Anonymous
Bar "Saturday"
Gość
Bar "Saturday"
Nie Lis 08, 2015 9:19 pm
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Hayden Kennith (NPC)
Właściciel Baru
Jack Daisy (NPC), North 'Jackdaw' Callahan, Sigrunn Northug
Barman
Ashlyn Brielle (NPC)
Kelnerka


Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.


===================================

Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć  zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.

Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 1:56 am
Lubię brudzić swoje ręce. Taka robota. ─ odrzekł z pełnymi ustami, zbliżając się nieuchronnie do końca posiłku. ─ Cudze też. ─ doprecyzował, jak gdyby miało to duże znaczenie.
Mężczyzna wydawał się z lekka nieswój, a mechanik się z tym stanem utożsamiał. Louisowi trudno było rozmawiać o morderstwach przy obiedzie, gdyż niełatwym było najedzenie się w momencie, gdy ktoś podsyca głód. Na życzenie nie odpowiedział werbalnie, jedynie skinął znów głową, co było typowym dla niego, niespecjalnie grzecznym zachowaniem. Odłożył sztućce bardzo bez ładu i składu, po czym wbił jasnoniebieskie ślepia w twarz ciemnowłosego.
Harvey. ─ rzucił, wyciągając w jego stronę wytatuowaną rękę i wyczekując na odzew.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 2:00 pm
Harvey słuchał rozmówcy, chcąc z jego słów wywnioskować, czy nie wyparł się popełnienia morderstwa, bo podjął zabawę, czy po prostu nie chciał kłamać, co praktycznie oznaczałoby to samo – zabawę, tylko w tym wypadku jedynie dla jednego z nich. Nic nie mówił, dał mężczyźnie w spokoju zjeść, a na uścisk odpowiedział w zdecydowany, męski sposób, specjalnie przytrzymując jego dłoń odrobinę dłużej niż to wypadało, co równie dobrze mogło być wzięte za rzucenie wyzwania, przypadek albo osobiste umiłowanie do ściskania dłoni obcym.
No proszę, mój imiennik. – Uśmiechnął się przyjaźnie, ale z zachowaniem dystansu, jakby właśnie odbywał biznesową rozmowę. Nie wyglądał na zdenerwowanego, bo w rzeczywistości nie czuł lęku czy złości, a narastającą ciekawość. Czy to przypadek? A może naprawdę trafił na mordercę? Ktoś go wynajął i nasłał, a przedstawienie się tym imieniem było częścią dziwnego poczucia humoru albo ostrzeżeniem? Harvey nie kojarzył, aby ostatnio natrafił na coś, czym mógłby się narazić komuś, kto chciałby go wyeliminować, ale może to kara za pakowanie się w nieswoje sprawy w przeszłości, lata temu? Starał się sobie przypomnieć imię tamtego mordercy ze zdjęcia, ale nie potrafił, w głowie miał tylko jego wygląd i bardzo ogólny zarys sprawy. Starał się w logiczny sposób powiązać to, co wiedział w całość, aby dowiedzieć się, z kim miał do czynienia.
Więc czym się zajmujesz, skoro to takie brudne zajęcie? – spytał, a potem podniósł szklankę z whisky do ust i upił odrobinę.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 4:29 pm
Jak widać, była moda na to imię. ─ przytaknął, nie ustępując uściskowi i zaciągając się papierosem. Ich spotkanie było dowodem na to, że niepijący może znaleźć sobie absorbujące zajęcie w lokalu dla przeciętnych alkonów, mimo że Louisowi to randez vous nie było na rękę. Bogu dzięki ma dwie.
„Mój wujek nazywa się Harvey.” ─ przemknęło w trakcie pieczętowania znajomości bardzo stanowczym ruchem, który cenił. Oczywiście, nie miał w planach dzielenia się tym faktem, który temu tutaj Harvey’emu nie był do wiadomości niezbędny. A może był i stąd ta powściągliwość, w tym momencie wyostrzenie zmysłów było na wagę złota. Tak czy inaczej, uniósł pół przyjaźnie, pół szelmowsko kącik ust w uśmiechu, wodząc wzrokiem za whisky w krysztale. Trzech wujów Harvey’ch.
Mechaniką samochodową. ─ odpowiedział, oglądając uważnie picie, jakby w szklance znajdowała się zdechła mucha niebezpiecznie zbliżająca się do ust mężczyzny. ─ Twoja robota też nie wygląda na czystą. ─ wzrokiem prześledził trasę zasklepionej na twarzy rozmówcy blizny. Ciągnął swój do swego?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 5:51 pm
Mmm – mruknął ze zrozumieniem i pokiwał głową. Tego typu brudna robota, jasne. Sam zerknął na szklankę z alkoholem, kontrolując, czy coś z nią nie tak, dlatego przyciąga wzrok rozmówcy, ale nie zauważył nic nadzwyczajnego, dlatego upił jeszcze trochę whisky. Oblizał usta zanim odpowiedział.
Jest czysta. – Wzruszył ramionami. – Jestem fotografem, a to pamiątki po wypadku. Już wiesz czemu nie lubię samochodów. – Odstawił szklankę i z kieszeni spodni wyjął paczkę z cygaretkami, wydobył z niej jedną i zaczął obracać w palcach. – Z tego, którym jechałem nie zostało wiele, pewnie nawet na części zamienne by się nie nadawał. – Złapał cygaretkę pomiędzy palce lewej dłoni i lekko uniósł. – Masz zapalniczkę? Swojej zapomniałem.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 10:25 pm
Na zapytanie odpowiedział wyciągnięciem zapalniczki z jeansów, nie skąpił mu. Fakt faktem nie była to Zippo, aczkolwiek liczyło się to, że wykonywała swoje zadanie, tj. podpalała. Wysunął rękę z popisującym się dzikimi tańcami płomyczkiem pod bibułę, zapalając. Przez sekundę wahał się nad opaleniem mu włosów na palcach, to byłoby ciekawe.
A zawiódł Cię samochód czy ten, kto nim kierował? ─ zapytał, odkładając plastik z nadrukiem nagiej pani na bok. ─ W takim układzie bardziej stawiałbym na urwane kończyny i przerwany kręgosłup, a nie dwie blizny.
Fotograf. Jaki? Na promy, wesela? Pracujący dla agencji? Niby te słowa rodziły narastające na stosie nieścisłości i pytania, ale w pewnym stopniu uspokoiły Ashwortha, choć nie odwołał on alarmu. Sygnalizowały mu tyle, że istnieje możliwość targu, gdyż Harvey mógł nie mieć wrogich zamiarów. Znać człowieka zaledwie dziesięć minut, a już wiedzieć, jak bardzo może Ci zaszkodzić. Jednakże to jak piłowanie gałęzi, na której się siedzi, aczkolwiek żaden z dwójki tutaj obecnych nie był idiotą.
A może to paranoja, Louis? Nikt nie wie, że nie jesteś Louisem. Za wyłączeniem ciebie samego i wuja Harvey’ego. Harvey’owie to zagrożenie dla życie tak wielkie jak ty we własnej osobie.
Whisky? ─ zagaił, gdy uświadomił sobie, że niefortunnie, że za martwy punkt obrał szklankę znajomego.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sro Maj 30, 2018 11:17 pm
Dziękuję – mruknął, kiedy swobodnie mógł się zaciągnąć żarzącą się cygaretką. Zerknął na zapalniczkę i przysunął ją kawałek bliżej siebie, jednocześnie obracając, aby przyjrzeć się nadrukowi. Widok skwitował sceptycznym podniesieniem jednej brwi i szybko odłożył zapalniczkę na poprzednie miejsce, więcej na nią nie patrząc.
Zawiódł śpiący kierowca jadący z naprzeciwka – odpowiedział wreszcie dość twardo, wyraźnie chcąc uciąć temat. Opowiadał tę historię po raz setny, praktycznie wszyscy jego znajomi znali taką wersję wydarzeń, nawet sam fotograf zaczął ją traktować jak realne wydarzenie ze swojego życia, tylko w innej rzeczywistości. Wyznawanie szczegółów nawet nieistniejącego wypadku przed obcym nie leżało w naturze fotografa.
Mhm – potwierdził. Położył opuszkę wskazującego palca na brzegu szklanki i ostrożnie popchnął ją kawałek w stronę rozmówcy. – Szkocka. Chcesz? – Czyżby o to chodziło? Dlatego ten cały Harvey się tak patrzył na szkło?
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Czw Maj 31, 2018 12:22 am
Miej awersję do ludzi, nie do podopiecznych. ─ parsknął śmiechem. ─ Nie psa wina, że pogryzł. ─ dodał, prezentując na grzbiecie dłoni wgłębienia, w które jak klucz w zamek weszłyby zęby pitbulla.
W gruncie rzeczy nienawidzenie ludzi było intensywniejsze i bardziej pociągające od nienawisci do przedmiotów. Co to za akcja bez reakcji?
Nie, nie, dzięki. Nie piję. ─ odmówił natychmiast, odsuwając szkło na odległość, z której mniej zagrażała jego abstynencji.
Nie bał się, to tylko przezorność. Tak jak zawsze przesuwamy wgłąb blatu lubiany kubek, aby go niestłuc nieostrożnym ruchem, na zaś.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Czw Maj 31, 2018 7:59 pm
Ma mieć awersję do ludzi? Harvey uśmiechnął się, początkowo nie chciał nic mówić, podniósł cygaretkę do ust, ale w połowie drogi zmienił zdanie.
Kto powiedział, że nie mam? – Zaciągnął się i strzepnął popiół do popielniczki. Nie zwracał więcej uwagi na whisky, zaakceptowanie tego, że nieznajomy nie pił przyszło Harveyowi z taką łatwością, że przyjął to do wiadomości, ale szybko skupił się na czymś innym.
No, to co z tymi morderstwami? – Niespodziewanie wrócił do tematu. Uznał, że raz kozie śmierć, będzie bezpośredni, jak to miał w zwyczaju. – Trochę głupio by było, gdybyś naprawdę był mordercą, a nie tylko kimś podobnym.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pią Cze 01, 2018 11:14 am
Ashworth uśmiechnął się szerzej, dopalając papierosa utkwionego między „s” i „e” prawej ręki. Wstręt do ludzi to reakcja obronna organizmu, nie należy się jej wstydzić. Tym bardziej chować pod płaszczem odrazy do czegokolwiek innego.
Wyraz twarzy bruneta diametralnie zmienił się, temat zatoczył koło ─ byli w punkcie wyjścia. Gdy wydmuchiwał mu dym w facjatę, usuwał z siebie też powietrze, które gniotło mu żołądek i podsycało ogień w klatce piersiowej. Louis nie tolerował wchodzenia na swoje terytorium, a w tym momencie mężczyzna zapuścił się do gawry zimującego Conrada i zaczął go szturchać kijem.
Zaprzeczenie nie mogło wyjść z jego ust. Kto normalny po stanięciu na podium po maratonie relacjonuje dziennikarzom, że dobiegł na szarym końcu po zmroku, wymięty i przegrany? Nie do opisania jest stabilność i bezpieczeństwo, jakiego doznał po zabójstwie dziewiętnaście lat temu. To był dobry uczynek dla ludności australijskiej, dlaczego potępiają likwidację bestii zagrażającej społeczeństwu?
„On wie, Conrad, droczy się. Zabije całą Twoją rodzinę i Ciebie. Wypieranie się nic nie da. Poderżnij mu porządnie gardło, pokaż, jak to się robi.”
Zagramy w coś. ─ postanowił, gasząc fajkę w popielniczce. To nie była propozycja do lub nie do odrzucenia, to było stwierdzenie. Nachylił się do Harvey’ego i ułożył swoją suchą dłoń na wierzchu jego, po czym wbił w niego wzrok. ─ Jeżeli przeżyjesz dzisiejszą noc, to znaczy, że nie jestem mordercą. Tylko nie uciekaj, lubię berka. ─ dodał szeptem, posyłając mu wręcz flirciarski półuśmiech.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pią Cze 01, 2018 6:25 pm
Kiedy usłyszał propozycję, miał ochotę jednocześnie wybuchnąć radosnym śmiechem i posłać nieznajomemu lodowate spojrzenie, w efekcie czego krótko prychnął śmiechem, ale też skrzywił się i pokręcił głową. No tak, nie mogło być spokoju, prawa? Ech, w co on się wpakował... Najbardziej rozbawił go fakt, że gdzieś tam, parę metrów dalej, w drugim kącie baru siedzieli jego znajomi – ludzie, z którymi spędził trzy lata szkoląc się pod okiem komandosów. Jak by zareagowali, gdyby wiedzieli, co robi ich kolega, kogo poznał?
Zerknął na rękę rozmówcy, która niespodziewanie spoczęła na jego, a potem podniósł spojrzenie na twarz mężczyzny. Nie próbował się wycofywać, tylko przykrył dłoń Harveya swoją, tą, w której trzymał cygaretkę.
Bez uciekania nie ma grania w berka – skomentował w nawet przyjazny sposób. W innym wypadku takie słowa i zachowanie drugiej osoby potraktowałby jako zapowiedź upojnej nocy, ale tym razem nie miał pewności, co się stanie – a niepewność była jeszcze bardziej podniecająca.
Jesteś chory, Harvey – pochwalił sam siebie w myślach.
Rozumiem, że jeśli nie przeżyję, to znaczy, że jednak jesteś mordercą... A co, jeśli ty nie przeżyjesz? Albo jeśli zginiemy obaj? – Podniósł do ust cygaretkę i zaciągnął się. Drugiej dłoni nie próbował wyrywał i nie zabierał, dopóki towarzysz z własnej woli jej nie puścił. – Gdybym teraz wyszedł, poszedłbyś za mną?
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sob Cze 02, 2018 1:55 pm
Obaj zginiemy? Cóż, wygram. ─ oznajmił, unosząc lekko lewą brew, jakby temat był omawiany w podstawie programowej szkoły podstawowej, a odpowiedź była absolutnie bezsporna.
Czy Ashworth umrze? Może. Przez 5 lat na wolności nauczył się liczyć z tym, że o 19:00 w niedzielę, gdy zaszyje się w swoim mieszkaniu z lekturą, może w gościach będzie miał policję. Albo ktoś do niego strzeli na ulicy, gdy wyjdzie na jogging. Lub jak teraz, ktoś będzie na tyle uparty, że zaburzy mu jego azyl, który zbudował własnymi rękami po niemalże 12 latach w zimnym, ciasnym pomieszczeniu i 4 godzinach tygodniowo poza celą.
Przeklęta pieczęć na szyi, musi ją usunąć.
Nie, nie. ─ zanegował. ─ Dzieci głodne, trzeba zrobić jedzenie. ─ mówiąc, ujął cygaretkę, którą Harvey miętolił między palcami i przystawił sobie do ust. ─ Jaka to?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Sob Cze 02, 2018 9:20 pm
On wygra? Cóż, śmieszne, że Harvey jeszcze miesiąc temu nie miałby nic przeciwko uznania własnej śmierci za wygraną, upragniony odpoczynek. Teraz nie podchodził do tego z takim entuzjazmem, co nie znaczyło, że czuł się panem i władcą świata. Uznał, że jeśli obydwaj by zginęli, obydwaj by wygrali, ale nie dzielił się tym z nowym znajomym. Nie próbował odzyskać cygaretki, tylko powiódł za nią spojrzeniem do ust mężczyzny i na chwilę się nad czymś intensywnie zamyślił. Po chwili jakby się obudził, zerknął w bok i szybko wrócił do przytomnego patrzenia na Harveya. Wsunął dłoń do kieszeni i wyjął telefon, na razie się nim bawiąc.
Migdałowa – rzucił bez większego zainteresowania. Szybko napisał do kogoś wiadomość, a potem któryś raz z rzędu przyjrzał się twarzy rozmówcy. – Chcesz? – Schował telefon do kieszeni i przysunął po stole paczkę z cygaretkami w stronę Harveya. – Jeśli umrę, będziesz miał pamiątkę. Trofeum. Podobno mordercy lubią takie zbierać.
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Nie Cze 03, 2018 12:01 am
Niespecjalnie zależało mu na zatrzymaniu cygaretki, lecz sztachnięcie się było w cenie niezależnie od czegokolwiek. Nie cechowała go wybredność, migdały ani go mroziły, ani grzały. Zmrużył lekko powieki, biernie obserwując, jak Harvey zajmuje się telefonem, a gdy zniknął mu z pola widzenia, wręczył mu rulonik, który ówcześnie sobie przywłaszczył na kilka sekund.
Jeżeli nie jestem mordercą, nic o tym nie wiem. ─ wydmuchał przez nos przetrzymywany dotąd dym. ─ Kto Cię podkusił do tego, żeby imputować porządnym obywatelom takie idiotyzmy?
Przez jego ton głosu można było wyczuć woń znużenia. Zapierdalać w pracy od siódmej i teraz ganiać się w kółko z jakimś nader ciekawskim facetem, który usilnie chce Cię zdemaskować. Zabić to mało. Niemniej jednak, należało znaleźć źródło jego informacji i profilaktycznie skręcić mu kark. Kto po tylu latach tropiłby człowieka, który od siedemnastu lat dla własnej ojczyzny nie istnieje z wyłączeniem jednego ogłoszenia w mediach z przeterminowanym zdjęciem? Najpewniej jakiś psychol.
A czy on właściwie miał po swoich ofiarach? Gdyby pominąć geny ojca, to nie. Miał ciasne, ale własne mieszkanie, nie chciał go zaśmiecać. Gdyby jednak zaczął praktykować taki rodzaj zbieractwa, najpewniej wpadłby w szał po zobaczeniu tego „trofeum”, więc z pierwotnego założenia nie zostałoby nic. Z przedmiotu także.
Ile ty masz lat? ─ zapytał, opierając swój ciężar na skrzyżowanych ramionach. ─ Nie czas zmądrzeć?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Nie Cze 03, 2018 1:55 pm
Odebrał cygaretkę i spokojnie zaciągnął się jakby przed chwilą nie paliła jej obca osoba, a potem stuknął w nią palcem strzepując popiół do popielniczki.
Ciekawość, nuda i... – Postukał palcem w szklankę. – Whisky. Obwiniaj je, nie mnie. – Uśmiechem dał znać, że oczywiście nie mówi poważnie. Harveyowi daleko było do szczerego zrzucania winy na czynniki zewnętrzne. Zaśmiał się szczerze i pokiwał głową, kiedy usłyszał następne słowa. – O, tak, masz rację. – Chwycił szklankę i jednym łykiem dopił jej zawartość. – Ale obawiam się, że na starość będę już tylko głupieć – dodał tym razem uśmiechając się smutno. Potraktował pytanie o wiek jako retoryczne, zresztą nawet gdyby takie nie było, nie zamierzał odpowiadać i ciągnąć tego tematu. – Nie chce mi się tu dłużej siedzieć. – Jakby dla podkreślenia swoich słów zaciągnął się ostatni raz i zgasił cygaretkę. – Chciałem iść gdzieś, gdzie można się zabawić. Idziesz ze mną?
Louis Ashworth
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saturday"
Pią Cze 08, 2018 3:01 pm
Whisky. ─ powtórzył. ─ Jak jej na nazwisko?
Louis nie był w stanie zaakceptować tego, że ta rozmowa to był nieplanowany, spontaniczny wysokok ze strony Harvey’ego. Ile zbiegłych, seryjnych morderców pałęta się teraz po tym kraju? Ashworth nie miał rozeznania w tym temacie, może dlatego, że jedyne, w co inwestuje swoją energię i na co pracuje, to drewniany dom na odludziu na Alasce, a nie wirusowe zapalenie wątroby typu C i 4 godziny na zewnątrz tygodniowo.
Czy głupieć. Jeżeli się nie wkłada nic w proces mądrzenia, to jest to nieuchronne, że nieużywany organ zredukuje się. Aczkolwiek w tych czasach robi się przeszczepy kończyn, czemu za parę lat nie i mózgów?
Chcesz się ulotnić, ale nie chcesz się ze mną rozstawać? To urocze. ─ wykrzywił wargi w półuśmieszku, jednak nie zanosiło się na to, że się gdziekolwiek ruszy. ─ Nie boisz się, to też urocze.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach