Anonymous
Bar "Saturday"
Gość
Bar "Saturday"
Nie Lis 08, 2015 9:19 pm
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Hayden Kennith (NPC)
Właściciel Baru
Jack Daisy (NPC), North 'Jackdaw' Callahan, Sigrunn Northug
Barman
Ashlyn Brielle (NPC)
Kelnerka


Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.


===================================

Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć  zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sob Cze 09, 2018 10:17 pm
Nazwisko? Harvey zbył rozmówcę machnięciem dłoni.
Nie wiem, nie pytałem. – Pomyślał, żeby znowu podsunąć szklankę, aby mężczyzna sam spytał whisky o dane osobowe, ale przypomniał sobie, że ten ze zdecydowaniem chwilę temu odmówił. Nie chciał się powtarzać, zresztą, w szkle nie zostało zbyt wiele i pogawędka mogłaby nie być owocna.
Nie zbudziłeś mnie, więc nie mam zamiaru się ulatniać – odpowiedział prosto. Jeśli nazywanie go uroczym miał potraktować jako komplement, to nie zrobiło to na nim widocznego wrażenia. – O, a czy brak strachu jest uroczy to nie wiem... Czasami to może być objaw skrajnej głupoty, więc uważaj – ostrzegł rozmówcę i uraczył dość poważnym uśmiechem. – A ty? Boisz się? Przed chwilą mogłem wezwać policję, a w tej chwili rozmawiam z tobą tylko po to, aby przytrzymać cię tu... Albo sam mogę być gliną.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Nie Cze 10, 2018 12:31 am
Czy boję. ─ zapytał tonem, jakby analizował bardzo rozbudowany, filozoficzny temat.
To było bardziej nietuzinkowe od „Jak to jest zabić człowieka?”.  Niełatwo było mu się ogołocić przed nieznajomym, będąc taką połowiczną skamieliną zagrzebaną gdzieś w piachu. Mógłby go sprzedać. Tak samo jak Conrad mógłby go dźgnąć na środku baru nożem leżącym na jego talerzu. Jeden i drugi mógłby darować sobie ostrzeganie.
Louis ułożył dłoń na szyi, wodząc wpółprzytomnym wzrokiem po blacie stołu, mieląc językiem między zębami, jakby szukał przekąski. Czy on się bał? A czy obcy ludzie mu tego prawa do strachu aby nie odebrali?
Raczej nie zdarza mi się być spokojnym. ─ wsunął taki wniosek, nawiązując znów kontakt wzrokowy, po czym przeczesał palcami włosy, wśród których błąkały się nowe siwki.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pon Cze 11, 2018 9:13 pm
Ach, w taki sposób... Harvey pokiwał głową ze zrozumieniem. Chciał coś powiedzieć, ale usłyszał znajomy głos wołający go gdzieś z tyłu. Obrócił się i poczekał, aż kumpel do niego podejdzie. Chwilę rozmawiali o tym, że towarzystwo się już zbiera, że fotograf jeszcze zostanie, bo przysiadł się do kogoś, kogo znał z widzenia. Tak, to ten przystojny pan, a co ciekawe, też ma na imię Harvey. Zabawne, prawda? Whitlock pożegnał kolegę z wojska i milczał chwilę, czytając wiadomość w telefonie i przy okazji czekając, aż jego koledzy i ich dziewczyny ulotnią się z pubu.
No, to jak, panie Harvey? – Wreszcie odezwał się. – Idzie pan ze mną, czy zostaje? Mi się już to siedzieć nie chce. – Specjalnie pytał drugi raz wcześniej dając rozmówcy trochę czasu na namyślenie się. Teraz naprawdę zamierzał się stąd ruszyć, nieważne, czy ten drugi z nim pójdzie, czy nie.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pią Cze 15, 2018 8:18 pm
„Wkurwiasz mnie.” ─ dumał Louis, gdy znajomy Harvey’ego do niego uderzył. Nie wtrącał się słowem, nie był natrętem, jedynie na wzmiankę o jego osobie skinął głową na znak „tak, to ja, właśnie Was podsłuchuję”. Zerkał z ukosa na parkę, rozważając skorzystanie ze swoich zasobów papierosowych. Coś nie szło mu rzucanie nałogów, czyli wszystko po staremu.
Idź. ─ rzucił, gdy i kompan Harvey’ego i grupa wyszła z lokalu, a Ashwort jeszcze odprowadził ich wzrokiem. ─ I tak się jeszcze spotkamy. ─ dodał, obdarzając go szczwanym uśmieszkiem.
Nie, nie. Nie te lata, żeby się szlajać po nocy z losowo poznanym mężczyzną po klubach i tym podobnym, bo zakładał, że do tego wszystkiego do zmierza, co jednak nie oznaczało, że nie będzie dążył do skrzyżowania ich dróg. Zwłaszcza, jeżeli ten facet znał jego mały sekret.
A mógłbyś iść za nim, Louis. Mógłbyś uderzyć go w potylicę i...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Cze 19, 2018 3:28 pm
Poważnie? Idź? Harvey poczuł się trochę zawiedziony taką odpowiedział, sądził, że nowo poznany mężczyzna będzie skłonny odważniej pociągnąć zabawę. Trudno. Wstał, pożegnał się gestem dłoni, a słysząc o tym, że się spotkają, na moment przystanął i obejrzał się. Och, jasne. Nie wiedział, czy ma wziąć to za groźbę, obietnicę, czy za obydwie naraz, ale skinął głową potwierdzając oraz zgadzając się, jakby naiwnie wierzył, że jego zdanie ma tu jakąś moc. Zapłacił za swoją whisky i wyszedł.

[ZT]
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saturday"
Pon Kwi 01, 2019 9:27 pm
Nie chciała wiedzieć, jak bardzo zawiedzeni byliby jej rodzice, terapeuta i znajomi z ośrodka odwykowego, gdyby dowiedzieli się, że Leilani nadal utrzymuje kontakt z osobami, z którymi niegdyś łączyło ją ćpanie. Warunkiem jej wyjścia z nałogu było całkowite zerwanie ze starym towarzystwem, aby to nie wystawiało ją na ciągłe próby i nie próbowało łamać jej silnej woli. W końcu nie brała już cztery miesiące i należał jej się za to order dobrej dziewczynki!
To jednak nie zmieniało faktu, że doskwierała jej samotność. Potrzebowała kontaktu z ludźmi zbliżonymi jej wiekiem, nawet jeżeli ci byli tymi, którzy miesiącami sprowadzali ją na złą drogę. To nie tak, że od razu przystała na propozycję spotkania; znajomi musieli namawiać ją kilka dni, by wreszcie z pewną dozą niechęci zgodziła się przyjść. Należy tu wspomnieć, że Leilani wyraźnie zaznaczyła, że nie zabawi w barze długo, ani nie będzie brać narkotyków.
Tak więc piątkowego wieczoru cała piątka zebrała się w 'Saturday" — łącznie z młodą była jeszcze jedna dziewczyna i trzech chłopaków, wszyscy w wieku od 19 do 24 lat. Cigfran, która w lipcu miała stać się hot siedemnastką, była najmłodsza w towarzystwie, ale nikt, kolokwialnie mówiąc, nie dawał o to jebania. Tak samo jak ona próbowała odrzucić od siebie myśl, że spędzanie z nimi czasu było jak stąpanie po kruchym lodzie. W jednej chwili czujesz się pewny siebie, a w drugiej zostajesz ściągany na dno przez powracający nałóg.
Noo, Leiaaa — zagaił długowłosy chłopak, gdy zajęli stolik pod oknem czekając na zamówione piwo — Pewnie Cię tam wypościli, co? Nie masz może ochoty na coś... no wiesz, jak za dawnych czasów?
Nerwowo przełknęła ślinę. Oczywiście, że miała. Z odsieczą przybyła jej jednak towarzysząca im blondynka, która otoczyła ją ramieniem.
Daj jej spokój! Powiedziała, że nie zamierza z nami przygrzać. Młoda, lepiej opowiadaj, jak tam było! — poklepała ją po plecach, a nastolatka czuła, że robi jej się niedobrze.
Całkiem normalnie — wzruszyła ramionami — Jedzenie było nawet dobre, a ośrodek bardziej przypominał hotel niż szpital. Mieliśmy wszystko, ale to była taka złota klatka. Strasznie nas ograniczali, kontrolowali, na terapiach wiercili dziurę w brzuchu i pierdolili o samoakceptacji, walce z nałogiem... No, to tak jak te pseudotrenerki, tylko w wersji antynarkotykowej.
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę, zanim pozostali nie postanowili udać się do łazienki celem skosztowania najlepszego towaru w mieście, zostawiając Leilani samą. Kusiło ją, żeby wstać od stolika i pójść za nimi, prosząc o jedną małą kreskę. Poczuć, jak robi się lekka, a problemy przestaną mieć znaczenie pod wpływem euforii, jaka ją ogarnie, gdy tylko narkotyk zacznie działać.
Czy kiedykolwiek będzie w stanie zapomnieć o tym, jak czuła się po amfetaminie?
Z niezadowoleniem spostrzegła, że kufel sączonego przez ostatni kwadrans piwa stał się pusty. No cóż, najwyżej zamówi kolejne. I tak nie miała nic lepszego do roboty, podczas gdy jej znajomi okupywali toaletę, a do sprawdzania wieku też jakoś barmanowi nie było śpieszno.
Kiedy jednak odwracała się od baru trzymając w dłoniach szkło pełne złocistego, pieniącego się napoju, musiała oczywiście wpaść na jakąś laskę, a ściślej ujmując; to ona łaziła jak krowa i wlazła w Lei. Nic wielkiego się nie stało, po prostu odrobina piwa wylała się na nie obie, zdarza się. Wystarczyło zwykłe "sorry" i rozejście się w swoje strony, ale nie! Panna karyna była w bardzo bojowym nastroju i zamierzała wyładować swój gniew na biednej dziewczynie, której tylko pozostało się cofać w nadziei, że jej towarzysze szybko załatwią swoje sprawy i staną w jej obronie. Tymczasem pod jej adresem padały wyzwiska, których lepiej tu nie przytaczać. Nikt z obsługi nie wydawał się być tym specjalnie przejęty, najwidoczniej słowne sprzeczki były tu normą.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 12:48 pm
Jeśli kogoś trzeba namawiać na wyjście do baru to z pewnością nie Oscara Rosa przedstawiającego się wszem i wobec jako Victor. I tu zróbmy małą dygresję na temat imienia. Po co, dlaczego, ale jak to, że Oski? A no tak to, że jeszcze za gówniarza kilku kolegów skrzętnie przekręcało jego imię i ta błaha drobnostka tak utkwiła w głowie jeszcze wtedy chłopca, że porządnie znienawidził swoje imię. Alternatywą okazało się drugie, które świetnie zastąpiło pierwsze i jakoś tak lepiej do niego pasowało. W skrócie Vic, i wszystko jasne.
Będąc już w mieście parę dobrych miesięcy, zdążył poznać kilku typów. Jedni chodzili do szkoły, inni z niej zrezygnowali a z jeszcze innych to szkoła zrezygnowała. Towarzystwo było mieszane jednak nikomu to nie wadziło. A zwłaszcza jemu, który miał totalnie wyjadane na to czy ktoś kontynuuje edukacje czy nie.
Tym razem wpadł tutaj z jednym z kolesi, z którym raz na ruski rok łączyły go interesy. Niższy od samego Vica, nieco krępy blondyn o imieniu, które ciężko nie zapamiętać z powodu na film, który wszyscy znają – Kevin.
Obaj zajęci rozmową, przekroczywszy próg lokalu, skierowali się prosto do wodopoju (czyt.baru). Gdzie zamówili standardowo po piwie. Dzierżąc w dłoniach kufle uwieńczone białą pianą, usiedli przy stoliku znajdującym się w rzędzie pod oknem. Był ich tam kilka i wszystkie wolne.
Gadając o własnych sprawach, od czasu do czasu nachylali się ku sobie ściszając głos. Po krótkiej, prawie niesłyszalnej wymianie zdań, wracali do zwykłego tonu. Tak spędzili czas przy pierwszy i drugim piwie.
– Zaraz wracam – rzucił czując wyraźną potrzebę skorzystania z wc. Piwo jest zajebiste i dobrze wchodzi ale ma jeden minus. Idąc do toalety zostawił dwa puste kufle i Kevina wpatrzonego w telefon jak w obrazek. Ciekawe co on takiego tam zobaczył. Po jakiś 2, no może 3 minutach, Vic ponownie wszedł do pomieszczenia, gdzie wyraźnie przybyło ludzi. Na progu toalety minął się z małą grupką podjadanych szczyli w rurkach, które pewnie miały nadzieję na szybką kreskę bez problemów. Tutaj raczej nikt ich nie sprawdzi. Jaka szkoda, że Vic nie miał dziś nic przy sobie. Bez trudu opchnąłby im każdą ilość. Wydawali się napaleni. No trudno.  
Omiatając spojrzeniem lokal, szybko stwierdził, że przed jego miejscem, na blacie stołu, stał trzeci kufel piwa. Oby więcej takich kumpli.
Ruszając ku źródłu szczęścia przystanął w połowie żeby odpalić trzymanego ustami papierosa, zaciągnął się i mijając grupkę kolejnych wędrowców, obszedł ją szerokim łukiem. Ledwo udało mu się nie zebrać jakiegoś dryblasa z barku, a już stanął między dwiema dziamdziającymi laskami. To znaczy jedna się unosiła a druga słuchała. Ile to może się zmienić w ciągu 3 minut, niesamowite.
– Leilani? – zwrócił spojrzenie na agresora szczekającego niczym mały, rasowy piesek. Te kulki go najgorzej wkurwiały. Wystarczyło to zebrać z buta i po problemie. W tym jednak wypadku podobny zabieg raczej odpadał.
– Jakiś problem? – popatrzył najpierw na jedną a później na drugą z góry. Obie mogły startować w konkursie na krasnala ogrodowego. Pewnie w kolejce po wzrost do Boga to one raczej nie stały hehe (ta, stały po rozum). W razie potrzeby, gdy jedna rzuciła się na drugą, bez trudu odciągnie agresora. Sądzę, że bez wysiłku mógłby je nawet wynieść stąd razem ale to nie będzie konieczne, chyba.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 4:45 pm
Victor, Oscar... jeden chuj. Dosłownie, bo za akcję na balu był dla Leilani skończonym siurkiem i nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Była pijana, naćpana i nie wiedziała co mówi, żaden rycerz na białym koniu (ewentualnie w białym samochodzie marki "jestem dziewczyną i się nie nam") i tak nie wbiłby na zamkniętą imprezę nadstawiać karku za małolatę, więc nie było potrzeby grożenia jej w łazience. Dobrze, że był z nimi Kaku, którzy rzucił się z pięściami na Rosa, bo inaczej...
...nie pękałaby ze śmiechu za każdym razem, gdy sobie to przypominała. Tak jak na przykład wtedy, gdy rozglądając się za pomocą, zauważyła zmierzającego w jej stronę Victora. Szybko jednak spoważniała, żeby sobie nie pomyślał, że to na jego widok tak się cieszyła! Przez cały czas, gdy tleniona blondyna wygłaszała swój wywód na temat bycia niewychowaną gówniarą, ona dyskretnie cofała się w stronę stolików. Miała szczęście, że chłopak zjawił się w chwili, gdy jej biodro zetknęło się z blatem, bo karyńsko coraz bardziej przekraczało granicę zwaną "przestrzenią osobistą". Leilani obawiała się, że zaraz się na nią rzuci i zacznie ciągnąć ją za starannie układane przed wyjściem włosy, albo że wydrapie jej oczy tymi pazurami z tanimi hybrydami, robionymi chyba u sąsiadki z piętra niżej w warunkach, w których pracownik sanepidu złapałby się za głowę.
Przypominała jej byłą dziewczynę, aż Cigfran zrobiło się niedobrze na myśl, że mogła kiedykolwiek pozwalać komuś podobnemu się dotykać.
...pokażę ci, co robi się z takimi małymi kurewkami z południa, które myślą, że wszystko im wolno, bo ciągną jakiemuś dzianemu dziadkowi — zaskrzeczała machając jej przed oczami palcem, aż biedna nastolatka musiała zasłonić twarz kuflem, żeby przypadkiem jej nie drasnęła zarażając przy okazji jakimś świństwem. I wtedy odezwał się Victor.
Cześć, kochanie! — posłała Rosowi spojrzenie, mówiące "udawaj mojego faceta, ja Ci wszystko wyjaśnię". Na szczęście nie trzeba było urządzać wielkiego teatrzyku, bowiem babsztyl widząc, że jest sama na dwóch, po prostu się wycofała, mrucząc coś pod nosem o ponownym spotkaniu.
A Leilani była z siebie dumna, że nie wylała całego piwa na jej twarz.
Co za walnięta baba — rzuciła półszeptem patrząc w ślad za drama queen, po czym przeniosła wzrok na Vica. Teraz nie miała do obrony psów, na pomoc ojca też nie mogła liczyć. Znajomi? Że niby ci od ćpania? Zmyją się przy pierwszej lepszej okazji. Można więc powiedzieć, że była całkowicie zdana na jego kaprysy starszego chłopaka i jakoś wcale nie chciało jej się uciekać. Może to efekt alkoholu, który zaczął sprawiać, że jej głowa robiła się przyjemnie lekka, a świat wokół wydawał zabawniejszy. To niby jedno piwo, ale dla takiego niewprawionego skrzata to całkiem spora dawka.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 9:39 pm
Nazywanie kogoś takiego jak on, chujem, szczególnie głośno i w nerwach, powinno wywołać fale gniewu i chęć zemsty. On natomiast miał niezłą bekę za każdym razem gdy ktoś się ciskał w jego stronę. Im agresor bardziej się miotał, tym on miał większy ubaw. Zasada ta miała miejsce wtedy, gdy w grę wchodził przeciwnik wagi piórkowej czyli wrzucając do jednego wora, wszystkie laski. Nie raz zdarzyło się, że była mu nawrzucała obrażając jw. Lub używając bardziej zmyślnych określeń. Zlewał to i raczej nie reagował inaczej niż podejrzanym uśmiechem. Co innego można zrobić babie? Tak jak np. teraz. Jedna warczała, druga się kuliła i co on miał niby zrobić? Przecież nawet gdyby numer jeden rzucił się ze szponami na numer dwa, to on co najwyżej mógłby przerzucić którąś przez bark i wynieść na zewnątrz. Może i był skurwielem, który czasem miewał przebłyski dobroci ale w gruncie rzeczy miał kilka zasad. Kobiet nie bił i już. Albo jeszcze żadna nie wyprowadziła go na maksa z równowagi. Tak też mogło być. Mniejsza, nie czas teraz tego roztrząsać.
Vic wkroczył chyba w bardzo odpowiednim momencie bo właśnie rozpoczęła się gadka na temat „ciągnięcia”. Nie ma to jak być we właściwym miejscu o właściwej porze. Pierwszoplanowo wypadało załagodzić konflikt chociaż wewnętrznie bardzo go korcił rozwój wydarzeń. To co stanie się za chwilę było jak zapakowany prezent sporych rozmiarów. Każdy czeka na zerwanie czerwonej kokardy z góry i.
– He? – zdezorientowany Victor natychmiast się obrócił mając nadzieję zobaczyć za sobą jakiegoś chudego chłopczyka w rureczkach i z grzywką do oczu, do którego Lei zwróciła się „kochanie”. To dziwne bo za jego plecami nie było nikogo. Stał jak na złość zupełnie sam i dopiero po kilku, no może kilkunastu sekundach dotarło do niego, że zwrot został użyty z premedytacją pod jego adresem.
– Szybko awansowałem z bezmózgiego chłopczyka na kochanka – przytoczył sytuację z parku biorąc pod uwagę tylko jedno z kilku określeń jakie wtedy padły pod jego adresem. Przez myśl przetoczył mu się jeszcze wszarz ale wokół było zbyt wiele ludzi żeby tak, no wiecie.
– Co taka dziewczyna jak Ty robi w takim miejscu jak to? – lekko wstawiony Ros to dociekliwy Ros. Biedna Lei właśnie stała przed koniecznością odpowiedzi na serie pytań zadanych przez lekko podchmielonego pana w czarnej bluzie.
– Gdyby nie ja, to właśnie kotłowałabyś się z tamtą blondi na podłodze. Chyba coś mi się należy – uśmiechnął się szeroko pokazując rząd równych i jasnych zębów co biorąc pod uwagę litry wypitej kawy jest dość zaskakujące.
-  Siedzimy razem z kumplem stolik dalej. Przysiadasz się? – ruchem głowy wskazał pogrążonego w lekturze sms blondyna.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 10:16 pm
Chłopczyk w rurkach i z grzyweczką? Jezusmaria, czy on miał na myśli kogoś pokroju Kaku? Ewh, gross! W kręgu zainteresowań Leilani znajdowali się mężczyźni troszkę od niej starsi, tak z dobre kilka(naście) lat.Ewentualnie kobiety w zbliżonym do niej wieku, bo do nich też miała niemałą słabość. Prędzej wdałaby się we flirt z trzydziestolatkiem niż osiemnastolatkiem i nie mogła nic na to poradzić. Naprawdę chciała zwracać uwagę na rówieśników, ale to było trudne. Lepiej nie wspominać o jej preferencjach przy ojcu, bo miał już dość siwych włosów po jej ostatniej akcji z narkotykami. No i będzie się wkurzał, że mu podbiera facetów.
Victor wcale nie wyglądał na swój wiek, więc TEORETYCZNIE (albo to te procenty) mógłby być kimś, dla kogo Lei mogłaby stracić głowę, gdyby nie... no, wiadoma akcja. Złapali ich, to złapali, bez sensu dalej drążyć ten temat, zwłaszcza, że odbyli już swoje kary. Przynajmniej ona, wytrzymała trzy miesiące na odwyku.
Tak, Ty. — westchnęła ciężko, robiąc facepalma. Czy faceci byli naprawdę tak tępi, że trzeba było im wszystko tłumaczyć? Nie mógł się domyślić, że to do niego skierowane są jej słowa, zwłaszcza, że to na niego patrzyła?
Nie przyzwyczajaj się do tego kochanka, to jednorazowa sytuacja. — prychnęła, po czym upiła łyk piwa. Przez to wszystko zaschło jej w gardle! Ponownie przeniosła spojrzenie na chłopaka. Chyba nie zamierzał nikomu kablować, że hot szesnastka pije alkohol...?
Przyszłam ze znajomymi — skinęła w stronę pustego stolika — Poszli przygrzać do łazienki i zostawili mnie samą.
Dodała pośpiesznie, żeby nie zaczął się śmiać z rzekomych wymyślonych przyjaciół. To byłby dopiero przypał, nawet jeśli Victor Ros był ostatnią osobą, której opinią się przejmowała. Przygryzła lekko dolną wargę zakładając kosmyk włosów za ucho. Znowu wracał do tematu zadośćuczynienia, czy to ona była przewrażliwiona i tak to odbierała.
Tak, tak, dzięki Ros. — odpowiedziała w końcu, zakładając najbardziej naiwny, a zarazem logiczny scenariusz, w którym chodziło mu tylko o podziękowania. Oby tylko słowne.
Głos w jej głowie (który z jakiegoś powodu brzmiał jak Louis, jaka faza) krzyczał, że ma się odwrócić na pięcie i odejść, a najlepiej opuścić bar, ale ona nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Jeszcze raz zerknęła na puste miejsca, po czym skinęła głową.
W sumie nie mam nic lepszego do roboty.
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 10:47 pm
Legenda głosi, że kiedyś, jakiś facet się domyślił. Ale reszta? Mózg mężczyzn jest trochę inaczej skonstruowany niż ten babski. Ich rasa jak wykonuje jakąś czynność, to zaczyna ją i kończy a kobiety? One robią 1500 rzeczy jednocześnie, połowę sknocą, 1/5 zapomną a na samym końcu łapią pianę i mówią żeby się domyślić. Nie,  tak nie mogło być. Ros nie był odpowiednim partnerem do skomplikowanych gierek. Nigdy nie próbował nawet w takowe grać. Z dwojga złego wolał być traktowany jako osiłek niż intelektualista, któremu akurat teraz podwinęła się noga. Dobijając do brzegu, nie, nie domyślił się, że chodzi o niego. Gdyby był całkowicie trzeźwy jeszcze istniała szansa ale teraz? No proszę Cię.
– Tak? Lepiej uważaj bo się jeszcze zakochasz – Jeśli ktoś ma zamiar rozdawać nagrody za najbardziej oklepane teksty, to proszę temu tutaj przyznać pierwsze miejsce. Naturalnie, jak zawsze, z poczuciem humoru i świadomością, że to co mówi nie jest ani oryginalne ani chwytliwe. Podryw na wieśniaka zawsze wprawiał go w dobry nastrój ale tym razem chyba sobie odpuści. Koniec błaznowania bo zaraz jego piwo zacznie być ciepłe.
– Żartowałem – poprawił fryzurę przeczesując długie włosy na głowie. Podcięcie tych z boku przy ostatniej wizycie u fryzjera było dobrym pomysłem. Teraz przynajmniej dobrze się układały. Wystarczył jeden ruch żeby wyglądać efektowanie. Pewnie wszystkie laski mu zazdroszczą myku.
– Znajomi? Do łazienki? Mijałem ich – faza na zmyślonych przyjaciół mija gdzieś w okresie przedszkola więc gdyby faktycznie Lei miała fantazje o nieistniejących znajomych, to byłby problem. Na jej szczęście Ros widział grupkę więc miał naoczny dowód na jej istnienie.
– Jak to, nie zabrali Cię ze sobą? To co to za znajomi – Vic miał problem z odróżnieniem dobrych przyjaciół od złych. Dla niego kolega, który ćpa w pojedynkę jest zwykłym chujem a tutaj chodziło o coś innego. O coś czego on nigdy nie rozkminiał w ten sposób i chyba prędko nie zacznie.
– To wskakuj mała – wskazał miejsce obok siebie, tuż przy oknie.
– Kevin, przywitaj się ładnie – oczywiście najbliższy krąg ziomków znał historię przypału ze szkoły ale nikt nie wiedział lub nie przywiązywał wagi do uczestników zajścia. Dlatego Lei była dla nich wszystkich anonimowa. W tym dla blondasa Keva.
– Leilani – przedstawił sobie dwoje i nawet się nie pomylił w imieniu. Brawa dla tego pana.
– Siema, miło mi. Chodzicie do jednej klasy? Bo wyglądacie prawie jak ojciec z córką, heh – blondyn umoczył dziób w piwie przyglądając się dokładnie dziewczynie. Nie był to żaden z dobrze wychowanych dzieciaków jakimi pewnie otacza się Leilani. Był za to lojalny i wyznawał kilka podobnych zasad co Ros przez co dobrze im się gadało.
– No weź kurwa nie przesadzaj, jaki ojciec? Czy ja wyglądam staro? – Vic zawtórował mu przy piciu piwa mierząc niby znawcę wzrokiem. Jeszcze mu gadki o bachorach brakowało. Chyba dla tego pana ten kufel będzie ostatnim.
– Lei to moja dziewczyna – założył jej ciężką łapę przez ramię przygarniając do siebie ruchem mówiącym ‘ to moje’. Nagle przypomniało mu się jak do niego powiedziała i postanowił zażartować sobie z kumpla. Czekał na jego reakcję z triumfalnym uśmiechem na nieogolonej mordzie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 11:22 pm
Bez przesady, nie wszyscy faceci tacy byli. Po prostu Bozia poskąpiła Rosowi trochę IQ, ale za to nadrabiał wyglądem i siłą! Wychodziło więc na to, że bilans zysków i strat został wyrównany. Ona też była już lekko wstawiona, w innym wypadku całkiem by go zignorowała, bo duma by jej nie pozwoliła! Ale z każdym kolejnym łykiem alkoholu granice zacierały się coraz mocniej, a poczucie przyzwoitości stawało się pojęciem coraz bardziej abstrakcyjnym.
Weź, nie pierdol. Albo i pierdol, ale nie tak — zachichotała. Oho, to był ten moment, kiedy powinno jej się odebrać piwo, bo jeszcze dziecinka zrobi coś głupiego po pijanemu, a potem będzie płacz. Tylko po co, skoro to wszystko wydawało się być takie zabawne?
No normalnie, bo po odwyku nie ćpam — wzruszyła ramionami, jakby to, co działo się z nią przez ostatnie miesiące było oczywistością i każdy w Riverdale City o tym wiedział — Nie będę znowu ryzykować trzech miesięcy odcięcia od świata dla jednej kreski.
Nie była pewna, czy negatywnym podejściem do swojej terapii chciała się tylko mu przypodobać, czy może rzeczywiście miała żal o to, że na tak długi okres nie miała praktycznie kontaktu z ludźmi spoza ośrodka. Gdy ma się naście lat, trzy miesiące to cała wieczność, podczas której wiele może się zmienić.
Przyprowadzona do stolika uśmiechnęła się lekko, rzucając ciche "mi również miło"; jak widać, nie wypiła na tyle dużo, żeby całkiem przełamać bariery i zacząć być mniej aspołeczną. Nawiązywanie nowych kontaktów, nawet tych przelotnych jak ten, nadal ją onieśmielało.
Lei to moja dziewczyna.
Że co? Roześmiała się głośno, siadając obok Victora. Początkowo chciała zaprzeczyć, ale trollowanie Kevina wydawało się bardziej atrakcyjną opcją, dlatego też bez protestu pozwoliła mu się objąć, a nawet ułożyło głowę na jego torsie. Tak, jakby znali się od zawsze i cały ten związek nie był improwizacją.
Dziewczyną? Nadal nie przestawiłeś się na narzeczoną? — uniosła lekko prawą dłoń, prezentując srebrny pierścionek. Nie należał on do najtańszych, ale nazywanie go zaręczynowym było grubą przesadą. Ale skąd chłopcy mogli o tym wiedzieć?
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Wto Kwi 02, 2019 11:39 pm
– W tej kwestii zawsze do usług – zaliczanie lasek należało do jednego z jego kilku powołań na tej planecie. Chociaż nie umiał teraz wymienić reszty, to był wstanie wygłosić monolog, jaki to seks jest ważny dla każdej, poruszającej się istoty. To czysta przyjemność a odmawianie sobie tego z powodu chociażby opinii społeczeństwa, bzdura. Żeby przejść do kolejnej bazy, najpierw trzeba zaliczyć te początkowe. Zaczynając od początku. Dobrze jest bzykać własną dziewczynę, najgorzej cudzą bo wtedy mogą pojawić się problemy. I tu zaskoczenie, Vic ma dziewczynę ! Jesteśmy o krok bliżej do zwycięstwa.
Co go właściwie podkusiło do tak absurdalnego stwierdzenia. Połówka trzeciego kufla piwa była bardzo złym doradcą. W aktualnym mniemaniu Vica, żart był jednym z lepszych pod słońcem i zasługiwał na kontynuację. No chyba, że Lei obrazi miano jego dziewczyny, walnie focha i czmychnie gdzie pieprz rośnie. Wprawdzie i tak mogło być ale Ros jak to on, mało by się tym przejął. W grę wchodziło raczej wzruszenie ramionami i dalsze delektowanie się chłodnym piwem.
Niemałą przyjemność czerpał z miny samego Keva, która wyrażała naprawdę wiele. Od zaskoczenia, przez niedowierzanie a skończywszy na ocenie panny. Po trzeźwemu wyglądałoby to pewnie bardziej kulturalnie ale teraz blondas wpatrywał się w nią jak sroka w gnat. Gdyby nie warstwa ubrania, szybko przystąpiłby do oceny ciała Lei, tyłka, piersi itp. W skali o 1 do10. Wszyscy faceci to wzrokowcy, nawet jak się upierają przy zdaniu, że tak nie jest.
Dumny z siebie i ze swojego chytrego żartu Vic, nadal trzymał przełożoną przez dziewczynę rękę bawiąc się teraz jednym z kosmyków jej włosów. Na zmianę okręcał go wokół palca, wypuszczał, badał miękkość i ilość pochwyconego pukla. Nawet z krążącymi w żyłach procentami był w stanie wychwycić wyraźny zapach perfum z ubrań i skóry panny. Mało tego, był przekonany, że już gdzieś je kiedyś czuł. Może to na tamtym balu? Nieważne.
Znudziwszy się macaniem kosmyka, powędrował dłonią na kark gdzie rozpoczął niespieszną wędrówkę to w górę, to w dół co mogło zyskać miano kulawego masażu wykonanego przez osobę wstawioną. Jakby nie patrzeć, taki dotyk był w miarę przyjemny.
– No jasne, że tak. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić. To wszystko toczy się chyba zbyt szybko, heh – wzruszył ramieniem zupełnie jak ktoś, kto mówi między słowami o kupnie nowego Porsche. Niby żadna nowina ale jednak jakoś sprytnie trzeba się pochwalić.
– Co Ty stary pierdolisz? Hajtasz się? Kiedy? Pewnie dziecko jej zrobiłeś – potok słów i pytań opuścił usta Kevina, który w absolutnym szoku odsunął nawet na bok piwo. Widząc opadniętą szczękę kumpla, Vic zagryzł wargi od środka walcząc ostatkiem sił z wybuchem śmiechu. Widać, że obaj znali się krótko bo Ros to ostatnia osoba, która pomaszerowałaby w garniaku do ołtarza. Był stanowczo na nie jeśli chodzi o podobne szopki ale na potrzeby inscenizacji wprawił wyobraźnie w ruch.
– Ochujałeś? Nie jest w ciąży. Po prostu się kochamy. To takie dziwne? – na potwierdzenie swych słów chwycił podbródek dziewczyny składając na jej ustach krótki pocałunek. Świetny i wiarygodny (bardzo) dowód dozgonnego uczucia. Wszystko ładnie, pięknie ale jeszcze minuta, dwie, i Rosa rozerwie od środka paniczny napad śmiechu. Jeszcze się jakoś trzyma ale ile wytrzyma?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saturday"
Sro Kwi 03, 2019 12:12 pm
Dzięki, ale nie skorzystam.
W pełni świadoma dobrowolnie by z nim do łóżka nie poszła. Po alkoholu włączył jej się tryb "hehe segz taki zabawny", a zatem można się spodziewać po młodej cringe'owych żartów z serii "no bo wiecie, RUCHAŃSKO", ale niczego nie planowała. Właściwie, to nie miała pojęcia, dlaczego w ogóle zgodziła się mu towarzyszyć, chyba naprawdę nie znosiła być samą, gdy wokół niej kręciło się mnóstwo ludzi.
Ten nieudolny masaż sprawił, że po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. O rany, koleś naprawdę się wkręcał w to całe udawanie pary! Ale chyba nie zacznie wkładać jej rąk pod bluzkę, żeby pokazać, jak bardzo są ze sobą blisko? Albo jeszcze gorzej, zacznie wpychać jej język do—
Kurwa. Nawet nie odwzajemniła jego pocałunku, siedziała sztywna z szoku, jaki spowodował ten nagły gest. Przypomniał jej się bal; to, jak Vcitor przyparł ją do ściany i groził jej, że mógłby ją...
Dobra, Ros, zatrzymajmy tę karuzelę śmiechu, bo o żadnym całowaniu nie było mowy — odsunęła się od niego walcząc z chęcią uderzenia go w twarz. Zgodziła się udawać jego dziewczynę przed Kevinem, bo myślała, że to będzie zabawnie. W momencie, w którym zaczął przekraczać pewne granice, przestało jej być do śmiechu. Rozejrzała się po barze w poszukiwaniu swoich znajomych, ale tamci najwidoczniej dalej zabawiali się w łazience. Gdyby wstała od stolika, skierowałaby swoje kroki właśnie w stronę toalety i zaczęła prosić o chociaż odrobinę narkotyku. A oni by jej nie odmówili, nigdy nie odmawiali. Dlatego doszła do wniosku, że bezpieczniej będzie mimo wszystko zostać z Victorem.
Na początku pomyślała, żeby znów napisać do taty, ale przekonana, że zrobiłby jej awanturę za picie i włóczenie się po nocach z ćpunami, szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nadal siedząc obok Rosa, choć teraz już nie w jego objęciach, upiła łyk piwa i uśmiechnęła się do Kevina, że niby takie żarciki i w ogóle.
Chyba jestem słabą aktorką — roześmiała się, żeby ukryć zdenerwowanie i chęć sięgnięcia po fetę. Przeniosła spojrzenie na Victora. Wiedział, co się z nią właśnie działo?
Victor Ros
Victor Ros
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Kwi 03, 2019 1:18 pm
Nieszczególnie zraziła go odpowiedź Lei mając na uwadze ich wszystkie wspólne przygody. Właściwie to jedną ale za to jaką barwną. Na starość raczej nie będzie się chwalił wnukom, że kiblował w klasie za małe potknięcie i zazębienie się kilku niefortunnych zdarzeń.
– Hahaha wiedziałem, no widziałem, że chcecie mnie wkręcić! Ty się nie nadajesz do takich rzeczy. Kogo jak kogo ale mnie nie oszukasz – Kev przechylił kufel do momentu aż jego rozmazana twarz zaczęła przebijać się przez grube szkło pustego już naczynia. Sam Victor w końcu prychnął śmiechem zabierając ciężkie ramie z barków przygniecionej dziewczyny. Najprawdopodobniej poczuła ulgę. Nie tylko  fizyczną ale i psychiczną bo jakby nie patrzeć koleś odsunął się o kilka centymetrów zwracając jej wolność i tą całą przestrzeń, o której wcześniej wspominała.
– Nie Leilani, kariery w Hollywood to Ty nie zrobisz – pokręcił głową nieco żałując, że nie zarejestrował dłużej wielkich oczu kumpla i szczęki opadniętej na blat stołu. Teraz już nie da się wkręcić kolejny raz. A na pewno nie na podobną podpuchę. Trzeba będzie wymyślić coś innego bo mimo zaprzeczeń, rybka połknęła haczyk i chyba blondyn należał do tych łatwowiernych, chociaż, powtórzmy to, zapierał się, że nie.
– Zdrowie. Do dna? – zaproponował ale jego znajomek wyprzedził zdarzenie pozbywając się całego piwa na raz. Nie pozostał więc nic innego jak szturchnąć swoje naczynie o kufel Lei i upić jak nie całe, to chociaż pół. To trzecie dzisiejszego wieczoru i chyba ostatnie. Bo nie dość, że ludzi zaczęło przybywać i wokół zrobił się straszny szum, to jeszcze Vic odczuł ponowną chęć skorzystania z łazienki. Następnym razem przerzuci się na drinki albo czystą. Nie będzie miał problemu z częstymi wycieczkami.
– To co, zbieramy się? Czy co robimy – macając kieszeń bluzy, szybko znalazł poszukiwany kształt. Kwadratowa paczka nieomylnie spoczywała na swoim miejscu gotowa do wykorzystania. Nie dość, że chciało mu się lać to jeszcze miał smaka na papierosa.
– Twoja brygada nadal okupuje kibel? Chyba zaraz ich przegonie – stuknął palcem w szklany kufel zastanawiając się gdzie i jak spędzić resztę wieczoru. Tu było za dużo osób i działo się zbyt mało. Jak na początek weekendu miał zbyt dużo energii na siedzenie w jednym i tym samym miejscu. Powoli zaczynało go nosić a to dopiero piwo. Ciekawe co będzie po czym innym.
– Co Ci? – przechylił głowę na bok przyglądając się słabej aktoreczce, która zrobiła się nagle jakaś taka cicha. Była jego zupełnym przeciwieństwem. On miał ochotę roznieść wszystko wokół a ona siedziała jak mysz pod miotłą.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach