▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.
===================================
Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.
Zgłoś się do pracy!
Hayden Kennith (NPC)
Właściciel Baru
Jack Daisy (NPC), North 'Jackdaw' Callahan, Sigrunn Northug
Barman
Ashlyn Brielle (NPC)
Kelnerka
Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-04, największym wzięciem może pochwalić się - no właśnie - w soboty. Po głowach chodzą pogłoski, że bar miał swego czasu inną nazwę, ale zmienił ją na obecną pod wpływem tego jakże mało tajemniczego zjawiska.
Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu. Wielkością też nie grzeszy, co wcale odciąga zainteresowanych. Oprócz standardowego barku z ladą, mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły - muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki - są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, ale za to pochwalić idzie rzadkie pojawianie się pijackich burd, właściciel zdaje się z ukrycia, niczym batman, strzec porządku. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno, z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki.
Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele.
Tak. Mają tu łazienkę, cudem nie płatną, jednak nie dzielącą się na damską czy męską. Po prostu - dwie kabiny.
W lokalu dozwolone jest palenie.
===================================
Siedział możliwie najdalej od losowego towarzystwa, na jednym z krzeseł przy barze i zastanawiał się, co on właściwie tutaj robił. Mógł w końcu iść do domu i poddać się beztroskiemu leżeniu na łóżku/kanapie/fotelu/podłodze, ale nie. Poszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc w mieście. Wgapiał się dłuższą chwilę w do przesady masywny kufel snując rozważania, aż do momentu, w którym doszło do niego coś zupełnie nowego. Coś innego od gwaru, jazzowej muzyki, uderzającego o szkło szkła. Głos z zewnątrz. Konkretnie to głos barmanki domagającej się zapłaty. Świeżo wyciągnięty ze swojego świata nie miał nawet jak ukryć zdenerwowania sytuacją, co jawnie okazał łypiąc na plakietkę kobiety z niezrozumieniem i nienawiścią. Na plakietkę, bo wyżej mu się wzroku podnosić nie chciało. Widać było jak na dłoni, że nowa. Stary personel już przyzwyczaił się do bytowania chłopaka w tym miejscu i jak najbardziej wiedział, że nie należał do grona uciekających bez płacenia. Nawet jeśli zwracał się do wszystkich z najmniejszym możliwym poważaniem, a i czasem zdarzało mu się zostać sprowokowanym przez kogoś do bitki. Ociągając się wyciągnął pieniądze na ladę, tak by mieć już spokój z niepotrzebnie trującą babą. Kiedy już osiągnął swój cel mógł wrócić ponownie do swoich jakże wielkich rozważań, które i tak zakończyły się stwierdzeniem, że lokal był po prostu bliżej jak mieszkanie. Tak się bowiem mało zabawnie składało, że świeżo wyszedł z bójki i chociaż zwycięsko, to czuł się jednak obity. Zmęczony. Potrzebował sobie gdzieś usiąść i zregenerować siły, a przy okazji przyzwyczaić ciało na nowo do pulsujących, potłuczonych miejsc.
Często siedząc sam lubił wyobrażać sobie, jak w obolałych miejscach rosną fioletowe sińce. Właśnie tej czynności myślowej poddał się obecnie, od czasu do czasu pociągając łyk piwa, które zamówił bo było tanie. Nie należał do jakiś wykwintnych smakoszy, przyszedł tu bo był zmęczony. W głowie mu się teraz nie mieściło, żeby zastanawiać się nad markami napojów chmielowych. Pomasował obolały polik, ścierając przy okazji zaschniętą krew z okolic ust. Przy wejściu odwiedził co prawda łazienkę, a potem ktoś mu nawet podał apteczkę zza lady (ach, to bycie stałym klientem, ach) dzięki czemu nie wyglądał jak totalne, za przeproszeniem, gówno. Mógł się grzecznie umyć, opatrzyć losowymi plastrami, czy zawiązać bandaż na nadgarstku. Co nie zmieniało faktu, że krew jednak wracała do nowych zadrapań, a metaliczny posmak w jamie ustnej ani myślał go opuszczać. Skrzywił się, sam do siebie rzecz jasna. Jak ogarnie pierwszą falę zmęczenia będzie musiał jednak wrócić do domu. Nic tak dobrze nie leczyło jak sen we własnym wyrku.
-Pan się nie przejmuje.- Urwałem szybko, odkręcając butelkę i przelewając jej zawartość do obu szklanek. -Z grzeczności nie wypada pić samemu, kiedy jest się w towarzystwie.- Podsunąłem mu szklankę, zupełnie ignorując jego antyalkoholową postawę. Szczerze, to zupełnie mnie nie obchodziło, czy brunet skusi się w końcu na degustację czy też zachowa abstynencję. Sam postanowiłem nie wybrzydzać tak zacnym wermutem, więc bardzo ochoczo przyłożyłem krawędź szklanki do swoich ust i pociągnąłem solidny łyk.
Gdy w końcu usłyszałem jego wytłumaczenie, odsunąłem szklane naczynie od swoich warg. -Kosza?- Uniosłem w zaskoczeniu jedną brew, odwracając głowę w stronę kanapy, na której wcześniej siedziałem. Nigdzie w pobliżu nie dostrzegłem żadnego kontenera na śmieci, więc ręka musiała mu naprawdę mocno zadrżeć... -A rysunek?- Przymrużyłem oczy, nie patrząc bezpośrednio na twarz bruneta, ale na bliżej niezdefiniowany punkt, który domniemanie znajdował się tuż obok. Przez chwilę milczałem złowieszczo. -Nie lepiej rysować ludzi w parku? W barze ktoś się może na pana zezłościć..- Parsknąłem cicho, rozglądając się ostentacyjnie po pomieszczeniu. -Mnóstwo tu podejrzanych typów. A lepiej nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.- Wyszeptałem konspiracyjnie.
Gdy w końcu usłyszałem jego wytłumaczenie, odsunąłem szklane naczynie od swoich warg. -Kosza?- Uniosłem w zaskoczeniu jedną brew, odwracając głowę w stronę kanapy, na której wcześniej siedziałem. Nigdzie w pobliżu nie dostrzegłem żadnego kontenera na śmieci, więc ręka musiała mu naprawdę mocno zadrżeć... -A rysunek?- Przymrużyłem oczy, nie patrząc bezpośrednio na twarz bruneta, ale na bliżej niezdefiniowany punkt, który domniemanie znajdował się tuż obok. Przez chwilę milczałem złowieszczo. -Nie lepiej rysować ludzi w parku? W barze ktoś się może na pana zezłościć..- Parsknąłem cicho, rozglądając się ostentacyjnie po pomieszczeniu. -Mnóstwo tu podejrzanych typów. A lepiej nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.- Wyszeptałem konspiracyjnie.
W jego serce znów strzelono.
- Proszę cię... Darujmy sobie to "pan", moja dusza właśnie krwawi. 22 lata to wcale nie tak dużo. - Westchnął w końcu, wygodniej układając się na krześle. Nie sięgnął po alkohol. Trunki robiły z ludźmi złe rzeczy, jakby już bez tego nie byli wystarczająco powaleni. Trudno, najwyżej mimo prostestów odda później pieniądze.
Wzruszył barkami na kolejne pytania.
- Ja... cóż - Urwał, spoglądając w bok niby to zaciekawiony jakimś gwałtowniejszym hałasem. W rzeczywistości zerknął prosto w ciemne ślepia jelenia, przyglądając się im z powagą. - Radzę sobie. - Sięgnął też do kieszeni płaszcza, wyciągając zeń plakietkę. Logo miejscowej policji zaświeciło chwilę, odbijając padające z lamp światło. Plastik po chwili znów znikął w połach materiału.
- Inspiracja niestety chodzi własnymi ścieżkami, nie wiadomo kiedy się jej spodziewać. - Dopiero podczas wypowiadanych słów, pozwolił sobie na obejrzenie rozmówcy od stóp do głów. Oczywiście na tyle na ile pozwalał mu zaśłaniający stolik. Wyższy od bruneta i młodszy. Aczkolwiek nie mogła to być jakaś diametralna różnica, nie wyglądał na dzieciaka z gimnazjum czy innego shitu.
- Proszę cię... Darujmy sobie to "pan", moja dusza właśnie krwawi. 22 lata to wcale nie tak dużo. - Westchnął w końcu, wygodniej układając się na krześle. Nie sięgnął po alkohol. Trunki robiły z ludźmi złe rzeczy, jakby już bez tego nie byli wystarczająco powaleni. Trudno, najwyżej mimo prostestów odda później pieniądze.
Wzruszył barkami na kolejne pytania.
- Ja... cóż - Urwał, spoglądając w bok niby to zaciekawiony jakimś gwałtowniejszym hałasem. W rzeczywistości zerknął prosto w ciemne ślepia jelenia, przyglądając się im z powagą. - Radzę sobie. - Sięgnął też do kieszeni płaszcza, wyciągając zeń plakietkę. Logo miejscowej policji zaświeciło chwilę, odbijając padające z lamp światło. Plastik po chwili znów znikął w połach materiału.
- Inspiracja niestety chodzi własnymi ścieżkami, nie wiadomo kiedy się jej spodziewać. - Dopiero podczas wypowiadanych słów, pozwolił sobie na obejrzenie rozmówcy od stóp do głów. Oczywiście na tyle na ile pozwalał mu zaśłaniający stolik. Wyższy od bruneta i młodszy. Aczkolwiek nie mogła to być jakaś diametralna różnica, nie wyglądał na dzieciaka z gimnazjum czy innego shitu.
W reakcji na jego prośbę westchnąłem ciężko. -W środowisku, w którym się wychowywałem, byłem zmuszony nazywać per "pan, pani" nawet dzieciaki młodsze ode mnie..- Doszczętnie zepsute środowisko, w którym zakażone pychą były nawet dzieci. Obrzydlistwo. -W porządku.- Dodałem jednak po chwili, dając mu do zrozumienia, że postaram się unikać takiego tytułowania.
Widząc błyszczący przedmiot w pierwszej chwili nie zorientowałem się, że to plakietka policyjna. Nie przebywałem w Kanadzie wystarczająco długo, aby rozpoznawać tego typu "dokumenty". Chwilę więc mi zajęło, nim wydałem z siebie przeciągłe "aaaacha...". W następnej sekundzie natomiast lekko drgnąłem, czując, że robi mi się gorąco. -Nie powinien pa..-neś zwracać uwagę tylko na... eto... podejrzane typy?- Czy byłem w jakiś sposób podejrzany? Oby nie. Omatkobosko. Oby..? ? ???
? ? ?
Tak, w natłoku myśli zupełnie zignorowałem wzmiankę o "inspiracji", która zapewne zniwelowałaby moje zaniepokojenie.
Widząc błyszczący przedmiot w pierwszej chwili nie zorientowałem się, że to plakietka policyjna. Nie przebywałem w Kanadzie wystarczająco długo, aby rozpoznawać tego typu "dokumenty". Chwilę więc mi zajęło, nim wydałem z siebie przeciągłe "aaaacha...". W następnej sekundzie natomiast lekko drgnąłem, czując, że robi mi się gorąco. -Nie powinien pa..-neś zwracać uwagę tylko na... eto... podejrzane typy?- Czy byłem w jakiś sposób podejrzany? Oby nie. Omatkobosko. Oby..? ? ???
? ? ?
Tak, w natłoku myśli zupełnie zignorowałem wzmiankę o "inspiracji", która zapewne zniwelowałaby moje zaniepokojenie.
- Rozumiem. Nie sądzę jednak bym wyglądał, na jednego z tych grubiańskich bogaczy, którzy kochają być ponad innymi. - Zaśmiał się krótko, acz melodyjnie. Dźwięk ten wyszedł od niego po raz pierwszy od czasu wejścia do tego lokalu. No bo jednak... Roztrzepane wiatrem włosy, przez co były ułożone w chaotycznym, aczkolwiek na swój sposób urokliwym ładzie. Do tego koszula i płaszcz. Tak, totalnie gość z wyższych sfer. Jeleń parsknął na to porównanie, przesuwając mordą po udzie bruneta.
- Oh? A masz czego się obawiać? - Podłapał, wykorzystując okazję by minimalnie zażartować. Jednak porzucił ten pomysł stosunkowo szybko, stukając bokiem szkicownika w krawędź blatu.
- Jestem tylko portrecistą, czasem robię zdjęcia. - Jak brakowało ludzi to dawali mu aparat i kazali fotografować miejsce zbrodni. Nie oponował, zawsze to jakieś zajęcie. Wachał się przez chwilę, ostatecznie podsuwając blondynowi szkicownik. Były w nim nie tylko dokładnie narysowane twarze, ale i kilka zwierząt i krajobrazów. Rysowane albo długopisem albo ołówkiem, aczkolwiek wszystko z należytą dokładnością i oddamien dla szczegółów.
- Oh? A masz czego się obawiać? - Podłapał, wykorzystując okazję by minimalnie zażartować. Jednak porzucił ten pomysł stosunkowo szybko, stukając bokiem szkicownika w krawędź blatu.
- Jestem tylko portrecistą, czasem robię zdjęcia. - Jak brakowało ludzi to dawali mu aparat i kazali fotografować miejsce zbrodni. Nie oponował, zawsze to jakieś zajęcie. Wachał się przez chwilę, ostatecznie podsuwając blondynowi szkicownik. Były w nim nie tylko dokładnie narysowane twarze, ale i kilka zwierząt i krajobrazów. Rysowane albo długopisem albo ołówkiem, aczkolwiek wszystko z należytą dokładnością i oddamien dla szczegółów.
Wzruszyłem lekko ramionami, uśmiechając się. -Oni potrafią się nieźle kamuflować. Te żmije są zdolne do tego, aby udawać normalnych, przykładnych obywateli..- Mrugnąłem porozumiewawczo jednym okiem. Chyba zacząłem pałać niejaką sympatią wobec nieznajomego.
-Cóż... sam nie jestem pewny..- Odparłem po chwili zastanowienia. Bo nawet jeśli sam nie zrobiłem niczego złego, to przecież ktoś inny mógł mnie w coś wkręcić! Po dalszych słowach mężczyzny w końcu się rozluźniłem, a na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. -To brzmi na całkiem spoko pracę.- Mruknąłem, rozsiadając się wygodniej w krześle. Oparłem się łokciem o blat stołu i wsparłem żuchwę na otwartej dłoni. Po chwili przeniosłem wzrok na szkicownik, który zacząłem bardzo powoli i ostrożnie kartkować.
Mimo, że w tym czasie nie odezwałem się nawet słowem, to w moich oczach wyraźnie jawiła się iskra zainteresowania.
-Cóż... sam nie jestem pewny..- Odparłem po chwili zastanowienia. Bo nawet jeśli sam nie zrobiłem niczego złego, to przecież ktoś inny mógł mnie w coś wkręcić! Po dalszych słowach mężczyzny w końcu się rozluźniłem, a na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. -To brzmi na całkiem spoko pracę.- Mruknąłem, rozsiadając się wygodniej w krześle. Oparłem się łokciem o blat stołu i wsparłem żuchwę na otwartej dłoni. Po chwili przeniosłem wzrok na szkicownik, który zacząłem bardzo powoli i ostrożnie kartkować.
Mimo, że w tym czasie nie odezwałem się nawet słowem, to w moich oczach wyraźnie jawiła się iskra zainteresowania.
- Myślę, że nawet żmije przy nich wymiękają. - Zwrócił spojrzenie na napełnione szklanki, wachając się dłuższą chwilę. W końcu jednak sięgnął po tę, która była przeznaczona dla niego i przysunął w swoim kiernku. Przez chwilę obracał naczyniem, wprawiając trunek w okrężny ruch. Po chwili przestał się bawić, unosząc szkło do ust i delikatnie je przekrzywiając. Skrzywił się mentalnie gdy tylko alkohol poruszył kubkami smakowymi. Obrzydlistwo. Jak oni w ogóle mogli to pić? Po swoim własnym zapale, śmiał twierdzić, że wymiękłby po zaledwie dwóch pełnych szklankach najtańszego wina.
- Nie jest zbyt łatwa, kiedy ma się do czynienia z chaotycznymi opisami. - Ludzie nieraz paplali takie głupoty, że nawet jemu, chłopakowi z ogromną wyobraźnią trudno było przenieść na papier to o czym mówili. Czsami jednak takie wyzwania miewały miłe zakończenia. Zawsze miło było popatrzeć na zdumioną minę napadniętej kobiety bądź okradzionego mężczyzny, który był gotów zacząć klaskać na widok rysunku.
Obserwował ruch dłoni blondyna, gdy ten kartkował szkicownik. Nie przerywał mu, nic też nie mówiąc.
- Nie jest zbyt łatwa, kiedy ma się do czynienia z chaotycznymi opisami. - Ludzie nieraz paplali takie głupoty, że nawet jemu, chłopakowi z ogromną wyobraźnią trudno było przenieść na papier to o czym mówili. Czsami jednak takie wyzwania miewały miłe zakończenia. Zawsze miło było popatrzeć na zdumioną minę napadniętej kobiety bądź okradzionego mężczyzny, który był gotów zacząć klaskać na widok rysunku.
Obserwował ruch dłoni blondyna, gdy ten kartkował szkicownik. Nie przerywał mu, nic też nie mówiąc.
Zauważywszy kątem oka, że nieznajomy postanowił w końcu spróbować trunku, wydałem z siebie ciche "hmph" - takie westchnięcie, tyle, że przepełnione zadowoleniem. Tak, że dopiero gdy brunet uzewnętrznił swoją reakcję na alkohol, pozwoliłem się sobie głośno zaśmiać; choć na próżno było w moim zachowaniu szukać zażenowania czy kpiny. Toć, najnormalniejsze rozbawienie. Zupełnie jakbym widział bobasa, który pierwszy raz w życiu kosztuje cytryny. Bezcenne.
W pewnym momencie przestałem przeglądać szkicownik. Najpierw zamknąłem oczy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, a potem odważyłem się spojrzeć prosto na twarz mojego rozmówcy. -Chciałbym kiedyś tworzyć na takim poziomie.- Stwierdziłem w końcu. -Jednak specjalizuję się w krajobrazach i portretach zwierząt.. nie jestem w stanie uchwycić ludzkich rys ani mimiki.- Być może dlatego, że z reguły nie przyglądałem się ludzkim twarzom. A zwierzętom i przyrodzie - jak najbardziej, nawet przez długie godziny.
-"Chaos" zapisany jest w ludzkiej naturze.- Napomknąłem jeszcze, ot, ukradkiem.
W pewnym momencie przestałem przeglądać szkicownik. Najpierw zamknąłem oczy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, a potem odważyłem się spojrzeć prosto na twarz mojego rozmówcy. -Chciałbym kiedyś tworzyć na takim poziomie.- Stwierdziłem w końcu. -Jednak specjalizuję się w krajobrazach i portretach zwierząt.. nie jestem w stanie uchwycić ludzkich rys ani mimiki.- Być może dlatego, że z reguły nie przyglądałem się ludzkim twarzom. A zwierzętom i przyrodzie - jak najbardziej, nawet przez długie godziny.
-"Chaos" zapisany jest w ludzkiej naturze.- Napomknąłem jeszcze, ot, ukradkiem.
Odstawił szklankę na stolik, obdarzając ją zniesmaczonym spojrzeniem i krótkim "bleh". Gdyby wiedział, że właśnie porównano go do gówniaka, zapewne wyszedłby z lokalu razem z drzwiami. Na szczęście nie zostało to wypowiedziane na głos.
Jeleń podniósł się z siadu, trącając porożem rękę bruneta.
Powiedz mu.
Zdziwiony nagłym odzewem, obrócił twarz w kierunku zwierzęcia. Czarne ślepia spoglądały prosto w dwukolorowe tęczówki, próbując wymusić wypowiedzenie kilku konkretnych słów. Z resztą skutecznie.
- Mogę cię nauczyć. - Odparł, nie patrząc jednak na blondyna. Nie było to coś, co chciałby rzeczywiście robić. Musiałby się z nim spotkać i udawać socjalnego a to w gruncie rzeczy niezbyt mu pasowało.
Brawo Sketch, jak chcesz to potrafisz.
"Ja" chcę?
Odwrócił spojrzenie na punkt gdzieś na twarzy młodszego chłopaka, słuchając w spokoju jego kolejnych słów.
- Czemu akurat zwierzęta? - Przekrzywił głowę delikatnie na bok, ignorując jelenia całą swoją postawę. Niech wie, że Sketch strzelił focha.
Jeleń podniósł się z siadu, trącając porożem rękę bruneta.
Powiedz mu.
Zdziwiony nagłym odzewem, obrócił twarz w kierunku zwierzęcia. Czarne ślepia spoglądały prosto w dwukolorowe tęczówki, próbując wymusić wypowiedzenie kilku konkretnych słów. Z resztą skutecznie.
- Mogę cię nauczyć. - Odparł, nie patrząc jednak na blondyna. Nie było to coś, co chciałby rzeczywiście robić. Musiałby się z nim spotkać i udawać socjalnego a to w gruncie rzeczy niezbyt mu pasowało.
Brawo Sketch, jak chcesz to potrafisz.
"Ja" chcę?
Odwrócił spojrzenie na punkt gdzieś na twarzy młodszego chłopaka, słuchając w spokoju jego kolejnych słów.
- Czemu akurat zwierzęta? - Przekrzywił głowę delikatnie na bok, ignorując jelenia całą swoją postawę. Niech wie, że Sketch strzelił focha.
O kurcze. Powinienem był jednak wypowiedzieć to porównanie na głos.
-Nikt mnie nigdy nie uczył rysować..- Zamilknąłem w nagłym zawstydzeniu. Bo.. jakby to niby miało wyglądać? Ta nauka? I... czemu mi to zaproponował? Zupełnie obcemu człowiekowi? Zakłopotany odchrząknąłem, chcąc jak najprędzej przerwać ciszę. -N.. nie musisz się kłopotać. Najważniejsza jest praktyka, a to akurat jestem w stanie robić samodzielnie.- Mimo dobroczynnych właściwości alkoholu krążącego w mojej krwi postanowiłem zachować się odpowiedzialnie. I, jak to mówią, "nie przeginać pały". Czując, że oblewam się rumieńcem, sięgnąłem chybcikiem po swoją szklankę i jednym haustem dopiłem jej zawartość.
"Czemu akurat zwierzęta?.." -Bo je kocham.- Bąknąłem niewyraźnie.
-Nikt mnie nigdy nie uczył rysować..- Zamilknąłem w nagłym zawstydzeniu. Bo.. jakby to niby miało wyglądać? Ta nauka? I... czemu mi to zaproponował? Zupełnie obcemu człowiekowi? Zakłopotany odchrząknąłem, chcąc jak najprędzej przerwać ciszę. -N.. nie musisz się kłopotać. Najważniejsza jest praktyka, a to akurat jestem w stanie robić samodzielnie.- Mimo dobroczynnych właściwości alkoholu krążącego w mojej krwi postanowiłem zachować się odpowiedzialnie. I, jak to mówią, "nie przeginać pały". Czując, że oblewam się rumieńcem, sięgnąłem chybcikiem po swoją szklankę i jednym haustem dopiłem jej zawartość.
"Czemu akurat zwierzęta?.." -Bo je kocham.- Bąknąłem niewyraźnie.
Ułożył szkicownik znów na kolanach, wolną ręką odsuwając szklankę z alkoholem na środek blatu. Nie ma najmniejszej szansy by znów wziął to do ust.
- Mnie też nie, ale pomoc zawsze jest miłą odmianą. - No i co teraz miał mu pwoiedzieć? Kątem oka zerknął na rogatego, szukając jakiejkolwiek pomocy z jego strony. Oczywiście jej nie dostał, bubek nie miał zamiaru się już odzywać. Sam bar zaczynał się robić nieprzyjemnie tłoczny, jak to wieczorami. Chętnie by stąd wyszedł.
- Jasne, to tylko luźna propozycja. - Zsunął się minimalnie na krześle, wspierając tył głowy na oparciu krzesła. Przynajmniej było odrobinę wygodniej. Rozszerzył jedynie bardziej oczy, na widok zachłanności blondyna co do pitego alkoholu. Jak?
- Wyglądasz na ich miłośnika. - Stwierdził luźno. Sam nie miał większego problemu ze zwierzętami. Zwłasczza jeśli chodziło o jelenie. Natomiast jeśli chodziło o psy... Cóż tutaj sytuacja nieco bardziej się komplikowała.
- Mnie też nie, ale pomoc zawsze jest miłą odmianą. - No i co teraz miał mu pwoiedzieć? Kątem oka zerknął na rogatego, szukając jakiejkolwiek pomocy z jego strony. Oczywiście jej nie dostał, bubek nie miał zamiaru się już odzywać. Sam bar zaczynał się robić nieprzyjemnie tłoczny, jak to wieczorami. Chętnie by stąd wyszedł.
- Jasne, to tylko luźna propozycja. - Zsunął się minimalnie na krześle, wspierając tył głowy na oparciu krzesła. Przynajmniej było odrobinę wygodniej. Rozszerzył jedynie bardziej oczy, na widok zachłanności blondyna co do pitego alkoholu. Jak?
- Wyglądasz na ich miłośnika. - Stwierdził luźno. Sam nie miał większego problemu ze zwierzętami. Zwłasczza jeśli chodziło o jelenie. Natomiast jeśli chodziło o psy... Cóż tutaj sytuacja nieco bardziej się komplikowała.
-Skoro tak mówisz..- Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową, po czym na powrót oparłem brodę o swoją dłoń. -Wiesz, to trochę dziwne. Nawet się sobie nie przedstawiliśmy; nie znamy swoich imion, a ty mi tak po prostu oferujesz.. pomoc. Taaak... dziwne.- Postanowiłem zwrócić uwagę na ten "drobny szczegół", ponieważ byłem ciekaw jego motywów. Bo jakieś musiał mieć. Każdy człowiek, choćby podświadomie, "czynił dobro" wobec innych ludzi z czysto samolubnych pobudek. Bo a to ktoś będzie ci wdzięczy i zgarniesz jego sympatię, a to staniesz się podziwianą przez społeczeństwo ikoną, "wzorem do naśladowania". Bo jeśli dana osoba nie oczekiwała żadnego "wzbogacenia się" (materialnego lub społecznego), to przynajmniej łechtała sobie swoimi uczynkami ego. Typowo ludzka rzecz, nie żebym uważał to za coś złego...
-"Wyglądam" na takiego?- Nie ukrywałem swojego zaskoczenia. No aleeee przecież, jako portrecista musiał potrafić "zauważać" takie rzeczy. -Przyjmę to jako komplement.- Wyszczerzyłem zęby. W międzyczasie sięgnąłem z powrotem po butelkę i dolałem sobie trunku do szklaneczki.
-"Wyglądam" na takiego?- Nie ukrywałem swojego zaskoczenia. No aleeee przecież, jako portrecista musiał potrafić "zauważać" takie rzeczy. -Przyjmę to jako komplement.- Wyszczerzyłem zęby. W międzyczasie sięgnąłem z powrotem po butelkę i dolałem sobie trunku do szklaneczki.
Odwrócił głowę na bok, napotykając spojrzeniem ciemne ślepia. Jeleń nic nie mówił, znów bawił się w milczenie. Sketch nie miał pojęcia o co mogło mu chodzić. Zawsze był gadatliwy i wymagający, a portrecista spełniał wszystkie jego zachcianki bez mrugnięcia okiem. Nie zawsze kończyło się to dobrze, ale kim był, by odmawiać temu zwierzęciu. Rogacz zdawał się podzielać te myśli, gdyż pokiwał łbem, podchodząc na tyle blisko, że brunet musiał nieco cofnąć się na krześle. Nie spodziewał się jednak, że gdy tylko jeleń przysunie mordę do jego szyi, poroże odbierze mu oddech, zaciskając się na krtani. Spanikował. Jednak baczne spojrzenie ciemnych ślepi nie pozwoliło mu ruszyć rękoma, ani nawet próbować zaczerpnąć powietrza. Źrenice dwukolorowych oczu powiększyły się do rozmiarów monet. a jednak wszystko zniknęło jak za machnięciem magicznej różdżki, gdy tylko blond włosy chłopak się odezwał. No tak, norma.
Potrząsnął głową, przymykając powieki na kilka dłuższych sekund.
- Sketch Morningstar, 22 lata, portrecista policyjny, czasami fotograf. Już mnie znasz. - Odwrócił twarz w stronę chłopaka, siląc się na rozbawiony ton. Jednak zmęczenie, lub raczej rezygnacja, wyraźnie przebiegły po jego twarzy, trwając nań prze krótki moment. Przesunął chłodną dłonią po twarzy, przeczesując przy tym włosy w tył.
- Tak, trochę roztrzepany, ale posiadający raczej przyjazną aurę. Uwierz, znam się. - Zażartował, wygodniej układając się na krześle, układając splecione dłonie na brzuchu.
Potrząsnął głową, przymykając powieki na kilka dłuższych sekund.
- Sketch Morningstar, 22 lata, portrecista policyjny, czasami fotograf. Już mnie znasz. - Odwrócił twarz w stronę chłopaka, siląc się na rozbawiony ton. Jednak zmęczenie, lub raczej rezygnacja, wyraźnie przebiegły po jego twarzy, trwając nań prze krótki moment. Przesunął chłodną dłonią po twarzy, przeczesując przy tym włosy w tył.
- Tak, trochę roztrzepany, ale posiadający raczej przyjazną aurę. Uwierz, znam się. - Zażartował, wygodniej układając się na krześle, układając splecione dłonie na brzuchu.
Parsknąłem śmiechem. -Każdy "problem" tak szybko rozwiązujesz?- Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową, przykładając krawędź szklanki do swojej dolnej wargi. I w takiej pozycji trwałem przez kilka dobrych sekund, nim w końcu zdecydowałem się opróżnić zawartość naczynia. Tyle alkoholu mi definitywnie na dzisiaj wystarczy.
Nieco gwałtownym ruchem odłożyłem szkło na blat stołu, po czym się oburącz oparłem o jego drewniany kant. Wyprostowałem się, wzdychając przy tym głęboko. -Lynch Macbeth. Aczkolwiek wolę, kiedy ludzie zwracają się do mnie per "Ezekiel".- Z tym imieniem wiązało się dla mnie wiele skrajnie sprzecznych emocji - warunkowanych dobrymi i złymi wspomnieniami. A jednak, mimo upływu tak długiego czasu, postanowiłem z niego nie rezygnować. W sumie to... uznałem je za całkiem znośne piętno. -A także najnowszy nabytek Riverdale; ledwo pełnoletni gówniarz, którego pewne rzeczy przygnały tutaj aż z Irlandii.- Uśmiechnąłem się kwaśno kącikiem ust.
-Coś w tym zapewne jest.- Odparłem, w porównaniu do Sketcha brzmiąc przy tym nieco zbyt poważnie. -Która godzina?- Zagadnąłem jeszcze, w obecnej chwili zbyt leniwy, aby przegrzebywać leżącą tuż obok kurtkę.
Nieco gwałtownym ruchem odłożyłem szkło na blat stołu, po czym się oburącz oparłem o jego drewniany kant. Wyprostowałem się, wzdychając przy tym głęboko. -Lynch Macbeth. Aczkolwiek wolę, kiedy ludzie zwracają się do mnie per "Ezekiel".- Z tym imieniem wiązało się dla mnie wiele skrajnie sprzecznych emocji - warunkowanych dobrymi i złymi wspomnieniami. A jednak, mimo upływu tak długiego czasu, postanowiłem z niego nie rezygnować. W sumie to... uznałem je za całkiem znośne piętno. -A także najnowszy nabytek Riverdale; ledwo pełnoletni gówniarz, którego pewne rzeczy przygnały tutaj aż z Irlandii.- Uśmiechnąłem się kwaśno kącikiem ust.
-Coś w tym zapewne jest.- Odparłem, w porównaniu do Sketcha brzmiąc przy tym nieco zbyt poważnie. -Która godzina?- Zagadnąłem jeszcze, w obecnej chwili zbyt leniwy, aby przegrzebywać leżącą tuż obok kurtkę.
- Staram się. Nie zawsze wychodzi. - Podczas wypowiadania słów, dwukolorowe tęczówki śledziły ruch rąk blondyna. Portrecista obserwował jak alkohol znika ze szklanki a ona sama zostaje nieco zbyt mocno odstawiona na miejsce. Sięgnął po nakrętkę, zakręcając naczynie, w którym wciąż było sporo alkoholu. W końcu młodszy chłopak wypił jakieś dwie, lub trzy szklanki a sam brunet zaledwie minimalnego łyka. Po którym i tak miał ochotę wypluć to świństwo z ust.
- Ezekiel? Ten upadły anioł? Interesujące. - Pokiwał głową z uznaniem, nie pytając jednak o powód, dla którego Macbeth chciał być nazywany właśnie w taki sposób. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nieprawdaż?
- Riverdale, bardzo dobra szkoła. Powinienem składać gratulacje? - Przechylił minimalnie głowę na bok, przesuwając językiem po dolnej wardze, w celu jej zwilżenia. Irlandia, co? Przypomniało mu się Clane, gdzie też miał część rodziny. I same niemiłe wspomnienia. Zdecydowanie chętniej opowiadał o Norwich. Niespodziewane pytanie przebiło się przez woal powoli pochłaniających sytuacji z przeszłości, zwracając uwagę portrecisty znów na rozmówcę. Sięgnął do kieszeni spodni, odblokowując wyświetlacz.
- 20:19 - Przeczytał na głos, po tym chowając urządzenie z powrotem w odmęty materiału.
- Ezekiel? Ten upadły anioł? Interesujące. - Pokiwał głową z uznaniem, nie pytając jednak o powód, dla którego Macbeth chciał być nazywany właśnie w taki sposób. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nieprawdaż?
- Riverdale, bardzo dobra szkoła. Powinienem składać gratulacje? - Przechylił minimalnie głowę na bok, przesuwając językiem po dolnej wardze, w celu jej zwilżenia. Irlandia, co? Przypomniało mu się Clane, gdzie też miał część rodziny. I same niemiłe wspomnienia. Zdecydowanie chętniej opowiadał o Norwich. Niespodziewane pytanie przebiło się przez woal powoli pochłaniających sytuacji z przeszłości, zwracając uwagę portrecisty znów na rozmówcę. Sięgnął do kieszeni spodni, odblokowując wyświetlacz.
- 20:19 - Przeczytał na głos, po tym chowając urządzenie z powrotem w odmęty materiału.
-Może to kwestia małej pokory? Bez urazy, oczywiście. Ale jak to mawiają - jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy.- Wzruszyłem ramionami. Bo w sumie nie mnie to oceniać. A i strasznie zgeneralizowałem sprawę, przeto kolesia jeszcze zbyt dobrze nie znałem. Well, shit happens. Miejmy nadzieję, że faktycznie nie był zadufanym w sobie bogaczem - bo w takim przypadku miałbym najprawdopodobniej przejebane.
-Nie ja sam siebie tak ozwałem.- Sprostowałem, coby nie miał ewentualnych wątpliwości. -Ale, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Że w ogóle kojarzysz to imię. Niewiele osób w dzisiejszych czasach interesuje się jeszcze religią.- No, a przynajmniej nie w moim wieku. Machnąłem ręką w sugestii porzucenia tematu.
-Czego chcesz mi gratulować? Tego, że mój ojciec ma kupę kasy, a dodatkowo stwierdził, że nie powinienem iść do jakiegoś przeciętniaka? Nie, podziękuję.- Zauważyłem w miarę bystro (jak na mój stan upojenia alkoholowego). -Zresztą, słyszaem, że chodzą tam też osoby "trudne". Im tesz byćś pogratulował?- Oho, mimo - przynajmniej pozornej - trzeźwości umysłu język mi się już zaczął trochę łamać.
Westchnąłem ciężko, poirytowany. Przyłożyłem lewą dłoń do swojej twarzy (zasłaniając jej połowę) i zacząłem bardzo subtelnie masować sobie czoło. -Tak wczejśnie?..- Wymsknęło mi się. -Cholera. Im dłuszej tu zostane, tym goszej bęcie.- Dodałem już "normalnym" tonem, przyglądając się mimice twarzy Sketcha jednym okiem. Może zaproponuje, że mnie odprowadzi? Pan policjant... Hihihszhh... przecież ja sam nie wstanę. A żem jeszcze kuternoga, to tym bardziej... -Nie wiesz, czy taksówka podjeała by do tej aleiki?- O, chyba wybrnąłem.
-Nie ja sam siebie tak ozwałem.- Sprostowałem, coby nie miał ewentualnych wątpliwości. -Ale, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Że w ogóle kojarzysz to imię. Niewiele osób w dzisiejszych czasach interesuje się jeszcze religią.- No, a przynajmniej nie w moim wieku. Machnąłem ręką w sugestii porzucenia tematu.
-Czego chcesz mi gratulować? Tego, że mój ojciec ma kupę kasy, a dodatkowo stwierdził, że nie powinienem iść do jakiegoś przeciętniaka? Nie, podziękuję.- Zauważyłem w miarę bystro (jak na mój stan upojenia alkoholowego). -Zresztą, słyszaem, że chodzą tam też osoby "trudne". Im tesz byćś pogratulował?- Oho, mimo - przynajmniej pozornej - trzeźwości umysłu język mi się już zaczął trochę łamać.
Westchnąłem ciężko, poirytowany. Przyłożyłem lewą dłoń do swojej twarzy (zasłaniając jej połowę) i zacząłem bardzo subtelnie masować sobie czoło. -Tak wczejśnie?..- Wymsknęło mi się. -Cholera. Im dłuszej tu zostane, tym goszej bęcie.- Dodałem już "normalnym" tonem, przyglądając się mimice twarzy Sketcha jednym okiem. Może zaproponuje, że mnie odprowadzi? Pan policjant... Hihihszhh... przecież ja sam nie wstanę. A żem jeszcze kuternoga, to tym bardziej... -Nie wiesz, czy taksówka podjeała by do tej aleiki?- O, chyba wybrnąłem.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach