▲▼
Po krótkim potwierdzeniu ze strony Shane'a, nie zadawał już więcej pytań, skupiając się jedynie na jak najszybszym ogarnięciu zakupów. Zwłaszcza że podejrzewał, że ciemnowłosy niczego nie jadł od momentu powrotu do domu, skoro miał się położyć spać. Nawet jeśli miał kupić głównie rzeczy na kanapki, zgarnął jeszcze dwa opakowania popcornu i czekoladę, od razu otwierając drugą podczas trasy. Był głodny. Jakby nie patrzeć, noszenie ciężkich pudeł z książkami nawet jeśli przez pierwsze pół godziny nie sprawiało mu większych problemów, po dwóch godzinach stało się uciążliwe. Nie wspominając już o fakcie, że ze względu na wzrost to właśnie on musiał układać wszystko na najwyższych półkach.
Trasę znał już tak dobrze jak własną kieszeń, nic zatem dziwnego, że dotarcie na miejsce po zrobieniu zakupów nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Zadzwonił jedynie dzwonkiem i poczekał aż Shane otworzy mu drzwi, zaraz wchodząc do środka. Fakt, że jadł przy okazji czekoladę jak batona, jednocześnie trzymając torbę z zakupami, uniemożliwił mu jakieś dokładniejsze przywitanie się.
— Padam na twarz. Przypomnij mi, żeby następnym razem zatrudnić do pomocy znajomych — westchnął, przechodząc do kuchni, by zostawić wszystko na blacie. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że Kassir wspominał coś o naprawianiu lodówki, nie wypakowywał więc póki co niczego z siatek.
— Udało ci się zasnąć? Nie chować niczego do lodówki? — zapytał, nieco sepleniąc przez to, że cały czas trzymał czekoladę w zębach, nim w końcu wziął ją nieco normalniej w rękę i usiadł na jednym z krzeseł, rozkładając się wygodniej na stole, by spojrzeć na niego z westchnieniem.
— Zaraz zrobię nam coś do jedzenia, daj mi dwie minuty. Odzyskam tylko władzę w rękach.
Po wymienieniu kilka wiadomości z przyjacielem grzecznie zwinął się na kanapie i poszedł spać, zgodnie z danym słowem, ustawiając wcześniej pobudkę z drzemki na godzinę później. Emocje z biblioteki spłynęły z niego już całkiem, powodując, że dość szybko oddał się objęciom Morfeusza, nie śniąc o niczym szczególnie.
Ciężko było jednak mu powiedzieć, czy rzeczywiście się czuł lepiej po takiej przerwie.
Pobudka, sprawdzenie wiadomości - która wywołała w nim minę wyrażająca zdezorientowanie wymieszane z zaskoczeniem - by potem przejść do innych czynności: tak wyglądał czas Shane'a. Wziął prysznic na pobudkę, przebrał się w bardziej wygodniejsze ubrania (nie ubrał ukochanej przez Słowika bluzy) i przeszedł do zrobienia sobie kawy, by przebudziła go chociaż na potrzebne kilka godzin więcej. Kolejne wymiany wiadomości odbywał przy popijaniu czarnego napoju, czując się w końcu trochę lepiej niż dwie chwile temu. Przeklikiwał sobie potem gierki na telefonie, nim usłyszał dzwonek do drzwi. Przeszedł tam, by otworzyć blondynowi oraz wpuścić go do środka, powracając ponownie do samej kuchni.
- Odnoszę wrażenie, że i tak byś tego nie zrobił - odparł na jego słowa, przenosząc kubek z 3/4 wypitą kawą w stronę zlewu. - Aż tyle towaru dostaliście? - przeniósł wzrok na zakupy, lekko unoszą brew na widok ilości zakupionego jedzenia.
Pokręcił lekko głową, słysząc pytania.
- Tak i tak - odpowiedział twierdząco, unosząc głowę, by spojrzeć na nieszczęsną elektronikę. - Obecnie działa na słowo honoru. Jutro wezmę się za dalszą naprawę, muszę ino części dokupić. I mam nadzieję, że są w mieście - zamawianie tego zewnątrz byłoby równoznaczne już z porzuceniem pomysłu naprawy sprzętu. Nie miał żadnej pewności, że takie rzeczy przeszłyby przez granicę, czego potrzebował.
- Mogłeś zadzwonić, wziąłbym te zakupy - podparł dłońmi biodra, wzdychając cicho. - Nie przeholuj ze zdrowiem po prostu - przeszedł sam do toreb, postanawiając powoli rozpakować zakupy. - Pomóc ci w przygotowaniach? - spytał się. - I w sumie, nastawię już wodę na coś ciepłego. Możesz sprawdzić po szafkach, co ci przypadnie do gustu, by się napić teraz.
Ciężko było jednak mu powiedzieć, czy rzeczywiście się czuł lepiej po takiej przerwie.
Pobudka, sprawdzenie wiadomości - która wywołała w nim minę wyrażająca zdezorientowanie wymieszane z zaskoczeniem - by potem przejść do innych czynności: tak wyglądał czas Shane'a. Wziął prysznic na pobudkę, przebrał się w bardziej wygodniejsze ubrania (nie ubrał ukochanej przez Słowika bluzy) i przeszedł do zrobienia sobie kawy, by przebudziła go chociaż na potrzebne kilka godzin więcej. Kolejne wymiany wiadomości odbywał przy popijaniu czarnego napoju, czując się w końcu trochę lepiej niż dwie chwile temu. Przeklikiwał sobie potem gierki na telefonie, nim usłyszał dzwonek do drzwi. Przeszedł tam, by otworzyć blondynowi oraz wpuścić go do środka, powracając ponownie do samej kuchni.
- Odnoszę wrażenie, że i tak byś tego nie zrobił - odparł na jego słowa, przenosząc kubek z 3/4 wypitą kawą w stronę zlewu. - Aż tyle towaru dostaliście? - przeniósł wzrok na zakupy, lekko unoszą brew na widok ilości zakupionego jedzenia.
Pokręcił lekko głową, słysząc pytania.
- Tak i tak - odpowiedział twierdząco, unosząc głowę, by spojrzeć na nieszczęsną elektronikę. - Obecnie działa na słowo honoru. Jutro wezmę się za dalszą naprawę, muszę ino części dokupić. I mam nadzieję, że są w mieście - zamawianie tego zewnątrz byłoby równoznaczne już z porzuceniem pomysłu naprawy sprzętu. Nie miał żadnej pewności, że takie rzeczy przeszłyby przez granicę, czego potrzebował.
- Mogłeś zadzwonić, wziąłbym te zakupy - podparł dłońmi biodra, wzdychając cicho. - Nie przeholuj ze zdrowiem po prostu - przeszedł sam do toreb, postanawiając powoli rozpakować zakupy. - Pomóc ci w przygotowaniach? - spytał się. - I w sumie, nastawię już wodę na coś ciepłego. Możesz sprawdzić po szafkach, co ci przypadnie do gustu, by się napić teraz.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Wto Cze 14, 2022 11:53 pm
Wto Cze 14, 2022 11:53 pm
— Może gdybyś nie był taki padnięty zaciągnąłbym ciebie, tylko po to, żeby móc na ciebie popatrzeć i czuć potrzebę, by się wykazać. Poszłoby mi dwa razy szybciej — zażartował, uśmiechając się nieznacznie w jego stronę. Zawinął w końcu połówkę niedojedzonej czekolady i odłożył przed siebie, kiwając nieznacznie głową.
— Mhm. Kilka pudeł, Helen ma organizować niedługo jakieś targi taniej książki czy coś w tym stylu. Ściągnęła sporo materiałów zza granicy, plus przeglądaliśmy egzemplarze, które powtarzają się na miejscu. Chcemy je wystawić na aukcję i użyć uzbieranej kwoty na renowację regałów. Miały zostać wymienione w tamtym roku, ale przez całą tę akcję z podpalaniem wszystko poszło na naprawdę. Gdybyś widział jej załamaną minę... mam nadzieję, że w tym roku nic podobnego nie zrobią. Chociaż teraz mamy Lisy. Macie dużo większe zasięgi niż wcześniej — powiedział, wodząc za nim wzrokiem, gdy wylewał kawę do zlewu. Póki co nadal nie ruszał się z miejsca, wyraźnie wykorzystując tę krótką chwilę na odpoczynek.
— Tak myślałem. Dlatego kupiłem większość rzeczy, które przetrwają kilka dni poza lodówką. I wiem, że wygląda, jakby trochę tego było, ale większość to warzywa i owoce. Jeśli czegoś nie dasz rady zjeść albo nie lubisz, to wezmę to po prostu do domu — odsunął się powoli na krześle, unosząc je nieznacznie, by nie szurać nogami po ziemi i przeciągnął się, wzdychając cicho pod nosem.
— I kto to mówi. Ja przynajmniej przespałem noc. Po całodziennym dźwiganiu takie zakupy to nic — uśmiechnął się, zaraz podchodząc zgodnie z jego słowami do szafki, by przejrzeć herbaty. Sięgnął w końcu po jedną z owocowych i postawił na blacie przed Shanem.
— Pomoc brzmi dobrze — stwierdził, podchodząc do niego od tyłu, by objąć go rękami w pasie i schować twarz w zagłębieniu jego szyi. Stał tak przez chwilę, nie odzywając się ani słowem, nim wypuścił go nagle i wyprostował się wyraźnie zadowolony.
— Dobra, baterie naładowane, mogę działać. Zrobię panierowanego kurczaka w sezamie z warzywami i sosem czosnkowym — powiedział, zgarniając wszystko, czego potrzebował z siatek, od razu zabierając się za krojenie kurczaka — jeśli chcesz, możesz wrzucić makę do jednej miski i jajka do drugiej. Swoją drogą, mam od razu opowiadać ci o moim planie czy wolisz porozmawiać o tym przy jedzeniu?
- Hm... Mam nadzieję, że nie powtórzy się tamta sytuacja. Pomijając ofiary w postaci książek, napastnicy zaczęli rzucać również w stronę uciekających mieszkańców - spojrzał na swoją lewą rękę. - Chociaż raczej to próżne życzenie - chociaż nikomu nie życzył uczucia palenia się żywcem. Zwłaszcza przez padalców, którzy uznali, że terroryzowanie jednego z głównych elementów miasta to dobra zabawa. Mógł jednak cieszyć się, że ani jemu, ani tamtemu dzieciakowi nie stała się wtedy większa krzywda.
- Hm... - uniósł lekko brew, po czym rozluźnił lekko ramiona. - Aż tak tęsknisz za mieszanką ananasa z mango? - pozwolił sobie na lekkie nawiązanie do przeszłości. Nie była to zła mieszanka, chociaż fakt jego nieprzygotowania mógł jeszcze trochę się ciągnąć za nim.
- Co nie zmienia faktu, że trzeba dbać o siebie - wziął do dłoni wybraną herbatę, przyglądając się jej pokrótce, nim odłożył ponownie na blat i poszedł nastawić wodę na herbatę. Wtedy poczuł objęcie i bliskość chłopaka. Uśmiechnął się nieznacznie, nie komentując jednak tego, starając się międzyczasie przygotowywać herbatę tak, by nie wykonywać gwałtowniejszych ruchów.
Zachichotał cicho, słysząc jego zapowiedź dania. Zostałem ładowarką, prawda?
- Dziwna forma kanapek, ale akceptuję pomysł - skosztowanie możliwości kulinarnych Jace'a było czymś, czego zamierzał się podjąć bez wahania.
- Teraz - zadecydował Shane, międzyczasie obmywając dłonie w ciepłej wodzie. - Nie sądzę, by był sens zwlekania. I tak jesteśmy tutaj tylko we dwójkę - wyciągnął obie miski, po czym przeszedł do zarządzenia składnikami według słów Jace'a. - Żółtka i białka razem? - spytał się, posyłając mu pytające spojrzenie. - Czy mam grzecznie usiąść i nie przeszkadzać ci w gotowaniu? - z jednej strony nie chciał, by wszystko musiał zrobić sam, ale z innej zaś bycie dodatkową przeszkodą podczas przygotowań niczego nie ułatwiało.
- Więc? Co ci tam chodzi po głowie? - zachęcił go do rozwinięcia swojej myśli.
- Hm... - uniósł lekko brew, po czym rozluźnił lekko ramiona. - Aż tak tęsknisz za mieszanką ananasa z mango? - pozwolił sobie na lekkie nawiązanie do przeszłości. Nie była to zła mieszanka, chociaż fakt jego nieprzygotowania mógł jeszcze trochę się ciągnąć za nim.
- Co nie zmienia faktu, że trzeba dbać o siebie - wziął do dłoni wybraną herbatę, przyglądając się jej pokrótce, nim odłożył ponownie na blat i poszedł nastawić wodę na herbatę. Wtedy poczuł objęcie i bliskość chłopaka. Uśmiechnął się nieznacznie, nie komentując jednak tego, starając się międzyczasie przygotowywać herbatę tak, by nie wykonywać gwałtowniejszych ruchów.
Zachichotał cicho, słysząc jego zapowiedź dania. Zostałem ładowarką, prawda?
- Dziwna forma kanapek, ale akceptuję pomysł - skosztowanie możliwości kulinarnych Jace'a było czymś, czego zamierzał się podjąć bez wahania.
- Teraz - zadecydował Shane, międzyczasie obmywając dłonie w ciepłej wodzie. - Nie sądzę, by był sens zwlekania. I tak jesteśmy tutaj tylko we dwójkę - wyciągnął obie miski, po czym przeszedł do zarządzenia składnikami według słów Jace'a. - Żółtka i białka razem? - spytał się, posyłając mu pytające spojrzenie. - Czy mam grzecznie usiąść i nie przeszkadzać ci w gotowaniu? - z jednej strony nie chciał, by wszystko musiał zrobić sam, ale z innej zaś bycie dodatkową przeszkodą podczas przygotowań niczego nie ułatwiało.
- Więc? Co ci tam chodzi po głowie? - zachęcił go do rozwinięcia swojej myśli.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Sro Cze 15, 2022 12:33 pm
Sro Cze 15, 2022 12:33 pm
— Byłeś tam? — zapytał, zaraz cicho wzdychając — mnie całe wydarzenie ominęło, sam nie wiem, czy to przejaw szczęścia czy pecha. Gdybym był na miejscu, może byłbym w stanie jakkolwiek jej pomóc, ale jednocześnie naprawdę nie radzę sobie z no... agresją.
Poruszył się nieco niekomfortowo, zerkając gdzieś w bok. Wątpił, by kiedykolwiek miał sobie z tym jakoś poradzić. Jace po prostu nie potrafił wzbudzić w sobie podobnej wrogości. Nawet w codziennym życiu miał zasadę, że jeśli już coś mu się nie podoba, to ma to powiedzieć komuś w twarz albo wcale. W innym wypadku wyrzucał to sobie potem przez pół dnia, że w ogóle nie powinien się odzywać.
Choć było oczywiście kilka wyjątków. Jak rodzice Shane'a.
— Ale się uczepiłeś tego ananasa z mango. Naprawdę był smaczny — roześmiał się, przewracając oczami. Nawet jeśli trzeba było przyznać, że przez ciemnowłosego i jego cała ta sytuacja zaczęła śmieszyć, zapisując się na dobre w jego pamięci.
"Co nie zmienia faktu, że trzeba dbać o siebie."
— Będę ci to wypominać — zażartował, przesuwając lekko dłonią po jego bluzie. Fakt, że Shane zdecydowanie zbyt ładnie pachniał po kąpieli, zdecydowanie nie ułatwiał odsunięcia się.
— Jak zrobię więcej, to będziesz mógł dłużej pospać i wziąć go jutro do pracy, zamiast robić z rana kanapki. Zdecydowanie musisz odespać tę nieszczęsną lodówkę. Zresztą sam pewnie za długo nie wytrzymam — jakby nie patrzeć, mimo wszystko był padnięty. Podejrzewał, że dwie godziny były jego obecnym maksimum.
— Tak, po prostu dobrze je zmieszaj widelcem — poinstruował go pokrótce, kręcąc głową na pytanie, czy ma już usiąść — zależy czy masz na to siły. Możesz jeszcze obrać czosnek i wymieszać go ze śmietaną. I dodać trochę soli. Resztą się zajmę.
Uśmiechnął się, zaraz zabierając się za obtaczanie kurczaka w panierce. Poprosił jeszcze tylko w międzyczasie Shane'a o wyciągnięcie patelni, nim zaczął wszystko podsmażać, jednocześnie skupiając wzrok na własnych ruchach.
— Wiem, że powtarzam się z tym milion razy, ale... naprawdę nie potrafiłbym się zmusić do podniesienia na kogoś ręki. Niezależnie od tego jak bardzo jest niebezpieczny i jak duże stanowi dla mnie zagrożenie, po prostu tego nie potrafię. Mimo to chciałbym jakkolwiek się przydać, zwłaszcza teraz, gdy wszystko jest trudne. Wiesz, moja mama jest pielęgniarką. Nie mam może wykształcenia medycznego, ale poza operacjami jestem naprawdę dobry w opatrywaniu ran. Nawet... nawet znajomy mamy uczył mnie jak usuwać kule i w ogóle — wymamrotał, przekładając kawałki na drugą stronę — więc myślałem nad otworzeniem... czegoś na wzór kliniki. Pierwszej pomocy. Dla Lisów... znaczy, przyjmowałbym też normalnych mieszkańców, gdyby tego chcieli i wiadomo, że nie jestem lekarzem, ale mógłbym pomagać przy jakichś mniej zagrażających życiu urazach, by oszczędzić specjalnego jechania do szpitala, zwłaszcza że... nie chcecie, by ktoś znał waszą tożsamość. Myślisz, że to głupie?
Odwrócił się nagle w jego stronę, patrząc na niego z wyraźnym zwątpieniem. Jego pewność siebie zdawała się nieco uciec bokiem.
— Nie nadaję się do gangu. I nie wiem, czy nie macie kogoś, kto jest w pełni wykwalifikowanym medykiem... ale ja naprawdę jestem w tym dobry — powiedział z dużo większym przekonaniem, nie odrywając od niego wzroku.
- Głupek. Najpierw to powinniście zadbać o własne bezpieczeństwo w takich sytuacjach - powiedział, posyłając mu długie spojrzenie. - I byłem, na moje nieszczęście. I nie biłem się wtedy, uprzedzając twoje myśli - nie oceniał swojego działania w czasie tamtego zdarzenia jako coś bardziej istotnego, dlatego też nie ciągnął tego tematu dalej. Nie było to za miłe wspomnienie, gdy miało się świadomość, że nie każdemu było dane przetrwać tamto wydarzenie.
- Tak, tak - machnął tak samo jak na owocową mieszankę, jak i o dbanie o samego siebie. - Postaram się na tyle, ile mogę. Duży ze mnie chłopiec - nawet jeśli dorosłość nie oznaczała, że nagle ktoś zrobił się odpowiedzialny. Tak jak i w jego przypadku, gdzie potrafił poświęcić całe noce na gry, by potem w dzień być półprzytomny. Chociaż nie zamierzał przyznawać się do tego teraz, wiedząc, że jego obecny stan nie pozwalałby mu na sensowne argumentowanie się z porami snu.
- Nie zepsuje się poza zimnym? - uniósł brew, posyłając mu podejrzliwe spojrzenie. - Czy masz jakis sekretny trik na to? - posłusznie tez przeszedł do zajęcia się składnikami według instrukcji Jace'a. Dopiero po wykonaniu tego i podaniu mu patelni - międzyczasie też zaparzył dla niego herbatę - poszedł usiąść na krześle. Tak też oto przyszło mu poznać jego pomysł.
Całkiem dobre.
- Um... Pomysł nie brzmi źle, ale raczej będzie ci trudno to samemu prowadzić - zauważył Kassir, podpierając głowę o ręce, spoglądając na Jace'a. - Przy czym nie potrafię orzec, na ile działa na korzyść brak twojego oficjalnego wykształcenia, a na ile nie. Jestem prawie pewny, że nie mógłbyś tego jawnie prowadzić - opuścił jedną kończynę, zaczynając wystukiwać o stół bliżej nieokreślony rytm. - Przy czym, nie mnie to oceniać - odchylił się do tyłu, zaczynając kiwać się na krześle, spoglądając zarazem w sufit, pozwalając przy tym swoim myślom krążyć wokół tematu poruszonego przez blondyna.
- Nie obiecuję, że coś z tego wyjdzie, ale postaram się przedstawić taką opcję - powiedział po chwili milczenia. - Masz odłożone środki na takie miejsce oraz samą lokację? - spytał się, przechylając się na bok na tyle, by móc lepiej go widzieć. - Jeśli masz już jakieś podłoże, to pewnie bardziej zadziała na twój plus niż rzucenie pomysłu bez solidnych podstaw.
Chętnie chciał wspierać jego pomysł. Brzmiało to sensownie dla osób, które nie chciały tłumaczyć się z obrażeń przed medykami. Nie potrzebowali niepotrzebnych powiązań między osobami, a wydarzeniami.
- Jace, to stara kuchenka, jeśli nie zaskoczy z gazem, to zapaliczka jest w pierwszej szufladzie po lewej - uprzedził go jeszcze.
- Tak, tak - machnął tak samo jak na owocową mieszankę, jak i o dbanie o samego siebie. - Postaram się na tyle, ile mogę. Duży ze mnie chłopiec - nawet jeśli dorosłość nie oznaczała, że nagle ktoś zrobił się odpowiedzialny. Tak jak i w jego przypadku, gdzie potrafił poświęcić całe noce na gry, by potem w dzień być półprzytomny. Chociaż nie zamierzał przyznawać się do tego teraz, wiedząc, że jego obecny stan nie pozwalałby mu na sensowne argumentowanie się z porami snu.
- Nie zepsuje się poza zimnym? - uniósł brew, posyłając mu podejrzliwe spojrzenie. - Czy masz jakis sekretny trik na to? - posłusznie tez przeszedł do zajęcia się składnikami według instrukcji Jace'a. Dopiero po wykonaniu tego i podaniu mu patelni - międzyczasie też zaparzył dla niego herbatę - poszedł usiąść na krześle. Tak też oto przyszło mu poznać jego pomysł.
Całkiem dobre.
- Um... Pomysł nie brzmi źle, ale raczej będzie ci trudno to samemu prowadzić - zauważył Kassir, podpierając głowę o ręce, spoglądając na Jace'a. - Przy czym nie potrafię orzec, na ile działa na korzyść brak twojego oficjalnego wykształcenia, a na ile nie. Jestem prawie pewny, że nie mógłbyś tego jawnie prowadzić - opuścił jedną kończynę, zaczynając wystukiwać o stół bliżej nieokreślony rytm. - Przy czym, nie mnie to oceniać - odchylił się do tyłu, zaczynając kiwać się na krześle, spoglądając zarazem w sufit, pozwalając przy tym swoim myślom krążyć wokół tematu poruszonego przez blondyna.
- Nie obiecuję, że coś z tego wyjdzie, ale postaram się przedstawić taką opcję - powiedział po chwili milczenia. - Masz odłożone środki na takie miejsce oraz samą lokację? - spytał się, przechylając się na bok na tyle, by móc lepiej go widzieć. - Jeśli masz już jakieś podłoże, to pewnie bardziej zadziała na twój plus niż rzucenie pomysłu bez solidnych podstaw.
Chętnie chciał wspierać jego pomysł. Brzmiało to sensownie dla osób, które nie chciały tłumaczyć się z obrażeń przed medykami. Nie potrzebowali niepotrzebnych powiązań między osobami, a wydarzeniami.
- Jace, to stara kuchenka, jeśli nie zaskoczy z gazem, to zapaliczka jest w pierwszej szufladzie po lewej - uprzedził go jeszcze.
— Całe szczęście. Helen mówiła, że było strasznie — wymamrotał pod nosem, przenosząc na niego wzrok — zdaję sobie sprawę, że i tak na pewno musicie... wiesz. Zajmować się Niepoczytalnymi.
Na jego twarzy odbił się przez chwilę wyraźny dyskomfort, gdy przetarł ją dłonią, starając się o tym zbyt wiele nie myśleć. W końcu Jace mógł samemu mieć dość naiwne myślenie, ale zdawał sobie sprawę z tego, co się z nimi działo. I bez wątpienia nie raz i nie dwa miał się teraz martwić o to, czy Kassirowi nic nie będzie, gdy wyjdzie z domu. Z drugiej strony, Riverdale w ostatnich latach i tak nie było na tyle bezpieczne, by nie odczuwać zagrożenia.
"Postaram się na tyle, ile mogę. Duży ze mnie chłopiec."
I w ten właśnie sposób, Shane odpalił kartę pułapkę. Jace umył ręce pod wodą i wytarł je w szmatkę, nim podszedł do niego i przerzucił luźno ręce przez jego ramiona, schylając się w dół.
— No nie wiem, chyba mam pod tym względem przewagę — roześmiał się, całując go lekko, nim cofnął się, jakby nigdy nic wracając do poprzedniej czynności.
— Jeśli wsadzisz go na najniższą półkę w szafce, powinno być w porządku. Jeden dzień wytrzyma bez problemu, zwłaszcza że mamy wieczór, a będziesz go brał z rana — zabrał się w międzyczasie za krojenie warzyw, kiwając pokrótce głową.
— Myślę, że na początek wystarczy, raczej naprawdę wolałbym się skupić na pomocy Lisom, a z mieszkańców przyjmować bardziej osoby, które znam. Albo wy znacie i im ufacie. Tak jak mówisz, nie mogę prowadzić tego jawnie, a Lisy i tak są przyzwyczajone do ukrywania... wszystkiego. Wątpię, by miały na mnie donieść policji. Teraz da się wynająć jakiś mniejszy lokal, wcale nie płacąc za niego tak dużo. Sprawdzałem. I mam. Po prostu... odwlekę nieco studia w czasie. I tak nie wiem, co chciałbym z tym zrobić, a tu przynajmniej byłbym użyteczny. No i zdecydowanie będę czuł się lepiej, wiedząc, że chociaż jakkolwiek pomagam. Chociaż potrzebowałbym zdobyć skądś apteczki i tak dalej... nieszczególnie chciałbym w to wciągać mamę, ale może ma jakieś kontakty. Albo pan Hasegawa — mamrotał do siebie, wyraźnie pochłonięty myślami. Na swoim koncie uzbierało mu się sporo pieniędzy, które odblokują się wraz z ukończeniem liceum, więc nieszczególnie martwił się kwestiami finansowymi. Choć raz w życiu.
— Jasne, na razie działa — powiedział, kiwając kilkakrotnie głową. Jakby nie patrzeć, sami mieli taką w domu. Choć w swoim nowym mieszkaniu zdecydowanie miał zamiar postawić na indukcyjną. I najlepiej wymienić ją rodzicom, gdy tylko będzie miał jakikolwiek przypływ gotówki. Dzieciaki może i sobie radziły, ale nawet nie chciał myśleć o potencjalnych poparzeniach.
"Nie obiecuję, że coś z tego wyjdzie, ale postaram się przedstawić taką opcję."
— Tyle mi wystarczy, naprawdę. Chcę po prostu wiedzieć, czy to faktycznie byłoby dla was jakkolwiek przydatne — skupił się na gotowaniu, przekładając powoli gotowego kurczaka i podsmażone warzywa na talerz. Resztę zostawił na później, by móc zapakować ją Shane'owi do pojemnika, gdy wystygnie.
— Proszę — podał mu jego porcję, zaraz samemu siadając przy stole, od razu zabierając się do jedzenia. Teraz gdy miał je przed sobą, przypomniał sobie, jak bardzo był głodny.
Niepoczytalni byli tematem... ciężkim. Dlatego też Kassir w tamtym momencie jedynie przytaknął, nie wchodząc w szczegóły. Wyraz twarzy chłopaka mu wystarczył jako pewność, że historie o wydarzeniach związanych z tego typu ludźmi nie należały do najlepszych podczas wieczornego spędzenia czasu.
Szturchnął go łokciem i zaśmiał się krótko, czując jego pocałunek.
- Może powinienem ci pozwolić się o tym przekonać - dodał jeszcze, nie przejmując się faktem, że jego słowa mogły zabrzmieć prowokująco.
- Mhm - mógł jedynie przytaknąć na temat odkładania jedzenia na dzień kolejny, kładąc zaufanie w Jace'ie odnosnie tego.
- Lisy dbają o swoich - odparł, myśląc o ewentualnej możliwości wydania Jonathana za prowadzenie czegoś w tym stylu. - Więc jeśli uda się, to będziesz bezpieczny względem tej tajemnicy - był tego pewny. - Na pewno będzie warto pomyśleć o oficjalnym działaniu takiego miejsca. I... Sam nie wiem - zrobił palcem kółko w powietrzu. - Nie chcę cię też wprowadzać w błąd przez własną niewiedzę - a spekulowanie niewiele by wniosło potrzebnego teraz. Nie chciał też stwarzać błędnego opisu możliwej sytuacji.
Nie do końca słyszał, co mówił do siebie wtedy Jace, wyłapując bardziej pojedyncze słowa. Jednym z nich była apteczka, wokół której zaczęły krążyć powoli myśli Kassira. Popatrzył pusto na jedzenie, czując, że jego myśli nieco zaczynały się rozjaśniać.
- W sumie, co do apteczek... - nie sięgnął po jedzenie, za to wstał od stołu. - Chwila - pozostawił Jace'a na moment samego, by niedługo potem wrócić z kilkoma przedmiotami, których wygląd wskazywał na jedno - apteczka. W dodatku nie jedna. Cztery identyczne wyglądały nieco zabawnie, gdy Shane próbował je przenieść na raz, trzymając je w wieży przechylonej na swoje ciało, aby nie upadły na ziemię. - Zasadniczo i tak chciałem ci to dać - postawił przyniesione rzeczy na blacie, powracając kolacji jak gdyby nic. - Myślałem bardziej o tym, byś miał pierwszą pomoc, gdy ponownie będziesz mieć nietypowe przypadki z pojazdami, ale... - wskazał na niego widelcem. - ... może być lepiej, jeśli sam będziesz miał to, patrząc na obecną sytuację w mieście - wypuścił cicho powietrze z płuc. - Nie jest to tak piękny i wyrafinowany prezent jak obrączka - pomasował lewą ręką swój kark. - Postaram się lepiej cię zaskoczyć innym razem - nie wiedział, dlaczego bardziej przez myśl przeszło mu, by dać mu praktyczny prezent niż coś, co byłoby idealną pamiątką.
Chyba przez te lata ubyło mi romantyczności.
- I dziękuję za jedzenie - rzekł jeszcze, finalnie biorąc się za posiłek. Smak mięsa, sosu i warzyw wypełnił jego usta zaraz potem, powodując, że mimowolnie uśmiechnął się. Spożywanie smacznego jedzenia potrafiło wywołać lepszy nastrój, chociaż Kassir zarazem przypominał sobie w takich momentach swoje początki w gotowaniu.
Tragedia. Zdecydowanie nie urodziłem się z talentem do gotowania.
- Muszę się kiedyś przekonać, z którym typem posiłku radzisz sobie najlepiej. Będę wiedzieć wtedy na którą wstawać - jawne zapowiedzenie wykorzystywania Jace'a w kuchni? Nie pierwszy raz to robił. Jednakże musiał przyznać, że chłopak umiał na tyle dobrze to robić, że nie umiał sobie odmówić od razu takiej przyjemności.
Szturchnął go łokciem i zaśmiał się krótko, czując jego pocałunek.
- Może powinienem ci pozwolić się o tym przekonać - dodał jeszcze, nie przejmując się faktem, że jego słowa mogły zabrzmieć prowokująco.
- Mhm - mógł jedynie przytaknąć na temat odkładania jedzenia na dzień kolejny, kładąc zaufanie w Jace'ie odnosnie tego.
- Lisy dbają o swoich - odparł, myśląc o ewentualnej możliwości wydania Jonathana za prowadzenie czegoś w tym stylu. - Więc jeśli uda się, to będziesz bezpieczny względem tej tajemnicy - był tego pewny. - Na pewno będzie warto pomyśleć o oficjalnym działaniu takiego miejsca. I... Sam nie wiem - zrobił palcem kółko w powietrzu. - Nie chcę cię też wprowadzać w błąd przez własną niewiedzę - a spekulowanie niewiele by wniosło potrzebnego teraz. Nie chciał też stwarzać błędnego opisu możliwej sytuacji.
Nie do końca słyszał, co mówił do siebie wtedy Jace, wyłapując bardziej pojedyncze słowa. Jednym z nich była apteczka, wokół której zaczęły krążyć powoli myśli Kassira. Popatrzył pusto na jedzenie, czując, że jego myśli nieco zaczynały się rozjaśniać.
- W sumie, co do apteczek... - nie sięgnął po jedzenie, za to wstał od stołu. - Chwila - pozostawił Jace'a na moment samego, by niedługo potem wrócić z kilkoma przedmiotami, których wygląd wskazywał na jedno - apteczka. W dodatku nie jedna. Cztery identyczne wyglądały nieco zabawnie, gdy Shane próbował je przenieść na raz, trzymając je w wieży przechylonej na swoje ciało, aby nie upadły na ziemię. - Zasadniczo i tak chciałem ci to dać - postawił przyniesione rzeczy na blacie, powracając kolacji jak gdyby nic. - Myślałem bardziej o tym, byś miał pierwszą pomoc, gdy ponownie będziesz mieć nietypowe przypadki z pojazdami, ale... - wskazał na niego widelcem. - ... może być lepiej, jeśli sam będziesz miał to, patrząc na obecną sytuację w mieście - wypuścił cicho powietrze z płuc. - Nie jest to tak piękny i wyrafinowany prezent jak obrączka - pomasował lewą ręką swój kark. - Postaram się lepiej cię zaskoczyć innym razem - nie wiedział, dlaczego bardziej przez myśl przeszło mu, by dać mu praktyczny prezent niż coś, co byłoby idealną pamiątką.
Chyba przez te lata ubyło mi romantyczności.
- I dziękuję za jedzenie - rzekł jeszcze, finalnie biorąc się za posiłek. Smak mięsa, sosu i warzyw wypełnił jego usta zaraz potem, powodując, że mimowolnie uśmiechnął się. Spożywanie smacznego jedzenia potrafiło wywołać lepszy nastrój, chociaż Kassir zarazem przypominał sobie w takich momentach swoje początki w gotowaniu.
Tragedia. Zdecydowanie nie urodziłem się z talentem do gotowania.
- Muszę się kiedyś przekonać, z którym typem posiłku radzisz sobie najlepiej. Będę wiedzieć wtedy na którą wstawać - jawne zapowiedzenie wykorzystywania Jace'a w kuchni? Nie pierwszy raz to robił. Jednakże musiał przyznać, że chłopak umiał na tyle dobrze to robić, że nie umiał sobie odmówić od razu takiej przyjemności.
Jace jak na króla domysłów przystało, kompletnie nie zrozumiał, o co chodzi Shane'owi. Spojrzał więc jedynie na niego z nutą skonfundowania w oczach, nieustannie się uśmiechając i przechylił głowę w bok.
— Obawiam się, że raczej już nie rośniesz, Shane — poklepał go delikatnie po ramieniu, nie żeby faktycznie jakkolwiek miało mu to przeszkadzać. Chyba pierwszy raz w życiu cieszył się ze swojego wzrostu. Wcześniej miewał momenty, gdy przeklinał w duszy, że nie jest niższy. Bardziej uroczy i filigranowy, tak by Kassir zwrócił na niego uwagę. Teraz jednak gdy, tak czy inaczej, zaakceptował go takiego, jakim był, zdecydowanie widział zbyt wiele plusów.
— W każdym razie teraz możesz już przestać się zadręczać, co takiego planuję — szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że Shane aż tak bardzo będzie chciał o tym wszystkim wiedzieć, by nawet ignorować swoje zmęczenie. Nie zamierzał utrzymywać tego przed nim w tajemnicy, ale też nie uznawał za coś, nad czym inni faktycznie mocniej się zastanawiali. Musiał więc przyznać, że po ich rozmowie mimo wszystko w środku zrobiło mu się nieco cieplej.
"Co do apteczek..."
Spojrzał na niego pytająco, podążając za nim wzrokiem. Zdecydowanie nie spodziewał się tego, co zaraz zobaczył. Od razu zerwał się do góry na wypadek, gdyby stos miał polecieć Kassirowi z rąk. Zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się w apteczki, zbyt zszokowany, by początkowo coś powiedzieć.
— Shane, to musiało kosztować majątek. Ile mam ci oddać? — zdawał sobie w końcu sprawę, że apteczki nie były najtańszym towarem w mieście.
Nic dziwnego, że był rozdarty pomiędzy szczęściem, a zakłopotaniem. Jednak nawet przy obu tych rzeczach, bez problemu można było dostrzec, jak mocno błyszczały w tym momencie jego oczy. W końcu właśnie tego typu rzeczy mogły uratować innym życie, gdy znajdzie się z nimi na mieście. Nic dziwnego, że zaraz usiadł powoli, nie będąc w stanie się powstrzymać przed szybkim ruszaniem nogą pod stołem, by dać jakkolwiek upust ekscytacji.
— Dla kogoś takiego jak ja to najlepszy prezent, jaki mogłem sobie wymyślić. Nawet nie wiesz, ile mi zajęły kompletnie bezowocne próby uzyskania czegoś podobnego samemu — a przecież Jace naprawdę miał mnóstwo znajomych.
Uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi na podziękowanie za jedzenie, samemu wracając do swojego kurczaka. Nawet jeśli jego żołądek nadal nieznacznie zaciskał się z emocji, sprawiając, że jadł nieco wolniej niż wcześniej.
— Chyba z każdym? — zastanowił się przez chwilę, opierając wygodniej plecami o krzesło — Nie czuję, żeby któryś sprawiał mi większe problemy niż inny. Musiałem w końcu wykarmić trzy wybredne hieny, więc moje szkolenie obejmowało... wszystko. Zresztą nawet wcześniej moja mama nigdy nie miała czasu na jedzenie, więc nauczyłem się gotować, żeby miała cokolwiek po powrocie do domu. Zwłaszcza że Sylvia beznadziejnie gotuje. Uch, jeszcze zawsze twierdziła, że jest mistrzynią lasagne... do której zamiast sosu pomidorowego ładowała ketchup — jego twarz właśnie sugerowała, że przeżywa istne flashbacki z Wietnamu, nim potrząsnął lekko głową na boki, pozbywając się okropnych wspomnień.
— No, Jay nie był lepszy. Kiedyś jak zostaliśmy sami, stwierdził, że no widział ostatnio w grze takie danie, więc wrzucił po prostu wszystko do garnka. Bo przecież wyjdzie. Skończyło się tak, że wszystko wylądowało w śmietniku i musieliśmy zamówić pizzę. W wieku siedmiu lat gotowałem lepiej niż oni, poważnie.
Istny koszmar.
Shane'owi zajęło kilkanaście sekund na zrozumienie przekazu Jace'a. To właśnie spowodowało, że przysłonił lekko usta w rozbawieniu.
- Jesteś uroczy, wiesz? - odparł jedynie na jego słowa. Samemu nie myślał o różnicy w ich wzroście, ale uznał, że to musiała być już kwestia niewinności, jaką cechował się Jace. Mimowolnie odczuł rozczulenie z tego powodu. - Chociaż masz rację, już nie urosnę - uroki dorośnięcia i tego, że jego ciało przestało się rozwijać. - Będziemy musieli jakoś znieść ten fakt - jemu nie przeszkadzał ani swój, ani Jace'a wzrost. Nie dostrzegał w tym czegoś negatywnego. Bardziej początkowo miał zaskoczenie w postaci napotkania kogoś tak wyraźnie wyższego od siebie, ale wraz z czasem przestał na to zwracać większą uwagę.
Pokiwał głową. Tak, poznał w końcu to i był całkiem zadowolony. Przede wszystkim dla Kassira brzmiało to, jakby Jace miał w końcu jakąkolwiek wizję dla siebie na przyszłość. Dlatego też tym bardziej chciał spróbować go wesprzeć w tym, nawet jeśli obecnie czuł, że miał ograniczone możliwości.
Przynajmniej mogę mu dać to.
- "Dać", nie "odsprzedać" - odparł na jego pytanie. - Mówiłem, że to prezent - więc wszelakie próby zapłacenia za to pieniędzmi momentalnie odrzucał. - Ale cieszę się, że ci odpowiada - nie mógł wiele więcej niż to mu zaoferować. Apteczki nadawały się na głównie pierwszą pomoc, ale uznał, że lepsze coś niż nic. A widok jego reakcji utwierdził go, że było warto w to zainwestować, mimo stopienia niemałej ilości oszczędności.
- Zastanów się jednak, czy chcesz brać to ze sobą dzisiaj, czy trzymać u mnie - zasugerował natomiast. Nie wiedział, czy miał gdzie to trzymać u siebie na tyle bezpiecznie, by nie wzbudzać zainteresowania, jeśli sam tego nie chciał. W dodatku chłopak zaczynał wyglądać też na zmęczonego. - Dam ci na to torbę w razie czego - zadecydował finalnie, powracając do posiłku. Miał spokojny wyraz twarzy, ale zarazem czuł się o wiele lepiej na widok reakcji Jace'a. Czuł, jakby mu topniało serce z powodu pozytywnych emocji.
W milczeniu za to wysłuchał rewelacji o jedzeniu oraz o rodzeństwie, chichocząc cicho z powodu przybranej przez niego miny.
- Rozumiem twojego brata dość dobrze - skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i pokiwał głową. - Kiedyś próbowałem gotować parówki i jajka. Razem - przyznał się. - A nie sprawdziłem również czasu gotowania - opuścił dłonie, po czym przesunął wzrok w bok z miną winowajcy. - Garnek tego nie przetrwał.
Powrócił grzecznie do jedzenia.
- Chociaż na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie umiałem wtedy sam gotować - przyznał bez chwili wahania. - Stare dzieje. Cieszę się, że mam to już za sobą - żachnął, nabierając warzywa na widelec. - Umiejętność gotowania to jednak cenna zdolność - posiłek powoli zanikał z jego talerza. Musiał przyznać samemu sobie, że nie spodziewałby się, że potrzebował aż tak zjeść coś konkretnego. A może to kwestia tego, że jest to smaczne?
- Chcesz coś porobić po posiłku jeszcze? - spytał się, widząc, że na jego talerzu została ino 1/4 zawartości.
- Jesteś uroczy, wiesz? - odparł jedynie na jego słowa. Samemu nie myślał o różnicy w ich wzroście, ale uznał, że to musiała być już kwestia niewinności, jaką cechował się Jace. Mimowolnie odczuł rozczulenie z tego powodu. - Chociaż masz rację, już nie urosnę - uroki dorośnięcia i tego, że jego ciało przestało się rozwijać. - Będziemy musieli jakoś znieść ten fakt - jemu nie przeszkadzał ani swój, ani Jace'a wzrost. Nie dostrzegał w tym czegoś negatywnego. Bardziej początkowo miał zaskoczenie w postaci napotkania kogoś tak wyraźnie wyższego od siebie, ale wraz z czasem przestał na to zwracać większą uwagę.
Pokiwał głową. Tak, poznał w końcu to i był całkiem zadowolony. Przede wszystkim dla Kassira brzmiało to, jakby Jace miał w końcu jakąkolwiek wizję dla siebie na przyszłość. Dlatego też tym bardziej chciał spróbować go wesprzeć w tym, nawet jeśli obecnie czuł, że miał ograniczone możliwości.
Przynajmniej mogę mu dać to.
- "Dać", nie "odsprzedać" - odparł na jego pytanie. - Mówiłem, że to prezent - więc wszelakie próby zapłacenia za to pieniędzmi momentalnie odrzucał. - Ale cieszę się, że ci odpowiada - nie mógł wiele więcej niż to mu zaoferować. Apteczki nadawały się na głównie pierwszą pomoc, ale uznał, że lepsze coś niż nic. A widok jego reakcji utwierdził go, że było warto w to zainwestować, mimo stopienia niemałej ilości oszczędności.
- Zastanów się jednak, czy chcesz brać to ze sobą dzisiaj, czy trzymać u mnie - zasugerował natomiast. Nie wiedział, czy miał gdzie to trzymać u siebie na tyle bezpiecznie, by nie wzbudzać zainteresowania, jeśli sam tego nie chciał. W dodatku chłopak zaczynał wyglądać też na zmęczonego. - Dam ci na to torbę w razie czego - zadecydował finalnie, powracając do posiłku. Miał spokojny wyraz twarzy, ale zarazem czuł się o wiele lepiej na widok reakcji Jace'a. Czuł, jakby mu topniało serce z powodu pozytywnych emocji.
W milczeniu za to wysłuchał rewelacji o jedzeniu oraz o rodzeństwie, chichocząc cicho z powodu przybranej przez niego miny.
- Rozumiem twojego brata dość dobrze - skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i pokiwał głową. - Kiedyś próbowałem gotować parówki i jajka. Razem - przyznał się. - A nie sprawdziłem również czasu gotowania - opuścił dłonie, po czym przesunął wzrok w bok z miną winowajcy. - Garnek tego nie przetrwał.
Powrócił grzecznie do jedzenia.
- Chociaż na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie umiałem wtedy sam gotować - przyznał bez chwili wahania. - Stare dzieje. Cieszę się, że mam to już za sobą - żachnął, nabierając warzywa na widelec. - Umiejętność gotowania to jednak cenna zdolność - posiłek powoli zanikał z jego talerza. Musiał przyznać samemu sobie, że nie spodziewałby się, że potrzebował aż tak zjeść coś konkretnego. A może to kwestia tego, że jest to smaczne?
- Chcesz coś porobić po posiłku jeszcze? - spytał się, widząc, że na jego talerzu została ino 1/4 zawartości.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Czw Cze 16, 2022 10:35 pm
Czw Cze 16, 2022 10:35 pm
"Jesteś uroczy, wiesz?"
— Ech? Dlaczego? — spojrzał na niego skonfundowany, nieznacznie się czerwieniąc. Więc nie o to mu chodziło? Nie miał nawet szczególnie czasu na próbę rozłożenia jego wcześniejszych słów na czynniki pierwsze, bo mózg zaczął mu podsuwać kolejne kwestie, wypierające wszystko, co nie zostało wypowiedziane pięć sekund temu.
— Będę ściągał ci rzeczy, do których nie sięgasz — powiedział wyraźnie zadowolony z siebie, podpierając rękami biodra. Była masa rzeczy, w których wzrost mógł mu przeszkadzać, ale przez większość czasu było z niego więcej plusów. Na przykład łatwiej było go wypatrzeć w tłumie. I sam też łatwiej wypatrywał innych. No, co prawda to miał nieco utrudnione przez tylko jedną sprawną stronę, ale nadal.
Poruszył się lekko na boki, słysząc odmowę w kwestii pieniędzy. Która była jak najbardziej zrozumiała, ale i tak go zakłopotała.
— Przepraszam, mam problemy z akceptowaniem prezentów. Nie jestem do tego zbytnio przyzwyczajony — powiedział, bawiąc się przez chwilę własnymi dłońmi. Nie, żeby nigdy ich nie dostawał. W szkole bardzo często był zasypywany wszelkiego rodzaju podarunkami, zwłaszcza przez dziewczyny, które chciały mu się przypodobać. Ale były one dużo tańsze niż to, co miał przed sobą.
— Myślę, że mogę wziąć dwie... a dwie zostawić u ciebie, jeśli faktycznie nie masz nic przeciwko. Myślę, że z przeniesieniem dwóch nie będę miał problemów — uśmiechnął się, żując powoli kurczaka. Całe szczęście zdążył go połknąć, nim Shane opowiedział swoją historię o parówkach i jajkach. Parsknął niekontrolowanie, zaraz zasłaniając usta dłonią.
— Przepraszam. Znaczy... pfft — parsknął ponownie, nie potrafiąc się opanować. Wytrzymał jeszcze kilka sekund, nim wybuchł śmiechem, cały czas zasłaniając twarz.
— Ale myślę, że nadal miałeś przewagę. Przynajmniej w przeciwieństwie do niego, używałeś normalnych składników w zdrowej kombinacji. No i skoro teraz idzie ci lepiej... jeśli chcesz, mogę cię nauczyć jak robić proste, ale ciekawe dania — odsunął talerz w tył, zamiast tego biorąc w dłonie kubek. Upił kilka łyków, cały czas trzymając go przy sobie.
— Oczywiście, że tak. W końcu nie bez przyczyny mówi się "przez żołądek do serca". Tak naprawdę miałeś rację i mam sekretny plan. Uzależnię cię od mojego jedzenia na tyle, byś nie wyobrażał sobie życia beze mnie — odłożył kubek i położył rękę na jego udzie, przesuwając po nim lekko palcami, nawet jeśli ciężko byłoby przypisać jego gestom jakikolwiek podtekst. Zwłaszcza gdy uśmiechał się w podobny sposób.
— Chcę. Posiedzę jeszcze z godzinę i wrócę do domu — nie żeby miał na to większą ochotę, ale obowiązki robiły swoje.
Nie odpowiedział mu. Po prostu postanowił to zachować dla siebie, zbyt bardzo rozbawiony tym wszystkim. Dlatego jedynie posłał mu ciepły uśmiech.
- Brzmi rozsądnie - podsumował sięganie po wysokie rzeczy. - W razie czego, chętnie skorzystam z twojej pomocy - sam nie był niski, ale miał ograniczenia od pewnego stopnia. Te, które mógł przekraczać Jace. - Skoro jesteśmy przy tym temacie, masz lęk wysokości? - postanowił podpytać międzyczasie, korzystając z okazji powstałego tematu.
- Spokojnie - odparł swobodnie na jego słowa. - Nic się nie dzieje. Pewnie każdego by zawstydziły prezenty, jeśli nie miałby z nimi często do czynienia - nie wiedział, jakie doświadczenie miał z tym Jace, ale założył obecnie, że znikome. Co jest nawet słodkie. Nie mógł pozwolić sobie, by często robić to dla niego w takiej formie.
Zdecydowanie muszę pomyśleć o zmianie pracy.
Zawahał się w myślach na moment.
... mam dziwne wrażenie, że część pieniędzy powinienem zaoszczędzić na nowe ubrania... ale nie widzę zaś potrzeby w tym - pomyślał jeszcze nim przekierował większość uwagi na swojego rozmówcę, przytakując na jego propozycję odnośnie przenoszenia apteczek. Nie widział w tym najmniejszego problemu, ciesząc się, że mógł mu chociaż w taki sposób pomóc. Mieszkanie samemu miało swoje plusy, a jednym z nich był brak niepotrzebnego zainteresowania.
- Od tamtego czasu minęło sporo - przewrócił oczami, słysząc jego śmiech. - Więc umiem o wiele więcej niż próba gotowania parówek bez wody. Słowo honoru - mimo iż samemu trząsł się ze śmiechu, zarażony reakcją blondyna. - Ale przyjmuję propozycję. Może dowiem się czegoś całkowicie nowego i zaskoczę cię - nie widział problemu w poszerzeniu wiedzy na taki temat, poświęcając na to część czasu. Nawet jeśli nakładał priorytet gry.
- Stawiasz bardzo wysokie progi sobie - odparł z uśmiechem, nachylając się w jego stronę. - Ale jeśli uda ci się, to będziesz musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i gotować mi przez ten cały czas - czuł lekkoelektryzujące uczucie pod palcami Jace'a. - Chociaż taki sposób związania wydaje się być pewniejszy niż śluby.
W końcu pomimo upływu lat, smaczne jedzenie ciągle było cenne i niezanikające.
- Super. To posprzątajmy to i... - w sumie nie wiedział, co mogą zrobić przez ten czas. - ... zobaczymy po prostu na co przyjdzie chęć - swój posiłek już skończył, więc nieznacznie zaczynał odsuwać się krzesłem od stolika, by pozbierać przedmioty i pozostawić w zlewie do późniejszego umycia. - Możesz też zostawić te naczynia, ogarnę je później - zwrócił się do niego z propozycją, idąc odłożyć swój talerz. - Na film trochę mało czasu... może jakaś gra? - zastanawiał się na głos.
- Brzmi rozsądnie - podsumował sięganie po wysokie rzeczy. - W razie czego, chętnie skorzystam z twojej pomocy - sam nie był niski, ale miał ograniczenia od pewnego stopnia. Te, które mógł przekraczać Jace. - Skoro jesteśmy przy tym temacie, masz lęk wysokości? - postanowił podpytać międzyczasie, korzystając z okazji powstałego tematu.
- Spokojnie - odparł swobodnie na jego słowa. - Nic się nie dzieje. Pewnie każdego by zawstydziły prezenty, jeśli nie miałby z nimi często do czynienia - nie wiedział, jakie doświadczenie miał z tym Jace, ale założył obecnie, że znikome. Co jest nawet słodkie. Nie mógł pozwolić sobie, by często robić to dla niego w takiej formie.
Zdecydowanie muszę pomyśleć o zmianie pracy.
Zawahał się w myślach na moment.
... mam dziwne wrażenie, że część pieniędzy powinienem zaoszczędzić na nowe ubrania... ale nie widzę zaś potrzeby w tym - pomyślał jeszcze nim przekierował większość uwagi na swojego rozmówcę, przytakując na jego propozycję odnośnie przenoszenia apteczek. Nie widział w tym najmniejszego problemu, ciesząc się, że mógł mu chociaż w taki sposób pomóc. Mieszkanie samemu miało swoje plusy, a jednym z nich był brak niepotrzebnego zainteresowania.
- Od tamtego czasu minęło sporo - przewrócił oczami, słysząc jego śmiech. - Więc umiem o wiele więcej niż próba gotowania parówek bez wody. Słowo honoru - mimo iż samemu trząsł się ze śmiechu, zarażony reakcją blondyna. - Ale przyjmuję propozycję. Może dowiem się czegoś całkowicie nowego i zaskoczę cię - nie widział problemu w poszerzeniu wiedzy na taki temat, poświęcając na to część czasu. Nawet jeśli nakładał priorytet gry.
- Stawiasz bardzo wysokie progi sobie - odparł z uśmiechem, nachylając się w jego stronę. - Ale jeśli uda ci się, to będziesz musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i gotować mi przez ten cały czas - czuł lekkoelektryzujące uczucie pod palcami Jace'a. - Chociaż taki sposób związania wydaje się być pewniejszy niż śluby.
W końcu pomimo upływu lat, smaczne jedzenie ciągle było cenne i niezanikające.
- Super. To posprzątajmy to i... - w sumie nie wiedział, co mogą zrobić przez ten czas. - ... zobaczymy po prostu na co przyjdzie chęć - swój posiłek już skończył, więc nieznacznie zaczynał odsuwać się krzesłem od stolika, by pozbierać przedmioty i pozostawić w zlewie do późniejszego umycia. - Możesz też zostawić te naczynia, ogarnę je później - zwrócił się do niego z propozycją, idąc odłożyć swój talerz. - Na film trochę mało czasu... może jakaś gra? - zastanawiał się na głos.
Uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, że po raz kolejny mógł się do czegoś przydać. Jakby nie patrzeć, właśnie takie momenty sprawiały, że czuł się ze sobą najlepiej. Brakowało mu tylko psiego ogona, którym mógłby machać na boki.
— Lęk wysokości? Nie, z tego co wiem, raczej nie. No bo chodzę na te wszystkie kolejki górskie i w ogóle, a nigdy nic nie czuję. Cody zawsze trzęsie się jak galareta — zachichotał wyraźnie rozbawiony, bujając się przy tym lekko na boki — dlaczego pytasz?
Brzmiało dość podejrzanie.
"Pewnie każdego by zawstydziły prezenty, jeśli nie miałby z nimi często do czynienia."
Potarł z zakłopotaniem nadgarstek, zaraz cicho wzdychając.
— Tak właściwie to dostaję ich bardzo dużo. I mam problemy z odmawianiem, zwłaszcza gdy wciskają mi je na siłę. Wiesz, dziewczyny ciężko znoszą odmowy, a jednocześnie mało która daje coś bezinteresownie. Najpierw wcisną ci jakąś pierdołę, a potem oczekują, że pójdziesz z nimi do kina — wymruczał pod nosem, kręcąc na boki głową. Nie zamierzał się tym chwalić, ale nie chciał też tego przed nim ukrywać.
— Z przyjemnością się o tym przekonam. Zresztą prawda jest taka, że jak poczujesz się już pewniej, sam możesz kombinować i wymyślać własne wersje — Jace sam czasem tak robił. Patrzył co miał w lodówce i odpowiednio to ze sobą dobierał, ufając swojej intuicji.
"Stawiasz bardzo wysokie progi sobie."
— Bo jestem wysoki — stwierdził, wyraźnie dumny ze swojego żartu. Nawet jeśli bez wątpienia był to ostatni w dzisiejszym dniu, w końcu nie chciał, by za bardzo się przejadł.
— Cóż, z jedzeniem ciężko byłoby wziąć rozwód. Nie wiem w sumie, co jest trwalsze — zastanowił się, poświęcając temu dłuższą chwilę. Musiałby rozpisać wszelkie za i przeciw, jego mózg nie był jednak w stanie tak długo skupić się na tym jednym temacie, zaraz przeskakując na kolejny.
— Umyję je na szybko, a ty możesz w tym czasie wybrać, w co chcesz grać. Dostosuję się, chociaż szczerze mówiąc jeśli ci to nie przeszkadza, to wolałbym patrzeć, jak ty coś robisz, niż samemu siadać przy komputerze czy cokolwiek — miał wrażenie, że nie potrafiłby się skupić na ekranie i najzwyczajniej w świecie by zasnął. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do zlewu, od razu ogarniając zarówno ich talerze, jak i całą resztę użytą do przygotowania dania. Zawsze wolał to zrobić od razu niż potem domywać wszystko, co zaschnie.
- W sumie, coś w tym jest, skoro byliśmy razem w Wesołym Miasteczku - przeszło mu teraz przez myśl. - Głupie pytanie z mojej strony - zmęczenie zaczynało się bardziej dawać we znaki, skoro zaczynał wypuszczać z umysłu mimowolnie informacje, które poznał już czas temu. - Ale to bardzo dobrze. Przyda się w momentach, gdy będzie trzeba sięgać dosyć wysoko - o wiele wyżej niż pozwalał na to wzrost. Chociaż równie dobrze mogło się to nigdy nie wydarzyć.
Mrugnął oczami, słysząc prawdę odnośnie prezentów. Nie wiedząc, jak powinien zareagować na to wyznanie, postukał palcem o stolik, by finalnie wzruszyć lekko ramionami.
- Mój błąd - przyznał, uznając w duchu, że nie powinien zakładać z góry danych założeń. - Chociaż rozumiem to. Próbują w ten sposób poderwać, zwłaszcza, że z tyloma zaletami, jesteś świetną osobą pod to - stwierdził bez zastanowienia. - Ale patrz w ten sposób. Teraz zyskałeś realną wymówkę, by odmawiać, jeśli nie chcesz ich dostawać - chociaż miny dziewczyn, które miałyby się dowiedzieć, że ich obiekt westchnień miał chłopaka, mogły być całkiem interesujące. - Skoro sama odmowa do nich nie przemawia.
Fakt z jedzeniem, nauką i wykorzystaniem go do poderwania kogoś... Kassir uznał w pewnym momencie, że może to zadziałać w drugą stronę i jego starania spowodują, że Jace polubi bardziej jego jedzenie. Już i tak mu zapowiedział przygotowanie jednego dania, dlatego tym bardziej nie zamierzał odpuścić sobie pod tym względem.
- Po prostu zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. Postaram się, byś nie był rozczarowany.
Zmarszczył brwi, widząc, że Jace jednak nie zamierzał się go posłuchać. Westchnął cicho, pocierając przy tym włosy.
- Ja chyba po prostu zainwestuję w zmywarkę w takim tempie - uznał, zbliżając się do niego. - Wiem, że lubisz sprzątać, ale czuję się trochę winny, że robisz to u mnie - objął go od tyłu, przytulając się na krótki moment. - Dziękuję - puścił go zaraz potem i poklepał lekko po plecach. - Czekam na ciebie w salonie, skoro tak - z tymi słowami skierował się do wspomnianego pomieszczenia, by potem przejść i poszukać jakiś tytuł do ruszenia dalej na konsoli. Może Wiedźmin IV. Nie zamierzał jednak zaczynać, dopóki Jace nie wróciłby do niego.
Cholerna kawa. Czuję się, jakby w ogóle nie działała.
Mrugnął oczami, słysząc prawdę odnośnie prezentów. Nie wiedząc, jak powinien zareagować na to wyznanie, postukał palcem o stolik, by finalnie wzruszyć lekko ramionami.
- Mój błąd - przyznał, uznając w duchu, że nie powinien zakładać z góry danych założeń. - Chociaż rozumiem to. Próbują w ten sposób poderwać, zwłaszcza, że z tyloma zaletami, jesteś świetną osobą pod to - stwierdził bez zastanowienia. - Ale patrz w ten sposób. Teraz zyskałeś realną wymówkę, by odmawiać, jeśli nie chcesz ich dostawać - chociaż miny dziewczyn, które miałyby się dowiedzieć, że ich obiekt westchnień miał chłopaka, mogły być całkiem interesujące. - Skoro sama odmowa do nich nie przemawia.
Fakt z jedzeniem, nauką i wykorzystaniem go do poderwania kogoś... Kassir uznał w pewnym momencie, że może to zadziałać w drugą stronę i jego starania spowodują, że Jace polubi bardziej jego jedzenie. Już i tak mu zapowiedział przygotowanie jednego dania, dlatego tym bardziej nie zamierzał odpuścić sobie pod tym względem.
- Po prostu zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. Postaram się, byś nie był rozczarowany.
Zmarszczył brwi, widząc, że Jace jednak nie zamierzał się go posłuchać. Westchnął cicho, pocierając przy tym włosy.
- Ja chyba po prostu zainwestuję w zmywarkę w takim tempie - uznał, zbliżając się do niego. - Wiem, że lubisz sprzątać, ale czuję się trochę winny, że robisz to u mnie - objął go od tyłu, przytulając się na krótki moment. - Dziękuję - puścił go zaraz potem i poklepał lekko po plecach. - Czekam na ciebie w salonie, skoro tak - z tymi słowami skierował się do wspomnianego pomieszczenia, by potem przejść i poszukać jakiś tytuł do ruszenia dalej na konsoli. Może Wiedźmin IV. Nie zamierzał jednak zaczynać, dopóki Jace nie wróciłby do niego.
Cholerna kawa. Czuję się, jakby w ogóle nie działała.
— Nie no, nie było głupie! W końcu nie byliśmy chyba na niczym, co mogłoby go wywołać — uśmiechnął się, zaraz wyciągając rękę, by dotknąć palcami jego włosów.
— A ty? Masz lęk wysokości? W sumie są jakieś rzeczy, których faktycznie się boisz? No bo oglądasz horrory z taką niewzruszoną miną i w ogóle — powiedział, cofając dłoń. Poza wymienioną przez niego rzeczą Shane zawsze wydawał mu się aż nazbyt spokojny i stonowany. Po części na pewno mu tego zazdrościł, ale w większej mierze po prostu podziwiał. Sam zdecydowanie zbyt mocno dawał się ponosić emocjom.
Słysząc jego komentarz odnośnie prezentów, wyraźnie się zaczerwienił, zaraz chowając twarz w dłoniach.
— Dziwnie się czuję, słuchając, jak to mówisz. Nie chcę, żebyś myślał, że jedyne co robię w szkole, to odmawiam dziewczynom i tak dalej. Poza tym mówiłem im o tobie już od dawna — wymamrotał, uciekając wzrokiem w bok. Jakby nie patrzeć, Everett naprawdę był bardzo szczery ze swoimi uczuciami. I może nie wymieniał Shane'a z imienia, ale dobitnie przekazywał wszystkim, że lubi już kogoś innego — zresztą, niedługo i tak koniec roku. Zostało ledwo kilka tygodni.
A później oczekiwanie na wyniki egzaminów. Nie, żeby bardzo mocno mu na nich zależało, skoro i tak nie planował na razie uniwersytetu.
Drgnął nieznacznie, czując jak Shane obejmuje go od tyłu zaraz się czerwieniąc. Sam może i inicjował różne gesty, ale zanim przyzwyczai się do tego, że Kassir robi to samo względem niego, zdecydowanie minie trochę czasu.
Ewentualnie bardzo dużo czasu.
— Hmm, zmywarka na jedną osobę jest nieco nieopłacalna. Poza tym skoro i tak mamy mieszkać razem to chyba bez sensu narażać się teraz na dodatkowe koszta? — uśmiechnął się, kiwając głową, nim ciemnowłosy uciekł do salonu. Wytarł w końcu wszystkie naczynia i pochował do szafek — nawet jeśli musiał je otwierać kilka razy, nim w końcu trafił odpowiednio, gdzie co było — upewniając się jeszcze, że niczego nie ominął.
Przeszedł do salonu, zaraz siadając obok Shane'a i patrząc chwilowo na ekran. Nie, żeby zamierzał ot tak się w niego gapić.
— W co będziesz grać? — zapytał, zaraz obracając się nieznacznie w jego stronę. Nawet nie zapytał o zgodę, wciągając go na kolana z wyraźnym zadowoleniem. Zaraz po tym objął go w pasie i przytulił z zadowoleniem głowę do jego ramienia. Nie, żeby umknęła mu dość ważna kwestia.
— Na pewno masz siłę jeszcze siedzieć. Jeśli chcesz, mogę przyjść jutro czy coś — zaproponował, przesuwając powoli palcami po jego brzuchu i całując go w bok szyi. Dziś zdecydowanie zamierzał bezwstydnie korzystać ze swojego nowego przywileju. Nie chciał jednak, by Kassir faktycznie się umęczył.
— Powiedziałbym, że mogę położyć cię spać, ale jak już wcześniej ustaliliśmy, nie mam kluczy, więc nie mógłbym potem zamknąć drzwi, wychodząc — zażartował, przyciągając go nieco bliżej siebie, by zaraz oprzeć się wygodniej plecami o kanapę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach