▲▼
Trzecia kąpiel dzisiejszego dnia i ogarnięcie całkowicie swojego ciała do czystości zajęło mu kilkanaście minut. Do tego jeszcze wrzucenie szlafroka do pralki, przebranie się w czyste i mniej krytyczny strój - czarne spodnie, szarą koszulę na guziki i luźno spięte włosy w kucyk układający się na boku. Błąkał się w szarych skarpetkach, z jakiegoś powodu nie mogąc odnaleźć króliczych kapci. Do tego jeszcze dość szybko zgarnął pościel, pilnując, by nie ubrudzić się, aby również ją wrzucić do machiny piorącej i zmienić na coś nowszego. Jakoś niezbyt teraz przejmował się, że zasadniczo miał gościa i nie wypadało mu robić porządków.
- Hm... - zamyślił się na głos. - Docenię. Nie wiem jakie tempo nauczania ma względem was - powinna trzymać się wyznaczonych tematów, ale wiedział, że ludzie byli indywidualni. - Aż tak źle was uczy? - finalnie obecnie znajdowali się w kuchni. Nie bardzo miał pomysl, gdzie go lepiej ugościć po tym wszystkim, a wysokie stołki barowe nadawały się do tego całkiem nie najgorzej.
- Co to w ogóle za zestaw? - zapytał, próbując kolejny kawałek. Musiał przyznać samemu sobie, że nieco rozpływał się przy tym smaku. Zdecydowanie nie chciał jadać coś ciężkiego, ale jednak nie ośmieliłby się porównać obecnego sushi do czegoś byle jakiego. Zupełnie jakby natrafił przypadkiem na skarb.
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
"Ja też umiem być zazdrosny, Jace."
O c h .
Potencjalna zazdrość Shane'a była skierowana, w zupełnie innym kierunku niż się spodziewał. Zachowanie neutralnej mimiki skutecznie skryło jego zadowolenie z wypowiedzianych słów. Wszystkie wcześniejsze mniej interesujące sytuacje momentalnie poszły w niepamięć.
— Nie zamierzam. Mam obecnie bardzo mocno określony gust. Długie, ciemne włosy, jasne oczy, no i koniecznie musi być nauczycielem historii w mojej szkole z cholernie seksownym tyłkiem — wymruczał z bezczelnym uśmiechem, nie mogąc sobie darować.
Za to na jego opis krewetek nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem.
— One chodzą. Pod wodą. Wcale się nie wiją. Ale niech będzie, zero krewetek. Szczerze mówiąc, sam za nimi nie przepadam, choć jeden z szefów kuchni w Five Sails potrafi je świetnie przyrządzić na maśle i czosnku z odrobiną białego wina — ledwo powstrzymał się przed wypowiedzeniem słów, na które było jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
Kiedyś cię tam zabiorę.
Jakby nie patrzeć, dania w Five Sails zaczynały się od stu dolarów w górę. Wątpił, by Shane miał wydawać podobne pieniądze w obecnym momencie. Patrząc na jego mieszkanie, nie był w stanie stwierdzić, jaką miał sytuację finansową.
— Mówiłem ci już, że na ciebie niczego nie jest mi szkoda — odpowiedział kompletnie niezniechęcony, zaraz wpatrując się w niego z zainteresowaniem. Mógłby rzecz jasna powiedzieć, że nie musiał tego robić, ale jeśli Kassir sam wychodził z podobną propozycją, czemu miałby mu odmawiać?
— Różnica pokoleń, panie Kassir, w końcu moje tkwi z nosem w tel — urwał gwałtownie swoje zdanie, gdy nagle podniósł go do góry. Roześmiał się w odpowiedzi, chowając urządzenie do kieszeni bez chwili namysłu.
— No nie wiem, wyglądał na niesamowicie podjaranego wizją zobaczenia nas w akcji. Co jeśli będę za głośno i wpadnie podekscytowany, by popatrzeć? — zapytał złośliwie, łapiąc lekko zębami za jego dolną wargę, by zaraz raz po raz składać na jego ustach drobne pocałunki.
— A jeśli o ciebie chodzi, wiesz, że potrafię być bardzo głośno — wymruczał, obejmując jego kark rękami, by ściągnąć go bliżej siebie, trącając zaczepnie jego język swoim.
- Niech będzie na twoje, dla mnie to i tak wygląda, jakby się wiły - przyznał bez cienia zawahania w głosie. - I wierzę na słowo. Utalentowani ludzie potrafią z niczego zrobić arcydzieło - nawet jeśli nigdy nie próbował i nie miał zamiaru tego robić w najbliższej przyszłości.
Prawdę mówiąc, Kassir nie był biedny, ale też nie bogaty. Ciężko byłoby ocenić jego stan majątkowo na pierwszy rzut oka, ale przeczesanie jego sypialni ujawniłoby naprawdę wiele książek historycznych, których kwoty nierzadko były przesadnie wysokie.
Ambitny student, który kupuje sobie książki niedostępne dla normalnego uczestnika wykładów.
- Doceniam, ale - jego wyobraźnia nie obejmowała tematyki dotyczącej tego, że mógłby stać się przyczyną zniszczenia ubrania Jonathana. Zwłaszcza, że wychowanie mówiące o tym, że wypada to samemu naprawić... - Wypadałoby, byś jednak miał w dobrym stanie te ubrania, skoro masz stąd jeszcze wyjść.
Chociaż pamiętając jego wcześniejszy monolog, był prawie pewny, że nie przejmowałby się, gdyby wyszedł stąd z dość zmiętymi ubraniami.
- Telefon poczeka - uznał momentalnie, przewracając oczami na wspomnienie o różnicy pokoleń. Musiał przyznać, że dość ulżyło mu, gdy zareagował pozytywnie na jego wybór, zamiast skupić się jedynie na jedzeniu.
- Mogę zamknąć drzwi na klucz - uznał, bez większych ceregieli zanosząc go w stronę wspomnianego pokoju. Te pocałunki były przyjemne. Lekki ból wymieszał się z zadowoleniem, gdy zaraz potem zachichotał cicho na jego kolejne słowa.
- Czyli muszę teraz zastanowić się, jak podejść do sprawy - oparł się wygodniej o własne drzwi, całując go, delikatnie przy tym zahaczając o to językiem. - W końcu nie możemy się zdradzić raz jeszcze, prawda? - ostrożnie postawił go na podłożu, po czym krytycznie spojrzał na nieposprzątaną jeszcze pościel.
- Hm, nie przemyślałem tego aż tak dokładniej - mruknął. - Ale przynajmniej bez świadków - przesunął dłoń na jego pośladek, podciągając lekko do góry i całując go namiętnie. - Na szybko i możemy skupić się na jedzeniu. Co ty na to? - tak, by sprawić, aby rudowłosy się rozluźnił.
Prawdę mówiąc, Kassir nie był biedny, ale też nie bogaty. Ciężko byłoby ocenić jego stan majątkowo na pierwszy rzut oka, ale przeczesanie jego sypialni ujawniłoby naprawdę wiele książek historycznych, których kwoty nierzadko były przesadnie wysokie.
Ambitny student, który kupuje sobie książki niedostępne dla normalnego uczestnika wykładów.
- Doceniam, ale - jego wyobraźnia nie obejmowała tematyki dotyczącej tego, że mógłby stać się przyczyną zniszczenia ubrania Jonathana. Zwłaszcza, że wychowanie mówiące o tym, że wypada to samemu naprawić... - Wypadałoby, byś jednak miał w dobrym stanie te ubrania, skoro masz stąd jeszcze wyjść.
Chociaż pamiętając jego wcześniejszy monolog, był prawie pewny, że nie przejmowałby się, gdyby wyszedł stąd z dość zmiętymi ubraniami.
- Telefon poczeka - uznał momentalnie, przewracając oczami na wspomnienie o różnicy pokoleń. Musiał przyznać, że dość ulżyło mu, gdy zareagował pozytywnie na jego wybór, zamiast skupić się jedynie na jedzeniu.
- Mogę zamknąć drzwi na klucz - uznał, bez większych ceregieli zanosząc go w stronę wspomnianego pokoju. Te pocałunki były przyjemne. Lekki ból wymieszał się z zadowoleniem, gdy zaraz potem zachichotał cicho na jego kolejne słowa.
- Czyli muszę teraz zastanowić się, jak podejść do sprawy - oparł się wygodniej o własne drzwi, całując go, delikatnie przy tym zahaczając o to językiem. - W końcu nie możemy się zdradzić raz jeszcze, prawda? - ostrożnie postawił go na podłożu, po czym krytycznie spojrzał na nieposprzątaną jeszcze pościel.
- Hm, nie przemyślałem tego aż tak dokładniej - mruknął. - Ale przynajmniej bez świadków - przesunął dłoń na jego pośladek, podciągając lekko do góry i całując go namiętnie. - Na szybko i możemy skupić się na jedzeniu. Co ty na to? - tak, by sprawić, aby rudowłosy się rozluźnił.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, kręcąc na boki głową. Ciekawe jak by zareagował, gdyby rzucić mu na talerz żywą ośmiornicę. Mogłoby być całkiem zabawnie.
"Wypadałoby, byś jednak miał w dobrym stanie te ubrania, skoro masz stąd jeszcze wyjść."
— Ależ panie Kassir, pomięte ubrania są dla mnie dowodem pańskiej sympatii względem mojej osoby. Byłbym z nich wręcz dumny — odpowiedział, przeczesując palcami rude włosy z zaczepnym uśmiechem.
Może i nadal był głodny, ale mimo wszystko zaserwowane mu obecnie danie wyglądało dużo bardziej zachęcająco niż to, co mogli przeglądać w internecie. Nawet przez chwilę nie przestawał go całować, mimo że mogło to nieznacznie utrudniać jego trasę do pokoju.
"W końcu nie możemy się zdradzić raz jeszcze, prawda?"
Jak na jego mogli. I to nie raz. Ani nie dwa. Uznał jednak, że wystarczająco nadszarpnął wstyd Kassira jak na jeden dzień. Patrząc na zachowanie jego współlokatora i tak nie wątpił, że będzie musiał wysłuchiwać jego komentarzy.
Początkowo poddawał się całkowicie jego woli, stając grzecznie na ziemi i obejmując go w pasie rękami. Zadarł lekko głowę do góry, ułatwiając sobie dostęp do jego ust. Zerknął kątem oka na brudną pościel, wsuwając jedną z rąk pod jego szlafrok.
— Bez szans. Nie kładziemy się tam. Mam lepszy pomysł — przesunął dłoń na jego plecy, biegnąc powoli palcami wzdłuż jego kręgosłupa, jednocześnie drugą zsuwając ubranie z jego ramienia, muskając je wargami.
- Nie dasz sobie przemówić, co? - westchnął ze zrezygnowaniem. - I serio wyszedłbyś stąd, gdybym doprowadził twoje ciało do tego stanu, co ty moje? W tym też ubrania, gdzie miałbyś je pomięte, źle pozapinane, część wystająca, gdzie masz problemy z poruszaniem się odpowiednim? - nie wiedział skąd mu się taka wizja brała teraz na myśl.
I nie uważał, że powinni dać się złapać. Jakoś częściowo chciał wierzyć w to, że mimo wszystko Jonathan zająłby się problemem tego typu, nawet jeśli teraz nie miało to miejsce. Sam w sumie fakt, że dał się zapłać w takiej sytuacji nadal powodował w nim zażenowanie, którego nie mogły nawet pocałunki zgasić. I cieszył się, że podczas tej trasy go nie puścił, bo rozpraszanie szło Jonathanowi bardzo dobrze.
- Hm? - rzeczywiście, łóżko się nie nadawało, ale co mu skoro tak to chodziło po głowie?
I nie uważał, że powinni dać się złapać. Jakoś częściowo chciał wierzyć w to, że mimo wszystko Jonathan zająłby się problemem tego typu, nawet jeśli teraz nie miało to miejsce. Sam w sumie fakt, że dał się zapłać w takiej sytuacji nadal powodował w nim zażenowanie, którego nie mogły nawet pocałunki zgasić. I cieszył się, że podczas tej trasy go nie puścił, bo rozpraszanie szło Jonathanowi bardzo dobrze.
- Hm? - rzeczywiście, łóżko się nie nadawało, ale co mu skoro tak to chodziło po głowie?
— A zaproponowałbyś, żebym został? Bo jeśli tak to oczywiście, że skorzystałbym z propozycji. Jeśli nie to bym wyszedł. Nie widzę w tym większego problemu? — przekrzywił nieznacznie głowę na bok, nie do końca wiedząc, o co dokładnie chodziło Shane'owi — Poza tym problemy z odpowiednim poruszaniem się są idealnym treningiem dla wytrzymałości i umiejętności chowania dyskomfortu i bólu. Mówię z doświadczenia. Chociaż nie wiem, czemu miałbym być źle pozapinany i wystający. To, że doprowadziłbyś moje ciało do konkretnego stanu wycieńczenia, nie znaczy, że straciłbym umiejętność zapinania marynarki. Mam jeszcze jeden sekret, który przydaje się w takich sytuacjach.
Wyciągnął rękę i pacnął go lekko palcem w nos z wyraźnym rozbawieniem. Shane miał się jeszcze wiele nauczyć o tym co potrafił Jonathan i z jak wielu sytuacji potrafił wychodzić, prezentując się perfekcyjnie, podczas gdy inni wyglądali jak wrak samych siebie.
- Testujesz moją cierpliwość, panie Everett - skomentował jego słowa jedynie w taki sposób. Mimo iż nie powinien, to w tym momencie obudziła się w nim chęć puszczenia wszelakich lejców, by doprowadzić do skrajności u niego. Tak, by dość dobrze odczuł, czym kończą się jego decyzje.
— Robię to, od kiedy pana poznałem, panie Kassir — odpowiedział kompletnie nieprzejęty, unosząc kąciki ust w uśmiechu. Jakby nie patrzeć, taka była prawda. Już od samego początku ich znajomości Everett pozwalał sobie na zbyt wiele i zbyt często. Przepychał się przez przegrane sytuacje, pokazując, że nawet z nich można wyjść obronną ręką. I wbrew pozorom, wcale nie musiał do tego używać mocy.
Rzeczywiście po obmyciu dłoni pod wodą, wyszedł grzecznie za drzwi, by usadowić się w salonie i zadzwonić do restauracji, zamawiając dwa z najdroższych zestawów, jakie mieli w ofercie. Nawet jeśli jego współlokator twierdził, że nie był głodny i w zasadzie nie wiedział, czy lubił sushi, zamówił nieco więcej, na wypadek gdyby zmienił zdanie. Z czystej uprzejmości.
Jednym z atutów bycia Everettem był fakt, że wszyscy zawsze kładli priorytet, by obsłużyć ich w pierwszej kolejności. Nic zatem dziwnego, że po niecałych trzydziestu minutach jego kamerdyner stanął w drzwiach, przekazując mu opakowanie z krótkim ukłonem.
Jonathan przekazał mu jeden z nich w ramach podziękowania, zaraz wracając na swoje miejsce.
— Zjem i zbiorę się do domu, skoro masz mnie na dziś dość. Swoją drogą, w piątek podrzucę ci notatki, żebyś wiedział, na jakim etapie jesteśmy podczas twojej nieobecności. Ta typiara jest tak nieogarnięta, że pewnie nawet nie pamięta, o czym prowadzi zajęcia — prychnął, być może trochę przesadzając ze względu na wewnętrzną irytację jej obsesją na punkcie Kassira. Ale tylko trochę.
Trzecia kąpiel dzisiejszego dnia i ogarnięcie całkowicie swojego ciała do czystości zajęło mu kilkanaście minut. Do tego jeszcze wrzucenie szlafroka do pralki, przebranie się w czyste i mniej krytyczny strój - czarne spodnie, szarą koszulę na guziki i luźno spięte włosy w kucyk układający się na boku. Błąkał się w szarych skarpetkach, z jakiegoś powodu nie mogąc odnaleźć króliczych kapci. Do tego jeszcze dość szybko zgarnął pościel, pilnując, by nie ubrudzić się, aby również ją wrzucić do machiny piorącej i zmienić na coś nowszego. Jakoś niezbyt teraz przejmował się, że zasadniczo miał gościa i nie wypadało mu robić porządków.
- Hm... - zamyślił się na głos. - Docenię. Nie wiem jakie tempo nauczania ma względem was - powinna trzymać się wyznaczonych tematów, ale wiedział, że ludzie byli indywidualni. - Aż tak źle was uczy? - finalnie obecnie znajdowali się w kuchni. Nie bardzo miał pomysl, gdzie go lepiej ugościć po tym wszystkim, a wysokie stołki barowe nadawały się do tego całkiem nie najgorzej.
- Co to w ogóle za zestaw? - zapytał, próbując kolejny kawałek. Musiał przyznać samemu sobie, że nieco rozpływał się przy tym smaku. Zdecydowanie nie chciał jadać coś ciężkiego, ale jednak nie ośmieliłby się porównać obecnego sushi do czegoś byle jakiego. Zupełnie jakby natrafił przypadkiem na skarb.
Jonathan nie miał nic przeciwko jego porządkom.
Jakby nie patrzeć po ostatnich kilku godzinach, zdecydowanie były mu potrzebne. A im dłużej zwlekać z takimi rzeczami, w tym gorszym miały być potem stanie.
— Jej tempo nauczania polega na pauzach co pięć minut, by pieprzyć jakieś randomowe głupoty o tym, że jesteście na tym samym uniwersytecie i zachwycać się absolutnie wszystkim co robisz. Nie zdziw się, jeśli wrócisz, a uczennice będą cię wypytywać o jakieś durne anegdotki, które przywoływała — wymruczał, całkowicie wyzbywając się irytacji z głosu, zastępując ją znużeniem. Same użyte słowa, jak i średnio pochlebny wzrok mówiły jednak same za siebie. Everett nawet nie próbował jakoś szczególnie ukrywać swojej niechęci wobec nauczycielki.
— Poza tym jak już się skupi, to strasznie odbiega co chwilę od tematu. Trochę jakby sama nie do końca wiedziała, co chce przekazać. Niektóre anegdotki są ciekawe, ale źle umiejscowione, przez co, zamiast skupić się na głównej części, ludzie zapamiętują tylko to, co koniec końców nie ma większego znaczenia — Shane potrafił zaciekawić uczniów nawet główną częścią, która wydawałaby się pozornie nudna. I to, że z nim sypiał, nie znaczyło, że nie doceniał go jako nauczyciela. Po lekcjach Amy uświadomił sobie zresztą jak wielka była pomiędzy nimi przepaść. Fakt, że męska część klasy zachwycała się jej osobą, szczególnie lubiąc, gdy odwracała się do nich tyłem, albo nachylała nad ich ławką, drażnił go dodatkowo, choć sam do końca nie wiedział czemu.
Może dlatego, że jakaś jego część zastanawiała się, czy wywołuje podobne emocje także na studiach. A szczególnie u jednej konkretnej osoby, której przyglądał się obecnie, zupełnie jakby chciał coś wyczytać z jego twarzy.
Jedzenie skutecznie oderwało jego myśli od kobiety, przekierowując na odpowiedni tor. Wyciągnął jedną z nóg do przodu, celowo jakby nigdy nic, opierając się kostką o kostkę Shane'a.
— Hm... ten tutaj to pikantny tatar z białego tuńczyka z korzeniem łopianu, zieloną cebulką, przyprawami togarashi i przypalanym białym tuńczykiem marynowanym w miso. Ten tutaj to czawycza, czy też Ōra łosoś królewski w papierze sojowym z marynowaną rzodkwią oshinko, ziołem mizuna, ostrym majonezem z łososia i słodkim sosem ponzu. Obok śnieżny krab z ostrym majonezem, ikrą, węgorzem, sosem unagi i katsuobushi — na wszelki wypadek użył japońskiej nazwy, mając wrażenie, że podsuszana skóra z tuńczyka brzmiałaby dla niego średnio zachęcająco.
— Tatar z tuńczyka błękitnopłetwego, ziołem mizuna, ryżem z octem akazu, skórką yuzu, czosnkiem, pietruszką, wasabi, ostrym sosem, czerwoną papryczką i zieloną cebulką. To jest z pieczonym łososiem ze słodką tykwą, rzodkwią oshingo, olejem truflowym, ogórkiem i sosem kabayaki. No i nigiri z gotowaną krewetką, to jest z tuńczykiem błękitnopłetwym, to z surowym łososiem królewskim, a to z krabem śnieżnym — opisał każde po kolei, zwracając się w jego stronę — smakuje ci? Jest z mojej ulubionej restauracji. Zwykle ciężko się tam dostać, ale w razie czego możesz dać mi znać, to załatwię ci rezerwację.
Wysłuchał spokojnie jego rewelacji odnoście zastępczej nauczycielki. To co usłyszał wywołało u niego lekkie zmarszczenie brwi pokazujące, że nie za ba bardzo podobało mu się to, co słyszał.
- Szczerze mówiąc, nie o taką historię raczej chodziło w nauczaniu was - powiedział w końcu z cichym westchnieniem. - Co za kobieta... Tylko więcej problemów mi przykłada - oh tak, marzyło mu się stadko napalonych nastolatek zaczynające go napastować (ponownie), by dowiedzieć się o najmniejszym szczególe jego wyjawionego życia.
Potarł nasadę nosa, kręcąc głową zaraz potem.
- Nie bez przyczyny to ja dostałem klasę A, a ona B głównie - podsumował jego słowa patrząc na niego ze zrezygnowaniem. - Ma dobre stopnie, ale jej umiejętności nadałyby się do maksymalnie przeciętnej szkoły, a nie do placówki tego typu - nie pochlebiał swojej koleżance, ale nie zamierzał zarazem umniejszać z tego powodu też własnym możliwością. Nieukrywanym było faktem, że nie darzył sympatią zastępującej go kobiety, chociaż nie wchodził bardziej w tematykę.
Za to wysłuchał narastającego opisu tego, co miało niedługo wylądować w jego żołądku. Musiał przyznać, że miał niemały wybór, a świeżość dania wręcz zachęcała do kosztowania. Zupełnie jakby miał do czynienia z pudełkiem klejnotów z biżuterią. I przede wszystkim same składniki brzmiały... drogo.
- Jest pyszne - nie mógł jednak zaprzeczyć temu faktowi. - I idealne dla mnie - jak na to, że musiał konkretnie uważać z jedzeniem przez swoje umiejętności i i ich sposób wykorzystania. - I chociaż doceniam ofertę, raczej będę musiał odmówić. Na razie jestem nieco spłukany - zachichotał cicho. - Widziałeś te sterty książek w pokoju u mnie? Ostatnio trochę poszalałem i zakupiłem je z myślą o poszerzeniu waszej wiedzy odnoście epoki napominanej na zajęciach.
Pokusa była zbyt wielka by mógł sobie odmówić jej. Tak samo jak i tego jedzenia, które teraz całkowicie wygrywało jego serce.
- Chociaż chwila, nie mówiłeś coś, że nie możesz ostrych rzeczy? - wskazał na niego pałeczkami. - Zostaw mi je w razie czego. Mi i tak nie zaszkodzą - coś pamiętał o tym, ale nie był pewny czy też dotyczy to samego sushi. Chociaż słowo "ostro" jednak zwracało uwagę.
- Szczerze mówiąc, nie o taką historię raczej chodziło w nauczaniu was - powiedział w końcu z cichym westchnieniem. - Co za kobieta... Tylko więcej problemów mi przykłada - oh tak, marzyło mu się stadko napalonych nastolatek zaczynające go napastować (ponownie), by dowiedzieć się o najmniejszym szczególe jego wyjawionego życia.
Potarł nasadę nosa, kręcąc głową zaraz potem.
- Nie bez przyczyny to ja dostałem klasę A, a ona B głównie - podsumował jego słowa patrząc na niego ze zrezygnowaniem. - Ma dobre stopnie, ale jej umiejętności nadałyby się do maksymalnie przeciętnej szkoły, a nie do placówki tego typu - nie pochlebiał swojej koleżance, ale nie zamierzał zarazem umniejszać z tego powodu też własnym możliwością. Nieukrywanym było faktem, że nie darzył sympatią zastępującej go kobiety, chociaż nie wchodził bardziej w tematykę.
Za to wysłuchał narastającego opisu tego, co miało niedługo wylądować w jego żołądku. Musiał przyznać, że miał niemały wybór, a świeżość dania wręcz zachęcała do kosztowania. Zupełnie jakby miał do czynienia z pudełkiem klejnotów z biżuterią. I przede wszystkim same składniki brzmiały... drogo.
- Jest pyszne - nie mógł jednak zaprzeczyć temu faktowi. - I idealne dla mnie - jak na to, że musiał konkretnie uważać z jedzeniem przez swoje umiejętności i i ich sposób wykorzystania. - I chociaż doceniam ofertę, raczej będę musiał odmówić. Na razie jestem nieco spłukany - zachichotał cicho. - Widziałeś te sterty książek w pokoju u mnie? Ostatnio trochę poszalałem i zakupiłem je z myślą o poszerzeniu waszej wiedzy odnoście epoki napominanej na zajęciach.
Pokusa była zbyt wielka by mógł sobie odmówić jej. Tak samo jak i tego jedzenia, które teraz całkowicie wygrywało jego serce.
- Chociaż chwila, nie mówiłeś coś, że nie możesz ostrych rzeczy? - wskazał na niego pałeczkami. - Zostaw mi je w razie czego. Mi i tak nie zaszkodzą - coś pamiętał o tym, ale nie był pewny czy też dotyczy to samego sushi. Chociaż słowo "ostro" jednak zwracało uwagę.
Reakcja Shane'a mimo wszystko nieznacznie go uspokoiła. Domyślał się, że nazbyt duże zainteresowanie ze strony uczennic od początku nie wywoływało u niego szczególnego zadowolenia. Ale gdyby zaczął się pozytywnie wypowiadać o swojej koleżance, która zachowywała się w podobny sposób, momentalnie zwiększyłby czujność.
Na razie mógł sobie darować.
— Jak się w ogóle tu dostała? Obciągała profesorowi, byle przyjść tu za tobą czy same oceny bez predyspozycji wystarczyły? — zapytał, wyciągając się nieco wygodniej na krześle. Jak widać, nawet nie próbował używać ładnych czy dyplomatycznych słów. Wystarczyło, że musiał to robić na co dzień.
Spojrzał na niego nieznacznie zaskoczony na wspomnienie o książkach, zaraz parskając cichym śmiechem.
— Próbowałeś ubiegać się u dyrektora o jakiekolwiek dofinansowanie? Może zwróciłby ci, chociaż część za materiały. Albo dorzucił się do następnej serii. Ale skoro tak to po prostu zamówię je ponownie. Ale nie w ten weekend, żeby ci się nie przejadło. Może za tydzień — co za subtelny sposób powiedzenia, że nie uwolni się od niego po tych kilku dniach. Musiał jednak przyznać, że Kassir naprawdę zaimponował mu oddaniem względem nauki.
Tak samo jak tym, że najwidoczniej go słuchał.
— Jestem wzruszony, że zapamiętałeś — choć jego słowa mogły brzmieć zaczepnie, rzeczywiście się uśmiechał.
— Nie przejmuj się, sos bazujący na majonezie z reguły jest na wierzchu, więc zdejmuję go pałeczkami. Chociaż skoro już się zaoferowałeś, to nie mam powodu, by odmawiać. Zamówiłem je, bo są jednymi z najlepszych pozycji w menu, szkoda by było, gdybyś nie mógł ich spróbować przez moje kubki smakowe — stwierdził, nawet na chwilę nie zmieniając pozycji. Trzeba było przyznać, że chociaż Jonathan zachowywał się niejednokrotnie jak rozpieszczony gówniarz, dało się poznać, z jakiej rodziny pochodzi już po samym eleganckim sposobie siedzenia czy jedzenia.
— Twój współlokator na pewno nie jest głodny? — zapytał nieco od niechcenia, starając się jednak zachować, choć pozory uprzejmości.
- Obstawiam, że podobnie jak ja, więc nie obejmowało to obciąganie profesorowi - odpowiedział mu, posyłając mu zarazem zaintrygowane spojrzenie. - Chyba, że to przeznaczone dla studentów o gorszych wynikach niż moje. Nie wnikałem w to szczerze mówiąc. Wiem, że było brane pod uwagę oceny, test i ogólną opinię wykładowców względem tego - wypuścił powietrze z płuc. - I finalnie jednodniowy test pod okiem nauczyciela.
Nieco go wtajemniczył względem wyboru studentów.
- Nawiasem mówiąc, napotkałeś się na pozostałych dwóch praktykantów? Jeśli pamiętam, powinno być ich czterech razem ze mną - jedna kobieta i jeden mężczyzna dodatkowo, jeśli dobrze Shane pamiętał. - Chociaż pewnie jako przewodniczący szkoły już jesteś zapoznany z nimi i oceną przez nich przedstawianą - dodał zaraz potem, machając ręką, tracąc na moment swoje zainteresowanie względem rozmawiania o innych osobach.
- Mogłem i o całe, ale to równało się z tym, że po skończeniu praktyk musiałbym oddać te książki do biblioteki waszej. A ja jestem nieco samolubny względem tego - patrzył na niego z wybitnym rozbawieniem. - I nie lubię się dzielić. Dlatego kupuję to z własnej kieszeni.
Bardziej wizja pożegnania się z trudno zdobytymi dziełami była dla niego bardziej bolesna niż pusty portfel.
- Jeśli chcesz mnie podrywać na jedzenie, to przyznaję, że idzie ci całkiem dobrze - przyznał się bez wahania. Wyłapał zarazem i tą niemą kwestię, że nie był to koniec ich spotkań. Chociaż zarazem z niepokojem też stwierdzał u siebie, że zaczynał się powoli do tego przyzwyczajać.
Posłał mu na moment pytające spojrzenie, próbując zrozumieć, czy to coś dziwne, że zapamiętał jego preferencje. Zaraz potem jedynie uśmiechnął się, uznając wewnętrznie, że nie miał co się zastanawiać.
- Doceniam twoją szczodrość - nie naigrywał się z niego nawet, co faktem było, że sam kupił jedzenie, w tym nie tylko pod siebie. Chociaż było mu zarazem głupio, że nie on wyłożył pieniądze na to. Miał jednak wrażenie, że byłoby to bardzo trudne dla niego.
Zarazem tez nie chciał, by wychodziło na to, że ciągle to Everett coś kupował.
- Nie - uciął momentalnie. - Przeżyje bez jedzenia - zdecydowanie nie chciał go tutaj wpuszczać, gdy był niedawno świadkiem sceny, którą nigdy nie zamierzał mu pokazywać. I tak już wystarczająco wiedział, że do końca tygodnia będzie miał tutaj piekło z tego powodu. Wystarczająco zawstydzającego, że nie mógł nawet teraz zbytnio znieść myśli o tym.
- W dodatku był niedawno na randce, jako dobry współlokator muszę pilnować, by nie przejadł się - dodał z lekką złośliwością w głosie, zabierając jedno z ostrzejszych kawałków. - Chociaż faktem jest, że wątpię, że zniknie to dzięki naszej dwójce - nie można było powiedzieć, że było tego mało tutaj.
Przyglądając się mu, mógł jeszcze bardziej zrozumieć, że próba zerwania tej relacji była niemalże niemożliwa. Na swoje nieszczęście widział jeszcze lepiej, że rudowłosy go przyciągał fizycznie. W dodatku nienaganne zachowanie przy stole tym bardziej powodowało, że wydawał się być dla niego pociągający.
- Chcesz nadal mnie lepiej poznawać? - zapytał go w pewnym momencie. Relacja czysto fizyczna była jedną sprawą, ale poznawanie preferencji partnera powodowało wzrost przyjemności. Przynajmniej tak uważał Kassir.
Nieco go wtajemniczył względem wyboru studentów.
- Nawiasem mówiąc, napotkałeś się na pozostałych dwóch praktykantów? Jeśli pamiętam, powinno być ich czterech razem ze mną - jedna kobieta i jeden mężczyzna dodatkowo, jeśli dobrze Shane pamiętał. - Chociaż pewnie jako przewodniczący szkoły już jesteś zapoznany z nimi i oceną przez nich przedstawianą - dodał zaraz potem, machając ręką, tracąc na moment swoje zainteresowanie względem rozmawiania o innych osobach.
- Mogłem i o całe, ale to równało się z tym, że po skończeniu praktyk musiałbym oddać te książki do biblioteki waszej. A ja jestem nieco samolubny względem tego - patrzył na niego z wybitnym rozbawieniem. - I nie lubię się dzielić. Dlatego kupuję to z własnej kieszeni.
Bardziej wizja pożegnania się z trudno zdobytymi dziełami była dla niego bardziej bolesna niż pusty portfel.
- Jeśli chcesz mnie podrywać na jedzenie, to przyznaję, że idzie ci całkiem dobrze - przyznał się bez wahania. Wyłapał zarazem i tą niemą kwestię, że nie był to koniec ich spotkań. Chociaż zarazem z niepokojem też stwierdzał u siebie, że zaczynał się powoli do tego przyzwyczajać.
Posłał mu na moment pytające spojrzenie, próbując zrozumieć, czy to coś dziwne, że zapamiętał jego preferencje. Zaraz potem jedynie uśmiechnął się, uznając wewnętrznie, że nie miał co się zastanawiać.
- Doceniam twoją szczodrość - nie naigrywał się z niego nawet, co faktem było, że sam kupił jedzenie, w tym nie tylko pod siebie. Chociaż było mu zarazem głupio, że nie on wyłożył pieniądze na to. Miał jednak wrażenie, że byłoby to bardzo trudne dla niego.
Zarazem tez nie chciał, by wychodziło na to, że ciągle to Everett coś kupował.
- Nie - uciął momentalnie. - Przeżyje bez jedzenia - zdecydowanie nie chciał go tutaj wpuszczać, gdy był niedawno świadkiem sceny, którą nigdy nie zamierzał mu pokazywać. I tak już wystarczająco wiedział, że do końca tygodnia będzie miał tutaj piekło z tego powodu. Wystarczająco zawstydzającego, że nie mógł nawet teraz zbytnio znieść myśli o tym.
- W dodatku był niedawno na randce, jako dobry współlokator muszę pilnować, by nie przejadł się - dodał z lekką złośliwością w głosie, zabierając jedno z ostrzejszych kawałków. - Chociaż faktem jest, że wątpię, że zniknie to dzięki naszej dwójce - nie można było powiedzieć, że było tego mało tutaj.
Przyglądając się mu, mógł jeszcze bardziej zrozumieć, że próba zerwania tej relacji była niemalże niemożliwa. Na swoje nieszczęście widział jeszcze lepiej, że rudowłosy go przyciągał fizycznie. W dodatku nienaganne zachowanie przy stole tym bardziej powodowało, że wydawał się być dla niego pociągający.
- Chcesz nadal mnie lepiej poznawać? - zapytał go w pewnym momencie. Relacja czysto fizyczna była jedną sprawą, ale poznawanie preferencji partnera powodowało wzrost przyjemności. Przynajmniej tak uważał Kassir.
— Jednodniowy test pod okiem nauczyciela brzmi jak całe mnóstwo opcji na zostanie z nim sam na sam — stwierdził, unosząc kącik ust w bezczelnym uśmiechu. Zwrócił się w jego stronę i przesunął nogę do przodu, przesuwając powoli swoją kostką po jego łydce.
— Nie pogardziłbym czymś takim, panie Kassir. Z przyjemnością poddałbym się wszystkim pana testom przez jeden dzień szkolny. I choć jestem pewien, że w tym momencie znowu zasłoni się pan argumentem nierobienia niczego w szkole, pozwólmy tej propozycji zawisnąć w powietrzu, aż będzie pan gotowy — przyłożył palec ust, puszczając mu oko z wyraźnym zadowoleniem z samego siebie.
Shane mógł mówić, co tylko chciał, ale Jonathan niejednokrotnie udowodnił mu jak uparty i wytrwały jest we wszystkim, czego się podejmuje. Gdyby było inaczej, nie siedziałby właśnie w jego mieszkaniu.
— I tak, i nie. Widuję ich w szkole, znam ich imiona, ale to tyle. Dostali innych członków samorzadu za przewodników. Z reguły kontaktują się ze mną za ich pośrednictwem, biorąc pod uwagę fakt, że zdążyli już z nimi porozmawiać. Choć czasem zdarza mi się zamienić z nimi kilka słów w pokoju nauczycielskim, ale to tyle — już sam ton jego głosu wskazywał na to, że gdyby nie fakt, że dysponował praktycznie perfekcyjną pamięcią, już dawno wyrzuciłby ich istnienie z pamięci.
Zaśmiał się cicho, podpierając twarz dłonią.
— Jesteśmy szkołą prywatną, Shane. Nie publiczną. Stać nas na własne książki i nie musimy okradać własnych nauczycieli. Jestem pewien, że jeśli przedstawisz odpowiednie argumenty na temat tego jak mocno możesz wpłynąć na edukację uczniów po jej przeczytaniu, dyrektor chętnie dołożyłby ci się do zakupów. Nawet jeśli nie opłaci ci ich całkowicie, nawet dwadzieścia procent byłoby ulgą dla twojego portfela, czyż nie? — szczerze mówiąc, kupiłby mu je sam, ale wiedział, że Kassir w życiu by na to nie poszedł. I choć mogłoby się wydawać, że Everett przyzwyczaił się do kupowania sobie znajomości, w rzeczywistości nie robił tego prawie nigdy. Co nie zmieniało faktu, że lubił obdarowywać osoby, które w jakikolwiek sposób wzbudziły jego zainteresowanie.
— Hmm, w takim razie przygotuję całą listę moich ulubionych lokali i upewnię się, że będziesz miał okazję spróbować choć jednego dania z każdego z nich — stwierdził nonszalancko, prostując się na stołku barowym. Jak widać, jak nie poprzez książki to poprzez jedzenie.
Przyglądał mu się z zainteresowaniem, widząc jego reakcję na wspomnienie o współlokatorze. Zabawne. Wystarczyłoby jedno polecenie ze strony Everetta, by o wszystkim zapomniał. Jedno pojedyncze zdanie.
Którego nie zamierzał wypowiadać.
Obecna sytuacja zdecydowanie zbyt mocno mu pasowała. I nawet jeśli domyślał się, że Shane będzie musiał znosić docinki, aż nazbyt dobitnie zaznaczył swoje terytorium. Czego więcej mógłby chcieć od podobnej sytuacji?
— Być może nie będzie tak doskonałe jak tuż po zrobieniu, ale jestem pewien, że jeśli przechować je w lodówce, nie będziesz musiał się martwić o jutrzejsze śniadanie czy obiad — nie zamierzał w końcu ofertować, że weźmie część ze sobą. Zestaw był prezentem, a prezentów nie dzieliło się na części.
"Chcesz nadal mnie lepiej poznawać?"
— Oczywiście.
Nawet się nie zawahał.
— Ale nie dziś — podniósł rękę, patrząc pokrótce na drogi zegarek, nim wstał z miejsca, układając ubrania dłońmi — moja dzisiejsza wizyta jest wynikiem kaprysu, więc muszę wrócić do domu i zająć się obowiązkami. Nadrobimy to w piątek.
Wyciągnął dłoń w jego stronę, wyraźnie chcąc mu pomóc wstać z krzesła. Prawdziwie dżentelmeński ruch, dość zabawnie kontrastujący z tym, co robili wcześniej.
— Już nie mogę się doczekać, panie Kassir — niezależnie od tego czy skorzystał z jego propozycji czy nie, wyszeptał te słowa wprost do jego ucha, postępując krok w jego stronę. Nie mógłby darować sobie pocałunku na pożegnanie, nawet jeśli ograniczył się do muśnięcia wargami, parskając cichym śmiechem.
— Cóż, sushi nie jest najlepszym wyborem, gdy chodzi o całowanie się — stwierdził, biorąc na odchodne jeszcze kawałek imbiru. Pozbierał swoje rzeczy i ruszył w stronę wyjścia, przypominając sobie o czymś jeszcze.
— Daj mi swój numer telefonu. Żebyśmy mogli lepiej umówić się odnośnie piątku. Wątpię, byś chciał ponownie doświadczać mojego wparowania do środka bez większej zapowiedzi.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach