Anonymous
Bar "Saturday"
Gość
Bar "Saturday"
Nie Lis 08, 2015 9:19 pm
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Hayden Kennith (NPC)
Właściciel Baru
Jack Daisy (NPC), North 'Jackdaw' Callahan, Sigrunn Northug
Barman
Ashlyn Brielle (NPC)
Kelnerka


Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.


===================================

Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć  zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.

Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pon Kwi 24, 2017 9:45 pm
Przesunęła palcami wzdłuż ust, jakby zamykała je na suwaczek, żeby żadna tajemnica z nich nie uciekła, a później pokazała Kossowi okejkę. Pijackie głupoty powinny zostać przemilczane i zapomniane, tak. Nawet, jeśli to był wspaniały i iście żenujący sposób na podryw, tak może lepiej byłoby, gdyby zniknął z pamięci wszystkich. Kogo my oszukujemy. Sigrunn już zdążyła powiedzieć paru osobom o tym tekście, chociaż bez większych szczegółów na temat tożsamości mężczyzny, o którym w gruncie rzeczy niewiele wiedziała, jeszcze mniej pamiętała.
- Nie musisz tłumaczyć, wiem, jak to działa. Za wiele razy teleportowałam się w ten sposób. Dlatego zazwyczaj nie chodzę sama - w grupie jest mniejsza szansa na skończenie w wyjątkowo podły sposób. Polecam - odpowiedziała. Nawet nie próbowała mu mówić, jakie to złe i nieodpowiedzialne, jeszcze nie osiągnęła takiego poziomu hipokryzji, żeby odradzać komuś tego typu rozrywki. Przecież każdy wie, że te są najfajniejsze!
- Wczoraj mówiłeś co innego - wypomniała mu. - Masz farta, że też nie jesteś w moim typie. Wygląda na to, że oboje jesteśmy spaczeni po pijaku - wzruszyła ramionami, puszczając płazem ukrytą aluzję, jakoby była brzydka, gorsza czy coś. Wiedziała, że nie wszystkim się podobała i jakoś nie robiło to na niej większego wrażenia. Czasami mogło się odnieść wrażenie, iż było jej to na rękę, bo samą aparycją odstraszała natrętnych ludzi, ale, jak widać, nie pijanych.
Przez chwilę przyglądała się hamburgerowi i w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak głodna była. Poszukiwania dokumentów nieźle ją wymęczyły, aż nie miała czasu przysiąść i zjeść w spokoju. Facet musiał to zauważyć, bo zaraz zaproponował jej darmowe żarcie. Przez chwilę się wahała, bo jak to tak, ale po chwili przypomniała sobie legendarne słowa: "jak dają to bierz, jak biją to uciekaj". Dawali, więc co jej szkodziło? Nie miała przy sobie pieniędzy, aby zainwestować w hamburgera, a skoro chinol proponował, to nie miała nawet wyrzutów sumienia, przyjmując ten dar.
- Dzięki, dobry panie. W takim razie też wezmę hamburgera - odpowiedziała, ostatnie zdanie kierując bezpośrednio do barmana. Zaraz po tym znowu wróciła spojrzeniem do Kossa, z którym postanowiła kontynuować rozmowę, skoro już stawiał jej żarcie. - A więc Koss, czym się zajmujesz prócz łażenia po barach i zaczepiania lasek nie w twoim typie? - spytała, tak na rozgrzewkę, żeby dowiedzieć się, z kim ma do czynienia.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pon Maj 01, 2017 7:37 pm
Chłopak spokojnie mielił kolejne kęsy w ustach, analizując słowa wypowiadane przez dziewczynę. Wyglądało na to, że już mieli jedną rzecz wspólną - byli imprezowiczami, których czasem ponosi melanż. Trochę bardziej, trochę mniej, ale przynajmniej oboje rozumieli chociażby magię poimprezowej teleportacji. To dobrze. Czasem czuł się dziwnie, kiedy opowiadał jakąś super historię z dzikiego melanżu osobom nieprzyzwyczajonym do takich ekscesów i potem spoglądali na niego, jak na osobę, dla której nie ma już przyszłości. Z drugiej strony, może dla niego faktycznie nie było już przyszłości?
Zaśmiał się, słysząc jej odpowiedziedź. To ci dopiero historia. Nie są w swoim typie, dlatego chleją razem i mają pijackie przygody. Jak widać, alkohol faktycznie ich spaczył. Z drugiej strony poczuł ukłucie niezadowolenia. Cóż, kiedy ktoś mówił mu: "nie jesteś w moim typie", od razu czuł, że coś jest nie w porządku. Jak to, jak można za nim nie szaleć? Przecież jest taki super i w ogóle. Ah, cudowna próżności.
- A kto jest w twoim typie? Ci supermodni drwale? Goście palący kota na ołtarzu? Albo goście, dla których magnes jest największym wrogiem? - zaśmiał się z własnego, jakże zabawnego żartu, a potem znów ugryzł hamburgera. I kiedy tak jadł, to nagle wpadła mu pewna myśl do głowy. - Ej, a może nasze typy nie są takie, jakie są? No nie wiem, wykreowaliśmy je sobie, czy coś, a tak naprawdę podoba nam się coś innego. Mówi się, że po alkoholu człowiek zawsze mówi prawdę. Może to się odnosi też do upodobań względem innych ludzi? Może w głębi duszy szaleję za gotyckimi skandynawkami, a ty uwielbiasz przyjaźnie wyglądających chińczyków? - znów parsknął śmiechem, wyobrażając sobie, że to prawda. Cóż, życie lubiło być zaskakujące. - Ale wiesz, coś może w tym być. Jak tak pomyślę, to zawsze kiedy znajdowałem dziewczynę odpowiadającą moim wyobrażeniom, okazywała się kompletną porażką. Zazwyczaj mają nieźle namieszane w głowach. Pamiętam, że jednak z nich po dwóch dniach spytała, czy spłodzę jej syna.
Wzdrygnął się na samą myśl o tych czasach. To był ciężkie przeżycia. A ile zajęło mu sprawienie, żeby wreszcie się od niego odpierdoliła. Bogowie drodzy, toć to nie chciało się odkleić, nieważne jakimi tekstami ją traktował. Tak, to było ciężkie przeżycie.
W trakcie jego wywodów, barman przyniósł także jedzenie dla Sigrunn. Koss w tym czasie uraczył się łykiem soku i westchnął głośno.
- W wolnym czasie lubię też zaczepiać laski w moim typie. A poza tym studiuję zarządzanie informacją. Ale prawdę mówiąc chyba już niedługo. Dawno nie słuchałem takich nudnych pierdół. Może zmienię kierunek. Albo pójdę do pracy. Cokolwiek - wzruszył ramionami jak jakiś rozpuszczony gówniarz, który może sobie pozwolić na wszystko. - A jak to wygląda u ciebie, Sig? - zagadnął, przeznaczając moment, w którym ta będzie odpowiadać, na skończenie posiłku.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pon Maj 08, 2017 8:19 pm
- Pieprz się. I magnes magnesem, bramki na lotniskach są gorsze. Idziesz sobie spokojnie i nagle zaczynają się drzeć jakbyś był terrorystą z bombą schowaną w gaciach - prychnęła, najwidoczniej ciut urażona oskarżeniem, że ona mogłaby w ogóle kierować się czymś innym niż charakterem! Albo że mogłaby lecieć na drwalopodobnych pedałów. Nie żeby sama poleciała na laskę głównie dlatego, że była ładna, półnaga i sama, no skądże. Ale później została przy niej dlatego, iż miała też wspaniały charakter i tak dalej, no!
Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć to, co się do niej mówi, ale najwidoczniej nie dawała rady. Nie wierzyła w takie bzdury, bo zazwyczaj miała fatalny gust po pijanemu i na trzeźwo nie potrafiła znieść ludzi, do których tak lgnęła po alkoholu.
- Mówisz tak dlatego, że na ciebie nie lecę? - parsknęła. - Faktycznie, pojebana historia, ale to nie znaczy, że poznałbyś fajniejszą laskę po paru piwach. Przeciwnie. Jedno piwo za dużo i kończysz w łóżku z grubą feministką, która zarzygała ci buty i z którą nie wytrzymałbyś na trzeźwo. Także z całym szacunkiem, ale twoja teoria ssie - wyraziła swoją skromną opinię. Nie żeby sama miała aż takie złe doświadczenia, bo o dziwo zawsze udawało jej się wyjść z sytuacji cało, bez dram i zawiedzionych nadziei, a tym bardziej bez pasztetu w swoim łóżku. Alleluja. Co nadal nie zmieniało faktu, że potrafiła obudzić się w łóżku jakiejś losowej osoby gdzieś na drugim końcu miasta. W ubraniach i z zachowanymi resztkami godności, żeby nie było.
Nieśpiesznie zajęła się swoim burgerem, kiedy Koss odpowiadał na jej pytanie. Cholera, faktycznie mieli tu dobre żarcie. Dlaczego wcześniej go nie próbowała? Już miała kolejne miejsce, gdzie mogła się stołować poza szkołą, cudownie. Podczas przeżuwania kolejnych kęsów oczywiście wpuszczała jednym uchem to, co Japończyk miał do powiedzenia, a drugim uchem wypuszczała część tych mniej istotnych informacji. Powoli wyrabiała sobie o nim zdanie i o dziwo nie było ono aż takie złe, jak mogłoby się zdawać.
- Nie dziwię się. To brzmi jak jeden z tych kierunków, gdzie śpi się na każdym wykładzie - mruknęła. - Jeśli o mnie chodzi, to w tym roku kończę szkołę, jeśli mnie przepuszczą. Nie wiem, co będzie później, ale skoro już tu jestem, to może zostanę na dłużej, znajdę pracę czy coś. Słyszałam, że knajpa nieopodal szuka barmana, a kto mógłby być lepszym barmanem niż stała bywalczyni? - odpowiedziała. Nie miała większych ambicji, naprawdę. Jedyne, czego pragnęła, to móc robić to, co chciała. Mieszanie drinków i bycie barowym autorytetem brzmiało dla niej jak spełnienie marzeń.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Nie Maj 14, 2017 11:50 am
Zaśmiał się, słysząc reakcję dziewczyny. Najpierw myślał, że ją w ogóle urazi takimi określeniami, wszak sama postanowiła uraczyć swoją twarz kilkoma kawałkami metalu, ale okazało się, że ta ma zdrowy dystans do życia i samej siebie, dzięki czemu nie uważała go teraz za jakiegoś dzikusa. A ci ludzie, którzy chowali się w objęciach jakieś konkretnej subkultury, zazwyczaj byli gotowi bronić jej jak głodne lwy i nawet najmniejszy żarcik traktowali jak poważną obrazę, zaś nadawcę uznawali za największego wroga chodzącego po ziemi. Batman pewnie nienawidził Jokera, bo ten śmiał się zbyt głośno z facetów lubiących przebieranki.
Jej uwaga była całkiem słuszna. Wzdrygnął się na samą myśl o grubej feministce, która zarzygała mu buty. A ileż razy był naprawdę bliski, aby wylądować w takiej sytuacji. Raz nawet chyba się to wydarzyło, ale obudził się zbyt wcześnie lub zbyt późno, aby zdać sobie z tego sprawę. Jak to mówią, niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
- Słuszna uwaga. No ale na szczęście ty nie jesteś gruba, na feministkę też mi nie wyglądasz i z tego co zauważyłem, to jeszcze nie zdążyłaś mi zarzygać butów. Ja chyba też niczego ci nie zarzygałem, tym bardziej nie jestem grubą feministką, więc podsumuję to stwierdzeniem, że ubiegłej nocy... nie czekaj, to było wcześniej. Chuj z tym, w każdym razie nie trafiliśmy tak źle, jak mogliśmy. Wzniósłbym za to toast, ale mam tylko sok pomarańczowy. Może następnym razem.
Tymczasem zabrał się do kończenia swojego posiłku, który i tak zdążył wystygnąć przez te jego wywody i mądrzenie się.
Kiedy skończył, upił sporą ilość wspomnianego soku, aby zgasić pragnienie i już całkowicie skupił się na tym, co mówiła Sig. Oh, czyli była młodsza. Albo kiblowała. W każdym razie to była zabawna myśl, bo chyba nikt o zdrowych zmysłach, widząc ich, nie stwierdziłby, że to chłopak jest tym starszym.
Otarł usta serwetką i kiwnął głową.
- Dokładnie tak jest. Chociaż naiwnie myślałem, że to coś innego. Niestety porządkowanie katalogów bibliotecznych albo w ogóle ich tworzenie brutalnie mnie uświadomiły w jak wielkim błędzie byłem - tutaj wykonał bardzo smutną minę, obrazującą głębię jego aktualnego cierpienia. Z drugiej strony, jak to mówią, cierp ciało, jako żeś chciało.
- Spoko, jeśli to nie Riverdale, to dasz radę - odpowiedział rozbawiony, najwyraźniej uznając to za świetny żart. - Zaś co do pracy barmanki, to uważam to za świetny pomysł! Miałabyś już jednego stałego klienta - przyznał z niekłamanym entuzjazmem. Sam się zastanawiał nad robotą barmana, ale niestety, choćby się zesrał, to nie znalazłby na to czasu. No wiecie, dodatkowe obowiązki i te sprawy.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Nie Maj 14, 2017 4:51 pm
Całe szczęście, że Sigrunn nie identyfikowała się z żadną subkulturą, toteż nie chciała bronić za wszelką cenę swoich subkulturowych wartości, których nie miała. W tej kwestii miała też spory dystans do siebie, bo niejednokrotnie spotykała się z bardziej wrednymi uwagami, więc to, co powiedział jej Koss, nie robiło na niej wrażenia. Jak widać, sama potrafiła śmiać się z okolczykowanych ludzi i wcale nie uważała tego za hipokryzję czy wielką obrazę majestatu.
- I co najważniejsze, nie wylądowaliśmy razem w łóżku. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty jak na dwójkę pijanych ludzi. Gratuluję nam - rzekła. Mały sukces, a tak cieszy.
O czymkolwiek w tym momencie mówił, dla niej brzmiało to jak tajniki mechaniki kwantowej w wykonaniu osiemdziesięcioletniego profesora, który przysypiał podczas wygłaszania wykładu. Krótko mówiąc, nuda. Mogła mu to wybaczyć, bo przecież był Japończykiem, a oni posiadają licealną wiedzę z matematyki w wieku, gdy inne dzieciaki jedzą piasek. Co nie zmieniało faktu, że Sigrunn absolutnie nie interesowały te katalogowe rzeczy, o których mówił.
Skrzywiła się nieco na sam dźwięk słowa "Riverdale", nie mówiąc już o tym, co kryło się za resztą zdania.
- No to mnie nie pocieszyłeś, stary - westchnęła. - Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że to nie ja wybierałam sobie szkołę, jasne? - dodała zaraz, lustrując go uważnie spojrzeniem, coby się upewnić, czy aby na pewno zrozumiał. Nienawidziła tej szkoły i nie chciała, żeby ktokolwiek pomyślał, iż poszła tam z własnej woli. Gdyby mogła, najchętniej zostałaby w Hudson's Bay, przeniosłaby się do jakiejś normalnej budy lub całkowicie zrezygnowałaby z dalszej nauki, ale niestety nie mogła. Całe szczęście, że to piekło się kończyło. Jeszcze rok i całkiem by zwariowała.
- Po tym, co odpierdalałeś tutaj parę dni temu, nie wiem, czy mam się z tego powodu cieszyć czy płakać. Ale myślę, że płaciłbyś mi dużo hajsu, więc w sumie się cieszę - stwierdziła w końcu. To, że musiałaby wykopywać pijanego jak cholera Kossa za każdym razem, gdy zostawiłby jej grube dolary w kasie, to już inna sprawa. Przynajmniej mogłaby się tłumaczyć tym, że na tym polega jej praca i tak dalej.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Nie Maj 21, 2017 1:11 pm
Cóż. To wylądowanie razem w łóżku akurat nie byłoby w jego ocenie aż takie złe, ale ponieważ był człowiekiem pełnym taktu, obdarzonym umiejętnym udawaniem tego, jak powinien zachować się w konkretnej sytuacji, to kiwnął głową, dając tym samym znak, że w pełni zgadza się ze słowami swojej nowo poznanej koleżanki. Well done lads.
Nie udało mu się jednak ukryć zaskoczenia, kiedy dowiedział się, że dziewczyna uczęszcza do Riverdale. Jego brwi powędrowały w górę, a wzrok wyrażał konsternację w czystej postaci. Dopiero po chwili trybiki zaczęły działać, coś zaczęło się dziać, ze wspomnień wyłaniał się mglisty obraz. Mało interesował się swoją byłą szkołą już po zakończeniu edukacji w niej, ale wydarzenia z nią związane zawsze był szeroko komentowane i nawet ktoś zupełnie z nią niezwiązany dzięki gazetom, telewizji, radiu lub internetowi wiedział mniej więcej co się tam dzieje. Tylko o co tam chodziło...
I nagle nastąpił olśnienie!
- Ah tak! Hudersfield... nie. Huds... Hums... Ta szkoła, którą postanowili połączyć z Riverdale, zgadza się? - sięgnął po swój sok i upił dwa łyki, rozważając w tym czasie sytuację. - No to trochę ci współczuję. Nie, żebym się chwalił, ale byłem i jestem całkiem niezłym uczniem. No wiesz, nawet to lubię, w sensie naukę, zwłaszcza jeśli dotyczy czegoś interesującego. A te skurwysyny z Riverdale i tak dawały mi nieźle popalić, więc rozumiem twoją sytuację. - dopiero kiedy skończył to mówić, zdał sobie sprawę, że chyba jeszcze bardziej dołuje dziewczynę. Poklepał ją pocieszająco po ramieniu. - No ale od tamtego czasu mogło się trochę zmienić. Poza tym wierzę, że jakoś sobie dasz z tym radę - dodał z pokrzepiającym uśmiechem. Tak, właśnie tego potrzebowała.
I dopiero kiedy tak się jej przyglądał, to dostrzegł coś pomiędzy połami jej skórzanej krótki i czarnej jak jej dusza bluzy. I nie, wcale nie chodziło o jej cycki. I nie, wcale nie patrzył tam, bo chciał się na nie pogapić. I nie... dobra, kogo tutaj oszukiwać. Ale nie w tym rzecz!
- Fanka Davida Bowiego, co? - zagadnął z zainteresowaniem. No proszę, niby chińczyk, a na muzyce się trochę zna.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pon Maj 22, 2017 12:58 pm
Podczas gdy Koss przeżywał niezwykłe zdumienie i próbował przetrawić dopiero zasłyszaną informację, Sigrunn bez większych emocji zabrała się za kończenie swojego hamburgera. Wiedziała, że chłopakowi chwilkę zajmie połączenie faktów, o ile w ogóle mu się to uda. Przyzwyczaiła się do faktu, iż ludzie dziwnie reagują na informację, że ONA chodzi do Riverdale. Bo jak to tak? Wygląda, jakby urwała się z poprawczaka, a uczęszcza do aż tak prestiżowej szkoły? Część z nich nagle przypominała sobie o połączeniu dwóch szkół i słynnych klasach, gdzie naraz uczyli się wielcy prymusi oraz chuligani prosto z ulicy. Druga grupa to ci, których Sig musiała przekonywać, że nie jest wybitną jednostką z samymi piątkami i burżujską rodziną. Dobrze, że Japończyk zaliczał się do pierwszej kategorii, bo nie chciało jej się za bardzo tłumaczyć tych wszystkich zawiłości.
- Aż tak widać? - uśmiechnęła się paskudnie, tak, jak tylko dzieciaki z Hudson's Bay mogły się uśmiechać. - Do dzisiaj uważam to za beznadziejny pomysł. Kto normalny łączy tak dwie różne szkoły? Prawdę mówiąc, średnio im to wyszło - dodała. Jakby nie mogli przenieść ich do placówki o podobnym celu, albo chociażby do zwykłego liceum. Nie, zamiast tego trzeba połączyć największe życiowe niedorajdy i ludzi ledwie zdających z elitarną szkołą. Dyrektorowie, robicie to źle. - Bez urazy, ale wyglądasz i brzmisz na takiego, co zdał z palcem w tyłku - odmruknęła. Gdy poczuła klepanie po ramieniu, smętnie zwiesiła głowę. - Absolutnie nic się, kurwa, nie zmieniło. Ale dzięki. To ostatnia prosta, głupio byłoby się na niej wyrżnąć - stwierdziła. Trochę ją to pocieszyło, nawet jeśli koleś kompletnie nie znał jej i jej zdolności zarówno destrukcyjnych, jak i intelektualnych. Zresztą, co mogło pójść nie tak, skoro najgorsze piekło miała daleko za sobą?
Nie zauważyła nawet perfidnych prób patrzenia jej się na cycki, bo kończenie posiłku okazało się być znacznie ważniejsze. Dopiero gdy skończyła, ponownie skupiła się na Kossie, a konkretniej na jego pytaniu.
- Jasne. Koleś był naprawdę genialny jak na swoje czasy. Szkoda, że zmarł w tak głupi sposób. Gwiazdy rocka umierają z przedawkowania, strzelają sobie w łeb albo wieszają się na hotelowym prześcieradle, a nie umierają na pieprzonego raka - stwierdziła znawczyni tego jakże niewdzięcznego tematu. - A ty? Nie słuchasz tych japońskich wymyślonych lolit z głosem z syntezatora, prawda? - spytała. Normalnie każdy bałby się, gdyby człowiek jej pokroju zapytał go o gusta muzyczne. Kto wie, czy nie jest rycerzem metalu, który spuści wpierdol za powiedzenie, że lubi się głównie rap lub pop? Sigrunn co prawda nie wyglądała na kogoś tak ograniczonego, a nawet jeśli, to nie wydawało się, żeby miała wyciągnąć Kossa na solo za złą odpowiedź. No szanujmy się.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Maj 23, 2017 8:07 pm
Cóż, niby powinno mu być trochę głupio, ale z drugiej strony kurde, chyba mogła się tego spodziewać. Pewnie wpisywał się w jakąś grupkę ludzi oceniających innych po stereotypach, ale to raczej stereotyp ucznia Riverdale, niż kogoś o takim wyglądzie jak Sigrunn. Nie miał zamiaru wytykać jej tu jakichś braków w inteligencji albo coś w tym stylu.
- Cóż... w sumie tak. Wiesz, przed tym dziwnym połączeniem, kiedy chodziłem tam do szkoły, do nauczyciele prędzej daliby się wybatożyć, a potem ukrzyżować, niż pozwolili komuś z taką ilością metalu na twarzy i... no, ogólnym stylem bycia uczęszczać na swoje zajęcia. Ale domyślam się, że teraz standardy w tej kwestii są tam trochę inne. A i pewnie musieli zatrudnić nową kadrę, która jeszcze nie zdążyła przesiąknąć riverdale'owym bucostwem. Kurde, może jednak tej szkole wyjdzie na dobre - co prawda prędzej specyficzny styl bycia przekształci nowych pracowników w takie same bezlitosne maszyny, z którymi on miał do czynienia, niż to oni dadzą radę zmienić sposób odnoszenia się placówki do bardziej problematycznych uczniów. Teraz pewnie był taki moment przejściowy, a za rok, dwa wszystko wróci do smutnej normy.
Słysząc jej komplement(?) lekko się uśmiechnął. W sumie czemu miałby się poczuć urażony? Chyba, że wynikało to tylko z jego rasowej przynależności, ale wtedy byłby nawet rozbawiony. Może niekoniecznie samą treścią przekazu, co faktem, że ludzie jeszcze tak postrzegają ludzi o innym kolorze skóry i tak dalej.
Pokręcił lekko głową.
- Cóż, prawdę mówiąc pewnie by tak było, gdyby nie to że... no wiesz, nauka nie była dla mnie nigdy priorytetem - uśmiechnął się porozumiewawczo. Miał wrażenie, że Norweżka rozumiała, o czym mówił. - To bardziej moja siostra taka jest i była. Pilna, zawsze gotowa i chętna do pomocy. Zresztą, bez jej renomy nie wiem, czy dałbym radę przebrnąć przez ogólną niechęć do mojego podejścia. Wiesz, Riverdale to stan umysłu. Tam musisz myśleć i zachowywać się w taki sam sposób jak inni albo cię wykluczą - ale o tym pewnie sama wiedziała już najlepiej. Nawet jej trochę współczuł. Odezwała się jego empatia, której tak nie lubił, bo zawsze sprawiała, że robił głupie rzeczy z głupich powodów. Chrząknął. - Wiesz, jak coś to... eee... mogę ci coś pomóc, nie? - zaoferował, odwracając wzrok. Taki z niego wstydniś.
Oho, trafił na prawdziwą fankę. Cóż, jego wiedza na temat Davida Bowiego ograniczała się raczej do minimum, nigdy za szczególnie nie interesował się jego osobą, znał ogólnie twórczość i tyle. Nie miał zamiaru się z tym kryć i chyba zresztą nie było takiej potrzeby. Parsknął śmiechem, kiedy posądziła go o słuchanie lolit z głosem z syntezatora. Cóż, nie dziwiło go to skojarzenie, ale na szczęście już dawno wyzbył się podobnych pomysłów na spędzanie czasu w ten sposób.
- Hej, nie oceniaj, to było moje dzieciństwo - mówił ze śmiechem. Zaraz pokręcił głową, tak jak robi to osoba, która przyznaje się, że jak była mała, to lubiła słuchać węgierskie disco polo. - Nie. Prawdę mówiąc nie mam sprecyzowanego gustu muzycznego. Po prostu słucham tego, co mi się podoba. Czasem, jak słucham innych, kiedy mówią o muzyce, to mam wrażenie, że słuchają jakiegoś gatunku tylko po to, żeby się tym chwalić. Wiesz o co mi chodzi? - Ach, nic tak nie łączy ludzi, jak wspólne napierdalanie na innych ludzi.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Czw Maj 25, 2017 3:22 pm
Wzruszyła ramionami. Oczywiście, że była na to przygotowana. Teraz jak słuchała o tym, jakie to Riverdale nie było przed wielkim przełomem, w sumie trochę cieszyła się, że nie musiała w tym uczestniczyć. Znaczy, że nie musiała tego robić parę lat temu, bo bucowska szopka w szkole nadal trwała, tylko w mniejszym stopniu, jak widać.
- Próbowali z tym walczyć, ale kiedy zdali sobie sprawę z tego, że tak wygląda połowa nowych uczniów, zrezygnowali. Teraz pokazują, jacy to oni nie są nowocześni, otwarci i dobrzy - parsknęła. Zawsze, kiedy widziała nowe, polecające szkołę reklamówki, na których znajdowali się okolczykowani uczniowie z tęczą na głowie podpisani tekstem typu "TOLERANCYJNA SZKOŁA", myślami wracała do momentów z początku swojego pobytu w Riverdale, gdzie niektórzy nauczyciele odmawiali jej wejścia do klasy, póki nie zdjęła lub zakryła kolczyków. A że niektórych nie dało się ściągnąć, a zakryć wszystko mogła tylko arabska burka, po prostu nie pojawiała się u tych belfrów na lekcjach. Ach, piękne czasy.
Cóóóż... Jej "komplement" składał się w połowie z tego, co myślała o nim po tej krótkiej rozmowie, a w połowie ze stereotypu typowego Japończyka. Może dobrze, że nie powiedziała tego na głos? Jeszcze by wyszło, że ma jakieś uprzedzenia czy coś.
- Siostra robiąca ci lekcje, kiedy piłeś, a później wyciągająca cię z problemów, gdy przyszedłeś do szkoły na kacu. Rozumiem - odmruknęła. Szkoda, że sama nie miała kogoś takiego jak starszy brat czy siostra, a na znajomych czy swoje małych popychadełka nie zawsze mogła liczyć. Zwłaszcza, jeśli ostro zaszła im za skórę, co zdarzało się wcale nie rzadko. Jednak... Czyżby pojawił się promyk nadziei w postaci kogoś chętnego do wyciągania jej tyłka z głębokiego bagna? Zerknęła na chłopaka, zdziwiona jego nagłą chęcią pomocy. Dlaczego, skoro już było jasnym, że nie mają u siebie szans, a ona w żaden sposób mu nie pomogła? - Dzięki. Póki co daję radę, ale zapamiętam to – odpowiedziała. Może jej się przyda, kiedy będzie naprawdę źle. Zwłaszcza z matmą, bo wyglądało na to, że jej nowy znajomy w pewnym stopniu ogarniał temat, skoro wziął się za taki chory kierunek.
Również zaśmiała się, gdy swoimi słowami nawiązał do niezwykłych gustów dzieciństwa. To nawet nie było wyśmianie ich, ponieważ sama doskonale pamiętała, jak wyglądała jej lista “hitów” z czasów, gdy miała kilka lat. Ale to były też lata, gdy miała długie, blond włosy, czyli krótko mówiąc – chwile, do których nigdy się nie przyzna.
- I dobrze. Niektórzy strasznie się ograniczają, a gdy im powiesz, że nagle zacząłeś słuchać czegoś innego, patrzą na ciebie jak na zdrajcę. Dobrze, że większość z tego wyrasta – stwierdziła. Pewnie mówiłaby dalej, bo akurat takim zamkniętym grupom ignorantów miała dużo do zarzucenia, ale poczuła wibracje w kieszeni spodni. Wyjęła telefon, odblokowała i od razu rzuciły się na nią okienka z esemesami, których treść można skrócić do “gdzie jesteś? Znalazłaś? Kup mi żarcie po drodze, byle szybko, najlepiej teraz, no czemu cię tu nie ma”. Westchnęła. Tyle byłoby z miłej pogadanki. Grunt, że zdążyła zjeść hamburgera.
- Fajnie się gadało, stary, ale teraz wybacz, muszę się powoli zbierać. Życie wzywa – powiedziała, uśmiechając się ciut przepraszająco. - Może dasz mi swój numer telefonu? Umówilibyśmy się wtedy spokojnie na piwko czy coś – zaproponowała. Jakkolwiek by to nie brzmiało, już samo jej spojrzenie mówiło, że chcąc nie chcąc Koss dostał się do strefy brutalnego friendzone'u. Znaczy, byłby on brutalny, gdyby ktokolwiek czułby tu do kogokolwiek cokolwiek.
Bez względu na to, czy było jej dane wymienić się z Kossem numerami czy nie, zaraz po tym Sigrunn zebrała się, pożegnała niezbyt wylewnie z Japończykiem i barmanem, podziękowawszy za jedzenie temu pierwszemu, a później ruszyła w swoją stronę. To znaczy, najpierw po coś do żarcia, a później zanieść to żarcie i dobrą nowinę o znalezionych papierach, co niewątpliwie trzeba było uczcić.
// zt
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Cze 06, 2017 11:50 am
- Nooo... z tym wyrastanie to też różnie bywa. Wiesz, są tacy co nie wyrastają nigdy z metalu i tak dalej. Ludzie strasznie potrzebują takiej swojej enklawy, żeby czuć przynależność do grupy i tak dalej - już nie chciał się rozwijać w swoich wywodach, a mógłby, ale wyglądało na to, że Siggy dostała nagłe wezwanie. Płonął dom? Porwali dziecko? Napad na bank? I gdzie można się ewentualnie dołączyć?!
Najwyraźniej czas ich miłej pogawędki minął. Zaskakująco miłej, można by rzecz, kto bowiem dałby radę przewidzieć, że tak dwie skrajnie różne osoby, które połączyło wspólne bycie najebanym mogą mieć tyle do powiedzenia sobie nawet na trzeźwo?
Na jej propozycję poprosił o jej telefon i tam wstukał swój numer. Potem oddał go z uśmiechem.
- Ale pamiętaj, najpierw kwiaty, potem seks - rzucił jeszcze na odchodnym. To chyba jasno wskazywało na to, że friendzone nie był mu straszny, sam bowiem nie żywił jakichkolwiek większych uczuć względem władczyni metalu.
Kiedy ona wyszła, dopił jeszcze swój sok i sam się zebrał. No bo co będzie tu tak siedział.

//zt
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Maj 29, 2018 10:06 pm
Jak długo można nazywać sekret sekretem? Dopóki nie pozna go druga osoba? Dopóki sąsiedzi nie wytykają cię na ulicy palcami? A może dopóki nie rozpozna cię ktoś całkiem obcy, nawet jeśli uciekniesz na inny kontynent?

Sobotni wieczór Whitlock poświęcił na spotkanie z kolegami ze szkolenia wojskowego, dzień jakich wiele. No właśnie – i tym razem podchmielone towarzystwo wreszcie podzieliło się na mniejsze grupki i dyskutowało ze sobą na coraz bardziej abstrakcyjne tematy. Harvey siedział akurat obok znajomego i jego nowej dziewczyny, których rozmowa nie wiadomo kiedy zrobiła się osobista. Fotografowi odechciało się nawet sporadycznego rzucania komentarzy i udawania, że jest zainteresowany rozmową o wrednej koleżance z pracy, ciotce, która trzeci raz wyszła za tego samego mężczyznę, a tym bardziej o byłym chłopaku. Cholera, nie chciał już tu siedzieć. Zerknął na telefon, potem na resztkę whisky w szklance i w duchu przeklął tych wszystkich nudnych ludzi. A może tak wyrwać się i pójść do klubu? Tak, tak zrobi. Wypije jeszcze trochę i pójdzie, pozna kogoś, zabawi się.
Wstał i podszedł do baru, zamówił kolejną porcję alkoholu... i wtedy go zauważył. Zwrócił uwagę na mężczyznę być może trochę młodszego od siebie, który siedział po drugiej stronie baru – niby nic w nim nadzwyczajnego, ale wzrok Harveya przykuły jego tatuaże. Fotograf lubił zawiesić oko na ładnych rysunkach, tym bardziej jeśli zdobyły skórę ładnej osoby, ale tym razem chodziło o coś innego, bo wydawało mu się, że te wzory skądś kojarzy, szczególnie ten na szyi. Obserwował obcego nie przejmując się, że może tym zwrócić na siebie jego uwagę, ale gapienie przerwał mu barman stawiając napełnioną szklankę. Cholera... A to dopiero dziwne. Skąd go znał? Harvey wrócił do swojego stolika nie mogąc wyrzucić z głowy uporczywej myśli o mężczyźnie z tatuażami. Czy to jakiś jego były kochanek? A może widział ten wzór w którymś z salonów, w których sam się tatuował? A może... Chwila, tak, zdjęcia, widział go na zdjęciach. Tylko gdzie? Kiedy pamięć wreszcie rzuciła to wspomnienie do świadomości, Harvey poczuł się jakby naprawdę dostał czymś w głowę. Cóż za zbieg okoliczności! Ten mężczyzna miał bardzo podobny tatuaż do tego seryjnego mordercy, o którym opowiadał Whitlockowi parę lat temu jego kolega, fotograf z amerykańskiej newsowej gazety. Brunet wątpił, aby właśnie spotkał tamtego zbrodniarza, tym bardziej, że słyszał, że go złapali, ale może nie zaszkodzi zapytać?
Niee, to dziwny pomysł na zaczepianie ludzi – pomyślał Harvey.
I właśnie dlatego to zrobisz – odpowiedziała whisky krążąca w krwiobiegu Harveya.
Mężczyzna postukał palcami po chłodnej ściance szklanki, potem zacisnął na niej dłoń i wstał zapominając o znajomych z taką samą łatwością, z jaką oni zapomnieli o nim.
Dobry wieczór, mogę się przysiąść? – zagadał do nieznajomego. Nie uśmiechał się, ale w jego zielonych oczach błyszczała nuta łagodnej, niewinnej ciekawości. – Opowie pan? Bo zawsze byłem ciekawy... Jak to jest kogoś zabić?
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Maj 29, 2018 11:42 pm
Zapuszczanie się do barów wydaje się niebezpieczne dla biernego alkoholika i słusznie, jest, zwłaszcza w takiej spelunie ─ co tu do roboty poza chlaniem? Ciągnęło go tu. Nieraz jego szósty, siódmy i dwunasty zmysł go tu prowadził, pchał ciężkie drzwi barkiem i upajał się śmierdzącym tytoniem pomieszczeniem, czego on tu szuka? A może czeka, aż coś znajdzie jego? Tu, na tym barowym stołku, gdzie powietrze tak gęste, że można je kroić i podawać jako danie dnia. Tu, przy ladzie, gdzie zimno marmuru chłodzi przeciążony mózg, a papieros to rozrywka, której można oddać się bez reszty. Obskurne włości właściciela miały w sercu Ashwortha szczególne uznanie za kameralność, niewystawność i możliwość trucia się fajkami, tak, to jeden z większy atutów. Opcja niedużego, ciepłego posiłku z paluszkami rybnymi też była w prywatnej top piątce zalet tego lokalu.
Raz po raz rzucał coś w rodzaju zdawkowego, niezobowiązującego „Gorąco dzisiaj.” albo „Jak interesy?” w stronę barmana, a jeżeli on odbił piłeczkę, Louis chwytał ją i zatapiał w dziurawej kieszeni spodni. Kręciła go ta atmosfera braku obowiązków, problemów, pieniędzy i rozumu, zwłaszcza w akompaniamencie cichej, sączącej się z głośników jazzoniewiadomo muzyki. Co to do cholery jest, co za gówno. Niepowtarzalne, a jednocześnie takie znajome, obiecujące i odzierające ze złudzeń, zwyczajnie nadzwyczajne.
Gdy nisko wiszące już, czerwonawe słońce zaczęło się wdzierać się do wnętrza baru, łaskocząc odkryty kark człowieka pracy, przesiadł z całym swoim sprzętem do stolika w głębi rudery. Jak u siebie w domu. Albo na stołówce u siebie w domu. Podciągał rękawy, aby bluza nie podzieliła losu t-shirtu barbecue, przeżuwając jedzenie z widelcem przyklejonym do ręki, zbliżył się do jego wehikułu czasu jakiś intruz. Mimo wszystko, nie oponował, wprost przeciwnie. Zaprosił go bezceremonialnym skinienem stłamszonych przez dźwiganie ciężarów włosów. Wraz z głową, chociaż ta lawirowała gdzieś w okolicach roku dwutysięcznego.
Jednakże do jego raju wślizgnął się wąż, bardzo zielony i bardzo głodny, co odczuł ukłuciem w żołądku. Węże są na tobie, Louis, czego oczekiwałeś? Któryś w końcu się musiał zbuntować, ale czemu jego głos należy do Delight? Twarz ma męską, wskazującą na wiek zbliżony do twojego, dwie widoczne blizny. Nie, to ani nie Delight, ani nie freudowski prorok z hydroksyzyną. Kimkolwiek jest, czegokolwiek chce, nie dasz mu niczego, co należy do ciebie.
Dobre pytanie. ─ odparł, otrzepując o brzeg popielniczki nadmiar popiołu z koniuszka fajki. ─ Masz samochód?
„Węszy, węszy. Widzę Ciebie i Twoje ręce. Wyglądają, jakby wyglądały przede mną już raz.”
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 12:05 am
Dobre pytanie? Spojrzenie Harveya nie wyrażało niezrozumienia, tylko większą czujność, jakby mężczyzna właśnie się obudził z przeczuciem, że coś jest nie tak, ale po szybkim rozejrzeniu się nie potrafił powiedzieć, co. Zanim odpowiedział, przyglądał się przez moment dłoni nieznajomego, a potem podniósł na niego wzrok i zamiast się odezwać, pokręcił głową.
Nie lubię samochodów – dodał po chwili. Whisky natrętnie podszeptywała mu, aby zapytał, czy nieznajomy wybiera swoje ofiary po marce samochodu, jaką jeżdżą, ale szybko uciszył ją, na wpół świadomie odsuwając szklankę, którą ze sobą przyniósł kawałeczek dalej od siebie.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 12:48 am
Spasuje, wycofa się, odejdzie zniechęcony brakiem jednoznacznej odpowiedzi? Nie. Louis nie obraził się za to, wolał mieć go w polu widzenia. Zjadł koktajlowego pomidorka wmieszanego w sałatę, po czym obejrzał delikwenta od pasów do głów, aby, w zależności od wyników oględzin, nabrać lub wyzbyć się urojeń. Jeżeli nie ma samochodu, raczej nie był jego klientem. Chyba, że jeździł jakimś jednośladowcem, czort go wie. Aczkolwiek czy taki typ jeździłby motocyklami? Może. Może cichociemny. A może kłamca. A może to zagubiony student filozofii świętujący zdaną sesję.
Nie wiem, dlaczego pytasz nieznajomego w barze, zamiast samemu to sprawdzić.
Niezbyt połączony z rzeczywistością, ale też nie odseparowany. Separowanie ludzi jest okrutne, nawet alkohol jest na tyle litościwy, że się do tego nie posuwa. Chciał zasugerować, żeby ukradł auto i kogoś rozjechał, aby uzyskać odpowiedź, ale mężczyzna mógłby to odebrać jako żart.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 1:26 am
Harvey pilnował, aby nic nie uśpiło jego czujności, przy tym cały czas zachowywał się spokojnie. Oparł się i uśmiechnął do rozmówcy w łagodny, ciut pobłażliwy sposób, trochę jak do nastolatka, który zadaje pytania tylko po to, aby w nieporadny sposób dać komuś znak, żeby się odczepił.
Pewnie z podobnego powodu, dla którego ty jesz coś przygotowanego cudzymi rękami: nie chcesz brudzić swoich, skoro ktoś zrobił to z ciebie. – Aż poczuł chłód na skórze przez to, co powiedział. Cholera, nie spodziewał się takich rozmów tego wieczora, ale jego ciekawość i skłonność do ryzykowania powoli zaczynały budzić się ze snu zimowego. Harvey, spokojnie... – Smacznego – dodał uprzejmie i lekko kiwnął głową.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach