▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.
===================================
Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.
Zgłoś się do pracy!
Hayden Kennith (NPC)
Właściciel Baru
Jack Daisy (NPC), North 'Jackdaw' Callahan, Sigrunn Northug
Barman
Ashlyn Brielle (NPC)
Kelnerka
Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.
===================================
Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.
- Aj, nie, nie mieszkamy blisko. Mieszka w Europie, w Kanadzie był może ze dwa razy. Ale wysyłam mu zawsze jakieś koszule i je nosi! - bo jest grzeczny i poza pracą może nosić durne koszule i koszulki w duchy, z dodatkowymi napisami pokroju "will you be my boo?", co na ciele prawie dwumetrowego poważnego chłopa wygląda jak... cóż.
Czemu ona powiedziała: "rekiny".
- BEEEBI SZARK DDUDUDUDUDUDU - czemu. - Rekiny są takie super, rany, w ogóle jeju, serio pokochałabyś mój pokój, mam chyba wszystkie zwierzaki pluszaki jakie się da tam znaleźć. I wszystkie mają imiona, i dorobiłam im ich historie, i relacje, i w ogóle to jest całe wielkie uniwersum @u@ - przerażające dziecko. Podrapała się palcem po policzku. - W sumie, to czy trzymanie rekinów w domu jest legalne?
Na jej kolejne pytanie zachichotała jakby Jav palnęła jakąś totalną głupotę, no ale skąd miała znać całą o wiele zbyt długą historię kogoś, kogo ledwo znała!
- Nie i nie, choć byłoby genialnie, gdyby się różniły, bo byłby dowód, że faktycznie są z innego miejsca. Za dziecka mieszkałam na przemian w Holandii i Szwecji, dopiero potem mama zabrała mnie do Kanady - wyjaśniła, rysując palcem na blacie niewidzialną oś czasu. Bycie mieszańcem i imigrantem było tak zawiłe, że wcale jej to nie ekscytowało, ech. - Raaaaaaaaaaaannnnyyyy, jestem głodna - burknęła. - Chcesz iść gdzieś coś zjeść? Obiecuję, że nie trzymam Bryana w żadnej jedzeniowni. SubWay może? Tanie mniamanie!!!
Czemu ona powiedziała: "rekiny".
- BEEEBI SZARK DDUDUDUDUDUDU - czemu. - Rekiny są takie super, rany, w ogóle jeju, serio pokochałabyś mój pokój, mam chyba wszystkie zwierzaki pluszaki jakie się da tam znaleźć. I wszystkie mają imiona, i dorobiłam im ich historie, i relacje, i w ogóle to jest całe wielkie uniwersum @u@ - przerażające dziecko. Podrapała się palcem po policzku. - W sumie, to czy trzymanie rekinów w domu jest legalne?
Na jej kolejne pytanie zachichotała jakby Jav palnęła jakąś totalną głupotę, no ale skąd miała znać całą o wiele zbyt długą historię kogoś, kogo ledwo znała!
- Nie i nie, choć byłoby genialnie, gdyby się różniły, bo byłby dowód, że faktycznie są z innego miejsca. Za dziecka mieszkałam na przemian w Holandii i Szwecji, dopiero potem mama zabrała mnie do Kanady - wyjaśniła, rysując palcem na blacie niewidzialną oś czasu. Bycie mieszańcem i imigrantem było tak zawiłe, że wcale jej to nie ekscytowało, ech. - Raaaaaaaaaaaannnnyyyy, jestem głodna - burknęła. - Chcesz iść gdzieś coś zjeść? Obiecuję, że nie trzymam Bryana w żadnej jedzeniowni. SubWay może? Tanie mniamanie!!!
— Ach. Ale hej, pewnie dzięki temu przynajmniej miałaś szansę kilkakrotnie zwiedzić Europę? — zapytała, wyraźnie próbując jakoś wybrnąć z tematu, który mógł nie być najwygodniejszym. W końcu mało kto lubił rozmawiać o rodzicach mieszkających na drugim końcu globu, więc jeśli dziewczyna postanowi ją zbyć po pytaniu o podróże do ojca, będzie musiała po prostu to wszystko uszanować.
Na nagły wybuch Baby Shark, Liaison zawtórowała jej śmiechem.
— Poważnie? W takim razie koniecznie musisz mi przesłać zdjęcia. Mój DM jest zawsze dla ciebie otwarty, Instagramowa przyjaciółko. Całe uniwersum? Wymyślasz im historie jedynie w swojej głowie czy spisujesz je czasem na jakimś Wattpadzie? ... w bardziej ludzkiej formie, bo nie wiem czy ktoś czyta opowiadania o rekinach — czyta? Nie do końca się na tym znała, czasem trafiła na jakiegoś fanfica z ulubionymi artystami czy coś w ten deseń, ale nie nazwałaby samej siebie specjalistką czy wielką fanką.
— Pewnie trzeba być bardzo bogatym. Wtedy można wszystko. Chociaż był ten jeden koleś, który miał swojego krokodyla, którego wyprowadzał na smyczy, więc czemu nie rekina w basenie? Bo w wannie pewnie byłoby mu za ciasno.
Słuchając o jej przeprowadzkach nie mogła powstrzymać się przed gwizdnięciem.
— A gdzie się w takim razie urodziłaś, jeśli można spytać? Holandia? — z dwóch wyborów strzeliła w pierwszy. Nie miała zbytnio szczęścia w zgadywankach i kartach, no ale.
— Czytasz mi w myślach — powiedziała odchylając się na swoim siedzeniu. Drink był pyszny, ale wyżłopała go praktycznie za raz. Wstała i podeszła do baru, płacąc od razu za oba napoje, nim wróciła do Jasemin z szerokim uśmiechem.
— To jak, wiesz gdzie jest najbliższy Subway czy będę naszym dzisiejszym przewodnikiem?
Na nagły wybuch Baby Shark, Liaison zawtórowała jej śmiechem.
— Poważnie? W takim razie koniecznie musisz mi przesłać zdjęcia. Mój DM jest zawsze dla ciebie otwarty, Instagramowa przyjaciółko. Całe uniwersum? Wymyślasz im historie jedynie w swojej głowie czy spisujesz je czasem na jakimś Wattpadzie? ... w bardziej ludzkiej formie, bo nie wiem czy ktoś czyta opowiadania o rekinach — czyta? Nie do końca się na tym znała, czasem trafiła na jakiegoś fanfica z ulubionymi artystami czy coś w ten deseń, ale nie nazwałaby samej siebie specjalistką czy wielką fanką.
— Pewnie trzeba być bardzo bogatym. Wtedy można wszystko. Chociaż był ten jeden koleś, który miał swojego krokodyla, którego wyprowadzał na smyczy, więc czemu nie rekina w basenie? Bo w wannie pewnie byłoby mu za ciasno.
Słuchając o jej przeprowadzkach nie mogła powstrzymać się przed gwizdnięciem.
— A gdzie się w takim razie urodziłaś, jeśli można spytać? Holandia? — z dwóch wyborów strzeliła w pierwszy. Nie miała zbytnio szczęścia w zgadywankach i kartach, no ale.
— Czytasz mi w myślach — powiedziała odchylając się na swoim siedzeniu. Drink był pyszny, ale wyżłopała go praktycznie za raz. Wstała i podeszła do baru, płacąc od razu za oba napoje, nim wróciła do Jasemin z szerokim uśmiechem.
— To jak, wiesz gdzie jest najbliższy Subway czy będę naszym dzisiejszym przewodnikiem?
- Prześlę! Nie piszę opowiadań, jak już totalnie mi się nudzi a mam dość szycia po godzinach roboty, to odgrywam jakieś głupie scenki, żeby się odmóżdżyć - zakładając, że ma w ogóle jakiś mózg do odmóżdżenia. Zmarszczyła za to nos i, w sumie nawet przez warstwę makijażu dało się dostrzec, że lekko się zarumieniła. Minimalnie. - Wattpad to, eee... to bardzo ciekawe miejsce w internecie. T-tak. Nigdy więcej tam nie wejdę po opowiadaniach +18 o Kung Fu Pandzie.
Cooo, jakiś facet miał krokodyla? Jakoś tak odruchowo zaczęła klaskać w dłonie i już, już wymyślać historie niestworzone o tym jak to nie zaadoptuje kiedyś tygrysa, hipopotama, misia pandy...
- Bingo! Ben een Rotterdamse meisje, wychowana w Rotterdamie, aaaale. Moja mama jest Szwedką, więc siłą rzeczy jeździło się do tamtej strony rodziny i do oryginalnej, PRAWILNEJ ikejki - oznajmiła to z taką dumą, że brzmiała, jakby mówiła o jakimś rekordzie wielkości diamentu jaki wykopała. A chodziło o durny market meblowy.
Potem potoczyło się za to szybko. Jaśminka sama chciała zapłacić, ale została ubiegnięta, więc pozostało jej tylko złapać za nadgarstek Jav,przechylić ją i pocałować jak na jakimś dzikim hollywoodzkim filmie pociągnąć ją do wyjścia, i polecieć do najbliższego Suba, gdzie ojebały zajebiste kanapki a potem uprawiały matematykę. A potem Szer i Zgredek grzecznie poszli spać.
zt x2.
Cooo, jakiś facet miał krokodyla? Jakoś tak odruchowo zaczęła klaskać w dłonie i już, już wymyślać historie niestworzone o tym jak to nie zaadoptuje kiedyś tygrysa, hipopotama, misia pandy...
- Bingo! Ben een Rotterdamse meisje, wychowana w Rotterdamie, aaaale. Moja mama jest Szwedką, więc siłą rzeczy jeździło się do tamtej strony rodziny i do oryginalnej, PRAWILNEJ ikejki - oznajmiła to z taką dumą, że brzmiała, jakby mówiła o jakimś rekordzie wielkości diamentu jaki wykopała. A chodziło o durny market meblowy.
Potem potoczyło się za to szybko. Jaśminka sama chciała zapłacić, ale została ubiegnięta, więc pozostało jej tylko złapać za nadgarstek Jav,
zt x2.
Travitza, przekraczając próg dobrze sobie znanego miejsca, wziął głęboki wdech. Ach, jak w domu. Może nie w Rosji, ale nadal lepiej, niż w Kanadzie. Tak czy inaczej ruszył przed siebie, aż dotarł do baru, gdzie zamówił butelkę wody. Gdy ją otrzymał, wraz z nią przemieścił się do jednego ze stolików, znajdującego się w rogu pomieszczenia. Tam się rozsiadł i rozejrzał, jednak nie szukał niczego, ani nikogo konkretnego.
Kiedy zajął miejsce, sięgnął do jednej kieszeni, z której wyciągnął paczkę papierosów, a z drugiej, nieco obszerniejszej, książkę, która miała mu pomóc zabić czas. Bo prawdę powiedziawszy nie wiedział, jak długo będzie tutaj siedzieć. Jednak "Paragraf 22" Josepha Hellera był wdzięcznym towarzyszem, tak więc nie miał zamiaru narzekać. Oba przedmioty wylądowały na stole, obok butelki wody.
Oczywiście w lokalu nie było żadnego zespołu jazzowego, w ogóle nie było tutaj niczego powiązanego z tym konkretnym gatunkiem muzycznym. No, może coś pokrewnego czasem poleciało z radia, jednak raczej nie. Jeśli ktoś tutaj tego szukał, to mógł poczuć się rozczarowany.
Pavel rozsiadł się wygodnie, zapalił papierosa, otworzył książkę i zatopił się w lekturze.
Kiedy zajął miejsce, sięgnął do jednej kieszeni, z której wyciągnął paczkę papierosów, a z drugiej, nieco obszerniejszej, książkę, która miała mu pomóc zabić czas. Bo prawdę powiedziawszy nie wiedział, jak długo będzie tutaj siedzieć. Jednak "Paragraf 22" Josepha Hellera był wdzięcznym towarzyszem, tak więc nie miał zamiaru narzekać. Oba przedmioty wylądowały na stole, obok butelki wody.
Oczywiście w lokalu nie było żadnego zespołu jazzowego, w ogóle nie było tutaj niczego powiązanego z tym konkretnym gatunkiem muzycznym. No, może coś pokrewnego czasem poleciało z radia, jednak raczej nie. Jeśli ktoś tutaj tego szukał, to mógł poczuć się rozczarowany.
Pavel rozsiadł się wygodnie, zapalił papierosa, otworzył książkę i zatopił się w lekturze.
Kierując się tutaj, Addams miał mieszane uczucia. Mimo sprawdzenia wcześniej tego lokalu w sieci, nadal nie był pewien, co tam zastanie. Na pewno nie koncert jazzowy, o którym mówił mu Smuggler, bo o tym nigdzie nie wspominano, a w przypadku organizacji jakichkolwiek eventów, zawsze prędzej czy później znajdowało się o nich chociaż małą wzmiankę. Pocieszało go za to, że nie znalazł też wzmianek o zbyt częstych burdach w okolicy tego lokalu, więc mimo średniej klasy lokalu, nie była to jakaś mordownia. Raczej.
Nie pamiętał, by kiedykolwiek tu zaglądał, chociaż miejsce wydawało się stać tutaj od wielu lat. Może kiedyś tu jednak był? W końcu części jego znajomych zdarzało się gustować w podobnych klimatach i ciągać go po takich lokalach.
Ubrał się tak, jak zwykł kiedyś. Zamiast białej koszuli ubrał czarną i bardziej zmierzwił włosy. Trochę bliżej było mu teraz do fana punk rocka lub gotyku niż grzecznego przemiłego psorka.
Do lokalu wszedł spokojnie, od progu rzucając okiem na całą salę. Nie było tu ani za dużo miejsca, ani zbyt wielu ludzi, ale trudno się było dziwić, skoro był środek tygodnia i może jedynie stali bywalcy odwiedzali teraz to miejsce. Nathan szybko wypatrzył przy jednym ze stolików znajomą twarz i po dostrzeżeniu przed Rosjaninem wody, sam udał się do baru i zamówił lemoniadę. Miał słabość do alkoholu, więc pewnie chętnie by się napił czegoś mocniejszego, ale wolał być na razie trzeźwy. Po opłaceniu rachunku i odebraniu swojego napoju, udał się w stronę stolika Smugglera.
- Dobry wieczór - rzucił na powitanie i wskazał na krzesło na przeciwko Ruska.
- Można? - dodał, chociaż chyba tylko z grzeczności. W końcu czuł się tu przez niego niejako zaproszony.
Nie pamiętał, by kiedykolwiek tu zaglądał, chociaż miejsce wydawało się stać tutaj od wielu lat. Może kiedyś tu jednak był? W końcu części jego znajomych zdarzało się gustować w podobnych klimatach i ciągać go po takich lokalach.
Ubrał się tak, jak zwykł kiedyś. Zamiast białej koszuli ubrał czarną i bardziej zmierzwił włosy. Trochę bliżej było mu teraz do fana punk rocka lub gotyku niż grzecznego przemiłego psorka.
Do lokalu wszedł spokojnie, od progu rzucając okiem na całą salę. Nie było tu ani za dużo miejsca, ani zbyt wielu ludzi, ale trudno się było dziwić, skoro był środek tygodnia i może jedynie stali bywalcy odwiedzali teraz to miejsce. Nathan szybko wypatrzył przy jednym ze stolików znajomą twarz i po dostrzeżeniu przed Rosjaninem wody, sam udał się do baru i zamówił lemoniadę. Miał słabość do alkoholu, więc pewnie chętnie by się napił czegoś mocniejszego, ale wolał być na razie trzeźwy. Po opłaceniu rachunku i odebraniu swojego napoju, udał się w stronę stolika Smugglera.
- Dobry wieczór - rzucił na powitanie i wskazał na krzesło na przeciwko Ruska.
- Można? - dodał, chociaż chyba tylko z grzeczności. W końcu czuł się tu przez niego niejako zaproszony.
Butelka została już do połowy opróżniona, kilka stron książki przerzuconych i dwa papierosy wypalone, zanim spokój Rosjanina został przerwany. Słysząc powitanie, oderwał spojrzenie od małych literek i przeniósł je na znajomego nauczyciela, który postanowił jednak skorzystać z zaproszenia. Travitza sam nie wiedział, czy powinien się temu dziwić, więc postanowił nie wydawać na ten temat wyroku.
- Siadaj - rzucił, niczym szef przyjmujący kolejną osobę na rozmowę o pracę. Zamknął książkę, wcześniej zaznaczając gdzie skończył i odłożył ją na stolik. Podniósł zaś z niego paczkę papierosów. - Palisz? - zagadnął, wyciągając jednego, a paczkę kładąc przed nauczycielem. Swojego odpalił i zaciągnął się dymem, który następnie powoli wypuścił z ust.
Teraz dokładnie zajął się studiowaniem twarzy mężczyzny. Teoretycznie zrobił to już wcześniej, w szkole, jednak wiadomo, że sytuacja była niezbyt sprzyjająca. Teraz mógł się już gapić ile mu się podobało.
- Nathan, dobrze pamiętam? - zagadnął, uśmiechając się lekko. Nazwiska chyba nie poznał. - Źle się stało, że się spotkaliśmy. To jak spotkanie z wakacyjną kochanką, kiedy u boku stoi żona i dzieci. Jeśli wiesz co mam na myśli - niski chichot wydobył się z trzewi Rosjanina, chociaż nie był on zbyt wesoły. - Tak sobie jednak myślę, że ty masz więcej do stracenia niż ja. Tak, w Riverdale nie lubią brudnych nauczycieli. Dozorców mają w dupie, chociaż też się czepiają. No, tak czy inaczej, nie powinniśmy w szkole pokazywać, że się znamy. A już na pewno nie powinieneś się do mnie zwracać moim pseudonimem zawodowym. Ładnie to sobie nazwałem, prawda? Ksywka brzmi jakoś tak szczeniacko. A skoro już przy tym jesteśmy, to z zawodowej ciekawości zagadnę: kombinujesz jeszcze jakiś towar?
Po tym krótkim monologu Pavel ponownie wbił spojrzenie w nauczyciela. Właściwie nie wiedział nawet, jak ten reagował na całą sytuację. Jednak przyszedł tutaj dobrowolnie, więc raczej też mu nie zależało to rozgrzebywaniu tej sprawy. Tyle dobrego.
- Siadaj - rzucił, niczym szef przyjmujący kolejną osobę na rozmowę o pracę. Zamknął książkę, wcześniej zaznaczając gdzie skończył i odłożył ją na stolik. Podniósł zaś z niego paczkę papierosów. - Palisz? - zagadnął, wyciągając jednego, a paczkę kładąc przed nauczycielem. Swojego odpalił i zaciągnął się dymem, który następnie powoli wypuścił z ust.
Teraz dokładnie zajął się studiowaniem twarzy mężczyzny. Teoretycznie zrobił to już wcześniej, w szkole, jednak wiadomo, że sytuacja była niezbyt sprzyjająca. Teraz mógł się już gapić ile mu się podobało.
- Nathan, dobrze pamiętam? - zagadnął, uśmiechając się lekko. Nazwiska chyba nie poznał. - Źle się stało, że się spotkaliśmy. To jak spotkanie z wakacyjną kochanką, kiedy u boku stoi żona i dzieci. Jeśli wiesz co mam na myśli - niski chichot wydobył się z trzewi Rosjanina, chociaż nie był on zbyt wesoły. - Tak sobie jednak myślę, że ty masz więcej do stracenia niż ja. Tak, w Riverdale nie lubią brudnych nauczycieli. Dozorców mają w dupie, chociaż też się czepiają. No, tak czy inaczej, nie powinniśmy w szkole pokazywać, że się znamy. A już na pewno nie powinieneś się do mnie zwracać moim pseudonimem zawodowym. Ładnie to sobie nazwałem, prawda? Ksywka brzmi jakoś tak szczeniacko. A skoro już przy tym jesteśmy, to z zawodowej ciekawości zagadnę: kombinujesz jeszcze jakiś towar?
Po tym krótkim monologu Pavel ponownie wbił spojrzenie w nauczyciela. Właściwie nie wiedział nawet, jak ten reagował na całą sytuację. Jednak przyszedł tutaj dobrowolnie, więc raczej też mu nie zależało to rozgrzebywaniu tej sprawy. Tyle dobrego.
Po usłyszeniu odpowiedzi od Rosjanina, Addams nie zwlekał dłużej i zajął miejsce przy stoliku. Zazwyczaj nie palił, ale skoro już zdecydował się na razie nie pić, to dlaczego by nie uszkodzić sobie tym razem płuc zamiast wątroby? Po chwili zastanowienia, poczęstował się więc papierosem z paczki na stole i odpalił go własną zapalniczką.
- Dzięki - rzucił, zaciągając się po raz drugi, a później wolno wydmuchując dym. Kiedy on ostatnio sięgał po fajki? Będzie z parę miesięcy temu. Czyżby leki działały i jego stan poprawił się na tyle by nie był w nastroju palić? A może to zmiana towarzystwa...
Skinął głową, na pytanie o imię. Dotąd nie był pewien, którego imienia przy nim używał, ale wychodziło na to, że jednak pierwszego. Ewentualnie to któryś z jego genialnych kolegów chlapnął kiedyś jego prawdziwym imieniem. Trudno, teraz i tak Pavel miał dostęp do jego danych skoro wiedział, gdzie pracuje, a jako dozorca miał pewnie dostęp w miejsca, w które nie koniecznie powinien mieć.
Cierpliwie wysłuchał wypowiedzi mężczyzny, bezgłośnie śmiejąc się na jego porównanie do starego romansu.
- Cieszę się, że w tej kwestii się zgadzamy. Nie powinniśmy byli się tam spotkać i lepiej, żeby nasze zainteresowania bądź interesy poza szkołą... zostały poza szkołą. - Wzmianka o problemach w Riverdale HS nie robiła na Addamsie tak dużego wrażenia, jak być może powinna. Co mu mogli zrobić? Wyrzucić go? Odebrać prawo do wykonywania zawodu? Jasne, smutno byłoby kończyć tę przygodę zanim na dobre się zaczęła, ale świat by mu się na głowę nie zawalił.
- To i tak nie jest moje główne źródło zarobku, więc jakoś bym to przeżył. - Wzruszył ramionami. Mniej się też teraz uśmiechał, jakby ta jego roztrzepana i milutka wersja ze szkoły była tylko rolą, w którą się tam wcielał.
- Tak... "pseudonim zawodowy" brzmi bardziej profesjonalnie. - Uniósł jeden kącik ust, ponownie się zaciągając. Sam swego czasu paru używał, gdy trudnił się zajęciami, z którymi "za dnia" wolałby nie być kojarzony.
- Zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, ale nadal zdarza mi się czasem po coś sięgać. - Dlaczego on się w to znowu pakował? Przecież był grzeczny i nawet Xanaxu nie nadużywał! Czyżby wystarczyło jedno przypadkowe spotkanie by Nathan znowu miał ochotę zacząć romansować z substancjami psychoaktywnymi?
To bycie stabilnym i zdrowym jest nudne.
Tak podpowiadał brunetowi głosik w głowie, gdy ten przyglądał się dopalanemu już papierosowi. Brytyjczyk czuł, że jego mózg potrzebuje ciągłej stymulacji, bo łatwo doskwierała mu nuda. Pewnie właśnie przez to nie potrafił usiedzieć dłużej w jednym miejscu i nawet zobowiązanie się, że będzie przez przynajmniej jeden semestr uczył w danej szkole było dla niego nie lada wyrzeczeniem.
- Dzięki - rzucił, zaciągając się po raz drugi, a później wolno wydmuchując dym. Kiedy on ostatnio sięgał po fajki? Będzie z parę miesięcy temu. Czyżby leki działały i jego stan poprawił się na tyle by nie był w nastroju palić? A może to zmiana towarzystwa...
Skinął głową, na pytanie o imię. Dotąd nie był pewien, którego imienia przy nim używał, ale wychodziło na to, że jednak pierwszego. Ewentualnie to któryś z jego genialnych kolegów chlapnął kiedyś jego prawdziwym imieniem. Trudno, teraz i tak Pavel miał dostęp do jego danych skoro wiedział, gdzie pracuje, a jako dozorca miał pewnie dostęp w miejsca, w które nie koniecznie powinien mieć.
Cierpliwie wysłuchał wypowiedzi mężczyzny, bezgłośnie śmiejąc się na jego porównanie do starego romansu.
- Cieszę się, że w tej kwestii się zgadzamy. Nie powinniśmy byli się tam spotkać i lepiej, żeby nasze zainteresowania bądź interesy poza szkołą... zostały poza szkołą. - Wzmianka o problemach w Riverdale HS nie robiła na Addamsie tak dużego wrażenia, jak być może powinna. Co mu mogli zrobić? Wyrzucić go? Odebrać prawo do wykonywania zawodu? Jasne, smutno byłoby kończyć tę przygodę zanim na dobre się zaczęła, ale świat by mu się na głowę nie zawalił.
- To i tak nie jest moje główne źródło zarobku, więc jakoś bym to przeżył. - Wzruszył ramionami. Mniej się też teraz uśmiechał, jakby ta jego roztrzepana i milutka wersja ze szkoły była tylko rolą, w którą się tam wcielał.
- Tak... "pseudonim zawodowy" brzmi bardziej profesjonalnie. - Uniósł jeden kącik ust, ponownie się zaciągając. Sam swego czasu paru używał, gdy trudnił się zajęciami, z którymi "za dnia" wolałby nie być kojarzony.
- Zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, ale nadal zdarza mi się czasem po coś sięgać. - Dlaczego on się w to znowu pakował? Przecież był grzeczny i nawet Xanaxu nie nadużywał! Czyżby wystarczyło jedno przypadkowe spotkanie by Nathan znowu miał ochotę zacząć romansować z substancjami psychoaktywnymi?
To bycie stabilnym i zdrowym jest nudne.
Tak podpowiadał brunetowi głosik w głowie, gdy ten przyglądał się dopalanemu już papierosowi. Brytyjczyk czuł, że jego mózg potrzebuje ciągłej stymulacji, bo łatwo doskwierała mu nuda. Pewnie właśnie przez to nie potrafił usiedzieć dłużej w jednym miejscu i nawet zobowiązanie się, że będzie przez przynajmniej jeden semestr uczył w danej szkole było dla niego nie lada wyrzeczeniem.
Pokiwał głową, ciesząc się z roztropności nauczyciela. Do tej pory nie wiedział jakiej postawy się spodziewać, równie dobrze mógł trafić na jakiegoś lizusa, który wykorzysta każdą lukę, aby przypodobać się ludziom na wyższych stołkach. Zresztą, wciąż było trochę za wcześnie, żeby silić się na zaufanie. Jednak nie musiał też uciekać się do zupełnej wrogości.
Rozejrzał się po nieco obskurnym miejscu, w którym się spotkali. Uderzyło go po raz kolejny, jak przywiązał się do tego baru. Czuł się tu bezpiecznie, zupełnie jakby stare bloki cementowe, zużyte krzesła i znajomi pracownicy lokalu nigdy nie mogli go zdradzić. Niebezpieczne założenie.
- Nie doceniasz ich - odpowiedział, strzepując popiół z papierosa. - Riverdale trzęsie tutaj wszystkimi najpoważniejszymi rodzinami. Nie chcesz mieć wroga w kimś, kto kształci twojego najdroższego synulka. I komu przerzucasz za to worki kasy. Wątpię, żeby tak było, musiałbyś zbroić coś naprawdę porządnego, aby gdyby chcieli, to w tym mieście mógłbyś nie mieć już żadnego źródła dochodu. No, chyba że lubisz się trudnić w... khem, profesjach wyzwolonych - Rosjanin zaśmiał się chrapliwie i gdzieś w połowie przerodziło się to w paskudny kaszel. Poratował się wodą, jednak potrzebował chwili, żeby dojść do siebie.
- Jebane fajki.... o czym to my? A, tak. Nie myśl sobie, że chcę cię straszyć, raczej jesteś za małym pionkiem, żeby coś znaczyć na tej planszy. Ale jak już się podpisuje traktat z diabłem, to warto zdawać sobie z tego sprawę - rzekł Travitza, po czym wstał. -Idę się odlać.
I jak powiedział, tak też uczynił. Jednym z najciekawszych zajęć w tym miejscu było odczytywanie złotych myśli zapisanych na ścianach toalety. Trudno powiedzieć, skąd w ludziach potrzeba oznajmienia światu, że "Khazyx to był" lub też przestroga przed "braniem mefedronu przed poranną herbatą", jednak bawiły za każdym razem tak samo.
Wracając, Pavel zahaczył o bar. Do stolika powrócił ze szklanką wypełnioną bursztynowym płynem. Położył przed Nathanem wizytówkę, a na niej wylądowała szklanka.
- Na koszt firmy. Spokojnie, ja tam nic nie dodawałem. Nawet nie wiem co to jest, ale podobno specjalność barmana - powiedział, zajmując swoje miejsce naprzeciwko nauczyciela. Sięgnął po kolejnego papierosa. - Czytałeś "Paragraf 22"? - spytał, stukając palcem w książkę leżącą na stoliku.
Rozejrzał się po nieco obskurnym miejscu, w którym się spotkali. Uderzyło go po raz kolejny, jak przywiązał się do tego baru. Czuł się tu bezpiecznie, zupełnie jakby stare bloki cementowe, zużyte krzesła i znajomi pracownicy lokalu nigdy nie mogli go zdradzić. Niebezpieczne założenie.
- Nie doceniasz ich - odpowiedział, strzepując popiół z papierosa. - Riverdale trzęsie tutaj wszystkimi najpoważniejszymi rodzinami. Nie chcesz mieć wroga w kimś, kto kształci twojego najdroższego synulka. I komu przerzucasz za to worki kasy. Wątpię, żeby tak było, musiałbyś zbroić coś naprawdę porządnego, aby gdyby chcieli, to w tym mieście mógłbyś nie mieć już żadnego źródła dochodu. No, chyba że lubisz się trudnić w... khem, profesjach wyzwolonych - Rosjanin zaśmiał się chrapliwie i gdzieś w połowie przerodziło się to w paskudny kaszel. Poratował się wodą, jednak potrzebował chwili, żeby dojść do siebie.
- Jebane fajki.... o czym to my? A, tak. Nie myśl sobie, że chcę cię straszyć, raczej jesteś za małym pionkiem, żeby coś znaczyć na tej planszy. Ale jak już się podpisuje traktat z diabłem, to warto zdawać sobie z tego sprawę - rzekł Travitza, po czym wstał. -Idę się odlać.
I jak powiedział, tak też uczynił. Jednym z najciekawszych zajęć w tym miejscu było odczytywanie złotych myśli zapisanych na ścianach toalety. Trudno powiedzieć, skąd w ludziach potrzeba oznajmienia światu, że "Khazyx to był" lub też przestroga przed "braniem mefedronu przed poranną herbatą", jednak bawiły za każdym razem tak samo.
Wracając, Pavel zahaczył o bar. Do stolika powrócił ze szklanką wypełnioną bursztynowym płynem. Położył przed Nathanem wizytówkę, a na niej wylądowała szklanka.
- Na koszt firmy. Spokojnie, ja tam nic nie dodawałem. Nawet nie wiem co to jest, ale podobno specjalność barmana - powiedział, zajmując swoje miejsce naprzeciwko nauczyciela. Sięgnął po kolejnego papierosa. - Czytałeś "Paragraf 22"? - spytał, stukając palcem w książkę leżącą na stoliku.
Kolejne wyjaśnienia również nie wywołały w Nathanie jakiegoś większego niepokoju. Chyba dopiero poważne problemy z prawem mogłyby sprawić, że jego życie stałoby się trochę bardziej kłopotliwe. Na szczęście, sam z siebie nie robił nic skrajnie nielegalnego. Jasne, czasami naginał zasady albo wchodził w posiadanie rzeczy w jakimś stopniu nielegalnych, ale to jeszcze nie było nic, za co dostałby jakiś wyrok w pace... a i wtedy pewnie nie dałby się zamknąć tylko czmychnął na inny kontynent z lewymi dowodami. Plusem skłonności paranoicznych było to, że tworzyło się plan awaryjny do wszystkiego. Bogata rodzinka też trochę to ułatwiała. W końcu łatwiej było się nie przejmować trudnościami ze znalezieniem pracy, jeśli z tyłu głowy miało się świadomość, że zasadniczo, to do końca życia nie musi się w ogóle pracować żeby dalej żyć na godnym poziomie.
- Wygląda więc na to, że na razie i tak nie mam się czym martwić - podsumował, unosząc jeden kącik ust i wznosząc toast swoją lemoniadą. Papierosa zdążył już dokończyć i poczuł może lekkie odprężenie dzięki niemu.
Pewnie właśnie dzięki temu miernemu efektowi nigdy nie uzależnił się jakoś bardziej od nikotyny. Owszem, lubił sam akt palenia, ale równie dobrze mógłby popalać sziszę beznikotynową.
Zaśmiał się pod nosem, gdy Rosjanin nazwał go "za małym pionkiem". Bycie gdzieś "nikim" było naprawdę wygodne. Nikt się tobą nie interesował, na mniej rzeczy musiałeś uważać... Szlag by go chyba trafił, gdyby co chwila musiał uważać na słowa i swoje czyny w przestrzeni publicznej. Był to pewnie jeden z powodów,dla których nie specjalnie chciał wracać do rodzinnego miasta, bo chodź stolica Walii była dosyć dużym miastem, to tam jego rodzina była o wiele bardziej rozpoznawalna.
Addams zdziwił się, gdy niespodziewanie wylądował przed nim drink. Mimo słów Smugglera, wewnętrznie wahał się trochę przed wypiciem zawartości szklanki. Z drugiej strony, dlaczego miałoby Ruskowi zależeć na skrzywdzeniu go? Do tego, Nathan z własnej woli przyjmował już różne substancje od niego, ryzykując, iż nie są one do końca tym, co mu obiecywano, a jednak jeszcze się na tym nie przejechał.
- Tak, a z jakiej to okazji? - rzucił, unosząc szklankę i oglądając, a później wąchając jej zawartość. Wyglądało trochę jak Long Island Iced Tea, ale bez spróbowania nie mógł mieć pewności, więc upił małego łyka, a później odstawił drinka z powrotem na stół.
- Kilka lat temu... i może powinienem do niej znowu powrócić - odpowiedział, wpatrując się w książkę.
- Interesująca satyra - podsumował w zamyśleniu. Że też zupełnie zapomniał o tej książce. Pewnie dlatego, że jej papierowe wydanie zostało w jego domu rodzinnym, do którego od dawna przecież nie zaglądał. A może powinien? Chociażby po tę głupią książkę, którą nagle bardzo mocno chciał przeczytać i to koniecznie tamten właśnie egzemplarz.
Rodzice też by się pewnie ucieszyli, gdybym do nich wpadł. Od tak dawna się nie widzieliśmy...
- Wygląda więc na to, że na razie i tak nie mam się czym martwić - podsumował, unosząc jeden kącik ust i wznosząc toast swoją lemoniadą. Papierosa zdążył już dokończyć i poczuł może lekkie odprężenie dzięki niemu.
Pewnie właśnie dzięki temu miernemu efektowi nigdy nie uzależnił się jakoś bardziej od nikotyny. Owszem, lubił sam akt palenia, ale równie dobrze mógłby popalać sziszę beznikotynową.
Zaśmiał się pod nosem, gdy Rosjanin nazwał go "za małym pionkiem". Bycie gdzieś "nikim" było naprawdę wygodne. Nikt się tobą nie interesował, na mniej rzeczy musiałeś uważać... Szlag by go chyba trafił, gdyby co chwila musiał uważać na słowa i swoje czyny w przestrzeni publicznej. Był to pewnie jeden z powodów,dla których nie specjalnie chciał wracać do rodzinnego miasta, bo chodź stolica Walii była dosyć dużym miastem, to tam jego rodzina była o wiele bardziej rozpoznawalna.
Addams zdziwił się, gdy niespodziewanie wylądował przed nim drink. Mimo słów Smugglera, wewnętrznie wahał się trochę przed wypiciem zawartości szklanki. Z drugiej strony, dlaczego miałoby Ruskowi zależeć na skrzywdzeniu go? Do tego, Nathan z własnej woli przyjmował już różne substancje od niego, ryzykując, iż nie są one do końca tym, co mu obiecywano, a jednak jeszcze się na tym nie przejechał.
- Tak, a z jakiej to okazji? - rzucił, unosząc szklankę i oglądając, a później wąchając jej zawartość. Wyglądało trochę jak Long Island Iced Tea, ale bez spróbowania nie mógł mieć pewności, więc upił małego łyka, a później odstawił drinka z powrotem na stół.
- Kilka lat temu... i może powinienem do niej znowu powrócić - odpowiedział, wpatrując się w książkę.
- Interesująca satyra - podsumował w zamyśleniu. Że też zupełnie zapomniał o tej książce. Pewnie dlatego, że jej papierowe wydanie zostało w jego domu rodzinnym, do którego od dawna przecież nie zaglądał. A może powinien? Chociażby po tę głupią książkę, którą nagle bardzo mocno chciał przeczytać i to koniecznie tamten właśnie egzemplarz.
Rodzice też by się pewnie ucieszyli, gdybym do nich wpadł. Od tak dawna się nie widzieliśmy...
Wzruszył ramionami. Ludzie zawsze byli tacy odważni, kiedy coś nie uderzało ich bezpośrednio. Zresztą, kogo on chciał oszukać, sam taki był, dopóki coś nie uderzyło w niego bezpośrednio. Teraz w zasadzie zmienił się, zmądrzał... ale czy aby na pewno? To pewnie pokaże sam czas. Travitza był zbyt bezkrytyczny wobec własnej osoby, aby wytykać sobie błędy. Po co, skoro można wytykać je innym?
Nie skomentował więc odpowiedzi nauczyciela, a na pytanie ponownie wzruszył ramionami. Zazwyczaj ludzie nie pytali, kiedy kupowało im się alkohol w barze. Darmowa drink to darmowy drink.
- Z okazji starej znajomości na nowych zasadach i przyszłej współpracy - zaproponował, podnosząc swoją butelkę z wodą w kpiącym toaście. Nawet upił trochę, bo mu zaschło w gardle. Ogólnie miał wrażenie, że za dużo pali, z drugiej strony coraz częściej czuł, że nie ma co zrobić z rękami, a nie chciał wszystkich tłuc po mordzie bez powodu. To nie sprzyja kontaktom międzyludzkim. Nawet tym nielicznym. A może właśnie szczególnie im.
- Bardzo wtórna - ocenił, wypuszczając kolejny kłąb dymu z ust. - Widzisz, cały problem polega na tym, że Heller wpadł na pomysł dobry do opowiadania. Takiego na pięćdziesiąt stron. Ale on to rozciągnął na całą książkę i tak mieli cały czas to samo. Jak mu potem zapłacili za kontynuację, to nie mógł jej napisać. Wiesz czemu? Bo tu nie ma czego kontynuować, a on nigdy nie umiał wymyślić nic więcej niż ten jeden, smutny paragraf 22. To prowadzi nas do równie smutnej konkluzji, że Heller jest w gruncie rzeczy przeciętnym pisarzem, który wpadł na jeden dobry pomysł. Ale ten jeden dobry pomysł wystarczył, żeby stawiano go w gronie takich pisarzy jak Tołstoj, Dostojewski czy Bułhakow. A to już jest kurwa nieśmieszny żart - skonkludował, gasząc papierosa w popielniczce i kolejny raz sięgając po wodę. Znowu zdenerwował się przez jakiś głupi temat, ale przez to też wyglądał na jakiegoś żywszego. Nawet wyprostował się na swoim krześle, a potem lekko nachylił nad stołem.
- To czym się właściwie zajmujesz? Jesteś nauczycielem, to wiem. Na wfiste jednak nie wyglądasz. Za wątłe ramionka, hehe. Mówiłeś, że to nie jest twoje główne źródło dochodu. Ciekawi mnie czym mogą się zajmować nauczyciele poza nauczeniem tych małych gówniaków - ta lawina pytań będąca niczym przesłuchanie wynikała wyłącznie z lekkiej nadpobudliwości, która obudziła się w Rosjaninie. Kiedy już się rozkręcił, to terkotał jak karabin maszynowy, nie za bardzo zwracając nawet uwagę, czy ma jakiegoś słuchacza. Nathan mógł poczuć się w jakimś stopniu wyróżniony, bo zamiast opowiadać o sobie, Rosjanin dopytywał się o jego życie. Pytanie, ile ludzie mogą chcieć wyjawić szemranemu typkowi w obskurnym barze.
Może chociaż porozmawiają o książkach.
Nie skomentował więc odpowiedzi nauczyciela, a na pytanie ponownie wzruszył ramionami. Zazwyczaj ludzie nie pytali, kiedy kupowało im się alkohol w barze. Darmowa drink to darmowy drink.
- Z okazji starej znajomości na nowych zasadach i przyszłej współpracy - zaproponował, podnosząc swoją butelkę z wodą w kpiącym toaście. Nawet upił trochę, bo mu zaschło w gardle. Ogólnie miał wrażenie, że za dużo pali, z drugiej strony coraz częściej czuł, że nie ma co zrobić z rękami, a nie chciał wszystkich tłuc po mordzie bez powodu. To nie sprzyja kontaktom międzyludzkim. Nawet tym nielicznym. A może właśnie szczególnie im.
- Bardzo wtórna - ocenił, wypuszczając kolejny kłąb dymu z ust. - Widzisz, cały problem polega na tym, że Heller wpadł na pomysł dobry do opowiadania. Takiego na pięćdziesiąt stron. Ale on to rozciągnął na całą książkę i tak mieli cały czas to samo. Jak mu potem zapłacili za kontynuację, to nie mógł jej napisać. Wiesz czemu? Bo tu nie ma czego kontynuować, a on nigdy nie umiał wymyślić nic więcej niż ten jeden, smutny paragraf 22. To prowadzi nas do równie smutnej konkluzji, że Heller jest w gruncie rzeczy przeciętnym pisarzem, który wpadł na jeden dobry pomysł. Ale ten jeden dobry pomysł wystarczył, żeby stawiano go w gronie takich pisarzy jak Tołstoj, Dostojewski czy Bułhakow. A to już jest kurwa nieśmieszny żart - skonkludował, gasząc papierosa w popielniczce i kolejny raz sięgając po wodę. Znowu zdenerwował się przez jakiś głupi temat, ale przez to też wyglądał na jakiegoś żywszego. Nawet wyprostował się na swoim krześle, a potem lekko nachylił nad stołem.
- To czym się właściwie zajmujesz? Jesteś nauczycielem, to wiem. Na wfiste jednak nie wyglądasz. Za wątłe ramionka, hehe. Mówiłeś, że to nie jest twoje główne źródło dochodu. Ciekawi mnie czym mogą się zajmować nauczyciele poza nauczeniem tych małych gówniaków - ta lawina pytań będąca niczym przesłuchanie wynikała wyłącznie z lekkiej nadpobudliwości, która obudziła się w Rosjaninie. Kiedy już się rozkręcił, to terkotał jak karabin maszynowy, nie za bardzo zwracając nawet uwagę, czy ma jakiegoś słuchacza. Nathan mógł poczuć się w jakimś stopniu wyróżniony, bo zamiast opowiadać o sobie, Rosjanin dopytywał się o jego życie. Pytanie, ile ludzie mogą chcieć wyjawić szemranemu typkowi w obskurnym barze.
Może chociaż porozmawiają o książkach.
Bycie obojętnym na rzeczy, nie dotyczące bezpośrednio Ciebie było po prostu wygodne. Miało się wtedy mniej zmartwień i mniej się musiało robić. Nathan z chęcią przyjął właśnie takie podejście do życia, chociaż zdarzały się w jego otoczeniu osoby, które usiłowały to zmienić. A to wciągnąć go w działalność dla jakichś mniejszości, a to pomoc potrzebującym... Niestety, trudno luźnym znajomym było zmienić coś, co wpajano Addamswi praktycznie od dziecka, a mianowicie - w pierwszej kolejności dbaj o siebie i swój byt.
Wzruszył lekko ramionami na wyjaśnienie odnośnie drinka. Wydawało mu się wystarczające, więc nie zamierzał drążyć dłużej tematu i upił kolejny mały łyk.
Kolejna wypowiedź Smugglera nieco go zaskoczyła. Jak widać, pozory potrafią mylić i Rosjanin nieźle znał się na literaturze. Nathan nigdy zanadto się nią nie interesował, więc co najwyżej kojarzył nazwiska, które wymienił rozmówca.
- Z drugiej strony lepszy jeden dobry pomysł, niż żadnego. Zgodzę się jednak z tym, że nie ma sensu nazywać kogoś wybitnym pisarzem jeśli wybił się na jednej książce. - Brunet z lekką ulgą przyjął przejście na kolejny, mniej zobowiązujący temat. Co prawda, czasami ze średnim entuzjazmem podchodził do opowiadania o sobie, ale część informacji na temat swojej działalności mógł bez problemu wyjawić.
Uśmiechnął się jednym kącikiem ust i zerknął na swoje ramię, gdy Rusek zarzucił mu wątłą budowę ciała. Może i w ubraniach nie przypominał gościa, który spędzałby na siłowni godziny, ale regularnie ćwiczył i nie uważał, by miał się czego wstydzić jeśli chodzi o budowę.
- Jestem informatykiem, który przy okazji dostał uprawienia nauczycielskie na studiach. Dlatego tu trafiłem. Specjalizuję się w systemach bezpieczeństwa i zarządzaniu bazami danych, ale znam się też na tworzeniu stron internetowych, pisaniu prostych aplikacji, naprawianiu sprzętu... Trochę tego jest. Praca w Riverdale jest odskocznią od wykonywania zleceń z różnych dziedzin. - Wzruszył ramionami. Nie widział powodu, by wspominać tu o inwestycjach na giełdzie i majątku rodzinnym, do którego również miał dostęp i który generował zyski przy minimalnym wkładzie pracy Nathana. Brytyjczyk wolał być kojarzony z tym, co sam potrafił zrobić i czym zajmował się osobiście, a nie z grubością portfela.
- A Ty? Dlaczego zostałeś dozorcą w szkole dla snobów, skoro znasz się również na innych rzeczach? - rzucił, odbijając piłeczkę. Nie lubił być wścibski i wypytywać ludzi o rzeczy, o których nie chcieli mówić, ale nauczono go, że rozmowa polegała przecież na zadawaniu pytań. Opowiadanie cały czas o sobie nie było w dobrym guście.
Wzruszył lekko ramionami na wyjaśnienie odnośnie drinka. Wydawało mu się wystarczające, więc nie zamierzał drążyć dłużej tematu i upił kolejny mały łyk.
Kolejna wypowiedź Smugglera nieco go zaskoczyła. Jak widać, pozory potrafią mylić i Rosjanin nieźle znał się na literaturze. Nathan nigdy zanadto się nią nie interesował, więc co najwyżej kojarzył nazwiska, które wymienił rozmówca.
- Z drugiej strony lepszy jeden dobry pomysł, niż żadnego. Zgodzę się jednak z tym, że nie ma sensu nazywać kogoś wybitnym pisarzem jeśli wybił się na jednej książce. - Brunet z lekką ulgą przyjął przejście na kolejny, mniej zobowiązujący temat. Co prawda, czasami ze średnim entuzjazmem podchodził do opowiadania o sobie, ale część informacji na temat swojej działalności mógł bez problemu wyjawić.
Uśmiechnął się jednym kącikiem ust i zerknął na swoje ramię, gdy Rusek zarzucił mu wątłą budowę ciała. Może i w ubraniach nie przypominał gościa, który spędzałby na siłowni godziny, ale regularnie ćwiczył i nie uważał, by miał się czego wstydzić jeśli chodzi o budowę.
- Jestem informatykiem, który przy okazji dostał uprawienia nauczycielskie na studiach. Dlatego tu trafiłem. Specjalizuję się w systemach bezpieczeństwa i zarządzaniu bazami danych, ale znam się też na tworzeniu stron internetowych, pisaniu prostych aplikacji, naprawianiu sprzętu... Trochę tego jest. Praca w Riverdale jest odskocznią od wykonywania zleceń z różnych dziedzin. - Wzruszył ramionami. Nie widział powodu, by wspominać tu o inwestycjach na giełdzie i majątku rodzinnym, do którego również miał dostęp i który generował zyski przy minimalnym wkładzie pracy Nathana. Brytyjczyk wolał być kojarzony z tym, co sam potrafił zrobić i czym zajmował się osobiście, a nie z grubością portfela.
- A Ty? Dlaczego zostałeś dozorcą w szkole dla snobów, skoro znasz się również na innych rzeczach? - rzucił, odbijając piłeczkę. Nie lubił być wścibski i wypytywać ludzi o rzeczy, o których nie chcieli mówić, ale nauczono go, że rozmowa polegała przecież na zadawaniu pytań. Opowiadanie cały czas o sobie nie było w dobrym guście.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach