▲▼
— To zacznij po prostu małymi krokami. Nikt nie każe ci od razu porzucać pracy, a grać i tak grasz. Równie dobrze możesz zacząć luźno streamować podczas swoich gier, do tego masz Hailey. Może i ona tam głównie gada na tych swoich streamach i macha kosmetykami, ale grać też od czasu do czasu gra. Jestem pewien, że chętnie by cię zareklamowała albo zrobiła jakiś collab. Poza tym zaprosisz mnie, poprzechodzę bez koszulki za krzesłem, wypromujesz mnie jako seksownego współlokatora i zaraz zobaczysz ile simpów się rzuci, by cię followować. Na twoją twarz na pewno też polecą, ale wiem, że nie będziesz się rozbierał, dlatego proponuję siebie — zaśmiał się wyraźnie rozbawiony. Nie miałby najmniejszych oporów przed zrobieniem czegoś podobnego. Przecież i tak regularnie występował dla wielkiej publiczności bez większości ubrań.
— Ha. Temu nie zaprzeczę. No ale hej, lepiej późno niż wcale, co nie? — wzruszył ramionami, zaraz rzucając mu krzywe spojrzenie.
— No. Ciągnęło się jeszcze hm... dwa lata temu? Albo na początku zeszłego roku, nie jestem pewien. Dość szybko wyrzuciłem to z pamięci, bo taka porażka, że szkoda gadać — prychnął pogardliwie, nie ciągnąc jednak w tym momencie tematu.
Gdy Shane wrócił do pokoju, Słowik kręcił się jeszcze dookoła, cały czas się uśmiechając.
— Przesadzasz. Serio brzmiałeś cool. Sam bym się zakochał — przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, w końcu przekrzywiając głowę w bok — za bardzo się martwisz. Słuchaj, Shane. Niezależnie od tego co było wcześniej, właśnie podjąłeś najlepszą decyzję, jaką mogłeś. I nie mówię tu konkretnie o tym co pewnie powiedziałeś, ale o tym, że skonfrontowałeś się z problemem i wszystko szczerze z siebie wyrzuciłeś. I bardzo dobitnie, na tyle, na ile cię znam. Jeśli dalej coś będzie się pieprzyć — i nie będziecie to wy — to najwidoczniej nie do końca jest to tego warte. Chociaż wiadomo, że ciężko mi się wypowiadać, bo nie wiem, przez co ten chłopak przeszedł do tej pory. Czasem ciężko jest innym się otworzyć, gdy musieli się zamykać przez całe życie. Ale wtedy sam musisz zdecydować czy chcesz się w to cały czas bawić, czy wolisz odpuścić, bo... podobnych problemów nie wyleczysz w miesiąc czy dwa. I nikt nie ma prawa mieć ci za złe, jeśli ostatecznie postanowisz zrezygnować dla własnego dobra. Bo naprawdę tym razem się starałeś.
Uśmiechnął się do niego ciepło, zaraz cicho odchrząkując, gdy Kassir zareagował na jego słowa. Niby nie przekazywał czegoś wybitnie wstydliwego, więc czemu tak właśnie się czuł? To dopiero paradoks. Gdy gadanie o zaliczeniu całego miasta przychodzi ci z większą łatwością niż przyznanie się, że zaplanowałeś sobie stabilną przeszłość.
— Noo... wyznałem mu w końcu, co do niego czuję i w ogóle — burknął cicho, przysłaniając nieznacznie twarz. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek będzie dane mu to zrobić, nic dziwnego, że samo mówienie o tym wywoływało w nim nie lada zażenowanie.
— Hm? A, nie. Jeszcze nie odeszliśmy, chcemy przepracować do końca kwietnia albo maja. Zobaczymy jak szybko uda mi się znaleźć jakąś pracę. Stać mnie na bezrobocie, ale nie chcę się rozleniwić. A Axel... ze względu na kilka wydarzeń nie zostawi mnie samego — podrapał się po karku, zaraz szczerząc z wyraźnym rozbawieniem — dzięki. I luz, jak Shawn zacznie szczekać to Rebecca pierdolnie mu z obcasa. Nadal czasem próbował zarywać Axela, ale po tym jak mój rycerz rozbił o ścianę obok niego butelkę, jakoś mu się odechciało. Nadal uważam, że powinien celować w twarz, no ale co poradzić. I nie, dzięki, jeszcze mam swoją.
Cmoknął kilka razy, zaraz przenosząc na niego wzrok.
— Hej Shane. Nie wydałbyś mnie psom, co nie? Dopóki nie skrzywdziłbym czegoś, co kochasz i totalnie bym wtedy na to zasłużył? — mimo że zaczepnie się uśmiechał, jego oczy pozostawały poważne. Ciężko było zresztą dopatrzeć się w nich jakichkolwiek uczuć, co chyba dopiero teraz zdawało się dość mocno wybijać ponad inne rzeczy.
- Brzmi to... na jakiś pomysł - przyznał mu w końcu. - Zdecydowanie to zadziała, jeśli i ty, i Hailey nagle nie wyskoczycie z jakimś komentarzem na mój temat - w końcu nie mógł zapomnieć ich słów odnoszących się do jego osoby. Czy mu się to podobało, czy też nie. - To czasem nie działa ino u przeciwnej płci? - zahaczył o temat pokazywania swoich nagości, przy okazji nieznacznie marszcząc brwi z tego powodu. Taka wizja mu średnio odpowiadała. Po raz, nie zamierzałby wykorzystywać przyjaciela. A po dwa, miał wrażenie, że nie skończyłoby się to najlepiej dla niego. - Ale pomyślę nad tym lepiej, gdy w końcu zdecyduję o swoim dalszym losie. Równie dobrze mogę czegoś nowego poduczyć się i znów próbować - przeciągnął się do góry leniwie, by nieco rozprostować kości. Temat planowania przyszłości był trudny. A Riverdale niczego nie ułatwiało w tym momencie. Można było mówić o jakieś równowadze, ale rzeczywistość była zbyt chwiejna, by brać wszystko za pewnik.
Rozmowy na temat dram jednak wolał już odsunąć na bok. I własną spostrzegawczość i przeszłość Słowika. Jedno i drugie było niepewne do poruszania, nawet gdy ich waga była całkowicie różna od siebie. Wiedział, że to nie jest jednak temat, który mógł zamknąć i teraz. Tylko nie potrafił sobie odpowiedzieć, czy był gotowy na konfrontację.
Finalnie zostało mu poczekać na rezultat jego płomiennej gadki. Nawet jeśli miał swoje odczucia i nie miał kompletnie wizji odnoszącej się "pieprzenia", niezależnie czego lub kogo. Bardziej... starał się o tym nie myśleć. Przynajmniej już nie dzisiaj, woląc obecnie odłożyć temat na bok.
Zdecydowanie uznawał za to otrzymywane wiadomości za bardzo dobre. Cieszył się jego szczęściem i to, że udało mu się z uczuciami. Zwłaszcza, że to było podsycone przez poznanie części jego historii. Jednakże najbardziej kto jak kto, ale dla niego to Słowik zasługiwał na szczęśliwsze życie. Dlatego też grzecznie słuchał dalszych informacji, starając się nie przejmować tym, że chłopak ukazywał dość słodką część siebie. Ukazujący się dotąd z pewnością siebie przyjaciel, potrafił jednak mieć swoją piętę achillesową.
- Przynajmniej macie spokój już od niego - podsumował kwestię historii o nieznośnym współpracowniku. Dosadne postawienie sprawy powinno utemperować jego zachowanie. Przynajmniej tak uznawał Shane.
Za to w pewnym momencie czuł, że w jego głowie pojawił się spory pytajnik. Kumpel sprawiał wrażenie dość poważnego, nawet jeśli uśmiech malujący się na twarzy był taki jak zwykły. Wyprostował się nieznacznie, próbując zrozumieć przyczynę.
- Nie - odparł mu krótko. Cenił go o wiele wyżej niż służby porządkowe, więc nie myślał nawet o wydaniu go... z jakiego powodu? - Skąd takie pytanie...? - czy to też obejmuje krzywdę kogoś, kogo kochał? Nie wiedział. W końcu on sam był dla niego cenną osobą w jego życiu. - Jak bardzo jest źle? - gdyby chodziło o coś błahego, nie zachowywał się tak. Raczej. Był niemalże tego pewny, ale wolał zaryzykować to pytanie.
Rozmowy na temat dram jednak wolał już odsunąć na bok. I własną spostrzegawczość i przeszłość Słowika. Jedno i drugie było niepewne do poruszania, nawet gdy ich waga była całkowicie różna od siebie. Wiedział, że to nie jest jednak temat, który mógł zamknąć i teraz. Tylko nie potrafił sobie odpowiedzieć, czy był gotowy na konfrontację.
Finalnie zostało mu poczekać na rezultat jego płomiennej gadki. Nawet jeśli miał swoje odczucia i nie miał kompletnie wizji odnoszącej się "pieprzenia", niezależnie czego lub kogo. Bardziej... starał się o tym nie myśleć. Przynajmniej już nie dzisiaj, woląc obecnie odłożyć temat na bok.
Zdecydowanie uznawał za to otrzymywane wiadomości za bardzo dobre. Cieszył się jego szczęściem i to, że udało mu się z uczuciami. Zwłaszcza, że to było podsycone przez poznanie części jego historii. Jednakże najbardziej kto jak kto, ale dla niego to Słowik zasługiwał na szczęśliwsze życie. Dlatego też grzecznie słuchał dalszych informacji, starając się nie przejmować tym, że chłopak ukazywał dość słodką część siebie. Ukazujący się dotąd z pewnością siebie przyjaciel, potrafił jednak mieć swoją piętę achillesową.
- Przynajmniej macie spokój już od niego - podsumował kwestię historii o nieznośnym współpracowniku. Dosadne postawienie sprawy powinno utemperować jego zachowanie. Przynajmniej tak uznawał Shane.
Za to w pewnym momencie czuł, że w jego głowie pojawił się spory pytajnik. Kumpel sprawiał wrażenie dość poważnego, nawet jeśli uśmiech malujący się na twarzy był taki jak zwykły. Wyprostował się nieznacznie, próbując zrozumieć przyczynę.
- Nie - odparł mu krótko. Cenił go o wiele wyżej niż służby porządkowe, więc nie myślał nawet o wydaniu go... z jakiego powodu? - Skąd takie pytanie...? - czy to też obejmuje krzywdę kogoś, kogo kochał? Nie wiedział. W końcu on sam był dla niego cenną osobą w jego życiu. - Jak bardzo jest źle? - gdyby chodziło o coś błahego, nie zachowywał się tak. Raczej. Był niemalże tego pewny, ale wolał zaryzykować to pytanie.
— Nie wiem o co ci chodzi, jedyne komentarze jakie rzucamy na twój temat są niezwykle pozytywne. Z pewnością podbiłyby ci oglądalność. Co nie zmienia faktu, że teraz muszę się oburzyć — wziął krótki wdech i ściągnął brwi, przyjmując wyraźnie wkurzony wyraz twarzy, nawet jeśli po wcześniejszej zapowiedzi ciężko było wziąć go całkowicie na poważnie — czy ty właśnie spłyciłeś mój urok wyłącznie do kobiet? Mój drogi przyjacielu.
Wstał z miejsca i podniósł koszulkę do góry, odsłaniając przy tym cały brzuch. Uniósł brew ku górze, opierając wolną rękę na swoim biodrze.
— Wiesz ile osób marzy o tym, by mnie zaliczyć? Kobiety, mężczyźni, osoby niebinarne. A ty ot tak mi umniejszasz. Wstydź się, Shane. Zero wyobraźni i gustu — fuknął, kończąc tym samym swoją tyradę. Opuścił koszulkę i usiadł z powrotem, obracając się kilka razy na krześle.
— No. Nie żeby był jedyną osobą, o którą jestem zazdrosny. Nawet jeśli doskonale wiem, że Axel mnie nie zdradzi i nie mam ku temu podstaw. Ciężko być mną — stwierdził, milknąc, gdy zobaczył że i Shane zdążył spoważnieć. Wpatrywał się w niego uważnie, nawet jeśli na chwilę nie zwątpił w jego słowa. Przedłużająca się cisza, była nie tyle wynikiem braku zaufania, co raczej zastanowienia się czy poruszony temat całkowicie nie zniszczy nastroju.
Oczywiście, że zniszczy.
Czy powinien jednak go pominąć? Nie chciał, by kolejna osoba zaczęła wokół niego skakać. Wystarczyło mu, że robił to Axel. Westchnął cicho i założył ręce na klatce piersiowej, patrząc na niego beznamiętnym wzrokiem.
— Zabiłem kogoś.
- Tylko, że ja się nie zaliczam do nich - odparł, przewracając przy tym oczami. - I to tylko skojarzenie - tyle się tym przejął... że nic. - Zwłaszcza, że wiesz, że bym ci nie dał tak chodzić na oczach innych, skoro znam twoją urodę - dodał jeszcze. Odezwał się rycerz cnotliwy. - Jak chcą cię zaliczać, to proszę, nie róbmy ze mnie pośrednika
Oh tak, zazdrość to była zła rzecz. Dlatego cieszył się, że go ten temat omijał. Z jego poziomem zainteresowania innymi osobami pod względem romantycznym... prędzej mógł skończyć w kościele niż w czyimś łóżku. Nawet nie spodziewał się po sobie, że mógłby mieć takie podejście, patrząc na siebie z przeszłości.
Zabiłem kogoś.
Słowa Słowika rozbrzmiewały niczym echo w jego głowie. Nieznacznie przechylił ciało do przodu, próbując zrozumieć, co właściwie usłyszał. Żart? Przesłyszenie? Słabej jakości prank? Odrzucał każdą z kolei rzecz, bazując na czymś prostym - zaufaniu do niego. Poruszony temat nie był czymś, z czego powinno się żartować, nawet tutaj. Beznamiętny wzrok stanowił zarazem dodatkową odpowiedź, powodującą, że jego klatkę piersiową wypełniał chłód, oblegający jego ciało całkiem.
Bał się?
Nie.
Był obrzydzony?
Też nie.
Miał odrzucić go?
Całkowicie nie.
- Dlaczego? - jego ton głosu był bezbarwny, jednakże jego mimika twarzy wyrażała spokój i opanowanie. Dwa krótkie słowa mogły wywołać w wielu panikę, ale Kassirowi było daleko od tego. Dlatego właściwie zapytał o powód.
Ponieważ nic nie dzieje się bez przyczyny.
Oh tak, zazdrość to była zła rzecz. Dlatego cieszył się, że go ten temat omijał. Z jego poziomem zainteresowania innymi osobami pod względem romantycznym... prędzej mógł skończyć w kościele niż w czyimś łóżku. Nawet nie spodziewał się po sobie, że mógłby mieć takie podejście, patrząc na siebie z przeszłości.
Zabiłem kogoś.
Słowa Słowika rozbrzmiewały niczym echo w jego głowie. Nieznacznie przechylił ciało do przodu, próbując zrozumieć, co właściwie usłyszał. Żart? Przesłyszenie? Słabej jakości prank? Odrzucał każdą z kolei rzecz, bazując na czymś prostym - zaufaniu do niego. Poruszony temat nie był czymś, z czego powinno się żartować, nawet tutaj. Beznamiętny wzrok stanowił zarazem dodatkową odpowiedź, powodującą, że jego klatkę piersiową wypełniał chłód, oblegający jego ciało całkiem.
Bał się?
Nie.
Był obrzydzony?
Też nie.
Miał odrzucić go?
Całkowicie nie.
- Dlaczego? - jego ton głosu był bezbarwny, jednakże jego mimika twarzy wyrażała spokój i opanowanie. Dwa krótkie słowa mogły wywołać w wielu panikę, ale Kassirowi było daleko od tego. Dlatego właściwie zapytał o powód.
Ponieważ nic nie dzieje się bez przyczyny.
— Awww, martwisz się o mnie? To słodkie — czasem jego przyjaciel naprawdę potrafił być niesamowicie uroczy. Był jedną z niewielu osób, które mimo faktu, że Słowik przespał się pewnie z połową miasta, nadal traktowały go... normalnie.
Nic dziwnego, że był jedną z trzech osób, którym był gotów się przyznać do tego, co zrobił. Jego pytanie tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nijak się nie pomylił.
— Nie pojechałem do Black Zone. A smsy, które ze mną wymieniałeś, nie były pisane przeze mnie.
Zamilkł, starając się wszystko odpowiednio pozbierać, mimo że wcześniej wyobrażał sobie tę rozmowę na trzydzieści sposobów, wraz z różnymi zakończeniami. Zawsze tak było.
— Od kiedy zacząłem być z Axelem... nie, właściwie jeszcze przed tym, gdy zaczęliśmy ze sobą być. Zacząłem się brzydzić sobą. Tym, co ze sobą zrobiłem. Wiesz, że mimo to nawet nie próbował mi wyrzucać tego, że sypiam z innymi za pieniądze? Nie próbował mnie namówić, żebym przestał, twierdząc, że pracowałem tak do tej pory i jeśli podejmę decyzję, by przestać, to powinna wyjść tylko i wyłącznie ode mnie. Niesamowite, nie? Nie byłbym w stanie zaoferować tego samego — oparł się wygodniej o podłokietnik, zakładając nogę na nogę. Mimo tematu, który rozpoczął, nie wyglądał na szczególnie poruszonego. I chyba właśnie jego bezgraniczny spokój był w tym wszystkim najbardziej niepokojący.
— Zacząłem zrywać kontakty ze wszystkimi moimi klientami, jeden po drugim. Jasne, nie byli zadowoleni, ale jednocześnie rozumieli. Większość z nich gadała jedynie jak to nie będzie im mnie brakować. A raczej mojej dupy — parsknął krótko, przewracając oczami. W rzeczywistości cieszył się, że udało mu się z tego wszystkiego wykręcić.
— Aż w końcu został tylko Jared. Jared, nudny prawnik z różnymi dziwnymi fantazjami i wyjątkowo nieciekawymi historiami. Ale też niesamowicie grubo wypchanym portfelem. Już od dawna wiedziałem, że jego zainteresowanie moją osobą wychodzi ponad przeciętną potrzebę zaliczenia mnie w samotny wieczór. Ale był tylko gadatliwą pizdą. Niczego nie był w stanie faktycznie zrobić. A przynajmniej tak myślałem. W jednym momencie siedzę z nim w klubie, mówię o podjętej decyzji, stawia mi napój. A następnie budzę się w zamkniętym pokoju. W miejscu, którego nie znam — wzruszył ramionami, przenosząc wzrok na okno — nie było jak na filmach, Shane. Wcale nie zamknął mnie w brudnej piwnicy z gównianym materacem. Zafundował mi luksusowy pokój ze wszystkim, czego potrzebowałem. Przynajmniej jego zdaniem. No i rzecz jasna, nie mógł mi pozwolić, bym miał zbyt dużo swobody. Lubię kajdanki, ale zdecydowanie nie w takiej formie. I częstotliwości noszenia.
Podciągnął do góry rękawy ubrań, zaraz odchylając czarne, materiałowe przedramienniki i pokazując dwie głębokie blizny wokół obu nadgarstków, które nadal nie wyglądały na w pełni wyleczone. W porównaniu z nimi masa blizn po samookaleczeniu, którego dokonywał w przeszłości, wypadała po prostu blado. Przestał mówić, kontrolując pokrótce stan przyjaciela. Nie wiedział, jak daleko powinien to pociągnąć.
Nie zostało mu nic więcej niż w milczeniu wysłuchiwać historii przedstawianej przez przyjaciela. Kassir nie zamierzał wtrącać się mu w żadne słowo, bardziej patrząc na niego uważniej, by nie ominąć szczegółów odnoszących się przedstawianych mu rewelacji. Chociaż już na dzień dobry dostał spory cios, niemalże w żołądek.
Jak to nie z tobą? To z kim?
Zacisnął mocniej usta, by nie pozwolić się pytaniu wyrwać na wierzch. Nie uważał, że był na to czas, a tym bardziej nie chciał, by chłopak zamknął się. Opowieść, jaką mu powoli przytaczał nie była łatwa. Wymagała wiele decyzji zaważających na życiu i przyszłości, wyrywając z świata, jaki znało się do tej pory. Nieważne, że był brudny, nieprzyjemny i okrutny. Był znany. Więc ucieczka z niego była wyzwaniem.
Odetchnął z ulgą w duchu na wieść o powolnej przemianie i chęci ingerencji w przyszłość. Był z niego dumny, że odważył się na to. Znalazł swoją miłość, z którą też chciał być cały czas. Został zaakceptowany i nawet jeśli mówił, że nie umiał zaoferować podobnego podejścia, jednak starał się pokazać to na inny sposób. Do takiego wniosku wewnętrznego doszedł Kassir. Wiedział jedynie, że mógłby być zły na siebie samego, że nie umiał go wesprzeć w odpowiedni sposób.
Mimowolnie zadrżał, gdy zobaczył ślady na rękach Słowika. Nachylił się lekko do przodu, śledząc swoim wzrokiem widoczne blizny. Położył dłonie na swoich kolanach, zaciskając mocniej palce. Zasadniczo jego twarz nie wyrażała niczego. Lodowaty spokój, brak emocji... nie licząc mało wyłapywanych gestów jak wbijające się palce w ciało wskazujące na to, że go to poruszyło mocno. Wyobrażenie, że jedna z osób, które cenił i wiele znaczyła w jego życiu, skończyła w taki sposób, a on nawet nie zorientował się, mimo pisanych wiadomości... nie mógł powstrzymać pustki wewnątrz siebie, przypominającej coś na skraju płaczu i dziecięcej bezradności, wymieszanej jednocześnie z wściekłością na samego siebie i nieznajomego mu prawnika, który przekroczył zbyt bardzo niepisaną linię możliwości działań.
- Kiedy rozegrał się finał? - spytał się, czując jednak, że domyślał się większości.
W końcu nie każdy ptak pozwoli sobie na życie na uwięzi.
Jak to nie z tobą? To z kim?
Zacisnął mocniej usta, by nie pozwolić się pytaniu wyrwać na wierzch. Nie uważał, że był na to czas, a tym bardziej nie chciał, by chłopak zamknął się. Opowieść, jaką mu powoli przytaczał nie była łatwa. Wymagała wiele decyzji zaważających na życiu i przyszłości, wyrywając z świata, jaki znało się do tej pory. Nieważne, że był brudny, nieprzyjemny i okrutny. Był znany. Więc ucieczka z niego była wyzwaniem.
Odetchnął z ulgą w duchu na wieść o powolnej przemianie i chęci ingerencji w przyszłość. Był z niego dumny, że odważył się na to. Znalazł swoją miłość, z którą też chciał być cały czas. Został zaakceptowany i nawet jeśli mówił, że nie umiał zaoferować podobnego podejścia, jednak starał się pokazać to na inny sposób. Do takiego wniosku wewnętrznego doszedł Kassir. Wiedział jedynie, że mógłby być zły na siebie samego, że nie umiał go wesprzeć w odpowiedni sposób.
Mimowolnie zadrżał, gdy zobaczył ślady na rękach Słowika. Nachylił się lekko do przodu, śledząc swoim wzrokiem widoczne blizny. Położył dłonie na swoich kolanach, zaciskając mocniej palce. Zasadniczo jego twarz nie wyrażała niczego. Lodowaty spokój, brak emocji... nie licząc mało wyłapywanych gestów jak wbijające się palce w ciało wskazujące na to, że go to poruszyło mocno. Wyobrażenie, że jedna z osób, które cenił i wiele znaczyła w jego życiu, skończyła w taki sposób, a on nawet nie zorientował się, mimo pisanych wiadomości... nie mógł powstrzymać pustki wewnątrz siebie, przypominającej coś na skraju płaczu i dziecięcej bezradności, wymieszanej jednocześnie z wściekłością na samego siebie i nieznajomego mu prawnika, który przekroczył zbyt bardzo niepisaną linię możliwości działań.
- Kiedy rozegrał się finał? - spytał się, czując jednak, że domyślał się większości.
W końcu nie każdy ptak pozwoli sobie na życie na uwięzi.
Przyglądał się jego reakcji, nie do końca wiedząc jak ją w tym momencie odczytać. Nie dziwiło go, że ludzie reagowali dość specyficznie na podobne informacje, nie żeby w ogóle mieli ku temu większe sposobności. Chociaż biorąc pod uwagę charakter Riverdale, nie zdziwiłby się, gdyby procent osób, które przeprowadziły podobną rozmowę, był dużo wyższy. Niemniej w tym momencie zdecydowanie nie tego potrzebował. I właśnie wtedy uświadomił sobie, że nie powinien w ogóle podejmować podobnego tematu.
"Kiedy rozegrał się finał?"
Opuścił głowę, trzęsąc się nieznacznie na krześle. Dopiero po chwili z jego ust wydarł się chichot, który zaraz zmienił się w głośny śmiech.
— Jezu, ale miałeś minę! Sorry, nie mogłem się powstrzymać, potrzebowałem w życiu nuty dramatyzmu, ostatnio absolutnie nic się nie dzieje. Nawet w mieście jakoś nudno od kiedy przejęliśmy dzielnicę. Tylko żartowałem, nikogo nie zabiłem — zakrecił się na fotelu, przewalając przez niego luźno z szerokim uśmiechem — cieszę się, że nie wkopałbyś mnie na policję, oficjalnie zdałeś test zaufania. Jeśli kiedyś będę musiał pozbyć się ciała, przyjdę do ciebie z łopatą. Czekaj, Axel dzwoni. No?
Odebrał telefon i oparł się wygodniej plecami o jeden z podłokietników, przerzucając nogi przez drugi. Cały czas kręcił się dookoła, odpychając luźno ręką od ziemi.
— ... em chyba nie ma. Ej Shane, nie masz wykupionego parkingu, nie? — zwrócił się w stronę przyjaciela, ściągając brwi. No bo nie miał własnego auta, więc raczej go nie potrzebował.
— Weź, stań może gdzieś dalej i do ciebie wyjdę, pomogę ci wszystko wnieść. Na pewno? No okej. To czekamy, tylko się pospiesz, bo jest szansa, że Shane zaraz mnie zajebie — roześmiał się i rozłączył, patrząc w stronę ciemnowłosego.
— Axel już idzie. Zrobisz mu kawę? — zapytał, rzucając mu błagalne spojrzenie i złożył nawet grzecznie dłonie jak do modlitwy. Sam miał jeszcze swoją herbatę, więc nie zamierzał go niczym męczyć.
Poważna atmosfera prysnęła niczym bańka w momencie, gdy Słowik zaczął się śmiać. Został przez to obdarzony zdezorientowanym spojrzeniem, aż w końcu przyznaniem się jego do...
... w sumie, czy on sobie zażartował z niego?
- Głupek - powiedział, powstrzymując się od uderzenia go z otwartej dłoni w głowę. - Zabiłeś czy nie, to nie sprawi, że nagle odwróciłbym się od ciebie. Więc daruj sobie testy zaufania, czuję się jak w tandetnej telenoweli przez to - westchnął cicho. - Chociaż dobrze, że udało ci się wyrwać stamtąd - skoro spędził w kajdankach tyle czasu, zamknięty i zostawiony samemu sobie... Nie życzył nikomu takiego losu, a co dopiero swojemu najlepszemu przyjacielowi. - Oby ten dupek dostał to, na co zasługuje.
Przewrócił oczami.
- Jakbyś potrzebował nauczyć się, jak porządnie przywalić, mogę ci pokazać parę przydatnych sztuczek. Przeszłości to nie zmieni, ale może zdać się na wypadek powtórki - zawiesił się. - I nie, nie chodzi mi o celowanie w krocze. Mimo iż działa to niezależnie od płci - potrząsnął głową, słysząc, że dobijał się do niego Axel. Nie było co już ciągnąć tego tematu.
- Nie mam - przyznał. Bez własnego pojazdu nie widział sensu w posiadaniu takiego miejsca. Generowało to jedynie niepotrzebne koszta.
- Jaką mu zrobić? - przeciągnął się. - Chociaż... raczej wielkiego wyboru nie mam. Wydaje mi się, że została ta, którą przyniosłeś ostatnio - machnął w jego stronę. - Leć do niego. Tobie też uszykuję ciepły napój - powiedział, już przechodząc do zapowiedzianego działania w postaci przygotowania dwóch napoi. Tak, że jak powrócili, to w salonie już czekało na nich to, a on sam bawił się telefonem bez większego zaangażowania, siedząc w fotelu.
- Um, witajcie z powrotem - uniósł wzrok na nich, by potem wstać na nogi. - Chcecie coś pooglądać z filmów? - popatrzył uważniej na czarnowłosego, zastanawiając się, ile zdradził Axelowi z ich rozmowy. Wypuścił zaraz potem powietrze z płuc. Był pewny, że większość. - Obiecuję, że to nie będzie jeden z filmów z mojej kolekcji.
... w sumie, czy on sobie zażartował z niego?
- Głupek - powiedział, powstrzymując się od uderzenia go z otwartej dłoni w głowę. - Zabiłeś czy nie, to nie sprawi, że nagle odwróciłbym się od ciebie. Więc daruj sobie testy zaufania, czuję się jak w tandetnej telenoweli przez to - westchnął cicho. - Chociaż dobrze, że udało ci się wyrwać stamtąd - skoro spędził w kajdankach tyle czasu, zamknięty i zostawiony samemu sobie... Nie życzył nikomu takiego losu, a co dopiero swojemu najlepszemu przyjacielowi. - Oby ten dupek dostał to, na co zasługuje.
Przewrócił oczami.
- Jakbyś potrzebował nauczyć się, jak porządnie przywalić, mogę ci pokazać parę przydatnych sztuczek. Przeszłości to nie zmieni, ale może zdać się na wypadek powtórki - zawiesił się. - I nie, nie chodzi mi o celowanie w krocze. Mimo iż działa to niezależnie od płci - potrząsnął głową, słysząc, że dobijał się do niego Axel. Nie było co już ciągnąć tego tematu.
- Nie mam - przyznał. Bez własnego pojazdu nie widział sensu w posiadaniu takiego miejsca. Generowało to jedynie niepotrzebne koszta.
- Jaką mu zrobić? - przeciągnął się. - Chociaż... raczej wielkiego wyboru nie mam. Wydaje mi się, że została ta, którą przyniosłeś ostatnio - machnął w jego stronę. - Leć do niego. Tobie też uszykuję ciepły napój - powiedział, już przechodząc do zapowiedzianego działania w postaci przygotowania dwóch napoi. Tak, że jak powrócili, to w salonie już czekało na nich to, a on sam bawił się telefonem bez większego zaangażowania, siedząc w fotelu.
- Um, witajcie z powrotem - uniósł wzrok na nich, by potem wstać na nogi. - Chcecie coś pooglądać z filmów? - popatrzył uważniej na czarnowłosego, zastanawiając się, ile zdradził Axelowi z ich rozmowy. Wypuścił zaraz potem powietrze z płuc. Był pewny, że większość. - Obiecuję, że to nie będzie jeden z filmów z mojej kolekcji.
— Słodkie. Ale każdy czasem lubi jakąś tandetną telenowelę. Doskonale wiem, że w weekendy oglądasz przygody Juanity i Fernando — wymyślił na poczekaniu, kręcąc się na krześle — nie no spoko, przeleciał mnie kilka razy i odpuścił. Zawsze lubił ostrzejsze zabawy, wiesz, urozmaicał sobie tak czas po swojej nudnej pracy.
Wzruszył ramionami, kłamiąc tylko połowicznie. W końcu prawda była taka, że Jared nie zamierzał odpuszczać do samego końca. Dlatego właśnie Słowik musiał sprawić, by odpuścił. Raz na zawsze.
— Raczej wolę przywalić komuś kijem, przestrzelić mu brzuch albo rozwalić jego własną bronią, niż wylatywać z rękami. Wiesz, lepiej zostawić takie rzeczy osobom z twoją masą, wzrostem czy cokolwiek — wstał i poklepał go po ramieniu z uśmiechem, rozglądając się dookoła — ale jeśli będzie się nudzić, czemu nie. Też mogę pokazać ci kilka rzeczy.
Skupił się na rozmowie telefonicznej, przekrzywiając nieco głowę w bok, by podtrzymać urządzenie barkiem, gdy grzebał rękami po kieszeniach. Dopiero po rozłączeniu się, spojrzał na przyjaciela z cichym pomrukiem.
— Cokolwiek tak naprawdę. Dobra, zaraz będę — powiedział, wychodząc na zewnątrz, by zgarnąć blondyna z parkingu. Minęło dobre dwadzieścia minut, nim Słowik wpadł do środka w ostatniej chwili zatrzymująć drzwi nogą.
— Blisko było — odetchnął z ulgą i postawił siatkę z zakupami w kuchni, zaraz poprawiając pokrótce ubrania, nim zamknął z powrotem drzwi.
— Hej — blondyn skinął głową Kassirowi na przywitanie, stając w kuchni i rozglądając się na boki. Słowik padł na kanapę, wyciągając ręce do Axela.
— Chcemy. Chyba że robisz najpierw obiad? — zapytał, ściągając z niezadowoleniem brwi, gdy chłopak kompletnie go zignorował, przewracając jedynie oczami.
— Puśćcie film, ja zrobię jedzenie.
Słowikowi zostało więc katowanie Shane'a. Rozwalił się nad nim wygodnie, zjedli, obejrzeli film i zwinęli się do siebie do domu, oferując mu w końcu chwilę spokoju.
— Czekam na spowiedź po randce — zastrzegł jeszcze na odchodne, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Jak mógłby sobie w końcu odpuścić?
zt. x2
Naprawdę przydałby mu się choć jeden dzień spokoju.
Nawet jeśli obecny właśnie stał się jednym z najlepszych, jakie mógł mieć w tym tygodniu za sprawą wproszenia się do Shane'a. Krótkie spotkanie w supermarkecie wystarczyło, by nieznacznie zepsuć mu humor. Niezależnie od tego jak bardzo starał się wypchnąć je z umysłu, natrętne myśli wracały raz po raz. Westchnął ciężko i potarł dłonią kark, idąc znajomą już dla siebie trasą, mimo że był tu przecież tylko raz.
Odpuść, Jace. Skup się na czymś innym. Idziesz do Shane'a i masz zrobić pokaz umiejętności. Myśl o gotowaniu.
No właśnie. W końcu obiecał, że zrobi mu obiad, kupił wszystko, czego potrzebował, uwzględniając przy tym prośby ciemnowłosego. Ba, kupił im nawet popcorn i chrupki do filmu. Tylko raz po drodze, będąc już pod jego budynkiem, odebrał telefon, by poinformować rodziców, że dotarł na miejsce, żyje i jak najbardziej nic mu nie jest. Ostatnie ataki zdecydowanie zaszczepiły w nich dość sporą panikę, której kompletnie się nie dziwił. Sam z tego wszystkiego na nowo zaczął wcześniej wstawać, by osobiście odprowadzać rodzeństwo do szkoły i dużo bardziej przykładał się do treningów z Kianą.
Stanął w końcu przed drzwiami, akurat kończąc połączenie i zadzwonił dzwonkiem, przekładając zakupy do lewej ręki. Dopiero teraz w pełni dotarło do niego, gdzie się znalazł. Nic dziwnego, że jego brzuch wypełniło to samo przyjemne uczucie co zawsze, gdy przestąpił ze zniecierpliwieniem z jednej nogi na drugą, czekając, aż otworzy mu drzwi.
No i zafundował sobie dzisiaj gościa w swoim mieszkaniu.
Krytycznym wzrokiem objął salon, zastanawiając się, czy jego stan nie był nieco zbyt nieodpowiedni do przyjmowania kogokolwiek. Musiał przyznać, że w ostatnim czasie po pracy był na tyle wymęczony, że nie miał ochoty na bardziej dokładniejsze sprzątanie. O ile zdołał zbierać swoje ubrania, o tyle miał wrażenie, że zaniedbał kwestie ze ścieraniem czy odkurzaniem.
Chociaż dzwonek do drzwi spowodował, że przestał się nad tym dłużej zastanawiać i podszedł, by mu otworzyć. Tak też przybyły zastał Shane'a w luźno spiętych włosach, szarawej koszulce o rozmiar za dużej, spodniach dresowych o ciemniejszym odcieniu niebieskiego i czarnych skarpetkach.
- Hejo, Jace - przywitał blondyna z delikatnie wymalowanym uśmiechem na twarzy, zarazem przesuwając się na bok, by go wpuścić do siebie i zamknąć zaraz potem drzwi za sobą. - O rany, sporo tego kupiłeś - oszacował spojrzeniem niesione przez niego zakupy, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. - Ile mam ci oddać? - nie myślał nawet, by wykorzystywać go do zrobienia zakupów za darmo.
Cofnął się o dwa kroki, przykładając dłoń do podbródka, wyraźnie zastanawiając się nad czymś.
- Czy teraz powinienem ci zaproponować przytulenie na przywitanie? - spytał.
Krytycznym wzrokiem objął salon, zastanawiając się, czy jego stan nie był nieco zbyt nieodpowiedni do przyjmowania kogokolwiek. Musiał przyznać, że w ostatnim czasie po pracy był na tyle wymęczony, że nie miał ochoty na bardziej dokładniejsze sprzątanie. O ile zdołał zbierać swoje ubrania, o tyle miał wrażenie, że zaniedbał kwestie ze ścieraniem czy odkurzaniem.
Chociaż dzwonek do drzwi spowodował, że przestał się nad tym dłużej zastanawiać i podszedł, by mu otworzyć. Tak też przybyły zastał Shane'a w luźno spiętych włosach, szarawej koszulce o rozmiar za dużej, spodniach dresowych o ciemniejszym odcieniu niebieskiego i czarnych skarpetkach.
- Hejo, Jace - przywitał blondyna z delikatnie wymalowanym uśmiechem na twarzy, zarazem przesuwając się na bok, by go wpuścić do siebie i zamknąć zaraz potem drzwi za sobą. - O rany, sporo tego kupiłeś - oszacował spojrzeniem niesione przez niego zakupy, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. - Ile mam ci oddać? - nie myślał nawet, by wykorzystywać go do zrobienia zakupów za darmo.
Cofnął się o dwa kroki, przykładając dłoń do podbródka, wyraźnie zastanawiając się nad czymś.
- Czy teraz powinienem ci zaproponować przytulenie na przywitanie? - spytał.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Nie Kwi 17, 2022 11:56 pm
Nie Kwi 17, 2022 11:56 pm
Wystarczyło jedno spojrzenie na stojącą przed nim postać, by wszelkie poprzednie troski momentalnie zniknęły z jego umysłu. Przesunął po nim powoli wzrokiem, zaraz się uśmiechając.
— Chyba we mnie nie wątpiłeś? Dobry obiad wymaga dobrych składników. Poza tym robię to codziennie, więc doskonale wiem gdzie czego szukać — powiedział wyraźnie zadowolony z siebie.
"Ile mam ci oddać?"
— Hm... — zastanawiał się przez chwilę, zaraz unosząc kącik ust z wyraźnym rozbawieniem, gdy usłyszał jego słowa o przytuleniu. Poważnie?
Odstawił zakupy z boku. Jeden jego krok wystarczył, by pokonać dwa kroki Shane'a. Położył dłonie na jego twarzy i z miejsca go pocałował, przesuwając w międzyczasie jedną z rąk na jego talię, przyciskając go mocniej do siebie. Nie zamierzał go tak szybko wypuszczać. W końcu miał sprawić, że i jego dotyk będzie mu sprawiał przyjemność, czyż nie?
Odsunął się nieznacznie w tył, muskając jeszcze wargami kącik jego ust, nim uśmiechnął się wesoło, przesuwając palcami po jego policzku.
— Obawiam się, że jesteśmy na etapie, gdzie zwykłe przytulanie się, nie do końca już mnie satysfakcjonuje, Shane — odwrócił się, ściągając kurtkę i buty, zaraz podnosząc znowu zakupy, by ruszyć w stronę kuchni — wziąłem już swoją zapłatę, a jeśli nadal zamierzasz się upierać, to następnym razem po prostu przygotuję ci listę i sam zrobisz zakupy. Potrzebuję deskę do krojenia, dwie miski, duży nóż, średniej wielkości garnek i małą patelnię. Rany, gotowanie u kogoś zawsze nadaje jakiejś takiej innej atmosfery.
Roześmiał się wesoło, wyciągając wszystko to, czego potrzebował na blat. Najwyraźniej zrobienie jedzenia było w tym momencie jego priorytetem.
— Powinienem zapytać wcześniej, bo chyba tego nie robiłem. Jesteś na coś uczulony? — zapytał, podwijając do łokci rękawy szarej bluzy, świetnie zgrywającej się z czarnymi spodniami w całej swojej prostocie.
Nie spodziewał się aż takiej ukazanej śmiałości, gdy w ramach "przytulenia", zdecydował się go pocałować. Czuł, jak go obejmował przy tym. Musiał przyznać, że dość mocno go rozbawiło go, chociaż Jace ujrzał ino lekki uśmiech na jego twarzy po tym akcie.
- Oja. Czyli, że tak odbierasz naszą relację? - zachichotał finalnie, przykładając dwa palce do ust. - Będziesz musiał wziąć odpowiedzialność za skradnięcie mi pocałunku.
Nie był zdenerwowany na niego. Ba, nie odczuwał żadnych negatywnych emocji, bardziej ciesząc się, że był o wiele spokojniejszy niż podczas ich niedawnej rozmowy. Wyglądało mu na to, że dzięki temu wyjaśnili sobie wystarczająco sporo, by nie musieć martwieć się o niecodzienne niedomówienia.
Przeszedł z nim do kuchni, pozwalając i pomagając mu uzyskać niezbędny sprzęt do pracy, nim usiadł sobie tak, by znaleźć się blisko niego i zarazem na przeciw. Podparł dłońmi podbródek, wpatrując się w niego z widocznym zainteresowaniem.
- Nie powiedziałbym, że to uczulenie, ale nie mogę jeść czerwonego mięsa - odpowiedział mu. - Oprócz tego masz wolną rękę.
Przechylił głowę na jedną stronę.
- Więc, Jace? Odpowiedz mi, co widzisz we mnie, że aż zakochałeś się we mnie - powiedział bezpośrednio, splatając ze sobą nogi i oczekując na jego odpowiedź. Chyba nie sądził, że mu to odpuści?
- Oja. Czyli, że tak odbierasz naszą relację? - zachichotał finalnie, przykładając dwa palce do ust. - Będziesz musiał wziąć odpowiedzialność za skradnięcie mi pocałunku.
Nie był zdenerwowany na niego. Ba, nie odczuwał żadnych negatywnych emocji, bardziej ciesząc się, że był o wiele spokojniejszy niż podczas ich niedawnej rozmowy. Wyglądało mu na to, że dzięki temu wyjaśnili sobie wystarczająco sporo, by nie musieć martwieć się o niecodzienne niedomówienia.
Przeszedł z nim do kuchni, pozwalając i pomagając mu uzyskać niezbędny sprzęt do pracy, nim usiadł sobie tak, by znaleźć się blisko niego i zarazem na przeciw. Podparł dłońmi podbródek, wpatrując się w niego z widocznym zainteresowaniem.
- Nie powiedziałbym, że to uczulenie, ale nie mogę jeść czerwonego mięsa - odpowiedział mu. - Oprócz tego masz wolną rękę.
Przechylił głowę na jedną stronę.
- Więc, Jace? Odpowiedz mi, co widzisz we mnie, że aż zakochałeś się we mnie - powiedział bezpośrednio, splatając ze sobą nogi i oczekując na jego odpowiedź. Chyba nie sądził, że mu to odpuści?
Uśmiechnął się w odpowiedzi wyraźnie rozbawiony.
— Sam powiedziałeś, że jeśli nic nie zrobię, z tym że nie pociągam cię fizycznie, to dalej tak pozostanie. A skoro cię to nie odrzuca — w końcu mnie nie odepchnąłeś — to zwyczajnie to zapamiętasz i z czasem sam będziesz chciał to powtórzyć. Przynajmniej taki jest plan, poza tym — nie mógl się powstrzymać przed roześmianiem, nawet jeżeli jego słowa miały w sobie sporo prawdy. Przesunął dłonią po jego twarzy, zatrzymując wzrok na złotych oczach — powiedzmy, że to wersja testowa.
Jonathan był przyzwyczajony do obecności innych podczas gotowania. Co prawda nieustannie krzyczał na swoje rodzeństwo, by zmiatali z kuchni, jak robi obiad, ale ta banda zdecydowanie nie potrafiła siedzieć na tyłku tak spokojnie jak Shane.
— Świetnie. Uznałem, że kurczak jest neutralny, więc wygląda na to, że udało mi się trafić. Pomidory, mozzarelle i parmezan lubisz? Awaryjnie mam przygotowaną wersję w sosie miodowo-sojowym z sezamem — dał mu prawo wyboru, zaraz wzdrygając się, gdy zadał mu swoje pytanie. Przeniósł na niego zaskoczony wzrok, przechylając głowę w bok.
— Tak bardzo chcesz wiedzieć, czy z jakiegoś powodu nadal nie jesteś w stanie tego zrozumieć? — zapytał, myjąc pierś z kurczaka pod wodą, nim zabrał się za jej krojenie, odcinając wszystkie najmniejsze kawałki tłuszczu, pozostawiając wyłącznie czyste mięso — Nadal nie jestem w stanie zrozumieć, jak ktoś twoim zdaniem miałby się w tobie nie zakochać. Pewnie gdyby nie moje wrodzone szczęście, już dawno byłbyś po ślubie i miał piątkę dzieci.
Zatrzymał się na chwilę, gdy na jego twarzy przez ułamek sekundy odbił się dyskomfort. Jakby nie patrzeć, gdyby poznał go jeszcze później, może rzeczywiście tak by się to skończyło. W końcu Shane do tej pory był tylko z dziewczynami.
— Jesz jakieś sałatki? — zmienił nagle temat, przekładając mięso do miski, by przygotować oddzielnie marynatę zgodnie z jego poprzednim wyborem.
No jaki z niego pewny siebie się chłopiec zrobił - zachichotał w myślach, gdy usłyszał o wersji testowej. Tak bardzo nawiązywał do jego słów, że aż było mu żal nie ciągnąć tego dalej.
- Będę musiał zgłosić się na jeszcze kilka takich próbek, skoro tak - odparł na je słowa. - By dla pewności dobrze się z nimi zapoznać.
Jedzenie, jedzenie...
- Jest w porządku? Raczej nie mam niczego, co bym wybitnie nie lubił - przyznał. - Zasadniczo, oddaję się w twoje ręce. Możesz nawet naszykować własne ulubione danie.
Jedzenie jednak nie wystarczy, bym mu dał od tak spokój.
- Oba - odparł bez wahania. - I nie wykręcaj się. Sam powiedziałeś, że mi odpowiesz na tą kwestię - wypomniał mu bezceremonialnie, zaraz potem wydając z siebie prychnięcie. - Bo nie rozumiem. I nie przejmuj się, ja i żona to nieistniejące równanie. Mi już została przepowiedziana przyszłość z ewentualnym kotem - słowa, jakie wypowiedział, przyszły mu z całkowitą lekkością. - Wątpię, że to kwestia szczęścia, co moich własnych wyborów - nie przejmował się takim losem dla siebie. Posiadanie kociaka byłoby przyjemne, ale wiedział, że w pakiecie otrzymałby przyjaciela nad głową, który by mu ciągle wypominał brak randek.
Czyli nic nie zmieniłoby się od tego, co jest obecnie.
- Dowolnie, Jace. Zjem wszystko, co naszykujesz - zapewnił go, posyłając mu czarujący uśmiech. - Więc możesz spokojnie wracać do poprzedniego tematu. Nie interesują mnie inni, chcę wiedzieć, co u ciebie sprawiło to wszystko - przewrócił oczami. - W końcu coś musiało zaważyć między zauroczeniem, a zakochaniem - postukał palcem o blat. - Lubię Cię Jace. I to bardziej niż sądziłbym - nawet jeśli sam nie zdawał sobie dość długo z własnych uczuć.
- Będę musiał zgłosić się na jeszcze kilka takich próbek, skoro tak - odparł na je słowa. - By dla pewności dobrze się z nimi zapoznać.
Jedzenie, jedzenie...
- Jest w porządku? Raczej nie mam niczego, co bym wybitnie nie lubił - przyznał. - Zasadniczo, oddaję się w twoje ręce. Możesz nawet naszykować własne ulubione danie.
Jedzenie jednak nie wystarczy, bym mu dał od tak spokój.
- Oba - odparł bez wahania. - I nie wykręcaj się. Sam powiedziałeś, że mi odpowiesz na tą kwestię - wypomniał mu bezceremonialnie, zaraz potem wydając z siebie prychnięcie. - Bo nie rozumiem. I nie przejmuj się, ja i żona to nieistniejące równanie. Mi już została przepowiedziana przyszłość z ewentualnym kotem - słowa, jakie wypowiedział, przyszły mu z całkowitą lekkością. - Wątpię, że to kwestia szczęścia, co moich własnych wyborów - nie przejmował się takim losem dla siebie. Posiadanie kociaka byłoby przyjemne, ale wiedział, że w pakiecie otrzymałby przyjaciela nad głową, który by mu ciągle wypominał brak randek.
Czyli nic nie zmieniłoby się od tego, co jest obecnie.
- Dowolnie, Jace. Zjem wszystko, co naszykujesz - zapewnił go, posyłając mu czarujący uśmiech. - Więc możesz spokojnie wracać do poprzedniego tematu. Nie interesują mnie inni, chcę wiedzieć, co u ciebie sprawiło to wszystko - przewrócił oczami. - W końcu coś musiało zaważyć między zauroczeniem, a zakochaniem - postukał palcem o blat. - Lubię Cię Jace. I to bardziej niż sądziłbym - nawet jeśli sam nie zdawał sobie dość długo z własnych uczuć.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach