▲▼
Przewrócił oczami na temat zwolnienia lekarskiego. Brzmiało to dość kusząco, ale wiedział, że przystanie na to byłoby mocno nieodpowiednie, gdy tego nie potrzebował pilnie. O ile nie poczuje się o wiele gorzej przez zajechanie w postaci różnych obowiązków.
- Dobrze, dobrze. Będę grzecznym pacjentem i będę uważać na siebie w przyszłości - nawet jeśli nie miał pewności, co ona zasadniczo sobą przyniesie. I równie dobrze mógł być w jednym kawałku, co zostać ciężko ranny przy kolejnym starciu. - Coś na to wymyślę - nawet jeśli nie wiedział co. Ale to już nie była kwestia do zastanawiania się obecnie, mógł na to poświęcić więcej czasu, gdy to rzeczywiście by wymagało.
Rozluźnił lekko ramiona, widząc, jak blondyn powrócił do normalnego nastroju. Zdecydowanie brakuje mu merdającego ogona teraz. Mimo to, nie mógł się nie rozczulić na ów widok.
- Może niedawno dołączył - nie miał pojęcia na kogo wtedy natrafił. - Pewnie znajdzie się takich osób parę. Albo mniej znanych przez inny typ akcji. Pewnie sam jestem jednym z takich randomów - zachichotał z rozbawieniem. - Nie każdy może być popularny.
Jego zaczerwienienie odebrał jako punkt dla siebie w tej cichej batalii. Przynajmniej do momentu, gdy zmusił go do cofnięcia się tak, że czuł za plecami blat kuchenny. Tym razem na jego twarzy wypisało się delikatnie widoczne zmieszanie. Jonathan był o niego wystarczająco wyższy, by w pewnych sytuacjach dawało to po sobie znać. Jak teraz, gdy swoimi dłońmi odciął mu drogę ucieczki. Otworzył nieco usta, by zaraz potem uśmiechnąć się z lekka.
- Więc, co proponujesz? - spytał się, by zaraz potem poczuć jego ciepłe dłonie na swojej twarzy i dać się wciągnąć w pocałunek. Wraz z jego pogłębieniem, mimowolnie poruszył nogami, gdy dłoń powędrowała do jego ud. Lekko zacisnął je, jedną ręką podpierając się o blat, gdy drugą przeniósł za głowę Jace'a, wplatając delikatnie w jego włosy.
Kuchnia też nie jest zła.
Odsunął się dopiero w momencie odczucia lekkiego zawrotu głowy.
- Salon. Wygodniejszy - powiedział ze śmiechem. - Jak ocena? Czy może... potrzebujesz powtórki dla pewności? - tym razem przysunął się, by pocałować go w kąt ust. - Może powinienem się pokazać z nieco lepszej strony?
- Dobrze, dobrze. Będę grzecznym pacjentem i będę uważać na siebie w przyszłości - nawet jeśli nie miał pewności, co ona zasadniczo sobą przyniesie. I równie dobrze mógł być w jednym kawałku, co zostać ciężko ranny przy kolejnym starciu. - Coś na to wymyślę - nawet jeśli nie wiedział co. Ale to już nie była kwestia do zastanawiania się obecnie, mógł na to poświęcić więcej czasu, gdy to rzeczywiście by wymagało.
Rozluźnił lekko ramiona, widząc, jak blondyn powrócił do normalnego nastroju. Zdecydowanie brakuje mu merdającego ogona teraz. Mimo to, nie mógł się nie rozczulić na ów widok.
- Może niedawno dołączył - nie miał pojęcia na kogo wtedy natrafił. - Pewnie znajdzie się takich osób parę. Albo mniej znanych przez inny typ akcji. Pewnie sam jestem jednym z takich randomów - zachichotał z rozbawieniem. - Nie każdy może być popularny.
Jego zaczerwienienie odebrał jako punkt dla siebie w tej cichej batalii. Przynajmniej do momentu, gdy zmusił go do cofnięcia się tak, że czuł za plecami blat kuchenny. Tym razem na jego twarzy wypisało się delikatnie widoczne zmieszanie. Jonathan był o niego wystarczająco wyższy, by w pewnych sytuacjach dawało to po sobie znać. Jak teraz, gdy swoimi dłońmi odciął mu drogę ucieczki. Otworzył nieco usta, by zaraz potem uśmiechnąć się z lekka.
- Więc, co proponujesz? - spytał się, by zaraz potem poczuć jego ciepłe dłonie na swojej twarzy i dać się wciągnąć w pocałunek. Wraz z jego pogłębieniem, mimowolnie poruszył nogami, gdy dłoń powędrowała do jego ud. Lekko zacisnął je, jedną ręką podpierając się o blat, gdy drugą przeniósł za głowę Jace'a, wplatając delikatnie w jego włosy.
Kuchnia też nie jest zła.
Odsunął się dopiero w momencie odczucia lekkiego zawrotu głowy.
- Salon. Wygodniejszy - powiedział ze śmiechem. - Jak ocena? Czy może... potrzebujesz powtórki dla pewności? - tym razem przysunął się, by pocałować go w kąt ust. - Może powinienem się pokazać z nieco lepszej strony?
— W razie czego po prostu do mnie dzwoń. Jeśli nie będzie mnie akurat obok, to postaram się przynajmniej pokierować cię przez telefon. Czy to w przypadku twoich obrażeń, czy cudzych. Nie jestem w końcu aż tak naiwny, by sądzić, że uda ci się uniknąć wszystkiego — położył dłoń na jego włosach, przesuwając po nich powoli palcami. W końcu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, gdzie mieszkali. I tak jak wcześniej miał nadzieję, że Shane należy do osób, które na widok Niepoczytalnych po prostu się nie mieszają, tak od kiedy dowiedział się, że jest Lisem... cóż. Potrafił dodać dwa do dwóch.
"Może niedawno dołączył."
— Um... może... chociaż biorąc pod uwagę, jak bardzo kryjecie się z tożsamością, nic dziwnego, że tylko kilku z was zna publika. I no nie wiem, pewnie tak naprawdę jesteś super popularny, a ja po prostu o tym nie wiem. Zresztą może to i lepiej, potem byłbym zazdrosny, przeglądając memy od fanów — burknął, wyraźnie naburmuszony. Jakby nie patrzeć, Jace naprawdę łatwo poddawał się emocjom. Pierścionek stanowił obronę przed większością, ale na pewno nie wszystkimi. No i masa osób, pewnie nawet w pierwszym odruchu go nie zauważy! No ale nie był w stanie przecież całkowicie ukryć go przed światem. I nawet nie chciał tego robić.
Cóż, najważniejsze, że koniec końców i tak był z nim, a nie z nimi.
"Więc, co proponujesz?"
Nijak nie odpowiedział na jego pytanie. Dopiero gdy Shane się odsunął, zawiesił na nim wzrok, przesuwając rękę wyżej na jego biodro.
— Nie zdążyłem jeszcze niczego sprawdzić — odpowiedział, śmiejąc się cicho, gdy Shane pocałował go w kącik ust. Może i salon rzeczywiście był wygodniejszą opcją.
— Lepszej strony? Teraz mnie zaciekawiłeś — wycofał się niechętnie w tył, zabierając z niego ręce. Nie chciał jednak przesadzać, zwłaszcza że i tak mieli przed sobą całe trzy dni. Złączył więc grzecznie dłonie za plecami i stał tak w miejscu, wpatrując się w niego z uśmiechem.
— Właśnie, mówiłeś, że byłeś ze Słowikiem. Co robiliście? Patrol? Jeśli to nie jakaś lisia tajemnica. Wtedy nie musisz mówić — poprawił się na wszelki wypadek, czekając grzecznie, aż pokieruje go, co ma dalej robić.
- Dobrze, dobrze - westchnął. - Postaram się mieć to na uwadze - nawet jeśli było mu dziwnie dzwonić do Jace'a z każdym obrażeniem. Może to kwestia przyzwyczajenia do radzenia sobie samemu, ale przerzucenie się na inny typ podejścia do sytuacji powodował, że musiał przyznać, iż czuł się w niektórych momentach zawstydzony na myśl o tym.
- O? - nachylił się w jego stronę z rozbawieniem, widząc jego naburmuszenie. - Pośmialibyśmy się razem z tego. I to całkiem urocze, że byłbyś o mnie zazdrosny. Muszę się postarać, by utkwić ci w głowie, że nie masz o co - skoro byli teraz razem, nie widział sensu, by był zazdrosny. Chociaż trochę mnie to cieszy - pomyślał zaraz potem. W dziwny dla siebie sposób poczuł się dla niego ważniejszy i bardziej potrzebny. - I wątpię. Do mnie nie latają po autograf - zachichotał cicho. - Ale to lepiej - brak popularności pomagał w możliwości swobodnego działania, ale również i oszczędzał mu nieprzyjemności spowodowanymi osobami, którym marzyłoby się poznawać go lepiej lub spróbować też odkryć jego tożsamość.
- Oh. Czyli powinienem powtórzyć? - przyłożył dłoń do brody, wyraźnie zastanawiając się nad ową opcją i faktem, co powinien zrobić w takim wypadku.
- Hola, rozluźnij się, zanim i mnie sięgnie zmieszanie - powiedział, klepiąc go w ramię. - Ale nie będę cię pospieszać. Mamy sporo czasu dla siebie - i mogli już spokojniej podejść do tematyki w postaci spędzania razem czasu. W wybranym przez siebie stylu.
- Przyjacielska przechadzka w postaci przeciągnięcia mnie w wielu miejscach - odparł na jego słowa. - I częściowo przerodziło się to w patrol - podszedł do niego i wyciągnął jego dłoń schowaną za plecami. - Gdzie się kryjesz? - żachnął, pociągając go w stronę salonu. - Tak w ogóle dostaliśmy zaproszenie do restauracji na jutro. Zainteresowany? - usiadł na kanapie, poklepując miejsce obok, by zachęcić go do tego samego.
- O? - nachylił się w jego stronę z rozbawieniem, widząc jego naburmuszenie. - Pośmialibyśmy się razem z tego. I to całkiem urocze, że byłbyś o mnie zazdrosny. Muszę się postarać, by utkwić ci w głowie, że nie masz o co - skoro byli teraz razem, nie widział sensu, by był zazdrosny. Chociaż trochę mnie to cieszy - pomyślał zaraz potem. W dziwny dla siebie sposób poczuł się dla niego ważniejszy i bardziej potrzebny. - I wątpię. Do mnie nie latają po autograf - zachichotał cicho. - Ale to lepiej - brak popularności pomagał w możliwości swobodnego działania, ale również i oszczędzał mu nieprzyjemności spowodowanymi osobami, którym marzyłoby się poznawać go lepiej lub spróbować też odkryć jego tożsamość.
- Oh. Czyli powinienem powtórzyć? - przyłożył dłoń do brody, wyraźnie zastanawiając się nad ową opcją i faktem, co powinien zrobić w takim wypadku.
- Hola, rozluźnij się, zanim i mnie sięgnie zmieszanie - powiedział, klepiąc go w ramię. - Ale nie będę cię pospieszać. Mamy sporo czasu dla siebie - i mogli już spokojniej podejść do tematyki w postaci spędzania razem czasu. W wybranym przez siebie stylu.
- Przyjacielska przechadzka w postaci przeciągnięcia mnie w wielu miejscach - odparł na jego słowa. - I częściowo przerodziło się to w patrol - podszedł do niego i wyciągnął jego dłoń schowaną za plecami. - Gdzie się kryjesz? - żachnął, pociągając go w stronę salonu. - Tak w ogóle dostaliśmy zaproszenie do restauracji na jutro. Zainteresowany? - usiadł na kanapie, poklepując miejsce obok, by zachęcić go do tego samego.
"Postaram się mieć to na uwadze."
Mruczał coś przez chwilę niewyraźnie pod nosem, najwyraźniej nie do końca zadowolony z jego odpowiedzi. Mimo że nie była ona całkowitym odrzuceniem jego pomysłu.
— Jak wyrobisz w sobie nawyk, to ja będę spokojniejszy i uwzględniony w podobnych sytuacjach, a ty nauczysz się lepiej pierwszej pomocy. Obaj na tym korzystamy. No i to nie tak, że będę do ciebie przecież biec przez pół miasta jak cię zadrapią... ale dam ci środek dezynfekujący. Noś go ze sobą, okej? Jest mały, ale warto nim przemyć ugryzienia czy zadrapania, bo naprawdę nie wiesz, w czym trzymali wcześniej ręce — i na pewno nie było to nic czystego.
Nie był pewien czy powinien się cieszyć z jego reakcji na zazdrość. Nie uważał, by była ona czymś uroczym. I naprawdę potrafiła utrudniać mu życie, ułatwiając skupienie się na tym co robił. Z drugiej strony lepsze to, niż gdyby miał go uważać za uciążliwego. W końcu nie raz słyszał o związkach, które rozpadały się właśnie przez tego typu problemy.
Gdy usłyszał jednak, że nie ma o co być zazdrosnym, nieco się rozluźnił, podnosząc na niego wzrok.
— Och, ja chętnie przyjmę twój autograf do kolekcji. Muszę jeszcze zdobyć autograf od... — nagle zamarł. Jego mózg z wybitnym opóźnieniem połączył wątki — ... czekaj.
Wyciągnął telefon, przeglądając ich wiadomości na messengerze. Nie, niemożliwe. Naprawdę był aż tak tępy, by przeoczyć to wcześniej? Tak bardzo zafiksował się na tym co robił, że mimowolnie zignorował słowa Shane'a o powtórce. W końcu jego wzrok stanął na konkretnej wiadomości. Patrzył na ekran i na niego, biorąc głęboki wdech.
— Czy twój przyjaciel Słowik jest tym Słowikiem, którym myślę, że jest i tak dotarło to do mnie właśnie teraz, że to może być on, o mój boże, Shane zdobędziesz mi autograf? — wyrzucił z siebie wszystko na jednym wydechu, wyraźnie tracąc opanowanie. Ciekawe czy byłby w stanie wziąć też jeden od Nebit... nie, nie mógł go tak wykorzystywać. Ale skoro znał się już ze Słowikiem... chyba nie przesadzał? O rany. Czemu on tak późno wszystko łączył.
"Hola, rozluźnij się, zanim i mnie sięgnie zmieszanie."
Mina Jace'a zmieniła się w bliżej nieokreśloną, gdy wpatrywał się w niego, poruszając nieznacznie na boki.
— Uwierz mi, lepiej nie — on naprawdę przeżywał wszystko na tyle gwałtownie, by puszczenie go bez samokontroli było... złym pomysłem. Mimo to pozwolił się pociągnąć, śmiejąc przy tym cicho, nim znaleźli się w salonie.
— Restauracji? Twoich znajomych? — zapytał, siadając obok niego, przesuwając rękę na wewnętrzną część jego uda, raz po raz kreśląc po nim kółka palcami — Czemu nie? I tak nie mieliśmy jakichś konkretnych planów. Więc? Oprócz napraw i patrolu robiłeś jeszcze coś ciekawego?
- Dobrze, dobrze. Będę grzecznie nosić to, co mi dasz, dbać o siebie i informować cię o moim stanie - niemalże obiecał, by nieco go udobruchać. - Ale chcę za to, byś dał się nauczyć nieco samoobrony - spoważniał wyraźnie. - Nie mówię o biciu czy walce z kimś, ale sposobu obezwładnienia kogoś i ogłuszenia. Nie zawsze zdołasz uciec przed kimś, a strzelam, że będziesz próbować też komuś pomóc - westchnął, podpierając się dłońmi o blat. Jakoś mu pasowało to do zachowania Jonathana, ale nie wiedział, czy powinien popierać to. - Proszę. Byłbym przynajmniej trochę spokojniejszy - ze świadomością, że Jace miałby więcej opcji niż próba podjęcia desperackich ruchów.
Zamrugał za to oczami, widząc jego reakcje. Nie rozumiał o co mu chodziło kompletnie, aż do uzyskania bardzo chaotycznego wyjaśnienia. Oh. Tak naprawdę, Kassir nie myślał o tym w ten sposób. Znał się z przyjacielem na tyle długo, że przywykł go do nazywania w taki sposób już całkowicie. To chyba jest ta cała popularność.
- Będziesz mógł go sam zapytać o to - odparł ostrożnie. - Chyba spotkanie z idolem jest... lepszym wyjściem? - trochę dziwnie było mu patrzeć na kumpla w postaci jakiegoś celebryty. Za to westchnął cicho, czując się na ten moment zepchnięty w dalszy plan. Zaraz potem jednak uśmiechnął się w jego stronę, negując własne odczucia w tym momencie.
Zdecydowanie jest uroczy.
- Oh. Um... rozumiem, nie chcesz - odparł Shane z lekko zmieszanym wyrazem twarzy. - Krępujesz się nadal przy mnie... - nie rozumiał, dlaczego Jace mu odmawiał, nie mogąc dostrzec tego samego co i on. Opanował dość szybko wyraz twarzy, ale świadomość, że blondyn nie chciał się rozluźnić w jego towarzystwie powodował dziwne uczucie echa mroku nad nim. No tak, jesteśmy od niedawna razem. Nawet jeśli znamy się dłużej... - westchnął w duchu, postanawiając jednak nie naciskać. - Ale nie wiesz jak zareaguję, póki sam nie spróbujesz - mruknął jeszcze. Chciał, by wyrażał siebie bardziej, jak i swoje zdanie, ale naciskanie na niego mogło go ino bardziej zamknąć. Przynajmniej doszedł do takiego wniosku obecnie.
- Hm... Powiedzmy - położył palec na ustach. - Nie chcę, byś uznał, że coś ukrywam, ale chciałbym ci zrobić niespodziankę - przyznał ciemnowłosy. - Więc jutro, ok? - rozłożył się wygodniej na kanapie, ściągając zaraz potem włosy na jeden bok.
- Grałem - odparł z lekkim ożywieniem. - Ostatnio wbiłem kilka postaci w Genshinie. No i wyższą rangę w Valorancie... W sumie, chcesz coś teraz pograć? - spytał się momentalnie, patrząc na niego uważniej. - Możemy rozegrać jakiś horror kilkuosobowy - wyglądał na zadowolonego z propozycji. Na tyle, by osłodzić sobie niedawne odczucia, uznając też przy tym, że przynajmniej w taki sposób nie będzie go sobą krępować.
Zamrugał za to oczami, widząc jego reakcje. Nie rozumiał o co mu chodziło kompletnie, aż do uzyskania bardzo chaotycznego wyjaśnienia. Oh. Tak naprawdę, Kassir nie myślał o tym w ten sposób. Znał się z przyjacielem na tyle długo, że przywykł go do nazywania w taki sposób już całkowicie. To chyba jest ta cała popularność.
- Będziesz mógł go sam zapytać o to - odparł ostrożnie. - Chyba spotkanie z idolem jest... lepszym wyjściem? - trochę dziwnie było mu patrzeć na kumpla w postaci jakiegoś celebryty. Za to westchnął cicho, czując się na ten moment zepchnięty w dalszy plan. Zaraz potem jednak uśmiechnął się w jego stronę, negując własne odczucia w tym momencie.
Zdecydowanie jest uroczy.
- Oh. Um... rozumiem, nie chcesz - odparł Shane z lekko zmieszanym wyrazem twarzy. - Krępujesz się nadal przy mnie... - nie rozumiał, dlaczego Jace mu odmawiał, nie mogąc dostrzec tego samego co i on. Opanował dość szybko wyraz twarzy, ale świadomość, że blondyn nie chciał się rozluźnić w jego towarzystwie powodował dziwne uczucie echa mroku nad nim. No tak, jesteśmy od niedawna razem. Nawet jeśli znamy się dłużej... - westchnął w duchu, postanawiając jednak nie naciskać. - Ale nie wiesz jak zareaguję, póki sam nie spróbujesz - mruknął jeszcze. Chciał, by wyrażał siebie bardziej, jak i swoje zdanie, ale naciskanie na niego mogło go ino bardziej zamknąć. Przynajmniej doszedł do takiego wniosku obecnie.
- Hm... Powiedzmy - położył palec na ustach. - Nie chcę, byś uznał, że coś ukrywam, ale chciałbym ci zrobić niespodziankę - przyznał ciemnowłosy. - Więc jutro, ok? - rozłożył się wygodniej na kanapie, ściągając zaraz potem włosy na jeden bok.
- Grałem - odparł z lekkim ożywieniem. - Ostatnio wbiłem kilka postaci w Genshinie. No i wyższą rangę w Valorancie... W sumie, chcesz coś teraz pograć? - spytał się momentalnie, patrząc na niego uważniej. - Możemy rozegrać jakiś horror kilkuosobowy - wyglądał na zadowolonego z propozycji. Na tyle, by osłodzić sobie niedawne odczucia, uznając też przy tym, że przynajmniej w taki sposób nie będzie go sobą krępować.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Wto Lip 05, 2022 10:08 pm
Wto Lip 05, 2022 10:08 pm
Nie był w stanie powstrzymać dyskomfortu, który odczuwał, gdy tylko pojawiał się temat wymagający od niego agresji w jakimkolwiek stopniu. Wiedział, że wszyscy zawsze mówili to ze względu na jego dobro, ale i tak za każdym razem przygasał w dokładnie ten sam sposób.
— ... w porządku. Kiana uczyła mnie jakichś podstaw, więc może nie będę aż tak tragicznym przypadkiem — starał się wykrzesać z siebie jakikolwiek entuzjazm, choć sama wizja ogłuszania kogokolwiek wywoływała w nim mdłości. Cóż, mógł się jedynie modlić, że nie będzie musiał tego kiedykolwiek użyć.
— Och. Osobiście. Rany, tak, okej, um — będzie musiał się przygotować na to psychicznie. I odpowiednio się ubrać. Jak nic zapyta Shane'a pięć razy jak wygląda, by nie zrobić z siebie pośmiewiska.
Wpatrywał się uważnie jak Kassir zmieniał wyraz twarzy, zaraz wpadając w stan najwyższej paniki.
— Co? Nie, nie o to chodzi! Znaczy poniekąd o to, ale nie w takim sensie jak ci się wydaje, nie chodzi o krępowanie się, tylko o samokontrolę, okej? — schował się w swoich dłoniach, nie mogąc mu w tym momencie nawet spojrzeć w oczy. Buzujące hormony nijak niczego nie ułatwiały, zwłaszcza że Jace ewidentnie przechodził teraz opóźniony etap dojrzewania. Nie miał w końcu okazji go przeżyć w wieku trzynastu lat i okolic. Jasne, miał jakieś pojedyncze zauroczenia, ale trwały z reguły od kilku minut do jednego dnia i zdecydowanie nie były niczym poważnym. Ani nie wywoływały w nim tego typu potrzeb, które pojawiały się teraz.
— Przysięgam, że jeżeli będziesz mnie zachęcać i posunę się zdecydowanie za daleko to... s-sam w sumie nie wiem co. Po prostu nie chcę przesadzić. Bo przecież nigdzie nam się nie spieszy, prawda? — w końcu nie zamierzał się z nim rozstawać. Ani teraz, ani nigdy.
— Och, jasne. Nie mam nic przeciwko niespodziankom, lubię niespodzianki — nawet jeśli sprawiały, że tak jak teraz, zaczynał zdecydowanie zbyt mocno analizować, co takiego szykował dla niego Shane. Właściwie cokolwiek by to nie było, był pewien, że i tak mu się spodoba.
— Jasne! Ale w sumie to chętnie bym zobaczył twoje postacie w Genshinie. Ostatnio próbowałem zbudować w końcu mojego Dainsleifa, ale strasznie nudno się dropi artefakty samemu. Nie chcesz potem porobić ze mną domainów? Wziąłem ze sobą laptopa. No i w Valoranta też możemy pograć, może podbiję ci rangę jeszcze mocniej — zażartował, szturchając go ramieniem. Tylko po to, by zawiesić na nim wzrok na dłużej.
Za każdym razem, gdy Shane robił cokolwiek z włosami, Jace umierał w środku. Nawet teraz znowu kompletnie przestał się skupiać, wpatrując po prostu w niego bezwiednie. Zabrał rękę z jego uda, przenosząc ją do góry, układając lekko na jego policzku.
— Ale to wszystko... możemy zrobić zaraz? — wymamrotał nieco nieprzytomnie, przechylając się w jego stronę. Nie potrafił się powstrzymać przed pocałowaniem go po raz kolejny. Dłoń zsunęła się, zaczepiając na jego karku i choć nijak na niego nie napierał, nie było wątpliwości, że nie chciał, by Kassir się od niego odsuwał. Przesunął nagle drugą rękę w dół, wsuwając ją pod jego koszulkę i przesuwając w tył, zadrapując lekko jego skórę. Zdecydowanie potrzebował teraz skupienia się na nim dużo bardziej niż grania w gry. Przynajmniej przez najbliższych kilka minut.
- Oh. Skoro Kiana cię uczyła, to raczej nie mam co podważać zdolności profesjonalisty - stwierdził Shane, przesuwając wzrokiem po podłożu. - Na pewno nie jesteś tragicznym przypadkiem - tylko, że miał pojęcia, co zrobić na jego spadek nastroju. Chciał, by nauczył się podstawy samoobrony, ale nie miął pojęcia, czy to sprawi, że rzeczywiście zdoła to wykorzystać w realnym zagrożeniu. Wpojenie mu to jako odruchowego działania prawdopodobnie mogłoby się skończyć dość źle dla samopoczucia Jace'a. Problem był też po stronie tego, że nie miał pojęcia, czyje bezpieczeństwo będzie nakładać priorytet jego chłopak, gdy pojawi się kwestia wyboru. I to go w tym wszystkim niepokoiło. Wystarczyła mu wymiana wiadomości, by zaczął się zastanawiać nad najlepszą opcją, której jednak nie potrafił odnaleźć.
Przynajmniej znalazł dodatkowy powód, by zapoznać go ze Słowikiem.
Zamrugał oczami, patrząc na niego z dozą ostrożności.
- Samokontrola? - nie rozumiał, przed czym chciał powstrzymywać się Jace. Myśli Kassira nie krążyły wokół tego samego tematu, co i blondyna, dlatego też nie powiązał ze sobą faktów. Położył ostrożnie swoje dłonie na jego. Nie radzi sobie z nadmiarem emocji? Okres dojrzewania u Shane'a minął dość dawno, by nie przychodziło mu na myśl, że właśnie z tym oraz niesionymi przez to potrzebami zmagał się Jace.
- Prawda - przytaknął odnośnie niespieszenia się. - Ale już ci mówiłem na temat wyrażania siebie, prawda? - odsunął ostrożnie jego dłonie z twarzy, uśmiechając się łagodnie. - Zrobisz, jak będziesz uważał, że ci wygodniej - chociaż nie oznaczało to, że nagle Kassirowi uruchomiłby się tryb, który pozwoliłby na złagodzenie tego, co odczuwał blondyn. - Chociaż ciekawi mnie, co by znajdowało się pod hasłem "posunięcia się za daleko" - był złośliwy? Może odrobinkę, na tyle, by podroczyć się z nim. - Kiedyś się przekonam - w końcu mieli mieszkać razem.
Ale póki co - plany na teraz i kolejne dwa dni.
- Jasne - zgodził się Shane. - Myślałem, czy samemu nie podropić setu pod zwiększenie obrażeń krytycznych w zależności od posiadanego zdrowia... - zdradził mu swoje plany. - Więc możemy podzielić pół na pół czasu spędzonego w grze względem tych dwóch domainów? - zapytał, jednocześnie częściowo sugerując ewentualny plan działania dla tej dwójki. - Możemy, ale jak będziesz marudzić na moją celność, to poważnie podejdę do uciszenia cię - zaśmiał się cicho. - Chociaż dzięki tobie idzie mi o wiele lepiej niż wcześniej. Twoje wskazówki są cenne - uczył się grać pod jego okiem, samemu też starając się mu pomagać względem innych gier.
- Huh? - to jego wyobraźnia, czy nagle rozmówca stał się mniej obecny świadomościowo? I tak oto oddał się biegowi wydarzeń, pozwalając, by Jace przekierował ich plany na nieco inny tor zdarzeń. Jego bliskość była porażająca. Miękkość ust i jego ciepły oddech owinęły go na tyle, by poddał się jego działaniom, odwzajemniając pocałunek na swój delikatniejszy sposób. Przesunął swoje dłonie na jego plecy, przenosząc je na wysokość łopatek, gdzie zacisnął palce na jego koszulce. Niedługo potem zabrał jedną swoją rękę, by przenieść ją na przód jego ubrania górnego. Nie zamierzał mu pozwolić odejść obecnie, poddając się chwili w postaci niesionej przyjemności poprzez wymianę pieszczot.
- Chcesz przełożyć granie na dodatkowe kilka minut później? - spytał się szeptem, gdy przyszedł finalnie czas na złapanie oddechu. - Domainy nam nie uciekną - przysunął się bardziej w jego stronę, unosząc ciało na tyle, by zmusić go do przesunięcia się w tył. Nie odpychał go, za to bezczelnie usiadł na jego kolanach, przodem do twarzy, chichocząc niczym złośliwy chochlik. - Może powinienem po prostu sprawić, byś był pode mną - przynajmniej w takiej pozycji nieprędko by mu uciekł. - Chociaż w takiej pozycji będzie niełatwo grać - mimo swojego zachowania, był o wiele bardziej spokojniejszy niż można było założyć. Słowa jednak nie mogły wymazać lekko przyspieszonego oddechu wywołanego chwilę temu.
Przynajmniej znalazł dodatkowy powód, by zapoznać go ze Słowikiem.
Zamrugał oczami, patrząc na niego z dozą ostrożności.
- Samokontrola? - nie rozumiał, przed czym chciał powstrzymywać się Jace. Myśli Kassira nie krążyły wokół tego samego tematu, co i blondyna, dlatego też nie powiązał ze sobą faktów. Położył ostrożnie swoje dłonie na jego. Nie radzi sobie z nadmiarem emocji? Okres dojrzewania u Shane'a minął dość dawno, by nie przychodziło mu na myśl, że właśnie z tym oraz niesionymi przez to potrzebami zmagał się Jace.
- Prawda - przytaknął odnośnie niespieszenia się. - Ale już ci mówiłem na temat wyrażania siebie, prawda? - odsunął ostrożnie jego dłonie z twarzy, uśmiechając się łagodnie. - Zrobisz, jak będziesz uważał, że ci wygodniej - chociaż nie oznaczało to, że nagle Kassirowi uruchomiłby się tryb, który pozwoliłby na złagodzenie tego, co odczuwał blondyn. - Chociaż ciekawi mnie, co by znajdowało się pod hasłem "posunięcia się za daleko" - był złośliwy? Może odrobinkę, na tyle, by podroczyć się z nim. - Kiedyś się przekonam - w końcu mieli mieszkać razem.
Ale póki co - plany na teraz i kolejne dwa dni.
- Jasne - zgodził się Shane. - Myślałem, czy samemu nie podropić setu pod zwiększenie obrażeń krytycznych w zależności od posiadanego zdrowia... - zdradził mu swoje plany. - Więc możemy podzielić pół na pół czasu spędzonego w grze względem tych dwóch domainów? - zapytał, jednocześnie częściowo sugerując ewentualny plan działania dla tej dwójki. - Możemy, ale jak będziesz marudzić na moją celność, to poważnie podejdę do uciszenia cię - zaśmiał się cicho. - Chociaż dzięki tobie idzie mi o wiele lepiej niż wcześniej. Twoje wskazówki są cenne - uczył się grać pod jego okiem, samemu też starając się mu pomagać względem innych gier.
- Huh? - to jego wyobraźnia, czy nagle rozmówca stał się mniej obecny świadomościowo? I tak oto oddał się biegowi wydarzeń, pozwalając, by Jace przekierował ich plany na nieco inny tor zdarzeń. Jego bliskość była porażająca. Miękkość ust i jego ciepły oddech owinęły go na tyle, by poddał się jego działaniom, odwzajemniając pocałunek na swój delikatniejszy sposób. Przesunął swoje dłonie na jego plecy, przenosząc je na wysokość łopatek, gdzie zacisnął palce na jego koszulce. Niedługo potem zabrał jedną swoją rękę, by przenieść ją na przód jego ubrania górnego. Nie zamierzał mu pozwolić odejść obecnie, poddając się chwili w postaci niesionej przyjemności poprzez wymianę pieszczot.
- Chcesz przełożyć granie na dodatkowe kilka minut później? - spytał się szeptem, gdy przyszedł finalnie czas na złapanie oddechu. - Domainy nam nie uciekną - przysunął się bardziej w jego stronę, unosząc ciało na tyle, by zmusić go do przesunięcia się w tył. Nie odpychał go, za to bezczelnie usiadł na jego kolanach, przodem do twarzy, chichocząc niczym złośliwy chochlik. - Może powinienem po prostu sprawić, byś był pode mną - przynajmniej w takiej pozycji nieprędko by mu uciekł. - Chociaż w takiej pozycji będzie niełatwo grać - mimo swojego zachowania, był o wiele bardziej spokojniejszy niż można było założyć. Słowa jednak nie mogły wymazać lekko przyspieszonego oddechu wywołanego chwilę temu.
Nie odpowiedział w żaden sposób na słowa odnośnie Kiany. Zdecydowanie wolał sobie darować, biorąc pod uwagę fakt, że swoją szczerością mógłby albo ją urazić, albo ściągnąć na siebie kłopoty. Dyplomatyczne milczenie zdecydowanie było w tym przypadku najlepszą opcją, zwłaszcza że i tak nie miał żadnej opcji odmowy.
"Samokontrola?
— ... nieważne — zaczerwienił się jeszcze mocniej, uparcie myśląc o czymkolwiek innym, byle nie o tym co próbowało się wkraść do jego głowy. A jego dłonie średnio mu w tym momencie pomagały. Każdy najmniejszy dotyk wywoływał w nim coś, co bardzo ciężko było mu kontrolować. Niezależnie od tego jak niewinny by nie był.
"Ale już ci mówiłem na temat wyrażania siebie, prawda?"
Uwierz mi, tego zdecydowanie nie chcesz, żebym wyrażał.
Przynajmniej nie w tym momencie. Następne słowa o przekonywaniu się zresztą wcale mu mocniej nie pomogły, gdy poruszył się, powoli cofając o krok.
— Myślę, że będzie cię to bawić tak długo jak tego nie zrobię — odkaszlnął krótko w dość dobitny sposób, nie dając się już wciągnąć w dalsze dyskusje. Shane czasem naprawdę kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, na co się porywa. Skupił się więc na jego słowach odnośnie Genshina, kiwając kilkakrotnie głową.
— Jasne, jak chcesz to kupię ci resiny, żebyś mógł grać tyle, co ja. I pół na pół brzmi dobrze, po prostu najpierw wpadniemy do mojego świata, a potem do twojego — zaproponował, zaraz śmiejąc się, gdy powiedział o celności. Pokręcił na boki głową, gdy jego spojrzenie wyraźnie złagodniało.
— Czy ja kiedykolwiek marudziłem na twoją celność? Przecież zawsze dzielnie cię wspieram! I udzielam wskazówek, ale to nie krytyka — powiedział, unosząc kącik ust. I tak to właśnie jest, człowiek się stara, a potem słucha oskarżeń! Nie, żeby miał być na niego zły.
A już na pewno nie teraz. Fakt, że Shane wczepił się w jego koszulkę, tylko sprawił, że nie miał najmniejszego zamiaru przestawać. Sam cały czas utrzymywał go przy sobie, dopóki Kassir nie zaczął do niego mówić.
— Chcę — powiedział, nie wahając się nawet przez sekundę. Otworzył nieco szerzej oczy, widząc jak Shane przechodzi na jego kolana. Już wcześniej miał w głowie podobny widok, ale nie chciał na niego zbyt mocno naciskać. Nic dziwnego, że teraz, gdy miał okazję widzieć go w takim wydaniu, ułożył dłonie na jego biodrach, korzystając z możliwości.
— Wiesz, w obecnej chwili nieszczególnie czuję potrzebę grania — przyznał, przesuwając jedną z dłoni nieco wyżej, muskając palcami jego brzuch. Przechylił głowę w bok, całując go krótko w bok szyi — i jeśli to masz na myśli, poprzez sprawianie bym był pod tobą, to nie mam nic przeciwko.
Chociaż widok Shane'a pod sobą też zawsze przynosił mu mnóstwo satysfakcji. Przyciągnął go do siebie dłonią, którą wcześniej dotykał jego brzucha i pocałował, na nowo odbierając mu oddech.
— Więc, co teraz? — zapytał, unosząc kąciki ust w zaczepnym uśmiechu.
Wewnątrz siebie poczuł się nieswojo, gdy Jace odsunął się od niego o krok. Mimo tego, jedynie uniósł brew w odpowiedzi na jego odcięcie się od dyskusji, tym bardziej czując, że nie otrzymał informacji, jakie chciał uzyskać obecnie. Zacisnął mocniej zęby, by zaraz potem westchnąć cicho i w pewnym momencie zafundować mu dźgniecie pod żebrami.
- Nie trzeba. Ostatnio nabiłem lvl battle passa, więc wpadło mi dziesięć - odparł, odmawiając jego propozycji względem fundowania mu czegoś. - I pasuje mi taki układ. Masz już AR na tyle, byśmy mogli grać razem na moim świecie? Czy stosujesz item boostojący? - by zniwelować różnicę w kontowych poziomach. Zaraz potem westchnął cicho, słysząc kwestię innej gry.
- I to wcale nie ty mówiłeś, że nie umiem trafić oddalonego celu? - spytał się w odpowiedzi, szturchając go lekko w ramię. - I, że komuś wypadł zaszczyt pociągnięcia gry do góry? - nie mógł nie podroczyć się z nim, nawiązując do ich ostatnich meczy.
Pomijając fakt, że nie spodziewał się, że cokolwiek sprawi, że jego chęć na gry zostanie odroczona w czasie. Miast tego, wciągnął się w całkiem inny sposób spędzenia czasu razem, który poskutkował zmianą pozycji.
- W taki sposób jesteśmy bardziej na równi niż, że jesteś pode mną - odparł Shane, przewracając przy czym oczami. - Ale w sumie dla mnie spoko-, eeje, łaskoczesz - wymamrotał, czując jeszcze mrowienie po złożonym mu pocałunku na szyi. Czy powinien go wepchnąć pod siebie i w ten sposób zaznaczyć swoje zdanie? Nie był pewny do końca. Obecna pozycja nie była najgorsza względem zbliżenia. W dodatku został ponownie przysunięty do niego, by potem poczuć intensywny pocałunek na swoich ustach, w który się całkiem łatwo wciągnął.
- Albo zachowamy rozsądek i powstrzymamy się, albo bawimy się dalej - odparł Kassir, biorąc głębsze wdechy, by odzyskać utracony tlen wcześniej tuż po zakończeniu całowania. Nie spodziewał się, że wciągnie się aż tak bardzo w złączenie ich ust. Zaraz potem uśmiechnął się do niego lekko. - Cokolwiek nie będzie, spędzimy razem czas, prawda? - położył dłoń na jego policzku, przysuwając bliżej twarz. - Więc, co ty na to, byś grzecznie położył się, a ja będę wtedy całkowicie nad tobą? - zapytał z całkowicie niewinnym uśmiechem, na jaki było go obecnie stać. Ostrożnie wsunął dłoń pod jego koszulkę, muskając palcami jego lewy bok.
- Nie trzeba. Ostatnio nabiłem lvl battle passa, więc wpadło mi dziesięć - odparł, odmawiając jego propozycji względem fundowania mu czegoś. - I pasuje mi taki układ. Masz już AR na tyle, byśmy mogli grać razem na moim świecie? Czy stosujesz item boostojący? - by zniwelować różnicę w kontowych poziomach. Zaraz potem westchnął cicho, słysząc kwestię innej gry.
- I to wcale nie ty mówiłeś, że nie umiem trafić oddalonego celu? - spytał się w odpowiedzi, szturchając go lekko w ramię. - I, że komuś wypadł zaszczyt pociągnięcia gry do góry? - nie mógł nie podroczyć się z nim, nawiązując do ich ostatnich meczy.
Pomijając fakt, że nie spodziewał się, że cokolwiek sprawi, że jego chęć na gry zostanie odroczona w czasie. Miast tego, wciągnął się w całkiem inny sposób spędzenia czasu razem, który poskutkował zmianą pozycji.
- W taki sposób jesteśmy bardziej na równi niż, że jesteś pode mną - odparł Shane, przewracając przy czym oczami. - Ale w sumie dla mnie spoko-, eeje, łaskoczesz - wymamrotał, czując jeszcze mrowienie po złożonym mu pocałunku na szyi. Czy powinien go wepchnąć pod siebie i w ten sposób zaznaczyć swoje zdanie? Nie był pewny do końca. Obecna pozycja nie była najgorsza względem zbliżenia. W dodatku został ponownie przysunięty do niego, by potem poczuć intensywny pocałunek na swoich ustach, w który się całkiem łatwo wciągnął.
- Albo zachowamy rozsądek i powstrzymamy się, albo bawimy się dalej - odparł Kassir, biorąc głębsze wdechy, by odzyskać utracony tlen wcześniej tuż po zakończeniu całowania. Nie spodziewał się, że wciągnie się aż tak bardzo w złączenie ich ust. Zaraz potem uśmiechnął się do niego lekko. - Cokolwiek nie będzie, spędzimy razem czas, prawda? - położył dłoń na jego policzku, przysuwając bliżej twarz. - Więc, co ty na to, byś grzecznie położył się, a ja będę wtedy całkowicie nad tobą? - zapytał z całkowicie niewinnym uśmiechem, na jaki było go obecnie stać. Ostrożnie wsunął dłoń pod jego koszulkę, muskając palcami jego lewy bok.
— Okej — uśmiechnął się, łapiąc go za dłoń, choć nie uciekał jakoś szczególnie przed jego dźgnięciem. Wychowanie z trójką bestii zdążyło skutecznie uodpornić go na tego rodzaju zagrywki. Raczej.
— Mam — jakby nie patrzeć, miał obecnie dużo czasu na rękach. Godziny, które wcześniej wypełniała szkoła, obecnie mógł poświęcić na granie. Nawet jeśli wydłużył swoje zmiany w bibliotece i pracował obecnie od dwunastej, nadal wstawał o szóstej, co dawało mu mnóstwo czasu.
— Wypraszam sobie. Powiedziałem, że nie umiesz trafić oddalonego celu, bo utrzymujesz celnik na poziomie głowy przeciwnika, więc wraz z odrzutem kieruje się on wyżej, więc powinieneś go trzymać niżej — powiedział swoim specjalnym głosem trenera. W końcu to bardzo duża różnica!
— A drugie to po prostu szczera prawda, ciągnę je do góry za każdym razem, więc nie wiem, o co ci chodzi — wyszczerzył się wesoło, odpychając w zabawie jego rękę od swojego ramienia.
Roześmiał się, słysząc jego uwagę odnośnie bycia na równi.
— Czekaj, już się obniżam — zażartował, zsuwając się nieco w dół po kanapie, najwyraźniej świetnie się bawiąc. Nie, żeby zaraz potem znowu się nie wyprostował. Musiał w końcu mieć do niego odpowiedni dostęp. Uniósł nieznacznie kącik ust, słysząc jego uwagę odnośnie łaskotania, zaraz zostawiając po sobie drobny ślad nieco niżej.
Najchętniej zostawiłby ich całą masę. Na ten moment porzucił swój plan, skupiając się na jego ustach, choć wystarczyła chwila, by Kassir nieznacznie się od niego odsunął. Wykorzystał ją, na nowo atakując jego szyję, na zmianę zostawiając na niej malinki, jak i delikatne pocałunki.
Część jego nakazywała mu zachować rozsądek. Powstrzymać się, tak jak robił to cały czas.
Była jednak zbyt mała, by przebić się przez to, czego zdążył już doświadczyć przez kilka ostatnich minut. Nawet jeśli nie do końca wiedział, co Shane miał przez to na myśli. Przesunął dłoń na jego twarz, zaczepiając kciukiem o dolną wargę.
— Tu urocze, że tak bardzo chcesz patrzeć na mnie z góry. Nie, żeby mi się to nie podobało — zwłaszcza że Kassir podświadomie spełniał całą masę jego fantazji. Ile razy wyobrażał sobie, jak leży na kanapie z ciemnowłosym siedzącym na jego biodrach? Na samą myśl, coś poruszyło się niebezpiecznie w jego brzuchu.
Nawet jeśli bez wątpienia, sytuacja obrócona o sto osiemdziesiąt stopni też niesamowicie mu się podobała. Zwłaszcza że zdążył już zauważyć, jak zmienia się mimika jego chłopaka(!), gdy przewracał go pod siebie.
Zadrżał nieznacznie pod dotykiem jego dłoni, samemu układając swoje na bokach jego ud, by jakkolwiek go podtrzymać. Przekręcił się sprawnie w bok i położył, nawet na chwilę nie odrywając od niego wzroku. Raz po raz pocierał materiał jego spodni palcami, przesuwając w końcu jedną rękę powoli do tyłu, by wczepić się nimi w niego nieco mocniej. Drugą zsunął na wewnętrzną stronę jego uda. Zawahał się przez chwilę, nim ostrożnie powędrował nimi w górę.
Widok, który miał przed sobą obecnie zdecydowanie był tym, do którego mógłby się przyzwyczaić.
- Przecież utrzymywałem go prawidłowo - zaprotestował na jego słowa niczym naburmuszony uczeń. - I chwila, co ty powiedziałeś... - zabrzmiało groźniej, ale Shane go zwyczajnie ponownie szturchnął. - Może jeszcze powiesz, że to ja pociągam nas w dół? - zaśmiał się, chociaż wiedział, że w kilku meczach to było prawdą. Nie był w tę grę tak dobry jak Jace, ale widać było poprawę jego umiejętności. Nawet jeśli stawał się przyczyną ich gorszego rozegrania, które potem wymagały sporych zdolności blondyna do uratowania sytuacji.
Musiał przyznać, że jego działania go bardzo łaskotały, ale zarazem sprawiały przyjemność. Nawet jeśli lekko kulił się wraz z każdą malinką, to nie uciekał od niego, za to bardziej przytulając się, by sam się też nie odsuwał.
Otworzył nieco szerzej usta, czując palce na nich.
- Raz na jakiś czas mogę odczuć tą przyjemność - odbił słowa w jego stronę, wzruszając przy tym ramionami. - Zwłaszcza, że to będzie dla mnie nowy i zarazem ciekawy punkt widzenia.
Jako starszy powinien wyznaczyć granicę ich działań i zachować rozsądek, ale... nie chciał. A bardziej, nawet nie myślał teraz o tym, poddając się chwili oznaczającej pogrążeniu się w chwilowo odczuwalnej przyjemności, z jaką niosła się jego styczność z Jonathanem. Zamrugał jednak oczami, wyraźnie zaskoczony w momencie, gdy Jace sam postanowił się przyczynić do ustalenia pozycji obecnie. Tak też z jego pomocą mógł znaleźć się całkowicie nad nim, ponownie chichocząc cicho. Przynajmniej do momentu, gdy poczuł, gdzie zaczęły wędrować dłonie chłopaka. Mimowolnie nachylił się nieco do przodu, podpierając się dłońmi o jego klatkę piersiową, pozwalając przy tym, by rozpuszczone włosy opadały mu na twarz.
- Hm... - wymruczał, by zaraz potem przesunąć lewą rękę niżej, aby ponownie wsunąć ją mu pod koszulę, zataczając kółka wokół jego pępka. Zaraz potem nachylił się, by ponownie pocałować go w usta. Wyglądał na całkiem zadowolonego z obecnego stanu, gdzie znajdował się Jace. - Nadal chcesz tkwić przy swoim poprzednim zdaniu? - zapytał go, gdy odsunął swoje usta od jego. - Muszę wiedzieć, gdzie mam grzecznie przyhamować - dotknął jego policzka, ponownie całując go. - Chociaż jak sam będziesz bawić się długo, to możesz się przekonać, czy moje ciało reaguje na ciebie jeszcze bardziej - wymamrotał tuż przy jego uchu potem, by zaraz potem wyprostować się. Nie był skrępowany przez tą sprawę, ale zarazem ponownie nie zastanawiał się nad tym, jaki to mogło mieć dalszy efekt.
Musiał przyznać, że jego działania go bardzo łaskotały, ale zarazem sprawiały przyjemność. Nawet jeśli lekko kulił się wraz z każdą malinką, to nie uciekał od niego, za to bardziej przytulając się, by sam się też nie odsuwał.
Otworzył nieco szerzej usta, czując palce na nich.
- Raz na jakiś czas mogę odczuć tą przyjemność - odbił słowa w jego stronę, wzruszając przy tym ramionami. - Zwłaszcza, że to będzie dla mnie nowy i zarazem ciekawy punkt widzenia.
Jako starszy powinien wyznaczyć granicę ich działań i zachować rozsądek, ale... nie chciał. A bardziej, nawet nie myślał teraz o tym, poddając się chwili oznaczającej pogrążeniu się w chwilowo odczuwalnej przyjemności, z jaką niosła się jego styczność z Jonathanem. Zamrugał jednak oczami, wyraźnie zaskoczony w momencie, gdy Jace sam postanowił się przyczynić do ustalenia pozycji obecnie. Tak też z jego pomocą mógł znaleźć się całkowicie nad nim, ponownie chichocząc cicho. Przynajmniej do momentu, gdy poczuł, gdzie zaczęły wędrować dłonie chłopaka. Mimowolnie nachylił się nieco do przodu, podpierając się dłońmi o jego klatkę piersiową, pozwalając przy tym, by rozpuszczone włosy opadały mu na twarz.
- Hm... - wymruczał, by zaraz potem przesunąć lewą rękę niżej, aby ponownie wsunąć ją mu pod koszulę, zataczając kółka wokół jego pępka. Zaraz potem nachylił się, by ponownie pocałować go w usta. Wyglądał na całkiem zadowolonego z obecnego stanu, gdzie znajdował się Jace. - Nadal chcesz tkwić przy swoim poprzednim zdaniu? - zapytał go, gdy odsunął swoje usta od jego. - Muszę wiedzieć, gdzie mam grzecznie przyhamować - dotknął jego policzka, ponownie całując go. - Chociaż jak sam będziesz bawić się długo, to możesz się przekonać, czy moje ciało reaguje na ciebie jeszcze bardziej - wymamrotał tuż przy jego uchu potem, by zaraz potem wyprostować się. Nie był skrępowany przez tą sprawę, ale zarazem ponownie nie zastanawiał się nad tym, jaki to mogło mieć dalszy efekt.
"Może jeszcze powiesz, że to ja pociągam nas w dół?"
Zamilkł, patrząc na niego w wymowny sposób, tylko po to, by zaraz się roześmiać.
— Nie no, żartuję. W przeciwieństwie do większości graczy potrafisz słuchać porad. A nie jak ci, którzy zamykają tabelę, a i tak upierają się, że są najlepsi i to reszta teamu nie potrafi słuchać — westchnął cicho na samo wspomnienie swoich gier. Gdyby miał zliczyć wszystkie osoby z podobnym podejściem, na które trafiał...
Fakt, że Shane nie odsuwał się od niego, sprawiał, że nawet nie próbował się powstrzymać przed oznaczaniem go w dalszy sposób. No, przynajmniej dopóki nie przyszło im zmienić nieco pozycji.
— Hmm, wiesz jeśli będziesz potrzebował takiej zmiany perspektywy na mieście, zawsze możemy znaleźć schody — zażartował, uśmiechając się szeroko w jego stronę. Sam zdecydowanie też nie miał nic przeciwko. Raz na jakiś czas. Nawet jeśli koniec końców po szybkiej analizie, wolał jednak patrzeć na niego z góry. Zwłaszcza gdy jego włosy rozsypywały się na boki. Odwzajemnił jego pocałunek, rejestrując dotyk jego palców na swojej skórze, który skutecznie posłał ciarki wzdłuż jego kręgosłupa. Tak samo zresztą jak głos Kassira tuż przy jego uchu.
W obecnej pozycji, musiał ostatecznie zabrać jedną z dłoni i wsunąć ją we włosy Shane'a, by zgarnąć je bardziej na bok, parskając cichym śmiechem. Przy ich długości, ciężko było mu utrzymać je w odpowiedniej pozycji, gdy były rozpuszczone.
— Przykro mi, ale wygląda na to — podniósł się i złapał go, z zadziwiającą wręcz łatwością przerzucając pod siebie — że jednak w tej pozycji będzie nam dużo wygodniej. Tak bardzo jak kocham twoje włosy, tak utrudniają mi kilka rzeczy — wsunął rękę pod jego udo, przesuwając go tak, by znaleźć się między jego nogami. Ułożył jego włosy nieco wygodniej, by przypadkiem ich nie przygnieść, nim oparł dłoń na kanapie obok jego twarzy.
— Mówiłem, że jeśli będziesz mnie zachęcać, to mogę się posunąć za daleko, więc w tym momencie zadaję sobie to samo pytanie — kiedy miał przyhamować? Kiedy przekraczał granicę, przy której Shane nadal czuł się komfortowo?
I jak daleko musiał się posunąć, by rzeczywiście wydrzeć z niego gwałtowniejszą reakcję?
Dochodził też fakt, że przy jego wzroście, kanapa dość mocno ograniczała mu możliwości. Jednocześnie fundowała mu dziwne odczucia, które nieszczególnie chciał w tym momencie porzucać. Nie, żeby zamierzał od razu iść na całość. Wymuszanie czegoś podobnego po tygodniu związku byłoby z jego strony bardzo kiepskim zagraniem. Co nie zmieniało faktu, że chciał zrobić coś więcej. Skoro Kassir nie próbował go powstrzymać... to chyba sam nie miał nic przeciwko?
Schylił się, od razu pogłębiając pocałunek, jednocześnie wsuwając dłonie pod jego czarną koszulkę. Przesunął je jednak wyłącznie do połowy, przygryzając delikatnie jego dolną wargę.
— Jeśli zacznie ci to sprawiać dyskomfort, to mi powiedz — powiedział prosto w jego usta, tuż przed ponownym zmniejszeniem odległości do zera. Jedna z jego rąk zsunęła się między jego nogi, pocierając go przez materiał. Póki co nie posuwał się dalej, choć od czasu do czasu jego palce zahaczały o zapięcie granatowych spodni ciemnowłosego. Jednocześnie Everett wyraźnie zamierzał wykorzystać ten czas do skupienia się tylko na nim. Gdyby Shane w jakikolwiek sposób próbował powtórzyć jego własne ruchy, złapałby go za nadgarstek wolną ręką i przygniótł go lekko do kanapy w aż nazbyt wymownym geście.
- Albo kupię sobie drabinkę, by móc to zrobić w każdej chwili - odparł, przesuwając wzrokiem na bok, by potem odwzajemnić jego uśmiech. Przynajmniej do momentu pocałunku, by potem wydał z siebie cichy okrzyk, gdy Everett zmienił gwałtownie ich pozycje, przemieniając ich role. Odczucie miękkiego mebla na plecach i widok blondyna nad nim wywołało w nim zmieszanie, które potem zamaskował zasłonięciem ust.
- No i tyle z mojego bycia nad tobą - westchnął Kassir, kręcąc przy tym lekko głową. - Muszę pamiętać, by je spinać, abyś nie miał ponownej wymówki - odparł jeszcze, mrugając oczami na fakt, że Jace był stanowczo bardzo blisko niego samego. Niełatwo było zachować spokój, gdy jego przestrzeń osobista wpadła pod panowanie innej osoby, która zarazem blokowała mu wiele mozliwości w niejednoznacznych zamiarach. Miał wrażenie, że w takich momentach patrzył na niego z całkowicie innej perspektywy - i nie chodziło o to, że znajdował się nad nim. Zupełnie, jakby jego niewinność robiła sobie chwilową przerwę, pokazując coś, co było zarezerwowane ino dla niego.
- Na jak daleko? - musiał zapytać. Po prostu musiał, czując ukłucie zaciekawienia, na ile moralność i rozsądek u Jace'a zadziała, blokując jego prawdziwe chęci oraz pragnienia. No i co równie istotne - z nim samym. Nie mógł wiele poradzić na to, że przyjemność przyćmiewała mu umysł. Głębokie i przedłużające się pocałunki jedynie to pogłębiały odczucie, powodując, że nie chciał odrywać się od tej magicznej chwili. Zadrżał, czując jego dłonie na swojej skórze, by potem wydać z siebie cichy syk, gdy zmienił pozycję jednej ręki na bardziej delikatniejszą. Uniósł jedną nogę, by założyć za jego biodro, po czym zrobił to samo z drugą, przyciskając na tyle, by zmusić go do zbliżenia się bardziej.
- Głupek. Dyskomfort będę czuć zaraz, jak mi się zachce, a nie będę mógł - odciął, burcząc na Jace'a. - A na razie się na to szykuje - nie był nieczuły, zwłaszcza, gdy miał wspomaganie w taki sposób. Jego uszy lekko zarumieniły się, jak i na jego twarzy wystąpił delikatny róż wraz z kontynuacją Jonathana. Miał mętlik w głowie i dylemat moralny względem swoich kolejnych wyborów, tłumione dobrze pocałunkiem.
- No i tyle z mojego bycia nad tobą - westchnął Kassir, kręcąc przy tym lekko głową. - Muszę pamiętać, by je spinać, abyś nie miał ponownej wymówki - odparł jeszcze, mrugając oczami na fakt, że Jace był stanowczo bardzo blisko niego samego. Niełatwo było zachować spokój, gdy jego przestrzeń osobista wpadła pod panowanie innej osoby, która zarazem blokowała mu wiele mozliwości w niejednoznacznych zamiarach. Miał wrażenie, że w takich momentach patrzył na niego z całkowicie innej perspektywy - i nie chodziło o to, że znajdował się nad nim. Zupełnie, jakby jego niewinność robiła sobie chwilową przerwę, pokazując coś, co było zarezerwowane ino dla niego.
- Na jak daleko? - musiał zapytać. Po prostu musiał, czując ukłucie zaciekawienia, na ile moralność i rozsądek u Jace'a zadziała, blokując jego prawdziwe chęci oraz pragnienia. No i co równie istotne - z nim samym. Nie mógł wiele poradzić na to, że przyjemność przyćmiewała mu umysł. Głębokie i przedłużające się pocałunki jedynie to pogłębiały odczucie, powodując, że nie chciał odrywać się od tej magicznej chwili. Zadrżał, czując jego dłonie na swojej skórze, by potem wydać z siebie cichy syk, gdy zmienił pozycję jednej ręki na bardziej delikatniejszą. Uniósł jedną nogę, by założyć za jego biodro, po czym zrobił to samo z drugą, przyciskając na tyle, by zmusić go do zbliżenia się bardziej.
- Głupek. Dyskomfort będę czuć zaraz, jak mi się zachce, a nie będę mógł - odciął, burcząc na Jace'a. - A na razie się na to szykuje - nie był nieczuły, zwłaszcza, gdy miał wspomaganie w taki sposób. Jego uszy lekko zarumieniły się, jak i na jego twarzy wystąpił delikatny róż wraz z kontynuacją Jonathana. Miał mętlik w głowie i dylemat moralny względem swoich kolejnych wyborów, tłumione dobrze pocałunkiem.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Pią Lip 08, 2022 11:13 am
Pią Lip 08, 2022 11:13 am
Musiał przyznać, że podobna wizja rozbawiła go na tyle, że sam roześmiał się jeszcze bardziej.
— Mamy kilka w bibliotece. I drabin. Jakby nie patrzeć, mamy tam tak gigantyczne regały, że jak mnie nie ma, Helen ma problemy z tym, by do nich sięgnąć, nie wspominając o odwiedzających — a do najwyższych półek i on musiał czasem stanąć na palcach. Koniec końców wyglądało to na tyle imponująco, by absolutnie nie dziwiło go, że postawiono na podobny wystrój. Zresztą, były świetne. Nie tylko wbudowane w ścianę boczną, ale też połączone z konstrukcją tak, by można było na nich jeździć prawo-lewo przy pomocy guzika. Cud technologii.
Nawet jeśli Shane zasłaniał się dłonią, już sam ten ruch wywołał u niego samozadowolenie. Właśnie takie drobne gesty sprawiały, że lubił mieć go pod sobą.
— Kupię ci jakieś ładne spinki. Mam doświadczenie w robieniu fryzur, więc sam pomogę ci zrobić, co tylko zechcesz — w końcu musiał zajmować się w domu wyjątkowo wybredną księżniczką. Nie takie rzeczy miał za sobą. Gdy człowiek musi poprawiać dwadzieścia razy jeden warkocz, uczy się nie tylko cierpliwości, ale i pokory, ot co.
"Na jak daleko?"
Nie odpowiedział, skupiając się na pogłębianiu pocałunków, być może nie do końca wiedząc, jak ubrać to wszystko w słowa. Nakierował go niespiesznie ruchami na szersze otwarcie ust, by przesunąć końcówką języka po jego. Sam musiał obecnie kontrolować swój oddech, gdy krok po kroku, zaczynał się wkręcać coraz to mocniej.
Czując jego nogi na swoich biodrach, zatrząsł się mimowolnie, odsuwając nieznacznie do tyłu. Nawet gdy mówił, nie przestawał przesuwać po nim dłonią, całując go jednocześnie w bok szyi, choć tym razem darował sobie zostawianie jakichkolwiek śladów. Zamiast tego celowo robił to na tyle delikatnie, by wzbudzić w nim wcześniejsze uczucie łaskotania.
Cholera, wyraz jego twarzy jeszcze bardziej poddawał jego cierpliwość testom.
- To oznacza, że muszę cię częściej tam odwiedzać. Wiesz, drabiny czekają na ich wykorzystanie, a skoro wspominasz o bibliotece... - czemu nie? Chociaż nie mógł narzekać na nadmiar wolnego czasu. Zwłaszcza, gdy kończył późno pracę.
- Mogę skorzystać z twojej propozycji - powiedział odnośnie włosów, odsuwając powoli rękę. - Jeśli będziesz mieć chęci do tego - nie robiło mu to problemu, mimo iż rzadko stawiał na coś bardziej wymyślnego. Brak czasu robił swoje, a jednak Kassir wolał poświęcić dodatkowe minuty na granie niż układanie włosów w wymyślny sposób.
Pogłębienie pocałunku jedynie pogorszyło jego chęć zachowania rozsądku. Zwłaszcza, że brakowało mu wewnętrznie słów na opisanie odczucia stykających się ich języków i pogłębiającego się problemu z zabraniem głębszego wdechu. Niewiele mógł poradzić na przyjemne zawroty biorące się z zbyt krótkich przerw na oddech. Nie zarejestrował jego odsunięcia się, za to zaczął cicho chichotać, odsuwając głowę na bok, by dać mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Wychodziło na to, że blondyn odnalazł jego punkt łaskotek.
- Mogę skorzystać z twojej propozycji - powiedział odnośnie włosów, odsuwając powoli rękę. - Jeśli będziesz mieć chęci do tego - nie robiło mu to problemu, mimo iż rzadko stawiał na coś bardziej wymyślnego. Brak czasu robił swoje, a jednak Kassir wolał poświęcić dodatkowe minuty na granie niż układanie włosów w wymyślny sposób.
Pogłębienie pocałunku jedynie pogorszyło jego chęć zachowania rozsądku. Zwłaszcza, że brakowało mu wewnętrznie słów na opisanie odczucia stykających się ich języków i pogłębiającego się problemu z zabraniem głębszego wdechu. Niewiele mógł poradzić na przyjemne zawroty biorące się z zbyt krótkich przerw na oddech. Nie zarejestrował jego odsunięcia się, za to zaczął cicho chichotać, odsuwając głowę na bok, by dać mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Wychodziło na to, że blondyn odnalazł jego punkt łaskotek.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach