiecam cię odwieźć z samego rana? I że będę grzeczny? — podniósł na niego wzrok, wyraźnie wskazujący na wewnętrzne rozdarcie. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do proszenia kogoś, by został.
Hm... tylko co zawierało się w definicji prowokowania u Jonathana? Ciężko było mu to określić. Równie dobrze fakt, że oddychał przy nim mógl się do tego zaliczać. Nie odezwał się jednak na ten temat, zarazem też dając mu możliwość złożenia kolejnych śladów na swojej szyi. Miał wrażenie, że już teraz miał ich za wiele na skórze i wątpił, że do poniedziałku znikną wszystkie ładnie.
- Nie sypiam co tydzień - burknął, nieco nastroszając się. Pominął kwestie rozmowy o tym, czy będzie z kimś dodatkowo sypiał, czy tylko się spotykał. Uznawał, że miał swój rozum oraz wybór, na który miał nie wpływać Jonathan. - I rany. Czuję się prawie, jakbyś zachowywał wierność. Aż tak rzadko ci się chce, czy masz wręcz niebiańską wytrzymałość? - musiał mu nieco podokuczać, zwłaszcza gdy ruchami przechodził do prowokowania go. A na jego słowa wyraźnie uniósł brwi, by zaraz potem zamarł przez palce znajdujące się w nieodpowiednim miejscu.
- Albo bym był bardziej poirytowany. Nie wiem, czy chcesz igrać wtedy z ogniem, nie odpowiadam za swoje zachowanie - odparł bardzo powoli. - Może być efekt jakiego pożądasz, a może się skończyć w mniej przyjemny sposób. I z łaski swojej nie nawiązuj do mojego życia seksualnego w taki sposób. Działa mi to na nerwy, gdy jest to ubrane w podobne słowa.
Wolał chociaż unikać przyznania na głos o swoim skocznym życiu w miarę możliwości. Możliwe, że było to związa z próbą okłamania samego siebie, ale wolał jednak to zrobić dla siebie samego niż zastanawiać się nad tym głębiej.
- Wszyscy jesteśmy ludźmi - wymamrotał odnośnie uwodzenia nauczycieli. Gdyby zawód magicznie sprawiał, że ktoś stawał się odporny, może nie byłoby aż tyle problemów jak i teraz.
- Czekaj. Jak? - poduszka? Serio chciał spać mu na pośladkach? Popatrzył na niego z powątpiewaniem, zastanawiając się, czy mu po prostu nie zabronić już dotykania tego.
- Wolałbym, abyś skupiał wzrok na podręczniku, nie na mnie - coraz bardziej robiło się niebezpiecznie. Taka odległość powodowała, że wystarczyło jedno popchnięcie, by jednak zapomnieć o niedogodnościach i poddać się samej chwili. A było łatwo zapomnieć o bólu, póki się go nie odczuwało.
Przytaknął na jego opowieść. Nie miał co wtrącać uwag odnośnie samego turnieju, ale zarazem zamarł zaraz potem, gdy nawiązał do sytuacji w klasie. W dodatku ten gest wywołał u niego dreszcze momentalnie.
- ... to szalone, wiesz o tym? - zamyślił się nad czymś. - To znaczy, że bez ran byś umiał lepiej? - zapytał zaraz potem, po czym klepnął go mocniej. - To za to, że robisz takie rzeczy będąc rannym. Rany, co to za trener, który cię tak doprowadza do stanu - mamrotał pod nosem wyraźnie niezadowolony z takiego potraktowania Jonathana. - I czy turnieje nie mają jakiś blokad przed uśmiercaniem?
Gdyby samemu to jeszcze wiedział... Przynajmniej rozmowa zeszła na inne tory, a on dowiedział się nieco więcej o swoim uczniu.
- Czyli wliczam się w twoje hobby? - nie spodziewałby się tego patrząc na fakt, że nie znali się jakoś długo. W dodatku ich relacja kładła nacisk na bardzo proste potrzeby powodując, że nie bardzo widział w tym sensu. Wypuścił jednak powoli powietrze z płuc widząc jego wzrok. Cokolwiek Jonathan uznawał w Shane'ie powodowało to, że ponowił prośbę o pozostanie tutaj do dnia kolejnego. - Nie bardzo. Muszę przygotować się do szkoły, Jonathanie. I twojej, i mojej - wysunął język, nawilżając dolną wargę. - A tutaj nie mam jak - w dodatku miał wrażenie, że nie skupiłby się tutaj na nauce. - Więc muszę postawić obowiązki bardziej wyżej. Chociaż... masz czas do wieczora, by spróbować mnie przekonać do zmiany zdania. Nie będę się opierać.
Z tymi słowami przeniósł ręce na jego biodra, wykorzystując swoją moc, aby zmniejszyć jego grawitację. Z łatwością go dzięki temu podniósł, obrócił się na plecy, po czym położył na swoim ciele, już przestając używać swojej mocy. Przeniósł dłoń na jego twarz, głaszcząc go delikatnie po policzku.
- Mimo wszystko nie jestem zamknięty na propozycje. Zwłaszcza, że mówisz, że lubisz spędzać czas ze mną. Tylko grzecznie patrząc na to, że niezbyt się mogę ruszać. Leki zadziałały, ale wolę jednak nie sprawdzać na ile dokładniej.
Zamilkł na moment, zastanawiając się nad czymś wyraźnie.
- To mi przypomina, że twoje oczy w czasie mocy przypominają gwiazdy na nieboskłonie. Są naprawdę piękne.
- Nie sypiam co tydzień - burknął, nieco nastroszając się. Pominął kwestie rozmowy o tym, czy będzie z kimś dodatkowo sypiał, czy tylko się spotykał. Uznawał, że miał swój rozum oraz wybór, na który miał nie wpływać Jonathan. - I rany. Czuję się prawie, jakbyś zachowywał wierność. Aż tak rzadko ci się chce, czy masz wręcz niebiańską wytrzymałość? - musiał mu nieco podokuczać, zwłaszcza gdy ruchami przechodził do prowokowania go. A na jego słowa wyraźnie uniósł brwi, by zaraz potem zamarł przez palce znajdujące się w nieodpowiednim miejscu.
- Albo bym był bardziej poirytowany. Nie wiem, czy chcesz igrać wtedy z ogniem, nie odpowiadam za swoje zachowanie - odparł bardzo powoli. - Może być efekt jakiego pożądasz, a może się skończyć w mniej przyjemny sposób. I z łaski swojej nie nawiązuj do mojego życia seksualnego w taki sposób. Działa mi to na nerwy, gdy jest to ubrane w podobne słowa.
Wolał chociaż unikać przyznania na głos o swoim skocznym życiu w miarę możliwości. Możliwe, że było to związa z próbą okłamania samego siebie, ale wolał jednak to zrobić dla siebie samego niż zastanawiać się nad tym głębiej.
- Wszyscy jesteśmy ludźmi - wymamrotał odnośnie uwodzenia nauczycieli. Gdyby zawód magicznie sprawiał, że ktoś stawał się odporny, może nie byłoby aż tyle problemów jak i teraz.
- Czekaj. Jak? - poduszka? Serio chciał spać mu na pośladkach? Popatrzył na niego z powątpiewaniem, zastanawiając się, czy mu po prostu nie zabronić już dotykania tego.
- Wolałbym, abyś skupiał wzrok na podręczniku, nie na mnie - coraz bardziej robiło się niebezpiecznie. Taka odległość powodowała, że wystarczyło jedno popchnięcie, by jednak zapomnieć o niedogodnościach i poddać się samej chwili. A było łatwo zapomnieć o bólu, póki się go nie odczuwało.
Przytaknął na jego opowieść. Nie miał co wtrącać uwag odnośnie samego turnieju, ale zarazem zamarł zaraz potem, gdy nawiązał do sytuacji w klasie. W dodatku ten gest wywołał u niego dreszcze momentalnie.
- ... to szalone, wiesz o tym? - zamyślił się nad czymś. - To znaczy, że bez ran byś umiał lepiej? - zapytał zaraz potem, po czym klepnął go mocniej. - To za to, że robisz takie rzeczy będąc rannym. Rany, co to za trener, który cię tak doprowadza do stanu - mamrotał pod nosem wyraźnie niezadowolony z takiego potraktowania Jonathana. - I czy turnieje nie mają jakiś blokad przed uśmiercaniem?
Gdyby samemu to jeszcze wiedział... Przynajmniej rozmowa zeszła na inne tory, a on dowiedział się nieco więcej o swoim uczniu.
- Czyli wliczam się w twoje hobby? - nie spodziewałby się tego patrząc na fakt, że nie znali się jakoś długo. W dodatku ich relacja kładła nacisk na bardzo proste potrzeby powodując, że nie bardzo widział w tym sensu. Wypuścił jednak powoli powietrze z płuc widząc jego wzrok. Cokolwiek Jonathan uznawał w Shane'ie powodowało to, że ponowił prośbę o pozostanie tutaj do dnia kolejnego. - Nie bardzo. Muszę przygotować się do szkoły, Jonathanie. I twojej, i mojej - wysunął język, nawilżając dolną wargę. - A tutaj nie mam jak - w dodatku miał wrażenie, że nie skupiłby się tutaj na nauce. - Więc muszę postawić obowiązki bardziej wyżej. Chociaż... masz czas do wieczora, by spróbować mnie przekonać do zmiany zdania. Nie będę się opierać.
Z tymi słowami przeniósł ręce na jego biodra, wykorzystując swoją moc, aby zmniejszyć jego grawitację. Z łatwością go dzięki temu podniósł, obrócił się na plecy, po czym położył na swoim ciele, już przestając używać swojej mocy. Przeniósł dłoń na jego twarz, głaszcząc go delikatnie po policzku.
- Mimo wszystko nie jestem zamknięty na propozycje. Zwłaszcza, że mówisz, że lubisz spędzać czas ze mną. Tylko grzecznie patrząc na to, że niezbyt się mogę ruszać. Leki zadziałały, ale wolę jednak nie sprawdzać na ile dokładniej.
Zamilkł na moment, zastanawiając się nad czymś wyraźnie.
- To mi przypomina, że twoje oczy w czasie mocy przypominają gwiazdy na nieboskłonie. Są naprawdę piękne.
Jakoś mu nie wierzył. Patrząc na jego potrzeby, spodziewałby się wręcz, że nie robienie niczego od poniedziałku do piątku było dla Shane'a wystarczającym celibatem. Nie, żeby w gruncie rzeczy faktycznie znał go na tyle, by go oceniać. Mógł bazować wyłącznie na swoich dotychczasowych obserwacjach.
Niebiańską wytrzymałość?
Uniósł kącik ust ku górze.
— W przeciwieństwie do ciebie, nie czerpię przyjemności z samego seksu. Jasne, jest przyjemny, ale dla mnie cała otoczka jest o wiele, wiele ciekawsza i przyjemniejsza — przesuwał powoli po nim palcami, przysuwając się nieco bliżej, by w końcu przełożyć rękę przez jego bark, przysuwając go bliżej siebie. Zahaczył lekko zębami o jego wargę, muskając nosem jego policzek, nie odrywając przy tym od niego wzroku.
— A twoje reakcje są dużo ciekawsze niż wszystkich osób, które miałem jak do tej pory na swojej drodze. Po co mam się wplątywać w kolejne nudne zbliżenia, skoro mam pod nosem kogoś o wiele ciekawszego, kto ma sobą do zaoferowania coś więcej niż samo rozłożenie nóg — wymruczał, poruszając lekko swoimi ustami na jego, nie wciągając go jednak w żaden pocałunek. W końcu zaraz po tym się odsunął.
"Działa mi to na nerwy, gdy jest to ubrane w podobne słowa."
Oh?
Niepokojący uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, zdecydowanie nie miał nic wspólnego z poczuciem winy czy jakąkolwiek skruchą.
— Więc jak na co dzień ubierasz to w słowa? Powiedz mi — wypuścił powietrze nosem w wyraźnym rozbawieniu, łapiąc jego twarz w dłoń. Oparł kciuk na jego dolnej wardze, przesuwając po nim łagodnym gestem.
Jak sam nazywał to co robił? A może oddzielał to od swojego normalnego życia, wymawiając się przed samym sobą tym, że najczęściej kończył w podobnych sytuacjach po pijaku? A jednak szukał ich na własną rękę, czy też nie?
— Jak to jak? Położysz się na brzuchu, poczytasz sobie książkę albo pójdziesz spać, a ja dostanę swoją poduszkę — nie wyglądał na zrażonego jego reakcją. Zaraz roześmiał się na jego słowa, zadrapując paznokciami materiał.
— Obawiam się, że nie ma na tym świecie podręcznika, który mógłby zmusić mnie do oderwania od pana wzroku, panie Kassir. Chyba jesteśmy w impasie.
Spojrzał na niego zdumiony, gdy został klepnięty. Nie do końca rozumiał, skąd wzięła się u niego akurat taka reakcja. W końcu to nie tak, że się o niego martwił czy cokolwiek, dobitnie pokazywał, że prócz sypiania z nim i patrzenia na jego ładną twarz, Jonathan jest mu obojętny. Spełniał część jego zachcianek, wiedząc, że jest uparty i tak szybko nie odpuści. Nie potrafił go do końca zrozumieć.
Fascynujące.
— Mają. Co nie zmienia faktu, że wypadki się zdarzają, a sędziowie nie zawsze zareagują w porę. Poza tym instynkt obronny bardzo łatwo wygrywa z rozsądkiem. Kojarzysz test z rozpędzonym samochodem? Są trzy grupy ludzi. Ci, który po wyjściu na ulicę i zobaczeniu pędzącego na nich auta wyskoczą do przodu. Ci, którzy cofają się z powrotem do bezpiecznej strefy. I ci, którzy nieruchomieją. To instynkt bezwarunkowy, nie jesteśmy w stanie go kontrolować... bez odpowiedniego treningu, który go nadpisze — wytłumaczył, biorąc jedną z jego dłoni, bawiąc się opuszkami, nim przysunął ją do swojej twarzy, całując jego palce.
— To źle? — zapytał w odpowiedzi na pytanie o hobby, przenosząc na niego wzrok.
Kolejna odmowa sprawiła, że przygasł nieznacznie, nie wiedząc, czy nie powinien po prostu odpuścić.
— Niedziela ci nie wystarczy? — wymruczał pod nosem, tuż przed tym, gdy Kassir dodał do swojej wypowiedzi coś więcej. Jego oczy na nowo rozbłysły. Miał go przekonać do zmiany zdania? Everett uwielbiał wyzwania.
Wzdrygnął się, gdy z łatwością został przeniesiony w inne miejsce. Shane zaskoczył go na tyle, by z jego gardła wydarł się niekontrolowany, cichy śmiech.
— Dziwne uczucie — powiedział, nie mogąc powstrzymać kącików swoich ust przed dalszym uśmiechem. Zresztą po chwili raz jeszcze roześmiał się na głos w odpowiedzi na jego słowa, kładąc swoją dłoń na jego, by przytulić ją mocniej do własnego policzka.
— Więc jednak lubisz patrzeć na niebo — stwierdził zaczepnie, nawiązując tym samym do ich wcześniejszej rozmowy. Uśmiech widniejący na jego twarzy z każdą sekundą zmieniał swoje zabarwienie, gdy przymknął nieznacznie powieki, rzucając mu powłóczyste spojrzenie.
— Obawiam się jednak, że z naszej dwójki to ty jesteś tu piękny, Shane — wymruczał, przesuwając się nieco wygodniej, by móc dosięgnąć jego ust — a ja mam wyjątkową słabość do piękna. I baaardzo lubię patrzeć na innych z góry.
Przytknął swoje wargi do jego, wciągając go w powolny, niespieszny pocałunek. Stopniowo zwiększał swój nacisk, wsuwając dłoń pod jego koszulkę. Wraz z przesuwaniem jej ku górze, odsłaniał nieznacznie jego brzuch, by dostać się do swojego celu, który zaraz ujął lekko w palce, pocierając go delikatnie opuszkami. Choć początkowo leżał na nim stosunkowo nieruchomo, wraz z momentem, gdy pogłębił pocałunek i wsunął swój język między jego wargi, wyraźnie darował sobie całą tę niewinną zabawę. Powoli, zaczynając od kompletnie niegroźnych ruchów, celowo obniżył się nieznacznie, ocierając swoim kroczem o jego. Łagodne otarcia wywołujące jedynie niewinną przyjemność.
... i niedosyt.
Wycofał się nagle, przygryzając skórę na jego szyi, tylko po to, by zaraz się wyprostować. Jego ruchy biodrami, zamiast zwolnić, wyraźnie przybrały na intensywności — choć nie szybkości — wraz z momentem, gdy wyprostował się, patrząc na niego z góry i przesunął powoli językiem po dolnej wardze.
Ocieranie się o niego w podobny sposób, choć było jedynie niewinną grą, sprawiło, że na jego twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. Rozchylił nieco wargi, opierając się wygodniej dłonią o jego podbrzusze.
— Powiedz Shane, jak mocno udało ci się do tej pory zregenerować? Domyślam się, że powtórka z rana nadal nie wchodzi w grę — nawet na chwilę nie zaprzestawał swoich czynności, nie odrywając od niego wzroku. Zupełnie jakby samym wygłodniałym spojrzeniem chciał go wciągnąć we własne szaleństwo, do którego Kassir doprowadzał go za każdym razem.
- Oferuję coś więcej? - powtórzył głucho po nim, unosząc przy tym brwi. - A to niespodzianka. Byłem przekonany, że stać mnie głównie na to, aby zabierać to, co pragnę. Chociaż nie, przy kobietach ciężko - parsknął cicho. - Nie wiem co dostrzegasz we mnie, ale niech ci będzie. Może uda się mi i w przyszłości coś dodatkowego oferować - był bardzo blisko niego, ale już na tyle przyzwyczajał się, że nie czuł większego dyskomfortu. Miał zarazem wrażenie, że każde wypowiedziane przez niego słowo miało na celu prowokować go, by ukazał dodatkowe reakcje.
Chociaż rozmowa na pewien temat sprawiła, że jego humor spadł. Uśmiech Jonathana również w niczym nie pomagała.
- Nijak. Traktuję to jak każdy ignorant, nie myślę o tym - przesunął swoją rękę na jego, chcąc, by zabrał ją z jego twarzy. - Myślisz, że chciałbym słuchać o tym, że mam zachowanie dziwki? - jego wzrok zrobił się chłodniejszy. Był świadomy tego, że jego zachowanie odbiegało od normy, ale zarazem też starał się odrzucać tą myśl od siebie. Zrezygnowanie ze zbliżeń nie sprawiłoby, że poczułby się psychicznie lepiej, nawet jeśli co jakiś czas miał tą mroczniejszą myśl z tyłu głowy.
- Przy czym zakładasz, że będziemy się na tyle często spotykać - zauważył z cichym westchnieniem. - Zobaczymy. Nie będę nic mówić więcej na ten temat - zaakceptował wstępnie ewentualną taką możliwość, chociaż i tak nie widział tego oczami wyobraźni.
- Mimo wszystko wolałbym, by Pan skupił się na samych zajęciach i rozdzielił szkołę od przyjemności - przekazał mu swoje zdanie na ten temat, próbując mu jednak zaznaczyć fakt, by rozdzielał dwie rzeczy od siebie. Nawet jeśli mieliby spędzać ze sobą czas o wiele częściej niż by sam zakładał.
Wysłuchał jego wyjaśnień odnośnie turnieju. Rozumiał już jakie podejście wykorzystywali - i Jace, i jego trener. Kontrolowanie walki strachem było swojego rodzaju strategią, a fakt, że pozbywał się obaw co do danych posunięć, pozwalało mu to zareagować o wiele szybciej niż mogliby sędziowie. Domyślał się, że uczestnikom też brakowałoby zaufania w ocenę dorosłych.
- A to dobrze? - odparł pytaniem na pytanie odnośnie dalszej rozmowy o hobby. Pokręcił lekko głową. - W końcu nie znamy się długo.
Nie wystarczyła. Ale odpowiedział mu jedynie pokręceniem przecząco głową. Przykładał się do tego typu spraw na tyle, że bez większego wahania poświęcał im sporą ilość czasu. Mimo tego, dał mu jedną możliwość do postawienia na swoim. Nie wiedział nawet dlaczego mu trochę popuścił. Chciał mu dać nadzieję? Pocieszyć?
- Mogę ci pokazać o wiele więcej tą mocą. Nadaje się do czegoś więcej niż unoszenia kogoś - skomentował z delikatnym uśmiechem.
Przewrócił oczami na jego zaczepkę, uznając w duchu, że powiedział to, co miał rzeczywiście na myśli. Jego oczy były piękne. Przyciągały uwagę i powodowały, że czuł się gotów wpatrywać się w nie przez cały czas. Uśmiechnął się więc delikatnie.
- Mogę się wykłócać z tobą, Jonathanie na ten temat - wyszeptał jedynie tyle, nim wciągnął się w sam pocałunek. Na początku było całkiem spokojnie, ale wraz z próbami symulowania go poprzez odpowiednie gesty i pogłębienie, poczuł samemu przyjemne ciepło w brzuchu. Tak bardzo znajome i nietrudne do wywoływania przez Jonathana. Wypuścił głośniej powietrze z płuc, gdy ich usta rozdzieliły się. Rozumiał tę zagrywkę. Tak samo jak i to, że ocieranie miało swoj cel, który był spełniany zbyt łatwo. Otworzył szerzej usta, zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić z owym faktem.
Bo o przerwaniu nie było mowy.
- Na to z rana potrzebuję jeszcze czasu, by wyleczyć - nie wiedział, ile normalnie to zajmowało, ale on potrzebował o minimum połowę mniej czasu niż normalnie. - Obecnie bym odczuwał bardziej ból niż przyjemność. Ślady na moim ciele powinny powoli już zmieniać barwę - przynajmniej nie pulsowały bólem jak wcześniej. Jednakże minęło za mało czasu by mówić, że wszystko było w porządku, a on mógł ponownie pozwolić sobie na podobnego typu sesję. Leki przeciwbólowe też grały w tym swoje skrzypce, nie pozwalając mu na poprawne określenie stanu.
- Niech to będzie dla ciebie nauczka, że przesadzenie z działaniem zabiera ci przyjemność na dłuższy czas - uśmiech goszczący na jego twarzy był całkowicie niewinny. Nie zmieniło go nawet to, że fizycznie odczuwał dobrze jego działania na sobie. Ocieranie się o siebie było czynnikiem pobudzającym. Kassir był prawie pewny tego, że Jonathan odbierał to w podobny sposób, a jego wzrok jedynie utwierdzał go w tym.
- Powiedz mi za to, Jonathanie, jak bardzo pragniesz mnie teraz? Czy na tyle, byś rzucił w niepamięć, że już dzisiaj zaszalałeś? - mimo iż było to jeszcze tego samego dnia, w takim momencie wręcz wydawało się być to odległe. Na tyle, że przez moment kusiło go, by zapomnieć o tym, że jego ciało powinno wypocząć. - Czy chcesz mnie uwieść na tyle, abym zapomniał o powrocie dzisiaj? - było przyjemnie. Ale zarazem chciał bardziej widzieć to, jak pochłania się przez swoje pragnienie. - To chyba nie wlicza się w definicję "grzeczności", prawda? - przesunął swoją dłoń na jego. - Wiesz, jak będziesz chciał robić to jeszcze częściej, to można pomyśleć odpowiednim przygotowaniu, by nie mieć potem oczekiwania - mieli taki rok, że był pewny, iż znaleźli by coś dla siebie, bez polegania na samej mocy regeneracji. - Ale uwodzenie brzmi kusząco. - jego zaczerwienie było urocze. Ale zarazem też tylko wspomagało jego wyobraźnię, zbyt bardzo go uwrażliwiając. - Podoba mi się ten sposób przekonywania, ale jeśli pociągniesz to dalej, to może się różnie skończyć dla nas - przymrużył oczy, po czym podparł się na łokciu, podnosząc się lekko z nim. - Może powinienem tym razem odebrać moją nagrodę z rana - wyszeptał zaraz potem, zmuszając go, by zaprzestał działań, gdy podniósł się całkiem do pozycji siedzącej, przy okazji wciągając go na siebie i łapiąc go za koszulkę, by wciągnąć w głęboki pocałunek.
Chociaż rozmowa na pewien temat sprawiła, że jego humor spadł. Uśmiech Jonathana również w niczym nie pomagała.
- Nijak. Traktuję to jak każdy ignorant, nie myślę o tym - przesunął swoją rękę na jego, chcąc, by zabrał ją z jego twarzy. - Myślisz, że chciałbym słuchać o tym, że mam zachowanie dziwki? - jego wzrok zrobił się chłodniejszy. Był świadomy tego, że jego zachowanie odbiegało od normy, ale zarazem też starał się odrzucać tą myśl od siebie. Zrezygnowanie ze zbliżeń nie sprawiłoby, że poczułby się psychicznie lepiej, nawet jeśli co jakiś czas miał tą mroczniejszą myśl z tyłu głowy.
- Przy czym zakładasz, że będziemy się na tyle często spotykać - zauważył z cichym westchnieniem. - Zobaczymy. Nie będę nic mówić więcej na ten temat - zaakceptował wstępnie ewentualną taką możliwość, chociaż i tak nie widział tego oczami wyobraźni.
- Mimo wszystko wolałbym, by Pan skupił się na samych zajęciach i rozdzielił szkołę od przyjemności - przekazał mu swoje zdanie na ten temat, próbując mu jednak zaznaczyć fakt, by rozdzielał dwie rzeczy od siebie. Nawet jeśli mieliby spędzać ze sobą czas o wiele częściej niż by sam zakładał.
Wysłuchał jego wyjaśnień odnośnie turnieju. Rozumiał już jakie podejście wykorzystywali - i Jace, i jego trener. Kontrolowanie walki strachem było swojego rodzaju strategią, a fakt, że pozbywał się obaw co do danych posunięć, pozwalało mu to zareagować o wiele szybciej niż mogliby sędziowie. Domyślał się, że uczestnikom też brakowałoby zaufania w ocenę dorosłych.
- A to dobrze? - odparł pytaniem na pytanie odnośnie dalszej rozmowy o hobby. Pokręcił lekko głową. - W końcu nie znamy się długo.
Nie wystarczyła. Ale odpowiedział mu jedynie pokręceniem przecząco głową. Przykładał się do tego typu spraw na tyle, że bez większego wahania poświęcał im sporą ilość czasu. Mimo tego, dał mu jedną możliwość do postawienia na swoim. Nie wiedział nawet dlaczego mu trochę popuścił. Chciał mu dać nadzieję? Pocieszyć?
- Mogę ci pokazać o wiele więcej tą mocą. Nadaje się do czegoś więcej niż unoszenia kogoś - skomentował z delikatnym uśmiechem.
Przewrócił oczami na jego zaczepkę, uznając w duchu, że powiedział to, co miał rzeczywiście na myśli. Jego oczy były piękne. Przyciągały uwagę i powodowały, że czuł się gotów wpatrywać się w nie przez cały czas. Uśmiechnął się więc delikatnie.
- Mogę się wykłócać z tobą, Jonathanie na ten temat - wyszeptał jedynie tyle, nim wciągnął się w sam pocałunek. Na początku było całkiem spokojnie, ale wraz z próbami symulowania go poprzez odpowiednie gesty i pogłębienie, poczuł samemu przyjemne ciepło w brzuchu. Tak bardzo znajome i nietrudne do wywoływania przez Jonathana. Wypuścił głośniej powietrze z płuc, gdy ich usta rozdzieliły się. Rozumiał tę zagrywkę. Tak samo jak i to, że ocieranie miało swoj cel, który był spełniany zbyt łatwo. Otworzył szerzej usta, zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić z owym faktem.
Bo o przerwaniu nie było mowy.
- Na to z rana potrzebuję jeszcze czasu, by wyleczyć - nie wiedział, ile normalnie to zajmowało, ale on potrzebował o minimum połowę mniej czasu niż normalnie. - Obecnie bym odczuwał bardziej ból niż przyjemność. Ślady na moim ciele powinny powoli już zmieniać barwę - przynajmniej nie pulsowały bólem jak wcześniej. Jednakże minęło za mało czasu by mówić, że wszystko było w porządku, a on mógł ponownie pozwolić sobie na podobnego typu sesję. Leki przeciwbólowe też grały w tym swoje skrzypce, nie pozwalając mu na poprawne określenie stanu.
- Niech to będzie dla ciebie nauczka, że przesadzenie z działaniem zabiera ci przyjemność na dłuższy czas - uśmiech goszczący na jego twarzy był całkowicie niewinny. Nie zmieniło go nawet to, że fizycznie odczuwał dobrze jego działania na sobie. Ocieranie się o siebie było czynnikiem pobudzającym. Kassir był prawie pewny tego, że Jonathan odbierał to w podobny sposób, a jego wzrok jedynie utwierdzał go w tym.
- Powiedz mi za to, Jonathanie, jak bardzo pragniesz mnie teraz? Czy na tyle, byś rzucił w niepamięć, że już dzisiaj zaszalałeś? - mimo iż było to jeszcze tego samego dnia, w takim momencie wręcz wydawało się być to odległe. Na tyle, że przez moment kusiło go, by zapomnieć o tym, że jego ciało powinno wypocząć. - Czy chcesz mnie uwieść na tyle, abym zapomniał o powrocie dzisiaj? - było przyjemnie. Ale zarazem chciał bardziej widzieć to, jak pochłania się przez swoje pragnienie. - To chyba nie wlicza się w definicję "grzeczności", prawda? - przesunął swoją dłoń na jego. - Wiesz, jak będziesz chciał robić to jeszcze częściej, to można pomyśleć odpowiednim przygotowaniu, by nie mieć potem oczekiwania - mieli taki rok, że był pewny, iż znaleźli by coś dla siebie, bez polegania na samej mocy regeneracji. - Ale uwodzenie brzmi kusząco. - jego zaczerwienie było urocze. Ale zarazem też tylko wspomagało jego wyobraźnię, zbyt bardzo go uwrażliwiając. - Podoba mi się ten sposób przekonywania, ale jeśli pociągniesz to dalej, to może się różnie skończyć dla nas - przymrużył oczy, po czym podparł się na łokciu, podnosząc się lekko z nim. - Może powinienem tym razem odebrać moją nagrodę z rana - wyszeptał zaraz potem, zmuszając go, by zaprzestał działań, gdy podniósł się całkiem do pozycji siedzącej, przy okazji wciągając go na siebie i łapiąc go za koszulkę, by wciągnąć w głęboki pocałunek.
Nie musiał mu oferować nic dodatkowego w przyszłości. I na dobrą sprawę, wcale nie musiał wiedzieć, co Jonathan w nim widział. Sam czasem zastanawiał się, dlaczego aż tak bardzo wkręcił się w ich relację. W pierwszej kolejności z pewnością zwabił go jego wygląd, jak i reakcje podczas ich zbliżeń. Później doszła do tego fascynacja jego upartością, jak i dobrze znane mu uczucie, gdy ktoś rzucał mu wyzwanie. Potrzeba złamania jego przekonań, dominacji, zobaczenia jak poddaje się jego woli. Ale teraz zaczynał interesować się też innymi rzeczami, kompletnie niezwiązanymi z resztą tematów. Chciał wiedzieć więcej. I mieć więcej. Chciał, żeby patrzył tylko na niego i nawet nie rozważał pójścia do kogokolwiek innego. Chciał, by przychodził do niego z własnej woli i zostawał, nie potrzebując do tego dodatkowej zachęty ze strony Everetta. By satysfakcję sprawiały mu zarówno ich zbliżenia, jak i zwykłe leżenie na kanapie czy spędzanie ze sobą czasu.
Gdyby ktoś kazał mu ubrać to słowa, kompletnie nie wiedziałby, jak to opisać. Dlatego właśnie milczał i zachowywał to wszystko dla siebie. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że nieznane potrzeby były na swój sposób niebezpieczne.
— Więc nie miej. Będę lepszy niż wszystkie osoby, na które trafiłeś i na jakie mógłbyś trafić w przyszłości. Mogę przychodzić za każdym razem, gdy będziesz tego potrzebować — jego chłodny wzrok kompletnie go nie zraził. Wręcz przeciwnie, w dziwny sposób dodatkowo zdawał się go nakręcać, gdy nachylił się, przesuwając powoli swoimi ustami po jego.
— Dużo wygodniejsze niż szukanie kogoś na ślepo. No i przy mnie nie musisz się przejmować tym, że jak pęknie zabezpieczenie, to złapiesz jakieś gówno. A koleś spieprzy na drugi koniec globu i więcej na niego nie trafisz, bo nie znasz ani jego tożsamości, ani numeru — i nawet jeśli nie odrzucała go bogata przeszłość Shane'a, tak nie zamierzał tolerować jej w przyszłości. Niezależnie od tego jak bardzo go interesował, świadomość, że miałby pokazywać obecnie tę swoją stronę komuś innemu, jak i pozwalał mu w sobie dochodzić, sprawiała, że ogarniało go obrzydzenie. I zdecydowanie nie zamierzał do tego dopuścić, niezależnie jakich kroków miałby się podjąć. Nawet jeśli wolałby, by Kassir zrobił to po dobroci.
— Będziemy się spotykać tak często jak będziesz tego chciał. To czy zrobisz to w odpowiedzi na własne potrzeby, czy przez moje prowokacje, to już inna kwestia — uniósł kącik ust w bezczelnym uśmiechu, przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej.
— Jeśli będę otrzymywał odpowiednią nagrodę, to rozważę pana propozycję, panie Kassir. Choć nie sądzę, by można było mi cokolwiek zarzucić względem moich wyników w nauce, jak i zdobywanej wiedzy — jakby nie patrzeć, ostatnich kilka tygodni nijak nie wpłynęło na jego oceny. Jonathan może i korzystał z dzisiejszego dnia w pełni, ale niedzielą i tak miał nadrabiać wszelkie notatki.
"Mogę się wykłócać z tobą, Jonathanie na ten temat."
No proszę. Musiał przyznać, że podobne słowa ruszyły coś nieznacznie w jego brzuchu, wywołując zadowolenie, które odbiło się nieznacznie na jego twarzy. Nie zamierzał powstrzymać go przed komplementami. Nawet jeśli drażniły go, gdy padały z ust osób, które chciały wkupić się w jego łaski, w przypadku Shane'a były... przyjemne. Po prostu.
Wysłuchał jego odpowiedzi na temat regeneracji, notując wszystko w głowie.
— Nauczka? W pewnym sensie z pewnością. Zamierzam przeprowadzić jeszcze kilka innych testów, by móc ułożyć sobie odpowiedni plan działania, zależnie od tego co będę chciał osiągnąć — odpowiedział kompletnie nieprzejęty, nawet na chwilę nie zaprzestając swoich czynności. Czemu miałby sobie ich w końcu odmawiać, gdy sam czerpał z nich przyjemność, wydzierającą z jego gardła usatysfakcjonowane mruczenie. Nie odpowiadał na większość jego pytań, posyłając mu jedynie uśmiech, który przekazywał sobą jednocześnie nic, jak i absolutnie wszystko. Wskazujący na pełną świadomość własnych czynów, wynikającą z nich przyjemność, jak i zachętę do tego, by wziął w nich udział.
— Może od początku chcę, żebyś to zrobił, wiedząc, że próba osiągnięcia czegokolwiek w drugą stronę skończyłaby się wyłącznie jednostronną satysfakcją, a twój głos podnieca mnie, tylko wchodząc na konkretne tony — nie protestował, gdy Shane podnosił się wraz z nim do góry, ani gdy przyciągnął go do siebie i pocałował. Sam przełożył ręce przez jego barki, poddając mu się całkowicie. Przekazując swoimi ruchami intensywność, którą ciężko byłoby ot tak powstrzymać. Przesuwał językiem po linii jego zębów, jak i jego własnym języku. W którymś momencie złapał jego dłonie i sam przekierował je w dół, kładąc na swoich biodrach, które zaraz ponownie wprawił w ruch. Wszystkie te gesty wystarczyły, by wyrwać z niego pojedynczy jęk, który zginął częściowo w ustach Shane'a.
— Ale jeśli mamy to zrobić na kanapie, muszę przynieść rzeczy z pokoju — powiedział, odrywając się od niego na krótką chwilę, nim zaraz wrócił do pocałunków, które bez zawahania mógłby nazwać swoim nowym uzależnieniem.
Tylko, że on nie wiedział, co chciał. Gubił się względem myśli i pragnień, doprowadzających do sytuacji zbyt sprzecznych. Czuł się, jakby coś chciał, ale nie do końca umiał to ująć w dłonie. Ale to zarazem powodowało, że nie umiał się ostro odciąć od chłopaka i zamknąć ich relację raz na dobre.
- A skąd będę miał pewność, że nie znudzisz się mną? - zapytał go z cichym westchnieniem. - Możesz mi obiecać wiele, ale może skończyć się i tak, że wraz z otrzymaniem wszystkiego ode mnie, zechcesz zrezygnować - nie miał pewności, czy rzeczywiście by dotrzymał słowa. I czy by chciał raz za razem przyjmować Shane'a, dając mu ciepło, którego potrzebował w swoim życiu.
O czym ja kompletnie myślę?
- Chociaż propozycja brzmi kusząco. Stały partner rzeczywiście jest lepszy niż ryzykowanie co spotkanie - przyznał mu rację. - Ale musisz być w tym naprawdę dobry, bym zechciał się zgodzić na to - i najlepiej ciut starszy. Ale jednak umiejętności były wysokim wyznacznikiem tego, by chciał mieć coś bardziej stałego. Nie umiał odnaleźć sensu przywiązywania się do osoby, która nie mogła mu dać tego, co potrzebował.
- Przemilczę jednak kwestię prowokowania mnie - uznał, unosząc kącik ust do góry. - Równie dobrze może wyjść na moje i sam przekonasz się o skutkach swoich zamiarów - czy mogło zadziałać to w drugą stronę i to właśnie Jonathan będzie chciał ciepła Kassira? Nie wykluczał tego. W końcu nie dawało się przewidzieć danego zachowania, co mógł powiedzieć o sobie, gdy ulegał urokowi młodszego.
Przewrócił oczami na jego słowa.
- Jak przystało na przewodniczącego szkoły, prawda? - skomentował z złośliwą nutą. - Ale jednak jeśli będziesz ciągle wpatrywał się we mnie, to będzie ci trudniej prowadzić notatki. A mogę nie być tak wyrozumiały na korepetycjach... - lekkie ostrzeżenie na temat tego, gdyby jednak został potraktowany zbyt lekceważąco w szkole. W końcu nie chciał, by jego starania poszły na marne.
Ale musiał przyznać, że miał interesujące reakcje na jego słowa.
- Czy ja ci wyglądam na królika doświadczalnego? - burknął naburmuszony. - Po prostu wygoogluj sobie ile się człowiek leczy, a potem podziel przez dwa lub trzy. I wychodzi ci, ile mi zajmuje czasu dojście do siebie - nie miał pojęcia jak mógłby mu lepiej przełożyć kwestię. Mniejsze obrażenia leczyły się szybciej niż większe, ale nie oznaczało to, że miał jakoś łatwiej niż pozostali. Bóle zrastających mięśni czy kości zdawały się być wtedy o wiele bardziej dokuczliwe niż powinny, a jego ciało za każdym razem mu przypominało, że w czasie tego procesu powinien leżeć i kompletnie nic nie robić.
Przynajmniej teraz było na tyle przyjemnie, że chętnie poddawał się temu.
- Hola. Czyli mówisz, że jakbym ci szeptał do ucha, nie czułbyś tego dreszczu przebiegającego po plecach - wraz z wypowiadanymi słowami wsuwał dłoń pod jego koszulę, przebiegając palcami po jego kręgosłupie. - I tego mrowienia, gdy dodatkowo wzbudza się twoja wyobraźnia, która ci podsuwa kolejne wizje? - nie żeby i on był całkowicie niewrażliwy. W końcu rudowłosy wiedział co robi, a jego ruchy śmiało pobudzały go i zachęcały na tyle, że grzecznie mu dawał pokierować swoim ciałem.
- To może poczekać - wymruczał, całując go na nowo. - Jak pójdziesz, to zrobi się chłodniej. A na to nie chcę - wymamrotał, ledwo co odsuwając usta od jego. - W dodatku wolisz kanapę czy może chciałbyś przetestować nową pościel? - złośliwy chichot wyrwał się z jego gardla nim ponowił pocałunek, tym razem samemu pogłębiając go przy pomocy swojego języka. Przyciągnął go jeszcze bliżej, zaciskając palce na jego biodrach. Zbyt łatwy był do przejrzenia. I zbyt łatwy do przeciągnięcia na nieodpowiednią stronę, gdy wzbudzał się w nim żar pożądania.
- A skąd będę miał pewność, że nie znudzisz się mną? - zapytał go z cichym westchnieniem. - Możesz mi obiecać wiele, ale może skończyć się i tak, że wraz z otrzymaniem wszystkiego ode mnie, zechcesz zrezygnować - nie miał pewności, czy rzeczywiście by dotrzymał słowa. I czy by chciał raz za razem przyjmować Shane'a, dając mu ciepło, którego potrzebował w swoim życiu.
O czym ja kompletnie myślę?
- Chociaż propozycja brzmi kusząco. Stały partner rzeczywiście jest lepszy niż ryzykowanie co spotkanie - przyznał mu rację. - Ale musisz być w tym naprawdę dobry, bym zechciał się zgodzić na to - i najlepiej ciut starszy. Ale jednak umiejętności były wysokim wyznacznikiem tego, by chciał mieć coś bardziej stałego. Nie umiał odnaleźć sensu przywiązywania się do osoby, która nie mogła mu dać tego, co potrzebował.
- Przemilczę jednak kwestię prowokowania mnie - uznał, unosząc kącik ust do góry. - Równie dobrze może wyjść na moje i sam przekonasz się o skutkach swoich zamiarów - czy mogło zadziałać to w drugą stronę i to właśnie Jonathan będzie chciał ciepła Kassira? Nie wykluczał tego. W końcu nie dawało się przewidzieć danego zachowania, co mógł powiedzieć o sobie, gdy ulegał urokowi młodszego.
Przewrócił oczami na jego słowa.
- Jak przystało na przewodniczącego szkoły, prawda? - skomentował z złośliwą nutą. - Ale jednak jeśli będziesz ciągle wpatrywał się we mnie, to będzie ci trudniej prowadzić notatki. A mogę nie być tak wyrozumiały na korepetycjach... - lekkie ostrzeżenie na temat tego, gdyby jednak został potraktowany zbyt lekceważąco w szkole. W końcu nie chciał, by jego starania poszły na marne.
Ale musiał przyznać, że miał interesujące reakcje na jego słowa.
- Czy ja ci wyglądam na królika doświadczalnego? - burknął naburmuszony. - Po prostu wygoogluj sobie ile się człowiek leczy, a potem podziel przez dwa lub trzy. I wychodzi ci, ile mi zajmuje czasu dojście do siebie - nie miał pojęcia jak mógłby mu lepiej przełożyć kwestię. Mniejsze obrażenia leczyły się szybciej niż większe, ale nie oznaczało to, że miał jakoś łatwiej niż pozostali. Bóle zrastających mięśni czy kości zdawały się być wtedy o wiele bardziej dokuczliwe niż powinny, a jego ciało za każdym razem mu przypominało, że w czasie tego procesu powinien leżeć i kompletnie nic nie robić.
Przynajmniej teraz było na tyle przyjemnie, że chętnie poddawał się temu.
- Hola. Czyli mówisz, że jakbym ci szeptał do ucha, nie czułbyś tego dreszczu przebiegającego po plecach - wraz z wypowiadanymi słowami wsuwał dłoń pod jego koszulę, przebiegając palcami po jego kręgosłupie. - I tego mrowienia, gdy dodatkowo wzbudza się twoja wyobraźnia, która ci podsuwa kolejne wizje? - nie żeby i on był całkowicie niewrażliwy. W końcu rudowłosy wiedział co robi, a jego ruchy śmiało pobudzały go i zachęcały na tyle, że grzecznie mu dawał pokierować swoim ciałem.
- To może poczekać - wymruczał, całując go na nowo. - Jak pójdziesz, to zrobi się chłodniej. A na to nie chcę - wymamrotał, ledwo co odsuwając usta od jego. - W dodatku wolisz kanapę czy może chciałbyś przetestować nową pościel? - złośliwy chichot wyrwał się z jego gardla nim ponowił pocałunek, tym razem samemu pogłębiając go przy pomocy swojego języka. Przyciągnął go jeszcze bliżej, zaciskając palce na jego biodrach. Zbyt łatwy był do przejrzenia. I zbyt łatwy do przeciągnięcia na nieodpowiednią stronę, gdy wzbudzał się w nim żar pożądania.
— A skąd ja mam mieć pewność, że ty nie znudzisz się mną? — odbił piłeczkę w jego stronę, wzruszając ramionami. Nie potrafił przewidzieć, co się wydarzy. Rzeczywiście mogło być tak, że po przejściu całej drogi, gdy osiągnie to co chciał, nie będzie już czuł większej potrzeby, by nadal trwać przy Shanie.
Zwłaszcza, jeśli na dobre nie uda mu się poskładać tego, co już raz mu odebrano.
— Liczy się to, co mamy teraz, a nie to, co może się wydarzyć. A może nie — stwierdził spokojnie, cały czas się w niego wpatrując. Przewrócił oczami na wspomnienie o byciu dobrym, kręcąc nieznacznie głową. Poważnie, gdyby miał nieco mniej pewności siebie, już dawno skończyłby przy nim z depresją. Kassir bardzo, ale to bardzo dobitnie starał się dokopać jego umiejętnościom.
Na jego nieszczęście zbyt wiele razy widział, jak wije się pod jego dotykiem.
— Jestem dobry. I to w obu rolach, choć o tej drugiej nie miałeś jeszcze okazji się przekonać — jeszcze zdecydowanie było tu słowem kluczem. Jakby nie patrzeć, to że Jonathan lubił dominować, nie znaczyło, że nie lubił też czasem pozwolić się komuś sprowadzić do parteru.
— Ach tak? Chciałbym to zobaczyć, panie Kassir. Jak próbuje mnie pan sprowokować. Może na lekcji historii? — zapytał, odpowiadając półuśmiechem. Nie, żeby trzeba było go prowokować. Wystarczyło jedno słowo, by podążył za nim, gdziekolwiek zechce.
Na wspomnienie o korepetycjach, wypuścił powoli powietrze spomiędzy ust.
— Aż tak życzysz mi śmierci? Bo gdyby syn Everettów skończył na korepetycjach, tak by się to skończyło. Chyba że zamierzasz dawać mi innego rodzaju korepetycje, wtedy z pewnością będę bardzo, ale to bardzo uważny — powiedział, zsuwając rękę w okolice zapięcia jego spodni. Zaraz zaśmiał się cicho na pytanie o królika doświadczalnego, schylając się, by zostawić mocny ślad na jego szyi nieco niżej od ucha. Niedługo naprawdę zabraknie mu wolnego miejsca na jego skórze.
— Wolę je testować osobiście.
Przekrzywił nieznacznie głowę w bok na pytanie o jego głosie, unosząc nieco brew ku górze.
— No proszę, panie Kassir. Nie spodziewałem się po panu podobnych pomysłów. W takim razie cofam swoje wcześniejsze słowa. Jestem pewien, że tego typu wizja byłaby równie podniecająca — wymruczał, przez chwilę rozpraszając się, gdy poczuł jego palce na swoim kręgosłupie. Zadrżał nieznacznie pod jego dotykiem, przymykając oczy w odpowiedzi na tak subtelną przyjemność.
— Kanapę. Zamierzam cię przeciągnąć po wszystkich meblach w moim mieszkaniu, byś wchodząc tu miał w głowie — skupił się przez chwilę na pocałunku, wkładając w niego tyle intensywności, że ponownie jęknął cicho, gdy jego oddech dość mocno przyspieszył — wszystko to, co razem robiliśmy na każdym kroku.
Odsunął się od niego wyłącznie na chwilę, by zaczepić palce na spodzie swojej koszulki, ściągając ją płynnym ruchem i rzucając bez większego przejęcia na ziemię. Ciągłe ruchy biodrami wyraźnie zaczęły przynosić efekt, gdy spodnie stopniowo zaczynały mu przeszkadzać. Przycisnął się do niego po raz kolejny, zupełnie jakby tych kilka sekund rozłąki tylko wzmogło jego wewnętrzny głód bliskości.
— Shane — Jonathan doskonale wiedział, jak używać swojego głosu. Kiedy odpowiednio go załamać, dodając do niego nuty desperacji podsyconej zniecierpliwionym jękiem. Wszystko po to, by jak najmocniej wciągnąć go w swoje działania, gdy wsuwał już ręce pod górę jego ubrań, podciągając je do połowy. Tak zupełnie odmienny obraz względem tego, który zafundował mu rano.
- Czyli stawiamy na teraźniejszość... - prawdą było to, że nie mógł powiedzieć, czy i Jonathan by mu się nie znudził. Na razie prymitywne potrzeby wychodziły na pierwszy plan, a umiejętności chłopaka - wbrew woli Shane'a - wystarczyły, by czuł zadowolenie. Nawet jeśli nie chciał przyznawać tego na głos.
- Patrząc na naszą dwójkę... Jest to najbardziej rozsądne wyjście - w tej nierozsądnej sytuacji. W jego głowie nadal toczyła się walka, której nie umiał wygrać .
Gwizdnął cicho.
- Bo ktoś mi nie dał odebrać nagrody - odciął się momentalnie. - Nie żebyś narzekał na ten stan rzeczy. Nie spodziewałbym się, że potrafiłbyś aż tak głęb- - urwał momentalnie, krzywiąc się zaraz potem. - Nieważne. Nic nie mówiłem - nawiązywanie do tamtych wydarzeń nie było odpowiednie. Z takiego też teraz wychodził założenia, mając nadal problemy z akceptacją całkowitej kontroli nad sytuacją.
- Szkoła to szkoła. Więc zero ukazywania innych relacji tam - momentalnie zadecydował.
Nazwisko to ciężka rzecz do udźwignięcia.
- No nie wiem, nie wiem. Na tego typu korepetycje trzeba przedstawić odpowiednie poświadczenie - wymruczał z rozbawieniem. - Chociaż mogę wtedy próbować pouczyć się z tobą... nieco mniej historycznych tematów.
Emocje zawracały mu coraz to bardziej w głowie, wciskając przy tym różnego typu słowa do ust. Takie, które nie wypowiedziałby w bardziej normalnych warunkach. I nawet nie myślał, aby przestać.
Był rozbawiony słysząc jego kolejne słowa. Tym bardziej go kusiło, by wcielić to w życie, dobierając przy tym odpowiedni ton głosu, który mocniej by wpływal na wyobraźnię Jonathana, pobudzając ją względem różnych wizji.
Kanapa?
- Rany, rany. Brzmi wyjątkowo kusząco. Brzmi na bardzo długotrwały plan - wizje w postaci wspomnień o uniesieniach brzmiały teraz wyjątkowo kusząco. Na tyle, że w obecnym stanie zdecydowanie zaczynał to rozważać, by się zgodzić na to.
Uniósł kącik ust, zarazem patrząc na niego z zadowoleniem. Fakt, że poddawał się temu powoli wywoływał w nim chęci pchnięcia tego jeszcze bardziej, by pogrążyć się w obecnych emocjach. Odczuwał całkiem dobrze niewygodę Jonathana w momencie przyciskania do jego ciała, co pobudzało jego pokusę. Korzystając z bliskości nachylił się nad nim, przysuwając usta do boku jego głowy.
- Teraz to musisz obowiązkowo wrócić po odpowiednie przygotowanie... - powiedział szeptem do jego ucha. - Tak, żebyśmy oboje czerpali z tego maksymalną przyjemność - podobał mu się ten ton głosu. Tak bardzo odmienny od tego, co usłyszał i zarazem zachęcający do działania. Zwłaszcza, że i jego spodnie uwierały, a ciało zaczęło być o wiele cieplejsze niż do tej pory. Bez chwili zawahania odsunął się odrobinkę od chłopaka, by ściągnąć swoją koszulkę. Odrzucił ją za siebie i przylgnął do ciała Jonathana, podgryzając lekko skórę na jego szyi. Nie mógł go puścić na krótką wycieczkę bez pozostawienia śladu po sobie.
- Patrząc na naszą dwójkę... Jest to najbardziej rozsądne wyjście - w tej nierozsądnej sytuacji. W jego głowie nadal toczyła się walka, której nie umiał wygrać .
Gwizdnął cicho.
- Bo ktoś mi nie dał odebrać nagrody - odciął się momentalnie. - Nie żebyś narzekał na ten stan rzeczy. Nie spodziewałbym się, że potrafiłbyś aż tak głęb- - urwał momentalnie, krzywiąc się zaraz potem. - Nieważne. Nic nie mówiłem - nawiązywanie do tamtych wydarzeń nie było odpowiednie. Z takiego też teraz wychodził założenia, mając nadal problemy z akceptacją całkowitej kontroli nad sytuacją.
- Szkoła to szkoła. Więc zero ukazywania innych relacji tam - momentalnie zadecydował.
Nazwisko to ciężka rzecz do udźwignięcia.
- No nie wiem, nie wiem. Na tego typu korepetycje trzeba przedstawić odpowiednie poświadczenie - wymruczał z rozbawieniem. - Chociaż mogę wtedy próbować pouczyć się z tobą... nieco mniej historycznych tematów.
Emocje zawracały mu coraz to bardziej w głowie, wciskając przy tym różnego typu słowa do ust. Takie, które nie wypowiedziałby w bardziej normalnych warunkach. I nawet nie myślał, aby przestać.
Był rozbawiony słysząc jego kolejne słowa. Tym bardziej go kusiło, by wcielić to w życie, dobierając przy tym odpowiedni ton głosu, który mocniej by wpływal na wyobraźnię Jonathana, pobudzając ją względem różnych wizji.
Kanapa?
- Rany, rany. Brzmi wyjątkowo kusząco. Brzmi na bardzo długotrwały plan - wizje w postaci wspomnień o uniesieniach brzmiały teraz wyjątkowo kusząco. Na tyle, że w obecnym stanie zdecydowanie zaczynał to rozważać, by się zgodzić na to.
Uniósł kącik ust, zarazem patrząc na niego z zadowoleniem. Fakt, że poddawał się temu powoli wywoływał w nim chęci pchnięcia tego jeszcze bardziej, by pogrążyć się w obecnych emocjach. Odczuwał całkiem dobrze niewygodę Jonathana w momencie przyciskania do jego ciała, co pobudzało jego pokusę. Korzystając z bliskości nachylił się nad nim, przysuwając usta do boku jego głowy.
- Teraz to musisz obowiązkowo wrócić po odpowiednie przygotowanie... - powiedział szeptem do jego ucha. - Tak, żebyśmy oboje czerpali z tego maksymalną przyjemność - podobał mu się ten ton głosu. Tak bardzo odmienny od tego, co usłyszał i zarazem zachęcający do działania. Zwłaszcza, że i jego spodnie uwierały, a ciało zaczęło być o wiele cieplejsze niż do tej pory. Bez chwili zawahania odsunął się odrobinkę od chłopaka, by ściągnąć swoją koszulkę. Odrzucił ją za siebie i przylgnął do ciała Jonathana, podgryzając lekko skórę na jego szyi. Nie mógł go puścić na krótką wycieczkę bez pozostawienia śladu po sobie.
Dlaczego mieliby stawiać na cokolwiek innego? Jakby nie patrzeć, nie planowali wspólnej przyszłości. A przynajmniej nie jakiejś szczególnie poważnej. Nie byli we sobą w związku, nie wyznawali sobie miłości, ani nie zamierzali razem zamieszkać. Liczyło się tylko spełnienie własnych potrzeb i zapewnienie rozrywki na nudne dni.
Mógł się więc tylko cieszyć, że Shane uznał takie wyjście za rozsądne.
Wpatrywał się w niego, w końcu dostając to, czego chciał. Szczerość. Urwaną, ale wartą więcej niż wszystkie dotychczasowe próby wymigania się od odpowiedzi. Szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, mówił sam za siebie.
— Lubię zaskakiwać — odpowiedział jedynie, nie czepiając się jego wypowiedzi w żaden inny sposób — szczerze mówiąc, też się nie spodziewałem, że tak dobrze mnie przyjmiesz. A skoro już teraz było tak dobrze, pomyśl o tym co może być, gdy lepiej poznamy swoje potrzeby.
Czy próbował go kusić swoimi słowami? Oczywiście, że tak. Ale zamierzał też doprowadzić do tego, by faktycznie się ziściły.
Podobała mu się ta wersja Shane'a. Odrzucająca w bok zmartwienia i otwarcie z nim flirtująca. Ułożył palec na ustach, nawet nie próbując powstrzymać ani figlarnego uśmiechu, ani wzroku zabarwionego zachętą i kokieterią.
— Uwielbiam chłonąć nową wiedzę, panie Kassir. I potrafię być bardzo mocno otwarty na propozycję — przesunął się nieco wygodniej, rozkładając szerzej nogi na boki, by podkreślić dodatkowo, co dokładniej miał na myśli. Zwłaszcza że teraz ich ciała stykały się jeszcze mocniej.
"Brzmi na bardzo długotrwały plan."
Bo taki był. I chciał, by chłopak przyczynił się sam do jego realizacji. Jonathan miał w końcu tak wiele mebli, które tylko czekały, by tchnąć w nie nowe wspomnienia.
Jęknął w proteście, gdy Shane odsunął swoje wargi od jego, zostawiając go z niedosytem, z którym nie potrafił sobie poradzić. Wystarczyło zresztą, że dotarł do niego jego szept, by zaraz zatrząsł się na całym ciele, wtulając w jego obojczyk. Tuż przed tym, gdy poczuł, że Kassir chce się odsunąć. Pozwolił mu na to, patrząc z niecierpliwością, jak odrzuca koszulkę. Zaraz zamruczał, czując, jak przylega do niego, fundując mu bezpośrednio żar, którego potrzebował. W tym momencie ocierał się o niego całym ciałem, tak wrażliwym na dotyk zarówno na dole, jak i na górze. Droczenie się z Shanem wystarczyło, by wprowadzić go w stan, którego nie miał okazji odczuć już od dawna. Nawet jeśli nijak nie zaczęli, był pewien, że wystarczyło jeszcze kilka dłuższych, intensywnych ruchów, by jego ciało dało pierwszy, upust zbierającego się w nim napięcia. Wydawane przez niego jęki stały się bardziej regularne. Objął go kurczowo ramionami, szukając zaspokojenia w jego ramionach.
Tylko po to, by wzdrygnąć się w miejscu, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Jedynie trzy osoby wiedziały, jak dotrzeć do jego mieszkania. Nie licząc służby, która przychodziła jednak w stałych godzinach, bądź na jego zawołanie.
— Nie teraz — jęknął, wbijając mocniej drżące palce w skórę chłopaka. Doskonale wiedział jednak, z czym był powiązany ten jeden dźwięk. Wiedział też, że właśnie przez niego, choć bolesny dyskomfort nadal utrzymywał jego ciało w konkretnym stanie, jednocześnie ostudził go na tyle, by nie dał rady dojść w kilku ruchach.
Ponowny dzwonek do drzwi przywrócił go do rzeczywistości, gdy w końcu jego ogarnięty pożądaniem mózg, wrócił na odpowiednie tory. A w jego oczach pojawiła się nuta strachu.
— Cholera. Nie mogą cię tu zobaczyć — zszedł z niego, szybko podchodząc do ich ubrań, by rzucić Shane'owi jego koszulkę, samemu naciągając własną.
— Zaraz ci ją oddam — wymruczał, zabierając bluzę, w której Shane chodził przez cały dzień i obciągnął ją jak najmocniej w dół, by ukryć pozostałości po ich zbliżeniu, które nadal nie zamierzały ot tak mu odpuścić. Potarł o siebie nogami w wyraźnym dyskomforcie, wracając do niego wzrokiem.
— Za chwilę wrócę. Nie ruszaj się stąd i... postaraj się nie wydawać żadnych dźwięków. Jeśli nas przyłapią, obaj będziemy mieli przejebane — powiedział, podchodząc do niego, by podnieść jego twarz, całując go raz jeszcze, zsuwając przy tym dłoń na jego klatkę piersiową. Może jeśli po prostu zignoruje ten przeklęty domofon...
Trzeci sygnał mówił sam za siebie. I doskonale wiedział, czym miał się skończyć. Skrzywił się i odsunął, przytykając wymownie palec do ust, nim wybiegł z pokoju, zbiegając do drzwi. Poprawił szybko włosy, ponownie obciągnął bluzę w dół i odblokował zabezpieczenia, otwierając je przed gościem.
— No w końcu. Już miałam szukać swojej karty, a wiesz, że tego nienawidzę. Zawsze zawieruszy mi się na dnie torebki — młoda kobieta, łudząco podobna do Jonathana, przekroczyła próg, zaraz całując syna w policzek z łagodnym uśmiechem — spałeś? Wyglądasz, jakbyś dopiero co wstał z łóżka.
— Mhm. Miałem ciężką noc — i wyjątkowo udany poranek, jak i popołudnie, które właśnie zjebałaś.
— Nie pierwszą i nie ostatnią — kobieta zaśmiała się cicho, odstawiając torebkę na wyspę w kuchni — byłam w okolicy i pomyślałam, że możemy zjeść razem obiad. Mam nadzieję, że masz coś w lodówce. Wyciągnij wszystko, czego potrzebujesz, a ja skoczę do łazienki.
Z tymi słowami, zwróciła się w stronę schodów szybciej niż Everett mógł się tego spodziewać.
— Mamo! Masz łazienkę na dole. I nie mam nic w lodówce, więc obiad odpada — wyrzucił z siebie, wstrzymując oddech. Prawie odetchnął z ulgą, widząc jak kobieta po krótkim zamyśleniu, schodzi z powrotem na posadzkę.
— Masz rację. Chodzę tam z automatu. No nic, w takim razie coś zamówimy.
Podszedł do niej spokojnym krokiem i ułożył dłoń na jej ramieniu z uroczym uśmiechem.
— Wolałbym, żebyś coś ugotowała. Tak rzadko to robisz. Może skorzystasz z łazienki i pojedziesz do sklepu po składniki? Twojego ulubionego, w drugiej części miasta? W końcu nigdzie nam się nie spieszy — nawet na chwilę nie odrywał od niej wzroku, gdy jego tęczówki rozbłysły błękitem. Kobieta obserwowała przeskakujące po nich świetliste drobinki. Ciężko byłoby ją nazwać przytomną, gdy zdawała się nie wiedzieć, co się dzieje wokół niej.
— ... tak. To dobry pomysł. Lubię ten sklep. Pojedziesz ze mną?
— Też go lubię, ale poczekam na ciebie. Mam do zrobienia pracę domową, akurat skończę ją, zanim wrócisz.
— Racja, musisz się uczyć — jego matka uniosła dłoń i położyła ją na jego twarzy, zaraz mrucząc coś do siebie o toalecie.
— Idź do łazienki, ja idę na górę. Nie wchodź tam. Jedź prosto do sklepu, nie chcesz mi w końcu przeszkadzać w nauce. Porozmawiamy, jak wrócisz.
— Oczywiście, że nie chcę. Porozmawiamy, jak wrócę.
Mrugnął, przerywając tym samym działanie mocy i odprowadził ją spojrzeniem, gdy udała się bez żadnego protestu do toalety, zamykając za sobą drzwi. Odetchnął cicho i od razu pobiegł na górę, wpadając do pokoju dziennego, by zawiesić wzrok na Shanie.
— Przepraszam, ale... muszę cię odwieźć. Teraz — skrzywienie, które pojawiło się na jego twarzy, dobitnie przekazywało, co o tym sądził. Podszedł do niego i przełożył ręce przez jego ramiona, próbując jakkolwiek pocieszyć się kolejnym pocałunkiem.
— Jace, wychodzę!
Oderwał się od chłopaka, patrząc w kierunku drzwi.
— Okej! Zobaczymy się później — odkrzyknął, wracając wzrokiem do Kassira — wrócimy do tego następnym razem. Wynagrodzę ci to.
Obiecał, zatykając jeden z długich kosmyków za jego ucho z ciężkim westchnięciem.
— Że też nie miała kiedy przyjechać... — wyburczał pod nosem, nawet nie próbując kryć swojego niezadowolenia. Spojrzał jeszcze w dół na jego spodnie, powoli wracając do niego wzrokiem.
— Jeśli chcesz, mogę się tym zająć — postukał wymownie palcem w usta, szukając u niego potwierdzenia lub zaprzeczenia — na nic innego nie mamy szczególnie czasu.
Oh, samemu by się tego nie spodziewał. Ani fakt, że da się na tyle temu pochłonąć, że będzie odczuwać bardziej pozytywne niż negatywne skutki owego zbliżenia. W dodatku nie chciał mu tego zdradzać, a wyszło jak wyszło... Jak w sumie już nie raz przy ich wymianie zdań.
- Nie sądzę, że moje ciało by to wytrzymało - burknął w odpowiedzi, przesuwając wzrok na bok. - I nie wiem, co by było wtedy - ani dlaczego aż tak poszło im dobrze. Czy tego chciał podświadomie? Zostać całkowicie zdominowany, by odbierał z tego tylko przyjemność, poddając się całkowicie?
Nie wiedział. Ale jego uśmiech wzbudzał w nim lekki dreszcz niepokoju i zarazem dziwnego pragnienia.
Może przez to na widok zmienionego wyrazu twarzy powoli wyłączał swój rozsądek, poddając się bardziej innym chęciom działania.
- Może powinienem specjalnie dla ciebie ułożyć plan nauczania dla specjalnych korepetycji. W końcu wypada mi sprawdzić, w których zakresach wiedzy możesz mieć braki - czuł jego bliskość na tyle dobrze, że tym bardziej poddawał się wyłączeniu mózgu względem odrzucenia chłopaka. Niepełna sprawność ciała nie znaczyła, że mógł mieć spokój na kilka dni.
Nie, gdy miał do czynienia z kimś takim jak on.
Pragnął tego. Chciał jeszcze bardziej popchnąć sytuację, by chłonąć jego zachowanie tak samo jak i ciepło ciała, nim mieliby się poddać prostym potrzebom. Taka strona Jace'a nakręcała go, a mruczenie i zarazem jęk były niczym melodia dla uszów. Był na tyle blisko, że nie chciał go w ogóle wypuszczać. Nawet jeśli była potrzeba, gdy mieli zamiar to jeszcze głębiej pociągnąć, poznając jak bardzo miękka mogłaby być kanapa.
W tym momencie i on usłyszał dzwonek do drzwi.
Uniósł brew, jednak nie odzywał się, czując zarazem, że powoli zamierał. Tak sztuczny i niewłaściwy dźwięk wdzierał się w ich mały świat, brutalnie i zarazem skutecznie go naruszając. Drugi odgłos wywołał nieprzyjemny uścisk w żołądku. Kimkolwiek był intruz, to właśnie teraz miało miejsce to, czego obawiał się Kassir od początku - że ktoś może przyłapać ich na tej relacji.
Przytaknął tylko na jego słowa, nie ośmielając się nawet protestować. Jakkolwiek teraz łączyły ich wspólne interesy, powodując, że nie chcieli się wzajemnie wkopać. Dlatego też współpracował. Nie odzywał się, czując tylko, że nawet bicie serca mu zwalniało. Mógł jedynie wsłuchiwać się w wymianę zdań na dole. Przynajmniej zrozumiał, że przyszła jego matka. Nawet jesli nie bardzo miał co zrobić z ową wiedzą. Musiał jedynie czekać, czując ból w dolnej części ciała i zarazem też spadek całkowitego napięcia na tyle, by jego mózg ochłonął.
Tak też minęło kilka bardzo długich minut, nim w drzwiach ponownie pojawił się Jonathan. Przytaknął milcząco na jego słowa, by zaraz potem pokręcić głową.
- To i tak bez znaczenia teraz - jak mu zamierzał wynagrodzić to? Prawdę mówiąc, nie odczuwał już teraz tej samej chęci, co wcześniej.
Pokręcił przecząco głową, odbierając od niego swoją bluzę i przewiązując ją w pasie odpowiednio, by zakryć swój sprzęt.
- Nie ma sensu, cały nastrój szlag wziął - mimo iż czuł dyskomfort, psychicznie nie czuł się na tyle dobrze, by chciał to kontynuować. - Po prostu mnie odwieź - wskazal mu odpowiedni adres.
Bez leków przeciwbólowych, funkcjonowanie fizyczne przerastało jego możliwości. Niełatwo było mu skupić się na nauce z tego powodu, a dogadywanie współlokatora w niczym mu nie pomagało. W dodatku mentalnie tak samo czuł się wrakiem. Wydarzenia z soboty nie pozwalały mu na spokojny sen, a im dłużej o tym myślał, tym czuł, że lepiej, iż zostalo to przerwane w tak brutalny sposób. Pozwolenie na pogłębienie tego typu relacji zapowiadało niemałe kłopoty, a wiedział, że mając aż takie upodobanie... zaczynał się zwyczajnie uzależniać od Jonathana i jego ciała. W takich momentach chciał żyć teraźniejszością, bez przejmowania się konsekwencjami.
A to był błąd.
W poniedziałek rano zadzwonił nie tylko na swoją uczelnię, ale również do dyrektora, przekazując, że nie będzie go minimum tydzień, powołując się na zwolnienie od doktora. Prawdę mówiąc, stan Shane'a psychicznie był niezbyt dobry, co głównie powodowało lekkie zachwiania mocy regeneracji. Nie chciał udawać się do szkoły w takim stanie, a w dodatku musiał przyznać sam przed sobą, że nie miał odwagi, by stawiać czoła Jace'owi po tym wszystkim. Łatwiej było też zostać w domu niż próbować unikać go, nie umiejąc przy tym zebrać swoich myśli.
Tak też minęły dwa dni spędzone na książkach, rozmyślaniu i w większej ilości snu...
... aż w końcu nastała środa.
- Gez, Shane, wyglądasz już mniej jak żywy trup - powiedział Mike, kiwając się na krześle od biurka Kassira. - Przyniosłem ci kolejne leki i uzupełniłem lodówkę. Musisz się serio lepiej odżywiać.
- Nie mogę - wymamrotał Kassir. Znajdowali się obecnie w jego pokoju, gdzie ciemnowłosy chłopak znajdował się pod kocem, z którego tylko wystawały nogi. - Już pomijając niechęć do większego jedzenia, muszę uważać na to.
- A potem kończysz w taki sposób, zamiast pozwolić, by twoje ciało się ogarnęło - żachnął, przeczesując włosy palcami. - Nie żartuję.
- Ani tym bardziej ja - wychylił się spod koca. - Dobrze wiesz, że w tym jednym aspekcie moje moce są nie kompatybilne.
- Tak, tak - blondyn postukał palcem o dolną wargę. - Potrzebujesz jedzenia dla energii wykorzystywanej przez moc regeneracji, ale zaś pełny żołądek nie pozwala ci używać twoich innych zdolności. Czy jakoś tak to szło.
- Mniej więcej. Więc odczep się - burknął, ściągając z siebie całkowicie nakrycie. - Leki mi pomagają. Nafaszeruję się zaklętą chemią i będziemy oboje szczęśliwi. Co chcieć więcej? I dzięki za jedzenie. Idę się wykąpać, mogę ci potem jedzenie uszykować.
- Jej. Zabójcze jedzenie Kass - urwał, gdy dostał poduszką w twarz.
- Zamknij się. To było tylko raz. RAZ - warknął, nachylając się do przodu. - Zresztą, nie chcę słuchać tego od gościa, który przypalił wodę i próbował gotować kotlety w panierce.
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech. Nachmurzony pokazał mu jedynie środkowy palec i skierował się do łazienki, z zamiarem wykąpania się. Puszczona woda z prysznica zaraz potem mu zagłuszyła ten odgłos, powodując, że całkowicie już ignorował słowa kumpla.
- Co ja z nim mam... - westchnął, pocierając czuprynę i odkładając poduszkę na bok. - Przynajmniej mu przechodzi chorowanie. Pewnie za długo spędził na zewnątrz i pozwolił się przewiać czy kij wie co - wymamrotał do siebie, po czym uniósł brew. - Wydaje mi się czy słyszałem dzwonek do drzwi? - jego spojrzenie skierowało się w stronę wejściowych drzwi, gdzie rozważał, czy tam podejść.
- Nie sądzę, że moje ciało by to wytrzymało - burknął w odpowiedzi, przesuwając wzrok na bok. - I nie wiem, co by było wtedy - ani dlaczego aż tak poszło im dobrze. Czy tego chciał podświadomie? Zostać całkowicie zdominowany, by odbierał z tego tylko przyjemność, poddając się całkowicie?
Nie wiedział. Ale jego uśmiech wzbudzał w nim lekki dreszcz niepokoju i zarazem dziwnego pragnienia.
Może przez to na widok zmienionego wyrazu twarzy powoli wyłączał swój rozsądek, poddając się bardziej innym chęciom działania.
- Może powinienem specjalnie dla ciebie ułożyć plan nauczania dla specjalnych korepetycji. W końcu wypada mi sprawdzić, w których zakresach wiedzy możesz mieć braki - czuł jego bliskość na tyle dobrze, że tym bardziej poddawał się wyłączeniu mózgu względem odrzucenia chłopaka. Niepełna sprawność ciała nie znaczyła, że mógł mieć spokój na kilka dni.
Nie, gdy miał do czynienia z kimś takim jak on.
Pragnął tego. Chciał jeszcze bardziej popchnąć sytuację, by chłonąć jego zachowanie tak samo jak i ciepło ciała, nim mieliby się poddać prostym potrzebom. Taka strona Jace'a nakręcała go, a mruczenie i zarazem jęk były niczym melodia dla uszów. Był na tyle blisko, że nie chciał go w ogóle wypuszczać. Nawet jeśli była potrzeba, gdy mieli zamiar to jeszcze głębiej pociągnąć, poznając jak bardzo miękka mogłaby być kanapa.
W tym momencie i on usłyszał dzwonek do drzwi.
Uniósł brew, jednak nie odzywał się, czując zarazem, że powoli zamierał. Tak sztuczny i niewłaściwy dźwięk wdzierał się w ich mały świat, brutalnie i zarazem skutecznie go naruszając. Drugi odgłos wywołał nieprzyjemny uścisk w żołądku. Kimkolwiek był intruz, to właśnie teraz miało miejsce to, czego obawiał się Kassir od początku - że ktoś może przyłapać ich na tej relacji.
Przytaknął tylko na jego słowa, nie ośmielając się nawet protestować. Jakkolwiek teraz łączyły ich wspólne interesy, powodując, że nie chcieli się wzajemnie wkopać. Dlatego też współpracował. Nie odzywał się, czując tylko, że nawet bicie serca mu zwalniało. Mógł jedynie wsłuchiwać się w wymianę zdań na dole. Przynajmniej zrozumiał, że przyszła jego matka. Nawet jesli nie bardzo miał co zrobić z ową wiedzą. Musiał jedynie czekać, czując ból w dolnej części ciała i zarazem też spadek całkowitego napięcia na tyle, by jego mózg ochłonął.
Tak też minęło kilka bardzo długich minut, nim w drzwiach ponownie pojawił się Jonathan. Przytaknął milcząco na jego słowa, by zaraz potem pokręcić głową.
- To i tak bez znaczenia teraz - jak mu zamierzał wynagrodzić to? Prawdę mówiąc, nie odczuwał już teraz tej samej chęci, co wcześniej.
Pokręcił przecząco głową, odbierając od niego swoją bluzę i przewiązując ją w pasie odpowiednio, by zakryć swój sprzęt.
- Nie ma sensu, cały nastrój szlag wziął - mimo iż czuł dyskomfort, psychicznie nie czuł się na tyle dobrze, by chciał to kontynuować. - Po prostu mnie odwieź - wskazal mu odpowiedni adres.
* * *
Środa, godzina 16:43
Od tamtego czasu nie czuł się lepiej.Bez leków przeciwbólowych, funkcjonowanie fizyczne przerastało jego możliwości. Niełatwo było mu skupić się na nauce z tego powodu, a dogadywanie współlokatora w niczym mu nie pomagało. W dodatku mentalnie tak samo czuł się wrakiem. Wydarzenia z soboty nie pozwalały mu na spokojny sen, a im dłużej o tym myślał, tym czuł, że lepiej, iż zostalo to przerwane w tak brutalny sposób. Pozwolenie na pogłębienie tego typu relacji zapowiadało niemałe kłopoty, a wiedział, że mając aż takie upodobanie... zaczynał się zwyczajnie uzależniać od Jonathana i jego ciała. W takich momentach chciał żyć teraźniejszością, bez przejmowania się konsekwencjami.
A to był błąd.
W poniedziałek rano zadzwonił nie tylko na swoją uczelnię, ale również do dyrektora, przekazując, że nie będzie go minimum tydzień, powołując się na zwolnienie od doktora. Prawdę mówiąc, stan Shane'a psychicznie był niezbyt dobry, co głównie powodowało lekkie zachwiania mocy regeneracji. Nie chciał udawać się do szkoły w takim stanie, a w dodatku musiał przyznać sam przed sobą, że nie miał odwagi, by stawiać czoła Jace'owi po tym wszystkim. Łatwiej było też zostać w domu niż próbować unikać go, nie umiejąc przy tym zebrać swoich myśli.
Tak też minęły dwa dni spędzone na książkach, rozmyślaniu i w większej ilości snu...
... aż w końcu nastała środa.
- Gez, Shane, wyglądasz już mniej jak żywy trup - powiedział Mike, kiwając się na krześle od biurka Kassira. - Przyniosłem ci kolejne leki i uzupełniłem lodówkę. Musisz się serio lepiej odżywiać.
- Nie mogę - wymamrotał Kassir. Znajdowali się obecnie w jego pokoju, gdzie ciemnowłosy chłopak znajdował się pod kocem, z którego tylko wystawały nogi. - Już pomijając niechęć do większego jedzenia, muszę uważać na to.
- A potem kończysz w taki sposób, zamiast pozwolić, by twoje ciało się ogarnęło - żachnął, przeczesując włosy palcami. - Nie żartuję.
- Ani tym bardziej ja - wychylił się spod koca. - Dobrze wiesz, że w tym jednym aspekcie moje moce są nie kompatybilne.
- Tak, tak - blondyn postukał palcem o dolną wargę. - Potrzebujesz jedzenia dla energii wykorzystywanej przez moc regeneracji, ale zaś pełny żołądek nie pozwala ci używać twoich innych zdolności. Czy jakoś tak to szło.
- Mniej więcej. Więc odczep się - burknął, ściągając z siebie całkowicie nakrycie. - Leki mi pomagają. Nafaszeruję się zaklętą chemią i będziemy oboje szczęśliwi. Co chcieć więcej? I dzięki za jedzenie. Idę się wykąpać, mogę ci potem jedzenie uszykować.
- Jej. Zabójcze jedzenie Kass - urwał, gdy dostał poduszką w twarz.
- Zamknij się. To było tylko raz. RAZ - warknął, nachylając się do przodu. - Zresztą, nie chcę słuchać tego od gościa, który przypalił wodę i próbował gotować kotlety w panierce.
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech. Nachmurzony pokazał mu jedynie środkowy palec i skierował się do łazienki, z zamiarem wykąpania się. Puszczona woda z prysznica zaraz potem mu zagłuszyła ten odgłos, powodując, że całkowicie już ignorował słowa kumpla.
- Co ja z nim mam... - westchnął, pocierając czuprynę i odkładając poduszkę na bok. - Przynajmniej mu przechodzi chorowanie. Pewnie za długo spędził na zewnątrz i pozwolił się przewiać czy kij wie co - wymamrotał do siebie, po czym uniósł brew. - Wydaje mi się czy słyszałem dzwonek do drzwi? - jego spojrzenie skierowało się w stronę wejściowych drzwi, gdzie rozważał, czy tam podejść.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach