▲▼
Strona 2 z 16 • 1, 2, 3 ... 9 ... 16
- Może być - zgodził się na propozycję dotyczącą filmów. - Chcesz oryginalne wersje czy wraz z remasterami? - na popularnych seriach twórcy starali się wyciągać jak najwięcej pieniędzy, więc nie rzadkością było, że powracały one w różnych odsłonach. Tylko weź tutaj zapamiętaj wszystkie.
- Doceniam - odpowiadanie mu w ten sam sposób mogłoby doprowadzić do salwy śmiechu. Albo dobicia. W zależności od oceny. Braku biegłości w posługiwaniu się językiem migowym powodował, że widok gestów mieszał mu się raz na jakiś czas z wypowiadanymi słowami. Z ulgą jednak przyznał sam sobie, że jego pamięć nie zardzewiała całkowicie, a cała poprzednia nauka nie poszła na marne.
Chociaż był daleki do przyznania, że z jego umiejętnościami było całkowicie dobrze.
Przewrócił oczami, gdy usłyszał kolejne propozycję odnośnie imion. Niby to nie węgorz, ale...
- Mógłbym się zgodzić na którąś z tych tylko wtedy, jakbym zaczął latać po mieście w pelerynie, masce i obcisłych rajstopach. Inaczej nie miałoby to sensu - odparł na temat "prostych" nazw, jakie mu zasugerował Słowik. Zbyt bardzo kojarzyło mu się to z narysowanymi postaciami z komiksów mieniącymi się superbohaterami. Natura jednak poskąpiła Shane'owi supermocy, a jego nigdy nie jarała wizja nakładania majtek na spodnie.
- Auć - zmarszczył nieco nos po nieprzewidzianym uderzeniu. - Aż tak ślepy nie jestem - mrużył oczy, spoglądając na podsuniętą mu listę. Przesunął palcem, przelatując wzrokiem po koleich wpisach.
- Raicho... Raichu Zdecydowanie duża mysz. Ale podoba mi się pierwszy człon nazwy - Rai - skojarzenia brały mu się jeszcze z jednej rzeczy. Jego osobistego amuletu szczęścia w postaci uroczego stworzenia, które starał się mieć zwykle przy sobie. Tylko nazwanie się "Raichubat" albo "Raibat' brzmiało w jego myślach wystarczająco głupio, że obejmowało go zażenowanie na samą myśl.
Potrząsnął przecząco głową, pozostawiając telefon w spokoju.
- Najwyżej wodę lub coca colę - odparł bez chwili zawahania. Przyłożył wolną dłoń do czoła, mrużąc oczy. - Nic więcej - opuścił rękę, spoglądając na kumpla, by zaraz potem zaserwować mu pstryknięcie w czubek głowy. - Tylko mi tu nie zasypiaj - mruknął. - Raczej poduszka ze mnie żadna.
- Doceniam - odpowiadanie mu w ten sam sposób mogłoby doprowadzić do salwy śmiechu. Albo dobicia. W zależności od oceny. Braku biegłości w posługiwaniu się językiem migowym powodował, że widok gestów mieszał mu się raz na jakiś czas z wypowiadanymi słowami. Z ulgą jednak przyznał sam sobie, że jego pamięć nie zardzewiała całkowicie, a cała poprzednia nauka nie poszła na marne.
Chociaż był daleki do przyznania, że z jego umiejętnościami było całkowicie dobrze.
Przewrócił oczami, gdy usłyszał kolejne propozycję odnośnie imion. Niby to nie węgorz, ale...
- Mógłbym się zgodzić na którąś z tych tylko wtedy, jakbym zaczął latać po mieście w pelerynie, masce i obcisłych rajstopach. Inaczej nie miałoby to sensu - odparł na temat "prostych" nazw, jakie mu zasugerował Słowik. Zbyt bardzo kojarzyło mu się to z narysowanymi postaciami z komiksów mieniącymi się superbohaterami. Natura jednak poskąpiła Shane'owi supermocy, a jego nigdy nie jarała wizja nakładania majtek na spodnie.
- Auć - zmarszczył nieco nos po nieprzewidzianym uderzeniu. - Aż tak ślepy nie jestem - mrużył oczy, spoglądając na podsuniętą mu listę. Przesunął palcem, przelatując wzrokiem po koleich wpisach.
- Raicho... Raichu Zdecydowanie duża mysz. Ale podoba mi się pierwszy człon nazwy - Rai - skojarzenia brały mu się jeszcze z jednej rzeczy. Jego osobistego amuletu szczęścia w postaci uroczego stworzenia, które starał się mieć zwykle przy sobie. Tylko nazwanie się "Raichubat" albo "Raibat' brzmiało w jego myślach wystarczająco głupio, że obejmowało go zażenowanie na samą myśl.
Potrząsnął przecząco głową, pozostawiając telefon w spokoju.
- Najwyżej wodę lub coca colę - odparł bez chwili zawahania. Przyłożył wolną dłoń do czoła, mrużąc oczy. - Nic więcej - opuścił rękę, spoglądając na kumpla, by zaraz potem zaserwować mu pstryknięcie w czubek głowy. - Tylko mi tu nie zasypiaj - mruknął. - Raczej poduszka ze mnie żadna.
Klasnął w dłonie, gdy tylko usłyszał jego pytanie.
— Z remasterami, zdecydowanie! — ekscytacja mimowolnie wdarła się do jego głosu na samą myśl. Już dawno temu nie miał okazji usiąść z kimś i oddać się bezstresowo podobnej rozrywce. Całkiem miła odmiana po tak długim czasie samej pracy i ciągłych gangowych zawirowań.
— Biorąc pod uwagę twoją sylwetkę, nie jest to jakaś zła wizja — przesunął po nim wzrokiem od góry do dołu, bezczelnie go oceniając. Nie żeby nie był jedną z osób, które znał praktycznie na pamięć. Gdyby potrafił rysować, pewnie bez większych problemów przeniósłby go na papier. W obecnym momencie mógłby go jednak co najwyżej uraczyć jakimś super seksownym patyczakiem.
— Zawsze możemy ci kupić jakiś cosplay. Na przykład z Naruto. Wiesz, opaska wioski Mgły i te sprawy. W końcu każdy wie, że Mgła jest dużo lepsza od Liścia. Ewentualnie Piasek... — zamyślił się przez chwilę jak klasyczny weeb, wyraźnie oddając własnym rozmyślaniom. Pewnie właśnie analizował obie serie, udając przy tym, że Boruto nigdy nie wyszło. Nie była to seria, którą jakkolwiek szanował.
— Sorki, sorki. Kiepsko u mnie z wymierzaniem odległości — zażartował, obserwując uważnie jego reakcję. Widział jak przesuwa wzrokiem po liście, nie odzywał się jednak już dalej ani słowem, nie zamierzając jakoś szczególnie ingerować w jego wybór. Przynajmniej do momentu, w którym nie zacznie tego potrzebować.
— Ua, Rai. Jak Raikage. Podoba mi się, dobrze brzmi. Zostajesz przy tym skrócie czy jakoś to rozwijasz? — zapytał odsuwając telefon w tył. A jednak koniec śmieszków. Jakby nie patrzeć, nowy skrót naprawdę brzmiał cool. I dziwnym trafem pasował mu do Kassira.
— Zlituj się nad biednym Słowikiem. Może Cola z dodatkiem? Zawsze trochę lżejsze? Nie? No dobra — zrezygnował widząc jego minę i westchnął cicho, zaraz pocierając czoło z cichym pomrukiem. Wiedział, że nie było co naciskać na mężczyznę, skoro ten i tak nie miał się ugiąć. W końcu był jedną z niewielu osób, przy których Słowik faktycznie ograniczał picie. Na przykład pijąc przed jego przyjściem.
— Narzekasz. Każda poduszka jest dobra, zwłaszcza gdy jesteś bardzo zmęczony.
— Z remasterami, zdecydowanie! — ekscytacja mimowolnie wdarła się do jego głosu na samą myśl. Już dawno temu nie miał okazji usiąść z kimś i oddać się bezstresowo podobnej rozrywce. Całkiem miła odmiana po tak długim czasie samej pracy i ciągłych gangowych zawirowań.
— Biorąc pod uwagę twoją sylwetkę, nie jest to jakaś zła wizja — przesunął po nim wzrokiem od góry do dołu, bezczelnie go oceniając. Nie żeby nie był jedną z osób, które znał praktycznie na pamięć. Gdyby potrafił rysować, pewnie bez większych problemów przeniósłby go na papier. W obecnym momencie mógłby go jednak co najwyżej uraczyć jakimś super seksownym patyczakiem.
— Zawsze możemy ci kupić jakiś cosplay. Na przykład z Naruto. Wiesz, opaska wioski Mgły i te sprawy. W końcu każdy wie, że Mgła jest dużo lepsza od Liścia. Ewentualnie Piasek... — zamyślił się przez chwilę jak klasyczny weeb, wyraźnie oddając własnym rozmyślaniom. Pewnie właśnie analizował obie serie, udając przy tym, że Boruto nigdy nie wyszło. Nie była to seria, którą jakkolwiek szanował.
— Sorki, sorki. Kiepsko u mnie z wymierzaniem odległości — zażartował, obserwując uważnie jego reakcję. Widział jak przesuwa wzrokiem po liście, nie odzywał się jednak już dalej ani słowem, nie zamierzając jakoś szczególnie ingerować w jego wybór. Przynajmniej do momentu, w którym nie zacznie tego potrzebować.
— Ua, Rai. Jak Raikage. Podoba mi się, dobrze brzmi. Zostajesz przy tym skrócie czy jakoś to rozwijasz? — zapytał odsuwając telefon w tył. A jednak koniec śmieszków. Jakby nie patrzeć, nowy skrót naprawdę brzmiał cool. I dziwnym trafem pasował mu do Kassira.
— Zlituj się nad biednym Słowikiem. Może Cola z dodatkiem? Zawsze trochę lżejsze? Nie? No dobra — zrezygnował widząc jego minę i westchnął cicho, zaraz pocierając czoło z cichym pomrukiem. Wiedział, że nie było co naciskać na mężczyznę, skoro ten i tak nie miał się ugiąć. W końcu był jedną z niewielu osób, przy których Słowik faktycznie ograniczał picie. Na przykład pijąc przed jego przyjściem.
— Narzekasz. Każda poduszka jest dobra, zwłaszcza gdy jesteś bardzo zmęczony.
Przewrócił oczami na jego słowa.
- Zachowaj to na jakieś imprezy tematyczne - powiedział, odsuwając na bok wizję siebie ubierającego cokolwiek obcisłego. - Może wtedy się na to skuszę.
Naruto kojarzył przede wszystkim z gier, z którymi miał już dawno styczność. Najnowsze części nie interesowały go na tyle, by zdecydował się na zakup, a patrząc w przeszłość, nie odczuwał wybitnej potrzebny wobec obejrzenia anime czy zapoznania się z samym oryginałem.
Chociaż wizja bycia ninją była bardziej ciekawsza niż ubieranie majtek na rajstopy.
- Zostanę przy tym - odparł ciemnowłosy, lekko wzruszając ramionami. - Najkrótsze jest najprościej zapamiętać. Ewentualnie między nami może zostać skojarzenie z wielką, pomarańczową myszą - zachichotał. - Lub cokolwiek wyobrazimy sobie.
Możliwości było wystarczająco, by wplątać je w żartobliwe rozmowy.
Odmowa była jednoznaczna. Spokojna odmowa była tym, co uznawał za wystarczające, by określić jego opinię względem podejścia do alkoholu u Słowika. Nie było to tajemnicą, gdy nie raz i nie dwa, bezceremonialnie zabierał mu butelki z zasięgu ręki, znosząc zarazem jego poziom zachwycenia owym faktem.
- Jesteś dość żywy jak na kogoś bardzo zmęczonego - odciął się, odpuszczając już próbę zmienienia obecnej poduszki na inną. - Idź, idź spać - pokręcił nieco głową, dając w tym miejscu za wygraną. Kilka chwil zwykłego odpoczynku nie sprawiało, by świat miał nagle zawalić się na głowę, więc nie szukał na siłę argumentów przeciw.
Trochę kusiło z tego wszystkiego go, by samemu się zdrzemnąć.
z/t x2
- Zachowaj to na jakieś imprezy tematyczne - powiedział, odsuwając na bok wizję siebie ubierającego cokolwiek obcisłego. - Może wtedy się na to skuszę.
Naruto kojarzył przede wszystkim z gier, z którymi miał już dawno styczność. Najnowsze części nie interesowały go na tyle, by zdecydował się na zakup, a patrząc w przeszłość, nie odczuwał wybitnej potrzebny wobec obejrzenia anime czy zapoznania się z samym oryginałem.
Chociaż wizja bycia ninją była bardziej ciekawsza niż ubieranie majtek na rajstopy.
- Zostanę przy tym - odparł ciemnowłosy, lekko wzruszając ramionami. - Najkrótsze jest najprościej zapamiętać. Ewentualnie między nami może zostać skojarzenie z wielką, pomarańczową myszą - zachichotał. - Lub cokolwiek wyobrazimy sobie.
Możliwości było wystarczająco, by wplątać je w żartobliwe rozmowy.
Odmowa była jednoznaczna. Spokojna odmowa była tym, co uznawał za wystarczające, by określić jego opinię względem podejścia do alkoholu u Słowika. Nie było to tajemnicą, gdy nie raz i nie dwa, bezceremonialnie zabierał mu butelki z zasięgu ręki, znosząc zarazem jego poziom zachwycenia owym faktem.
- Jesteś dość żywy jak na kogoś bardzo zmęczonego - odciął się, odpuszczając już próbę zmienienia obecnej poduszki na inną. - Idź, idź spać - pokręcił nieco głową, dając w tym miejscu za wygraną. Kilka chwil zwykłego odpoczynku nie sprawiało, by świat miał nagle zawalić się na głowę, więc nie szukał na siłę argumentów przeciw.
Trochę kusiło z tego wszystkiego go, by samemu się zdrzemnąć.
z/t x2
Postukał palcami w policzek, cały czas patrząc za szybę z wyraźnym zamyśleniem. Własne myśli pochłonęły go na tyle, by drgnął nieznacznie, czując ruch na swojej twarzy. Axel zatknął włosy za jego ucho, przyglądając mu się w ten sam czujny sposób, który ciągnął się za nimi już dłuższy czas.
— Jest w porządku. Naprawdę.
Przesunął palcami po jego dłoni i zsunął ją na swoje udo, rzucając mu krótki uśmiech.
— Jeśli gdziekolwiek mam się wyłączyć i zachowywać jak skończony kretyn to właśnie u niego.
— Nie muszę z wami siedzieć. Możesz po prostu do mnie zadzwonić, jak będziesz chciał wracać do domu.
— To próba wymigania się od gotowania nam obiadu? — zapytał, unosząc brew ku górze. Prychnięcie, które otrzymał w odpowiedzi, samo w sobie momentalnie poprawiło mu humor. Ścisnął mocniej jego dłoń, podnosząc wzrok na budynek. Dopiero wtedy zwrócił się w stronę Axela z wyraźnie wypisanym na twarzy konfliktem.
— Wiem, że jesteś zmęczony, ale...
— Będę za godzinę. Odprowadzić cię? — blondyn wpatrywał się w niego uważnie, wyraźnie dając mu wolną rękę. Ian zawahał się tylko przez chwilę, nim pokręcił w końcu głową
— Nie trzeba — odpiął pas i przechylił się w jego stronę, by pocałować go krótko na pożegnanie, przed posłaniem mu krzywego uśmiechu i wyjściem z samochodu. Przynajmniej teraz mógł w końcu skupić się na czymś innym. Wziął głęboki wdech i wsunął palce w ponownie czarne włosy, odsuwając je w tył. Na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech, który nie znikał aż do momentu stawienia się w drzwiach Kassira. Nie widział go w końcu miesiąc, chyba nie sądził, że odpuści sobie dręczenie go?
BAM!
Drzwi uderzyły z rozmachem w ścianę, mimo że tysiąc razy Shane rugał go za zbyt zamaszyste otwieranie ich. Przeklął głośno i sprawdził ostrożnie obitą ścianę, przesuwając po niej palcami. Nic się nie stało, nic się nie stało.
— SHAAAAAAANE! NIE WIDZĘ TĘCZOWEGO DYWANU, CZYŻBYŚ ZAPOMNIAŁ O MOJEJ WIZYCIE? — ściągnął buty i kurtkę, zaraz włażąc głębiej z wypisanym na twarzy oburzeniem.
— Gdzie jest mój brokat? Słuchaj, nie po to robiłem wczoraj paznokcie, żebyś przywitał mnie jak jakieś żałosne pospólstwo. Może jeszcze przywitasz mnie w dresie? Niech tylko zobaczę, że masz na sobie jedną z porozciąganych bluz, to jak tequilę kocham, przechrzczę cię w imię Margharity. Bezalkoholowej, bo jestem czysty już od dłuższego czasu — nawet nie czekał, aż jego przyjaciel go przywita. Zamiast tego od razu zaczął przeglądać jego szafki, jak i całą okolicę, coraz bardziej niezadowolony.
— Nie widzę śladu obecności drugiej osoby, nawet gumek nie kupiłeś, jeśli powiesz mi, że podczas całej mojej obecności nadal nie ruszyłeś solidnie z tematem, to chyba machnę ci drugi wywód. Bo najwyraźniej na wzwód nie ma co liczyć — boże, niech ktoś mu zaklei pysk.
Wzdrygnął, wypuszczając komórkę z dłoni w momencie, gdy usłyszał huk w postaci uderzenia drzwi o ścianę. Schylił się po upuszczony sprzęt, posyłając złowrogie spojrzenie w stronę wejścia do pomieszczenia - tylko ta jedna osoba miała dodatkowy klucz do jego mieszkania i ta sama nic nie robiła sobie z jego upomnień odnośnie traktowania brutalnego jego własności.
Nie, żeby mu raz to wytykał.
- Przyjdź do sypialni - zawołał na wstępnie, całkowicie ignorując teksty o dywanie, tęczy i brokacie. - Zabrakło w sklepie. Przeżyjesz - no, nie do końca jednak olał temat. Nie mógł sobie nie pozwolić na odcięcie się.
I oczywiście, że Słowik go zastał w dresie. Dresie, w długiej, postarzałej bluzie z kapturem imitującej pikachu. Tylko żółty był dość mocno wyblakły. Ten sam typ stroju, który właśnie miał "nie nosić". Nie, żeby się przejął jego słowami, zwyczajnie przewrócił oczami.
- Widzę, że zmienił ci się tylko kolor włosów, bo nic z zachowania - westchnął ze zrezygnowaniem. - Zostaw w spokoju moje ubieranie się i siadaj na tyłku tutaj. I nie wiem, o co ci chodzi. I przestań zaglądać do tamtej szafki, upewniłem się, że nawet bielizny tam nie znajdziesz - dodał jeszcze. Miał dziwne przeczucie, że z tego wszystkiego zacząłby oceniać po całości to, co Kassir ubierał do łóżka.
Czekaj, co, jaki wz...
- I zostaw moje życie seksualne w spokoju - jęknął, przejeżdżając palcami po twarzy. Kilka minut, a on już zdążył się załamać przez swojego najlepszego przyjaciela. Klasyk. - Chociaż to raczej ja ci powinienem palnąć kazanie. Tylko nie wiem, czy obrać temat moich drzwi, Black Zone czy zniknięcia na miesiąc - postanowił spróbować przerzucić temat na jego osobę, przewracając przy tym oczami. Spróbować można było, a jego tym bardziej zastanawiało, dlaczego w ogóle tam trafił.
- Co chcesz do picia? Woda? Kawa? Herbata? Sok? - zarzucił go klasycznymi propozycjami, mrużąc nieznacznie brwi. - I jakby co... masz dwie nerki nadal? - dotknął się w pasie, jakby problem braku organów dotyczył jego, a nie Słowika.
Nie, żeby mu raz to wytykał.
- Przyjdź do sypialni - zawołał na wstępnie, całkowicie ignorując teksty o dywanie, tęczy i brokacie. - Zabrakło w sklepie. Przeżyjesz - no, nie do końca jednak olał temat. Nie mógł sobie nie pozwolić na odcięcie się.
I oczywiście, że Słowik go zastał w dresie. Dresie, w długiej, postarzałej bluzie z kapturem imitującej pikachu. Tylko żółty był dość mocno wyblakły. Ten sam typ stroju, który właśnie miał "nie nosić". Nie, żeby się przejął jego słowami, zwyczajnie przewrócił oczami.
- Widzę, że zmienił ci się tylko kolor włosów, bo nic z zachowania - westchnął ze zrezygnowaniem. - Zostaw w spokoju moje ubieranie się i siadaj na tyłku tutaj. I nie wiem, o co ci chodzi. I przestań zaglądać do tamtej szafki, upewniłem się, że nawet bielizny tam nie znajdziesz - dodał jeszcze. Miał dziwne przeczucie, że z tego wszystkiego zacząłby oceniać po całości to, co Kassir ubierał do łóżka.
Czekaj, co, jaki wz...
- I zostaw moje życie seksualne w spokoju - jęknął, przejeżdżając palcami po twarzy. Kilka minut, a on już zdążył się załamać przez swojego najlepszego przyjaciela. Klasyk. - Chociaż to raczej ja ci powinienem palnąć kazanie. Tylko nie wiem, czy obrać temat moich drzwi, Black Zone czy zniknięcia na miesiąc - postanowił spróbować przerzucić temat na jego osobę, przewracając przy tym oczami. Spróbować można było, a jego tym bardziej zastanawiało, dlaczego w ogóle tam trafił.
- Co chcesz do picia? Woda? Kawa? Herbata? Sok? - zarzucił go klasycznymi propozycjami, mrużąc nieznacznie brwi. - I jakby co... masz dwie nerki nadal? - dotknął się w pasie, jakby problem braku organów dotyczył jego, a nie Słowika.
— Przeżyję? Tak. Ale czy ty to przeżyjesz? Tego nie byłbym taki pewny. Podobno się przyjaźnimy, a ty nie jesteś w stanie nawet przywitać mnie w odpowiedni sposób. To tak jakbym ja przywitał cię w drzwiach jak jakiś... amisz. Witaj Shane, oto moje skromne progi, nie znajdziesz tu komputera, telefonu ani żadnego innego sprzętu elektronicznego, co biorąc pod uwagę fakt, że tego naturalnego też nie używasz, równa się z powrotem do korzeni. Będziemy doić krowy i karmić świnki. Moja nowa koleżanka Beatrice z przyjemnością urządzi ci chrumkające spa — pierdolił trzy po trzy, co tylko mu ślina na język przyniosła, by w pełni przekazać swój ból urodzonej drama queen. No bo jak mógłby sobie darować.
— Ale z tymi paznokciami nie żartowałem. Obczaj, zajebiste są — podlazł do niego i podetknął mu rękę przed twarz, choć z takiej odległości, by nie miał problemu z zobaczeniem tego, co miał zobaczyć. Co jak co, ale ciężko byłoby znaleźć drugie tak zadbane dłonie u drugiego mężczyzny. Płytka została pociągnięta delikatnym, półprzezroczystym różem, który nadawał im zdrowszego i żywszego wyglądu. W dodatku na każdym paznokciu serdecznego palca miał przyklejoną drobną perełkę, tuż przy nasadzie. Chwila minęła, nim skończył podziwiać samego siebie, zaraz przenosząc na niego wzrok i ściągając brwi w oburzeniu.
— No ty chyba żartujesz. Shane, co ty masz na sobie za szmaty? Przecież to wygląda, jakbyś przespał się w tym z połową miasta i wrzucił tylko raz do prania, a obaj wiemy, że to ja z nimi sypiałem, nie ty. I uwierz mi, regularnie zmieniałem ubrania. Z głębokiej miłości do ciebie, błagam, pozbądź się tego. Osobiście kupię ci nową. W takim samym wzorze, już niech stracę, ale naprawdę. Przecież to ma w sobie mniej barw niż moje życie podczas największych epizodów depresyjnych.
"I zostaw moje życie seksualne w spokoju."
— Żebyś jeszcze jakieś miał — prychnął głośno, nawet nie próbując się z tym kryć. Nie, żeby Słowik kiedykolwiek krył się z czymkolwiek. Zaraz jednak jego twarz wyraźnie się rozjaśniła. Rzucił się na niego i objął go tak mocno, by zdusić go w uścisku i pocałować go w policzek, cały czas go w siebie wciskając.
— Nerki-srerki, wiesz, jak ja za tobą tęskniłem? Mówię ci, było cholernie nudno. A o drzwiach nic nie wiem. Chyba że mówisz o drzwiach do mojego serca, które dla ciebie zawsze stoją otworem — pocałował go raz jeszcze, zaraz parskając śmiechem i obejmując go w pasie — dlatego chcę znać wszystkie szczegóły tego co robiłeś. Po tym jak zrobisz mi herbatę. I naprawdę, ściągaj to. Musisz jakoś wyglądać, jak Axel przyjdzie. Jeszcze pomyśli, że przyjaźnię się z jakimś bezdomnym i nie będzie chciał gotować, myśląc, że wjebałem go w event charytatywny.
Oczywiście, że już pakował łapska pod jego koszulkę, wyraźnie próbując go rozebrać.
Ciężko było wybrać co zrobić. Czy załamać się przez słowa przyjaciela, czy może podziwiać jego zrobione paznokcie. Mógł spodziewać się takich słów, ale świadomość nie zawsze równała się gotowości psychicznej. Temu też posłał mu zrezygnowane spojrzenie, będące zarazem niewerbalną wiadomością, że poddaje się. Nieszczęśliwy, zawinił brakiem brokatu. Nie żeby go miał kiedykolwiek użyć.
- Widzę, widzę - co mógł powiedzieć więcej? Miał zadbane w odróżnieniu do Shane'a, który nie przywiązywał do nich większej uwagi niż podstawowe czynności pielęgnacyjne. Aż na moment poczuł się brutalnym prymitywem, którego nie interesowało za wiele.
Przewrócił oczami na jego odpowiedź. Nie tylko odnośnie komentarza stroju, co i o jego biednym życiu seksualnym.
- Zerowa wiara we mnie. Klasyk - uznał krótko, nie chcąc już wchodzić dalej w ten temat, by nie słyszeć coś, co by było strzałem w dziesiątkę.
Westchnął, czując, że jednak mięknie przy nim. Jakby nie mógł, patrząc na fakt, że właśnie przylepił się do niego, ucinając całkowicie strefę osobistą? Dlatego też delikatnie uśmiechnął się i odwzajemnił tej uścisk delikatnym gestem objęcia.
- Co ja z tobą mam... - postanowił mu odpuścić kazanie na temat traktowania drzwi. - Z bezdomnym w jego mieszkaniu? - uniósł brew. - Hola, lubię tę bluzę. Powinieneś się przyzwyczaić już do niej - ani mu w głowie było zmienianie swojego ubioru. - Nie zmusisz mnie do zmiany - przesunął swoje ręce tak, by złapać go za palce i odsuwając od siebie. - Chociaż pewnie jeśli tego nie zrozumiem, to nie dasz mi spokoju, co? - zauważył ze zrezygnowaniem. Może bezpieczniej było przebrać się? Tylko, że Kassirowi nie było w głowie strojenie się.
- Idę po herbatę. Poczekaj tutaj - zadecydował, postanawiając zostawić temat stroju na później. Wyplątał się całkowicie z jego uścisku i poklepał po ramieniu, wstając z miejsca i udając się do wspomnianego pomieszczenia. Znał preferencje przyjaciela, więc bez dopytywania zajął się przygotowaniem napojów, by powrócić z dwoma naczyniami z parującą herbatą oraz brązowym cukrem obok, ułożone to wszystko na czarnej tatce. Tej samej, którą postawił na biurku.
- Nie wiem, co mam ci opowiedzieć - burknął, podając kubek z czarnym kotem Słowikowi. - Spędzałem czas jak zwykle. Praca, dom, praca, dom. I czasem wychodzenie gdzieś poza - wzruszył ramionami, niewerbalnie przekazując coś w stylu "I tak wiele nie mam do powiedzenia".
- Chociaż byłem na randce - dodał jeszcze, odwracając wzrok na bok. Wyjawienie tego wydarzenia mogło stać się skazaniem go na coś, czego nie chciałby - wysyp pytań, których nie zdołałby uniknąć. Z innej strony, wiedział, że to nie byłoby tajemnicą. Nie, żeby miał co do ukrycia. - W walentynki. Chociaż to bardziej spontaniczne było - podrapał się po policzku, powracając wspomnieniami do napomnianego wydarzenia. Jego oczy zawiesiły się na pluszowym wielorybie. - Spotkałem się z nim w jego pracy i jakoś tak wyszło, że mnie zaprosił, a ja zgodziłem się - uśmiechnął się nieśmiało, spoglądając w jego kierunku. - A co z tobą? Czemu w ogóle udałeś się w tamto miejsce?
- Widzę, widzę - co mógł powiedzieć więcej? Miał zadbane w odróżnieniu do Shane'a, który nie przywiązywał do nich większej uwagi niż podstawowe czynności pielęgnacyjne. Aż na moment poczuł się brutalnym prymitywem, którego nie interesowało za wiele.
Przewrócił oczami na jego odpowiedź. Nie tylko odnośnie komentarza stroju, co i o jego biednym życiu seksualnym.
- Zerowa wiara we mnie. Klasyk - uznał krótko, nie chcąc już wchodzić dalej w ten temat, by nie słyszeć coś, co by było strzałem w dziesiątkę.
Westchnął, czując, że jednak mięknie przy nim. Jakby nie mógł, patrząc na fakt, że właśnie przylepił się do niego, ucinając całkowicie strefę osobistą? Dlatego też delikatnie uśmiechnął się i odwzajemnił tej uścisk delikatnym gestem objęcia.
- Co ja z tobą mam... - postanowił mu odpuścić kazanie na temat traktowania drzwi. - Z bezdomnym w jego mieszkaniu? - uniósł brew. - Hola, lubię tę bluzę. Powinieneś się przyzwyczaić już do niej - ani mu w głowie było zmienianie swojego ubioru. - Nie zmusisz mnie do zmiany - przesunął swoje ręce tak, by złapać go za palce i odsuwając od siebie. - Chociaż pewnie jeśli tego nie zrozumiem, to nie dasz mi spokoju, co? - zauważył ze zrezygnowaniem. Może bezpieczniej było przebrać się? Tylko, że Kassirowi nie było w głowie strojenie się.
- Idę po herbatę. Poczekaj tutaj - zadecydował, postanawiając zostawić temat stroju na później. Wyplątał się całkowicie z jego uścisku i poklepał po ramieniu, wstając z miejsca i udając się do wspomnianego pomieszczenia. Znał preferencje przyjaciela, więc bez dopytywania zajął się przygotowaniem napojów, by powrócić z dwoma naczyniami z parującą herbatą oraz brązowym cukrem obok, ułożone to wszystko na czarnej tatce. Tej samej, którą postawił na biurku.
- Nie wiem, co mam ci opowiedzieć - burknął, podając kubek z czarnym kotem Słowikowi. - Spędzałem czas jak zwykle. Praca, dom, praca, dom. I czasem wychodzenie gdzieś poza - wzruszył ramionami, niewerbalnie przekazując coś w stylu "I tak wiele nie mam do powiedzenia".
- Chociaż byłem na randce - dodał jeszcze, odwracając wzrok na bok. Wyjawienie tego wydarzenia mogło stać się skazaniem go na coś, czego nie chciałby - wysyp pytań, których nie zdołałby uniknąć. Z innej strony, wiedział, że to nie byłoby tajemnicą. Nie, żeby miał co do ukrycia. - W walentynki. Chociaż to bardziej spontaniczne było - podrapał się po policzku, powracając wspomnieniami do napomnianego wydarzenia. Jego oczy zawiesiły się na pluszowym wielorybie. - Spotkałem się z nim w jego pracy i jakoś tak wyszło, że mnie zaprosił, a ja zgodziłem się - uśmiechnął się nieśmiało, spoglądając w jego kierunku. - A co z tobą? Czemu w ogóle udałeś się w tamto miejsce?
— Cieszę się, że widzisz. I ładne, nie? Czekam na komplement, postaraj się — uniósł brew ku górze, wyraźnie zadziwiony, że Shane'owi w ogóle przeszło przez myśl, że obędzie się bez czegoś podobnego. No bo naprawdę. Chyba nie zapomniał, że Słowik był psem na komplementy nie? Skoro już tak dobitnie mu pokazał, że chce się czymś pochwalić, to naprawdę mógłby się nieco wysilić.
— Kiedy tak pyskujesz, zaczynam mieć nadzieję, że rozważasz wskoczenie komuś do łóżka — puścił mu oko, zaraz szturchając go ramieniem z tym samym dwuznacznym uśmiechem co zawsze w takich sytuacjach — mam rację? Mam? Mógłbym mieć. Ale najpierw randki Shane. Wiem, że długo byłem zwolennikiem one-night standów, ale teraz jestem odmienionym człowiekiem. Dlatego właśnie najpierw randka, potem seks. Zapamiętaj to sobie. Ewentualnie możesz się z kimś przespać na pierwszej randce jeżeli wybitnie przypadnie ci do gustu, masz moje błogosławieństwo.
Pokiwał głową ze śmiertelną powagą i położył rękę na jego włosach, wyraźnie przekazując mu swoje poparcie drogą energetyczną. Czy czymś tam? Nie był do końca pewien, ale zawsze widział, jak mistrzowie robili to swoim uczniom na filmach.
— A, ale jak ma większe doświadczenie, to pamiętaj, albo dobre zabezpieczenie, albo testy na choroby. Przezorny zawsze ubezpieczony, nie chciałbym, żeby mój przyjaciel skończył z HIVem — w sumie nikomu tego nie życzył, ale wiadomo, że do bliskich zawsze podchodziło się nieco inaczej.
— Dobra słuchaj, teraz możesz sobie w tym siedzieć, ale naprawdę zamówię ci nową, okej? Jezu, muszę przejrzeć twoją szafę, jestem pewien, że przez ten miesiąc zapuściłeś się tak, że masakra. Dziwne, że nie wyhodowałeś brody jak w puszczy bengalskiej. Swoją drogą, mam nieodparte wrażenie, że nie robisz poprawnie prania. Gdyby chodziło o sam kolor, moglibyśmy ją wrzucić do barwnika czy coś, ale... — ściągnął brwi. Nie, żadnego kombinowania. Kupuje mu nową i koniec kropka. Odsunął się od niego i wyciągnął telefon, od razu wpisując odpowiednie frazy w internecie, by znaleźć jakąś aukcję. Miał głęboko gdzieś czy to jakaś wersja limitowana i wybuli na nią setki dolców.
"Idę po herbatę. Poczekaj tutaj."
Uniósł kciuk do góry, nie odrywając wzroku od ekranu, zaraz siadając na łóżku. Z początku nawet nie podniósł głowy, kiwając nią jedynie, gdy słyszał standardowy plan dnia Shane'a. Jak zwykle pozbawiony czegokolwiek ciekawego.
A przynajmniej tak mu się wydawało.
Wypuścił telefon na kolana i otworzył usta, patrząc na niego z wyraźnym zaskoczeniem.
— ŻE NA CZYM BYŁEŚ? — pewnie słyszeli go nawet sąsiedzi. Kompletnie zapomniał na ten moment o aukcji i rzucił telefon na bok, podchodząc do niego i dusząc go w uścisku.
— Nie sądziłem, że dożyję tego dnia. Mój mały Shane zaczyna dorastać. Randka, boże, randka... Shane poszedł na randkę... z własnej woli... — pociągnął teatralnie nosem, poklepując go po plecach, tylko po to, by zaraz spojrzeć na niego beznamiętnie, co kompletnie nie pasowało do poprzednich słów — mam nadzieję, że twoja randka nie polegała tylko na trzymaniu się za ręce.
Beznamiętność zmieniła się w podejrzliwość, zaraz uśmiechnął się jednak i zamachał ręką, zbywając jego pytanie.
— Potem, potem. Chyba nie sądziłeś, że powiesz mi, że byłeś na randce, a ja ot tak ci odpuszczę i zacznę gadać o sobie. Chcę znać wszystkie szczegóły. Wszystkie. Łącznie z kolorem majtek, jakie miałeś wtedy na sobie. Nie no żartuję, to ci odpuszczę. Chyba że nadal pamiętasz. Wtedy moje wymogi pozostają aktualne.
- Są tak ładne, jak i ty sam - odparł ciemnowłosy bez zawahania w głosie. - Pasują ci, zwłaszcza, że wróciłeś do ciemnych włosów. Chociaż mógłbyś być nieco bardziej skromny, Słowik - przewrócił oczami. - Albo zacznę ci mówić po imieniu za każdym razem, jak doprosisz się komplementów, które... nawiasem mówiąc, nie powinien to Axel skomentować? - chociaż nawet oczami wyobraźni nie potrafił zobaczyć tego, by to zrobił. Ale w końcu nie on go znał lepiej, więc... kto wie?
Przejechał palcami po twarzy, nie kryjąc załamania.
- Myślę, że jestem ostatnią osobą, którą możesz o to pouczać - rzekł. - Zwłaszcza, gdy to ja ci mówiłem nie raz te same kwestie. Gdzieś na początku znajomości - Uduszę go za te gesty. Serio. - Przecież nie jestem dwudziestoparoletnim prawiczkiem - drgnęła mu powieka. To, że teraz nie wykazywał zainteresowania, nie oznaczało przecież, że zawsze tak było. - Kiedy ty chodziłeś grzecznie do szkoły jak przystało na wzorowego ucznia, ja prawdopodobnie miałem swój pierwszy raz. I nie jeden - dźgnął go pod żebrami na podsumowanie. - W sumie, robiło się wiele rzeczy te kilka lat temu - dodał z rozmyślaniem na głos. - Chyba zrobiłem się o wiele bardziej łagodniejszy - co mogło być dość niebezpieczne patrząc na to, gdzie żyli. - Czyli to na to mówi się dorosłość...
Aż na moment poczuł się za stary.
- -Hola. Żadnego zamawiania mi ubrań - zaprotestował momentalnie. - Mogę sobie sam kupić. I sprawdzaj sobie, nie jest tak, że nagle nie umiem się ubrać lub coś - i tak by go nie powstrzymał. Ale poburczeć zawsze mógł, zwłaszcza, że ani w głowie było mu pozbywać się tego, co miał na sobie. Był pod tym względem wystarczająco uparty.
- Czy ja wiem, czy nie robię... białe osobno, czarne osobno, reszta kolorów osobno. To raczej nie jest większa filozofia? - wzruszył jeszcze ramionami na podsumowanie, by go zostawić na krótki moment, w którym poszedł po herbatę.
No i... pora na kolejny akt. Jego reakcja na wieść o randce sprawiła, że odruchowo potarł ucho, krzywiąc się przez poziom powstałego hałasu. Zaraz potem jednak drgnęła mu wyraźnie powieka w geście dziecięcej irytacji.
- ... czemu zachowujesz się, jakbyś był matką dumną ze swojego syna? - spytał, zastanawiając się, jakie zdanie Słowik miał o nim do tej pory, że wieść o randce wywołała w nim taką reakcję. - To wcale nie jest tak, że nigdy nie randkowałem. I sam o tym wiesz - odczepił go od siebie delikatnie, po czym zafundował mu pstryczka w czoło. Może nieco obraził się na wiarę przyjaciela w niego samego.
- Okay. Opowiem ci. Ale nie myśl, że wywiniesz się od własnej historii - zmrużył niebezpiecznie oczy. - Wyspowiadasz się, jakbyś był u księdza na spowiedzi. Mogę nawet ubrać się specjalnie na czarno, by podtrzymać klimat - ton jego głosu wyraźnie świadczył o tym, że nie pozwoli mu się wywinąć od tego. Zupełnie jakby Słowik nagrabił sobie tym zniknięciem.
Chociaż... może i tak było?
- Więc zaczęło się od... - w ten sposób zaczął snuć opowieść o swoim dniu, gdzie będąc wcześniej zwolnionym z pracy (wyrzuconym przez współpracowników), zdecydował się na udanie do Starbucksa, w którym napotkał Jonathana. Z lekkim rozbawieniem opowiedział o napotkaniu się na niego w jego pracy, pomijając jednak historię z rozpoznaniem go przez zdjęcie. Potem jego słowa przeszły na zdecydowanie się na krótką przechadzkę, podczas której padła propozycja randki. Od strony Jonathana.
- ... więc tak, trzymaliśmy się za ręce. Ale uprzedzając twoje oburzenie, to nie wszystko - położył się na plecach na łóżku, kontynuując historię. Szybko przeskoczył ze wspólnego odwiedzania sklepów do samego wesołego miasteczka. Jego twarzy odmalowała zadowolenie i łagodność, gdy powracał wspomnieniami do tamtego dnia. Bez wahania mówił o ich wydarzeniach na różnego typu rozrywki, przechodząc od Domu Strachów, po inne atrakcje, aż na Diabelski Młyn. - Nie spodziewałbym się, że jeden wypad sprawi, że poznam aż tak wiele informacji o nim - rzucił, sięgając po pluszowego wieloryba i przyciskając go do klatki piersiowej. - Tamta sceneria... niemalże jak z romantycznej shoujo mangi. Jednak życie nim nie jest - mimo to szeptem wyznał, co miało tam miejsce i do jakiego typu bliskości doszło. Nadal pamiętał uczucie bicia jego serca i nie mógł się nie zastanawiać, czy i jego nie reagowało wtedy tak samo.
- Zaproponowałem mu jeszcze przyjście do mnie. I nie, nie kochaliśmy się - zmarszczył nieznacznie brwi. - Spędziliśmy razem czas na grach i filmie. I widzisz, mój gust nie jest na tyle beznadziejny, jego on bawił - coś tam poburczał odnośnie rozbawienia blondyna na temat jego zachowania w kuchni. Zaraz potem delikatnie posmutniał, wspominając pokrótce o delikatnym konflikcie, o którym usłyszał od niego. Oraz...
- ... pocałowałem go wtedy. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że tak powinienem zrobić. Jego reakcja była urocza. Można chyba powiedzieć, że skradłem mu pocałunek - zaraz potem jednak rozbawienie zniknęło z jego twarzy, gdy zamknął oczy, wizualizując sobie spotkanie z tamtego momentu. - Niedługo potem pozwoliłem mu siebie pocałować. Mówił, że to pierwszy raz... jednakże ciężko byłoby mi to uznać, gdyby sam się nie przyznał. To było dziwne uczucie. Interesujące, ale nie jest złe. Nie czuję pociągu do swojej płci, a jednak pozwoliłem mu na to. Mam nadzieję, że tylko nie skopałem czegoś w tamtym momencie - westchnął pod koniec, kuląc się lekko na łóżku. Nie ukrywał, że powrót do tamtych wydarzeń wywoływał w nim nie raz wątpliwości względem własnego zachowania i podjętych opcji. - Nie wiem, co widzi we mnie - dlaczego lokował swoje uczucia w kimś tak starszym od niego? - Nie mogę przestać myśleć o tym. Jest naprawdę świetną osobą i utalentowaną. Chciałbym, by czuł się jak najlepiej - już dawno nie czuł takiej niepewności względem swojej osoby. Być może brak zainteresowania tego typu sprawami sprawiło, że Kassir przestał uważać siebie za opcję dla kogoś.
- Od siebie powiedziałem już. Teraz twoja kolej.
Przejechał palcami po twarzy, nie kryjąc załamania.
- Myślę, że jestem ostatnią osobą, którą możesz o to pouczać - rzekł. - Zwłaszcza, gdy to ja ci mówiłem nie raz te same kwestie. Gdzieś na początku znajomości - Uduszę go za te gesty. Serio. - Przecież nie jestem dwudziestoparoletnim prawiczkiem - drgnęła mu powieka. To, że teraz nie wykazywał zainteresowania, nie oznaczało przecież, że zawsze tak było. - Kiedy ty chodziłeś grzecznie do szkoły jak przystało na wzorowego ucznia, ja prawdopodobnie miałem swój pierwszy raz. I nie jeden - dźgnął go pod żebrami na podsumowanie. - W sumie, robiło się wiele rzeczy te kilka lat temu - dodał z rozmyślaniem na głos. - Chyba zrobiłem się o wiele bardziej łagodniejszy - co mogło być dość niebezpieczne patrząc na to, gdzie żyli. - Czyli to na to mówi się dorosłość...
Aż na moment poczuł się za stary.
- -Hola. Żadnego zamawiania mi ubrań - zaprotestował momentalnie. - Mogę sobie sam kupić. I sprawdzaj sobie, nie jest tak, że nagle nie umiem się ubrać lub coś - i tak by go nie powstrzymał. Ale poburczeć zawsze mógł, zwłaszcza, że ani w głowie było mu pozbywać się tego, co miał na sobie. Był pod tym względem wystarczająco uparty.
- Czy ja wiem, czy nie robię... białe osobno, czarne osobno, reszta kolorów osobno. To raczej nie jest większa filozofia? - wzruszył jeszcze ramionami na podsumowanie, by go zostawić na krótki moment, w którym poszedł po herbatę.
No i... pora na kolejny akt. Jego reakcja na wieść o randce sprawiła, że odruchowo potarł ucho, krzywiąc się przez poziom powstałego hałasu. Zaraz potem jednak drgnęła mu wyraźnie powieka w geście dziecięcej irytacji.
- ... czemu zachowujesz się, jakbyś był matką dumną ze swojego syna? - spytał, zastanawiając się, jakie zdanie Słowik miał o nim do tej pory, że wieść o randce wywołała w nim taką reakcję. - To wcale nie jest tak, że nigdy nie randkowałem. I sam o tym wiesz - odczepił go od siebie delikatnie, po czym zafundował mu pstryczka w czoło. Może nieco obraził się na wiarę przyjaciela w niego samego.
- Okay. Opowiem ci. Ale nie myśl, że wywiniesz się od własnej historii - zmrużył niebezpiecznie oczy. - Wyspowiadasz się, jakbyś był u księdza na spowiedzi. Mogę nawet ubrać się specjalnie na czarno, by podtrzymać klimat - ton jego głosu wyraźnie świadczył o tym, że nie pozwoli mu się wywinąć od tego. Zupełnie jakby Słowik nagrabił sobie tym zniknięciem.
Chociaż... może i tak było?
- Więc zaczęło się od... - w ten sposób zaczął snuć opowieść o swoim dniu, gdzie będąc wcześniej zwolnionym z pracy (wyrzuconym przez współpracowników), zdecydował się na udanie do Starbucksa, w którym napotkał Jonathana. Z lekkim rozbawieniem opowiedział o napotkaniu się na niego w jego pracy, pomijając jednak historię z rozpoznaniem go przez zdjęcie. Potem jego słowa przeszły na zdecydowanie się na krótką przechadzkę, podczas której padła propozycja randki. Od strony Jonathana.
- ... więc tak, trzymaliśmy się za ręce. Ale uprzedzając twoje oburzenie, to nie wszystko - położył się na plecach na łóżku, kontynuując historię. Szybko przeskoczył ze wspólnego odwiedzania sklepów do samego wesołego miasteczka. Jego twarzy odmalowała zadowolenie i łagodność, gdy powracał wspomnieniami do tamtego dnia. Bez wahania mówił o ich wydarzeniach na różnego typu rozrywki, przechodząc od Domu Strachów, po inne atrakcje, aż na Diabelski Młyn. - Nie spodziewałbym się, że jeden wypad sprawi, że poznam aż tak wiele informacji o nim - rzucił, sięgając po pluszowego wieloryba i przyciskając go do klatki piersiowej. - Tamta sceneria... niemalże jak z romantycznej shoujo mangi. Jednak życie nim nie jest - mimo to szeptem wyznał, co miało tam miejsce i do jakiego typu bliskości doszło. Nadal pamiętał uczucie bicia jego serca i nie mógł się nie zastanawiać, czy i jego nie reagowało wtedy tak samo.
- Zaproponowałem mu jeszcze przyjście do mnie. I nie, nie kochaliśmy się - zmarszczył nieznacznie brwi. - Spędziliśmy razem czas na grach i filmie. I widzisz, mój gust nie jest na tyle beznadziejny, jego on bawił - coś tam poburczał odnośnie rozbawienia blondyna na temat jego zachowania w kuchni. Zaraz potem delikatnie posmutniał, wspominając pokrótce o delikatnym konflikcie, o którym usłyszał od niego. Oraz...
- ... pocałowałem go wtedy. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że tak powinienem zrobić. Jego reakcja była urocza. Można chyba powiedzieć, że skradłem mu pocałunek - zaraz potem jednak rozbawienie zniknęło z jego twarzy, gdy zamknął oczy, wizualizując sobie spotkanie z tamtego momentu. - Niedługo potem pozwoliłem mu siebie pocałować. Mówił, że to pierwszy raz... jednakże ciężko byłoby mi to uznać, gdyby sam się nie przyznał. To było dziwne uczucie. Interesujące, ale nie jest złe. Nie czuję pociągu do swojej płci, a jednak pozwoliłem mu na to. Mam nadzieję, że tylko nie skopałem czegoś w tamtym momencie - westchnął pod koniec, kuląc się lekko na łóżku. Nie ukrywał, że powrót do tamtych wydarzeń wywoływał w nim nie raz wątpliwości względem własnego zachowania i podjętych opcji. - Nie wiem, co widzi we mnie - dlaczego lokował swoje uczucia w kimś tak starszym od niego? - Nie mogę przestać myśleć o tym. Jest naprawdę świetną osobą i utalentowaną. Chciałbym, by czuł się jak najlepiej - już dawno nie czuł takiej niepewności względem swojej osoby. Być może brak zainteresowania tego typu sprawami sprawiło, że Kassir przestał uważać siebie za opcję dla kogoś.
- Od siebie powiedziałem już. Teraz twoja kolej.
Patrzcie go, jaki był zadowolony z komplementów. Stał wyraźnie dumny z siebie i kiwał raz po raz głową z szerokim uśmiechem.
— Wiedziałem, że powrót do ciemnych włosów to dobry pomysł. W rudych też wyglądałem zajebiście, ale jednak te najlepiej podbijają mi kolor oczu. Poza tym masz pecha. Po pierwsze, skromność to durny wymysł zazdrosnych ludzi, którzy nie radzą sobie z tym, że druga osoba jest komplementowana. Chuj z nimi, znam swoją wartość tak jak i twoją, więc będziesz mnie komplementował, a ja ciebie i nie masz prawa do innego wyboru ani zażaleń. A po drugie, Axel widział jak Rebecca robi mi paznokcie, więc zdążył już się wypowiedzieć. Żałuj, że tego nie widziałeś. Siedzę na stołku barowym, ona zajmuje się moimi rękami, a ten przychodzi z tą swoją niewzruszoną miną. Pytam go, czy mu się podobają, stwierdził, że ładne. I tyle. Czaisz? Chciałem go złapać i zmusić do porządnego skomplementowania, ale wtedy bym je sobie rozjebał. Więc musiałem go owinąć nogami — zdecydowanie był z siebie dumny. Nie tylko było to widać na jego twarzy, ale i Shane wyraźnie mógł to usłyszeć w jego głosie.
— Prawie mnie zjebał ze stołka, jak próbował się odsunąć. Więc w rezultacie Rebecca się na nas wkurwiła i rzuciła w niego lakierem do paznokci. Fart stulecia, bo akurat Shawn przechodził obok i zarobił nim w ryj! Podbiła mu oko bahahah, jakbyś widział jego wkurwioną twarz, jak nakładał make-up, by to ukryć! Jeszcze najlepsze jest to, że Rebecca wydarła się na Axela, że to wszystko jego wina, więc musiał potem siedzieć ze mną na kolanach i pilnować, żebym więcej się nie ruszał. Wkurwiona drag queen to nie przelewki. Masakra. Najlepszy dzień mojego życia.
Przewrócił oczami, patrząc na niego z wyraźnym znudzeniem.
— Spałeś. Z dziewczynami. Co w tym fajnego? Straszne nudy, ty wkładasz, one krzyczą. Bycie na ich miejscu jest zdecydowanie ciekawsze i przyjemniejsze — oto on, przeciwnik heteroseksualności w pełnej krasie. Zaraz parsknął śmiechem, klepiąc go po plecach z wyraźnym współczuciem.
— Tak, tak, dziadku. Chociaż faktycznie, biorąc pod uwagę opowiadane przez ciebie historie i znając cię obecnie, większość pewnie miałaby problem z uwierzeniem, że są prawdziwe — zwłaszcza nie znając go zbyt dobrze. Słowik może i uwielbiał go wkurzać, ale i tak ograniczał się głównie do droczenia. Pomijając fakt, że najzwyczajniej w świecie go lubił, jak i się przyjaźnili, doskonale wiedział, że solidne wytrącenie go z równowagi, nie skończyłoby się dobrze.
— Sorry Shane, ale twoja wypłata w porównaniu z tą za kręcenie dupą, pozostawia wiele do życzenia, poza tym masz inne priorytety — spojrzał wymownie w stronę komputera — więc ktoś musi zadbać o te faktyczne, ignorując twoje protesty.
Wyszczerzył się jedynie w odpowiedzi na tekst o matce i widząc, że Kassir kładzie się na łóżku, sam zajął miejsce na jego fotelu gamingowym. Podciągnął nogi do góry i popijał herbatę, słuchając każdego słowa. Na początku od czasu do czasu wciskał mu się w zdanie, by o coś dopytać. Jak i zwątpić, gdy ciemnowłosy stwierdził, że wybrany przez niego horror kogoś rozbawił. Dopiero po zaproszeniu do domu zamilkł i oparł się o podłokietnik, przytulając policzek do dłoni. Jednego nie potrafił zrozumieć.
— Skoro nijak cię nie pociąga to czemu mu na to pozwoliłeś? — zapytał, odstawiając kubek na stół. Na jego twarzy pojawiło się coś, co ciężko byłoby jednoznacznie nazwać, ale darował sobie w tym momencie wszelkie rozbawienie.
— I co to w ogóle znaczy interesujące? To nie żaba do krojenia w liceum, Shane, którą możesz sobie przeanalizować i napisać sprawozdanie — ściągnął brwi, wpatrując się w niego uważnie, nim zaraz westchnął ciężko, bujając się lekko na krześle. Myślał przez chwilę jak sformułować swoje słowa, postukując przy tym powoli palcem w policzek. Z jednej strony nie pamiętał, by kiedykolwiek widział przyjaciela w takim stanie. Ale z drugiej coś w jego słowach nie pasowało mu do całej reszty.
— Całowałeś się z nim dwa razy. Więc? Podobało ci się czy nie? — zapytał, zaraz jeszcze bardziej nie rozumiejąc tego, co wyrzucał z siebie Kassir. Opuścił jedną nogę na ziemię, postukując nią w podłogę.
"Nie wiem, co widzi we mnie."
— To go zapytaj. Inaczej się nie dowiesz. Chociaż kompletnie nie rozumiem jednego. Dlaczego cały czas sobie umniejszasz? — zawahał się przez chwilę, nim w końcu opuścił powoli rękę, uważnie się w niego wpatrując — Przez swoich rodziców?
Zbył jego kolejne wspomnienie o jego historii gestem dłoni. Chyba nie sądził, że ot tak zostawi go w środku tematu. Zwłaszcza że wszedł na dość poważne obszary.
— Ale wiesz co, wkurzasz mnie. Jakim niby prawem decydujesz, co jest dla niego najlepsze? — zapytał ostro, zakładając ręce klatce piersiowej — Jeśli chcesz, żebym zaczął wymieniać twoje zalety, to mogę to zrobić. Ale to nie ma najmniejszego sensu, bo to nie ja się w tobie zakochałem. Jeśli nie wiesz, co w tobie widzi, to niech ci powie, ale dlaczego próbujesz racjonalizować czyjeś uczucia? I czego ty tak właściwie chcesz? Żeby ci powiedział "Nie no faktycznie Shane, masz rację, nie nadajesz się do związku ze mną, pójdę znaleźć sobie dziewczynę, wezmę ślub, kupię dom i założę rodzinę"?
Ciężko było przeoczyć gorycz w jego głosie. I choć normalnie starał się takie rzeczy kontrolować, Kassir nieświadomie uderzył w temat, który zdecydowanie zbyt mocno naciskał nieodpowiednie przyciski w jego wspomnieniach. W końcu to właśnie Słowik musiał znosić podobną wizję przyszłości od swojego ojca. Odwrócił wzrok i oparł znowu twarz na dłoni, przysłaniając nią usta, choć i tak cała jego sylwetka zdradzała w tym momencie niezadowolenie.
— Mówisz tak, jakby ci na nim zależało, a potem od razu go odpychasz. W imię czego? Lepszej twoim zdaniem przyszłości, bo jest świetny i utalentowany? Sam mu wybierzesz, z kim powinien w takim razie być, by zapewnić mu świetlaną przyszłość? Szczęście też mu wlepisz w biografię jak jakiś wynik kartkówki z matmy? To nie brzmi fair, Shane. — nadal nie wracał do niego wzrokiem, wpatrując się pusto w okno. Może nie powinien go wcześniej tak naciskać? Irytacja wcale nie pomagała mu w spokojnym ocenieniu sytuacji. Nic dziwnego. Jego ojciec był ostatnią osobą, o której chciał myśleć.
Wybuchł śmiechem, gdy usłyszał finał historii.
- Czyli dwie pieczenie na jednym ogniu, co? - podsumował. - Zanotowane na przyszłość, nie wkurzać Rebecci. Jeśli będę mieć przyjemność poznania ją - wziął głębszy wdech, by uspokoić się w końcu. - Ale i tak punkty za rzut.
To musiało być warte zobaczenia, sądząc po zadowoleniu Słowika.
- Chyba się w tym nie dogadamy. Nie mogę nawet wyobrazić sobie, gdzie w tym jest przyjemność. I uprzedzając, domyślam się, że jakaś jest, skoro sam z tym się afiszujesz. Ale to nie dla mnie - momentalnie odrzucił siebie w wizji takiej formy miłości. - I w sumie, można to samo powiedzieć. Wkładasz i facet krzyczy - powiedział beznamiętnie, nie mając najmniejszego zamiaru wchodzić w polemizowanie ze Słowikiem. Jakoś intuicja podpowiadała mu, że jeszcze by to przegrał i to na tyle, że sam by uznał, że lepiej mieć pociąg do facetów.
- Czasy się zmieniają. Wiesz, uroki bycia dziadkiem - puścił mu oczko, chichocząc cicho. Czasy nastoletnie mógł zaliczyć do bardzo burzliwych momentów, robiąc takie rzeczy, o których nikt mógł się po nim nie spodziewać.
- Ugh... - no i musiał mu przypomnieć o tym, że zarabiał o wiele mniej. - Muszę w końcu zmienić tą pracę. Nie zmienia to faktu, że mogę sam zapłacić za to - wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. - Zresztą, ile takie ubrania mogą kosztować, hm? - raczej nie aż tyle, by nagle cierpiał na brak pieniędzy.
Raczej.
Historia dobiegła końca, a on mógł mu spokojnie odpowiadać na pytania. To znaczy, mógłby, gdyby nie patrzył na sufit, nie umiejąc mu odpowiedzieć na pytania. No właśnie. Dlaczego?
- Sam nie wiem - przyznał w końcu. - To było inne niż całowanie się z dziewczynami, ale nie odrzucało mnie. Sam już nie wiem... - podobało mu się czy nie? Nie miał jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego uznawał to za interesujące. - Nie rozumiem tego, dlaczego się na to zdecydowałem... ale to tak samo jak czemu trzymałem go za rękę... poszedłem na randkę... czy chciałem spędzić z nim czas - zdecydowanie dziwna sprawa. Niezrozumiała dla niego w niemalże każdym aspekcie. Zaczynał odczuwać sprzeczności we własnej logice, ale mimo to, nie przeszkadzało mu to.
Zapytać, co...? Tylko, czy obecnie by mi powiedział...? No bo...
- Nie umniejszam - zaprotestował momentalnie, zrywając się do pozycji siedzącej. - Nie widzę w sobie czegoś, co mogłoby przyciągnąć - nerd, zapatrzony w postacie 2D i cały wirtualny świat, z rzeczywistością mający znikomą styczność. - Moi rodzice... to inna bajka. Oni... nie mają nic z tym wspólnego - zawahał się przy ostatnich słowach. Mam rację. Na pewno. Jak osoby, z którymi zerwał już tak dawno kontakt miały nadal mieć wpływ na jego życie? Dobre żarty.
- Więc co mam zrobić? Podejść do niego i zmusić go, by był ze mną? Zakazać mu spoglądania na boki, bym tylko ja stał się jego priorytetem? - westchnął, kompletnie nie myśląc nad tym, co sam właśnie powiedział. - Kiedy ja sam nie wiem, czego chcę. I nie wiem, czego on chce. Z jednej strony mówi mi słodkie rzeczy, z drugiej... czuję się, jakbym miał pokonać niewidzialny mur, którego pochodzenia nie rozumiem. Może to kwestia tego, że ma za dużo na głowie obecnie...
I z tego wszystkiego jeszcze rozdrażnił Słowika, co osobiście sprawiło, że zakuło go w piersi. Nie to było jego celem. Ty debilu. Nawet nie pomyślał, że takie tematy są zbyt niebezpieczne do poruszania, patrząc na przeszłość. Może weź rozbieg i wyskocz z tego okna. Albo chociaż walnij się w ścianę. Dość szybko zrozumiał, gdzie popełnił błąd, a reakcja przyjaciela dobitnie pokazywała, że powinien pójść na przysłowiowy karny jeżyć i nie schodzić z niego przez co najmniej tydzień.
Podciągnął się do pozycj siedzącej, by zaraz potem zgarbił się, wyraźnie popadając w bardziej dołujący nastrój.
- Wybacz. Po prostu przepraszam - przyłożył dłoń do lewej części twarzy, załamany swoją beznadziejnością. - Wiem, że jestem kretynem i zawsze uświadamiam sobie to za późno. I nie zawsze pomyślę nad własnymi słowami, jak odbiera to druga osoba - podparł się na dłoniach by wstać, po czym podszedł do niego, gdzie położył dłonie na fotelu, wzdychając ze zrezygnowaniem. - Możesz mi przywalić, jeśli poprawi ci to humor.
Może to wbije mu do głowy nieco rozumu i zmusi do ogarnięcia się. No... może nie. Ale kto wie.
- Miłość to jest coś, co mnie przerasta - mruknął, pocierając dłonią włosy w wyraźnej frustracji. - Może przez to gadam, patrząc na to pod siebie. A miłość to najmniej racjonalna sprawa jaka istnieje na tym świecie. - przez co próba znalezienia w tym logiki była całkowicie bez sensu. A mimo to próbował. - Co ja robię ze sobą. Swoim idiotyzmem ino ranię mi najbliższych - westchnął głęboko, czując zmęczenie psychiczne.
- Czyli dwie pieczenie na jednym ogniu, co? - podsumował. - Zanotowane na przyszłość, nie wkurzać Rebecci. Jeśli będę mieć przyjemność poznania ją - wziął głębszy wdech, by uspokoić się w końcu. - Ale i tak punkty za rzut.
To musiało być warte zobaczenia, sądząc po zadowoleniu Słowika.
- Chyba się w tym nie dogadamy. Nie mogę nawet wyobrazić sobie, gdzie w tym jest przyjemność. I uprzedzając, domyślam się, że jakaś jest, skoro sam z tym się afiszujesz. Ale to nie dla mnie - momentalnie odrzucił siebie w wizji takiej formy miłości. - I w sumie, można to samo powiedzieć. Wkładasz i facet krzyczy - powiedział beznamiętnie, nie mając najmniejszego zamiaru wchodzić w polemizowanie ze Słowikiem. Jakoś intuicja podpowiadała mu, że jeszcze by to przegrał i to na tyle, że sam by uznał, że lepiej mieć pociąg do facetów.
- Czasy się zmieniają. Wiesz, uroki bycia dziadkiem - puścił mu oczko, chichocząc cicho. Czasy nastoletnie mógł zaliczyć do bardzo burzliwych momentów, robiąc takie rzeczy, o których nikt mógł się po nim nie spodziewać.
- Ugh... - no i musiał mu przypomnieć o tym, że zarabiał o wiele mniej. - Muszę w końcu zmienić tą pracę. Nie zmienia to faktu, że mogę sam zapłacić za to - wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. - Zresztą, ile takie ubrania mogą kosztować, hm? - raczej nie aż tyle, by nagle cierpiał na brak pieniędzy.
Raczej.
Historia dobiegła końca, a on mógł mu spokojnie odpowiadać na pytania. To znaczy, mógłby, gdyby nie patrzył na sufit, nie umiejąc mu odpowiedzieć na pytania. No właśnie. Dlaczego?
- Sam nie wiem - przyznał w końcu. - To było inne niż całowanie się z dziewczynami, ale nie odrzucało mnie. Sam już nie wiem... - podobało mu się czy nie? Nie miał jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego uznawał to za interesujące. - Nie rozumiem tego, dlaczego się na to zdecydowałem... ale to tak samo jak czemu trzymałem go za rękę... poszedłem na randkę... czy chciałem spędzić z nim czas - zdecydowanie dziwna sprawa. Niezrozumiała dla niego w niemalże każdym aspekcie. Zaczynał odczuwać sprzeczności we własnej logice, ale mimo to, nie przeszkadzało mu to.
Zapytać, co...? Tylko, czy obecnie by mi powiedział...? No bo...
- Nie umniejszam - zaprotestował momentalnie, zrywając się do pozycji siedzącej. - Nie widzę w sobie czegoś, co mogłoby przyciągnąć - nerd, zapatrzony w postacie 2D i cały wirtualny świat, z rzeczywistością mający znikomą styczność. - Moi rodzice... to inna bajka. Oni... nie mają nic z tym wspólnego - zawahał się przy ostatnich słowach. Mam rację. Na pewno. Jak osoby, z którymi zerwał już tak dawno kontakt miały nadal mieć wpływ na jego życie? Dobre żarty.
- Więc co mam zrobić? Podejść do niego i zmusić go, by był ze mną? Zakazać mu spoglądania na boki, bym tylko ja stał się jego priorytetem? - westchnął, kompletnie nie myśląc nad tym, co sam właśnie powiedział. - Kiedy ja sam nie wiem, czego chcę. I nie wiem, czego on chce. Z jednej strony mówi mi słodkie rzeczy, z drugiej... czuję się, jakbym miał pokonać niewidzialny mur, którego pochodzenia nie rozumiem. Może to kwestia tego, że ma za dużo na głowie obecnie...
I z tego wszystkiego jeszcze rozdrażnił Słowika, co osobiście sprawiło, że zakuło go w piersi. Nie to było jego celem. Ty debilu. Nawet nie pomyślał, że takie tematy są zbyt niebezpieczne do poruszania, patrząc na przeszłość. Może weź rozbieg i wyskocz z tego okna. Albo chociaż walnij się w ścianę. Dość szybko zrozumiał, gdzie popełnił błąd, a reakcja przyjaciela dobitnie pokazywała, że powinien pójść na przysłowiowy karny jeżyć i nie schodzić z niego przez co najmniej tydzień.
Podciągnął się do pozycj siedzącej, by zaraz potem zgarbił się, wyraźnie popadając w bardziej dołujący nastrój.
- Wybacz. Po prostu przepraszam - przyłożył dłoń do lewej części twarzy, załamany swoją beznadziejnością. - Wiem, że jestem kretynem i zawsze uświadamiam sobie to za późno. I nie zawsze pomyślę nad własnymi słowami, jak odbiera to druga osoba - podparł się na dłoniach by wstać, po czym podszedł do niego, gdzie położył dłonie na fotelu, wzdychając ze zrezygnowaniem. - Możesz mi przywalić, jeśli poprawi ci to humor.
Może to wbije mu do głowy nieco rozumu i zmusi do ogarnięcia się. No... może nie. Ale kto wie.
- Miłość to jest coś, co mnie przerasta - mruknął, pocierając dłonią włosy w wyraźnej frustracji. - Może przez to gadam, patrząc na to pod siebie. A miłość to najmniej racjonalna sprawa jaka istnieje na tym świecie. - przez co próba znalezienia w tym logiki była całkowicie bez sensu. A mimo to próbował. - Co ja robię ze sobą. Swoim idiotyzmem ino ranię mi najbliższych - westchnął głęboko, czując zmęczenie psychiczne.
Uniósł kącik ust ku górze. O tak, Shane. Właśnie aktywowałeś kartę pułapkę, którą Słowik ustawił, w doskonały wręcz sposób. Klasnął w dłonie, rzucając mu zaczepny uśmiech.
— Nie umiesz sobie wyobrazić, bo nigdy nie próbowałeś. Wiesz, że u facetów ten magiczny punkt, który sprawia ci przyjemność, jest ulokowany tam, gdzie kobiety nie sięgną, co nie?
Patrząc na jego minę, zdecydowanie bawił się teraz doskonale. Zwłaszcza że wiedział jak Kassir reagował na podobne tematy, a dręczenie go było jednym z ulubionych punktów jego dnia.
— Poza tym, masz ten plus — klepnął rękami w uda, wystarczająco sugestywnie — że obaj macie coś między nogami. Kto powiedział, że możesz tylko wkładać? Poza tym dochodzą też takie rzeczy jak fakt, że tylko trzydzieści procent kobiet dostaje orgazmu od penetracji, większość z nich dużo łatwiej dochodzi przy grze wstępnej, a przy pozostałych sytuacjach głównie udają. Z kolei gra wstępna średnio satysfakcjonuje naszą stronę, co nie?
Uśmiechnął się szeroko, wyraźnie dumny z siebie. Przekazywanie wiedzy na temat stosunków od lokalnego specjalisty, Iana Nixona. Może powinien zostać jakimś seksuologiem? Choć chyba nie tym dokładnie się zajmowali. Ciężko stwierdzić, nigdy się tym nie interesował.
— Jeśli potrzebujesz, żeby cię gdzieś polecić, to daj znać. Mam w mieście bardzo dużo kontaktów. Albo zamiast pracować pod kimś, otwórz własną firmę. Znasz się na tym co robisz, a w ten sposób pełna kwota za usługi będzie iść dla ciebie, a nie dla twojego szefa, który odpala ci procent. Mogę pożyczyć ci kasę na rozkręcenie biznesu i oddasz mi, jak będziesz miał. Uciec i tak mi nie uciekniesz. I nie mówię tu o powstrzymujących cię murach, jesteś na mnie skazany do końca życia. Nawet w wieku osiemdziesięciu lat nadal będziesz słuchał o moich łóżkowych przygodach i narzekaniu, że w połowie przypadków już mi nie staje — zdecydowanie nie potrafił odpuścić sobie podobnych tematów. Wzruszył ramionami na jego pytanie o bluzę. Nie miał pojęcia ile może kosztować, ale z pewnością zamówi mu to i owo jak dojedzie już do domu.
Słuchając jego odpowiedzi, mimo wszystko czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Jasne, Shane był jego przyjacielem. Ale to z chłopakiem, z którym się spotykał, zdecydowanie mocniej się w tym momencie utożsamiał. Gdyby rzecz jasna kazano mu wybierać strony, bez zawahania się wybrałby Kassira. Ale nadal to nie w jego skórze teraz się stawiał.
— Więc przestań. Posłuchaj samego siebie. Rozumiem pójście z nim na randkę, sam powiedziałem ci, że to dobry pomysł. Ale cholera jasna, Shane, to tylko dzieciak. I wyraźnie mówiłem, żebyś nie bawił się jego uczuciami. Serio, tyle masz do powiedzenia? Że pozwalałeś mu na wszystko, a nawet nie wiesz czemu? — zacisnął zęby, podnosząc dłoń do twarzy, by przysłonić nią oczy, biorąc głębszy wdech. Był w takiej sytuacji. I zdecydowanie nie chciał o niej pamiętać, ale miał wrażenie, że właśnie tego teraz potrzebował.
— Bo dobrze spędza się z tobą czas. Potrafisz słuchać, nie ignorujesz swojego rozmówcy, zwracasz uwagę na wiele rzeczy, których inni nie widzą. Masz w sobie ciepło i spokój, które dają ulgę w tym pojebanym świecie. Poza tym troszczysz się o ludzi, których lubisz. A jednocześnie zostajesz przy tym szczery i potrafisz kimś potrząsnąć, kiedy zachowuje się jak kretyn. Tak jak ja robię teraz z tobą — burknął, znowu ciężko wzdychając, choć teraz skupił już w pełni na nim wzrok — nie wypowiem się za niego, nie wiem, co w tobie widzi, bo go nie znam. Najwyraźniej dajesz mu coś, czego nie potrafili dać mu inni.
Wypowiadane przez Shane'a słowa były tak skrajne, że sam kompletnie się w tym wszystkim gubił. Wiedział, że takie rzeczy były skomplikowane, ale chyba tylko on potrafił przeskoczyć z "nie wiem, czemu coś robię" do zmuszania kogoś do związku, by patrzył tylko na niego. Uniósł brwi ku górze, pochylając się do przodu. Obie nogi uderzyły o ziemię, gdy oparł łokcie o swoje kolana, podpierając brodę rękami.
— Posłuchaj sam siebie. Trzymałeś go za rękę, poszedłeś na randkę, chciałeś spędzić z nim czas, pozwoliłeś mu się pocałować, przeszkadza ci, że postawił między wami niewidzialną ścianę, chcesz być jego priorytetem i z nim być, ale nadal nie wiesz, czego chcesz? — przecież to brzmiało jak jakaś komedia. Problem w tym, że Kassir patrzył na to wszystko tylko z jednej strony. Ruszały go podobnie rzeczy, ale jednocześnie te fizyczne nie wzbudzały w nim żadnych emocji.
— Zastanów się nad tym kiedy postawił między wami całą tę ścianę. I co mu wtedy powiedziałeś, co zrobiłeś. Nie wiem, Shane, naprawdę. Może ma problemy sam ze sobą, ale takie rzeczy zawsze z czegoś wynikają. Najszybciej by było, gdybyś po prostu go zapytał. Problem w tym, że nie wiesz, czy ci odpowie — ludzie uwielbiali udawać, że nic ich nie rusza i wszystko jest w porządku. Dlatego właśnie kontakty międzyludzkie były tak trudne.
— Coś ci opowiem, Shane. Więc teraz zamknij się i słuchaj — odchylił się na fotelu, ponownie zakładając ręce na klatce piersiowej, jednocześnie podnosząc nogę, by oprzeć ją na jego biodrze i odsunąć go w tył. Nie lubił kiedy ludzie nad nim wisieli poza kilkoma sytuacjami.
— Kiedy byłem w liceum, doskonale zdawałem sobie sprawę ze swoich preferencji. Problem w tym, że byłem wtedy żałosnym, zamkniętym w sobie dzieciakiem. Niesłyszącym dzieciakiem, który często gubił się w konwersacjach i nie nadążał za innymi, więc ostatecznie postanowił się wycofać. Aż któregoś dnia znikąd pojawił się pewien chłopak. Był całkowicie normalny, dobrze wychowany, świetnie się uczył. I kompletnie nie interesował się związkami, a już na pewno nie związkami z innymi chłopakami. Nie wiem w sumie, jak to się stało, ale zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, czasem za nim chodziłem, czasem zabierałem go w różne miejsca. W końcu go pocałowałem i przyznałem się, że go lubię. Podobno też mnie lubił. Więc nadal spędzaliśmy ze sobą czas, trzymając go za rękę, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i byłem w nim tak głupio zakochany, że to aż żenujące. Ale naprawdę mi na nim zależało. Tylko z czasem zaczęło być coraz gorzej. To chyba oczywiste, że stopniowo całe te podchody przestały mi wystarczać. Chciałem się z nim całować, chciałem go dotknąć i chciałem, żeby on dotknął mnie. Tylko że kiedy próbowałem cokolwiek zainicjować, spanikował i zrzucił mnie z łóżka. Nie wziąłem tego wtedy jakoś mocno do siebie, pomyślałem, że pewnie go wystraszyłem. Że może było za wcześnie. Ale im dłużej czekałem tym było gorzej. Zdałem sobie sprawę, że mnie unika, że ucieka w naukę, by nie spędzać ze mną czasu, że trzymając mnie za rękę, robił to całkowicie na siłę z jakiegoś pierdolonego odruchu, nawet nie zwracał na to uwagi. Aż w końcu mnie zostawił. I właśnie wtedy przestałem wierzyć w miłość — uśmiechnął się krzywo, odwracając głowę w bok. Nienawidził wracać do tego okresu. Gdyby mógł, najchętniej całkowicie wymazałby go z pamięci. Wiedział jednak, że to niemożliwe. I nawet jeśli teraz był szczęśliwy, widmo tamtej sytuacji mimowolnie miało się za nim ciągnąć do końca życia.
— I tak właśnie rozwinąłem swoją karierę męskiej dziwki. Bo czemu miałem się jeszcze przejmować? Przecież miłość i tak nie istnieje, nie dla mnie. Tak strasznie mi na nim zależało Shane, ale to nie było w stanie sprawić, by nagle zaczął odczuwać przyjemność, z tego co robiliśmy. Może był zbyt uprzedzony przez swoją rodzinę, może po prostu nie był w stanie zadowolić się czym innym niż dziewczyną. Sam nie wiem. Sęk w tym, że jeśli wydaje ci się, że nie widzimy kiedy ktoś przystaje na to, co robimy, nie wkładając w to większych emocji, to się mylisz. Jak moglibyśmy nie zauważyć, że nie wpływamy nijak na osobę, którą obserwujemy na każdym pieprzonym kroku? Z tego co mówisz, ten durny dzieciak jest na tym samym etapie co ja w liceum. Gdzie wierzy w swoją wielką miłość, a po nocach przeżywa sam fakt, że był w stanie się z tobą spotkać, wyobraża sobie, jak jesteście razem. I wyobraża sobie, jak go zostawiasz, jak kompletnie ci na niczym nie zależy i traktujesz go jako zabicie czasu. Mówiłem ci, żebyś dał mu szansę, ale mówiłem ci też, żebyś się do niczego nie zmuszał. Jeśli ci na nim zależy, ale nie wiesz, czy jesteś w stanie odczuwać przyjemność z jego dotyku, to mu to powiedz. Powiedz mu, że co czujesz, to że nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, że potrzebujesz czasu. Albo powiedz mu, że nic z tego nie będzie, zmuszanie się do czegokolwiek jest bez sensu. Podejmij decyzję i pozwól mu na to samo. Przestań go zwodzić. Dopóki nie jest jeszcze za późno. Dopóki nie jest kolejnym Ianem Nixonem, który całkowicie straci wiarę w to, że ktokolwiek może się w nim zakochać.
Zamilkł, krzywiąc się nieznacznie, nim ponownie uciekł wzrokiem w stronę okna. Ciszę z jego strony przerwał wibrujący telefon, który zaraz wyciągnął z kieszeni, odczytując wiadomość.
— Axel będzie za godzinę. Musi jeszcze podjechać po coś do pracy — powiedział, odwracając się na fotelu, by wziąć ponownie do rąk kubek z herbatą, upijając kilka łyków. Po powiedzeniu tego, co miał do powiedzenia przynajmniej wyraźnie się uspokoił.
Drgnęła mu powieka, gdy uświadomił sobie po jego słowach, że dał się wplątać w coś, w co nawet nie zamierzał. Rozmowy na ten temat przeważnie wywoływały w nim podobne reakcje.
- Wiem, bo mi o tym opowiadałeś. Nie raz - odparł tym samym tonem głosu co wcześniej. - I skąd ty bierzesz niby te statystyki - burknął, woląc nawet nie wchodzić w tematykę zmiany ról. Sugerował mu opcje, które były dla niego najbardziej nierealne. - I stop nim rozkręcisz się i przez pół godziny będziesz mi mówić o swoim doświadczeniu - chciał go przyhamować, wiedząc za dobrze, że przegadałby go na tyle, by znowu chodził dobity przez kilka dłuższych chwil. A zbyt dobrze jeszcze zdawał sobie sprawę z tego, że Słowik dobrze bawił się w takich momentach.
- Um... Własny interes nie brzmi źle... przy czym jestem na etapie, że nie jestem pewny, czy chcę dalej pracować jako elektryk - wyznał, zakładając ręce za głowę. - I jeny. Nie wiem czemu, ale wiem, że to jest zbyt prawdopodobne, że będziesz mnie o to zagadywać. Jeszcze z pouczeniami, jak radzić sobie w takim wieku - żachnął, opuszczając ręce. Nie zdziwiłoby go taki los.
Szkoda tylko, że nie zawsze rozmowy mogły być takie lekkie.
- Ugh. Nie bawię. Nie próbuję tego robić - odpowiedział odnośnie uczuć. - Czy ja sprawiam wrażenie zimnego drania, który umawia się z kimś, by sobie z niego zakpić? - popatrzył na niego z ukosa, nie bardzo wiedząc jak pozbierać swoje słowa w lepszą całość.
Może też temu w milczeniu wysłuchiwał opisu samego siebie. Dziwnie było mu to słuchać, temu tez w pewnym momencie skrzyżował nogi na łóżku, zawijając kosmyk włosów o palce. Przynajmniej wyglądał na skruszonego. Kretyna, ale jednak skruszonego. Tylko, że nadal niewiele rozumiał z tego wszystkiego względem samego siebie. Dostrzegał jedynie skrajności w wlasnej logice, której nie umiał nawet ogarnąć obecnie.
- Jak tak opisujesz, to czuję się, jakbym słyszał o jakieś nastolatce, która nie umie pozbierać swoich uczuć do drugiej osoby - odparł, prostując nogi. - Ale...
Co się ze mną dzieje?
- ... dostaję od tego wszystkiego mętliku w głowie - tak też dał się potem grzecznie odepchnąć, by potem niczym pilny uczeń - siedząc na nowo na łóżku - przysłuchiwać się opowieści. Tylko, że ciężko nazwać to w ten sposób. Kassir widocznie pobladł, gdy zrozumiał, co wychodziło z ust Słowika, czując jednocześnie uścisk w żołądku. Tak mocny, że aż było mu niedobrze.
Co ja wyprawiam.
Czy trzeba było aż tak nim wstrząsnąć, by się ogarnął?
- Dzięki za podzielenie się z tym... I wybacz, że wywołałem w tobie niechciane wspomnienia - powiedział pod koniec opowieści, spuszczając głowę, by w milczeniu pogrążyć się w analizowaniu nauki, jaką otrzymał obecnie, jednocześnie porównując ją do tego, co słyszał od Jonathana i czego doświadczył. Tylko, że... - Coś mi nie gra tu... - był prawie pewny, że tym razem nie owijał niczego na około i starał się mówić wprost na tyle, ile mógł. W końcu pamiętał kazanie wcześniejsze Słowika, by starać się też zwracać uwagę na drugą osobę...
... chyba, że...
- Co za... mówiłem mu, by tyle nie myślał nad tym - mruknął sam do siebie, przykładając dłoń do ust i przesuwając wzrok na bok, wyraźnie myśląc nad tym. - Czekaj, jeśli on odczytuje to w taki sposób, to - urwał momentalnie, po czym wyprostował się i spojrzał na Słowika przepraszająco. - Daj mi krótką chwilę, proszę - czuł się lekko rozgorączkowany. Na tyle, że poczuł zawroty w głowie. - Idę to załatwić raz, a porządnie - wstał z miejsca, upewniając się, że miał telefon przy sobie. - Zaraz wracam - miał ukłucie obawy w postaci tego, że pozostawienie go samego obecnie było złym wyborem. Z innej strony chciał jak najszybciej rozwiązać ową sprawę tak, by ugasić konflikt emocjonalny. Uśmiechnął się krzywo, nim wyszedł do kuchni, by nie przeszkadzać mu w rozmowie.
Tak też odbyła się rozmowa między Shane'em a Jonathanem.
Do przyjaciela wrócił kilkanaście minut później. Chyba nie zrozumiem takich spraw. Czuję się dziwnie teraz.
- Więc? Ile słyszałeś z tego? - wzrokiem poszukał czarnowłosego. - Ugh. Z tego wszystkiego nie spodziewałbym się tego po samym sobie - już dawno nie czuł się tak otworzony na uczucia i wyrażanie czegoś bardziej na głos. Nie mógł powstrzymać narastającego odczucia nieswoistości, jakby coś nie było odpowiednio na miejscu. Słowa Jonathana brzmiały dla niego, jakby udało się zażegnać dziwny konflikt, ale niewiele mógł poradzić na własne odczucia. Daleko mi do emocjonalnego staruszka. - Sorka. Tylko cię męczę swoimi problemami, a raczej nie przyszedłeś po to, by słuchać smętów.
- Wiem, bo mi o tym opowiadałeś. Nie raz - odparł tym samym tonem głosu co wcześniej. - I skąd ty bierzesz niby te statystyki - burknął, woląc nawet nie wchodzić w tematykę zmiany ról. Sugerował mu opcje, które były dla niego najbardziej nierealne. - I stop nim rozkręcisz się i przez pół godziny będziesz mi mówić o swoim doświadczeniu - chciał go przyhamować, wiedząc za dobrze, że przegadałby go na tyle, by znowu chodził dobity przez kilka dłuższych chwil. A zbyt dobrze jeszcze zdawał sobie sprawę z tego, że Słowik dobrze bawił się w takich momentach.
- Um... Własny interes nie brzmi źle... przy czym jestem na etapie, że nie jestem pewny, czy chcę dalej pracować jako elektryk - wyznał, zakładając ręce za głowę. - I jeny. Nie wiem czemu, ale wiem, że to jest zbyt prawdopodobne, że będziesz mnie o to zagadywać. Jeszcze z pouczeniami, jak radzić sobie w takim wieku - żachnął, opuszczając ręce. Nie zdziwiłoby go taki los.
Szkoda tylko, że nie zawsze rozmowy mogły być takie lekkie.
- Ugh. Nie bawię. Nie próbuję tego robić - odpowiedział odnośnie uczuć. - Czy ja sprawiam wrażenie zimnego drania, który umawia się z kimś, by sobie z niego zakpić? - popatrzył na niego z ukosa, nie bardzo wiedząc jak pozbierać swoje słowa w lepszą całość.
Może też temu w milczeniu wysłuchiwał opisu samego siebie. Dziwnie było mu to słuchać, temu tez w pewnym momencie skrzyżował nogi na łóżku, zawijając kosmyk włosów o palce. Przynajmniej wyglądał na skruszonego. Kretyna, ale jednak skruszonego. Tylko, że nadal niewiele rozumiał z tego wszystkiego względem samego siebie. Dostrzegał jedynie skrajności w wlasnej logice, której nie umiał nawet ogarnąć obecnie.
- Jak tak opisujesz, to czuję się, jakbym słyszał o jakieś nastolatce, która nie umie pozbierać swoich uczuć do drugiej osoby - odparł, prostując nogi. - Ale...
Co się ze mną dzieje?
- ... dostaję od tego wszystkiego mętliku w głowie - tak też dał się potem grzecznie odepchnąć, by potem niczym pilny uczeń - siedząc na nowo na łóżku - przysłuchiwać się opowieści. Tylko, że ciężko nazwać to w ten sposób. Kassir widocznie pobladł, gdy zrozumiał, co wychodziło z ust Słowika, czując jednocześnie uścisk w żołądku. Tak mocny, że aż było mu niedobrze.
Co ja wyprawiam.
Czy trzeba było aż tak nim wstrząsnąć, by się ogarnął?
- Dzięki za podzielenie się z tym... I wybacz, że wywołałem w tobie niechciane wspomnienia - powiedział pod koniec opowieści, spuszczając głowę, by w milczeniu pogrążyć się w analizowaniu nauki, jaką otrzymał obecnie, jednocześnie porównując ją do tego, co słyszał od Jonathana i czego doświadczył. Tylko, że... - Coś mi nie gra tu... - był prawie pewny, że tym razem nie owijał niczego na około i starał się mówić wprost na tyle, ile mógł. W końcu pamiętał kazanie wcześniejsze Słowika, by starać się też zwracać uwagę na drugą osobę...
... chyba, że...
- Co za... mówiłem mu, by tyle nie myślał nad tym - mruknął sam do siebie, przykładając dłoń do ust i przesuwając wzrok na bok, wyraźnie myśląc nad tym. - Czekaj, jeśli on odczytuje to w taki sposób, to - urwał momentalnie, po czym wyprostował się i spojrzał na Słowika przepraszająco. - Daj mi krótką chwilę, proszę - czuł się lekko rozgorączkowany. Na tyle, że poczuł zawroty w głowie. - Idę to załatwić raz, a porządnie - wstał z miejsca, upewniając się, że miał telefon przy sobie. - Zaraz wracam - miał ukłucie obawy w postaci tego, że pozostawienie go samego obecnie było złym wyborem. Z innej strony chciał jak najszybciej rozwiązać ową sprawę tak, by ugasić konflikt emocjonalny. Uśmiechnął się krzywo, nim wyszedł do kuchni, by nie przeszkadzać mu w rozmowie.
Tak też odbyła się rozmowa między Shane'em a Jonathanem.
Do przyjaciela wrócił kilkanaście minut później. Chyba nie zrozumiem takich spraw. Czuję się dziwnie teraz.
- Więc? Ile słyszałeś z tego? - wzrokiem poszukał czarnowłosego. - Ugh. Z tego wszystkiego nie spodziewałbym się tego po samym sobie - już dawno nie czuł się tak otworzony na uczucia i wyrażanie czegoś bardziej na głos. Nie mógł powstrzymać narastającego odczucia nieswoistości, jakby coś nie było odpowiednio na miejscu. Słowa Jonathana brzmiały dla niego, jakby udało się zażegnać dziwny konflikt, ale niewiele mógł poradzić na własne odczucia. Daleko mi do emocjonalnego staruszka. - Sorka. Tylko cię męczę swoimi problemami, a raczej nie przyszedłeś po to, by słuchać smętów.
— Z badań rzecz jasna. Uwielbiam czytać najbardziej randomowe teksty, gdy nie mam co robić w pracy, czekając na swoją kolej, a nie mam na zmianie ani Axela, ani Rebecci — rozłożył ręce na boki. Widział całe mnóstwo przedziwnych rzeczy i dzielił się z nimi w losowych momentach, takich jak ten. Przynajmniej na coś się przydawały.
— Tak właśnie będzie — potwierdził, zaraz przyglądając mu się z zaciekawieniem — myślisz nad zmianą branży? Chodzi ci coś po głowie?
Przez chwilę miał ochotę zapytać go o studia, ostatecznie jednak odpuścił, nie chcąc wywierać na nim jakiejś dziwnej presji. Jeśli brał je pod uwagę to i tak się tym z nim podzieli. Raczej. W końcu gadali praktycznie o wszystkim.
Przymrużył nieznacznie powieki, słysząc jego pytanie.
— Sprawiasz wrażenie kogoś, kto jest tak zafiksowany na punkcie własnego świata, że robi takie rzeczy całkowicie nieświadomie. Ile zawsze zajmuje ci dojście do tego, że ktoś cię w ogóle lubi? — zapytał, wciskając mu swoje oskarżenie prosto w twarz z głośnym prychnięciem.
Spojrzał na niego z ukosa w odpowiedzi na jego reakcję po swojej historii, zaraz ciężko wzdychając.
— W porządku. Teraz mam Axela, więc zdążyłem się już pozbierać. Kiedyś opowiem ci dalszą część, wystarczy dołujących historii na jeden dzień — oparł się znowu o podłokietnik, wpatrując w niego w ciszy, gdy Shane ewidentnie analizował coś w swojej głowie. Nijak mu nie przerywał, wiedząc, że w tym momencie zdecydowanie tego nie potrzebował, a mógł mu wręcz zaszkodzić. Przynajmniej wyglądało na to, że w końcu zorientował się, o co mogło chodzić.
— Spoko — zakręcił się na krześle i sam wyciągnął telefon, wybierając od razu numer do Axela. Uśmiechnął się, gdy blondyn odebrał po dwóch sygnałach — hej, co robisz?
— Jadę już do pracy. Co chcesz?
— Usłyszeć twój głos.
— Prawie się wzruszyłem.
— Shane poszedł walczyć o swojego chłopaka, więc się nudzę.
— Oho. Mam przyjechać później?
— Nie. I tak już zaliczył ode mnie ostry opierdol i wywód stulecia.
— Ha.
Nie dało się nie słyszeć podniesionego głosu Shane'a z kuchni. Spojrzał w tamtą stronę z wyraźnym zainteresowaniem, wstając z krzesła.
— Sadzaj z powrotem dupę na krześle.
— ... skąd wiedziałeś, że wstałem?
— Bo jesteś wścibskim gnojem.
— No weź, taka okazja zdarza się raz na milion lat. Zwłaszcza w przypadku Shane'a. Nie mów, że nie jesteś cieka... dobra, wiem, że nie jesteś — burknął coś pod nosem, zaraz odsuwając się jednak z westchnięciem z powrotem na krzesło, zamiast tego wypytując Axela o szczegóły jego wizyty w pracy. Tylko po to, by podnieść wzrok na Kassira, gdy wrócił do pokoju.
— Rycerz wrócił, więc będę kończyć.
— Jasne. I tak dojechałem na miejsce.
— Mhm. Nie daj się wkręcić w pomoc, weź, co masz wziąć i wyjdź — mruknął, otrzymując w odpowiedzi krótkie parsknięcie śmiechem, nim blondyn rozłączył się bez dalszego pożegnania. Nie, żeby w ich przypadku było to coś nowego.
"Więc? Ile słyszałeś z tego?"
— Praktycznie nic. Axel zabronił mi podsłuchiwać — powiedział niezadowolony, zaraz unosząc kącik ust ku górze — ale ten tekst o rezygnacji był dobry. Bardzo cool. Jestem pewien, że ugięły mu się kolana.
Wyszczerzył się w uśmiechu, znowu kręcąc wesoło na krześle.
— Jak to nie? Zapomniałeś, z kim masz do czynienia? Dramy to moja domena — zatrzymał się nagle i wyraźnie spoważniał, zawieszając wzrok na swoich dłoniach.
— Odchodzę z klubu. Razem z Axelem — powiedział nagle, przenosząc wzrok na Shane'a — zerwałem kontakt ze wszystkimi klientami i... chcę iść na studia.
Wymamrotał nieco zakłopotany, przesuwając palcami po karku.
— Myślimy o wykupieniu jakiegoś mniejszego dwupiętrowego budynku i otworzeniu na dole kawiarni, a mieszkaniu na piętrze — podrapał się po policzku, dopiero teraz zbierając się do podniesienia na niego wzroku.
- Przyznaję, że nie. Fajnie byłoby pociągnąć marzenie z przed lat i zostać e-sportowcem, ale trochę za stary na to jestem - uśmiechnął się nieśmiało. - Ale idea zostania streamerem brzmi całkiem nieźle. Tylko, że zaś czuję obawy względem tym i mam zarazem wrażenie, że powinienem łapać bardziej fizycznej i pewniejszej pracy niż to - wyznał, czując lekkie zakłopotanie tym faktem. Przynajmniej nie było to samo uczucie co w momencie słuchania rewelacji o seksie od strony Słowika... niby przyzwyczaił się, a jednak zaskakiwał go ciągle na nowo.
Uśmiechnął się krzywo.
- Nie wiem, ale na pewno mniej czasu niż dojdzie do tego, że ja mogłem kogoś bardziej polubić - odparł bezradnie, czując się całkowicie winnym. Jeszcze trochę i mógł fundować sobie wycieczkę do więzienia za to wszystko.
- Czekaj. Ciąg dalszy? - czyli ta historia nie skończyła się na czasach licealnych? - Spokojnie. Mnie już zdołowało, że może być tego więcej. Zdecydowanie... - nie miał łatwo w życiu z tego wszystkiego. Kassirowe problemy miłosne były na o wiele niższym szczeblu, ale i tak uważał, że to nie było coś, z czym chciałby się wzmagać nawet we wspomnieniach. A tutaj? Dostał zestawienie o wiele bardziej gorsze.
Tak też potoczyło się to dalej, a on powrócił, będąc jeszcze świadkiem ostatnich słów rozmowy z Axelem. Przeszedł też z powrotem na swoje łóżko, na którym usiadł.
- Więc to słyszałeś - chociaż nie był wtedy wybitnie cicho, gdy wypowiadał te słowa. Aż schował twarz w dłoniach. - Tylko tego brakowało mi, dodatkowych świadków - nie mógł powstrzymać się od wrażenia, że mógł tym razem przedobrzyć ze swoimi słowami. Przez telefon mógł poznać jedynie mały ułamek reakcji blondyna na to wszystko. Mógł wnioskować, że jest lepiej, tylko... na ile.
- Co jednak nie sprawia, że mam wciągać cię w każdą - żachnął, odsuwając w końcu ręce. Posłał mu łagodne spojrzenie, by potem sięgnąć po swój kubek z herbatą. Napój jednak był już częściowo chłodny, co spowodowało, że mimowolnie skrzywił się, czując jego posmak.
Ale problemy z temperaturą wyleciały mu z głowy, gdy usłyszał rewelacje od strony przyjaciela. Zrobił nieco większe oczy, odkładając ostrożnie picie, by potem nachylić się bardziej w jego stronę.
- Brzmi to naprawdę pięknie - powiedział cicho i nad wyraz łagodnie. Kassir nie spodziewał się, że tak proste informacje wystarczyły, by wzbudzić w nim ciepłe uczucia. - Cieszę się. Naprawdę - brzmiało to jak bajkowa wizja przyszłości, patrząc na fakt, w jakim chorym miejscu żyli. Przede wszystkim czuł obejmującą go ulgę. Nie raz łapał się na myśli odnoszącej się czarnowłosego i jego życia, wiedząc przy tym, że nie mógł wpłynąć na poprawę jakości. Dlatego obecna sytuacja brzmiała jak jedna z lepszych wiadomości w dniu dzisiejszym. Decyzję o zerwaniu kontaktów uznał za dość istotną i zarazem odważną.
- Jak potrzebujecie pomocy z ogarnięciem, to możesz dać śmiało znać - zadeklarował swoją pomoc. - Zrobili wam jakąś imprezę pożegnalną chociaż? - przechylił głowę na bok. - Mam nadzieję, że Shawn i jego podobni nie zawracali wam dupy z tego powodu - zmarszczył nieznacznie brwi, po czym przekierował wzrok na swój kubek. - Chcesz jeszcze herbaty?
Uśmiechnął się krzywo.
- Nie wiem, ale na pewno mniej czasu niż dojdzie do tego, że ja mogłem kogoś bardziej polubić - odparł bezradnie, czując się całkowicie winnym. Jeszcze trochę i mógł fundować sobie wycieczkę do więzienia za to wszystko.
- Czekaj. Ciąg dalszy? - czyli ta historia nie skończyła się na czasach licealnych? - Spokojnie. Mnie już zdołowało, że może być tego więcej. Zdecydowanie... - nie miał łatwo w życiu z tego wszystkiego. Kassirowe problemy miłosne były na o wiele niższym szczeblu, ale i tak uważał, że to nie było coś, z czym chciałby się wzmagać nawet we wspomnieniach. A tutaj? Dostał zestawienie o wiele bardziej gorsze.
Tak też potoczyło się to dalej, a on powrócił, będąc jeszcze świadkiem ostatnich słów rozmowy z Axelem. Przeszedł też z powrotem na swoje łóżko, na którym usiadł.
- Więc to słyszałeś - chociaż nie był wtedy wybitnie cicho, gdy wypowiadał te słowa. Aż schował twarz w dłoniach. - Tylko tego brakowało mi, dodatkowych świadków - nie mógł powstrzymać się od wrażenia, że mógł tym razem przedobrzyć ze swoimi słowami. Przez telefon mógł poznać jedynie mały ułamek reakcji blondyna na to wszystko. Mógł wnioskować, że jest lepiej, tylko... na ile.
- Co jednak nie sprawia, że mam wciągać cię w każdą - żachnął, odsuwając w końcu ręce. Posłał mu łagodne spojrzenie, by potem sięgnąć po swój kubek z herbatą. Napój jednak był już częściowo chłodny, co spowodowało, że mimowolnie skrzywił się, czując jego posmak.
Ale problemy z temperaturą wyleciały mu z głowy, gdy usłyszał rewelacje od strony przyjaciela. Zrobił nieco większe oczy, odkładając ostrożnie picie, by potem nachylić się bardziej w jego stronę.
- Brzmi to naprawdę pięknie - powiedział cicho i nad wyraz łagodnie. Kassir nie spodziewał się, że tak proste informacje wystarczyły, by wzbudzić w nim ciepłe uczucia. - Cieszę się. Naprawdę - brzmiało to jak bajkowa wizja przyszłości, patrząc na fakt, w jakim chorym miejscu żyli. Przede wszystkim czuł obejmującą go ulgę. Nie raz łapał się na myśli odnoszącej się czarnowłosego i jego życia, wiedząc przy tym, że nie mógł wpłynąć na poprawę jakości. Dlatego obecna sytuacja brzmiała jak jedna z lepszych wiadomości w dniu dzisiejszym. Decyzję o zerwaniu kontaktów uznał za dość istotną i zarazem odważną.
- Jak potrzebujecie pomocy z ogarnięciem, to możesz dać śmiało znać - zadeklarował swoją pomoc. - Zrobili wam jakąś imprezę pożegnalną chociaż? - przechylił głowę na bok. - Mam nadzieję, że Shawn i jego podobni nie zawracali wam dupy z tego powodu - zmarszczył nieznacznie brwi, po czym przekierował wzrok na swój kubek. - Chcesz jeszcze herbaty?
Strona 2 z 16 • 1, 2, 3 ... 9 ... 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach