▲▼
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Wto Kwi 19, 2022 11:23 pm
Wto Kwi 19, 2022 11:23 pm
Spójrzcie tylko. Taki był pewny siebie, a wystarczyła drobna zaczepka ze strony Shane'a, by zarumienił się w odpowiedzi, szybko uciekając wzrokiem w bok. Chociaż na pewno nie zamierzał gardzić szansą na powtórzenie tego, co sam przecież zaczął.
— W takim razie zostaniemy przy wersji z serem — stwierdził, wstawiając wodę, by sparzyć pomidory, w międzyczasie zajmując się rozdrobnieniem mozzarelli i parmezanu. Jak widać, odnalezienie się w cudzej kuchni nie zabrało mu zbyt wiele czasu, całkiem szybko poczuł się jak ryba w wodzie.
— Bardziej ze mnie pies niż kot — wtrącił się wyraźnie żartobliwym tonem, zaraz cicho wzdychając — takie rzeczy ciężko zracjonalizować, ale się postaram.
Przełożył wszystko do miski i wymieszał ze sobą, przenosząc na niego wzrok, gdy znowu zrobił się cały czerwony, widząc jego uśmiech. Ledwo udało mu się utrzymać ostrze w dłoni
— Tak nie wolno. Nie robi się takich rzeczy komuś, kto trzyma nóż — wymruczał, odkładając go na deskę do krojenia. Oparł zaraz dłonie na blacie, wpatrując się w niego intensywnie, zupełnie jakby w innym wypadku cała jego odwaga miała wyparować bez śladu.
— Na początku wygląd. W sumie to dość oczywiste, bo jednak z reguły na niego najpierw zwraca się uwagę. Ale szybko doszły do tego kolejne rzeczy. Twój głos, śmiech, sposób, w jaki się uśmiechasz, przytykasz palce do ust, gdy nad czymś się zastanawiasz, przechylasz głowę, gdy coś cię zainteresuje, albo wprawi w dezorientację. To, że od początku znosiłeś moje gadulstwo i nawet raz nie kazałeś mi się zamknąć, że pozostawałeś dla mnie miły i wyrozumiały nawet wtedy, gdy robiłem głupie rzeczy. Że protestowałeś przed wzięciem ode mnie pluszaka, ale gdy w końcu go wziąłeś, naprawdę o niego dbasz. Nie traktujesz mnie z góry przez pryzmat mojego wieku, a jednocześnie robisz wiele rzeczy, które leżą w moim kręgu zainteresowań. Potrafisz też przekazać to, co sam robisz w tak interesujący sposób, że sam chcę tego spróbować, albo zobaczyć jak to robisz. Zachęcasz mnie do różnych rzeczy, ale nigdy nie zmuszasz jeśli zobaczysz, że faktycznie nie mam na to ochoty. Jesteś pierwszą osobą, która sprawiła, że zacząłem więcej myśleć o sobie, zamiast tylko o wszystkich wokół. Zaopiekowałeś się mną na nieszczęsnej imprezie, gdzie pierwszy raz miałem styczność z alkoholem. Jesteś osobą, która nie opiera się na braniu, ale lubi też dawać. Widzisz we mnie rzeczy, których nie widzą inni, nawet jeśli pewnie kompletnie nie będziesz teraz wiedział, o czym mówię. Jesteś szczery. Mało kto potrafi się teraz na to zdobyć. I przede wszystkim... dałeś mi szansę i naprawdę próbujesz, mimo że nigdy nie interesowałeś się... chłopakami — wymamrotał, podnosząc dłoń, by schować się za własnym nadgarstkiem — zawsze skupiasz się na mnie. Nie na samych moich historiach czy pojawiających się w nich osobach. Dziesiątki razy sprawiałeś, że zaczynałem się zastanawiać, co czuję, bo nigdy wcześniej po prostu nie przychodziło mi to do głowy. No i kocham spędzać z tobą czas. Przyzwyczaiłem się do tego, że moje życie jest serią obowiązków, że nie mam czasu dla siebie, na snucie planów. Ale od kiedy cię poznałem, zacząłem się zastanawiać też nad innymi rzeczami. Nagle poczułem, że chcę trochę odpuścić. Odpocząć, by móc do ciebie napisać. Porozmawiać, pograć, wyjść na miasto, po prostu spędzić czas. Nie wszystko jestem w stanie opisać, więc...
Zawahał się przez chwilę, biorąc powoli nóż w dłoń. Wrócił do krojenia warzyw, wpatrując się przy tym uważnie w swoje palce.
— Fakt, że nie próbujesz wykorzystać tego, że połowicznie nie widzę, też jest całkiem miłą odmianą. Przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie już na samym starcie albo próbowali mi utrudniać życie, uznając wszystko, co robili za żarty, albo zaczynali traktować mnie z litością, której kompletnie nie potrzebuję — odwrócił się od niego i złapał patelnię, zaraz przerzucając na nią przygotowane przez siebie, gotowe do podsmażenia warzywa — nie mam nic przeciwko żartom, sam się z tego śmieję. Po prostu... niektórzy są strasznie uciążliwi. Kradną mi rzeczy, wymawiając się potem tym, że po prostu chcieli mieć coś mojego, przekładają je gdy akurat się odwrócę, albo tworzą sobie te... dziwne scenariusze w głowach. Zupełnie jakbym był miłością ich życia, bo przecież jestem taki biedny i będą mogli się mną opiekować. Straciłem wzrok. Tyle. Próby romantyzowania tego są nieco... irytujące.
Jace nigdy nie dzielił się swoją prawdziwą opinią na temat podobnych sytuacji. Zawsze starał się zbywać wszystko śmiechem, zachowywać pogodę ducha i usprawiedliwiać wszystkich wokół. Dzisiejsza sytuacja w sklepie zdawała się jednak wpłynąć na niego dużo mocniej, niż początkowo zakładał.
— Tak czy inaczej, z tobą u boku wszystko jest jakieś bardziej kolorowe. Mimo że i tak nie narzekam na swoje życie i nigdy nie zamieniłbym go na nic innego, od kiedy cię poznałem, jest jeszcze lepsze. Mam nadzieję, że taka odpowiedź cię satysfakcjonuje.
Zwrócił się w jego stronę z ciepłym uśmiechem, zaraz dorzucając mięso wraz z marynatą na patelnię z warzywami, w oddzielnym garnku wstawiając ryż. Jego podzielność uwagi jak widać, jak zawsze była na najwyższym poziomie.
- Mówisz, że taki zwierzak z ciebie? - odparł z rozbawieniem. - Brzmi jak całkiem dobra perspektywa - w końcu podobno psy są wierniejsze. Koty też bardzo lubił, chociażby zwierzaka Słowika. Ale posiadanie własnego stworzenia wiązało się z niemałą odpowiedzialnością i uwagą, której nie wiedział, czy móglby na tyle poświęcić.
- Hm... - rzucił przedłużając specjalnie odgłos. - Ależ o co chodzi? - obserwowanie reakcji na jego działania było dla niego wystarczająco warte, by chętnie to kontynuował. Niekiedy umyślnie, innym razem nie. Ale zbyt bardzo mu się to zaczynało podobać, by chciał odpuścić.
W końcu też był osobą, która zasługiwała na taki uśmiech.
Wysłuchał go uważnie. Tak, że nie wtrącił się ani słowem do jego wypowiedzi, rewanżując się jedynie spojrzeniem, gdy sam wpatrywał się niego intensywnie.
- Bardzo. Dziękuję - wyszeptał, gdy skończył mówić, przy tym odwracając lekko głowę i zasłaniając twarz dłonią, by zakryć zmieszanie oraz lekkie zaczerwienienie. Nie spodziewał się usłyszeć aż tylu komplementów z jego strony, gdzie nigdy nie widział tego w taki sposób. Nie spodziewał się, że Jonathan aż tak obserwował jego zachowanie i reakcje, nad którymi nie myślał zbytnio. - Dość dużo dla mnie znaczy... taka świadomość - nawet zbyt wiele dla niego, który już miał niemało związków za sobą. Był dlatego też przyzwyczajony do tego, że ludzie zwracali uwagę na jego wygląd, że podświadomie ignorował to lub obracał to w żartobliwy sposób. Tylko, że Jonathan był bezpośredni. Bezpośredni i szczery. To wystarczyło, by go zdołać wybić z rytmu na krótkie chwile, w których swoim ciałem zdradzał reakcje.
- Chociaż nieprzyzwoite jest, że ktoś wykorzystuje twój stan przeciw tobie - przesunął wzrokiem na bok, przypominając sobie jedną część monologu. - Ja to ja, pamiętaj, że ja nawet nie zorientowałem się na początku. I pomijając złośliwość oraz kradzież... to reszta brzmi jak zbytnie życie fikcyjnym światem z książek - zmarszczył brwi, czując, że jego twarz w końcu wróciła do normy. - Nieco? Łagodnie podchodzisz do sprawy. Nazbyt dobrze mogę wyobrazić sobie to, że myślą, iż jesteś całkowicie niewidomy. Nie wiem. Pies-przewodnik byłby lepszą opcją niż pseudo-opieka - pstryknął palcami. - Widziałem parę takich zachowań i co najmniej raz fantazja przeszła w obsesję.
Uśmiechnął się do niego łagodniej.
- Ale mam nadzieję, że nie pogorszy ci się stan. Nie życzę ci takiego losu. No i zmiana barw oczu zabrałaby ci trochę uroku obecnego - odepchnął się dwoma rękami od blatu i wstał z miejsca. - Mam nadzieję, że masz trochę więcej czasu dzisiaj niż gotowanie. Zasięgnąłem tu i ówdzie, byśmy mogli trochę filmów pooglądać - nawet jeśli to były horrory. - A co do jedzenia... co robisz zasadniczo?
- Hm... - rzucił przedłużając specjalnie odgłos. - Ależ o co chodzi? - obserwowanie reakcji na jego działania było dla niego wystarczająco warte, by chętnie to kontynuował. Niekiedy umyślnie, innym razem nie. Ale zbyt bardzo mu się to zaczynało podobać, by chciał odpuścić.
W końcu też był osobą, która zasługiwała na taki uśmiech.
Wysłuchał go uważnie. Tak, że nie wtrącił się ani słowem do jego wypowiedzi, rewanżując się jedynie spojrzeniem, gdy sam wpatrywał się niego intensywnie.
- Bardzo. Dziękuję - wyszeptał, gdy skończył mówić, przy tym odwracając lekko głowę i zasłaniając twarz dłonią, by zakryć zmieszanie oraz lekkie zaczerwienienie. Nie spodziewał się usłyszeć aż tylu komplementów z jego strony, gdzie nigdy nie widział tego w taki sposób. Nie spodziewał się, że Jonathan aż tak obserwował jego zachowanie i reakcje, nad którymi nie myślał zbytnio. - Dość dużo dla mnie znaczy... taka świadomość - nawet zbyt wiele dla niego, który już miał niemało związków za sobą. Był dlatego też przyzwyczajony do tego, że ludzie zwracali uwagę na jego wygląd, że podświadomie ignorował to lub obracał to w żartobliwy sposób. Tylko, że Jonathan był bezpośredni. Bezpośredni i szczery. To wystarczyło, by go zdołać wybić z rytmu na krótkie chwile, w których swoim ciałem zdradzał reakcje.
- Chociaż nieprzyzwoite jest, że ktoś wykorzystuje twój stan przeciw tobie - przesunął wzrokiem na bok, przypominając sobie jedną część monologu. - Ja to ja, pamiętaj, że ja nawet nie zorientowałem się na początku. I pomijając złośliwość oraz kradzież... to reszta brzmi jak zbytnie życie fikcyjnym światem z książek - zmarszczył brwi, czując, że jego twarz w końcu wróciła do normy. - Nieco? Łagodnie podchodzisz do sprawy. Nazbyt dobrze mogę wyobrazić sobie to, że myślą, iż jesteś całkowicie niewidomy. Nie wiem. Pies-przewodnik byłby lepszą opcją niż pseudo-opieka - pstryknął palcami. - Widziałem parę takich zachowań i co najmniej raz fantazja przeszła w obsesję.
Uśmiechnął się do niego łagodniej.
- Ale mam nadzieję, że nie pogorszy ci się stan. Nie życzę ci takiego losu. No i zmiana barw oczu zabrałaby ci trochę uroku obecnego - odepchnął się dwoma rękami od blatu i wstał z miejsca. - Mam nadzieję, że masz trochę więcej czasu dzisiaj niż gotowanie. Zasięgnąłem tu i ówdzie, byśmy mogli trochę filmów pooglądać - nawet jeśli to były horrory. - A co do jedzenia... co robisz zasadniczo?
— Zwie... haha nie, nie jestem pewien. Po prostu moja siostra zawsze mówi, że jestem jak wielki Golden Retriever. Stąd wziął się ten strój na Halloween i w ogóle — wytłumaczył pokrótce, nie ciągnąc kolejnego tematu. Doskonale widział, że po zwróceniu mu uwagi, Shane wiedział, o co chodzi.
Widząc, jak robi się czerwony, sam nieznacznie się zmieszał. Może jednak powiedział za dużo? Zdecydowanie miał za duże tendencje do wypowiadania słów, zanim porządnie je przemyśli. Nic dziwnego, że wyrzucał z siebie całą zawartość swojej głowy, a potem kończył w takim stanie jak teraz.
"Dość dużo dla mnie znaczy taka świadomość."
— Cieszę się — powiedział krótko, uśmiechając się nieśmiało w jego stronę. Bez wątpienia zarumienione policzki Shane'a mimo wszystko pomagały mu w pozytywnym odbiorze całej sytuacji.
Zamilkł na chwilę, słuchając jedynie jego słów w ciszy, unosząc kącik ust w rozbawieniu.
— Przemyślę tego psa — powiedział, zwracając nieco głowę w bok, zajmując się na nowo gotowaniem — po prostu zaczęły kłopotać mojego przyjaciela. Wolałbym, gdyby zaczepiały tylko mnie, on nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.
A biorąc pod uwagę jego traumę, myśl o tym stawała się jeszcze bardziej nieprzyjemna. Zamilkł na nieco dłużej, wpatrując się w milczeniu w mięso.
— Też mam taką nadzieję — powiedział cicho, przekładając wszystko na drugą stronę, nim zwrócił się w jego stronę z uśmiechem — i tak w ich odczuciu jest dość późno, a ja mam wolne, więc dopóki ci to nie przeszkadza, to moja rodzina na pewno da radę. Skontroluję ich po prostu czy kładą się spać. W końcu nie ma szans, żebym odpuścił taką okazję.
Skroił na desce świeżego ogórka w cienkie paski, posypując jedynie lekko solą, nim zaczął przekładać wszystko na talerz i przykrywać drobną warstwą parmezanu, podając obiad Shane'owi.
— Kurczak z pomidorami i mozzarellą posypany parmezanem. Z boku podsmażane warzywa i świeży ogórek, najlepszy dodatek, gdy zachce ci się pić, a nie chcesz pusto zapełniać się wodą. Jemy w kuchni czy w salonie? — zapytał, zabierając się w pierwszej kolejności za zmywanie, by od razu po sobie posprzątać.
- Oh - wciąganie w coś osób trzecich w celu osiągnięcia czegoś... Nie dziwiła go nastoletnia desperacja, nawet jeśli domyślał się, że postronna osoba uzna to za co najmniej wrzód na tyłku. - Ale udało się wyjaśnić kwestie? - spytał się, zastanawiając się, czy udało się pozytywnie zakończyć ową sprawę.
- Jakby przeszkadzało, to bym cię nie zaprosił - przewrócił oczami, po czym splótł ze sobą palce. - Więc zrób jak uważasz, a ja przetrzymam cię tutaj trochę dłużej, już bez stresu, że masz coś zrobić jutrzejszego dnia.
Uznał to za całkiem zabawne i miłe, że chciał spędzić z nim jak najdłużej czas. Widząc, że blondyn sam chciał zacząć budować relacje między nimi, postanowił tym bardziej mu to umożliwiać. Spędzenie dodatkowych godzin wieczorem mogło zapowiadać wspólną zabawę, nawet jeśli to obejmowało głównie oglądanie razem filmów. Tylko, że dla niego to była niezła forma spędzenia razem czasu, na spokojnie, blisko siebie...
Mrugnął oczami, odpędzając owe myśli, po czym potrząsnął głową.
- Zostaw te naczynia. Umyję je potem - gotowanie to jedno, ale częściowo się czuł, jakby wywarł na nim presję dotyczącą zachowania porządku. Pamiętał, że mówił, iż lubi sprzątać, ale zarazem czuł... że jednak nie powinien naciskać na to.
- W kuchni - zadecydował pokrótce. - I wygląda smakowicie - wyciągnął telefon, coś szybko wyklikując na nim, po czym położył go na blacie z odpaloną... animacją świeczki. - Posiłek przy świeczkach? - pozwolił sobie na delikatny żart, posyłając mu ciepły uśmiech. - Chociaż brakuje mi garnituru... - dodał jeszcze. - Ale to drobny szczegół - zachęcił go do zajęcia miejsca. - A coś dla ciebie? - zmarszczył brwi, widząc na razie jeden talerz dostępny.
- Jakby przeszkadzało, to bym cię nie zaprosił - przewrócił oczami, po czym splótł ze sobą palce. - Więc zrób jak uważasz, a ja przetrzymam cię tutaj trochę dłużej, już bez stresu, że masz coś zrobić jutrzejszego dnia.
Uznał to za całkiem zabawne i miłe, że chciał spędzić z nim jak najdłużej czas. Widząc, że blondyn sam chciał zacząć budować relacje między nimi, postanowił tym bardziej mu to umożliwiać. Spędzenie dodatkowych godzin wieczorem mogło zapowiadać wspólną zabawę, nawet jeśli to obejmowało głównie oglądanie razem filmów. Tylko, że dla niego to była niezła forma spędzenia razem czasu, na spokojnie, blisko siebie...
Mrugnął oczami, odpędzając owe myśli, po czym potrząsnął głową.
- Zostaw te naczynia. Umyję je potem - gotowanie to jedno, ale częściowo się czuł, jakby wywarł na nim presję dotyczącą zachowania porządku. Pamiętał, że mówił, iż lubi sprzątać, ale zarazem czuł... że jednak nie powinien naciskać na to.
- W kuchni - zadecydował pokrótce. - I wygląda smakowicie - wyciągnął telefon, coś szybko wyklikując na nim, po czym położył go na blacie z odpaloną... animacją świeczki. - Posiłek przy świeczkach? - pozwolił sobie na delikatny żart, posyłając mu ciepły uśmiech. - Chociaż brakuje mi garnituru... - dodał jeszcze. - Ale to drobny szczegół - zachęcił go do zajęcia miejsca. - A coś dla ciebie? - zmarszczył brwi, widząc na razie jeden talerz dostępny.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Czw Kwi 21, 2022 11:23 pm
Czw Kwi 21, 2022 11:23 pm
Poruszył się z wyraźnym dyskomfortem, uciekając wzrokiem w bok.
— Nie wiem — przyznał cicho, nie kontynuując tematu. Z jakiegoś powodu, nie do końca chciał rozmawiać z Shanem o próbujących go poderwać dziewczynach.
"Jakby przeszkadzało, to bym cię nie zaprosił."
Momentalnie się rozpromienił, uśmiechając do niego wesoło.
— Super. W sensie super, że ci to nie przeszkadza, a nie że byś mnie nie zaprosił. I że mnie zaprosiłeś. Super, że mnie zaprosiłeś. Tak. — zamotał się nieco we własnych słowach, mimo wszystko niespecjalnie się tym przejmując. Zdecydowanie był teraz zbyt szczęśliwy. Spojrzał na niego zza ramienia, obracając głowę w drugą stronę, gdy zdał sobie sprawę, że zwrócił się ku niemu złą stronę, kompletnie go nie widząc.
— Nie, nie, nie ma potrzeby naprawdę. Teraz zajmie mi to dwie minuty, a jak zaschną, będzie je trzeba szorować. Daj mi chwilę — normalny człowiek pewnie by odpuścił, zwłaszcza że był w gościach. Jace ogarnął jednak wszystko na błysk w przeciągu kilku minut, nie dając się odgonić i zaraz wytarł dłonie w ścierkę, wyraźnie zadowolony z siebie.
Spojrzał na niego nieznacznie zaciekawiony, gdy wyciągnął telefon. Zamierzał zrobić zdjęcie? W sumie nie wyglądał mu na osobę, która dokumentowała swoje obiady, ale na pewno jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiedział. Gdy jednak Shane położył na blacie telefon z animacją świeczki, początkowo wpatrywał się w nią bez słowa, wybuchając nagle śmiechem.
— Ubierzesz go następnym razem. I dla siebie też mam — zgarnął talerz, który odstawił wcześniej obok zlewu, siadając na miejscu obok niego — nie kazałbym ci jeść samemu. Mało kto czuje się przy tym komfortowo.
Zabrał się od razu do jedzenia, skupiając przez chwilę na swojej porcji, nim zwrócił się w jego stronę.
— Wiem, że to nieco dziwny temat do jedzenia, ale... słyszałeś o ostatnich atakach? — zapytał nagle, grzebiąc przez chwilę widelcem w jedzeniu, nim złapał nim jednego z ogórków, zjadając go w dwóch ugryzieniach — Myślałem, że to miasto już niczym mnie nie zaskoczy. Zdecydowanie muszę zacząć nosić przy sobie apteczkę. Prędzej czy później na pewno wpadnę na kogoś, kogo zaatakował jeden z nich.
Wymruczał cicho pod nosem. Ewentualnie będzie jednym z nich. Zaraz uśmiechnął się jednak, podnosząc do ust kurczaka.
— Dobrze, że szybko biegam. Smakuje ci? Następnym razem mogę zrobić kawałki indyka w sezamie, o którym mówiłem wcześniej, też jest mega smaczny — powiedział, dopiero teraz wsuwając mięso do ust. Jace, mistrz zmiany tematów znowu w akcji.
Nie zdążył mu wybić z głowy pomysł odnoszący się do posprzątania, ponieważ go wcielił od razu w życie. Mógł jedynie z cichym westchnieniem zaakceptować odmowę, czekając aż skończy to robić. Nie dodawał nic więcej od siebie już na ten temat. Nie było mu w głowie potępiać go za takie zachowanie, mimo iż... dziwnie było mu z tym. Jonathan był jego gościem, jakby nie patrzeć.
Przytaknął głową na widok jego porcji. Odpowiadało mu to, że sam sobie przygotował jedzenie. Gdyby nie to, wiedział, że swojej porcji nie ruszyłby. Ewentualnie nakazał na podział, nie zamierzając spożywać tego w samotności. Nie doszło jednak do takiego scenariusza, a oni mogli się rozkoszować ciepłym posiłkiem przy animowanej świeczce z telefonu.
- Nietrudno nie zauważyć - przyznał ciemnowłosy. - Apteczka, apteczką, lecz przede wszystkim zadbaj o własne bezpieczeństwo - popatrzył na niego poważnie, wskazując na niego widelcem. - Mówię serio. Nie ma żadnego sensu próba ratowania kogoś, gdy w finalnym etapie oboje byście zostali co najmniej ranni - nabrał trochę kurczaka, powoli zjadając go. - O ile nie gorzej. Oprócz apteczki warto znać sposoby działania. Wątpię, by poczekano, aż opatrzysz kogoś - w umyśle gdzieś tam świtało mu echo wspomnień sprzed paru miesięcy. Skrzywił się w myślach. Mieli niemało szczęścia, że nie skończyli jak nieznajoma mu kobieta. To nie był typ wydarzeń o którym można było łatwo zapomnieć.
Brzmi jak prolog.
- Bieganie to cenna umiejętność - wziął się za warzywa. - O ile nie biegniesz, próbując bawić się w superbohatera - westchnął cicho, by potem obdarować Jonathana ciepłym uśmiechem. - Smakuje. I to bardzo - przyznał, międzyczasie powoli jedząc. - Masz naprawdę niezwykłe umiejętności - nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy jadł coś lepszego. Może kuchnia Axela? - na pewno nie zaliczał do tego swoich własnych umiejętności. Nie uważał, że gotował źle, ale wiedział, że daleko mu do utalentowanych osób.
- Chętnie skosztuję inne potrawy - lubił sprawdzać nowe rzeczy, o ile omijały ten jeden punkt u niego w postaci czerwonego mięsa. - Możesz mi przygotowywać listę, postaram się zaopatrzyć konkretnie - mimo prowokacyjnych wiadomości, daleko było mu do tego, by jednak wykorzystywać go.
- Chcesz w ogóle coś do picia? Mam w lodówce soki - spytał i zarazem przedstawił jedną z alternatyw. - Jabłkowy i... pomarańczowy bodajże - wyrecytował z pamięci. - Chyba, że preferujesz coś cieplejszego jak herbata, albo kawa... - chociaż czy nie było już za późno na kofeinę? Połowa potrawy była już za nim, nim spostrzegł się.
- Mam nadzieję, że horrory ci nie przeszkadzają tak w ogóle... - nawiązał jeszcze do filmów, jakie mieli oglądać.
Przytaknął głową na widok jego porcji. Odpowiadało mu to, że sam sobie przygotował jedzenie. Gdyby nie to, wiedział, że swojej porcji nie ruszyłby. Ewentualnie nakazał na podział, nie zamierzając spożywać tego w samotności. Nie doszło jednak do takiego scenariusza, a oni mogli się rozkoszować ciepłym posiłkiem przy animowanej świeczce z telefonu.
- Nietrudno nie zauważyć - przyznał ciemnowłosy. - Apteczka, apteczką, lecz przede wszystkim zadbaj o własne bezpieczeństwo - popatrzył na niego poważnie, wskazując na niego widelcem. - Mówię serio. Nie ma żadnego sensu próba ratowania kogoś, gdy w finalnym etapie oboje byście zostali co najmniej ranni - nabrał trochę kurczaka, powoli zjadając go. - O ile nie gorzej. Oprócz apteczki warto znać sposoby działania. Wątpię, by poczekano, aż opatrzysz kogoś - w umyśle gdzieś tam świtało mu echo wspomnień sprzed paru miesięcy. Skrzywił się w myślach. Mieli niemało szczęścia, że nie skończyli jak nieznajoma mu kobieta. To nie był typ wydarzeń o którym można było łatwo zapomnieć.
Brzmi jak prolog.
- Bieganie to cenna umiejętność - wziął się za warzywa. - O ile nie biegniesz, próbując bawić się w superbohatera - westchnął cicho, by potem obdarować Jonathana ciepłym uśmiechem. - Smakuje. I to bardzo - przyznał, międzyczasie powoli jedząc. - Masz naprawdę niezwykłe umiejętności - nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy jadł coś lepszego. Może kuchnia Axela? - na pewno nie zaliczał do tego swoich własnych umiejętności. Nie uważał, że gotował źle, ale wiedział, że daleko mu do utalentowanych osób.
- Chętnie skosztuję inne potrawy - lubił sprawdzać nowe rzeczy, o ile omijały ten jeden punkt u niego w postaci czerwonego mięsa. - Możesz mi przygotowywać listę, postaram się zaopatrzyć konkretnie - mimo prowokacyjnych wiadomości, daleko było mu do tego, by jednak wykorzystywać go.
- Chcesz w ogóle coś do picia? Mam w lodówce soki - spytał i zarazem przedstawił jedną z alternatyw. - Jabłkowy i... pomarańczowy bodajże - wyrecytował z pamięci. - Chyba, że preferujesz coś cieplejszego jak herbata, albo kawa... - chociaż czy nie było już za późno na kofeinę? Połowa potrawy była już za nim, nim spostrzegł się.
- Mam nadzieję, że horrory ci nie przeszkadzają tak w ogóle... - nawiązał jeszcze do filmów, jakie mieli oglądać.
Przyglądał mu się przez chwilę, wracając wzrokiem do swojego jedzenia.
— Nawet gdyby coś mi się stało, to przynajmniej wiedziałbym, że próbowałem pomóc — było to dużo lepsze od stania z boku i patrzenia na to jak komuś dzieje się krzywda. Nie robiąc nic z dbałości o własną skórę. Jace nigdy nie potrafił zrozumieć podobnego funkcjonowania, w rezultacie często pakując się w sytuacje, które go przerastały. Chyba tylko dzięki swojemu szczęściu jeszcze żył.
— Kiana uczyła mnie samoobrony, ale... — zawahał się przez chwilę, mrucząc coś cicho do talerza. Nie potrafił się zmusić do podniesienia na kogoś ręki. Sama wizja zadania mu bólu zwyczajnie go paraliżowała. Wiedział, że żaden atakujący nie przejmował się tym czy sam Jonathan odczuje ból, ale po prostu nie był w stanie myśleć w takich samych kategoriach.
"O ile nie biegniesz, próbując bawić się w superbohatera."
— Haha... ha... — mimowolnie przed oczami stanęła mu sytuacja z dystryktu C. Nie żałował żadnego ze swoich ruchów, ale Kiana zrugała go w podobny sposób.
— Cóż, dobrze, że mamy po swojej stronie Lisy. Z nimi jesteśmy dużo bezpieczniejsi — wtrącił nagle z wyraźną ekscytacją, postukując palcami o widelec.
"Smakuje. I to bardzo."
Uśmiechnął się wesoło, wyraźnie szczęśliwy i dumny z siebie. Zwłaszcza gdy Shane sam z siebie powiedział, że chętnie spróbuje innych jego potraw.
— Świetnie, mam w głowie całe mnóstwo pomysłów. Muszę cię tylko dokładniej przepytać w kwestii preferencji — stwierdził, świdrując go wzrokiem. Jakby nie patrzeć ciemnowłosy powiedział mu, czego nie lubi przy reszcie, stwierdzając, że jest mu to obojętne. Ale jedzenie nikomu nie powinno być obojętne! Musiał mieć jakieś swoje ulubione warzywa i tak dalej.
— Masz może zieloną herbatę? — zapytał, zaraz uśmiechając się z pewnością siebie na wspomnienie o horrorach.
— Nie przeszkadzają — w końcu ostatni horror był strasznie śmieszny. Z gustem Shane'a nie musiał się obawiać żadnej traumy. Sam zjadł wszystko ze swojego talerza i od razu po sobie zmył, siadając z powrotem obok niego.
— Na pewno ci nie przeszkadza, że będę tyle siedział? Wiem, że sam powiedziałeś, że inaczej byś mnie nie zaprosił, ale to ja mam jutro wolne. Nie masz jutro pracy? Więcej nie będę dopytywał, obiecuję — klasnął w dłonie, patrząc na niego z przepraszającym uśmiechem. Nawyk.
- A co z osobami, które czekają na twój powrót? - nie bardzo potrafił zaakceptować takie podejście do sprawy, ale nie brało się to z przeciwstawienia się mu, co z tego, że nie rozumiał tego. -Jeśli podejmiesz się tego bez zważania na własny los i skończysz źle, to będzie już dla ciebie koniec. Jonathan, wielu ludzi kusi bycie bohaterem, ale szarżowanie bez rozsądku nigdy nie pomoże - zmrużył oczy. - Pewnie brzmię okrutnie, ale nie chciałbym, by osoby, na których mi zależy, popełniały takie czyny i same skończyły w ścieku lub innym miejscu - westchnął mimowolnie. - Wolałbym odwiedzać ich domy, a nie miejsca na cmentarzu... o ile dostaną w takim mieście - potrząsnął przecząco głową, wracając do jedzenia, by pozbyć się tych negatywnych myśli.
Samoobrona to przydatna rzecz.
- Hm? Co mówiłeś? - ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że ich nawet nie usłyszał. - Ale to dobrze, że masz podstawę jakąś. Samoobrona nie równa się skrzywdzeniu kogoś. Możesz daną osobę unieruchomić tak, że jej nie zrobisz krzywdę, a jednak nie zdoła ci potem coś zrobić. Dzięki temu twoje bezpieczeństwo nieco się zwiększa - przynajmniej działałoby to na jednego przeciwnika. - Chociaż najlepiej omijać osoby w takim stanie - by nie kusić losu. Nigdy nie wiadomo, jakby skończyła się taka sytuacja.
Lisy...
- To na pewno - nie mógł się nie uśmiechać, gdy widział jego ekscytację. Jakby zareagował, gdyby wiedział, że przed nim siedzi jeden?
- Czeka mnie jakis wywiad? - spytał uprzejmie, czując na sobie jego wzrok. - Postaram się go udzielić, ale nie wiem, czy odpowiedzi ci się spodobają - zaśmiał się krótko. - Ale postaram się, mimo iż naprawdę zjem wiele. Możemy zacząć od jakiś klasycznych dań, co ty na to? Pokażesz mi parę z nich - podrapał się po policzku, nie mając pomysłu, jak podejść do obecnej sprawy.
- Powinienem - przyznał, odkładając widelec i wstając z miejsca, by sprawdzić szafki. W drugiej odnalazł wspomnianą herbatę, gdzie przeszedł bez chwili wahania do przygotowania jej, aż w końcu postawił ją przed Jonathanem w czarno-białym kubku z kotem. Dla samego siebie uszykował czarną herbatę. - Proszę - sam przeszedł do powrotu do swojego posiłku, który skończył nieco później niż blondyn. Bez slowa przeszedł do zajęcia się posprzątaniem po tym, nim powrócił do niego.
- Nie muszę iść z rana, więc nie ma problemu - odpowiedział łagodnie na jego pytanie. - Maraton nocny możemy zrobić innym razem, ale na to, co jest do obejrzenia, wystarczy mi wolnego czasu - zasłonił nieco usta, chichocząc cicho. Taki typ troski nieco go rozbawiał i nie mógł się z tego powodu powstrzymać od myśli, że Jace ukazywał swoją uroczą stronę. - Chodźmy do salonu - jak powiedział, tak wstał z miejsca i zachęcił go ręką, by również udał się wraz z nim. Tam też przygotował sprzęt. - Chociaż na przekąski raczej za wczas? - dopiero co zjedli, więc nie decydował się na szykowanie czegoś dodatkowego.
- W sumie, jeśli masz chwilę, możemy nawet więcej niż jeden obejrzeć. Co ty na to? - zaproponował mu. - Jeśli nie, to wylosuję jeden z przygotowanych - uśmiech zagościł na jego twarzy. - Cokolwiek chcesz - po wyborze Jonathana, zamierzał włączyć napomniany film, by potem usiąść na kanapie i ze skupieniem podobnym do ich poprzedniego razu, oglądać go, też w pewnym momencie opierając się o ramię Jace'a. Czasu mieli niemało, więc obejrzenie więcej niż jednego dzieła było całkiem realne. I przy zauważeniu chęci co do tego, był gotów włączyć jako kolejny jeden z filmów, które podsunął mu jego przyjaciel.
W końcu lubił horrory.
Samoobrona to przydatna rzecz.
- Hm? Co mówiłeś? - ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że ich nawet nie usłyszał. - Ale to dobrze, że masz podstawę jakąś. Samoobrona nie równa się skrzywdzeniu kogoś. Możesz daną osobę unieruchomić tak, że jej nie zrobisz krzywdę, a jednak nie zdoła ci potem coś zrobić. Dzięki temu twoje bezpieczeństwo nieco się zwiększa - przynajmniej działałoby to na jednego przeciwnika. - Chociaż najlepiej omijać osoby w takim stanie - by nie kusić losu. Nigdy nie wiadomo, jakby skończyła się taka sytuacja.
Lisy...
- To na pewno - nie mógł się nie uśmiechać, gdy widział jego ekscytację. Jakby zareagował, gdyby wiedział, że przed nim siedzi jeden?
- Czeka mnie jakis wywiad? - spytał uprzejmie, czując na sobie jego wzrok. - Postaram się go udzielić, ale nie wiem, czy odpowiedzi ci się spodobają - zaśmiał się krótko. - Ale postaram się, mimo iż naprawdę zjem wiele. Możemy zacząć od jakiś klasycznych dań, co ty na to? Pokażesz mi parę z nich - podrapał się po policzku, nie mając pomysłu, jak podejść do obecnej sprawy.
- Powinienem - przyznał, odkładając widelec i wstając z miejsca, by sprawdzić szafki. W drugiej odnalazł wspomnianą herbatę, gdzie przeszedł bez chwili wahania do przygotowania jej, aż w końcu postawił ją przed Jonathanem w czarno-białym kubku z kotem. Dla samego siebie uszykował czarną herbatę. - Proszę - sam przeszedł do powrotu do swojego posiłku, który skończył nieco później niż blondyn. Bez slowa przeszedł do zajęcia się posprzątaniem po tym, nim powrócił do niego.
- Nie muszę iść z rana, więc nie ma problemu - odpowiedział łagodnie na jego pytanie. - Maraton nocny możemy zrobić innym razem, ale na to, co jest do obejrzenia, wystarczy mi wolnego czasu - zasłonił nieco usta, chichocząc cicho. Taki typ troski nieco go rozbawiał i nie mógł się z tego powodu powstrzymać od myśli, że Jace ukazywał swoją uroczą stronę. - Chodźmy do salonu - jak powiedział, tak wstał z miejsca i zachęcił go ręką, by również udał się wraz z nim. Tam też przygotował sprzęt. - Chociaż na przekąski raczej za wczas? - dopiero co zjedli, więc nie decydował się na szykowanie czegoś dodatkowego.
- W sumie, jeśli masz chwilę, możemy nawet więcej niż jeden obejrzeć. Co ty na to? - zaproponował mu. - Jeśli nie, to wylosuję jeden z przygotowanych - uśmiech zagościł na jego twarzy. - Cokolwiek chcesz - po wyborze Jonathana, zamierzał włączyć napomniany film, by potem usiąść na kanapie i ze skupieniem podobnym do ich poprzedniego razu, oglądać go, też w pewnym momencie opierając się o ramię Jace'a. Czasu mieli niemało, więc obejrzenie więcej niż jednego dzieła było całkiem realne. I przy zauważeniu chęci co do tego, był gotów włączyć jako kolejny jeden z filmów, które podsunął mu jego przyjaciel.
W końcu lubił horrory.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Pon Kwi 25, 2022 10:05 pm
Pon Kwi 25, 2022 10:05 pm
— Na nich też ktoś czeka — powiedział cicho, nie kłócąc się jednak z nim w bardziej asertywny sposób. Nie zmieniało to faktu, że aż nazbyt było widać, że Jace nie zmienił zdania. Może i nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale on naprawdę był jedną z najbardziej upartych osób, jakie chodziły po tym świecie. Nigdy nie zamierzał bawić się w bohatera. Kompletnie nie pasował na przysłowiową główną postać, która wpadała w środek strzelaniny i powalała wszystkich złych, ratując skórę bezbronnym mieszkańcom.
Jace ratował wszystkich. Chłopak opatrzyłby nawet własnego oprawcę. Bo nie był taki jak oni. Bo nie chciał być taki jak oni.
Pewnie dlatego koniec końców nie ciągnął tematu, pozwalając mu po prostu mówić. Widząc jego uśmiech w odpowiedzi na ekscytację w kwestii Lisów, zmieszał się nieznacznie, pocierając nos.
"Czeka mnie jakiś wywiad?"
Roześmiał się w odpowiedzi, zaraz patrząc na niego z wyraźnym rozbawieniem.
— Założę na ciebie specjalny plik w dokumentach google, by mieć pewność, że zawsze trafię w twoje preferencje. Oczywiście nauczę się ich też na pamięć, ale wiesz, przezorny zawsze ubezpieczony. Może nawet dodam jakieś rysunki pomocnicze — szturchnął go ręką w udo, cały czas się uśmiechając. Objął kubek z herbatą, rzucając jeszcze krótkie podziękowanie, nim pokiwał głową na jego słowa względem pracy. Tyle mu wystarczyło. Wyraźnie się uspokoił, wstając w ślad za nim.
— Hm, popcorn można tak naprawdę zrobić w każdym momencie. W końcu nie musimy go zjadać od razu. Ale zrobienie go po pierwszym filmie będzie chyba najlepszym pomysłem. Bo zdecydowanie zostaję na dwa. Co najmniej dwa. Zostanę, aż nie wykopiesz mnie do domu — stwierdził wyraźnie dumny z siebie.
Usiadł na kanapie obok niego, wpatrując się z zainteresowaniem w ekran. I znowu film go nie zawiódł. Nie mógł się powstrzymać od parskania co jakiś czas śmiechem i komentowania tego co działo się na ekranie. Przycichł nieco czując jak Shane opiera się o jego ramię, koniec końców sam oparł jednak luźno rękę na jego kolanie. Nic dziwnego, że był aż nazbyt chętny na obejrzenie drugiego filmu, poklepując go jedynie po nodze przed włączeniem tytułu.
— Popcorn. I picie. Inaczej zamęczę cię moim gadaniem na dobre, chociaż bardzo się staram kontrolować — zapewnił go, mimo wszystko nie mogąc powstrzymać rozbawienia.
Ach, gdyby tylko wiedział, co go czeka.
Prawdopodobnie będzie ciężko im się zgodzić w tej kwestii, jednakże skoro blondyn nie kontynuował tematu, to po swoim mini przemówieniu, nie kontynuował już tego. Pozwolił sobie za to na podziwianie jego zmieszania, które skomentował lekko uniesionym kącikiem ust.
Plik? Czuję się zaszczycony.
- Skoro tak, to powinienem postarać się dla ciebie i taki przygotować - popatrzył, podpierając głowę o jedną rękę. - Tak, bym mógł ci co jakiś czas od siebie przygotować. I coś lepszego niż niecodzienna mieszanka mango wraz z ananasem - nawiązał do poprzedniej "przekąski" jaką przyszło im się razem raczyć. Nie była zła, ale brak przygotowania ciągnął się w jego myślach raz za razem. Nawet jeśli nie sądził, że kogoś zaprosi do siebie tamtego dnia.
Przytaknął na zgodę, by poczekać z jedzeniem. I tak oto poszło jego skupienie dla filmu. Gadatliwość i śmiech nie przeszkadzały mu, chociaż jedyną reakcją na to z jego strony było przytaknięcie z niektórych momentach. Nie wciągał się w rozmowy na temat wydarzeń w czasie trwania dzieła, mimo to, lekko uśmiechał się, czując jego bliskość. Zwłaszcza, gdy on położył swoją dłoń na kolanie.
Jeden film był za nimi, a szybkie skontrolowanie czasu umożliwiło podjęcie decyzji. Międzyczasie też przysłuchał się mu.
- Dobrze - przystał na to, obejmując dłonią jego, by zabrać ją z nogi. Zaraz potem wstał z miejsca. - Chodź, pomożesz mi to przynieść. Podobał ci się bohater? - dodał, odwracając się tyłem do niego, by udać się do kuchni. W niej również podjął się przygotowań przekąsek, poświęcając niekrótką chwilę na zastanowienie się, gdzie mógł znaleźć popcorn. Oraz zapytanie, jaki napój chce. - W końcu przyda ci się trochę nawilżenia gardła - zachichotał zaraz potem, powracając do uszykowania całej reszty. Tak, by mogli powrócić z dodatkowym "arsenałem" na nowe dzieło.
- Um, to będzie dobre. Polecono mi to... - powiedział spokojnie, wybierając film od Słowika o tytule "Conjuring" i uruchamiając go na ekranie, nim powrócił do miejsca obok Jonathana.
Shane miał identyczną reakcję jak w pierwszym filmie - skupienie. Zwyczajnie go interesował, zupełnie też nie rejestrując podświadomie, że poziom między nim, a jego wyborem był całkowicie różny. Dla niego historie w horrorach były mocno odrealnione, by mogły go straszyć, więc często spłaszczał to do tego samego stopnia. Podgryzał sobie przekąskę, by w którymś momencie zerkając na Jace'a, by zobaczyć jego reakcję.
Plik? Czuję się zaszczycony.
- Skoro tak, to powinienem postarać się dla ciebie i taki przygotować - popatrzył, podpierając głowę o jedną rękę. - Tak, bym mógł ci co jakiś czas od siebie przygotować. I coś lepszego niż niecodzienna mieszanka mango wraz z ananasem - nawiązał do poprzedniej "przekąski" jaką przyszło im się razem raczyć. Nie była zła, ale brak przygotowania ciągnął się w jego myślach raz za razem. Nawet jeśli nie sądził, że kogoś zaprosi do siebie tamtego dnia.
Przytaknął na zgodę, by poczekać z jedzeniem. I tak oto poszło jego skupienie dla filmu. Gadatliwość i śmiech nie przeszkadzały mu, chociaż jedyną reakcją na to z jego strony było przytaknięcie z niektórych momentach. Nie wciągał się w rozmowy na temat wydarzeń w czasie trwania dzieła, mimo to, lekko uśmiechał się, czując jego bliskość. Zwłaszcza, gdy on położył swoją dłoń na kolanie.
Jeden film był za nimi, a szybkie skontrolowanie czasu umożliwiło podjęcie decyzji. Międzyczasie też przysłuchał się mu.
- Dobrze - przystał na to, obejmując dłonią jego, by zabrać ją z nogi. Zaraz potem wstał z miejsca. - Chodź, pomożesz mi to przynieść. Podobał ci się bohater? - dodał, odwracając się tyłem do niego, by udać się do kuchni. W niej również podjął się przygotowań przekąsek, poświęcając niekrótką chwilę na zastanowienie się, gdzie mógł znaleźć popcorn. Oraz zapytanie, jaki napój chce. - W końcu przyda ci się trochę nawilżenia gardła - zachichotał zaraz potem, powracając do uszykowania całej reszty. Tak, by mogli powrócić z dodatkowym "arsenałem" na nowe dzieło.
- Um, to będzie dobre. Polecono mi to... - powiedział spokojnie, wybierając film od Słowika o tytule "Conjuring" i uruchamiając go na ekranie, nim powrócił do miejsca obok Jonathana.
Shane miał identyczną reakcję jak w pierwszym filmie - skupienie. Zwyczajnie go interesował, zupełnie też nie rejestrując podświadomie, że poziom między nim, a jego wyborem był całkowicie różny. Dla niego historie w horrorach były mocno odrealnione, by mogły go straszyć, więc często spłaszczał to do tego samego stopnia. Podgryzał sobie przekąskę, by w którymś momencie zerkając na Jace'a, by zobaczyć jego reakcję.
— Och ze mną jest prosto. Zjem wszystko — roześmiał się, obracając w jego stronę z uśmiechem — poza tym mieszanka mango z ananasem była bardzo smaczna. Nie za często miałem okazję je jeść. Szczerze mówiąc wolę sałatki owocowe niż chipsy i tym podobne.
Nie żeby od czasu do czasu nie jadł czegoś podobnego, w końcu sam dopraszał się o popcorn. Nie zmieniało to jednak faktu, że Jonathan zdecydowanie należał do dobrze odżywiających się osób. W końcu przykładał dużą uwagę do tego co gotował i unikał wszelkich mrożonek, uciekając się do nich wyłącznie w ostateczności.
Jednostronne rozmowy mu nie przeszkadzały. W większości i tak rzucał tylko jakiś krótki komentarz, nie oczekując odpowiedzi. Całe szczęście może i lubił komentować to co działo się na ekranie, ale nie był typem analityka, który zaczynał prowadzić nagle głębokie dyskusje.
— Bohater niekoniecznie, ale ta dziewczyna była świetna! Niby postać drugoplanowa, ale bez niej wszystko byłoby dużo nudniejsze. Zdecydowanie trafiało do mnie jej poczucie humoru — cały czas śmiał się cicho, tym razem biorąc do picia sok pomarańczowy. Usiadł wygodnie z powrotem na kanapie, układając miskę z popcornem na kolanach. Tak bardzo nieświadomy.
Wystarczyły już pierwsze minuty, by wiedział, że coś jest nie tak. Początkowa ciekawość stopniowo zaczęła z niego uciekać. Siedział absolutnie cicho, nie śmiejąc się, nie rzucając żadnych komentarzy. Dopóki na ekranie nie pojawił się pierwszy jumpscare. Chyba tylko cudem, nie wywalił miski na ziemię. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Shane na niego patrzy. Ciemnowłosy z kolei mógł zobaczyć, jak bardzo pobladł. Nic dziwnego, że po dwudziestu minutach wyraźnie poddał się z siedzeniem prosto. Przesunął miskę na jego kolana i schował się w jego ramieniu, wzdrygając się na kolejny wrzask kobiety.
— Powiedz mi, jak zniknie z ekranu — wyrzucił z siebie, wyraźnie nie zamierzając się na ten moment obracać.
- To prawie jak ja, ale mojego wyjaśnienia nie przyjmujesz - zauważył ostrożnie. - Skoro zjesz wszystko... to zostaje mi zrobienie ci takiego dania, które stanie się twoim ulubionym - wysunął wniosek. - Skoro wolisz owocowe sałatki... to może jakiś deser z owocami? - brzmiało to w jego ustach jak zalążek większego planu, który miał wprowadzić w życie.
Międzyczasie zobaczyli pierwszy film, gdzie potem wymienili się krótko refleksjami na temat bohaterów. Przygotowanie napojów - Shane wziął dla siebie sok jabłkowy - oraz popcornu zajęło im krótką chwilę. Tak, by mogli obejrzeć drugi film.
Efekt, jaki zobaczył, był niecodzienny.
Pomijając drobnostkę, jaką była utrata przekąski, zarejestrował zmianę zachowania blondyna. Na tyle, że nie tylko ucichł niemalże całkowicie, ale i jego twarz powoli przypominała białą ścianę. Nie odezwał się jednak, samemu skupiając się na dziele, aż do momentu, gdy poczuł miskę na swoich kolanach. I chowającego się Jace'a w jego ramieniu.
- Scena czy film? - zapytał. - Jeśli jest to zbyt ciężkie dla ciebie, mogę to wyłączyć - zasugerował mu łagodnie, jedząc przy tym ziarno popcornu, będąc niewzruszonym przy kolejnej scenie, która nie była przeznaczona dla osób o słabych nerwach. - Wydawało mi się, że nie ma tu tego, za czym nie przepadasz, ale chyba źle oceniłem - podsumował westchnieniem swoje słowa, zastanawiając się poważnie nad wyłączeniem filmu. Odnalezienie czegoś łagodniejszego nie stanowiło dla niego większego problemu, a samo dzieło mógł już obejrzeć na osobności.
- Kobieta zniknęła - powiadomił go cicho, widząc, że scena zmieniła się na kolejną. - Oglądasz?
Międzyczasie zobaczyli pierwszy film, gdzie potem wymienili się krótko refleksjami na temat bohaterów. Przygotowanie napojów - Shane wziął dla siebie sok jabłkowy - oraz popcornu zajęło im krótką chwilę. Tak, by mogli obejrzeć drugi film.
Efekt, jaki zobaczył, był niecodzienny.
Pomijając drobnostkę, jaką była utrata przekąski, zarejestrował zmianę zachowania blondyna. Na tyle, że nie tylko ucichł niemalże całkowicie, ale i jego twarz powoli przypominała białą ścianę. Nie odezwał się jednak, samemu skupiając się na dziele, aż do momentu, gdy poczuł miskę na swoich kolanach. I chowającego się Jace'a w jego ramieniu.
- Scena czy film? - zapytał. - Jeśli jest to zbyt ciężkie dla ciebie, mogę to wyłączyć - zasugerował mu łagodnie, jedząc przy tym ziarno popcornu, będąc niewzruszonym przy kolejnej scenie, która nie była przeznaczona dla osób o słabych nerwach. - Wydawało mi się, że nie ma tu tego, za czym nie przepadasz, ale chyba źle oceniłem - podsumował westchnieniem swoje słowa, zastanawiając się poważnie nad wyłączeniem filmu. Odnalezienie czegoś łagodniejszego nie stanowiło dla niego większego problemu, a samo dzieło mógł już obejrzeć na osobności.
- Kobieta zniknęła - powiadomił go cicho, widząc, że scena zmieniła się na kolejną. - Oglądasz?
— Bo mówisz, że zjesz wszystko, a potem okazuje się, że nie lubisz niczego z czerwonym mięsem. Jestem pewien, że jest więcej rzeczy, których nie lubisz — zaśmiał się wyraźnie rozbawiony, szturchając go kolanem — na przykład robię bardzo dobrą wątróbkę z jabłkiem, a mam wrażenie, że nie byłoby to twoje wymarzone danie.
W końcu mało kto lubił podroby. Ale może się mylił i zakres dań spożywanych przez Shane'a rzeczywiście był dużo większy niż zakładał.
— Deser z owocami? — jego oczy wyraźnie rozbłysły. Uwielbiał desery. I uwielbiał owoce. Odpowiedź nasuwała się sama. Niezależnie od tego co wymyśli Shane, było już pewne, że wygra go w stu procentach.
W przeciwieństwie do filmu, który oglądali. A najbardziej przerażało go w nim to, że na początku pojawił się napis, że został oparty na faktach. Zapadł się odrobinę w kanapę, obejmując go ramieniem i pokręcił głową przecząco, nadal nie patrząc w stronę ekranu.
— Jest... ciekawy... — bo w sumie był. Pomiędzy momentami, gdy pojawiały się wiszące wiedźmy, strasząc go na śmierć.
— Nie ma sensu, żebyś go przerywał w połowie, ja sobie po prostu... tak... — mamrotał coś cicho w jego ramię, dopóki nie dostał sygnału, że może już patrzeć. Spojrzał ostrożnie na telewizor, mimo wszystko nie odsuwając się nawet na centymetr. Nic dziwnego, że w którymś momencie znowu podskoczył, na kilka sekund obejmując go nieco mocniej.
— To serio jest na faktach? — jęknął cicho, pociągając nosem. Przynajmniej, w którymś momencie udało mu się oderwać jedną rękę i zjeść trochę popcornu. Ponadto wpadł na genialny pomysł.
Co jakiś czas zaczął zasłaniać oczy.
- Drobny szczegół - skomentował w ten sposób kwestię odnoszącą się mięsa. - I w sumie sam nie wiem, możesz zawsze sprawdzić - wytknął odnośnie wątróbki, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Nie poprawiał go już odnośnie mięsa, uznając, że jego niemożność jedzenia mięsa nie zmieniała faktu, że zwyczajnie było mu po nim niedobrze.
Nie spodziewał się aż takiego entuzjazmu odnośnie zasugerowania dania w ramach rewanżu, ale uznał, że to było całkiem miłe. Mimowolnie pomyślał o tym, że to urocze.
Za to film okazał się być niemałym wyzwaniem.
- Nie wiem. Można sprawdzić to potem - odparł, wzruszając na tyle ramionami, ile mógł. Zaraz potem szturchnął go palcem w policzek. - Myślisz, że w taki sposób da się oglądać? - był połowicznie unieruchomiony. Czuł jego mocny uścisk na ramieniu, ale bardziej go to rozczulało teraz. Chyba tak powinna wyglądać normalna reakcja na horrory. Nietrudno było mu dawać znać, które sceny robiły się spokojniejsze do obejrzenia.
- Wooow. Finalna scena zrobiła wrażenie - wymamrotał, gdy pojawiły się napisy końcowe. Musiał przyznać po sobie, że lekko wzdrygnął pod sam koniec, ale był wyraźnie zadowolony z obejrzanego dzieła. - Podobno są jeszcze dwie tego części... Jace, w porządku? - jego piwne oczy skupiły się na blondynie, a twarz wyraziła zaniepokojenie. - Mi się wydaje, czy pobladłeś? - może to była jedynie gra świateł?
Sprawdził godzinę na telefonie.
- Te dwa filmy zeszły dłużej niż zakładałem - przyznał. - Um, Jace. Możesz puścić moje ramię. Już po wszystkim - już tracił w nim czucie niemalże całkowicie.
Nie spodziewał się aż takiego entuzjazmu odnośnie zasugerowania dania w ramach rewanżu, ale uznał, że to było całkiem miłe. Mimowolnie pomyślał o tym, że to urocze.
Za to film okazał się być niemałym wyzwaniem.
- Nie wiem. Można sprawdzić to potem - odparł, wzruszając na tyle ramionami, ile mógł. Zaraz potem szturchnął go palcem w policzek. - Myślisz, że w taki sposób da się oglądać? - był połowicznie unieruchomiony. Czuł jego mocny uścisk na ramieniu, ale bardziej go to rozczulało teraz. Chyba tak powinna wyglądać normalna reakcja na horrory. Nietrudno było mu dawać znać, które sceny robiły się spokojniejsze do obejrzenia.
- Wooow. Finalna scena zrobiła wrażenie - wymamrotał, gdy pojawiły się napisy końcowe. Musiał przyznać po sobie, że lekko wzdrygnął pod sam koniec, ale był wyraźnie zadowolony z obejrzanego dzieła. - Podobno są jeszcze dwie tego części... Jace, w porządku? - jego piwne oczy skupiły się na blondynie, a twarz wyraziła zaniepokojenie. - Mi się wydaje, czy pobladłeś? - może to była jedynie gra świateł?
Sprawdził godzinę na telefonie.
- Te dwa filmy zeszły dłużej niż zakładałem - przyznał. - Um, Jace. Możesz puścić moje ramię. Już po wszystkim - już tracił w nim czucie niemalże całkowicie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Pią Kwi 29, 2022 10:21 pm
Pią Kwi 29, 2022 10:21 pm
— Och. No dobra, przyznaję, że mnie zaskoczyłeś. W takim razie gdybym miał ją robić, obiecuję, że wezmę kurczęcą — uśmiechnął się, przyznając do błędu. Pewnie minie nieco czasu nim faktycznie postanowi ją przyrządzić. Jakby nie patrzeć, miał całe mnóstwo dużo ciekawszych dań na swojej liście, które zamierzał mu zaprezentować.
"Można sprawdzić to potem."
— Nie — odezwał się szybko, trzęsąc nieznacznie na całym ciele — chyba wolę nie wiedzieć.
Jeszcze serio natknie się na jakieś prawdziwe zapiski i już nigdy w życiu nie zaśnie. Cały czas wtulał się w jego ramię, nie będąc nawet w stanie podnieść na niego wzroku.
— C-chyba się da. Normalnie widzisz, prawda? — on nie musiał widzieć ekranu. Zdecydowanie nie musiał. Mógł przez cały film wciskać się w jego bark, nie miał absolutnie nic przeciwko. Co jakiś czas odwracał się jednak, by oglądać, choć część tego nieszczęsnego filmu. Może kiedyś zostanie weteranem horrorów. Ale to nie był ten dzień.
— Dwie części? — zapytał nieznacznie podwyższonym tonem, zaraz cicho odkasłując — Uhm. No, możemy obejrzeć... pewnie będą równie... ciekawe...
Zdecydowanie dziś nie zaśnie.
Wypuścił powoli jego ramię, choć nijak się nie odsuwał, zupełnie jakby tylko kontakt fizyczny był w stanie uratować go przed załamaniem nerwowym.
— Haha... Shane, myślisz, że mogę się do ciebie wprowadzić? Jakby. Teraz. Nie wrócę po tym do domu. Przysięgam. Umiem sprzątać? — autoreklama stulecia.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach