▲▼
Grzecznie opatrzył sobie rękę, naklejając na nią białe plastry i siedział w domu, przeglądając internet. Rozmowa ze Słowikiem dała mu do pewnego zastanowienia, więc postanowił też dodatkowo poszerzyć własną wiedzę poprzez wpisy innych na wspomniany temat. Oczywiście w karcie prywatnej, którą ostatni raz wykorzystywał do sprawdzenia, ile minut gotował się ryż. Dopiero pukanie do drzwi spowodowało, że wyłączył komputer i wyszedł z sypialni, by podejść do drzwi wejściowych. Tak też oto Jace mógł zobaczyć Shane'a w rozpuszczonych włosach, mającego na sobie czarną koszulkę i granatowe spodnie, oraz chodzącego w skarpetkach.
- Cześć - przywitał się, po czym odsunął, by móc go wpuścić do środka. Zaraz potem zamknął za nim drzwi. Złośliwe serce zabiło o raz za szybko, gdy uświadomił sobie, że w końcu mogli spędzić ze sobą czas.
- Wow. Sporo rzeczy przyniosłeś - on tylko czekał, aż Jace postawi torby z jedzeniem na podłodze. Dopiero wtedy zarzucił mu ręce na kark i pocałował w usta. - Cieszę się, że jesteś - to był krótki gest z jego strony, ale zarazem uśmiechnął się po tym wszystkim.
- Dobra, pomogę ci przenieść te rzeczy do kuchni - zadecydował, bez chwili wahania zabierając jedną z torb do wspomnianego pomieszczenia. - Coś wymaga pilnego wypakowania? - w sumie nie miał pojęcia, jakie zapasy wziął blondyn ze sobą.
- Nie mam - odparł na jego pytanie, wzruszając ramionami. - Skoro mycie okien na jedenastym piętrze we mnie to nie wywołało, to raczej nic więcej nie zdoła - przesunął wzrokiem na bok, po czym westchnął cicho, chwytając się za ramiona w geście częściowego objęcia. - Oczywiście, że się boję. Chociażby tego, że w ważnym momencie podejmę złą decyzję, która doprowadzi do katastrofy - wyznał mu, obniżając głos do szeptu. - Horrory mnie nie przerażają, bo wiem, że to fikcja. Ale rzeczywistość to całkowicie inna sprawa - nie był pewny, czy chciał jeszcze wchodzić głębiej w tą tematykę. - Lata jednak robią swoje, wpływając na spojrzenie na świat i inne tego typu sprawy - czy chciałby, by wrócił jego poprzedni typ charakteru? Nie umiał sobie odpowiedzieć na to. Był jednak pewny, że obecne sytuacje w mieście coraz bardziej naruszały jego wewnętrzny sposób, pozwalając na ujawnienie jego innej części.
- Byłem pewny, że jeszcze uczysz się i spędzasz czas z przyjaciółmi - powiedział z rozbawieniem. - Oya? To nawet słodkie - aż tak mu zawracał głowę, że nie mógł skupić się na niczym innym? Nie mógł o tym inaczej myśleć niż w ten sposób. Zagubiony psiak. Zdecydowanie doświadczył czegoś niewinnego.
Pokręcił głową odnośnie zmywarki, nie dostrzegając za to jego zaczerwienienia ze swojej pozycji.
- Przynajmniej stanowiłby to dobry argument, byś mnie posłuchał się w tej kwestii - mruknął, nim już pozostawił go dla poszukiwania tytułu.
- Myślę właśnie, ale przyznaję, że na nic nie mam konkretnego chęci - odparł, przeskakując szybko pomiędzy posiadanymi tytułami. Do momentu, gdy jego ręce gwałtownie zadrżały w odpowiedzi na wciągniecie go na kolana, prawie wypuszczając przy tym pada z rąk. Przewrócił oczami, wracając do poprzedniego zajęcia, w szukaniu natchnienia na cokolwiek.
- Cwaniak - odparł, wiercąc się w jego rękach tak, by ułożyć się bardziej wygodniej. przy okazji uderzając kitą o jego klatkę piersiową. - Równie dobrze mogę cię nie wypuszczać dzisiaj i problem się sam rozwiąże - nie mógł mu tego zrobić, mając świadomość, że czas wolny Jace'a jest mocno ograniczony. - Na klucz musisz poczekać kilka dni, tyle wytrwasz.
To zdecydowanie była dla niego dziwna pozycja, ale obstawiał, że musiał się do tego stopniowo przyzwyczajać. Jak i do tego, że dorobił się swojej przylepy, której pocałunek na gołej skórze powodował lekki dreszcz na plecach, jak i krótkotrwały rumieniec.
- W dodatku sam jesteś zmęczony - wytknął mu. - Co do przyjścia... po prostu przyjdź, kiedy będziesz mieć czas i siły. I tak na razie masz misję w postaci uświadomienia rodziny, że nie bierzesz ślubu w następnym tygodniu - przewrócił oczami, odkładając pad na bok. - A to znaczy, że wypadałoby mi cię wypuścić - nie żeby to on go trzymał. Wychodziło teraz, ze było całkiem na odwrót. Położył dłoń na jego. - A skoro jeszcze mamy chwilkę dla siebie... - położył palec drugiej ręki na swoich ustach, opierając się wygodniej o jego ciało. - To chcę teraz odebrać pełną wersję tego, co niegdyś było tylko próbką - mrugnął oczami, zabierając część ciała. - Chyba teraz możemy się pocałować bez obaw, prawda?
- Byłem pewny, że jeszcze uczysz się i spędzasz czas z przyjaciółmi - powiedział z rozbawieniem. - Oya? To nawet słodkie - aż tak mu zawracał głowę, że nie mógł skupić się na niczym innym? Nie mógł o tym inaczej myśleć niż w ten sposób. Zagubiony psiak. Zdecydowanie doświadczył czegoś niewinnego.
Pokręcił głową odnośnie zmywarki, nie dostrzegając za to jego zaczerwienienia ze swojej pozycji.
- Przynajmniej stanowiłby to dobry argument, byś mnie posłuchał się w tej kwestii - mruknął, nim już pozostawił go dla poszukiwania tytułu.
- Myślę właśnie, ale przyznaję, że na nic nie mam konkretnego chęci - odparł, przeskakując szybko pomiędzy posiadanymi tytułami. Do momentu, gdy jego ręce gwałtownie zadrżały w odpowiedzi na wciągniecie go na kolana, prawie wypuszczając przy tym pada z rąk. Przewrócił oczami, wracając do poprzedniego zajęcia, w szukaniu natchnienia na cokolwiek.
- Cwaniak - odparł, wiercąc się w jego rękach tak, by ułożyć się bardziej wygodniej. przy okazji uderzając kitą o jego klatkę piersiową. - Równie dobrze mogę cię nie wypuszczać dzisiaj i problem się sam rozwiąże - nie mógł mu tego zrobić, mając świadomość, że czas wolny Jace'a jest mocno ograniczony. - Na klucz musisz poczekać kilka dni, tyle wytrwasz.
To zdecydowanie była dla niego dziwna pozycja, ale obstawiał, że musiał się do tego stopniowo przyzwyczajać. Jak i do tego, że dorobił się swojej przylepy, której pocałunek na gołej skórze powodował lekki dreszcz na plecach, jak i krótkotrwały rumieniec.
- W dodatku sam jesteś zmęczony - wytknął mu. - Co do przyjścia... po prostu przyjdź, kiedy będziesz mieć czas i siły. I tak na razie masz misję w postaci uświadomienia rodziny, że nie bierzesz ślubu w następnym tygodniu - przewrócił oczami, odkładając pad na bok. - A to znaczy, że wypadałoby mi cię wypuścić - nie żeby to on go trzymał. Wychodziło teraz, ze było całkiem na odwrót. Położył dłoń na jego. - A skoro jeszcze mamy chwilkę dla siebie... - położył palec drugiej ręki na swoich ustach, opierając się wygodniej o jego ciało. - To chcę teraz odebrać pełną wersję tego, co niegdyś było tylko próbką - mrugnął oczami, zabierając część ciała. - Chyba teraz możemy się pocałować bez obaw, prawda?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Sob Cze 18, 2022 12:54 pm
Sob Cze 18, 2022 12:54 pm
Podrapał się z zakłopotaniem po karku, spuszczając nieco głowę.
— Przepraszam, nie chciałem, żebyś musiał myśleć o takich rzeczach. Ale z drugiej strony, moim zdaniem nie ma co się przejmować takimi na zapas. Choćbyś zachowywał największą ostrożność to i tak prędzej czy później coś zepsujesz. Tak to po prostu działa, zwłaszcza że nie funkcjonujemy sami. No i mam wrażenie, że czasem przez nadmierną ostrożność potrafimy bardzo dużo tracić. Więc lepiej chyba po prostu starać się ich unikać, ale bardziej być przygotowanym, by wszystko naprawić, prawda? — uśmiechnął się, na nowo roztaczając wokół siebie tę samą pozytywną atmosferę co zawsze. Nie widział w końcu większego sensu w dołowaniu się. Jego słowa może i były z dziedziny "łatwiej powiedzieć niż zrobić" ale, tak czy inaczej, to właśnie nimi wolał się kierować.
Choć zdecydowanie musiał popracować nad kwestią napraw, bo gdy za mocno mu zależało, bardziej załączał mu się odruch ucieczki.
— Uczymy się, ale luźniejszych rzeczy. Bardziej robimy jakieś osobiste projekty i w ogóle. W sumie jest fajnie, przynajmniej ludzie nie stresują się już wszystkim tak jak wcześniej, bo wiedzą, że i tak nie mają wpływu na wyniki. Więc tak, w sumie najwięcej czasu spędzamy właśnie na głupotach. Udało nam się zorganizować konsolę do klasy, więc ostatnio graliśmy w Tekkena z naszym nauczycielem matematyki. Mamy dużo spotkań klubowych, więc też mam co robić. Zwłaszcza że chłopaki od koszykówki i siatkówki zawsze szukają kogoś do wspólnych meczów towarzyskich. Ostatnio graliśmy w mieszanych składach i było super śmiesznie. Wsadziłem jedną dziewczynę na kosz i nie mogła z niego zejść — roześmiał się na samo wspomnienie, kręcąc na boki głową — chociaż potem dostaliśmy burę, że mógł się pod nią zarwać, ale dla nas i tak było warto.
Gdyby nie miliony obowiązków, Jace zdecydowanie dużo mocniej cieszyłby się szkołą. W końcu uwielbiał do niej chodzić. Atmosferę, luźne rozmowy, wspólne jęczenie nad egzaminami, przerażone spojrzenia, gdy znowu zapomniało się o sprawdzianie i próby przekonania nauczyciela, by podwyższył ci ocenę, gdy brakowało ci jednego punkta. Fakt, że ten czas dobiegał końca, napawał go zarówno ulgą z powodu odchodzącego obciążenia, jak i smutkiem. Stracił przez chwilę nieco na entuzjazmie, patrząc jedynie z zamyśleniem w przestrzeń.
"Myślę właśnie, ale przyznaję, że na nic nie mam konkretnego chęci."
— To może po prostu, zamiast grać, odpal telewizor? Czasem można znaleźć tak głupie rzeczy, skacząc pomiędzy kanałami, że stanowi to jeszcze większą rozrywkę — parsknął z rozbawieniem, przesuwając nieco wygodniej jego włosy na bok.
— Może wytrwam, może nie — zrobił cierpiętniczą minę, zaraz wzdychając ciężko, gdy Shane wspomniał o rodzinie. Na samą myśl, że go to czekało, pokręcił głową na boki. Masakra. Naprawdę miał nadzieję, że jak wróci, to jego rodzeństwo będzie już spać.
— Wcześniej nie mogliśmy? — spytał zaczepnie, unosząc kącik ust ku górze. Doskonale wiedział, że obecna sytuacja zmieniła się na tyle, by odblokować przed nimi zupełnie nowe możliwości, ale droczenie się z ciemnowłosym sprawiało mu zbyt wiele przyjemności. Nawet jeśli to on sam miał zostać sprowadzony do parteru. Przynajmniej słownie.
— Czyli mam większy priorytet niż gry, to spory sukces — stwierdził z wyraźnym zadowoleniem, zaraz przesuwając ręce nieco wygodniej.
Tylko po to, by zrzucić go ostrożnie pod siebie na kanapę. Taka pozycja zdecydowanie dużo bardziej trafiała w jego gusta, no i zdecydowanie dużo ułatwiała. Wątpił, by Shane'owi było wygodnie non stop się wychylać. Przesunął dłoń ku górze, przejeżdżając powoli kciukiem po jego dolnej wardze. Nadal nie do końca był pewien czy aby mu się to wszystko nie śniło.
- Nah - machnął ręką. - Jest w porządku. I możliwe, że masz rację w swoich słowach - tym oto sposobem dał się potraktować jego pozytywną aurą, rozluźniając się na tyle, by jednak nie myśleć na tym bardziej intensywnie. - Chociaż... może lepiej, że wiesz. Następnym razem będzie mi to łatwiej znieść i nie dać się pogrążyć w mroku.
Historie o szkole skomentował z rozbawieniem i uśmiechem na samym początku, nim odezwał się:
- Brzmi cudownie. Kompletnie inny typ szkoły niż ten, do której ja chodziłem. Owszem, było sporo zajęć poza szkolnych oraz klubów, ale przyznaję, że nie przypominam sobie, byśmy luźniej spędzali czas przy końcu roku szkolnego. Kojarzę za to różnego typu testy... - zamyślił się na głos. - Ale z innej strony, może było coś więcej, tylko ja nie mogłem brać w tym udział. Mimo wszystko od tamtego czasu upłynęło sporo - a szkoła i jego dzieciństwo nie było czymś, co chciał pamiętać szczególnie. Ostrożnie wyciągnął rękę i pogłaskał go, gdy ujrzał jego spadek nastroju.
Chociaż w samym salonie... powstał nieco inny problem już.
- Hm... Jest to jakaś myśl - chociaż nie był fanem oglądania kanałów samych w sobie. - Może natrafię na coś ciekawego... - albo i nie, patrząc na to, że miał obok siebie równie interesujący obiekt, który zgarniał jego większą uwagę.
- Wcześniej to miało słabszy wydźwięk - odciął się błyskawicznie, nie zamierzając mu dać kontrolować sytuację. - Chyba nie powiesz, że byłeś z tego do tej pory zadowolony? - uniósł brew do góry, nie szczędząc sobie na możliwości odbicia przysłowiowej piłeczki w jego stronę.
- Wyjątkowo dzisiaj tak - odparł na jego słowa, czując przyspieszone bicie serca, gdy wepchnął go pod siebie na kanapie. Nie przyzwyczaję się. Jeden gest, ale wystarczyło, by poczuł się częściowo bezbronnym. To było dość dziwne uczucie dla niego, gdy to on znajdował się pod kimś, kto był od niego większy. Mrugnął oczami, wyzwalając się z pierwotnego oszołomienia w momencie, gdy poczuł jego kciuk na wardze. Rozchylił lekko usta, wypuszczając powietrze. Ciężko było mu myśleć teraz, że to on był starszy i bardziej doświadczony. Porównanie do bycia nastolatkiem, którego pchnie do nowych rzeczy, było czymś, co przyszło mu teraz na myśl. Uniósł lekko kąciki ust do góry, zmieniając wzrok na bardziej rozczulony. Przesunął lewą rękę, by złapać go za bluzę. Zacisnął palce na materiale, pociągając go w swoją stronę.
- Tym razem nie musisz obawiać się niechcianej publiki - z prowokacyjnym uśmieszkiem nawiązał do sytuacji przy bibliotece. - Możemy kontynuować od tamtego momentu - zabrał rękę z ubrania, po czym przeniósł ręce tak, by uczepić się jego karku, lekko wsuwając palce w jasne włosy.
Historie o szkole skomentował z rozbawieniem i uśmiechem na samym początku, nim odezwał się:
- Brzmi cudownie. Kompletnie inny typ szkoły niż ten, do której ja chodziłem. Owszem, było sporo zajęć poza szkolnych oraz klubów, ale przyznaję, że nie przypominam sobie, byśmy luźniej spędzali czas przy końcu roku szkolnego. Kojarzę za to różnego typu testy... - zamyślił się na głos. - Ale z innej strony, może było coś więcej, tylko ja nie mogłem brać w tym udział. Mimo wszystko od tamtego czasu upłynęło sporo - a szkoła i jego dzieciństwo nie było czymś, co chciał pamiętać szczególnie. Ostrożnie wyciągnął rękę i pogłaskał go, gdy ujrzał jego spadek nastroju.
Chociaż w samym salonie... powstał nieco inny problem już.
- Hm... Jest to jakaś myśl - chociaż nie był fanem oglądania kanałów samych w sobie. - Może natrafię na coś ciekawego... - albo i nie, patrząc na to, że miał obok siebie równie interesujący obiekt, który zgarniał jego większą uwagę.
- Wcześniej to miało słabszy wydźwięk - odciął się błyskawicznie, nie zamierzając mu dać kontrolować sytuację. - Chyba nie powiesz, że byłeś z tego do tej pory zadowolony? - uniósł brew do góry, nie szczędząc sobie na możliwości odbicia przysłowiowej piłeczki w jego stronę.
- Wyjątkowo dzisiaj tak - odparł na jego słowa, czując przyspieszone bicie serca, gdy wepchnął go pod siebie na kanapie. Nie przyzwyczaję się. Jeden gest, ale wystarczyło, by poczuł się częściowo bezbronnym. To było dość dziwne uczucie dla niego, gdy to on znajdował się pod kimś, kto był od niego większy. Mrugnął oczami, wyzwalając się z pierwotnego oszołomienia w momencie, gdy poczuł jego kciuk na wardze. Rozchylił lekko usta, wypuszczając powietrze. Ciężko było mu myśleć teraz, że to on był starszy i bardziej doświadczony. Porównanie do bycia nastolatkiem, którego pchnie do nowych rzeczy, było czymś, co przyszło mu teraz na myśl. Uniósł lekko kąciki ust do góry, zmieniając wzrok na bardziej rozczulony. Przesunął lewą rękę, by złapać go za bluzę. Zacisnął palce na materiale, pociągając go w swoją stronę.
- Tym razem nie musisz obawiać się niechcianej publiki - z prowokacyjnym uśmieszkiem nawiązał do sytuacji przy bibliotece. - Możemy kontynuować od tamtego momentu - zabrał rękę z ubrania, po czym przeniósł ręce tak, by uczepić się jego karku, lekko wsuwając palce w jasne włosy.
— Jak zaczną cię nachodzić czarne myśli, to zawsze możesz mi o nich powiedzieć. Opinia z zewnątrz często przemawia do nas dużo bardziej niż własna — uśmiechnął się, przechylając nieco głowę na bok. W końcu sam niejednokrotnie się o tym przekonał. Potrafił znaleźć się w momencie, gdy wszystko widział w kiepskich barwach i wyjść z niego w przeciągu kilku chwil, gdy ktoś udzielił mu swojej rady czy też po prostu z nim posiedział.
Nie żeby prosił kogokolwiek o podobną pomoc od czasów śmierci Julie. W końcu to właśnie ona była jego główną osobą od trzepnięcia go po głowie i skrytykowania, że za dużo myśli. Tyle dobrego, że Shane potrafił takie rzeczy wyłapać naturalnie, niejednokrotnie mu tym samym pomagając.
— Ciężko mi ocenić. Myślę, że odbiór szkoły bardzo mocno zmienia się w zależności od środowiska, w jakim się obracamy, no i własny charakter oczywiście. Mieliśmy dużo osób, które nieszczególnie były zainteresowane kontaktami towarzyskimi, więc wątpię, by wypowiadały się tak samo jak ja. Nawet teraz wolą powtarzać materiał, niż do nas dołączyć. Jednocześnie mam sporo znajomych, którzy spędzali ze sobą całe dnie po lekcjach. Sam nigdy nie miałem na to czasu, więc gdybym nie wypytywał ich o różne historie, pewnie dość mocno bym odstawał — jego hiperaktywność i wieczna pozytywność, sprawiały, że ludzie nie mieli mu nawet za złe, gdy po raz pięćsetny odmawiał wyjścia na gofry czy do kina.
"Chyba nie powiesz, że byłeś z tego do tej pory zadowolony?"
— Oczywiście, że byłem — nawet się nie zawahał — każdy najmniejszy gest był dla mnie niezwykle ważny. Nawet jeśli dla ciebie mógł znaczyć niewiele.
Uśmiechnął się, nie zamierzając zgrywać, że nic go wcześniej nie ruszało. Oczywiście, że go ruszało. Każdy najmniejszy gest ze strony Shane'a. Głupie trzymanie za rękę sprawiało, że wracał do domu w świetnym humorze, czując, że może zrobić wszystko. Zwykłe dotknięcie jego twarzy, wystarczyło, by odegnać wszystkie ponure myśli. Jak mógłby nie być z nich zadowolony?
— Wyjątkowo? — zapytał, nie mogąc się powstrzymać przed roześmianiem — Czyli czeka mnie wieczna walka o pozycję? Chyba muszę popracować nad swoją siłą perswazji i w ogóle.
Szczerze mówiąc, niewiele myślał o swoich akcjach. Nie miałby nic przeciwko pociągnięciu Shane'a na siebie, ale z jakiegoś powodu właśnie ta pozycja przyszła mu dużo naturalniej. Może dlatego, że gdzieś w środku, po cichu zawsze chciał go zobaczyć pod sobą. Zwłaszcza z taką miną jak teraz. Nawet jeśli Jace nieustannie się uśmiechał, w środku toczył ze sobą walkę, o którą bez wątpienia nikt by go nie podejrzewał. Sam nie zamierzał zresztą przekraczać niepisanej granicy, wiedząc, że na niektóre rzeczy było najzwyczajniej w świecie za wcześnie.
Co nie zmieniało faktu, że jego samokontrola przechodziła ostrą próbę.
— Jak będziesz mnie za bardzo prowokował, to naprawdę zostanę na noc — odpowiedział, przymykając nieznacznie oczy, gdy poczuł jego palce w swoich włosach. Sam zsunął dłoń nieco niżej, zaraz wsuwając ją pod jego koszulkę, choć grzecznie utrzymywał się na poziomie brzucha, jednocześnie schylając w dół. Zaśmiał się cicho, gryząc go w bok szyi, nim w końcu go pocałował. Fakt, że nie musiał się nigdzie spieszyć, zdecydowanie miał swoją dużą rolę w tym jak grzecznie zaczął, nie napierając na niego zbyt mocno. Choć drażnienie się z nim chyba sprawiało mu nie lada przyjemność, skoro co chwilę nieznacznie przerywał kontakt i wznawiał go ponownie. Skoro i tak zrezygnowali z grania, mógł się na nim skupić całkowicie, prawda?
Więc to tak działało... - oczywiście, że nie mógł tego powiedzieć o sobie. Nie odbierał świata jak Jace, na którego los najwyraźniej zesłał coś w postaci zauroczenia i młodzieńczej miłości. Gdzieś, gdzie twój obiekt westchnień robiąc cokolwiek, powodował szybsze bicie serca.
I jednak młodszy miał na tyle szczęścia, że udało mu się osiągnąć coś więcej, nim same uczucie go wypaliło.
- Powodzenia - podsumował jego słowa jedynie w taki sposób, pozwalając sobie na cień rozbawienia.
Ale muszę przyznać jedno... to naprawdę dziwne uczucie znajdować się pod nim
- Więc muszę się nieco lepiej postarać - wymamrotał w odpowiedzi, pół żartem. Brzmiało to jak kusząca perspektywa, ale nie miał na tyle w sobie zobojętnienia, by zmusić go do tego. I na to nadejdzie kiedyś czas.
Syknął, gdy jego zęby zetknęły się z nim, czując falę zaskoczenia spowodowaną tym gestem. Wypuścił głośniej powietrze z płuc, starając się zachować chociaż część spokoju, gdy czuł jego palce na swojej nagiej skórze. Jego ciało się lekko wygięło, gdy poczuł jego pocałunek na szyi. Wydał z siebie ciche mruknięcie, czując się zarazem częściowo zniewolony owymi gestami. Mrowienie w brzuchu i szybsze bicie serca nie dawało się pomylić z niczym innym niż tym, że jego ciało odbierało to jako pozytywne działania. Oddech przyspieszył. Jego umysł był zaskoczony tym, jak reagował na tak drobne gesty i zarazem, jak bardzo chciał się dać w to wciągnąć. Część jego obstawiała, że w przyszłości bedzie reagować o wiele spokojniej, ale póki co... Skoro i tak nie poświęcił się grze, postanowił to przełożyć na Jace'a.
- Może... ja też na coś sobie pozwolę.
Zabrał rękę z jego włosów, przenosząc ją i wolną na jego twarzy, w zmuszeniu, by spojrzał na niego. Uśmiechnął się lekko, unosząc kącik ust do góry i zarazem ze złośliwością, nim przesunął je dalej, by zmusić go do nachylenia się i pocałowania go w wargi. Rozchylił je lekko, pogłębiając gest, specjalnie przedłużając go na kilka dodatkowych sekund, nim go wypuścił, by nabrać nieco powietrza.
- Naprawdę lubię twój urok, Jace - powiedział z zadowoleniem.
I jednak młodszy miał na tyle szczęścia, że udało mu się osiągnąć coś więcej, nim same uczucie go wypaliło.
- Powodzenia - podsumował jego słowa jedynie w taki sposób, pozwalając sobie na cień rozbawienia.
Ale muszę przyznać jedno... to naprawdę dziwne uczucie znajdować się pod nim
- Więc muszę się nieco lepiej postarać - wymamrotał w odpowiedzi, pół żartem. Brzmiało to jak kusząca perspektywa, ale nie miał na tyle w sobie zobojętnienia, by zmusić go do tego. I na to nadejdzie kiedyś czas.
Syknął, gdy jego zęby zetknęły się z nim, czując falę zaskoczenia spowodowaną tym gestem. Wypuścił głośniej powietrze z płuc, starając się zachować chociaż część spokoju, gdy czuł jego palce na swojej nagiej skórze. Jego ciało się lekko wygięło, gdy poczuł jego pocałunek na szyi. Wydał z siebie ciche mruknięcie, czując się zarazem częściowo zniewolony owymi gestami. Mrowienie w brzuchu i szybsze bicie serca nie dawało się pomylić z niczym innym niż tym, że jego ciało odbierało to jako pozytywne działania. Oddech przyspieszył. Jego umysł był zaskoczony tym, jak reagował na tak drobne gesty i zarazem, jak bardzo chciał się dać w to wciągnąć. Część jego obstawiała, że w przyszłości bedzie reagować o wiele spokojniej, ale póki co... Skoro i tak nie poświęcił się grze, postanowił to przełożyć na Jace'a.
- Może... ja też na coś sobie pozwolę.
Zabrał rękę z jego włosów, przenosząc ją i wolną na jego twarzy, w zmuszeniu, by spojrzał na niego. Uśmiechnął się lekko, unosząc kącik ust do góry i zarazem ze złośliwością, nim przesunął je dalej, by zmusić go do nachylenia się i pocałowania go w wargi. Rozchylił je lekko, pogłębiając gest, specjalnie przedłużając go na kilka dodatkowych sekund, nim go wypuścił, by nabrać nieco powietrza.
- Naprawdę lubię twój urok, Jace - powiedział z zadowoleniem.
— To ja muszę się postarać, żeby nie dać się w to wciągnąć — zażartował w odpowiedzi, potrząsając nieco głową na boki. Poza tym zdecydowanie przyda mu się ćwiczenie samokontroli. Myślał, że do tej pory było mu z tym ciężko, ale kto by pomyślał, że gdy tylko dostanie faktyczną zgodę na cokolwiek, będzie jeszcze trudniej? Zwłaszcza że Shane w żaden sposób mu się nie przeciwstawiał. To też mimowolnie sprawiało, że chciał sprawdzić, jak daleko sięgały jego granice. Po którym ruchu by zaprotestował.
Ale jednocześnie nie chciał tego robić. Zbyt mocno mu na nim zależało, by ryzykować jakikolwiek dyskomfort z jego strony. Poza tym przecież mieli przed sobą całe mnóstwo czasu.
Nie potrafił nawet nazwać towarzyszących mu odczuć, gdy widział jak Shane reaguje w odpowiedzi na jego czynności. W porównaniu z wcześniejszymi sytuacjami, gdy nieustannie pozostawał opanowany, zdecydowanie wolał właśnie tę odsłonę. A skoro ciemnowłosy zamierzał się do tego przyzwyczaić...
... cóż, po prostu nie mógł mu na to pozwolić, prawda?
Odpowiedział na jego pocałunek, nie odsuwając się jednak na zbyt dużą odległość, nawet kiedy Kassir wyraźnie przestał, by złapać oddech.
— Gdybyś go nie lubił, musiałbym zacząć się poważnie martwić — odpowiedział zaczepnie, nie dając mu czasu na zbyt dużą przerwę. Sam się schylił, przesuwając powoli językiem po jego dolnej wardze, wyraźnie szukając zezwolenia, nim pogłębił pocałunek, zmuszając go do mocniejszego otwarcia ust. Wcześniej spokojne gesty stały się dużo bardziej intensywne, gdy zsunął dłoń po jego brzuchu w dół, zatrzymując ją jednak grzecznie nad linią spodni, wyraźnie nie zamierzając jej przekraczać. Nawet jeśli raz po raz pocierał opuszkami jego skórę. Przerwał pocałunek, muskając wargami jego policzek i bok szyi, choć tym razem nie ugryzł go w żaden sposób, skupiając się jedynie na delikatnych, łaskoczących muśnięciach.
Przy okazji zdając sobie z tego, jak ładnie pachniał.
— Ughh, nie mam do tego siły woli — jęknął nagle, zabierając z niego ręce i podnosząc się do góry — mogę skoczyć się umyć? Możesz w tym czasie... pograć i spróbować nie zasnąć. Dziesięć minut mi wystarczy.
Chociaż naprawdę zaczynał się zastanawiać czy nie zostać u niego na noc. W końcu Shane, by się zgodził. Chyba. Skoro sam o tym żartował. Tylko miał porozmawiać z rodziną... ale przecież może porozmawiać z nimi jutro. Czy jego tata był już w domu? Powinien do niego zadzwonić. Albo może po prostu wrócić.
Naprawdę nie chciał wracać.
Widząc jak bardzo Kassir był zmęczony, właśnie walczyły w nim dwa wilki. Jeden, który mówił, by zebrał się do siebie. I drugi, który podpowiadał, że skoro jest taki padnięty, może pozwoliłby mu ze sobą spać i nie przeszkadzałoby mu, gdyby się do niego kleił przez całą noc. Choć nie był pewien, czy ten drugi miał rację. Ale jeśli miał? Nie, żeby sprawiało mu przyjemność patrzenie na wykończonego Shane'a, ale jednocześnie rzadko kiedy widział go w tak bezbronnej formie. Spędzenie z nim nocy, po prostu leżąc obok, było zwieńczeniem kilkumiesięcznych marzeń, które nie sądził, że kiedykolwiek się spełnią. A możliwość obudzenia się z rana i zobaczenia jego twarzy od razu po otworzeniu oczu...
Cholerny wilk. Mącił mu w głowie.
Prowokował go. Swoimi słowami, gestami i wyborami, przekraczając powoli, ale zarazem stopniowo niepisane granice w ich relacji. Mógł przewidzieć, że jego działania zachęcą jasnowłosego do dalszego posunięcia się, jednakże nie zatrzymał tego w żaden sposób. Jego przerwa na złapanie oddechu została przerwana wraz z ponownym pocałunkiem, przy którym posłusznie rozszerzył usta, pozwalając mu na wejście tam językiem, jeśli tego właśnie chciałby. Poruszył odczuwalnie nogami, gdy ciepły dotyk znalazł się o wiele niżej na jego skórze, w miejscu, gdzie nawet nie sądziłby, że mógłby w takim momencie. Nie miał pojęcia, czy był to test jego wytrzymałości, czy Jonathan poddawał się chwili. Jednakże było to zarazem na tyle przyjemne, jak i niebezpieczne, że nie umiał się sam siebie zmusić do przerwania tego dla zachowania rozsądnej granicy.
Dlatego też gdy Jace się od niego oderwał i przeszedł gdzie indziej, dostał chwilę odetchnięcia, by odzyskać kontrolę nad swoim oddechem oraz móc lekko drżeć, gdy czuł muśnięcia na skórze, pozostawiające po sobie uczucie mrowienia. Jego ciepło wystarczyło, by dodać mu nowych dozna, gdzie samemu przeniósł dłonie na jego bark, by...
Gwałtowne oderwanie się było niczym zimny kubeł wody. Zamrugał oczami, posyłając mu nieprzytomne spojrzenie, nie mając pojęcia, co właśnie się stało.
- Śmiało - przytaknął, gdy po kilku pierwszych sekundach otrząsnął się, ostrożnie zaczepiając się o bok kanapy, by nieco podnieść się. - Postaram się nie zasnąć - przesunął wzrok na bok. Teraz był o wiele bardziej pobudzony niż chwilę temu, ale nie mógł określić, na ile się to utrzyma. Przyłożył dłoń do ust, delikatnie muskając palcami je. - I dziękuję za pozwolenie. Chociaż przyznam, że było teraz całkiem przyjemnie - spojrzał na niego, uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem.
Więc? Potrzebuje otrzeźwienia po tym wszystkim?
Przesunął drugą rękę na szyję, gdzie niedawno poczuł ugryzienie, po czym bez chwili wahania ponownie podciągnął się, zmuszając przy tym Jace'a do zmiany pozycji.
- Poczekam na ciebie - sięgnął grzecznie po pada - który z tego wszystkiego niespodziewanie znalazł się na dywanie. - Więc nie musisz się spieszyć - chociaż jego poziom koncentracji był obecnie zanikający.
Przeklęta kawa.
Gdy Jace już by poszedł, odłożył jednak pada, wstając z miejsca. Zmusił swoje ciało do ruchu, rozciągając się na tyle, ile mógł. Obstawiał, że siedząc na miękkiej kanapie finalnie by zasnął, dlatego też wolał postawić na chwilę rozruszania się, nim powróci...
Chłopak, co?
Myśl o tym była poruszająca i zarazem ciesząca go. Pozwalał sobie jeszcze na chwilę ciepłego uczucia, by go owinęło niczym miękki kocyk, nim westchnął i padł ponownie na kanapę przodem. Przewrócił się na bok, wzdychając cicho i posyłając beznamiętne spojrzenie ekranowi.
Dlatego też gdy Jace się od niego oderwał i przeszedł gdzie indziej, dostał chwilę odetchnięcia, by odzyskać kontrolę nad swoim oddechem oraz móc lekko drżeć, gdy czuł muśnięcia na skórze, pozostawiające po sobie uczucie mrowienia. Jego ciepło wystarczyło, by dodać mu nowych dozna, gdzie samemu przeniósł dłonie na jego bark, by...
Gwałtowne oderwanie się było niczym zimny kubeł wody. Zamrugał oczami, posyłając mu nieprzytomne spojrzenie, nie mając pojęcia, co właśnie się stało.
- Śmiało - przytaknął, gdy po kilku pierwszych sekundach otrząsnął się, ostrożnie zaczepiając się o bok kanapy, by nieco podnieść się. - Postaram się nie zasnąć - przesunął wzrok na bok. Teraz był o wiele bardziej pobudzony niż chwilę temu, ale nie mógł określić, na ile się to utrzyma. Przyłożył dłoń do ust, delikatnie muskając palcami je. - I dziękuję za pozwolenie. Chociaż przyznam, że było teraz całkiem przyjemnie - spojrzał na niego, uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem.
Więc? Potrzebuje otrzeźwienia po tym wszystkim?
Przesunął drugą rękę na szyję, gdzie niedawno poczuł ugryzienie, po czym bez chwili wahania ponownie podciągnął się, zmuszając przy tym Jace'a do zmiany pozycji.
- Poczekam na ciebie - sięgnął grzecznie po pada - który z tego wszystkiego niespodziewanie znalazł się na dywanie. - Więc nie musisz się spieszyć - chociaż jego poziom koncentracji był obecnie zanikający.
Przeklęta kawa.
Gdy Jace już by poszedł, odłożył jednak pada, wstając z miejsca. Zmusił swoje ciało do ruchu, rozciągając się na tyle, ile mógł. Obstawiał, że siedząc na miękkiej kanapie finalnie by zasnął, dlatego też wolał postawić na chwilę rozruszania się, nim powróci...
Chłopak, co?
Myśl o tym była poruszająca i zarazem ciesząca go. Pozwalał sobie jeszcze na chwilę ciepłego uczucia, by go owinęło niczym miękki kocyk, nim westchnął i padł ponownie na kanapę przodem. Przewrócił się na bok, wzdychając cicho i posyłając beznamiętne spojrzenie ekranowi.
Jego nieprzytomny wzrok sprawiał, że tym bardziej nie miał ochoty się stąd ruszać. Wiedział, że zbyt mocno poddaje się w tym momencie emocjom, ale mimo że wspomniał o wyprowadzce w połowie lipca, miał ochotę przyspieszyć cały proces. Najlepiej na już.
Zdecydowanie musi się wziąć za szukanie odpowiedniego miejsca i przegadać to wszystko z rodzicami. Jak najszybciej. Chociaż sama przeprowadzka bez wątpienia miał mu zabrać kilka tygodni. Całe szczęście sporo mebli będzie mógł wziąć od siebie, a resztę będzie uzupełniał stopniowo, aż wszystko będzie wyglądać, tak jak tego chciał.
Tak jak obaj tego chcieli. W końcu zdecydowanie nie zamierzał pomijać opinii Shane'a w tym temacie. Chociaż z jakiegoś powodu poza jego pokojem, wątpił, by ciemnowłosy miał robić jakiekolwiek problemy w kwestii wnętrza.
Przyglądał mu się przez chwilę, nim usiadł jeszcze na chwilę na skraju kanapy i położył dłoń na jego twarzy, przesuwając po niej palcami. Może powinien już iść do domu? W końcu wyraźnie widział, że Kassir ledwo się trzymał.
Jednocześnie nie chciał, jak i wybitnie chciał być w tym momencie samolubny i zostać jednak dłużej. Ustalił więc granicę na godzinę, o której wcześniej wspominali. Biorąc pod uwagę to, ile czasu minęło... jeśli szybko się ogarnie, zostawało im jeszcze jakieś trzydzieści minut.
Pokręcił głową na boki i parsknął cicho z rozbawieniem, zabierając dłoń i kładąc ją na jego klatce piersiowej, by popchnąć go nagle w dół. Nie zrobił jednak niczego więcej, poza ponownym wstaniem.
— Całkiem. Powinienem się obrazić.
Choć rzecz jasna i tak żartował. Nawet jeśli wcześniej podobne słowa pewnie dość mocno utkwiłyby mu w głowie, obecnie zdążył się już nauczyć reakcji Shane'a na tyle, by patrzeć na nie w zupełnie inny sposób. I całe szczęście.
Poszedł od razu do łazienki, spełniając przy tym swoją obietnicę. Rzeczywiście nie zajęło mu to dużo czasu, zwłaszcza że głównie czuł potrzebę zmycia z siebie potu i kurzu po pracy. Podejrzewał, że na zakwasy będzie się skarżył dopiero w następnym dniu. Zimniejsza woda pozwoliła mu wyzbyć się nieco zmęczenia, gdy wyszedł z powrotem do salonu z nadal lekko wilgotnymi włosami, które i tak miały podeschnąć w przeciągu kilku minut. Usiadł na ziemi obok kanapy i oparł się o nią ramionami, wpatrując uważnie w twarz Shane'a.
— Może jednak zbiorę się nieco wcześniej? Naprawdę wyglądasz na wykończonego i zaczynam mieć wyrzuty sumienia — westchnął cicho, zgarniając jeden z kosmyków jego włosów, by przesunąć po nim palcami, zaraz zatykając go za ucho.
No i dał się ponownie zepchnąć na dół, posyłając w nagrodę pytające i zdezorientowane spojrzenie.
- Może po prostu chciwy ze mnie osobnik? - parsknął, zasłaniając zaraz potem usta. - "Całkiem" wyraża o wiele więcej - chyba go nie uraził, prawda? Zmarszczył na moment brwi, ponownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Zdecydowanie tego nie chciał, a jednak jego zastanowienie nad własnymi słowami...
... czasem zdecydowanie nie istniało.
Czekanie na kanapie jednak jest nudne. Przynajmniej wrócił, nim sam zdążył zasnąć z tego wszystkiego.
- Albo możesz nie marudzić i posiedzieć ze mną chwilę - odciął się, łapiąc go momentalnie za rękę. Zmrużył oczy, posyłając mu z lekka podejrzliwe spojrzenie. - ... a raczej to bym chętnie powiedział, gdybym sam nie widział, że jesteś zmęczony - dźgnął go między brwiami wskazującym palcem. - O tu. Zaraz ci wyjdą zmarszczki - popatrzył na niego łagodnie. - Nie chcę, byś potem wyrzucał sobie, gdybym cię zmusił do zostania na noc. Chociaż chętnie bym to zrobił - westchnął również. - Zwłaszcza, że i tak "porwałem cię" dzisiaj.
Chociaż sam dzień był wystarczająco wyjątkowy, by nie miał powodów, aby narzekać na to. Rezultat był powyżej oczekiwań.
- Ale gdy znajdziesz dla siebie więcej czasu, by móc spędzić tutaj noc, to będzie mi miło - na szczęście sam nie pracował na nocne zmiany, więc po swojej pracy mógł go tutaj ugościć. O ile nie wypadnie coś gwałtownego. Ciężko było przewidzieć przyszłość w tak niepewnym mieście.
- I zostawić sobie coś na stałe, by nie nosić za każdym razem - dorzucił jeszcze. - To, że dzisiaj ustąpię, nie znaczy... - zasłonił usta, by stłumić ziewnięcie. - ... nie znaczy, że jutro też tak będzie - przytomność umysłu zanikała wraz z upływem czasu, powodując, że stawał się jeszcze bardziej bezbronny.
- Może po prostu chciwy ze mnie osobnik? - parsknął, zasłaniając zaraz potem usta. - "Całkiem" wyraża o wiele więcej - chyba go nie uraził, prawda? Zmarszczył na moment brwi, ponownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Zdecydowanie tego nie chciał, a jednak jego zastanowienie nad własnymi słowami...
... czasem zdecydowanie nie istniało.
Czekanie na kanapie jednak jest nudne. Przynajmniej wrócił, nim sam zdążył zasnąć z tego wszystkiego.
- Albo możesz nie marudzić i posiedzieć ze mną chwilę - odciął się, łapiąc go momentalnie za rękę. Zmrużył oczy, posyłając mu z lekka podejrzliwe spojrzenie. - ... a raczej to bym chętnie powiedział, gdybym sam nie widział, że jesteś zmęczony - dźgnął go między brwiami wskazującym palcem. - O tu. Zaraz ci wyjdą zmarszczki - popatrzył na niego łagodnie. - Nie chcę, byś potem wyrzucał sobie, gdybym cię zmusił do zostania na noc. Chociaż chętnie bym to zrobił - westchnął również. - Zwłaszcza, że i tak "porwałem cię" dzisiaj.
Chociaż sam dzień był wystarczająco wyjątkowy, by nie miał powodów, aby narzekać na to. Rezultat był powyżej oczekiwań.
- Ale gdy znajdziesz dla siebie więcej czasu, by móc spędzić tutaj noc, to będzie mi miło - na szczęście sam nie pracował na nocne zmiany, więc po swojej pracy mógł go tutaj ugościć. O ile nie wypadnie coś gwałtownego. Ciężko było przewidzieć przyszłość w tak niepewnym mieście.
- I zostawić sobie coś na stałe, by nie nosić za każdym razem - dorzucił jeszcze. - To, że dzisiaj ustąpię, nie znaczy... - zasłonił usta, by stłumić ziewnięcie. - ... nie znaczy, że jutro też tak będzie - przytomność umysłu zanikała wraz z upływem czasu, powodując, że stawał się jeszcze bardziej bezbronny.
Przyglądał mu się z rozbawieniem, odsuwając jego dłoń od swojej twarzy. Wątpił, by miał w najbliższym czasie przejmować się zmarszczkami, zwłaszcza że mimo wszystko przez większość czasu nic tylko się śmiał i uśmiechał. Nie był typem chodzącym ze ściągniętymi brwiami i niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
— Do niczego mnie nie zmuszasz. Sam cały czas walczę ze sobą w środku, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej sobie uświadamiam, że naprawdę powinienem wrócić dziś do domu. Chociaż wcale nie mam na to ochoty — wymruczał pod nosem, przesuwając palcami z zamyśleniem po jego ramieniu. Zaraz uśmiechnął się, opuszczając dłoń na kanapę.
— Mhm. Postaram się wpaść jeszcze w tym tygodniu. Napisz mi tylko wcześniej, gdybyś któregoś dnia miał już plany. Też na pewno wcześniej zadzwonię, ale wiesz — wstał powoli z cichym westchnięciem i przeciągnął się, idąc w kierunku kuchni, by przełożyć jeszcze pozostałego kurczaka. Miał wrażenie, że jeśli sam tego nie zrobi, Shane najzwyczajniej w świecie odpadnie na kanapie i o nim zapomni.
— Następnym razem coś przyniosę. Miałem to w sumie zrobić dziś, ale no — nie wiedziałem, jak to wszystko się potoczy. Zebrał swoje rzeczy i naciągnął kaptur na głowę, poprawiając jeszcze pokrótce włosy. Podszedł do niego, kucając ponownie przy kanapie, by przesunąć palcami po jego karku.
— Okej, będę się zbierał. Zamknij za mną drzwi i połóż się spać. W łóżku. Naprawdę przyda ci się wypoczynek, a kanapa jest pod tym względem średnią opcją — powiedział, przechodząc nagle częściowo na kanapę, by pociągnąć go do siadu z cichym śmiechem. Pocałował go jeszcze krótko, przyciskając do siebie przez kilka długich sekund, nim westchnął w końcu ciężko i odsunął się, poprawiając torbę.
— To idę. Napiszę, jak dojdę na miejsce — uśmiechnął się i ruszył w stronę wyjścia, zamykając za sobą drzwi. Sam robił się coraz bardziej senny, im szybciej dojdzie do domu, tym lepiej. Zwłaszcza że na pewno czekało go jeszcze słuchanie krzyków Cody'ego.
zt. x2
Tak bardzo nie mógł się doczekać dzisiejszego dnia, że przed wyjściem jeszcze pięć razy sprawdzał, czy aby na pewno wszystko wziął.
No, może pięćdziesiąt.
Koniec końców skończył z torbą sportową na ramieniu, w której miał nie tylko najpotrzebniejsze rzeczy na następne trzy dni, ale i kilka ubrań, które zgodnie z ostatnią rozmową, zamierzał zostawić u Shane'a na przyszłość. Udało mu się nawet ugadać z ojcem i wziąć auto, jako że i tak jego rodzic nie zamierzał się ruszać w weekend dalej niż poza dystrykt B. W przeciwieństwie do Jace'a. Nawet jeśli nie był pewien, jakie koniec końców będą mieli plany. Gdyby rzeczywiście mieli jechać do China Town, samochód bez wątpienia im się przyda.
Właśnie dzięki temu, przynajmniej ten jeden raz nie musiał się martwić napotkaniem żadnych Niepoczytalnych. Co prawda po ostatnim wydarzeniu czuł się o wiele bezpieczniej, wiedząc, że komunikator Lisów naprawdę działał. Jakby nie patrzeć, zmierzenie się z nimi w pojedynkę — czy nawet z Nathanielem u boku — pewnie skończyłoby się tragicznie. Ewentualnie, by stamtąd uciekł, albo zaczął wypisywać do Kassira, z nadzieją, że w porę odczyta jego wiadomości.
Wstąpił jeszcze po drodze standardowo do sklepu, by zrobić mniejsze zakupy, nie tylko pod obiady, ale też jakieś posiłki w międzyczasie. Z jakiegoś powodu wątpił, by Shane faktycznie miał w domu dużo podobnych rzeczy. Wysłał mu jeszcze pokrótce SMS-a, że jest w drodze i poprawił chwyt, by nieco wygodniej mu się to wszystko niosło do samochodu.
W ten właśnie sposób zaparkował przed budynkiem i stanął przed drzwiami z dwoma dodatkowymi torbami z jedzeniem, dzwoniąc dzwonkiem, raz po raz postukując butem w ziemię. Nosiło go do tego stopnia, że ledwo udawało mu się powstrzymać przed chodzeniem w kółko.
Leczenie obrażeń - 1/1
Grzecznie opatrzył sobie rękę, naklejając na nią białe plastry i siedział w domu, przeglądając internet. Rozmowa ze Słowikiem dała mu do pewnego zastanowienia, więc postanowił też dodatkowo poszerzyć własną wiedzę poprzez wpisy innych na wspomniany temat. Oczywiście w karcie prywatnej, którą ostatni raz wykorzystywał do sprawdzenia, ile minut gotował się ryż. Dopiero pukanie do drzwi spowodowało, że wyłączył komputer i wyszedł z sypialni, by podejść do drzwi wejściowych. Tak też oto Jace mógł zobaczyć Shane'a w rozpuszczonych włosach, mającego na sobie czarną koszulkę i granatowe spodnie, oraz chodzącego w skarpetkach.
- Cześć - przywitał się, po czym odsunął, by móc go wpuścić do środka. Zaraz potem zamknął za nim drzwi. Złośliwe serce zabiło o raz za szybko, gdy uświadomił sobie, że w końcu mogli spędzić ze sobą czas.
- Wow. Sporo rzeczy przyniosłeś - on tylko czekał, aż Jace postawi torby z jedzeniem na podłodze. Dopiero wtedy zarzucił mu ręce na kark i pocałował w usta. - Cieszę się, że jesteś - to był krótki gest z jego strony, ale zarazem uśmiechnął się po tym wszystkim.
- Dobra, pomogę ci przenieść te rzeczy do kuchni - zadecydował, bez chwili wahania zabierając jedną z torb do wspomnianego pomieszczenia. - Coś wymaga pilnego wypakowania? - w sumie nie miał pojęcia, jakie zapasy wziął blondyn ze sobą.
— Hej. Starałem się nie przesadzać, ale mimo wszystko stwierdziłem, że skoro i tak mamy sezon na owoce i warzywa to czemu by nie skorzystać — uśmiechnął się, odstawiając je na ziemię, wraz ze swoją torbą sportową. Drgnął nieznacznie, gdy Shane znalazł się nagle tuż przed nim, nawet jeśli zdecydowanie nie zamierzał narzekać. Zaśmiał się cicho, kładąc ręce na jego twarzy, by pocałować go krótko i z własnej inicjatywy, przesuwając powoli dłonią po jego włosach.
— Ja też. Zdążyłem się już stęsknić przez tych kilka dni. Wiadomości to jednak nie to samo — wypuścił go, biorąc drugą torbę, by zostawić ją w kuchni. Drugą ze swoimi rzeczami przeniósł, póki co do salonu, stawiając ją pod ścianą.
— Możesz schować indyka, soki i nabiał do lodówki. Reszta to głównie warzywa i owoce myślę, że może zostać na zewnątrz. A, kupiłem jeszcze chleb. Ale jego tym bardziej zostawiamy na wierzchu — zażartował, zaraz podchodząc do niego zresztą, by mu ze wszystkim pomóc.
— Udało ci się w miarę ogarnąć wszystko w pracy? — zapytał, przesuwając wszystko na blacie tak, by nie przeszkadzało w używaniu go. Dopiero wtedy zwrócił się w stronę Shane'a, uparcie próbując utrzymać ręce przy sobie. Co zdecydowanie wymagało od niego bardzo dużo siły woli.
— Właśnie, przyniosłem ci tę maść. Pokaż mi te zadrapania — od początku przygotował się, że będzie to jedna z pierwszych rzeczy, które zrobi, więc trzymał ją w kieszeni bluzy. Wyciągnął do niego ręce, wyraźnie czekając. Przynajmniej jego twarz przybrała bardziej opanowany wyraz, nawet jeśli można by się było spodziewać, że będzie bardziej zmartwiony czy spanikowany.
Skoro Shane zapewnił go, że to nic takiego, postanowił wierzyć, że to rzeczywiście jedynie powierzchowne zadrapania.
- Zdecydowanie brakuje im doznania rzeczy, których możemy mieć na żywo - odparł na jego słowa z lekkim rozbawieniem, już przysłuchując się, gdzie co miał położyć, za co też się zabrał, by finalnie mogli wspólnymi siłami rozłożyć przyniesione zakupy.
- Tak. Nie było łatwo, ale tak - odparł z westchnieniem. - Przyznaję, że po tym wszystkim najchętniej wziąłbym dni wolnego, ale nie mam takiego luksusu.
To było wyczerpujące i zbyt bardzo kusiło go, by odpuścić sobie ten okres. Miał zarazem świadomość, że bez odpowiedniej alternatywy nie miał co myśleć nawet o tym.
- Mówiłem, że nic mi nie jest - jednak posłusznie wyciągnął w jego stronę lewą dłoń. - Plasterki robią cuda. Nawet nie boli - jeśli zamierzał mu nałożyć maść, musiał sam się pozbyć najpierw białych dodatków na jego skórze. - Nie chciałem używać wtedy prawej ręki i teraz mam skutek tego - westchnął, machając napomnianą ręką. Nawet w domu nosił pierścionek, jaki mu wtedy podarował. I właśnie z jego powodu postanowił podejsć do tej sprawy z innej strony, a teraz miał nauczkę.
- A co z tobą? Cieszę się, że nic się nie stało ci - pokręcił głową. - Dobrze, że inne Lisy pojawiły się. Jak wrażenia po napotkaniu ich? - uśmiechnął się szerzej. - Było ciekawie? - nie mógł powstrzymać ciekawości związanej z tak niespodziewanym wydarzeniem.
Ale tak samo jak i faktu, jaki blondyn poruszył w swoich wiadomościach.
- No, ale coś muszę zrobić z faktem, że poddajesz w wątpliwość sprawność mojego ciała. Zdecydowanie powinienem nalegać na odpowiednie przekonanie się o tym. Chociaż już w innym pomieszczeniu niż kuchnia - uśmiechał się z rozbawieniem,
- Tak. Nie było łatwo, ale tak - odparł z westchnieniem. - Przyznaję, że po tym wszystkim najchętniej wziąłbym dni wolnego, ale nie mam takiego luksusu.
To było wyczerpujące i zbyt bardzo kusiło go, by odpuścić sobie ten okres. Miał zarazem świadomość, że bez odpowiedniej alternatywy nie miał co myśleć nawet o tym.
- Mówiłem, że nic mi nie jest - jednak posłusznie wyciągnął w jego stronę lewą dłoń. - Plasterki robią cuda. Nawet nie boli - jeśli zamierzał mu nałożyć maść, musiał sam się pozbyć najpierw białych dodatków na jego skórze. - Nie chciałem używać wtedy prawej ręki i teraz mam skutek tego - westchnął, machając napomnianą ręką. Nawet w domu nosił pierścionek, jaki mu wtedy podarował. I właśnie z jego powodu postanowił podejsć do tej sprawy z innej strony, a teraz miał nauczkę.
- A co z tobą? Cieszę się, że nic się nie stało ci - pokręcił głową. - Dobrze, że inne Lisy pojawiły się. Jak wrażenia po napotkaniu ich? - uśmiechnął się szerzej. - Było ciekawie? - nie mógł powstrzymać ciekawości związanej z tak niespodziewanym wydarzeniem.
Ale tak samo jak i faktu, jaki blondyn poruszył w swoich wiadomościach.
- No, ale coś muszę zrobić z faktem, że poddajesz w wątpliwość sprawność mojego ciała. Zdecydowanie powinienem nalegać na odpowiednie przekonanie się o tym. Chociaż już w innym pomieszczeniu niż kuchnia - uśmiechał się z rozbawieniem,
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Pon Lip 04, 2022 12:07 am
Pon Lip 04, 2022 12:07 am
— Jeśli chcesz, mogę ci załatwić zwolnienie lekarskie — zażartował, uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem. Chociaż naprawdę miał ku temu możliwości. W końcu jego matka pracowała w szpitalu. Znała całą masę lekarzy, do których mogłaby się po prostu miło uśmiechnąć, by załatwić absolutnie wszystko.
— Plasterki lepiej nakładać na noc. A za dnia chodzić bez nich, smarować urazy maścią i pozwolić im oddychać — powiedział, odklejając drobne opatrunki, by rzeczywiście zaraz rozprowadzić przyniesiony lek na jego skórze. Nawet jeśli rzeczywiście nie wyglądały groźnie, im szybciej się ich pozbędzie, tym lepiej.
— Szybko się wchłania, więc postaraj się po prostu jej nie wytrzeć przez najbliższe dziesięć minut. I tak jak doceniam chęć obrony pierścionka, tak wolałbym, byś nie narażał się na urazy z jego powodu — nawet jeśli po jego klatce piersiowej mimowolnie rozlało się przyjemne ciepło.
— Och, nic mi nie jest, nawet się do mnie nie dostały. A Lisy były świetne. Udało mi się zdobyć autograf Lark — powiedział wyraźnie podekscytowany, tracąc tym samym swoje wcześniejsze opanowanie. Które na dłuższą metę i tak wyglądałoby u niego niezwykle dziwnie.
— Był jeszcze jeden Lis, ale szczerze mówiąc, niezbyt go kojarzę — czym był nieznacznie zawiedziony. Co to za fan, który nie rozpoznaje wszystkich swoich idoli. Zaczerwienił się nieznacznie na jego kolejne słowa, kręcąc przy tym głową na boki.
— Ja? Poddaję coś w wątpliwość? Niemożliwe, kompletnie sobie nie przypominam — zażartował, postępując krok w jego stronę, by zmusić go do wycofania się pod blat i ułożyć dłonie po obu stronach jego ciała — ale skoro tak twierdzisz, rzeczywiście będzie trzeba coś z tym zrobić.
I nawet jeśli wyjście z kuchni bez wątpienia było dobrym pomysłem, Jace i tak schylił się, opierając lekko dłonie na jego twarzy, by go pocałować. Tym razem nie odsunął się w tył, zamiast tego przesuwając delikatnie językiem po jego dolnej wardze, nim pogłębił pocałunek, zsuwając jednocześnie jedną z rąk na zewnętrzną stronę jego uda.
Właśnie teraz po raz kolejny udowadniał sobie, że Shane i łącząca ich relacja nie była żadnym wytworem jego umysłu, lecz faktem. Chociaż i tak ciężko mu było w to wszystko uwierzyć.
Obrażenia Shane'a wyleczone do zera, bo Jace jest utalentowanym pielęgniarzem, a co.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach