▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.
===================================
Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.
Zgłoś się do pracy!
Hayden Kennith (NPC)
Właściciel Baru
Jack Daisy (NPC), North 'Jackdaw' Callahan, Sigrunn Northug
Barman
Ashlyn Brielle (NPC)
Kelnerka
Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.
===================================
Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.
Westchnęła ciężko opierając się o blat stołu i ukryła twarz w dłoniach, zupełnie jakby słowa Victora całkowicie ją załamały. Jak to nie zrobi kariery w Hollywood?
— Oh nieee, moje marzenia o braku prywatności właśnie legły w gruzach... — odezwała się po chwili udając płacz, który chwilę potem zamienił się w śmiech. Hej, tym razem zagrała całkiem dobrze, aż można było pomyśleć, że ktoś rzeczywiście złamał jej niewinne dziewczęce serduszko. — Trudno, będę musiała nauczyć się z tym żyć.
Spojrzała na niego jak na idiotę, gdy ich kufle się ze sobą zetknęły wydając charakterystyczny dźwięk. Do dna? Przecież nie było pewne, czy ten maluch wypije chociaż połowę drugiego piwa! Ale żeby nie wyjść na pannę z kijem w tyłku, upiła kilka łyków.
— Ale że co? Mam iść z Wami, czy jak? — zamrugała kilkakrotnie patrząc to na Rosa, to na Kevina. Nie była pewna, czy została właśnie zaproszona do czegoś więcej, czy chłopaki po prostu ugadywali między sobą plany na dalszy wieczór, a Lei znalazła się w centrum tych narad przypadkiem. W sumie, kto chciałby się bawić z taką cichą i niezbyt rozrywkową małolatą?
— Przegoń, bo sama muszę tam iść. — mruknęła. I tak dzielnie się trzymała z tak malutkim pęcherzem! Trzeba zapamiętać, żeby nigdy więcej nie pić piwa, bo toalety w miejscach publicznych nie są najczystszymi miejscami, a obcisłe spodnie, które — choć sprawiały, że wyglądała jak milion dolarów — były strasznie niewygodne w ściąganiu i jeszcze dodatkowo uciskały bolący od wstrzymywania brzuch.
— Powiem Ci, tylko się nie śmiej — odpowiedziała, po czym przysunęła się do Victora i zbliżyła swoje usta do jego ucha, a swój głos zniżyła do szeptu — Mam ochotę przyćpać, ale nie mogę, więc muszę się stąd ewakuować jak najszybciej, tylko, że muszę jeszcze skoczyć do łazienki, bo nie wytrzymam, a w niej są moi znajomi, którzy mnie będą namawiać, do tego ona jest tylko jedna i się nie dzieli na damską i męską, więc ktoś musi stanąć przed drzwiami, żeby żaden stary zbok mi tam nie wbił. Pomocy.
Rzuciła mu błagalne spojrzenie. Chyba nie odmówi tym błyszczącym błękitnym oczętom? Przecież tak ładnie prosiła!
— Oh nieee, moje marzenia o braku prywatności właśnie legły w gruzach... — odezwała się po chwili udając płacz, który chwilę potem zamienił się w śmiech. Hej, tym razem zagrała całkiem dobrze, aż można było pomyśleć, że ktoś rzeczywiście złamał jej niewinne dziewczęce serduszko. — Trudno, będę musiała nauczyć się z tym żyć.
Spojrzała na niego jak na idiotę, gdy ich kufle się ze sobą zetknęły wydając charakterystyczny dźwięk. Do dna? Przecież nie było pewne, czy ten maluch wypije chociaż połowę drugiego piwa! Ale żeby nie wyjść na pannę z kijem w tyłku, upiła kilka łyków.
— Ale że co? Mam iść z Wami, czy jak? — zamrugała kilkakrotnie patrząc to na Rosa, to na Kevina. Nie była pewna, czy została właśnie zaproszona do czegoś więcej, czy chłopaki po prostu ugadywali między sobą plany na dalszy wieczór, a Lei znalazła się w centrum tych narad przypadkiem. W sumie, kto chciałby się bawić z taką cichą i niezbyt rozrywkową małolatą?
— Przegoń, bo sama muszę tam iść. — mruknęła. I tak dzielnie się trzymała z tak malutkim pęcherzem! Trzeba zapamiętać, żeby nigdy więcej nie pić piwa, bo toalety w miejscach publicznych nie są najczystszymi miejscami, a obcisłe spodnie, które — choć sprawiały, że wyglądała jak milion dolarów — były strasznie niewygodne w ściąganiu i jeszcze dodatkowo uciskały bolący od wstrzymywania brzuch.
— Powiem Ci, tylko się nie śmiej — odpowiedziała, po czym przysunęła się do Victora i zbliżyła swoje usta do jego ucha, a swój głos zniżyła do szeptu — Mam ochotę przyćpać, ale nie mogę, więc muszę się stąd ewakuować jak najszybciej, tylko, że muszę jeszcze skoczyć do łazienki, bo nie wytrzymam, a w niej są moi znajomi, którzy mnie będą namawiać, do tego ona jest tylko jedna i się nie dzieli na damską i męską, więc ktoś musi stanąć przed drzwiami, żeby żaden stary zbok mi tam nie wbił. Pomocy.
Rzuciła mu błagalne spojrzenie. Chyba nie odmówi tym błyszczącym błękitnym oczętom? Przecież tak ładnie prosiła!
Vic przyglądał się szopce z niemałym rozbawieniem kryjąc szeroki uśmiech za teraz już dopitym piwskiem. Ta cała Leilani nie była do końca zła. Może to efekt wypitego alkoholu a może porzucenie sztucznej maski przywdziewanej na potrzeby kontaktów z obcymi ale zrobiła się bardziej wyluzowana.
– Nie martw się, jakoś to będzie. Zawsze możesz zostać fryzjerką albo robić paznokcie jak inne laski – przeczesał dłonią fryz wiedząc dokładnie, że przez to co ich kiedyś spotkało, nigdy ale to nigdy nie dałby jej chociażby skrócić swoich włosów. Najpewniej w napływie wspomnień i chęci zemsty, wygoliłaby mu pasek przez środek głowy. Taki irokez tylko w drugą stronę, bo na zero. To już całkiem wyglądałby jak dres, złodziej i recydywista, który właśnie opuścił zakład karny za dobre sprawowanie. Nie ma takiej opcji.
Victor uniósł dwukrotnie barki w geście zastanowienia. Jemu było to totalnie obojętne. Nie miał żadnych konkretnych planów więc towarzystwo dziewczyny mu nie wadziło. Co innego jeśli chciałby odwiedzić klub go go. Wtedy najpewniej Lei odbiłaby się na bramce od ramienia spasionego ochroniarza. Tam lasek nie wpuszczają. Czemu? To oczywiste, że jednym z zabawiających się klientów mógł być jej chłopak ubiegający się za parę lat o status męża.
– Jak chcesz, no nie Kev? – zwrócił się do kolegi, którego mina wyraźnie zrzedła. Po odczytaniu wiadomości sms i szybkim odpisie, humor znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Co jest ? – Zmrużył oczy gładząc zdecydowanie za długi zarost na brodzie.
– Laska robi mi jazdę, że znowu włóczę się po mieście z kumplami a ona siedzi sama. Grozi, że wyrzuci plejaka przez okno. Ja pierdolę. Będę się zbierał bo ona jest zdolna do wszystkiego – sięgając po kurtkę zarzuconą na krzesło obok, posłał dwójce naprzeciw spojrzenie prawdziwego męczennika. Nic tak nie potrafi wykończyć jak marudna, nachalna laska, która domaga się uwagi.
– Super, wspaniałe wyjście. Nawet się nie rozkręciłem – Ros rzucił okiem na zegarek, który wskazywał niespełna 22. O tej porze ludzie dopiero szykują się do wyjścia z domu a on co? Ma już niby wracać na kwadrat.
– Sorry, ustawimy się innym razem. Miło było poznać. Trzymajcie się. Narka – i tyle było widać Keva, który ewakuował się z prędkością światła, a Vic dał sobie uciąć rękę, że na schodach już prawie biegł. Co za pantofel.
Teraz zostali sami. Nie licząc wszystkich innych gości lokalu.
– Dobra, chodź – wstając z miejsca, upewnił się, że wszystko zostało wcześniej zapłacone bo nie ma to jak być na progu i słyszeć coś o nieuregulowanym rachunku.
Będąc tuż przed łazienką, Ros nacisnął na klamkę i widok, który ukazał się jego oczom wcale nie był zaskakujący. Ekipa świetnie się bawiła i właśnie przymierzała do następnej kolejki. To jak, prośbą czy groźbą?
– Dacie nam chwilkę? – właśnie wjechała metoda na szybki numerek w toalecie. Czego innego można było się spodziewać po tym gościu? O dziwo poskutkowało w przypadku chłopaków, bo laska szła w zaparte, że ona stąd nie wyjdzie. Na szczęście kumple wytłumaczyli jej, że w tym czasie obalą po piwku i wszyscy będą zadowoleni. Nie obyło się też bez uwag w kierunku Leilani ale jakich, tego on już nie słuchał. Kiedy zostali sami w łazience, brunet wskazał jej kabinę a sam podszedł do pisuaru dzięki czemu stał do niej tyłem. Nie zwracając uwagi na to czy Lei już weszła, zaczął majstrować przy rozporku. Jeszcze chwila i chyba by nie wytrzymał. Piwu mówimy kategoryczne nie.
– Nie martw się, jakoś to będzie. Zawsze możesz zostać fryzjerką albo robić paznokcie jak inne laski – przeczesał dłonią fryz wiedząc dokładnie, że przez to co ich kiedyś spotkało, nigdy ale to nigdy nie dałby jej chociażby skrócić swoich włosów. Najpewniej w napływie wspomnień i chęci zemsty, wygoliłaby mu pasek przez środek głowy. Taki irokez tylko w drugą stronę, bo na zero. To już całkiem wyglądałby jak dres, złodziej i recydywista, który właśnie opuścił zakład karny za dobre sprawowanie. Nie ma takiej opcji.
Victor uniósł dwukrotnie barki w geście zastanowienia. Jemu było to totalnie obojętne. Nie miał żadnych konkretnych planów więc towarzystwo dziewczyny mu nie wadziło. Co innego jeśli chciałby odwiedzić klub go go. Wtedy najpewniej Lei odbiłaby się na bramce od ramienia spasionego ochroniarza. Tam lasek nie wpuszczają. Czemu? To oczywiste, że jednym z zabawiających się klientów mógł być jej chłopak ubiegający się za parę lat o status męża.
– Jak chcesz, no nie Kev? – zwrócił się do kolegi, którego mina wyraźnie zrzedła. Po odczytaniu wiadomości sms i szybkim odpisie, humor znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Co jest ? – Zmrużył oczy gładząc zdecydowanie za długi zarost na brodzie.
– Laska robi mi jazdę, że znowu włóczę się po mieście z kumplami a ona siedzi sama. Grozi, że wyrzuci plejaka przez okno. Ja pierdolę. Będę się zbierał bo ona jest zdolna do wszystkiego – sięgając po kurtkę zarzuconą na krzesło obok, posłał dwójce naprzeciw spojrzenie prawdziwego męczennika. Nic tak nie potrafi wykończyć jak marudna, nachalna laska, która domaga się uwagi.
– Super, wspaniałe wyjście. Nawet się nie rozkręciłem – Ros rzucił okiem na zegarek, który wskazywał niespełna 22. O tej porze ludzie dopiero szykują się do wyjścia z domu a on co? Ma już niby wracać na kwadrat.
– Sorry, ustawimy się innym razem. Miło było poznać. Trzymajcie się. Narka – i tyle było widać Keva, który ewakuował się z prędkością światła, a Vic dał sobie uciąć rękę, że na schodach już prawie biegł. Co za pantofel.
Teraz zostali sami. Nie licząc wszystkich innych gości lokalu.
– Dobra, chodź – wstając z miejsca, upewnił się, że wszystko zostało wcześniej zapłacone bo nie ma to jak być na progu i słyszeć coś o nieuregulowanym rachunku.
Będąc tuż przed łazienką, Ros nacisnął na klamkę i widok, który ukazał się jego oczom wcale nie był zaskakujący. Ekipa świetnie się bawiła i właśnie przymierzała do następnej kolejki. To jak, prośbą czy groźbą?
– Dacie nam chwilkę? – właśnie wjechała metoda na szybki numerek w toalecie. Czego innego można było się spodziewać po tym gościu? O dziwo poskutkowało w przypadku chłopaków, bo laska szła w zaparte, że ona stąd nie wyjdzie. Na szczęście kumple wytłumaczyli jej, że w tym czasie obalą po piwku i wszyscy będą zadowoleni. Nie obyło się też bez uwag w kierunku Leilani ale jakich, tego on już nie słuchał. Kiedy zostali sami w łazience, brunet wskazał jej kabinę a sam podszedł do pisuaru dzięki czemu stał do niej tyłem. Nie zwracając uwagi na to czy Lei już weszła, zaczął majstrować przy rozporku. Jeszcze chwila i chyba by nie wytrzymał. Piwu mówimy kategoryczne nie.
— Zawsze chciałam robić hybrydki swojej sąsiadce za dziesięć dolarów w koszmarnych warunkach, drugą ręką obcinając włosy jej wrzeszczącemu gówniakowi — roześmiała się zakładając nogę na nogę. Irytowały ją tego jego "żarty", no bo ileż można słuchać, że baby tylko interesują się kwestią własnego wyglądu?!
— Ohh, już nas opuszczasz? — zawróciła się do blondyna tonem sugerującym zawód. Wyglądało na to, że polubiła towarzystwo Kevina, nawet jeśli nie zamieniła z nim wielu słów — Gdyby mój facet miał konsolę i wychodził na spotkania z kumplami, byłabym wniebowzięta. Cały wieczór grania dla mnie!
No bo Lei dzięki przyrodniemu bratu zamieniała się w taką gamer girl. Może i kiedyś nie przepadała za Williamem, często się sprzeczali i był ostatnią osobą, którą posądziłaby o posiadanie jakichkolwiek pozytywnych uczuć, ale w ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyli. Nadal wdawali się w dziecinne wojenki, ale
Przed wejściem do łazienki oczywiście rzuciła się na nią grupa próbujących się przekrzykiwać. Ostatecznie zrozumiała tylko kilka zdań:
— Brawo, Lei!Wreszcie coś zaruchasz!
— Ale jak to... nie jesteś lesbijką?
— To dlatego nie chciałaś z nami przygrzać!
— Eeeej, ale pamiętaj, żeby się chociaż zabezpieczyyyć — naćpana blondynka wcisnęła w jej dłoń prezerwatywę, na co Lei zareagowała głośnym śmiechem. I to nie dlatego, że "uuu rUcHaNkO :---------D", ale chyba powinni znać ją na tyle, żeby wiedzieć, że po niezbyt ciekawych przygodach przed odwykiem, teraz czekała na swojego księcia z bajki. A Ros na pewno nim nie był. Pokręciła głową z dezaprobatą chowając "prezent" do tylnej kieszeni spodni. Niby co miała z tym zrobić? Nadmuchać jak balonika i zacząć odbijać po łazience?
— Naprawdę poskąpili mydła? — jęknęła zerkając na pusty dozownik. Pomijając fakt, że chwilę wcześniej umierała ze wstydu, gdy Victor był za drzwiami i mógł WSZYSTKO SŁYSZEĆ (spoko, niektóre laski w jej wieku ponoć tak mają — udają, że niby wszystkie potrzeby fizjologiczne oprócz spania i jedzenia nie istnieją i w ogóle fuuuj, jak można sikać po piwie, jezu kobiety takich rzeczy nie robią). — Meeeh.
Wyciągnęła z torebki wilgotne chusteczki i wytarła nimi dłonie, bo doszła do wniosku, że tak jej dłonie będą czystsze. Tu należy dodać, że to były te specjalnie chusteczki dla bobasów, bo 16 lat, czy 16 miesięcy to żadna różnica. A poza tym nie podrażniały jej delikatnej skóry.
— Too, co robimy? Chcesz iść do mnie? Mam wolny dom — uśmiechnęła się niewinnie. Najwidoczniej alkohol zacząć działać, bo na trzeźwo nigdy by mu tego nie zaproponowała. Pytanie tylko, czy Victor był na tyle wstawiony, żeby się zgodzić.
— Ohh, już nas opuszczasz? — zawróciła się do blondyna tonem sugerującym zawód. Wyglądało na to, że polubiła towarzystwo Kevina, nawet jeśli nie zamieniła z nim wielu słów — Gdyby mój facet miał konsolę i wychodził na spotkania z kumplami, byłabym wniebowzięta. Cały wieczór grania dla mnie!
No bo Lei dzięki przyrodniemu bratu zamieniała się w taką gamer girl. Może i kiedyś nie przepadała za Williamem, często się sprzeczali i był ostatnią osobą, którą posądziłaby o posiadanie jakichkolwiek pozytywnych uczuć, ale w ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyli. Nadal wdawali się w dziecinne wojenki, ale
Przed wejściem do łazienki oczywiście rzuciła się na nią grupa próbujących się przekrzykiwać. Ostatecznie zrozumiała tylko kilka zdań:
— Brawo, Lei!Wreszcie coś zaruchasz!
— Ale jak to... nie jesteś lesbijką?
— To dlatego nie chciałaś z nami przygrzać!
— Eeeej, ale pamiętaj, żeby się chociaż zabezpieczyyyć — naćpana blondynka wcisnęła w jej dłoń prezerwatywę, na co Lei zareagowała głośnym śmiechem. I to nie dlatego, że "uuu rUcHaNkO :---------D", ale chyba powinni znać ją na tyle, żeby wiedzieć, że po niezbyt ciekawych przygodach przed odwykiem, teraz czekała na swojego księcia z bajki. A Ros na pewno nim nie był. Pokręciła głową z dezaprobatą chowając "prezent" do tylnej kieszeni spodni. Niby co miała z tym zrobić? Nadmuchać jak balonika i zacząć odbijać po łazience?
— Naprawdę poskąpili mydła? — jęknęła zerkając na pusty dozownik. Pomijając fakt, że chwilę wcześniej umierała ze wstydu, gdy Victor był za drzwiami i mógł WSZYSTKO SŁYSZEĆ (spoko, niektóre laski w jej wieku ponoć tak mają — udają, że niby wszystkie potrzeby fizjologiczne oprócz spania i jedzenia nie istnieją i w ogóle fuuuj, jak można sikać po piwie, jezu kobiety takich rzeczy nie robią). — Meeeh.
Wyciągnęła z torebki wilgotne chusteczki i wytarła nimi dłonie, bo doszła do wniosku, że tak jej dłonie będą czystsze. Tu należy dodać, że to były te specjalnie chusteczki dla bobasów, bo 16 lat, czy 16 miesięcy to żadna różnica. A poza tym nie podrażniały jej delikatnej skóry.
— Too, co robimy? Chcesz iść do mnie? Mam wolny dom — uśmiechnęła się niewinnie. Najwidoczniej alkohol zacząć działać, bo na trzeźwo nigdy by mu tego nie zaproponowała. Pytanie tylko, czy Victor był na tyle wstawiony, żeby się zgodzić.
Nie no, no jasne, że lakiery do paznokci i te do włosów są zarezerwowane tylko dla nisko mierzących lasek. Te chcące do czegoś dojść zostają prawnikami, lekarzami albo uczonymi niosąc chwałę i prestiż rodzinie. Leilani należała do grupy bananowych dzieci o wygórowanych marzeniach i planach na przyszłość, o których jemu się nawet nie śniło. Tak ją oceniał nie znając więcej aniżeli z dwóch spotkań, w tym jednego niefortunnego. Nie znał, nie oceniał, przynajmniej głośno.
– Musisz je ze sobą poznać – wskazał kciukiem na skrzata nim Kev ich opuścił. Tamten nie dodał ani słowa, pokiwał tylko głową i już go nie było. Taki z niego macho.
Kiedy drzwi do łazienki zamknęły się za dwójką, Vic zagaił rozmowę. Nasłuchiwanie dźwięków towarzyszącym korzystaniu z łazienki nie było krępujące w pojedynkę. Przy większej ilości osób robiło się nieswojo, zwłaszcza, że tutaj była dziewczynka.
– Jesteś lesbijką? – jakby nie mógł wybrać mniej konkretnego tematu. Mógł zagadać o pogodzie, sporcie a nawet o szkole ale on uderzył w rzucony przed kiblem tekst. Był intrygujący zważywszy na fakt, że Lei mówiła na imprezie o swoim domniemanym chłopaku. No to jak to w końcu jest. Miejmy jasność.
– Nie mam nic do lesbijek – ale do gejów już tak. Szczególnie gdy zaczynają do niego podbijać co na całe szczęście miało miejsce tylko raz w życiu. Pierwszy i oby ostatni.
– O masz, brise też zabrakło – to toaleta w bardzo podrzędnym barze. Nic dziwnego, że nie było tu odświeżacza, mydła i niekiedy papieru toaletowego. Lei powinna się cieszyć, że w swojej kabinie nie napotkała niespodzianki w postaci nietrafionej do muszli dwójeczki. Publiczne toalety są parszywe a załatwianie jednej z ważniejszych potrzeb na stojąco to dla facetów istne zbawienie. Przynajmniej są mniejsze szanse na złapanie jakiegoś syfa z deski. Dobra, koniec tematu.
Ros zadowolił się samą wodą ze starego kranu, który czasy świetności miał już dawno za sobą. Zamontowana na ścianie suszarka również nie działała, wow, więc wytarł dłonie o tył własnych spodni.
- Do Ciebie? – rozległo się walenie do drzwi.
– Myślałem o jakimś miejscu gdzie będzie można potańczyć ale jak dasz mi gwarancje, że nie czeka tam Twój agresywny ojciec to czemu nie – i w tej właśnie chwili do łazienki wszedł gruby chłop, grubo po trzydziestce, z twarzą koloru purpury. Najwyraźniej limit swoich alkoholowych możliwości osiągnął już dawno. Lepiej nie kłócić się z kimś, kto jednym zgnieceniem mógł Cię połamać więc oboje wyszli na korytarz.
– To daleko stąd? Piechota czy uber ? – no i koniecznie trzeba zajść do monopolowego albo na stacje paliw. Piwo nie wchodziło w grę więc może jakaś połówka na dwoje? W granicach możliwości.
– Musisz je ze sobą poznać – wskazał kciukiem na skrzata nim Kev ich opuścił. Tamten nie dodał ani słowa, pokiwał tylko głową i już go nie było. Taki z niego macho.
Kiedy drzwi do łazienki zamknęły się za dwójką, Vic zagaił rozmowę. Nasłuchiwanie dźwięków towarzyszącym korzystaniu z łazienki nie było krępujące w pojedynkę. Przy większej ilości osób robiło się nieswojo, zwłaszcza, że tutaj była dziewczynka.
– Jesteś lesbijką? – jakby nie mógł wybrać mniej konkretnego tematu. Mógł zagadać o pogodzie, sporcie a nawet o szkole ale on uderzył w rzucony przed kiblem tekst. Był intrygujący zważywszy na fakt, że Lei mówiła na imprezie o swoim domniemanym chłopaku. No to jak to w końcu jest. Miejmy jasność.
– Nie mam nic do lesbijek – ale do gejów już tak. Szczególnie gdy zaczynają do niego podbijać co na całe szczęście miało miejsce tylko raz w życiu. Pierwszy i oby ostatni.
– O masz, brise też zabrakło – to toaleta w bardzo podrzędnym barze. Nic dziwnego, że nie było tu odświeżacza, mydła i niekiedy papieru toaletowego. Lei powinna się cieszyć, że w swojej kabinie nie napotkała niespodzianki w postaci nietrafionej do muszli dwójeczki. Publiczne toalety są parszywe a załatwianie jednej z ważniejszych potrzeb na stojąco to dla facetów istne zbawienie. Przynajmniej są mniejsze szanse na złapanie jakiegoś syfa z deski. Dobra, koniec tematu.
Ros zadowolił się samą wodą ze starego kranu, który czasy świetności miał już dawno za sobą. Zamontowana na ścianie suszarka również nie działała, wow, więc wytarł dłonie o tył własnych spodni.
- Do Ciebie? – rozległo się walenie do drzwi.
– Myślałem o jakimś miejscu gdzie będzie można potańczyć ale jak dasz mi gwarancje, że nie czeka tam Twój agresywny ojciec to czemu nie – i w tej właśnie chwili do łazienki wszedł gruby chłop, grubo po trzydziestce, z twarzą koloru purpury. Najwyraźniej limit swoich alkoholowych możliwości osiągnął już dawno. Lepiej nie kłócić się z kimś, kto jednym zgnieceniem mógł Cię połamać więc oboje wyszli na korytarz.
– To daleko stąd? Piechota czy uber ? – no i koniecznie trzeba zajść do monopolowego albo na stacje paliw. Piwo nie wchodziło w grę więc może jakaś połówka na dwoje? W granicach możliwości.
Nie no, była pizdą, ale żeby od razu posądzać ją o bycie lesbijką? Chociaż, w sumie... Jeśli dzięki temu Ros już nigdy więcej nie zacznie jej obmacywać, ani nie spróbuje jej pocałować, to może się poświęcić. Bardzo mu w sumie nie nakłamie, w końcu rok temu była z dziewczyną.
— Noo... Myślałeś, że czemu unikam facetów? — to nie tak, że to oni unikali Leilani, bo wygląda na czternaście lat, a życie jest zbyt piękne, by gnić w więzieniu. — Tylko zazwyczaj, gdy mówiłam o swojej dziewczynie, to zaraz zjawiała się jakaś napalona stuleja i proponowała trójkąt. Więęęęęc, na balu obrałam nową taktykę i mój znajomy miał udawać, że jesteśmy razem. No, ale nie wyszło.
Bardzo nie wyszło. Tak trochę myślała, że właśnie zniszczyła sobie życie, ale przecież nie przyzna się Victorowi, że czekając z nim na przyjście Cadogana myślała o popełnieniu samobójstwa. Że miała nadzieję, że feta zmieszana z alkoholem zatrzyma jej serce. Ojciec? Cholera, tak łatwo było się domyślić, że Louis to jej tata? Zatem przyszedł czas na odgrywanie swojej starannie wyuczonej roli w sztuce "Ashworth nie jest ze mną spokrewniony".
— A skąd Ty znasz mojego ojca? — zmrużyła oczy krzyżując dłonie na piersiach — Jesteś jego pacjentem? Nie, w sumie, odpada, on to anioł przy pacjentach... No to ten, widziałeś nas wtedy na komisariacie? Wcale nie był agresywny, tylko wkurzony na mnie.
A zaraz potem udała olśnienie, że niby właśnie zrozumiała, że Victorowi chodzi o sytuację w parku i roześmiała się, jakby to był dobry żart.
— To mój wujek. Chodzi wkurzony, bo ma ciężko, pracuje na dwa etaty i nie ma kto mu wyprowadzać psów — wzruszyła ramionami — A że jestem jedną z nielicznych osób, których ten starszy pies nie będzie próbował zagryźć, no to... tak wyszło.
Przygryzła wargę zastanawiając się, czy nie zabrzmiało to zbyt naiwnie i czy chłopak łyknie jej kłamstwa. Przecież nie powie mu przecież: "noo, to kochanek mojej matki, mój biologiczny ojciec, tylko nie mów nikomu, bo to seryjny morderca, który uciekł z więzienia". Chciała chronić go na swój sposób.
— Mój samochód. — uśmiechnęła się wyciągając z torebki klucze. Brawa dla tego, kto pozwolił w Kanadzie jeździć samochodem od 16 roku życia! Szkoda tylko, że prawo jazdy dla nastolatków wiązało się z większą liczbą ograniczeń niż przywilejów, ale dla dziewczyny to nie był żaden problem. Cóż... Młoda Cigfran i przepisy najwidoczniej się nie lubili. To na pewno przez geny ojca.
[z/t x2 --> TUTAJ]
— Noo... Myślałeś, że czemu unikam facetów? — to nie tak, że to oni unikali Leilani, bo wygląda na czternaście lat, a życie jest zbyt piękne, by gnić w więzieniu. — Tylko zazwyczaj, gdy mówiłam o swojej dziewczynie, to zaraz zjawiała się jakaś napalona stuleja i proponowała trójkąt. Więęęęęc, na balu obrałam nową taktykę i mój znajomy miał udawać, że jesteśmy razem. No, ale nie wyszło.
Bardzo nie wyszło. Tak trochę myślała, że właśnie zniszczyła sobie życie, ale przecież nie przyzna się Victorowi, że czekając z nim na przyjście Cadogana myślała o popełnieniu samobójstwa. Że miała nadzieję, że feta zmieszana z alkoholem zatrzyma jej serce. Ojciec? Cholera, tak łatwo było się domyślić, że Louis to jej tata? Zatem przyszedł czas na odgrywanie swojej starannie wyuczonej roli w sztuce "Ashworth nie jest ze mną spokrewniony".
— A skąd Ty znasz mojego ojca? — zmrużyła oczy krzyżując dłonie na piersiach — Jesteś jego pacjentem? Nie, w sumie, odpada, on to anioł przy pacjentach... No to ten, widziałeś nas wtedy na komisariacie? Wcale nie był agresywny, tylko wkurzony na mnie.
A zaraz potem udała olśnienie, że niby właśnie zrozumiała, że Victorowi chodzi o sytuację w parku i roześmiała się, jakby to był dobry żart.
— To mój wujek. Chodzi wkurzony, bo ma ciężko, pracuje na dwa etaty i nie ma kto mu wyprowadzać psów — wzruszyła ramionami — A że jestem jedną z nielicznych osób, których ten starszy pies nie będzie próbował zagryźć, no to... tak wyszło.
Przygryzła wargę zastanawiając się, czy nie zabrzmiało to zbyt naiwnie i czy chłopak łyknie jej kłamstwa. Przecież nie powie mu przecież: "noo, to kochanek mojej matki, mój biologiczny ojciec, tylko nie mów nikomu, bo to seryjny morderca, który uciekł z więzienia". Chciała chronić go na swój sposób.
— Mój samochód. — uśmiechnęła się wyciągając z torebki klucze. Brawa dla tego, kto pozwolił w Kanadzie jeździć samochodem od 16 roku życia! Szkoda tylko, że prawo jazdy dla nastolatków wiązało się z większą liczbą ograniczeń niż przywilejów, ale dla dziewczyny to nie był żaden problem. Cóż... Młoda Cigfran i przepisy najwidoczniej się nie lubili. To na pewno przez geny ojca.
[z/t x2 --> TUTAJ]
Zwyczajnie jej się nudziło i, choć wcale nie miała zamiaru alkoholizować się w sobotnie późniejsze popołudnie, to wolała wybrać bar od jakiejś głupiej kawiarni czy molocha. Raz, że wolała tego typu klimat, a dwa, że chociaż tym jej spotkanie z praktycznie nieznajomą jej osobą mogłoby przypominać wspomniane Parteh wielką P. Mogły na przykład poprowokować jakiegoś pijanego świeżo upieczonego rozwodnika i popatrzeć jak wnerwia się na całą płeć piękną.
Dojechała dość szybko, oczywiście starym dobrym Uberem, z którym zamieniła parę ploteczek - albo raczej z którą, bo akurat udało się jej trafić na panienkę, która jakoś nie mogła przestać chwalić space bunsów i plisowanej spódniczki Jaśminki. Nawet się uparła na kupienie takiego samego beżowego płaszczyka, bo coś tam. Futerko miękkie czy cokolwiek. Oczywiście Velzen kochała gadać o takich pierdołach, w końcu studiowała na kierunku z nimi związanym, więc kompletnie jej to nie przeszkadzało.Nienawidzę zaczynać fabuł, nawet na SSP to takie lanie wody
Eniłej, wkroczyła do lokalu, przywitała się ze ślicznymi barmaniątkami i usiadła właściwie bezpośrednio przy barze. Bo było się jednak ekstrawertycznym błaznem. Wtedy też rozpięła wcześniej wspomniany płaszczyk i wygrzebała telefon by wystukać na nim prywatną wiadomość do nowopoznanej rocketjavelin:
"Jestem na miejscu, usiadłam przy barze dla Parteh atmosfery >u>"
Dojechała dość szybko, oczywiście starym dobrym Uberem, z którym zamieniła parę ploteczek - albo raczej z którą, bo akurat udało się jej trafić na panienkę, która jakoś nie mogła przestać chwalić space bunsów i plisowanej spódniczki Jaśminki. Nawet się uparła na kupienie takiego samego beżowego płaszczyka, bo coś tam. Futerko miękkie czy cokolwiek. Oczywiście Velzen kochała gadać o takich pierdołach, w końcu studiowała na kierunku z nimi związanym, więc kompletnie jej to nie przeszkadzało.
Eniłej, wkroczyła do lokalu, przywitała się ze ślicznymi barmaniątkami i usiadła właściwie bezpośrednio przy barze. Bo było się jednak ekstrawertycznym błaznem. Wtedy też rozpięła wcześniej wspomniany płaszczyk i wygrzebała telefon by wystukać na nim prywatną wiadomość do nowopoznanej rocketjavelin:
"Jestem na miejscu, usiadłam przy barze dla Parteh atmosfery >u>"
Nie spodziewała się, że jej brak planów tak szybko się rozwiąże. Nie żeby miała coś przeciwko chodzeniu w przypadkowe miejsca, ale gdy do tego dołączali przypadkowi ludzie, zdecydowanie robiło się ciekawiej. I tak oto Javelin szła na miejsce, nieszczególnie przejmując się, że @j.velzen mogła się okazać czterdziestoletnim otyłym kolesiem. Najwyżej sprzeda mu prawy sierpowy i rozłoży na deskach parkietu.
Podniosła wzrok patrząc na szyld baru "Saturday". Idealne miejsce na sobotni wieczór. Jej nowa koleżanka bez wątpienia miała gust, a może i poczucie humoru. Cóż, tego typu miejsca miały to do siebie, że w razie czego i tak łatwo było się zmyć. Wyciągnęła telefon, by napisać do dziewczyny krótką wiadomość na Instagramie odpisując między innymi w co się dziś ubrała, by łatwiej jej było ją namierzyć i wkroczyła do środka, dłużej nie czekając. Zlokalizowanie instagramerki nie było szczególnie trudne.
— Hej. j.velzen? — zapytała czysto formalnie, nim usiadła obok niej. Z miejsca sięgnęła po kartę przeglądając drinki. W końcu od czegoś trzeba było zacząć.
Podniosła wzrok patrząc na szyld baru "Saturday". Idealne miejsce na sobotni wieczór. Jej nowa koleżanka bez wątpienia miała gust, a może i poczucie humoru. Cóż, tego typu miejsca miały to do siebie, że w razie czego i tak łatwo było się zmyć. Wyciągnęła telefon, by napisać do dziewczyny krótką wiadomość na Instagramie odpisując między innymi w co się dziś ubrała, by łatwiej jej było ją namierzyć i wkroczyła do środka, dłużej nie czekając. Zlokalizowanie instagramerki nie było szczególnie trudne.
— Hej. j.velzen? — zapytała czysto formalnie, nim usiadła obok niej. Z miejsca sięgnęła po kartę przeglądając drinki. W końcu od czegoś trzeba było zacząć.
W zasadzie miała nie tak złą pamięć do twarzy i to swoje dziwne oko stylisty, więc kiedy tylko Rakieta wkroczyła do baru, pysk van Velzen rozpromienił się tak prędko, jak tylko wychwyciła platynową czuprynę - nawet bez kontroli ubrań!
"Hej. j-"
- CZEEEEŚĆ :DDDDD - wyrzuciła, może nieco zbyt... zbyt. Nawet zamachała łapami tak, że prawie trąciła jedną z barmanek w ucho, gdy ta akurat przechodziła z kieliszkiem czegoś dobrego i procentowego. - Tlen magnez, na żywo jesteś jeszcze ładniejsza! Kto zrobił ci włosy, są genialne, łojezu! - czy ona właśnie powiedziała tlen mag- - Siadaj, siadaj!
Waleni ekstrawertycy. Odchrząknęła jednak, jakby tą czynnością miała samą siebie uspokoić. Uśmiech nadal wyginał jej twarz tak, że nawet obserwującego mogłyby rozboleć od tego szczęki.
- W ogóle! Aż się zdziwiłam, że w ogóle zgodziłaś się na coś takiego! - kontekst, van Velzen, kontekst. - Jednak, wiesz, kto normalny zgodziłby się widząc propozycję losowego wyjścia od jakiegoś dzikusa z internetu? Chociaż w sumie, to czy nie tak działa Tinder...? - dosłownie się zawiesiła, wydawać by się mogło, że na jej czole zaraz pojawi się animacja buforowania z YouTube. Ostatecznie jednak wzruszyła ramionami i zamachała na barmana, żeby z wyszczerzem i świergotem zauroczonej gimnazjalistki poprosić o... o soczek.
"Hej. j-"
- CZEEEEŚĆ :DDDDD - wyrzuciła, może nieco zbyt... zbyt. Nawet zamachała łapami tak, że prawie trąciła jedną z barmanek w ucho, gdy ta akurat przechodziła z kieliszkiem czegoś dobrego i procentowego. - Tlen magnez, na żywo jesteś jeszcze ładniejsza! Kto zrobił ci włosy, są genialne, łojezu! - czy ona właśnie powiedziała tlen mag- - Siadaj, siadaj!
Waleni ekstrawertycy. Odchrząknęła jednak, jakby tą czynnością miała samą siebie uspokoić. Uśmiech nadal wyginał jej twarz tak, że nawet obserwującego mogłyby rozboleć od tego szczęki.
- W ogóle! Aż się zdziwiłam, że w ogóle zgodziłaś się na coś takiego! - kontekst, van Velzen, kontekst. - Jednak, wiesz, kto normalny zgodziłby się widząc propozycję losowego wyjścia od jakiegoś dzikusa z internetu? Chociaż w sumie, to czy nie tak działa Tinder...? - dosłownie się zawiesiła, wydawać by się mogło, że na jej czole zaraz pojawi się animacja buforowania z YouTube. Ostatecznie jednak wzruszyła ramionami i zamachała na barmana, żeby z wyszczerzem i świergotem zauroczonej gimnazjalistki poprosić o... o soczek.
Entuzjazm to jej drugie imię? Właściwie to nie wiedziała jak miała na pierwsze, więc ciężko było się do czegokolwiek przyczepić. No i nie żeby było w tym coś złego, takie pozytywne kruszyny były dużo lepsze niż wieczne smutaski. Aż sama uśmiechnęła się kącikiem ust.
— Sama je robiłam, więc doceniam komplement. W razie czego się polecam. Zmieniam wygląd tak często, że akurat w farbowaniu włosów narcystycznie nazywam się specjalistką.
Zresztą, cały czas zastanawiała się czy nie związać z tym przyszłości. Nadal pozostawało jednak jedno dość spore niedomówienie.
— Poza tym kto to mówi? Twój styl powala na kolana — zwłaszcza, że niewiele osób odważyłoby się na podobną kreację. Palec Javelin wędrował po przeróżnych nazwach nim zatrzymał się na jednym z najbardziej kolorowych drinków w karcie. Jego morski kolor zachęcał ją już na starcie. Poza tym był na mleku, na pewno diabelstwo było tak słodkie, że porzyga się po jednym łyku. Idealnie.
— Czemu nie? Lepiej spędzić wieczór w towarzystwie niż samotności. Poza tym od dzieciaka trenuję boks, byłam gotowa na rozkwaszenie nosa jakiemuś natarczywemu Bryanowi — tym razem wyszczerzyła się, w pełni pokazując swoje białe, choć może nie do końca idealne zęby. Nie żeby jakoś szczególnie się tym przejmowała.
— Tinder? A więc to randka? Mi pasuje. Mów mi Javelin albo Jav — przedstawiła się, nim sama zamówiła owy dziwaczny niebieski drink. W końcu dopiero zaczynała.
— Sama je robiłam, więc doceniam komplement. W razie czego się polecam. Zmieniam wygląd tak często, że akurat w farbowaniu włosów narcystycznie nazywam się specjalistką.
Zresztą, cały czas zastanawiała się czy nie związać z tym przyszłości. Nadal pozostawało jednak jedno dość spore niedomówienie.
— Poza tym kto to mówi? Twój styl powala na kolana — zwłaszcza, że niewiele osób odważyłoby się na podobną kreację. Palec Javelin wędrował po przeróżnych nazwach nim zatrzymał się na jednym z najbardziej kolorowych drinków w karcie. Jego morski kolor zachęcał ją już na starcie. Poza tym był na mleku, na pewno diabelstwo było tak słodkie, że porzyga się po jednym łyku. Idealnie.
— Czemu nie? Lepiej spędzić wieczór w towarzystwie niż samotności. Poza tym od dzieciaka trenuję boks, byłam gotowa na rozkwaszenie nosa jakiemuś natarczywemu Bryanowi — tym razem wyszczerzyła się, w pełni pokazując swoje białe, choć może nie do końca idealne zęby. Nie żeby jakoś szczególnie się tym przejmowała.
— Tinder? A więc to randka? Mi pasuje. Mów mi Javelin albo Jav — przedstawiła się, nim sama zamówiła owy dziwaczny niebieski drink. W końcu dopiero zaczynała.
Zafarbowała je sama. Ktoś mógłby pokusić się o stwierdzenie, że oczy Holenderki właśnie w tamtym momencie delikatne się zaświeciły, jak takie lampki choinkowe. Wiadomo, że wszystko co wiązało się z kreatywnością, urodą i brudzeniem sobie rączek przełączało ją na tryb fanki.
- Jak genialnie! - znowu zaświergotała, tym razem przynajmniej nie wyrzucając rąk tak daleko, że mogłyby jej równie dobrze odpaść. - Powinnyśmy założyć razem agencję transformacji, ja ci mówię. Ja będę tworzyć spersonalizowane ciuchy, a ty będziesz przerabiać ludzi na bóstwo. Jestem pewna, że makijaż pewnie też robisz taki, że James Charles sika w prześcieradło ze strachu jak tylko mu się przyśnisz!
Ojezuojezuojezu, ona pochwaliła jej ubrania. Dobra, Jaśminka, oddychaj. Nie możesz tak od razu dostawać zawału, znasz laskę dosłownie kilka sekund a już stawiasz ją na pozycji jakiegoś boga.
- Daleko mi do Bryana, ale natarczywa mogę być, zresztą pewnie już zauważyłaś - grunt to dystans do siebie i samoświadomość! - Jasemin - wyrzuciła zaraz z ciężkim zaschodnioholenderskim akcentem - ale mów po prostu Jasmin, Jass, van Velzen, jak wolisz!
Tak się zagalopowała z tymi przemyśleniami o tym, jak najłatwiej będzie nowo poznanej ślicznej wymawiać jej imię, że prawie ominął ją ten podprogowy półpodryw. Bo to chyba był jakiś podryw? Ech, Velzen była tak tępa, że ktoś mógłby jej się oświadczyć, a ona by nie ogarnęła, że ją lubi.
- A, ten, jeny, randka, tak, ja nie szkaluję pomysłu, lubię wszystkie fajne osoby, a ty już teraz brzmisz na super fajną! - zaklaskała w dłonie, by zaraz powtórzyć ten sam gest, gdy przed jej oczami objawiła się szklanka z sokiem wieloowocowym. - Dobra, to co tam mówi się na randce... - podparła policzek na dłoni, oczywiście łokciem opierając się o blat baru, wlepiając spojrzenie spod przymrużonych powiek w Javelin, drugą łapą przechylając swoją szklankę na wszystkie strony. Co za aktorstwo warte Oscara, lol. - To powiedz, tajemnicza Javelin, czym się zajmujesz? Czy jesteś tylko zwykłą fryzjerką, czy może po nocach zabierasz swoje nożyce na nieco inny rodzaj cięcia?
I ten ton niczym jakiejś kobiety Bonda, co do.
- Jak genialnie! - znowu zaświergotała, tym razem przynajmniej nie wyrzucając rąk tak daleko, że mogłyby jej równie dobrze odpaść. - Powinnyśmy założyć razem agencję transformacji, ja ci mówię. Ja będę tworzyć spersonalizowane ciuchy, a ty będziesz przerabiać ludzi na bóstwo. Jestem pewna, że makijaż pewnie też robisz taki, że James Charles sika w prześcieradło ze strachu jak tylko mu się przyśnisz!
Ojezuojezuojezu, ona pochwaliła jej ubrania. Dobra, Jaśminka, oddychaj. Nie możesz tak od razu dostawać zawału, znasz laskę dosłownie kilka sekund a już stawiasz ją na pozycji jakiegoś boga.
- Daleko mi do Bryana, ale natarczywa mogę być, zresztą pewnie już zauważyłaś - grunt to dystans do siebie i samoświadomość! - Jasemin - wyrzuciła zaraz z ciężkim zaschodnioholenderskim akcentem - ale mów po prostu Jasmin, Jass, van Velzen, jak wolisz!
Tak się zagalopowała z tymi przemyśleniami o tym, jak najłatwiej będzie nowo poznanej ślicznej wymawiać jej imię, że prawie ominął ją ten podprogowy półpodryw. Bo to chyba był jakiś podryw? Ech, Velzen była tak tępa, że ktoś mógłby jej się oświadczyć, a ona by nie ogarnęła, że ją lubi.
- A, ten, jeny, randka, tak, ja nie szkaluję pomysłu, lubię wszystkie fajne osoby, a ty już teraz brzmisz na super fajną! - zaklaskała w dłonie, by zaraz powtórzyć ten sam gest, gdy przed jej oczami objawiła się szklanka z sokiem wieloowocowym. - Dobra, to co tam mówi się na randce... - podparła policzek na dłoni, oczywiście łokciem opierając się o blat baru, wlepiając spojrzenie spod przymrużonych powiek w Javelin, drugą łapą przechylając swoją szklankę na wszystkie strony. Co za aktorstwo warte Oscara, lol. - To powiedz, tajemnicza Javelin, czym się zajmujesz? Czy jesteś tylko zwykłą fryzjerką, czy może po nocach zabierasz swoje nożyce na nieco inny rodzaj cięcia?
I ten ton niczym jakiejś kobiety Bonda, co do.
Z początku nieco zdębiała, dopiero po chwili odzyskując fason. Okej, sama należała do osób mówiących wszystko wprost, ale rzadko kiedy spotykała się z identyczną wylewnością z drugiej strony.
— Brzmi jak genialny plan, ale najpierw muszę skończyć szkołę. Jeśli w przeciągu roku nadal będziesz sądzić, że to świetny pomysł i nie będziesz reagować na mój widok "ja pierdolę znowu ona", z przyjemnością rzucę budę, by robić karierę marzeń. W duecie — zaśmiała się, opierając łokciami o stół, widocznie nieszczególnie dbając o to, że niby tak nie przystało. Zresztą, kto w barze zajmował sobie głowę takimi pierdołami?
— Jass i Jav, brzmi jak przeznaczenie, nie sądzisz? Mogłybyśmy machnąć razem jakąś zajebistą markę i chwytliwą nutę, którą ludzie nuciliby sobie pod nosem mijając nasz sklep stacjonarny. Jak w sobotę to tylko do Lidla~ — w rzeczywistości dziewczyna pewnie właśnie zaczęła nucić coś o Walmarcie, ale spolszczmy ten dowcip, by był dla nas śmieszniejszy i bardziej zrozumiały. Kto by chciał śpiewać o Walmarcie?
— Na razie jestem nudną uczennicą Riverdale High. Na boku dorabiam sobie stylizując dziewczyny na imprezy, jak już się sama domyśliłaś specjalizuję się w makijażu i włosach. Układanie fryzur, farbowanie, w to mi graj. Ponadto całe dwa tygodnie temu zostałam świeżo upieczoną gwiazdą Tik Toka. Nie żeby na razie udało mi się wybić, ale spokojnie, mamy jeszcze czas — podniosła rękę pokazując palcami charakterystyczne V.
— A jak jest z tobą? Jeśli mi powiesz, że nie poszłaś w coś związanego z ubraniami to siostro, wstanę i skoczę przez okno, mimo że jesteśmy na parterze i nie byłabym tym samym w pełni oddać mej rozpaczy.
— Brzmi jak genialny plan, ale najpierw muszę skończyć szkołę. Jeśli w przeciągu roku nadal będziesz sądzić, że to świetny pomysł i nie będziesz reagować na mój widok "ja pierdolę znowu ona", z przyjemnością rzucę budę, by robić karierę marzeń. W duecie — zaśmiała się, opierając łokciami o stół, widocznie nieszczególnie dbając o to, że niby tak nie przystało. Zresztą, kto w barze zajmował sobie głowę takimi pierdołami?
— Jass i Jav, brzmi jak przeznaczenie, nie sądzisz? Mogłybyśmy machnąć razem jakąś zajebistą markę i chwytliwą nutę, którą ludzie nuciliby sobie pod nosem mijając nasz sklep stacjonarny. Jak w sobotę to tylko do Lidla~ — w rzeczywistości dziewczyna pewnie właśnie zaczęła nucić coś o Walmarcie, ale spolszczmy ten dowcip, by był dla nas śmieszniejszy i bardziej zrozumiały. Kto by chciał śpiewać o Walmarcie?
— Na razie jestem nudną uczennicą Riverdale High. Na boku dorabiam sobie stylizując dziewczyny na imprezy, jak już się sama domyśliłaś specjalizuję się w makijażu i włosach. Układanie fryzur, farbowanie, w to mi graj. Ponadto całe dwa tygodnie temu zostałam świeżo upieczoną gwiazdą Tik Toka. Nie żeby na razie udało mi się wybić, ale spokojnie, mamy jeszcze czas — podniosła rękę pokazując palcami charakterystyczne V.
— A jak jest z tobą? Jeśli mi powiesz, że nie poszłaś w coś związanego z ubraniami to siostro, wstanę i skoczę przez okno, mimo że jesteśmy na parterze i nie byłabym tym samym w pełni oddać mej rozpaczy.
Okej, obie musiały skończyć szkołę, wydawalo się, że w tym samym roku, więc świetnie. Pokiwała entuzjastycznie głową. Dla Jav to mógł byc po prostu świetny żart, ale ta mała pipa mówiła kompletnie poważnie. Zapewne juz jutro znajdzie sobie jakiś nowy plan na siebie, ale na razie totalnie widziała siebie u boku nowo poznanej znajomej we własnym programie na jakimś TVN Style.
- Żartujesz sobie? Za dziecka ułożyłam rap o IKEA i do teraz żałuję, że go nie zapisałam. Szwedzcy YouTuberzy pewnie zapłaciliby mi teraz miliony za możliwość użycia go - no ale skąd taka mała Jaśminka miała wiedzieć, że kiedy dorośnie, znajdzie takie osoby jak Roomie czy PewDiePie, co nie.
Wsłuchała się uważnie w historię jasnowłosej, popijając w ciszy sok. Chciała jej przerwać. Serio. Bo... bo... bo jakim cudem była taką dzidzią? No serio, liceum? Ona tu sądziła, że Jav jest co najmniej w jej wieku i już od miesięcy ma swoje studio piercingu i makijażu.
- Riverdale, prestiżowo - roześmiała się, klepiąc ją nieco inwazyjnie po ramieniu. - Nie skacz, kończę projektowanie ubioru i właśnie patrzysz na to co uszyłam albo przerobiłam po zakupie w Goodwill. Tylko nie mów mojemu ojcu, że chodzę do szmateksów, bo zacznie na mnie wyklinać.
A chyba żadne dziecko nie chciało zostać nazwanym kankerlijer przez własnego ojca.
- Słuchaj, ta randka będzie udana tylko jak odpowiesz prawidłowo na to pytanie. LUBISZ IKEĘ? >:C
- Żartujesz sobie? Za dziecka ułożyłam rap o IKEA i do teraz żałuję, że go nie zapisałam. Szwedzcy YouTuberzy pewnie zapłaciliby mi teraz miliony za możliwość użycia go - no ale skąd taka mała Jaśminka miała wiedzieć, że kiedy dorośnie, znajdzie takie osoby jak Roomie czy PewDiePie, co nie.
Wsłuchała się uważnie w historię jasnowłosej, popijając w ciszy sok. Chciała jej przerwać. Serio. Bo... bo... bo jakim cudem była taką dzidzią? No serio, liceum? Ona tu sądziła, że Jav jest co najmniej w jej wieku i już od miesięcy ma swoje studio piercingu i makijażu.
- Riverdale, prestiżowo - roześmiała się, klepiąc ją nieco inwazyjnie po ramieniu. - Nie skacz, kończę projektowanie ubioru i właśnie patrzysz na to co uszyłam albo przerobiłam po zakupie w Goodwill. Tylko nie mów mojemu ojcu, że chodzę do szmateksów, bo zacznie na mnie wyklinać.
A chyba żadne dziecko nie chciało zostać nazwanym kankerlijer przez własnego ojca.
- Słuchaj, ta randka będzie udana tylko jak odpowiesz prawidłowo na to pytanie. LUBISZ IKEĘ? >:C
Westchnęła cicho, tuż przed upiciem kilku łyków drinka, którego kelner postanowił postawić tuż przed nią na ładnej, białej serwetce.
— Zawsze gdy wpadniemy na coś przełomowego, zamiast odpowiednio to wykorzystać przesypiamy swoją szansę. To samo mam gdy przyśni mi się coś genialnego. Zamiast zapisać to na kartce, myślę sobie że będę pamiętać o tym rano. Więc idę spać i... rano już nie mam pojęcia o czym właściwie śniłam — zostaje jedynie pustka i zawód samym sobą ot co. Mruknęła coś pod nosem.
— Hej, osoby które potrafią zrobić coś tak zajebistego ze zwykłych ciuchów ze szmateksu to istne perły tego świata. Poza tym second handy mają tyle ukrytych skarbów. Trzeba tylko umieć się przez nie przekopać — pokiwała głową z pełnym przekonaniem. W końcu nie zawsze było ją stać na coś markowego. Do czego niekoniecznie się przyznawała, tak jak teraz gdy na wspomnienie o prestiżowej szkole jedynie wzruszyła ramionami.
— Żartujesz sobie? Darmowe ołówki, zajebiste hot-dogi i obiady... już nie wspominając o tych świetnych pluszakach, które sadzają przy stołach. Ktokolwiek nie kocha Ikei, nie może nazywać się człowiekiem — stwierdziła z niesamowitą powagą wyrysowaną na twarzy.
— To co, następna randka w Ikei? — zapytała znowu przysysając się do drinka.
— Zawsze gdy wpadniemy na coś przełomowego, zamiast odpowiednio to wykorzystać przesypiamy swoją szansę. To samo mam gdy przyśni mi się coś genialnego. Zamiast zapisać to na kartce, myślę sobie że będę pamiętać o tym rano. Więc idę spać i... rano już nie mam pojęcia o czym właściwie śniłam — zostaje jedynie pustka i zawód samym sobą ot co. Mruknęła coś pod nosem.
— Hej, osoby które potrafią zrobić coś tak zajebistego ze zwykłych ciuchów ze szmateksu to istne perły tego świata. Poza tym second handy mają tyle ukrytych skarbów. Trzeba tylko umieć się przez nie przekopać — pokiwała głową z pełnym przekonaniem. W końcu nie zawsze było ją stać na coś markowego. Do czego niekoniecznie się przyznawała, tak jak teraz gdy na wspomnienie o prestiżowej szkole jedynie wzruszyła ramionami.
— Żartujesz sobie? Darmowe ołówki, zajebiste hot-dogi i obiady... już nie wspominając o tych świetnych pluszakach, które sadzają przy stołach. Ktokolwiek nie kocha Ikei, nie może nazywać się człowiekiem — stwierdziła z niesamowitą powagą wyrysowaną na twarzy.
— To co, następna randka w Ikei? — zapytała znowu przysysając się do drinka.
Otarła wyimaginowaną łzę rozpaczy słuchając tej poruszającej opowieści o sennej sklerozie. Młoda, ale mówiła rację.
- A weź, powiedz co jemu. Na każdą rozprawę kupuje sobie nowiutki skrojony na zamówienie garnitur, i to by było na tyle jeśli chodzi o jego powiązanie ze światem feszyn dizajnu - pokręciła głową, uśmiechając się krzywo pod nosem. W sumie, to nie miała z tym żadnego problemu. Ojciec był trochę snobem, ale nadal kochającym staruchem, który pomagał jak umiał. Po prostu miała do niego żal, że jej jeszcze nie dał sobie garnituru uszyć, tylko polegał na jakimś dziadydze z Amsterdamu. - Ale kiedyś założył krawat, który mu zrobiłam!!! Jezu, myślałam, że spalę dom ze szczęścia! ...bo przewróciłam wtedy świeczkę jak podskoczyłam z radości - i ten autentyczny śmiech z samej siebie.
"To co, następna randka w Ikei?"
- Przed przyssaniem się do twojego policzka powstrzymuje mnie fakt, że poznałaś mnie z pół godziny temu jak nie mniej, a poza tym zostawiłabym ci ślad ze szminki - przyłożyła wierzch dłoni do czoła, jakby umierała z tego bezdennego cierpienia niemożności okazania jej swoich uczuć. - Hot dogi, wspólne kradnięcie ołówków, a potem możesz nawet wpaść do mnie i zobaczyć ile ich nakradłam przez lata. Mam pudełka z każdego roku od dwa tysiące dziesiątego, nawet osobno posortowane według państw.
- A weź, powiedz co jemu. Na każdą rozprawę kupuje sobie nowiutki skrojony na zamówienie garnitur, i to by było na tyle jeśli chodzi o jego powiązanie ze światem feszyn dizajnu - pokręciła głową, uśmiechając się krzywo pod nosem. W sumie, to nie miała z tym żadnego problemu. Ojciec był trochę snobem, ale nadal kochającym staruchem, który pomagał jak umiał. Po prostu miała do niego żal, że jej jeszcze nie dał sobie garnituru uszyć, tylko polegał na jakimś dziadydze z Amsterdamu. - Ale kiedyś założył krawat, który mu zrobiłam!!! Jezu, myślałam, że spalę dom ze szczęścia! ...bo przewróciłam wtedy świeczkę jak podskoczyłam z radości - i ten autentyczny śmiech z samej siebie.
"To co, następna randka w Ikei?"
- Przed przyssaniem się do twojego policzka powstrzymuje mnie fakt, że poznałaś mnie z pół godziny temu jak nie mniej, a poza tym zostawiłabym ci ślad ze szminki - przyłożyła wierzch dłoni do czoła, jakby umierała z tego bezdennego cierpienia niemożności okazania jej swoich uczuć. - Hot dogi, wspólne kradnięcie ołówków, a potem możesz nawet wpaść do mnie i zobaczyć ile ich nakradłam przez lata. Mam pudełka z każdego roku od dwa tysiące dziesiątego, nawet osobno posortowane według państw.
Oho, czyli Pan Prawnik. Oni żyli w nieco innym świecie, choć bez wątpienia byli ludźmi, których Liaison zwyczajnie podziwiała. Tak jak lekarzy. I kilka innych zawodów, o których nie chciało jej się teraz myśleć.
— Ale nie spaliłaś przy tym jego krawatu? Byłoby szkoda. I mam nadzieję, że w takim wypadku nosi twoje twory nieco częściej niż ten jeden jedyny raz? Bo poważnie, nie chce mi się wierzyć, że mieszkając tuż obok ciebie nie docenia twojego talentu — pokręciła głową na boki, pokazując tym samym że zwyczajnie nie było takiej opcji. Nawet jeśli był prawnikiem, skoro nosił te swoje specjalnie skrojone na zamówienie garnitury, na pewno miał jakieś wyczucie stylu.
— Tak, zostawmy to na następny raz. Swoją drogą podczas mojego ostatniego wypadu do Ikei, rozsadzili wszędzie najbardziej urocze rekiny, jakie kiedykolwiek widziałam. Zresztą, w ogóle rekiny to genialne stworzenia. Zawsze chciałam mieć własnego, choć wiadomo że byłoby to nieco głupie, ale jak już zamieszkam sama, kupię sobie takiego mniejszego. Do akwarium — podzieliła się z nią swoim marzeniem, o którym w sumie nie wspominała zbyt często. Mimo że Liaison była jaka była i często przez swój wzrost raczej nie uważano jej za najbardziej uroczą osobę na tym świecie, kochała słodkie rzeczy.
— Czekaj w sensie, zbierasz ołówki z Ikei z całego świata? One się czymś różnią? — zapytała z autentycznym zainteresowaniem, pochylając się nieco do przodu. Sama nie miała takiego hobby, więc niezbyt się na tym znała.
— Ale nie spaliłaś przy tym jego krawatu? Byłoby szkoda. I mam nadzieję, że w takim wypadku nosi twoje twory nieco częściej niż ten jeden jedyny raz? Bo poważnie, nie chce mi się wierzyć, że mieszkając tuż obok ciebie nie docenia twojego talentu — pokręciła głową na boki, pokazując tym samym że zwyczajnie nie było takiej opcji. Nawet jeśli był prawnikiem, skoro nosił te swoje specjalnie skrojone na zamówienie garnitury, na pewno miał jakieś wyczucie stylu.
— Tak, zostawmy to na następny raz. Swoją drogą podczas mojego ostatniego wypadu do Ikei, rozsadzili wszędzie najbardziej urocze rekiny, jakie kiedykolwiek widziałam. Zresztą, w ogóle rekiny to genialne stworzenia. Zawsze chciałam mieć własnego, choć wiadomo że byłoby to nieco głupie, ale jak już zamieszkam sama, kupię sobie takiego mniejszego. Do akwarium — podzieliła się z nią swoim marzeniem, o którym w sumie nie wspominała zbyt często. Mimo że Liaison była jaka była i często przez swój wzrost raczej nie uważano jej za najbardziej uroczą osobę na tym świecie, kochała słodkie rzeczy.
— Czekaj w sensie, zbierasz ołówki z Ikei z całego świata? One się czymś różnią? — zapytała z autentycznym zainteresowaniem, pochylając się nieco do przodu. Sama nie miała takiego hobby, więc niezbyt się na tym znała.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach