▲▼
- Cały czas się uczę - skomentował jedynie, unosząc brew na widok jego zachowania. Dał się zaraz potem przyciągnąć mu, parskając cicho śmiechem, gdy zaczął ogarniać jego wygląd.
- Wiesz, że mogłem sam to zrobić? - mimo to, nie protestował przeciwko temu. Obserwował spokojnie, jak zajmował się sobą, by potem odprowadzić go wzrokiem.
- Więc zostaje mi życzyć ci powodzenia - rzucił jedynie, uśmiechając się łagodniej. Jeszcze ma wiele przed sobą. Upewnił się, że jego strój jest nienagannym stanie, poprawił okulary na nosie i zabrał swoje rzeczy, by zaraz potem zamknąć salę. Musiał przyznać sam sobie, że...
... to był całkiem interesujący koniec dnia.
- Nie prześpię się z tobą Igor - chłodny głos Kassira nie zmieniał się co do joty odkąd stał tuż przy toalecie męskiej, kontynuując dalszą rozmowę.
- Ale dlaczego, Shane? - gorące i zarazem wypełnione alkoholem powietrze owiało go, powodując w nim uczucie mdłości. Jego żołądek zadrżał w proteście, mimo to, mimika twarzy nadal nie zmieniała isę.
- Bo jesteś beznadziejny w łóżku - założył ręce na wysokości klatki piersiowej, stukając prawą nogą o miękkie podłoże.
- Ostatnio mówiłeś co innego - czarnowłosy chłopak uśmiechnął się z rozbawieniem wymieszanym z pogardą. - Zwłaszcza, gdy prosiłeś mnie o tą noc.
- Coś ci się pomyliło - odwrócił głowę na bok. - Spotkaliśmy się przypadkiem. Popiliśmy i spędziliśmy ze sobą noc. Nic więcej. I nie, nie zamierzam z tobą spać więcej. Jesteś beznadziejny w tym. Jak myślisz, że szczytem możliwości jest postawienie sobie i wsuwanie tego w najbliższą dziurę, po czym udawanie, że umie się poruszać, to mam dla ciebie złą wiadomość. Idź się pierdol sam ze sobą.
Gdyby tylko wiedział, że ten wypad będzie tka beznadziejny, nigdy się nie zgodziłby na niego.
Zaczęło się niewinnie. Spotkali się w Moonlight głównie po to, by świętować osiągnięcie Mia-Mia - studentki o imieniu Amelia, z którą miał pozytywne relacje. Głównie temu, że dziewczyna była na tyle specyficzna, że przy ich pierwszym spotkaniu powiedziała mu wprost, że nie kręcą ją faceci i nawet jego uroda niczego w tym nie zmieni. Musiał przyznać, że pod postacią niewielkiej osoby, o zaledwie 157 cm, kryła się osoba, która miała bardzo sarkastyczne podejście do innych. Była też na tyle inteligentna, że bez problemu zgarniała różnego typu nagrody.
W tym przypadku akurat padło na wygraną naukową w postaci opisania działania mocy ofensywnej względem naturalnych żywiołów.
Jednakże nie przewidział tego, że jego nieudany kochanek również natrafi się w tym miejscu. Igor był osobą o rok starszą od Kassira - czarnowłosy chłopak o brązowych oczach potrafił zawrócić niejednej osobie w głowie. On nie był również wyjątkiem pod tym względem, zwłaszcza gdy był pod wpływem alkoholu, a jego potrzeby odzywały się nieubłaganie. Przy czym dostał wystarczająco spore rozczarowanie, gdzie ledwie co udało mu się umknąć mu. Nawet jeśli pozostał po tym ślad bólu, urazy i braku nasycenia.
A teraz musiał na niego natrafić akurat w tym klubie.
- No dajesz, Shane. Wiem, że ci się spodoba - widział, że specjalnie blokował mu możliwość odejścia. Syknął, gdy zrozumiał, że próbował dobrać się do jego męskości, by wymusić reakcję nieco nietrzeźwego ciała.
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
— Przecież nie mam z tego żadnych korzyści. Poza tym, jeśli już mam komuś zniszczyć życie to zamierzam to zrobić osobiście, twarzą w twarz, a nie stosując jakieś żałosne środki jak szantaże czy skarżenie się dyrektorowi. Pomijając, że jakoś nie widzę sensu w pastwieniu się nad innymi, nijak nie poprawi to mojej pozycji — uniósł brew ku górze, nie rozumiejąc jego toku myślenia. Skąd u ludzi w ogóle brały się podobne pomysły? Nigdy nie był w stanie zrozumieć, dlaczego wydawało im się, że zniszczenie czyjegoś życia sprawi, że poczują się lepiej, bo coś nie poszło po ich myśli.
— Świetnie. Więc tym bardziej nic nikomu nie powiemy, to chyba oczywiste? Zająłem się Millie, więc druga sytuacja też nie wyjdzie na jaw, nie było żadnych innych świadków. Wątpię, by ktoś inny w tej szkole miał być równie uciążliwy jak ja. A gdyby tak było, możesz mu przyjebać, a ja mu wmówię, że wpadł na ścianę — no proszę, próba żartu. Najwidoczniej krótka rozmowa wystarczyła, by na nowo przywrócić Jonathanowi nieco życia. Do tego stopnia, by uniósł kącik ust w uśmiechu po własnych słowach.
— To jest bardzo idiotyczny powód. Masz dwadzieścia jeden lat, Shane, nie pięćdziesiąt. A uwierz mi, Doherty ma ponad czterdzieści, a i tak udaje mi się go wytrącić z równowagi jak gówniarza i sprawić, że jego trening zmienia się w... nieważne. W każdym razie taki mam talent — rozłożył ostrożnie ręce na boki, przewracając przy tym oczami.
"I będziesz tak stać, niszcząc moją postawę co do wyjścia z twarzą z tej sytuacji?"
— Ucieczka to twoim zdaniem wyjście z twarzą? — zapytał z wyraźnym powątpiewaniem, przesuwając powoli na niego wzrok. Teraz gdy był dużo bliżej niż wcześniej, na nowo w jego głowie pojawiły się myśli, które całkowicie hamował przez ostatni tydzień.
— A co ma być? Uczę się, trenuję, robię wszystko, czego ode mnie chcą. Do momentu eliminacji będę z każdym dniem wyglądał coraz gorzej, a potem znowu wrócę do trucia ci dupy. Po prostu jak masz mi przyłożyć, to rób to w miejscach, w których nas nie zobaczą. Na dachu, w schowku czy innym zamkniętym pomieszczeniu. Na ten moment będę wdzięczny, gdybyś kolejne uderzenia również kierował na twarz albo barki. Jeśli uderzysz mnie w klatkę piersiową albo brzuch, obawiam się, że mogę się popłakać jak małe dziecko, a wolałbym tego nie robić przed osobą, której próbuję udowodnić, że siedemnaście lat nie przekreśla jej w kontekście obiektu zainteresowania — prychnął, przestępując z nogi na nogę. Ciężko było stwierdzić na ile żartował, a na ile mówił poważnie, gdy nieustannie intensywnie się w niego wpatrywał.
— Ale skoro tak bardzo zamierzasz to przeżywać, to po prostu muszę ci oddać — rozłożył ręce na boki, tylko po to, by zaraz podnieść je do góry. Nie, żeby faktycznie zamierzał go uderzyć. Mimo to ułożył je na jego twarzy, nieszczególnie dbając w tym kontekście o delikatność i zmniejszył odległość pomiędzy nimi do zera, wymuszając na nim zdecydowanie dużo głębszy pocałunek, niż wypadało. Nie, żeby w ogóle wypadało robić coś podobnego w szkole. Z własnym nauczycielem. Co jak widać, całkowicie nie przeszkadzało mu w przesunięciu swoim językiem po jego i wsunięciu swojej nogi pomiędzy jego.
Nikt nie powie? Nie wyjdzie to na jaw? Trzymał to w tajemnicy, zapowiadając zarazem, że w razie przypadku będzie go jeszcze kryć?
- Um... dzięki - wydobył z siebie tylko tyle, czując głównie mętlik w głowie. Tym bardziej nie umiał znaleźć powodu oprócz zwykłego kaprysu. Zwłaszcza, że widział jego próbę obrócenia sytuacji w bardziej humorystyczny sposób.
W końcu się uśmiecha.
- Ugh - potarł ramię, maskując irytację. - To muszę przyznać rację. Potrafisz działać mi na nerwy. Mam wrażenie, że przy tobie wszystko bierze szlag.
I głównie przez to, że czas temu przespali się razem.
- Raczej kwestia, by nie pogrążać się bardziej - odparł cicho. - I nie uciekam. Gdybym miał to zrobić, nie rozmawialibyśmy teraz - momentalnie uznał, dzieląc się z nim skróconym poglądem na sytuację, jak on sam to odbierał.
- Czyli mówisz, że mam przyzwolenie na bicie ciebie, mimo iż staram się podkreślać, że nie chcę tego robić? - uniósł brew. - I chwila, czemu popłaczesz... - jego spojrzenie zrobiło się o wiele bardziej uważniejsze, gdy skupił wzrok na jego klatce piersiowej, a potem brzuchu. I może na sekundę zawiesił uwagę na jego kroczu, ale zaraz potem podniósł wzrok na niego, lekko wyginając usta w górę.
- Powinno pochlebiać mi to, że tak starasz się - skomentował, czując lekkie poruszenie w klatce piersiowej przez jego wzrok. - Mimo iż cały czas powtarzam ci to samo - względem wieku i relacji. Problem był jednak taki, że tylko Kassir się tym przejmował.
Niedobrze.
Nie powinien do tego dopuścić. Do zetknięcia ich ust, pozwolenie na ten pocałunek, bierne akceptowanie zagłębienie go, pozwalając mu na kontynuowanie tego. To nie był odpowiednie miejsce na to. Ani czas. Ani nic więcej. Wszystko graniczyło z sprzecznością, do której nie powinien dopuścić. Mimo to, jego ciało zareagowało wbrew woli umysłu, ulegając temu odczuciu , brutalnie przypominając o potrzebach, których nadal nie miał okazji zaspokoić. Obecny weekend spędził nad książkami, więc nawet nie mógł próbować odnaleźć odpowiedniego partnera w zamian za poprzednie rozczarowanie. Miękkość odczuwalnego języka wzbudzała odczucie chęci odwzajemnienia tego. Nasilenie jego obecności, jedynie za bardzo pogłębiało jego potrzeby, którym najchętniej by się oddał obecnie.
Tylko, że poddanie się temu oznaczało, że musiał zaakceptować fakt, że robił nieprzyzwoite rzeczy z siedemnastolatkiem.
Kto z nas musi być rozsądny?
Położył dłonie na jego ramionach, lekko odsuwając go od siebie.
- Ja... Eliminacje najpierw, dobra? - wymamrotał, odwracając wzrok. - Nie wiem... Czy to najlepszy pomysł. Nie panuję nadal nad sobą, Jonathanie. Nie sądzę, bym mógł ukazać się delikatnością, jaką potrzebujesz obecnie - przyznał z lekkim zaczerwieniem na twarzy. - W dodatku jestem twoim nauczycielem. Nie wypada mi tego... - pokręcił głową. Musiał przyznać, że nie spodziewał się po sobie, że tyle wystarczyło, by pogubił się. Złamanie własnego postanowienia? - Ugh. Na teraz niech będzie, że to kwestia oddania mi - uniósł rękę i pstryknął go w czoło. - A teraz muszę się uspokoić - Jeszcze trochę i serio nie wytrzymam. Jego nogi nieznacznie poruszyły się, gdy próbował brać głębsze wdechy dla zwyczajnego opanowania się. O czym ja w ogóle myślę? Czy ja przez moment właśnie chciałem mu ulec i pozwolić na kontynuację tego wszystkiego? W takich chwilach zbyt dobrze przypominał sobie, że różnica w ich wieku nie była duża.
- Um... dzięki - wydobył z siebie tylko tyle, czując głównie mętlik w głowie. Tym bardziej nie umiał znaleźć powodu oprócz zwykłego kaprysu. Zwłaszcza, że widział jego próbę obrócenia sytuacji w bardziej humorystyczny sposób.
W końcu się uśmiecha.
- Ugh - potarł ramię, maskując irytację. - To muszę przyznać rację. Potrafisz działać mi na nerwy. Mam wrażenie, że przy tobie wszystko bierze szlag.
I głównie przez to, że czas temu przespali się razem.
- Raczej kwestia, by nie pogrążać się bardziej - odparł cicho. - I nie uciekam. Gdybym miał to zrobić, nie rozmawialibyśmy teraz - momentalnie uznał, dzieląc się z nim skróconym poglądem na sytuację, jak on sam to odbierał.
- Czyli mówisz, że mam przyzwolenie na bicie ciebie, mimo iż staram się podkreślać, że nie chcę tego robić? - uniósł brew. - I chwila, czemu popłaczesz... - jego spojrzenie zrobiło się o wiele bardziej uważniejsze, gdy skupił wzrok na jego klatce piersiowej, a potem brzuchu. I może na sekundę zawiesił uwagę na jego kroczu, ale zaraz potem podniósł wzrok na niego, lekko wyginając usta w górę.
- Powinno pochlebiać mi to, że tak starasz się - skomentował, czując lekkie poruszenie w klatce piersiowej przez jego wzrok. - Mimo iż cały czas powtarzam ci to samo - względem wieku i relacji. Problem był jednak taki, że tylko Kassir się tym przejmował.
Niedobrze.
Nie powinien do tego dopuścić. Do zetknięcia ich ust, pozwolenie na ten pocałunek, bierne akceptowanie zagłębienie go, pozwalając mu na kontynuowanie tego. To nie był odpowiednie miejsce na to. Ani czas. Ani nic więcej. Wszystko graniczyło z sprzecznością, do której nie powinien dopuścić. Mimo to, jego ciało zareagowało wbrew woli umysłu, ulegając temu odczuciu , brutalnie przypominając o potrzebach, których nadal nie miał okazji zaspokoić. Obecny weekend spędził nad książkami, więc nawet nie mógł próbować odnaleźć odpowiedniego partnera w zamian za poprzednie rozczarowanie. Miękkość odczuwalnego języka wzbudzała odczucie chęci odwzajemnienia tego. Nasilenie jego obecności, jedynie za bardzo pogłębiało jego potrzeby, którym najchętniej by się oddał obecnie.
Tylko, że poddanie się temu oznaczało, że musiał zaakceptować fakt, że robił nieprzyzwoite rzeczy z siedemnastolatkiem.
Kto z nas musi być rozsądny?
Położył dłonie na jego ramionach, lekko odsuwając go od siebie.
- Ja... Eliminacje najpierw, dobra? - wymamrotał, odwracając wzrok. - Nie wiem... Czy to najlepszy pomysł. Nie panuję nadal nad sobą, Jonathanie. Nie sądzę, bym mógł ukazać się delikatnością, jaką potrzebujesz obecnie - przyznał z lekkim zaczerwieniem na twarzy. - W dodatku jestem twoim nauczycielem. Nie wypada mi tego... - pokręcił głową. Musiał przyznać, że nie spodziewał się po sobie, że tyle wystarczyło, by pogubił się. Złamanie własnego postanowienia? - Ugh. Na teraz niech będzie, że to kwestia oddania mi - uniósł rękę i pstryknął go w czoło. - A teraz muszę się uspokoić - Jeszcze trochę i serio nie wytrzymam. Jego nogi nieznacznie poruszyły się, gdy próbował brać głębsze wdechy dla zwyczajnego opanowania się. O czym ja w ogóle myślę? Czy ja przez moment właśnie chciałem mu ulec i pozwolić na kontynuację tego wszystkiego? W takich chwilach zbyt dobrze przypominał sobie, że różnica w ich wieku nie była duża.
Nie sądził, by Shane miał za co dziękować, ale postanowił nie odbierać mu podobnego prawa, wzruszając jedynie ramionami. Prawda była taka, że gdyby chciał go szantażować, miał pod ręką dużo gorsze materiały, o których ciemnowłosy najwyraźniej całkowicie zapomniał. A póki co, Jonathan nie zamierzał mu o nich przypominać, zwłaszcza że nie było opcji, by oddał je komuś innemu czy usunął.
"To muszę przyznać rację. Potrafisz działać mi na nerwy. Mam wrażenie, że przy tobie wszystko bierze szlag."
— Dziękuję, staram się — uniósł kącik ust z rozbawieniem, nieustannie powstrzymując się przed jakimikolwiek gwałtowniejszymi reakcjami, wiedząc, że nie skończyłyby się one zbyt dobrze.
Zaakceptował jego wytłumaczenie odnośnie nieuciekania w milczeniu. Zaraz kiwnął głową kompletnie nieprzejęty, rozkładając lekko ręce na boki.
— Myślę, że z moim charakterem ciężko będzie ci się powstrzymać. Chyba że wolisz inną formę wyżywania się na mnie, znam kilka dużo przyjemniejszych opcji, które od razu sprawiłyby, że zeszłaby z ciebie cała złość — uniósł brew ku górze, zaraz poważniejąc, gdy dostrzegł jego wzrok na sobie.
— Nie wchodź w to, Shane. Nie chcesz wiedzieć. Nie będziesz w stanie tego zrozumieć — westchnął cicho, z tego wszystkiego nie zauważając nawet gdzie jeszcze zatrzymało się spojrzenie Kassira. A szkoda. Mógłby go zapewnić, że akurat tamtą część ma aż nazbyt sprawną.
— To prawda. Powtarzasz. Po prostu uważam to za bezsensowne, a potrafię być bardzo przekonujący — co zresztą uwielbiał udowadniać. Tak jak teraz, gdy chłopak nie odsunął go od siebie od razu. Nawet stojąc metr dalej, nadal czuł pod palcami ciepło jego skóry, jednocześnie żałując, że nie mógł powędrować dłońmi w inne miejsca, które interesowały go jeszcze mocniej.
Złapał jego rękę, obejmując jego nadgarstek palcami, by zaraz musnąć go delikatnie ustami.
— Wypada, nie wypada, kogo to obchodzi. Robisz to dla siebie, a nie opinii publicznej. Zwłaszcza że chyba żadne z nas nie zamierza nikogo o tym informować — wypuścił go powoli, zsuwając wzrok w dół. Nie był pewien czy Shane zdawał sobie sprawę z tego jak mocno działały na niego podobne ruchy. Pomijając fakt, że właśnie miał niewyobrażalną ochotę iść do Doherty'ego i przywalić mu w twarz z pięści, za to jak mocno ograniczył jego możliwości. Nawet jeśli zapewne by tego nie przeżył.
Mimo to widział zawahanie na jego twarzy. I nie byłby sobą, gdyby nie próbował go wykorzystać.
— Pełna forma na ten moment odpada, ale mogę ci pomóc w inny sposób — przesunął palcem po języku, zaraz unosząc kącik ust ku górze, gdy na nowo zmniejszył odległość pomiędzy nimi. Jego dłoń powędrowała tam, gdzie zdecydowanie nie powinna, gdy zaczepił paznokciami o materiał na kroczu Shane'a, nie posuwając się jednak dalej.
— Drzwi są zamknięte. Nikt się nie dowie. Gdyby ktoś zapytał, co zajęło nam tak długo, powiem, że jak na przykładnego nauczyciela przystało, pomagałeś mi nadrabiać materiał dodatkowy z zajęć. W końcu cały czas zasypiam — a jednak teraz kompletnie nie chciało mu się spać.
— Jestem w tym dobry. Bardzo dobry. Nawet jeśli tego nie pamiętasz — wymruczał wprost do jego ucha, przyciskając własną dłoń nieco mocniej. Czy wykorzystywał w tym momencie jego poczucie winy i zawahanie? Zdecydowanie tak. Czy czuł się z tym jakkolwiek źle? Absolutnie nie.
- Wiesz co, punktem bicia jest to, że drugiej osobie ma się to nie podobać - wytknął mu, wyraźnie zirytowany. - A obstawiam, że twoja metoda spowoduje, że sam będziesz z tego powodu zadowolony - raczej nie sądził, by mu w ten sposób proponował spacerek po mieście.
Uniósł brew na jego poważniejsze słowa, ale na jego własne życzenie - nie pytał o to dalej. Zwłaszcza, że też nie było jak, gdy sytuacja poszła w całkowicie nieodpowiednim - według Shane'a - kierunku.
- Chciałbym zobaczyć, jak bardzo jesteś przekonujący - przyznał bez wahania w głosie, uśmiechając się lekko, gdy poczuł usta na swojej ręce. Gdyby tylko szło mu zachowywać cały czas taką pewność...
- A-ale - było tak wiele czynników, które mówiły mu, że nie powinien tego robić. Powtarzalne, ale zarazem na tyle solidne, by nie opuszczały go od razu. Tylko, że obecna atmosfera... Robiła wiele, o czym ciemnowłosy przekonywał się wraz z upływem czasu.
Robił to specjalnie i Shane zdawał sobie z tego sprawę. Jednakże w tym przypadku zbyt mocno uderzał w słabsze punkty czarnowłosego, powodując przy tym, że był o wiele łatwiejszy w przekonaniu. Zwłaszcza teraz, gdy jego słodkawy głos był niczym trucizna, zachęcająca go do sięgnięcia dalej. Tylko ten jeden raz. Tylko na moment, by móc uspokoić żar organizmu. Nikogo tutaj nie było. Nikt nie miał tego widzieć. Mógł mieć na własność to, co właśnie potrzebował, bez kolejnego oczekiwania na wolny czas. A Jonathan był sam chętny, podstawiając mu się całkowicie. Piękny chłopak, który raz za razem zabawiał się słowami oraz gestami, by dotrzeć do Kassira.
- Jeśli ktokolwiek nas przyłapie, oboje mamy przechlapane - wymamrotał, obejmując go rękami i chowając głowę boku jego szyi. - A mimo to, brniesz w to dalej - zabrał jedną rękę, po czym przesunął ją w stronę dłoni, która znajdowała się na jego kroku i przycisnął ten dotyk jeszcze bardziej, czując, że sam siebie właśnie skazywał na porażkę. - Więc przekonaj mnie, Jonathanie. Że warto zaryzykować chwilę słodkości dla całej przyszłości - nie był nadal przekonany, ale mimo to, zaczynał go sam prowokować. Częściowo świadomie, częściowo nie. Nie umiał wytłumaczyć swojego obecnego stanu żadnymi logicznymi słowami oprócz prostych faktów. Miał przed sobą chętnego chłopaka, gdy on sam potrzebował konkretnego spełnienia satysfakcji.
- Przekonaj mnie, Jonathanie na tyle, bym pomimo mojej niepamięci sam chciał ci pokazać, co potrafię.
Uniósł brew na jego poważniejsze słowa, ale na jego własne życzenie - nie pytał o to dalej. Zwłaszcza, że też nie było jak, gdy sytuacja poszła w całkowicie nieodpowiednim - według Shane'a - kierunku.
- Chciałbym zobaczyć, jak bardzo jesteś przekonujący - przyznał bez wahania w głosie, uśmiechając się lekko, gdy poczuł usta na swojej ręce. Gdyby tylko szło mu zachowywać cały czas taką pewność...
- A-ale - było tak wiele czynników, które mówiły mu, że nie powinien tego robić. Powtarzalne, ale zarazem na tyle solidne, by nie opuszczały go od razu. Tylko, że obecna atmosfera... Robiła wiele, o czym ciemnowłosy przekonywał się wraz z upływem czasu.
Robił to specjalnie i Shane zdawał sobie z tego sprawę. Jednakże w tym przypadku zbyt mocno uderzał w słabsze punkty czarnowłosego, powodując przy tym, że był o wiele łatwiejszy w przekonaniu. Zwłaszcza teraz, gdy jego słodkawy głos był niczym trucizna, zachęcająca go do sięgnięcia dalej. Tylko ten jeden raz. Tylko na moment, by móc uspokoić żar organizmu. Nikogo tutaj nie było. Nikt nie miał tego widzieć. Mógł mieć na własność to, co właśnie potrzebował, bez kolejnego oczekiwania na wolny czas. A Jonathan był sam chętny, podstawiając mu się całkowicie. Piękny chłopak, który raz za razem zabawiał się słowami oraz gestami, by dotrzeć do Kassira.
- Jeśli ktokolwiek nas przyłapie, oboje mamy przechlapane - wymamrotał, obejmując go rękami i chowając głowę boku jego szyi. - A mimo to, brniesz w to dalej - zabrał jedną rękę, po czym przesunął ją w stronę dłoni, która znajdowała się na jego kroku i przycisnął ten dotyk jeszcze bardziej, czując, że sam siebie właśnie skazywał na porażkę. - Więc przekonaj mnie, Jonathanie. Że warto zaryzykować chwilę słodkości dla całej przyszłości - nie był nadal przekonany, ale mimo to, zaczynał go sam prowokować. Częściowo świadomie, częściowo nie. Nie umiał wytłumaczyć swojego obecnego stanu żadnymi logicznymi słowami oprócz prostych faktów. Miał przed sobą chętnego chłopaka, gdy on sam potrzebował konkretnego spełnienia satysfakcji.
- Przekonaj mnie, Jonathanie na tyle, bym pomimo mojej niepamięci sam chciał ci pokazać, co potrafię.
Wypuścił powietrze nosem w bardzo, ale to bardzo łagodnej wersji śmiechu.
— Nie jestem aż tak skrzywiony, by bicie mnie sprawiało mi przyjemność. Chociaż mogę się założyć, że mam dużo wyższy próg bólu niż większość osób, które poznałeś — jakby nie patrzeć, Doherty odpowiednio zadbał o to, by chodził z połamanymi kośćmi, nieustannie się uśmiechając i udając, że jest okej. Gdyby jego metody treningu wyszły na jaw, bez wątpienia zakończyłby karierę raz, a porządnie. I pociągnął przy tym jego ojca. Tymczasem Shane przejmował się romansem z uczniem. Tak jakby jego rodzina miała pozwolić na to, by podobne plotki ujrzały światło dzienne. Nawet jeśli nie mógł o tym wiedzieć rzecz jasna.
Urocze. W jednym momencie Shane mówił, że chciałby zobaczyć, jak bardzo jest przekonujący, a w następnym zaczynał protestować. Nie, żeby tak słabe słowa były w stanie faktycznie powstrzymać Jonathana. I w końcu dopiął swego, czując obejmujące go ręce. Czując jego głowę w okolicach swojej szyi, aż nazbyt dobrze poczuł przechodzące go ciarki.
— Nigdy nie zamierzałem odpuszczać — odpowiedział bez zawahania. Właśnie tego teraz potrzebował. Widoku jak Shane poddaje się jego dotykowi, odrzucając poprzednie przekonania. Nawet w najśmielszych scenariuszach nie spodziewałby się, że uda mu się osiągnąć coś podobnego właśnie w tym konkretnym dniu. Przyjemna odmiana po dniach pełnych katorgi. Zwłaszcza że jego prowokacje nakręcały i samego Everetta, nawet jeśli wiedział, że nie będzie mógł posunąć się dalej niż poza wyznaczoną granicę.
Nie odpowiedział na jego słowa odnośnie znudzenia się, zaraz ledwo łapiąc równowagę, gdy zepchnął go nagle z krzesła. Jego ciało zaprotestowało, gdy zbyt gwałtownie zmienił pozycję, naruszając poprzednie ustawienie. Żołądek w przeciągu kilku sekund podszedł mu do góry, gdy odkaszlnął dwukrotnie, opanowując oddech.
— Bardzo podłe zachowanie, panie Kassir — powiedział żartobliwie, siląc się na normalny ton. Złapał jego rękę, zaraz przyciągając go nieznacznie do siebie. Bynajmniej nie po to, by go objąć. Bez słowa zaczął zapinać jego koszulę i poprawiać ubrania, nim zrobił to samo ze sobą.
— Pójście dobrze, co? — parsknął śmiechem, zgarniając swoje rzeczy i papiery z biurka, kierując się w stronę wyjścia, by odblokować drzwi.
— Zamierzam wygrać ten turniej. Dziękuję za notatki — powiedział jakby nigdy nic, wychodząc na zewnątrz, od razu kierując się wzdłuż korytarza. Z dzisiejszymi wspomnieniami zdecydowanie był w stanie kontynuować trening.
- Cały czas się uczę - skomentował jedynie, unosząc brew na widok jego zachowania. Dał się zaraz potem przyciągnąć mu, parskając cicho śmiechem, gdy zaczął ogarniać jego wygląd.
- Wiesz, że mogłem sam to zrobić? - mimo to, nie protestował przeciwko temu. Obserwował spokojnie, jak zajmował się sobą, by potem odprowadzić go wzrokiem.
- Więc zostaje mi życzyć ci powodzenia - rzucił jedynie, uśmiechając się łagodniej. Jeszcze ma wiele przed sobą. Upewnił się, że jego strój jest nienagannym stanie, poprawił okulary na nosie i zabrał swoje rzeczy, by zaraz potem zamknąć salę. Musiał przyznać sam sobie, że...
... to był całkiem interesujący koniec dnia.
* * *
Piątek, godzina 20:22
- Nie prześpię się z tobą Igor - chłodny głos Kassira nie zmieniał się co do joty odkąd stał tuż przy toalecie męskiej, kontynuując dalszą rozmowę.
- Ale dlaczego, Shane? - gorące i zarazem wypełnione alkoholem powietrze owiało go, powodując w nim uczucie mdłości. Jego żołądek zadrżał w proteście, mimo to, mimika twarzy nadal nie zmieniała isę.
- Bo jesteś beznadziejny w łóżku - założył ręce na wysokości klatki piersiowej, stukając prawą nogą o miękkie podłoże.
- Ostatnio mówiłeś co innego - czarnowłosy chłopak uśmiechnął się z rozbawieniem wymieszanym z pogardą. - Zwłaszcza, gdy prosiłeś mnie o tą noc.
- Coś ci się pomyliło - odwrócił głowę na bok. - Spotkaliśmy się przypadkiem. Popiliśmy i spędziliśmy ze sobą noc. Nic więcej. I nie, nie zamierzam z tobą spać więcej. Jesteś beznadziejny w tym. Jak myślisz, że szczytem możliwości jest postawienie sobie i wsuwanie tego w najbliższą dziurę, po czym udawanie, że umie się poruszać, to mam dla ciebie złą wiadomość. Idź się pierdol sam ze sobą.
Gdyby tylko wiedział, że ten wypad będzie tka beznadziejny, nigdy się nie zgodziłby na niego.
Zaczęło się niewinnie. Spotkali się w Moonlight głównie po to, by świętować osiągnięcie Mia-Mia - studentki o imieniu Amelia, z którą miał pozytywne relacje. Głównie temu, że dziewczyna była na tyle specyficzna, że przy ich pierwszym spotkaniu powiedziała mu wprost, że nie kręcą ją faceci i nawet jego uroda niczego w tym nie zmieni. Musiał przyznać, że pod postacią niewielkiej osoby, o zaledwie 157 cm, kryła się osoba, która miała bardzo sarkastyczne podejście do innych. Była też na tyle inteligentna, że bez problemu zgarniała różnego typu nagrody.
W tym przypadku akurat padło na wygraną naukową w postaci opisania działania mocy ofensywnej względem naturalnych żywiołów.
Jednakże nie przewidział tego, że jego nieudany kochanek również natrafi się w tym miejscu. Igor był osobą o rok starszą od Kassira - czarnowłosy chłopak o brązowych oczach potrafił zawrócić niejednej osobie w głowie. On nie był również wyjątkiem pod tym względem, zwłaszcza gdy był pod wpływem alkoholu, a jego potrzeby odzywały się nieubłaganie. Przy czym dostał wystarczająco spore rozczarowanie, gdzie ledwie co udało mu się umknąć mu. Nawet jeśli pozostał po tym ślad bólu, urazy i braku nasycenia.
A teraz musiał na niego natrafić akurat w tym klubie.
- No dajesz, Shane. Wiem, że ci się spodoba - widział, że specjalnie blokował mu możliwość odejścia. Syknął, gdy zrozumiał, że próbował dobrać się do jego męskości, by wymusić reakcję nieco nietrzeźwego ciała.
Nudził się.
Okropnie się nudził.
Doherty na prośbę jego matki, choć odrobinę się nad nim zlitował, pozwalając jej na wyleczenie złamanych kości. W obecnej chwili jego ciało pokrywały więc jedynie wielobarwne, wielkie sińce, a wcześniejsze żebro — obecnie już tylko pęknięte — nie utrudniało mu życia aż tak jak wcześniej. Przygryzł końcówkę długopisu, wpatrując się ze znużeniem w notatki, które zdążył już przeczytać pięćdziesiąt razy. Nim jego pager nie zawibrował kilkakrotnie, sprawiając, że od razu znieruchomiał.
Podniósł się energicznie do góry, rzucając pisak na biurko.
Przyszedł.
Każdego dnia czekał, zaciekawiony czy Shane postanowi na nowo pojawić się w Moonlightcie z jednego bardzo prostego powodu. Nie zamierzał dopuścić, by na terenie jego lokalu ktoś położył na nim ręce w podobny sposób co on sam.
Podszedł do lustra, sprawdzając pokrótce, czy jego koszulka odpowiednio zasłaniała całą klatkę piersiową, nim włożył ją w spodnie w tym samym kolorze, wciągając buty i wychodząc na zewnątrz. Drzwi pokoju hotelowego będącego w istocie wielkim mieszkaniem na prawie pół piętra, zamknęły się z cichym piknięciem, gdy ruszył w stronę windy, zjeżdżając na recepcję. Nawet nie spojrzał w kierunku pracownicy, od razu kierując się w stronę pomieszczenia dla personelu. Jeden z barmanów pojawił się w przeciągu kilku sekund, machając lekko głową w bok.
— Jesteś pewien, że to on?
— Oczywiście.
— Świetnie. Dzięki — nieznaczny uśmiech zdecydowanie niezwiastujący nic dobrego, pojawił się na jego twarzy, nim przeszedł do pokoju ochroniarzy wypełnionego dziesiątkami kamer. Pełniący obecnie funkcję dwaj mężczyźni poderwali się do góry, gdy tylko przekroczył próg.
— Pan Everett.
— Nie zwracajcie na mnie uwagi — przesunął sobie wolne krzesło i rozwalił się na nim wygodnie w poziomie, przerzucając nogi przez oparcie. Skakał przez chwilę wzrokiem po monitorach, szukając odpowiedniego. I w końcu go namierzył. Na jego twarzy od razu zatańczył subtelny uśmiech, gdy obserwował ich grupę, kręcąc się dookoła.
Problem w tym, że działo się raczej niewiele. Przynajmniej w jego odczuciu. Nieustannie przesuwał wzrok pomiędzy postaciami, nie widząc żadnej większej okazji dla samego siebie. Znużenie widniało na jego twarzy od dłuższego czasu, gdy Shane nagle podnósł się ze swojego miejsca. Od razu się wyprostował, zmieniając pozycję. Zwłaszcza gdy zobaczył idącą za nim drugą osobę.
Przyglądał im się początkowo w milczeniu, obserwując jedynie ich ruchy. Dopóki sytuacja nie wyklarowała się na tyle, by zatrząsł się nieznacznie na swoim krześle. Krótki śmiech wydarł się spomiędzy jego ust, ściągając na niego wzrok obu ochroniarzy, którzy aż nazbyt dobrze wiedzieli kiedy Everett reagował w podobny sposób.
— Zajebię go jak psa.
Wstał niespiesznie ze swojego miejsca, opuszczając pomieszczenie z dłońmi w kieszeniach. Dotarcie do łazienek nie zajmowało zbyt wiele czasu, dało mu go jednak wystarczająco, by wewnętrzna furia urosła do niewyobrażalnego poziomu. Czarnowłosy chłopak był najwidoczniej zbyt pijany i zbyt mocno otumaniony swoją żądzą, by w ogóle zauważyć jego przybycie. Wystarczył jeden mocniejszy krok, by zwinnie unieść jedną nogę i przykopać z całej siły w miękką, niechronioną żebrami część jego boku. Chłopak grzmotnął w ścianę z głośnym hukiem, podczas gdy Jonathan odstawił nogę na ziemię, trzymając się za żebra z cichym sykiem.
Ałała jak na nowo otworzyło mi się złamanie, to przysięgam, że rozłupię mu czaszkę o ladę baru.
Początkowo nawet nie spojrzał w stronę Shane'a. Beznamiętne niebieskie ślepia zdawały się utracić wszelki blask, zmieniając w płaski jednolity kolor. Jak zawsze, gdy jego emocje częściowo przejmowały nad nim kontrolę.
— A-a, nienawidzę ścierw, które nie znają swojego miejsca — powiedział głośno z wyraźnym znużeniem, dopiero wtedy zwracając się w stronę Kassira, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu.
— Jeśli chciałeś znowu wyskoczyć na randkę, trzeba było mnie poprosić. Aczkolwiek pierwszy raz odgrywam rycerza w lśniącej zbroi i chyba całkiem mi się podoba. No i muszę przyznać, że nawet Doherty byłby dumny. Szkoda, że tego nie widział. A więc... — objął ciemnowłosego w pasie, przyciągając go do siebie i zwrócił się w kierunku nieznajomego z zimnym, zdecydowanie zbyt szerokim uśmiechem — wytłumaczysz mi jakim prawem śmiesz kłaść na nim swoje obrzydliwe ręce?
Nie chciał. Po prostu nie chciał mieć z nim do czynienia, ani teraz, ani wcale. Piękno, któremu czas temu uległ, teraz działało na niego obojętnie. Wspomnienia nieudanej nocy były za świeże, by chciał spróbować na nowo. Zwłaszcza gdy miał na uwadze fakt, że z tego wszystkiego nie potrafił panować nad sobą, co ukazywało się w wydarzeniach, do których nigdy nie miało dojść. Dlatego też stawiał mu się.
- Gdzie z tymi rękami, Igor, to miejsce publiczne - zaprotestował ciemnowłosy, chwytając go za rękę, by odsunąć od miejsca, które nieodpowiednio było dotykać w takich lokacjach. - Czego nie rozumiesz? Mówię, że nie chcę to nie chcę. Jesteś w tym beznadziejny.
- Mówię ci, że ci się spodoba. Tak, że sam będziesz mnie prosił o więcej - nachylił się na moment nad jego uchem, szepcząc słowa, które były niczym trucizna sącząca się do jego organizmu. Shane'owi nie podobało się, w co uderzał jego rozmówca. I jak wiedział, które uderzenia mogły do niego trafić, by chciał mu finalnie ulec.
Tylko, że nie chciał tego.
Nim jednak odpowiedział, nagle zobaczył nieprawdopodobną scenę. W jego oczach Igor został "zdmuchnięty" i z głośnym hukiem uderzył o najbliższą ścianę, pozwalając uwolnić Shane'a od zablokowanej możliwości ucieczki. Jasne oczy przekierowały się finalnie na przybyłego, a widok rudowłosej fryzury spowodował, że jego serce zabiło kilka razy zbyt szybko.
Dlaczego on tu jest?
Nie chciał, by widział go w takiej sytuacji. Nie, nawet w takim miejscu. Z poznaniem niechcianej części przeszłości, którą chętnie by zakopał.
- Nie jestem na randce - odparł powoli, po czym zamrugał energicznie oczami, gdy poczuł objęcie i nagłe naruszenie strefy osobistej. - Ale co ty tutaj robisz? - ze wszystkich osób, to akurat nie spodziewałby się, by natrafić na Jonathana w takim miejscu, a w dodatku w takim momencie, gdy sytuacja nie robiła się zbytnio za ciekawa dla Kassira. Widział jego oczy, próbując jednak zrozumieć, na co dokładniej patrzył.
- Co do kur - Igor zaczął podnosić się w końcu po uderzeniu w ścianę. - To nie twój interes, zjeżdżaj - warknął mężczyzna, gdy w końcu wstał na obie nogi. Trzymał dłoń przy uderzonej części ciała, krzywiąc się z bólu. - Nie wtrącaj się w naszą rozmowę.
Czarnowłosy wyciągną ręce, by złapać Shane'a za ramię i wyciągnąć go z uścisku Jonathana. Malujący się siniak na boku twarzy świadczył, że zdrowo przywalił w ścianę, gdy wyraz twarzy świadczył wybitnie o tym, że nie spodobało mu się takie potraktowanie. Za to w głowie obejmowanego złączyły się dwa styki, by zaraz potem obrócił się w bok i objął Jonathana.
- Wolę jego od ciebie. Wie, jak się poruszać - może w normalnym stanie nie ośmieliłby się pomyśleć nawet o tym. Ale jednak młodszy mógł dobrze odczuć, że Kassir już miał alkohol w ustach. Ale warto było zrobić to dla wyrazu twarzy, jaki wykazał chłopak, gdy dostał solidną szpilę w bok.
- Gdzie z tymi rękami, Igor, to miejsce publiczne - zaprotestował ciemnowłosy, chwytając go za rękę, by odsunąć od miejsca, które nieodpowiednio było dotykać w takich lokacjach. - Czego nie rozumiesz? Mówię, że nie chcę to nie chcę. Jesteś w tym beznadziejny.
- Mówię ci, że ci się spodoba. Tak, że sam będziesz mnie prosił o więcej - nachylił się na moment nad jego uchem, szepcząc słowa, które były niczym trucizna sącząca się do jego organizmu. Shane'owi nie podobało się, w co uderzał jego rozmówca. I jak wiedział, które uderzenia mogły do niego trafić, by chciał mu finalnie ulec.
Tylko, że nie chciał tego.
Nim jednak odpowiedział, nagle zobaczył nieprawdopodobną scenę. W jego oczach Igor został "zdmuchnięty" i z głośnym hukiem uderzył o najbliższą ścianę, pozwalając uwolnić Shane'a od zablokowanej możliwości ucieczki. Jasne oczy przekierowały się finalnie na przybyłego, a widok rudowłosej fryzury spowodował, że jego serce zabiło kilka razy zbyt szybko.
Dlaczego on tu jest?
Nie chciał, by widział go w takiej sytuacji. Nie, nawet w takim miejscu. Z poznaniem niechcianej części przeszłości, którą chętnie by zakopał.
- Nie jestem na randce - odparł powoli, po czym zamrugał energicznie oczami, gdy poczuł objęcie i nagłe naruszenie strefy osobistej. - Ale co ty tutaj robisz? - ze wszystkich osób, to akurat nie spodziewałby się, by natrafić na Jonathana w takim miejscu, a w dodatku w takim momencie, gdy sytuacja nie robiła się zbytnio za ciekawa dla Kassira. Widział jego oczy, próbując jednak zrozumieć, na co dokładniej patrzył.
- Co do kur - Igor zaczął podnosić się w końcu po uderzeniu w ścianę. - To nie twój interes, zjeżdżaj - warknął mężczyzna, gdy w końcu wstał na obie nogi. Trzymał dłoń przy uderzonej części ciała, krzywiąc się z bólu. - Nie wtrącaj się w naszą rozmowę.
Czarnowłosy wyciągną ręce, by złapać Shane'a za ramię i wyciągnąć go z uścisku Jonathana. Malujący się siniak na boku twarzy świadczył, że zdrowo przywalił w ścianę, gdy wyraz twarzy świadczył wybitnie o tym, że nie spodobało mu się takie potraktowanie. Za to w głowie obejmowanego złączyły się dwa styki, by zaraz potem obrócił się w bok i objął Jonathana.
- Wolę jego od ciebie. Wie, jak się poruszać - może w normalnym stanie nie ośmieliłby się pomyśleć nawet o tym. Ale jednak młodszy mógł dobrze odczuć, że Kassir już miał alkohol w ustach. Ale warto było zrobić to dla wyrazu twarzy, jaki wykazał chłopak, gdy dostał solidną szpilę w bok.
"Nie jestem na randce."
Nawet jeśli był w stanie częściowo wywnioskować to z obserwacji kamer, usłyszenie tego od niego osobiście nieznacznie poprawiło mu humor. Zwrócił się w jego stronę z wesołym uśmiechem, kompletnie niepasującym do całej sytuacji.
— Teraz już jesteś — nie odpowiedział na jego drugie pytanie, widząc, jak mężczyzna dźwiga się do góry. I zdecydowanie nie spodobało mu się to, że ponownie sięgnął rękami w stronę Shane'a. Jego oczy wyraźnie się zwęziły, gdy roześmiał się z aż nazbyt szczerym rozbawieniem.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.
Położył rękę na jego przedramieniu, ściskając je o wiele zbyt mocno, by nazwać to zwykłym przytrzymaniem. Jego oczy na nowo przybrały ten sam beznamiętny wyraz, podobnie jak ton, gdy obniżył głos, wypełniając go całym chłodem, który obecnie odczuwał.
— To jest mój interes. W zasadzie cały ten budynek... to mój interes — zerwał jego rękę w bok, odsuwając od siebie łagodnie Shane'a, gdy zrobił krok w stronę czarnowłosego, przybliżając się zdecydowanie zbyt blisko. Wzbudzanie dyskomfortu w osobach, których nie cierpiał, było jedną z jego ulubionych czynności.
— Budujemy markę Moonlight od lat. Jesteśmy jednym z najbardziej prestiżowych lokali, zależy nam na tym, by nasi klienci otrzymywali obsługę na najwyższym poziomie, dokładnie taką, na jaką zasługują. By czuli się komfortowo, byli w stanie odpocząć po ciężkim dniu, znaleźć ukojenie zarówno w naszym towarzystwie, jak i oferowanych przez nas napojach. A ty, właśnie przekroczyłeś wszelkie granice, dopuszczając się publicznego molestowania jednego z moich klientów — złapał go za ubranie, zaraz odpychając w tył z wyraźnie wypisanym obrzydzeniem. Podniósł rękę z zegarkiem do góry, przytykając do niego palec.
— Neal, Bennett, zabierzcie go stąd, zanim stracę cierpliwość.
Nie minęła nawet sekunda, gdy obaj ochroniarze zmaterializowali się tuż przed Jonathanem, zwracając się w jego stronę.
— Mamy wyprowadzić go z lokalu według standardowych procedur, panie Everett?
Kiwnął głową w odpowiedzi, zakładając ręce na klatce piersiowej.
— Neal, nie usuwaj całkowicie jego wspomnień, wymaż jedynie... wiesz co. Nie chcę, żeby potem łaził i rozpowiadał, że stosujemy agresję wobec naszych klientów. Zamieszaj tym wszystkim na tyle, by uwierzył, że wszystko mu się miesza, bo za mocno się spił. Bennett, zajmij się nagraniami tak jak zawsze. I wyślij mi kopię. Już dawno nie zaliczyłem tak efektownego wejścia — uniósł kącik ust ku górze, jak widać, nie będąc w stanie powstrzymać swojego wewnętrznego siedemnastolatka, który uwielbiał odrobinę przyszpanować. Zwłaszcza przed kimś takim, jak Shane, do którego zaraz się zresztą zwrócił, zostawiając resztę w rękach ochroniarzy. Podszedł do niego, obejmując go w pasie i odgarnął mu włosy z twarzy dłonią, przytykając ją lekko do jego policzka.
— Nic ci nie jest? Dużo wypiłeś? — ściągnął nieznacznie brwi, nim ruszył w stronę jednej z kanap, wyraźnie zamierzając pociągnąć go za sobą.
I właśnie został wkręcony w randkę. Aż uniósł brew w wyraźnym zaskoczeniu, by zaraz potem to skomentować westchnieniem. Tak bardzo mu to pasowało do zachowania rudowłosego, że aż brakowało mu słów na konkretne skomentowanie tego. Dlatego też stawał się biernym odbiorcą tego, co działo się pomiędzy Igorem an Jonathanem.
Twarz czarnowłosego wykrzywiła się ze złości, gdy został ponownie odtrącony. Zaraz potem wypisała się na nim niepewność, a wraz z wypowiadanymi słowami bladł, nie będąc zdolnym utrzymać ich wagi. Kassir za to powoli kolekcjonował usłyszane informacje, podpierając jedną dłonią biodro.
Czyli... to wyjaśnia, co tutaj robi.
W dodatku zaczynał teraz o wiele rozumieć, że miał do czynienia z kimś o wiele bardziej istotniejszym niż zwyczajnym "bogatym dzieciakiem". Musiał przyznać, że niespecjalnie przywiązywał uwagi do poznawania faktów, kto jest znany i ważny - głównie z powodu, by nawet podświadomie nie dawać komuś przewagi przy nauczaniu - ale teraz uznawał, że ta wiedza by mu się konkretnie przydała. Nawet jeśli nie wiedział, co zrobić z faktem, że przespał się z właścicielem baru, do którego został przyprowadzony.
Nie żebym wtedy w ogóle planował kontynuowanie tej znajomości.
Potarł włosy, przyglądając się, jak ochroniarze biorą się za robotę, zabierając ze sobą Igora. Zaraz potem ponownie poczuł się objęty, by zaraz potem cicho zaśmiać się, odczuwając jego reakcję na swojej skórze.
- Nie, nic mi nie jest - oprócz przywołania niechcianych wspomnień i wpędzenia go w nieprzyjemną sytuację w miejscu publicznym. - I nie... Chyba jednego drinka? Może dwa - nie czuł się otumaniony alkoholem, mimo iż dawało się wyczuć, że już coś miał w ustach. Dał się grzecznie pociągnąć do kanap. - Um, chwila. Jeśli to randka, to powinienem dać reszcie znać, że nie wrócę - zatrzymał się, szukając telefonu po kieszeniach. Wysłał sms-a do Mia-Mia, przepraszając za to, że znika, ale znalazł ciekawe towarzystwo na noc.
W odpowiedzi zobaczył od dziewczyny, że mógłby myśleć czymś więcej niż swoim kroczem, a ona się z nim policzy później. I życzyła dobrej zabawy.
Wiadomość skomentował jedynie westchnieniem i pokręceniem głowy. Schował telefon, po czym przekierował uwagę na Jonathana.
- Więc, co robimy na randce? - był całkiem rozbawiony ową koncepcją. - Przyznaję, że dawno mnie nie było na żadnej - gdy znaleźli się już na kanapach, oparł się o jego ramię, zastanawiając się, co właściwie mogli teraz robić.
- I dzięki za pomoc. Dobrze, że nie wpadł na pomysł, by spróbować mnie najpierw spić - nie skomentował kwestii potraktowania i zachowania ogólnego względem mężczyzny. Nie żeby kompletnie myślał nad tym, jak właśnie klient został potraktowany, zadowalając się jedynie efektem pozytywnym dla niego samego. Połączył jeszcze ze sobą fakty, że to nie była pierwsza przygoda z niewygodnym klientem. Reputacja...? Przynajmniej mam spokój teraz.
Twarz czarnowłosego wykrzywiła się ze złości, gdy został ponownie odtrącony. Zaraz potem wypisała się na nim niepewność, a wraz z wypowiadanymi słowami bladł, nie będąc zdolnym utrzymać ich wagi. Kassir za to powoli kolekcjonował usłyszane informacje, podpierając jedną dłonią biodro.
Czyli... to wyjaśnia, co tutaj robi.
W dodatku zaczynał teraz o wiele rozumieć, że miał do czynienia z kimś o wiele bardziej istotniejszym niż zwyczajnym "bogatym dzieciakiem". Musiał przyznać, że niespecjalnie przywiązywał uwagi do poznawania faktów, kto jest znany i ważny - głównie z powodu, by nawet podświadomie nie dawać komuś przewagi przy nauczaniu - ale teraz uznawał, że ta wiedza by mu się konkretnie przydała. Nawet jeśli nie wiedział, co zrobić z faktem, że przespał się z właścicielem baru, do którego został przyprowadzony.
Nie żebym wtedy w ogóle planował kontynuowanie tej znajomości.
Potarł włosy, przyglądając się, jak ochroniarze biorą się za robotę, zabierając ze sobą Igora. Zaraz potem ponownie poczuł się objęty, by zaraz potem cicho zaśmiać się, odczuwając jego reakcję na swojej skórze.
- Nie, nic mi nie jest - oprócz przywołania niechcianych wspomnień i wpędzenia go w nieprzyjemną sytuację w miejscu publicznym. - I nie... Chyba jednego drinka? Może dwa - nie czuł się otumaniony alkoholem, mimo iż dawało się wyczuć, że już coś miał w ustach. Dał się grzecznie pociągnąć do kanap. - Um, chwila. Jeśli to randka, to powinienem dać reszcie znać, że nie wrócę - zatrzymał się, szukając telefonu po kieszeniach. Wysłał sms-a do Mia-Mia, przepraszając za to, że znika, ale znalazł ciekawe towarzystwo na noc.
W odpowiedzi zobaczył od dziewczyny, że mógłby myśleć czymś więcej niż swoim kroczem, a ona się z nim policzy później. I życzyła dobrej zabawy.
Wiadomość skomentował jedynie westchnieniem i pokręceniem głowy. Schował telefon, po czym przekierował uwagę na Jonathana.
- Więc, co robimy na randce? - był całkiem rozbawiony ową koncepcją. - Przyznaję, że dawno mnie nie było na żadnej - gdy znaleźli się już na kanapach, oparł się o jego ramię, zastanawiając się, co właściwie mogli teraz robić.
- I dzięki za pomoc. Dobrze, że nie wpadł na pomysł, by spróbować mnie najpierw spić - nie skomentował kwestii potraktowania i zachowania ogólnego względem mężczyzny. Nie żeby kompletnie myślał nad tym, jak właśnie klient został potraktowany, zadowalając się jedynie efektem pozytywnym dla niego samego. Połączył jeszcze ze sobą fakty, że to nie była pierwsza przygoda z niewygodnym klientem. Reputacja...? Przynajmniej mam spokój teraz.
Wyglądało na to, że chłopak miał w sobie wystarczająco dużo komórek mózgowych, by bardziej się nie pogrążać. Dość zaskakujące, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze zachowanie. Nie ingerował już mocniej, wbrew pozorom nie zamierzając też robić nie wiadomo jak wielkiej sceny. Problem został rozwiązany, a nie to było teraz najważniejsze.
Skupił się całkowicie na Shanie, kiwając jedynie głową w odpowiedzi na liczbę spożytych drinków. Nie obserwował kamer aż tak dokładnie, by kontrolować podobne rzeczy, ale nie widział też powodu, dla którego miałby go okłamywać.
Chociaż fakt, że rzeczywiście zgodził się na randkę, nieznacznie go zaskoczył. Rzucił tym tekstem wyłącznie dla żartów, by pozbyć się jego natrętnego adoratora. Nie, żeby zamierzał narzekać. Problem w tym, że Jonathan raczej nie chodził na randki, więc średnio się na nich znał.
— Jasne — no proszę, wybierał go ponad swoimi znajomymi? Zdecydowanie mógł to uznać za kolejny sukces. Usiadł więc wygodniej, kładąc jedynie rękę na jego udzie, by raz po raz przesuwać nią w górę i w dół, przyglądając mu się z niejakim zaciekawieniem. Nie pytał o szczegóły jego rozmowy, nawet po zobaczeniu reakcji, która próbowała wyciągnąć z niego jego wewnętrzną wścibskość.
— Nie mam pojęcia. Nie chodzę na randki, ale skoro już i tak tu jesteśmy... — był głodny. Nawet bardzo głodny. Przycisnął przycisk na stoliku, wzywając kelnerkę, która od razu znalazła się obok nich z profesjonalnym uśmiechem.
— Co mogę podać?
— Chcesz coś do jedzenia? — zapytał, zaraz samemu biorąc belgijskie frytki i sałatkę, do tego domawiając kilka przeróżnego rodzaju drinków. Od słodkich po wytrawne. Kobieta poczekała jeszcze chwilę na decyzję Shane'a, nim odwróciła się w stronę baru, od razu przekazując wszystko obsłudze.
Przeniósł rękę z uda Shane'a zamiast tego kładąc ją na oparciu kanapy za jego plecami, muskając palcami jedno z jego ramion.
— Co tu robiłeś? Skoro nie byłeś na randce? — zapytał, przesuwając się bliżej niego. Na tyle, by stykać się z nim bokiem, jednocześnie wciskając się lekko w zagłębienie jego szyi, raz po raz lekko go całując. Chociaż raz nie używał przy tym zębów, jak widać, nadal trzymając się swojej zasady nierobienia śladów w widocznym miejscu.
— Nie ma za co. Poza tym i tak bym mu na to nie pozwolił — wzruszył ramionami, bawiąc się jego włosami. Zamierzał zaingerować tak szybko jak zobaczyłby, że ktoś zdecydowanie zbyt mocno przystawia się do Kassira w jego własnym barze. Bez szans.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach