▲▼
Zjawiła się pod umówionym klubem chwilę przed czasem. Szanowała punktualność, ale nie zamierzała być aż nadto uprzejmą. Całą drogę zastanawiała się co chciała od niej Lisica. Jak przez mgłę pamiętała ich ostatnie spotkanie w barze podczas jakieś rozróby. Zdecydowanie bardziej zapadł jej w pamięć celujący z broni rudzielec, a także jeden przerośnięty i obrzydliwy facet, który najwyraźniej nie potrafił zrozumieć słowa nie.
Tamten wieczór zakończyła w innym przybytku, który opuściła o bardzo wczesnych godzinach porannych i udała się prosto do pracy. Gdzie od samego progu wrzało od zatrzymanych mężczyzn, przekrzykujących się mundurowych i piszczących ze strachu sekretarek. No tak. Dlatego uciekła zanim któryś z policjantów ją poznał. Żeby uniknąć dokładnie tego.
Po tylu latach życia na minimalnych ilościach snu i ogromnych ilościach alkoholu nawet on powoli przestawał działać na nią tak jak kiedyś. Trzeźwiała szybciej niż się upijała co było niezwykle irytujące. Ale też pozwalało jej to na pracę bez tracenia czasu na kaca. Teoretycznie.
W każdym razie, już dawno zdążyła zapomnieć o wydarzeniach z baru aż tu nagle na jej biurku wylądowała paczka, zaadresowana do niej i z naklejką lisa. Jej zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło gdy w środku kartonu był tylko telefon.
Minuty spędzone na nic nie wnoszących smsach tylko ją bardziej zirytowały. Ale umowa to umowa.
Spojrzała ostatni raz na zegarek i gdy ten wybił równo 19:00 weszła do klubu. Po przekroczeniu progu została od razu powitana przez pracownika, który mogła się założyć stał tam i czekał właśnie na nią.
“Zdaje mi się, że wiesz kim jestem i do kogo tutaj przyszłam,” powiedziała bez ogródek i z twarzą wypraną z wszelkich emocji. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i poprowadził ją przez wnętrze klubu, wprost przed zamknięte drzwi.
Kiana uniosła brew, ale nie mając specjalnego wyboru złapała za klamkę i nacisnęła, popychając drewniane skrzydło do przodu.
W środku, na kanapie siedziała kobieta, wyglądając na niezwykle pewną siebie. Kiana rozejrzała się po pomieszczeniu, opierając dłonie na biodrach i przenosząc ciężar ciała na lewą stronę.
“Więc to tak lisy spędzają wolny czas. Prowadzisz nocny klub czy burdel? Bo jeśli szukasz tancerki na rurze to źle trafiłaś,” nie miała wątpliwości, że takie rzeczy w tym lokalu również się znajdowały.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Klub Ice and Dice
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Właściciel fabularny: —
Właściciel fabularny: —
Niegdyś Dripping Lemonade, dzisiaj Ice and Dice. Czego na pewno nie można powiedzieć o tym miejscu, to tego, że nic się tu nie dzieje. Z uwagi na korzystną lokalizację klub przyciąga do siebie masę klientów, którzy poszukują najróżniejszych form rozrywki. Sala główna oświetlona jest całym mnóstwem kolorowych świateł, a na samym środku znajduje się okrągły bar, przy którym można zamówić najróżniejsze drinki – od tych bezalkoholowych, aż po mieszanki z alkoholem z najwyższej półki. Sala ta jest przeznaczona dla tych, którym zależy na nocnej popijawie i na zabawie w rytmie głośnej muzyki, a ci, których interesują przyjemniejsze widoki, mają okazję zawiesić oko na wykwalifikowanych pole dancerach. Specjalne parkiety wyposażone w rury były jednym z elementów, które pozostawiono na swoim miejscu, pomimo gruntownego remontu lokalu.
Za dwuskrzydłowymi drzwiami znajduje się kolejna sala – jest ona nieco mniejsza od tej głównej. Tutejszy klimat różni się od żywiołowej atmosfery, która wita gości tuż po wejściu do klubu. To miejsce jest prawdziwym rajem dla hazardzistów. Oprócz maszyn do gier, w których można zagrać o specjalne żetony, licząc przy tym na łut szczęścia – można natknąć się tu na kilkanaście stołów, przy których krupierzy przeprowadzają rozgrywki. Kasyno stanowi główny środek dochodów klubu, biorąc pod uwagę, że największe szychy Riverdale niemalże co wieczór zostawiają tu potężne sumy pieniędzy.
Za drzwiami oznakowanymi znakiem TYLKO DLA PERSONELU znajduje się dość obszerny magazyn, w którym składowane są zapasy. Magazyn umiejscowiony jest tak, by można się było do niego dostać tylnym wejściem, co ułatwia rozładowywanie dostaw. Drzwi te mogą zostać otwarte jedynie za pomocą specjalnej karty magnetycznej. Oprócz tego w tym pomieszczeniu znajduje się specjalne zejście do piwnicy, które także zabezpieczono czytnikiem kart. Przeciętni pracownicy nie mają tam dostępu.
Nie należy zapominać, że pierwsze piętro klubu – wejście na górę prowadzi od strony kasyna – zostało zagospodarowane dla tych, którzy cenią sobie dyskrecję. Mimo tego każdy zdaje sobie sprawę, jakie niespodzianki czekają za zamkniętymi drzwiami tamtejszych pokoi. Niektóre z nich przypominają VIPowskie loże, a inne wyglądają, jak tematycznie zaprojektowane sypialnie, by każdy z klientów miał szansę znaleźć coś dla siebie w towarzystwie wprawionych w swoim fachu prostytutek.
Efekt terenu: Klub Ice and Dice po zostaniu oficjalną siedzibą Lisów stał się najpopularniejszym miejscem w dystrykcie B. To właśnie tu najłatwiej spotkać wszystkich ludzi popierających ich działania, szukających jakiegokolwiek sposobu na okazanie im swojej wdzięczności czy adoracji. W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych gracze, którzy mają minimum dwóch wykupionych NPC zyskują możliwość użycia obu dodatkowych postaci w walce.
Za dwuskrzydłowymi drzwiami znajduje się kolejna sala – jest ona nieco mniejsza od tej głównej. Tutejszy klimat różni się od żywiołowej atmosfery, która wita gości tuż po wejściu do klubu. To miejsce jest prawdziwym rajem dla hazardzistów. Oprócz maszyn do gier, w których można zagrać o specjalne żetony, licząc przy tym na łut szczęścia – można natknąć się tu na kilkanaście stołów, przy których krupierzy przeprowadzają rozgrywki. Kasyno stanowi główny środek dochodów klubu, biorąc pod uwagę, że największe szychy Riverdale niemalże co wieczór zostawiają tu potężne sumy pieniędzy.
Za drzwiami oznakowanymi znakiem TYLKO DLA PERSONELU znajduje się dość obszerny magazyn, w którym składowane są zapasy. Magazyn umiejscowiony jest tak, by można się było do niego dostać tylnym wejściem, co ułatwia rozładowywanie dostaw. Drzwi te mogą zostać otwarte jedynie za pomocą specjalnej karty magnetycznej. Oprócz tego w tym pomieszczeniu znajduje się specjalne zejście do piwnicy, które także zabezpieczono czytnikiem kart. Przeciętni pracownicy nie mają tam dostępu.
Nie należy zapominać, że pierwsze piętro klubu – wejście na górę prowadzi od strony kasyna – zostało zagospodarowane dla tych, którzy cenią sobie dyskrecję. Mimo tego każdy zdaje sobie sprawę, jakie niespodzianki czekają za zamkniętymi drzwiami tamtejszych pokoi. Niektóre z nich przypominają VIPowskie loże, a inne wyglądają, jak tematycznie zaprojektowane sypialnie, by każdy z klientów miał szansę znaleźć coś dla siebie w towarzystwie wprawionych w swoim fachu prostytutek.
__________
Efekt terenu: Klub Ice and Dice po zostaniu oficjalną siedzibą Lisów stał się najpopularniejszym miejscem w dystrykcie B. To właśnie tu najłatwiej spotkać wszystkich ludzi popierających ich działania, szukających jakiegokolwiek sposobu na okazanie im swojej wdzięczności czy adoracji. W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych gracze, którzy mają minimum dwóch wykupionych NPC zyskują możliwość użycia obu dodatkowych postaci w walce.
Tym razem to z ust Renshawa wydobył się krótki śmiech, przy którym ciężko było mu powstrzymać nieco pobłażliwe spojrzenie, które było wręcz doskonałą reakcją na puszczone mu oczko. Wbrew pozorom wyraz na twarzy jasnowłosego nie miał w sobie nic negatywnego – właściwie odpowiadało mu, że ciemnowłosy z tak dużą swobodą podszedł do tej rozmowy. Nate nie był fanem nudnych sztywniaków.
— Cieszy mnie, że sobie to wyjaśniliśmy. Nie będę ukrywał, że taka forma przedstawienia sprawy dużo bardziej do mnie przemawia. Doceniam umiejętność sprawnego nastrajania fal na rozmowę z drugą osobą – w przypadku pracy z klientami jest ona niezwykle cenna — zauważył ze słyszalnym uznaniem. Wyglądało na to, że już od momentu pojawienia się tutaj chłopaka, Nathan poddawał go szczegółowej ocenie. Choć z początku wydawało się, że Słowik był aż nazbyt pewny siebie, tym razem nadrabiał tę niewielką stratę kilkoma dodatkowymi punktami. Renshaw nie zapytał go o szczegóły zawodu, który wykonywał – tego mógł się jedynie domyślać. Nie czuł też potrzeby, by już teraz drążyć temat, biorąc pod uwagę, że był niemalże pewien, że ciemnowłosy miał bardzo duże szanse znaleźć się na liście polecanych pracowników, więc już niedługo będzie miał szansę potwierdzić swoje spekulacje.
„Tak czy inaczej, nie będę już zabierał więcej Pańskiego czasu, Panie Renshaw.”
Blondyn pokręcił nieznacznie głową. Czas spędzony w towarzystwie Słowika nie był dla niego najmniejszym kłopotem. Właściwie był skłonny pociągnąć temat dalej, jednak mimo że czas nie gonił Nate'a, herszt Foxes już wkrótce mógł zwinąć stąd manatki. Byłaby to wielka szkoda.
— Jak już mówiłem, jestem dobrej myśli. Wierzę, że pan Allen nie bez powodu przysłał właśnie pana. Chociaż nie wydaje się być w najlepszej kondycji, myślę, że docenia ludzi, którym zależy na dobru jego lokalu. Wbrew pozorom zaangażowanie jest w stanie znacząco wpłynąć na jakość pracy, zatem do zobaczenia — pozwolił sobie na to odważne wybiegnięcie w przyszłość, wykrzywiając przy tym usta w pewnym siebie uśmiechu. Jego intuicja albo zawodziła go bardzo rzadko, albo nigdy go nie zawodziła – nie istniało żadne inne wytłumaczenie, dla którego miałby stawiać wszystko na jedną kartę.
— Cieszy mnie, że sobie to wyjaśniliśmy. Nie będę ukrywał, że taka forma przedstawienia sprawy dużo bardziej do mnie przemawia. Doceniam umiejętność sprawnego nastrajania fal na rozmowę z drugą osobą – w przypadku pracy z klientami jest ona niezwykle cenna — zauważył ze słyszalnym uznaniem. Wyglądało na to, że już od momentu pojawienia się tutaj chłopaka, Nathan poddawał go szczegółowej ocenie. Choć z początku wydawało się, że Słowik był aż nazbyt pewny siebie, tym razem nadrabiał tę niewielką stratę kilkoma dodatkowymi punktami. Renshaw nie zapytał go o szczegóły zawodu, który wykonywał – tego mógł się jedynie domyślać. Nie czuł też potrzeby, by już teraz drążyć temat, biorąc pod uwagę, że był niemalże pewien, że ciemnowłosy miał bardzo duże szanse znaleźć się na liście polecanych pracowników, więc już niedługo będzie miał szansę potwierdzić swoje spekulacje.
„Tak czy inaczej, nie będę już zabierał więcej Pańskiego czasu, Panie Renshaw.”
Blondyn pokręcił nieznacznie głową. Czas spędzony w towarzystwie Słowika nie był dla niego najmniejszym kłopotem. Właściwie był skłonny pociągnąć temat dalej, jednak mimo że czas nie gonił Nate'a, herszt Foxes już wkrótce mógł zwinąć stąd manatki. Byłaby to wielka szkoda.
— Jak już mówiłem, jestem dobrej myśli. Wierzę, że pan Allen nie bez powodu przysłał właśnie pana. Chociaż nie wydaje się być w najlepszej kondycji, myślę, że docenia ludzi, którym zależy na dobru jego lokalu. Wbrew pozorom zaangażowanie jest w stanie znacząco wpłynąć na jakość pracy, zatem do zobaczenia — pozwolił sobie na to odważne wybiegnięcie w przyszłość, wykrzywiając przy tym usta w pewnym siebie uśmiechu. Jego intuicja albo zawodziła go bardzo rzadko, albo nigdy go nie zawodziła – nie istniało żadne inne wytłumaczenie, dla którego miałby stawiać wszystko na jedną kartę.
To było po prostu upierdliwe. Nie wiedziała do końca czy Gołąb po prostu zamknął się w sobie czy co. Nie chciała go przetrzepywać tutaj na miejscu. Szczególnie, że wokół było tyle ludzi, a rozkręcanie awantury zaraz po przejęciu klubu nie brzmiało jak dobry pomysł. Nawet jeśli właściciel raczej nie sprawiałby problemu to nie wyglądałoby to dobrze. Nie takie były lisy, albo nie na takie chciała je kreować. Przeciągające się milczenie pierzastego informatora zostało przerwane przez pojawienie się Pandy. No, nawet jeśli chłopak był na swój sposób specyficzny, chociaż chyba nie jej było to oceniać, to zawsze wykonywał robotę. Odeszła na chwilę z nim nie spuszczając wzroku z "informatora" i odsłuchała nowe informację. Pokiwała spokojnie głową. Tak przypuszczała, że to może być głupi dowcip ze strony nieznajomego. Odważnie, albo głupio. Ciekawsze za to informacją było to, że ich nowy "przyjaciel" miał gościa. Widząc podejście Adama do wszystkiego mogło to znaczyć ... wszystko, ale chyba niekoniecznie chciała teraz w tej sprawie dłubać.
Wyciągnęła telefon z kieszeni, przekrzywiła lekko głowę na bok widząc treść wiadomości. Na szybko odstukała odpowiedzi i znów zerknęła na Pandę.
- Dobra robota, w razie czego powęsz trochę w okolicy tego Gołębia. Upewnij się po prostu czy nie będzie sprawiał nam problemów. - Schowała telefon i wróciła do ich głównego zainteresowanego. - Nie mam czasu bawić się w te gierki, więc masz dziś szczęście. Uważaj. Będę miała Ciebie na oku. - Powiedziała klepiąc Gołębia w ramię i kierując się w stronę baru. Chwilę przepychania się między ludźmi i zajęła strategiczne miejsce, by mieć na oku przynajmniej większą część lokalu na oku. Wypatrywała Słowika.
Wyciągnęła telefon z kieszeni, przekrzywiła lekko głowę na bok widząc treść wiadomości. Na szybko odstukała odpowiedzi i znów zerknęła na Pandę.
- Dobra robota, w razie czego powęsz trochę w okolicy tego Gołębia. Upewnij się po prostu czy nie będzie sprawiał nam problemów. - Schowała telefon i wróciła do ich głównego zainteresowanego. - Nie mam czasu bawić się w te gierki, więc masz dziś szczęście. Uważaj. Będę miała Ciebie na oku. - Powiedziała klepiąc Gołębia w ramię i kierując się w stronę baru. Chwilę przepychania się między ludźmi i zajęła strategiczne miejsce, by mieć na oku przynajmniej większą część lokalu na oku. Wypatrywała Słowika.
Sposób w jaki pożegnał go nowy właściciel, bez wątpienia był drobną wygraną na jego koncie. Niezależnie od tego czy ostatecznie zdecyduje się go zatrudnić czy też nie, chodziło mu jedynie o uzyskanie odpowiedniej szansy, by móc się w ogóle zaprezentować. Zwłaszcza, że wiele osób mimo wszystko wolało z góry zatrudnić swój nowy personel, niż przejmować się starym.
Przepychał się przez chwilę przez tłum, darując sobie cierpliwe czekanie, aż pijani klienci łaskawie raczą go przepuścić. Doskonale wiedział, że Dripping Lemonade było w takich godzinach czymś na wzór dżungli. I choć wszelkie bójki były niedopuszczalne, trzeba było mieć wyjątkowo sprawne łokcie, by znaleźć się w odpowiednim miejscu.
Całe szczęście zeszło mu całkiem szybko. Momentalnie stanął obok Lark, czując drobną ulgę, że kobieta faktycznie znalazła nieco czasu, by odczytać jego wiadomość. Wolałby nie wracać do Renshawa z pustymi rękami.
— Allen sprzedał już klub nowemu właścicielowi. Wygląda na kogoś, kto raczej nie będzie sprawiał problemów tak długo jak my będziemy pilnować ustalonych z góry zasad. Dobrze by było gdybyś ustaliła z nim od razu jakiś wstępny zakres. Postaw na dyplomację, bardzo negatywnie reaguje na grożenie, nie jest taką miękką pizdą jak Adam. Jeśli odpowiednio to poprowadzisz, możemy zyskać mocnego sojusznika — przekazał jej wszystkie najistotniejsze informacje, które udało mu się zebrać w tak krótkim czasie. Nie było ich aż tak wiele, ale na ten moment musiały wystarczyć. Skinął na nią głową prowadząc ją zaraz w stronę odpowiedniego pokoju.
— Wejść z tobą czy poczekać na zewnątrz? — zapytał nie sięgając jeszcze póki co w kierunku klamki.
Przepychał się przez chwilę przez tłum, darując sobie cierpliwe czekanie, aż pijani klienci łaskawie raczą go przepuścić. Doskonale wiedział, że Dripping Lemonade było w takich godzinach czymś na wzór dżungli. I choć wszelkie bójki były niedopuszczalne, trzeba było mieć wyjątkowo sprawne łokcie, by znaleźć się w odpowiednim miejscu.
Całe szczęście zeszło mu całkiem szybko. Momentalnie stanął obok Lark, czując drobną ulgę, że kobieta faktycznie znalazła nieco czasu, by odczytać jego wiadomość. Wolałby nie wracać do Renshawa z pustymi rękami.
— Allen sprzedał już klub nowemu właścicielowi. Wygląda na kogoś, kto raczej nie będzie sprawiał problemów tak długo jak my będziemy pilnować ustalonych z góry zasad. Dobrze by było gdybyś ustaliła z nim od razu jakiś wstępny zakres. Postaw na dyplomację, bardzo negatywnie reaguje na grożenie, nie jest taką miękką pizdą jak Adam. Jeśli odpowiednio to poprowadzisz, możemy zyskać mocnego sojusznika — przekazał jej wszystkie najistotniejsze informacje, które udało mu się zebrać w tak krótkim czasie. Nie było ich aż tak wiele, ale na ten moment musiały wystarczyć. Skinął na nią głową prowadząc ją zaraz w stronę odpowiedniego pokoju.
— Wejść z tobą czy poczekać na zewnątrz? — zapytał nie sięgając jeszcze póki co w kierunku klamki.
Na szczęście nie musiała zbyt długo czekać na Słowika. Spokojnie wysłuchała jaki to interes się przed nimi pojawił. Słuchała nie spuszczając wzroku z Lisa. Dopiero gdy skończył pozwoliła sobie na lekkie westchnięcie. Cóż. Ten dzień nie miał się jeszcze skończyć. Pierdolony Allen. Dlaczego jak coś ma się komplikować, to zawsze ktoś taki jak on musiał być w to zamieszany. Nie żeby nie cieszyła się z faktu, ze facet usuwa się z jej otoczenia, ale mimo wszystko... dogadywanie się ponownie. Pokiwała lekko głową zastanawiając się co innego mogła tu ugrać. Nie wyszła źle na obecnej umowie, szczerze mówiąc miała wszystko czego potrzebowała od tego faceta w tym momencie. No cóż. Najpierw obowiązki.
- Zobaczymy, Tyle dobrego, że nie będę musiała oglądać ryja Allena. - Tak, nie polubili się. Znaczy, facet wpisywał się w tą listę, która była z automatu skreślana u niej w notesiku. Podążała za Słowikiem nie myśląc później o niczym konkretnym. Przed samymi drzwiami zerknęła tylko na Lisa. -Wchodzimy, załatwiłeś to spotkanie, to teraz się nie wymkniesz. Pomęczysz się ze mną, no i przypilnujesz mnie bym nie zagryzła Allena. - Zaśmiała się cicho. Z jednej strony nie chciała mieszać w to bardziej Słowika. W końcu nie mogła przewidzieć jak potoczy się cała rozmowa, z drugiej, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak - nawet nie teraz, a kiedykolwiek w relacjach z Lisami, to i tak Słowik będzie główną linią "obrony". Niech wie co się dzieje.
- Zobaczymy, Tyle dobrego, że nie będę musiała oglądać ryja Allena. - Tak, nie polubili się. Znaczy, facet wpisywał się w tą listę, która była z automatu skreślana u niej w notesiku. Podążała za Słowikiem nie myśląc później o niczym konkretnym. Przed samymi drzwiami zerknęła tylko na Lisa. -Wchodzimy, załatwiłeś to spotkanie, to teraz się nie wymkniesz. Pomęczysz się ze mną, no i przypilnujesz mnie bym nie zagryzła Allena. - Zaśmiała się cicho. Z jednej strony nie chciała mieszać w to bardziej Słowika. W końcu nie mogła przewidzieć jak potoczy się cała rozmowa, z drugiej, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak - nawet nie teraz, a kiedykolwiek w relacjach z Lisami, to i tak Słowik będzie główną linią "obrony". Niech wie co się dzieje.
Nie dziwił jej się. Sam patrząc na wszystko co dziś mieli za sobą, powoli miał ochotę na powrót do domu. Nawet jeśli doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że skończy się to w ten sam żałosny sposób co zawsze. Może i lepiej, że na razie mieli czym się zająć.
— Jest w porządku. Po prostu wie czego oczekuje, ale w tym akurat oboje świetnie się dogadacie. I dzięki temu nie powinno być potem problemów, że któreś nie przestrzega swojej strony umowy, bo niesforny pracownik wymyka mu się spod kontroli i nie dostaje żadnej reprymendy — w końcu Allen niejednokrotnie świecił oczami za swoją obsługę. I nawet jeśli nie zdążył robić tego przed Lark, w przeszłości ładował się w nie lada kłopoty.
Lisy trzeba było trzymać za mordę, by nie pozwalały sobie na kompletną samowolkę, ale to samo dotyczyło zatrudnionych w lokalu.
Zasalutował nieco prześmiewczo w odpowiedzi na jej słowa o wymykaniu się, zaraz otwierając przed nią drzwi. Poczekał chwilę aż wejdzie do środka, jednocześnie omiatając pomieszczenie wzrokiem.
— Pan Nathan Renshaw. Nowy właściciel Dripping Lemonade. Lark, obecna przywódczyni Lisów. Zgaduję, że Adam dołączy do nas w najbliższym czasie — przedstawił ich sobie pokrótce, jednocześnie zerkając na kobietę. Dopiero wtedy usunął się w bok, stając w bardziej zacienionym miejscu, gdzie podpierał w ciszy ścianę. Był tu jedynie jako obserwator, dopóki nie rozkazano mu inaczej.
— Jest w porządku. Po prostu wie czego oczekuje, ale w tym akurat oboje świetnie się dogadacie. I dzięki temu nie powinno być potem problemów, że któreś nie przestrzega swojej strony umowy, bo niesforny pracownik wymyka mu się spod kontroli i nie dostaje żadnej reprymendy — w końcu Allen niejednokrotnie świecił oczami za swoją obsługę. I nawet jeśli nie zdążył robić tego przed Lark, w przeszłości ładował się w nie lada kłopoty.
Lisy trzeba było trzymać za mordę, by nie pozwalały sobie na kompletną samowolkę, ale to samo dotyczyło zatrudnionych w lokalu.
Zasalutował nieco prześmiewczo w odpowiedzi na jej słowa o wymykaniu się, zaraz otwierając przed nią drzwi. Poczekał chwilę aż wejdzie do środka, jednocześnie omiatając pomieszczenie wzrokiem.
— Pan Nathan Renshaw. Nowy właściciel Dripping Lemonade. Lark, obecna przywódczyni Lisów. Zgaduję, że Adam dołączy do nas w najbliższym czasie — przedstawił ich sobie pokrótce, jednocześnie zerkając na kobietę. Dopiero wtedy usunął się w bok, stając w bardziej zacienionym miejscu, gdzie podpierał w ciszy ścianę. Był tu jedynie jako obserwator, dopóki nie rozkazano mu inaczej.
Nie nastawiał się, że Słowik w mgnieniu oka przyprowadzi tu swojego przywódcę, dlatego Renshaw nastroił się na cierpliwość. Spodziewał się, że głowa gangu potrzebowała wstępnych wyjaśnień, a on sam i tak był tu uziemiony do momentu podpisania umowy z Allenem. Nie miał powodów do narzekania, biorąc pod uwagę, że tego wieczoru wszystko układało się po jego myśli. Przesunął wzrokiem po zastawionym stole, by sprawdzić, czy znajdowało się na nim coś, na co mógłby mieć ewentualną ochotę. Plastry dojrzewających wędlin – każdy z nich był zawinięty w osobny rulon – wydały mu się na tyle zachęcające, że nabił jeden na widelec i skonsumował jednym kęsem. Ponieważ nie przyszedł się tu najeść, zaraz po tym odłożył widelec na czysty talerz i w oczekiwaniu na herszta lub Allena – kto pierwszy, ten lepszy – skupił się na swoim telefonie.
Zza drzwi dobiegało do niego jedynie głuche dudnienie. Nie był w stanie ocenić, czy ktoś aktualnie znajdował się za drzwiami, ale mimo tego nie był zdziwiony, gdy te otworzyły się, sprawiając, że dźwięk muzyki stał się na tyle wyraźny, że obecnie miał możliwość wychwycenia nawet kawałka tekstu. Tyle że klimat muzyczny Dripping Lemonade nie był tym, co w tym momencie szczególnie go interesowało – cała jego uwaga skupiła się na kobiecie, która wparowała do środka i na towarzyszącym jej Słowiku. Prawdopodobnie tylko obecność chłopaka naprowadziła go na trop tego, że to właśnie ona trzymała w garści całą tę zgraję; z kolei ten krótki wstęp, zaaranżowany przez ciemnowłosego, nie pozostawił już żadnych wątpliwości.
Jasnowłosy schował telefon z powrotem do kieszeni, wyginając usta w nieznacznym uśmiechu i skinął głową w niemym potwierdzeniu, choć równie dobrze można było uznać to za nieme powitanie.
— Cała przyjemność po mojej stronie. Dziękuję, że zgodziła się pani na to spotkanie. Pan Allen powinien wrócić lada chwila, ale wydaje mi się, że nie powinien mieć nic przeciwko dodatkowemu towarzystwu. Sprawia wrażenie niezwykle gościnnego, dlatego proszę usiąść i się częstować — odparł, wskazując na stół otwartą dłonią. Coś w wyrazie jego twarzy sprawiało, że miało się dziwne przeczucie, że z jakiegoś powodu świetnie się bawił. Być może zdawał sobie sprawę, że stosunek Adama do obecności Lisów był nieco napięty, jednak od teraz to nie on był odpowiedzialny za rozdawanie kart. — Mam nadzieję, że odpowiednio wprowadzono panią w temat tego nagłego spotkania. Wolałbym nie zajmować pani więcej czasu niż jest to konieczne, dlatego pozwolę sobie od razu przejść do tematu propozycji kontynuowania współpracy. Pan Allen przedstawił mi zarys obecnych ustaleń pomiędzy Foxes a Dripping Lemonade, więc chciałbym upewnić się, że niczego nie pominął, by uniknąć przyszłych nieporozumień. — Poprawił się wygodniej na fotelu, pod stołem krzyżując nogi w kostkach. — Z informacji, które otrzymałem, wynika, że gang nie zamierza jakkolwiek ingerować w działalność klubu ani nie pobiera żadnych opłat. Jego obecność związana jest głównie z ochroną tego miejsca oraz z ewentualnymi prośbami o darmowego drinka. I to tyle — opisał jak najlepiej wszystko, co udało mu się usłyszeć od obecnego właściciela. Kończąc zdanie, rozłożył lekko ręce, choć ten gest trwał zaledwie chwilę, zanim jedna z dłoni wylądowała na stole, a druga na oparciu fotela. — Z natury nie jestem podejrzliwy, ale może się pani domyślić, że wszystko to brzmi całkiem kolorowo i z tej perspektywy oczywiście jest mi całkiem na rękę. Czy pan Allen pominął jakiś ważny haczyk przez swoją desperacją chęć odsprzedania lokalu jak najszybciej?
Uważne spojrzenie zatrzymało się na twarzy przywódczyni. Był ciekaw, jak ta cała sytuacja prezentowała się z jej strony. Nawet jeśli miał dowiedzieć się, że Allen w stresie pominął kilka faktów, nie zamierzał się tym szczególnie przejmować. Zależało mu jedynie na wyklarowaniu całej sytuacji i zyskaniu pewności co do tego, że rzeczywiście nikt nie zamierzał wchodzić mu w drogę. Reszta była jedynie czystą formalnością.
Zza drzwi dobiegało do niego jedynie głuche dudnienie. Nie był w stanie ocenić, czy ktoś aktualnie znajdował się za drzwiami, ale mimo tego nie był zdziwiony, gdy te otworzyły się, sprawiając, że dźwięk muzyki stał się na tyle wyraźny, że obecnie miał możliwość wychwycenia nawet kawałka tekstu. Tyle że klimat muzyczny Dripping Lemonade nie był tym, co w tym momencie szczególnie go interesowało – cała jego uwaga skupiła się na kobiecie, która wparowała do środka i na towarzyszącym jej Słowiku. Prawdopodobnie tylko obecność chłopaka naprowadziła go na trop tego, że to właśnie ona trzymała w garści całą tę zgraję; z kolei ten krótki wstęp, zaaranżowany przez ciemnowłosego, nie pozostawił już żadnych wątpliwości.
Jasnowłosy schował telefon z powrotem do kieszeni, wyginając usta w nieznacznym uśmiechu i skinął głową w niemym potwierdzeniu, choć równie dobrze można było uznać to za nieme powitanie.
— Cała przyjemność po mojej stronie. Dziękuję, że zgodziła się pani na to spotkanie. Pan Allen powinien wrócić lada chwila, ale wydaje mi się, że nie powinien mieć nic przeciwko dodatkowemu towarzystwu. Sprawia wrażenie niezwykle gościnnego, dlatego proszę usiąść i się częstować — odparł, wskazując na stół otwartą dłonią. Coś w wyrazie jego twarzy sprawiało, że miało się dziwne przeczucie, że z jakiegoś powodu świetnie się bawił. Być może zdawał sobie sprawę, że stosunek Adama do obecności Lisów był nieco napięty, jednak od teraz to nie on był odpowiedzialny za rozdawanie kart. — Mam nadzieję, że odpowiednio wprowadzono panią w temat tego nagłego spotkania. Wolałbym nie zajmować pani więcej czasu niż jest to konieczne, dlatego pozwolę sobie od razu przejść do tematu propozycji kontynuowania współpracy. Pan Allen przedstawił mi zarys obecnych ustaleń pomiędzy Foxes a Dripping Lemonade, więc chciałbym upewnić się, że niczego nie pominął, by uniknąć przyszłych nieporozumień. — Poprawił się wygodniej na fotelu, pod stołem krzyżując nogi w kostkach. — Z informacji, które otrzymałem, wynika, że gang nie zamierza jakkolwiek ingerować w działalność klubu ani nie pobiera żadnych opłat. Jego obecność związana jest głównie z ochroną tego miejsca oraz z ewentualnymi prośbami o darmowego drinka. I to tyle — opisał jak najlepiej wszystko, co udało mu się usłyszeć od obecnego właściciela. Kończąc zdanie, rozłożył lekko ręce, choć ten gest trwał zaledwie chwilę, zanim jedna z dłoni wylądowała na stole, a druga na oparciu fotela. — Z natury nie jestem podejrzliwy, ale może się pani domyślić, że wszystko to brzmi całkiem kolorowo i z tej perspektywy oczywiście jest mi całkiem na rękę. Czy pan Allen pominął jakiś ważny haczyk przez swoją desperacją chęć odsprzedania lokalu jak najszybciej?
Uważne spojrzenie zatrzymało się na twarzy przywódczyni. Był ciekaw, jak ta cała sytuacja prezentowała się z jej strony. Nawet jeśli miał dowiedzieć się, że Allen w stresie pominął kilka faktów, nie zamierzał się tym szczególnie przejmować. Zależało mu jedynie na wyklarowaniu całej sytuacji i zyskaniu pewności co do tego, że rzeczywiście nikt nie zamierzał wchodzić mu w drogę. Reszta była jedynie czystą formalnością.
Pokiwała spokojnie głową słuchając wprowadzenia w sprawę przez Słowika. Miała dzięki temu już jakiś zarys sytuacji. Sytuacji, która miała swoje plusy jak i minusy. Uśmiechnęła się lekko pod maską widząc jego salut. No! To teraz mogli wejść do środka. Przyjęcie gościa wyglądało zupełnie inaczej niż jej - wygląda na to, że zapowiedziane spotkania miały lekką przewagę nad zwykłym wparowaniem do tego samego pomieszczenia razem z celem. No, ale nie można było odmówić jej sposobowi uroku. Skupiła na chwilę wzrok na Nathanie, w momencie gdy Słowik raczył ich przedstawić, odpowiedziała mężczyźnie podobnym gestem. Skorzystała z wolnego krzesła, nie wyglądało za bardzo by czekała na szczególne zaproszenie w tej sprawie, zastawiony stół nijak jej nie interesował. Z kilku powodów. Po pierwsze, nie zamierzała jakoś za długo tu siedzieć, po drugie, nie miałą ochoty kombinować z maską, która zasłaniała jej niemalże całą twarz, nie licząc pęknięcie odsłaniające oko z blizną.
- Nie wydaje mi się, by był on tutaj potrzebny. - Odparła szczerze wzruszając lekko ramionami. Dając również ujście swojej wielkiej sympatii do tego człowieka. Nathan natomiast przedstawiał się, zgodnie z opisem Słowika, zupełnie inaczej. To dobrze. Następnie wysłuchała jak to Adam zapamiętał ich ustalenia. Musiała przyznać, że powierzchownie przekazał wszystko poprawie. No, powierzchownie. Przekrzywiła lekko głowę w bok, całe szczęście, że maska zasłaniała jej mimikę.
- Jakkolwiek ingerować w działalność klubu - prawie. Nie zamierzamy dyktować jak masz prowadzić biznes. Czasami po prostu zaobserwujesz naszą obecność w bardziej lub mniej subtelny sposób. - To była całkowita prawda. Nawet jeśli starała się trzymać Lisy w garści, to musiała dawać im trochę luzu. Ot, Nebitka była bardzo kreatywna w wyborze muzyki i oświetlenia. - Trochę koloru w tej szarej rzeczywistości, mogę zapewnić, że taka sytuacja jest mi również na rękę. Co PANA ALLENA to myślę, że sytuacja nieco go przerosła i nie mówię tu o Lisach. Tylko o tym całym mieście. - Wzruszyła lekko ramionami, nie zawsze dawało się ukrywać za górą pieniędzy. No i też nie przejmowała się czy aby Allen wrócił już do pomieszczneia.
- To chyba wszystko, wyznaję zasadę czystej współpracy i nie lubię jak ktoś mi brudzi na podwórku. - Wstała powoli gestem wskazując Słowikowi drzwi, czas na nich. - Jeśli Tobie to odpowiada, to cóż mogę powiedzieć. Do zobaczenia. Jeśli coś będzie nie tak, możesz zawsze przedstawić swoje obawy Słowikowi w swoim czasie..
Ruszyła w stronę drzwi, zatrzymała się kładąc dłoń na klamce.
- Ah jeszcze jedno, Panie Nathanie. - To pierwszy raz kiedy Lark zwróciła się do niego oficjalnie! - Lis dba o swoich.
Uśmiechnęła się przy tym szeroko mrużąc lekko oczy. Obietnica? Ostrzeżenie? Czy po prostu zdanie, które uwielbiała rzucać podczas takich rozmów? Kto wie? Machnęła na pożegnanie i opuściła pomieszczenie wraz ze Słowikiem.
zt x2- Nie wydaje mi się, by był on tutaj potrzebny. - Odparła szczerze wzruszając lekko ramionami. Dając również ujście swojej wielkiej sympatii do tego człowieka. Nathan natomiast przedstawiał się, zgodnie z opisem Słowika, zupełnie inaczej. To dobrze. Następnie wysłuchała jak to Adam zapamiętał ich ustalenia. Musiała przyznać, że powierzchownie przekazał wszystko poprawie. No, powierzchownie. Przekrzywiła lekko głowę w bok, całe szczęście, że maska zasłaniała jej mimikę.
- Jakkolwiek ingerować w działalność klubu - prawie. Nie zamierzamy dyktować jak masz prowadzić biznes. Czasami po prostu zaobserwujesz naszą obecność w bardziej lub mniej subtelny sposób. - To była całkowita prawda. Nawet jeśli starała się trzymać Lisy w garści, to musiała dawać im trochę luzu. Ot, Nebitka była bardzo kreatywna w wyborze muzyki i oświetlenia. - Trochę koloru w tej szarej rzeczywistości, mogę zapewnić, że taka sytuacja jest mi również na rękę. Co PANA ALLENA to myślę, że sytuacja nieco go przerosła i nie mówię tu o Lisach. Tylko o tym całym mieście. - Wzruszyła lekko ramionami, nie zawsze dawało się ukrywać za górą pieniędzy. No i też nie przejmowała się czy aby Allen wrócił już do pomieszczneia.
- To chyba wszystko, wyznaję zasadę czystej współpracy i nie lubię jak ktoś mi brudzi na podwórku. - Wstała powoli gestem wskazując Słowikowi drzwi, czas na nich. - Jeśli Tobie to odpowiada, to cóż mogę powiedzieć. Do zobaczenia. Jeśli coś będzie nie tak, możesz zawsze przedstawić swoje obawy Słowikowi w swoim czasie..
Ruszyła w stronę drzwi, zatrzymała się kładąc dłoń na klamce.
- Ah jeszcze jedno, Panie Nathanie. - To pierwszy raz kiedy Lark zwróciła się do niego oficjalnie! - Lis dba o swoich.
Uśmiechnęła się przy tym szeroko mrużąc lekko oczy. Obietnica? Ostrzeżenie? Czy po prostu zdanie, które uwielbiała rzucać podczas takich rozmów? Kto wie? Machnęła na pożegnanie i opuściła pomieszczenie wraz ze Słowikiem.
— Cóż, teraz przynajmniej mam pewność, że nie będzie problemów z naszą współpracą — podsumował, wysłuchawszy Lark od A do Z. Wszystko wskazywało na to, że Allen nie pomylił się w swoich zeznaniach, a sytuacja wiązała się z obopólnymi korzyściami. — Nie mam żadnych zastrzeżeń. Mi także zależy przede wszystkim na tym, żeby nie brudzić na moim podwórku. Nie mam nic przeciwko obecności Lisów, jeśli nie będzie ona wiązała się z aktami wandalizmu. Wierzę jednak, że traktujecie swoje tereny z należytym szacunkiem i dbacie o nie tak, jak o swoich — dodał jeszcze, wykrzywiając usta w zawadiackim półuśmiechu. Było wręcz oczywistym, że nie jest typem, który zgodzi się na każdy wybryk, biorąc pod uwagę ilość pieniędzy, jaką ładował ten lokal. Jeśli mieli żyć w symbiozie, każda ze stron musiała przestrzegać prostych zasad. Gang gangiem, ale Nathan także miał swoje asy w rękawie.
Gdy Słowik i Lark zniknęli za drzwiami, blondyn raz jeszcze ukradkiem zerknął na zegarek. Musiał docenić konkretne podejście herszta – kobieta nie zabrała mu dużo czasu.
Allen pojawił się w pokoju niedługo po tym, gdy Lisy postanowiły się ulotnić. Można powiedzieć, że miał sporo szczęścia, że przywódczyni ceniła sobie szybkie załatwianie spraw – blondyn zdążył zauważyć, że prawdopodobnie żadne z nich nie pałało do siebie szczególną sympatią. Nie przyszedł tu jednak po to, by drążyć temat ich relacji, dlatego dostrzegłszy, że mężczyzna trzymał w rękach przygotowane dokumenty, odruchowo przesunął na bok pusty talerz, by zrobić sobie miejsce. Umowa została wydrukowana w dwóch egzemplarzach, a Nate nie omieszkał raz jeszcze pobieżnie zapoznać się z treścią, by upwenić się, że nie wprowadzono żadnych innych zmian poza nowo ustaloną kwotą. Allen musiał być zniecierpliwiony, jednak obecnie błękitnooki nie zwracał na niego większej uwagi, w pełni skupiając się na papierach. Kiedy nie miał już żadnych wątpliwości, chwycił za długopis i złożył podpis na każdej z kopii tuż obok podpisu dotychczasowego właściciela.
— Tak jak mówiłem – jeszcze dziś prześlę panu potwierdzenie przelewu — odparł, odkładając długopis na egzemplarzu umowy przeznaczonym dla Allena. Swoją umowę trzymał już w ręce i ani myślał, żeby złożyć ją na pół – chciał, by firmowy dokument zachował jak największą przejrzystość. Lubił porządek w papierach, mimo że interes, który prowadził, należał raczej do tych bardziej burzliwych. — Właściwie to już wszystko z mojej strony, panie Allen. Dziękuję za spotkanie i życzę udanego wieczoru.
Jasnowłosy podniósł się z miejsca, po raz ostatni wyciągając dłoń w stronę byłego właściciela klubu. Adam Allen wyglądał tak, jakby zrzucił z siebie ogromny balast i w praktyce tak właśnie było, sądząc po jego nerwowym zachowaniu. Nathan uścisnął jego dłoń, przy okazji żegnając się z nim skinieniem głowy. Ani przez moment nie przeszło mu przez głowę, że to wielka szkoda, że już nie będą mieli okazji się zobaczyć. Wraz z przypieczętowaniem ich umowy Adam przestał odgrywać jakąkolwiek rolę w jego życiu – jeszcze tylko przelew dzielił go od całkowitego puszczenia jego osoby w niepamięć.
Choć drink przy muzyce wydawał się być miłą opcją na spędzenie wieczoru, Renshaw uznał, że tym razem wypocznie w swoim apartamencie. Od jutra czekała go ciężka praca – gruntowny remont lokalu sam się nie załatwi.
Gdy Słowik i Lark zniknęli za drzwiami, blondyn raz jeszcze ukradkiem zerknął na zegarek. Musiał docenić konkretne podejście herszta – kobieta nie zabrała mu dużo czasu.
Allen pojawił się w pokoju niedługo po tym, gdy Lisy postanowiły się ulotnić. Można powiedzieć, że miał sporo szczęścia, że przywódczyni ceniła sobie szybkie załatwianie spraw – blondyn zdążył zauważyć, że prawdopodobnie żadne z nich nie pałało do siebie szczególną sympatią. Nie przyszedł tu jednak po to, by drążyć temat ich relacji, dlatego dostrzegłszy, że mężczyzna trzymał w rękach przygotowane dokumenty, odruchowo przesunął na bok pusty talerz, by zrobić sobie miejsce. Umowa została wydrukowana w dwóch egzemplarzach, a Nate nie omieszkał raz jeszcze pobieżnie zapoznać się z treścią, by upwenić się, że nie wprowadzono żadnych innych zmian poza nowo ustaloną kwotą. Allen musiał być zniecierpliwiony, jednak obecnie błękitnooki nie zwracał na niego większej uwagi, w pełni skupiając się na papierach. Kiedy nie miał już żadnych wątpliwości, chwycił za długopis i złożył podpis na każdej z kopii tuż obok podpisu dotychczasowego właściciela.
— Tak jak mówiłem – jeszcze dziś prześlę panu potwierdzenie przelewu — odparł, odkładając długopis na egzemplarzu umowy przeznaczonym dla Allena. Swoją umowę trzymał już w ręce i ani myślał, żeby złożyć ją na pół – chciał, by firmowy dokument zachował jak największą przejrzystość. Lubił porządek w papierach, mimo że interes, który prowadził, należał raczej do tych bardziej burzliwych. — Właściwie to już wszystko z mojej strony, panie Allen. Dziękuję za spotkanie i życzę udanego wieczoru.
Jasnowłosy podniósł się z miejsca, po raz ostatni wyciągając dłoń w stronę byłego właściciela klubu. Adam Allen wyglądał tak, jakby zrzucił z siebie ogromny balast i w praktyce tak właśnie było, sądząc po jego nerwowym zachowaniu. Nathan uścisnął jego dłoń, przy okazji żegnając się z nim skinieniem głowy. Ani przez moment nie przeszło mu przez głowę, że to wielka szkoda, że już nie będą mieli okazji się zobaczyć. Wraz z przypieczętowaniem ich umowy Adam przestał odgrywać jakąkolwiek rolę w jego życiu – jeszcze tylko przelew dzielił go od całkowitego puszczenia jego osoby w niepamięć.
Choć drink przy muzyce wydawał się być miłą opcją na spędzenie wieczoru, Renshaw uznał, że tym razem wypocznie w swoim apartamencie. Od jutra czekała go ciężka praca – gruntowny remont lokalu sam się nie załatwi.
— zt.
Wynagrodzenie za ingerencję
wykupienie klubu + ustalenie zasad z innymi graczami
Nate Renshaw:
250 Punktów Umiejętności + 100$
wykupienie klubu + ustalenie zasad z innymi graczami
Nate Renshaw:
250 Punktów Umiejętności + 100$
"Urocze."
Ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczami. Choć jego głos mógł nie brzmieć prześmiewczo, Aziel i tak odebrał je w nieco podobny sposób. Jakby nie patrzeć nie był to komentarz, który inni rzucali w jego stronę zbyt często. Być może częściowo powodem była tu nieprzystępność Serpenta. Jakby nie patrzeć w większości przypadków dość jasno stawiał granicę pomiędzy sobą, a innymi. Nawet pozorna swoboda kończyła się w określonych przypadkach i podjętych przez drugą osobę krokach. Każdy miał swoje zasady, a te dotyczące Ackermanna bardzo mocno chroniły jego sferę osobistą.
Zresztą osobiście uważał, że urocze były dzieci czy zwierzątka. Bynajmniej nie zamierzał odbierać jego komplementu jako obrazy i jakkolwiek się dystansować. Wepchnął go do worka pozytywnych zaczepek. I tyle.
"Więc mówisz, że ile miałeś lat, gdy zaczynałeś w Mandalay Bay?"
— Jeśli to nie problem, wolałbym na razie nie odpowiadać na to pytanie — powiedział powoli, choć w jego głosie mimo wszystko prócz prośby pojawiła się swego rodzaju stanowczość, która zdecydowanie nie wskazywała na jakiekolwiek speszenie. Nawet jeśli Riverdale było miastem bezprawia, chwalenie się swoimi przekrętami nie należało do pozytywnie widzianych w jakiejkolwiek branży. Nie wykluczał, że podzieli się z mężczyzną informacją na temat swoich sfałszowanych papierów w przyszłości, ale zaufanie bez wątpienia musiało iść w obie strony. I choć obaj wyraźnie zapewniali się o swoim oddaniu dla sprawy, nadal było to coś co wypracowywało się nie tylko czynami, ale i czasem.
Auto mężczyzny było jednym z tych, na których zawsze zatrzymywało się wzrok. Bez wątpienia onieśmieliłoby niejedną osobę, biorąc pod uwagę jak gigantyczną mniejszość stanowiły. Gdyby nie jego doświadczenie z Miastem Aniołów, skończyłby podobnie. Co nie znaczyło, że go nie doceniał.
— Piękne auto — powiedział z podziwem, dając sobie chwilę na uważniejsze przyjrzenie się lakierowi tak mocno zbliżonemu do oczu Renshawa. Zajął miejsce pasażera, od razu zapinając pas.
Druga część wcześniej zadanych pytań była dla niego dużo mniej szkodliwa.
— Zawsze lubiłem karty. Choć wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że można na nich tak dobrze zarobić. Powiedzmy, że miałem szczęście. Mój wrodzony talent okazał się ścieżką zawodową, która nie tylko idealnie wpasowała się w zainteresowania, ale i zapewniła odpowiedni poziom finansowy. Nie ukrywam, że z początku kasyna dość mocno mnie przytłaczały, podobnie jak całe miasto. Z czasem okazało się jednak, że to przytłoczenie wpływa na mnie dużo pozytywniej niż mógłbym podejrzewać. Kolorowe światła zastąpiły szkodliwe światło słoneczne, gry wypełniły czas wolny, a rozmowy z klientami były wręcz idealnym poziomem dziennych potrzeb komunikacji z innymi. Samą pracę dorwałem zresztą w dość zabawny sposób, niemniej uważam że miałem wtedy więcej szczęścia niż rozumu. Okazałem się dużo sprytniejszy niż ich krupier. Po piątej wygranej z rzędu zostałem uprzejmie zaproszony do przełożonego. Prosta piłka. Pracuję dla nich, albo — urwał wzruszając ramionami. Był pewien, że Renshaw aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego jaki wybór dostawało się w podobnych momentach.
Nawet gdy znaleźli się na miejscu, początkowo nie wysiadał z auta, wyraźnie czekając aż mężczyzna zrobi to pierwszy, jakby był to jakiś niezapisany rytuał w jego kodeksie, którego przestrzegał.
Ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczami. Choć jego głos mógł nie brzmieć prześmiewczo, Aziel i tak odebrał je w nieco podobny sposób. Jakby nie patrzeć nie był to komentarz, który inni rzucali w jego stronę zbyt często. Być może częściowo powodem była tu nieprzystępność Serpenta. Jakby nie patrzeć w większości przypadków dość jasno stawiał granicę pomiędzy sobą, a innymi. Nawet pozorna swoboda kończyła się w określonych przypadkach i podjętych przez drugą osobę krokach. Każdy miał swoje zasady, a te dotyczące Ackermanna bardzo mocno chroniły jego sferę osobistą.
Zresztą osobiście uważał, że urocze były dzieci czy zwierzątka. Bynajmniej nie zamierzał odbierać jego komplementu jako obrazy i jakkolwiek się dystansować. Wepchnął go do worka pozytywnych zaczepek. I tyle.
"Więc mówisz, że ile miałeś lat, gdy zaczynałeś w Mandalay Bay?"
— Jeśli to nie problem, wolałbym na razie nie odpowiadać na to pytanie — powiedział powoli, choć w jego głosie mimo wszystko prócz prośby pojawiła się swego rodzaju stanowczość, która zdecydowanie nie wskazywała na jakiekolwiek speszenie. Nawet jeśli Riverdale było miastem bezprawia, chwalenie się swoimi przekrętami nie należało do pozytywnie widzianych w jakiejkolwiek branży. Nie wykluczał, że podzieli się z mężczyzną informacją na temat swoich sfałszowanych papierów w przyszłości, ale zaufanie bez wątpienia musiało iść w obie strony. I choć obaj wyraźnie zapewniali się o swoim oddaniu dla sprawy, nadal było to coś co wypracowywało się nie tylko czynami, ale i czasem.
Auto mężczyzny było jednym z tych, na których zawsze zatrzymywało się wzrok. Bez wątpienia onieśmieliłoby niejedną osobę, biorąc pod uwagę jak gigantyczną mniejszość stanowiły. Gdyby nie jego doświadczenie z Miastem Aniołów, skończyłby podobnie. Co nie znaczyło, że go nie doceniał.
— Piękne auto — powiedział z podziwem, dając sobie chwilę na uważniejsze przyjrzenie się lakierowi tak mocno zbliżonemu do oczu Renshawa. Zajął miejsce pasażera, od razu zapinając pas.
Druga część wcześniej zadanych pytań była dla niego dużo mniej szkodliwa.
— Zawsze lubiłem karty. Choć wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że można na nich tak dobrze zarobić. Powiedzmy, że miałem szczęście. Mój wrodzony talent okazał się ścieżką zawodową, która nie tylko idealnie wpasowała się w zainteresowania, ale i zapewniła odpowiedni poziom finansowy. Nie ukrywam, że z początku kasyna dość mocno mnie przytłaczały, podobnie jak całe miasto. Z czasem okazało się jednak, że to przytłoczenie wpływa na mnie dużo pozytywniej niż mógłbym podejrzewać. Kolorowe światła zastąpiły szkodliwe światło słoneczne, gry wypełniły czas wolny, a rozmowy z klientami były wręcz idealnym poziomem dziennych potrzeb komunikacji z innymi. Samą pracę dorwałem zresztą w dość zabawny sposób, niemniej uważam że miałem wtedy więcej szczęścia niż rozumu. Okazałem się dużo sprytniejszy niż ich krupier. Po piątej wygranej z rzędu zostałem uprzejmie zaproszony do przełożonego. Prosta piłka. Pracuję dla nich, albo — urwał wzruszając ramionami. Był pewien, że Renshaw aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego jaki wybór dostawało się w podobnych momentach.
Nawet gdy znaleźli się na miejscu, początkowo nie wysiadał z auta, wyraźnie czekając aż mężczyzna zrobi to pierwszy, jakby był to jakiś niezapisany rytuał w jego kodeksie, którego przestrzegał.
Ubiór + maska
Ostatnie dni były raczej intensywne, jednak udało jej się pozamykać prawie wszystkie sprawy jakie miała na głowie. No właśnie, prawie. Została jej jeszcze jedna, malutka sprawunia, którą musiała się zając i wcale nie przeciągała tego wszystkiego do ostatniej chwili. Naprawdę. Po ludzku była zapracowana. Chodziło oczywiście o rozmowie z pewną Wilczycą. Lark nie mogła zignorować takiego faktu, dlatego zgodnie z obietnicą wysłała do niej zaproszenie. Pakunek powinien znaleźć się na biurku Kiany, czy też po prostu powinien wylądować w jej rękach po tym jak został starannie dostarczony na komisariat. Paczka wraz z adresacją miała naklejonego małego liska. Ot, dla ozdoby. W środku znajdował się telefon z jedynym zapisanym numerem. Do Lark. Dzięki temu mogły się dogadać co do terminu, w końcu Kiana na pewno była równie zapracowana. Lokalizacja (ten o to wspaniały przybytek kultury) był jednak z góry zaklepany. Wspaniałomyślnie zaproszenie obejmowało również osobę towarzyszącą, jeśli Wilczyca sobie tego zażyczy.
Lisica oczywiście wszystko załatwiła na to spotkanie w samym klubie. Wcale nie na ostatnią chwilę, dlatego też wchodząc do zarezerwowanego VIP roomu, przez chwilę modliła się w duchu, żeby ten OSTATNI wolny w tym terminie pokój nie okazał się tym, czym mógłby się okazać po zmianie kierownictwa, bo tego zapomniała wziąć pod uwagę. Na szczęście trafiła na lożę, uf. Głupio by było zapraszać kogoś na rozmowy, na pięterko, prosto do sypialni. Prawda?
Wydając na szybko kilka poleceń obecnym Lisom, zdołała przygotować to miejsce. Kiana wspominała coś o whisky prawda? Będzie i whisky. Co prawda obecny w pomieszczeniu barek oferował wszelakie rodzaje napojów wyskokowych. To musiała mieć pewność, że ów trunek znajdzie się na pewno na stole. Ot, wyraz gościnności. Teraz wystarczyło poczekać na główną zainteresowaną w tym czasie Lark bawiła się swoją nową maską. W końcu w starej, która zasłaniała całą twarz ciężko byłoby się swobodnie napić.
Lark zasiadła na kanapie wyciągając nogi na stolik.
Przy wejściu do klubu zostawiła jedynie czujkę, która miała wyłapać Wilczycę zaraz po wejściu do klubu i przyprowadzić ją do tego konkretnego pokoju, a później "rozpłynąć się" w powietrzu.
Ostatnie dni były raczej intensywne, jednak udało jej się pozamykać prawie wszystkie sprawy jakie miała na głowie. No właśnie, prawie. Została jej jeszcze jedna, malutka sprawunia, którą musiała się zając i wcale nie przeciągała tego wszystkiego do ostatniej chwili. Naprawdę. Po ludzku była zapracowana. Chodziło oczywiście o rozmowie z pewną Wilczycą. Lark nie mogła zignorować takiego faktu, dlatego zgodnie z obietnicą wysłała do niej zaproszenie. Pakunek powinien znaleźć się na biurku Kiany, czy też po prostu powinien wylądować w jej rękach po tym jak został starannie dostarczony na komisariat. Paczka wraz z adresacją miała naklejonego małego liska. Ot, dla ozdoby. W środku znajdował się telefon z jedynym zapisanym numerem. Do Lark. Dzięki temu mogły się dogadać co do terminu, w końcu Kiana na pewno była równie zapracowana. Lokalizacja (ten o to wspaniały przybytek kultury) był jednak z góry zaklepany. Wspaniałomyślnie zaproszenie obejmowało również osobę towarzyszącą, jeśli Wilczyca sobie tego zażyczy.
Lisica oczywiście wszystko załatwiła na to spotkanie w samym klubie. Wcale nie na ostatnią chwilę, dlatego też wchodząc do zarezerwowanego VIP roomu, przez chwilę modliła się w duchu, żeby ten OSTATNI wolny w tym terminie pokój nie okazał się tym, czym mógłby się okazać po zmianie kierownictwa, bo tego zapomniała wziąć pod uwagę. Na szczęście trafiła na lożę, uf. Głupio by było zapraszać kogoś na rozmowy, na pięterko, prosto do sypialni. Prawda?
Wydając na szybko kilka poleceń obecnym Lisom, zdołała przygotować to miejsce. Kiana wspominała coś o whisky prawda? Będzie i whisky. Co prawda obecny w pomieszczeniu barek oferował wszelakie rodzaje napojów wyskokowych. To musiała mieć pewność, że ów trunek znajdzie się na pewno na stole. Ot, wyraz gościnności. Teraz wystarczyło poczekać na główną zainteresowaną w tym czasie Lark bawiła się swoją nową maską. W końcu w starej, która zasłaniała całą twarz ciężko byłoby się swobodnie napić.
Lark zasiadła na kanapie wyciągając nogi na stolik.
Przy wejściu do klubu zostawiła jedynie czujkę, która miała wyłapać Wilczycę zaraz po wejściu do klubu i przyprowadzić ją do tego konkretnego pokoju, a później "rozpłynąć się" w powietrzu.
Klub Ice & Dice – 18:55
__________________________
Zjawiła się pod umówionym klubem chwilę przed czasem. Szanowała punktualność, ale nie zamierzała być aż nadto uprzejmą. Całą drogę zastanawiała się co chciała od niej Lisica. Jak przez mgłę pamiętała ich ostatnie spotkanie w barze podczas jakieś rozróby. Zdecydowanie bardziej zapadł jej w pamięć celujący z broni rudzielec, a także jeden przerośnięty i obrzydliwy facet, który najwyraźniej nie potrafił zrozumieć słowa nie.
Tamten wieczór zakończyła w innym przybytku, który opuściła o bardzo wczesnych godzinach porannych i udała się prosto do pracy. Gdzie od samego progu wrzało od zatrzymanych mężczyzn, przekrzykujących się mundurowych i piszczących ze strachu sekretarek. No tak. Dlatego uciekła zanim któryś z policjantów ją poznał. Żeby uniknąć dokładnie tego.
Po tylu latach życia na minimalnych ilościach snu i ogromnych ilościach alkoholu nawet on powoli przestawał działać na nią tak jak kiedyś. Trzeźwiała szybciej niż się upijała co było niezwykle irytujące. Ale też pozwalało jej to na pracę bez tracenia czasu na kaca. Teoretycznie.
W każdym razie, już dawno zdążyła zapomnieć o wydarzeniach z baru aż tu nagle na jej biurku wylądowała paczka, zaadresowana do niej i z naklejką lisa. Jej zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło gdy w środku kartonu był tylko telefon.
Minuty spędzone na nic nie wnoszących smsach tylko ją bardziej zirytowały. Ale umowa to umowa.
Spojrzała ostatni raz na zegarek i gdy ten wybił równo 19:00 weszła do klubu. Po przekroczeniu progu została od razu powitana przez pracownika, który mogła się założyć stał tam i czekał właśnie na nią.
“Zdaje mi się, że wiesz kim jestem i do kogo tutaj przyszłam,” powiedziała bez ogródek i z twarzą wypraną z wszelkich emocji. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i poprowadził ją przez wnętrze klubu, wprost przed zamknięte drzwi.
Kiana uniosła brew, ale nie mając specjalnego wyboru złapała za klamkę i nacisnęła, popychając drewniane skrzydło do przodu.
W środku, na kanapie siedziała kobieta, wyglądając na niezwykle pewną siebie. Kiana rozejrzała się po pomieszczeniu, opierając dłonie na biodrach i przenosząc ciężar ciała na lewą stronę.
“Więc to tak lisy spędzają wolny czas. Prowadzisz nocny klub czy burdel? Bo jeśli szukasz tancerki na rurze to źle trafiłaś,” nie miała wątpliwości, że takie rzeczy w tym lokalu również się znajdowały.
Kto by pomyślał, że Wilczyca faktycznie nie da na siebie czekać. Dobrze. Jak to mówili, czas to pieniądz, tym samym punktualność była w cenie. W momencie gdy Kiana pojawiła się w klubie, dostała prosty sygnał, więc na spokojnie mogła założyć maskę. Swoją drogą fakt, że nie za bardzo zapadała w pamięć był całkowicie akceptowalny. Pojawiasz się, robisz swoje i znikasz, zanim ktokolwiek zdoła w ogóle uświadomić sobie co się działo. Typowa lisia robota. Czasami sprawy mogą się oczywiście komplikować, przykładowo jak chłopcy zaczną bawić się swoimi zabawkami, ale to był temat już na inne spotkanie. Wystawiona czujka po prostu bez słowa zaprowadziła Wilczycę do odpowiedniego miejsca by zaraz po tym wrócić do własnych obowiązków
Lark przeniosła wzrok na swojego gościa uśmiechając się lekko słysząc jej słowa. Rozłożyła ramiona jakby chciała wskazać na wszystko dookoła. - Cóż, trzeba sobie jakoś radzić w życiu, a drobne przyjemności pomagają przetrwać, szczególnie w tym mieście. - Pokiwała głową przytakując własnym słowom. - No, to już zależy kto pyta.- Rzuciła zdejmując zaraz po tym nogi ze stoliczka by wstać. Klub zapewniał dość szerokie spectrum rozrywki, tylko oczywiście nie wszystko było dostępne od razu i dla każdego. Niektóre rzeczy trzeba było po prostu umieć znaleźć. - Ajj, tak od razu? Nawet nie usłyszałaś oferty, a już ją odrzucasz. Cóż za nieuprzejmość. Taka strata. - Westchnęła teatralnie. Wcale nie oceniała, ale nienawidziła kiedy nieświadome talenty w taki sposób się marnują. Może innym razem. Gestem zaprosiła Wilczycę do stolika.
- Chociaż muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nie przyciągnęłaś nikogo ze sobą. - Kącik jej ust powędrował na chwilę do góry. Cóż, to był kolejny tajemniczy punkcik w pewnej rozpisce. Szczerze to Lisica nie zdziwiłaby się za bardzo, gdyby na potrzeby tego spotkania miała w klubie całą watahę. Szczególnie przypominając sobie pierwsze spotkanie z Wolves w strzelnicy. - Czysta czy z lodem? - Skoro już miały się napić to wypadałoby jakoś zacząć, a cóż jako gospodarz to może polać. Osobiście Lark wrzuciła do swojego szkła kulę z lodu, zanim zalała ją trunkiem. Oparła się wygodniej, kołysząc lekko szklanką i wbijając spojrzenie w kobietę - Więc? Czym zawdzięczam ową "ofertę nie do odrzucenia"? Raczej wątpię, że brakowało Tobie w tamtym momencie kogoś do picia.
Lark przeniosła wzrok na swojego gościa uśmiechając się lekko słysząc jej słowa. Rozłożyła ramiona jakby chciała wskazać na wszystko dookoła. - Cóż, trzeba sobie jakoś radzić w życiu, a drobne przyjemności pomagają przetrwać, szczególnie w tym mieście. - Pokiwała głową przytakując własnym słowom. - No, to już zależy kto pyta.- Rzuciła zdejmując zaraz po tym nogi ze stoliczka by wstać. Klub zapewniał dość szerokie spectrum rozrywki, tylko oczywiście nie wszystko było dostępne od razu i dla każdego. Niektóre rzeczy trzeba było po prostu umieć znaleźć. - Ajj, tak od razu? Nawet nie usłyszałaś oferty, a już ją odrzucasz. Cóż za nieuprzejmość. Taka strata. - Westchnęła teatralnie. Wcale nie oceniała, ale nienawidziła kiedy nieświadome talenty w taki sposób się marnują. Może innym razem. Gestem zaprosiła Wilczycę do stolika.
- Chociaż muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nie przyciągnęłaś nikogo ze sobą. - Kącik jej ust powędrował na chwilę do góry. Cóż, to był kolejny tajemniczy punkcik w pewnej rozpisce. Szczerze to Lisica nie zdziwiłaby się za bardzo, gdyby na potrzeby tego spotkania miała w klubie całą watahę. Szczególnie przypominając sobie pierwsze spotkanie z Wolves w strzelnicy. - Czysta czy z lodem? - Skoro już miały się napić to wypadałoby jakoś zacząć, a cóż jako gospodarz to może polać. Osobiście Lark wrzuciła do swojego szkła kulę z lodu, zanim zalała ją trunkiem. Oparła się wygodniej, kołysząc lekko szklanką i wbijając spojrzenie w kobietę - Więc? Czym zawdzięczam ową "ofertę nie do odrzucenia"? Raczej wątpię, że brakowało Tobie w tamtym momencie kogoś do picia.
Gdy drzwi się za nią zamknęły i znalazła się sam na sam z Lisicą po raz pierwszy miała okazję skupić się na otoczeniu.
Istotnie rura do tańca zajmowała centralną część pokoju, co w zasadzie jej nie dziwiło. W końcu została zaproszona do nocnego klubu, w tym do jednego z pokojów dla VIPów (a przynajmniej tak sądziła). Opuściła ręce wzdłuż ciała, robiąc parę kroków w stronę kanapy, jednocześnie rozglądając się dookoła. Jej cała postura aż krzyczała pewnością siebie i arogancją, co nie zmieniało faktu, że w środku była cała spięta, a jej zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Głupotą byłoby z jej strony zaufać Lisicy i się wyluzować. I tak już nadwyrężyła szczęścia przychodząc tu samej.
Kiana zatrzymała się obok stolika, kładąc jedną dłoń na biodrze i tym samym przenosząc na nią ciężar ciała.
"Wydaje mi się, że mamy inne podejście do drobnych przyjemności," skomentowała, nie wdając się w szczegóły. W końcu to nie była jej sprawa jak Kiana umilała sobie czas.
Parsknęła, przechylając głowę na bok i kątem oka spojrzała na wypolerowaną rurę.
"Zapewniam Cię, robię to dla dobra tego miejsca," jeszcze tego brakowało by zbłaźniła się przed Foxes, próbując nieudolnie wygibasów na metalowym pręcie.
Widząc gest kobiety, obeszła stolik i usiadła na brzegu kanapy, tak by mieć w zasięgu wzroku zarówno ją jak i drzwi. Usta białowłosej wykrzywiły się w nikłym uśmiechu. Założyła nogę na nogę i oparła przedramię o kolano.
"Hm, czyżby? Wilki, koniec końców chodzą stadami," a to, że jej stado aktualnie przebywało w bliżej nieokreślonym miejscu nie było informacją, która była potrzebna Lisicy. A wprowadzenie odrobiny zamieszania, mogło jej wyjść na dobre.
Na pytanie kobiety, Kiana spojrzała na stolik i w zasadzie dopiero teraz zwróciła uwagę na to co się na nim znajdowało. Miała ochotę parsknąć pod nosem. Cóż, rudzielec byłby z niej dumny.
"Z lodem," odpowiedziała kobiecie, przyglądając jej się z kamienną twarzą. "Czy wszyscy nosicie maski czy to tylko twój wybór?" zapytała wprost, przywołując w pamięci fragmenty filmów i komiksów. Może Lisica uważała się za jakiegoś superbohatera?
Kiana spojrzała na dłonie. Jaka kuźwa oferta? nie miała bladego pojęcia o czym mówiła. Wydawało jej się, że tamtego dnia chodziło jej tylko o to by zgraja kretynów poszła do domu, Foxes wrócili do nory, by ona mogła się napić. A teraz okazuje się, że jej słowa zostały odebrane nieco inaczej. Ale przecież się do tego nie przyzna.
"Cóż, sprawnie udało Ci się zapanować nad dystryktem, a o Foxes słyszy się nawet poza jego granicami. Nie szkodzicie aż tak jak Jackals, ale niektóre z waszych metod..., powiedzmy, że jeśli wpadniecie nie będzie lekko," przerwała na moment zastanawiając się co powiedzieć dalej. Przeleciała wzrokiem po Lisicy, opierając się o bok kanapy. "Myślę, że Wolves i Foxes mogliby się dogadać, na warunkach korzystnych dla obu stron," zanim przedstawi swoją propozycję, chciała usłyszeć co o samym pomyśle sądzi druga kobieta.
Istotnie rura do tańca zajmowała centralną część pokoju, co w zasadzie jej nie dziwiło. W końcu została zaproszona do nocnego klubu, w tym do jednego z pokojów dla VIPów (a przynajmniej tak sądziła). Opuściła ręce wzdłuż ciała, robiąc parę kroków w stronę kanapy, jednocześnie rozglądając się dookoła. Jej cała postura aż krzyczała pewnością siebie i arogancją, co nie zmieniało faktu, że w środku była cała spięta, a jej zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Głupotą byłoby z jej strony zaufać Lisicy i się wyluzować. I tak już nadwyrężyła szczęścia przychodząc tu samej.
Kiana zatrzymała się obok stolika, kładąc jedną dłoń na biodrze i tym samym przenosząc na nią ciężar ciała.
"Wydaje mi się, że mamy inne podejście do drobnych przyjemności," skomentowała, nie wdając się w szczegóły. W końcu to nie była jej sprawa jak Kiana umilała sobie czas.
Parsknęła, przechylając głowę na bok i kątem oka spojrzała na wypolerowaną rurę.
"Zapewniam Cię, robię to dla dobra tego miejsca," jeszcze tego brakowało by zbłaźniła się przed Foxes, próbując nieudolnie wygibasów na metalowym pręcie.
Widząc gest kobiety, obeszła stolik i usiadła na brzegu kanapy, tak by mieć w zasięgu wzroku zarówno ją jak i drzwi. Usta białowłosej wykrzywiły się w nikłym uśmiechu. Założyła nogę na nogę i oparła przedramię o kolano.
"Hm, czyżby? Wilki, koniec końców chodzą stadami," a to, że jej stado aktualnie przebywało w bliżej nieokreślonym miejscu nie było informacją, która była potrzebna Lisicy. A wprowadzenie odrobiny zamieszania, mogło jej wyjść na dobre.
Na pytanie kobiety, Kiana spojrzała na stolik i w zasadzie dopiero teraz zwróciła uwagę na to co się na nim znajdowało. Miała ochotę parsknąć pod nosem. Cóż, rudzielec byłby z niej dumny.
"Z lodem," odpowiedziała kobiecie, przyglądając jej się z kamienną twarzą. "Czy wszyscy nosicie maski czy to tylko twój wybór?" zapytała wprost, przywołując w pamięci fragmenty filmów i komiksów. Może Lisica uważała się za jakiegoś superbohatera?
Kiana spojrzała na dłonie. Jaka kuźwa oferta? nie miała bladego pojęcia o czym mówiła. Wydawało jej się, że tamtego dnia chodziło jej tylko o to by zgraja kretynów poszła do domu, Foxes wrócili do nory, by ona mogła się napić. A teraz okazuje się, że jej słowa zostały odebrane nieco inaczej. Ale przecież się do tego nie przyzna.
"Cóż, sprawnie udało Ci się zapanować nad dystryktem, a o Foxes słyszy się nawet poza jego granicami. Nie szkodzicie aż tak jak Jackals, ale niektóre z waszych metod..., powiedzmy, że jeśli wpadniecie nie będzie lekko," przerwała na moment zastanawiając się co powiedzieć dalej. Przeleciała wzrokiem po Lisicy, opierając się o bok kanapy. "Myślę, że Wolves i Foxes mogliby się dogadać, na warunkach korzystnych dla obu stron," zanim przedstawi swoją propozycję, chciała usłyszeć co o samym pomyśle sądzi druga kobieta.
Lisica cały czas obserwowała ruchy Wilczycy, trzeba było przyznać, że mimo wszystko nie była jakimś tam wielkim fanem bezpośrednich spotkań, ale "rzuconego" wyzwania nie sposób było jej odrzucić. Na wzmiankę o podejściu do zabijania wolnego czasu jedynie wzruszyła lekko ramionami, dając znać, że sama raczej nie będzie kopać tematu. Zapewne gdyby chciała dowiedziałaby się o tym w ten czy inny sposób, a może odpuściła temat, bo już w tym momencie wiedziała wszystko? Kto wie? Lisy chodziły własnymi ścieżkami, a skoro udało im się dostarczyć telefon pod sam nos Kiany, to co jeszcze byli w stanie zrobić?
"Zapewniam Cię, robię to dla dobra tego miejsca", Lark parsknęła cicho śmiechem trzeba przyznać, że teraz tym bardziej chciałaby to zobaczyć! Serio! Może jednak po kilku głębszych się uda? Będzie miała przynajmniej co wypominać obecnej tu kobiecie. Jednak na "zabawę" przyjdzie czas. Najpierw praca, później przyjemności. Nawet jeśli było się w Foxes. Uważnie obserwowała zachowanie kobiety, a widząc gdzie postanowiła zająć miejsce, nie przeszkadzało jej to oczywiście. Była gospodarzem, nie mogła pozwolić by jej gość czuł się w jakiś sposób niekomfortowo! Ah... czekajcie. Nieważne.
- Tak też słyszałam. Tak też zaobserwowałam. - Powiedziała spokojnie przechylając lekko głowę w bok. - Stąd moje zdziwienie. - Tym razem uśmiechnęła się szeroko. Czy miała jakąś kontrolę nad tym kto mógł wejść do klubu? Zapewne nie, ale Kiana od razu na wejściu została "przechwycona" prawda? Czy może była to tylko prosta zagrywka i Lark zagrywała kartami, którymi tak naprawdę nie dysponowała w tym momencie? Czy faktycznie mogła ze spokojem stwierdzić, że Kiana znalazła się tu sama?
Uniosła natomiast lekko brwi do góry kończąc polewać alkohol. Dlaczego nosiła maskę? Szczerze nie spodziewała się takiego pytania tutaj. - Oh, cenię sobie po prostu swoją prywatność. Powiedz mi jak Ty sobie radzisz z tymi wszystkimi fanami? Czy może po prostu lubisz stać w świetle reflektorów? - Odparła siadając wygodnie z własnym szkłem w ręku. Coś jednak zwróciło uwagę Lisicy, spotkanie nie przebiegało dokładnie tak jak sobie wyobrażała, że może przebiegać. Uniosła szklankę powoli do ust, upijając nieco. Nie zamierzała ponaglać Kiany.
- Niektóre z naszych metod mówisz. Całe szczęście, że nie będziemy mieć lekko tylko JEŚLI wpadniemy. Chociaż to mogłoby być interesujące. Naprawdę. Dowiedziałabym się, które z naszych metod są aż tak karygodne! - Ponowny uśmiech. To nie tak, że Lark uważała siebie czy też Foxes za świętych. Jednak nie zamierzała przytakiwać czy też okazywać swojego rodzaju strachu przed karą za cokolwiek. - Mogliby się dogadać mówisz... A co takiego Wolves może nam zaoferować i czego oczekiwać w zamian? Bo widzisz. Lubię mieć pogląd na całą sprawę zanim zdecyduje czy w ogóle jest to warte jakiegokolwiek zachodu.
"Zapewniam Cię, robię to dla dobra tego miejsca", Lark parsknęła cicho śmiechem trzeba przyznać, że teraz tym bardziej chciałaby to zobaczyć! Serio! Może jednak po kilku głębszych się uda? Będzie miała przynajmniej co wypominać obecnej tu kobiecie. Jednak na "zabawę" przyjdzie czas. Najpierw praca, później przyjemności. Nawet jeśli było się w Foxes. Uważnie obserwowała zachowanie kobiety, a widząc gdzie postanowiła zająć miejsce, nie przeszkadzało jej to oczywiście. Była gospodarzem, nie mogła pozwolić by jej gość czuł się w jakiś sposób niekomfortowo! Ah... czekajcie. Nieważne.
- Tak też słyszałam. Tak też zaobserwowałam. - Powiedziała spokojnie przechylając lekko głowę w bok. - Stąd moje zdziwienie. - Tym razem uśmiechnęła się szeroko. Czy miała jakąś kontrolę nad tym kto mógł wejść do klubu? Zapewne nie, ale Kiana od razu na wejściu została "przechwycona" prawda? Czy może była to tylko prosta zagrywka i Lark zagrywała kartami, którymi tak naprawdę nie dysponowała w tym momencie? Czy faktycznie mogła ze spokojem stwierdzić, że Kiana znalazła się tu sama?
Uniosła natomiast lekko brwi do góry kończąc polewać alkohol. Dlaczego nosiła maskę? Szczerze nie spodziewała się takiego pytania tutaj. - Oh, cenię sobie po prostu swoją prywatność. Powiedz mi jak Ty sobie radzisz z tymi wszystkimi fanami? Czy może po prostu lubisz stać w świetle reflektorów? - Odparła siadając wygodnie z własnym szkłem w ręku. Coś jednak zwróciło uwagę Lisicy, spotkanie nie przebiegało dokładnie tak jak sobie wyobrażała, że może przebiegać. Uniosła szklankę powoli do ust, upijając nieco. Nie zamierzała ponaglać Kiany.
- Niektóre z naszych metod mówisz. Całe szczęście, że nie będziemy mieć lekko tylko JEŚLI wpadniemy. Chociaż to mogłoby być interesujące. Naprawdę. Dowiedziałabym się, które z naszych metod są aż tak karygodne! - Ponowny uśmiech. To nie tak, że Lark uważała siebie czy też Foxes za świętych. Jednak nie zamierzała przytakiwać czy też okazywać swojego rodzaju strachu przed karą za cokolwiek. - Mogliby się dogadać mówisz... A co takiego Wolves może nam zaoferować i czego oczekiwać w zamian? Bo widzisz. Lubię mieć pogląd na całą sprawę zanim zdecyduje czy w ogóle jest to warte jakiegokolwiek zachodu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach