▲▼
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
"Czego się spodziewałeś?"
— Mogłeś na przykład odnieść klucz do pokoju nauczycielskiego i go tam zostawić. Olać moje słowa i przyjść równo z lekcjami. Stchórzyć po całości i zostawić wypowiedzenie. Miałeś bardzo dużo opcji — ale wybrałeś taką, która daje mi największe możliwości. Był zadowolony. Oczywiście, że był. Gdyby Shane okazał się lękliwym histerykiem, momentalnie straciłby całe zainteresowanie. Musiał ich znosić zbyt często, by jakkolwiek okazywać im uwagę.
"Dlaczego kupiłeś nowe?"
— Bo je zniszczyłeś? A bez nich wszyscy wisieliby nad tobą jeszcze mocniej niż zwykle, sam to powiedziałeś — nie przywiązywał do tego jakiejś szczególnej uwagi. Jakby nie patrzeć, wyrobienie zerówek i tak trwało chwilę. Zwłaszcza w jego przypadku, gdy każdy robił to od ręki.
— Nie wiedziałem, jakie masz szkła, więc jakby ci nie pasowały, to musisz wymienić je sobie sam — na wszelki wypadek wziął najdroższe, jakie mieli w ofercie ze wszystkimi dostępnymi udogodnieniami, ale tego już mu nie powiedział.
"Ile ci mam za to zwrócić?"
— Bo ja wiem? Wysłałem Scotta, żeby się tym zajął za mnie, byłem zajęty — wzruszył ramionami, nie zamierzając go uświadamiać, że połamany egzemplarz wylądował w jednej z szafek w jego pokoju jako trofeum.
— Przy tamtych osobiście upewniłeś się, by były nie do odratowania — uniósł brew ku górze, idąc do przodu w kierunku wejścia. Spojrzał na niego kątem oka w odpowiedzi na pytanie, zaraz na nowo patrząc przed siebie.
— Bo mnie o to poproszono. I nie lubię niedokończonych spraw. Wczoraj już o tym wspominałem, ale na wejściu jest szatnia. Każdy uczeń ma swój odrębny kluczyk, by mógł schować rzeczy. Część dla nauczycieli jest tam — wskazał ręką odpowiedni pokój, machając przy okazji woźnej z uśmiechem — Betty prócz kwiatów jest świetna w zakładaniu blokad antymagicznych, więc nie musisz się przejmować, że ktoś sforsuje w ten sposób twoją część.
Przystanął w miejscu, muskając palcami jego ramię, by wskazać kolejne pomieszczenie.
— Stołówka jest tam. Chodź, przejdziemy przez nią na patio, stamtąd jest bliżej do budynku klubowego.
- Masz rację, ale zarazem... nie chodzi o kwestię zaufania? - zauważył, lekko unosząc brew do góry. - Powierzyłeś ten klucz mi, a nie wspomniałeś, że mam odnieść go za ciebie. W dodatku nie wiedziałem, czy go nie potrzebujesz pilnie z samego rana - westchnął cicho. Ucieczka rzeczywiście brzmiała bardzo kusząco w tej sytuacji. - Jakkolwiek rzeczywiście chciałbym cię unikać - przyznał to finalnie na głos. Ale zarazem wczoraj już wyszło to między nimi, co powodowało, że zgrywanie głupiego nie zdawało egzaminu. - To jednak nie uważam za odpowiednie takiego typu zachowanie. Chyba że jeszcze bardziej będziesz naciskać na mnie - posłał mu bardziej pochmurne spojrzenie, nawiązując zdecydowanie do wczorajszego wydarzenia.
Pokręcił głową.
- No właśnie. Ja. Nie ty. Dlatego nie rozumiem - branie odpowiedzialności za swoje czyny to jedno, ale dlaczego Jonathan się tego podjął? - To prawda, nie zmienia to faktu, że... - urwał, po czym westchnął cicho. - Nieważne. Pewnie i tak nie dotrę do ciebie?
Poddał się z próbą wyjaśnienia tego. I tak już było za późno, skoro otrzymał efekt końcowy do rąk.
- Okay. Dzięki - szybko zaakceptował informację i podziękował ogólnie za to wszystko. Za niedługo i tak miał przekonać się, czy zmieniło się to, od tego, co posiadał wcześniej.
Kim jest do cholery Scott? - zapytał w myślach, ale jednak nie zadał tego pytania na głos. Sądząc po dzisiejszym widoku, obstawiał, że to sprawy bardziej niedotyczących jego samego. Za to prychnął cicho na komentarz o okularach.
- Nie wracajmy do tego już.
Może uda się dać w zapomnienie tamte wydarzenia.
Dał się za to grzecznie oprowadzać dalej po placówce, wsłuchując się w słowa swojego przewodnika i wzrokiem zapoznając się z danymi miejscami. Przywitał się również skinieniem i uśmiechem z mijaną woźną, powracając momentalnie uwagą do Jonathana.
- Uczęszczasz do jakiegoś klubu? - zapytał za to gdy już wychodzili na zewnątrz. - Widziałem, że szkoła ich sporo oferuje dla swoich uczniów - przypominał sobie broszurę na ów temat.
Pokręcił głową.
- No właśnie. Ja. Nie ty. Dlatego nie rozumiem - branie odpowiedzialności za swoje czyny to jedno, ale dlaczego Jonathan się tego podjął? - To prawda, nie zmienia to faktu, że... - urwał, po czym westchnął cicho. - Nieważne. Pewnie i tak nie dotrę do ciebie?
Poddał się z próbą wyjaśnienia tego. I tak już było za późno, skoro otrzymał efekt końcowy do rąk.
- Okay. Dzięki - szybko zaakceptował informację i podziękował ogólnie za to wszystko. Za niedługo i tak miał przekonać się, czy zmieniło się to, od tego, co posiadał wcześniej.
Kim jest do cholery Scott? - zapytał w myślach, ale jednak nie zadał tego pytania na głos. Sądząc po dzisiejszym widoku, obstawiał, że to sprawy bardziej niedotyczących jego samego. Za to prychnął cicho na komentarz o okularach.
- Nie wracajmy do tego już.
Może uda się dać w zapomnienie tamte wydarzenia.
Dał się za to grzecznie oprowadzać dalej po placówce, wsłuchując się w słowa swojego przewodnika i wzrokiem zapoznając się z danymi miejscami. Przywitał się również skinieniem i uśmiechem z mijaną woźną, powracając momentalnie uwagą do Jonathana.
- Uczęszczasz do jakiegoś klubu? - zapytał za to gdy już wychodzili na zewnątrz. - Widziałem, że szkoła ich sporo oferuje dla swoich uczniów - przypominał sobie broszurę na ów temat.
Normalna osoba pewnie po prostu by przeprosiła. Jakby nie patrzeć liczba sytuacji, które nigdy nie powinny się wydarzyć, rosła w zastraszającym tempie, a znali się dopiero kilka dni. A jednak, zamiast wyglądać na jakkolwiek poruszonego, Jonathan unosił jedynie kącik ust w uśmiechu. Nie znikał on z jego twarzy nawet wtedy, by Shane wspomniał o chęci unikania.
— Urocze. Doceniam — znał aż nazbyt wiele osób, które nie zawracały sobie głowy czymś podobnym. A jednak stojący przed nim chłopak nie tylko myślał w takich kategoriach, ale i podzielił się tym na głos.
"Dlatego nie rozumiem."
— Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiesz — odpowiedział, nie dając się jakkolwiek wkręcić w temat. Dopiero po tym, gdy Kassir wyraźnie się poddał, prychnął z rozbawieniem, odwracając wzrok w bok.
Przeprowadził go na patio, rzucając coś jedynie o godzinie otwarcia.
"Uczęszczasz do jakiegoś klubu?"
— Interesuje cię to w ogóle? — zapytał, patrząc na niego kątem oka. Wątpił, by Shane'a jakkolwiek ciekawiła jego osoba. Pokazywał to aż nazbyt dobitnie od pierwszego dnia, gdy pojawił się w szkole. Jedynym co chciał od niego wyciągnąć, było "czemu za mną łazisz". Kluby raczej średnio się w to wpisywały.
— Do trzech. Klubu koszykarskiego i koła malarskiego, Do tego chodzę na zajęcia dodatkowe z magii ofensywno-defensywnej prowadzone przez Hunte-... profesora Doherty'ego — poprawił się, przenosząc wzrok w bok. Omiótł spojrzeniem wielki, okrągły budynek, zaraz wchodząc do środka, by przystanąć w holu.
— Budynek ma cztery piętra użytkowe, na piątym trzymamy wszystkie potrzebne im przedmioty, gdzie wstęp mają tylko przewodniczący i zastępcy. Wszystkie kluby mają przydzieloną własną salę, rozpiskę znajdziesz na tablicy po twojej prawej. Na środku za tymi wielkimi drzwiami jest arena. Oprócz zajęć magicznych prowadzone są tu też wszelkiego rodzaju turnieje.
Budynek był ogromny. Samo przejście na drugą stronę zajęło im dobrych kilka minut. Teraz gdy nie było tu żadnych ludzi, wszystko wyglądało na wymarłe. Dziwne uczucie.
Po wyjściu z budynku drugą stroną, ich oczom ukazały się gigantyczne połacie trawy z ukrytymi wśród nich boiskami, stadionem, jak i majaczącym w oddali budynkiem. Zamiast ku nim, poprowadził go w prawo ku zamkniętej hali, która z pogaszonymi światłami wyglądała średnio zachęcająco. Mimo to otworzył drzwi kluczem i przytrzymał je, zaraz wchodząc do środka i zapalając światła.
— Hala sportowa. W okresie jesienno-zimowym prowadzone są tu wszystkie zajęcia sportowe, przenosimy się też tutaj, gdy jest za duży upał albo pada zbyt mocny deszcz. Po lewej są szatnie z prysznicami, po prawej składzik. Gdybyś potrzebował czegokolwiek, co krzyczy sobą wychowanie fizyczne, na pewno tam to znajdziesz. Jeśli chcesz, możemy tam zresztą wejść. Przyjemne pomieszczenie — uniósł kącik ust w sugestywnym uśmiechu, rzucając mu jedno ze swoich intensywnych spojrzeń, od których ciężko było uciec.
- Pytam z uprzejmości - odparł krótko. Wpisujące się w schematy zachowań pytanie, które miało na celu ukazywanie faktu, że nie ignorował swojego przewodnika i rzeczywiście zwracał uwagę na to, co właśnie słyszał od niego. Dlatego też spokojnie przyjął przekazane wiadomości do siebie, chodząc zarazem z nim od punktu do punktu, by poznać kolejne budynki. Musiał przyznać, że było na co popatrzeć. Nawet jeśli pustka wyglądała przerażająco w obecnym świetle, to szkoła postawiła na jakość, dając swoim studentom najlepsze warunki do rozwoju osobistego.
Wszedł za nim do hali, korzystając z danej mu możliwości. Podparł dłońmi biodra, zadzierając głowę do góry, by móc lepiej ogarnąć wzrokiem jej ogrom.
- Tylko jeśli nie masz w tym ukrytego podtekstu - odparł na jego propozycję, spoglądając na niego z ukosa. - Wątpię, by było tam co podziwiać - i nie bardzo jednak chciał tam wchodzić, zostając całkowicie sam na sam z Jonathanem. Miał co do tego złe przeczucia.
Chociaż z innej strony, do czego miałby go zmusić, gdy sam nie chciał?
- Ile ci jeszcze czasu zostało w ogóle? - zapytał odnośnie limitu czasowego, jaki miał narzucony z góry chłopak.
Wszedł za nim do hali, korzystając z danej mu możliwości. Podparł dłońmi biodra, zadzierając głowę do góry, by móc lepiej ogarnąć wzrokiem jej ogrom.
- Tylko jeśli nie masz w tym ukrytego podtekstu - odparł na jego propozycję, spoglądając na niego z ukosa. - Wątpię, by było tam co podziwiać - i nie bardzo jednak chciał tam wchodzić, zostając całkowicie sam na sam z Jonathanem. Miał co do tego złe przeczucia.
Chociaż z innej strony, do czego miałby go zmusić, gdy sam nie chciał?
- Ile ci jeszcze czasu zostało w ogóle? - zapytał odnośnie limitu czasowego, jaki miał narzucony z góry chłopak.
"Pytam z uprzejmości."
Oczywiście, że tak. Zawsze pytali z uprzejmości, obowiązku albo chęci ugrania czegokolwiek dla siebie. Nie, żeby spodziewał się po nim czegokolwiek innego. Nie znali się, był do niego negatywnie nastawiony i na każdym kroku podkreślał granicę pomiędzy nimi. Właśnie dlatego nieszczególnie go to obchodziło.
— Daruj sobie. Nie potrzebuję twojej uprzejmości — nie zgłębiał już dalej tematu klubów, dając mu czas na rozejrzenie się dookoła. Zarówno na arenie, jak i hali.
"Tylko jeśli nie masz w tym ukrytego podtekstu."
Uniósł kącik ust ku górze, zaraz rozkładając ręce z udawanym zawodem.
— Szkoda. Wiesz Shane, na terenie szkoły zachowujesz się jak straszny nudziarz. Chociaż to w sumie pasuje do definicji, że ci, którzy na co dzień mają kij w dupie, uwielbiają wymyślać najdziwniejsze rzeczy w łóżku — nawet nie próbował powstrzymać się przed zsunięciem po nim wzroku w dół, by zatrzymać go w konkretnym miejscu, zaraz wracając powoli do góry.
— Poza tym nie chodzi o podziwianie wnętrza, ale o podziwianie tego co można tam zrobić — puścił mu oko, wychodząc z hali. Skoro nie chciał skorzystać z jego propozycji, to nie zamierzał marnować czasu. Może kiedy indziej.
— Czterdzieści minut. Wbrew pozorom idzie nam bardzo sprawnie. To dobrze, bo ostatni punkt na naszej liście jest jednak dalej — poczekał, aż ciemnowłosy opuści budynek, by zgasić światła i zamknąć za nim drzwi, dopiero wtedy prowadząc go na tyły.
— Po prawej jest stadion, po lewej boiska do koszykówki, piłki nożnej i tenisa. A ta mała kropka przed nami to budynek, o której mówiłem wczoraj — nie odezwał się już więcej, idąc po prostu w ciszy do przodu, wsłuchując się przy tym w głośny odgłos kroków na kostce brukowej. Najwidoczniej postanowił sobie odpuścić zaczepianie go w jakikolwiek sposób.
Czyżby go zirytował tym pytaniem? Uniósł brew, przyjmując do informacji to, że miał go więcej nie pytać na temat szkolnych klubów, ale zarazem musiał przyznać, że odczuł pewne rozbawienie. Nie starał się, by stać się kimś wyjątkowym dla niego, dlatego też fakt usłyszenia takiej reakcji był intrygujący. Więc nie lubisz zbędnego gadania? Doszedł pokrótce do takiego wniosku.
- Tylko dla ciebie to brzmi jakbym był nudziarzem - odparł na jego słowa, starając się doszczętnie ignorować jego wzrok na swoim ciele. - Chociaż odnoszę wrażenie, że cokolwiek zrobię, a nie jest związane to z czymś, co oczekujesz, jest dla ciebie "nudne" - jego głos brzmiał obojętnie, gdy wypowiadał te słowa. Zaraz potem też przewrócił oczami widząc oczko, uznając, że nie było sensu wgłębiać się w ten temat.
Skoro i tak brakowało zaangażowania z jego strony.
- Okay - przyjął do wiadomości podaje miejsca, zarazem też z większym zaintrygowaniem poświęcając uwagi temu, gdzie znajdowały się one. Ciekawe, czy byłoby dziwne, gdybym jako nauczyciel chciał z tego skorzystać. Nagle zawiał wiatr, otaczając ich gwałtownie. Kassir jedynie poczuł, jak jego kok nagle rozłupuje się, powodując, że jego włosy na moment uniosły się, po czym opadły mu na ramiona oraz twarz.
- O rany - z tego zmęczenia musiał źle go związać. Westchnął cicho, po czym zsunął okulary z nosa, podając je Jonathanowi. - Możesz mi potrzymać je? - poprosił go, chcąc zająć się ułożeniem włosów poprawnie, nim mieliby dojść do ich celu podróży, jakim był oddalony od celu budynek.
Przynajmniej koniec ich wycieczki zaczynał dochodzić do skutku.
- Tylko dla ciebie to brzmi jakbym był nudziarzem - odparł na jego słowa, starając się doszczętnie ignorować jego wzrok na swoim ciele. - Chociaż odnoszę wrażenie, że cokolwiek zrobię, a nie jest związane to z czymś, co oczekujesz, jest dla ciebie "nudne" - jego głos brzmiał obojętnie, gdy wypowiadał te słowa. Zaraz potem też przewrócił oczami widząc oczko, uznając, że nie było sensu wgłębiać się w ten temat.
Skoro i tak brakowało zaangażowania z jego strony.
- Okay - przyjął do wiadomości podaje miejsca, zarazem też z większym zaintrygowaniem poświęcając uwagi temu, gdzie znajdowały się one. Ciekawe, czy byłoby dziwne, gdybym jako nauczyciel chciał z tego skorzystać. Nagle zawiał wiatr, otaczając ich gwałtownie. Kassir jedynie poczuł, jak jego kok nagle rozłupuje się, powodując, że jego włosy na moment uniosły się, po czym opadły mu na ramiona oraz twarz.
- O rany - z tego zmęczenia musiał źle go związać. Westchnął cicho, po czym zsunął okulary z nosa, podając je Jonathanowi. - Możesz mi potrzymać je? - poprosił go, chcąc zająć się ułożeniem włosów poprawnie, nim mieliby dojść do ich celu podróży, jakim był oddalony od celu budynek.
Przynajmniej koniec ich wycieczki zaczynał dochodzić do skutku.
Przyglądał mu się przez chwilę, zupełnie jakby właśnie nad czymś myślał. Ostatecznie wypuścił nieco głośniej powietrze nosem, unosząc kącik ust z rozbawieniem.
— Wręcz przeciwnie, lubię gdy się mnie zaskakuje. Nudzą mnie utarte schematy, którymi ludzie się posługują na każdym swoim kroku. Nie zrobię tego, bo nie wypada. Bo kłóci się z moimi wewnętrznymi zasadami moralnymi. Bo to niebezpieczne. Bo wcześniej tego nie zaplanowałem — wzruszył ramionami, przesuwając powoli językiem po dolnej wardze.
— Ludzie działają według utartych schematów. Nawet ciebie otaczają na każdym kroku. Shane, nosisz okulary jako barierę przed napalonymi kobietami. Utrzymujesz swoją wymyśloną osobowość, by zapewnić sobie święty spokój — roześmiał się krótko, wsuwając częściowo dłonie do tylnych kieszeni spodni, obracając się w jego stronę — kiedy ostatni raz zachowywałeś się tak, jak chciałeś bez nadużywania alkoholu i lądowania w łóżku z pierwszą napotkaną osobą, która jakkolwiek spełniała twoje podstawowe wymagania, by dać upust swoim emocjom?
Wrócił wzrokiem do ścieżki. W jego przypadku czynniki dodatkowo narastały. Często zbierał wokół siebie krąg zainteresowanych osób, które chciały spędzić z nim noc ze względu na jego wygląd, albo wciągnąć w związek, wiedząc, z jakiej pochodzi rodziny. Wiedzieli, ile ma pieniędzy, jak wysoki status i jak mocno mogliby to wykorzystać. Zgrywali osoby, które o to nie dbały, obiecywały, że to nijak nie wpłynie na ich relację, po czym i tak kończył, płacąc za ich wypady czy kupując im drogie prezenty. Z wielu przeróżnych powodów, nad którymi nie chciał teraz myśleć.
— Dlatego się mylisz, może ci się wydawać, że znamy się tylko kilka dni i nic o tobie nie wiem. Ale zdążyłem już zauważyć, jak na każdym kroku zasłaniasz się tymi samymi nudnymi wymówkami, więc to ich właśnie się od ciebie spodziewam, wiedząc, że nie masz odwagi, by jakkolwiek przekroczyć wyznaczoną przez siebie linię. W tym momencie, gdybyś nagle zareagował przeciwnie do moich oczekiwań wypracowanych na bazie obserwacji... wtedy nie byłoby nudno. Jeśli chcesz teraz uderzyć w jeden ze swoich nudnych wywodów, że nie jesteś tu po to, by zapewniać mi rozrywkę, to sobie daruj.
Zatrzymał się, widząc jak ciemne kosmyki Shane'a opadają na jego ramiona, protestując na spotkanie z wiatrem. Przyglądał mu się przez chwilę, zaraz postępując w jego stronę, wymijając jednak jego dłoń z okularami i stając za nim. Wsunął palce w jego włosy, zgarniając je sprawnie, choć z zadziwiającą delikatnością, zaraz upinając na nowo.
— Widzisz Shane — nachylił się nad jego uchem, z każdym słowem drażniąc je towarzyszącym wydechowi ciepłym powietrzem — to jest właśnie omijanie cudzych oczekiwań. O wiele ciekawsze.
Musnął palcami jego kark, zaraz wymijając go jakby nigdy nic, by ruszyć dalej w stronę budynku.
— Budynek przed nami jest głównie wykorzystywany przez klub teatralny, muzyczny i taneczny. Od czasu do czasu organizujemy w nim festiwale, o których mówiłem wcześniej, szczególnie zimą, gdy nie możemy rozstawiać stoisk na zewnątrz. Mieści ponad tysiąc osób, więc czasem szkoła wynajmuje je na miejscowe eventy. Biorąc pod uwagę, by nie kolidowały z naszymi zajęciami, rzecz jasna. Na co dzień, wstęp do niego jest zabroniony, a każde wejście wymaga wcześniejszej zgody nauczycieli lub dyrektora. Jakieś pytania? — zapytał, wchodząc powoli po schodach, by zatrzymać się na chwilę przy wielkich drzwiach, rzucając mu wyczekujące spojrzenie.
- Każda wymówka ma swoją przeszłość, o której nie chce się mówić - odparł pokrótce na to. - Ale tak. Masz dobre oko względem spostrzegawczości - co na swój sposób było przerażające i irytujące. Miał wrażenie, że Jonathan go całkowicie prześwietlił swoim wzrokiem i jedynie teraz wykorzystywał otrzymane informacje. - Ale ciebie to też dotyczy. Masz "twarz", którą okazujesz innym publicznie - inaczej życie byłoby o wiele bardziej uciążliwe względem społeczeństwa. Każdy z nich musiał zadbać o swoje "dobre" imię, dla własnego bezpieczeństwa. Jednakże czynniki w postaci urody, statusu czy konta bankowego nierzadko utrudniały to działanie. Kassir wiedział, że działało to też w drugą stronę, powodując zapaść między danymi ludźmi.
- Potraktuję to jako pytanie retoryczne - nie miał co mu odpowiadać na to. Musiałby wtedy przyznać na głos, że sam nie wiedział. Ile lat już zasłaniał się za maską idealnego członka społeczeństwa, nie pozwalając sobie na swoje prawdziwe zachowanie? Jak wiele razy całkowicie odsłaniał się w nocnych porach, pozwalając sobie na szaleństwo, alkohol i sypianie z innymi?
Ciężkie pytanie.
- Jeśli moje słowa są dla ciebie nudne, to czy w takim wypadku powinieneś prowadzić ze mną konwersację? - zauważył cicho, poprawiając ramię torby. - Skoro tak dobrze spostrzegasz, gdzie w moim zachowaniu widzisz możliwość zmiany?
Zamrugał raz oczami, gdy został zignorowany i ominięty, ale nie wydał z siebie słowa protestu. Czuł, że był blisko niego, zarazem też jak zajmował się nim delikatnie, upinając lekko jego włosy, jak i oddech przy uchu wraz z niesionymi przez niego słowami.
Musiał przyznać, że jego serce zabiło lekko zbyt mocno, jak na tą sytuację.
- Ignorowanie cudzych próśb? - nałożył z powrotem okulary na nos, poprawiając je palcem, po czym posłał mu dłuższe spojrzenie, nim westchnął cicho, dołączając do dalszej wycieczki.
- Raczej nie mam. Myślę, że z wnętrzem budynku już zapoznam się w momencie, gdy będzie jakieś wydarzenie na terenie szkoły - uznał Kassir, zadzierając głowę do góry, by ogarnąć rozmiar budynku. - W takich momentach trochę żałuję, że jestem za stary na bycie uczniem - zaśmiał się krótko, po czym ponownie spojrzał na Jonathana. - Tam, gdzie kiedyś chodziłem, nie mieli aż tylu możliwości.
Mniejsze placówki oferowały mniejsze możliwości. Była to smutna rzeczywistość, jakiej musiał doznać wraz z możliwością uczenia się w tamtejszej placówce. Nie uznawał, że było źle, ale widok takich miejsc potrafił kuć w oczy.
- Myślę, że możemy już wracać do głównego budynku szkoły? - zasugerował mu.
- Potraktuję to jako pytanie retoryczne - nie miał co mu odpowiadać na to. Musiałby wtedy przyznać na głos, że sam nie wiedział. Ile lat już zasłaniał się za maską idealnego członka społeczeństwa, nie pozwalając sobie na swoje prawdziwe zachowanie? Jak wiele razy całkowicie odsłaniał się w nocnych porach, pozwalając sobie na szaleństwo, alkohol i sypianie z innymi?
Ciężkie pytanie.
- Jeśli moje słowa są dla ciebie nudne, to czy w takim wypadku powinieneś prowadzić ze mną konwersację? - zauważył cicho, poprawiając ramię torby. - Skoro tak dobrze spostrzegasz, gdzie w moim zachowaniu widzisz możliwość zmiany?
Zamrugał raz oczami, gdy został zignorowany i ominięty, ale nie wydał z siebie słowa protestu. Czuł, że był blisko niego, zarazem też jak zajmował się nim delikatnie, upinając lekko jego włosy, jak i oddech przy uchu wraz z niesionymi przez niego słowami.
Musiał przyznać, że jego serce zabiło lekko zbyt mocno, jak na tą sytuację.
- Ignorowanie cudzych próśb? - nałożył z powrotem okulary na nos, poprawiając je palcem, po czym posłał mu dłuższe spojrzenie, nim westchnął cicho, dołączając do dalszej wycieczki.
- Raczej nie mam. Myślę, że z wnętrzem budynku już zapoznam się w momencie, gdy będzie jakieś wydarzenie na terenie szkoły - uznał Kassir, zadzierając głowę do góry, by ogarnąć rozmiar budynku. - W takich momentach trochę żałuję, że jestem za stary na bycie uczniem - zaśmiał się krótko, po czym ponownie spojrzał na Jonathana. - Tam, gdzie kiedyś chodziłem, nie mieli aż tylu możliwości.
Mniejsze placówki oferowały mniejsze możliwości. Była to smutna rzeczywistość, jakiej musiał doznać wraz z możliwością uczenia się w tamtejszej placówce. Nie uznawał, że było źle, ale widok takich miejsc potrafił kuć w oczy.
- Myślę, że możemy już wracać do głównego budynku szkoły? - zasugerował mu.
Jednym zdaniem Shane był w stanie wepchnąć jego ciekawość na wyższy poziom. Wyraźnie się wyprostował, prześwietlając go wzrokiem, nawet jeśli wiedział, że nie było szans, by wyczytał jego przeszłość z samej sylwetki.
Nie miał też szans na wyciągnięcie z niego historii, do której bez wątpienia nawiązywał. Nie w tym momencie. Mógł jedynie ślepo dopasowywać różne teorie... albo odnotować podobną informację, by odpowiednio wykorzystać ją w przyszłości. Druga opcja zdecydowanie pasowała do niego dużo bardziej.
— To prawda. Częściowo. Jakby nie patrzeć nie mam tendencji do aż tak mocnej zmiany charakteru, by stać się odmienną osobą, staram się po prostu eksponować te cechy, które są pożądane przez mojego rozmówcę. Jeśli ktoś zaczyna mnie męczyć, po prostu mu odmawiam, bądź otwarcie komunikuję, że mnie męczy. Zamiast wymyślać wymówki jak pewien zastępczy nauczyciel historii, który w uprzejmy sposób zwodzi swoje uczennice — wpatrywał się w niego z nikłym rozbawieniem, nawet na chwilę nie przestając go obserwować.
— Szkoda. Polubiłem Shane'a z wtorku. I nawet jeśli obecny też ma swój urok, byłby dużo seksowniejszy, gdyby przestał się zasłaniać. Jestem pewien, że ma sobą do zaoferowania dużo więcej niż byłem w stanie wyciągnąć w jedną noc — zamruczał, wyraźnie obniżając głos, gdy ponownie omiótł go wzrokiem w sposób, który aż nazbyt dobitnie sugerował, że gdyby tylko dostał przyzwolenie, rozebrałby go nawet na środku drogi.
"Skoro tak dobrze spostrzegasz, gdzie w moim zachowaniu widzisz możliwość zmiany?"
Przymknął na chwilę powieki, zaraz otwierając je na nowo, gdy zmniejszył odległość pomiędzy nimi, stając tuż przed nim. Uniósł rękę i położył ją na jego klatce piersiowej, zsuwając powoli na lewą stronę.
— Tutaj. I w jeszcze jednym miejscu, którego nie wypada mi dotknąć publicznie, a nieustannie odmawiasz mi zrobienia tego na osobności. Ostatnim razem nie narzekałeś — wysunął nieznacznie język, przesuwając po nim lekko palcem w aż nazbyt dwuznacznym geście, zaraz rzucając mu bezczelny, prowokujący uśmiech.
Upięcie jego włosów pozwalało mu na lekkie pozbycie się towarzyszącego mu w jego towarzystwie napięcia. Zabawne, że tak prosty gest był w stanie na swój sposób usatysfakcjonować, choć część towarzyszącego mu w ostatnich dniach głodu, którego nie potrafił przekierować na nikogo innego. Na zadane przez niego pytanie retoryczne, odpowiedział wyraźnie skupionym spojrzeniem. Dopiero po chwili rozchylił nieznacznie usta.
— Nie mogę się zdecydować czy bardziej pociągasz mnie w okularach, czy bez nich — udzielił w końcu odpowiedzi, niemającej nic wspólnego z tematem. Gdy jego wyobraźnia schodziła na rejony, w których Shane znajdywał się pod nim, udależniony od oferowanego mu dotyku, obie wersje miały w sobie coś podniecającego, czego nie potrafił wyjaśnić. Wystarczyły trzy mrugnięcia, by głód w jego oczach nieznacznie przygasł. Pokiwał głową na jego decyzję, przenosząc uwagę na budynek.
— Będziesz miał okazję za miesiąc. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, w końcu nauczyciele też biorą udział w naszych festiwalach. Przygotuję dla ciebie listę najciekawszych stoisk, choć nie obiecuję, że uda mi się towarzyszyć ci przy każdym z nich. Festiwale oznaczają dla nas trzy razy więcej organizacji, pięć razy więcej patroli i dziesięć razy więcej wkurzających uczniów, którym wydaje się, że przestaje obowiązywać ich obowiązywać regulamin bezpieczeństwa — schował klucze głębiej do kieszeni i skinął głową, powstrzymując się przed dotknięciem jego ramienia, gdy zszedł po prostu po schodach, kierując się w stronę głównego budynku. Milczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się jedynie przed siebie.
— Dobrze się czujesz? — zapytał nagle, nadal nie zwracając się w jego stronę — Wyglądasz na zmęczonego.
Całkowicie zignorował tekst o uwodzeniu uczennic i zmianie charakteru.
- Nie zapominaj, że alkohol też robi wiele swojego. Chyba, że pragniesz mnie widywać jedynie wstawionego - podciągnął za to ten temat i spojrzał na niego z ukosa, uświadamiając sobie za to jeszcze jedną rzecz. Łączył również ich tego typu sekret. Gdyby wydało się, że Shane ogólnie chodził wieczorami w takie miejsca i zachowywał się w ten sposób, stworzyłoby mu to niewygodne tło do działań. Gdyby komuś wyjątkowo zaszedł za skórę, mógłby na podstawie tego domagać się usunięcia go z pozycji nauczyciela.
- Ostatnim razem miałeś ku temu lepsze warunki - miejsce, czas, stan, odpowiednie podejście. Kompletnie inaczej rysująca się sceneria niż ta w szkole. I przede wszystkim; nie wiedział, że Jonathan jest niepełnoletni. Był tego właśnie pewny, że nawet w stanie nietrzeźwości umysłu nie dobierałby się do niego mimo wszystko.
Drgnęła mu powieka, gdy ujrzał, jak go prowokował gestami.
Tak samo jak w momencie, gdy wypalił mu z takim tekstem.
- Wyjdź ze swojej strefy wyobraźni - odciął się jedynie, zamierzając w ten sposób tonować pragnienia rudowłosego. Ciężko było powiedzieć, żeby zamierzał obecnie zmienić swoje postanowienie odnośnie ulegnięcia mu. I nadal nie rozumiem, dlaczego ja? Nie różnię się od innych osób, jakie poznał.
- Uspokajanie narwanych uczniów brzmi jak ciężka praca - w końcu sam próbował to zrobić z tym obecnym, ale nikle mu to szło. Nic po jego myśli, ciężki żywot początkującego nauczyciela. - I nie sądzę, że zdołam pooglądać wiele z tego wydarzenia. Obstawiam, że wrzucą mnie do mało ciekawej roboty jako kogoś nowego tutaj.
Prawdopodobnie czekał i jego, i resztę praktykantów do tego. Westchnął cicho na tą myśl, oddając się zaraz potem milczącej wędrówce.
- Kiepsko spałem - odpowiedział na jego pytanie momentalnie, po czym skrzywił się lekko. - Nic wielkiego - niespanie całej nocy może było czymś istotnym, ale nie zamierzał zwracać na go większej uwagi. - Widać po mnie? - musiał jednak zapytać, czym się finalnie z tym zdradził. Makijaż? Słowa? Wzrok? Wolał to poprawić nim mieli przekroczyć próg szkolnego budynku. - Jest piątek, więc wytrzymam tyle - by odbić sobie w weekend cały ten stres szkolny. Zdecydowanie miał dosyć tego tygodnia.
- Nie zapominaj, że alkohol też robi wiele swojego. Chyba, że pragniesz mnie widywać jedynie wstawionego - podciągnął za to ten temat i spojrzał na niego z ukosa, uświadamiając sobie za to jeszcze jedną rzecz. Łączył również ich tego typu sekret. Gdyby wydało się, że Shane ogólnie chodził wieczorami w takie miejsca i zachowywał się w ten sposób, stworzyłoby mu to niewygodne tło do działań. Gdyby komuś wyjątkowo zaszedł za skórę, mógłby na podstawie tego domagać się usunięcia go z pozycji nauczyciela.
- Ostatnim razem miałeś ku temu lepsze warunki - miejsce, czas, stan, odpowiednie podejście. Kompletnie inaczej rysująca się sceneria niż ta w szkole. I przede wszystkim; nie wiedział, że Jonathan jest niepełnoletni. Był tego właśnie pewny, że nawet w stanie nietrzeźwości umysłu nie dobierałby się do niego mimo wszystko.
Drgnęła mu powieka, gdy ujrzał, jak go prowokował gestami.
Tak samo jak w momencie, gdy wypalił mu z takim tekstem.
- Wyjdź ze swojej strefy wyobraźni - odciął się jedynie, zamierzając w ten sposób tonować pragnienia rudowłosego. Ciężko było powiedzieć, żeby zamierzał obecnie zmienić swoje postanowienie odnośnie ulegnięcia mu. I nadal nie rozumiem, dlaczego ja? Nie różnię się od innych osób, jakie poznał.
- Uspokajanie narwanych uczniów brzmi jak ciężka praca - w końcu sam próbował to zrobić z tym obecnym, ale nikle mu to szło. Nic po jego myśli, ciężki żywot początkującego nauczyciela. - I nie sądzę, że zdołam pooglądać wiele z tego wydarzenia. Obstawiam, że wrzucą mnie do mało ciekawej roboty jako kogoś nowego tutaj.
Prawdopodobnie czekał i jego, i resztę praktykantów do tego. Westchnął cicho na tą myśl, oddając się zaraz potem milczącej wędrówce.
- Kiepsko spałem - odpowiedział na jego pytanie momentalnie, po czym skrzywił się lekko. - Nic wielkiego - niespanie całej nocy może było czymś istotnym, ale nie zamierzał zwracać na go większej uwagi. - Widać po mnie? - musiał jednak zapytać, czym się finalnie z tym zdradził. Makijaż? Słowa? Wzrok? Wolał to poprawić nim mieli przekroczyć próg szkolnego budynku. - Jest piątek, więc wytrzymam tyle - by odbić sobie w weekend cały ten stres szkolny. Zdecydowanie miał dosyć tego tygodnia.
— Jeśli zachowywałeś się w określony sposób po alkoholu to znaczy, że masz predyspozycje, by robić to i na trzeźwo. Po prostu musisz się wyzbyć hamulców, które nakłada ci rozsądek — uśmiechnął się nieznacznie w ten sam lisi sposób, co za każdym razem, gdy wchodził na podobny temat. Zaraz prychając zresztą z rozbawieniem, gdy wspomniał o lepszych warunkach.
— Sypianie z kimś, kto przesadził z alkoholem, jest zabawne tylko jeden raz. Jeśli mam z kimś sypiać częściej, wolę by sam do mnie przyszedł. Poza tym robienie tego tuż pod nosem innych nauczycieli i uczniów, zastanawiając się, czy ktoś nas nie nakryje, jest dużo bardziej ekscytujące. Nawet przy zamkniętych drzwiach każdy najmniejszy szmer z zewnątrz sprawia, że organizm sam z siebie funduje niewyobrażalne ilości adrenaliny, dodatkowo zwiększając przyjemność. A wizja błagania w takich momentach bym przestał, zanim ktoś nas usłyszy... — zaczepił lekko język na swoim kle, przesuwając po nim językiem z nieznacznie przymkniętymi powiekami. Nie musiał się nawet szczególnie skupiać, by móc sobie to wyobrazić. Dałby wiele, by móc tego doświadczyć już teraz, choć jednocześnie bez wątpienia czerpał przyjemność z całego polowania, którego miał okazję spróbować. Nieustannie wyszukiwał u Shane'a nawet najdrobniejszych gestów sugerujących, że szala zwycięstwa zaczyna się przechylać w jego stronę.
Lub przeciwnie.
"Uspokajanie narwanych uczniów brzmi jak ciężka praca."
Uniósł kącik ust w cwanym uśmiechu.
— Bo nią jest. Ale jednocześnie dostaję oficjalne przyzwolenie, by spuścić im łomot bez żadnych konsekwencji. Co prawda nadal mamy pewne ograniczenia, ale kadra przymyka oko, gdy ktoś jest szczególnie kłopotliwy. Nie bez powodu klasy magii ofensywno-defensywnej zajmują w moim grafiku najwięcej czasu.
Słysząc jego słowa odnośnie mało ciekawej roboty, skupił wzrok na budynku szkolnym w nieznacznym zamyśleniu.
— Kto wie — ten prosty zwrot zdawał się być ostatnio jednym z jego ulubionych. Jonathan miał aż nazbyt dobre kontakty z dyrektorem i świetnie potrafił je wykorzystać. Skoro miał się zajmować całym uciążliwym festiwalem, zdecydowanie zasługiwał na to, by mieć z tego coś dla siebie.
W tym wypadku była to obecność Shane'a. Szepnięcie odpowiedniego słowa odnośnie jego udziału w konkretnym miejscu nie miało nawet wymagać od niego większej energii. Nie, żeby zamierzał go o tym informować.
W końcu zwrócił się w jego stronę, uważnie go obserwując, gdy wspomniał o kiepskim śnie.
"Widać po mnie?"
Milczał przez dłuższą chwilę, wracając powoli uwagą do trasy przed sobą, widząc rysujące się przed nimi patio.
— Nie. Nikt nie zauważy.
Podniósł rękę, muskając palcami jego włosy, nie niszcząc przy tym upiętego przez siebie koka.
— Wyśpij się, Shane. W domu nie w hotelu. Idę na zebranie, na razie — pożegnał się z nim, odbijając w bok, by zaraz zniknąć w budynku ze wzrokiem wlepionym w zegarek na ręce. Miał jeszcze trochę czasu, powinien zdążyć, kupić coś mniejszego do jedzenia.
Wkurzał go ten lisi wyraz twarzy, ale zarazem musiał w duchu przyznać, że przedstawiona perspektywa brzmiała zbyt kusząco. Robienie czegoś tak nieodpowiedniego i nieodpowiedzialnego w placówce szkolnej... sama myśl wzbudzała w nim zaintrygowanie. Przyspieszone bicie serca, wyostrzone zmysły, podniecenie wynikające z uniesienia wymieszane ze strachem w postaci bycia nakrytym, próba kontrolowania własnego oddechu i głosu... Ugh. Stop. Tym bardziej chce mi się teraz. Nie mógł dać się wciągnąć w jego gierki. Gdyby to zrobił i zdecydował się, cała próba ucieczki od niego straciłaby sens. Tak samo jak i jego postanowienia względem niedotykania Jonathana przez ten cały czas.
Ten mały robi to specjalnie.
- Przykładny z ciebie uczeń, co? - żachnął, nie mając nawet sił, by go upominać pod tym względem. - Postaraj się chociaż nie bić ich na tyle, by ślady pozostawały. Zwykłe unieszkodliwienie powinno wystarczyć - założył ręce na biodra i pokręcił lekko głową. Zdecydowanie nie widział w nim teraz przykładnego ucznia jakim powinien być reprezentant szkoły.
Nie wchodził zbytnio w dalsze tematy odnośnie festiwalu, skupiając się bardziej na powrocie do szkoły. Potarł jedynie swój policzek, mając nadzieję, że Jonathan nie wkręcał go w to, że nie było widać po nim kwestii zmęczenia.
Prychnął cicho na temat hotelu, uznając zaraz potem, że to nie jego sprawa, gdzie położy swoje ciało. I z kim.
- Miłego spotkania. I dziękuję za oprowadzenie - pożegnał się, udając się do pokoju nauczycielskiego. Pora pozostawić swoje rzeczy, zafundować sobie porządną kawę i skupić się na zajęciach...
Spał. Po prostu spał na nauczycielskiej kanapie.
Kassir swoje lekcje skończył prowadzić około trzynasta, gdzie po pożegnaniu się z natrętnymi - według jego uznania - uczennicami, udał się do pokoju nauczycielskiego. Porozmawiał trochę z pozostałymi nauczycielami, wymieniając się z Brownem kilka ciekawych faktów odnośnie ostatniego artykułu na temat możliwości ofensywnych, którego czytał ostatnio. Musiał przyznać, że przyjemnie mu się z nim rozmawiało, zwłaszcza, że mężczyzna bez chwili wahania wytłumaczył mu niezrozumiałe fakty dla Shane'a, jeszcze pokrótce pozostawiając go z kilkoma notatkami, na które zamierzał potem zwrócić uwagę. Czas mijał spokojnie, ale zmęczenie ciemnowłosego rosło proporcjonalnie wraz z jego upływem.
Dlatego postanowił się na moment położyć, gdy nikogo nie było już tutaj. Chciał chwilę odpocząć, nim miał powrócić do siebie. Nie spodziewał się jednak, że jego zmęczenie było na tyle spore, że miękki materiał pochłonął go do reszty.
Ten mały robi to specjalnie.
- Przykładny z ciebie uczeń, co? - żachnął, nie mając nawet sił, by go upominać pod tym względem. - Postaraj się chociaż nie bić ich na tyle, by ślady pozostawały. Zwykłe unieszkodliwienie powinno wystarczyć - założył ręce na biodra i pokręcił lekko głową. Zdecydowanie nie widział w nim teraz przykładnego ucznia jakim powinien być reprezentant szkoły.
Nie wchodził zbytnio w dalsze tematy odnośnie festiwalu, skupiając się bardziej na powrocie do szkoły. Potarł jedynie swój policzek, mając nadzieję, że Jonathan nie wkręcał go w to, że nie było widać po nim kwestii zmęczenia.
Prychnął cicho na temat hotelu, uznając zaraz potem, że to nie jego sprawa, gdzie położy swoje ciało. I z kim.
- Miłego spotkania. I dziękuję za oprowadzenie - pożegnał się, udając się do pokoju nauczycielskiego. Pora pozostawić swoje rzeczy, zafundować sobie porządną kawę i skupić się na zajęciach...
* * *
Tego samego dnia, około 15:14
Spał. Po prostu spał na nauczycielskiej kanapie.
Kassir swoje lekcje skończył prowadzić około trzynasta, gdzie po pożegnaniu się z natrętnymi - według jego uznania - uczennicami, udał się do pokoju nauczycielskiego. Porozmawiał trochę z pozostałymi nauczycielami, wymieniając się z Brownem kilka ciekawych faktów odnośnie ostatniego artykułu na temat możliwości ofensywnych, którego czytał ostatnio. Musiał przyznać, że przyjemnie mu się z nim rozmawiało, zwłaszcza, że mężczyzna bez chwili wahania wytłumaczył mu niezrozumiałe fakty dla Shane'a, jeszcze pokrótce pozostawiając go z kilkoma notatkami, na które zamierzał potem zwrócić uwagę. Czas mijał spokojnie, ale zmęczenie ciemnowłosego rosło proporcjonalnie wraz z jego upływem.
Dlatego postanowił się na moment położyć, gdy nikogo nie było już tutaj. Chciał chwilę odpocząć, nim miał powrócić do siebie. Nie spodziewał się jednak, że jego zmęczenie było na tyle spore, że miękki materiał pochłonął go do reszty.
Jonathan miał całą masę przeróżnych wizji i upewniał się, by przedstawić werbalnie Shane'owi każdą z nich. Im bardziej wizualnie, tym lepiej, tak by nie musiał się nawet wysilać, wyobrażając sobie wszystkie te sytuacje. Mógł mieć jedynie nadzieję, że biorąc pod uwagę kto wypowiadał podobne słowa, to właśnie on znajdował się w jego fantazjach. Wepchnięcie chłopaka w ramiona innego nauczyciela byłoby jego największą porażką.
— Gdybym nie był przykładnym uczniem, nie zajmowałbym swojej pozycji. Po prostu skoro i tak wiesz jak zachowuję się poza szkołą, nie ma sensu, bym mydlił ci oczy, ukazując tylko oficjalną część charakteru — wzruszył ramionami, kompletnie nieprzejęty, parskając śmiechem na wspomnienie o unieszkodliwianiu.
— Spokojnie, wszystkie dotychczasowe osoby przeżyły. Gdy chcę, potrafię być bardzo przekonujący — chciałoby się wręcz rzec, że nie do odrzucenia, nie byłoby to jednak w pełni prawdziwe. Jakby nie patrzeć, jego moc miała swoje minusy i słabości.
Nie odezwał się już w żaden sposób, ani nie obracał w jego stronę, w odpowiedzi na pożegnanie. Miał wrażenie, że jeśli to zrobi, postanowi zostać nieco dłużej.
◦ ◦ ◦
Jonathan zapukał dwukrotnie do drzwi tuż przed otworzeniem ich.
— Pani Collins, przyniosłem pla- — urwał swoją wypowiedź w połowie, widząc, że kobieta nie siedziała na swoim miejscu. I nie tylko. Pokój dosłownie opustoszał. Było po piętnastej, więc sporo nauczycieli zebrało się już do domu, ale mimo wszystko miał nadzieję, że uda mu się ją złapać przed weekendem.
Podszedł powoli do jej biurka i zostawił plany festiwalu w koszulce, wkładając je do jej górnej szuflady. Dopiero wtedy zorientował się, że nie był na miejscu sam.
Stał przez chwilę w miejscu wpatrując się w milczeniu w śpiącego Shane'a. Z początku chciał wyjść, zostawiając go w spokoju. Jakby nie patrzeć jego wcześniejsze zmęczenie wystarczająco dawało mu się we znaki, a sen na pewno mu się przyda. Wątpił jednak, by chłopak chciał obudzić się tu pod wieczór, gdy okaże się, że pozamykano już wszystkie drzwi i pogaszono światła.
Podszedł do kanapy i usiadł ostrożnie obok, wpatrując się w jego twarz. Bijąca od niego bezbronność na nowo mieszała w jego wnętrzu, gdy uniósł powoli dłoń i ułożył ją na jego twarzy, przesuwając po niej kciukiem.
— Mówiłem, żebyś wyspał się w domu — mruknął pod nosem, odgarniając mu włosy z twarzy. W takich momentach jak ten denerwowało go, że był poza jego zasięgiem.
Jeszcze.
— Shane. Shane, obudź się — wrócił do delikatnego głaskania go po twarzy, używając przy tym wyjątkowo miękkiego i ciepłego głosu, by go obudzić. Nie, żeby sam zdawał sobie sprawę z tego, że brzmiał zupełnie inaczej niż zwykle.
— Jeśli się nie obudzisz, to uznam to za przyzwolenie, by nie trzymać rąk przy sobie — chociaż w sumie i tak tego nie robił. Po prostu jego gesty były dużo niewinniejsze niż to, co działo się teraz w jego głowie.
Pobudka była nad wyraz przyjemna.
Miękki głos powoli dobiegał do jego podświadomości, a jego ciepło przyjemnie wdzierało się w świat snów. Ledwo co wyczuwał dłoń na policzku, ale to właśnie jej ruchy powodowały, że stopniowo zaczynał odzyskiwać przytomność. Położył jeszcze swoją dłoń na jego, mrucząc cicho przez sen, dobudzając się finalnie na tyle, by skupić wzrok na chłopaku.
- Huh? - puścił go mimowolnie i wstał powoli do pozycji siedzącej, po czym wyciągnął ręce do góry, przeciągając się. - Oh, jednak zasnąłem - drzemka wystarczyła, by poczuł się o wiele lepiej niż do tej pory. - Która godzina... - jego wzrok przekierował się na rudowłosego chłopaka, któremu posłał delikatny i zarazem ciepły uśmiech. - Dziękuję za pobudkę - nie będąc gwałtownie wyrwanym ze snu, o wiele łatwiej odbierał otoczenie. Część zmęczenia tygodniem odeszła, pozwalając mu na osłodzenie swojego wnętrza, nim jego potrzeby miały ponownie się obudzić, domagając się od niego odpowiedniego działania.
- Skoro jesteś tutaj, to chyba jest po piętnastej... - wysunął wniosek. - Ale co tu robisz? - poprawił zsunięte okulary, zostawiając jednak włosy w spokoju. Przez przypadkowy sen, kok rozłupał się, sprawiając, że kilka kosmyków włosów wyłaniało się z niego.
- Mówiłeś coś do mnie wcześniej? - wydawało mu się, że jeszcze na półstanie snu coś słyszał, ale nie potrafił stwierdzić tego do końca.
Miękki głos powoli dobiegał do jego podświadomości, a jego ciepło przyjemnie wdzierało się w świat snów. Ledwo co wyczuwał dłoń na policzku, ale to właśnie jej ruchy powodowały, że stopniowo zaczynał odzyskiwać przytomność. Położył jeszcze swoją dłoń na jego, mrucząc cicho przez sen, dobudzając się finalnie na tyle, by skupić wzrok na chłopaku.
- Huh? - puścił go mimowolnie i wstał powoli do pozycji siedzącej, po czym wyciągnął ręce do góry, przeciągając się. - Oh, jednak zasnąłem - drzemka wystarczyła, by poczuł się o wiele lepiej niż do tej pory. - Która godzina... - jego wzrok przekierował się na rudowłosego chłopaka, któremu posłał delikatny i zarazem ciepły uśmiech. - Dziękuję za pobudkę - nie będąc gwałtownie wyrwanym ze snu, o wiele łatwiej odbierał otoczenie. Część zmęczenia tygodniem odeszła, pozwalając mu na osłodzenie swojego wnętrza, nim jego potrzeby miały ponownie się obudzić, domagając się od niego odpowiedniego działania.
- Skoro jesteś tutaj, to chyba jest po piętnastej... - wysunął wniosek. - Ale co tu robisz? - poprawił zsunięte okulary, zostawiając jednak włosy w spokoju. Przez przypadkowy sen, kok rozłupał się, sprawiając, że kilka kosmyków włosów wyłaniało się z niego.
- Mówiłeś coś do mnie wcześniej? - wydawało mu się, że jeszcze na półstanie snu coś słyszał, ale nie potrafił stwierdzić tego do końca.
Wystarczył lekki dotyk dłoni Shane'a na własnej, by przez jego ciało przebiegły przyjemne ciarki. Wpatrywał się w niego uważnie, poruszając niekontrolowanie jedną z nóg w nerwowym geście, słysząc jego pomruki. Zabawne, że tak głupie rzeczy były w stanie wystawiać jego samokontrolę na test. Przestał, dopiero gdy zobaczył, że chłopak odzyskuje przytomność. Cofnął swoją rękę, odkładając ją luźno na kolano. Spojrzał na zegarek, zaraz wracając do niego wzrokiem.
— Piętnasta osiemnaście — powiedział, zawieszając spojrzenie na wygiętych w uśmiechu ustach na zdecydowanie zbyt długo. Dopiero jego pytanie niejako wyrwało go z transu, gdy przeniósł uwagę na złote oczy.
— Chciałem przekazać Collins plan festiwalu, ale wygląda na to, że poszła już do domu, albo błąka się gdzieś po szkole, więc zostawiłem go w biurku.
"Mówiłeś coś do mnie wcześniej?"
— Żebyś wyspał się w domu.
Nawet się nie zawahał, rozplątując jego kok, przeczesując włosy palcami, by ogarnąć je po jego drzemce. Jak widać, nie miał nawyku pytania o pozwolenie. Zebrał je sprawnie w kucyk, układając odpowiednio kosmyki po bokach, nim przysunął się na taką odległość, by prawie stykać się z nim nosem.
— Gdybyś wyszedł stąd ze mną w takiej fryzurze i ktoś by nas zobaczył, od razu poniosłaby się plotka, że przespałem się z nowym praktykantem w pokoju nauczycielskim. A jeśli mam być obiektem plotek, wolę by były prawdziwe — mruknął, przekrzywiając głowę nieco w bok. Wystarczyło kilka centymetrów, by ich usta się zetknęły, a Jonathan zdecydowanie nie lubił marnować okazji.
A jednak odsunął się, przeczesując rude włosy palcami, gdy podniósł się do góry, poprawiając torbę na ramieniu.
— Chodźmy, zanim Betty zacznie sprawdzać wszystkie pomieszczenia, a ja stracę samokontrolę — mruknął pod nosem, zwracając się w kierunku drzwi. Z jakiegoś powodu grzecznie na niego czekał.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach