▲▼
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Nie Maj 08, 2022 10:26 pm
Nie Maj 08, 2022 10:26 pm
— Dwoma? Jeden na prawą i drugi na lewą rękę? Całkiem dobry pomysł, wtedy już nikt nie będzie mógł mi cię zabrać — stwierdził zadowolony, odnotowując podobny plan w głowie. Pomijając fakt, że cukierkowe pierścionki znikały dość szybko.
— Prawda? Rozumiem oczywiście, że dużo osób najpierw chce się poznać i wszystko, ale koniec końców to mieszkanie ze sobą jest dość kluczowe, by w pełni poznać zachowanie drugiej osoby i wzajemną kompatybilność — nawet jeśli na razie zdecydowanie musieli być razem, by w ogóle myśleć o podobnych rzeczach. Jace na każdym kroku walczył ze sobą, nie mogąc się zdecydować czy powinien mu już zadać podobne pytanie, czy nie. Koniec końców zawsze tchórzył, nie uznając tego za odpowiedni moment.
— Świetnie. Brzmi dobrze — odetchnął cicho z wyraźną ulgą. Zdecydowanie wolał wskazówki i określanie własnych preferencji ponad bezpośrednią krytyką.
— Nie. Po prostu... jakby to powiedzieć. Łatwo jest stwierdzić, że ktoś myśli o tobie, gdy jesteście razem w jednym miejscu. Ale... — zrobiło mu się głupio. Zawahał się, czerwieniejąc nieznacznie, wyraźnie nie wiedząc, czy powinien dalej mówić.
— Nie... nie myślisz o mnie przed pójściem spać, prawda? Albo w ciągu dnia? Ja o tobie tak — wymamrotał nieco niewyraźnie, nie patrząc w jego kierunku. I tak było mu wystarczająco głupio — czasem słucham od innych, że im się śniłem, albo że myślą o mnie całymi dniami i nie potrafię sobie tego wyobrazić, mimo że sam przecież robię to z tobą.
Zamilkł, nie wiedząc, czy powinien jeszcze dalej mówić. I tak miał wrażenie, że brzmi jak idiota. Skupił się więc w miarę możliwości na filmie, chichocząc cicho na jego wspomnienie o "tylko jednej randce".
— Zobaczymy. Skoro mam coś zrobić z pełnią swojej inicjatywy to dowiesz się na miejscu. Wolisz się spotkać w tygodniu czy weekend? — zapytał, przesuwając powoli palcami z zamyśleniem po jego włosach. Zdecydowanie będzie musiał zadzwonić do brata. Jakby nie patrzeć, Jace kompletnie nie znał się na randkach. Ostatnim razem wszystko wyszło dość naturalnie, ale tym razem Shane wymagał od niego czegoś zaplanowanego. Może powinien zapytać Kianę? Albo poczytać w internecie?
Przyglądał mu się przez chwilę, gdy zwrócił się w jego stronę, zaraz posyłając mu psotny uśmiech. Ściągnął go nagle sprytnie ku sobie i zrzucił na kanapę pod siebie. Nie przyciskał co prawda jego dłoni do obicia, ale trzymał na nich luźno palce, cały czas się uśmiechając.
— To groźba czy propozycja? — zapytał, nie podnosząc się tak długo, jak Shane sam by na niego nie naparł rękami. Nie czuł już nawet potrzeby odpowiadania na jego pytanie, w końcu na każdym kroku było widać, że czuje się dobrze.
Przynajmniej dopóki był w jego towarzystwie.
Hoho - reakcja Jonathana była bardzo interesująca. Musiał przyznać, że podobało mu się obserwowanie tego, gdy rumienił się z jego powodu, odnosząc się do spraw, które osobiście uznawał za nastoletnią miłość. Niedostępną dla niego samego, ale zarazem będąc jej źródłem.
- Więc mówisz, że zajmuję ci cały twój umysł? - spytał się cicho, z lekko melodyjną nutką. - Aż mnie zastanawia, jakie masz myśli o mnie - odpuszczenie sobie tego tematu w taki łatwy sposób... Może powinien? Z innej strony kusiło go, by to wykorzystać do popchnięcia go do wyrażenia jeszcze bardziej swojego zdania. Jednakże już obecnie był z niego dumny z tego powodu, że nieco bardziej otwierał się, nie omijając tematu rozmów na rzecz czegoś innego.
- Weekend. Albo piątek - odparł odnośnie dnia randki. - Ale dostosuj to też pod swój czas wolny - przeczesywanie włosów w ten sposób było całkiem przyjemne, ale ledwo powstrzymywał się od wciśnięcia mu szczotki do włosów, by tak zadbał o fryzurę. Zdecydowanie brakowało mu romantyczności w ten zachciance, ale nie zastanawiał się nad tym głębiej.
Mrugnął oczami, gdy nagle jego pozycja gwałtownie się zmieniła. Trochę dziwne odczucie. Nie spodziewał się, że Jonathan go wepchnie pod siebie stosując przy tym pozycję, która mogła sugerować niejedno. Dlatego też na moment jego twarz wyrażała zaskoczenie, nim uspokoił się.
- Groźba. W końcu cały czas cię terroryzuję, pamiętasz? - uśmiechnął się do niego z urokiem, bez zawahania napierając na niego, by podniósł się i uwolnił go z tej pozycji. Wstał z kanapy, by zaraz potem złapać go za podbródek i nachylić się, składając pocałunek na jego ustach. Położył drugą rękę na jego ramieniu, nieznacznie pogłębiając ten gest, by zaraz potem odskoczyć od niego, oblizując delikatnie usta i patrząc na niego niczym pełni zadowolony kot. Nie zamierzał dawać mu możliwości kontry.
- Dobranoc, Jace - powiedział szybko, udając się do sypialni, pozostawiając go przy tym samego sobie, wraz z jego myślami. W końcu pora snu, prawda? Dlatego też zamierzał pójść spać, mając za poduszkę miękkiego wieloryba, którego otrzymał od blondyna czas temu.
- Więc mówisz, że zajmuję ci cały twój umysł? - spytał się cicho, z lekko melodyjną nutką. - Aż mnie zastanawia, jakie masz myśli o mnie - odpuszczenie sobie tego tematu w taki łatwy sposób... Może powinien? Z innej strony kusiło go, by to wykorzystać do popchnięcia go do wyrażenia jeszcze bardziej swojego zdania. Jednakże już obecnie był z niego dumny z tego powodu, że nieco bardziej otwierał się, nie omijając tematu rozmów na rzecz czegoś innego.
- Weekend. Albo piątek - odparł odnośnie dnia randki. - Ale dostosuj to też pod swój czas wolny - przeczesywanie włosów w ten sposób było całkiem przyjemne, ale ledwo powstrzymywał się od wciśnięcia mu szczotki do włosów, by tak zadbał o fryzurę. Zdecydowanie brakowało mu romantyczności w ten zachciance, ale nie zastanawiał się nad tym głębiej.
Mrugnął oczami, gdy nagle jego pozycja gwałtownie się zmieniła. Trochę dziwne odczucie. Nie spodziewał się, że Jonathan go wepchnie pod siebie stosując przy tym pozycję, która mogła sugerować niejedno. Dlatego też na moment jego twarz wyrażała zaskoczenie, nim uspokoił się.
- Groźba. W końcu cały czas cię terroryzuję, pamiętasz? - uśmiechnął się do niego z urokiem, bez zawahania napierając na niego, by podniósł się i uwolnił go z tej pozycji. Wstał z kanapy, by zaraz potem złapać go za podbródek i nachylić się, składając pocałunek na jego ustach. Położył drugą rękę na jego ramieniu, nieznacznie pogłębiając ten gest, by zaraz potem odskoczyć od niego, oblizując delikatnie usta i patrząc na niego niczym pełni zadowolony kot. Nie zamierzał dawać mu możliwości kontry.
- Dobranoc, Jace - powiedział szybko, udając się do sypialni, pozostawiając go przy tym samego sobie, wraz z jego myślami. W końcu pora snu, prawda? Dlatego też zamierzał pójść spać, mając za poduszkę miękkiego wieloryba, którego otrzymał od blondyna czas temu.
Otworzył nieco szerzej oczy, patrząc na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Zaczerwienił się jeszcze bardziej, zasłaniając twarz nadgarstkiem.
— J-jakie? To nie... — zamilkł, patrząc na niego z wyraźnym wyrzutem, gdy zdał sobie z czegoś sprawę — robisz to specjalnie, prawda?
Nie było opcji, by przyznał się do wszystkiego, co siedziało mu w głowie. Jakby nie patrzeć, wiele rzeczy peszyło nawet jego samego. Może kiedyś miał być z tym wszystkim bardziej otwarty, ale zdecydowanie nie teraz.
— W takim razie... może piątek. Jeśli nie będziesz zbyt mocno padnięty po pracy — wcale nie zaproponował tego z myślą, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie mógł znowu spać u Shane'a i spędzić z nim jeszcze sobotę.
Zaskoczenie na twarzy ciemnowłosego sprawiło mu nie lada satysfakcję. Zbyt często miał wrażenie, że jest w jego towarzystwie aż nazbyt spokojny. Wyciąganie z niego podobnych reakcji stało się swego rodzaju wyzwaniem.
— W takim razie mam szczęście, że urodziłem się masochistą i z każdym dniem coraz bardziej mi się to podoba — zażartował, wstając posłusznie do góry. Nie zamierzał go w końcu faktycznie więzić wbrew woli, nawet jeśli aż nazbyt dobrze wiedział, że chętnie zamknąłby go w uścisku i trzymał przy sobie całą noc. Podążył za nim wzrokiem, jak tylko podniósł się do góry i wzdrygnął się nieznacznie, kiedy palce ciemnowłosego dotknęły jego twarzy. Wszystko w brzuchu Jace'a przewróciło się na drugą stronę, gdy poczuł jego usta na swoich. Poddawał się jego ruchom, odwzajemniając każdy z nich, nim jednak zdążył ułożyć dłoń na jego pasie, Shane odskoczył w tył. Zamarł, opuszczając powoli rękę w dół.
— ... dobranoc — odpowiedział cicho, siedząc jeszcze przez dłuższą chwilę w bezruchu. Położył się w końcu powoli na kanapie i nakrył kocem. Mimo wcześniejszych obaw, fakt, że już dawno temu powinien spać, od razu zrobił swoje. Miał wrażenie, że jego głowa ledwo dotknęła poduszki, a już na dobre odpłynął.
Wstał o tej samej godzinie co zawsze. Początkowo kręcił się dookoła, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Jakby nie patrzeć, zawsze biegał o szóstej rano przez godzinę, ale nie mógł przecież ot tak wziąć kluczy Shane'a bez jego zgody. Budzenie go o świcie przed pracą też nie wydawało się dobrym pomysłem. Zamiast tego poszedł się więc wykąpać i zrobił śniadanie, zbierając już swoje rzeczy. Obudził go dopiero o bardziej ludzkiej godzinie, by móc z nim jeszcze zjeść, nim wrócił do siebie. Był pewien, że i tak czekało go robienie kolejnego posiłku we własnych czterech ścianach.
zt. x2
Tym razem Słowik nie wparował do środka jak do siebie. Zamiast tego kulturalnie stanął przed drzwiami, uderzając w nie ręką i dzwoniąc raz po raz dzwonkiem. Czemu? Po to, by go podręczyć rzecz jasna.
— Shane! Shane, otwieraj! Wiem, że tam jesteś, dzwoniłem do twojego kumpla z pracy i powiedział, że miałeś dziś ostatnie zlecenie o piętnastej! — czy rzeczywiście to zrobił? Oczywiście, że tak. W końcu wystarczyło kilka wiadomości od przyjaciela, by Słowik zabrał się z Axelem samochodem, gdy ten jechał do pracy. Już od ponad tygodnia siedział w domu, przeglądając ogłoszenia najmu, szukając czegokolwiek, co nadałoby się pod ich planowany interes. Jak na ten moment nieszczególnie znalazł coś, co jakkolwiek by im pasowało.
— Przyniosłem ci kilka rzeczy, chyba nie myślałeś, że zostawimy to na ostatnią chwilę — jak widać, potencjalna obecność sąsiadów kompletnie mu nie przeszkadzała. W którymś momencie zaczął nawet grać z pomocą dzwonka intro z Genshina.
Nadal nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel faktycznie poczynił tyle kroków naprzód. Jeszcze jakiś czas temu kompletnie nie ogarniał własnych uczuć, ani tym bardziej cudzych. Nie wiedział, jak się do tego wszystkiego zabrać, zaprzeczał i uciekał. Następnie wziął sprawy w swoje ręce, pokazując mu asertywność, którą rzadko kiedy miał okazję ujrzeć, a teraz? Teraz prosił go o pomoc w wyborze stroju na randkę. Randkę, w którą próbował go wpakować latami! Tysiącleciami! Zdecydowanie był z niego dumny, nawet jeśli nie do końca odbijało się to w tym momencie na jego twarzy.
Drzwi gwałtownie rozchyliły się, by ukazać Słowikowi postać wysokiego ciemnowłosego mężczyzny w długiej, białej koszuli, spodniach dresowych i spiętą w niedbały kok fryzurą. Co ważniejsze - z wymalowaną irytacją na twarzy.
- Przestań mi molestować dzwonek! - jak było widać na załączonym obrazku, ani koncert, ani dobijanie się do drzwi nie spowodowały w nim nagłego zachwytu. Wyglądał, jakby został wyrwany z ważnej czynności, co w przypadku Kassira mogło oznaczać coś naprawdę istotnego, jak i środek meczu w grze.
Czyli w sumie nadal coś ważnego.
Widząc kątem oka otwierające się drzwi od sąsiada, złapał momentalnie przyjaciela za rękę i wciągnął go do mieszkania, zamykając szybko drzwi. Objął go, by przypadkiem nie upadł na ziemię z powodu tego czynu, aby zaraz potem go puścić.
- Mogłeś napisać, że jedziesz tutaj. I jesteś sam? - westchnął cicho, drapiąc się po głowie. Wstępna irytacja ustąpiła minie mówiącej "I co ja mam z tobą zrobić?". - Zrobię ci coś do picia, zostaw swoje rzeczy w salonie i chodź do kuchni. Co takiego dla mnie przygotowałeś? - spytał się, bez chwili wahania przechodząc do wspomnianej kuchni, by nastawić wodę w czajniku. - Kawa, herbata? - zawołał jeszcze, sprawdzając po szafkach, co miał, by móc go ugościć jakoś obecnie.
- I proszę cię. Nie. Serio wyobrażasz sobie któregoś z nas zaciągającego do łóżka w takim momencie? - spytał się, nawiązując do ich rozmowy na messengerze. - Przecież mnie znasz nie od wczoraj.
- Przestań mi molestować dzwonek! - jak było widać na załączonym obrazku, ani koncert, ani dobijanie się do drzwi nie spowodowały w nim nagłego zachwytu. Wyglądał, jakby został wyrwany z ważnej czynności, co w przypadku Kassira mogło oznaczać coś naprawdę istotnego, jak i środek meczu w grze.
Czyli w sumie nadal coś ważnego.
Widząc kątem oka otwierające się drzwi od sąsiada, złapał momentalnie przyjaciela za rękę i wciągnął go do mieszkania, zamykając szybko drzwi. Objął go, by przypadkiem nie upadł na ziemię z powodu tego czynu, aby zaraz potem go puścić.
- Mogłeś napisać, że jedziesz tutaj. I jesteś sam? - westchnął cicho, drapiąc się po głowie. Wstępna irytacja ustąpiła minie mówiącej "I co ja mam z tobą zrobić?". - Zrobię ci coś do picia, zostaw swoje rzeczy w salonie i chodź do kuchni. Co takiego dla mnie przygotowałeś? - spytał się, bez chwili wahania przechodząc do wspomnianej kuchni, by nastawić wodę w czajniku. - Kawa, herbata? - zawołał jeszcze, sprawdzając po szafkach, co miał, by móc go ugościć jakoś obecnie.
- I proszę cię. Nie. Serio wyobrażasz sobie któregoś z nas zaciągającego do łóżka w takim momencie? - spytał się, nawiązując do ich rozmowy na messengerze. - Przecież mnie znasz nie od wczoraj.
"Przestań mi molestować dzwonek!"
— Mogę ciebie, ale twój przyszły chłopak byłby zazdrosny — odpowiedział z szerokim uśmiechem, podnosząc ręce, by zacisnąć kilka razy palce w dwuznacznym geście. Możesz wyciągnąć Słowika z klubu, ale nie wyciągniesz Słowika ze Słowika. Czy jakoś tak.
— Aww, stęskniłeś się za Axelem? To słodkie, przekażę mu następnym razem. I rany, nie wiedziałem, że lubisz takie ostre zabawy. Ładniej bym się ubrał. I zdecydowanie skromniej — poruszył znacząco brwiami, kładąc rękę na jego biodrze. Patrzcie tylko jaki agresor. Niestety wyglądało na to, że nie zamierzał poddawać się jego zabawom, gdy zniknął mu w kuchni. Wyburczał coś cicho pod nosem i posłuchał go, zostawiając swoje rzeczy obok kanapy.
— Mam kilka zestawów, wybierzesz sobie odpowiedni. Mimo twoich żałosnych zapewnień, wszystkie przygotowałem tak, by w razie potrzeby łatwo się je ściągało — uniósł dłoń do góry, udając, że zasłania tym samym dwuznaczny uśmiech, choć w rzeczywistości wcale się nie starał. Czy w jego przypadku, nie byłoby bardziej podejrzane, gdyby próbował się zachowywać jak święty?
— Dlaczego nie? Skoro już i tak jesteś na tym etapie, że idziesz z nim na randkę, to znaczy, że się nim interesujesz, nie? — oparł się przedramieniem o jego bark, zaglądając mu do szafek — No, chyba że chcesz, żebym go najpierw przeszkolił. W sumie to chyba dobry pomysł, w końcu byłoby kiepsko, gdybyś zniechęcił się po pierwszym razie. Kiedy się widzicie? Mam teraz dużo wolnego czasu, może uda mi się go zaprosić do siebie przed waszym spotkaniem.
Wyciągnął telefon, przeglądając z zamyśleniem kalendarz.
Co ja z nim mam - jak wiele osób nie potrafiło wyciągnąć z niego bardziej gwałtownych emocji, tak Słowik widział ich całą gamę. To było aż dziwne, że pomimo tylu lat znajomości, nadal potrafił się nadzwyczajnie na świecie się załamać przez jego słowa.
- Możesz od razu aplikować na zakonnicę, skoro chcesz się skromnie ubierać - burknął w odpowiedzi, nie wchodząc więcej w ten temat.
Za to momentalnie przewrócił oczami na temat ubrań. Komentowanie tego w żaden sposób nie poprawiłoby jego obecnej sytuacji. Wątpił, by wydarzenia poszły w tym toku, by mieli skończyć według wizji jego najlepszego przyjaciela. Tylko próba wbicia mu to do głowy była o wiele bardziej trudniejsza niż wydostanie się z tego miasta.
- W piątek- - urwał momentalnie, patrząc na niego podejrzliwie. - Czekaj, co? - powtórzył sobie w myślach jego ostatnie słowa, by zaraz potem wydobyć z siebie głośne westchnienie. - Zainteresowanie a chęć przespania się, to dwie różne sprawy - burknął, zerkając na niego kątem oka.
I co ja z nim mam?
- Kawa czy herbata? - stuknął go pudełkiem herbat o głowę, nie doczekawszy się wcześniej jego reakcji. - Ewentualnie sok. I nawet nie próbuj. Jak to widzisz, gadanie z nieznajomym o takich sprawach? - no dobra, przesadził z nieznajomym. W końcu widzieli się w ZOO oraz słyszał od Shane'a trochę. - Zdecydowanie nie. Albo go wystraszysz, albo nagadasz mu głupot, nakładając jakiś dziwny przymus - nie wierzył w to, że Słowik byłby grzeczny i nie zaczął sugerować Jonathanowi jakiś swoich wizji. - I pewnie uprzesz się przy swoim, patrząc na to, że próbujesz mi wcisnąć jedną pozycję - jeszcze pamięć go nie zawodziła.
- Możesz od razu aplikować na zakonnicę, skoro chcesz się skromnie ubierać - burknął w odpowiedzi, nie wchodząc więcej w ten temat.
Za to momentalnie przewrócił oczami na temat ubrań. Komentowanie tego w żaden sposób nie poprawiłoby jego obecnej sytuacji. Wątpił, by wydarzenia poszły w tym toku, by mieli skończyć według wizji jego najlepszego przyjaciela. Tylko próba wbicia mu to do głowy była o wiele bardziej trudniejsza niż wydostanie się z tego miasta.
- W piątek- - urwał momentalnie, patrząc na niego podejrzliwie. - Czekaj, co? - powtórzył sobie w myślach jego ostatnie słowa, by zaraz potem wydobyć z siebie głośne westchnienie. - Zainteresowanie a chęć przespania się, to dwie różne sprawy - burknął, zerkając na niego kątem oka.
I co ja z nim mam?
- Kawa czy herbata? - stuknął go pudełkiem herbat o głowę, nie doczekawszy się wcześniej jego reakcji. - Ewentualnie sok. I nawet nie próbuj. Jak to widzisz, gadanie z nieznajomym o takich sprawach? - no dobra, przesadził z nieznajomym. W końcu widzieli się w ZOO oraz słyszał od Shane'a trochę. - Zdecydowanie nie. Albo go wystraszysz, albo nagadasz mu głupot, nakładając jakiś dziwny przymus - nie wierzył w to, że Słowik byłby grzeczny i nie zaczął sugerować Jonathanowi jakiś swoich wizji. - I pewnie uprzesz się przy swoim, patrząc na to, że próbujesz mi wcisnąć jedną pozycję - jeszcze pamięć go nie zawodziła.
— Myślę, że Axel by tego nie przeżył — westchnął ciężko, podpierając biodra rękami — poza tym mówiąc skromniej, miałem na myśli, że przyszedłbym w samych bokserkach. No, chyba że mam się po prostu rozebrać.
Czy był do tego zdolny dla czystego żartu? Oczywiście, że tak. W końcu Ian nijak nie wstydził się swojego ciała, więc równie dobrze mógłby przeparadować nago przez środek ulicy.
— Od kiedy? Przecież to zawsze idzie w parze. Byłem zainteresowany Axelem od pierwszego dnia, więc już wtedy chciałem go przelecieć. Zwłaszcza że ludzie w łóżku zawsze pokazują zupełnie inną część siebie. To niesamowicie ciekawe — przygryzł palec wskazujący, wyraźnie odpływając na chwilę myślami. Choć może i lepiej, że nie dzielił się nimi na głos, biorąc pod uwagę fakt, jak często były to tematy, o których ludzie nie chcieli słuchać.
— Herbata. Ale sok też chcę. I wcale nie jesteśmy takimi znowu nieznajomymi. W końcu spotkaliśmy się w ZOO — pstryknął palcami, zaraz przestępując z nogi na nogę — poza tym jestem uroczy i bardzo przekonujący. Znając ciebie, lekcje praktyczne odpadają, ale przyda się chłopakowi trochę teorii. Jeśli nie chcesz, żebym się z nim spotykał, to mogę mu podrzucić kilka użytecznych filmików czy poradników. Z anonimowego konta.
Nic tylko spojrzeć na ten zadowolony z siebie uśmieszek. Zaraz wybuchł zresztą śmiechem, poklepując go po ramieniu.
— Tak bardzo cię przeraża wizja wylądowania na dole? Chcesz go zdominować? Zepchnąć pod siebie i poddać swojej woli? — objął przyjaciela od tyłu i oparł się głową o jego ramię, dmuchając mu ciepłym powietrzem w ucho.
— Przyznaj się, myślałeś przeze mnie, jakby to wyglądało, gdybyś to ty znalazł się pod nim, prawda? — obniżył nieznacznie głos, poklepując go ręką po przeponie. Diabeł, nie człowiek — Wzrost może i nie ma pod tym względem większego znaczenia, ale wizja chodzącego szczeniaka, który nagle robi się bardziej zdecydowany i traci kontrolę, wciskając cię w materac...
Wypuścił go z objęć, cofając się trzy kroki z uniesionymi do góry rękami, które zaraz opuścił z naburmuszoną miną, wyciągając telefon z kieszeni.
— Ugh, teraz mi się chce. Mam nadzieję, że Axel wróci do domu przed północą. Dobra to co, masz w głowie jakiś konkretny pomysł? Chcesz go po prostu zwalić z nóg? Bez wciągania do łóżka, ale tak, żeby go uwieść? No bo chyba nie jesteście jeszcze razem, nie? — wyciągnął przy okazji gumę do żucia, wrzucając sobie dwie z nich do ust i rozsiadając się na blacie.
Słowik. W samych bokserkach.
Popatrzył na niego wzrokiem sugerującym, że nie ośmieliłby się tego zrobić. Nie wątpił w jego odwagę, ale reakcja zwrotna na to raczej nie mogłaby mu się spodobać.
- No właśnie. Tylko, że ja nie - wskazał mu jeden punkt w jego wypowiedzi. - Chociaż sam wcześniej wobec kobiet też nie odczuwałem chęci przelecenia ich przy pierwszym spotkaniu - międzyczasie zajął się przygotowaniem dla niego napoju. Pokręcił lekko głową na jego słowa, czując, że na nowo wchodzi w temat, który nie powinien poruszać.
- Byłoby fajnie, gdybyście się poznali i w ogóle... - przesunął kubek z herbatą w jego kierunku. - Ale zdecydowanie nie próbuj go uczyć czegokolwiek w tym temacie. Sama myśl o tym, że mógłbyś to zrobic, osłabia mnie. No i - posłał mu krzywe spojrzenie. - Wolałbym, byś nie bawił się tym bardziej w "praktyczne lekcje" - wątpliwym było dla niego, że mógłby zaakceptować taki bieg zdarzeń. Nawet jesli chodziło o jego najlepszego przyjaciela.
A może zwłaszcza, że chodziło o niego.
- Sam siebie nakręcasz - westchnął w odpowiedzi, niewiele robiąc sobie z osobistego diabełka, jaki przez pewien czas lepił się do niego. - Ty już masz swoje wizje, gdy ja jestem na etapie braku wyobrażenia sobie nas w łóżku. I możeeee bym chciał. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie na dole - ani seksu z facetem, ale to pominął dodatkowo. Jeszcze niedawno nie spodziewałby się, że poddawałby się dotykowi czy pocałunkom od osoby z tej samej płci. - Nadal nie wiem, czemu próbujesz mnie tam wcisnąć na siłę. Przecież tam nie pasuję - potrząsnął głową, korzystając ze swobody ruchów, by przejść do szafki, z której wyciągnął sok jabłkowy.
- Trzy razy tak - przyznał, stawiając butelkę na blacie. - Chcę się zaprezentować na tyle dobrze, by sam poczuł, że chce to pociągnąć jeszcze bardziej do przodu. Wiesz, po zastanowieniu czasem odnosiłem wrażenie, że to ja bardziej staram się w tym wszystkim - postukał palcami o blat, nie ukrywając wypisanego zagubienia na twarzy. - Mimo iż to mnie nie zależało na samym początku. Dlatego z tego wszystkiego jest mi miło, że zdecydował się na zaproszenie mnie na randkę. I chcę wyglądać tak, by ugięły się pod nim nogi, a sam się zastanawiał, dlaczego nie zrobił tego szybciej - podsumował to tonem sugerującym, że mówił głupoty sam z siebie. Westchnął zaraz potem, przeciągając się nieco.
- Dobra, zobaczę co tam przygotowałeś dla mnie. Nawet jeśli nie spełnią roli, jaką próbujesz mi podrzucić - posłał mu podejrzliwe spojrzenie. - Chodź do tego salonu - sam też tam udał się. Jego jasne oczy skupiły się na rozłożonych ubraniach, gdzie nieznacznie marszczył brwi, zastanawiając się nad czymś.
- Zasadniczo to twoje ubrania, nie? Na serio masz aż tyle z większym rozmiarem? - chociaż był pewny, że Słowika szafa miała w sobie niejedne skarby. - Okay. Który zestaw mi polecasz najpierw do sprawdzenia? - po poczekaniu na jego odpowiedź, bez większego wahania ściągnął z siebie górną część ubioru, by przejść do przebierania się przy nim. W końcu nie ściągał bielizny przy nim. Na spokojnie wykonywał te czynności, ino odwracając się tyłem w którymś momencie, by wygodniej było mu ogarnąć swój strój.
- I jak? - spytał się, gdy w końcu ogarnął swój wygląd. Zostawił rozpuszczone włosy,
Popatrzył na niego wzrokiem sugerującym, że nie ośmieliłby się tego zrobić. Nie wątpił w jego odwagę, ale reakcja zwrotna na to raczej nie mogłaby mu się spodobać.
- No właśnie. Tylko, że ja nie - wskazał mu jeden punkt w jego wypowiedzi. - Chociaż sam wcześniej wobec kobiet też nie odczuwałem chęci przelecenia ich przy pierwszym spotkaniu - międzyczasie zajął się przygotowaniem dla niego napoju. Pokręcił lekko głową na jego słowa, czując, że na nowo wchodzi w temat, który nie powinien poruszać.
- Byłoby fajnie, gdybyście się poznali i w ogóle... - przesunął kubek z herbatą w jego kierunku. - Ale zdecydowanie nie próbuj go uczyć czegokolwiek w tym temacie. Sama myśl o tym, że mógłbyś to zrobic, osłabia mnie. No i - posłał mu krzywe spojrzenie. - Wolałbym, byś nie bawił się tym bardziej w "praktyczne lekcje" - wątpliwym było dla niego, że mógłby zaakceptować taki bieg zdarzeń. Nawet jesli chodziło o jego najlepszego przyjaciela.
A może zwłaszcza, że chodziło o niego.
- Sam siebie nakręcasz - westchnął w odpowiedzi, niewiele robiąc sobie z osobistego diabełka, jaki przez pewien czas lepił się do niego. - Ty już masz swoje wizje, gdy ja jestem na etapie braku wyobrażenia sobie nas w łóżku. I możeeee bym chciał. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie na dole - ani seksu z facetem, ale to pominął dodatkowo. Jeszcze niedawno nie spodziewałby się, że poddawałby się dotykowi czy pocałunkom od osoby z tej samej płci. - Nadal nie wiem, czemu próbujesz mnie tam wcisnąć na siłę. Przecież tam nie pasuję - potrząsnął głową, korzystając ze swobody ruchów, by przejść do szafki, z której wyciągnął sok jabłkowy.
- Trzy razy tak - przyznał, stawiając butelkę na blacie. - Chcę się zaprezentować na tyle dobrze, by sam poczuł, że chce to pociągnąć jeszcze bardziej do przodu. Wiesz, po zastanowieniu czasem odnosiłem wrażenie, że to ja bardziej staram się w tym wszystkim - postukał palcami o blat, nie ukrywając wypisanego zagubienia na twarzy. - Mimo iż to mnie nie zależało na samym początku. Dlatego z tego wszystkiego jest mi miło, że zdecydował się na zaproszenie mnie na randkę. I chcę wyglądać tak, by ugięły się pod nim nogi, a sam się zastanawiał, dlaczego nie zrobił tego szybciej - podsumował to tonem sugerującym, że mówił głupoty sam z siebie. Westchnął zaraz potem, przeciągając się nieco.
- Dobra, zobaczę co tam przygotowałeś dla mnie. Nawet jeśli nie spełnią roli, jaką próbujesz mi podrzucić - posłał mu podejrzliwe spojrzenie. - Chodź do tego salonu - sam też tam udał się. Jego jasne oczy skupiły się na rozłożonych ubraniach, gdzie nieznacznie marszczył brwi, zastanawiając się nad czymś.
- Zasadniczo to twoje ubrania, nie? Na serio masz aż tyle z większym rozmiarem? - chociaż był pewny, że Słowika szafa miała w sobie niejedne skarby. - Okay. Który zestaw mi polecasz najpierw do sprawdzenia? - po poczekaniu na jego odpowiedź, bez większego wahania ściągnął z siebie górną część ubioru, by przejść do przebierania się przy nim. W końcu nie ściągał bielizny przy nim. Na spokojnie wykonywał te czynności, ino odwracając się tyłem w którymś momencie, by wygodniej było mu ogarnąć swój strój.
- I jak? - spytał się, gdy w końcu ogarnął swój wygląd. Zostawił rozpuszczone włosy,
— Patrzysz na mnie w taki sposób, że mam ochotę od razu się rozebrać — puścił mu oko, najwyraźniej niewiele sobie robiąc z jego miny. Choć na szczęście Kassira, nie wyglądało na to, by miał zamiar od razu zrzucać z siebie spodnie.
— Nudziarz. Masz szczęście, że w ogóle chce z tobą być — prychnął, ewidentnie sobie jednak żartując, nawet jeśli bez wątpienia jego poczucie humoru potrafiło być dość cięte. Zamachał nogami, biorąc kubek w dłonie.
— Jesteś pewien? Nawet jeśli nie nauczę go rzeczy, które mogłyby ci się przydać, zawsze będziesz miał swój test czy nie wskoczy komuś innemu do łóżka, gdy dostanie podobną okazję — ach, pokusa. Wyraz twarzy Nixona uniemożliwiał stwierdzenie czy sobie żartował, czy też był śmiertelnie poważny. Podmuchał kilka razy w powierzchnię płynu, nie upijając jednak na razie nawet łyka. Delikatny język i te sprawy.
— W sumie czemu nie chcesz? Myślisz, że uczy się na własną rękę? Wróć. Na pewno uczy się na własną rękę. Ale jesteś pewien, że ma dobre źródła? — pstryknął palcami jednej dłoni, zaraz wskazując na niego uproszczonym pistoletem.
— Internet ma w sobie całą masę pierdół. No, chyba że ma kogoś innego od kogo może wziąć lekcje, w takim wypadku przełknę jakoś dumę najlepszego nauczyciela w mieście. Uwierz mi, nie chcesz uprawiać seksu z kimś, kto się na tym nie zna — Słowik na swoje nieszczęście trafił kilka razy na podobnych amatorów i niestety to właśnie on odczuł to najgorzej.
— Tak, tak. Jesteś dominującym samcem alfa i musisz być na górze, bo tylko tam pasujesz, bla bla bla — pokręcił głową, unosząc ponownie kubek do góry, znowu dmuchając w napar — w takim wypadku to tobie udzielę podobnych lekcji. Sypianie z facetami nie jest tak łatwe jak z dziewczynami. Możesz mu zrobić krzywdę i zamiast skończyć randkę pod prysznicem, wylądujecie w szpitalu. Poza tym bardzo się cieszę, że okazujesz staroświeckie podejście lepszego zapoznania, jak na dziadka przystało, ale po poznaniu ludzi i ich pragnień, zawsze powtarzam jedno. Przezorny zawsze ubezpieczony. Możesz twierdzić, że się z nim nie prześpisz, a potem atmosfera zrobi swoje i nie wiedząc kiedy, jesteś bez ubrań.
Tak też rzekł, mędrzec Słowik. Zaraz wysłuchał jego słów i zatrząsł się nieznacznie, odstawiając kubek na blat. Nie minęło wiele czasu, gdy wybuchł śmiechem, trzymając się za brzuch.
— Rany, nie wierzę, jeśli naprawdę jest jak mówisz, to ten dzieciak to geniusz! Nie tylko udało mu się poderwać kogoś, kto nigdy nie rozważał nawet związku z chłopakiem, ale jeszcze sprawia, że to ty się bardziej o niego starasz? Fantastyczne — herbata w końcu zdawała się trochę ostygnąć. Upił łyk, nadal chichocząc pod nosem, nim zeskoczył na ziemię i klepnął Shane'a w biodro z szerokim uśmiechem. Patrzenie na jego przyjaciela jak faktycznie się stara, było naprawdę przyjemne. Już dawno nie widział go tak wkręconego w cokolwiek za wyjątkiem gier. Mógł mieć tylko nadzieję, że rzeczywiście wszystko pójdzie po jego myśli i skończy się w dobry sposób.
— Nie, po prostu kupiłem ci nowe. Mówiłem, że wymienię ci szafę — wzruszył ramionami, nieszczególnie poruszony.
— Dobra, więc tak. Tu mamy coś bardziej klasycznego. Ciemnoszara koszulka i pasująca marynarka. Jeśli chcesz coś luźniejszego, przyniosłem ci białą koszulkę i jeansową kurtkę. Możesz założyć też pod nią bluzę, ale wydaje mi się, że robi się już nieco za ciepło. Ewentualnie żółty sweter i biała koszula pod spód. Aha, do wszystkich zestawów zakładasz czarne spodnie i białe buty, nie ma innej opcji. Podkreślają ci tyłe... nogi. Mamy też szarą koszulę i beżową marynarkę, albo bardziej tradycyjną, czerwoną koszulę w kratę... — wymieniał kolejne rzeczy, wyciągając jedne ubrania po drugich. Koniec końców przyniósł mu siedem zestawów. Oczywiście, że zmusił go do założenia każdego z nich.
— We wszystkich wyglądasz dobrze, który ci się najbardziej podoba? Gdzie w ogóle idziecie? Do niektórych miejsc bez sensu ubierać się przesadnie poważnie, a do innych wstyd wejść w koszuli w kratę — powiedział, mierząc go wzrokiem od góry do dołu.
- Jakkolwiek by nie zabrzmiało, nie chcę takich testów - odparł na jego słowa. - Żadnych praktycznych lekcji. Niezależnie od intencji - wyprostowana postura i chłodniejsze spojrzenie świadczyło o tym, że daleko było mu obecnie do żartobliwego humoru. - Z teoriami rób jak sobie chcesz, ale nie przekraczaj granicy - ciemnowłosego wzrok złagodniał, gdy poklepał Słowika po głowie. - Ufam ci przede wszystkim. I doceniam, że chcesz dla mnie dobrze, ale...
Wziął głębszy wdech nim zaczął kontynuować:
- Przysięgam, że rozmawianie z tobą na temat mojego życia seksualnego jest jednym z ostatnich tematów, jakie chciałbym poruszać - tylko, że jego zdanie nie istniało obecnie. - I nie wiem. Nie wiem co robi, nie wnikam w to. To nie ten poziom relacji, bym miał myśleć o takich sprawach - odrzucenie to była jednak kwestia, ale mógł mówić za siebie tylko. Nawet jeśli wyobrażenie w postaci Jace'a szykującego się na takie zbliżenie... wydawało mu się być nierealne. - Ugh... Skoro ty tak mówisz, to pewnie tak jest - nie poddawał w wątpliwość doświadczenie Słowika w takich sprawach. Nie żeby chciał.
I tak nie raz się już nasłuchał swojego.
- Jak mówisz w taki sposób, to tym bardziej odnoszę wrażenie, że próbujesz mnie wepchnąć w inną rolę - westchnął. - Coś słyszałem o nieprzyjemnych finałach takich zbliżeń. W sumie jak tak myślę teraz, to zdecydowanie większość mojej wiedzy pochodzi od ciebie - Słowik zarobił podejrzliwe spojrzenie. - Kwestia wychowania - wzruszył ramionami, sięgając po kubek dla samego siebie. - I zdaję sobie z zachowania innych ludzi... To, że nie randkowałem od paru lat, nie znaczy, że nie przechodziłem tego - podświadomie nie chciał umieszczać Jace'a w tej kategorii, nie myśląc zarazem o tym, że blondyn był bardziej emocjonalny niż on sam. - Nawet jeśli to dotyczyło płci przeciwnej... - przewrócił oczami. Nalał sobie soku, po czym szybko opróżnił połowę zawartości naczynia, dając gardłu chwilowe uczucie ulgi.
No musi się śmiać.
- Zamknij się. I nie śmiej się ze mnie - odparł, patrząc na niego złowrogo. - Wydaje mi się, że jest nawet nieświadomy tego, co robi, a ja dałem się wciągnąć podświadomie w to wszystko - zasłonił dłonią połowę twarzy, zakrywając nie tylko załamanie, ale również zmieszanie. - No uspokoiłeś się? - spytał się, gdy poczuł jego klepnięcie na swoim ciele. - Zresztą, może niedługo przekonasz się o jego charakterze. Może - jeśli wszystko potoczyłoby się w dobrym tempie, Jonathan stałby się częstym gościem w mieszkaniu Kassira.
Z jego ust wydobyło się jęknięcie, gdy Słowik przyznał się do zakupienia mu ubrań. Oczami wyobraźni widział te dolary, które zniknęły w sklepach, próbując przy okazji zrozumieć, kiedy on znalazł na to czas.
- Przecież ci mówiłem, że pokryję koszt, daddy - przewrócił oczami, nie ukrywając niezadowolenia powstałego przez fakt, że nie mógł mieć większego wkładu w zmianę ubrań. - Hola. Ale nawet nie próbuj wywalać tamtej bluzy - przypomniało mu się momentalnie.
I tak oto wpadł w burzę przebierania, czując, że przegrał batalię w próbie wybicia mu z głowy zmuszenia go do ubrania wszystkich siedmiu. Czuł się niczym na pokazie mody, gdzie grał główną rolę w tym wszystkim.
- Do kina - odpowiedział, układając z powrotem zestawy na swoje miejsce. - I... pewnie pójdziemy coś zjeść - albo przynajmniej strzelał. - Ciężko mi przewidzieć, jak dalej się to skończy. Inicjatywa wychodzi od Jonathana, więc... - rozłożył bezradnie ramiona. Naprawdę nie chciał ingerować w jego wybór pod względem rozkładu dnia.
- Ten z niebieską koszulą mi się podoba - skierował oczy na wspomniany zestaw. - Będę musiał przy nim mieć spięte włosy, prawda? - złapał kosmyk włosów między palce. - Chociaż marynarka mnie kusi też... tylko, że obawiam się, że ograniczałaby mi ruchy.
Wziął ją na nowo do rąk, wyciągając przed siebie, by przyglądnąć się uważniej materiałowi.
- Dziękuję - powiedział. - Za pomoc - mimo narzekań i negatywnego podejścia w pewnych aspektach. - Jak układa ci się z szukaniem pracy? - postanowił trochę podpytać go o jego własne losy.
Wziął głębszy wdech nim zaczął kontynuować:
- Przysięgam, że rozmawianie z tobą na temat mojego życia seksualnego jest jednym z ostatnich tematów, jakie chciałbym poruszać - tylko, że jego zdanie nie istniało obecnie. - I nie wiem. Nie wiem co robi, nie wnikam w to. To nie ten poziom relacji, bym miał myśleć o takich sprawach - odrzucenie to była jednak kwestia, ale mógł mówić za siebie tylko. Nawet jeśli wyobrażenie w postaci Jace'a szykującego się na takie zbliżenie... wydawało mu się być nierealne. - Ugh... Skoro ty tak mówisz, to pewnie tak jest - nie poddawał w wątpliwość doświadczenie Słowika w takich sprawach. Nie żeby chciał.
I tak nie raz się już nasłuchał swojego.
- Jak mówisz w taki sposób, to tym bardziej odnoszę wrażenie, że próbujesz mnie wepchnąć w inną rolę - westchnął. - Coś słyszałem o nieprzyjemnych finałach takich zbliżeń. W sumie jak tak myślę teraz, to zdecydowanie większość mojej wiedzy pochodzi od ciebie - Słowik zarobił podejrzliwe spojrzenie. - Kwestia wychowania - wzruszył ramionami, sięgając po kubek dla samego siebie. - I zdaję sobie z zachowania innych ludzi... To, że nie randkowałem od paru lat, nie znaczy, że nie przechodziłem tego - podświadomie nie chciał umieszczać Jace'a w tej kategorii, nie myśląc zarazem o tym, że blondyn był bardziej emocjonalny niż on sam. - Nawet jeśli to dotyczyło płci przeciwnej... - przewrócił oczami. Nalał sobie soku, po czym szybko opróżnił połowę zawartości naczynia, dając gardłu chwilowe uczucie ulgi.
No musi się śmiać.
- Zamknij się. I nie śmiej się ze mnie - odparł, patrząc na niego złowrogo. - Wydaje mi się, że jest nawet nieświadomy tego, co robi, a ja dałem się wciągnąć podświadomie w to wszystko - zasłonił dłonią połowę twarzy, zakrywając nie tylko załamanie, ale również zmieszanie. - No uspokoiłeś się? - spytał się, gdy poczuł jego klepnięcie na swoim ciele. - Zresztą, może niedługo przekonasz się o jego charakterze. Może - jeśli wszystko potoczyłoby się w dobrym tempie, Jonathan stałby się częstym gościem w mieszkaniu Kassira.
Z jego ust wydobyło się jęknięcie, gdy Słowik przyznał się do zakupienia mu ubrań. Oczami wyobraźni widział te dolary, które zniknęły w sklepach, próbując przy okazji zrozumieć, kiedy on znalazł na to czas.
- Przecież ci mówiłem, że pokryję koszt, daddy - przewrócił oczami, nie ukrywając niezadowolenia powstałego przez fakt, że nie mógł mieć większego wkładu w zmianę ubrań. - Hola. Ale nawet nie próbuj wywalać tamtej bluzy - przypomniało mu się momentalnie.
I tak oto wpadł w burzę przebierania, czując, że przegrał batalię w próbie wybicia mu z głowy zmuszenia go do ubrania wszystkich siedmiu. Czuł się niczym na pokazie mody, gdzie grał główną rolę w tym wszystkim.
- Do kina - odpowiedział, układając z powrotem zestawy na swoje miejsce. - I... pewnie pójdziemy coś zjeść - albo przynajmniej strzelał. - Ciężko mi przewidzieć, jak dalej się to skończy. Inicjatywa wychodzi od Jonathana, więc... - rozłożył bezradnie ramiona. Naprawdę nie chciał ingerować w jego wybór pod względem rozkładu dnia.
- Ten z niebieską koszulą mi się podoba - skierował oczy na wspomniany zestaw. - Będę musiał przy nim mieć spięte włosy, prawda? - złapał kosmyk włosów między palce. - Chociaż marynarka mnie kusi też... tylko, że obawiam się, że ograniczałaby mi ruchy.
Wziął ją na nowo do rąk, wyciągając przed siebie, by przyglądnąć się uważniej materiałowi.
- Dziękuję - powiedział. - Za pomoc - mimo narzekań i negatywnego podejścia w pewnych aspektach. - Jak układa ci się z szukaniem pracy? - postanowił trochę podpytać go o jego własne losy.
Wymruczał coś cicho pod nosem.
— No dobra, dobra. Będę grzeczny. Wybadam najpierw subtelnie teren, kto wie, może naprawdę ma swojego mentora — wzruszył ramionami, zaraz ciężko wzdychając. Nie mógł w końcu oczekiwać, że przyszły chłopak Shane'a będzie wiedział, że Słowik był pod tym kątem jedną z najlepszych do wypytania osób. Zwłaszcza że nie wyglądał na kogoś, kto pojawia się regularnie w klubach ze striptizem. Z drugiej strony, kto wie? Cicha woda brzegi rwie i te sprawy. Choć teraz i tak nic by to nie zmieniło, skoro Nixon odszedł z pracy.
— No wiem, jak wielokrotnie powtarzam, nikt nie chce rozmawiać o czymś, czego nie ma — siorbnął herbatę, nie odrywając od niego wzroku.
— Skoro to nie ten poziom relacji to dlaczego chcesz z nim być? — zapytał, przekrzywiając głowę w bok z wyraźnym niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Przewrócił oczami na jego słowa o wpychaniu w inną rolę i podniósł jedną rękę, formując tym samym z palców psa i imitując bezgłośne szczekanie.
— Biedny chłopak. Czasem naprawdę mu współczuję, jak słucham, jak wiecznie porównujesz go do swoich beznadziejnych związków z dziewczynami z przypadku, którym zależało tylko na tym, żeby cię zaruchać, bo jesteś przystojny — parsknął, upijając kilka kolejnych łyków. Zaraz posłał mu zresztą zaczepny uśmiech, gdy udało mu się wytrącić go z równowagi własnym śmiechem. Lubił go tak czasem podręczyć. Nawet jeśli ta konkretna sytuacja naprawdę wybitnie go rozbawiła.
— Może. W końcu zaoferował się, że będzie ze mną biegał, jeśli wystarczająco wcześnie zwlokę się z łóżka. Na co obaj wiemy, że nie ma szans. Chociaż biorąc pod uwagę zaproponowane godziny, mógłbym z nim biegać przed snem — uniósł kącik ust z rozbawieniem, nawet nie wpadając na to, co faktycznie Shane miał na myśli. Bardziej sądził, że przyjaciel po prostu postanowi go z nim mocniej zapoznać, pójść razem na miasto czy cokolwiek.
— Nie ma takiej opcji. A co do bluzy, udało mi się dorwać duplikat. Pozostaje więc bezpieczna jeszcze przez jakieś dwa tygodnie, bo oczywiście te dupki u góry zblokowały mi ją na granicy. Niech tylko spróbują ją zajebać, nawet nie wiesz, ile musiałem się naszukać, by ją dorwać — oddał się przez chwilę burczeniu i narzekaniu na wojskowych, jak i strażników granicznych. Oceniał pokrótce jeden strój po drugim, wsłuchując się tym samym w jego słowa.
— Nie musisz, ale pewnie będzie to wygodniejsze. Wątpię, by ktokolwiek był zachwycony, mając włosy w popcornie czy innym jedzeniu — stwierdził z powątpiewaniem, zastanawiając się przed chwilę nad jego wyborem.
— Załóż niebieską koszulę z marynarką, jeśli będzie ci ograniczać ruchy, to ją zdejmiesz, a przyda się, gdyby zrobiło się chłodniej. Zepnij włosy, rozpuścisz je, jak skończycie jeść. No, chyba że będziesz chciał się z nim całować na dworze, to lepiej zostaw je spięte. Miałem kilku facetów z długimi włosami i za każdym razem jak chcieli je rozpuścić, by wyglądać seksownie, musiałem potem wyciągać ich kłaki z gardła. Co trochę rujnowało całą atmosferę — chichrał się jak głupi na samo wspomnienie, więc nie było jak widać aż tak traumatyczne. Złapał znowu kubek w ręce i usiadł wygodnie na kanapie, orientując się, że wypił już ponad połowę napoju.
— Och, nie szukam pracy. Może później, na razie rozglądam się po lokalach. Chociaż Axel mówi, że mam czas do końca miesiąca, a potem mam znaleźć sobie pracę dorywczą, bo inaczej się rozleniwię i wrosnę w kanapę. Poza tym ma dość, że nieustannie łażę za nim do pracy. Rozpraszam mu pracownice, a jego drugi menadżer kwestionuje przeze mnie swoją orientację. Śmieszny chłopak — a on świetnie się przy tym bawił. Mieszanie w życiu innych ludzi sprawiało mu przyjemność, nawet jeśli koniec końców starał się nie przekraczać jakiejś krytycznej granicy. Której uczył się głównie dzięki temu, gdy Axel strzelał go w łeb, mówiąc, żeby nie przesadzał.
- Haha. Bardzo zabawne - przewrócił oczami, nie kryjąc, że wcale nie bylo mu do śmiechu. - Już ci mówiłem nie raz na ten temat - nie chciał. Zrezygnował z tego świadomie, poddając się temu, czego i tak pragnął przez ten cały czas. Tylko teraz... pewien szczeniaczek wpadł w jego życie.
- Dlaczego ma się to skłaniać do jednego? - odpowiedział pytaniem, stukając palcem o ramię. - Związki nie tylko na tym polegają. Zresztą - zawahał się wyraźnie. - Nie mam co myśleć na tym obecnie. To nie jest tak, że po jednej randce skończę z nim w łóżku - nawet nie rozważał, że mógłby się mylić w tym momencie.
- Zaliczyć albo zaciążyć, i mieć ze mną minimum trójkę dzieci - przewrócił oczami. - Ale nadal mowa o jednej pozycji. Sorka, Słowik, ale moja wyobraźnia jest na tyle uboga, że nie widzę siebie pod nim - wcale nie było tak, że już to zrobił, całkowicie go zaskakując wtedy. Wcale. Chociaż nawet jeśli nie miało to nic wspólnego z sytuacją, jaką poruszali obecnie.
- Bieganie? W sumie, coś było o tym... - wypad do ZOO był dobre kilka miesięcy temu, więc nie pamiętał aż tak szczegółowo spraw. Ale musiał przyznać, że sporo zmieniło się od tamtej pory. Czy to przypadkowe spotkanie mogło być zalążkiem rozwoju ich relacji?
- Raczej będziesz mieć więcej szczęścia niż ja. Mój ostatni zakup w postaci preorderu nie dotarł do mnie - rozłożył bezradnie ramiona. - Chociaż mam nadzieję, że jednak powróci do mnie, ale po miesiącu czekania raczej wątpię... - stracił nadzieję na to. Pozostawało zamówienie na nowo, ale wątpił, że tym razem udałoby mu się to zrobić. - Może uznali mapę uniwersum za zbyt niebezpieczną czy coś.
Nawet nie napomniał dalej o bluzie. Miał jeszcze trochę czasu, by skryć ją przed pilnym wzrokiem przyjaciela i wiedział, że podejmie tę próbę przez sentymentalność, jaką odczuwał do tego kawałka materiału.
Ubiór został wybrany, więc jedynie przytaknął odnośnie wyboru stroju na spotkanie z Jace'm.
- Jeszcze pewnie, gdy mocno wiało, aby te włosy opadały wam na twarz? - potrafił sobie wyobrazić realizm takiego wydarzenia. - Okay, przekonuje mnie to, by nie rozpuszczać włosów.
Opadł na kanapę, tuż obok ubrań, wzdychając cicho. Cieszył się, że miał za sobą chociaż pierwszą część przygotowań. Miał nadzieję, że nie przesadzał z próbą podejścia, ale podświadomie odczuwał chęć zrobienia wrażenia na Jonathanie.
Zachichotał cicho, słysząc jego opowieść.
- Patrząc na to, że wiercisz się wszędzie, to wrośnięcie jest ostatnim, co ci grozi... - uznał, oceniając szybko to, co usłyszał. - Próbują cię wyrwać czy wręcz przeciwnie, są zazdrosne o ciebie? - był pewny, że obie opcje są tak samo prawdopodobne, przy czym podejmowanie się nic niekoniecznie dobrze kończyło się dla zainteresowanych kobiet.
- Mam nadzieję, że uda się wam znaleźć coś dobrego. Wtedy będę mógł wam pomóc z ogarnięciem miejsca - lekko uśmiechnął się, sprawdzając zaraz potem telefon, czy nie wpadło nowe powiadomienie.
- Dlaczego ma się to skłaniać do jednego? - odpowiedział pytaniem, stukając palcem o ramię. - Związki nie tylko na tym polegają. Zresztą - zawahał się wyraźnie. - Nie mam co myśleć na tym obecnie. To nie jest tak, że po jednej randce skończę z nim w łóżku - nawet nie rozważał, że mógłby się mylić w tym momencie.
- Zaliczyć albo zaciążyć, i mieć ze mną minimum trójkę dzieci - przewrócił oczami. - Ale nadal mowa o jednej pozycji. Sorka, Słowik, ale moja wyobraźnia jest na tyle uboga, że nie widzę siebie pod nim - wcale nie było tak, że już to zrobił, całkowicie go zaskakując wtedy. Wcale. Chociaż nawet jeśli nie miało to nic wspólnego z sytuacją, jaką poruszali obecnie.
- Bieganie? W sumie, coś było o tym... - wypad do ZOO był dobre kilka miesięcy temu, więc nie pamiętał aż tak szczegółowo spraw. Ale musiał przyznać, że sporo zmieniło się od tamtej pory. Czy to przypadkowe spotkanie mogło być zalążkiem rozwoju ich relacji?
- Raczej będziesz mieć więcej szczęścia niż ja. Mój ostatni zakup w postaci preorderu nie dotarł do mnie - rozłożył bezradnie ramiona. - Chociaż mam nadzieję, że jednak powróci do mnie, ale po miesiącu czekania raczej wątpię... - stracił nadzieję na to. Pozostawało zamówienie na nowo, ale wątpił, że tym razem udałoby mu się to zrobić. - Może uznali mapę uniwersum za zbyt niebezpieczną czy coś.
Nawet nie napomniał dalej o bluzie. Miał jeszcze trochę czasu, by skryć ją przed pilnym wzrokiem przyjaciela i wiedział, że podejmie tę próbę przez sentymentalność, jaką odczuwał do tego kawałka materiału.
Ubiór został wybrany, więc jedynie przytaknął odnośnie wyboru stroju na spotkanie z Jace'm.
- Jeszcze pewnie, gdy mocno wiało, aby te włosy opadały wam na twarz? - potrafił sobie wyobrazić realizm takiego wydarzenia. - Okay, przekonuje mnie to, by nie rozpuszczać włosów.
Opadł na kanapę, tuż obok ubrań, wzdychając cicho. Cieszył się, że miał za sobą chociaż pierwszą część przygotowań. Miał nadzieję, że nie przesadzał z próbą podejścia, ale podświadomie odczuwał chęć zrobienia wrażenia na Jonathanie.
Zachichotał cicho, słysząc jego opowieść.
- Patrząc na to, że wiercisz się wszędzie, to wrośnięcie jest ostatnim, co ci grozi... - uznał, oceniając szybko to, co usłyszał. - Próbują cię wyrwać czy wręcz przeciwnie, są zazdrosne o ciebie? - był pewny, że obie opcje są tak samo prawdopodobne, przy czym podejmowanie się nic niekoniecznie dobrze kończyło się dla zainteresowanych kobiet.
- Mam nadzieję, że uda się wam znaleźć coś dobrego. Wtedy będę mógł wam pomóc z ogarnięciem miejsca - lekko uśmiechnął się, sprawdzając zaraz potem telefon, czy nie wpadło nowe powiadomienie.
— Nie ma się skłaniać do jednego, tylko musisz pamiętać, że jest nieodłączną częścią związków. Przecież wchodząc w związek prędzej czy później oczekujesz, że się z kimś prześpisz, nie? A robienie "dobra przetestuje, może wyjdzie" też nie jest zbyt fajne. Serio, nie zdawałeś sobie z tego sprawy? Chociaż podejrzewam, że w twoim przypadku akurat nie ma tu złotego środka. Na tym etapie niezależnie czy prześpisz się z nim przed, czy po związku, jeśli się nie uda i wszystko pierdolnie to i tak będziecie już cierpieć tak samo, skoro w grę weszło coś więcej niż zaciekawienie — wzruszył ramionami, nieszczególnie powstrzymując się przed wypowiedzeniem dość brutalnych słów. Shane musiał mieć jednak świadomość, że tak to wyglądało. A jeśli nie był tego pewien, zawsze mógł zapytać o to wcześniej. Miał nadzieję, że o tym wiedział.
— Nie tylko to masz ubogie — zakasłał złośliwie w pięść, patrząc na niego z tym samym szatańskim uśmiechem co zawsze. Nie, zdecydowanie nie przestanie się przywalać do jego życia seksualnego, gdy sam się tak bardzo mu podstawiał.
— To była nasza jedyna konwersacja. Chyba. Nie pamiętam, może mówiłem coś jeszcze. Tak czy inaczej, na pewno udało mi się go podotykać i umówić na bieganie. Swoją drogą dzieciak naprawdę był dobrze zbudowany, jakbyś serio sam nic nie chciał, ale nie miał nic przeciwko pożyczeniu go na jeden wieczór, to wiesz gdzie mnie znaleźć — tym razem żartował, co od razu pokazał swoim rozbawionym uśmiechem i głośnym śmiechem. Chyba żartował. Od kiedy wrócił z Black Zone, nie sypiał już z nikim innym niż z Axelem. Zwłaszcza że wcześniej i tak robił to tylko ze względu na pracę. Nie było więc raczej szans, by wciągnął kogoś do łóżka dla czystej zabawy. No i nie mógł mieć pewności, jak by się to skończyło. Zamilkł na nieco dłużej, wpatrując się z wyraźnym zamyśleniem w ścianę.
— Haha pewnie jeden ze strażników też był ukrytym fanem serii i postanowił ją sobie przywłaszczyć. Ewentualnie przyjdzie za pół roku, gdy kompletnie o tym zapomnisz — wzruszył ramionami, cały czas popijając swój napój. Gdy decyzja o nierozpuszczaniu włosów została podjęta, pokiwał głową, dopijając wszystko do końca.
— Warunków pogodowych nie pamiętam — przyznał nieco po czasie, wyrywając się z letargu. Uniósł kącik ust w cwanym uśmiechu, opierając się wygodniej o kanapę — oba. Chociaż Sarah z jego pracy została uświadomiona już dawno temu, że nie ma u mnie większych szans. Chyba pierwszy raz widziałem wtedy, żeby Axel był zazdrosny. Zwykle nic go nie rusza. Absurd, co?
W końcu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest homoseksualny.
— Jest jeszcze jedna, Yen, która ma do niego słabość od samego początku. Czasem chodzę, żeby porzucać jej mordercze spojrzenie i uroczo się pouśmiechać. Nawet jeśli potem za to obrywam, ale co mogę poradzić? Nie pozwolę, by ktoś właził na mój teren — zamachał nogami, wstając z kanapy — co przypomina mi, że muszę tam jechać na rutynową kontrolę. Nie no, żartuję, ale Axel niedługo kończy pracę i mamy wrócić razem do domu. I będę pamiętał. Potrzebujesz mnie do czegoś jeszcze? Ubrania ci zostawiam, są twoje.
Powiedział, machając dłonią w stronę wszystkich ciuchów. W końcu nie przyniósł ich po to, by tachać je z powrotem, zwłaszcza że były zamawiane pod Kassira.
- Przecież wiem - burknął, pocierając włosy i odwracając głowę na bok. - Nawet jeśli nie chcę myśleć o tym teraz, to nie zmieni jednak to faktu. Przecież to nie przygoda na jedną noc - jednakże myśl o przespaniu się z innym facetem... Ciężko było mu sobie to wyobrazić. Nie kręcili go mężczyźni i był tego pewny do tej pory. Ale jeśli chodziło o samego Jonathana... całą logikę szlag brał. Zasłonił dłonią usta, odwracając się tyłem do Słowika. Im dłużej myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że nie mógł go kwalifikować do grupy innych osób i tworzyć ocenę zbiorową. Sposób, w jaki łamał granice strefy osobistej nie przeszkadzał mu, ale zarazem był pewny, że nie zgodziłby się, by zrobił to jakikolwiek inny przedstawiciel tej samej płci.
W dodatku moment, w którym go nagle przyszpilił do kanapy jakoś nie potrafił wyskoczyć mu z głowy. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo straci panowanie, ukazując swoje emocje przy tym.
- Złośliwiec - odciął, ponownie spoglądając na przyjaciela. - Za dobrze się bawisz - uznał, widząc jego uśmieszek. Brakowało mu do tej scenerii jeszcze rogów i ogonka, oraz namawiania, by oddał swoje ciało jego obiektowi zainteresowania tu i teraz... A nie, już to zrobił. W swojej racjonalności i doświadczeniu, gdzie Kassir mógł jedynie westchnąć i przyznać rację.
- Nie wiem czy to fart, że nie załapał wtedy twoich podtekstów - westchnął, przykładając dłoń do czoła i kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - Nie wypożyczam. Ale chciałbym to widzieć, jak biegacie, patrząc na twoje podejście - zaśmiał się krótko, by zaraz potem uspokoić się i posłać mu łagodniejsze spojrzenie.
Rozłożył ręce, uznając, że i tak nie domyśli się, co stało się z jego paczką. Gdziekolwiek była, pewnie przeżywała przygodę życia.
Nie dziwiło go zachowanie kumpla względem złośliwości, ale cieszył się zarazem, że nie reagował gwałtowniej. Przyłożył dłoń do policzka, zarazem też myśląc nad jego słowami.
- Nie spodziewałbym się po nim tego, ale zarazem nie dziwi mnie to - jak musiało to wyglądać, że wyciągnęło to emocje Axela. Miał wrażenie przez ten opis, że ominęło go niezapomniane wydarzenie.
- Cały ty. Aż dziwi mnie, że ona nie odpuściła do tej pory - liczenie na nawrócenie zainteresowania przy Słowiku było według Shane'a dość trudnym wyzwaniem do spełnienia. Nie życzył jej nawet powodzenia, mając w interesie bardziej szczęście czarnowłosego.
- Poczekaj, przejdę się z tobą kawałek. Kupię ci bubbletea, daddy - powiedział, decydując się na wyjście wraz z nim. Przesunął wzrokiem jeszcze na ubrania, nim wrócił do niego wzrokiem. Westchnął, uznając, że nie będzie już go męczyć o ceny zakupów.
z/t x2
W dodatku moment, w którym go nagle przyszpilił do kanapy jakoś nie potrafił wyskoczyć mu z głowy. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo straci panowanie, ukazując swoje emocje przy tym.
- Złośliwiec - odciął, ponownie spoglądając na przyjaciela. - Za dobrze się bawisz - uznał, widząc jego uśmieszek. Brakowało mu do tej scenerii jeszcze rogów i ogonka, oraz namawiania, by oddał swoje ciało jego obiektowi zainteresowania tu i teraz... A nie, już to zrobił. W swojej racjonalności i doświadczeniu, gdzie Kassir mógł jedynie westchnąć i przyznać rację.
- Nie wiem czy to fart, że nie załapał wtedy twoich podtekstów - westchnął, przykładając dłoń do czoła i kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - Nie wypożyczam. Ale chciałbym to widzieć, jak biegacie, patrząc na twoje podejście - zaśmiał się krótko, by zaraz potem uspokoić się i posłać mu łagodniejsze spojrzenie.
Rozłożył ręce, uznając, że i tak nie domyśli się, co stało się z jego paczką. Gdziekolwiek była, pewnie przeżywała przygodę życia.
Nie dziwiło go zachowanie kumpla względem złośliwości, ale cieszył się zarazem, że nie reagował gwałtowniej. Przyłożył dłoń do policzka, zarazem też myśląc nad jego słowami.
- Nie spodziewałbym się po nim tego, ale zarazem nie dziwi mnie to - jak musiało to wyglądać, że wyciągnęło to emocje Axela. Miał wrażenie przez ten opis, że ominęło go niezapomniane wydarzenie.
- Cały ty. Aż dziwi mnie, że ona nie odpuściła do tej pory - liczenie na nawrócenie zainteresowania przy Słowiku było według Shane'a dość trudnym wyzwaniem do spełnienia. Nie życzył jej nawet powodzenia, mając w interesie bardziej szczęście czarnowłosego.
- Poczekaj, przejdę się z tobą kawałek. Kupię ci bubbletea, daddy - powiedział, decydując się na wyjście wraz z nim. Przesunął wzrokiem jeszcze na ubrania, nim wrócił do niego wzrokiem. Westchnął, uznając, że nie będzie już go męczyć o ceny zakupów.
z/t x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach